Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-06-2008, 00:27   #21
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/VampireBloodlines-30-SantaMonicaThem.mp3[/MEDIA]

-Widzę panie Wilhelmie, że jest pan strasznie sceptyczny, ale zawsze możemy porozmawiać, kiedy Sabatnicy zapukają do pańskich drzwi. - spojrzał na Ventrue wzrokiem, który miał mówić jedno: „Tak się stanie, jeśli ktoś się nimi nie zajmie”. Widać było wyraźnie, że zachowanie „Niemca” go zdenerwowało.
-Mieszka pan w Warszawie? Tak. Robi pan tu interesy? Tak. Toteż można czasami wykazać trochę patriotyzmu, zwłaszcza jak dostaję się niezłą nagrodę, jeśli pana to nie interesuje droga wolna i tam są drzwi. -wskazał ręką.

Po słowach Kimiego Książę skinął głową w zadowoleniu, a na widok zapału Gangrelity w jego oczach pojawił się jakiś blask. Jego twarz stała się przyjaźniejsza mimo nikłego oświetlenia, które dotąd rzucało niepokojące cienie na jego oblicze.
Primogeni słuchali w skupieniu słów waszych jak i swojego przełożonego. Mogli zawetować każdy jego pomysł, a w tej sytuacji było widać, że Kozłowski dąży w swych działaniach do dobra całej społeczności Spokrewnionych.
Oni to zaaprobowali, więc każdy z was pomyślał: To czemu ja mam stawać okoniem?
Wtedy przemówił Vincent, dotąd zachowujący się jak na Malkaviana przystało.

"Wyluzuj dziadku. Przecież już wszystko jasne..." - ta wypowiedź sprawiła, że Krzyżanowski o mało nie wstał z fotela, ale powstrzymało go twarde spojrzenie Księcia.
"Książę, z całym szacunkiem. Jednakże to czy Sabat nas zna, bądź nie, chyba nie ułatwi nam eliminacji celu. Z tego co słyszałem kitajce to twarde bydlaki, a my....
Nie sądzę, żeby cel chodził bez ochrony, nie miał własnego wywiadu, nie wiedział o ruchach w mieście, czyli że nie wie o tym spotkaniu?"

Przywódca warszawskich kainitów pokiwał głową i odpowiedział:
-Owszem, wie o ruchach w mieście, ale Kitajce boją się wyjść za Wisłę, Assamici jak na jakiegoś trafią to go zlikwidują, a i naszych patroli też jest całkiem dużo. O tym spotkaniu może wiedzieć, ale nie dowie się kto na nim był. Raz, jechaliście pod eskortą. Dwa, wasze mieszkania nie mogły być obserwowane, bo w tym pokoju wczoraj zadecydowano o waszych kandydaturach, więc... - pozostawił zdanie niedokończone, tak żebyście zdali sobie sprawę, że odrobił lekcje.
Kozłowski odchrząknął i począł mówić o waszym celu:
-Konemure jest jednym z przywódców azjatów w Warszawie, mniej więcej trzeci w kolejności. Zawsze był znany jako orędownik pojednania z Czarną Ręką. Wiadome mi jest też, że jest dość zadufany w sobie, pyszny. Porusza się bez ochrony tak jakby myślał, że jest nietykalny... i może tak jest, ale to już pozostaje w waszej gestii żeby sprawdzić jego odporność.
Spojrzał na was i po chwili się zreflektował, że zapomniał o czymś ważnym.
-Aaa i jeszcze jedno. Zabił już czterech naszych podczas swej warszawskiej kariery, więc radziłbym uważać.

Spojrzał pytająco na Nicole i ta już miała coś powiedzieć, gdy rozległo się pukanie.
-Wejść. - zakomenderował Kozłowski.
Do pokoju wsunął głowę mężczyzna w średnim wieku, ghul, bo jaki wampir by był ubrany w liberię?
-Przyjechał Archont Toreador z Londynu. - powiedział cichym, zakatarzonym głosem.
-Niedługo się z nim zobaczę. Przeproś go za zwłokę.
-Powiedział, że chce się zobaczyć z panną Nicole, że to bardzo ważne.
-Nie ma problemu. Prawda, panno Nicole?
Wasze spojrzenia zwróciły się w jej stronę, jej twarz stężała i stała się niczym maska. Maska wyrażająca ogromne zaniepokojenie.
Wstała niezgrabnie, minęła was i bez słowa wyszła. Wydawało wam się, że się trzęsie.
Wszystkich zaniepokoiło jej zachowanie, ale ciszę przerwał primogen nieobecnej.
-Skoro moja podopieczna udała się na spotkanie z Archontem, ja udam się do swojej siedziby, książę. - widać było po nim, że jest zadowolony z tego, że nie musi już dziś uczestniczyć w naradach i innych poważnych i nudnych czynnościach w związanych z rządzeniem nocną Warszawą. - Sprzątnę sobie jakiegoś Kitajca po drodze. Będziecie mieć mniej roboty. Taaa... - zaczął zacierać ręce. Wyszedł po chwili, przez kilka sekund słyszeliście jeszcze stukot jego butów na korytarzu.
-Dobrze, więc teraz proponuję, aby panowie udali się do apartamentu. Proszę się lepiej poznać i spisać listy żądań, sprzętu i tak dalej. Wojtek was zaprowadzi.
Primogeni wstali, pożegnali się z wami i wyszli, wy też powstaliście z foteli i ruszyliście za Szeryfem.
-Panie Vincent, mieliśmy porozmawiać.

Wilhelm i Kimi

Po wyjściu z sali konferencyjnej ruszyliście korytarzem w prawo i stamtąd klatką schodową na dół.
Piętro niżej znajdowały się luksusowe apartamenty.
Ściany wyłożone panelami o barwie bursztynu, delikatne halogenowe oświetlenie na korytarzu i wełniany przyjemny dywan o pomarańczowym odcieniu, gładki bez wzorów.
Batory wyjął klucz magnetyczny z kieszeni i otworzył ostatnie drzwi na korytarzu, wszedł, zapalił światło i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Apartament został gustownie urządzony. Praktycznie składał się tylko z salonu i aneksu kuchennego. Domyślacie się, że jest wynajmowany na mniej oficjalne spotkania biznesmanów. Wielkie kanapy, dębowy stolik i ogromny telewizor na ścianie. Meble w kolorach przyjemnej leśnej zieleni, a ściany w lekko błękitnym odcieniu.
Na stoliku leżały cztery skoroszyty i tyle samo długopisów.
Zostaliście sami. Dwa wampiry, które już od kilkunastu może kilkudziesięciu minut nie przepadają za sobą.

Zbyszek

Noc jak noc. Nie za ciepła nie za zimna. Zresztą, co znaczy temperatura dla wampira?
Siedzisz w jakimś obskurnym barze na Pradze i wyszukujesz jakiegoś żula, z którego mógłbyś się potem napić, gdy wreszcie wytoczy swoje grube dupsko na zewnątrz. Usiadłeś w takim miejscu, że widzisz zarówno cały bar jak i to co się dzieje za oknem. Nagle zauważyłeś jakiś cień przemykający po drugiej stronie ulicy, a gdy wszedł w światło latarni zobaczyłeś wyraźnie azjatyckie rysy twarzy.
„Kurwa kitajec!” - pomyślałeś odruchowo.
Zastanawiasz się co zrobić w takiej sytuacji.
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 01-07-2008 o 02:47.
Salazar jest offline  
Stary 22-06-2008, 10:42   #22
 
Maju's Avatar
 
Reputacja: 1 Maju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwu
Kolejna noc w Warszawskiej Pradze. Nic ciekawego się nie działo od dawna , brak jakichkolwiek zleceń , kasa się kończy , a za coś trzeba tankować motor.
Zbyszek siedział w barze , czekając aż któryś z pijanych klientów będzie wracał sam do domu.
Czekał tak już od godziny , a bardzo nie lubił czekać.
Miał dość tej nocy , tego pubu , najchętniej wypiłby krew z jakiegoś przypadkowego przechodnia , wsiadł na swojego Harleya Davidsona , pojechał do swojej starej opuszczonej fabryki i tam zakończył dzisiejszą noc.
Los jednak chciał inaczej.
Zbyszek spojrzał na swoje cacko przez okno pubu.
Było w bardzo dobrym stanie. Brujah bardzo dbał o niego , w grucie rzeczy bardziej niż o cokolwiek innego.
Czerwone płomienie na błotnikach dawały mu groźny wygląd.
Gdy tak patrzył na niego , nagle zauważył za oknem Kitajca.
- Co jest kurwa?
Przeklął z cicha.
Wstał , sprawdził czy jego strzelba wciąż wisi na ramieniu i czy przy pasie ma swojego bejsbola , po czym wybiegł przed pub.
- Ej ty , dupku , trzymaj się z dala od tego motoru , bo ci ryj przemebluje !
Niemalże krzyknął.

Kilka nocy wcześniej jeden kitajec już chciał mu podpieprzyć motor , lecz Zbyszek w ostatniej chwili zareagował , ściągając go z maszyny strzałem w głowę ze swojej strzelby Pump action kaliber 20 mm.
Złodziej zginął na miejscu , ale co gorsza , motor upadając zarysował się !
Dupki żołędne , niech no jeszcze jakiś próbuje mi motor ukraść to będzie umierał w męczarniach.
Stanął przed swoim motorem i zaczął się bacznie rozglądać , jedną ręką przeczesując swoją rudą brodę.
 
__________________
Here we stand, bound forevermore we're out of this world ,until the end...Here we are, mighty, glorious
At The End Of The Rainbow with gold in our hands...
Hammerfall - At The End Of The Rainbow
Maju jest offline  
Stary 22-06-2008, 13:53   #23
 
Musiek's Avatar
 
Reputacja: 1 Musiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko ucichło. Jedynie słabo słyszalny rytm muzyki dochodził do sali konferencyjnej. Książe nalał sobie vitae, upił drobny łyk delektując się przez chwilę. Vincent nie do końca czuł, że może przerwać ten proces to też czekał, jednakże Nestor już się niecierpliwił:

Czy ten kozak, mógby nas chociaż tą krwią poczęstować? Wybacz Vin ale podnieca się krwią jakby był sam w pokoju.

Nes, on chyba czeka, aż zacznę mówić, jednak z grzeczności wole poczekać...


Książe w końcu uznał, iż Kainita najwyraźniej czeka na zachęte z jego strony, toteż spojrzał się z sympatią, mówiąc:
"Panie Vincent, mieliśmy porozmawiać."

Vincent najwyraźniej właśnie na to czekał, toteż odrazu odpowiedział, gdy tylko ostatnia nutka wibracji głosu księcia ucichła w morzu dzwięków Elizjum.
"A tak jeśli można prosić..."

Kozłowski uśmiechnął się i gestem zaprosił Malkaviana, aby usiadł wygodnie w fotelu.
"Proszę usiąść." - to powiedziawszy, książe zapalił światło. Najwyraźniej półmrok już mu nie był potrzebny. Sam po chwili usiadł naprzeciwko swego rozmówcy:
"Słucham." - pierwszy wampir Warszawy złożył dłonie w trójkąt i czekał na odpowiedź. Najwyraźniej zaciekawiony cóż takiego może chcieć ów Malkavian.

Nestor usiadł między nimi, nachylił się do przodu, tak jakby uczestniczył w jakimś spisku. Spojrzał się na Vincenta.

No mów Vin, nie daj mu dłużej czekać.

Poprawiwszy mankiety swojej koszuli i mimowolnie rzuciwszy okiem na zegarek, wampir skarany piętnem szaleństa, założył nogę na nogę opierając swoje, w miarę zadbane splecione, dłonie bokiem tuż nad rzepką kolanową.

"Za zadanie będe pragnął wampirzej krwi. Krwi jaśnie wielmożnego księcia, oraz jeżeli zadanie będzie trudne któregoś z primogenów"

Nestor uśmiechnął się z fanatyzmem co ukazało się także na chwilę, na twarzy Vincenta. Jego oblicze wyrażało drapieżność, agresję oraz euforię. Trwało to jedynie sekundę, ale wystarczało aż nadto aby zrozumieć iż ten wampir, łaknie krwi ponad wszystko.

"Zamierzasz zostać Assamitą?" - książę się uśmiechnął. Widocznie nie zauważył tego grymasu (bądź udawał, że nie widzi) i kontynuuował. - "To jest do zrobienia. Co więcej myślałem, że wymagasz czegoś więcej."

Vincent zmieszał się na chwilę, a Nestor uśmiechnął chciwie.

Dawaj, żądaj czegoś więcej. Korzystaj póki możesz. Jesteście sami!


Podniecenie alter ego wzrosło przez co ostatnie słowa zaakcentował wskakując na fotel. Vincent dalej wyglądał jak gdyby nigdy nic, jednakże zachowanie jego świadomości do.ść go rozpraszało.

"Obawiałem się ęe to będzie aż naddto...krew to dla mnie dobro najwyższe, nic innego się nie liczy...bałem się, że książe uzna to za...zbytnią zuchwałość... "


Zuchwałość? Ja Ci powiem czym byłaby zuchwałość. Rzucić się teraz mu do gardła i wyssać go do końca, oto czym jest zuchwałość.

"Zapłata jak zapłata drogi Vincencie." - znów uśmiechnął się życzliwie. Wstał z fotela i wskazał za okno. - "To moje miasto i chcę dla niego jak najlepiej, a to, że nie wychodzę na front, nie oznacza, że nie chcę o nie walczyć. "
Po chwili dodał:
"To wszystko?"

"Książe jest nazbyt chojny..."
Vincent już chciał się zbierać, jednak to nie do końca pasowało Nestorowi. Ten wstał z fotela i rzucił się na swoje kulturalniejsze ja. Złapał Vincenta za gardło i zaczął dusić uśmiechając się przy tym złośliwie.

Jeszcze nigdzie nie idziemy...mały...

W głosie Malkaviana, można teraz wychwycić agresywny ton, jego mimika oraz gesty stają się bardziej bezpośrednie, wręcz chamskie.

"...ale skoro mógłbym ośmielić się o cos więcej...chciałbym mieć dostęp do informacji...aktualnych informacji... ważnych informacji...informacji dających władzę... informacji za które zabijają oraz umierają...informacje będące kolumnami tej społeczności..."

DAJ MI INFORMACJE KSIĄŻE I TO JUŻ !!!

Oczy Kainity zapłonęły dziwnie. Ledwie dostrzegalna mgiełka zaczęła świdrować wzrok księcia, zaglądając w głąb jego duszy. Miliony obrazów przemknęło przez umysł Kainity. Większość nie do końca można było pojąc, część ukazywała obrazy wręcz koszmarne. [Oczy Chaosu]

Jego rozum zaczął niezdarnie sklejać co niektóre fragmenty. Normalny wampir dostałby napadu szału jednakże Malkavianie, istnieją w szaleństwie, są jego częścią tak więc Vincent wraz z Nestorem, powoli sklejał obrazy w logiczną całość. To co zobaczył, zaintrygowało go, a Nestora rozjuszyło. Zaczął wchodzić w duszę księcia głębiej, coraz głębiej...
Vincent czuł, że traci świadomość istnienia, przez co zaczął obawiać się działań Nestora. Skupił się, po czym zaatakował swoją agresywną cząstke duszy.

Zapominasz się Nestor...i to bardzo...

Vincent złapał za jedną z rąk swojego drugiego Ja, po czym ją złamał. Następnie złapał następną zanim zdążyła się cofnąć.

Mam zrobić to samo z drugą? Wracaj na miejsce i ochłoń trochę. Zanim zrobię ci krzywdę.

Nestor, przerażony odskoczył od Vincenta, przewracając się o fotel. Po chwili rozpłynał się w powietrzu. Dla księcia, wampir cały czas siedział spokojnie na swoim miejscu.

Dopiero teraz zaczęły napływać fale zrozumienia, dotyczące duszy księcia. Wiele dobroci tkwi w przywódcy wampirów, jego intencje są szczere, zaś pobudki, altruistyczne. Jest jednak wada w jego postawie. Czyżby był tchórzem? Ma wiele pomysłów, które mogłyby się przyczynić do poprawy sytuacji spokrewnionych w mieście, ale wiele z tych idei jest odrzucanych gdy istnieje ryzyko, iż książe musiałby zaangażować się w nie osobiście.
Reszta obrazów była zbyt chaotyczna toteż Malkavian czuł jedynie, iż książe może mieć chore, niespełnione ambicje, a także chyba, cierpi na równie niespełnioną miłość.

Musiałbym go lepiej poznać, żeby wyczytać coś więcej. Dobra robota Nestorze, jednak środki nie te. Nie próboj tego ze mną znowu.

Vincenta objęło lekkie otepienie. Troche niewidzący wzrok zdradzał lekkie wyczerpanie, tak jakby nie do końca był świadom, co się dzieje.
Książe spojrzał na niego twardym wzrokiem, nagle i on zmienił swą powierzchowność, spoważniał.
"Wie pan dlaczego wybrano właśnie pana z całego klanu?"

Otępienie zaczęło mijać, po chwili tak jakby Vincent zaczął się budzić. Po chwili patrzył juz normalnym wzrokiem, pełnym zaciekawienia.
"Niestety, nie mam nawet najmniejszych skrawków układanki książe"

"Twój primogen ma zamiar uczynić z ciebie swego następce. Powinieneś z nim porozmawiać, a nie dowiadywać się o takich rzeczach ode mnie."
Książe znowu się uśmiechnął. po czym dodał:
"Znasz jego... hmm.. przypadłość."

Vincentowi zaświtało w głowie czemu takie zmiany mogłyby być potrzebne. Mleczkowski często "zapomina". O wszystkim i o wszystkich.
Malkavian cofnął sie o krok i spojrzał się z niedowierzaniem na księcia.

Jak to czemu ja, przecież nie starałem się nigdy o tą funkcję, poza tym mój pociąg do krwi, sprawia same problemy, masę problemów.

"Nie wiem co powiedziec. To dla mnie zaszczyt ale i olbrzymie brzemię... czym zasłużyłem na to ...wyróżnienie?"

Książe, spojrzał się swoim przebiegłym wzrokiem, po czym zaczął uświadamiać Vincenta.
"Dwoistością twej natury jak to ujął twój przełożony. Będziesz umiał zarówno skarcić jak i nagrodzić. Porozmawiać i dopierdolić." - urwał. - "Tak to opisał."

Nagle na stole pojawił się Nestor, przez co zaskoczył nie przygotowany umysł Kainity.
"I ma cholerna racje książulku..."- Vincent odepchnął swoje alter ego, po czym zaczął - "Znaczy sie prosze o wybaczenie...możliwe że nasz primogen ma rację..."

Spojrzenie wampirzego przywódcy mówiło "A widzisz? Nie ukryjesz swojej natury". Na głos zaś stwierdził:
"Najpewniej, a to zadanie będzie testem dla pana, panie Vincent."

Vincent uśmiechnął się z grzeczności:
"Prosze o zrozumienie. Nie sądziłem iż cała sprawa ma drugie dno..."

Książe pokiwał tylko głową tak jakby kończył wykład dla ucznia, po czym przepraszająco zapowiedział:
"Wybaczy pan, ale muszę wracać do swoich zajęć."

Obijania się i wgryzania się w karki panienek, co? - skomentował nieśmiało Nestor, nie czując się zbyt pewnie po przegranym mentalnym pojedynku.

"Oczywiście, już nie zabieram księciu cennego czasu"
Kozłowski wstał i odprowadził Vincenta do drzwi.
"Zawsze jest drugie dno. Zawsze."
Rzucił za Kainitą, zamykając drzwi komnaty. Vincent patrzył jeszcze przez chwilę na wejście, aż usłyszał ponaglające prychnięcie Assamity, który widocznie trzymał się cały czas w pobliżu, a dopiero teraz się ujawnił.

Powoli, mając wiele przemyśleń, Vincent kierował się do wyznaczonego im apartamentu. Trzeba poznać osoby, z którymi mam pracować. Idąc całą droge , rozmyślając nie zwracał żadnej uwagi na zdobienia.

Co takiego książe pragnie, bądź pragnął osiągnąć. Trzeba się tego dowiedzieć, a także kim była ta, której serca nie zdobył

Zaczynamy zabawe Vin, znowu razem prawda Vin?

Jak zwykle Nes. Choćbym cię nienawidził, z drugiej strony potrzebuję cię zwłaszcza teraz. - pomyślawszy to wszedł do apartamentu, gdzie już znajdowały się istoty mroku, gotowe na wiele poświęceń...dla swojej korzyści...
 
__________________
Odważni żyją krótko...
...tchórze nie żyją wcale.

gg: 7712249

Ostatnio edytowane przez Musiek : 23-06-2008 o 08:55.
Musiek jest offline  
Stary 24-06-2008, 23:52   #24
 
Zaczes's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodze
Kimi rozglądnął się po pokoju.

Przyjemne kolory. Widać że podświadomie brakuje im natury. Małe ukryte bestie

Spojrzał na nowego kompana.

Jakiś most porozumienia trzeba by zbudować, co Kimi? Przynajmniej spróbować.. Venture.. może nie jest taki na jakiego wygląda

Gangrelita zaczął odważnie, bo nie spodziewał się żadnej wypowiedzi z jego strony.
- Słuchaj, możesz sobie mnie mieć głęboko w dupie, jak to już pokazałeś, ale prawda jest taka .. że będziemy musieli współpracować. Więc, jak mogę się do Ciebie zwracać?
Wampir nie zareagował odrazu.
- Kiedyś i tak będziesz musiał się odezwać, więc?
Wilhelm rozejrzał się po pomieszczeniu. Po chwili odwrócił się do Gangrela.
-Jestem Wilhelm von Richtenstein. - wyraz jego twarzy pozostawał niewzruszony.
- Zwracaj się do mnie jak chcesz. Bylebyś nie robił tego częściej niż potrzeba.

Znów ta wyniosłość, nie zadzieraj.. nie warto panie Venture.

-A co wtedy się stanie..Willy? Tak może zostać? - Kimi odpowiedział zaczepnie, pokazując że nie będzie go traktował jak jakiegoś księcia.
Tak jak sie spodziewał kurewsko trudno będzie przełamać pierwsze lody.
Ventrue prychnął, lecz nie odwrócił wzroku.
-Jeśli tak sobie życzysz panie Kmielik.
Kimi spojrzał na zeszyty.. Nie uważał że to jest najważniejsze w tym momencie. Willy odwrócił wzrok w kierunku okna i do niego podszedł. Kmielik nie umiał pracować z kimś komu nie mógł zaufać, kto go olewa.
- Nie musisz do mnie mówić per panie, jestem Kimi, tak mnie z reguły nazywają.
Podszedł za Nim do okna, nie naruszając jednak jego "strefy prywatności".
- U Nas dobrym zwyczajem jest podanie sobie dłoni na początku znajomości, więc..
Wyciągnął rękę. Obiecał sobie że to ostatnia próba..
- ..witaj Willy i daruj sobie tą sztywność, uprzejmie proszę.
Ventrue spojrzał na jego wyciągniętą rękę, a potem prosto mu w oczy. Delikatnie się pokłonił, jednak dłoni nie podał.
-Nie jestem przyzwyczajony do tej nowej... mody na podawanie rąk. Wybacz, lecz musi Ci wystarczyć mój ukłon... - zawahał się chwilę, lecz w końcu dodał opanowanym tonem - Kimi.
-Dobra jest, może być i tak.
Cofnął rękę i podszedł do stolika. Usiadł i zaczął spokojnie pisać coś w skoroszycie.

Dobra, im szybciej skończymy tym szybciej.. tym szybciej co? Hm.. jest mnóstwo ciekawszych rzeczy, coś się wymyśli. A tak przy okazji mogę sobie chyba trochę załatwić trochę sprzętu
...
-wygodny plecak
-nieprzemakalne buty, górskie, numer 43
-obiektyw Canon 70-200mm F2.8 L IS USM
-aparat Canon EOS 1000D
-zapalniczka
-telefon komórkowy z kartą
-system komunikacji dla drużyny (mini słuchawki, bezprzewodowe mikrofoniki)
...

- Nie wierze, ze ten żółtek chodzi sam totalnie bez ochrony. Dlatego myślę, że najlepiej byłoby go zdjąć z pewnej odległość. Choć nie jestem pewien czy możemy użyć "dużego bumm.." uśmiechnął się złowieszczo.
-Jak myślisz? Oczywiście potrzeba nam się rozeznać w "terenie" i w zwyczajach celu.

Willy cały czas patrzył przez okno z rękoma założonymi za plecami.
-Zacznijmy może od środków transportu? Widziałem, że Ty masz swój pojazd dwukołowy... motor. Ale ja i Malkavian?
- Co do... "zdjęcia go"... to zależy od tego, czy ktoś go będzie ochraniać oraz kiedy to będziemy chcieli zrobić i gdzie... - Dopiero teraz odwrócił się do Gangrela. - I co miałeś na myśli mówiąc "duże bumm"?
Kimiego cieszyło go że Ventrue zaczął profesjonalnie podchodzić do sprawy. Tak naprawdę nie miał ochoty na żadne planowanie w tym momencie.. najchętniej urwał by się z tej ekskluzywnej nory . Nie lubił jednak odkładania nieuniknionego na później.

...
- samochód, nie byle co, ale jakiś popularny z odrobiną mocy
- gotówka, koło 10 tysięcy na start
- zestaw wytrychów
- pluskwa - nadajnik z zaczepem, najmniej 4 i system GPS
...
-Najbezpieczniejsze było by dla Nas odpalony ładunek z dystansu.. no wiesz. Moglibyśmy go wysadzić. Ogień na pewno mu nie sprzyja. ee.. Jeśli nie znasz jakiegoś słowa to mów śmiało.. No więc, mówię że musimy trochę się dowiedzieć o Naszym celu.
-Myślę, że z samochodem nie będzie problemu. Ja chyba tez odstawie motor.. łatwiej go wyśledzić i zauważyć niż zwykły samochód. Musimy też zadbać o jakiś system komunikacji. Komórki.. bo ja nie posiadam wyobraź sobie.

Gangrerlcie zrobiło się trochę głupio.
- I może jakiś system słuchawek i mikrofonów z dużym zasięgiem na sama "akcję". Myślę że musimy i tak to zrobić w miarę cicho.. wiesz.. Maskarada[
Spojrzał badawczo na Willy'ego
- Racja samochód będzie lepszy, łączność też trzeba jakoś załatwić. Komórki oraz te słuchawki i mikrofony się przydadzą. - westchnął - Tak Maskarada jest ważna. Jednak słyszałem, że czasami zdarzają się tu wojny gangów... Niech Herr Konemure stanie się ofiarą takiej wojny. Powiedzmy bomba w samochodzie, którym będzie jechał, a potem tylko odpowiednio pokierować mediami...

...
-broń, coś typu Beretta 98 Brigadier, amunicja, dodatkowe magazynki
-nóż ze stopu srebra z cholewą na łydkę
-kołki, lekkie, wytrzymałe z 3, z pasem
-nowa kurtka zakrywająca w/w pas
-ładunki wybuchowe.. małe odpalane zdalnie
...
- Hm.. Media.. Dobrze ze myślisz o tej stronie sprawy, bo eh. ja się do tego nie nadaję. Gorzej będzie jeżeli pierwsza próba nie wyjdzie.. będzie trzeba działać szybko zanim zdąży przebudować system ochrony. Szybko i mało subtelnie - tak myśle.


Eh.. to wszystko brzmi za prosto.


- No ale .. zwłoki się nie znajdą.. po wybuchu .. to będzie dziwnie wyglądało prawda? I musimy mieć pewność że to On. Niektóre wampiry potrafią sie podszyć pod inna postać.

...
-kamizelka kuloodporna
...

Męczyła go już ta rozmowa.. i tak więcej nie ustala tu w tym pokoju teraz. Trzeba sięgnąć po informacje, noc jeszcze młoda.. Trzeba spróbować się wyrwać.
- Pewność, że to on? A po co? Mamy zabić i dostać za to nagrodę. Wykonamy to, a jeśli nastąpi błąd, który nie będzie od razu widoczny to już nie nasza sprawa.

- Od razu nie.. ale wystarczająco szybko. I myślisz ze co wtedy zrobi księżulek? Bo ja się domyślam..
- Dobra słuchaj.. postaram się nagrać jakieś informacje. To znaczy spadam na miasto. Wrócę za jakiś czas. Jak tylko stąd wyjdę heh.. Jeśli możesz przekaż temu Malkavianowi.. o czym rozmawialiśmy.


Przynajmniej zaczną rozmawiać. W portfelu coś tam mam, ale nie wiem czy to mi sie na coś zda.

...
- no i jeszcze księga Nod jeśli można jakieś wydanie..
to tak na początek, na jutro
-KIMI
...

Skończył pisać w sowim skoroszycie, podpisał sie, napisał "jutro" i podkreślił.
Skierował się w stronę drzwi..
- Auf wiedersehen... Kimi. - Wilhelm skinął lekko głową w kierunku Gangrela, a potem podszedł do jednej z kanap i usiadł.
- No to narzazie. Miło było nawiązać jakąś nutkę kontaktu.
Nacisnął klamkę, wyszedł. Drzwi za sobą zamknął cicho i spokojnie.

Ten cały Willy.. trochę sztywniak, ale przynajmniej myśli. Dobra trzeba się wziąć za przygotowania. Moi kochani Nosferatuu.. nadchodzę.

To dopiero początek tej nocy. Ganrelita zamierzał skorzystać ze swoich kontaktów lub chociaż ich poszukać i zamówić informacje.. Nie wyobrażał sobie innej drogi. Każde zadanie zaczynał w ten sposób.
Uśmiechnął się na myśl o wyjściu na świeże powietrze i o warkocie swojego motoru.
 
__________________
Live to Ride / Ride to Live

Ostatnio edytowane przez Zaczes : 25-06-2008 o 00:41.
Zaczes jest offline  
Stary 25-06-2008, 01:16   #25
 
Nicolas's Avatar
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
"Patriotyzmem?" Wilhelm prychnął po krótkim wywodzie księcia. Nie zniżał się jednak do jego poziomu i nie pozwolił by zapanowały nad nim tak... trywialne emocje. "Jestem tu, lecz jutro mogę być gdzie indziej... A los słabego księcia i jego podwładnych? Cóż..." Kainita uśmiechnął się delikatnie do swoich myśli. "Ktoś umiera by żyć mógł ktoś inny. Może ten książę jest zbyt słaby..." Tu jednak przerwał swe rozmyślania. W końcu trzeba było zastanowić się nad nagrodą...

Kolejne wydarzenia, które miały miejsce w sali konferencyjnej niezbyt przejęły Wilhelma. Chociaż w sumie... Brujah opuścił salę i od razu zrobiło się milej. Poza tym im więcej ich jest, tym skromniejsze nagrody książę będzie im w stanie dać. Po chwili ruszył korytarzem wraz z Gangrelem i Szeryfem do jakiegoś apartamentu...



Gdy tylko usiadł na kanapie lekko się rozluźnił. W końcu był sam w pokoju i mógł spokojnie zająć się obmyślaniem czego zażądać od tego słabego księcia... Uważa to zadanie za wyjątkowo trudne, więc będzie można wiele zyskać. Po tej myśli Ventrue uśmiechnął się sam do siebie. Doskonale już wiedział czego chciał. Teraz tylko zlikwidować tego Konemure. Ale do tego pewnie posłuży Gangrel... i może ten Malkavian. On raczej nie będzie musiał sobie zbytnio brudzić rąk... Spokojnie wziął do rąk skoroszyt i zaczął pisać:

-Mercedes CL 65 AMG V12 z pełnym wyposażeniem, lakier metalizowany "Szarość krzemienia metalik", tapicerka "Skóra PASSION Exclusive - czarny"
-Telefon komórkowy, Sony Ericsson P990i
-Naboje .357 Magnum

Kainita uśmiechnął się odkładając długopis po podpisaniu się na końcu krótkiej listy. "W taki sposób łatwiej będzie załatwić sobie dobry samochód..."
 
Nicolas jest offline  
Stary 01-07-2008, 01:46   #26
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/VampireBloodlines-30-SantaMonicaThem.mp3[/MEDIA]


Wilhelm von Richtenstein::

Stanąłeś koło okna i spojrzałeś na Warszawę, twój nowy dom, sam nie wiesz na jak długo. Miasto prężnie się rozwijające i mogące przynieść duże zyski. Usiadłeś na sofie z zamiarem zaczekania aż ktoś raczy się zjawić.
Nagle w twojej kieszeni odezwał się telefon.
- Guten nacht herr Wilhelm. - rozpoznałeś głos, twój primogen.
- Gute Nacht... - Wilhelm odebrał komórkę lekko zdziwiony co było słychać w jego głosie.
- Jest pan sam? Widziałem na korytarzu pana Kmielika, a Malkavian miał zostać u księcia.
- Tak, w tej chwili nikogo innego nie ma w pokoju. - Wilhelm wstał i podszedł do okna. - W jakiej sprawie Pan dzwoni?
- Nie tylko książe ma swoich informatorów. - głos Ostrowskiego zdradzał, że jest w nie najlepszym humorze. - Konemure, oto w jakiej sprawie dzwonię.
- Rozumiem. Słucham pana, primogenie.
- Konemure dzierży w swoich żółtych łapach jedną drugą Toyoty i Sony w Polsce, wie pan co to oznacza?

- Że klan Ventrue mógłby zyskać na śmierci Konemure, gdyby tylko dobrze to rozegrać.
- Dokładnie. Jest pan wyznaczony do skazania tego dupka na niebyt. Skorzystajmy z tego. - teraz głos Leopolda stawał się coraz bardziej podekscytowany, prawie słyszałeś jak trybiki ruszają się w jego głowie na myśl o przypływie wielkiej gotówki. - Moi radcy prawni już pracują jak przejąć jego majątek. Oczywiście zrobimy to pod przykrywką państwową, ale...
- Ale? - Głos kainity nie przejawiał takiego zainteresowania jak u primogena, jednak zauważył pewną możliwość zysku.
- To zadanie musi być wykonane. On musi zniknąć.
- On dalej jest żyjącym dla mediów. Może widziałeś te nagłówki?
- Mówiąc szczerze nie kojarzę jego twarzy z gazet.

Przypomniało ci się właśnie jak widziałeś kilka miesięcy temu w Gazecie Wyborczej na pierwszej stronie: "Tajemniczy biznesman z Japonii finansuje polskich naukowców."
-Hmm... No może faktycznie coś widziałem. W takim razie teraz gazety ukażą nagłówek: "Tajemniczy biznesman z Japonii zmarł w wyniku wojny gangów. Policja nie radzi sobie z przestępczością"...
- I co nas to obchodzi?
- odparł wesoło primogen. - Jego śmierć nabije nam tylko kiesę, a rozgłos sprawi, że będziemy mieć mniej problemów na ulicach, bo mundurowi pod presją umieją bardzo dużo.
- I właśnie o to chodzi. Media dowiedzą się o jego śmierci, więc nie będzie zbytnich problemów z przejęciem jego udziałów w firmach. Gdyby tylko "zaginął", wtedy mogłyby być większe problemy, gdyż wciąż byłby on udziałowcem, którego akcje wciąż mają właściciela.

- Wiesz, że cię lubię Wilhelmie? Coraz bardziej. - odchrząknął i przeszedł do mniej przyjemnych spraw. Przynajmniej dla siebie. - Czterdzieści procent z jego udziałów, co ty na to?
- Niecałe ćwierć udziałów obu firm?
- Wilhelm uśmiechnął się delikatnie. - Sześćdziesiąt procent. W końcu zadanie nie jest łatwe.
- Pięćdziesiąt. Ty go poślesz do Buddy, czy gdzie oni tam idą, a ja załatwię przejęcie tego wszystkiego.
- Umowa stoi primogenie.
- Uśmiech nie znikał z ust kainity. - Zna pan zasady negocjacji. Pan dał mniej niż był w stanie... ja zażądałem więcej niż oczekiwałem. W końcu obaj jesteśmy zadowoleni.
- Nikt na tym nie powinien stracić... o ile będzie pan trzymał głowę nisko.
- zaśmiał się. - Dobrze, będę kończyć, skontaktuję pana jeszcze z moim informatorem.
- Kim jest pański informator i jak się ze mną skontaktuje?
- Oto się nie bój, tylko nie dzwoń teraz do niego, bo ma inne sprawy na swojej rozczochranej.

- Miłej nocy, panie Wilhelmie.
Rozłączył się, a chwilę potem dostałeś sms z numerem telefonu: 605888902.
- Auf wiedersehen Herr Ostrowski. - Wilhelm powiedział tuż przed tym jak primogen rozłączył rozmowę.
Po chwili drzwi do pokoju uchyliły się i wszedł Vincent. Kilka chwil za nim zaś pojawił się jeden ze sług Księcia niosiący dwie butelki i cztery kieliszki. Postawił wszystko na stole, ponalewał i spytał się:
- Życzą sobie panowie jeszcze czegoś?

Kamil "Kimi" Kmielik::

Wychodzisz z Elizjum i w pośpiechu postanowiłeś, że udasz się do Pragi Południe.
To tam ma być gorąco, więc gdzie indziej Nosferatu mogliby wściubiać swoje nosy?
Twoim celem na tą chwilę jest wymiana informacji, tak żebyś mógł swoje zadanie wykonać jak najlepiej i najszybciej.
Ruszyłeś przez uśpioną Warszawę, przejeżdżasz przez Most Świętokrzyski.
Światła latarni odbijają się w asfalcie i kałużach, mijasz z dużą prędkością nieliczne samochody ciesząc się znów wolnością, tylko przed fotoradarem zwalniasz, bo po co robić sobie kłopoty ze śmiertelnymi mundurowymi. Zwróciłeś uwagę, że coraz bardziej się chmurzy, a na wschodzie powoli robi się coraz jaśniej.
Wjeżdżając do dzielnicy Brujah widziałeś skrajną biedę ludzi mieszkających tam, kupy gruzu, śmieci i pijaczków leżących w bramach.
Zostawiłeś swój wehikuł w jednym z zaułków i postanowiłeś szukać „pięknych inaczej” Kainitów na piechotę.
Znalazłeś coś po kilku minutach, lecz to nie byli Nosferatu.
Po przejściu około pięćdziesięciu metrów stałeś się światkiem dziwnej sceny.
Widzisz mężczyznę, łysego o długiej rudej brodzie osaczonego przez... Azjatów.
W wysokim mężczyźnie rozpoznajesz jednego z Brujahów, widziałeś go kilka razy w Elizjum, jak bezwstydnie rzucał słownymi groźbami do kilku Ventrue.
Stanąłeś w miejscu, około stu metrów od starcia. Widzisz, że Krzykacz wypalił ze swojego shotguna, ale nie mając czasu na przeładowanie tylko poprawił pięścią rany zadane przez śrut. Kitajec przeturlał się, ale zaraz znów powstał na nogi.
Szybko rozeznałeś się w terenie i widzisz, że większość świateł w budynkach jest wyłączona, że nie ma żadnych przechodniów, a ulica ogólnie jest słabo oświetlona, przez mrygające, rzucające pomarańczowawe światło latarnie. Ulica jest wybrukowana, więc raczej niewielu tędy jeździ.
Przez głowę ci przeszło, że niebezpiecznie będzie użyć tutaj swoich wampirzych zdolności, ale nagle pojawiła się myśl
„A chuj tam, dawno nie smakowalem przygody.”
Obudziłeś w sobie moce i twoje oczy nagle przejrzały przez mrok, a z palców wyrosły pazury, jedna z najstraszniejszych broni wśród wampirów.
Podbiegłeś do grupy z okrzykiem:
- Kurwa! Co wyprawiacie?- po czym zatrzymałeś się w odpowiedniej odległości.
Spojrzałeś po napastnikach i znów krzyknąłeś:
- Zostawcie go albo was tu porozpierdalam!Tylu na jednego to nie honorowe!
Nagle zza zakrętu wyjechała furgonetka i zatrzymała się koło skośnookich. Był to duży czarny samochód dostawczy.
Dwóch atakujących spojrzało w twoją stronę, po czym dostali po ryjach od Brujaha.
Rozsunęły się drzwi furgonetki, gdy ty zacząłeś przygotowywać się do walki. Powoli zbliżając się do walczących obserwowałeś furgonetkę. Zauważyłeś jak wysiadł z niej mężczyzna i to nie byle jaki.
Sam Konemure, we własnej osobie, rozpoznałeś go dzięki swym kocim oczom. Dla ciebie w tej chwili ważniejszy był jednak członek Camarilli i uratowanie jego skóry.
Przywódca Kitajców krzyknął coś do swoich i wszyscy rzucili się w twoją stronę, a zdezorientowany Brujah spojrzał na nowoprzybyłego. Zobaczyłeś, że nagle Krzykacz zwiotczał i upadł.
- Czas na rzeź. - powiedziałeś cicho i rzuciłeś się na biegnących, wskoczyłeś między nich wpadając na jednego, obalając go na ziemię i rozorawszy mu twarz.
Krzyczy w niebogłosy wijąc się na ziemi, a ty zdałeś sobie sprawę, że ulicę zaczynają rozświetlać zapalające się światła w mieszkaniach.
Słyszysz ryk silnika oddalającego się furgonu, spojrzałeś jeszcze w tamtą stronę i w ostatnim momencie dzięki swojemu wampirzemu wzrokowi udało ci się wyłapać początek rejestracji: WS02.
Skupiłeś się jednak po chwili na walce:
- Zrobię z wami coś gorszego niż z Nim! Wypierdalać!
Dwóch pozostałych rozbiegło się na boki, przeskoczyli ogrodzenia i znikli w głębi nocy, trzeci dalej wije się prawie u twoich stóp, a czwarty, patrzy się całkowicie zaskoczony całą sytuacją.
- "Nandajo?"- udało mu się wykrztusić.
Po czym uderzyłeś w brzuch, upadł na ziemię i tak został.
Słyszysz jakieś szybko oddalające się kroki i niewiele myśląc pobiegłeś za ich źródłem.
Niestety po chwili, gdy wbiegłeś między kamienice stukot butów ustał. Zwiał ci.
Ochłonąwszy po chwili stajesz się na powrót Kamilem Kmielikiem, wróciłeś się i wszedłeś do pubu, a raczej mordowni przed którą doszło do walki. W środku było jeszcze kilku stałych bywalców, większość pod stolikami.
Spytałeś barmana czy możesz skorzystać z telefonu, a ten jako chyba jedyny trzeźwy w pomieszczeniu poza tobą wskazuje ci automat na ścianie. Stary, na monety. Kain jeden wie, czy jeszcze działa.
Wykręciłeś 997 i po chwili usłyszawszy w słuchawce krótki sygnał odezwał się miły głos:
- Policja, w czym mogę pomóc?
Udając zdyszany głos odrzekłeś po chwili:
- Dobry... wieczór.
- Co się stało, proszę pana?
- Chciałem zgłosić napaść... bylem właśnie tam na ulicy widziałem jak dwóch zamaskowanych kolesi pobiło dziewczynę i nie wiem czy to ich samochód czy nie.

ale wciągnęli ja do takiej furgonetki.
-Gdzie to się stało?
Podałeś adres oraz zmyślone dane, a także dokładny opis furgonetki i początek jej rejestracji. Masz nadzieję, że jakiś patrol nawinie się na ich trasę i zatrzyma Kitajców.
- Dziękujemy za zgłoszenie, wysyłam patrol.
Wychodzisz po chwili z baru odprowadzony leniwym spojrzeniem gospodarza pubu, gdy znalazłeś się na ulicy z najbliższej bramy usłyszałeś ciche:
- Hej, ty.
Obejrzałeś się zaskoczony.
- Tak, ty Kimi. Nie rozglądaj się tak nerwowo. - słyszysz głos z wejścia na podwórko kamienicy.
- Przepraszam. - uspokoiłeś głos i oparłeś się o ścianę w bramie, udając, że przeglądasz portfel.
Naprzeciwko ciebie stoi ubrany w szary płaszcz Nosferatu, o obrzydliwej nabrzmiałej twarzy i nosie złamanym pod dziwnym kątem.
- Potrzebuję rzetelnych informacji od kogoś zaufanego i czy możesz mi ustawić spotkanie, za odpowiednia cenę?
- To kosztuje, złociusieńki.
- Zdaję sobie sprawę.
- odpowiedziałeś.
- Najpierw ty, potem ja. Co oferujesz? - na twarzy oszpeconego wampira pojawił się chytry uśmieszek.
- Zapłacę dużo.. za dyskrecje. Czego żądasz? -zacząłeś wyliczanie. - Gotówka, krew, przyslugi?
- A kiedy my byliśmy niedyskretni? - widzisz, że się trochę zmierził. Po czym odrzekł. - Przysługa, tak. To jest najlepsza waluta.
- Kochany chodzi mi o niebezpieczną sprawę.
- wyjaśniłeś.
- Dobra, wal.
- Jak gdzie i kiedy najszybciej i najbezpieczniej zabić pewnego Spokrewnionego?
- Pewnego złociutki?
- widzisz, że on wie w którą to stronę zmierza. - Jeśli myślimy o tym samym, to to będzie duuuża przysługa.
- Mogę zadać Ci jedno pytanie przed wymienieniem nazwiska?
- chciałeś zboczyć trochę z toru, bo zauważyłeś, zresztą słusznie, że oczy twego informatora zaczęły się niebezpiecznie świecić.
- Słucham. - odparł lekko zgaszony.
- O jaką organizację dbasz? Wiesz dobrze, że lepiej sobie nie komplikować życia, więc muszę wiedzieć czy nie wykopie sobie dołka.
- Nie rozśmieszaj mnie. Podejrzewasz, że mógłbym sprzedawać informację Sabatowi i Kitajcom?! - puknął się w pierś. - To martwe serce należy do Camarilli. - deklaracja zabrzmiała pewnie i szczerze w twoim mniemaniu.
- Ok, przed chwila wkurzył mnie pewien azjata jak widziałeś porwał jednego z naszych.
- Dobra młody, a raczej panie Kmielik, wiem kto zacz. Konemure, gorący towar na mieście, a gdzie go znajdziesz? - pytanie retoryczne, bo zaraz odpowiedział dość rzeczowo. - Magazyn przy Zabranieckiej 20, tam rezyduje wraz kilkoma swoimi najbardziej zaufanymi.
Z jego rękawa wysunął główkę czarny szczurek.
- Ej, nie pokazuj się obcym.
- Może jest od kogoś uzależniony?
- Tego nie wiem, ale...
- wtedy na ulicy rozległy się syreny policyjne.
Schowałeś się głębiej w bramę i ukryłeś w cieniu.
- Oj, będziemy spadać. - Nosferatu wbiegł na podwórze, podniósł z nienaturalną siłą klapę kanałów i zanim ci zniknął z oczu pokazał wyraźny gest: "Zadzwonię.", po czym zniknął w odmętach warszawskich kanałów.
Wskoczyłeś po chwili zanim chcąc przeczekać chwilę w ukryciu. Deszcz zaczął łomotać po chwili o pokrywę.



Vincent:

Idziesz luksusowym, pięknie wykończonym korytarzem Sheratonu. Idąc nim można się poczuć jak w jakimś pałacu. Wspaniałe uczucie, pozwalające poczuć się ważniejszym.
Po drodze spotkałeś służącego, który poinstruował cię do którego pokoju masz się udać, a na klatce schodowej mignął ci schodzący Gangrel. Gdy zszedłeś na właściwe piętro, twym oczom ukazał się piękny widok.
Przy załomie korytarza stała jedna z najpiękniejszych kobiet jakie widziałeś w życiu, a nawet nie życiu.
Spojrzała na ciebie swymi olśniewającymi oczami i już zdobyłeś pewność, że to nie śmiertelniczka.
- Maleńka mam chwile czasu, co ty na to. żeby pójść do ekskluzywnego pokoju, wziąć ze sobą vitae i rżnąć się jak króliki całą noc? - powiedziałeś to wyuzdanym tonem mrugając do niej okiem, po czym po chwili ze szczerym zakłopotaniem - Przepraszam najmocniej, pani wybaczy to zachowanie. Kiepsko się dzisiaj kontroluję. Nie chciałem być tak grubiańsko bezpośredni...
Lekki przepraszający ukłon
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Przeprosiny przyjęte, panie...?
Pewny, rozbrajająco chamski uśmiech :
- Nestor...-po czym lekkie zająknięcie które przechodzi w: – Vincent. Po prostu Vincent.
Uśmiech pełen kultury i szacunku
- Z kim mam przyjemność jeśli wolno spytać?
- Natasza. Po prostu Natasza.
- teraz zdałeś sobie sprawę z jej wschodniego, rosyjskiego akcentu.
- Cudowny wschodni akcent. Mam nadzieję że się pani dobrze bawi w Elizjum, mimo pewnych...niekontrolowanych zachowań - lekki uprzejmy ton z naganą samokrytyczną skierowaną w twoją osobę.
- Dopiero co wróciłam do miasta. - znów ten zniewalający, nieśmiały uśmiech. - Nie było mnie tu trochę, więc nie za bardzo jeszcze wiem co się dzieje. - Zamilkła na chwilę i spojrzała na ciebie spod wpółprzymkniętych powiek. - Podobasz mi się Vincencie? Pewnie wiele dziewczyn ci to mówi, prawda?
- Niestety, za mało o tak cudownej aparycji. Gdzie pani Nataszo się podziewałaś do tej pory? Czyż Warszawa nie jest najciekawszym, najbrudniejszym i najbardziej niekontrolowanym miejscem w Polsce? Gdzież mogłoby być lepiej? - uśmiech ...rozbrajający uśmiech
- Niby w Paryżu. - uśmiechnęła się szczerze. - Ale mężczyźni tam... - widzisz niezadowolenie, a potem zaczęła wodzić po tobie wzrokiem. - Masz jakąś kartkę?
Wyciągnąłeś mały notes, podałeś jej dość spokojnym ruchem. Na chwilę w momencie kiedy musnęła palcami twoją skórę budzi się Nestor co widać na sekundę na twarzy Malkaviana. Uśmiech pełen zwierzęcego podniecenia zagościł nie na dłużej niż pół sekundy. jednakże był on dostrzegalny
- Proszę bardzo.
Wyjęła długopis, zapisała swój numer.
Uśmiechnęła się do ciebie, podeszła i wkładając karteczkę do dłoni zaszeptała wprost do ucha:
- Jutro będę bardzo sama i będę się bardzo nudzić.
Po czym z figlarnym uśmieszkiem odwróciła się i ruszyła w dół korytarza.
Zobaczyłeś jeszcze jak nie odbiła się w lustrze wiszącym na jednej ze ścian.
Nasunęło ci się pytanie:
- Jak może tak świetnie wyglądać nie widząc się?
Spoglądasz za nią oszołomiony, mrucząc cicho:
- Nestorze, chyba trafił swój na swego, skoro podobały się jej Twoje wypady...
Delektując się wonnym zapachem jej perfum podążyłeś w inną stronę do wynajętego pokoju, gdy wszedłeś zobaczyłeś jak stojący przy oknie Wilhelm chowa komórkę do kieszeni marynarki.
Za sobą zaś usłyszałeś kroki, zerkając przez ramię zauważyłeś lokaja niosącego na tacy dwie butelki i cztery kieliszki. Postawił wszystko na stole, ponalewał i spytał się:
- Życzą sobie panowie jeszcze czegoś?

Zbyszek:

Zobaczyłeś agresję malującą się na twarzy Azjaty, wyszczerzył w twoją stronę wampirze kły i po chwili z cienia wychynęło jeszcze czterech, a ty niewiele myśląc ściągnąłeś strzelbę z ramienia i wypaliłeś. Raz, drugi, trzeci. Krew bryzgała z ich ran na wszystkie strony, znacząc chodnik rdzawymi plamami, a po każdym strzale coraz więcej okien rozświetlało się od blasku żarówek. W końcu skończyły ci się naboje, ale napastnicy mimo ran dalej napierali, któryś z nich uderzył w strzelbę i podbił ją tak, że nie mogłeś przeładować. Zacząłeś ich okładać swymi ciężkimi pięściami i trzymanym niczym maczuga shotgunem, bo nie było czasu na wyjęcie kija bejsbolowego.
Zza ich pleców usłyszałeś jakieś okrzyki mężczyzny o dziwnej aparycji (w świetle latarni wyglądał dziwnie zwierzęco), nie za wyraźnie bo odbijały się echem od ścian budynków, a ty podniecony walką nie za bardzo zwracałeś uwagę na otoczenie. Nagle dwóch atakujących obejrzało się za siebie. Wykorzystałeś to sprzedając każdemu po mocnym sierpowym. Cofnęli się.
Pisk opon, tuż za tobą, a po chwili szybkie zdecydowane kroki. Spostrzegłeś, że tamci spojrzeli ponad twoim ramieniem i dostając jakieś rozkazy w niezrozumiałym ci języku rzucili się na mężczyznę, który wcześniej coś krzyczał.
Odwróciłeś się z myślą o zaatakowaniu kolejnego Azjaty, gdy przed tobą pojawił się z nienaturalną prędkością ubrany w czarną marynarkę mężczyzna o skośnych oczach i krótkich włosach. Powiedział jedno słowo:
- Śpij.
Twoje ciało zwiotczało, a cały świat rozmazał się w jednej sekundzie i straciłeś przytomność, nie wiedziałeś co się z tobą dzieje.
Pod powiekami dalej widziałeś chlustajacą posokę twych wrogów, dalej widziałeś zapomnianą przez Boga i władzę miejskie ulicę warszawskiej pragi, dalej widziałeś pochmurne niebo. Gdzieś w podświadomości słyszałeś ryk policyjnych syren i łomot ciężkich kropel deszczu.
Obudziłeś się po jakimś czasie.
Zobaczyłeś, że jesteś w wysokiej celi, bez okien, ubikacji, a drzwi wyglądają na bardzo solidne, minimum dwadzieścia centymetrów grubości, pancerne.
Nie wiesz gdzie jesteś i jak się tu znalazłeś. Nie masz przy sobie broni, a twój motor został na pastwę praskich uliczników. Jesteś wściekły, coraz bardziej i szukasz tylko ujścia dla swego gniewu.
Nagle ciemność rozjaśniła się, wizjer w drzwiach odsunął się i ukazała ci się para ciemnych i bezlitosnych jak najbardziej skośnych oczu.
- Nie śpimy już? - zabrzmiało sarkastyczne pytanie z wyraźnym azjatyckim akcentem.
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 01-07-2008 o 11:56.
Salazar jest offline  
Stary 01-07-2008, 09:15   #27
 
Maju's Avatar
 
Reputacja: 1 Maju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwu
Brujah obudził się.
Po krótkim rozpoznaniu terenu wyrwało mu się z ust :
- Kurwa mać , ja pierdole .
Wstał.
Instynktownie zaczął chodzić po pomieszczeniu szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Gdy natknął się jedynie na grube pancerne drzwi , gniew zaczął przepełniać jego umysł.
Jego wściekłość objawiła się cichym mrukiem , który stopniowo przechodził w wrzask i atak szału.
Zbyszek zaczął kopać drzwi z całej siły , próbując narobić jak najwięcej hałasu , wrzeszcząc przy tym :
- Otwieraj te drzwi zasrany żółtku !! Jak cię dorwę to tak ci skopie dupę , że zesrasz się własnymi jelitami !!

Wizjer w drzwiach i tekst "nie śpimy już?" , przerwały jego agresję na drzwi.

- Kurwa , chodź tutaj jeden na jednego zasrańcu to ty zaraz zaśniesz , snem wieczystym.

Powiedział Brujah , energicznie uderzając pięścią w stronę wizjera.

- Grzeczniej, grzeczniej głupia Polak. Ty powinien znać swe miejsce.Ty nie hałasować, bo skończyć jeszcze gorzej, moja szef zaraz tu przyjść.

- Nędzna kitajec zatkać morda , bo jak głupia Polak cię dorwać to nawet wejście smoka twoja nie pomóc.


Nagle dało się słyszeć kroki z korytarza. Oczy w wizjerze odwróciły się w bok, a po chwili znowu w pokoju nastała ciemność.

-Hej dupki ! wypuście mnie , bo postaram się , abyście nie mieli najmniejszej chwili spokoju ze mną.

Wykrzyczał Zbyszek.
Po chwili drzwi się otworzyły i w progu stanął porywacz.

- I jak się podoba nasz pensjonat??

- Czego chcesz kupo chińszczyzny?


- Japońszczyzny jeśli łaska. - ten egzemplarz mówi już z dobrym polskim akcentem. - A czego chcę? Pokoju z Sabatem. Po co? Ubiegając twoje pytania. Aby zniszczyć Camarillę. Po co porwałem ciebie? Jako akt dobrej woli. Za bardzo im bruździłeś.
Brujah przypomniał sobie swoje zlecenia, gdy zabijał Sabatników ile wlezie. Na pewno uznali go za potencjalne zagrożenie.

- Aha i masz zamiar wydać mnie Sabbatowi? Dość dziwne że nie przyniosłeś im po prostu urny z moimi prochami , zapewniam cię , że jeszcze tego pożałujesz.

- Nie wątpię, nie wątpię Brujaszku. Nie mam ci zamiaru nic więcej tłumaczyć.
- uśmiechnął się.
- Bo bardzo trudny z ciebie student.
Wycofał się i zatrzasnął drzwi.

- A i uważaj na właz nad tobą, często słońce potrafi wedrzeć się w te mury.

- Wracaj tutaj tchórzu!! jeszcze nie skończyłem!!

- Ależ tak, tak. Już skończyłeś. - usłyszałeś głos oddalający się korytarzem.


Zbyszek czuł się dziwnie. Sam, osaczony. Gniew buzuje coraz bardziej. Czuł zbliżającą się bestię. Pomimo gniewu , wpadł na pewien pomysł. , popatrzył na właz nad sobą , próbował dostrzec jak najwięcej szczegółów . Dostrzegł swoisty komin , który zwęża się ku górze. Wylot jest dość mały i na pewno by się nie przecisnął, ale strach pomyśleć ile słońca może się wedrzeć.
Przypomniał mu się ten dziwny mężczyzna, który przyszedł z pomocą. Po chwili odrzucił te myśli. -= Nie czas na wspominki , czas na działanie=-

Zbyszek postanowił zaryzykować. Aktywował swoje moce akceleracji i potencji jedna po drugiej , po czym rozbiegł się i skoczył ku wylotowi , uderzając w komin z całej siły , swojej własnej , jak i potencji. Wyskoczył kilka metrów w górę i uderzył w ścianę, mocną, zbrojoną najwyraźniej, bo cegły nie ruszyły się nawet o milimetr, spadł na ziemię w przykucu. Czuł się osłabiony, właśnie wykorzystał pewną część mocy swej krwi, a nic dziś nie posilił się.

- Kurwa mać !! Pierdolone japońce !! Chodźcie tutaj tchórze jedne !! Jaj nie macie , żeby walczyć fair !!
Mówiąc te słowa zaczął w ataku szału walić w drzwi od swojej celi , pomimo osłabienia.

- Ty się uspokoić albo pożałować. - usłyszał zza drzwi, one same pod gradem ciosów lekko się tylko wgięły, ale poczułeś, że pod blachą jest coś cięższego i twardszego.

-To chodź tutaj żółtku i spraw żebym pożałował!!
Powiedział nie przestając bić w drzwi.
Miał nadzieję , że Azjata wejdzie do jego celi , po czym Brujah go zaskoczy szybkim jak błyskawica akcelerowanym ciosem w twarz.
Drzwi mimo jego wielkiej wiary w głupotę żółtka nie otworzyły się, usłyszał tylko kroki, które zaczęły powoli cichnąć. Został sam.
Opadł na ziemię wykończony beznadziejnymi próbami odzyskania wolności.
Jestem jak pierdolona sardynka w puszce. Jeśli nie wymyślę czegoś szybko to będzie moja ostatnia noc ...
Mówiąc te słowa spojrzał ze strachem w stronę komina.
 
__________________
Here we stand, bound forevermore we're out of this world ,until the end...Here we are, mighty, glorious
At The End Of The Rainbow with gold in our hands...
Hammerfall - At The End Of The Rainbow

Ostatnio edytowane przez Maju : 01-07-2008 o 11:30.
Maju jest offline  
Stary 01-07-2008, 14:51   #28
 
Zaczes's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodze
Kimi kucał w przerażającym bezruchu, jakby zatrzymał się czas. Ciężkie krople bębniły po metalowej klapie, a zapach nie należał do najprzyjemniejszych.. ale nigdy nie był nad wymiar wygodny. Mimo iż syreny dawno ucichły i spokojnie mógł wyjść na ulicy.. pochłonęły go za bardzo myśli. Na jego twarzy nie gościł teraz uśmiech, tak często okazywany "zewnętrznemu" światu.

Coraz bardziej nie podobało mu się to co obserwuje. Camarillia chce sprzątnąć Konemure. Dlaczego nie zrobi tego normalnie, skoro On daje im jawne powody? Napad na jednego z Rodziny. Napad? Porwanie... jeszcze raz przeanalizował wydarzenia z przed kilku minut.

Szukając Nosfera, natknął się na Azjatów - na nie swoim terytorium! Co więcej zaangażowanych w walkę z Spokrewnionym Rodziny.

"To wszystko było farsą, odwróceniem uwagi. Nie spodziewałem się, że będą chcieli go porwać, nie Brujaha. Grupa Kitajców się szybko rozpadła "przerwij jedno ogniwo,a puści cały łańcuch". Nie chciałem ich zabijać, dałem im się pozbierać. W końcu to nie było wcale potrzebne."

I ten Nosfer, przyciągnięty wydarzeniami.. Zdaję sie, że mogę mu zaufać, ale jeśli tak.. to dlaczego Magazyn? Taka szycha w obskurnym Magazynie? Atak na ich "miejscówkę" mógłby skończyć się katastrofą. Walka na obcym terytorium nie należy do najprzyjemniejszych. Mam nadzieję, że znajdzie lepsze informacje, tak samo jak znajdzie mój numer, który dopiero mam dostać.. jedyne co mi się nie podoba, to ten pedalski sposób wypowiedzi.. no ale cóż, Nosferzy rzadko zaznają miłości, dlatego szukają jej wszędzie..

Kimi jednak miał za mało elementów układanki, aby zobaczyć chociażby część prawdziwego obrazu. Dlatego powinien wsunąć zaobserwowane rzeczy do szufladki "niepowiązane szczegóły" i zająć się "sprawami wyższej wagi".

Camarillia nic nie zrobi w sprawie porwania, chyba że primogen Brujah.. bo przecież już wydała wyrok na Konemure, a odpowiedzialnym za jego wykonanie jest między innymi Kmielik. Nie mógł niestety pomóc Krzykaczowi w tej chwili, ponieważ nie było innego rozsądnego wyjścia jak dorwanie Konemure. A to musi poczekać. Każdy plan powinien dojrzeć.

Wyrwał się z odrętwienia, kilka minut później zakładał już kask i rękawice. Jak zawsze.

Skierował się na Wawer, wpadł do swojego mieszkania, wziął szybki prysznic i przebrał śmierdzące ciuchy. Wyszedł z mieszkania, przechodząc przez znane uliczki w kierunku parkingu, natknął się na barmana z pobliskiego pubu.

Szybko ocenił sytuację. On sam, wyrzuca śmieci. Lokal zamknięty. Bez zastanowienia gdy przechodził obok niego wymierzył szybką "lampkę" zaskoczonemu śmiertelnikowi, po czym wbił kły w jego szyję..

Krew
Poczuł to co zawsze jest z Nim - drugą stronę swej natury.. Przez głowę przeszła mu inna perspektywa tej nocy.
Krew, dużo krwi.. lepszej niż śmiertelnika.. i ten Brujah.. zaciągnęli go jak zwierzę. Muszę mu pomóc, czego sie do cholery obawiam.. Ta noc dopiero sie zaczęła! A ten żółtego nie wyglądał na groźnego, poddam go trudnej do wyleczenia operacji swymi pazurami..

Postanowił płynąć

__N__A_______F__A__L__I__

pomruku swojej Bestii, ona daje mu siłę, a on tak dawno jej nie słuchał. Zobaczymy na co stać moich kamratów


Zostawił rozpływającego się w narkotycznej przyjemności barmana koło śmietnika.

Wsiadł na motor, założył kask i rękawice. Jak zawsze. Ruszył wściekle do Sheratonu, zostawiając za sobą i Wawer i rozbudzoną wydarzeniami Pragę


Zatrzymał się tuż przed głównym wejściem do Sheratonu, porywając ze sobą kluczyki, zdejmując kask udał sie prosto do apartamentu z którego niedawno wychodził..

Czas nadać poprawny i szybszy nurt tej rzece wydarzeń.
 
__________________
Live to Ride / Ride to Live

Ostatnio edytowane przez Zaczes : 01-07-2008 o 15:00.
Zaczes jest offline  
Stary 07-07-2008, 23:09   #29
 
Musiek's Avatar
 
Reputacja: 1 Musiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodze
Po wyjściu kelnera Malkavian spojrzal się w stronę Ventrue.
"My się jeszcze nie znamy prawda? Jestem Vincent." Powiedział to wraz ze szczerym, lekko zadziornym uśmiechem.

Spokrewniony lekko prychnął patrząc na Vincenta, jednak po chwili delikatnie się pokłonił:
"Wilhelm von Richtenstein."

Szalony wampir Wyciągnął ręke lecz kiedy zobaczył pokłon, zamknął ją w pięść i wycofał, dalej się uśmiechając:
"Co więc uważasz na temat naszego zadania? Może masz już jakieś pomysły? W końcu jedziemy na tym samym wózku"

Myślisz, że on miałby jakiś pomysł? Przecież on czeka na gotowe... Ludzie, litości... - Nestor stał dwa kroki przed oknem i patrzył z ukosa na Ventrue.

"Po rozmowie z..." - Wilhelm na chwilę się zawahał:
"Gangrelem stanęło na tym, że trzeba wpierw dowiedzieć się więcej na temat celu zadania. Potrzeba odpowiedniego sprzętu, chyba Gangrel spisał w swoim zeszycie większość potrzebnego sprzętu."

Vincent zaczął spoglądać na zeszyt, lecz najwyraźniej wogóle go to nie interesowało...

To ty se poczytaj.

W pewnym momencie ziewnął i patrząc na Wilhelma wypowiedział się trochę innym tonem:
"Cześć. My sie jeszcze nie znamy. Nestor jestem. Podaj grabę." Po czym Malkavian wyciągnał dłoń pod dziwacznym "młodzieżowym" kątem.
Wilhelm skrzywił się lekko patrząc na wyciągniętą dłoń. Nie poruszył się nawet o krok i tylko zmierzył Malkava zimnym spojrzeniem.
"Nestor... Tak więc rozdwojenie jaźni, tak?"

Ten się obruszył, bo na jego twarzy zawidniało zniechęcenie:
"Hmm... jakie rozdwojenie? Rozumiem z Vincentem sie witasz ale ze mna juz nie? Co za snob. Cóż chyba wszyscy tacy jesteście, co? Na wszystkich z góry. Chyba jestescie najsamotniejszym klanem w Camarlilli, co? Kto by takich lubił"
Uśmiechnął się, szydząc. Patrzył się na Ventrue, oczami w których widać było wrogość, zaciekwaienie, ale i jakąś dziką inteligencje.

"Nie witam się z nikim o ile tego nie muszę robić. Nestor... Vincent. Zapamiętam by zwracać się do ciebie... was w liczbie mnogiej. Ale to nie ważne." - Przyjrzał się wariatowi w niebieskiej koszuli:
"Nestorze, który z was dwóch częściej kontroluje to ciało?"

Malkavian zaczął spoglądać przeciągle w oczy szlachetnego wampira. Wyglądało to jakby chciał go, nimi przewiercić. [Oczy Chaosu]

Potok obrazów przeleciał przez umysł pełen sprzeczności. Malkavian pływał w nich pełen eufori ale i strachu. Widział rozmowę Wilhelma z primogenem Ventrue oraz jego plany co do przyszłej nagrody. Wieżowiec na Hożej... przekształcony w ekskluzywny lokal. Zyski oraz nowy dom. A przynajmniej siedziba. Plany, dzięki którym mógłby w końcu stworzyć coś nowego. Coś co dzięki niemu mogłoby się rozwijać... i przynosić zyski.
Mimo tego gdzieś w głebi umysłu Ventrue kryło się coś jeszcze. Zieleń oczu...
Zieleń oczu... A także, obrazy bezchmurnego nieba i palącego słońca. Zapach ujmujący całą duszę wampira... I smutek przeplatający się z tymi wspomnieniami.

Vin...muszę odpocząć...sam...wiesz...


Idź odpocznij Nestor, coś już wiemy...przynajmniej tym razem wziąłeś cały obraz na siebie.

Po chwili znowu patrzył się bez większego zainteresowania. Odezwał się. Głos miał uprzejmy, a ton, pełen kultury. Sam wyraz twarzy stał się, bardziej zachęcający do rozmowy niż przed chwilą:
"Problem w tym, że my zawsze jesteśmy razem. A kto kontroluje, to już zależy od wielu czynników. Zresztą czasem Nestor sobie gdzieś idzie..."

"Rozumiem." - Odwrócił się w kierunku okna:
"Wracając do tematu przewodniego... Co ty..." - Nastąpiła chwila wahania:
"Vincencie sądzisz o naszym zadaniu?"

Usmiech na twarzy, zaczął wyrażać mnóstwo emocji:
"Narazie oceniam nasze siły. Z tego co widzę pan Gangrel jest dość aktywny, ciekaw jestem czy nie zechce w pewnym momencie...zacząć rządzić..."

"Rządzić?" - Odwrócił się zdziwiony. - "Prędzej padnie rzucając się bez potrzeby na pierwszego lepszego azjatę niż zacznie rządzić. Choć trzeba przyznać, że jest aktywny. Poza tym nie sądzę by był sens w tworzeniu zbytniej hierarchi..." - Uśmiechnął się delikatnie:
"Konemure zginie, a my się rozejdziemy z naszymi nagrodami."

Czy on naprawdę w to wierzy? Co za idiota...


Malkavian uśmiechnął się, jakby dopiął swego:
"Oczywiscie zgadzam się, że sens tworzenia hierarchi jest równy zero. Jednak warto być przygotowanym na odbicia coniektórych, bardziej ambitnych jednostek. " - Przerywa na moment jakby się nad czymś zastanawiał:
"Zaraz zapisze moją liste. Chyba mam pomysł jak dowiedzieć się paru ważniejszych informacji od żółtków. W sumie dla mnie to żaden problem rozumieć wszytko i wszystkich..."

Tak, dopóki masz mnie i moją moc...

Naszą Nes, odpoczywaj...dwa razy jednego dnia...męczące - pomyślał z lekkim przytykiem Vincent.

"Tak więc, na moment obecny, wszystko jest postanowione. Teraz jeszcze przydałby się Gangrel oraz informacje o azjacie." - stwierdził podsumowująco Ventrue.

"No to czas na niego poczekać...zdrowie" - Zakończywszy rozmowę Vincent, nalał sobie kieliszek krwi i usiadł w fotelu, po czym zaczął pić z namysłem patrząc w okno.

Krew była wyborna...
 
__________________
Odważni żyją krótko...
...tchórze nie żyją wcale.

gg: 7712249

Ostatnio edytowane przez Musiek : 14-07-2008 o 11:07.
Musiek jest offline  
Stary 07-07-2008, 23:23   #30
 
Nicolas's Avatar
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
Schował komórkę do wewnętrznej kieszeni marynarki tuż przed tym jak do pomieszczenia wszedł Vincent. "Malkavian... Jak tu im zaufać z ich zachowaniem". Była to jedyna myśl, która przychodziła do głowy Wilhelmowi, gdy patrzył na kainitę. Przyjrzał mu się dokładniej... ubiór nawet nie wyglądał tak źle. "Na pewno lepiej niż ten Gangrel." Jednak wszystkie te myśli przesłaniała jedna wizja. Rozmowa z primogenem Ventrue sprawiła, że zadanie stało się dla Wilhelma czymś ważniejszym i ciekawszym. W końcu Malkavian się odezwał...



Gdy tylko poczuł lekko metaliczny smak vitae skrzywił się starając się nie ukazać tego Malkavianowi. Spokojnym ruchem odwrócił się w kierunku okna i wypluł tę odrobinę krwi do kieliszka. Cichym szeptem skomentował jakość podanego trunku:
-Nawet nie potrafią zadbać o wymagania swych współpracowników.
Skrzywił się raz jeszcze na myśl o księciu i tym co miał w ustach.
 
Nicolas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172