Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-03-2020, 14:43   #41
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Skoro pan pozwala, to wypowiem się szczerze, w imieniu całej naszej grupy - zaczął ostrożnie Red. - Uważam, że pana młoda przyjaciółka może mieć sporo racji, mimo że nie do końca wiem o co chodzi z klanem, harpią i księciem i ogólnie całą tą tajemniczą otoczką. Pyta pan, co zrobić? Dwie opcje nasuwają się same. Pierwsza to ten cały "Mustang", który przekazywał walizkę. Można by go odwiedzić i trochę przycisnąć, zobaczyć czy się nie wygada. Druga to ta kobieta od włoskiej mafii, Giovanni. Nie wiem jak chce pan to rozegrać, dogadać się z nią, by wspólnie działać przeciw porywaczom, czy może raczej rzeczywiście im ją dostarczyć. Tak czy inaczej, cokolwiek pan postanowi, jesteśmy z panem.

- Sporo racji w czym? Że wysłała Golda samego?! - Wrzasnął na Reda. Ale w końcu zmusił się do tego by się opanować. Zaczął chodzić w kółko by rozładować napięcie.

- Właściwie to ja Golda podwiozłem - wtrącił Blue. - No ale ogólnie to tak, Gold często działa sam. Smykałkę ma do tego. Poza tym pięciu gości kręcących się dookoła salonu byłoby bardzo podejrzanym widokiem...

-To nie są zwykli ludzie…. On nie ma doświadczenia z… - przerwał w porę. Nie miał teraz na to wpływu. Postanowił zmienić temat.

- Ta… Kobieta… Giovani. Prawdopodobnie jest równie utalentowana jak ten człowiek Rekin. Jeśli nie będzie chciała ze mną iść. Nie zmuszę jej. Mogę z nią rozmawiać i będę. Zaraz… - zmrużył oczy zatrzymując się.
- Może faktycznie lepiej byłoby spotkać się z nią wcześniej. Jeśli jest z nimi w zmowie nic to nie zmieni, a jeśli nie. Może mogłaby mi pomóc. - Marlo zaczął ponownie krążyć.
- A ten Mustang… Nie wiem… Ci goście którzy mnie napadli byli wcale nie słabsi od człowieka rekina. Ja nie wiem czy to jest zwykły gość którego można ‘przycisnąć’. - potarł głowę.
- Ale z drugiej strony mogę spróbować, na razie potrzebują mnie żywego więc tylko mnie poturbują w najgorszym wypadku..- klasnął w dłonie.
- Okey spróbujcie ustalić gdzie oboje się znajdują. - Potem pojadę pod Pole Position. Ktoś chce się tam ze mną spotkać. Nie wiem czy to ważne ale nie stać mnie na to by cokolwiek pomijać. - chwilę patrzył w ciszy na najemników. Ważąc to co chce powiedzieć.
- Zróbcie to o co was proszę i poczekajcie na Roksi, skoro ona naprawdę uważa że ma jakiś plan to pomóżcie jej w nim. - uśmiechnął się kwaśno.
- I… Z prowadzeniem samochodu radze sobie od 16 roku życia,nie musicie mnie już więcej wyręczać.

- Czy ja dobrze rozumiem? - zapytał Black. - Okazuje się więc, że człowiek-rekin jest supermutantem, porywacze są supermutantami i kobieta z mafii też może być supermutantem, i Mustang też normalny pewnie nie jest? Co to ma być? Niedługo się okaże, że co druga osoba jest supermutantem! - rzucił zirytowany.
- I członkiem tajemnej kabały czy innego syfu - dodał Blue.
- Przestańcie! - Red wstał i spiorunował spojrzeniem towarzyszy, po czym zwrócił się do Marlo. - Po pierwsze chciałbym przypomnieć, że znamy lokacje mieszkania pani Giovanni jak i domu Mustanga. Po drugie, nie może pan jechać sam. Ktoś rzeczywiście powinien poczekać na pannę Mrozow, ale pozostali powinni pojechać z panem.

Marlo uśmiechnął się łagodnie.
- Dobrze jeden z was może ze mną pojechać żeby sprawdzić czy nie podłożono mi pluskwy czy czegoś innego. Mnie porywacze potrzebują żywego. Was nie. - powiedział krótko.

- Niech będzie - zgodził się Red, chociaż widać było, że wolałby, żeby więcej osób towarzyszyło pracodawcy. - Kto ma z panem jechać?

- Może ty. - zapytał Marlo wyczuwając że chłopak chyba jako jedyny w grupie trochę go lubi. A on chciał mieć teraz przy sobie przyjaciela, Byłoby mu po prostu po ludzku lżej.
- Najpierw pojedziemy do tej Giovani. Chyba dość już czasu zmarnowałem, jeśli to ktoś kto może pomóc powinienem móc jej dać go jak najwięcej.

- Dobrze. Może skorzystamy z jednego z pańskich samochodów? Skoro jedziemy odwiedzić damę, dobrze by się było należycie prezentować… - rzucił wyraźną sugestię.

- Może być czarny chavloret. To chyba nie w tym wozie wyrwali mi drzwi. A może zostawiłem go na parkingu.- Uśmiechnął się.
- Zawsze mogę użyć helikoptera. Chodź. Mamy mało czasu. - powiedział ruszając w stronę podziemnego parkingu. Nagle zatrzymał się.
- Pięć minut.- Powiedział biegnąc do siebie by ubrać jakiś garniak. Po chwili wrócił.
- Dobra teraz na serio możemy jechać. - powiedział schodząc w drogim garniturze koloru kości słoniowej o podobnej do niego kamizelce i śnieżnobiałej koszuli. Całość wieńczyły eleganckie buty ze skóry w kolorze marynarki.

Więc pojechali. Red prowadził, ale widać było, że nie ma w tym takiego doświadczenia jak Blue. A może po prostu stresował się, żeby przypadkiem nie porysować wartego grubą kasę samochodu? Tak czy inaczej nie czekała ich długa droga. Apartamentowce Star View Heights stały przy zjeździe prowadzącym na most na Starfish Island. Pewnie ze swojego mieszkania na jedenastym piętrze Giovanni mogła zaglądać Księciu do ogródka…
- Jesteśmy - oznajmił Red. - Żeby tylko było jakieś wolne miejsce parkingowe… To jak to rozgrywamy, proszę pana? Mam być milczącym przybocznym? No i musimy jeszcze odkryć, które mieszkanie należy do naszej włoszki.

Marlo uśmiechnął się do chłopaka.
- Najchętniej to widział bym cię tu w wozie. Wiesz... jest drogi. Głupio by było jakby ktoś go gwizdnął. - powiedział otwierając drzwi i podchodząc do budynku. Chcąc znaleźć portiera czy nocnego stróża i po prostu zapytać o Giovani.

Red westchnął ciężko, po czym mruknął pod nosem.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz…

Tymczasem Grin znalazł portiera, który jednak uprzejmie mu oznajmił, że nie może udzielać takich poufnych informacji.


Marlo uśmiechnął się szeroko, siląc się na prezencję i wyjmując swój gruby, napchany gotówka portfel. Niewielu śmiertelników i nieśmiertelnych też potrafi oprzeć się takiemu połączeniu.
- To dla mnie bardzo ważne i nikt nie musi o niczym wiedzieć. - powiedział na starcie wyciągając 3 stówy.

- Pokój jedenaście a, windą na samą górę i po lewej stronie - odpowiedział portier, uśmiechając się półprzytomnie i chowając banknoty. - Miłej nocy życzę.

- Wzajemnie. - powiedział Marlo szczęśliwy że nareszcie prezencja działa jak powinna i wszedł do windy kierując się pod wskazany adres. Zapukał.

- Proszę na mnie poczekać! - powiedział Red, przechodząc pośpiesznie przez hol.
Drzwi od windy zdążyły się jednak zamknąć mu przed nosem.

Upłynęła chwila nerwowego oczekiwania. Wreszcie drzwi, wciąż zamknięte na łańcuch, uchyliły się i Marlo zobaczył kawałek twarzy opalonego, umięśnionego mężczyzny o piwnych oczach, noszącego białą koszulę i nieskazitelne, czarne spodnie.
- Czego pan chce? - zapytał groźnym basem.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 11-03-2020, 18:45   #42
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Marlo zdziwił się widząc Reda. Ale już pozwolił dotrzymać mu sobie towarzystwa. Lubił go. Poprostu. Gdy drzwi otworzył mu nieznajomy rozłożył ręce pokazując w sposób stary jak świat że przychodzi bez broni.
- Jestem Ethan Grim, przyjaciel, przyszedłem do Pani Giovani w interesach wierzę że możemy sobie pomóc. Prosze pozwól mi z nią porozmawiać. - poprosił, ponownie aktywując Prezencję.

- Proszę poczekać, zapytam, czy pana przyjmie - powiedział, po czym zamknął drzwi.
- Jest szansa - ucieszył się Red.
Drzwi otworzyły się ponownie, tym razem na pełną szerokość.
- Pani Giovanni pana przyjmie, zapraszam.
Usunął się z drogi i wskazał przejście do pokoju, gdzie na luksusowym fotelu siedziała kobieta, którą Marlo widział wcześniej na zdjęciu. Uśmiechała się kącikiem ust.

- Ty zostajesz. - powiedział dosłownie wypychając Reda za drzwi i zamykając je za sobą. Zdjął z siebie prezencje. Nie chciał kobiety rozzłościć. Podszedł do niej i wyciągnął dłoń, gotów jeśli mu ją poda ostrożnie ją pocałować ją. Tak robili na filmach.

Uśmiech rozkwitł na twarzy Candice. Nie takiego przywitania się spodziewała, ale takiego, do cholery, oczekiwała!
- Widzę, że mam do czynienia z gentlemanem - pochwaliła. - Proszę spocząć i powiedzieć co też pana do mnie sprowadza. Bo przyzna pan, że to niezwykła wizyta. Dziedzic fortuny odwiedza turystkę z zagranicy w jej hotelowym pokoju… co ludzie powiedzą?

Marlo usiadł jak poprosiła.
- Wpuściłaś mnie… - chwilę szukał słowa. - Milady. - to wydało mu się odpowiednie.
- Czy ktoś może powiedział ci że przyjdę. - zapytał śledząc uważnie ale jakby od niechcenia jej reakcje.

- Ależ oczywiście - potwierdziła bez wahania. - Uprzedził mnie nasz wspólny znajomy, Kent Paul. Bardzo miło z jego strony. W innym wypadku mógłby mnie pan nie zastać. Musi mu pan koniecznie więc podziękować przy najbliższym spotkaniu.
- On. - Na twarzy Marlo odbiło się wyraźne wahanie. To mogło coś znaczyć ale... Mogło nie znaczyć nic. Chyba powinien zmienić plany i spróbować spotkać się z samą primogen swojego klamu. Roksi.. Może miała rację. Może nie był zbyt zdeterminowany.
W końcu postanowił przejść do rzeczy.
- Jest ktoś, kto porwał moją przyjaciółkę i zmusza mnie do różnych rzeczy. Nie mówiłem, że to Harpia jemu mówiłem że tu przyjdę i mógł panią uprzedzić. Ale… Prawda jest taka, że ktoś kazał mi spotkać się z panią za… 4 dni i odebrać towar. – policzył szybko. – Teraz to za 3. Wiem tylko tyle. I… Bijąc się z myślami postanowiłem przyjść wcześniej i porozmawiać. Może uprzedzić jakieś fakty które staną się nieodwracalne jak zachowam milczenie. Wiem, że sprawa jest dziwna i naprawdę żałuję, że nasze spotkanie ma taki a nie inny charakter. Ale teraz gdy oboje wiemy wcześniej może uda nam się opracować jakiś zarys planu który pomoże nam obojgu się wyplątać z tego w czym tkwimy.
Brew Candice powędrowała do góry. I tyle. Reszta jej twarzy nie zmieniła wyrazu.
- Przepraszam pana bardzo, ale mój angielski nie do końca radzi sobie z pana akcentem. Czy może pan to wszystko powtórzyć jeszcze raz? Wolniej i jeśli to możliwe, prostrzymi zdaniami?

Marlo spojrzał na kobietę jak zbity pies ale spróbował jeszcze raz.
- Jestem Toreadorem, moją matką jest Noctrum. Kilka dni temu została porwana przez porywaczy w muzeum podczas wystawy sztuki egipskiej. Od tego czasu kontaktują się ze mną porywacze którzy chcą odemnie różnych przysług. Ostatnia przysługą jaką mam zrobić jest spotkanie z panią za 3 dni. Prościej już chyba nie potrafię. - powiedział patrząc na wampirzyce w napięciu.

- Ktoś porwał twojego Stwórcę? - zdumiała się, ale zaraz się opanowała. - Czy nie powinienen pan poinformować o tym stosownych przełożonych? Primogena? Księcia? Może zwrócić się bezpośrednio do Szeryfa? Taki afront nie może przecież ujść szubrawcom płazem! Należy ich znaleźć, zabić, a ich prochy rozsypać na wysypisku śmieci, gdzie ich miejsce!

- No… wiem… - zaczął Marlo. Przypominając sobie że zupełnie zapomniał o szeryfie. Przez myśl mu przeszło o kim jeszcze mógł zapomnieć.

- W każdym razie. Oni będą chcieli czegoś od pani. Za 3 dni i jeśli nic nie uda mi się wskórać. Za trzy dni po to tu przyjdę. Nie wiem czy ta wiedza coś pani pomoże, ale… Ja chyba chciałbym coś takiego wiedzieć. - powiedział wstając.

- I gdyby okoliczności były inne zaprosiłby panią do klubu. Ale ostatnio nie bardzo potrafię skupić się na tym żeby grać.

- Nie rozumiem czego mogą ode mnie chcieć, ale cokolwiek to jest, nie dostaną tego - odpowiedziała zdecydowanie. - Jedyne na co mogą liczyć, to ostrze mojego miecza!
- Pana zaproszenie jest niezwykle miłe, ale nawet gdyby pański klub normalnie funkcjonował, musiałabym odmówić. Nie jestem miłośniczką tego rodzaju rozrywki. To dobre dla pospólstwa. Chociaż rozumiem, że może rozweselać przyglądanie się ich śmiesznym podrygom.

Marlo chwile patrzył n kobiete.
- Dla ciebie pani zrobiłbym coś wyjątkowego i byłabyś moim jedynym gościem. To co robię jest piękne i mam w tym wyczucie. - chwilę myślał.

- Żeby odbić moją stwórczynie będą potrzebował pomocy. Póki co mój klan milczy, książe ‘pracuje nad sprawą’, a czas nieubłaganie ucieka. Jeśli rodzina Giovanich by mi pomogła ja pozostałbym dłużny, tak samo jak Nocrum. Nie może być tak, że ofiarami napaści stają się matki, bo kto będzie następny. To trzeba zatrzymać. - powiedział z naciskiem.

- Jestem - tu zawahała się na ledwie zauważalny moment - jedynym przedstawicielem mojego klanu w tym mieście. I niestety nie mogę mieszać się w zbrojny konflikt. To by zrujnowało, już i tak napięte, relacje mojego klanu z Księciem Vercettim. Ale przemawiasz prawdziwie i poruszająco, więc poratuję cię chociaż dobrą radą. Jeśli potrzebujesz zbrojnego ramienia, zwróć się do klanu Gangrel. Porozmawiaj z mężczyzną o imieniu Aureliusz na wyspie Prawn. Powodzenia.

Marlo podszedł do kobiety i z szacunkiem podniósł jej dłoń by ją pocałować.
- Dziękuje. Pójdę już milady. Nie mam wiele czasu. Ale uważaj na siebie pani bo równie dobrze ktoś może cię napaść a mi za te trzy dni kazał przynieść krwawy dowód że zamach się udał. - powiedział chcą odwdzięczyć się kobiecie równie dobra choć może nieprzyjemną radą i jeszcze tej samej nocy odbyć tyle rozmów ile jeszcze zdoła. Zastanawiał się tylko gdzie uderzyć teraz. W końcu zdecydował się na szeryfa.

Zadzwonił do Harpii, aby umówił mu spotkanie. Pół godziny później dostał odpowiedź, żeby przyjechać do kawiarni usytuowanej na Washington Beach, tuż obok siedziby głównej DBP Security. Pojechał tam z Redem, ale musiał czekać kolejne pół godziny nim Szeryf wreszcie się zjawił...
Przy kawiarni zaparkował biały, sportowy Infernus. Wysiadł z niego mężczyzna o skórze barwy czekolady ubrany w nieskazitelnie biały garnitur, któremu życia dodawała fioletowa, rozpięta pod szyją koszula, odsłaniająca złoty łańcuch. Szeryf rzucił okiem na swój zegarek, również zresztą złoty, i pokiwał lekko głową. Podszedł do Marlo i bezceremonialnie usiadł naprzeciwko.
- Dobrze, panie Grin, jestem gotów wysłuchać pańskiego zażalenia. Kto też panu nadepnął na odcisk?

Czoła wampira przecięła zmarszczka irytacji. Jak to było że Nocrum nie było już kilka dnia a nikt o tym nie wiedział. Naprawdę rozmawiał z nieprawidłowymi osobami? Chociaż Kent tym razem nie nawalił. Ale pomału zaczynał rozumieć że nastawiał go przeciw Roksi i jej Vincentowi. Dlaczego? Tego nie wiedział. Spróbował jeszcze raz od początku.
- Nocrum została porwana. Potrzebuje pomocy przy jej odnalezieniu. - Tym razem ograniczył się do jednego zdania i czekał na reakcje.

- Została porwana, tak? - powtórzył Szeryf. - Tak, obiło mi się o uszy, że pan tak twierdzi, ale czy ma pan na to jakieś dowody? Kto niby miałby być odpowiedzialny za to porwanie, hmm?

- Co? - Marlo pomyślał że się przesłyszał.
- Zaraz z kim rozmawiałeś. Kto Ci powiedział że mi odbiło a jej nic nie jest? Ktoś z mojego klanu? Kto to był?- powiedział Marlo z naciskiem.

- Spokojnie, nie jest roztropnie się tak unosić w obecności Szeryfa. Jeszcze mogłoby dość do obrazy funkcjonarusza na służbie i musiałbym dokonać aresztowania… - stwierdził Vance żartobliwie. - Jestem Szeryfem - powtórzył z naciskiem - mam swoje źródła. Mam też ograniczony czas i środki, a przy tym inne, poważniejsze problemy. Zdajesz sobie sprawę, że z każdym miesiącem coraz więcej pariasów i anarchistów próbuje przeniknąć do Vice City? Że w ciągu ostatnich tygodni straciliśmy siedmioro naszych, w tym czworo moich własnych Potomków? Myślisz, że rzucę wszystko i ruszę na pogoń za tajemniczymi porywaczami, bazując tylko na twoim słowie? Póki co wiemy tylko, że udałeś się z Czarną Damą do muzeum, w którym akurat miała miejsce próba kradzieży. Zapis z monitoringu został zniszczony przez złodziei, więc nie wiemy co się tak naprawdę wydarzyło. Skąd więc mogę mieć pewność, że w ogóle doszło do porwania? Może korzystając z zamieszania Noctrum wymknęła się po angielsku? Może ukartowała ten niby-napad, żeby wszystkich zmylić? Może miała dość zajmowania się takim nieudacznikiem jak ty i wolała zniknąć, zacząć od nowa? - zapytał, patrząc na Marlo z pogardą. - A może… może to ty ją zabiłeś pośród tego całego zamieszania? Może ta historia o porwaniu to tylko wygodne alibi? Hmm?

Marlo zacisnął pięści i szczęki.
- Rozumiem że mi nie pomożesz. - powiedział zimno cedząc słowa.

- Jeśli nie masz dla mnie twardych dowodów, twoja sprawa dostaje niższy priorytet - odparł Szeryf.

- Jak każdy w tym mieście szukasz wymówki każąc mi czekać albo robiąc ze mnie idiotę byleby nie musieć zrobić absolutnie nic. I do Twojej wiadomości. Nocrum jest silna. Jest najpewniej najsilniejszą wampirzycą w całym moim klanie i byłaby cennym sprzymierzeńcem w walce którą toczysz. - Potarł kark.

- Mogę zakładać, że jest silna, ale z pewnością wiem, że dla mnie sojusznikiem żadnym nie będzie. Od początku mną pogardzała. Nie chciała wcale współpracować. Dla niej liczył się tylko jej własny klan. Niechże teraz jej klan przyjdzie jej na ratunek.

- Nocrum jest…, Trudna, ale zawsze spłaca swoje długi i dotrzymuje słowa. Jak ja jeśli to ma dla ciebie znaczenie. I możesz mnie olać ale jako szeryf powinieneś wiedzieć że porywacze się ze mną kontaktują zmuszając do różnych rzeczy. Boje się że panna Giovani może być ich następnym celem. Ostrzegłem ją ale nie wiem czy wzięła mnie na poważnie. - Potarł kark.

- Masz dowody na te działania porywaczy? Takie solidne? - zapytał Vance. - Czy to tylko kolejne alibi, żeby robić zamieszanie w mieście? Ale zakładając, że ci porywacze naprawdę istnieją, i po starej jędzy wezmą się za włoską kurwę, to może nawet przydzielę sprawie ich pojmania najniższy możliwy priorytet.
 
Shinju jest offline  
Stary 12-03-2020, 13:08   #43
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- A jakie chcesz dowody? Moje połączenia telefoniczne? Świadków? Wiesz… Możesz nie lubić tych kobiet, ale w mieście nie ma wielu naprawdę silnych wampirów. Większość to takie szczeniaki jak ja. Wystarczy wyeliminować kilka tych silnych i jako społeczność poprostu się nie obronimy.

- Nie potrzebujemy wcale żadnych staruchów, żeby się obronić. Uwierz mi, nie ważne ile Spokrewniony ma lat, dwa, dwadzieścia, czy dwieście, i tak wystrzał ze strzelby z bliskiej odległości rozniesie mu czaszkę. A wybuch granatu czy pocisku z rakietnicy? Zostaje tylko kupka popiołu. Wreszcie można takiego zwyczajnie szatkować ołowiem tak długo aż zostaje pozbawione krwi sito…

- Rozmawiasz z Toreadorem. Jestem szybszy od wystrzelonej kuli czy pocisku a są tacy jak Nocrum co biją mnie o głowę. Gdyby to wszystko było takie proste nie miałbyś w mieście żadnych problemów. Nie oszukuj mnie i siebie że wszystko masz pod pełna kontrola bo oboje wiemy że to nieprawda.

- Szybszy od pocisku! - Vance roześmiał się. - Za każdym razem bawi tak samo… To że liznąłeś trochę Akceleracji nie znaczy, że jesteś supermanem - pokręcił pobłażliwie głową, ignorując pozostałe przytyki Marlo.

- I jest jeszcze człowiek rekin. Przy moim klubie zaatakował i zabił gościa z DBP security. - Marlo rzucił na stół znaleziony przy zwłokach portfel.
- On też jest w całą tą sprawę zamieszany. Próbowałem go zatrzymać ale dosłownie wyrwał mi ręce ze stawów. Jako szeryf to też powinieneś wiedzieć. - potarł kark.
- Ja wiem że te wszystkie wydarzenie maja jeden wzór którego jeszcze nie rozumiem. Sprawiając mnie możesz zignorować coś co wpłynie na to że wszyscy przegramy.

- Wiem. DBP to moi ludzie. A te skurwiałe Rekiny zabijają mi jednego po drugim, tak że chyba będę musiał zamknąć tutejszy oddział firmy - wskazał na sąsiedni budynek. - Zwłaszcza że wasz klan i tak go na swoim terenie nie chciał. To niech teraz sam się męczy z tymi morderczymi świrami.

-Moje kondolencje. - powiedział Marlo nawet starając się żeby to zabrzmiało szczerze.
-A mój klan to nie ja. Ostatnio mam wrażenie że nie jest nam po drodze.

- Biednyś ty - zakpił Szeryf. - Więc miałeś tylko mamuśkę i teraz ona zniknęła? No to lepiej, żebyś miał twardą dupę, bo prędzej niż później ktoś się połakomi na twoje pieniądze, wpływy i krew. Jyhad, dzieciaku! - rzucił na zakończenie, po czym podniósł się, otrzepał i ruszył do swojego samochodu.

Marlo powstrzymał się żeby nie przeklinać. Rzucił kasę na stół mimo że ani on ani szeryf nic nie zamówili. Jakoś czuł że tak trzeba.
-Nie szeryfie. Oboje mamy przejebane tylko ty jeszcze tego nie widzisz. - powiedział chłodno panującej nad nerwami wiedział że złość w końcu go złamie. Ale nie w tej chwili. Podszedł do samochodu w którym zostawił Reda żeby spróbować uspokoić się i trochę pomyśleć. Miał tyle zrobić a teraz znowu czuł jak praktycznie zeszło z niego powietrze jak głupio by to w jego przypadku nie brzmiało. W każdym razie doszedł do wniosku że od Toreadorów chce odpocząć. Na kolejne szarpanie się z klanem tym razem Gangrela chwilowo nie ma siły. W końcu powiedział do najemnika.
- Jedziemy pod Pole Position szukać Królowej Cierni. - powiedział wyjmując telefon i przypominając sobie o Ryu. Nie mógł dopuścić żeby skończyła mu się trawa. Nie teraz. Postanowił do niego zadzwonić i uspokoić. Może wziąć trochę towaru zanim zorientuje się że mu się skończył, do czego przecież dopuścić nie mógł.


- Uch, do strip-klubu to mógł pan wziąć Blue albo Blacka - mruknął Red. - Ja nie jestem wielkim fanem takich przybytków. No, ale cóż…
Ruszył na południe główną drogą ciągnącą się wzdłuż granicy plaży. Dojechawszy do apartamentowców Ocean Heights skręcił w prawo i zwolnił, wjeżdżając w nieoficjalną dzielnicę czarwonych latarni Vice City. Zatrzymał się na parkingu przed Pole Position, z trudem znajdując wolne miejsce.
- No dobrze, znów taktyka na pieniądze i urok osobisty? - zapytał wesoło.

Marlo uśmiechnął się lekko. Naprawdę lubił tego chłopaka.
-Jestem Ethan Grim. I… Może to miasto płonie, ale nie wierzę żebym musiał prosić kogoś o pozwolenie na wejście do przybytku rozpusty. - Chwile myślał w końcu powiedział.
-I… jak chcesz ze mną wejść to trzymaj się blisko mnie. - powiedział Toreador ruszając pewnie w stronę klubu.

Red pokiwał głową i szedł krok w krok za pracodawcą. Strażnicy rozpoznali Marlo i wpuścili ich bez zbędnych słów. Wewnątrz półmrok mieszał się z neonowym blaskiem świateł i rozproszoną mgłą. Energetyczna muzyka i półnagie kobiety. Bełkot niezrozumiałych rozmów. Zapach tytoniu, marihuany i różanych perfum. Wszystko to potrafiło być przytłaczające dla kogoś nowego. I było. Red rozglądał się dookoła, niepewny co właściwie zrobić.

Marlo rozluźnił się. Poczuł się lepiej, pewniej. Zrozumiał, że tęskni za swoim klubem kiedy nie był otwarty to nie było to samo. I… Poczuł głód… Ale to teraz nie było ważne. Wrażenie było podobne, ale nie był u siebie. Podszedł do barmana. Z łatwością przepychając się wśród ludzi. Zamówił mohito. I… Użył prezencji patrząc na barmana.
- Szukam Królowej Cierni. Powiedz mi gdzie ją znaleźć. - powiedział kładąc stówkę na stół.

- Królowa Cierni nie przyjmuje tej nocy klientów - odpowiedział. - Wolne ma - dodał dla jasności, chowając banknot. - Na pewno jednak znajdzie pan zastępstwo odpowiednie dla pańskich preferencji.

Marlo położył kolejną stówę.
- Gdzie ją znajdę?

- To poufna informacja, proszę pana. Obawiam się, że nie mogę jej udzielić. Rozumie pan, kwestia prywatności i bezpieczeństwa pracujących tu dziewczyn jest dla nas niezwykle ważna.

Marlo przewrócił oczami kładąc 5 stów i przetrzymując je ręką.
- Dzwoni do mnie chce się spotkać. Powiedz jej że jestem. Nie musisz zdradzać mi gdzie żyje. Będę na nią tu czekał. Zrobisz to? - zapytał.

- To mogę zrobić. Proszę poczekać - odpowiedział, poprosił kolegę, by go zastąpił, i poszedł na zaplecze skorzystać z telefonu. Wrócił po dłuższej chwili.
- Niestety nie odbiera. Nagrałem się jej na sekretarkę, ale to wszystko, co mogę na tę chwilę zrobić. Bardzo mi przykro - rozłożył bezradnie ręce.

- Dzięki. - powiedział zostawiając forsę na blacie. Zabrał swoje mohito i wręczył je Redowi.
- Pij. Wyglądasz na spiętego. - powiedział i podszedł do grupki dziewczyn od których wyczuł trawę..Nie to że chciał coś zrobić bardziej zabić czas.
- Często tu przychodzicie? - zapytał.

Kiedy Marlo flirtował sobie z dziewczynami, podszedł do niego półnagi mężczyzna w obcisłych spodniach z czarnego materiału. Jego ubiór uzupełniały skórzane buty ze spiczastymi czubkami, krawat i opaska z króliczymi uszami.
- Przepraszam pana, ale chciałbym porozmawiać z panem na osobności. W sprawie osoby, której pan szuka - powiedział ciepłym basem.

Marlo niechętnie oderwał się od dziewczyn. Właściwie przechodzili na etap przekrzykiwania muzyki, co sprawiło że prawie ocieraniu się o ich łabędzie szyje. I… Wiedział, że nie są jego ale...No w każdym razie skupił się na nowym rozmówcy. Wyglądał na… Homoseksualistę. Albo naprawde zdesperowanego heretyka który za kasę zrobi wszystko. Odsunął się od dziewczyn żeby trochę trzeźwiej myśleć.
- Dobrze. -- powiedział w końcu.
- Red czekaj na mnie przy barze wrócę po ciebie. - z powrotem spojrzał na. hmn… mężczyznę z uszami królika.
- Gdzie idziemy? - zapytał.

Mężczyzna zabrał Marlo do jednej z wyciszonych salek do "prywatnych pokazów".
- Jestem przyjacielem Królowej Cierni - powiedział na wstępie. - Wiem, że chciała się z panem skontaktować, ale nie mogła się przebić przez pańską sekretarkę. Ostatnie dwie noce była czymś mocno poruszona. Nie znam szczegółów, ale chciałbym pomóc. Wiem gdzie mieszka i mogę pana tam zabrać - zaoferował.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 12-03-2020, 16:16   #44
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
- Dobrze, Chodźmy. - powiedział starając się nie patrzeć wprost na swojego rozmówcę. Jego strój po prostu… Nie.... To było zbyt dziwne, A zapach trawy której nie mógł skosztować zaczynał mu ciążyć i irytować. Oczywiście to mogla byc tez pułapka. Ale co miał w sumie do stracenia.

- Nie mogę wyjść teraz - zaprotestował mężczyzna. - Kończę pracę o drugiej. Przebiorę się i spotkamy się przy sklepie Collars and Cuffs. Do tego czasu może pan korzystać z uroków tego przybytku. Wyjście zaraz po rozmowie ze mną byłoby trochę zbyt podejrzane. Gdyby ktoś się dowiedział, że zdradzam komuś adres innego pracownika, straciłbym pracę a zyskał pozew.

Marlo spojrzał na zegarek miał tylko kilka godzin jak zawsze do świtu. Zdecydował się wydać krew na prezencję, chociaż już czuł się głodny. Ale nie miał na to czasu.
- Powiem wprost. Grunt mi się pali pod nogami i nie jestem w stanie czekać. W dupie mam czy cię pozwa czy nie. Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc masz 15 minut. I pamiętaj jeśli będziesz ze mną to jeśli stracisz pracę ja dam ci inną jeśli trafisz do więzienia ja z niego cię wyciągnę. Decyduj. Może właśnie w tej chwili uratujemy twojej przyjaciółce życie bo jestem zamieszany w coś, gdzie giną ludzie...

- W takim razie chodźmy. Pozwól mi tylko złapać jakąś koszulę… - zdecydował mężczyzna i opuścił budkę.
Dziesięć minut później był już gotowy. Udał się z Marlo prosto do samochodu. Tam powiedział Redowi:
- To niedaleko. Jedź w kierunku latarni morskiej. Daria mieszka w małym domku przy plaży…
A obróciwszy się do Marlo podał mu dłoń:
- A tak w ogóle to dziękuję, że mnie pan wysłuchał. Jestem Thomas Sviegson. Naprawę uważa pan, że Darii coś grozi? - zapytał, wyraźnie zaniepokojony

- Ethan, ale możesz mi mówić Marlo. - powiedział dj i nie bez pewnych oporów podając rękę striptizerowi. Po chwili kontynuował.
- I...Nie wiem. Moja przyjaciółkę porwano, a wczoraj znalazłem pod klubem trupa. Jestem też szantażowany. Jesli ktos się czegoś bał i szukał ze mna konatktu wierze że to nie może czekać. -Spojrzał na Reda.
- Możesz jechać szybciej. To sportowy wóz do cholery. - warknął.

- O-oczywiście - zająknął się Red i przycisnął pedał gazu.
Szybko znaleźli się przy małym osiedlu drewnianych, jednorodzinnych domków.
- Mieszka pod numerem sześć - poinformował Thomas i zamarł z wyciągniętą ręką. W ciemności pomiędzy domkami zamajaczyła wysoka, barczysta postać, która zaraz potem znikła. - Widzieliście to, czy mi się zdawało? - zapytał.
- Hmm? Ale co? - zapytał Red. - Co mieliśmy zobaczyć?

Marlo pobiegł zmuszając się do tego by nie używać akceleracji. Jeszcze nie. Może jakby wydał krew na siłę to może miałby szansę z czymkolwiek z czymkolwiek będzie próbował się zmierzyć. Nocrum go tego kiedyś uczyła. Mógł spróbować. Ruszył w kierunku w którym widział postać.

- Proszę poczekać! - krzyknął wciąż nie rozumiejący Red, próbujący dotrzymać kroku swojemu pracodawcy. Thomas biegł na końcu, klnąc na swoje buty.
Marlo podbiegł do furtki w ogrodzeniu z metalowej siatki, które otaczało domek numer sześć. To tutaj dostrzegł zarys wielkiej postaci, był tego pewien… Teraz jednak nikogo tu nie było. W domu nie paliło się światło, a lampy stojące przy ścieżce dawały tylko tyle światła, żeby wydobyć teren z uścisku całkowitej ciemności i wtrącić go w ramiona półmroku.
- Proszę pana, co się stało? - wydyszał Red. - Czemu biegliśmy?
- Pan też to widział? - upewniał się striptizer. - Ten… cień?

Marlo rozglądał się ale tylko przez chwilę. Jeśli gość użył akceleracji i nie chciał być złapany to mógł być teraz dokładnie wszędzie. Nie siląc się na wyjaśnienie podszedł do domu w którym miała czekać na niego Daria sprawdzając czy jego złe przeczucia się potwierdzą i drzwi będą otwarte.

Ethan bez trudu odhaczył furtkę i wszedł do ogródka. Ziemia była tu miękka i dość piaszczysta, ale ścieżynka prowadząca od furtki do domu była nieco utwardzona i wydeptana. Podszedł do drzwi frontowych, nacisnął klamkę i wbrew swoim podejrzeniom, stwierdził, że są zamknięte.

Trochę mu ulżyło. Kimkolwiek gość był może go wystraszyli. Spojrzał na striptizera.
- Ty zapukaj ciebie zna. Jeśli jest w domu to prędzej Tobie otworzy. Tak czy siak tam wejdziemy. - Spojrzał na Reda.
- Umiesz otwierać drzwi czy ja ma to zrobić. - zapytał.

Thomas pokiwał głową, podszedł do drzwi i zapukał. Najpierw cicho i jakby niepewnie, potem głośniej, bardziej zdecydowanie. Nie spotkało się to jednak z żadną odpowiedzią. Wnętrze domku wciąż było ciemne i ciche.
Red tymczasem podrapał się za uchem.
- No wie pan… jestem specem od elektroniki, nie od mechanicznych zamków, ale czegoś się tam od Golda nauczyłem. Zawsze to lepiej spróbować, niżby pan miał wchodzić z kopa.
Red pochylił się nad zamkiem i męczył się z nim przez dłuższą chwilę, ale wreszcie, z ciężkim westchnieniem, poddał się.
- Niestety nic z tego - ustąpił miejsca. - Niech pan robi co musi… tylko potem będziemy musieli się pośpieszyć, bo sąsiedzi na pewno zadzwonią na policję.

Marlo pokiwał głową. Skupił się wydając krew na siłę tak jak go Nocrum uczyła i walnął w drzwi z kopa.

Ethan, już i tak silny, jeszcze wzmocnił swoje ciało, doprowadzając je do wyżyn ludzkich możliwości. I kopnął drzwi, lecz te stawiły opór. Wprawdzie huknęło, ale drewno nie puściło. Wyglądało na to, że tylko wyglądają z zewnątrz na słabe, a tak naprawdę zostały wzmocnione. Co w sumie nie powinno Marlo dziwić, Spokrenieni zawsze dbali o przynajmniej minimum bezpieczeństwa.

Marlo warknął wściekle klnąc i zaczął okrążać budynek szukając innej drogi do wejścia szyb, komina, tylnego wejścia.

Komina nie było, zresztą ktoś postury Marlo nigdy w życiu by się przez niego nie przecisnął. Okna wprawdzie były, ale zabezpieczone solidnymi, metalowymi kratami i zasłonięte żaluzjami od środka.

Marlo wrócił do głównych drzwi. Żałował braku komina bo wysła by tam Reda. Ale… Przyszedł mu do głowy kolejny pomysł.
- Dobra będę potrzebował pomocy. Spróbujemy wszyscy razem. Na trzy. - powiedział koncentrując się żeby ponownie wydać krew. Jak to nie pomoże spróbuję przestrzelić zamek.

Drzwi były zbyt wąskie by próbować całą trójką, ale Ethan i Thomas uderzyli w nie jednocześnie i udało im się je naruszyć. Coś trzasnęło wewnątrz i przy kolejnej próbie drzwi puściły i otworzyły się na oścież.
- Ugh, mocne, cholera - Sviegson rozmasował obolałe miejsca.
Red tymczasem sięgnął do środka i wymacał włącznik światła. Było przytłumione przez przyciemniony klosz, tworząc bardziej przytulne wrażenie. Wnętrze utrzymane było w zaiście gotyckim stylu, jakby ktoś bardzo się postarał, żeby przenieść do wpółczesności fragment historii. Wciąż jednak - ani śladu lokatorki.

Marlo podrapał się po głowie. To chyba dobrze. Może po prostu wyszła. Przeniósł wzrok na Striptizera.
- Zaczekaj tu na nią jest szansa, że wróci. Potem zabierz ją do mojego klubu - Sześcianu. Tu nie jest bezpieczna. - powiedział dając mu wizytówkę ze swoim numerem.

- Umm, a co jak zjawi się policja? Pański towarzysz mówił, że pewnie ktoś po nich zadzwoni... Nie mogę siedzieć w mieszkaniu do którego wyłamaliśmy drzwi! - zaprotestował Sviegson.

- Sam zadzwoń na policję. Powiedz prawdę. Widziałeś wielkiego mężczyznę który włamał się do domu twojej przyjaciółki. Pobiegłaś za nim ale uciekł. Nawet jak ktoś powie, że to byłem ja. To nic mi nie będzie. Idziemy Red. Masz jeszcze jakieś pytania. - zapytał Striptizera.

- Nie… Ok, to się może udać. Dziękuję. Będę dzwonił… - odpowiedział mężczyzna i usiadł ciężko na jednym z krzeseł. Widać było jak schodzą z niego emocje. Po chwili chwycił telefon i zaczął wybierać numer alarmowy.
Tymczasem Marlo i Red czym prędzej wrócili do swojego samochodu.
- Dokąd teraz, szefie? Wracamy do Sześcianu?

Marlo spojrzał na zegarek. Czuł jeszcze zdenerwowanie po całej akcji, ale chciał załatwić tyle ile tylko zdoła. Najemnicy mieli racje. Większość czasu przesypiał więc musiał działać szybko. Przypomniał sobie rozmowę z panią Giovani o tym że powinien skontaktować się z klanem Gangrela….
- Lubisz latać helikopterem? - zapytał najemnika.
- Musze odwiedzic wyspe Prawn i znalezc Aurelusza. - spojrzał na zegarek.
- Tylko nie wiem czy zdaze przed świtem.

- Nie lubię, ale potrafię - odpowiedział Red. - Dolecenie na Prawn to nie problem, ale gdzie konkretnie chce pan tego Aureliusza szukać? Z tego co wiem na wyspie jest studio filmowe, ale reszta to ruina, w dodatku niebezpieczna.

- Dobre pytanie. - przyznał Marlo.
- Ale chyba wiem kto bedzie wiedziec. Kojarzysz Linsey "Wild Star" Stuart. Ją mógłbym odwiedzić jako pierwszą…

- Coś mi to mówi… - zamyślił się. - To nie jakaś aktorka? Wydaje mi się, że widziałem ją na jakichś starych filmach. Ale teraz musiałaby mieć… siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat? Jest pan pewien, że taka staruszka może nam w czymś pomóc?

- Starzy ludzie duzo wiedza. - powiedział Marlo uzmysławiając sobie że Red dla swojego dobra praktycznie nie powinien opuszczać samochodu.
- I… Wyszukujesz różne informacje nie. Mógłbyś sprawdzić gdzie mieszka. - zapytał.

- Jasne, ale byłoby łatwiej, gdybym miał mój sprzęt. Ale i tak musimy zajechać do Sześcianu po helikopter, więc będę mógł poszukać adresu.
 
Shinju jest offline  
Stary 14-03-2020, 14:05   #45
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
---
Tymczasem Roksana opuściła Sześcian z zamiarem dostania się w okolice Biblioteki. Przeszła się kawałek, ale zrozumiała, że droga pieszo zajmie jej zbyt dużo czasu, więc zaczęła rozglądać się za taksówką. I wtedy go zobaczyła. Blondyna-rekina. Stał po drugiej stronie ulicy, oparty plecami o palmę. Uśmiechnięty i patrzący prosto w jej stronę.

Roxi przeklęła w duchu. Tego jeszcze trzeba było. Podeszła, w końcu i tak ją widział, być może już rozszyfrował… może nawet poprzedniego wieczoru, zwłaszcza po tym jak napadł go Marlo.
- Nie powinieneś wracać tak blisko miejsca zbrodni - powiedziała także opierając się o palmę. - Policja pewnie już zabezpieczyła nagrania z miejskich kamer i będą cię szukać - dodał.

- E tam - prychnął lekceważąco. - Przydupasy władzy na pewno zamiotą wszystko pod dywan. Nie będzie to pierwszy raz i nie ostatni. Ale dobrze tak, niech się trochę pomęczą, zamiast leniwie siedzieć na dupach i spijać najlepsze, co to miasto ma do zaoferowania… - Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się nawet szerzej, co pozwoliło jej zobaczyć, że tym razem ma normalne zęby. - Zresztą warto trochę zaryzykować. Bez ryzyka nie ma zabawy. A miałem nadzieję, że cię tu spotkam.

- Dlaczego akurat tutaj? - zapytała, nieco zaniepokojona. Głupio byłoby teraz, tu zginąć, zwłaszcza z jego ręki, ale z drugiej strony w tej chwili było jej to całkowicie obojętne. Vincent jakoś pogodzi się z tym że dał ciała spokrewniając ją i obejdzie się bez raportu.

- Miałem takie przeczucie, że możesz wrócić na miejsce naszego spotkania… na miejsce zbrodni, jak to określiłaś... więc kręciłem się po okolicy. No i masz, miałem rację, pojawiłaś się. Czułem, że coś nas łączy i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam rację.

- Skłonności socjopatyczne? - zasugerowała, po czym przesunęła się na drugą stronę palny, tak jakby chciała oprzeć się o jego plecy, ale odgrodziło ich drzewo. - Swoją drogą, tu jest klub, dość popularny. Dobre miejsce na szukanie… zdobyczy. Ale od kilku dni jest zamknięty, więc ludzi nie było. Myślałby kto, że właściciel jest na tyle przewidujący, że zamknął przed powrotem człowieka-rekina. A może cię z nim coś łączy i wiedział kiedy przegonić stąd tłumy? - zapytała udając lekkie rozbawienie. Mogła być wściekła na Marlo, ale jeśli okazja do zdobycia informacji sama na nią czeka… z drugiej strony, mógł tu być na obserwacji, a to mogło być niebezpieczne.

- W moim przypadku socjopatyczny to bardzo łagodne określenie - zaśmiał się. - Nawet ojcu i matce potrafiłem nieźle zajść za skórę… - umilkł na chwilę, wracając do wspomnień. - To co mówisz, to ciekawe jest, bo wczoraj zostałem napadnięty. Tak, możesz się śmiać, też dostrzegam ironię. Gość zbudowany jak szafa, twierdził, że zabiłem kogoś pod jego klubem i że porwałem mu przyjaciółkę. Poturbowałem go trochę. Okazuje się, że rozmiar nie zawsze ma znaczenie - zaśmiał się znowu. - Nie musiałem długo szukać, żeby znaleźć jego zdjęcie i nazwisko. Typ tak nadziany, że cud, że nie rzyga dolarami. I najwidoczniej ma się za supermana - pokręcił głową. - Nie cierpię takich dupków. Co oni wiedzą o prawdziwym życiu? Gówno wiedzą, bo sami są jak pozłacane klopy - skrzywił się.

- Widać ma bardzo silny instynkt terytorialny - stwierdziła. - A co jeśli znów się zjawi i będzie miał roszczenia? Jeśli urwiesz głowę komuś z taką kasą, kto pewnie ma połowę miasta w kieszeni, policja nie da ci spokoju. Prędzej czy później złapią cię i w najlepszym wypadku dadzą dożywocie. Wspólna pasja śmiercią to chyba zbyt mało żeby pozwolili mi cię odwiedzać - stwierdziła wychylając się zza drzewa żeby spojrzeć na niego, zbadać jego reakcję, ale też by rzucić okiem na klub. Nie podobało jej się, że tu jest, ale na razie nie miała lepszego pomysłu jak go stąd odciągnąć.

- To mu ponownie skopię dupę, tym razem tak mocno, że nie przez kilka dni będzie mógł tylko leżeć na brzuchu, łkając w poduszkę - odpowiedział z niezachwianą pewnością siebie. - Głowy mu nie urwę, ale nawet gdybym, to i tak to zatuszują. Przedstawią jako wypadek albo co. Taką już mają zasadę. Tradycję…
Mrozow spoglądała ukradkiem w stronę klubu. Nie było do niego tak znowu daleko, ale wiedziała, że uciekać nie ma sensu, bo ją dogoni albo i przegoni, jeśli tylko będzie chciał. Zwykle w okolicy klubu kręciły się tłumy, ale od czasu zamknięcia imprezowicze znaleźli sobie nowe miejscówki i teraz okolica była może nie wyludniona, ale na pewno spokojniejsza niż zazwyczaj.
- Hej, mam pomysł! - oświadczył Sig. - Chcesz się przepłynąć motorówką?

- Zatuszują? Tradycja? - powtórzyła. - Czyli nie działasz sam? - dodała jakby zawiedziona. Przesunęła się tak żeby go dobrze widzieć i żeby on mógł spojrzeć na nią. Choć oczywiście unikała kontaktu wzrokowego. - Myślisz, że jestem na tyle szalona, żeby wsiąść do motorówki z kimś kogo poznałam wieczór wcześniej? Pomijając fakt, że poznałam cię po dokonaniu morderstwa, to byłoby głupie. Ale możemy się przejść na plaże - stwierdziła pojednawczym tonem.

- Pamiętasz jak ci powiedziałem, że rekiny są samotnymi myśliwymi? To ogólnie prawda, ale nie do końca. Przynajmniej nie zawsze. Ale nie mówię, że to by robił ktoś ode mnie. Tylko ci co pociągają za sznurki w tym mieście. Taka loża masońska czy coś tym stylu - wyjaśnił.
- Szczerze? Myślę, że możesz być właśnie tak szalona. Normalnej bym nie zaprosił. Mam standardy - puścił jej oko. - Może jeszcze zmienisz zdanie. Oferta stoi - oznajmił, ruszając powoli w kierunku plaży.

Roxi ruszyła za nim, raz jeszcze zerkając na klub, czy oby nic podejrzanego się tam nie dzieje.
- Widzę, że wiesz więcej o szarej eminencji masta niż zwykły śmiertelnik - celowo użyła tu tego słowa, uważnie obserwując jak na nie zareaguje. - Co do motorówki, skorzystam, ale nie dziś. Musisz pamiętać, że jestem odważna, ale nie głupia. I nie chodzę na tak zobowiązujące randki drugiego dnia - dodała.

Zaśmiał się.
- W punkt! Nie jestem zwykłym śmiertelnikiem. Duch rekina i te sprawy - przypomniał. - Ale powiem ci, że te szare eminencje to zazwyczaj są warte tyle, że możesz sobie buty wytrzeć o ich garnitury, jak już leżą skopani w błocie. Rozumiesz, walka o wolność, ideały, te sprawy - dodał weselej, dla rozładowania nastroju. - Nie dzisiaj? Czemu? Trzeba łapać okazję, gdy tylko się pojawia. Nie wiesz czy jutro nie będziesz już martwa, nie żebym ci tego życzył… ale pomyśl, mała smutna kupka popiołu w małej, czarnej urnie, rozczarowana, że nie przejechała się motorówką, kiedy jeszcze mogła.

- Nie zamierzam umierać ani dzisiaj, ani jutro. Chce dożyć przynajmniej setki, zobaczyć czy ludzie ogarną lot na marsa i zbudują komputer zdolny stworzyć wirtualny świat. Dopóki jestem z tobą i nie zmienisz zdania co do uśmiercania mnie, mogę chyba czuć się bezpieczna… no może pomijając pijanych kierowców i inne wypadki losowe, ale nikt mnie raczej nie zabije, śmiertelne choroby też zwykle dają czas. Chyba że zamierzasz zniknąć? - zasugerowała.

- Mnie się bać nie musisz, ale nie nastawiaj się na odległą przyszłość, bo jeśli takim jak ja się nie uda, to świat utonie we krwi… - stwierdził ponuro, ale zaraz się opamiętał. - A propo wirtualnych światów, ojciec mnie ostatnio przekonywał do takiego MMO… "Czarna Cytadela" czy jakoś tak. Nie wiem tylko czy je znajdziesz, to trochę niszowy produkt. Mogę ci oddać moją kopię, jeśli chcesz. Mnie komputery nie jarają. Znaczy wiesz, nie jestem starym piernikiem, potrafię to pudło obsłużyć, posurfować po sieci. Ale jednak wolę surfować w realu… próbowałaś kiedyś deski?
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 14-03-2020, 14:44   #46
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Roxi zaśmiała się.
- W zasadzie surfuje głównie po internecie, ale może to dlatego, że nigdy nie miał mnie kto nauczyć tego na desce - przyznała. - No, ale nie dam się zaprosić na kolejną randkę, jeśli nie przestaniesz ciągle zmieniać tematu. Zaczynasz mówić coś co rozbudza moją dziennikarską ciekawość, a potem przechodzisz do rzeczy.... mniej gorących tematycznie. Co właściwie próbują osiągnąć tacy jak ty i co się stanie jeśli im się nie uda? - zapytała.

- Zabrzmi to pompatycznie, ale... uratować świat. Uchronić wszystkich od utraty wolności i od śmierci w nowym potopie, powodzi krwi. Czy to brzmi dość chwytliwie na nagłówek? - zapytał z lekką złośliwością, ale szybko się rozchmurzył, bo dotarliście na skraj plaży. - Słuchaj, powiedziałbym ci więcej, ale są tacy, którzy za taką wiedzę będą chcieli cię skrzywdzić, może nawet zabić. Tak, wiesz… na śmierć.

- To można zostać zabity nie na śmierć? Jak w kawale, zabili go i uciekł… Nie, no ale poważnie, nawet jakbym o tym napisała to nikt by mi nie uwierzył. Nastolatka spotyka miejską legendę - człowieka-rekina, który wieszczy jej koniec świata - potop krwi. To by mi wpisali zamykając w psychiatryku - westchnęła siadając na piasku i ściągając buty. - Pewnie moje pytanie nie ma sensu, ale jakby jednak za to co już mi powiedziałeś, pod warunkiem, że ktokolwiek się o tym dowie, ktoś chciał mnie zabić, jak się bronić? - zapytała wstając i zawieszając sobie związane za sznurówki trampki na szyi.

- Dla jednych to kawał, dla innych rzeczywistość - odpowiedział żartobliwie. - A psychiatryka nie polecam. Chociaż nie wiem, może tu i teraz są inne - wzruszył ramionami. - A najlepszą obroną jest bycie częścią większej całości. Przyjaciele i towarzysze broni, którzy uratują ci skórę, gdy zajdzie taka potrzeba.

- Zapewne nie zwykli śmiertelnicy? - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Poza tobą chyba nie mam na kogo liczyć - stwierdziła ponuro ruszając w stronę wody. - To ile mi zostało? Muszę wiedzieć, żeby nie przegapić swojej okazji na przejażdżkę motorówką - powiedział wesoło.

- Bycie "zwykłym śmiertelnikiem" jest przereklamowane. Powinnaś to sama dobrze wiedzieć - odparł. - Cóż, nie licz na mnie za bardzo, nie jestem szczególnie godny zaufania… ale powiem ci, że gdyby ktoś cię skrzywdził, odpłaciłbym mu po trzykroć. Krwawa zemsta jest bardziej w moim stylu.

- Raczej mi to nie pomoże jeśli będę martwa na śmierć. Ale z drugiej strony, to zabrzmiało nawet romantycznie - przyznała patrząc na fale wdzierające się na piaszczysty brzeg, to znów cofające. Spojrzała na niego przez ramię, po czym powoli weszła.

- Na tyle mogę sobie pozwolić dla bądź co bądź obcej osoby - odpowiedział chyba szczerze. - Gdybyś jednak dołączyła do mojego kręgu znajomych, dzielnych wojowników o wolność i lepsze jutro… wtedy sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. No bo bądź szczera, ile można się rzucać w tym świecie kontrolowanym przez nadętych bufonów i nadzianych dupków? Nie lepiej rzucić to w cholerę i wyjechać w Appalachy?

- Appalachy mają jedną wadę. Nie ma tam zasięgu - powiedziała rozbawiona, odwracając się do niego znów przodem. - To brzmi jak zaproszenie do tajnego klubu nadprzyrodzonych bojowników o wolność. Kuszące, nie powiem, ale chyba nie zaskoczę cię jeśli powiem że muszę się zastanowić. To też jest dość zobowiązujące jak… jak na pierwszą randkę. I pewnie gdybym nie widziała wczoraj tego co widziałam, a to że tu stoisz jest dowodem na to że mi się nie przyśniło, pewnie pomyślałabym, że masz wyjątkowo ekscentryczna bajere na podryw. Powiesz mi chociaż jaką nazwę ma wasze tajne stowarzyszenie? - spróbowała.

- No dobra, to nie Appalachy. Góry ssą, zawsze bardziej wolałem wodę. Mogę cię kiedyś zabrać do Michigan, tam żyje spora część mojej rodziny. Banda dziwaków, to prawda, ale uwierz mi, wyprawiają najlepsze imprezy. Zwłaszcza na Halloween. Noc Szaleństwa. Krewni się zjeżdżają z całych Stanów. Czasem nawet z zagranicy. Ale nie tylko, są też goście, tacy spoza rodziny. Wszyscy świetnie się bawią i czerpią z jednego, wielkiego kotła... Tak, wiem, to akurat może nie brzmieć szczególnie apetycznie, ale zdziwiłabyś się… - rozmarzył się.

- Już chcesz mnie rodzinie przedstawiać? - zaśmiała się, zła że nie połknął haczyka… choć może połknął go za bardzo. Jeden zły ruch, złe słowo i zdobycz zerwie jej się z wędki, porywając przynętę. - Dużą masz rodzinę? Wiesz, w zasadzie to jestem odludkiem. Trochę jak kot. Chodzę nocą własnymi ścieżkami, czasami tylko włóczę się komuś kto wyda mi się interesujący. W tłumie robię się nerwowa… - dodała wychodząc z wody.

- Ano całkiem sporą, na największych zjazdach Halloweenowych to z samej rodziny może się zjechać prawie setka głów. Wiesz, trzy gałęzie rodu i taka tam genealogia… - machnął ręką. - Mówisz, że jesteś kotem? W mojej rodzinie też są takie osoby. Jest kuzyn Chester, kuzynka Amber... no i oczywiście dziadek Marcus. Ale oni też się przełamują i przyjeżdżają. Bo więzy krwi są najważniejsze… No, chyba że jesteś z jakiejś patologii, to wtedy sorry, ale nie. Pieprzyć palantów co się pastwią nad dziećmi albo próbują im życie układać według własnego widzimisię… Woda nie taka straszna, co? - zapytał, obserwując jej zachowanie.

- Zimna, ale po kostki, faktycznie nie gryzie - przyznała. Opowieść o rodzinie jakoś ją przygnębiła. W klanie nie czuła się częścią wspólnoty, a sam Vincent nigdy nie zapewnił jej ojcowskiego wsparcia. Surowego mentora ze szkoły o podwyższonym rygorze, to i owszem. Do tego zawsze jej mówił co ma robić, jak ma robić… ale z drugiej strony czy potrzebowała czegoś innego. W zasadzie nigdy się nad tym nie zastanawiała. Spojrzała w niebo, po czym na zegar w komórce. - Powinnam już iść - powiedziała. Wciąż jeszcze nic nie jadła, a nie była pewna czy znów będzie mieć okazję skorzystać z zapasów Marlo, zwłaszcza, że dziewczyny mogły już być zanieczyszczone trawą, a ona nie mogła sobie teraz pozwolić na takie wyskoki. - Jutro pewnie też mnie znajdziesz? - stwierdziła z uśmiechem ruszając w stronę miasta.

- Mógłbym, ale może będzie łatwiej jak się po prostu umówimy w konkretnym miejscu? - zaproponował. - Tu kawałek dalej jest takie małe molo. Przypłynę motorówką i będę czekał na pasażera - stwierdził z uśmiechem. - Więc do jutra, mroźna dziewczyno! - zawołał jeszcze i odszedł plażą.
Roksana szła tymczasem w stronę miasta i szczęście jej sprzyjało. Przy wejściu na plażę niemal wpadła na nią miłośniczka nocnego joggingu. Jak tu się nie cieszyć, gdy jedzenie samo się dostarcza wprost w twoje ręce?
Posilona wróciła do Sześcianu, gdzie Black i Blue poinformowali ją o wyjeździe Marlo na spotkanie z Giovanni i o tym, że wydał polecenie, by realizowała swój plan. Gold, który w międzyczasie wrócił, poinformował ją, że udało mu się zebrać trochę informacji, ale mniej niżby chciał. A to przez fakt, że salony samochodowy był chroniony przez sporą grupę uzbrojonych gości w hawajskich koszulach. Takich samych, jakie nosili ochroniarze rezydencji, którą odwiedzili wcześniejszej nocy.
- Dokładny raport jest na serwerze - zakończył.

Mimo początkowego sukcesu, jakim było szybkie i zdrowe, plażowe jedzenie, humor Roxi niemal od razu popsuły wieści o wyjściu Marlo i nie do końca udanej akcji zwiadowczej. Może wyciągała za szybkie wnioski i za dużo spekulowała, ale coraz mniej jej się to podobało.
- Dobrze, że wróciłeś. Nie jestem co prawda takim czarnowidzem jak Marlo, ale to by była duża strata… - stwierdziła niemal od razu sięgając po komputer, będąc prawie pewną, że to co przeczyta jej się nie spodoba. Chyba jednak będzie musiała odwiedzić Vincenta wcześniej. Wyraźnie sprawa była większa niż tylko problemy Marlo, a wszyscy to ignorowali. Albo nie mówili im prawdy. A jeśli Vincent nie będzie przekonujący, jutro przy molo ma na nią czekać inna opcja…

- Jak miło poczuć się docenionym - odpowiedział Gold, uśmiechając się.
Roksana przejrzała zebrane materiały. Całkiem przyzwoicie. Układ budynków, rozmieszczenie kamer, liczebność i zwyczaje ochrony, szczegóły dotyczące głównego budynku, w którym odbywała się legalna sprzedaż. Niestety informacje dotyczące reszty kompleksu były już bardziej ograniczone. Raport kończył się stwierdzeniem, że "śladów nadludzkiej i nadnaturalnej aktywności nie stwierdzono". Były też załączniki. Zdjęcia. Dobrze zrobione, mogą być przydatne… Wtem na jednym z nich, zrobionym już po zmroku, zauważyła znaną sobie postać. Piękną kobietę, Mercedes Cortez, Primogen klanu Toreador.

- Gold - przywołała najemnika do siebie. - Ta kobieta, co tam robiła? Powiedz wszystko co o niej pamiętasz - poprosiła, mając coraz bardziej złe przeczucia.

- Pojawiła się z własną ochroną. Chciała się spotkać z jakimś facetem, wyglądało na to że ważnym, o imieniu Dorian. Zaprowadzono ją do biura na drugim piętrze - zrelacjonował Gold. - Uważasz, że ma coś wspólnego z naszą sprawą?

- Wolałabym, żeby nie miało - powiedziała. - Wolałabym, żeby dwie tak ważne osoby z naszego ugrupowania, jedna bezpośrednio związana z Ethanem spotykały się w kawiarni na wymianie ploteczek z branży porno i fałszerstw, a nie w miejscu gdzie zniknęły pieniądze z okupu. “Przyjaciele” Ethana albo prowadzą własne śledztwo i ona poszła tam żeby pewne rzeczy wyjaśnić jak głowa klanu z głowa klanu, albo siedzi w tym tak samo jak on i postawili już krzyżyk na waszym pracodawcy. W jednym i w drugim przypadku śmierdzi to kolejnym paskudnym konfliktem… - Potop krwi, jak to ładnie ujął Sig. Roxi chwilę myślała. Dla niej bardziej prawdopodobne było to, że dwie głowy klanu osadzone na swoich stanowiskach po czystce, będą ze sobą współpracować, niż walczyć. I bardziej prawdopodobne było dla niej to, że Mercedes pojawiła się tam właśnie w sprawach klanu, niż żeby kupić używany samochód. A jeśli oni byli w to zamieszani, to książę też mógł. Nie powinna mu ufać, zanim nie przedyskutuje tego z Vincentem. Usunęła z serwera zdjęcia, na których pojawiała się Mercedes i przejrzała raz jeszcze raport, żeby upewnić się, że nie ma w nim wzmianki o kobiecie. Może książę jeszcze ich nie widział i nie wie, że oni wiedzą… i co wiedzą.
- Muszę się z kimś skonsultować, z kimś kto być może rzuci mi nieco światła na te strzępki informacji. Jeśli wróci Ethan… - Roxi chwilę myślała co może, a czego nie powinna mówić Marlo. Jeśli zdradzi mu swoje domysły, to pewnie wpadnie w panikę i zrobi coś głupiego, albo w złość i też zrobi coś głupiego… Jak dowie się, że pojechała do Vincenta nabierze nieuzasadnionych podejrzeń i znów zrobi coś głupiego… - Powiedzcie mu, że pojechałam coś sprawdzić i że mogę nie zdążyć wrócić przed świtem, więc żeby się nie martwił. Poza tym może spróbować z Mustangien. Nie należy raczej do supermutanów… jadł pizzę, my nie jadam takich rzeczy… - powiedziała wiedząc jak dziwacznie to zabrzmiało. - Ale pewnie jest pod czyjąś opieką, co prawda w dzień powinien być jej pozbawiony, ale lepiej dmuchać na zimne, zwłaszcza jeśli będzie unikał słońca - westchnęła. - Jeśli nie wrócę jutro po zmroku, powiedzmy tak do północy, przekonajcie go żeby spisał testament, nie wiem może na Elizabeth, to mądra, ogarnięta osoba, i niech wynosi się z miasta, wy też zniknijcie na jakiś czas. To bagno mnie przerasta… - stwierdziła wstając i zamykając komputera. Wzięła futerał na gitarę, wyparowała z niego snajperkę, wsadziła tam komputer i szczoteczkę do zębów, po czym zamówiła taksówkę pod klub. - Postaram się kontaktować.

- Brzmi to trochę jak przesada, ale teraz to nie jestem już niczego pewny - westchnął Gold. - Bądź ostrożna.

Roxi wsiadła do taksówki i kazała się zawieść w okolice zakładu dla obłąkanych. Po drodze napisała do Vincenta, że jest w drodze. Wysiadła przecznice wcześniej i resztę trasy pokonała pieszo. Było już dawno po godzinach odwiedzin, więc jak zawsze włamała się przez okno w gabinecie ordynatora, miał zwyczaj nie domykać go, żeby się wywietrzyło. Vincent, jako jeden ze stałych rezydentów miał swoją celę w piwnicy. Było to wygodne z dwóch powodów. O „pacjentach” w piwnicy personel nie rozmawiał, rzadko też pamiętał, słońce też rzadko dochodziło do ukrytych tu pokoi. Roxi wiedziała, że większość zakwaterowanych tu mieszkańców, to członkowie jej klanu, ale nie bardzo ich znała. Nie żeby było tu wybitnie dużo zajętych pomieszczeń.
Roxi szyła starym, pomalowanym szarą farbą korytarzem i zatrzymała się przed starymi, szarymi drzwiami. Zawsze zastanawiała się czy ta monotonia kolorów ma uspokajać pacjentów, czy po prostu w piwnicach wszystko tak wyglądało. Na wyższych piętrach ściany były mdło żółte… z dwojga złego chyba wolała te szare. Zawsze kiedy tu przychodziła i stawała przed drzwiami przypominały jej się pierwsze lata po spokrewnieniu. Mordercze treningi i godziny nauki. Nim zapukała poprawiła włosy i ubranie. Vincent mający nerwice natręctw, wszędzie widział bakterię. To jedne z powodów dla których wolał mieszkać tu w szpitalu, który jego zdaniem był sterylny. Dlatego też Roxi przychodząc do niego zawsze starała się wyglądać czysto i schludnie, żeby uniknąć wykładu o tym, że roznosi choroby i śmierć. Jakby coś tak ludzkiego mogło i po spokrewnieniu jeszcze zaszkodzić.
W końcu zapukała w dawno temu ustalony sposób i weszła.
Wnętrze pokoju Vincenta w niczym nie przypominało celi w zakładzie psychiatrycznym. Miał dywan, rzeźbione meble, zasłony i obrazy na ścianach. Wszystko w kolorach ciepłego mahoniu i burgundu. Gdzieniegdzie przebijała się jakiś akcent zieleni butelkowej lub paryskiego błękitek. Najjaśniejszymi akcentami pokoju były obrazy. Wszystkie trzy przedstawiały krajobraz dawnej Francji, przynajmniej tak się Roxi wydawało.
Zamknęła za sobą drzwi i przywitała się czekając na zaproszenie do „saloniku”.
Nim przejdzie do rzeczy, musi odprawić jego rytuały inaczej Vincent nie będzie w stanie skupić się na rozmowie. Usiądą, pomówią o pogodzie, lub innych pierdołach, a gdy padną słowa „co cię do mnie sprowadza dziecko” będzie mogła wyrzucić z siebie wszystko to co przyprawiało ją o ból głowy ostatnio.

Po załatwieniu wszystkich niezbędnych formalności, Roksana zaczęła zadawać nurtujące ją pytania. Na pierwszy ogień poszło to o Księcia…
- Tak, moja droga. Książę poinformował mnie, że zgłosił się do niego młody przedstawiciel Klanu Róży, potrzebujący pomocy w ważnym dla niego, niebezpiecznym przedsięwzięciu. Nie wdawał się w szczegóły, ja wywnioskowałem jednak, że będzie to zadanie wymagające eksperyzy specjalisty twojego pokroju. Nie chce mi się wierzyć, abym mógł się w tej kwestii pomylić… czyżby sprawa okazała się zbyt trywialna, córko?

- Ale oczywiście nie wspomniał o tym, że owy przedstawiciel klanu Róży ma poważny problem z narkotykami, przez co jego zdolności percepcyjne są mocno zaburzone, nie mówiąc już o jakimkolwiek rozsądku, czy logice myślenia. Chociaż on to mój najmniejszy problem. I głębiej kopię w tą sprawę, tym bardziej mam nieprzyjemne wrażenie, że to wstęp do kolejnej wojny klanów. Na początku wydawało mi się, że to sprawa kogoś z zewnątrz, bezklanowców, którzy mieli tu coś do załatwienia i przypadkiem wpadli na Ethana Gima i Noctur w muzeum. Skorzystali z okazji, że gotów jest dla niej zrobić wszystko i ma kasy jak lodu. Podejrzewałam Sabat, który robi rozpoznanie, albo powoli wdraża jakiś dziwny plan przejęcie miasta, nawet loże masońską, czy inne ugrupowanie brałam pod uwagę - zaczęła Roxi, po czym wdała się w szczegóły opowieści o tym, jak odkrywała kolejne niepasujące do siebie elementy układanki. Opowiedziała o spotkaniach z Człowiekiem-rekinem i że jego słowa o krwawym potopie brzmią naprawdę niepokojąco, w świetle tego co się dzieje. Że pirmogen Toreadorów spotka się z primogenem klanu Brujach i to w miejscu gdzie zostały zabrane pieniądze Marlo, że w całym tym sznureczku uczestniczył rekin i niejaki Mustang, który jeśli jest spokrewniony to w trzynastym pokoleniu. Na koniec poskarżyła się, że czuje się jakby kręciła się w kółko, bo Marlo nie tyle że nie potrafi skupić się na faktach i sensownych działaniach, co działa tak chaotycznie i bezmyślnie, że sabotuje wszystko co jej uda się zrobić.
- Musiałam poradzić się kogoś, kto lepiej niż ja orientuje się w bieżących wydarzeniach i polityce miasta i klanów. Mam wrażenie, że brakuje mi jakiś ważnych informacji, dlatego wszystko wygląda jak jeden wielki spisek… - powiedziała.

- Wykazałaś się roztropnością. Ważne jest, aby mieć w sobie dość pokory, by umieć przyznać się do własnej niewiedzy i zaczerpnąć z źródeł mądrości starszych i bardziej doświadczonych - odpowiedział zadowolony. - Wiesz, że od kiedy obecny Książę... sprawuje pieczę nad miastem, nie udzielam się już w polityce Spokrewnionych, co nie znaczy jednakże, że jej nie obserwuję. Wręcz przeciwnie, przyglądam jej się pilnie, a będąc na zewnątrz, łatwiej mi zachować chłodne, obiektywne spojrzenie. Polityka klanów i poszczególnych Spokrewnionych jest jednakowoż niezwykle rozległym tematem, więc będę zobowiązany jeśli zawęzisz swój krąg zainteresowań poprzed formulację konkretnych zapytań, co pozwoli mi łatwiej zaspokoić twoją ciekawość, nie zamęczając cię nadmiarem niepotrzebnych faktów.
 
Shinju jest offline  
Stary 14-03-2020, 15:05   #47
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Roxi spodziewała się podobnej odpowiedzi, choć sądziła, że jeśli opowie o wszystkim, krok po kroku, dostanie chociaż jakąś opinie. Wzięła głęboki wdech, chyba tylko po to by struny głosowe miał na czym zagrać.
- Właściwe, zaczynam podejrzewać, że to wszystko zostało zaplanowane i przygotowane przez samą Nocturn i jej klan, żeby pozbyć się kłopotliwego, nieudanego szczeniaka jakim jest Grim. Nie rozumiem tylko po co w tym wszystkim ja, jeśli chcieli go zwyczajnie wykończyć. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to że cała ta sprawa ma drugie dno i moje zaangażowanie w nią ma sprawdzić na klan kłopoty, wciągnąć go w jakieś nieczyste rozgrywki. I jeszcze ta gadka o ratowaniu świata przed wielkim potopem. Nie wiem już co mam robić… - poskarżyła się.

- Bzdurami o potopie bym się na twoim miejscu nie przejmował, moja droga. Od wieków chodziły wśród naszego rodzaju opowieści o potopach, kataklizmach, Nocach Ostatnich i Gehennie. Nigdy w nich jednak nie odnaleziono szczypty prawdy czy krzty sensu. Nie ma sensu zaprzątać sobie głowy strachem zrodzonym w pośledniejszych umysłach.
- Co się zaś tyczy twojego podejrzenia, to nie mogę go potwierdzić, lecz nie mogę go też wykluczyć. Noctrum zawsze była niezwykle inteligentna, snuła dalekosiężne plany… nie byłoby dla niej wyzwaniem upozorowanie własnej śmierci czy porwania. Jednakże ciężko mi uwierzyć, by chciała się pozbyć Ethana Grina. Zawsze była niezwykle przywiązana do swoich Potomków i ciężko przeżyła śmierć dwóch poprzednich. Poza tym, gdyby chciała się go pozbyć, mogła to bez żadnego problemu uczynić, gdy był jeszcze, jak to określiłaś, szczenięciem pod jej opieką. Zamiast tego rekomendowała go na neonatę… To jedynie przesłanki, ale sądzę, że na tyle silne, aby wykluczyć nieczystą grę z jej strony. Przynajmniej w tym aspekcie.

Roxi chwilę analizował to co usłyszała, patrząc na swoje splecione na kolanach dłonie. W końcu podniosła wzrok.
- Może po prostu udzieliło mi się to całe gadanie o rychłej śmierci Grima - Roxi potarła czoło. - Tylko jeśli nie chcą się go pozbyć to o co w tym wszystkim może chodzi? Nie wierzę żeby ktoś przeszmuglował walizkę pełną pieniędzy, zakładając, że nie wiedzieli że są lewe załatwione przez Księcia, pod nosem Doriana Wilde i on o tym nie wiedział. Nie uwierzę też w to, że jak Grim w końcu udał się do klanu prosząc o pomoc bo porwali Nocturn, to odesłali go z kwitkiem, a zaraz potem się spotkali. No i najdziwniejsze jest to że Nocturn faktycznie zniknęła, a przynajmniej jej potomek nie może jej znaleźć. Jak ktoś tak potężny jak ona mógł sobie tak po prostu zniknąć. Jeśli nie uzgodniła tego z klanem, to ten kto ją porwał jest zdecydowanie bardziej potężny niż dwójka świerków i garstka najemników. Jeśli to nie jest jakaś chora gra, albo sprawdzian to jest to sprawa, która zdecydowanie mnie przerasta - powiedziała nie dodając już, że jeśli to gra i wiedział o tym, to ich zimne jak dotąd stosunki zdecydowanie jeszcze bardziej się ochłodzą. Nie podobało jej się że ktoś wciąga ją w swoje rozgrywki.

- Też nie sądzę, aby walizka miała zostać przeszmuglowana pod nosem Tukana - stwierdził z lekkim uśmieszkiem Vincent. - Jeśli trafiła do Sunshine Autos, to oznacza jedną z czterech rzeczy: mogła posłużyć do kupna lub modyfikacji samochodu, być zapłatą związaną z ligą nielegalnych wyścigów, miała trafić bezpośrednio do Doriana, albo i samego Księcia, gdyż koniec końców salon do niego właśnie należy, jak pół miasta zresztą - skrzywił się lekko. - Nie jest to jednak bezpośredni dowód na powiązania między porywaczami a Primogenem i Księciem. Więc bądź ostrożna przy przedstawiano faktów, by nie oskarżono cię o próbę zniesławienia.
- Co do klanu Toreador, to możesz nie być świadoma, ale nie jest on wcale jednorodny. Kiedy Książę przejął władzę i wyznaczył Mercedes Cortez na Primogena, pominął przy tym starsze wampiry takie jak Yvaine Materars, Kurt Rosenberg, czy Noctrum. Od tego czasu wytworzyły się dwie frakcje, nowa i stara, pomiędzy którymi Noctrum usytuowała się jako pośredniczka. Sama jednak rozumiesz, że taka pozycja może nieść ze sobą pewne zagrożenia. Chociaż gdyby była to kwestia wewnętrznych rozgrywek, to czy druga frakcja nie dokładałaby wysiłków, aby zaginioną czym prędziej odnaleźć? - zamyślił się.
- Twoje pytanie "jak ktoś tak potężny może tak po prostu zniknąć" świadczy o twojej naiwności. Zniknąć potrafią jedynie potężni. Słabi znikają, gdy potężni tego chcą.

- Nadal nie wiem jak mam pomóc Grimowi znaleźć Nocturn i czy ona w ogóle powinna być przez niego znaleziona. Ale jeśli chciała zniknąć, to czemu jakoś go na to nie przygotowała. Zna go chyba na tyle że wie, że jest on w stanie wysadzić stadion, jeśli nie całe miasto tylko dlatego, że uważa że to jakoś pomoże. Nic mi się tu kupy nie trzyma - stwierdziła zła, że wie jeszcze mniej niż wiedziała.

- Może dlatego, że wiedziała, że jeśli mu cokolwiek powie to on albo będzie chciał zniknąć razem z nią… albo, gdy zostanie sam, to z pewnością się wygada. Sama wspominałaś, że nie należy do najlepiej kontrolujących swoje odruchy.
Vincent zastanowił się przez chwilę.
- Jeśli uważasz, że dalsza pomoc w sprawie Noctrum nie ma sensu, nie będę cię zmuszał. Jeśli chciała zniknąć, jej odnalezienie nie przysporzy nam jej przychylności. Jeśli nie chciała, to sprawa jest zbyt niebiezpieczna, by ryzykować dla kilku przysług. Powinniśmy…
Urwał, bo gdzieś z oddali dobiegł odgłos silnego, głuchego uderzenia. A chwilę potem rozległ się strzał…

Roxi zareagowała błyskawicznie. Wyciągnęła miecz z futerału na gitare i wyciągając ostrze i stanęła za drzwiami (od strony zawiasów) wejściowymi do pokoju.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytała dla pewności.

- Nikogo tak nieuprzejmego - odpowiedział Vincent. - Wyraź, proszę swoje zdanie, powinniśmy czekać tu na niespodziewanych wizytatorów, czy może raczej wyjść im na spotkanie?

- Chyba wolę wyjść i działać, niż czekać. Przynajmniej dowiem się kto to i czego chce - powiedziała przenosząc się na drugą stronę drzwi i czekając aż i czy Vincent podniesie się i ruszy. Byłoby ciekawie zobaczyć go w akcji.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 14-03-2020, 15:14   #48
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
- W tym wypadku się z tobą zgadzam - powiedział wstając. - Chciałbym uniknąć niepotrzebnych strat tak w ludziach jak i sprzęcie. Niepotrzebne nam dodatkowe zamieszanie. Już i tak pewnie trzeba będzie pozmieniać wspomniania kilku osobom… - westchnął.
Wyszedł za Roksaną z pokoju i zamknął go za sobą. Ruszył pośpiesznym, ale wciąż godnym krokiem, w kierunku, z którego dobiegały hałasy. Głosy szybko stały się zrozumiałe.
- ...cholerę go postrzeliłaś?! - zapytał jakiś mężczyzna.
- Bo się rzucał! Teraz się nie rzuca! Jęczy grzecznie w kąciku! - odpowiedziała arogancko kobieta.
- Ale pomyśl, jak ty byś się czuła, gdyby ktoś ci wbił na chatę i postrzelił współlokatora, służącego czy cokolwiek tam, cholera wie jak on ich postrzega...
- Jako obiad? Ten Vincent to stary pryk, a oni są z reguły tacy sami...
- Ktoś nadchodzi - zauważył inny kobiecy głos.
- Gospodarz - rzucił Vincent, stając naprzeciwko trójki młodych awanturników. - Czy to mnie szukacie? - zapytał ostro, szybko oceniając wzrokiem sytuację.
Kobieta w czarnych spodniach i ciemnym bezrękawniku z cytrynami stała najdalej, w obu dłoniach trzymała po pistolecie. Krótkie włosy miała odgarnięte na jedną stronę, zafarbowane na niebiesko i fioletowo.
Nieco bliżej stał młody punk, ubrany na czarno z niebieskimi, trybalistycznymi motywami na koszulce. Środkiem długich, blond włosów, puścił sobie niebieskiego irokeza. Miał też srebrny, gruby naszyjnik i masę kolczyków - w uszach, brwiach i wardze. W ręce trzymał kij bejsbolowy.
Najbliżej stała kolejna kobieta, o skórze barwy marmuru i platynowych włosach, podciętych na krótko z boków głowy. Też była ubrana na czarno, ale z różowymi akcentami. Zdawała się być nieuzbrojona.
- Nie wiem, pan to Vincent? - zapytała wesoło. - Bo jak tak to tak, to pana właśnie szukamy. I bardzo przepraszamy za to wtargnięcie, ale niełatwo pana znaleźć, a nam się śpieszy, bo mamy do Vincenta, czyli pewnie pana, kilka bardzo ważnych pytań.

- Prosze złorzyć podanie w trzech egzemplarzach i poczekać na kontakt w sprawie ewentualnej audiencji - powiedziała Roxi wychodząc zza Vincenta i prezentując lśniące ostrze katany. Nareszcie będzie miała okazję kogoś pociąć.

- Ha! Mówiłam! - z satysfakcją wykrzyknęła jasnowłosa, wyciągając z kieszeni gruby plik złożonego papieru, rozkładając go i wyciągając w stronę Roksany i Vincenta. - A wyście mi nie wierzyli - zrobiła wyrzut swoim towarzyszom, po czym skupiła się ponownie na gospodarzu. - Musimy tylko nalegać na realizację podania w trybie natychmiastowym.

Roxi spojrzała zaskoczona na papier, po czym parsknęła śmiechem.
- Łyknęła to… - powiedziała zerkając pytająco na Vincenta. To do niego należała decyzja, czy będą rozmawiać czy wypróbwać sobie wzajemnie flaki.

- Na co czekasz, moja droga? - Vincent zwrócił się spokojnie do Roksany. - Sprawdź czy podanie zostało należycie wypełnione.
Dziewczyna podeszła ostrożnie. Wciąż nie ufała obcym i spodziewała się walki. Niemal wyrwała kartki z dłoni blondynki. Cofnęła się. Spojrzała i parsknęła. U góry znajdowało się wielkie słowo "PODANIE", niżej nabazgrano "Bardzo prosimy o odpowiedzi na nasze pytania. To bardzo ważne. Ze względu na możliwe trudności w kontakcie z nami, prosimy o pozytywne rozpatrzenie ninjejszego podania w trybie natychmiastowym." Na zakończenie ktoś dopisał "Całuski" i odbił szminką obrys warg. Na samym dole znajdowało się post scriptum: "PS: Proszę też o wybaczenie dla moich towarzyszy. Oni nie należą do progenitury Malkava i nie rozumieją."

Zbliżyła się z tym do Vincenta, tak by mógł to zobaczyć.
- Jak dla mnie za mało formalnie, ale ty jesteś organem decyzyjnym - mruknęła.

- Dobry za entuzjazm, ale technicznie najwyżej dopuszczający - podsumował Vincent.
- Tylko dobry?! - oburzyła się jasnoskóra. - Ja mam całe *tony* entuzjazmu! Można go wyobywać metodą odkrywkową! Zasłużyłam przynajmniej na bardzo dobry!
- Anji, spokojnie - upomniał ją punk. - Bardzo prosimy. Naprawdę nie zależy nam na konflikcie… - rozłożył szeroko ręce, ale kobieta w tyle nie opuściła wcale pistoletów. - Jestem potomkiem Upadłego Anioła, Luciana Ferrera, i prapotomkiem Czarnej Damy, Fryderyki Noctrum. Na pewno te imiona są panu znane…

- O. - powiedziała tylko Roxi. - Ja rozpatruje podanie pozytywnie, pod warunkiem, że powiecie mi gdzie ona się podziewa - dodała chowając miecz.

- A co, zaginęła? - zdziwił się punkowy Toreador.
- Bo my właśnie w sprawie zniknięcia! - Malkavianka klasnęła w ręce. - Musimy znaleźć Ferrero Angel…
- Luciana Ferrera - poprawił ją odruchowo mężczyzna.
- ...bo tak głosowaliśmy i tak musi być. Neonowe Anioły go potrzebują. Bez malowanej złamanego paznokcia jest zbyt pusto!
- Anji, proszę - upomniał ją znowu mężczyzna. - Co się stało z Noctrum? - zapytał i wyglądało na to, że jest szczerze przejęty.

- Próbuje to ustalić z jej potomkiem, ale facet ma tak naćpany mózg, że wszystko sabotuje - poskarżyła się Roxi. - Nie natchnęłam się w czasie poszukiwań na wzmiankę o waszym zaginionym, poza tym nie ja tu dowodzę. Pytajcie Vincenta - dodała wskazując na niego ruchem głowy. Nie zamierzała się też teraz nigdzie ruszać, może dowie się czegoś o przeszłości swojego ojca.

- Ta, słyszałem. Ethan Grin, DJ-milioner - przewrócił oczami. - Myślę, że po tym jak Lucian ją zostawił, chciała znaleźć sobie kogoś kompletnie zależnego, kto nigdy jej nie opuści…
- To jak, panie Vincencie? Pomoże mi pan odnaleźć Luciana?
- Lucian Ferrer zginął podczas czystki... - powiedział chłodno gospodarz.
- Wie pan równie dobrze jak ja, że to nieprawda - przerwał mu Toreador - czego moja egzystencja jest najlepszym dowodem. Wiem, że było to utrzymywane w tajemnicy przez większością społeczności Camarilli, ale pan o tym wiedział. Więc pomyślałem, że może wie pan też, dokąd Lucian się udał po tym jak nas zostawił, żeby ukryć się przed Noctrum.
- Dalekosiężne te przypuszczenia - Vincent powoli pokręcił głową. - Poza tym dlaczego miałbym…
- Bo przynoszę ostrzeżenie - przerwał mu prapotomek Noctrum. - Pan i pozostałe wampiry z tego przybytku, nie jesteście już bezpieczni. Szeryf kilka nocy temu wysadził w powietrze dwóch członków naszej grupy. Nasza pozycja jest chwiejna i pozostałe sfory zaczną wkraczać do wschodniej części miasta. Do tego szykuje się coś dużego. Gra o przywództwo. Komuś może wpaść do głowy, żeby podbić sobie reputację przez wyeliminowanie jednego z najstarszych wampirów w mieście. Pana.
- Oszalałeś?! - syknęła kolorowowłosa. - Mówienie mu tego to zdrada. Jak ktoś się dowie, to cię zabiją. Może wszystkich nas zabiją, tak dla pewności!
- Nikt się nie dowie, bo nikomu nie powiecie - odpowiedział. - To co, panie Vincencie? Czy to ostrzeżenie warte jest jednej tylko informacji o moim Stwórcy?
Vincent milczał przez dłuższą chwilę. Napięcie w sali narastało. Wreszcie powiedział:
- Lucian, aby się ukryć, zdecydował się zapaść w Letarg. Kazał się zamurować podczas remontu w kościele pod wezwaniem aniołów stróżów. Masz co chciałeś. Teraz znikaj stąd.
- Oczywiście - Toreador skłonił się. - Nigdy mnie tu nie było.
- Nigdy cię tu nie było - powtórzył Vincent.

Roxi rozdziabiła usta słysząc to ostrzeżenie.
- Mówiłam! - niemal podskoczyła. - Co teraz? Mam dalej szukać Nokturn z Grimem… ostrzec go? Zostawić? - zapytała znów zdezorientowana. - W ogóle kim oni są?

- Cierpliwości, moja droga. Pomóż mi najpierw posprzątać po tej niezapowiedzianej wizycie. Potem wrócimy do mojego gabinetu i wszystko wyjaśnię.
Po trzech kwadransach przywracania ładu, zmieniania wspomnień i wysyłania ostrzeżeń do innych Spokrenionych mieszkańców psychiatryka, Roksana i Vincent znów zasiedli do rozmowy.
- To, co ci teraz powiem, musisz zachować dla siebie. Wprawdzie mógłbym wymazać kłopotliwe aspekty tamtej rozmowy z twojej pamięci, ale nie zamierzam tego uczynić. Potraktuj to jako wyraz mojego zaufania dla twojego charakteru i inteligencji - zaczął.
- Spokrewnieni, których widziałaś, należą do grupy o nazwie "Neonowe Anioły". Założył ją Lucian Ferrer, potomek Noctrum, po tym jak upozorował własną śmierć podczas czystki. Nie podobała mu się myśl o byciu włączonym w struktury budowane przez Księcia, który jest mafijnym bossem. Chciał… wolności. Utrzymywał potajemne kontakty jedynie z Noctrum, ze mną i parą dawnych towarzyszy z koterii. Zebrał wokół siebie kilka sierot. Młodych Spokrewnionych, którzy stracili swoich Stwórców podczas czystki. Te "Neonowe Anioły" były z gruntu rzeczy Anarchistami. Szanowały Tradycję Maskarady, ale za wszelką cenę ukrywały się przez wzrokiem Camarilli, nowego Księcia i przede wszystkim Szeryfa. Zostały za to zauważone przez inną, nawet bardziej niebezpieczną organizację. Sektę, którą znasz jako Sabbat. Aby przetrwać, dołączyli do niej, choć jedynie pozornie. Wciąż byli tak naprawdę anarchistyczną koterią. Noctrum dostrzegła w tym sposobność. Wypracowała układ pomiędzy nową Primogen swojego klanu i Neonowymi Aniołami. Neonowe Anioły miały wywalczyć w Sabbacie swoje terytorium, które miało się nakładać z terenami pod kontrolą Toreadorów. Następnie działałyby w możliwie najmniej szkodliwy dla Toreadorów sposób, podczas gdy Primogen dbałaby o to, by nigdy nie zostały złapane. Potem ja również zostałem w ten układ włączony, co zapewniło bezpieczeństwo szpitalowi i bibliotece. Funkcjonowało to zaskakująco sprawnie, do czasu gdy Noctrum w swej ambicji, zechciała wykorzystywać Neonowe Anioły do poszerzenia prywatnych wpływów. To szybko zraziło Luciana, który opuścił swą grupę i przeszedł w stan ukrycia. Od tego czasu układ wciąż funkcjonował w stałej formie, ale już praktycznie bez kontaktu pomiędzy stronami…
- Mam nadzieję, że teraz rozumiesz wagę tej tajemnicy. Gdyby wyszła na jaw, Książę miałby pełne prawo oskarżyć połowę naszego klanu i większość Toreadorów w mieście o zdradę. Z Noctrum, Cortez i ze mną na czele.

- Sądzisz, że jej zniknięcie ma z tym coś wspólnego? Może chce odnaleźć Lucjana, przywrócić ten dawny porządek jaki sobie stworzyła, albo… z resztą nie ważne. Ważne jest to co powinnam zrobić z Gimem, on nie przestanie jej szukać, narobi takiego bałaganu, że wszystko może wyjść na jaw. Muszę dać mu jakąś sensownie brzmiącą historyjkę, albo znaleźć sposób jak wodzić go za nos dopóki ona się znów nie pojawi. Bo jedno to jej się udało, sprawiła sobie potomka, który jest od niej całkowicie zależny. Bo ona wróci, prawda? I uwolni mnie od tego pacana? - zapytała jak zbity pies.

- To możliwe, ale w żadnym razie pewne - odparł, jak zwykle mgliście, Vincent. - Według mojej najlepszej wiedzy, Noctrum uwierzyła w "drugą" śmierć Luciana. Po części dlatego zdecydowała się Przemienić nowego Potomka. Nawet gdyby po kilku latach trafiła na poszlaki o prawdziwym stanie Luciana, to byłoby jej łatwiej go odnaleźć używająć swoich wpływów, nie znikając.
- Co do pana Grina, chciałbym abyś wciąż mu towarzyszyła. Czy odnajdziecie Noctrum czy nie, to dla mnie bez znaczenia, ale dobrze by było, żebyś miała go na oku, aby w trakcie swoich chaotycznych poszukiwań nie odkopał i nie zaczął rozgłaszać czegoś co powinno pozostać zakopane i przemilczane…

Roxi przytaknęła głową, choć było jej to nie w smak. Wiedziała, że będzie jej ciężko na bieżąco coś wymyślać. Musiała wcześniej wymyślić jakąś wersję. Musiała odciągnąć jego uwagę od Starszych. Mogła wykorzystać inną grupę…
- Wcześniej pytałam o człowieka-rekina. Dziś opowiedział mi o swojej rodzinie w Michigan. Oni też są zamieszani, czy mogę uwagę Grina skierować na nich... ? - zapytała, choć wolałaby, żeby Vincent jej nie pozwolił. Jakoś tak spodobały jej się rozmowy z Sigiem, wizja wyjazdu z miasta, może nawet uwolnienia się od wpływów Vincenta. Choć sama wątpiła że byłaby w stanie to zrobić, miło było mieć taką możliwość, miło było poczuć się przy nim wyjątkową i normalną.

- Tylko którego człowieka-rekina? - zapytał Vincent poważnie. - Niestety nie posiadam szczegółowej wiedzy w tym temacie, ale z ułomków prawdy wydobytych z rozmów z Lucianem, udało mi się wywnioskować, że za legendę człowieka-rekina odpowiedzialna jest jedna ze sabbackich Sfor. Zwąca się odpowiednio, choć bez polotu wyobraźni, Rekinami.
 
Shinju jest offline  
Stary 14-03-2020, 16:09   #49
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Przedstawił się jako Sig. Mówił o wolności, potopie krwi i że próbują temu zapobiec. Albo dobrze gra, albo bierze mnie za człowieka. Spotkałam go na plaży przy klubie Sześcian, należącym do Grina, po tym jak swojej kolacji prawie odgryzł głową. No i w czasie przekazania walizki z pieniędzmi był w łańcuszku, zabrał dziewczynę ze stadionu i odpłynął. To ten od trzech osobowości i mówił, że w rodzinie są też tacy z innymi “duchami” zwierząt. Mówił też, że przynajmniej trzy generacje mają zwyczaj spotykać się na Hallowen - Roxi potargała włosy zastanawiajac się czy nie omineła jakiegoś szczegułu. - Mam, tu jego zdjęcie - dodał wyjmując telefon i pokazując Vincentowi odpowiedni plik.

- Sig? To skrót od Sigvala? Niestety, ani imię ani twarz nic mi nie mówią - przyznał. - Byłbym ostrożny i nie wierzył w jego słowa, o ile samemu bym ich nie potwierdził. Ten bełkot o wolności, walce i końcu świata to typowa sabbacka propaganda służąca do mieszania w głowie młodym Spokrenionym. Możesz spróbować go wykorzystać, jeśli uznasz, że jest to warte ryzyka, ale nie przywiązuj się do niego. To wciąż wróg Camarilli i odwiecznych Tradycji naszego rodzaju.

- Skoro jest z sabatu, to czemu pomagał przy przekazaniu łupu? - zastanowiła się na głos. - O i był jeszcze ten cały Mustang z dzikie… to znaczy Ahmed Jawad, on zawiózł walizkę do salonu samochodowego Doriana Wilde. Muszę mieć jakiegoś kozła ofiarnego, za którym będzie biegał Grim.

- Wierzę, że coś wymyślisz - stwierdził Vincent splatając dłonie. - Na twoim miejscu nie próbowałbym wskazywać mu fałszywej drogi do celu. Niech jego własne wady wywiodą go na manowce. Ty tylko pilnuj, by nie potknął się o wiedzę, której nie powinien mieć. W najgorszym razie, w ostateczności, przyjedź z nim do mnie.

- On ci nie ufa. Według jego kodeksu moralnego jesteś potworem, który spokrewnił dziecko. Nie żebym nie miała do ciebie trochę żalu o odebranie mi szansy urośnięcia jeszcze te kilka centymetrów i wyprawienia sobie w samotności szesnastki...- powiedziała na tyle wesoło, żeby nie brał tego do siebie.Choć lubiła mu o tym przypominać. - Pomyślę jak to rozegrać w drodze powrotnej… są jeszcze jego najemnicy, dużo bardziej ogarnięci niż on, ale chyba mi uwierzą w każdą bajeczkę jaką im wcisnę - nagle parsknęła. - Skoro uwierzyli, że jesteśmy super żołnierzami zmodyfikowanymi genetycznie… po tym jak Grin rzucił się na Siga i został poturbowany… - znów westchnęła z frustracją. - Pójdę już, chyba że masz coś jeszcze do dodania.

- Dlatego rzekłem "w ostateczności", kiedy jego osobiste kwestie emocjonalne nie będą już miały znaczenia - odparł beznamiętnie. - A na tych najemników uważaj. Ludzie mogą się nam wydawać głupi i naiwni, ale czasem za taką fasadą potrafią ukrywać niebezpiecznie ostry intelekt… Wierzę jednak, że jesteś w stanie podołać wyzwaniu. I masz rację, czas już na ciebie.

Roxi pożegnała się w zwyczajowy rytualny sposób i wyszła ze szpitala tą samą drogą, którą tu weszła, starannie zasuwając za sobą okno, tak jakby nikt go w ogóle nie ruszał. Zamówiła taksówkę znów przecznice dalej i czekając na nią zadzwoniła do jasnowłosego najemnika.
- Alarm odwołany, nie szykuje się apokalipsa. Przynajmniej na razie. Przyznam, że trochę spanikowałam, pewnie zaraziłam się od Ethana. A tak przy okazji, gdzie on jest? - zapytała.

- Pojechał na spotkanie z panią Giovanni, potem na kolejne, z jakimś gościem, którego nazwał "szeryfem", pewnie kolejny element waszej tajemnej organizacji?

- Można tak powiedzieć. Pojechał sam? Z resztą nie ważne i tak pewnie ograniczy się do zezwolenia zawiezienia się to tu to tam. Wracam do Sześcianu. Powiem wam czego się dowiedziałam i ustalimy wspólny plan działania. Do zobaczenia. - powiedziała wesoło i wsiadła do taksówki.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 14-03-2020, 16:17   #50
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
---
Później, w Sześcianie.
Marlo i Roksi wrócili do swojej bazy głównej, z nowymi informacjami, planami działania i świeżą motywacją. Najpierw jednak trzeba było omówić, to co udało się tej nocy ustalić. Zebrali więc najemników i rozpoczęli dyskusję.

-Roksi przepraszam że nazwałem cię idiotką. Ostatnio dzieje się ciut za dużo w moim życiu, a wiem że ty chcesz mi pomóc. Ale najpierw rzeczy ważne. Pokażcie nagranie z monitoringu. Czy ja je wogóle mogę udostępnić policji czy nie. - powiedział wysyłając smsa do funek by przyszły jak najszybciej i pisząc też do dilera, że wszystko jest okey czuje sie troche lepiej i chciałby dostać od niego trochę trawy na zapas.

- Wiesz, że mogę przygotować te nagrania z monitoringu dla policji, w zasadzie nawet bym chciała, może przy okazji znajdę coś ciekawego - stwierdziła. - Ale czy to jest teraz dla ciebie najważniejsze? Znaczy nie mówię, żeby to totalnie olać, ale mam pewne informacje odnośnie Czarnej Damy… no dobra, raczej bardzo prawdopodobne i częściowo potwierdzone przypuszczenia i ty pewnie też jak pojechałam do Giovani i Szeryfa czegoś się dowiedziałeś. Musisz zacząć się dzielić ze mną wszystkimi informacjami, wtedy będę mogła coś z nimi zrobić a nie się tylko wszystkiego domyślać - powiedziała poważnie.

-Wiesz coś o Nocrum. - Marlo cokolwiek robił myślał planował zapomniał.
-Gdzie… Gdze byłaś. - zapytał wbijając w nią wzrok.

- Wiem gdzie na pewno jej nie ma - powiedział spokojnie. - No i w zasadzie podejrzewam, że jednak nie została porwana, a telefon od rzekomych porywaczy to podpucha, żeby zmusić się do współpracy. Jakby nie patrzeć masz mase kasy. “Porywacze” znaleźli jej telefon, który zostawiła bo po tym można łatwo kogoś namierzyć i wykorzystali go żeby wiedząc, że jeśli zadzwonia od niej uwierzysz, że ją mają. Ona nie jest kimś, kogo można szukać przez trzy doby i nie natrafić na żaden ślad, jeśli chce być znaleziona - dodała.

-Co. Jak to nie została porwana. Byłem przy tym Roksi z kimkolwiek rozmawiałas ta osoba kłamie, zrobiła ci wode z mózgu. Gdyby nic jej nie było powiedziała by mi o tym, wiedziałbym gdzie jest. I ten głos... To nie był randomy głos z ulicy. Ta osoba szczerze nienawidziła Noctrum to było prawdziwe. Jeszcze raz z kim rozmawiałaś. To ważne. Bo sam przestaje już ufać własnemu klanowi.

- Sama ze sobą. Po prostu wszystko raz jeszcze przemyślałam - powiedziała. - Słuchaj, widziałeś, jak ktoś siła ją zmusza żeby z nim poszła? Czy widziałaś zamieszanie w muzeum a po nim już jej nie było? A porywacze, dali ci ją do telefonu? Powinni to zrobić, żeby zwiększyć swoją wiarygodność i sprawić żebyś wpadł w panikę i zrobił co ci każą. Wiesz co mam na myśli, pewnie nie raz widziałeś to na jakimś filmie. To czysta psychologia. Dlatego uważam, że ona wykorzystała to zamieszanie i wymknęła się. Nie twierdze, że nic jej nie groziło, ale bezpieczniejsza jest tam gdzie jest, nieznaleziona. I nie powiedziała ci, że się będzie ukrywać bo nie było na to czasu. Nie miała też jak się z tobą skontaktować później. Nie mówię też, żebyś przestał jej szukać, sugeruję tylko żeby zachować w tym względzie większą dyskrecję - wyjaśniła.

Marlo kiedy malkavianka zaprzeczyła że z nikim się nie widziała zamilkł. Był prawie pewny że kłamie. Nawet ona. Zamknął na chwile oczy chciał sie napic i zapomnieć. Ale zmusił się by się pozbierać. Przynajmniej zanim nie przyjadą jego dziewczyny.

-Ona została porwana. Ludzie którzy mnie napadli nie wiedzieli ani tego kim jestem ani co potrafię. Byli zaskoczeni. A ona chciała tam iść koniecznie ze mną. Jakby była jakakolwiek szansa że zna porywaczy to do cholery powiedziała by im o mnie. Trudno mnie przeoczyć. - chwile myślał.
-Ale tak nie dali mi z nią porozmawiać. Dlatego nie wiem czy żyje. Ale… - spojrzał twardo na Roksi.
-Tak czy siak pozabijam ich. Nawet jakbym miał ruszyć całe miasto. Przynajmniej wiemy gdzie jest ta walizka.

- Wiesz, że walizka przeszła przez wiele rąk - przypomniała mu Roxi. - W tej sprawie powinniśmy sprawdzić jeszcze Mustanga, czy można go ruszyć, czy jest poza naszym zasięgiem. Mam pewną teorię dlaczego Czarna Dama miałaby się ukrywać, ale to jest coś co mogę ci powiedzieć tylko na osobności. Poza tym wiesz, ona jest ze starszyzny, może warto pomówić z kimś kto zna ją dłużej niż ty, czy ja, kimś kto będzie w stanie potwierdzić lub obalić moją teorię. Wiesz na pewno z kim się przyjaźniła…

-Nie wiem kim jest Mustang. Może to być to płotka albo kolejny rekin. Prawda jest taka, że potrzebuje sojuszników. Bo prędzej czy później trafię na kolejnego rekina i sobie z nim nie poradzę. Dzisiaj rozmawiałem z Giovani. Bardzo urocza i charyzmatyczna kobieta. Powiedziała żebym skontaktował się z… Przyjacielem. Który mieszka na wyspe Prawn i ma na imie Aurelusza. Ale żeby go znaleźć najpierw odwiedzę Linsey "Wild Star" Stuart. Red już zabrał się za szukanie jej adresu. A. - Marlo przypomina sobie jeszcze coś.
-W każdej chwili może tu się pojawić striptizerka Daria. Wpuście ją i zapewnijcie ochronę. Może być z nią przyjaciel. - Przeniósł wzrok na Roksi.
-To chodźmy wysłucham cię nie będę krzyczał. Widzisz panuje nad sobą.

- Widzę, widzę i nawet zapewniłeś chłopakom rozrywkę - powiedział z rozbawieniem, po czym poszła z Marlo w bardziej ustronne miejsce. Upewniła się, że nie będa słyszani.Usiadła na wysokim meblu, bo nie lubiła jak się na nią patrzy z góry. - Co do Mustanga, sprawdziłabym raczej czy ktoś go chroni. Wiesz widziałam jak jadł pizzę, jeśli jest spokrewniony to należy do słabej krwi, oboje powinniśmy sobie z nim dać radę - stwierdziła. - Co do rekina, to faktycznie jest groźny przeciwnik, zwłaszcza że prawdopodobnie należy do Sabatu. Jego gadka o końcu świata i wolności pasuje do ich metod. To tylko moje przypuszczenia, ale sądzę że Nocturn ukryła się właśnie przed nimi. Pamiętaj że ona należy do starszyzny i byle chłystek nie byłby jej w stanie porwać, mało tego, jeśli ktoś planował aby ją skrzywdzić byłaby dwa kroki przed nim. No i na pewno chciała cię chronić, a jednocześnie zapewnić sobie wiarygodność. Przyznaj szczerze, twój strach o nią nie byłby tak autentyczny jakbyś wiedział że gdzieś się schowała i spokojnie popija 0Rh- z kieliszka. Dlatego doradzam dyskrecje. Wiesz jeśli my ją znajdziemy może się okazać że ten przed którym się ukrywa znajdzie ją po naszych śladach. Sprawdźmy dokładnie Mustanga, upewnijmy się, że nikomu nie nadepniemy na odcisk, albo że nas po drodze nie rozszarpie. I porozmawiać z Linsey Stiuad też można. To nawet dobry pomysł. Mam przysługę do wykorzystania dość wysoko w moim klanie, mogę zapytać czy da się te znajomości wykorzystać do skontaktowania nas z nią, będzie to łatwiejsze niż szukanie igły w stogu siana. Albo nawet z samym Aureliuszem, tylko czego od niego właściwie oczekujesz? - zapytała.

-Nie wierze że ona nie została porwana. - powiedział krótko.
-Znajdę ludzi którzy mi pomogą i sprawdzę z nimi każde miejsce do którego trafiła walizka zabijając każdego kto spróbuje mi przeszkodzić. Miałas racje ze mnie ochrzanilas mówiac że wcale mi nie zależy i się nie przejmuje. Teraz jestem skoncentrowany i znajdę ją albo zabije ludzi którzy ją skrzywdzili.

- O ile będziesz w stanie ich zabić.Zrobię co w mojej mocy żeby ci pomóc, a teraz odpowiedz na moje pytanie. Jakiej pomocy oczekujesz od Linsey i Aureliusza, bądź co bądź to obcy klan - powiedziała.

-Że pomoże mi walce z przeciwnikami którym ja nie daję rady. Giovani mówiła, że to dobry człowiek o takiej roboty. Ona też jest zaniepokojona tym że ktoś porwał matkę, ostrzegłem ją też że sama może być w niebezpieczeństwie. W końcu wszyscy jesteśmy ‘rodziną’. A najstarsi z nas są najsilniejsi. Jeśli upadniemy jako populacja pozbawiona najsilniejszych ogniw staniemy się łatwym łupem dla każdego. Próbowałem to wytłumaczyć szeryfowi. Ale on nienawidzi, Nocrum, Giovani nazwał włoską kurwą, mnie i mojego klanu też nie oszczędzał. -uśmiechnął się lekko.
-I niby powinienem mu wybaczyć, bo jest czarny ale niesmak pozostał. W każdym razie to, że człowiek rekin zabija jego ludzi to nie jest przypadek.

Roxi westchnęła. Po rozmowie z Vincenta spodziewała się takiej reakcji Szeryfa, choć z drugiej strony mógłby się wykazać większą finezją i wykorzystać Marlo. Może lepiej, że go spławił, a nie zmanipulował.
- Nie przejmuj się nim. Jest równie młody co my i wygląda na to że przechodzi bunt młodzieńczy w stosunku do starszyzny. Ma też poważne swoje problemy, jak mówiłeś człowiek-rekin nie pojawił się tu przypadkiem. Moglibyśmy pomóc szefowi, ale chyba mu na tym nie zależy - skwitowała. - Gdzie masz te nagrania, przygotuje je i wyśle do Elizabeth, żeby mogła przekazać je policji z samego rana. I zobaczę co da się zrobić z sprawie kontaktu z Aureliszem albo Linsey - powiedziała, czekając jeszcze chwilę, na wypadek jakby Marlo miał jeszcze coś do powiedzenia.

-Powinny być u szefa ochrony. A że przekazałem te kompetencje grupie Golda pewnie oni je mają. Dlatego zapytałem ich. Dogadaj się z nimi jakoś. – chwile patrzył na Malkawianke.
-I Roksi ja wiem że z kimś rozmawiałaś. Nie jestem idiotą. Ale ufam ci i poczekam aż Ty będziesz w stanie zaufać mi. - odsunął się od niej.
-A teraz muszę coś zjeść zanim wyruszymy. - powiedział ruszając na spotkanie funek majac przy okazji nadzieja ze dilera też ogarnie.

- Nie wydaje mi żebyśmy dali radę pojawić się tam jeszcze dzisiaj. Pamiętaj, że musimy unikać słońca, a ty o świcie zamieniasz się w kładę drewna - stwierdziła zeskakując ze swojego mebla. - Rozmawiałam z Człowiekiem-rekinem, zaraz po wyjściu. Dał mi do myślenia. - przyznała mijając go.
-CO- Marlo wydarł się na Roksi blokując jej przejście.
-Oszalałaś. Pojebało cię doszczętnie. - nie przebierał w słowach.
-Ten pojebany potwór mógł cię zabić bez wysiłku i ja nawet nic bym o tym nie wiedział.
- Przestań się unosić i przeklinać. Nie jestem mała, bezbronną dziewczynką, którą musisz się opiekować. Czekał tu, tuż przed klubem. Nie wiem czy konkretnie na mnie, czy prowadzi obserwacje, ale wolałam go odciągnąć. Poza tym on tak samo jak ty uważa że jestem bezbronna i słaba. Prawdopodobnie nie podejrzewa że jestem spokrewniona i chciałby to sam zrobić i od razu wkręcić mnie do sabatu. To dobre źródło informacji i dobrze wiem jakie podejmuje ryzyko czerpiąc z niego. Tak samo twoi najemnicy są tu nie po to żeby ładnie wyglądać. Prostsze rzeczy do załatwienia w dzień można im spokojnie powierzyć. Zacznij nas traktować poważnie i przestań uważać się za obrońcę ludzkość - fuknęła, tym razem przepychając się obok niego.

Maralo złapał ją za rękę.
-To są ludzie Roksi. Nawet jeśli ty tego nie rozmiesza to powtórze to jeszcze raz lu-dzie. – Marlo potarł kark.
-Delikatni i łatwi zarówno do zmanipulowani jak i zabicia. Nadają się do drobnych zadań ale nie do ataku, dlatego szukam klanu który mi pomoże. I kurwa ten rekin tu stoi. Zaraz może być tu Daria. Pomyślałaś że twój przyjaciel może ją rozszarpać. - puścił w końcu Malkawianke ruszając z nią na dół. Chcąc nie nie chcą musiał zmienić plany.
- Nie stoi, odpłyną. Zrób tak jeszcze raz, a urwę ci rękę - warknęła.

Marlo wcale się nie przestraszył.
-Masz mi mówić jeśli zobaczy jakieś zagrożenie przy tym klubie. To musi być bezpieczne miejsce. - poszedł do Roksi do najemników dochodząc do wniosku że głód może poczekać a oni muszą zrobić spacerek dookoła Sześcianu, żeby upewnić się że jest względnie bezpiecznie. Zwłaszcza teraz gdy spodziewał się gości.

Roxi tylko westchnęła wściekle, starając się jakoś uspokoić. W takich chwilach znów zaczynała myśleć, że byłoby miło uciec jutro z młodym rekinem na łódce… ale nie spodziewała się że w Sabacie czekało by ją cokolwiek innego. Przysiadła na barze i czekała co też ten idiota znowu wymyśli.
 

Ostatnio edytowane przez Shinju : 14-03-2020 o 16:24.
Shinju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172