Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-10-2012, 12:20   #121
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ivor nie czekał długo z reackcją na to, co się działo. Uderzył tępym końcem włóczni, powalając opętanego na ziemię, bez przytomności i teraz zupełnie bezbronnego. I mocno krwawiącego z ran, które zdążyli mu zadać - groźme były zwłaszcza te na udzie i twarzy. Tyle tylko, że wcale niespieszno im było z pomocą mu, mając własnych rannych, którym także potrzebna była pomoc.
Strażnicy zachowywali się ostrożnie, nie próbując robić nic gwałtownego, ale trzymając się w pewnej odległości. Z budynku za nimi wyszedł ponownie starszy mężczyzna, równie zaskoczony i zdezorientowany jak i oni.


Miał już swoje lata, wiek go skurczył. Ale głos, mimo, że wyraźnie należący do starej osoby, wciąż miał silny.
- Tyle kłopotów, tyle kłopotów... nigdy magyi nie ufałem i patrzajcie.
Pokręcił głową z politowaniem, patrząc na ogłuszonego.
- We wszystko my wierzylim, tak nam we głowach pomieszał. Wybaczcie nieznajomi, dzieciaki tłumaczyć coś próbowały, ale my nie mogli posłuchać. Czy nie za późno szkody naprawić? Żyjecie, to dobrze, dobrze. Jam Jost, sołtys tutejszy. Do chaty zbierzcie rannych.
Tu zwrócił się do dwóch strażników, i nie mówił o opętanym. Dopiero gdy Rae i Sandro zostali przeniesieni do ciemnego, prostego, ale dużego budynku należącego do tutejszego przywódcy, coś trzeba było zrobić i z leżącym.
- Rany opatrzcie, zakneblujcie go i zwiążcie... i niech w tym dole teraz on sam posiedzi. Bo to magyia, trzeba uradzić co dalej. Chodźcie, moja córa się wami zajmie.

Wszystkich zaprosił do dużej izby, gdzie na stole pozostało trochę wina i jedzenia, zapewne po tym, jak opętany kazał je sobie podać. Rae i Sandro ułożono na niewielkich łóżkach niedaleko ognia, na którym ważyła się jakaś potrawka.
- Soe, potrzebować będziemy maści, medykamientów. Trzeba naszych gości opatrzeć, skorośmy sami tego piwa naważyli.
Jego córka nie przypominała go zbytnio.


Podobnie jak jeden ze strażników, którzy pozostali przy sołtysie, kobieta zachowywała się ostrożnie, nie wiedząc czego może się spodziewać. Ucierała jakąś maść, którą po chwili zaczęła smarować rany druida, wcześniej tylko na chwilę zerkając do Rae, której nie było nic prócz ogłuszenia, na co nie potrafiła nic poradzić.

Sołtys zaprosił natomiast Pascal i Ivora do stołu, siadając razem z nimi.
- O wytłumaczenie bym prosił, co tu się stało. Dzieciaki swoje gadają, ale to tylko przerażona bachornia, prawdziwości chcę. Ludzie mi stodołę gaszą, to też wasza sprawka? Konsekwencyj wyciągać nie będę, nasza wina. Ale gorzej, jak ktoś umrze, wiecie... sądy muszą być i coś, tylko nad kim nie wiem. Na magyi się nie wyznaję.
Rozłożył ręce w bezradnym geście. Przyniósł też gliniane kubki, do których nalał czegoś mocniejszego.
- Się nam przyda.

Kal obserwował, jak większość mieszkańców walczyła wciąż z ogniem. Tam w krzakach odnalazł go Alex.
- Nawet jak się ocknęli, to w końcu ja im spaliłem stodołę. Lepiej się ulotnię, poczekam trochę w lesie.
Zniknął tak szybko jak się pojawił, a sam kapłan nie miał się chyba czego obawiać. Wszyscy byli ostrożni, ale zdecydowanie dużo im brakowało do wrogości, którą okazywali jeszcze kilka chwil wcześniej. Spuścili opętanego do dołu, nie chcąc go uszkodzić bardziej czy zabić, ale i związany i zakneblowany został bardzo dokładnie. Kal mógł dołączyć do pozostałych w każdej chwili.

****

Bestia nie miała szans. Mimo, że wielka, a jej skóra była twarda niczym zbroja, to atak z wielu stron był dla rannego potwora ostatnim, który zapamiętał w swoim nędznym żywocie. Skonał z głośnym rykiem, spychany jednocześnie z przygniecionego Mruka, okrwawionego i osłabionego. Na szczęście większość krwi nie należała do niego, ale i tak otworzyła się rana na udzie. Mężczyzna nie dbając o to najpierw podszedł do Kornik, która wciaż żyła, podobnie jak Momo. Czarnowłosy nie zastanawiając się długo wyjął i wlał do jej ust miksturę, tę samą co pomogła Lenie. Tutaj efekt był słabszy, ale krew przestała się sączyć, a rudowłosa odetchnęła głębiej, nie odzyskując przytomności.

Prócz okrwawionej i zmęczonej Ishy, oraz zbierającej swoje pociski Leny, sprawnych było jeszcze dwóch strażników, choć jeden poruszał się z niejakim trudem. Kolejny był ciężko ranny i nieprzytomny - jego oraz Kornik wkładano już do powozu, a szlachcic podszedł do Mruka i dziewczyn, kłaniając im się lekko.
- Dziękuję za pomoc, nieznajomi. Jestem sir Lark Snitche, syn lorda Snitche, władcy tych ziem. A kim wy jesteście? Chociaż zaraz... kojarzę cię. Jesteś Lena, prawda?
Kobieta skinęła głową.
- Niestety jak widać nie udało mi się jeszcze rozwiązać problemu potworów.
Po wysłuchaniu krótkich wyjaśnień, sir Lark, wcale jak wielki lord się nie zachowując, porozmawiał na osobności z jednym ze strażników. Drugi zajmował się opatrywaniem ran, podobnie jak Isha. Kobieta poklepała Mruka po twarzy.
- Musisz zainwestować w większą broń. Albo szybszy refleks.

Snitche wyciągnał w międzyczasie sakwę z powozu, dzieląc się miksturami ze wszystkimi rannymi.
- Są za słabe, aby pomóc ciężej rannym, ale was powinny ożywić. Musimy wrócić do zamku, teraz moja wyprawa nie ma sensu, zwłaszcza, że wszystko możecie mi opowiedzieć. To tylko godzina stąd. Przyślę potem kogoś, aby zabrał ciała, musimy urzadzić im porządny pochówek.
Nie mieli co dyskutować. Woźnica wyszedł ze starcia bez ran, dlatego teraz powoził bez problemu. Wiózł już tylko rannych, bowiem wszyscy inni dostali wierzchowce po zabitych lub rannych, bowiem tylko jedno zwierzę zostało zabite. Isha musiała jechać razem z Mrukiem, ale jak tłumaczyła:
- Nie cierpię jeździć na zwierzętach. Ufam im, ale co własne nogi...
Może chodziło też o coś innego, bo mocno objęła mężczyznę.
Zamek dojrzeli faktycznie mniej więcej dzwon później, gdy słońce już chyliło się powoli ku zachodowi.


Sir Lark zatrzymał wszystkich. Wyglądał na zaniepokojonego.
- Ta mgła... nie powinno jej tu być.
Zerknął na Marka, jakby u niego szukając wytłumaczenia. Sam zamek był średniej wielkości, łatwo dostępny od tej strony, ale wszędzie wokół wznosiły się już szczyty górskie, a oni sami byli teraz w zalesionej przełęczy, której ów zamek właśnie bronił. Krata była podniesiona, ale nigdzie nie widać było ludzi.
Czyżby duchy dotarły tu pierwsze?
 
Lady jest offline  
Stary 16-10-2012, 16:23   #122
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Potyczka nie zakończyła się ani dobrze, ani przyjemnie, za to szczęśliwie nie tragicznie. Nachylił się nad Kornik, ostrożnie wlewając miksturę do ust rudowłosej. Cały czas uważał, że jest za młoda i delikatna na takie rzeczy, tyle, że życie zdecydowało za nią. Zapewne chciała wrócić do domu i normalnego życia, a teraz była przenoszona do powozu, ciężko ranna i nieprzytomna. Na chwilę zapomniał nawet o swoich ranach i obolałym ciele. Szczęśliwie, była tu jeszcze Isha, a także ten lord ze swoimi miksturami, nieco poprawiającymi sytuację. Czarnowłosy nie sądził bowiem, że to w czym teraz wzięli udział, to był koniec niezbyt przyjemnego dnia.
- Mi na imię Mruk. To jak się tu znaleźliśmy nie jest ważne, ważne jest, że przed nami przybyły duchy... jakichś dawnych władców czy bardziej tyranów. Zabili już trochę ludzi, a nasza podróż w tym kierunku miała zapobiec dalszym zabójstwom. Obawiam się, że muszę zasugerować pośpiech. Da się z nimi walczyć, ale trzeba być przygotowanym. Są tu jakieś legendy dotyczące dawnych czasów?
Sir Lark myślał przez chwilę, a potem pokręcił głową.
- Typowe legendy ludowe tylko. O tym, że kiedyś rządzili okolicą tyrani, którzy nocami przywoływali niesamowite cienie, przed którymi ludzie kryli się w piwnicach. Za każde przewinienie nakładali paskudne klątwy, lub zwyczajnie zabijali. Ale niewiele w tym konkretów, może w jakiś księgach coś by się znalazło. Mój ojciec ma kilka kronik.
Mruk nie drążył, nie licząc tu na konkrety. A na pogadankę z fircykowatym lordem, chociaż zachowującym się kompetentnie, to ochoty zbytniej nie miał. Trupy i ranni jeszcze dodawali swoje do tej niechęci.

Skorzystanie z wierzchowca było miłą odmianą, chociaż zaskoczyły go słowa Ishy. Spojrzał na biegnącego obok Momo.
- Tropiciele zawsze mi się wydawali naturalnie związani ze zwierzętami.
Kobieta przytulała się do jego pleców zupełnie naturalnie, ale i bez okazji do jakiś podtekstów. Chwilowo oboje nie mieli ochoty na żarty.
- Ale tylko ci z równin spędzają całe życie na jeździe na nich. Moją naturą są lasy. Po dzikich ostępach i tak nie przejedziesz na koniu.
- I tak wydaje mi się to dziwne. Swojego zwierzęcia też nie masz, a ma zarówno Kornik jak i ten cały druid, który druida tylko tym zwierzęciem mi przypominał
- mężczyzna nie drążył tematu. - Wrócisz tam, gdy zakończymy to co musimy tutaj zrobić?
Isha milczała przez chwilę. Potem odezwała się nieco zmienionym głosem.
- Nie. Opuściłam ziemie mojego klanu z konkretnego powodu... i nie mogę wrócić dopóki czegoś nie... załatwię.
Ton jej wypowiedzi wyraźnie twierdził, że nie ma co dopytywać, Mruk więc zachował ciszę aż do chwili, gdy ich oczom ukazały się zamglone mury zamku.

Mimo, że to Snitche formalnie tu dowodził, czarnowłosy dał gestem znak do zatrzymania się. Isha zeskoczyła z wierzchowca z ulgą, a on podjechał do lorda.
- Nie powinniśmy dalej jechać otwarcie. To nie wygląda dobrze, a nie znamy możliwości tych duchów. Masz jakąś linę? Długą?
Isha w tym czasie zdążyła już dojść do granicy drzew i pokręcić głową na nie zadane pytanie.
- Nikogo nie widzę, brama otwarta, ale krata zamknięta. Nic podejrzanego... oprócz braku ludzi.
Mruk wymownie spojrzał na sir Larka, który po raz kolejny potwierdził fakt, że nie był tak niekompetentny, na jakiego mógł wyglądać. Albo nie chciał ponosić większej odpowiedzialności. Skinął na ludzi, którzy zjechali trochę z traktu.
- Pójdę z wami. Z drugiej strony jest furta, tam możemy spróbować.
Mruk pokręcił głową. Nie chciał robić hałasu.
- Pójdźmy cicho. Powinno się udać dorzucić liną odpowiednio wysoko, a jeśli nie to spróbujemy inaczej. Nie macie tu jakiś tajnych przejść czy coś?
Lena przygotowała łuk, a Isha wymieniła złamaną włócznię na miecz jednego z zabitych w walce z koboldami strażników. Lord pokręcił głową.
- Od zewnątrz będzie zablokowane, nawet jakbym pamiętał, gdzie ono wychodzi. Nigdy nie musiałem z niego korzystać.
Mruk skinął głową. Choć to co wyczytał z twarzy tego człowieka, sprawiło, że zastanowił się nad jego prawdomównością. Teraz nie mieli jednakże na to czasu, więc tylko postanowił zachować ostrożność. Ruszył powoli w kierunku zamku, okrążając go od strony najmniej widocznej od strony bramy. Mgła była niestety zbyt rzadka, aby ich ukryć, ale mury i tak wyglądały na zupełnie opustoszałe.
 
Sekal jest offline  
Stary 19-10-2012, 18:56   #123
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
-Czekaj, nie pędź tak - Kal zatrzymał Alexa. -Widziałeś w okolicy jeszcze coś dziwnego, poza tym co zdarzyło się w siołach? Kręcisz się już tutaj jakiś czas. Widziałeś jakieś zwierzęta, ptaki?
- Wszystko wygląda normalnie - wzruszył ramionami. - Prócz płonącej stodoły. Tutaj najwyraźniej nie zdążyli poczynić szkód, nie ma też tych duchów, tak jakby tylko ten jeden się tu udał. Będę w pobliżu, ale wolę nie wchodzić do wioski.
-Jeden przypętał się tutaj, to inni mogli rozejść się tam, gdzie ruszyli Mruk, Kornik i Isha. Ci - machnął ręką w kierunku wioski - sobie już chyba poradzą. To pozostali mnie niepokoją. Wszystko wygląda normalnie... a nie powinno. Czy zwierzęta nie wyczuwają instynktownie niebezpieczeństwa? Zawsze o tym słyszał, ale z drugiej strony słyszał wiele innych rzeczy, które okazały się bzdurami.
- I tak dzisiaj już nigdzie nie ruszymy. Trzeba wymyślić co zrobić ze złapanym opętańcem, a jutro po podkurowaniu się ruszymy dalej. A ja sobie przeczekam w lesie, chyba, że wynegocjujecie, że mnie nie powieszą za tę stodołę.
-Może i masz rację - mruknął Kalayaan. -Choć nie podoba mi się idea czekania. Nie, kiedy nie wiem co się tutaj dzieje. A co do stodoły...to pewnie była bardzo istotna stodoła. Ja bym też siedział w lesie, gdybym taką spalił.
Zresztą i tak w nim siedział. Sytuacja w wiosce faktycznie zdawała się być opanowana, może więc powrót do niej nie był złym pomysłem? Może.
-Uważaj tu na siebie - pożegnał Alexa i niespiesznie ruszył w kierunku sioła. Jeśli będzie miał szczęście, to nie zostanie zasypany przez miejscowych dziesiątkami pytań, na które nie chciałby odpowiadać. Zresztą, nie miał ochoty nawet odpowiadać na pytania swoich towarzyszy z boskiej łaski. Iluzja prysła, ale nie mógł mieć pewności czy Rae nie rozpoznała go po głosie. Albo Ivor, w końcu też był blisko.
Kal chciał wreszcie usłyszeć jakieś odpowiedzi na własne pytania. Portal z wyspy nie mógł rzucić ich tutaj przypadkowo, tyrani musieli pochodzić gdzieś stąd... gdziekolwiek oni w ogóle teraz byli. Powinny zachować się o nich chociaż legendy. Dziadek na wyspie podchodził do wszystkiego z religijnym fanatyzmem, przez co mówił głównie bzdury. Tutaj pewnie wszystko dawno przemieniło się w bajeczkę opowiadaną dzieciom ku przestrodze, więc też wiele prawdy usłyszeć się pewnie nie da, ale musiał spróbować. Jakiś okoliczny dziadek, albo babcia na pewno znali mnóstwo starych opowiadań, których już nikt nie słuchał. Poproszeni powinni się nimi podzielić.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 21-10-2012, 22:51   #124
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sandro stęknął raz i drugi podczas kontaktu zakażonej rany z niewątpliwie oczyszczającą maścią córki burmistrza. Wilk został niestety przed domem, wprowadzanie go do środka było lekkim przegięciem, i tak już mieszkańcy średnio tolerowali obecność drapieżnika wśród swoich pociech. Druid poprawił się w łóżku i zagadał do opatrującej go kobiety.
- Dziękuję, bez twojej pomocy pewnie długo bym sobie nie pożył. Może to trochę dziwna pora na takie pytanie, ale podczas pojmania zabrano nam cały sprzęt, jest szansa na odzyskanie go... Czy przepadł?

Ivor usiadł na łóżku, obok Rae. Na utratę przytomności niewiele mógł zrobić, prócz cierpliwego czekania.
- Otwórz oczęta, skarbie - powiedział. - Już jesteśmy bezpieczni.
Poklepał ją delikatnie po policzku.
Metody typu “wynieś na świeże powietrze” czy “poluźnij gorset” w tym przypadku raczej nie wchodziły w grę.
Na moment spojrzał na człowieka, u którego w gościnie byli, potem ponownie przeniósł wzrok na leżącą bez przytomności dziewczynę.
- Byliśmy świadkami przebudzenia się duchów, które wołały, że chcą się zemścić - powiedział, dość oględnie przedstawiając fakty. - Nie wiem... to chyba byli jacyś władcy sprzed wieków, tyrani, co chcieli na powrót objąć władzę.
- Skoczyliśmy w portal
- mówił dalej - który się przed nami otworzył. Miał nas zanieść do wolności, ale przeniósł nas w okolice tamtego gospodarstwa. Gdy tam dotarliśmy, zastaliśmy same trupy. Oprócz Eryka, który siedział w piwnicy. No i Magdy, której wówczas nie było w obejściu. Ponieważ tam nic nie mogliśmy zrobić, ruszyliśmy tutaj, by was ostrzec. Z jakim skutkiem, to sami wiecie.

- Woda by się przydała, albo coś o ostrym zapachu…
- podpowiedziała Pascal, obserwując krzątaninę Ivora obok Rae.
Przeniosła spojrzenie na ich gospodarza
- Eryk był dobrze ukryty, mieli specjalną piwniczkę… zdarzały się wcześniej jakieś incydenty? Chcieliśmy pochować zmarłych według waszego obrządku i odprowadzić dzieciaka do krewnych.

- Taaa... kubeł wody
- mruknął Ivor z ironią w głosie. - Eryk mówił, że w gospodarstwie krzyczano coś w stylu “Wrócili!” czy “Powrócili!”. Macie tu jakichś bandytów? A może, skoro te duchy chciały się mścić, jakieś legendy czy opowieści sprzed lat, o jakichś wygnanych władcach?
- Pani Soe
- zwrócił się do córki Josta. - Może faktycznie ma pani coś o ostrym zapachu?

Córka sołtysa krzątała się jeszcze przez chwilę, mamrocząc pod nosem jakąś recepturę i przez to dopiero z pewnym opóźnieniem odpowiadając na pytania.
- Wasze rzeczy są tutaj, chociaż wiele ich nie było. - Uśmiechnęła się. - I żadna ze mnie pani, tylko Soe. Dziewczynie nic nie będzie, zaraz ją nasmaruję w zranionym miejscu, to nawet siniak nie zostanie. Ty masz większy problem - wycelowała palec w Sandro. - Bo potrzebujesz odpoczynku. A wszyscy najwyraźniej potrzebujecie ubrań i jedzenia. Z tym drugim jeszcze jestem w stanie coś zrobić, ale ubrania...
Zamyśliła się na chwilę, co wykorzystał staruszek, wzruszając ramionami na ich gadanie.
- Opowieści to były, jak to złe pany włościami władały i ludzi za każdą głupotyję wieszały. Ale u nas to już ja nawet w to nie wierzyłem, to i wiem niewiele. Ci co przyszli do nas zza gór, taak, oni bardziej przesądni bywali. To i pewnie dzieciakowi naopowiadali, skrytkę mieli...

- Ivor
- przedstawił się. - Wdzięczni będziemy za cokolwiek - powiedział - bo w tym, w czym jesteśmy, nawet jako strachy na wróble wstyd występować. Ja bym jeszcze to przeżył, ale nie wypada, by dziewczyna świeciła... tego... A jeść, to faktycznie dawno nie jedliśmy.
- Kobiety to mniejszy problem, zaraz coś przyniosę. Ale najpierw maść... a potem jedzenie. Gorzej będzie z wami
- Soe wskazała gestem mężczyzn. - Mój ojciec za mały, aby wam chociaż cokolwiek pożyczyć - zaśmiała się.
Zaczęła wcierać maść w głowę Rae.
- Jeżeli nic się nie znajdzie, przeżyjemy, to znaczy ja mam nadzieję, faktycznie Ivor ma rację. Nie pamiętam, ile dni temu jadłem już coś normalnego. Jeżeli mógłbym mieć prośbę... Czy to będzie za wiele prosić o kawałek mięsa dla mojego przyjaciela? Czeka na zewnątrz i nie jest groźny - druid starał się o uśmiech, jednak ból w mięśniach brzucha wykrzywił go do dziwnego grymasu.
- Nie znam okolicy - powiedział Ivor do Josta. - Jeśli mamy do czynienia z duchami, czy czymś takim, to przydałaby się pomoc jakiegoś maga czy kapłana. Mieszka w okolicy ktoś taki? A ty - zwrócił się do Sandro - ciesz się. Nie ma nic gorszego niż rana w brzuch, gdy ma się pełny żołądek.
Sołtys pokręcił głową.
- Tylko stary Henk, zajmuje się naszą świątynią. Mieli nam przysłać nowego kapłana, ale na razie takowego nie ma. Pewnie na zamku lorda i jedni i drudzy się znajdą.
- Chciałabym umyć się i przespać, jeśli jest taka możliwość
– powiedziała Pascal. Miała poczucie, że ostatnie wydarzenia dały jej mocno w kość i nadwyrężyły zasoby magii. Choć – w porównaniu do takiego druida – wyszła w sumie z całej sytuacji bez szwanku.
- Potem warto porozmawiać z tym.. opętanym. Jak się wydaje, duch kontroluje innych za pośrednictwem oczu nosiciela. Może wystarczy go oślepić? Zawiązać mu oczy?
Ivor wzruszył ramionami.
- Na dwoje babka wróżyła - powiedział. - Może oczy, a może usta. W końcu trzeba będzie zaryzykować, ale wcześniej wolałbym się przespać i dopiero rankiem porozmawiać z tym opętanym. Potem by trzeba wyruszyć do zamku lorda.
- Oczy na pewno, czułam to, jak do niego podeszłam.
- Parę osób, z tęgimi pałami
- mruknął Ivor - powinno wystarczyć, gdyby czasem zaczął sprawiać kłopoty. Ale i tak priorytetem jest odpoczynek. Czy - zwrócił się do Josta - gdy odświeżymy się i coś zjemy, zechcesz nam, panie sołtysie, wskazać jakieś miejsce, gdzie byśmy mogli się przespać? Z wyjątkiem naszego rannego - skinął głową w stronę druida - wystarczy nam trochę siana pod dachem i jakiś koc.

- Też nie będę wybrzydzał, dopóki nie będzie to dziura w ziemi. Rano proponuję udać się do świątyni i wywiedzieć wszystkiego co się da, może znajdzie się tam jakaś biblioteka lub coś w ten deseń, tymczasem wybaczcie, ale miałem dość długi dzień i chyba dobrze zrobi mi chwila snu... Gdyby w nocy mnie opętało, postarajcie się nie rozerwać mi znowu brzucha - druid wysilił się na żart, jednak faktycznie zastanawiał się, jak oni mają niby walczyć z jakimiś duchami imperatorów i co ważniejsze, po co?
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172