Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-12-2009, 20:19   #61
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Nikołaj spojrzał na korytarz wyglądający jak wejście do bunkra. Przełknął ślinę, zachciało mu się nagle śmiać, napić i zapalić jednocześnie. To co dopuszczał tylko w żartach okazało się prawdą. Trafili na pohitlerowski bunkier a na nich polowali kolesie z jakiegoś MI5 czy innego Security Service. Stał chwilę patrząc na korytarz. Przez głowę przelatywały mu miliony myśli. Strzelić sobie w łeb... strzelić innym w łeb... usiąść pod ścianą i czekać na nieuniknione... postarać się dogadać z Wilsem...
-Ja idę za Colinem. Jak ktoś tam chce leźć to niech się szybko decyduje. Harlow, poczekaj, mamy tu ciekawe znalezisko.
-Ja też.
Serb się otrząsnął, odpłynął na chwilę, stracił czujność. W innej sytuacji ktoś mógł przez to życie. Poprawił palce na chwycie broni. Podniósł pistolet do oczu i chwilę się przypatrywał topornej konstrukcji. Colt ciążył w dłoni, ziębił palce, dawał poczucie bezpieczeństwa. Oby nie było błędne. Czemu go nie schował? Mechanik wzruszył sam do siebie ramionami.
Radović chwilę się rozglądał. Benz już znikał z pola widzenia, widział jeszcze słabe światło wielkiej latarki, baterie się kończą, Serb swoją wyłączył dla oszczędności już paręnaście minut temu. Spojrzał na oddalającego się Michaela i stojącego nieopodal Mike.
-Chodźmy za Rodgerem i Harlowem, lepiej się nie rozdzielać. Ciągle gdzieś tu grasuje co najmniej jeden zabójca. Jedna rada, nie biegnijcie, mogę Was nie rozpoznać w tych ciemnościach.
Mechanik powoli ruszył w stronę Colina. W ciemności co raz się potykał i syczał z bólu, kolba od karabinu wrzynała się boleśnie pod pachę. Rana bolała coraz bardziej, pewnie wdało się zakażenie, strupy były co raz zrywane... Amputacja mogła stać się faktem.
W ciemności rozległo się następne stłumione przekleństwo, Nikołaj wolał sprawić sobie dodatkowy ból niż w takich warunkach schować broń. Było mu koszmarnie gorąco, gorączka czy w tych częściach jaskini było po prostu cieplej?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 09-12-2009, 21:50   #62
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Michael ruszył odważnie wąskim korytarzem, jakby na jego końcu czekało wybawienie. Nawet nie odezwał się do nikogo słowem i dopiero, gdy po krótkiej marszrucie dotarł do drewnianych drzwi, przyszło mu do głowy by spojrzeć za siebie. Po towarzyszach nie dostrzegł nawet najmniejszego śladu. Przez chwilę zastygł w bezruchu zastanawiając się czy nie zawrócić i nie dołączyć do reszty, ale ostatecznie ciekawość wzięła w nim górę.

Ostrożnie dotknął klamki, jakby była pod napięciem i nacisnął. Drzwi ani drgnęły. Czyżby oznaczało to, że pomieszczenie z drugiej strony było zamknięte od ponad pół wieku? Należało się przekonać. Historyk kopnął w drzwi. Chwilę potem starał się wyciągnąć swoją nogę z dziury jaka powstała w, zniszczonym przez czas, drewnie. Drugi kopniak wymierzony w okolice zamka przyniósł znacznie lepszy efekt. Drzwi uderzyły o ścianę umożliwiając wejście. Jarecki ostrożnie zajrzał do środka. Pomieszczenie przypominało ubogą wersję biura. Na środku stało mosiężne biurko, obok stał pusty wieszak, a na ścianie wisiała tablica. Z drugiej strony pomieszczenia było drugie wyjście, ale kompletnie zawalone.

W pierwszej kolejności historyk podszedł do tablicy. Wisiała na niej mapa Europy, jednak niemal kompletnie nieczytelna. Jedynie fragment Wysp był w miarę dobrze zachowany. Liczne strzałki wyglądały jak nakreślone ruchy wojsk. Jest też jakaś linia prowadząca od Londynu na kontynent, ale urywająca się na Morzu Północnym. Michael nie wiedział co o tym myśleć. Mapa była podpisana po niemiecku, starymi gotyckimi literami. Obok niej wisiał schemat jakiegoś mechanizmu, z którego historyk nic nie zrozumiał.

Jarecki przeszukał też resztę pomieszczenia, ale nie znalazł w nim za wiele. Na ziemi leżała jakaś marynarka od munduru. Po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że należała do pułkownika. Jednak co stało się z jej właścicielem? W pokoju nie było żadnych zwłok. W biurku Michael znalazł sporo sumę starych marek, nadgryziony zębem czasu pistolet Mausera i cztery zdjęcia, którym natychmiast dokładnie się przyjrzał.

Pierwsze przedstawiało przemawiającego Hitlera. Najwidoczniej pułkownik był jego wielbicielem, skoro trzymał zdjęcie Wodza w swoim biurku. Na drugiej fotografii ukazany był jakiś bunkier. Jeden z tysięcy wybudowanych podczas wojny. Jego lokalizacja może być trudna. Na trzecim obrazku widoczna była grupka naukowców. Po bliższym zbadaniu Jarecki doszedł do wniosku, że dostrzega twarz Alberta Speera, architekta Hitlera i ministra uzbrojenia III Rzeszy. Wreszcie czwarta fotografia przedstawiała wnętrze jakiejś fabryki. Z drugiej strony widniał napis Vemork.

Michael miał tylko jedną koncepcję związków tego miejsca z miejscami i osobami ze zdjęć. Pozostawało się tylko modlić by okazało się to kompletnie nietrafioną teorią. Historyk postanowił znaleźć resztę ekipy, a w szczególności Benza, któremu trzeba było zadać parę pytań. Schował więc znalezione fotografie i ruszył z powrotem wąskim korytarzem.
 
Col Frost jest offline  
Stary 16-12-2009, 18:24   #63
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Po raz kolejny ciekawość wzięła górę. Kiedy tylko Harlow natknął się na nieco już zasypane szyny, nie mógł się powstrzymać i ruszył by sprawdzić dokąd one prowadzą. Powinien oczywiście powiadomić o swoim znalezisku pozostałych członków ekipy, lecz był przekonany, że prędzej czy później ruszą jego śladem.

Szedł powoli, w końcu nigdzie mu się nie śpieszyło, zresztą dzięki temu mógł dokładnie przyjrzeć się tunelowi, którym podążał. Światłem latarki omiatał wszystkie ściany, lecz dopiero po chwili zauważył, iż tuż nad nimi biegły jakieś kable oraz rury. Zastanawiał się jak wyglądała "jaskinia", w okresie swojej świetności, jaką pełniła funkcję i z jakiego powodu powstała właśnie pod Londynem. W głowie ułożył sobie już kilka możliwych wyjaśnień, lecz im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej nieprawdopodobne mu się one wydawały.

Z zamyślenia wyrwał się dopiero, gdy o mały włos nie przewrócił się zahaczając o coś stopą. Okazało się, iż potknął się o kolejną parę szyn, jaka dołączyła do tej znalezionej kilka minut wcześniej. Korytarz nieco się rozszerzył i sprawiał wrażenie solidniejszego, Colin miał już zamiar porozumieć się z Benzem i ewentualnie poczekać na resztę, lecz ostatecznie zaniechał tego pomysłu. Obszedł z lewej strony jakiś stary wózek ze złomem i ruszył dalej.

Z czasem droga stawała się coraz bardziej uciążliwa, pod nogami wciąż plątały mu się jakieś zniszczone części i kamienie, w dodatku trafił w ślepą uliczkę, dalsza część korytarza była zasypana. Zrezygnowany miał już zamiar zawrócić, gdy nagle usłyszał jakiś odgłos, jakby jęk lub coś w tym rodzaju. Odezwały się dawne przyzwyczajenia i beretta błyskawicznie pojawiła się w jego dłoni. Powoli zaczął zmierzać w kierunku źródła odgłosu.

- Leblanc???

- Harlow, poczekaj, mamy tu ciekawe znalezisko - odezwał się nagle przez radio Benz.

- Ja też - odrzekł krótko Colin.

Nie miał żadnych wątpliwości, kilka metrów od niego leżał dobrze wszystkim znany Francuz, choć ciężko było poznać w jakim dokładnie jest stanie. Harlow doskonale pamiętał, że żołnierz był uzbrojony, więc podchodził powoli zachowując jak największą ostrożność. Po chwili udało mu się zlokalizować pistolet Francuza, leżał może z jakieś 30 centymetrów od jego dłoni. W końcu Colin zbliżył się na dostateczną odległość by lepiej przyjrzeć się mężczyźnie, uprzednio nogą odsunął jego broń, tak na wszelki wypadek.

Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak jakby Francuz o coś się niefortunnie potknął i stracił przytomność. Colin dostrzegł krwawe ślady na koszuli Leblanc'a, zwrócił również uwagę na to, iż jedną z rąk mężczyzna miał schowaną za sobą. Francuz sprawiał wrażenie mocno zamroczonego, wciąż tylko majaczył coś pod nosem. Harlow nie znalazł żadnych widocznych ran na jego klatce piersiowej, głowa również nie była draśnięta.

W końcu nadszedł czas by lepiej przyjrzeć się schowanej dotychczas ręce Francuza. Wyglądało na to, że kula Serba poważnie uszkodziła jego dłoń, materiał, którym była owinięta, był cały we krwi. Następnie Harlow zwrócił uwagę na odsłoniętą łydkę żołnierza, który najwyraźniej wyciął część nogawki by nią zatamować krwawienie. Co dziwniejsze jednak, zauważył również jakąś siną krechę idącą wzdłuż nogi po jej wewnętrznej stronie. Zaintrygowany Colin jeszcze raz bacznie przyjrzał się Francuzowi i po chwili za jego głową znalazł kolejną linię, tym razem biegnącą zza ucha, wzdłuż szyi i kierującą się gdzieś na plecy. By lepiej się przyjrzeć musiałby zapewne rozebrać mężczyznę, co jednak postanowił sobie odpuścić.

W tym stanie Leblanc na niewiele mógł im się zdać, potrzebowali go jednak żywego, gdyż jako jedyny mógł im udzielić jakichkolwiek wyjaśnień. Nadszedł czas by skontaktować się z pozostałymi.

- Nie wiem co dokładnie tam znaleźliście, ale ciężko będzie mnie przebić - zrobił krótką przerwę by przetrzeć pot z czoła - Mam tutaj naszego francuskiego przyjaciela, powinniście go zobaczyć na własne oczy, nie wygląda za ciekawie.

- Już idziemy, - Benz przerwał na chwilę - trochę nam to może zająć, Nikołaj nie wygląda też najlepiej.

- A i jeszcze jedno Benz - dodał po chwili - Mam nadzieję, że macie jakąś apteczkę, bez opatrunków się nie obejdzie.

- Też mam taką nadzieję. Za niedługo będziemy.

Harlow westchnął ciężko po czym postanowił przeszukać Francuza, nie znalazłszy jednak nic ciekawego cofnął się kilka kroków i podniósł pistolet żołnierza. Po chwili ujrzał w korytarzu światła latarek.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 26-12-2009, 21:21   #64
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Nikołaj,


Otwierasz oczy. Światło cię oślepia. Zanim wzrok się przystosowuje zauważasz, że pomieszczenie jest bardzo jasne. Do twoich uszy dochodzi dziwny dźwięk.
pip pip pip
Przecierasz oczy. Jesteś w pozycji leżącej. Ostatnie co pamiętasz to widok Benza i Harlowa. I LeBlanc leżący, chyba nieprzytomny. Później... co było później? Rozglądasz się, wzrok już pozwala na rozróżnienie kształtów. Jesteś w jakimś pomieszczeniu. Po prawej okna zasłonięte żaluzjami. Po lewej drzwi i aparatura diagnozująca na stojaku. Gdzie do cholery jesteś?

Harlow,


Otwierasz oczy. Blask. Do jasnej cholery. Twoje oczy nie widziały takiego blasku chyba z wieki. Podkurczasz się nie wiedząc co się dzieje. Leżysz na czymś miękkim. Z wielkim wysiłkiem sięgasz pamięcią do chwil poprzedzających blask. Nic nie pamiętasz. Rozglądasz się po chwili w celu zorientowania się w terenie. Kolejny szok jaki przeżywasz, to fakt, że jesteś w swoim mieszkaniu. A dokładnie w swoim mieszkaniu na swoim łóżku. Co się stało do cholery.

Michale,


Otworzyłeś oczy, nie było może ciemno. Ale z trudem rozróżniłeś postać, która stała przed tobą. Był to Twój dziadek. Dziadek? Przecież on uma...
Nie, to jego portret u Ciebie w salonie. Rozejrzałeś się panicznie. Ręką wymacałeś włącznik lampki stojącej przy sofie, na której jeszcze przed chwilą leżałeś. Jesteś u siebie w gabinecie. WTF?!

Mike,


Leżałeś wpatrując się w sufit. Żyrandol jak i ściany były dla Ciebie znajome. Leżałeś przecież w pokoju hotelowym jaki wynająłeś dzień przed wyprawą. Zastanawiałeś się, czy ta cała wyprawa nie przyśniła Ci się. Jedynie co przeczyło o tym był jakiś numer wypisany na kartce leżącej na komodzie.

******************
Jakiś czas wcześniej...

Nikołaj
, doszliście z Benzem do Harlowa. Tak, LeBlanc był ciekawym znaleziskiem. Ciężko byłoby się sprzeczać nawet czy nie ciekawszym niż to co znalazł Michael. Z tym, że nie mieliście okazji się spotkać i porównać. Chyba, że nie pamiętacie tego spotkania. Wiecie jedno, byliście na powierzchni.

Każdy z was jako ostanie pamięta blask i ogłuszający huk. Nic więcej...
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 07-01-2010, 12:42   #65
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Nikołaj otworzył powoli oczy. Dochodził pomalutku do siebie, rejestrował szczegóły otoczenia i analizował wspomnienia. O tyle o ile ustalenie gdzie jest nie było trudne (aparatura jasno mówiła, że jest w szpitalu a brak towarzystwa i ładny wystrój sugerowało prywatny szpital) o tyle wspomnienia przychodziły opornie. Błysk jakby ktoś mu dał fleszem po oczach i... i nic więcej. Szli do Colina, który coś znalazł. Ale co? Chyba LeBlanca.
Radović powoli odsunął kołdrę i przyjrzał się fachowemu opatrunkowi na nodze. Z pewnością to nie była robota Colina. Wstał powoli z łóżka i korzystając z kuli podszedł do szafki. Konieczne okazało się ciągnięcie również kroplówki. Czuł się jak kaleka. Zupełnie jakby francusko-amerykański komandos o nazwisku aktora komediowego go postrzelił w nogę. Cóż... W sumie to tak było. W szafce znalazł swoje rzeczy, prawie wszystkie. Naturalnie nie było tam broni i sprzętu do wspinaczki. Nie potrzebował tego teraz. Sięgnął po komórkę. Starą, wysłużoną, odporną na wszystko nokie 5140i. Wybrał numer Benza. Rozmawiali dobrą chwilę, rekonstruowali wydarzenia i planowali. Po chwili wszystko wydawało się jasne. W całą sprawę zaangażowane były albo siły specjalne albo najemnicy, zważywszy na ich znalezisko mogli być i jedni i drudzy. Mieli wziąć ich w ramach możliwości żywcem więc wturlali im granat hukowo-błyskowy ogłuszając. Dalej musieli "tylko" przetransportować ich na górę, skąd zabrały ich karetki. Osobie, która stała za tym wszystkim nie chciała ich śmierci jednak co nie znaczy, że nie zawaha się przed zabójstwem. Ustalili, że Benz nagra przebieg całej wyprawy i pośle go na wskazany przez Nikołaja adres. Potem wypocznie i skontaktuje się z Willsem. I tyle. Rozłączyli się.
Nikołaj szybko naklepał dwa smsy. Oba enigmatyczne, oba zostały szybko skasowane. Pierwszy do Benza z adresem w jednej z biedniejszych dzielnic Londynu i dopiskiem "skasuj go". Drugi poszedł do niejakiego Ermina. "Wplątałem się w gówno, potrzebuje pomocy. Mój człowiek prześle Ci nagranie, jak nie będę się do Ciebie meldował co rano w okolicach 10 poślij do do telewizji. Odwdzięczę się, niedługo będę potrzebował jeszcze pomocy w zakupach."
Radović schował telefon do kieszeni piżamy i wyszedł z sali, wspomagając się kulą i ciągnąc kroplówkę. Od razu spotkał pielęgniarkę i to nie jedną z tych młodych, zgrabnych, które są obowiązkowe w każdym Amerykańskim filmie. Krzepka, starsza już pielęgniarka, oznajmiła mu, że ma wracać do pokoju. Rozmowa trwała krótko i w zasadzie nie dowiedział się wiele. Gdzie jest i, że LeBlanc może jest a może go nie ma, trzeba sprawdzić w salach 16-20. Nikołaj poprosił by go pozdrowiła jakby gdzieś tam leżał i życzył spokojnego obchodu z mało czepliwymi pacjentami. Pielęgniarka kazała mu się wyrażać i poszła sobie. Mówi się trudno, musiał użyć złego słowa. Tak to jest gdy angielskiego się głównie uczyło od mechaników, czasem wyraża się nazbyt dosadnie nawet wbrew woli. Nikołaj postanowił poczekać na lekarza, który był na obchodzie. Długo nie czekał. Rozmowa z lekarzem do długich też nie należała. Dowiedział się, że ma leżeć bo ma infekcje i, że nie takich infekcja powalała. Że przywiózł go tu Wils i... I to wszystko. Serb podziękował uprzejmie i pokuśtykał z powrotem do swojej sali. Jak dobrze pójdzie zaraz go ktoś odwiedzi. Albo LeBlanc albo Wils. A jak nie? Cóż... Trzeba najpierw się wykurować. Zmęczony po tak krótkim spacerze położył się na łóżku i zasnął.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 10-01-2010, 23:05   #66
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Michael przetarł oczy, może trochę za mocno. Rozejrzał się dookoła. To był jego własny gabinet. A przynajmniej wyglądał jak jego gabinet, bo po ostatnich przeżyciach historyk nie był już niczego pewien. Ale właściwie, skąd się tutaj wziął? Jak wydostał się z jaskini? Przecież to było niemożliwe! Tamci ludzie i ten Francuz chcieli zabić członków wyprawy. Skąd nagle wziął się na sofie we własnym gabinecie?

Nie wiedział już nic. Starał się sięgnąć pamięcią do wydarzeń z podziemi. Pamiętał, niezbyt wyraźnie, że był w pomieszczeniu dla jakiegoś oficera. Znalazł tam coś, po czym ruszył tunelem w drogę powrotną. Dokąd? A tak, by odnaleźć towarzyszy i o czymś im opowiedzieć. Ale, o czym? Tego nie pamiętał. Potem wszystko zastąpił oślepiający błysk, jakieś światła i huk. Głośny, wręcz bolesny, huk.

Czy to wszystko nie było aby snem? Może cała ta sprawa z wyprawą, podobnie jak ludzie z ekipy to tylko wymysł wyobraźni Jareckiego? Może tak bardzo chciał się wyrwać z tych czterech ścian, że aż jego podświadomość skleciła bardzo realistyczną historyjkę, która została mu objawiona w momencie, gdy zasnął z powodu nawały zajęć. Pewnie tak właśnie było. Na pewno...

Michael poczuł dziwną ulgę. Ucieszył się, że nie było żadnego Leblanca, który chciał go zabić, że trzaśnięcie Radovicia w twarz było tylko bajką i, że nikt taki jak Brown nie zginął. Te wszystkie gonitwy po mrocznych zakamarkach to zwykła fikcja, ale teraz pora wrócić do szarej rzeczywistości, a kolorowe sny zostawić na następną nockę.

Młodzieniec podniósł się i spojrzał na biurko. Leżała na nim gazeta. Nie przypominał sobie, by kupował jakąkolwiek. Z reguły nie czytywał ich, wolał książki. Wiedzę o bieżących wydarzeniach ograniczał do wieczornego dziennika i to jak zdążył na niego do domu. Chwycił więc ją i z zaciekawieniem przeczytał tytuł na otwartej stronie. "Grotołazy w londyńskim metrze". Z zaniepokojeniem zaczął czytać tekst od losowo wybranego momentu:

"[...] zatem wyprawa zakończyła się dość szybko. Jaskinie, najprawdopodobniej pochodzenia krasowego, kończyły się jakieś 130 metrów od wejścia. Zbadane minerały i próbki skalne potwierdzają datowanie groty na wczesną jurę. Wyprawa skończyła się po godzinie. Szczęście, że....[...] "

Jarecki opuścił gazetę na podłogę. "Spokojnie. To jeszcze nie dowód." wmawiał sobie. Przecież mógł po prostu przeczytać ten artykuł i na jego podstawie wyśnić całą tę przygodę. Sięgnął do tylnej kieszeni po papierosy, ale zamiast paczki znalazł jakieś zdjęcia. Niemal nie krzyknął, gdy uświadomił sobie, że to zdjęcia z jaskini. Co tu się dzieje? Musiał się upewnić.

Otworzył jedną z szuflad w biurku. Znalazł w niej kilka dokumentów, które momentalnie wyciągnął i zaczął przeglądać. To była dokumentacja wszelkich podobnych badań na terenie Londynu. Załatwił ją sobie właśnie z okazji tej wyprawy, by wiedzieć na co może natrafić. A więc to wszystko zdarzyło się na prawdę...

Michael rzucił się do telefonu. Szybko wystukał numer telefonu i, gdy usłyszał w słuchawce krótkie "słucham?" powiedział:

- Benz?! Benz to ty?! Słuchaj, co tu się dzieje?! O co w tym wszystkim chodzi?! Co się, do cholery, dzieje?!

- Nie wiem, nie mam pojęcia, ostatnie co pamiętam to błysk i huk. Gdzie jesteś?

- U siebie. A ty? Co z tobą?

- Ja także u siebie. Właśnie dzwonił Nikołaj, jest w szpitalu jakimś.

- Cholera, co tu jest grane? Najpierw chcą nas zabić, a teraz zwyczajnie wypuszczają? Gdy tyle wiemy? Myślisz, że mają nas na oku? - Michael zaczął lekko panikować. Miał dość tego całego napięcia. Chciał tylko znów wrócić do swojego nudnego życia.

- Myślę, że tak. Nikołaj natomiast się chyba obawia, że będą nam chcieli wmówić, że nic się nie stało. Mówił, żeby spisać to co tam zauważyliśmy.

- Myślisz, że ktoś uwierzy w taką historię bo paru szaleńców ją opisze? Musimy mieć twarde dowody. Myślę, że powinniśmy się spotkać. Omówić sytuację - Jarecki wiedział, że znalezione zdjęcia są takim dowodem. Chociaż może być ciężko udowodnić miejsce ich znalezienia. W każdym razie to lepsze niż słowo honoru. Wolał jednak o nich nie mówić przez telefon. Rozmowa mogła być podsłuchiwana, a skoro ludzie Wilsa je przegapili, nie zamierzał umożliwiać im naprawienia błędu.

- Też tak uważam. Ale w tej chwili wydaje mi się, że potrzebuję chwili odpoczynku. Nie wiemy co z Colinem. Myślę, że też jest u siebie. Skoro tylko ranny Nikołaj nie jest z nami. Dziwię się, że nie ma żadnego przesłuchiwania. W końcu dwie osoby z tej całej imprezy zmarły - Benz westchnął. - Coś mi tu śmierdzi.

- Tym bardziej musimy się spotkać. Trzeba postanowić co dalej. Chyba nie spodziewasz się, że od tak po prostu położę się do łóżka? - chłopak chciał działać póki czas. Im szybciej tym lepiej. Nawet nie zwrócił uwagi na fakt istnienia drugiego nieboszczyka. Jeżeli Wils popełnił więcej błędów należało je wykorzystywać, a nie dawać mu szans na poprawę.

- W sumie tego się właśnie spodziewałem. To co u mnie w gabinecie?

- Może lepiej w miejscu publicznym? Proponuję tam gdzie spotkaliśmy się przed tym wszystkim. Pamiętasz gdzie? - ich domy i miejsca pracy również mogły być podsłuchiwane. Michaelowi przyszedł na myśl pewien sposób działania kontrwywiadu. Czasami wypuszczano więźniów, którzy nie chcieli sypać, by śledząc ich znaleźć kontakty i w ten sposób rozpracować całą siatkę. Lepiej było mieć się na baczności.

- Może i tak, zatem w tym centrum handlowym, co wcześniej. Tylko wieczorem, tak o 6 pm.

- Dobra, więc do zobaczenia - Jarecki dał sobie spokój. Wolałby spotkać się natychmiast, ale wiedział, że nie przekona doktorka do swojego zdania. Zresztą może działanie w pośpiechu to zły pomysł.

- Do zobaczenia - odpowiedział Benz i odłożył słuchawkę.

Historyk pomyślał przez chwilę. Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie jeśli nie weźmie tych zdjęć ze sobą. Dokumenty o podziemnych badaniach w Londynie też powinny zniknąć. Musiał zorganizować sobie skrytkę. Wolał nie ukrywać tych rzeczy w biurze. Schował je do teczki i wyszedł.

Udał się w stronę domu. Najlepiej by było gdyby Jean go nie zauważyła. Właśnie, Jean! Co z nią?! A jeśli coś jej zrobili? Michaelowi aż serce skoczyło do gardła. Ruszył czym prędzej w stronę swojego mieszkania. Gdy wszedł na klatkę schodową chciał czym prędzej biec na górę, ale jego spojrzenia spadło na skrzynki na listy. Upewnił się, że nikt go nie widzi, po czym otworzył swoją i wsunął tam dokumenty ze zdjęciami. Teraz musiał się przekonać czy wszystko w porządku.

Wbiegł po schodach bardzo szybko, chociaż każdy stopień zdawał mu się nieskończonością. Dopadł do drzwi od mieszkania i nacisnął klamkę. Zamknięte. Po chwili usłyszał kroki w przedpokoju i szczęk zamka. Drzwi otworzyły się, a w nich stała Jean. Cała i zdrowa.

- Już jesteś? Czemu tak wcześnie? - spytała na powitanie. Jarecki nie odpowiedział, tylko objął ją i mocno przytulił. Pierwszy raz od dawna na prawdę był szczęśliwy. Oboje weszli do środka.

- Myślałam, że wrócisz dopiero wieczorem - powiedziała Jean.

- Skąd ten pomysł?

- No przecież kazałeś komuś zadzwonić, że nie możesz jeszcze wrócić i będziesz najwcześniej dzisiaj wieczorem.

- A tak, rzeczywiście. Na szczęście mogłem zrobić sobie przerwę. Ale wieczorem znów wychodzę.

- To może coś zjesz?

- Nie, dzięki. Nie jestem głodny - to nie była prawda. Michael postanowił namówić swoją żonę do wyjazdu z miasta. Być może panikował, ale lepiej dmuchać na zimne. Po godzinie zażartej dyskusji Jarecki wreszcie przekonał ją do swojego pomysłu. A po paru następnych godzinach pożegnali się na dworcu kolejowym. U matki na wsi powinna być bezpieczna. Teraz należało zająć się pewną niedokończoną sprawą.

Historyk spojrzał na zegarek. Dochodziła szósta wieczorem. Siedział w ogródku kawiarni i popijał małą kawę. Czekał na Benza i ewentualnie innych...
 
Col Frost jest offline  
Stary 14-01-2010, 23:51   #67
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Leniwie podniósł powieki, minęło kilka sekund nim oczy przyzwyczaiły się do intensywnego światła. Leżał przez kilka minut zastanawiając się co właściwie się stało. Był we własnym domu w Londynie, to nie ulegało wątpliwości, ale jakim cudem się tu znalazł? Pamiętał, że napotkał rannego Francuza, powiadomił o tym pozostałych. Próbował odtworzyć sobie w pamięci co stało się później, zdawało mu się, że zauważył światło latarek, choć teraz nie był już tego taki pewny. W każdym bądź razie potem nastąpił straszliwy huk i w dodatku to oślepiające światło... Taka wyrwa w pamięci nie wróżyła niczego dobrego.

Powoli wstał z łóżka i podszedł do okna, londyńska ulica jak zwykle tętniła życiem. Trzeba przyznać, iż widok ten poprawił mu nieco humor, znów poczuł, że wrócił do normalności, bez strzelanin i dziwnych faszystowskich znalezisk.

Pierwsza myślą jaka przyszła mu do głowy było skontaktowanie się z Benz'em, przegrzebał nawet kilka stosów papierów by wreszcie znaleźć jego numer. Z drugiej jednak strony coś mu podpowiadało, że powinien zachować najwyższą ostrożność, zresztą nie był już pewien czy Rodger'owi wciąż można było ufać. Czy w ogóle mógł komukolwiek zaufać.

Z zamyślenia wyrwał go dopiero dzwonek telefonu, jak się okazało był to kolejny sms z gratulacjami za udział w tak ważnej wyprawie. Nieco spóźnione i słabo pasujące do aktualnej sytuacji, ale liczą się przecież intencje. Większą uwagę przykuł jednak Harlow do innej wiadomości: "Spotkajmy się na dworcu głównym". Jedno było pewne, sprawa londyńskiej jaskini były bardziej skomplikowana niż się wszystkim wydawało.

Musiał podjąć decyzję, zapewne powinien jak najszybciej spotkać się z Benz'em i jakimś przedstawicielem Royal Society, ale w tej chwili nie zaufał by nawet samej królowej Elżbiecie. Dlaczego jednak instynkt wciąż podpowiadał mu, że powinien udać się na ten felerny dworzec centralny? To było ryzykowne, ale z drugiej strony jeśli dzięki temu mógł się czegoś ciekawego dowiedzieć to było warto. Przebrał się pośpiesznie, a z nocnej szafki stojącej przy łóżku wyciągnął swój dawny pistolet - Glock'a 18, z takiego samego modelu korzystał kiedy jeszcze należał do SAS. Kilkanaście minut później łapał już taksówkę, która miała zawieźć go na miejsce.

***

Korki, jedna z wielu zmór Londynu. Żeby dostać się do centrum miasta trzeba było być człowiekiem niezwykle cierpliwym, aż strach pomyśleć co się musi się dziać na ulicach w godzinach szczytu. Z drugiej jednak strony należy przyznać, że podstarzały taksówkarz, który wiózł Colin'a na miejsce, znakomicie odnajdywał się w sytuacji i głównie dzięki niemu dojechali w raptem 40 minut.

- Cześć kochanie - w słuchawce odezwał się głos Marie, Colin zadzwonił do niej z jednego z automatów telefonicznych stojących nie opodal dworca, na wszelki wypadek nie chciał korzystać z komórki - Co słychać? Wyprawa się już skończyła?

- Można tak powiedzieć...

- Boże! Jak ja żałuje, że tego nie widziałam, to musiało być niezapomniane przeżycie!

- O tak, na pewno niezapomniane. Posłuchaj muszę Ci coś powiedzieć...

- Co takiego?
- spytała przejęta po czym nagle dodała entuzjastycznie - Ale poczekaj, mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość, pamiętasz weekend w Valencii?

- Jasne, nieźle się wtedy bawiliśmy.

- No właśnie... miałam Ci powiedzieć dopiero po powrocie, ale... cóż Colin, będziesz tatą.

- Słucham?
- spytał z niedowierzaniem - Boże, nie wiem co powiedzieć... to wspaniale!

- To właśnie chciałam usłyszeć, myśl już nad imieniem dla dziecka. Ciekawe co powiedzą rodzice? Mama chyba jeszcze nie chce być babcią, a tata... Colin, a co właściwie chciałeś mi powiedzieć?

- Właściwie to nic ważnego, wracam za kilka dni, wtedy o tym porozmawiamy.

- W porządku, muszę już kończyć, Jose przyszedł w odwiedziny. Do zobaczenia skarbie.

- Do zobaczenia kochanie.


Odłożył słuchawkę, po tym co usłyszał nie chciał już denerwować swojej ukochanej. Lepiej by póki co nie zaprzątała sobie tym głowy. Postanowił dość dokładnie sprawdzić otoczenie dworca, ograniczenie ryzyka do minimum było teraz jego głównym zadaniem. Nie miał zamiaru pozwolić się zaskoczyć.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 02-02-2010, 16:23   #68
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
około 12:00
Colin Harlow:
Wysiadłeś z taksówki. Na zegarze widzisz dochodzącą 12. Na notatce nie było godziny, o której miałeś się spotkać z tajemniczą osobą. Wchodzisz do środka i jak zwykle o tej porze tłum przerażająco krąży to tu to tam. Tłum, to jest mało oddające określenie rzeczywistości. Istne mrowisko. W jednej chwili targnęły Tobą dwie sprzeczne myśli. Minimalnie pierwsza – W takim tłumie uda Ci się z całą pewnością zgubić jakikolwiek „ogon”. A zaraz potem – Jak znajdziesz osobę, która zostawiła Ci ten liścik?


Nic to, idziesz na przypał, bo nic innego poza powrotem do domu Ci nie zostało. Tylko gdzie? Pierwsza myśl. Automaty biletowe. Później restauracja na podwyższeniu. Następnie perony. Spacerujesz tak gdy nagle Twoją uwagę przykuwa wystawka gazety codziennej na peronie pierwszym. A tytuł na niej: „Grotołazy w londyńskim metrze”. Przyglądasz się zdjęciu - po prostu wyrwa w ścianie metra. Już zmierzasz do opisu, gdy ktoś bez pardonu wsuwa Ci coś do kieszeni. Obracasz się naglę zszokowany, gotowy na wszystko i spostrzegasz osobę w kapturze na głowie i plecakiem turystycznym. W głośnikach rozbrzmiewa głos kobiety zapowiadającej pociąg do Paryża gdy wy stoicie chwilę wpatrując się w siebie.

- Wracam do siebie, do Warszawy. – Mówi nieznajomy a Ty coraz bardziej się mu przyglądasz. Buty grotołaza, spodnie upaprane lekko w błocie, ale już suche. A sam plecak zdaje Ci się dziwnie znajomy.
- W kieszeni masz film fotograficzny i kartę pamięci. – mówi widząc jak sięgasz do kieszeni by zobaczyć co tam się znajduje. – Pozdrów Bezna.

Mike, to był Mike Turzyński, dziennikarz z Polski. Wreszcie dostajesz objawienia, a Mike wchodzi do pociągu, który po chwili rusza w swoją drogę.

Około 15:00
Nikołaj Radyvić:
Już nie śpisz. Zresztą niedługo spałeś. Może z trzy godziny. Przynajmniej ten zegar ścienny pokazujący 15:05 tak twierdzi. Ty się jednak czujesz jakbyś nie przespał godziny. Z tym, że spać nie możesz. Po prostu jest tu cholernie nie wygodnie, albo coś. Ale zżerają Cię myśli. Postanawiasz się przejść. Po raz drugi. Wychodzisz widząc ruch na holu. Żwawo ruszające się pielęgniarki, i doktorzy. Widzisz też wózek z obiadem. Na ten widok uśmiechnęła Ci się gęba. O tak głodny to Ty jesteś. Przez myśl Ci nawet nie przeszło, że mogą dać Ci jakąś dietę czy coś. Siłą a weźmiesz sobie porządną porcję mięcha.
Ale wózek będzie za jakieś 10-15 minut a tym stać tak i czekać nie będziesz. Ruszasz w przeciwną stronę z zamiarem przyjrzenia się bardziej ludziom z sali 16-20. Już w 17 widzisz znajomą twarz w objęciach Morfeusza. LeBlanc. Jesteś tego pewny. Uchylasz drzwi by wejść, ale tylko zdążyłeś się przyjrzeć nazwisku na karcie przyczepionej do łóżka, gdy jakaś pielęgniarka zawołała do Ciebie:



- Żadnych wizyt, jest pora obiadowa. Pogawędzicie sobie później. Jak zjecie. No, no. Nie udawaj, że masz problemy z chodzeniem. Widziałam z jakim rauszem tu przywlokłeś swoje cztery litery.

Tak, to była ta sama pielęgniarka co 3 godziny temu. Starsza madame, siedząca za ladą swego biurka. Obróciłeś się i lekko kłaniając się żartobliwie wróciłeś do Siebie.

około 18:00
Michael Jarecki:
Zamówiłeś espresso.
Dr Benz się spóźnił. To nie należało do jego stałych przyzwyczajeń, ale coraz bardziej można było go z tym utożsamić. Co prawda 10 minut to nie powód by się awanturować, ale to wystarczyło byś już zaczął się martwić, czy przypadkiem nic mu się nie stało. Sięgnięcie po komórkę kusiło jak diabli. Ale zjawił się.

- Witaj Michaelu. Jak się miewasz?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 24-03-2010, 19:33   #69
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Krążył po peronie nie za bardzo wiedząc kogo właściwie szuka i czy w ogóle ten ktoś się zjawi. Mógł jedynie liczyć, iż tajemniczy nieznajomy sam się do niego zgłosi. Chciałby usłyszeć:Hej, cześć! To ja wysłałem ci tą wiadomość, miło cię widzieć, ale tak dzieje się chyba tylko w tandetnych filmach szpiegowskich. W każdym razie, kiedy błądził tak po peronie jego uwagę przykuł jeden z nagłówków gazety codziennej Grotołazy w londyńskim metrze. Już na pierwszy rzut oka wyglądało na to, iż reportaż nie wiele ma wspólnego z prawdą. Mimo wszystko chciał się przekonać jaka to ciekawa historyjka została wymyślona dla zatuszowania całej sprawy. Nagle Harlow poczuł, że ktoś wpycha mu coś do kieszeni, odwrócił się na pięcie, złapał mężczyznę za rękę i zmierzył go groźnym wzrokiem.

W innej sytuacji pewnie odezwał by się od razu, lecz tym razem jedynie patrzył przez kilkanaście sekund na twarz mężczyzny, która wydawała mu się dziwnie znajoma. Tak! Jakim cudem nie poznał tego człowieka od razu?

- Wracam do siebie, do Warszawy - oznajmił mu Mike Turzyński, dziennikarz, który również brał udział w feralnej wyprawie - W kieszeni masz film fotograficzny i kartę pamięci. Pozdrów Benz'a.

Wyglądało na to, że mężczyzna miał zamiar już ruszać w swoją drogę, ale Colin miał co do niego inne zamiary. Zbyt wiele było pytań by tak po prostu mógł go wypuścić.

- Chwileczkę - Colin złapał Turzyńskiego za rękaw by go zatrzymać - Musimy najpierw zamienić kilka słów.

- Nie mam wiele czasu.

Rzeczywiście nie miał, wyglądał na bardzo zdenerwowanego, wciąż z przejęciem zerkał na swój zegarek. Nawet przeciętny obserwator zauważył by, iż dziennikarz pragnie jak najszybciej uciec z tego miasta.

- Obudziłem się dzisiaj w moim własnym mieszkaniu - rzekł Harlow - Dodajmy, że obudziłem się z wielką dziurą w pamięci i byłbym na prawdę wdzięczny gdyby ktoś mi wyjaśnij co właściwie miało miejsce.

- Co właściwie miało miejsc? Nie mam pojęcia. Czekałem na Michaela, bo gdzieś polazł. - Wzruszył ramionami oglądając się dookoła. Opierał się o tablicę ogłoszeń i zaczął obserwować przeciwległy peron. - Widzisz, potem coś strzeliło i zaczęło się robić jasno. Co ja mówię strzeliło. Walnęło jak granat. Nie wiem co to było konkretnie, ale gdy zobaczyłem zbliżających się ludzi pomyślałem, że to wy. Zanim się jednak spostrzegłem wylądowałem w jakimś busie z przyciemnianymi szybami, a wokół mnie siedziała grupka niemych ludzi w kominiarkach. - Westchnął i rozejrzał się dookoła. - Potem trafiłem do swojego mieszkania i jedyne co usłyszałem to było "obserwujemy cie to nie rób głupot". Po paru godzinach przyszedł jakiś kolo, no oficer jakiś i mnie wypytywali. Wyglądali jak jakaś policja raczej. Gdy wyszedł dał do zrozumienia, że w Polsce mnie będą bardziej potrzebować niż za granicą. Mówiąc "oni" chodziło im chyba o moją rodzinę.

Mike skrzywił się, gdy o tym wspomniał - Oni coś tu knują.

- Rozmawiałeś o tym z kimś jeszcze? - spytał szybko Harlow również rozglądając się po peronie.

- Tak. - widocznie się zakłopotał. - Z Willsem. Powiedział mi, że lepiej bym jechał do siebie, do Polski. I go posłuchałem. Powiedział jeszcze, żebym zatrzymał wszystko dla Siebie a nic mi się nie stanie. I powiedział to bardzo poważnie.

- W porządku, nie zawracam Ci już głowy, wracaj do swojej rodziny. Powodzenia Mike
- powiedział Harlow, skoro tak przedstawiała się sytuacja wolał dłużej nie zatrzymywać Turzyńskiego.

- Na razie. - Powiedział Mike i uśmiechnął się zatroskanie, chwilę później zniknął w tłumie ludzi.

Wpadli jak śliwka w kompot, choć właściwie powiedzenie to słabo oddawało powagę sytuację, w której się znaleźli. Harlow nic nie pamiętał, musiał więc uwierzyć w to co powiedział mu Turzyński. Najgorsze było to, że w to wszystko zamieszany był sam Wils, co w wielkim skrócie oznaczało, iż żadnej pomocy od Royal Society nie mogli się spodziewać. Wprost przeciwnie, powinni teraz unikać z nimi jakichkolwiek kontaktów.

Do kogo właściwie mógł się teraz zwrócić? Jedyną osobą, która przychodziła mu do głowy był Benz, problem był jeden: Harlow wciąż nie wiedział czy można mu zaufać. W końcu mógł on to wszystko zainscenizować we współpracy z Wilsem. Z drugiej strony nie miał wyjścia, musiał zaryzykować. Opuścił stację, wrzucił kilka monet do automatu telefonicznego i wykręcił numer.

- Tutaj Harlow - rzucił, gdy tylko Benz podniósł słuchawkę - Przed chwilą widziałem się z Turzyńskim, wygląda na to, że sytuacja bardzo nam się skomplikowała. Możemy się gdzieś spotkać?

- Witam. Możemy. Z Michaelem spotykamy się w kawiarni centrum handlowym, tam gdzie rozmawialiśmy na interview. Spotkanie o 18.

- W takim razie do zobaczenia - odłożył słuchawkę.

Miał jeszcze sporo czasu do spotkania z Benz'em, więc postanowił pokręcić się trochę po mieście. Głównie po to by po raz kolejny upewnić się, iż nie jest śledzony.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 25-03-2010, 10:11   #70
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Nikołaj grzecznie, nie kłócąc się z pielęgniarkami wrócił do łóżka. No bo co? Będzie teraz rozmawiał z LeBlanckiem? Nieee... W nocy będą mieli większą dyskrecje. Grzecznie i ostrożnie położył się do łóżka. Leżał i z nudów gapił się w sufit. Po jakichś piętnastu minutach przyszedł lekarz na kontrolę. Serb postanowił zasięgnąć trochę języka.
-Panie doktorze z czym mnie przywieźli?
Lekarz spojrzał na niego znad jakichś papierów.
-Przestrzelone udo i liczne obtarcia.
-Coś poważnego stało się dla mego przyjaciela? Jacques LeBlanc.
Lekarz spojrzał uśmiechając się.
-Skoro to pański przyjaciel to powiem tyle, że musiało coś mu rąbnąć w tą rękę. - Doktorek zastanowił się przez chwilę. - To w sumie pan powinien wiedzieć co jemu jest. W końcu byli panowie razem.
Radović podrapał się po głowie.
-Szczerze mówiąc to nawet dobrze nie pamiętam co mi się stało. Chyba zatrzask puścił i spadłem ale skąd rana postrzałowa? Ostatnio widziałem Jacquesa w pełni sił.
Doktorek pokręcił głową.
-Cholera was by. Pański kolega ma uraz głowy, infekcję rany na ręku. - Mina doktorka mówiła sama za siebie. - Podejrzewam, że straci dłoń. Po za tym skręcona kostka. Przytomność odzyskał na porannym obchodzie.
Radović z najwyższym wysiłkiem przybrał zmartwioną minę.
-To strata dla żołnierza. Stracić dłoń. Mówił coś? Pytał się o mnie lub innych członków wyprawy?
-Dla żołnierza? A nie był on alpinistą? Tak mam w aktach. - spojrzał na Ciebie uważnie. - Nic nie mówił. Jest w szoku. Musiał też spaś.
Serb zaklął w duchu.
-Był w wojsku saperem. Po odbyciu służby brał udział w wyprawach alpinistycznych.
Lekarz skwitował to krótkim: "aha".
-Sir Wils dzwonił i pytał o stan mój i Jacquesa?
-Nie, nie dzwonił. Dzwoniła za to jego sekretarka z takimi pytaniami.
"Czyli ktoś nas odwiedzi."
Nikołaj uśmiechnął się i skinął głową.
-Dziękuję. Długo będzie trwała moja rekonw... rekon... Długo będę musiał jeszcze leżeć?
-Jak ma pan swoje kule, to jeszcze wieczorem. Może jutro rano.
-Dziękuję.

Lekarz skinął głową i wyszedł z sali. Radović zwlekł się z łóżka i pomagając sobie kulą powlókł się do szafki. Wydawało mu się, że widział tam coś. Chwilę pogrzebał i z tryumfem na twarzy wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę zippo. Ciągnąc za sobą kroplówkę dokuśtykał do toalety. Dobrze, że chociaż Wills wykosztował się na prywatną salę dla niego. To znaczy, że Serb jest mu potrzebny.
Drzwi łazienki zamknęły się, pacjent otworzył okno i z zniecierpliwieniem wyciągnął papierosa z paczki. Nie palił od wieków. Niestety pech chciał, że fajek był wilgotnawy i pogięty. Również zippo jak na złość odpaliła dopiero za trzecim razem. Kamienie trzeba wymienić. Po chwili jednak mechanik z ulgą mógł się zaciągnąć. Głód nikotynowy przestał ssać a świat już tak nie drażnił. Wszystko układało się nieźle. Jutro go wypiszą czyli już jutro będzie mógł zrobić małe zakupy. Dzisiaj w nocy gdy pielęgniarki będą przysypiać przejdzie się do LeBlanca i z nim porozmawia. Wyjaśni parę spraw, może czegoś się dowie? A dalej? Dalej trzeba czekać na spotkanie z Willsem. Nie wątpił, że do niego dojdzie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172