Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2013, 22:04   #21
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Szczerze mówiąc Shaaven liczyła że ludność zamieszkująca ten pierścień miasta skoro już tak interesuje się całym tym wydarzeniem, będzie wiedziała więcej. Wiadomo przecież że pewne plotki szybko się rozchodzą, a sam fakt że nawet nie wie dokładnie gdzie odbędzie się ceremonia zdziwił ją tym bardziej. Przecież nie można zapraszać ludzi na ostatnią chwilę. Jednym z małych plusów był fakt, że poznała dobrze topografię miasta, a przy okazji wyszło na jaw że ślub wcale nie musi pasować pewnym osobom, których po tym jak łatwo się o tym dowiedziała musiało być całkiem sporo.

Hmm, czy da się na tym dodatkowo zarobić? - Pomyślała stając przed lustrem i uważnie obserwując siebie pod kątem jakiś niedociągnięć w przebraniu. Wszystko zdawało się być dobrze, ale mroczna nie czuła się wcale tak pewna siebie. Powinna skontaktować się już z Terionem i Bronthionem by przekazać im jakieś informacje i dowiedzieć się czy nie gniją już w miejskim lochu. Wyobrażenie takiej sytuacji sprawiło, że na twarzy drowki pojawił się delikatny uśmiech. Już od kilku minut obracała w palcach tajemniczy liścik który dostała. Nie, nie musiała o nim nikomu mówić. Co właściwie miało znaczyć “wiemy kim naprawdę jesteś”? Kto wysłał jej tą wiadomość i jakie miał intencje? A przede wszystkim skąd wiedział więcej niż powinien? Pytania w głowie elfki dwoiły się i troiły, ale nie sądziła by była to pułapka. Gdyby ktoś źle jej życzył i znał jej miejsce pobytu zamiast wyciągać kobietę na plac, uderzyłby z zaskoczenia. Czy powinna jakoś się zabezpieczyć? Przez myśł przyszło jej że mogłaby zostawić księżniczkę ukrytą gdzieś za deską w tym przybytku, ale jeśli ktoś ją tu wyśledził, mógł wywrócić wszystko do góry nogami. Księżniczka była bezpieczniejsza przy niej niż zostawiona tutaj. Chyba. Zwątpienie przez chwilę przeszło przez myśl ciemnej elfki, która choć była pewna swoich umiejętności to nie znała ewentualnego wroga.

- Chyba nie zaszkodzą dodatkowe środki ostrożności? - westchnęła sama do siebie i wyciągnęła drobną serwetkę materiału, zwijając ją tak by lepiej pasowała do nowego miejsca swego ukrycia którym była jej bielizna.
Zadowolona z siebie usiadła na łóżku, wyciągając w dłoni przed twarzą medalion z rubinem który dostała niedawno od Lith’ryi. Jej uważne oko powędrowało do drzwi. Była pewna że je zamknęła, ale musiała sobie przypomnieć nim znów spojrzała w rubin.

- Terion? Bronthion? - Skupiła swe myśli na magicznym amulecie. - Jak sobie radzicie?

Przez chwilę widziała jakby w wyobraźni twarz atrakcyjnej elfki po czym usłyszała głos Teriona.

- Nie teraz. Jestem zajęty. - Na tym kontakt się urwał.


***


Ostatecznie drowka wybrała się na spotkanie, po części z ciekawości, lepszego poznania sytuacji, jak i szansy na dodatkowy interes. Nie zmieniała przebrania, pozostając wciąż elfią czarodziejką przybyła w okolicę miejskiego placu który ku jej zaskoczeniu okazał się kompletnie pusty. Zaciekawiło ją to, ale też nieco zaniepokoiło. Drowka przez kilka chwil ostrożnie obserwowała plac, ale nikogo nie dostrzegła. Czuła za to dziwny niepokój przeszywający jej serce. Wiedziała, że teraz gra ma rozstrzygać się na zasadach gospodarza. Pytanie czy gra ta będzie dla niej korzystna, czy przyniesie kłopoty? Po kilku minutach oczekiwania w końcu zdecydowała się podejść do fontanny. Kochała ryzyko, czasem było to silniejsze od niej. Czasem zbyt pociągało, jak teraz. Skryła się w cieniu jednej z figur lejących wodą udając że odpoczywa, rozkoszując się miejscem które sobie na to wybrała. Nie miała zamiaru długo tu czekać. Dała jej nieznajomemu pięć minut, nie mniej, nie więcej. Jeśli ta osoba traktuje ją poważnie to i tak powinna być tu przed nią, ale nawet lubość do ryzyka elfki miała swoje granice dlatego nie miała zamiaru robić z siebie idiotki. Pięć minut.

Gdy drowka miała się już zbierać, tuż obok jej ramienia zmaterializował się niewielki skrzydlaty imp.
Rogaty stwór o chudych kończynach, skłonił się przed kobietą i rzekł:
- Witaj mroczna pani. Cieszę się, że przybyłaś na spotkane. Mój pan zapytuje, co osoba twojej rasy robi w naszym ukochanym Mallowbrook?

Shaaven aż lekko podskoczyła zaskoczona tym niespodziewanym objawieniem, ale szybko spoważniała. Zmarszczyła brwi i czując się dość nieswojo to zerkała na chowańca, to ostrożnie rozglądała się dookoła. Pomysł rozmowy z impem na środku miasta wcale jej nie odpowiadał, chociaż stwór sam w sobie już tak. Powszechnie wiadomo było iż impy to złe istoty, w końcu ich pochodzenie było diabelskie. Żaden sługa sprawiedliwości, czy inny głupi obrońca uciśnionych nie wykorzystywałby do swych celów takiego stworzenia.

- Twój pan chyba nie jest nauczony manier. Nie wypada tak traktować kobiety. - przerwała na moment. - Chciałby wiedzieć wszystko, nie ryzykując nic. Nie będę rozmawiać z jakimś sługusem na środku tego kiczowatego placu! - Ostatnie zdanie wypowiedziała z taką irytacją i złością że ledwo otwierała usta mówiąc a mimo wszystko zrobiła to cicho.

Podziemna elfka nie miała zamiaru dawać się tak traktować, wychodząc z założenia że “dasz palec a wezmą całą rękę”. Teraz rozpoczynała się specyficzna gra w której nie ma sukcesów bez walki, sprytu i odrobiny kłamstwa, ale gra ta miała tylko sens gdy jej zasady dyktować będzie ona. Choćby po części.

Gdy już wysyczała te wszystkie słowa na impa, poszła dalej, udając bardziej zirytowaną niż była naprawdę. Chciała wymusić konfrontacje z swoim nieznajomym który to tak się nią interesował, a jeśli nie ukazałby się i tak nie byłby wart jej czasu.

Odchodząc drowka usłyszał jeszcze tylko jedno zdanie wypowiedziane z ust impa.
- Twoja strata, moja droga. Uważaj na siebie.

Elfka nie miała zamiaru tak załatwiać interesów, dlatego zniesmaczona postanowiła dać nogę z miejsca spotkania i skupić się na tym co może przynieść jej korzyści. Przyspieszyła i pobiegła jak szybko mogła wykonując rozbieg i wybijając się w powietrze. Z jej ramion wyrosły błoniaste skrzydła i zaraz uniosły ją w górę. Mimo że była noc, Shaaven dla pewności skorzystała ze swojej kolejnej sztuczki i stała się niewidzialna, a wszelki zapach za nią zaginął. Wiedziała że skoro ktoś wiedział gdzie wynajeła pokój to teraz nie może wrócić w to samo miejsce. Poleciała poza mury miasta, uważnie obserwując to co znalazła na ziemi z lotu ptaka. Mimo nocy widziała wszystko doskonale, jej oczy były przystosowane do głębszej ciemności. Wypatrzyła chatę na uboczu, o miękkim słomianym dachu i ostrożnie wylądowała na nim. Gdy skrzydła zniknęły upewniła się że nikt jej nie zobaczy w tym miejscu i sztyletem odcięła płat słomy. Królewskie warunki to to nie były, ale ni jak jej to nie przeszkadzało, w końcu królewną to ona nie była. Otuliła się warstwą słomy i zasnęła z nadstawionym uchem.

Była rozczarowana, liczyła na znacznie więcej informacji i możliwości. Może nawet poszukałaby źródła które jest przeciwne ślubowi, gdyby miała jeszcze kilka dni. Teraz nie było już na to czasu. Słońce zaledwie zaczęło wschodzić, a wyspana drowka wyciągnęła się na dachu niczym kocica. Sprawdziła sprzęt, ubranie, fryzurę i przebranie. Powyciągała kawałki słomy z ciuchów i rozłożyła swe skrzydła, zrywając się do lotu. Ledwo oderwała nogi od dachu już stała się niewidzialna, wzbiła się wysoko i podleciała nad sam zamek by lotem nurkowym zlecieć jak strzała wprost na same zamczysko. Nie wiedziała dokładnie w jakim pomieszczeniu znajduje się księżniczka, ale na pewno gdzieś wewnątrz niebawem mieli ubierać ją do ceremonii. Elfka musiała znaleźć jakieś miejsce na zewnątrz zamku, ale w jego obrębie gdzie nikt nie będzie patrzył. Takie miejsce w którym mogłaby wyczekać chwilę, mieć widok na plac zamkowy, a jednocześnie móc rozpocząć swoją nieczystą inicjatywę. Nie miała zamiaru bawić się z innymi na balu, mozolnie zbliżając się do samej księżniczki i udając kogoś innego niż była. Jej wizja była bardziej, drastyczna.
Amulet rozgrzał się informując właścicielkę, że ktoś próbuje nawiązać z nią kontakt. Jednak nie mogła odebrać wiadomości teraz, nie aż nie znajdzie kryjówki nim niewidzialność przestanie działać.

.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 28-01-2013, 10:40   #22
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Elard, Ulihion, Bies
Orczy szaman na powrót zaprowadził ich do kompleksu podziemnych jaskiń. Elard, który był już tu wcześniej zauważył, że ork prowadzi ich zupełnie innymi korytarzami. Z uwagą śledził każdy krok zielonoskórego, a jego zmysły rejestrowały każdą zmianę otoczenia. Także jego towarzysze byli niezwykle czujni i ostrożni. Mimo swej mocy i umiejętności wiedzieli, że gdy w wąskich korytarzach dojdzie znowu do walki, to może nie być tak łatwo i kolorowo, jak na zewnątrz.

Orczy kompleks zadziwiał awanturników swym ogromem i strukturą. Poza naturalnymi formacjami, jakie powstały w toku ewolucji, zielonoskórzy pokosili się o liczne samodzielne konstrukcje i budowy.
Szaman prowadził ich przez kilka minut plątaniną korytarz coraz głębiej. Gdy doszli w końcu do rozległej jaskini ork przystanął przy jednej ze ścian i wymruczał pod nosem jakieś zaklęcie. Po czym uderzył kosturem w ziemię i część litej ściany uniosła się w górę niczym przesuwane drzwi.
Ork wypowiedział jeszcze jedno zaklęcie i nad głowami awanturników pojawiło się magiczne, błękitne światło. W jego promieniach dostrzegli oni, że w wnęce która powstał po odsunięciu drzwi znajdują się drewniane schody.
- Zejdźcie na dół. Tam czeka na was wódz. - rzucił krótko ork.

Awanturnicy zaczęli schodzi w dół ledwo przestąpili kilka stopni, a skalne drzwi zasunęły się za nimi. Ruszyli jednak dalej na spotkanie ze Skumgardem.
Idąc krętymi schodami o których budowę także trudno było podejrzewać ork zauważyli, że ściany tunelu w którym się poruszają wypełnione są runami i magicznymi znakami.
W powietrzu czuć było zapach krwi i świeżego ludzkiego ścierwa.
Zebrane w Czaszkowym Wąwozie orcze plemiona i ich przywódca Skumgard stawali się coraz większą tajemnicą dla wysłanników Lith’ryi.
Także wiedza wiedźmy na ten temat była interesująca. Czy wiedziała ona o tym, co się tutaj dzieje, czy też ich trójka została wysłana, by te informacje zebrać.
Wiedźma była kobietą niezwykle tajemniczą i obie wersje były tak samo prawdopodobne.

Nie mając innego wyjścia awanturnicy ruszyli dalej.
Po kilkunastu kolejnych krokach, gdzieś z oddali dało się słyszeć stłumione odgłosy prac kuźni. Coraz ciekawsi, co czeka ich na dole awanturnicy przyspieszyli kroku.

W końcu po dobrych kilku minutach dotarli do wąskiego tunelu. Ten z kolei doprowadził ich do rozległej jaskini. Okrągła pieczara po lewej i prawej stronie posiadała rząd kamiennych ław i nieodmiennie kojarzyła się z salą posiedzeń lub sejmikiem. U szczytu jaskini wznosiło się kamienne podwyższenie na którym ustawiono zbudowany z kości tron. Był on w tej chwili pusty, podobnie, jak kamienne ławy pod ścianami.
Na środku groty znajdował się duży, okrągły otwór z którego wydobywał się przytłaczający odór rozkładającego się ludzkiego ścierwa.
W sali panowała kompletna cisza, która wręcz dudniła w uszach.

Po kilku chwilach na tronie zmaterializował się Skumgard. Nikt nie miał wątpliwości, że jest to kolejna iluzja. Co świadczyło nie tylko o niezwykłej ostrożności orka, ale także o biegłości osoby, która za nim stała w sztukach magicznych.
- Przelaliście krew mych ludzi. - warknął widmowy Skumgard - I to ot, tak bez żadnego powodu. To tak chcecie prowadzić negocjacje?
Jego głos dudnił w sali i niósł się po niej gromkim echem.
- Powinienem was zabić i zeżreć wasze wnętrzności. Jednak wasza biegłość w walce was uratowała i postanowiłem jeszcze raz z wami pomówić. Słuchajcie zatem, co mam wam do powiedzenia.
Iluzja Skumgarda wstała i zeszła z podwyższenia i zbliżył się do otworu.
- Jam jest Skumgard, orczy wódz. Zjednoczyłem zwaśnione, orcze plemiona i doprowadziłem je do potęgi, jaka jeszcze nigdy nie była w ich posiadaniu. Już niedługo zamierzamy wydać wojnę ludzkości i przelać waszą plugawą krew, byście poczuli nasz gniew i nienawiść. Byście niczym psy leżeli u naszych stóp i błagali nas o litość. Jeżeli wasza pani faktycznie traktuje nas poważnie i chce się z nami sprzymierzyć, to przekażcie jej, że Skumgard jest gotowy rozmawiać. Tylko z nią osobiście.

Shaaven
Drowka zachowała wszelkie środki ostrożności, a przynajmniej tak się jej wydawało. Świadomość, że ktoś mógłby ją śledzić bardzo ją niepokoiła i dlatego też postanowiła noc spędzić poza miastem.
Jej zdolności bardzo jej w tym momencie pomogły i być może uchroniły od poważnych kłopotów. Na szczęście wbrew początkowym pomysłom miała też ze sobą przenośną kieszeń w której tkwił golem Lith’ryi.

Gdy tylko pierwsze promienie słońca pojawiły się na horyzoncie drowka przebudziła się i ponownie korzystając ze swych zdolności postanowiła wrócić do miasta.
Wzbiła się w powietrze i pod osłoną niewidzialności leciała w kierunku miejskich murów.
Gdy się tylko do nich zbliżyła czekała na nią, jakże przykra niespodzianka.
Była jakieś dziesięć, piętnaście metrów od murów, gdy uderzyła w jakąś niewidzialną przeszkodę.
Zdezorientowana i poturbowana zaczęła gwałtownie spadać i tylko jej wrodzona zwinność pozwoliła jej na w miarę miękkie lądowanie.

Terion, Bronthion
Po jakże udanej kolacji z miejskimi notablami Terion i Bronthion zadowoleni z siebie i tego, co osiągnęli udali się z powrotem do karczmy na zasłużony odpoczynek.
Terion mimo zmęczenia nie mógł sobie odmówić przyjemności flirtu z ponętną córką gospodarza.
Ta mimo, że przywykła do podobnych nagabywań ze strony klientów i odpierała wszelkie ataki na jej cnotę, wobec jakże cudnej aparycji Teriona poległa na całej linii.
Jakże dotkliwa była to klęska dla jej cnoty, świadczyły wielkie rumieńce na jej policzka, gdy nad ranem wybiegała z pokoju Teriona.

Obaj awanturnicy zeszli rano na posiłek i przy nim omawiali na spokojnie wczorajsze spotkanie z Filonem i jego przyjaciółmi. Wyglądało na to, że przypadkiem, czy też nie udało im się wejść w rozgrywki pomiędzy księciem, a możnymi tego państwa.
Gdy pierwszy głód został zaspokojony, a awanturnicy zamówili piwo. Usłużny karczmarz podszedł do nich z dwoma wielkimi kuflami, a poza nimi wręczył im też dwa listy.
- To zostało dostarczone dla panów dziś rano - skłonił się nisko liczą na jakieś drobna za fatygę - A i jeszcze jedno. Jeżeli panowie zamierzają przywitać diuka Franben, to raczę czym prędzej ruszyć na Główny Plac. W południe pewnie już nie będzie jak się tam dostać. Można też skorzystać z usług “stacza” Mam kogoś odpowiedniego, kto w panów imieniu, godnie mógłby wyczekiwać na powitanie księcia. Oczywiście, gdy nadejdzie pora panowie zastąpią stacza i z bliska będą mogli podziwiać przejazd książęcego orszaku. To, jak mam zawołać chłopaka?

Po odprawieniu karczmarza awanturnicy z wielką ciekawością sięgnęli po listy.
Oba były krótkie, ale za to bogate w treści.

Pierwszy z nich najwyraxniej pochodził od jednego z przyjaciół Filona.

“Dziś wieczorem przy zachodniej baszcie.
Pan Aduladir będzie na was oczekiwał.

O.D.”

Drugi list był bardziej tajemniczy i bardziej niepokojący.

“Wiem, kim jest wasza przyjaciółka. Jeżeli nie chcecie, by huczało o tym całe miasto
przyjdźcie w południe do szynku Barnaby”
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 29-01-2013, 11:14   #23
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ulihion nie należał do osób które zwykły się przechwalać bądź popisywać, nawet jego styl walki wydawał się dość skromny. Ciężkozbrojny wojownik w przeciwieństwie do pozostałej dwójki w większej mierze koncentrował się na obronie, wbrew swoim wcześniejszym słowom zapewniającym że nie obawia się orków wolał nie ryzykować zranienia. Było ich zwyczajnie zbyt wielu a on sam wolał nie wykorzystywać pełnego potencjału część swoich umiejętności zostawiając jako asa w rękawie na wypadek pojawienia się realnego zagrożenia w postaci istoty która stała za poczynaniami orków. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a zielonoskórzy mimo przewagi liczebnej nie stanowili realnego zagrożenia dla sług wiedźmy. Władający włócznią Elard i polegający na może nieco pierwotniejszym ale za to skuteczniejszym sposobie walki Bies odbierali życia jedno za drugim, zakapturzony wojownik natomiast ciosy rozdawał oszczędniej kryjąc się za tarczą i uderzając tylko wtedy gdy miał pewność że zabije. Od czasu do czasu jego ostrze przybierało szkarłatną barwę, karmiąc się życiem umierających orków by wzmocnić swojego właściciela. Rzeź niewiniątek ciągnęłaby się jeszcze dłużej gdyby nie interwencja jednego z orków który oślepił ich i zamknął w magicznej barierze. W pierwszej chwili Ulihion zastanawiał się czy nie spróbować jej rozproszyć by zaakcentować przed szamanem że nie tak łatwo ich powstrzymać jednak nie było sensu trwonić swoich sił. Ta mała demonstracja wystarczyła by przywódca orczych plemion odzyskał ochotę na dalszą rozmowę, tym razem w większym gronie

***


Pięściarz z politowaniem spojrzał na przedstawienie orka, oraz domniemanego triumfu jego rasy ponad inne. Kiedy to skończył, pierwszy w słowo wszedł Bies.

-Jam jest Berh, znany jako Bies, avatar gwałtu, komendant melanżu, mistrz w chlaniu oraz samozwańczy bóg rozpierduchy. Zjednoczyłem pięść z truchłami twoich gwardzistów, a jeśli będzie trzeba to i złącze ją z tobą jeśli nadal nie będziesz traktował nas poważnie.
- Jeżeli myślisz, że twoje groźby i przechwałki robią na mnie wrażenie, to się grubo mylisz. Cieszcie się, że nadal żyjecie. Jak mówiłem tylko waszym umiejętnością i zmysłowi walki zawdzięczacie fakt, że nadal chodzicie po tej ziemi.
- Nasza seniorka wysłała nas byśmy w jej imieniu załatwili tą sprawę. Naszym zadaniem jest więc doprowadzić ją do końca bez konieczności fatygowania jej osoby. - Elard w duchu śmiejąc się z przemowy Biesa i przyrzekając sobie że kufel piwa mu za to postawi, odpowiedział na żądanie Skumgarda - Wojna ludzkości, pięknie brzmi. Przelać krew... ekhm khym khy niewinnych - mrugnął okiem nie wiadomo czy z powodu jakiegoś pyłku, czy chcąc nadać ironiczny wyraz swej wypowiedzi - nie przeszkadza nam to. Jednak czy nie bezpieczniej było by szturmować miasta w których bramy będą otwarte, a strażnicy nie przygotowani? O to w sumie nam chodzi, byście za wcześnie tego nie dokonali. Nie rozbili swych wojsk na murach i fortyfikacjach w bezsensownej śmierci, niwecząc przy tym wszelką nadzieję.
- Ile razy mam mówić!!!
- wrzasnął iluzoryczny orczy wódz - To ja tu dyktuje warunki. Ja!!!

Iluzja, aż zafalowała i na chwilę zniknęła. Obraz powrócił dopiero po kilku sekundach.

- Chcecie rozmawiać, tak? A nadal nosicie głowy wysoko. Patrzycie na nas z góry, jakbyśmy byli jakimiś niedołęgami. Te czasy minęły!!!

Głos Skumgarda dudnił w całej jaskini. Elard zwrócił uwagę, że bardzo mocno rozbrzmiewa on tuż przy stropie jaskini. Spojrzał w tamtą stronę i dojrzał, że tuż przy samym połączeniu stropu i ściany w równych odstępach wybite są równe okrągłe otwory.

- Minęły i nie powrócą! Teraz orki swą siłą i mądrością zdobędą należne im miejsce. Rozumiecie?
- Spróbuję się skontaktować z mą panią, jednak nic nie obiecuję
- rzekł kapłan skupiając swą wolę na medalionie. Chciał połączyć się ze swym sprzymierzeńcem, sojusznikiem, Terionem. Medalion w momencie nabrał temperatury. Obraz jaki się na nim pokazał przypominał burzę śnieżną. Słychać było odległe szumy i trzaski.
- Tak jak przypuszczałem. Musi przebywać teraz na jednym z niższych planów, werbując kolejnych wasali.
- I co mnie to?
- burknął Skumgard - Już mówiłem, że wasze przechwałki nie robią na mnie wrażenia. Znacie moją odpowiedź. Chce się osobiście spotkać z waszą panią. Jeżeli traktuje mnie i moich ludzi poważnie, to się zgodzi. Poinformujcie ją czym prędzej.
- W takim razie pakuj dupsko, idziesz z nami. Jesteś zbyt marnym pionkiem by to nasza Pani musiała fatygować się w te rejony - rzekł obojętnie pięściarz grzebiąc małym palcem w nosie, jednak ork całkowicie zignorował jego słowa. Iluzoryczny wizerunek zrobił kilka kroków w lewo, a potem w prawo. Ciągle poruszał się w pobliżu okrągłej studni.

Do tej pory zwykle zachowujący milczenie Ulihion, polegający bardziej na komunikacji poprzez moc swojego umysłu lub wykorzystujący do tego celu Elarda odezwał się po raz pierwszy kierując swoje słowa do orka. Łatwo było zauważyć znany pozostałym sługom wiedźmy nieco mlaszczący akcent jaki towarzyszył jego słowom gdy posługiwał się mową wspólną dla ciepłokrwistych istot z powierzchni

- ,,Naszą” plugawą krew? Naucz się niewolniku jak powinno się przemawiać do lepszych od siebie. Ani ty, ani ktokolwiek z rasy orków, ani nawet ten głupiec który usiłuje się bawić we władcę marionetek sterując zielonoskórymi wedle swoich zachcianek nie zasługuje na zaszczyt spotkania z Lith’ryią. Może nadszedł czas by porozmawiać twarzą w twarz, oczywiście o ile w tym wypadku o twarzy może być mowa?

Ulihiona zastanawiała ta studnia, naprowadziła go bowiem na pewien trop tego kto mógł być marionetkarzem. Wędrując w dominiach ciemności natknął się na istoty które chętnie narzucały innym swoją wolę, a zejście do podziemi oraz szyb prowadzący w dół, być może do zbiornika wodnego zdały się potwierdzać jego przypuszczenia. Czyżby znowu miał mieć do czynienia z abolethami?

Słowa te wypowiedziane zimnym, wręcz lodowatym głosem zrobiły na orczym przywódcy o wiele większe wrażenie, niż groźby i przechwałki Biesa, czy też dyplomatyczne zabiegi Elarda.
Nawet na iluzorycznym obliczu Skumgarda widać było grymas niezadowolenia pomieszanego ze strachem. Cała trójka wyczuła, że Ulihion czy to umyślnie, czy też przypadkiem trafił w czuły punkt orka. Skumgard zatrzymał się w pół kroku i zastygł w miejscu. Chwilę jeszcze trwała cisza.Ulihion wyczuł czyjąś obecność w głębi przepastnej czeluści przy której stał ork. Nie mógł określić kim jest ten byt, ale teraz nie miał już wątpliwości, że Skumgard jest tylko pyskatą marionetką w rękach kogoś o wiele potężniejszego.

- Uschnie ci twój plugawy język - syknął w końcu ork. - Szybciej niż ci się zdaje. Wydawało mi się, że przyszliście na poważne rozmowy, a wy nadal traktujecie nas jak nic nie warte ścierwo, mięso armatnie. Tak było, ale to koniec. Koniec!
Ork powtarzal się i najwyraźniej zaczynało brakować mu argumentów.
- Skontaktujcie się ze swoją panią. Przez... - widmowy ork wskazał dłonią na amulet - przez to. Sam z nią pomówię.
Elard raz jeszcze skoncentrował się na mocy swego medalionu tym razem chcąc wezwać swą seniorkę, wiedźmę Lith’ryi.

Po kilku sekundach amulet rozgrzał się ponownie, a w jego krysztale ukazała się zamaskowana twarz wiedźmy. Nie powiedziała ani słowa, tylko czekała aż rozmowę zacznie Elard.
- Witaj ma władczyni - skłonił widocznie głowę, ukazując swój szacunek - Ulihionowi udało się namówić krnąbrnego orka by z początkowego negatywnego nastawienia, zechciał z tobą porozmawiać, na warunkach mniej cię fatygujących niźli to wcześnie wymagał. Czy zechcesz poświęcić chwilę rozmowy z przywódcą orczej rasy?
Wiedźma przez długą chwilę milczała, jakby się zastanawiała. Elard wiedział jednak, że nie chodzi o myślenie nad tym, co powiedzieć, a o skupianie się i próbę wyczucia otoczenia.
- Opuście miejsce w którym teraz jesteście - rzuciła krótko Lith’ryia i przerwała połączenie.
Wzruszywszy tylko ramionami, chłopak schował medalion.
- Słyszeliście co powiedziała? - rzekł do swych towarzyszy, po czym bez zastanowienia odwrócił się i odszedł w stronę wyjścia.
Nie tracąc ani chwili, Bies zgrabnym ruchem wykonał obrót na pięcie, po czym skierował się w stronę wyjścia. Negocjacje zakończone.
- Jeszcze się spotkamy... - rzucił niedbale przez ramię maszerując przed siebie.

Ulihion jeszcze przez chwilę wpatrywał się w cembrowinę studni jakby w oczekiwaniu po czym dołączył do swoich towarzyszy opuszczających salę. Gdy dotarli do miejsca gdzie wcześniej odbyła się masakra orków wojownik zatrzymał się widząc że w jednym z nich wciąż została odrobina życia. Pochylił się nad umierającym orkiem, przekazując tylko Elardowi swoją myśl

~Zaraz do was dołączę, tylko się pożywię
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 02-02-2013, 15:16   #24
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Terion podziękował karczmarzowi, zostawił suty napiwek i ruszył do swoich komnat. Odwrócił się jeszcze na chwilę.
-Wyślij chłopaka. Niech zajmie dobre miejsce, chcę by nas książe-pan zauważył.
W swych komnatach wyjął naszyjnik od Lith’ryi i spróbował skontaktować się z Shaaven, bezskutecznie. Zdeterminowany i coraz bardziej poirytowany próbował raz za razem w odstępach kilku minut. Bez powodzenia. Już kiedyś spotkał się z podobnymi problemami, dawno temu kiedy wraz z dziadkiem... Nie czas na wspomnienia. Skupił się na próbie nawiązania kontaktu z Elardem, kto jak kto ale ten kapłan nie zignoruje wezwania a i wolę ma dość silną aby wzmocnić połączenie. Odpowiedziała mu martwa cisza. Natomiast z Bronthionem udało mu się skontaktować niemal od razu. Pospiesznie opuścił gospodę ruszając na niewinną przechadzkę po mieście. Rozglądał się usiłując zlokalizować źródło zakłóceń.

Terion wyszedł na zewnątrz i zaczął przyglądać się okolicy. Dość szybko zorientował się, że wokół czuć silną emanację magiczną. Skupił swe zmysły na tym źródle i otworzył się na napływ informacji. Siła emanacji wręcz poraziła jego umysł. Czysta magiczna energia okalała miasto i oddzielała je od świata zewnętrznego. Osoba lub osoby, które przygotowały zaklęcie musiały posiadać niebywała moc i siłę. Terion bardzo dawno nie czuł i nie widział, aż tak mocno skumulowanej magicznej energii.

Elf przeklinał w duchu swoją lekkomyślność, mógł sprawdzić miasto zanim wjechali a tak są odcięci. To wyjaśniało dlaczego nie mógł nawiązać kontaktu z Lith’ryią ani Elardem, ale Shaaven? Czyżby ta głupia drowka opuściła miasto? Ta myśl była niepokojąca. Pamiętał, że wczoraj próbowała się z nim skontaktona wać więc należało wykluczyć iż pole zakłuca komunikację wewnątrz murów. Shaaven musiała wyjść poza nie. Zaraza! Plagi Mulchorandzkie! Balor by ją... Uśmiechnął się do własnych myśli i szybko spoważniał.
Odwrócił się na pięcie i szybko wrócił do swego pokoju. Skupił myśli na amulecie i przelał w niego część swojej własnej mocy, nie był pewien czy artefakt wytrzyma ten zabieg a i własne siły elfa nie wystarczą na długo. Nie mniej udało mu się przebić przez pole skoncentrowanej magii i dosięgnąć mrocznej. - Shaaven... cholera... jesteś tam?! - Koncentracja na wzmacnianiu amuletu nie ułatwiała rozmowy i drażniła Teriona. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi odłożył amulet i zastanowił się co robić dalej. Być może pomylił się i elfka nie opuściła miasta dobrowolnie, być może autor listu miał z tym coś wspólnego. Jeśli to była prawda wówczas wpakował ich oboje w spore tarapaty.

***

Przed spotkaniem u Barnaby, Terion postanowił poczynić pewne drobne przygotowania. Najmniejszym problemem było zdobycie informacji gdzie ów szynk się znajduje. Znacznie poważniejszym, próba przechytrzenia nieznanego szantażysty. Zaczął więc od drobnej sztuczki która mogła dać mu przewagę już na starcie. Jeszcze poprzedniego dnia zwrócił uwagę na całkiem niezłe wyroby tutejszego zbrojmistrza. Szczególną uwagą obdarzając bogato zdobiony sztylet, zapewne jakieś nieodebrane zamówienie. Nabył go uznając za idealnie pasujący do jego stroju, i mając nadzieję, że ewentualny adwersarz uzna to za jedyną broń elfa.
Po czym skierował się w stronę szynku Barnaby, układając w myślach możliwe wersje tego spotkania. Ciekawiło go przede wszystkim ile ten nowy gracz wie o nim samym i z kim podzielił się tymi informacjami.

Terion przed spotkaniem poszedł sprawdzić okolicę w której przyjdzie mu się spotkać z tajemniczym szantażystą.
Szynk u Barnaby znajdował się tuż przy miejskich murach i był miejscem o raczej średniej opinii. Przeważnie zamieszkiwali tutaj biedniejsi kupcy, a teraz w czasie uroczystości wszyscy ci, którzy nie zasługiwali lub nie mieli funduszy na lepsze miejsce. Sam wystrój karczmy też pozostawał wiele do życzenia. Najprostsze meble i ozdoby, które miały lata świetności już dawno za sobą. Terion z krótkiej rozmowy z jednym z przechodniów dowiedział się, że Barnaba tonie w długach i jak nie odkuje się teraz na zaślubinach, to pewnie niedługo będzie musiał zamknąć swój szynk.
Okolica, jak większość terenów w obrębie murów była raczej spokojna, choć Terion zauważył, że mimo bliskości posterunku straży jest tutaj delikatnie mówiąc większy bałagan niż w innych częściach miasta. Sam szynk Barnaby mieścił się w jednej z bocznych uliczek i pewnie, gdyby nie zapytał o drogę nigdy by tutaj nie trafił.

Czyżby szantażystą miał się okazać nieporadny szynkarz. Zabawna myśl przemknęła Terionowi. To by co prawda bardzo ułatwiło negocjacje ale i obdarło je z tego dreszczyku niebezpieczeństwa. Wszedł do środka i zamówił pierwsze wino jakie zaproponował gospodarz, i tak nie miał zamiaru próbować tej podejrzanej cieczy ale nie wypadało czekać z pustym kubkiem. Czekał podziwiając muchę próbującą popełnić samobójstwo topiąc się w tej śmierdzącej octem miksturze.

Karczma o tej porze, a może tutaj było tak zawsze, świeciła pustkami. Usłużny Barnaba postawił przed elfem kielich z winem.
- Czy dla szanownego pana może pokoik? - zapytał przymilnym tonem - Musi pan wiedzieć, że o lokum teraz strasznie trudno w mieście. Wielka uroczystość się zbliża. Z resztą teraz też większość jest pewnie na rynku, by diuka powitać. To jak życzy sobie wielmożny pan pokoik?
Terion nie zaszczycił Barnaby spojrzeniem. - Czekam tu na kogoś. Nic więcej. - I rzucił mu złotą monetę.
Karczmarz z wielką ochotą i radością pochwycił monetę, po czym ukłonił się służalczo.
- A na kogo szanowny pan czeka, jeśli można wiedzieć? W karczmie obecnie nikogo nie ma, a i nikogo się nie spodziewam.
- To prawdopodobnie nie twoja sprawa. Ciesz się, że będziesz miał kolejnego klienta. - Elf arogancją pokrył braki wiedzy.
Barnaba skłonił się i odszedł za kontuar. Terion pozostał sam ze swoimi myślami i kielichem podłego wina. Czas płynął leniwie. Elf czekał cierpliwie. Karczmarz cały czas obserwował go uważnie i czekał na jego rozkazy.
Terion miał niepokojące uczucie, że ktoś go obserwuje i wcale nie chodziło o grubego Barnabę.

Minuty ciągnęły się jak rozgotowany makaron. Minął kwadrans, później drugi. Barnaba kilkakrotnie dopytywał się, czy wino jest dobre i czy nie podać czegoś jeszcze. W pewnym momencie, gdy karczmarz wyszedł na chwilę na zaplecze tuż obok Teriona zmaterializował się imp.
- Witaj szanowny panie - skrzydlaty stwór ukłonił się nisko - Mój pan chciałby wiedzieć, co też tak nietypowa kobieta robi w waszej grupie. Wielu pewnie byłoby zainteresowanych jej pochodzeniem i pewnie nie patrzono, by wtedy na was tak przychylnym okiem.
- Sprawia kłopoty ot co. - Prychnął elf. - Ale nic w niej nietypowego nie dostrzegam. No może trochę przyejmniejszą aparycję niż u przeciętnej elfki jej stanu.
- Oj, widzę panie, że masz zarówno mnie, jak i mego władcę za idiotów. Nie dobrze, doprawdy nie dobrze. Czy aby na pewno nie ma w niej nic wyjątkowego, co mogłyby zainteresować włodarzy miasta? - zapytał z wyraźną ironią w głosie stwór.
Terion usiadł w wygodniejszej pozycji literalnie nadstawiając uszu na rewelacje tego mikrego diabełka-niewolnika. - Więc może ty albo twój pan zechcecie mi w końcu powiedzieć to o czym najwyraźniej sądzicie, że wiem?
- Widzę wyraźnie panie, że nie chcesz się z nami porozumieć. Dość chyba powiedzieć, że wasza towarzyszka nie jest tym, za kogo się podaje. My tutaj w Mallowbrook jesteśmy bardzo prostolinijnii i nie lubimy takich dziwnych podchodów i udawanek.
-Zapomniałeś dodać, że lubicie obrażać elfiego szlachcica wysyłając w roli pośrednika podrzędnego demona, zamiast jak nakazuje dobre wychowanie zjawić się osobiście.
- To tylko względy bezpieczeństwa, a nie brak wychowania - odparł z lekkością imp - Mój pan niezwykle ceni sobie spokój i bezpieczeństwo. Wszyscy wiemy, że nawet w tak spokojnym mieście, jak Mallowbrook człowiek nie może czuć się nigdy do końca bezpieczny. Zwłaszcza, gdy straż miejska przymyka oka i wpuszcza w obręb murów niezwykle podejrzane kobiety.
- Podczas gdy ja wysoko cenię sobie etykietę, i rozmowa z kimś twojego rodzaju nie dostarcza mi przyjemności. Choć mogę zrozumieć względy bezpieczeństwa, w końcu ja również nabyłem prawdę pobroń przed tym spotkaniem.
- Wzajemna wymiana przykrych słów żadnemu z nas nie pomoże, panie. Mi się niezwykle miło z tobą gawędzi. Słyszę jednak, że karczmarz chyba już wraca, więc muszę kończyć. Pamiętaj o nas panie i o tym, co wiemy. Zapewne jeszcze się spotkamy. Bywaj.

- Ani mi się waż kreaturo! - Powiedział Terion nieco podniesionym gosem próbując trafić diabełka kielichem wina.
Ciśnięty kielich z winem trafił diabła prosto w głowę. Stojący na stole stwór zachwiał się i zrobił kilka niepewnych kroków w tył i przód, by w końcu upaść na plecy.
- Nigdzie się nie wybierzesz póki nie powiem że skończyliśmy! - Wyszeptał mu do ucha Terion złośliwie cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- Tak jest - zapiszczał oszołomiony imp. Najwyraźniej przyzwyczajony był do służalczej postawy wobec silniejszych od siebie. Nadal się chwiejąc wstał i spojrzał na Teriona spod przymrużonych powiek, jednak nie powiedział ani słowa.
Elf schwycił impa jedną ręką za kark i pociągnął ze stołu poza zasięg wzroku szynkarza, po czym zwrócił się do tego drugiego. - Gospodarzu przynieś no najmocniejszej gorzałki jaką masz, i coś na zagryzienie.
Barnaba wychylił się zza drzwi i krzyknął:
- Już się robi panie. Na jednej nodze. Skoczę tylko do piwniczki, mam tam wyjątkowo mocno krasnoludzki spirytus.
- Zaraz sobie porozmawiamy... w przyjemniejszej atmosferze. - Terion wyszczerzył się do diabełka. - Ale najpierw powiesz mi czy twój pan nas widzi albo słyszy.
- Nie wiem - zapiszczał ponownie diabeł - Kimże ja jestem, by wiedzieć co widzi i co słyszy mój władca.
- Szkoda. - Zasępił się elf. - Ale właśnie kupiłeś sobie życie, będzie mi potrzebny ktoś kto dostarczy wiadomość. A teraz cisza albo zmienię zdanie. Szynkarz wraca.

Zadowolony Barnaba ruszył do stolika Teriona, niosąc w jednej ręce butelkę jakieś mętnej cieczy, a w drugiej spore pętko kiełbasy.
- Proszę szanowny panie. Czy podać jeszcze chleb? Mówią, że najlepiej to zagryzać chlebem i kiełbasą. Są jednak różne gusta i dlatego pytam.
- Kiełbasa wystarczy, dziękuję. - Uśmiechnął się smutno. - Mam zamiar się upić więc to i tak nie będzie miało znaczenia czym zagryzę. - I mówiąć bardziej do siebie dodał. - Dawno nikt mnie tak nie wystawił.
Karczmarz najwyraźniej miał dobry słuch, gdyż po chwili namysłu zapytał:
- Czyżby kobieta z którą się pan szanowny umówił nie zjawiła się? Głowa do góry. Jak mówią tego kwiatu pół światu. Jeżeli szanowny pan sobie życzy, to ja mogę wysłać umyślnego, by taką jedną, czy dwie tutaj przyprowadził, by nie musiał pan sam tak się upijać. W grupie zawsze raźniej i radośniej. A dziewczyny czyste, zadbane i nie drogie, choć dla szanownego pana pewnie i tak pieniądze to nie problem - zakończył z chytrym uśmieszkiem.
- Nie! Dziś tylko alkohol! - Twardo zdecydował elf. I wręczył barnabie dwadzieścia złociszy.
- To powinno poktyć rachunki a pewnie niedługo nie będę już w stanie zapłacić. Teraz chcę tylko gorzałki i samotności.
- To może chociaż pokój już szanownemu panu przygotować. Po co się później po ulicach błąkać. Wiadomo, że licho nie śpi.
- Tylko alkohol Barnabo, nie bądź nachalny.
Karczmarz skłonił się nisko i bez słowa odszedł za kontuar.

- A teraz mój mały przyjacielu porozmawiamy i wiedz, że jestem dobrym słuchaczem, nawet mam dla Ciebie mały prezent. - Po czym podstawił diablikowi kubek z mocnym trunkiem. - Pij na zdrowie.
- Wybacz panie, ale ja nietrunkowy jestem. Alkohol bardzo mi szkodzi. -wysyczał diablik.
Terion dalej mocno trzymał impa drugą ręką sięgnął po sztylet. - Myślę, że nie tak bardzo jak stal. Wybieraj, pijesz czy odkroić jakąś mniej znaczącą część Ciebie?
- Panie - zapiszczał jeszcze wyższym głosikiem imp - Ja to może i skusiłbym się na twoją, jakże kuszącą propozycje, ale mój władca by tego naprawdę nie pochwalił. Nie chciałbym też cię panie straszyć, czy coś z tych rzeczy, ale muszę cię ostrzec, że mój władca bardzo nie lubi, gdy ktoś grozi lub uszkadza jego sługi.
- Wysłał Cię więc liczył się ze stratą. A teraz skoro nie chcesz pić... - Terion niebezpiecznie zbliżył sztylet do skrzydła diabełka.
Diabełek odsunął się od ostrza najdalej, jak mógł.
- Paaaniee!!!! - zakrzyczał piskliwym głosikiem.
- Co się stało szanowny panie? - zapytał Barnaba.
- Mocny ten krasnoudzki trunek! Nie przyzwyczajony jestem ot co. A teraz zostaw mnie proszę z butelką. - Odwrócił się w kierunku diabełka. - No to już nie polatasz. - Po czym zręcznym ruchem odciął mu jedno ze skrzydeł.
Diabeł zawył z bólu, a jego krzyk rozniósł się po sali. Barnaba zawahał się i przyjrzał uważnie Terionowi.
- Panie na pewno wszystko w porządku?
Krzyk diabła cały czas wypełniał karczmę.
Terion zacisnął mocniej dłoń na karku stworzenia odcinając mu dopływ powietrza i możliwość kontynuowania krzyków, poczekał tak, aż diablik straci przytomność. Miał tylko nadzieję, że nie poniosło go za bardzo i stworek przeżył. - Człowieku jeśli nie mogę znaleźć u Ciebie spokojnego kąta do picia to zmieniam lokal. Może gdzie indziej bardziej docenią moje złoto.
- Wybacz panie, ale martwię się o ciebie. Jeżeli krasnoludzki spirytus ci nie służy, to może polecę coś innego.
- Służy ale możesz przynieść chleb, tylko świeży.
Barnaba się skłonił i ruszył na zaplecze.
W tym momencie Terion skorzystał z możliwości szybkiego opuszczenia szynku. I skierował się w stronę swego pokoju. Zobaczymy piekielne nasienie czy jeszcze dychasz i co możesz mi powiedzieć.

- Gdzie ja... jestem? - zapytał diabeł rozglądając się po pokoju.
Teraz elf mógł swojemu więźniowi dać więcej swobody, drzwi były zamknięte tak samo i okno. Zresztą diablik i tak dysponował już tylko jednym skrzydłem.
- W niebezpieczeństwie o ile nie zechcesz współpracować.
- Nie chciałbym cię panie urazić, ale zabicie mnie nic ci nie da. Naprawdę. Twoja obecna sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Przemoc i tortury wobec mnie, to był wielki błąd. Ja może i zginę i trafię do Baator, ale ty się tam również znajdziesz. Z tym, że ja wrócę do tego świata, a ty już niekoniecznie.
Groźby impa były wypowiedziane nadwyraz słabowitym głosikiem i nie miały takiej mocy, jaką zapewne chciał im nadać diabełek.
- Baator? Nie sądzę. - Roześmiał się elf. - Nie chodzi zresztą o to czy przeżyjesz ale ile bólu Ci zadam. Pamiętaj, że obiecałem wypuścić Cię żywego. Musisz dostarczyć wiadomość swojemu panu. - Terion sięgnął po sztylet. - Wracając do pytań, nie chciałeś po dobroci, będzie siłą. Gdzie jest elfka karzełku? - Zaakcentował pytanie podsuwając impowi sztylet pod nos.
- To nie elfka i dobrze o tym wiesz - odpowiedział hardo imp - I w tej chwili przebywa ona poza murami miasta.
- To, że poza murami sam wiem. Gdzie dokładnie?! - Terion zignorował całkowicie pierwszą część wypowiedzi impa.
- Nie wiem - odparł krótko imp.
Terion załamał ręce. - Po co ja w ogóle z tobą zaczynałem rozmowę? Jesteś absolutnie nieprzydatny. - Chwilę się zastanowił. - Trudno. Wracaj do swojego pana i przekaż mu, że jeśli chce ze mną rozmawiać to musi się pofatygować osobiście. Nie mogę mu zagwarantować bezpieczeństwa jego sług. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Tak też zrobię - odparł diabełek i zniknął.
- Tania sztuczka. - Prychnął elf za odchodzącym impem.

Kazał sobie przynieść obiad do pokoju, nie miał zamiaru dzielić swojej prywatności z nikim przez najbliższe godziny. Czekało go jeszcze najważniejsze spotkanie tego dnia i musiał w spokoju skupić myśli. Zadanie okazało się bardziej złożone niż mógł przypuszczać, Do tego mroczna wcale mu nie pomagała. Wręcz przeciwnie, zniknęła gdzieś za miastem i szukaj wiatru w polu. Trudno, nie takim trudnościom stawiał czoła w przeszłości, teraz też sobie poradzi.
 
Pan Błysk jest offline  
Stary 06-02-2013, 21:23   #25
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Audiencja została zakończona. Co prawda zdumienie na nierealnej twarzy orka winno odmalować się nie małe, gdy trzech posłów, nagle jak gdyby nigdy nic nie odeszło sobie z komnaty. Wysłannicy wiedźmy nie mieli powodu by zostać dłużej nawet gdyby ork nagle chciał zaproponować im korzystne układy. Rozkaz był prosty.

Po drodze nie byli zbytnio nękani żadnym oporem ze strony zielonoskórych. Jedyną przeszkodą były dość śliskie schody u krańca ich wędrówki spływające czerwoną posoką. Ciała uścielające się posadzkę wciąż jeszcze nie wystygły, przypominając o przedstawieniu jakie rozegrało się niedawno. Ostawili tam swego mrocznego towarzysza wiedząc, że niedługo ich dogoni.

Rozbili obóz niedaleko wejścia do kanionu, na tyle na uboczu, by nie rzucali się w oczy, zaś sami mogli bacznie obserwować kto wjeżdża lub opuszcza owiany tajemnicą kanion. Tam też, nie niepokojeni przez nikogo mogli ponownie skontaktować się ze swą seniorką i mistrzynią.

Ewidęntnie nie była w humorze, czy to z powodu pewnego braku samodzielności jej podwładnych, czy z powodu przeciwnika jaki stanął im na drodze. Jednak widocznie pokładała wielkie nadzieję, lub wiarę w swych podwładnych, gdyż mimo wiadomego jej niebezpieczeństwa wysyłała ich na przeszpiegi.

Gdy tylko połączenie się skończyło, młody kapłan spojrzał na postać, która mogła coś więcej wiedzieć na temat ich przeciwnika. Spytał się Ulihiona, co podejrzewa na temat przedziwnej sytuacji, iluzji Skumgarda i zastanawiającej studni. Wędrowiec wyjaśnił im, że prawdopodobnie w zbiorniku wodnym pod posadzką czaił się aboleth kontrolujący społeczność orków. Dość durna ryba obdarzona zdolnościami psionicznymi i magicznymi.
Nie pozostało im nic więcej jak przygotować się do zadania i doczekać odpowiedniej godziny by zaatakować wroga.

Elard pomodlił się o swe czary, po czym rzekł wpierw w elfim, następnie to samo w krasnoludzkim.
- Wyruszymy dwie godziny po północy. Wrota winnem przebić bez problemu. - rzekł mocniej ściskając swą adamantową włócznię - Straże nie będą stanowić zagrożenia. Jakieś uwagi?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 08-02-2013, 18:38   #26
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Elard, Ulihion, Bies
Wiedźma nie była zadowolona z postępów i działań swoich sług. Dała tego jasny wyraz w krótkiej rozmowie, jaką Elard, Ulihion i Bies odbyli za pomocą kryształu. Nie obyło się bez wyzwisk i dosadnych obelg. Lith’ryia żądała wyników i informacji. Kto i w jaki sposób nakłonił orki do współpracy i jakie są jego plany.

Cała trójka opuściła, więc jeden z bastionów orczych plemion i rozbiła obóz z dala od głównego szlaku. Do wieczora obserwowali drogę, uważnie sprawdzając kto odwiedza orczego wodza..
Przez cały dzień nie zjawił się dosłownie nikt. Dopiero wieczorem do obozu przyjechało kilka orczych patroli.
To, co rzucało się w oczy to fakt, że oddziały te były bardzo karne i zdyscyplinowane. Nie była to
banda obdartusów i maruderów, ale porządna, regularna armia.
Elard zauważył, że jadący na czele patrolu ork ma krwistą bliznę na prawym ramieniu, która połyskuje w dziwny sposób.

Gdy księżyc już dawno minął zenit, trójka sług Lith’ryi postanowiła działać. Pod osłoną nocy ruszyła w kierunku bastionu orków.
Przedarcie się przez bramy nie stanowiło większego problemu dla wprawnych wojowników. Bies wdarł się na mury i po pokonaniu kilku strażników otworzył wrota. Gdy tylko to uczynił w obozie podniósł się alarm. Coraz liczniejsze zastępy orczych wojowników pojawiało się na placu. Trójka awanturników walczyła jednak zaciekle i sprawnie. Wspierali się nawzajem i uzupełniali. Zielona posoka trykała na lewo i prawo, a trzask łamanych kości niósł się echem po wąwozie.
Słudzy Lith’ryi metr po metrze zbliżali się do jaskini, gdzie odbyło się spotkanie ze Skumgardem.

Po kilkunastu minutach krwawej rzezi, zmęczeni i poranieni dotarli w końcu do groty, gdzie odbyło się spotkanie. Nie było w niej oczywiście orczego wodza, a jedynie studnia pośrodku kamiennej sali. Żaden z orków nie zszedł z nimi po krętych schodach.
Gdy w końcu Ich stopy dotknęły ziemi powietrze nagle zmieniło ciśnienie i do ich uszu wdarł się potwornie wysoki pisk. Po chwili ich oczy zalał całkowita ciemność, a umysły pogrążyły się w niebycie.

Wokół panowała całkowita i nieprzenikniona ciemność. Ich umysły unosiły się jakby w powietrzu. Czuli się niezwykle lekko i swobodnie. Nie czuli żadnej więzi ze swoimi ciałami, co było zarazem przyjemne, jak i przerażające. Nie widzieli nic, ale czuli nawzajem swoją obecność.
W pewnym momencie w ciemnościach pojawiła się jeszcze jedna osobowość, jakże od nich inna, wręcz obca.
- Przekażcie swojej pani, że jeżeli chce pozyskać moich wojowników do swoich planów, to musi się tutaj stawić osobiście.
Głos jaki wypełnił ciemność, drążył także ich umysł niczym wiertło. Gdy słowa wybrzmiały obca osobowość zniknęła, a trójka najemników obudziła się gdzieś na pustkowiu pośród wysokich ścian Czaszkowego Wąwozu.

Shaaven
Bariera, jaka okalał miasto wydawała się całkowicie szczelna. Liczne próby przedostania się w obręb murów spełzły na niczym.
W końcu Shaaven spróbowała jednej z ostatnich możliwych dróg.

Ścieki okazały się słabiej chronione i przebicie magicznej bariery w tym miejscu nie stanowiło dla drowki żadnego wyzwania.
Przedzierając się pośród ociekających szlamem i wilgocią i cuchnących przeraźliwie kanałów kobieta wdarła się ponownie do miasta.
Było już ciemno, gdy wychyliła się ze studzienki w jednej z bocznych uliczek. Jej strój był w fatalnym stanie, a odór przyprawiał ją samą o mdłości.
Gdy w końcu stanęła na kamiennym bruku i odetchnęła czystym powietrzem zdała sobie sprawę z nieszczęścia, jakie ją spotkało. Cenne zawiniątko z jeszcze cenniejszą zawartością przepadło.

Terion
Po rozprawieniu się z wrednym impem wysłanym na przeszpiegi, Terion oddał się odpoczynkowi i planowaniu kolejnych posunięć. Zdał sobie sprawę, że zadanie które postawiła przed nimi wiedźma nie było takie proste, jak się na początku mogło zdawać.
Wyglądało na to, że Mallowbrook aż kipi od spisków i intryg, i najwyraźniej wiele osób, podobnie jak Lith’ryia pomyślało, że ślub będzie doskonałą okazją do zmiany układu sił lub ugrania czegoś dla siebie.
Teraz, gdy ich dwójka została zauważona trzeba było poznać przeciwnika i włączyć się do gry.

Gdy zapadł wieczór elf udał się w wyznaczone miejsce. Był przygotowany podobnie, jak w przypadku wcześniejszego spotkania, że będzie musiał czekać na swego gospodarza. Pomylił się i to bardzo.
Zbliżając się do zachodniej baszty, zdał sobie sprawę, że w cieniu jaki ona rzuca, stoi jakaś postać.
Zwolnił kroku i uważnie przyjrzał się okolicy. Szybko zauważył, że na dachach okolicznych budynków czatuje czterech ludzi.
Terion szedł dalej w stronę baszty nie rozglądając się więcej, by nie wzbudzać podejrzeń.

- Witaj - rzekł skryty w cieniu baszty elf - Cieszy mnie twoja punktualność. To się ceni. Wybacz okoliczności w jakich przyszło się nam spotykać, ale sytuacja jest wyjątkowa i wymaga, by na bok odłożyć wszelkie konwenanse i zasady etykiety.

Już po pierwszych słowach mężczyzny Terion zdał sobie sprawę, że ma przed sobą kogoś wysoko urodzonego, kogoś do otrzymał staranne wykształcenie i zapewne długie lata przebywał wśród osób o podobnym stanie.

- Z racji braku czasu przejdę od razu do rzeczy. Jutro o tej porze zostaniemy zaproszeni przez Filona na audiencję u księżniczki. Jest to pierwsza selekcja gości, jacy zostaną zaproszeni na uroczystość. Księżniczka za punkt honoru wzięła sobie, że spotka się ze wszystkimi chętnymi i sama oceni, kto z przyjezdnych jest godzien, by otrzymać zaproszenie. Mowa oczywiście o zaproszeniu na zamek, a nie na samą ceremonię, bo na tej mogą być wszyscy. Przedstawisz mnie jako członka swojej świty i nie będziesz wchodził w żadne inne szczegóły. Zajmiesz się rozmową z księżniczką i załatwianiem swoich spraw. Jest to niejako formalność, gdyż Filon zatroszczy się o to, byśmy zostali zaproszeni na zamek. Na zakończenie audiencji wręczy księżniczce mały podarunek w dowód szacunku. Otrzymasz go ode mnie jutro wieczorem tuż przed spotkaniem. Jeżeli masz jakieś pytania, wątpliwości to jest to jedyna okazja, by o nich pomówić. Spiesz się jednak, gdyż nie mam za wiele czasu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 09-02-2013 o 12:40.
Pinhead jest offline  
Stary 19-02-2013, 19:22   #27
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Tak jak zaplanowali wyruszyli po drugiej w nocy, magicznej porze, kiedy to wartownicy najbardziej do snu się legną i najmniejszą wagę do swych obowiązków przykładają. Jak się okazało wielce słuszna ta decyzja była, gdyż podczas skrytej wędrówki do bram twierdzy nikt ich nie nękał ani nie męczył. Strażnicy w blankach nie mogli dostrzec grupki mrocznych lordów skradających się tuż pod ich nosami.

Elard spojrzał z przymrużeniem oka na drzwi i mocniej zacisnął dłonie na swej magicznej włóczni. Ta momentalnie skróciła swe rozmiary wygodnie układając się w dłoni. Kapłan podszedł do bramy i już miał grzecznie zapukać adamantowym ostrzem o wrota niczym konkurencyjny kler gdy nagle Bies wpadł na genialny pomysł. Po co wrogowi niszczyć bramę gdy można ją otworzyć od środka. Nie bacząc na resztę wspiął się zwinnie po występach w murze i niczym kot wylądował za blankami. Szybko i bezgłośnie jak assasyn unicestwił małą grupkę strażników krzątających się sennie tuż przy zasuwie wrót. Nie zastanawiając się długo wyjął skobel i z gracją słonia upuścił go na ziemię. Dźwięk był tak głośny, że cała masa orczych wojowników przyszła przywitać gości. Nie nauczeni poprzednim razem, że bez pięciometrowego kija do sług Lith'ryi się nie podchodzi garneli niczym stado wygłodniałych psów do całkiem ponętnej suczki. I to w cieczce.

Theme


Cios za ciosem kolejny łork zraszał coraz bardziej śliską posadzkę. Ciało legło koło ciała, zaścielając prawie cały plac. Co dziwne, młody kleryk zastanawiał się co się stało z zabitymi wojownikami z przed paru godzin. Spodziewał się zastać kilku woniejących już barbarzyńców, albo znużoną drużynę sprzątającą ścierwa, a tu nic. Czyściutko. Postanowili nadgonić zaległości i przysporzyć skrzętnym woźnym trochę dodatkowej pracy. Chyba, że działo tu jakieś magiczne zaklęcie, rzucone przez zapobiegliwego szamana, skrupulatnie pozbywające się martwych ciał.
Elard, otrząsnął się z tych przedziwnych przemyśleń skupiając się na walce. Gdyby pozwolił sobie na jeszcze dłuższe dywagowania, jakaś zabłąkana strzała mogła by ominąć defensywę wojowniczego kapłana i ugodzić jednego z jego towarzyszy w plecy, albo co gorsza samego młodzieńca.

Po dość długim czasie, gdy liczne zastępy zielonoskórych legły im u stóp, a intruzi mieli chwilkę odetchnienia, jeden z nich odezwał się, starając się balansować na cienkiej granicy równowagi między prawieniem swych przemyśleń, a oddychaniem.
- Ta walka i wszczęcie alarmu nie jest po naszej myśli. Może powinniśmy zawrócić i spróbować innym sposobem?
- Nie. Zaszliśmy już za daleko, musimy dążyć do celu.
- Poczekajcie, mam pewien plan. Jak już tu jesteśmy to możemy...
- Nie. Idziemy na przód.

I poszli.

Jak się okazało, chwila wytchnienia była jedynie chwilą, gdyż jak tylko wkroczyli w głębsze korytarze twierdzy, każdy metr był na wagę złota, zaś zieloni towarzyszyli im przy każdym kroku. O tyle wygodniej się stało, że możliwość okrążenia była mniejsza, a i front się uszczuplił, przez co sprawniej szła im eksterminacja. Kolejne góry orków zostawiali za sobą siejąc śmierć niczym rolnicy ziarno. Yurtrus - orcze bóstwo śmierci - pewnie zbierał owe plony całymi garściami narzekając w duchu na nawał obowiązków.

Do czasu.

Gdy wreszcie dostrzegli wejście do groty gdzie "Skumgard" przyjmował delegacje, a zapewne jego pan posiłki, wkoło nich nie było żywej duszy. I zapewne nie dlatego, że siły gospodarzy były już wyczerpane, czy wojownicy mieli jakiś rodzaj przerwy w swych zmaganiach wojennych, ale żaden z nich nie ważył się zejść za nimi i pierzchnęli jakby w powietrzu rozmyci.
- Nie podoba mi się to. Na jakąś puła...
- Nie marudź, idziemy.

I poszli.

Gdy tylko wstąpili do pustej Jaskini, ich ciało ogarnęła przedziwna nieważkość zaś wysoki piski zagłuszył ich myśli. Magiczne gusła zastawione tu przez magiczne siły orków bez słowa sprzeciwu uwięziły trójkę włamywaczy.
Ponadprzeciętny głos przemówił do nich to co miał im do powiedzenia po czym nie zważając na nieme protesty wypluł ich ze swego czaru gdzieś na pustkowia wąwozu.

- Eh - westchnął młody kapłan - dowiedzmy się po prostu jak najwięcej o owej "rybie" i wracajmy do wiedźmy - rzekł po niezręcznej chwili milczenia jaka zapanowała wśród rozbitków. - Rozbijmy obóz i postarajmy się dyskretnie jak najbardziej zinfiltrować wroga. - dodał patrząc wpierw na pięściarza, potem na ich tajemniczego kompana. - Użyjcie wszelakich swych atutów i zdolności jakie uznacie za stosowne by choć ochłapy wiedzy wydobyć z tych przeklętych skał.

Zapenwe uszczuplone przez antybohaterów wojska Skumgarda, wciąż były na tyle liczne by prędko zebrać się do ataku. Choć biorąc pod uwagę ile krwi przelali wcale to nie było takie pewne.

Sam zaś, gdy tylko ich prowizoryczne obozowisko powstało skryte wśród skał wąwozu tak by nikt ich za łatwo nie znalazł - choć biorąc pod uwagę magiczne zdolności Aboletha, wszystko było możliwe - ustawił niewielką chrzcielnicę ze złota wraz z ur wodą święconą. Zajrzał w głąb i począł inkantować zaklęcie.


_____
Szpiegowanie skoncentrowane na szamanie z którym rozmawiałem na początku
Po północy (i drobnej zmianie czarów) szpiegowanie skoncentrowane na Skumgardzie (biorąc pod uwagę jego wygląd)
Większe szpiegowanie skoncentrowane na głosie który słyszeliśmy w "pustce"
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 23-02-2013, 09:51   #28
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Przyjemne zaskoczenie. W końcu jakaś kulturalna osoba w tym mieście. Terion odczuwał niemałą przyjemność zaledwie po krótkim kontakcie z tym elfem. Może mogliby... Nie, tamtych czterech pewnie by na to nie pozwoliło, poza tym to tylko interesy.

- Jeden szczegół, jakim imieniem pana przedstawić? - motywy kierujące tym elfem były przed Terionem ukryte, nie wiedział czy plan na który się zgadza przyniesie więcej korzyści czy szkód. To jednak sprawiało, że krew w jego żyłach się rozgrzewała i krążyła szybciej.

- To bez znaczenia - odparł bez namysłu elf - Mam być tylko figurantem, pomocnikiem, nikim ważny, więc wymyśl coś, co nie wzbudzi niczyich podejrzeń.

A już wydawało się, że trafił na kulturalnego rozmówcę. Znów wbrew przysłowiu nadzieja umarła pierwsza.

- Tak. Bez znaczenia. - Wycedził Terion przez zaciśnięte zęby. - W takim wypadku przynajmniej odziej się stosownie. Zieleń i srebro, kolory domu Sylvari. Nic krzykliwego i żadnej broni. I spotkamy się jutro wczesnym popołudniem. Musisz się przyzwyczaić do roli. Nie możesz zawstydzić domu Sylvari. - Władczy ton w głosie słonecznego elfa wykluczał jakikolwiek sprzeciw.

Elf zmierzył go wzrokiem. Terion widział tylko zarys twarzy i lśniące w mroku oczy.
- Zgoda. - odparł krótko.

Wracając rozmyślał nad nową sytuacją. Była parszywa. Cel znikał za horyzontem a nieznani gracze wrzucali kłody pod nogi byle tylko ugrać odrobinę w swoich malutkich bataliach. Terion do tej pory starał się ominąć większość tych kłód teraz jednak wydawało się to niemożliwe. ”Cóż skoro zagradzają mi drogę, żebym nie mógł iść to wzbiję się w górę i przelecę nad nimi wszystkimi!” Po raz kolejny zachwycił się własną metaforą. Był późny wieczór kiedy wrócił do gospody “Pod Koroną”, właściwie była to już noc. Po drodze do swych komnat wypytał karczmarza o heroldów i grzecznie poprosił o rozpuszczenie wieści, że poszukuje kogoś obytego kto stojąc twarzą w twarz z rodziną królewską nie straci rezonu i godnie ogłosi przybycie znamienitego rodu Sylvari. Wynagrodzenie zaproponował niewiarygodnie wysokie ale czas aby się zgłosić tylko do południa. Raczej nie uda się zatrudnić w ten sposób mistrza ale może znajdzie się ktoś dość elokwentny aby cała maskarada nie zmieniła się w komedię.
 
Pan Błysk jest offline  
Stary 23-02-2013, 23:13   #29
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Cechami które Ulihion cenił sobie najbardziej były ambicja i intelekt. Trudno było ich oczekiwać po ciepłokrwistych istotach z powierzchni, koncentrujących się wyłącznie na swoich nędznych życiach nie potrafiących podnieść niewolniczo spuszczonego wzroku. Służba wiedźmie z powierzchni, narzucona mu odgórnie, była prawdziwym ciosem dla tak dumnej istoty jak Wędrowiec, jednak rozkazy były absolutne. W początkowym okresie służby zaczęło jednak wydawać się mu że upokorzenie nie jest aż tak ogromne, dostrzegł bowiem w Lith’ryi talent i ambicję wystarczające by uznać ją za niemalże równą sobie. Oczywiście dalej była tylko jedną z istot z powierzchni a jej plany choćby nie wiadomo jak ambitne były niczym w porównaniu do dążeń prawdziwych panów Ulihiona którzy w najgłębszych otchłaniach czekali aż zgasną gwiazdy by ukazać światu swoje nieludzko doskonałe oblicza. Nadzieje zakapturzonego wojownika okazały się jednak płonne, a pokładanie nadziei w tych śmiesznych kreaturach z powierzchni doprowadziło do bolesnego rozczarowania. Wiedźma mimo całej swojej ambicji i wielkich w swoim mniemaniu planów wykazała się głupotą o którą Wędrowiec jeszcze dzień wcześniej by jej nie podejrzewał. Chociaż byli tak blisko leża marionetkarza kazała im wycofać się, co w sumie nie było aż tak dziwne. Widocznie uznała że potęga tego bytu przekracza połączoną siłę ich trójki w tak znacznym stopniu że nie mieliby szans w otwartej konfrontacji. Możnaby jeszcze ją usprawiedliwiać, gdyby nie fakt że skoro uznała ich przeciwnika za aż tak potężnego wystawienie ich trójki przeciwko takiej istocie przeczyło rozsądkowi. Skoro zdołała nie tylko przejąć kontrolę nad orkami ale wyszkolić ich w sztuce wojennej to wątpliwe by trzech wysłanników kompletnie nieprzygotowanych do takiego zadania mogło jej zaszkodzić - byłoby to po prostu skrajną głupotą byłoby gdyby zostawiła lukę w swojej obronie. Być może gdyby dysponowali większym zasobem informacji to zadanie nabrałoby pozorów sensu; resztki swojego wizerunku Lith’ryia strzaskała jednak gdy zgodnie z jej rozkazem opuścili twierdzę. Osoba zgodnie ze złożoną przez nich przysięgą rozszcząca sobie prawo do wydawania im poleceń śmiała mieć do nich pretensje o to, że zgłosili się do niej po rozkazy, co w tej sytuacji było oczywistym posunięciem. Wędrowiec poczuł coś na kształt smutku - o ile w jego przypadku można mówić o podobnych emocjach. Zawiódł się na swojej przełożonej, o której do tej pory sądził że jak na istotę z powierzchni może być cokolwiek warta. W trakcie całej rozmowy gdy zacietrzewiona czarownica obrzucała ich obelgami Ulihion stał w milczeniu, nie zniżając się nawet by jej odpowiedzieć. Najwyraźniej po prostu nie wiedziała, że jeśli chciało się wymagać od innych najpierw trzeba było dać coś od siebie

Ponowienie ataku na twierdze zielonoskórych nie poszło do końca tak, jak trójka wysłanników mogłaby sobie tego życzyć. Owszem, pokonanie wrót dla całej ich trójki nie stanowiło większego wyzwania jednak alarm jaki to wywołało nieco przerósł ich początkowe założenia. Nawet dobrze zorganizowani i wyekwipowani orkowie nie stanowili dla nich zagrożenia, chociaż przytłoczeni ich masą nie mogli powiedzieć że walka była łatwa. Nawet Ulihion specjalizujący się w obronie nie był w stanie odeprzeć wszystkich spadających na niego ciosów, zielonoskórych było zwyczajnie zbyt dużo, jednak nie sądził by pozostałą dwójkę dało się teraz zawrócić. W końcu prąc cały czas do przodu zdołali przebić się do sali gdzie wcześniej rozmawiali z władcą marionetek, jednak tam spotkała ich niespodzianka. Istota ta zdołała po prostu ich teleportować, najpierw wyrzucając ich do czegoś przypominającego inny wymiar a następnie porzucając poza granicami twierdzy. Pierwszą wyjątkowo nachalną myślą Wędrowca było ,,a mógł zabić!”, istota bowiem która od tak sobie była w stanie tworzyć bariery i przenosić grożących jej przeciwników z dala od siebie dysponowała niepokojąco wręcz dużą mocą. Dlaczego zwyczajnie nie zabił trójki wysłanników skoro ich akcje mu nie odpowiadały? Wędrowiec nie potrafił tego zrozumieć. Nie było sensu szargać delikatnych nerwów wiedźmy by zdać jej raport, trudno było także znaleźć powód dla którego mieliby zostać dłużej w wąwozie. Czy skoro marionetkarz dysponował aż takimi możliwościami wykraczającymi poza prawa znanego Ulihionowi świata mieli jakiekolwiek szanse by zaszkodzić jego planom? Nawet jeśli jakimś cudem zdołają ominąć straż i faktycznie dotrzeć do prawdziwego serca orczej twierdzy nie będą mieli żadnych szans przeciwko komuś obdarzonemu takimi zdolnościami. Najsensowniejszym rozwiązaniem byłoby sprowokować konflikt pomiędzy nimi a którymś z pobliskich państw jednak sama wiedźma zaznaczała że ma w swoich planach miejsce dla armii Skumgarda więc jej zdziesiątkowanie w ten sposób nie byłoby zapewne zbyt korzystne. Nie mieli żadnego argumentu którego mogliby użyć w negocjacjach, nie mogli sobie pozwolić na wybicie zbyt dużej ilości orków oraz nie mieli szans w walce z ich przywódcą - wiedźma naprawdę wykazała się niezgłębioną mądrością wyznaczając im ten cel i zaopatrując ich w tak wiele potrzebnych informacji jednocześnie narzucając tak mało ograniczeń. Dodatkowo zielonoskórzy zdawali już sobie sprawę z ich obecności i o jakimkolwiek zaskoczeniu nie mogło być mowy, trudno więc było znaleźć jakąkolwiek możliwość działania w tej sytuacji. Widząc że Elard przygotowuje się do wykorzystania magii i z góry domyślając się jaki będzie tego efekt Ulihion zdecydował się opuścić tymczasem ich grupkę i przygotować małą zasadzkę na drodze którą orkowie docierali do twierdzy. Jeśli pojawi się oddział orków na tyle głupich by opuścić twierdzę wiedząc że kręcą się w pobliżu lub jadący w stronę twierdzy nie wiedząc o ich obecności planował zaatakować. Tym razem jednak zamierzał zrezygnować ze swoich zasad i wykorzystać do tego moc, by pojmać jednego z orków żywcem, najlepiej takiego który dowodzi oddziałem. Następnie związanego przyprowadzi do pozostałych i ponownie korzystając z mocy postara się przeskanować jego umysł w poszukiwaniu wszelkich przydatnych informacji
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172