Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2012, 14:02   #111
 
Puzzelini's Avatar
 
Reputacja: 1 Puzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwu
*=*=*=*

Do: Post - część 1 - na łodzi

Gdy elfi kapłan poprosił wszystkich o chwilę rozmowy, Laona przycupnęła gdzieś z boku. Godziny burzy mózgów z kapłanem miała już za sobą, ale i gdy mówił teraz słuchała go z uwagą.
Podczas tego, przypomniała sobie jak zareagowała na wieść, że nosi przy sobie ciało paladynki... Zrozumiała dopiero, gdy kapłan wyjawił jej, że chciał by znaleźć bardziej godne, piękniejsze dla niej miejsce.
Albo jak i dziesięć razy jeszcze przypominała Baelrahealowi, że to i tak pewnie na nic, ale nawet mimo swych słów mozoliła się nad układaniem wszelakich pomocy w jedną całość, którą będą się wspomagali w Lesie Obłędu... Wtedy też wyjawiła mu, że posyłała swych ludzi w tamte rejony i dlatego tak wiele wie. Mało brakowało by wygadała się co do tajemnic, jakie nosiła w sobie i strzegła niczym Signifas swego skarbu...
Dalej krzywiła się gdy wspominali o celu podróży, czy o samym władcy - nie pisnęła jednak ni słowa. W odpowiednich momentach gryzła się w język i cieszyła się, że elfi kapłan, jak obiecał - nie wypytuje i nie docieka.

* * *

- Mam pytanie - Baelraheal powiedział raz takim tonem że mimo wszystko zabrzmiało to groźnie. Wyciągnął oskarżycielsko palec w kierunku Signifasa.
- Jego zęby wskazują na to że jest padli … eee, mięsożercą. Dlaczego więc gryzie rośliny? - zapytał, w oczywisty sposób zafascynowany i zaciekawiony.
Laona wtedy otworzyła usta i zamknęła je po chwili. Zerknęła na smoczka, a potem znów na elfa. Wzruszyła ramionami.
- Lubi - powiedziała i uśmiechnęła się szczerze rozbawiona i zbita z tropu bo to pytanie całkowicie odbiegało od zagadnienia które omawiali jeszcze przed chwilą. Chwile trwało nim ogarnęła nowy temat i elfa, który wydawał się raczej takim, który mógł by mieć przez to pretensje, choć w zabawny sposób raczej. - Po prostu lubi sok z selera, ale nie daje się przekonać by tylko go ssać. Takiiii.... smakołyk, no, oczywiście, mięsem nie gardzi, ale lubi łodyżki selera...
~ Bliżej ... bliżej ... ~ dziewczyna usłyszała naraz w głowie nieco błagalnym tonem wymruczane słowa, gdy smoczek uniósł łeb i skupił się na wycelowanym w jego stronę palcu.
~ Daj spokój... ~ uśmiech na jej twarzy pogłębił się i zachichotała, jednocześnie swą dłonią delikatnie zbijając wyciągniętą dłoń kapłana.
- Nie-e - pokręciła głową - Nie rób tak... Jeśli chcesz mieć palca.
Gwardzista Boga popatrzył na dziewczynę z uśmiechem, chyba po raz pierwszy sama tak pięknie się uśmiechnęła od momentu gdy … wyjaśnili sobie parę spraw. Szkoda że nie było to skierowane do niego, ale trudno.
- Ja straciłbym palec, on - głowę - zażartował, na co ogon Signifasa wyprostował się z oburzenia. Baelraheal przysunął się nieco do smoczka i uniósł dłonie … ale naraz opuścił je i usiadł na miejscu. Podrapał się po bliźnie na piersi, co zawsze pomagało mu w koncentracji.
- Zacznę przygotowywać nas do marszu - jedna z modlitw przez kilka dni jest w stanie wspomagać organizm przy długotrwałym wysiłku, niestety, znajduje się na skraju moich możliwości jako kapłana, a chcę też podtrzymywać zaklęcie wykrywające próby szpiegowania - mówił teraz już bardziej do siebie. - Signifasowi zaś ukręcę głowę innym razem - dodał tym samym tonem nim gładko przeszedł dalej, śledząc jedynie kątem oka reakcję Laony … i Signifasa. W końcu, to dobry test czy go słuchają - Gdybyś miała zamiar użyć zaklęcia transformacji żeby dokonać zwiadu będę miał w pogotowiu modlitwy zabezpieczające pojedynczą osobę, byś nie była pozbawiona ochrony...
Przerwał, spojrzał na Signifasa i odezwał się znowu do Laony:
- Przekonaj go by mnie, ani nikogo innego nie gryzł, przynajmniej dopóki nie sprawdzę czy krew nie przenosi tego paskudztwa - skazy. W zasadzie … - sięgnął po sztylet i wyciągnął dłoń nad blat, sięgnął po kawałek płótna - … nie ma co czekać.
Naciął wnętrze dłoni i poczekał aż krew wsiąknie w materiał, przytrzymał by ranka zasklepiła się.
- Sprawdzę ją za chwilę - odezwał się do Laony.
Zebrał myśli i kontynuował:
- Mam pewien pomysł co do niektórych zagrożeń i dania też znać mieszkańcom Mbarneldoru o naszej obecności w Kniei...

* * *

Tak też spędzali czas, ustalając co i jak, bo zabrakło innego maga w drużynie, ale raczej żadne z nich nie narzekało. Tylko Baelraheal zaciskał usta gdy padało imię Randala i rozczarowanie paliło się w jego oczach. Ale nie odzywał się ani słowem na jego temat. Randal sam wybrał swój los.
Laona nie odezwała się też gdy Gwardzista Boga zastanawiał się nad tym, jak mogą wpłynąć na to by otrzymać pomoc. Wbiła wtedy nawet swe spojrzenie w podłogę ... sama nie wiedziała czego może oczekiwać... Póki co, wolała się nie wychylać ze swym wątpliwym asem w rękawie... Słuchała, zawsze to lubiła najbardziej.

* * *

Elf nie wiedział co dzieje się w sercu półelfki, szukał odpowiedzi na własną rękę, skoro tylko tyle mogli zrobić wedle jego wiedzy.
- Polityka - odezwał się raz do niej pod koniec podróży, a zabrzmiało to jak splunięcie. Spokojnie przyglądał się jej mocując się ze sterem - Sprawdziłem to i owo i … nie wiem czy wiesz, ale problem z elfami z Mbarneldoru polega na tym że dawniej tu, na Wyspach, znajdowała się dorównująca Evermeet - niemal - enklawa Tel-quessir, co wywołało napięcie pomiędzy oboma obozami. W czasie Odwrotu z kontynentu Elfi Dwór wyemigrował z Cormanthoru na Evermeet, roszczącego sobie prawa do bycia stolicą - choć Mbarneldor mógłby być równie dobrym miejscem. Zaogniło to stosunki pomiędzy jednymi i drugimi Wyspami, do tego stopnia że Evermeet było na rękę osłabienie i upadek znaczenia rywala na Moonshae. Pięknie... - warknął. - Nie słyszałem o tym gdy mieszkałem w Leuthilspar ale nie interesowałem się polityką, a że nie była to powszechna wiedza … to nawet może potwierdzać wersję o konflikcie.
Przerwał wtedy i spojrzał na Signifasa, zataczającego kółka wokół masztu. Od jakiegoś czasu miał wrażenie że Laona nie mówi wszystkiego, mimo że przecież była mieszkanką Wysp wolał samemu zaprzęgać czary wieszczące i poznania. Ale jak zwykle wzruszył w duchu ramionami - przywykł do tego że sam sobie radzi na ile tylko się da. Zrobił swoje i oznajmił czego się dowiedział, a półelfka uczyni z tą wiedzą co chce.
- A tymczasem w Cormanthorze zostały nas żałosne resztki, zagrożone przez drowów i ludzi - tym razem naprawdę splunął za burtę i mocniej zacisnął brązowe dłonie na kole sterowym, stał w ponurym milczeniu rozpamiętując lata gorzkiej, bezlitosnej walki. I zastanawiając się czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy Erulaeriel i Rossarinyę.

*=*=*=*
Przypłynięcie do Mudstone.


Gdy przypłynęli do lądu i Gustav podszedł do zaklinaczki, szepnął jej do ucha swą prośbę, to ta kiwnęła głową wpatrując się chwilę w jego oczy. Włożyła dłonie do kieszeni płaszcza by udaremnić i pokonać chwilę słabości, którą spowodowała jego bliskość.
- Powiem by zaczekał - szepnęła, po czym nie przedłużając odeszła, zakręciła się po statku, choć wiele miejsca nie było i po jakiejś chwili podeszła do mężczyzny, którego własnością łódź była.
- Poczekasz tu na nas, znajdziemy to czego szukamy, a później zabierzesz nas do domu - Laona mówiła pewnie i konkretnie, jak zawsze z resztą, co jednych zniechęcało, a innych... no wręcz przeciwnie - zachęcało do współpracy, może nawet jeśli nie koniecznie byli do tego przekonani.
- Opłacona zostanie Ci karczma w miasteczku, tam też czekaj, zgłosimy się ... Zapłata taka jak się umawialiśmy, będzie, nie masz co się martwić - uniosła butelkę z trunkiem którą przyniosła ze sobą, upiła łyk i podała kapitanowi - Umowa stoi?
Może i było to pytanie, ale w jej ustach tak nie brzmiało. Gdy mężczyzna przyjął butelkę i sam się napił, zmierzyła go swym spojrzeniem, szacującym, pełnym namysłu i zimnym, jak stal przy sercu.
- Dobrze, więc lepiej dotrzymaj słowa - wyciągnęła z kieszeni pustą fiolkę, która mogła wcześniej zawierać jakąś truciznę czy środek... coś na pewno. Przyjrzała się jej dokładnie i raz jeszcze zmierzyła mężczyznę.
- Wiesz, kim jestem. Wiesz, że nie zdarza mi się żartować, więc wiedz też, że gdy powrócę, dam Ci odtrutkę. Zapewne wierzysz mi, że jestem słowna... - postąpiła jeszcze krok ku kapitanowi - Więc obietnica za obietnicę - przeszła do szeptu, gdyż nie trzeba było głośniej - Ty czekasz, a ja przyniosę ci życie z powrotem....
Uśmiechnęła się i zabrała butelkę z ręki oniemiałego mężczyzny.
- Przecież to i tak nic Cię nie będzie kosztowało... a wypłynięcie bez nas... beze mnie ... owszem... - po tych słowach uśmiechnęła się i odeszła. A on wiedział, że faktycznie, nie zdarza się jej żartować z pracownikami...

*=*=*=*

Knieja Obłędu


Może i była przygotowana na to co mogło ich spotkać, ale ... tego co widziała teraz, nie sposób było przecież opisać, a co dopiero z tych opisów wyobrazić. Tego co ją czekało tym bardziej, i mimo że las przerażał wszystkich swymi iluzjami, to Laona miała inny strach w swym sercu. Bała się, ale nie oglądała za siebie, była skupiona, ale nie drżała na najmniejsze trzaśnięcie gałązki... a może jednak? Ale i to w innym rozumowaniu.
Bała się chwili gdy nadejdą... Czy ich zabiorą? Czy będą chcieli pomóc, czy nie wpuszczą? Jak to będzie gdy w końcu Go zobaczy?
Czy nią wzgardzi? Czy nie będzie chciał widzieć na oczy?
Słyszała. Wiele słyszała, choć zawsze w ciemnych kolorach i chyba to właśnie dlatego tak się obawiała. Co to będzie?
Pytania takie i tym podobne towarzyszyły półelfce przez bite dwa dni które spędzili przedzierając się przez las.
Poczuła jak serce zaczyna wybijać coraz szybszy rytm gdy okazało się, że stoją już przed mostem... a chwilę później byli już za nim i dalej, dalej, dalej... I zaczęło się coś, czego się spodziewało, ale z drugiej strony jednak nie...
To było straszne, ale i ekscytujące za razem. Mieszane uczucia kotłowały się w półelfce i nie wiedziała czy już wypuścić strach, by ją całą ogarniał, czy podniecenie tą całą sytuacją. Mnóstwo najróżniejszych uczuć, tak sprzecznych i niemożliwych razem... a jednak, ona potrafiła je w sobie przytrzymać... niewiadomo czemu. Gdyby ktoś chciał kiedyś namalować obraz jej uczuć... był by zdecydowanie mieszaniną wielu kolorów, nieskładną i rażącą w oczy... niezrozumiałą, bez wytłumaczenia. Taka niestety była jej sytuacja...
Teraz jednak i strach zagrał w jej emocjach gdy pojawiły się niewytłumaczalne rzeczy, och, no gdyby ktoś się uczepił - wiadomo, były wytłumaczalne, ale... i tak się bała. Jak wszyscy z resztą.
Żywiła nadzieję, mimo, że pojawiły się bestie. Starała się wziąć w garść, bo przecież była pewna, że to iluzja! Ale jednak, widziała to i strach robił swoje... Mimo wszystko ciężko było niedopuścić do siebie informacji jakie były przekazywane przez jej oczy... bo czy miała pewność, że to wymysł? Jedyną formą ratunku był Mistyczny Wzrok, jakim wraz z kapłanem dysponowali. Półelfka widziała aury, ale widziała też jak towarzysze dobywają broni, jak gotują się do obrony, więc i Laona przeszukała gorączkowo umysł w poszukiwaniu jeszcze jakiegoś, skutecznego zaklęcia... bo przecież nawet iluzja potrafi zabijać!
 
Puzzelini jest offline  
Stary 04-07-2012, 14:08   #112
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
*=*=*=*
Na łodzi

Stateczek był niewielki, kapłan pierwszy był w stanie to przyznać. Prywatność niemal nie istniała, ale drobną jej namiastkę można było uzyskać na pokładzie. Dlatego Gwardzista Boga wyszedł w chwilę po Salarinie i poczekał aż ten skończy grzebać przy spodniach. Wpatrywał się zamyślony we wzburzone morze i zastanawiał czy przepowiednia spełni się tu, na Wyspach, czy może jednak nie. W końcu wzruszył ramionami i odsunął nieposłuszne, jasne włosy z twarzy, poczekał na Salarina.
- Możemy chwilę porozmawiać? - zapytał opierając się o burtę i spoglądając jak fale nakładają się na siebie. Podniósł głos na tyle by Pieśniarz Klingi dosłyszał go ponad hukiem morza i wyciem wiatru. I tylko on.
- Z najemników Gustava zostaliśmy tylko my - stwierdził. - A od klątwy wzorem Randala nie uciekniemy. Szkoda że odszedł. Jeśli ktoś z nas miał szansę jakoś zwalczyć tę skazę to chyba właśnie on.

Salarin wyrwany z lekkiego zamyślenia przeniósł wzrok z morskiej toni na swego rozmówcę.
- Oczywiście Baelu, nawet nie musisz pytać o takie rzeczy. -oparł się tyłem o burtę- Randal tylko uciekł od nas i tej łajby, od klątwy nie da się umknąć. Dogoni go zarówno tu, w Calimshanie czy Kara-Tur. -milczał przez chwilę i uświadomił sobie, że nie będzie miał komu opowiedzieć tego co myśli o tym wszystkim, padło więc Baela- Szkoda mi Lairiel wiesz? W zasadzie nie znałem jej jakoś specjalnie, ale wydawała się mieć coś w sobie, mówię o czymś więcej niż po prostu o tym że miała w sercu dobro i nie zasłużyła na śmierć kiedy mogła przeżyć jeszcze wiele wspaniałych lat. Czasami obwiniam siebie o śmierć jej i Filuta. Z jednej strony oboje byli dorośli i wiedzieli na co się piszą, wiedzieli że ryzykują. Jednak oglądanie śmierci kompanów nigdy nie jest przyjemne, a mnie boli w szczególności. Wiem, że nie jesteśmy wszechmocnymi Bogami i nie jesteśmy doskonali, ale chciałbym mieć większy wpływ na to co się dzieje wokół mnie. Nie wiem czy moje umiejętności wystarczą by chronić tych, których chce chronić, muszę znaleźć jakiś sposób by stać się silniejszym i znajdę go -pierwszy raz w swojej przemowie uśmiechnął się i spojrzał w niebo- znajdziemy relikwie i zniszczymy Alabashaaran. Musimy to zrobić, to już nie kwestia naszych tyłków czy kilku innych osób. Czuję się zobowiązany do działania przez to, że wiem co się dzieje i nie zatrzymam się póki nie dojdę do celu.

- Też nie mogę się z tym pogodzić - kapłan Corellona skrzyżował ramiona i wpatrzył się w fale - Mówię o Lairiel. Nie zdążyłem jej zapytać … nieważne - machnął dłonią. - Filuta też żal...
Splunął w morze.
- Zabezpieczyłem jej ciało. Pochowamy je na lądzie, we dwóch. Nie jako jej towarzysze z najemnej bandy, ale przyjaciele - powiedział stanowczo. - Pomożesz - było to stwierdzenie, nie pytanie na które Salarin kiwnął głową bez słowa.
- Zabierzemy po kosmyku włosów. Jeśli któryś z nas przeżyje i uda się pokonać Alabashaaran - spróbuje przywrócić jej życie. To się może udać.
- Spróbuj -wtrącił pieśniarz- Jeśli tylko Ci... nam się uda to będzie cud na miarę ‘szczęśliwych’ zakończeń w baśniach. Chciałbym wtedy zobaczyć jej minę, reakcję na wszystko co jej opowiemy. Nie mówmy jednak o tym dłużej, to nie doda nam sił. Oboje wiemy co czujemy, a długa droga przed nami. Skupmy się na tym co jest teraz.
Baelraheal nadal wpatrywał się w morze.
- Randal pozostawił te magiczne buty. Kto je weźmie? - zapytał spokojnym tonem. - Chcę skompletować tę zbroję. Rozliczę się z Tobą uczciwie. Ale to może poczekać. Kompletowanie, mam na myśli.
- Ja mogę je wziąć. Randal wspominał, że chronią przed żywiołami a ja nie zamierzam stać z tyłu. Zatrzymaj rękawice, które pożyczyłem Ci w lochach. Mi i tak nie pasują - Salarin uśmiechnął się mimo woli uświadamiając sobie ten wyjątkowo trywialny powód i spojrzał poważnie na Baleraheala- Dotrwamy do końca, najemnicy Gustava już się nie uszczuplą -wyszczerzył się pod wpływem tego określenia- to obietnica... przyjacielu -podał mu rękę chcąc przypieczętować te słowa-
- Wiem że nie będziesz stał z tyłu - Baelraheal pokiwał twierdząco głową i również wyciągnął dłoń - i bardzo dobrze. Skoro już wpadłem po szyję w bagno to dobrze chociaż że z porządnym wojownikiem u boku.
Klepnął Salarina w ramię.
- Bierz buty, faktycznie, Tobie mogą się bardziej przydać. Przedyskutujemy w wolnej chwili szyk w trakcie marszu i parę innych spraw - będziemy musieli chronić Coena i Laonę. Ale będzie na to jeszcze czas. I masz rację, dotrwamy - uśmiechnął się do Pieśniarza Klingi.

A potem podszedł do steru by zmienić stojącego przy nim.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 04-07-2012, 21:40   #113
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
~Na łodzi~


Już od jakiegoś czasu miał problemy ze snem. Rewelacje ostatnich dni wcale nie ułatwiały odpoczynku. Pierwszej nocy jednak kiedy znaleźli się na łajbie usnął jakby miał więcej się nie obudzić. Jego ciało i umysł było zbyt zmęczone, usnął niespokojnym snem pełnym niepokojących obrazów zwiastujących mroczną przyszłość.

Co raz częściej jego myśli ciągnęły go w stronę tajemniczego czarnego pudełka ukrytego na dnie plecaka. Coś w nim było… im więcej koszmarów, im więcej skazy rozchodzącej się po nim i im więcej wątpliwości tym przyciąganie było silniejsze. Na tyle, że nie ryzykował otwarcia plecaka na całą szerokość, walczył.

- Randalu!-

Usłyszał Salarin będąc wewnątrz łajby. Wybiegł szybko na zewnątrz dostrzegając czarodzieja.

- Co Ty wyprawiasz Randal?! –krzyknął głośno pieśniarz starając się przebić przez szum fal-

Odpowiedzi nie było, była za to inna.

- Nie spodziewałem się, że pieniądze nie przekonają tego chciwca. Wygrała druga słabość, tchórzostwo. Nie wiem, które gorsze –mruknął do siebie.

~Knieja obłędu~

Mówi się, że im dalej w las tym więcej drzew. W przypadku Salarina im dalej zagłębiali się w Knieję Obłędu tym bardziej coś wierciło mu w środku wyjątkowo upierdliwą dziurę. Pierwszej nocy od wejścia kiedy zarządzono postój na noc Salarin wymknął się cichaczem na pewną odległość. Zostawiał po drodze znaki żeby się przypadkiem nie zgubić, ale nie oddalał się aż tak daleko by niebezpieczeństwo było jakoś specjalnie duże. Ciemność i grube pnie drzew zapewniały dobre ukrycie, wszechobecna atmosfera tajemniczości nie zapewniała poczucia bezpieczeństwa w najmniejszym stopniu. Pamiętał w jakiej są sytuacji i co się może zdarzyć. Ciekawość była jednak zbyt silna.


Usiadł na ziemi opierając się o jeden z wielu pni i otworzył plecak. Od razu je dostrzegł, dostrzegłby je pośród stu identycznych pudełek, to właśnie jedno. Złapał je w dłonie i powoli wyjął z samego dna. Odpiął złote zawiasy i jego oczom ukazał się najpiękniejszy zestaw szachowy jaki w życiu widział. Figury wykonane ze złota i platyny, tak precyzyjne jakby wyszły spod ręki najwspanialszego rzemieślnika. Błyszczały nieznacznie w mroku odbijając te niewielkie promienie księżyca przechodzące przez gęste korony drzew. Podstawka wykonana z czarnego i białego marmuru wypolerowanego na błysk dodawała jeszcze przepychu. Salarin zdał sobie sprawę, że widzi przed oczami małą fortunę, nie pomyślał jednak nawet przez sekundę o ewentualnej sprzedaży.

Ustawił odpowiednio wszystkie figury na swoich miejscach i wpatrywał się w nie przez chwilę. Uczucie więzi było silne, ale nie wiedział co z tym zrobić. Był przecież sam, do gry potrzeba dwóch osób. Westchnął nieco zrezygnowany i ruszył od niechcenia pionkiem mówiąc

- Twój ruch.

A wtedy stało się coś bardzo dziwnego. Przeciwny platynowy pionek sam ruszył się z miejsca. Salarin aż drgnął i zamrugał nie wierząc w to co widział. Serce zaczęło mu walić jak młotem, ale wykonał następny ruch. Platyna znów odpowiedziała, jeszcze raz, jeszcze, jeszcze, jeszcze… przegrał w 10 ruchach. Oparł się wygodniej plecami i wypuścił powietrze głośno. Nie był amatorem, zdarzało mu się grywać bardzo często kiedy jeszcze mieszkał w Everesce, było to jednak dawno, a do tego teraz te emocje i gorąca głowa nie sprzyjały logicznemu myśleniu. Postanowił spróbować ponownie. Tym razem przetrwał 14 ruchów. Uderzył pięścią w ziemię swoje i policzki kilka razy żeby się orzeźwić, zawziął się. Poczuł się jak uzależniony od używek.

Jedna partia, kolejna, kolejna, jeszcze jedna. Nie wiedział ile godzin mu się zeszło, dał z siebie wszystko i w pewnym momencie pomyślał nawet, że uda mu się zwyciężyć, wyjątkowo zacięta gra, długa i pełna nerwów. W końcu jednak przegrał ponownie i to ostatnim pionkiem.

- Cholera jasna! –złapał damę w dłoń i rzucił nią w pobliskie drzewo-

Daj spokój złociutki, tym razem nie było tak źle. Poszło Ci wręcz bardzo dobrze” – w głowie Salarina rozbrzmiał miękki kobiecy głos, pełen drapieżnej nutki.
Słysząc to poderwał się na równe nogi i dobył rapiera rozglądając się.
- Kto tu jest?! Pokaż się.
Bardzo bym chciała, ale jestem uwięziona. Spójrz w dół
Pieśniarz posłusznie spojrzał na złoto-platynowe szachy.
- Ty jesteś…
- Tak –odpowiedziała- jestem duchem uwięzionym w tych figurach. W dodatku bardzo samotną kobietą spragnioną rozrywki, nikt od bardzo dawna nie używał tego zestawu. Bano się go, mnie. Od wieków nie miałam takiego trudnego orzecha do zgryzienia jak przed chwilą, potrafisz być niezły.

Salarin milczał przez chwilę.
- Uwięziony duch? To Ciebie czułem cały czas?
- Tak, chciałam na Ciebie wpłynąć i wpłynęłam. Najlepszym dowodem jest ta sytuacja. W dodatku myślę, że będę potrafiła Ci pomóc.
- Pomoc takich istot jak Ty zawsze ma swoją cenę. Skąd w ogóle możesz wiedzieć czego potrzebuję?
- zapytał siadając na swoim stałym miejscu-
- Byłeś tak skupiony na grze, że mogłam przeglądać Twój umysł jak otwartą księgę. Wiem o Tobie tyle samo co Ty sam albo i więcej.
- Udowodnij

- Ah, takie dziecinne gierki… dobrze więc. Wiem dobrze co wydarzyło się w pałacu Duirsara w dniu Twoich urodzin. Myślę, że nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że jego cór…
- Dość
–uciął stanowczo- wierzę…
- Pragniesz potęgi, pragniesz siły Salarinie –duch kontynuował jakby nie było wcześniej żadnego udowadniania- nie możesz się pogodzić z tym co się dzieje, chcesz być silniejszy, a ja mogę Ci to zapewnić.
- Jak? Jesteś tylko uwięzionym duchem, co możesz..
- Jestem na tyle potężnym uwięzionym duchem, że teraz mówię do Ciebie chociaż nie powinnam, czytam Twoje myśli i potrafiłabym przekazać je komuś innemu gdybym się postarała. Uwierz, mogę być Twoim najgorszym wrogiem, a chcę to załatwić po dobroci.


Pieśniarz przez chwilę nic nie mówił wpatrzony w liściasty dach. Rozważał, kalkulował, był świadom że nie wszystko co zrobił powinno wyjść na światło dzienne. Zdolność przekazywania jego myśli i wspomnień nie musi być prawdziwa, ale jedno już udowodniła, drugiego wolał nie próbować. Wziął do ręki drugą damę i powiedział.

- Jak wygląda załatwienie sprawy po dobroci?
- Świetny wybór! –usłyszał radosny głos w swojej głowie zupełnie pozbawiony gróźb- Uwolnisz mnie, a wtedy ja dam Ci Twoją moc. Przekażę Ci symbole jakie musisz narysować, umieścisz zapakowany i zamknięty zestaw w środku, skropisz obficie swoją krwią i powiesz to co ja Ci powiem.

Nie powinienem tego robić… kto wie co może z tego wyniknąć. .. Mówią, że cel uświęca środki. Wierzyłem w to czy nie? Nie pamiętam, to jednak klasyczny przykład tego powiedzenia. Uwolnię ducha po to by dbać o własny tyłek i reputację i zdobyć moc do ochrony innych? Czy ja to robię dla siebie czy dla nich? Sam już nie wiem, jak ja już mało wiem…

- Nie myśl tyle, Twój umysł jest jak ser z wielkimi dziurami. Twoja skaza bardzo Cie osłabia, spowalnia. –jej głos zwolnił i stał się bardziej dobitny, mamiący, nieco nawet troskliwy- Wiesz, że gdybyś znalazł mnie wcześniej to Lairiel mogłaby żyć? Filut także, a gdyby to się stało dawno, dawno temu to Cynthia też by żyła –w tym momencie pieśniarz spojrzał gdzieś w bok- możesz mieć więcej możliwości zapobiegania temu co zły los stawia na Twojej drodze, chcesz tego prawda? Zrób to dla nich, dla tych setek ludzi jakich spotkasz na swojej drodze, których ze mną będziesz mógł ocalić –czuł się w tej chwili jakby kobiece usta znajdowały się tuż przy jego uchu i wlewały do jego umysłu truciznę-

- Co zrobisz po tym jak Cię uwolnię? –zapytał nie zbliżając się do tematu jaki poruszyła przed chwilą, zupełnie jakby to zaakceptował i nie miał nic do dodania-
- Skorzystam z mojej nowej wolności, dawno nie miałam okazji rozprostować kości. Poza tym czymże jest jeden duch wobec większej szansy na pokonanie Wielkiego Pożeracza? Co byś wybrał? Uwolnić jednego ducha i znacznie zwiększyć swoje szanse czy zaprzepaścić to i postawić życia i dusze tysiąca istnień na szali?

Salarin westchnął i przymknął oczy.
- Rozumiem, że to wszystko jest wiążące? To umowa?
- Oczywiście. Masz wszystkie karty na stole, swoją nagrodę, cenę jaką masz zapłacić i perspektywę. Co wybierasz?
- Nie wiem czy do końca postępuję dobrze, ale… zgadzam się. Powiedz dokładniej co mam zrobić.


***

Wszystko zostało przygotowane w zaledwie dziesięć minut. Wiedział, że prawdopodobnie nikt z jego towarzyszy nie poparłby tego co robił teraz. Dlatego też odszedł jeszcze dalej, musiało to zostać otoczone ścisłą tajemnicą. Pieśniarz zdziwił się na początku prostotą rysowanego symbolu, najzwyczajniejszy w świecie odwrócony pentagram nie wyglądał imponująco, ale postępował dalej wedle wskazówek. Umieścił w samym środku zamknięte pudełko i posłusznie naciął sobie ramię. Krople krwi gęstymi kroplami oznaczały szachy na czerwono, kiedy praktycznie całe były już nią splamione cofnął rękę. Stanął przed okręgiem jaki narysował i powtarzał wersy inkantacji jakie pojawiały się w jego głowie.

- IGNIS MAE CO CHERESTIO! DER IKAR VISH DA KNIL VON ARE! AGES RASH NAH NIH OVE!


W pewnym momencie pentagram rozbłysł pomarańczowo-czerwonym światłem, a na jego powierzchni zaczęły tworzyć się kolejne symbole jakich Salarin z pewnością nie potrafiłby sam narysować.

Przez myśl przeszło mu, że to wcale nie ducha właśnie uwolnił. Nie wiedząc czemu dopiero teraz dotarła do niego ta informacja, a to było oczywiste… jak już usłyszał o tym jak to wszystko ma wyglądać mógł domyślić się, że ma do czynienia z demonem. Czemu o tym nie pomyślał? Nie znał odpowiedzi na to pytanie.

W jednej chwili symbole zniknęły nie pozostawiając po sobie żadnego śladu prócz drażniącego nieco nozdrza zapachu siarki. Pieśniarz rozejrzał się wokół siebie nie dostrzegając żadnej innej istoty, pudełko także stało tam gdzie wcześniej „Coś poszło nie tak?

- Jesteś tu? –zapytał w ciemność

Przez chwilę odpowiadał mu jedynie szum liści na wietrze lecz po chwili…

- Mmm… wspaniałe uczucie, dziękuje.

Głos dobiegał zza jego pleców, odwrócił się szybko i osłupiał. Przed jego oczami stała najpiękniejsze kobieta jaką w życiu widział, na tyle urodziwa że nie mogła być człowiekiem. Jej niesamowite oczy potwierdzały to w zupełności, a tatuaż mieniący się czernią i złotem dodawał jej jeszcze egzotyki.


Była wysoka, praktycznie wzrostu Salarina. Jej długie kruczoczarne włosy spływały falami do połowy pleców. Długa krwistoczerwona suknia z rozcięciem na udzie świetnie zgrywała się z czernią włosów. Kolejne rozcięcie tym razem z przodu ledwo utrzymywało wydatne piersi w jednym miejscu odsłaniając też część brzucha. Na jej przegubach dostrzegł jeszcze po jednej złotej bransoletce z wygrawerowanymi znakami niewiadomego pochodzenia i kolczyki w kształcie półksiężyca. Suknia sięgająca niemal do ziemi ledwo pozwoliła dostrzec, że kobieta była… bosa.

- Zaskoczony? Zawsze tak reagujecie, mężczyźni –zapytała poprawiając sobie włosy.
- Nie jesteś duchem, wiedziałem ale…
- Ale nie pozwoliłam dotrzeć tej informacji do Twojej świadomości.
–ucięła stanowczo- tak naprawdę jestem demonem i gdybyś to wiedział to nie uwolniłbyś mnie. Byłeś tylko pionkiem w mojej grze, bardzo użytecznym pionkiem –powoli zmysłowym krokiem zaczęła zbliżać się do Salarina- Pionkiem, który dostarczył mi odrobinę rozrywki i któremu wiele zawdzięczam mimo wszystko –pieśniarz nie cofnął się kiedy podeszła do niego i pogłaskała go po policzku- zasługujesz na nagrodę.

Elf wprost chłonął ją wzrokiem, nie chciał się nawet cofać, nie próbował kryć swych myśli wiedząc że i tak je odczyta, ale zachował jeszcze odrobinę rozumu.

- Pionek demona? Świetnie, przejdźmy zatem do Twojej części umowy –powiedział udając hardego, prawdopodobnie nie utrzymałby uwagi na jej twarzy gdyby nie te hipnotyzujące oczy-
- Cii… -położyła mu palec na ustach- bycie moim pionkiem nie jest takie złe, potrafię być bardzo hojna.
- Nie wątpię
–bezczelnie przesunął po niej wzrokiem od góry do dołu co wywołało jej perlisty śmiech-
- Przejdźmy zatem do Twojej nagrody. Wiem co w sobie nosisz Salarinie, wiedz że siła emocji potrafi być bardzo potężna. Jestem mistrzynią manipulacji ludzkimi emocjami, nauczę Cię kontrolować Twoje i ukierunkowywać je tak jak Ty tego chcesz. –nachyliła się do jego ucha obdarzając go zapachem nieziemskich perfum- Jednak to Ty musisz wziąć tę moc ze mnie.

Pieśniarz czuł się co raz bardziej bezradny, to tak jakby każde jej słowo kształtowało jego emocje w taki sposób w jaki ona sobie zażyczy. Spojrzał na jej wypięty tyłek gdy się nachyliła i poczuł, że spodnie są zdecydowanie zbyt ciasne. Demon uśmiechnął się szeroko odsłaniając kiełki.

- Zdecydowanie zbyt długo byłam zamknięta. To Twój szczęśliwy dzień, jestem taka… wygłodzona.

Salarin wyciągnął do niej ręce i przyciągnął do siebie łapiąc mocno za pośladek. Demonica uniosła brew nieco rozbawiona i zaciekawiona co zrobi dalej.

- Nadal masz w sobie wątpliwości pomimo mojego głosu, nadal myślisz czy to co zrobiłeś jest słuszne czy też nie, zaradźmy temu –nie czekając na reakcję dotknęła palcem jego piersi, a wtedy w Salarinie nie pozostało nic prócz niepohamowanej żądzy- Myślisz, że mi podołasz śmiertelniku? -zapytała łapiąc go za krocze-

Nie było trzeba więcej słów. Odpowiedzią był namiętny i pełen pożądania pocałunek. Zaklęcie ciszy skutecznie tłumiło odgłosy kochanków.

***

Kiedy chmura pożądania opadła trwała jeszcze noc. Musiała być by zdążył wrócić do towarzyszy bez wzbudzania podejrzeń. Był całkowicie wyczerpany, czuł że jak położy się spać to miną długie godziny nim wypocznie w pełni. Nie wspominając o licznych śladach na ciele od ukąszeń, paznokci czy innych drobnych zranień jakich nabawił się nie wiedząc kiedy.

- Jesteś pierwszym z Twojego gatunku który przeżył –wyrwała go z rozmyślań swoim miękkim głosem- pozwoliłam Ci, zależy mi byś przeżył.

Elf popatrzył na nią półprzytomnym wzrokiem, wyobraził sobie przez chwilę własną śmierć.

- Zależy Ci? Dlaczego? Jesteś wolna, mogłabyś równie dobrze zabić mnie i zniknąć.
- Owszem, mogłabym –mruknęła beznamiętnie- ale po co mam korzystać tylko raz z zabawki jeśli mogę użyć jej wiele razy? Ciekawi mnie jak sytuacja potoczy się dalej, jak poradzicie sobie z relikwiami i Alabasharaan. To może być całkiem interesujące i dostarczyć mi wiele rozrywki.
- Zawsze wydawało mi się, że demony mają właśnie takie podejście.
- Dziwisz się? Jakbyś żył tyle lat co my to też szukałbyś zajęcia. Źle wykorzystana wieczność może być gorsza od śmierci.

Popatrzyła na niego nieco rozbawionym wzrokiem i w jednej chwili z jej pleców wyrosły nietoperze skrzydła dorównujące jej wzrostem, z czoła wystąpiły zagięte do tyłu rogi, a w rękach pojawił się czarny, kolczasty bat

- Gotów na drugą rundę? –strzeliła batem o drzewo odłupując z niego spory kawałek kory-

Salarin wybałuszył oczy co wywołało kolejną falę jej śmiechu.
- Zartowałam, jak mowiłam nie chcę Cię zabić, a teraz z pewnością by się to tak skończyło. Wyrobisz się –puściła mu oczko na co roześmiał się sam po raz pierwszy podczas tej rozmowy-
- Wszystkie Succubussy takie są?
- Nie jestem byle Succubussem –spiorunowała go spojrzeniem- gdybym nie miała iście szampańskiego nastroju to usmażyłabym Cię na wolnym ogniu tak byś darł się w siedmiu różnych językach.
- Znam tylko sześć –wypalił bez zastanowienia i gdyby mógł to ugryzłby się w jezyk, uświadomił sobie jak bardzo igra z ogniem i że powinien całować los po nogach za to, że wyszedł z tego wszystkiego cało-

Demonica zmrużyła oczy, wróciła do dawnej postaci i westchnęła.
- Masz szczęście, że sobie to uświadomiłeś. –rzekła dając kolejny popis świetnego czytania myśli- nie igraj z ogniem lub rób to umiejętnie bo skończysz jako nawóz dla roślin. Nie wiesz z kim masz do czynienia i nie dowiesz się, ale możesz mi mówić po prostu Glys. –Salarin kiwnął tylko głową na znak, że się zgadza- Czas na mnie –spojrzała na niego z ukosa- jeszcze się spotkamy, będę w pobliżu, będę obserwować wasze poczynania.
- Zaczekaj! Jak kontrolować tą moc? Jak konkretnie działa?
- Jestem pewna, że do tego dojdziesz
–powiedziała krótko i rozpłynęła się w powietrzu-

Salarin westchnął i oparł się ponownie o pień drzewa. „Czas wracać do obozu, żeby tylko nikt nie zauważył mojej nieobecności…

***

Sny nie zapewniły mu należytego wypoczynku. Widział w nich siebie w innej roli niż dotychczas, zachowywał się inaczej niż zwykle. Był po prostu... inny. Po otworzeniu oczu nie dowierzał jeszcze przez chwilę w to co się stało. Z rozmyślania wyrwała go ręka Gustava ponaglająca do marszu za co miał ochotę dać mu po prostu w pysk. Kiedy sobie uświadomił co znikąd pojawiło się w jego głowie zaniepokoił się nieco "Spokojnie... przecież on nic nie zrobił", uspokajał się w myślach.

Nie będąc pewnym swoich przyszłych poczynań ruszył w dalszą drogę. Póki co jedynymi objawami była chęć skomentowania ciętym żartem niektórych wypowiedzi towarzyszy.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 05-07-2012, 11:08   #114
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=b7cpSwQAbsE[/MEDIA]

Muzyka wciąż grała w jej głowie, mimo że nigdzie nie było fortepianu. Ojciec zabrał go mając dość roznoszących się echem po pustych komnatach, smutnych melodii które wygrywała jego zamknięta pod kluczem córka. To była jakaś paranoja, albo próba jej wytrzymałości którą znosiła z wielkim bólem. Odcięta od przyjaciół, wcześniej uwalniała swoje emocje w muzyce. Teraz wpatrując się przez okno w zachodzące nad miastem słońce nie miała nawet tego. Jak trzeba było być bezwzględnym by tak traktować najbliższych? Po oku pociekła jej gorzka łza, powoli wyrabiając sobie tor przez gładki, elfi policzek.


Najbardziej bolesne było to że kochała swojego ojca, albo raczej wspomnienie o nim on zaś tego nie doceniał. Elmethaar zmienił się wraz z czasem, jakim oddawał zbyt dużo z siebie by utrzymać Mbarneldor odciętym, a może to jego cierpienie było jak nieuleczalna choroba z którą Selene nie potrafiła nic zrobić. Podobno wszystkie elfy kochają sztukę, ale on nigdy nie doceniał starań swojej córki. Był zły gdy dowiedział się że Selene nie ma zamiaru uczyć się w szkole magicznej, a zamiast tego zajmuje tak nic nieznaczącymi w jego oczach błahostkami. Już dawno podjął decyzję by poświęcić wszystko dla przetrwania Mbarneldoru, a do tego córka - artystka nie była mu potrzebna. Zawiodła go i została odsunięta na bok. W dodatku elfka była równie uparta co jej matka, a to sprawiało że tym bardziej wpadał w gniew. Emocje zasypane pod wieloletnim, niewzruszonym śniegiem wciąż były żywe i szarpały sercem jej ojca. Szkoda tylko że jedynie te negatywne.

Bała się że go straci, albo że już tak się stało, a ona marzycielka oszukuje samą siebie. Pozbawiona tego co kochała najbardziej - wolności, przyjaciół i muzyki czuła się jakby Elmethaar przelewał na nią część swej goryczy. Mimo że było to bardzo bolesne, nie wiedząc dlaczego gdzieś w głębi zgodziła się na to i poddała bez większej walki, choć z każdym dniem coraz dotkliwie odczuwała tego skutki. Ile czasu ojciec chciał traktować ją jak małą dziewczynkę i narzucać swoją wolę, nie pozwalając przejąć steru by mogła popłynąć w kierunku własnego szczęścia?

Dzień i łzy kończyły się odsłaniając coraz bardziej widoczne, mieniące chłodnym blaskiem gwiazdy tak na niebie jak na wilgotnych policzkach. Drobna sylwetka zniknęła z okna, chowając w cieniu razem ze słońcem.


***

Wciąż mieszająca się ze snem rzeczywistość opornie do niej docierała mamiąc umysł odrobiną kłamstwa i prawdy. Elfka przetarła zaspane oczy i zamrugała próbując dostrzec nabierającą kształtów, zbliżającą się postać.

- Panienko Shardaerl?- usłyszała znajomy, miły dla ucha jednak wiecznie smutny głos Tiritha - Pierwszego Tropiciela. - Czy mogę wejść? Przybywam na rozkaz Wielkiego Elmethaara.

Selene zrozumiała że szykuje się coś większego i choć po nieco spiętych brwiach dało się wyczytać jej niepokój, uśmiechnęła się do elfa delikatnie. Jako że dawno nie miała okazji nikogo nim obdarzyć było w nim tym więcej czaru i uroku którym tak lubiła się otaczać. Była bowiem niewątpliwie bardzo atrakcyjną kobietą, jedną z piękniejszych dziewcząt Mbarneldoru znaną w całym mieście nie tylko z racji swojej pozycji, ale także jako uzdolniona piosenkarka i artystka. I tą sławę wolała znacznie bardziej, uciekając od manier do jakich powinna się stosować dama dworu. Była na nie zresztą zbyt żywiołowa i bezpośrednia.

Z wyglądu przypominała bardzo swoją matkę o dość posągowej urodzie, długiej szyi i nogach, ale także zgrabnej i szczupłej sylwetce.


Cerę miała dość bladą jak na słoneczną elfkę, a oczy o barwie głębokiego fioletu. Nieco zarysowane mięśnie bardziej upodabniały ją do uroczej, zadbanej piratki niż wiotkiej szlachcianki. Wyraz twarzy, spojrzenie oczu i uśmiech emanowały tajemniczym, iskrzącym płomyczkiem który nadawał jej osobowości jakiegoś niezgłębionego drugiego dna. Długie i wdzięczne włosy o głęboko czerwonej barwie sięgały aż za ramiona, mniej więcej do połowy pleców. Był to jej naturalny kolor chociaż elfka trwale wzmocniła ich barwę i połysk jak przystało na córkę w czarodziejskiej rodzinie.

Skryta w półcieniu opuściła narzutę do bioder i podciągając kolana usiadła w łóżku. Była okryta piękną, czarną halką ze szlafroczkiem. Jedną z jej bogatej kolekcji której i tak nie było kiedy wykorzystać, tak więc używała jej bez specjalnej okazji.



- Miałam nadzieję że przybywasz z ratunkiem, by mnie uwolnić Trith.. Skoro jednak przysyła Cię mój ojciec jesteś więc katem? – Zachichotała miękko i rozkosznie, poprawiając włosy i nieco flirtując z elfem choć nie miała wobec niego żadnych planów. - Po co ten cały rynsz… – Urwała nagle i spoważniała, a jej głos stał się pretensjonalny. - Maska? Ojciec chce mnie wyrzucić?!

- Intruzi, Panienko. Wasz ojciec miał wizję... Mam wyruszyć w las i ich odnaleźć. Ale...Ale Wielki Elmethaar nakazał, byś to ty pokierowała poszukiwaniami. - wzruszył tylko ramionami. Elmethaar rzadko zdradzał sens swoich wizji. Ba! Nigdy nie zdradzał wszystkiego co w nich ujrzał czy odczytał. Selene była pewna, że jakiś powód dla wciągnięcia jej w tą wyprawę istniał. Ale równie pewna była tego, że może go nigdy nie poznać.

- Macie się przygotować jak najszybciej. Otrzymacie maskę i pięciu ludzi. Wraz ze mną. Mamy odnaleźć intruzów, rozbroić, dowiedzieć się kim są, czego szukają, jakie noszą imiona... I... I mamy sprowadzić ich do Mbarneldoru, moja Pani.- ukłonił się nisko.

Przez twarz elfki przeszedł nieco rozdrażniony grymas i ślad zawodu.

- Oczywiście nie miał ochoty sam ze mną o tym porozmawiać… - Gdy jednak Selene zwietrzyła szansę na choć chwilową wolność jej twarz przybrała lisi uśmieszek. Wyraźnie podekscytowana wyskoczyła półnaga z łóżka i zgrabnym ruchem przywarła do wielkiego kufra. Drobne dłonie powiodły przez jego linię, odrzucając zasuwy. Przyklęknęła i otworzyła go, wyciągają z wnętrza swą prawie nie używaną zdobioną kolczą koszulę. Już zarzuciła ją na ramię z zamiarem przeszukania reszty skrzyni gdy zdała sobie sprawę z dziwnej ciszy panującej w pokoju. Zerknęła za siebie w omamionego jej widokiem elfa i choć nie było widać jego oczu zza maski lekko rozchylone usta mężczyzny zdradziły wszystkie jego myśli. Zarumieniła się i mruknęła rozbawionym głosem do siebie, rozpromieniona.

- Trith, Oh.. Mój ojciec, za Tobą! - prawie krzyknęła.

- Ccco? - Elf ocknął się prędko zerkając za siebie jak poparzony, aż cały podskoczył.

- Nie gap się na mój tyłek! - Rzekła rozbawiona i śmiejąc się pod nosem wróciła do przebierania w ubraniach ze skrzyni.

- Wcale się nie gapię tylko.. Ja poczekam na zewnątrz, aż.. ee.. będziesz gotowa pani... - Zdezorientowany i zawstydzony mężczyzna uciekł czym prędzej na korytarz wzdychając i mamrocząc coś pod nosem co elfka próbowała jeszcze podsłuchać ale jej się nie udało.

Przygotowania trwały wyjątkowo krótko, gdyż Selene nie czekała na nic bardziej niż wyrwanie się ze swojej “celi”. Serce biło jej jak szalone w ekscytacji, ale i pewnej niepewności tego co będzie. Gdy w końcu wyszła, Trith zająkał się krótko by w końcu wydusić z siebie coś więcej.

- Panno Selene, nie sądzisz że ten strój jest nieco zbyt krzykliwy? Mamy tylko pojmać i rozbroić intruzów..

Elfka ignorując te słowa przeszła, przesuwając delikatnie bezradnego mężczyznę palcem.

- Cii.. Nie jestem łowczynią, jestem artystką. Nie idę nikogo pojmać. Idę przywitać naszych gości, nie popadajmy w paranoje.

- Ale.. - ponownie zająkął się Trith.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.

- Nie jestem pewien czy Wielkiemu Elmetheerowi zależy na jakimkolwiek witaniu gości... - Elf uniósł w górę palec wskazujący którym pewna siebie kobieta ani trochę się nie przejęła.

- Nie zrezygnuje z szansy poznania nowych, ciekawych historii zza Mbarneldoru, Wyruszamy!!!


* * *

Tajemniczy Las

* * *

Ich mały oddział bardzo sprawnie przemierzał wielkie zaklęte lasy, zmierzając bezbłędnie ku zagubionym podróżnikom. Mimo drobnej paniki ze strony Tritha, Selene wcale nie przygotowała się tak źle. Miała przy pasie broń i kolczą koszulę na sobie, ta wykonana zresztą z wielkim oddaniem z lekkiego mithrilu miała drobne, liczne zdobienia zespolone z metalem. Jedyną różnicą między bardką, a resztą łowców był fakt że oni odziani byli w ubrania kolorystycznie rozmywające się w lesie. Selene zaś spod pancerza wystawała piękna, jaskrawo czerwona tuniko-sukienka wykonana z dość solidnego, grubego materiału by uniknąć obtarć ze zbroi. Niewielkie rękawy zdobiły czerwone falbanki, tak samo jak dół dość krótkiej sukienki. Wysokie, czarne, skórzane buty sięgały nieco za kolana i mimo braku obcasa, prezentowały się całkiem dobrze będąc połączeniem funkcjonalności i elegancji.


Żałowała nieco braku obcasa, ale przecież gdyby założyła elfie szpilki patrzono by na nią jak na idiotkę. Miała także również czarne, długie do łokci skórzane rękawiczki. Całość była bardzo ładna, zapewniała tyle ochrony ile powinna, ale z pewnością nie miała służyć ukryciu się pośród lasu. Mimo to wyeksponowanej czerwieni nie było też aż tak wiele. Zbroja miała być lekka i wygodna. Nie posiadała hełmu czy osłony nagich nóg, w tej jednak kwestii inne elfy z jej oddziału niewiele się różniły nie nosząc nagolenników tylko proste, elastyczne i wytrzymałe spodnie.

Ich polowanie doprowadziło do zagubionej w świecie iluzji drużyny, skołowanej i tak niepewnej swej przyszłości. Jako że to Selene dowodziła tej wyprawie, wraz z nią całą grupka przyczaiła się nieopodal, skryta za leśną roślinnością. Było to wprawdzie zbędne, gdyż wszechobecna iluzja sprawiała że obcy i tak by ich nie dostrzegli, żyjąc w swoim, nieistniejącym świecie. Pełne oczy dziewczyny zapatrzyły się na nich, zamrugały nieśpiesznie i rozbłysły jakoś ciepło.

- Trith, zobacz! Są z nimi elfy, a ten jest chyba klerykiem spójrz na symbol Pierwszego z Seldarine… Jak myślisz czego tu szukają? – Wyszeptała podekscytowana, powoli podążając razem z błądzącymi a jej śladem reszta równie zaciekawionych łowców.

~Ci dwaj są całkiem przystojni..~ - pomyślała z zadowoleniem.

- Nie wiem Panno Shardaerl, ale są z nimi również ludzcy barbarzyńcy. Spójrz. Trzech mężczyzn i kobieta. A nie… to chyba mieszaniec. – Rzekł surowo Trith.

- Oj przestań, nie możesz ich obwiniać o całe zło świata. Póki co to my szczujemy ich strachem… mam zamiar coś z tym zrobić. Czekajcie. – odparła Selene siadając wygodniej na jednym z wygiętych konarów, nieco nad ziemią. Poprawiła maskę którą miała na twarzy i zwróciła większą uwagę na otoczenie utkane z iluzji jej ojca. Zdawało się być równie pełne paranoi co jego umysł, trzeba było to zmienić na nieco weselszą wersję…


Wszelkie świecące dotychczas ogniki zniknęły, nie wiadomo gdzie, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Niespodziewanie przed najemnikami, jakby z prześwitu nieskończonych koron drzew uderzył wąski snop światła. Zatrzymał się na drobnym konarze, na którym siedział tajemniczy, czarny zwierz przypominający szczura, ale znacznie większy. Miał duże, jakby wampirze ząbki i wredny wyraz pyszczka. Wpatrywał się przez chwilę swymi równie mrocznymi ślepiami w drużynę po czym zeskoczył na ziemię, a za nim powędrował otaczający go snop światła. Zwierz przysiadł, rozglądając się dookoła i mierząc wzrokiem nieumarłe ohydztwa pełznące po ziemi. Wybałuszył oczka i rozdziawił paszczę wydając z siebie pojedynczy, głośny, sykliwy pisk.


Rozniósł się on daleko echem sprawiając że kalekie potwory w istnym popłochu zaczęły uciekać czym prędzej w przeciwnych kierunkach.

*tyk* *tyk* *tyk*

Wokół najemników rozległo się ciche, rytmiczne stukanie, a czarny zwierz rozmiarów kota wykonał kilka drobnych susów, wskakując na coś obok. Wlepił swoje ślepka w najemników i zamarł w tajemniczym skupieniu. Wtedy też pod innym kątem uderzył w to miejsce większy promień światła, rozpraszając skrytą w cieniu postać na której ramieniu siedział teraz ten sam zwierz.

Przed oczami podróżników pojawił się balkon stworzony z wygiętych drzew, które obejmowały z wdzięczną czułością piękną perkusję, niczym swe dzieci w uścisku. Nieco wyżej siedział przystojny, muskularny niziołek z piracką chustą na głowie. Uderzał ostrożnie w instrument, jakby wyłapując rytm, w skupieniu nawet nie zauważając ich obecności. Osłupieni najemnicy nie zdążyli nic powiedzieć gdy silne dłonie, drobnego człowieczka z impetem uderzyły drewnianymi pałkami w membrany, a dźwięk uderzył jak fala tsunami o brzeg, przerywając leśną ciszę.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Hk_Kt6AvILs[/MEDIA]


W jednej chwili sześć snopów światła zakręciło się dookoła niego, zatrzymując na pobliskich drzewach, które powyginane nabrały humanoidalnych kształtów. Dziuple tworzyły usta, konary dłonie, nosy.. całe twarze i sylwetki. Niektóre robiły za wdzięczne chórki, innym jakby z pnia sterczały drewniane, utkane z kory i liści instrumenty. Dołączając się do tego magicznego koncertu.

Wtedy zapaliło się kolejne światełko, a zza jednego z drzew wyszła delikatna i szczupła elfia postać. Była ubrana w długą iście balową , fioletową suknię która ciągnęła się po ziemi zbierając drobne liście. Wyglądała zupełnie jak Selene, nie miała jednak żadnej broni czy zbroi. Tak jakby zgubiła się myląc bajki.

Prawdziwa elfka siedziała wciąż nieopodal na konarze w towarzystwie swoich elfich łowców. Po skroni ześlizgnęła jej się drobna kropla potu, skupienie jakiego wymagała taka manipulacja iluzją jej ojca było bardzo wyczerpujące. Perkusja ucichła, a Selene zaśpiewała wraz ze swą magiczną sobowtórką która powoli podchodząc, ciepło zerknęła wprost na najemników.

Czy prawdą jest to co mówią, że

Jesteśmy zbyt zaślepieni, by odnaleźć własną drogę?

Przez twarz Selene przeszedł wesoły, drobny i kpiący uśmieszek.

Strach przed nieznanym mąci dziś nasze serca

Wejdź do mojego świata

Elfka uśmiechnęła się zachęcając paluszkiem jakby zapraszając do siebie.

Spójrz przez moje oczy

Spróbuj zrozumieć, że

Nie chcemy stracić tego co mamy

Rozejrzała się jakby traktowała las jak swój dom.

Śniliśmy

Jednak któż nie może zaprzeczyć, iż

Jest to najlepszy sposób na życie

Pomiędzy prawdą a kłamstwami

Obeszła ostrożnie drużynę, paluszkiem muskając naramiennik Gustava, po czym poszła dalej.

Spójrz kim jestem

Przebij się przez powierzchnię

Sięgnij po moją dłoń

Wyciągnęła subtelnie dłoń ku stojącemu na przedzie Baelrahealowi, mężczyzna jednak oniemiały występem nie zrobił ani kroku.

Pokażmy im, że potrafimy

Uwolnić swe myśli i znaleźć drogę

Świat jest w naszych rękach

To nie koniec


Strach obumiera w duszy

W miejscu bez powrotu

Musimy się zmienić

Chcemy widzieć

Wejdę do Twojego świata

Spojrzę przez Twoje oczy

Spróbuję zrozumieć

Zanim stracimy to, co mamy

Elfka obdarzyła ich czułym, ciepłym wzrokiem i nagle zniknęła nie pozostawiając po sobie śladu, a pusta suknia opadła na ziemię. Prawdziwa Selene zdjęła maskę i zeskoczyła z konaru podchodząc do drużyny i wciąż śpiewając. Łowcy zniknęli jej ze wzroku, las zaś przybrał ponownie swą ponurą formę którą zignorowała ukazując się najemnikom z lekką nieśmiałością, badając ich spojrzenia, ale nie cofając.

Nie możemy po prostu przestać wierzyć

Musimy spróbować

Możemy wznieść się ponad

Ich prawdy i kłamstwa

Wskazała dłonią zaczarowany, magiczny las.

Spójrz kim jestem

Przebij się przez powierzchnię

Sięgnij po moją dłoń

Pokażmy im, że potrafimy

Uwolnić swe myśli i znaleźć drogę

Świat jest w naszych rękach

Wyciągnęła bez lęku dłoń w kierunku obcych i uśmiechnęła się.

Spójrz kim jestem

Przebij się przez powierzchnię

Sięgnij po moją dłoń

Pokażmy im, że potrafimy

Uwolnić swe myśli i znaleźć drogę

Świat jest w naszych rękach

To nie koniec

Gdy w końcu jedna z dłoni ujęła jej własną, elfka uśmiechnęła się przez chwilę i założyła swoją maskę ponownie, a instrumenty znów zagrały.

Słyszę ich ciszę

Głoszącą moją winę

Czy nasza siła pozostanie

Jeśli ich moc zawładnie?

Spójrz kim jestem

Przebij się przez powierzchnię

Sięgnij po moją dłoń

Pokażmy im, że potrafimy

Uwolnić swe myśli i znaleźć drogę

Świat jest w naszych rękach


Delikatnie poprowadziła najemników za sobą, zaledwie kawałek do niewidocznych dla nich łowców. Sama zaś była widzialna, gdyż na swym miejscu utrzymywała iluzję samej siebie.

Spójrz kim jestem

Przebij się przez powierzchnię

Sięgnij po moją dłoń

Pokażmy im, że potrafimy

Uwolnić swe myśli i znaleźć drogę

Świat jest w naszych rękach

To nie koniec

Pozwoliła w końcu najemnikom usiąść, kończąc swoją piosenkę która jakoś sama wpadła jej do głowy przez drogę. Las uspokoił się, niziołek który wcześniej grał zniknął, jak i wszystko poza spokojną florą. Z wyjątkowym podekscytowaniem w oczach zerkała na nich i w końcu usiadła naprzeciw nie mogąc powstrzymać emocji się w niej kotłujących. W końcu udało jej się wydobyć głos z ust.

- Witajcie podróżnicy, jestem Selene Shardaerl – niepoprawna artystka i córka Wielkiego Elmathaara, władcy Mbarneldoru. Mój ojciec życzył sobie bym pomogła wam trafić do naszej enklawy. Jest ze mną też kilkoro łowców którzy na razie wolą pozostać w ukryciu, pilnując mego bezpieczeństwa… – Elfka urwała czekając na to co powiedzą jej niezapowiedziani goście.

.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 06-07-2012, 13:56   #115
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Q39Xz47JSVA&feature=relmfu[/media]


- Dosyć!
Zatrzymamy się tutaj i odpoczniemy. Będziemy spać na zmianę...Baelrahealu posiadacie jakąś magię, która zabezpieczy nas... nas... Sam nie wiem przed czym!
Elf odwrócił głowę na wybuch rycerza i zmierzył go zimnym spojrzeniem, zaraz jednak powrócił do obserwowania zmieniającego się otoczenia. Jego oczy, podobnie jak oczy Laony, płonęły niebieskim światłem, w garści trzymał zaś powróz na którym ciągnął związanego gwardzistę. Nie tylko obłąkany był źródłem … kiepskiego humoru Baelraheala, by delikatnie rzecz nazwać. Poczynając od tego że rycerz zdawał się zapominać że kilka bitych dni zajęło Gwardziście Boga i Laonie wypróbowywanie i ułożenie sensownego zestawu czarów, chroniącego ich najlepiej jak byli w stanie to obmyślić i zrealizować. To było jednak najmniejszym zmartwieniem.

Wszystko naokoło pulsowało od magicznych aur i efektów. Po “wypadku” z pierwszych minut po wkroczeniu do Kniei Obłędu Baelraheal nauczył się doceniać przewrotność i potęgę zaklęć Elmethaara. A gdyby ktoś inny miał jakieś “ale” to kapłan miał nadzieję że widok jego samego, padającego bez zmysłów na ziemię po rzuceniu prostego zaklęcia lokalizującego, zmieni nastawienie chętnego do zwady z władcą Mbarneldoru. I to mimo wielowarstwowej, długotrwałej ochrony kapłańskich modlitw, jaką tylko udało się mu ułożyć wraz z panną Navell po licznych próbach! Utrata świadomości była krótka, ale to co wydarzyło się później nie było wcale lepsze - straszliwe wizje zaatakowały jego umysł, mary i zwidy, zmieniające jego towarzyszy w odrażające bestie. Całe szczęście że zbyt był słaby by ustać na nogach i sięgnąć po broń, bo inaczej nie wiadomo byłoby czy wszyscy uszliby z życiem, mając przeciw sobie szaleńca uzbrojonego w Miecz Zjednoczenia! Podstępne odbicie jego własnej magii, wypaczonej i “wzbogaconej” przez zaklęcie Elmethaara, zamieniło go w lustrzane odbicie nieszczęsnego gwardzisty. A potem rzygał jak kot, chory i obolały.

Dopiero po długim czasie był w stanie użyć modlitwy i przywołać uzdrowicielską magię. Rąbnął wtedy pięścią w ziemię, jeden jedyny raz dając upust wściekłości. Wczepił palce w ziemię, podźwignął się, oczyścił prostą modlitwą ekwipunek z brudu i ruszył dalej, znowu na przedzie. Nie zapomniał jeszcze czasów gdy przemierzał knieje jako prosty tropiciel. Nie miał jednak okazji cieszyć się tym wspomnieniem - koszmarny ból głowy zbytnio mu dokuczał. Jedno było pocieszeniem w tej sytuacji, bowiem...
- Jeśli Elmethaar dotychczas nie zarejestrował naszego wejścia do lasu, to teraz na pewno to zauważył - wymamrotał wtedy do pozostałych. Wściekłość płonęła w nim - jako kapłan powinien stłumić w sobie negatywne emocje, ale był tylko niedoskonałym sługą swego bóstwa na ziemi i upadał jak każdy, nawet pod względem tego że miał wielką ochotę dorwać Elmethaara w swoje ręce i kopnąć go w … rodowe klejnoty.

W zasadzie … zastanawiał się czy tylko stres się na nim odbija. Nigdy nie uważał się za osobę o skomplikowanej psychice, ale od paru dni, od nieszczęsnej wyprawy w podziemia - albo prywatnej rozmowy z bóstwem, która miała miejsce nieco później? - jego myśli pomijały wiele z tego czym cieszył się wcześniej. Musiał sobie przypominać że jego siostra kilka tygodni temu wyszła za mąż … że podróż do Cormanthoru zimą będzie koszmarem … że z Filutem mieli zaległą partyjkę talis... Wciąż i wciąż rozpamiętywał nieszczęsną wyprawę do zamku i przeklinał się w duchu za zaniedbanie ostrożności.


Pogrzeb Lairiel, przygotowania do marszu, ostatnie zaklęcia z kunsztownie ułożonej z Laoną listy... Nauczył się cenić zaklinaczkę i jej zdolności, z podziwem kręcił głową gdy obserwował z jaką łatwością radzi sobie z osiąganiem efektów jakie widział jedynie w wykonaniu Lady Menedagary. Głupi nie był - widział jak wodziła spojrzeniem za Gustavem. Niemal nie przestawał myśleć o tym jak tu dobrać modlitwy i moce by w trakcie marszu przez Knieję nie opadli z sił i nie oszaleli od koszmarów Elmethaara. Widział i wiedział że jego bóg go nie opuścił - wyczuwał zmiany które go dotykały, po równi fizyczne i mentalne. Niestety, skaza również w nim tkwiła, ale zamykał myśli o niej w celach własnego umysłu, przyglądając się jej tylko badawczym, beznamiętnym okiem.

Śnił o walce, o wojnie i broni w dłoniach, a gdy się budził miał potwierdzenie tego co zaszło gdy wypróbowywał Moc. Co utracił, a co zyskał. Przypominał sobie czego nie dopilnował w podziemiach zamku i tłumił wściekłość na własną bezmyślność. Inni nie sprawili się lepiej, ale nie zwalał winy na innych. Byłoby to oszukiwanie samego siebie.

Modlitwy dodające sił w marszu, wyproszone łaski ochrony i obrony, widome przejawy boskiej opatrzności ukryte wśród ekwipunku by służyły wędrowcom. Pomniejsze zaklęcia dzięki którym zdolności Laony z “działających z dużą dozą prawdopodobieństwa” zmieniały się w “bezbłędne”. Marsz z bronią w dłoniach w poszukiwaniu śladu mieszkańców Mbarneldoru. I wreszcie napotkanie ich...



Gdy jęk nieumarłych rozbrzmiał wśród drzew Baelraheal zatrzymał się i przez chwilę wpatrywał się i przysłuchiwał sytuacji.
- Laona i Coen w środek! - rzucił gdy rycerz Gustav nie palił się do wydawania komend - Laono, będziesz naszymi oczami i kontrolować będziesz walkę; mości Coenie, użyjcie swej magii by zabezpieczyć siebie i te cenne karty, żadnych wycieczek-ucieczek na własną rękę! Tu jesteście chronieni najlepiej jak tylko można.

Gustav nadal się nie odzywał, a Baelraheal poświęcił ten czas na nałożenie dodatkowych zaklęć obronnych. Pewien był że iluzje ich otaczają, ale pewności nie miał i jego i Laony zmysłom ukazywały się kolejne warstwy ochron i wzmocnień przesycających ciała i przestrzeń naokoło nich. Czuł pot spływający mu po plecach gdy rozglądał się w którym kierunku uderzyć by wydrzeć się z koliska ożywionych trupów, gdyby doszło do walki. Jeśli nie były to iluzje to czekała ich ciężka przeprawa. A czuł już ciężki, przenikliwy odór grobu i rozkładu, nawet mimo tego że rozum podpowiadał mu że to tylko ułudy stworzone przez elfiego władcę. Laegmegil - jak nazwał Ostrze Zjednoczenia - błyszczał w jego dłoni gdy drugą sięgał do kieszeni plecaka. Smuga blasku trysnęła z torby i coraz bardziej się powiększała gdy wyciągał zapasowy medalion, a gdy wydobył go to jakby wśród mroku zabłyszczało słońce, takim światłem lśniło srebro, światłem wydobytym wprost z niebiańskich planów. Podniósł go w górę, a sfera blasku sięgała daleko ponad wierzchołki drzew i nieumarli niemal już wchodzili w jej zasięg. Kapłan zacisnął zęby - rozum podpowiadał mu inaczej, ale podświadomie spodziewał się że ze chwilę z ohydnych ciał zaczną odpadać skwierczące, dymiące strzępy mięsa...


-=-=-=-=-

Działające czary Baelraheala:

Efekty zaklęć:
+3 do KP sojuszników
+5 do rzutów obronnych sojuszników (+6 dla wyznawców Corellona)
+10 do rzutów obronnych na strach sojuszników (+11 dla wyznawców Corellona)
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 06-07-2012 o 14:06.
Romulus jest offline  
Stary 06-07-2012, 14:02   #116
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Baelraheal trzymał w uniesionej dłoni jaśniejący światłem amulet a w drugiej miecz, gotowy do walki, gdy naraz w ułudę otaczającą ich koszmarnymi wyobrażeniami wdarł się jakiś nowy, niezwykły element. Inna iluzja zaistniała, ale tak odmienna od nieumarłych których smród nadal jeszcze czuł w nozdrzach, jak dzień od nocy. A może raczej - niebiosa od piekieł. Bo że była to iluzja, nie ulegało wątpliwości - ale do czasu.

Był kompletnie zaskoczony i zdezorientowany spektaklem który się przed nimi rozgrywał. Nie on jeden, jak podejrzewał, i wpatrywał się w podchodzącą ku nim elfią dziewczynę z wybałuszonymi oczyma. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie tego. Walki - owszem, iluzji zmieniających się z pięknych w odrażające i na odwrót - jak najbardziej. Ale tego nie. Odzyskał jasność myślenia i zaprzągł umysł do roboty...

Oczywiście, przez myśl mu przemknęło że to jakaś pułapka, że to jakaś złuda stworzona przez sługi Alabashaaran by łatwiej ich pojmać, ale rychło przekonał sam siebie że jeśli już ktoś ich wcześniej wypatrzył i był w stanie zaskoczyć, to należałoby się prędzej spodziewać salwy z łuków albo nawały zaklęć niż powitalnej pieśni. Nawet z martwych można wszak wyciągnąć informacje... Tak więc gdy dziewczyna weszła w zasięg zaklęcia jakim Laona i on sprawdzali drogę, i okazała się żywą - i piękną, Baelraheal nie był aż tak obolały by tego nie zauważyć - istotą, jedynie przez chwilę roztrząsał co tu robić.
- Schowajcie broń! - napomniał pozostałych - To nie iluzja, a jej towarzysze na pewno są naokoło nas. Chyba się udało...

- Jak cię tak miło witają to nie zwlekaj, bo może słowa zamienią na strzały - napomniał się po cichu i faktycznie postąpił krok naprzód. Odetchnął skrycie z ulgą. Może nie będzie tak źle jak się tego spodziewał, może wieści o Elmethaarze były przesadzone lub przez nieprzychylnych mu "doprawione". W końcu, własną córkę przysłał ... jeśli była tym za kogo się podawała. Ale w końcu sam przyznał że Elmethaar powinien o nich wiedzieć, a komukolwiek innemu powinno być trudno w Kniei Obłędu ich wytropić. Podobną próbę miał już za sobą - a skutek był marny. Włożył jaśniejący światłem symbol Corellona Larethiana do kieszeni, a miecz do pochwy, ostrożnie, bez żadnych gwałtownych ruchów, by nie prowokować strzelców czy magów. A na widok wyciągniętej dłoni elfiej piękności pospiesznie zdjął rękawicę i ujął jej paluszki, zastanawiając się jak zareaguje na dotyk jego szorstkiej, poznaczonej odciskami dłoni. Pozwolił się poprowadzić, z ulgą i ciekawością wypisaną na twarzy. Zasiadł wraz z innymi pilnując by Laona usiadła blisko niego, choć czuł mrowienie na plecach gdy odruchowo wyczekiwał wypuszczonej przez nerwowego strzelca strzały. Nie zapomniał czasów kiedy powołanie kapłańskie było jeszcze przed nim i zarabiał na życie jako tropiciel. Chętnie zmierzyłby się ze zwiadowcami w trudnej sztuce podchodów, ale nie po to tu przybyli.

I odezwał się spoglądając na pannę Shardaerl, w końcu sam zaproponował że weźmie na siebie ... dyplomację...
- Witaj, piękna pani. Jesteśmy wdzięczni za tak miłe powitanie z twej strony i wybawienie z opałów - wskazał puszczę naokoło, w której iluzje obdarzonych nieśmiercią stworzeń skryły się przed chwilą.
- Jestem Baelraheal z rodu Bellasvalainon z Leuthilspar, mam zaszczyt być kapłanem Ojca Elfów - przedstawił się i ukłonił. Powolnymi gestami wskazywał po kolei towarzyszy.
- Oto panna Laona Navell, której biegłość w sztukach magicznych jest prawdziwie godna podziwu - powiedział ciepłym tonem wskazując półelfkę - Dzięki niej dotarliśmy tak daleko bez uszczerbku na zdrowych zmysłach. A to Salarin, Pieśniarz Klingi, czyli jak z pewnością wiesz jeden z czempionów Tel-quessir, znakomity szermierz z którym miałem okazję walczyć ramię w ramię. Oto rycerz Gustav Bronith, hmmm ... dowódca naszej wyprawy. Tu z kolei Seth Kaisombra, kto wie, może i dorównujący twoim towarzyszom, pani, w sztuce podchodów i ukrywania się - uśmiechnął się z humorem. Ból głowy zdawał się mijać. - Oczywiście, pod warunkiem że szanse byłyby nieco bardziej wyrównane niż w tej chwili. A oto imć Coen Dumpellstur, nadworny alchemik jej królewskiej mości, Alicii Kendrick. Jego to ostrzeżenie i informacje są przyczyną dla której tu jesteśmy. Ten zaś nieszczęśnik... - przestał się uśmiechać i skinął ku związanemu, zakneblowanemu i siedzącemu z zakrytą głową gwardziście - czy wystarczy że w drodze opowiemy dlaczego prowadzimy kogoś w takim stanie i tak potraktowanego? Nie jest to przyjemna opowieść, ale zgaduję że twój ojciec, pani, nie bez kozery cię wysłał na poszukiwania.

Zastanowiło go dziwne sformułowanie użyte przez dziewczynę, przekrzywił głowę spoglądając w jej fioletowe oczy.
- “Niepoprawna artystka”? - powtórzył jej słowa - Przyznam że wszystkiego mógłbym się spodziewać poza tak zajmującym występem i piękną pieśnią. Jak rozumiem lord Elmethaar spodziewa się nas od jakiegoś czasu? Czy może doszły pannę … panią wieści które nas tu sprowadzają?

Elfka zarzuciła nogę na nogę, odgarnęła włosy za ucho wysłuchując Baelraheala i objęła kolano dłońmi najwyraźniej nie śpiesząc się nigdzie. Troszkę skołowana, ale uśmiechnięta wodziła wzrokiem za twarzami które przedstawiał mężczyzna by w końcu zachichotać i odpowiedzieć miękkim głosem.

- Dziękuję. - rzekła z takim uśmiechem że aż nastroszyły się jej uszka. - Pannę.. ale darujmy sobie te oficjalne tytuły, wystarczy po prostu Selene. Nie ma u nas lordów, a zapewne mój ojciec spodziewał się was już wcześniej. Nim zaprowadzę was do naszej osady będę musiała dowiedzieć się jeszcze jaki jest cel waszej wizyty i rozbroić, takie mam polecenia. Mimo że niezmiernie cieszę się z powodu że u nas zagościcie i ja jestem zaskoczona iż to mnie wybrał Elmathaar do sprowadzenia was. Nigdy się tym nie zajmowałam i czuję że nie do końca takiego powitania was oczekiwał odemnie ojciec. Musicie wiedzieć że nasz lud naznaczony jest wielkim żalem do innych, dlatego się ukrywamy. Nie podoba mi się to, dlatego chciałam okazać wam nieco ciepła i pokazać że nie wszyscy tacy jesteśmy.

Przez myśł przeszło jej że nim dowie się czegokolwiek o obcych, ojciec znów zamknie ją w “celi”. Wizja ta sprawiła że poczuła niesamowitą potrzebę wyciągnięcia jak największej liczby sekretów i historii póki miała okazję.

- Ale dość o Mbarneldor, opowiedzcie mi o sobie.. jestem taka ciekawa. - oczy zabłysły jej niecierpliwie.

Kapłan podziękował uśmiechem i ukłonem.
- Co do mnie, wystarczy po prostu Baelraheal - odpowiedział serdecznie. Zastanawiało go dlaczego taka piękność nie jest jeszcze mężatką, ale rychło odłożył to pytanie w zakamarki umysłu. Napiął mięśnie gdy Selene wspomniała o rozbrojeniu, ale niczego innego nie można się było spodziewać więc po chwili skinął głową i powoli sięgnął do pasa, odwiązał pochwy z mieczem i sztyletem, wraz z łukiem i kołczanem położył ostrożnie obok dziewczyny. Co prawda przez myśl mu przemknęła nieprawdopodobna możliwość że służki Alabashaaran mogły próbować sprzymierzyć się z Elmethaarem korzystając z jego zgryzoty i niechęci wobec ludzi, ale zaraz potrząsnął w duchu głową. Jeśli tak było, już mogli kopać sobie groby.

- Selene, sprowadza nas potrzeba … a raczej konieczność sięgnięcia do mądrości zgromadzonej w Wielkiej Bibliotece. Potrzebujemy dowiedzieć się jak najwięcej o potężnym duchu, Alabashaaran, Wielkim Pożeraczu, jak jest zwany - obserwował twarz elfiej arystokratki, szczególnie uważnie zaś oczy, ciekaw czy zdradzi by imię to było jej znane. Trochę go martwiły słowa o powitaniu, czyżby wyczuwał nutkę obawy w głosie Selene?
- Znam historię Mbarneldoru, przykro mi że takie cierpienie spadło na twój lud - powiedział z żalem. - Pochodzę z Evermeet, ale kilkadziesiąt lat spędziłem w Cormanthorze, uczestniczyłem w wojnie z Ilythiiri i mogę sobie wyobrazić co przeszliście. Mam nadzieję że nie będziesz miała nieprzyjemności z powodu tego jak miło nas powitałaś, ale wdzięczni jesteśmy że nie kazałaś nam czekać - skłonił głowę z uśmiechem. - Iluzje twojego ojca prawdziwie przetestowały nasze umysły - nadal odczuwał efekty odbicia magii autorstwa Elmethaara, ale trudno było mu się gniewać kiedy rozmawiał z jego córką. - Czy dobrze zrozumiałem że już przed wkroczeniem na wasz teren wiedzieliście o nas? - zapytał jeszcze.

Laona czuła się tak, jak by ktoś sprzedał jej tępym narzędziem w głowę... i to całkiem mocno, przy tym nie ogłuszając.
W jednej chwili stała i zastanawiała się jak można sobie z “nowym” problemem poradzić, a gorączkowe myśli zatrzymały się ze zgrzytem i trzaskiem na nowym zwierzęciu... i elfce?!
Przedstawienie, tak, to zdecydowanie było dobre przedstawienie... i szokujące ... po prostu - Laonę zatkało.
Stała z otwartymi ustami i nie zdolna była się ruszyć czy cokolwiek powiedzieć. Gdy elfia piosenkarka zbliżyła się do nich przez głowę półelfki przeleciała zabawna myśl, że jeśli faktycznie takie straszydła uciekają, to ów panna musiałaby być prawdziwą zołzą jeśli się jej w śpiewaniu przeszkadzało... a zdecydowanie smród padlin i .. hmmm... czymkolwiek to było, zapewne przeszkadzało by w tym, czym artystka ich powitała... a może i to była kolejna iluzja?

Nie, nie żeby nie doceniała kunsztu i wykonania, ale ... to wszystko ... było niestworzone!
Ruszyła jednak za wszystkimi, ten kawałek, a potem stanęła przy drzewie i przysłuchiwała się konwersacji niezdolna wypowiedzieć ni jednego słowa... ba! Oczy półelfki zdawały się otwierać coraz bardziej i przyszpilać pannę Selene niczym delikatnego motyla. Gdyby mogły, zapewne przewierciły by ją na wylot...
Można by było się zapytać dlaczego, ale to też już tylko jej było wiadome i poza samą nią nikt nie potrafił by odpowiedzieć na to pytanie.
Może i głos elfki był dla Laony obcy, ale nie nazwisko, które ów panna wypowiedziała... Było znajome, boleśnie znajome... Słyszała, ale nie słuchała. Rejestrowała każdy ruch piękności, najdrobniejszy, ruch ust przy wymowie słów, uśmiech ... Miała taki piękny ...
Gdy kapłan przedstawił Laonę spiorunowała go niemal spojrzeniem, a później nieco schowała się za drzewem o które się opierała.
Nie, w sumie nie powiedział nic złego... ale i tak była zła. Nie wiedziała do czego to może doprowadzić... na szczęście okazało się, że do niczego.
Zaklinaczka odetchnęła głęboko raz i drugi. Tu, za grubym pniem czuła się lepiej, schowana przed całym światem - może troszkę, bo właśnie jej “cały świat” skurczył się do przepięknej piosenkarki.
Była spłoszona. Nigdy nie myślała o tym, że będzie miała okazję się tutaj pojawić, nigdy nie rozważała konsekwencji tego, a ostatnie dni, spędzone na fantazjowaniu wcale a wcale nie przynosiły jej pomocy. Wręcz przeciwnie. Coraz to nowe, gromadzące się wątpliwości wlewały się w jej serce i nie kroczyła do przodu już tak pewnie jak wcześniej.
Tu wkraczała w inne życie, elfie, a takowego nie znała ... no, chyba że z opowieści.

Baelraheal odchylił się do tyłu i spojrzał na towarzyszy, dał znak by i oni włączyli się do rozmowy. Pierwsze lody zostały chyba przełamane, a co do Elmethaara … zobaczy się. Zamiast rozmawiać skupił się na obserwowaniu otoczenia, Selene i rozważaniu jej słów. Melodyjny głos dziewczyny i wspomnienie jej pieśni dotkliwie przypominały mu Lairiel i serce go bolało gdy słyszał jakże podobną łagodność i delikatność w słowach córki władcy Mbarneldoru.

 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 06-07-2012, 14:03   #117
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Post wspólny - cd.

Salarin nie przypuszczał by jedna noc mogła kogoś tak odmienić. Knieja obłędu miała swoją nazwę nie bez powodu i każdy z pewnością ją zapamięta dokładnie w taki sposób. Jedni odczują to bardziej, drudzy mniej, ale dla niego obłęd to za mało by określić wszystko.
Był absolutnie skupiony i gotów w każdej chwili. Na dźwięk jęków, które rozbrzmiały wokoło instynktownie dobył broni i zasłonił swój lewy bok tarczą przyjmując pozycję obronną. Podążył wzrokiem na lewo, prawo, spojrzał przed siebie i za siebie. Nim na dobre zdążył ocenić ich szanse na przeżycie obraz jaki mieli przed oczami został zmącony.

Zamrugał kilka razy zastanawiając się czy to jawa czy może dalej śni na łajbie. Fala obrazów i dźwięków spadła na jego umysł i duszę całkowicie ją obezwładniając. Salarin cenił sobie zawsze sztukę, muzykę dźwięcznie płynącą z instrumentów, a zwłaszcza talent wokalny. To co miał przed oczami było istnym majstersztykiem, który zrobiłby furorę w całej Everesce. Jeśli dodać do tego wyjątkowość sytuacji to pieśniarz nie miał nic do dodania. Ciarki przeszły go po całym ciele i mimowolnie opuścił broń i tarczę przenosząc wzrok na kobietę w fioletowej sukni. Głos tej pięknej elfki i nuty tak przyjemnie oplatające całą duszę Salarina mogły zadziałać bardziej niż nie jedno zaklęcie mamiące umysł. Przez chwilę poczuł się nawet bardziej obezwładniony niż poprzedniej nocy, a wtedy miał do czynienia z demonem. To co czuł teraz podobało mu się znacznie bardziej. Chłonął wzrokiem wszystkie blaski światła, każdy kolor pojawiający się przed oczami, poruszające się drzewa, ale najwięcej uwagi poświęcał jej. Widział każdy płynny ruch jej ciała, każde drgnięcie pojedynczego włosa na wietrze. To było najprzyjemniejsze doświadczenie ostatniego czasu, burza zmysłów i jedynie odbiór emocji przekazywanych muzyką.

Było na tyle wspaniałe, że przez chwilę prawie się wzruszył. Poczuł się po prostu… dobrze. A takie samopoczucie w sytuacji w jakiej byli było bezcenne i praktycznie nie do wykonania. Łączył swoje spojrzenie z jej kiedy zerkała na każdego po kolei i zatrzymywała się na chwile na nim. Odczucia pieśniarza były widoczne na jego twarzy jak na dłoni, widziała jego ekspresję i wzrok jakim ją obdarzał. Poszedł za nią bez szemrania, nie chciał stracić jej z oczu, chciał to wszystko dalej odczuwać.

Kiedy spektakl się skończył odezwał się od razu. Trwał on dalej w jego głowie rozbrzmiewając echem wewnątrz ciała. W tym czasie zapomniał o wszystkim złym czego doświadczył, poczuł się taki… lekki. W końcu korzystając z chwili przerwy między wypowiedziami odezwał się i on.

- Witaj Selene o wyjątkowo czarującym głosie-spojrzał jej głęboko w oczy i nie spuszczał wzroku dopóki nie skończył mówić z uśmiechem- Nie ukrywam, że nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś takiego co nam zaprezentowałaś w tej chwili. Mam wrażliwe ucho na sztukę i zdolności wokalne, a to co przed chwilą zrobiłaś mogłoby zostać pieśnią reprezentacyjną całej Evereski i nie jestem pewien czy ktoś inny zdołałby się nawet zbliżyć do tak wysoko postawionej poprzeczki. Ja, Salarin Keleb’sur, Pieśniarz Klingi, syn Aramisa będącego doradcą Duirsara władcy Evereski składam Ci szczere podziękowania za Twój trud i składam pokłony Twemu kunsztowi. –wstał tylko po to by ukłonić się dworsko po czym usiadł ponownie- To rzadkość by w jednej osobie zgromadziło się tyle piękna i talentu jednocześnie. Mam nadzieję, że los pozwoli mi jeszcze kiedyś usłyszeć Cię w Twym tańcu. – w końcu na chwilę uwolnił jej wzrok spod swojego spojrzenia, to tak czy siak była wszakże tylko mała cząstka ekspresji i emocji jakie obudziły się w tej chwili w Salarinie-

Przypomniał sobie jeszcze jedną kwestię jaką poruszyła.
- Selene, Twoja chęć pokazania nam ciepła… gdyby większa część świata myślała w ten sposób to Faerun byłby zdecydowanie piękniejszym miejscem –obdarzył ją najpiękniejszym uśmiechem na jaki było go stać, jednak po chwili wrócił do poważniejszego tonu- Tak jak wspomniał nasz nieoceniony Baleraheal poszukujemy informacji o Alabasharaan. Nie niesiemy niestety zbyt dobrych wieści. Nie tak daleko stąd obudziło się coś co powinno spać snem wiecznym. Wszyscy jesteśmy zagrożeni, ja, moi towarzysze, Ty, Twój ojciec i inne elfy. To nie kwestia życia, to kwestia bezcenna, kwestia wolności duszy i jej uwięzienia, pożarcia. Potrzebujemy informacji o zagrożeniu bo tylko wyposażeni w wiedzę będziemy mogli wspólnie przeciwdziałać złu jakie teraz będzie trawić ten świat. Wierzymy, że Twój ojciec pomoże nam tyle na ile będzie w stanie. –pokręcił głową sam do siebie- To jednak długa historia, opowiemy wszystko w drodze lub na miejscu.

- Prosiłaś byśmy opowiedzieli coś o sobie? –ponownie wejrzał w głąb jej oczu pozwalając sobie by przez chwilę prześlizgnąć wzrokiem po niej całej-

- Wiesz już jak ma mam na imię, skąd pochodzę i czym się zajmuję. Podobnie jak Ty kocham sztukę, uwielbiam grać –sięgnął do plecaka i wyjął z niego pudełko z fletem, otworzył je i pokazał Selene- to moje cudo –uśmiechnął się szeroko do siebie, widać było że lubi o tym opowiadać, muzyka była jego tematem, mówiąc dalej szybko i sprawnie złożył swój flet i pokazał go w całej okazałości wysuwając ręce do niej tak by mogła go swobodnie wziąć do ręki gdyby miała ochotę- Śpiew także nie jest mi obcy, jestem także nienajgorszym tancerzem. Zdarzało mi się bywać na dworach. Wiele lat mieszkałem w Everesce, a później wyruszyłem w świat by móc chronić i bronić tych, którzy sami nie potrafią tego zrobić. Byłem wszędzie tam gdzie zło czaiło się w ciemności na bezbronne kobiety, dzieci czy mężczyzn. To jest moje powołanie –mówił dumnym, mocnym i pewnym głosem- w szczególności nie potrafię znieść cierpienia innych elfów. Mógłbym opowiedzieć wiele historii tak samo jak każdy z naszych towarzyszy, ale myślę że powinniśmy zachować kolejność tematów –spojrzał na Baleraheala z ukosa chcąc wrócić do kwestii jakie on poruszył po czym posłusznie odpiął swój rapier, sztylet i ułożył je przed sobą razem z tarczą-

Selene uchwyciła krótko spojrzenie Laony, potem znów, na co zareagowała delikatnym uśmiechem w jej kierunku. Kiedy jednak dostrzegła że kobieta wciąż, bez ustanku się jej przygląda speszyła się nieco. Odsuwając przesadzone myśli uznała że jej występ wprawił ją w takie osłupienie, to zaś nadało jej policzkom nieco różowych rumieńców. W końcu w Mbarneldor wszyscy przywykli już do jej talentu i mimo że wciąż zachwycała, nie było to tak szokujące dla mieszkających tam elfów. Nie mogła przegapić sytuacji i nie zatopić się w tym spojrzeniu dziewczyny, choć błędnie je oceniła. Fioletowe tęczówki elfki zerkały tajemniczym i ciekawym wzrokiem wprost w oczy Laony, gdzieś zniknęły grzeczność i maniery wymagane od posłanki jej ojca. Selene pozwoliła sobie być bardziej naturalna co zaowocowało drobną niepewnością, szczerym zainteresowaniem które mogła wyczytać z nich półelfka. Wciaż było jednak w tym spojrzeniu dużo jej ciepła, jakby nie mogło się skończyć. Ten moment przerwała im reszta najemników. Zasypana pytaniami, komplementami i spojrzeniami bardka była równie skołowana co jej goście po występie. Przymknęła oczy na sekundkę i rzekła z ekscytacją, gubiąc w zamieszaniu spojrzenie Laony.

- Jej nie wszyscy na raz.. ! - zachichotała.

- A czy ja wyglądam na czarownicę? - zaśmiała się dotykając piersi i zwróciła do kapłana. - Może trochę, ale na prawdę znam tylko proste sztuczki. I dowiedziałam się o was dopiero niedawno... w łóżku.

Eflka spojrzała na złożoną jej broń, sprawiając że ta zamieniła się w rozlatujące do nieba motyle, oczywiście była to tylko iluzja jej ojca. Wykorzystała ją przezornie po to by łowcy spokojnie mogli ją zabrać i nikomu nie przyszło do głowy coś głupiego.

- Czytałam o Pożeraczu! - Przez chwilę przez jej twarz przeszedł cień zmartwienia, ale potem ponownie się uśmiechnęła. - Z takim łakomstwem w cielesnej formie musiał być niesamowicie paskudny... - drużyna jednak najwyraźniej bardzo poważnie podchodziła do tematu więc elfka zrozumiała że chyba nie powinna żartować. Bynajmniej nie za bardzo choć dla niej była to postać z bajki do straszenia dzieci nocą. - Nie mówcie że idzie do Mbarneldoru?

Chociaż próbowała się roztroić, nie wychodziło jej to najlepiej dlatego Salarinowi odpowiedziała tylko z wzięcznością.

- Dziękuję, cieszę się że odwiedza nas też jakiś artysta. - Spojrzała na flet który jej pokazał, ale nie dotknęła go. - Przyjdzie na to czas, teraz z pewnością wszyscy chcecie wydostać się stąd jak najszybciej.

Gdy choć przez chwilę słowa ucichły Selene zorientowała się że nie widzi półelfki i nieco ją to zaniepokoiło. Nie ruszając się zerknęła przez ramiona najemników, a nie widząc dziewczyny uniosła się, zbierając do wstania.

- Nie widzę waszej czarodziejki, wszystko w porządku?

Paradoksalnie, kwiecista przemowa Salarina pozwoliła Baelrahealowi otrząsnąć się z pierwszego zaskoczenia, wrażenia ... zauroczenia? Słoneczny elf nie posiadał tak szerokich zainteresowań jak jego księżycowy pobratymiec, nie był też tak złotoustym, więc nie wtrącał się, przysłuchiwał się tylko i kontrolował czy ktoś nie palnie czegoś głupiego lub w suniebezpiecznego. Ludzie się nie odzywali a po minie i spojrzeniu Laony poznawał że coś ją trapi, albo ma do niego jakiś żal. Pokręcił w duchu głową. Jeszcze tego brakowało. Uśmiechnął się jednak do niej.
“Będę musiał samemu prowadzić rozmowę z Elmethaarem...” - pomyślał.

- Masz rację Selene, na czasie nam zależy, niestety - uśmiechnął się z ulgą do córki władcy Mbarneldoru, zadowolony że dziewczyna odziedziczyła po rodzicielu praktyczne spojrzenie w przynajmniej niektórych sprawach - O Alabashaaran opowiemy nie zwlekając twemu ojcu, byłoby wspaniale gdybyś i ty uczestniczyła w tej rozmowie - każdy strzęp informacji i punkt widzenia będą cenne.

Na pytanie pięknej artystki obejrzał się na Laonę, skurczoną za drzewem. Nagle go olśniło. Albo wydawało mu się że go olśniło.

“Pół - elfka...”

Tak przywykł do rozmów z dziewczyną i jej obecności że zapomniał o jej mieszanym pochodzeniu a nawet jeśli pamiętał to i nie dbał o to. Ale w oczach odciętych od świata Tel-quessir mógł to być grzech śmiertelny. I powód do obaw dziewczyny.
- Wszystko jest w porządku - zapewnił Selene. Uśmiechnął się do Laony, wkładając w uśmiech tyle optymizmu i pewności siebie, ile tylko zdołał. - Wszystko będzie w porządku - powtórzył już ciszej choć i z przekonaniem, kierując te słowa do półelfki kiedy podróżnicy jęli wstawać i wszczął się zamęt; próbował natchnąć ją odwagą i spokojem. Sięgnął po sznur krępujący gwardzistę i pociągnął go, westchnął - miał już serdecznie dość opiekowania się i wleczenia szaleńca. Ale jego osobista niewygoda nie miała żadnego znaczenia.
- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath... - modlitwa od zawsze przynosiła mu ukojenie...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 07-07-2012 o 10:00.
Romulus jest offline  
Stary 07-07-2012, 15:18   #118
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EDySgeN3l7A&feature=youtu.be[/MEDIA]

Doprowadzające do szaleństwa iluzje, w obecności Selene przestały tak mocno uderzać w świadomość najemników. Stały się tylko zapierającym dech w piersiach tłem dla ich wędrówki drewnianym gościńcem. Nim jeszcze wyruszyli niewidzialna postać tropiciela zgarnęła oddaną przez nich broń, znikając wraz z nią gdzieś w głębi cienistego lasu.
Gustav, Coen i Kaisombra przez cały czas starali się trzymać gdzieś na tyłach maszerującej kolumny. Miny dalej mieli niemrawe, zdradzające niepewność. Gustav przez cały czas szukał oparcia dla dłoni, w miejscu gdzie jeszcze kilka chwil temu znajdowała się rękojeść jego miecza.
Po kilku godzinach dotarli do sięgającej ponad korony drzew bariery. Zdawała się stworzona z setek tysięcy splątanych pnączy, gałązek i konarów drzew. Tak gęsto splecionych, iż nie widać było pomiędzy nimi absolutnie niczego.
-Witamy w Mbarneldorze...- usłyszeli obojętny głos za plecami. Dopiero w tej chwili, przez cały czas towarzyszący im łowcy stali się widzialni. Piątka, tak jak ostrzegała Selene. Odziani w podobne co dziewczyna maski, z pewnością magiczne pancerze i łuki.
Sama zaś Selene ochoczo pokiwała głową, po czym wyszeptała cicho zaklęcie w kierunku bariery. Wszystkie gałązki zaczęły się poruszać. Coraz szybciej, i szybciej aż w końcu odsłoniły dalszą część deptaka prowadzącą w samo serce wioski... Zapierającej dech w piersiach wioski.
Pierwszym co rzuciło się wszystkim w oczy był majestatyczny bug, dumnie stojący gdzieś w sercu wioski. Jego korony przesłaniały niebo, przepuszczając jedynie nieliczne promienie budzącego się właśnie słońca. Snopy światła opadały, zdawać się mogło powolnie, na dachy domostw ustawionych gdzieś u stóp ogromnego drzewa. Kilka z nich postawiono na specjalnie przymocowanych do konaru platformach.
- Najwspanialsze miasta Moonshae powinny oddać pokłon temu miejscu... - wyszeptał Gustav z oniemiałą miną.
- Dalej, dalej. Nie będziemy tutaj czekać. – ponaglił już nerwowo Trith.
Ruszyli dalej gościńcem, ciągnącym się przez całe miasto. Minęli wzniesioną z drewna arenę... Arenę, która od lat nie widziała żadnych zabaw, turniejów. W większości zdominował już mech i drobne drzewa, które dopiero zaczęły swoją wspinaczkę w korony drzew. Po drugiej stronie gościńca, naprzeciwko areny rozstawiono kilkanaście, dużych namiotów. Ich odsłonięte wnętrze wypełniały ceramiczne wazy z owocowym winem, pitnym miodem, korzennym piwem. Były tam również beczki, skrzynie – choć bardzo różniące się w konstrukcji od tych, które spotkać można w pierwszym lepszym ludzkim mieście. Kosze wypełnione owocami leśnymi, wonnymi korzeniami czy zerwanymi, ogromnymi liśćmi.
W końcu dotarli w pobliże wielkiego drzewa, wstępując w jego cień. Ujrzeli dziesiątki starych, wzniesionych z niesamowitą rzetelnością domostw. Tym co mogło ścisnąć ich serce był fakt, iż większość z nich zdawała się wzorem areny od dawana nie zamieszkana. Roślinność wdarła się do ich wnętrza, rozsadziła gdzieniegdzie ściany, rozerwała dachówki. Uliczka, przy której na sekundę się zatrzymali pełna była tego typu ruin – chociaż dalej tak pięknych.


Niektóre z nich były jednak w użytku – co mogło cieszyć serce. W oknach paliły się malutkie, być może magiczne, lampki. Większość z nich była jednak zbyt oddalona – gdzieś na platformach uwieszonych przy konarze ogromnego bugu. Bardziej spostrzegawczym z najemników, w oczy rzucic się również mogła nieco wyższa konstrukcja. O strzelistej wieżyczce, tuż nad portalem wejściowym. Wciśnięta gdzieś między budynki u stóp wielkiego konaru. Obrósł ją mech i dziki bluszcz, jednak symbol wyrzeźbiony nad wejściem był rozpoznawalny.
-Ruszajmy dalej.-- ponaglił ponownie tropiciel o blond włosach.
Ruszyli w kierunku wspaniałego, zdobionego mostu, który zwieszony był nad sennym strumieniem. Nurt miał swój początek gdzieś pomiędzy korzeniami wspaniałego bugu. Jednak dopiero kiedy wstąpili na jego deski przed ich oczami ukazał się prawdziwy cud tego miejsca. Pałac... Wciśnięty gdzieś w gęstwinę na przeciwległym do wejścia skraju wioski. Pełen zadaszonych tarasów, pagód, wieżyczek. Wykonany w starym, obecnie już nie używanym, elfim stylu. Nie wybudowany z przepychem, tak jak kryształowe, lewitujące w powietrzu budynki Evermeet, jednak z gustem i majestatem jednocześnie.


Na ogromne schody, mające swój początek u stóp zdobionego portalu, padały promienie porannego słońca. Wtedy też na ich stopniach pojawiła się postać w fioletowej szacie.
Podeszli bliżej, jednak nim zdążyli dostrzec szczegóły wyglądu postaci, ta wyrzuciła przed siebie ramię, z którego wystrzelił świetlisty pocisk i rozbił się gdzieś pomiędzy najemnikami. W jednej chwili ich ciała oblepiła magiczna, półprzezroczysta maź, po której już za chwilę nie było śladu.
W końcu pozwolono im zbliżyć się do postaci czekającej na schodach na schodach. Gdzieś w górze, za plecami postaci w fioletowej szacie czaiło się kilku strzelców z przygotowanymi strzałami. Ci, którzy przyprowadzili najemników na miejsce, również przygotowali broń, zatrzymując się kilka metrów za plecami najemników.
Pierwszym co dało się ujrzeć w jegomości na schodach była jego przeraźliwie, wręcz chorowicie blada cera. Skóra zdawała się cienka niczym pojedyncza kartka papieru, spod której widać przepływającą żyłami krew. Długie, kruczoczarne włosy zaczesane były do tyłu, jednak część z nich opadała po bokach na ramiona elfa. Jego zielone oczy otaczały mocno przekrwione, przemęczone białka. Prawą brew przecinała nieładnie zagojona blizna. Wystające kości policzkowe dopełniały surowy wygląd.
- Jestem Elmethaar Shardaerl. Ostatni ze Starszyzny, Pan Mbarneldoru.- przemówił oschle, w kierunku najemników. Jego głos był raczej mało przyjemny dla ucha. Szorstki i zdradzający rozdrażnienie.
Krok w przód dał Gustav, kłaniając się przy tym głęboko.
- Pozwólcie Król...
Nim dokończył, albo i na dobre zaczął Elmethaar machnął w jego kierunku dłonią. Rycerz zadrżał lekko, urywając zdanie. Wyprostował się w jednej chwili, wodząc dłonią jak w amoku po swej twarzy. Odwrócił się na pięcie w kierunku najemników w poszukiwaniu pomocy. Jego usta... Zniknęły. Tam gdzie znajdowały się jeszcze przed sekundą, teraz dostrzec się dało jedynie gładką skórę.
- Pierwsza zasada. Odzywacie się tylko wtedy, kiedy dostaniecie moje wyraźne pozwolenie.- spiorunował spojrzeniem drużynę.- Ludzka hołota zawsze rzuca się do przodu z rozdziawioną paszczą. Nie jest to jeden z waszych dworów rycerzyno. I mam nadzieję, że ta szybka lekcja zapadnie Ci w pamięci. Być może w przyszłości baczniejszy będziesz na pewne grzeczności... O ile coś mnie przekona aby jadaczkę Ci zwrócić.
Gdzieś obok Elmethaara wyrósł Trith – łowca, który doprowadził ich w to miejsce. Zbliżył się do swego pana szepcząc mu coś na ucho.
- Baelraheal z Evermeet i Salarin Kaleb'Sur z Everski? Ooooch, jakże dawno oczekiwane odwiedziny. Cóż sprawiło, iż opuściliście swoje cieplutkie, pełne cudów naszego ludu miasta? Głód? Plaga? Nuda...?-- ostatnie słowa wypowiedział z niesamowitym jadem. - Jest znami i Lady Navell...- w tym momencie stary elf wlepił swoje spojrzenie w dziewczynę trzymającą się gdzieś z tyłu grupy. Zajrzał jej prosto w oczy i przez chwile milczał. Zdawało się, że zaglada w jej dusze. W jej umysł i mimo lat praktyki jako szpiega, zagląda w jego najgłębsze zakamarki. On wiedział... Wiedział kim jest Laona.
- Same znakomitości. Raduje się moje starcze serce... Raduje zaprawdę. Ale zacznijmy od małego sprzątania.- Jego ciało, jeszcze przed chwilą stwarzające wrażenie starczego, niezdolnego do wysiłku ciało wygięło się nagle. Zamachnął się głęboko, ostatecznie rzucając płomiennym pociskiem w jęczącego gdzieś u stóp najemników opętanego gwardzisty. - Nie wiem jaki niecny plan mieliście, sprowadzając tę plugawą istotę do mojego miasta. I mnie to nie interesuje w najmniejszym stopniu. Jeśli sami jesteście zbyt słabi, pfff, podjąłem decyzję za was i zrobiłem to co trzeba było zrobić od razu. A teraz... Trith. Zaprowadzisz te ludzkie wywłoki do domu po Maevrafenach. Tam możecie odpocząć, jednak nie radzę wychodzić i kręcić się po moim mieście... A nawet surowo tego zabraniam.- ponownie skierował swoje oblicze ku Laonie, tym razem uśmiechając się podle.- Selene, zaprowadzisz Lady Navell w miejsce gdzie nie pasują ani ludzie, ani elfy. Zaprowadzisz ją do starej świątyni... A raczej gorzelni naszego drogiego Foscaro. Co do waszej dwójki... Zapraszam do pałacu. Urządzimy sobie pogawędkę.

Selene, Laona, Shilvo
Spacer nie trwał długo. Po drodze Laona mogła przekonać się jak daleko postępowało wyludnienie wioski. Domu przylegające do uliczki, którą chwile wcześniej mijali w większości były opustoszałe. Jedynie stare, pokryte grubą warstwą kurzu meble, które dawni mieszkańcy musieli pozostawić po sobie, dawały dowód wspaniałych czasów jakie miejsce to miało dawno za sobą. Rzeźbione krzesła, wspaniałe owalne stoły, łoża z baldachimami, kryształowa zastawa pozostawiona gdzieś w przeszklonej komodzie. Wszystko to było wręcz na wyciągnięcie ręki, gdzieś za mijanymi oknami czy tarasowymi drzwiami domostw.
Dziewczęta dotarły w końcu pod budynek wciśnięty gdzieś między korzenie majestatycznego bugu. W nozdrza uderzał tutaj osty zapach... alkoholu. Jednak nie takiego, jakim uraczyć się można w przyzwoitych salonach. Raczej pospolitego bimbru, który wraz z uryną i wymiocinami nadaje niezwykle niepowtarzalnej woni wielu tanim przybytkom w całym Fearunie.
Po drugiej stronie drzwi umieszczonych pod strzelistą wieżyczką, ujrzały tuziny podstawionych pod ściany beczek. W centralnej części obszernej izby znajdował się odrapany i zniszczony stół. Cały zawalony niedomytymi talerzami. Na części z nich dostrzec też się dało gnijące resztki, którymi posilały się hordy much wraz z białym, wijącym się gdzieś z zaschniętym sosie potomstwem. Gdzieś dalej, w miejscu które zapewne wcześniej służyć mogło za ołtarz, znajdował się kolejny stół. Zastawiony był aparaturą, której powstydzić się nie mógł niejeden alchemik. Szklane fiolki, pojemniki, butle, rurki, bulgoczący rondel...Raj dla hobbysty i entuzjasty alkoholu.
W tym samym momencie usłyszały głośne chrapanie i ciche szepty. W nawie, po ich lewej stronie spoczywała pozornie krucha, mała jak na elfie standardy istotka. Za łoże służyła jej przecięta na pół beczka, wyścielona brudnymi, poplamionymi szmatami.

Salarin, Baelraheal
Najemnicy ruszyli w ślad za Elmethaarem w górę stromych, naznaczonych przez czas schodów. W ślad za nimi ruszyli natychmiast łowcy, do tej pory czyhający z bronią w pogotowiu gdzieś za ich plecami. Łuki zastąpiły lekko zakrzywione, elfie miecze. Atmosfera była wyjątkowo nerwowa.
W końcu minęli okazałe, ozdobione portalem wejściowe drzwi, skręcając w prawo. Przed ich oczami ukazał się długi korytarz, którego ściany ozdobione były licznymi freskami. Zapewne spod pędzli mistrzów o imionach dawno zatartych przez czas. Przedstawiały sceny wszelakie. Od polowań, przez obchody świąt, aż po malowidła przedstawiające słynne triumfy elfiej nacji z dawnych czasów.
Przez cały czas, gdzieś przed nimi sunęła przed siebie sylwetka w fioletowej szacie, ze splecionymi za plecami dłońmi.
Kolejne drzwi - i stali już w obszernym salonie, za którego oknami roztaczał się wspaniały widok na wioskę wraz ze skromnym tarasem. Podłogę tworzyły splecione ze sobą pasy cienkiego, białego drewna przypominającego wiklinę. Wszystkie meble - stoły, regały, fotel zdawały się stworzone właśnie z niej.
Kątem oka najemnicy dostrzegli strażników, którzy właśnie kończyli układanie ich wcześniej oddanego ekwipunku, gdzieś na stole pod ścianą.
-Usiądźcie Panowie.- bardziej rozkazał niż zaoferował gospodarz. W tym samym momencie, wiklinowa podłoga po bokach niewielkiego stolika poruszyła się. W kilka sekund cienkie paski wyrosły w górę, ostatecznie zastygając w formie dwóch, obszernych foteli.
-Iluve! Podaj Panu Bellasvalainon i Panu Kaleb'Sur wino, czy też nasze korzenne piwo. Co tam łechta ich delikatne, zamorskie podniebienia. - skierował swoje słowa do młodej elfki stojącej gdzieś na boku. Jej twarz była przyjemna dla oka. Kasztanowe włosy spięła wysoko w warkocz, pozwalając jednak by kilka kosmyków opadało na jej lekko zaróżowione policzki.
Służka natychmiast doskoczyła do jednego z regałów sięgając po kryształowe kielichy i karafki. W tym samym czasie jej pan zbliżył się do stołu z wyposażeniem lustrując je obojętnym wzrokiem. W końcu wbił spojrzenie w Miecz Zjednoczenia, następnie przeciągając ostrożnie dłonią po ostrzu.
- Proszę, proszę... Nigdy bym się tego po was nie spodziewał. Ale cóż, nie spodziewałbym się również, że ktokolwiek z takich jak wy w końcu przypomni sobie o nędznym i zabiedzonym Mbarneldorze.- ostatnie słowa wypowiedział z kpiną w głosie, zasiadając na fotelu przed najemnikami.- Baelraheal? Hmmm... Wydaje mi się, że lata temu imię to roznosił wiatr po Moonshae. To nie wasza pierwsza wizyta na archipelagu, zgada się Panie Bellasvalainon?- Nie dając miejsca na odpowiedź zwrócił się do Salarina- Waszego nazwiska jednak nie poznaję wcale... Zapewne nie pochodzicie ze znakomitej rodziny? Zresztą, jeśli Pieśniarzem Klingi się tytułujesz młodzieńcze to raczej przywykłeś do skromności. Jak bardzo zasługi takich jak Ty są niedoceniane w naszym społeczeństwie? Ha! Oczywiście kiedyś było inaczej... Ale teraz? Zubożała garstka śmiałków, których większość ma za relikt przeszłości. Pasujecie do nas...- uśmiechnął się wrednie -Pozostał nam tutaj jeden taki relikt. Może zechcecie go poznać? Staruszek już dogorywa, ale jestem pewien, że widział więcej w swej karierze Pieśniarza niż wy Panie Kaleb'Sur. No dobrze... A teraz mówcie. Byle szybko... Co za cholera was tutaj tak nagle przygnała, co?
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 09-07-2012 o 00:06.
Mizuki jest offline  
Stary 09-07-2012, 08:51   #119
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Nudno nie było, Baelraheal nie mógł twierdzić że marsz nie obfitował w rozrywki. Iluzje tak jak poprzednio testowały ich umysły, nadwerężone czy nie ostatnimi wypadkami. Ledwo dawał radę się skupić by przemyśleć to czego dowiedział się od Selene. Wyglądało na to że to czego dowiedział się o Elmethaarze Shardaerlu było prawdą. Rozmowa nie będzie przyjemna, ale po doświadczeniach z Cormanthoru nie spodziewał się niczego innego. Pytanie jak będzie w szczegółach wyglądała musiało poczekać do spotkania z panem Mbarneldoru. Gwardzista Boga nie odzywał się niepotrzebnie, sprawdzał tylko kontrolnie stan towarzyszy wędrówki i cierpliwie ciągnął, popychał i kierował na właściwą drogę obłąkanego gwardzistę. Zadowolony był że użył na wszystkich zaklęcia wzmacniającego i dodającego wytrwałości w marszu ale i tak odetchnął z ulgą gdy stanęli przed barierą wyznaczającą perymetr ... osady. Czy będzie to ludne miasto czy wymarła wieś - zaraz się okaże. Gdy do strudzonych mięśni docierała wiadomość że zaraz nastąpi kres wysiłku, to umysł gotował się do rozmowy z władcą tego miejsca. Obejrzał się na tropicieli gdy jeden z nich się odezwał. Skinął głową.

Więc jednak wioska. Spodziewał się czegoś większego, wychowany w tętniącym życiem Leuthilspar i przywykły do tamtejszego gwaru i życia. Zaraz jednak zdał sobie sprawę że powinien spodziewać się raczej Cormanthoru i widoków ze starego Elfiego Dwóru, a tamtejsze wcale lepsze nie były od tu ujrzanego - choć majestatyczność budowli, a i owszem, była porównywalna. Opuszczenie również.

Idąc, rozglądał się ciekawie i jednocześnie ze smutkiem, rejestrując szczegóły, piękno, ale i upadek osady. Szacował że za czasów świetności mieszkać tu mógł tysiąc dusz. Teraz, pozostała ich pewnie dziesiąta część. Co z tego że namioty kusiły jedzeniem i napojami, kiedy mieszkańcy się przy nich nie kręcili? A jeśli już się kręcili to niczym w sennym widzie, niczym lunatycy. Nikogo poza tropicielami, Selene i tymi kilkoma zagubionymi duszami nie dostrzegł.

“Wymierają...”

Baelraheal miał wrażenie że znów odwiedza ruiny Elfiego Dworu. Nie dał tego po sobie poznać, a gdy napotkali mieszkańców przy magazynach przykładał dłoń do piersi i skłaniał głowę, nawet mimo tego że nikt nie zwracał na nich uwagi. Ale nie odzywał się ani nie zwlekał, świadom że najważniejsze jest teraz spotkanie z Elmethaarem i to co dalej nastąpi. Na widok pałacu mimo wszystko zwolnił kroku. Przypomniał sobie pierwsze dni pielgrzymki, już po przybyciu do niebezpiecznego Cormanthoru.
- Nie spodziewałem się ... - szepnął urywając słowa, po chwili dokończył już tylko w myślach przerwanym zdaniem - "i jak się potoczą moje losy..."

Elfiego lorda dojrzał z daleka, odruchowo próbował sięgnąć po broń gdy ten "zaatakował", a raczej faktycznie zaatakował jakąś wersją zaklęcia rozpraszającego magiczne efekty. Z trudem powstrzymał się przed użyciem własnej kontrującej modlitwy, by zniweczyć czar Starszego. Doznanie było nieprzyjemne, i choć odruchowo blokował działanie zaklęcia to i tak czuł jak utworzone przy użyciu boskiej Mocy osłony i ochrony jedna po drugiej dygoczą i znikają. Było to uprzejme na podobieństwo powitania ciosem dębową pałą i aż zgrzytnął zębami pod tą “grzecznością”. Drobnym pocieszeniem było to że obrona przed szarpiącą jego zaklęciami nawałnicą magicznej energii chyba leżała w zasięgu jego możliwości... Obejrzał się na Laonę i resztę, uśmiechnął zaciśniętymi ustami do dziewczyny. Żal mu było wysiłku włożonego przez niego i półelfkę, ale przecież osiągnęli swój cel - dotarli do Mbarneldor...

Przyjrzał się elfowi i o ile pierwsze wrażenie go nie myliło miał przed sobą męskie wydanie Lady Menedagary. O mało co się nie skrzywił. Wspomnienie nie było miłe, a to co się właśnie rozgrywało wcale nie pomagało Baelrahealowi nabrać sympatii do Elmethaara. Zwłaszcza to jak zakończył życie oszalałego gwardzisty. Drgnął wtedy i zacisnął mocniej zęby.

Uważnie obserwował i pana Mbarneldoru, i otaczających go elfów, szacując co tu ma miejsce. Sęk w tym że wdeptywali w naprawdę grząskie błoto. Ojciec Selene zachowywał się po prostu po chamsku, dawno nie spotkał się z takim jadem i złośliwością. Tyle że rzecz cała była bardziej skomplikowana niż zwykła nieuprzejmość władcy tego miejsca.

Prawda, zachowywał się tak że trudno było zachować spokój i opanowanie, powstrzymać się od rozpuszczenia języka - wszak Elmethaar był gospodarzem Mbarneldoru, jakieś elementarne zasady gościnności i jego obowiązywały. Chciał rozmawiać, bez wątpienia, skoro własną córkę wysłał na ich spotkanie, ale już na wstępie dobitnie dał do zrozumienia jak ta rozmowa ma wyglądać. Gwardzista Boga podejrzewał ogrom napięcia i stresu w jakim władca funkcjonował, i że na dłuższą metę nie wróżyło to niczego dobrego mieszkańcom osiedla. Arogancka bezmyślność z jaką zabił ludzkiego żołnierza tylko potwierdzała to wrażenie.

Z drugiej strony nie sposób było zaprzeczyć że rasa ludzka dominowała na obszarach cywilizowanych. Baelraheal ostatnio nie podróżował często, ale krążąc pomiędzy Cormanthorem i Evermeet sporo świata zwiedził, no i terminował wszak również jako żeglarz. Praktycznie w żadnym znanym mu rejonie ludzkość nie była poważnie zagrożona, może za wyjątkiem dalekiej północy. Liczebność i szybkość rozmnażania, dynamizm i łatwość przystosowania dawała jej znaczącą przewagę w wyścigu o supremację w porównaniu z innymi rasami. Na każdego elfa czy niziołka czy krasnoluda przypadało, lekko licząc, kilkunastu ludzi... I wypierali innych humanoidów, stopniowo ale stale. W połączeniu z innymi zagrożeniami które na Torilu czyhały na Tel-quessir problem ten spędzał sen z powiek niejednemu elfiemu władcy czy starszyźnie. Nie było nic dziwnego w tym że w takich warunkach kwitł ksenofobizm. Sam dobrze był świadom nienawiści którą nauczył się darzyć drowów - zdecydowana większość blizn na jego ciele od ich broni pochodziła - i odrazy do nich jaką był przesiąknięty. Pamiętał z jakim ostracyzmem spotkał się Tearmat, młody tropiciel z jego własnego klanu, który wrócił po dłuższym czasie do rodziny z żoną - półdrowką... Sam nie podszedł do tego ze stoicyzmem, pamiętał własne oburzenie na tę wieść. Podejrzewał że identycznie było tutaj, wystarczyło miast “drowa” wpisać “człowieka”...

Ale jedna rzecz w tym wszystkim różniła władców klanów z Cormanthoru od pana tutejszej enklawy - nawet obłąkana Lady Menedagara i jej Wierni poważali religię, walczyli w obronie społeczności, domostw ale i świątyń, jakich by bóstw nie były z licznego panteonu Tel-quessir. Pierwszy raz spotkał się z tym że ktoś PRZECHWALAŁ się ... jeśli nie desekracją to dopuszczeniem do uwiędnięcia miejsca kultu. Pokręcił głową z niedowierzaniem.

Nie był to jednak czas nauczania elfa szacunku względem świątyń, nie był to również czas głaskania kogokolwiek po główce czy pocieszania za despekt który go spotkał z ust władcy Mbarneldoru. Ostrzegał Gustava i resztę co może ich spotkać, próbował przekonać Laonę że nie musi iść do elfiej osady. Poszli mimo wszystko, z własnego wyboru. Dlatego teraz jedynie skinął pozostałym głową i ruszył za Elmethaarem, zdejmując po drodze płaszcz i plecak. Teraz, gdy wiedział na czym stoją, miał gdzieś czy kogoś razić będą drowio-ludzko-niziołcze elementy jego wyposażenia. I tak dla niego i Pieśniarza Klingi nieprzyjemności dopiero się zaczynały. Obojętnie wzruszył silnymi ramionami.

“Zobaczymy...”

Miał nadzieję że Salarin zamknie się i nie będzie przechwalał własnym kształtnym flecikiem, podłużnym czy tam poprzecznym, bo nie sądził by dało to jakiś dobry skutek w rozmowie z Elmethaarem Shardaerlem...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 16-07-2012, 00:14   #120
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Kapłan szedł za władcą miasta nie zwracając szczególnej uwagi na strażników. Wszak rozmawiać tu przybyli miast bić się. Toteż nie spinał się i nie nadymał. Za to ze smutkiem przyglądał się wyblakłej wspaniałości tego miejsca.

Gdy już się rozsiedli uśmiechnął się do Iluve i podziękował za wino skinieniem. Do najprzystojniejszych nie należał, ale swoją gębą jeszcze kobiet nie odstraszał. Jeszcze. Skrzywił się w duchu - jedna czy dwie następne walki z żywiołakami czy innymi diabelstwami a szansa na zmianę tego szczęśliwego stanu rzeczy będzie spora. I tak przez kilka dni leczył popękane kości.

Nie skomentował słów Elmethaara co do swej obecności na archipelagu, zamiast tego obserwował go i szacował. Wyglądało na to że stary elf lubi sobie pokibicować, ale jego trudno było wyprowadzić z równowagi, więc wdawanie się w pyskówkę uznał za zwykłą stratę czasu. Poza tym, nawet jeśli gospodarza nie obowiązywała grzeczność, to ich tak. Przynajmniej do czasu.

Zauważył że bezwiednie skrobie się po piersi a jego myśli zbaczają z obranego kursu; napomniał się więc, wrócił do "tu i teraz". Zastygł w miejscu porządkując to co miał do powiedzenia, dobierając odpowiednio fragmenty przygotowanych scenariuszy. Delikatnie skinął głową, gotując się do rozpoczęcia rozmowy i streszczenia przebiegu wypadków. Odstawił kielich.
- Dziękujemy, panie, za odnalezienie naszej grupy i gościnę - ukłonił się władcy Mbarneldoru razem z Salarinem.
"Wystarczy" - zdecydował. Włazidupstwa nie miał zwyczaju praktykować.
- Przynosimy wieści o przebudzeniu potężnego ducha, Alabashaaran zwanego Pożeraczem Dusz - oznajmił bez wielkich wstępów. Skoro Selene o nim słyszała to ojciec tym bardziej. - Miało to miejsce siedem dni temu w Zamku Caer Calidyrr.
- Zostaliśmy wynajęci przez rycerza Gustava Bronitha do zadania które wiązało się z zakradnięciem się do zamku od strony podziemi. Przebyliśmy pierwsze zabezpieczenia, w lochach zaś natknęliśmy się na pozostałości po rytuale nieznanego nam pochodzenia i przeznaczenia. Jak się okazało, powstały dym był nośnikiem skazy która wniknęła w nasze ciała - w tamtym momencie nie miałem podstaw podejrzewać że tak jest podstępna i, cóż, dopracowana w swoim działaniu. Natknęliśmy się na uwięzionych w celach gwardzistów i mieszkańców zamku, których, jak później się okazało, ta właśnie rytualna magia doprowadziła do obłędu. Znaleźliśmy też księgę, krasnoludzką księgę a raczej przekład spisany przez Dullnara zwanego Szklanym Okiem. Opisał starożytny rytuał druidów z kręgu na Gwynneth. Rytuał miał “zapewniać bezpieczeństwo członkom kręgu i skazywać na pewną zgubę nieproszonych gości.” Do odprawienia rytuału potrzebne miało być palenisko lub kadzielnica na źródło ognia oraz wysuszone zioła z Gwynneth. W księdze zapisano również, że “ważnym elementem jest wcześniejsze, dokładne namoczenie suszu w wodzie z jeziora znajdującego się w sercu kręgu druidów”. Niestety, treść słów, które należy wypowiedzieć w trakcie rozpalania ognia jest nieznana - zapisano jedynie wzmiankę o nich. Znaleźliśmy też przy niej przedmioty zapewne przydatne przy odprawianiu rytuału, samo miejsce gdzie ceremoniał się odbywał zasłane było ciałami kobiet, zapewne odprawiającymi go. Zebrałem próbki popiołu a potem ziół, niestety misę pozostawiłem - nie byłem świadom że jest ważnym elementem - opuścił na chwilę głowę przyznając się sam przed sobą do błędu.

Zaraz jednak podniósł ją na powrót.
- Już powyżej katakumb, na wyższych poziomach stoczyliśmy walkę ze strażnikami zamku. Wtedy to nasza towarzyszka poległa - przez chwilę poczuł żal, zaraz jednak go stłumił, nie Elmethaarowi się z niego chciał spowiadać - a ku naszej zgrozie dostrzegliśmy … DOSTRZEGLIŚMY! … gołym okiem jak coś - nieznane nam zaklęcie - wyrywa z ciała duszę Lairiel i wlecze w głąb kamienia. Nie tylko jej, strażników również. Ciągle nie wiedzieliśmy co ma się wydarzyć, dlatego ruszyliśmy po alchemika którego uratowanie było naszym zadaniem. Udało się i dlatego jest z nami, w tym mieście.

- W trakcie odwrotu zdecydowałem że przeszukamy podziemia w poszukiwaniu źródła nekromantycznej magii której działanie widzieliśmy na własne oczy - Baelraheal przez chwilę nie widział Elmethaara, ze zgrozą wspominał widok więzionych, wysysanych z ciał dusz. Zadrżał i pokręcił lekko głową. - Niestety, bez efektu choć rozprawiliśmy się ze strażnikami tego miejsca. Tylko tamto ostrze - wskazał podbródkiem na stół z ekwipunkiem - i ostatnie pozostałe nam zaklęcia pozwoliły nam przetrwać, a i to nie bez strat - kolejny nasz towarzysz zginął.

- Opuściliśmy podziemia zamku, zabrałem również jednego z gwardzistów, którego zabiłeś, panie, przed wejściem - Gwardzista Boga nazwał rzecz po imieniu, nie kryjąc się za formułkami o “sprzątaniu” czy “czyszczeniu”. “Mordem” tego nie nazwał, choć miał ochotę, ale kapłan w przeciwieństwie do gospodarza nie mógł splunąć mu w twarz. - Zabrałem go by zbadać te objawy opętania czy utraty rozumu jakim wszyscy zamknięci w lochu wydawali się być poddani. W trakcie drogi tutaj wraz z Lady Navell poddaliśmy go badaniu na wszelkie sposoby jakie tylko mogliśmy zaprząc - zastanowił się czy wspomnieć o wynikach, ale zdecydował że w tej chwili powinien skupić się na czym innym.

- Jak przejawia się zepsucie o jakim wspomniałeś, Kapłanie? Mam na myśli to, które w was wpełzło. - mag zmarszczył brwi lustrując najemników.- Nie dostrzegam w was podobnych oznak jak u tamtego biednego zwierzaka, którego przyszło mi odesłać. - wystukał jakiś rytm palcami o poręcz fotela. - Nie wyczuwam od was również żadnej magicznej emanacji.

- Był to zarówno efekt magiczny jak i alchemiczny, jeśli dobrze zrozumiałem informacje zawarte w księdze. Efekt magiczny zaniknął, pozostała ta … skaza, do której wykrycia musiałem zaprząc modlitwę do tego właśnie służącą. Pierwszy raz w życiu jej użyłem - pokręcił głową i przymknął oczy. Przypomniał sobie słowa alchemika:
- Rytuał ma być “dziełem” druidów, powstałym z połączenia magii, zielarstwa i alchemii. Działać miał w dwojaki sposób - osłabiać wolę by ofiara stała się podległa temu kto odprawi rytuał, drugie zaś działanie to to że osoba która by się jednak oparła miała przekształcić się w … cóż, w bestię - obłąkaną albo zredukowaną do poziomu instynktów istotą. Niczym więcej. I ujrzeliśmy to na własne oczy - pokiwał głową otwierając powieki.

-Rozumiem... Zaprawdę, genialne. Genialne... Rozumiem, że stosowaliście na sobie odpowiednie zaklęcia celem pozbycia się tego plugstwa, hmm? - Elmethaar przymknął na chwilę oczy, splatając dłonie.- Z miernym, lub żadnym efektem, mam rację?

Gwardzista Boga skinął głową, bo i nie było co więcej do dodania.

- Widzicie Kapłanie... Nie wszystkie rany można złagodzić magią. Co byście zrobili, gdyby któryś z waszych towarzyszy złamał powiedzmy no... Nogę? Owszem, zaklęcie przyśpieszy zrastanie. Ale kość trzeba nastawić. - otworzył oczy, uśmiechając się do najemników.- Co chcę przez to powiedzieć? Czy próbowaliście bardziej konwencjonalnych, ludzkich metod? Może upuszczanie krwi? A może zaklęcie leczące należy skoncentrować w odpowiednim miejscu a nie na całym organizmie? Tyle możliwości, tyle możliwości... - zdawał się podekscytowany. - Jednak rad jestem, że plugawca, którego wlokłeś tu za sobą nie ma już wśród żywych. To podłe... Pozwolić komuś żyć w takim stanie.

- W drodze nie było możliwości spróbować wszystkich środków- Baelraheal wcześniej pochylił się w przód słuchając władcy Mbarneldoru, teraz na powrót wyprostował i odpowiadał nadal spokojnym tonem. - Na wszelki wypadek osłaniałem Lady Navell modlitwą chroniącą przed skazą, nie znając dokładnego działania klątwy. Nie znam się również na alchemii czy rytuałach druidów. A właśnie to może być kluczem do cofnięcia przemiany - wywar sporządzony z popiołów z ziół które potrzebne są do odprawienia rytuału. Tak przynajmniej stwierdzono w księdze. Próbki ziół mam, popiół również. Pytanie czy to wystarczy, czy czegoś nie brakuje...
Zignorował słowa o obłąkanym gwardziście. “Punktowania” się spodziewał, a odszczekiwać nie było sensu.

- Jeśli przedstawicie mi księgę, być może będę w stanie wpaść na jakiś trop.

Gwardzista Boga zdziwił się nieco gdy usłyszał te słowa - nie spodziewał się podobnej deklaracji … ale że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby skinął tylko głową i kontynuował.
- Już po wydostaniu się poza podziemia byliśmy świadkiem manifestacji uwolnienia Alabashaaran. Objawiło się to pod postacią istnej eksplozji, światła i huku, a nad zamkiem pojawiła się chmura którą mogę określić jedynie jako rojowisko dusz o wykrzywionych w cierpieniu twarzach... Z kart zgromadzonych przez alchemika który przybył z nami, oraz ze stron odnalezionej w lochach księgi, a także z ust pilnującej podziemi wiedźmy, dowiedzieliśmy się o Alabashaaran i o związku Seere Uzdrowicielki z tymi wypadkami. Kapłanki przebudziły Alabashaaran, ale według tego co wyczytaliśmy by zyskać kontrolę nad duchem i jego moc, “by władzę nad Alabashaaran zdobyć, należy zgromadzić relikwie Pierwszej. Tej, która przyjęła w swe ciało jego ducha, i która wraz z nim upadła po raz pierwszy. Nie z ręki Bogów, a za sprawą śmiertelnych. Cztery artefakty, które wieki temu ukryte zostały w tajemnych sanktuariach, niedostępnych dla innych wyznawców Pożeracza.” - recytował - „Dłoń, tej która Pierwszą się stała, ucięto kryształowym ostrzem i zaniesiono do groty wyspy Alivianoru, gdzie już po wsze czasy pod strażą miała pozostawać”. Tyle się dowiedzieliśmy...

 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172