Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2015, 22:21   #261
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Trzeci. Dziesięć Miast. Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni

Bryn Shander
23-24 Tarsakh

Wędrówka do centralnego miasta Dekapolis przez zaspy i nieubity śnieg była męcząca, lecz Grzmot raźno marszerował przed siebie, bez problemu dotrzymując kroku koniom Ignisa i Arnulfa, a nierzadko także je wyprzedzając. Był w doskonałym humorze; Arnulf okazał się wyzwaniem, a Var lubił wyzwania. Ponad to goliat w końcu mógł poruszać się w swoim tempie; no i miał nie lada plany związane z pobytem w gwarnym mieście. Odruchowo poklepał sakwę z cennymi przedmiotami. Co prawda Tibor odmówił wydania mu magicznego pierścienia argumentując to zapowiadaną przez barbarzyńcę pijatyką, jednak Var i tak miał sporo fantów, za które mógł wskrzesić Shando - o ile oczywiście znajdzie do tego odpowiedniego człowieka. A to się Mara i Burro zdziwią! Grzmot nie wspomniał o tym przy nich nie chcąc im robić nadziei; wiedział jak oboje przeżyli śmierć calishyty.

Mimo intensywnego tempa, gdy dotarli do Bryn Shander słońce dawno już minęło zenit i powoli chyliło się ku zachodowi. Na widok cywilizacji Innocenty wyraźnie poweselał, za to Var odruchowo skrzywił się, gdy gwar głosów uderzył w jego uszy. Przez dekadzień spędzony w ciszy śnieżnej tundry odzwyczaił się od miejskiego hałasu. Bryn było o połowę większe od Ybn Corbeth i goliat poczuł się nieco zagubiony. Na szczęście jego towarzysze wiedzieli co robią. Pierwsze kroki skierowali do gospody “Glenstag Rest”, jednak - ku ich rozczarowaniu - nie było tam ani Arli Hightower, ani też nikogo z jej ludzi; ani teraz, ani wcześniej. W takim wypadku Grzmot kazał się zaprowadzić do największej (i jedynej, jak się okazało) świątyni w mieście - Domu Triady.



Grzmot
przyjrzał się kamiennej budowli. Mimo że sam w zasadzie był nomadem, umiał docenić piękno i kunszt kogoś, kto potrafi tak pięknie a jednak prosto wyrzeźbić kości matki ziemi, by stanowiły mocną podporę. Krasnoludzki kunszt widać było gołym okiem. Rozejrzał się za jakimś sprawującym tu posługę kapłanem z niepewną miną. Mimo późnej pory - a może właśnie dlatego - świątynia była pełna ludzi, toteż dopiero po dłuższej chwili wypatrzył w tłumie szare szaty jakiejś młodej niewiasty wyglądającej na akolitkę. Gdy wyłożył w czym rzecz kobieta wytrzeszczyła na niego w zdumieniu oczy i, kręcąc głową z niedowierzaniem, przykazała poczekać w bocznej nawie. Czekał długo; udało mu się nawet przysnąć mimo głośnych modłów shanderczyków. Wreszcie pojawiła się akolitka i gestem zaprosiła na tyły budowli, do niewielkiego pomieszczenia obok lazaretu, w którym siedział mężczyzna w średnim wieku, mikrej postury - przynajmniej w porównaniu do goliata. Na grubej wełnianej szacie miał wyszyty symbol związanych dłoni.

Goliat przyjrzał się kapłanowi. Mężczyzna, przed którym go postawiono nie sprawiał imponującego wrażenia. Z drugiej strony Kostrzewa też wielkiego nie robiła, była zgryźliwa, czepialska, pierwsza do stania w tyle i walenia towarzyszy lagą po głowie, a jednak pokazała na co ją stać. Chociaż wątpił by kapłan chciał zapłacić podobną cenę.
- Arien wyłożyła mi w czym rzecz... Chyba, bowiem mam wrażenie, że się przesłyszała - rzekł mężczyzna, przedstawiwszy się wcześniej jako kapłan Illmatera, Hubert Dert.
- Nie, nie przesłyszała się. Chciałem zapytać o możliwość wskrzeszenia jednego z moich poległych towarzyszy. Shando Wishmaker się zwał. Poległ około dekadnia temu w czasie walki z pewną nienaturalną bestią. Zazwyczaj bym nie prosił o coś takiego, przyznam że to dla mnie dziwne a na magii się nie znam w ogóle. Wiem jednak że jeśli mamy wypełnić tą misję, przyda się każdy, kto może przyłożyć do tego rękę, umysł czy zaklęcie. - Powiedział cicho Grzmot przestępując z nogi na nogę, z rękoma założonymi z przodu. Miotały nim sprzeczne uczucia, ale nawet Kostrzewa nie była przeciwna ściągnięciu Shanda w taki sposób na dobrą sprawę. Tym się niejako usprawiedliwiał, skoro druidka nie miała problemu z magicznym wyrwaniem kogoś z kręgu życia, czemu on powinien mieć
- E... Dawno trochę... - Grzmot najwyraźniej onieśmielał kapłana, który najpierw wstał, potem usiadł i gestem nakazał to samo Varowi, odprawiając przy tym Arien. - A nie wrócił przypadkiem jako nieumarły? Jak tak to się go wrócić do życia raczej nie da…
- Ciężko powiedzieć, pochowaliśmy go pod kamieniami w dolinie, na początku jego duch trzymał się dzielnie, nie odchodząc, potem został wypędzony przez… - tu głos się barbarzyńcy zawahał - ...przez naszego towarzyszącego kapłana, i podobno odszedł tam, gdzie jego miejsce po śmierci. Więc chyba nie wrócił. - Odparł kapłanowi. Nagle przypomniała mu się dysputa między Tiborem a Kostrzewą z większymi detalami. - Hmm wiem że się sprzeczali z druidką czy lepiej go wskrzesic, czy reitero... reinkacero... reinkarnować. O, jaka jest w zasadzie różnica? - Grzmot usiadł tak jak mu sugerowano. Ostrożnie, bo większość mebli była dość solidna, to różnie bywało przy jego ciężarze.
- E... - kapłan wyglądał przez chwilę na dość zagubionego, ale szybko się otrząsnął i wyprostował na krześle. - No więc tak. Zmartwychwstanie to najwyższa boska łaska, przywrócenie zmarłego spowrotem do naszego świata całego i nietkniętego, jeśli sobie on na to zasłużył i jeśli taka będzie wola boga oraz samego zmarłego. Oczywiście Wszechmocni mogą pokarać impertynencję porzucenia ich domeny i łaski służenia bogom na ich Planie i ukarać istotę utratą pamięci, umiejętności lub fizycznych atrybutów. Wtedy nazywamy to wskrzeszeniem.
Reinkarnacja zaś jest domeną tych, którzy żyją w jedności z naturą i w jej bogach upatrują całą równowagę i dobro tego świata. Dusza zmarłego odradza się wtedy w ciele dowolnej istoty, takiej którą wybiorą dla niej bogowie. Przyznam jednak, że szczegóły tego ostatniego procesu nie są mi znane - zakończył, niezrażony jednak swą ignorancją w tym temacie. Widać było, że poczuł się znacznie pewniej.

Przy takim nazwaniu wszystkiego, w zasadzie miało to jakiś sens. Zarówno nalegania Tibora, jak i sprzeciw Kostrzewy. Grzmot podrapał się pomiędzy gałązkami na głowie. Z jednej strony najwyższa łaska, z drugiej zaś naturalny powrót o którym kapłan nie wiedział w zasadzie nic i jakoś się tym nie przejmował. Przyjrzał się dogłębniej kapłanowi i pokiwał głową sam do siebie. - Macie jakiegoś potężnego druida w okolicy, który byłby taki rytuał w stanie przeprowadzić? Jeśli nie, chyba trzeba będzie nieco nacisnąć na odcisk tym na górze, i bardzo, bardzo ładnie ich poprosić, żeby pozwolili wrócić temu krewkiemu czarodziejowi. Że chce wrócić jestem prawie pewien. - Powiedział w w głębokim zamyśleniu.
Na takie postawienie sprawy kapłan aż poczerwieniał z oburzenia, jednak najwyraźniej wygląd osobliwego gościa sprawił, że trzymał język na wodzy.
- W Kuldahar są druidzi, potężni druidzi. Słyszałem też o elfim kręgu w okolicach Ybn Corbeth - wyburczał sucho. - Jednak w obecnej, khem, nienaturalnej sytuacji, na prawdę sądzę, że szczera i głęboka modlitwa - mocno zaakcentował ostatnie słowo - do bogów będzie bardziej pewna niż płaszczenie się przed tymi... khem... wielbicielami Równowagi.

Grzmot podniósł wzrok na kapłana kiedy ten oburzył się na sugestię o druidach. Uśmiechnął się jedynie smutno. - Widziałem... różne rzeczy ostatnimi czasy, małe, codzienne cuda, te ciut większe, no i największe do tej pory widziałem w wykonaniu druidki. Za co zapłaciła życiem by ocalić życie, ale chyba sam wiesz jak czasem to działa. Podejdź tu, powiedz mi co widzisz na mojej głowie a potem zastanów się jakie zazwyczaj widywałeś goliaty, o ile jakieś w ogóle. - Odparł bardzo spokojnie. Cała ta magia i co potrafiła była dla niego dziwna, przerażająca a jednak faktycznie cudowna, nawet to, co czasami wyprawiała Mara. W porównaniu z jego zwalistą sylwetką prawdopodobnie była potężniejsza i tak.
- Myślę, że wszyscy widzieliśmy ostatnio wiele rzeczy, których nikt nie chciałby oglądać - głos kapłana nieco złagodniał, gdy oglądał czaszkę goliata. - To robota tej twojej druidki? Sprawia ci to jakieś dolegliwości?
- Nie, to nie jej sprawka, zaczęło się po jej śmierci, a co do dolegliwości? Nieszczególnie, nawet jakoś lepiej ostatnio się czuję. Po prostu stałem blisko, kiedy próbowała oczyścić jedno miejsce. Chyba jej się udało. Przynajmniej zasiała nadzieję, a Galeb-Dhur będzie jej pilnował, by odpowiednio zakiełkowała. - Goliat poklepał mężczyznę delikatnie po ramieniu. - Bardziej chodzi mi o to, że obie strony tak naprawdę zajmują się tym samym i... muszą się szanować choćby nie chciały, bo zawsze mogą przyjść takie czasy jak dziś a wtedy potrzebujemy was ramię w ramię. - Dodał zmęczonym głosem. - Dlatego potrzebujemy Shanda, bo jako jeden z nielicznych był gotów nadstawiać głowę, dosłownie, żeby pozbyć się wspólnego problemu. Nie z obowiązku, jako ochotnik. - Zakończył wreszcie.
- Aha... - kapłan odsunął się nieco i pogładził po brodzie. - A jakiego boga wyznawał twój zmarły przyjaciel?
- Temposa, tak mi się zdaje - odparł Grzmot. Nie dodał, że Shando nie wyznawał go zbyt intensywnie; przynajmniej Var nic o tym nie wiedział.
- Hm, no dobrze - rzekł po chwili namysłu Dert, przetrawiwszy słowa goliata. - Nie mamy teraz wielu rannych pod opieką; nieumarli już prawie się nie pojawiają... przynajmnej w mieście. Spróbuję jutro o świcie wymodlić odpowiednią łaskę. Potrzebne mi są jednak składniki: fragment ciała zmarłego, czysty diament; no i co łaska za fatygę; w tym przypadku dwieście sztuk platyny. Im więcej będzie w srebrze tym lepiej.
- Hmm czy to wystarczy? - Grzmot wyciągnął siwy warkocz i diament, który znaleźli po drodze a który wszyscy oceniali na bardzo cenny, do tego obok ustawił kielich smakosza, który niedawno zidentyfikował Morheim. - Postaram się jutro upłynnić kielich, i inne rzeczy, więc powinienem mieć dość złota, co do srebra, postaram się. Mam nadzieję że uda się je dostać. Chyba że wolisz kielich, choć wątpię. Zmienia barwę zależnie od tego jaki płyn się w nim znajduje, inny przy wodzie, inny przy wodzie święconej lub przeklętej, truciźnie i tak dalej. - Powiedział ucieszony goliat. Z tego co usłyszał u czarodzieja, była duża szansa że będzie w stanie bez problemu załatwić dwieście sztuk platyny, lub dwadzieścia kilo złota.
- Wolałbym gotówkę, świątynia ma swoje potrzeby - zwłaszcza teraz, gdy wokół pełno uchodźców. Choć i tak jest dużo lepiej niż po zaćmieniu - odparł kapłan, z zainteresowaniem oglądając kielich. Potem przeniósł wzrok na diament i podniósł go do światła, oceniając go uważnie. - Tak, taki powinien wystarczyć, warkocz także. Bądź tu jutro przed świtem - to najlepsza pora na modły - zakończył oddając Grzmotowi wszystkie przedmioty.
- Będę w takim razie, a teraz chyba pora iść spieniężyć co trzeba i... dziękuję. - Barbarzyńca wstał i ruszył w kierunku wyjścia, zdawało się że miał jeszcze sporo do zrobienia nim się położy tego wieczora.

Arien uprzejmie wskazała mu największy sklep w Bryn - “Rendaril's Emporium” - choć Grzmot miał wrażenie, że gdy odchodził wykonała za nim znak odpędzający złe moce. Nietrudno było znaleźć skład, a i o tej porze był już pusty. Przed wejściem Var założył na szyję magiczne cacko wmacniajace sztukę perswazji i tak uzbrojony wkroczył do sklepu.
Targi trwały długo. Rendaril wydziwiał i kręcił nosem nad czarodziejskim kielichem narzekając, że nie będzie miał go komu opchnąć, aż w końcu odkupił za marne 1700 sztuk złota. Var dużo lepiej wyszedł na sprzedaży krótkiego łuku (tu dostał nawet część zapłaty w srebrze), a podmrokowa trucizna wprawiła handlarza w taki zachwyt, że zapłacił za nią całe 80 sztuk platyny. Goliat wolał nie myśleć jakich nabywców Rendaril miał na tego typu mikstury. Koniec końców Grzmot opuścił sklep z duża nadwyżką gotówki i ruszył do Glennstag Rest, gdzie miał zaczekać na Arnulfa. Shanderczyk zaproponował mu nocleg w swoim domu i goliat chętnie na to przystał.



Zostawiwszy goliata pod świątynią Arnulf i Innocenty ruszyli w stronę centrum miasta.

Bard nie miał specjalnych planów. Powrót do miasta ucieszył go; mimo złych wspomnień Ignis stęsknił się jednak za gwarem, bezpieczeństwem i anonimowością miejskich murów. Zakupiwszy kilka pereł u Rendarila półelf ruszył w stronę swojego domu, podśpiewując pod nosem. Dzięki wieściom z patroli wiedział, że jego rodzina jest bezpieczna; mimo to im bliżej był, tym bardziej zwalniał kroku. Ludzie, miejsca… wszystko przypominało mu o doznanej stracie i lęku przed kolejną. Gdy kładł dłoń na klamce zobaczył, że drży. Jednak z chwilą, gdy otworzył drzwi rodzinnego domostwa wszystko wróciło do normy. Ojciec wylegiwał się przed kominem wraz z bratem, matka zarabiała ciasto na chleb, siostry kłóciły się nieopodal. Gdy Ignis stanął w drzwiach najpierw zaległa cisza, po czym wszyscy rzucili się w jego stronę niemal przemocą wciągając do środka, ściągając zeń płaszcz i miażdżąc w czułych uściskach. I przez chwilę Innocentemu było na prawdę dobrze.

Tymczasem Arnulf postanowił postawić obowiązki nad przyjemność i - zostawiwszy swe rzeczy w mieszkaniu, a konia w stajni - ruszył w stronę domostwa Mówcy. Ponieważ Cassiusa nie było w domu skierował kroki do strażnicy mieszczącej się nieopodal Zbrojowni. Tutaj miał więcej szczęścia. Richter Haydn w milczeniu wysłuchał jego raportu. Nie był chętny by zwalniać Arnulfa ze służby gdyż cenił rozsądek i umiejętności młodego wojownika, jednak nie miał też prawa przymuszać go do pracy w straży.
- Pogadamy jutro z Cassiusem; może coś zapłaci - mruknął na koniec. W przeciwieństwie do większości Mówców Cassius był dalekowzrocznym przywódcą i rozumiał, że przetrwanie Dekapolis zależy od współdziałania mieszkańców wszystkich miast. Szkoda, że reszta Mówców nie podziała jego zdania…

Lothbrock odwiedził rodzinny dom, ale nie zabawił tam długo. Śmierć Alany kładła się cieniem na wszystkich mieszkańcach domostwa - zwłaszcza gdy ich wzrok padał na Arien. Arnulf zauważył, że z domu zniknęły wszystkie lustra, a młodsza siostra, która niedawno wróciła z posługi w świątyni, ścięła włosy i zaczęła barwić je na ciemno; mimo to nadal była idealną kopią zmarłej bliźniaczki. Po zjedzeniu kolacji mężczyzna pożegnał się i ruszył do "Glennstag Rest", a potem wraz z Grzmotem do swojego własnego domu. Noc minęła spokojnie i obaj wojownicy mogli się wreszcie wyspać.



Rankiem Arnulf chciał zaprowadzić Vara na rozmowę do szeryfa, okazało się jednak, że postawny gość ma inne plany. Grzmot zerwał się z łóżka przed świtem, po czym niemal pobiegł w stronę Domu Triady, a skonfundowany Lothbrock powlókł się za nim. Porucznik zmieszał się jeszcze bardziej gdy w świątyni zastał swoją siostrę, która widząc go aż otwarła usta ze zdumienia. Jej przełożony szybko przywołał ją jednak do porządku i zaczął omawiać z goliatem szczegóły - jak w końcu zorientował się Arnulf - czyjegoś wskrzeszenia! “Mało im chodzących trupów…”, pomyślał mężczyzna, kręcąc głową; koniec końców stanął z boku przyglądając się rytuałowi.

Nie był on widowiskowy; w końcu Illmater był skromnym bogiem. Huber Dert położył na kamiennym ołtarzu coś, co wyglądało na zwinięty w pierścień siwy warkocz, w środku pierścienia ułożył duży diament, wszystko zaś spryskał wodą. W końcu stanął twarzą skierowaną na wschód, uniósł ręce i zaczął inkantować coś w śpiewnym języku, irracjonalnie kojarzącym się Arnulfowi z powiewem wiatru. Kapłan modlił się i modlił, ale nic się nie działo, więc wojownik zwyczajnie zaczął drzemać na stojąco. Otrzeźwił go zduszony jęk Arien. Nad ołtarzem unosiła się mleczna mgiełka, która z każdą sekundą gęstniała, a diamentowy pył wirował nad ołtarzem przybierając kształt postawnego człowieka. Siwy warkocz pociemniał i stał się częścią bujnej czupryny; we mgle widać było zarys kości, mięśni, aż wreszcie skóry - i gdy Huber wreszcie zakończył inkantację na kamiennym ołtarzu leżał umięśniony, pobliźniony
mężczyzna, nagi jak go pan bóg właśnie stworzył, rozglądając się w oszołomieniu. Kapłan wydawał się równie zaskoczony efektem co niedoszły trup.

- No, to jak tam było? - wyszczerzył się Grzmot, podchodząc i okrywając towarzysza własnym płaszczem.

Arien zaś zemdlała.

 
Sayane jest offline  
Stary 20-03-2015, 21:06   #262
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Pierwsza dopadła go go Kana i bezceremonialnie wciągnęła do domu. Po chwili Gwen zaczęła ściągać z niego płaszcz za to matka pogoniła ojca.
- Hektor wyciągnij świerzy kubek i talerz nie widzisz że mam upaćkane ręce. - po czym wytarła dłonie w fartuch i poszła uściskać syna. Dopiero gdy kobiety wypuściły do z objęć ojciec wstał i prawie zmiażdżył w uścisku.
- Dobrze że wróciłeś cały i zdrowy.
- Ha a jaki miałem wrócić? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Bo wiesz po tym co stało się w za… -zaczął ojciec nie dokończył bo matka zdzieliła go ścierką.
- Nie słuchaj go. - Roześmiał się matka. - od paru dni szuka natchnienia i robi się nieznośny.
Parę dni temu zareagował by pewnie dość nerwowo ale te parę dni patrolu skutecznie go zahartowały. Zwłaszcza że ta “wpadka” ojca upewniła go tylko w przekonaniu że w domu nie czeka go nic poza łykaniem własnego żalu. I nie miało znaczenia że widok ojca i “dziewczyn” napełnił jego duszę przyjemnym ciepłem pełne ukojenie odnajdzie dopiero gdy zrobi wszystko by wyjaśnić zagadkę zaćmienia. Wiedział jak zareaguje rodzina na jego decyzję więc cały wieczór odegrał rolę syna wracającego na łono rodziny.
Rankiem przy śniadaniu.
- Niestety nie zostanę długo dzień może trzy. Wrócę jak będzie okazja.
Ojciec przyjął te słowa tylko skinieniem głowy. Wydarzenia ostatnich dni odcisnęły na nim swoje piętno bardziej niż myślał. Bo Ini spodziewał się raczej serii rubasznych przycinek i żartów a nie cichego przyzwolenia. Za to matka i siostry spojżały na siebie jakby przerażone.
- Ini chcesz wracać? ...tam. - wskazały bliżej nie określony kierunek.
- Mhm - przytakną. W sumie nie wiedział co go tam pcha ale wiedział też że nie zagrzeje miejsca w domu. Upór czy raczej zapamiętanie we wszystkim za co Dyce’owie się brali był niemal przysłowiowy więc kobiety odpuściły lamenty wiedząc że teraz nic nie wskórają a za parę dni jak się mu znudzi znów wróci bo w końcu teraz też wrócił po paru dniach. Widząc że atmosfera w domu się zważyła szybko dokończył śniadać i wyszedł poszukać Arnulfa i Vara.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 22-03-2015, 21:43   #263
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Zaświaty, Kres Wojownika, gdzieś na pograniczu domeny Tempusa i Garagosa
Sześćset osiemdziesiąta pierwsza Bitwa o Warownię Trzech Toporów
Czas nieokreślony

Shando Wishmaker był goły jak go bogowie stworzyli, nie licząc przepaski na biodrach oraz miecza i tarczy Tempusa wymalowanego na nagiej piersi. Stał pośród trzech setek nowych pretendentów do miana mieszkańca domeny. Pozostali - wojownicy, barbarzyńcy, rycerstwo byli zbrojni po zęby, on miał tylko gołe ręce. I magię.


Zadął róg i na skraju twierdzy zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu zastępy gargosytów. Wzniesiono sztandar Pana Bitew i rozpoczęła się rzeź. Wishmaker przetrzymał wystarczająco długo, by wyczerpać zapas czarów - tu, gdzie wrogów było pod dostatkiem jego ogniste zaklęcia zbierały obfite żniwo, potem walczył pięściami, kijem od włóczni, sztyletem... aż padł.
Ale w królestwie Tempusa śmierć jest ledwie przerywnikiem, odpoczynkiem między bitwami. Wiedział że obudzi się jutro, znów w pełni sił i magii, by znów stawić czoło zastępom wrogów, jeżeli przeżyje - dane mu będzie ucztować wraz z towarzyszami. Gdy zaś zyska uznanie Młota na Wrogów, dostąpi zaszczytu ascendencji i stanie się pełnoprawnym mieszkańcem domeny.
Tym razem jednak tak się nie stało...

Szybował w dół, przez nieznane limbo międzyplanowe, czując jak jego dusza rozpada się na kawałki i składa na nowo, jak jej części nabyte w Zaświatach odrywają się i podążają wolno za duchem wykutym na Planie Materialnym. Zapominał...

- WZYWAJĄ CIĘ, SHANDO WISHMAKERZE!
Czarodziej usłyszał słowa i wyczuł potęgę, istota która do niego przemawiała emanowała nią niemal fizycznie, a jednak nie widział nikogo w chaosie pozaświatowej nie-śmierci.
- CZY JEST TWĄ WOLĄ UDAĆ SIĘ DO TYCH, CO WZNOSZĄ MODŁY O TWÓJ POWRÓT?
W calishanina uderzyły wspomnienia, do tej pory blade i błache, z czasów przed dostaniem się do Domeny Boga Wojny. Pamiętał bitwę o Keldabe, podróż przez śniegi, Marę ranioną przez perytona, Tibora i Vara, którzy udali się do Doliny i nie wrócili. Walkę z nieziemskim zmiennokształtnym. Śmierć. Wygnanie przez Kostrzewę. Oczekiwanie na Boskich wysłanników na Planie Pustki, gdzie spotkał się z innymi ofiarami plagi nieumarłych. Gniew wezbrał się w duszy Shando, że odszedł wtedy, gdy tyle spraw czekało na zamknięcie.
Kiwnął głową zgadzając się.
- WIĘC TWÓJ CZAS JESZCZE NIE NADSZEDŁ, SHANDO WISHMAKERZE. TEMPOS WYSŁUCHAŁ MODŁÓW I WYRAZIŁ ZGODĘ. IDŹ!





Bryn Shander, Świątynia Triady
24 Tarsakh

Pamiętał zimno i uciekającą krew. Pamiętał zagrożenie i wyprawę do Doliny, towarzyszy i walkę. Pamiętał wszystko. Prawie, bo zaraz część wspomnień rozleciała się na kawałki niczym kryształ uderzony młotem. Ciało bolało z braku czegoś...
Powietrza.
Wskrzeszony Shando Wishmaker wziął głęboki chrypiący oddech i otworzył oczy.


Ciszę, która zapadła w świątyni Triady po niekwestionowanym cudzie jakim było wskrzeszenie Shando Wishmakera przerwał głos Vara.
- No, to jak tam było? - wyszczerzył się Grzmot, podchodząc i okrywając towarzysza leżącego na zimnym, kamiennym ołtarzu własnym płaszczem. W tym czasie Arnulf podbiegł do omdlałej siostry i podniósł ją z posadzki.

W odpowiedzi z ust maga wyszedł tylko słaby szept. Widać było że Wishmaker ma problem nawet z otwarciem oczu. Ciało, zahartowane i żylaste było teraz wiotkie i bezwładne. Można by powiedzieć - jakby nie wrócił jeszcze całkowicie.
- Vvvar? - cichy zachrypnięty szept był w końcu słyszalny - pić.
Monosylaby stanowczo wychodziły żywemu czarodziejowi najlepiej, przynajmniej chwilowo.
- Ano Var, dobrze cię widzieć wśród żywych. Dobrze że zabrałem twoje graty. - Rzucił spokojnie Grzmot.
- Sła..słabym - chrypnął Shando - musiałem stra...cić dużo krwi. Dziabnęła mnie nożem?
- Hahaha, chciałbyś żeby to było nożem. Zmieniła postać na prawdziwą i cię mackami rozniosła w strzępy, nie było za bardzo czego zbierać. - Spoważniał goliat.
- Dobrze, że mnie poskładaliście. Widzę że znaleźli Was - czarodziej powoli odzyskiwał zdolność mówienia. Spróbował obrócić się i wstać, ale w efekcie z łoskotem zwalił się z ołtarza grzmotnął o posadzkę, co wywołało jedynie jakieś obelżywe, calishyckie przekleństwo z jego ust.
Nie miał jeszcze siły wstać, więc tylko usiadł i rozejrzał się.
- To dolina? Wszyscy cali? Moce Mary się objawiły?
- Bryn Shander, poza Kostrzewą wszyscy, pogadamy o dolinie później, na osobności. Na razie się ubierz i nie przemęczaj. - Grzmot wskazał na nieprzytomną kobietę. - Widzisz jakie wrażenie na kobietach teraz sprawiasz?
- Co z Kostrzewą?
- poważnie spytał czarodziej i widać było zmartwienie na jego twarzy. Stanowczo nie był to Shando, który najchętniej by ją udusił, no ale Var wiedzieć tego nie mógł, bo w końcu to Mara gadała z umarłymi - i gdzie jestem?
Calishanin rozejrzał się po świątyni i dostrzegł kapłana.
- Tyś mnie uleczył? Dzięki Ci. A ty Var gadaj, co z druidką?
- W Bryn Shander, świątynia Trójcy, rozejrzyj się idioto na ołtarzu leżałeś, tutaj chcesz nadrabiać ostatnie dziesięć dni? Zachowuj się i ubieraj. - Syknął ostro podając mężczyźnie ubranie.
Shando ubrał się bez słowa, a potem szepnął do Vara.
- Byłem nieprzytomny cały dziesięciodzień?
- Martwy, byłeś martwy dekadzień. - Odparł spokojnie goliat.

W sumie Wishmaker przyjął rewelację spokojnie. Zamilkł tylko na dłuższą chwilę, jakby złapał myśl o powrocie z martwych w dłonie swego umysłu i obracał, oglądając z każdej strony, analizując to co się stało, przyczyny i potencjalne skutki. Minęło niewiele mniej jak pięćset uderzeń serca gdy czarodziej ponownie się odezwał. I wypowiedział dwa zdania.
- Pomóż mi iść i zaprowadź do reszty. A potem chcę usłyszeć wszystko.
W końcu to był Shando Wishmaker. Słowo "Proszę" zawsze ciężko przechodziło mu przez gardło. Nawet teraz brzmiało to jak rozkaz, mimo że prośbą było na pewno.
- Pogadamy, później, ale pogadamy. - Odparł Grzmot stawiając maga na nogi i zarzucając go sobie niemalże przez ramię.
- Powoli! - wtrącił się kapłan, który doszedł już do siebie po wyraźnym szoku spowodowanym udanym rytuałem. - Na tyłach mamy wolne łóżka w lazarecie, połóż go tam, a Arien… a ja przyniosę mu wody z miodem. Albo może lepiej coś mocniejszego.
- Zaraz go tam zaciągnę. - Nie zważając na ewentualne sprzeciwy maga, goliat zaprowadził Shanda na łóżko, gdzie ten mógł chwilę odsapnąć.

Tymczasem kapłan przyniósł napitek, po czym dokładnie zbadał czarodzieja. Gdy już doprowadził na posłanie rozkojarzonego czarodzieja powiedział mu szybko, że o Dolinie opowie mu dopiero na osobności, kiedy dookoła nikogo nie będzie. Dopiero później zaczął przypominać Shando, że zmarło mu się w walce ze zmiennokształtnym stworem. - Następnym razem spróbuj się nie rzucać na stwora, jeśli nie wiesz czym jest tak naprawdę, od tego jestem ja. Co mi przypomina, ten pancerz, który znaleźliśmy jest mocno porozrywany a stwór uciekł, resztę opowiem ci później, Burro z Marą i Tiborem, zostali w Dougan’s Hole, dzień drogi wierzchem stąd. Dzisiaj proponuję zostać jeszcze tutaj, i załatwić kilka rzeczy, a potem ruszyć się ponownie do nich i ruszyć za Arlą, która się ponoć do Caer-Koning wybrała, stamtąd jest bliżej. Trzeba ją nieco przestrzec. - Goliat pogmerał nieco w torbie i wyciągnął z niej księgę z tajemniczymi znaczkami czarodzieja. - To chyba twoje, to raz; dwa, masz całkiem zgrabny kopczyk jako grób w Dolinie. - Barbarzyńca poklepał czarodzieja po plecach i pozwolił człowiekowi oswoić się ze skrótem informacji oraz samym faktem powrotu do życia.
Shando uśmiechnął się szeroko i bez słowa złapał prawicę towarzysza broni i uścisnął serdecznie.
- Tym razem zrobię to bez wpadek Var. Słowo. I załatwimy każdego, kto wejdzie nam w drogę.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 23-03-2015, 00:48   #264
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wieczór był zabiegany, a noc minęła szybko niczym błysk w oczekiwaniu na poranek. Zapewne powinien był zajrzeć do gospody, zamiast korzystać z noclegu u Arnulfa, ale potrzebował solidnego odpoczynku a nie biegania za informacjami czy nowinkami nad kuflem. Na dodatek, miasto go nieco przytłaczało, dookoła był tłum. Jak tyle osób mogło mieszkać w jednym miejscu, jak mogli się wyżywić. Poza tym, śmierdziało tam niemiłosiernie. Mniej więcej takie myśli kłębiły się w głowie goliata, kiedy ten szedł spać.


Poranek przywitał Vara, a może odwrotnie. To barbarzyńca przywitał poranek, gdyż chwilę przed świtem, pędził już do świątyni obciążony złotem, platyną i srebrem, z sercem pełnym wątpliwości i nadziei. Wręczył kapłanowi zapłatę, podał składniki czaru i czekał na cud. Ponownie w ciągu kilku dni. Widział moc kapłanów w czynach, Tibor składał go zaklęciami czy modlitwami do swego bóstwa już kilka razy, tak samo jak Kostrzewa. Druidka nawet zasiała nadzieję, tam gdzie z przemocy zrodziło się czyste szaleństwo. Teraz miał jeszcze zobaczyć jak ktoś powraca z martwych, o ile Shando był godzien, modlitwy kapłana dość potężne a i wiara reszty w jego powrót szczera. Grzmot wierzył, na pewno w to, że Shando może im pomóc rozwikłać tajemnicę plagi. Nie wątpił też ani przez chwilę, że niektórym przynajmniej bogom zależy na tym, by przywrócić wszystko do naturalnego porządku. Naturze zapewne należało na tym najbardziej. Modlił się więc do Kuliak, bogini martwej wody, by poprowadziła ducha martwego w kierunku przeciwnym niż zazwyczaj. Z otwartymi oczyma, starając się nie mrugać zbyt często. Nie chciał niczego przegapić.


Było to wspaniałe, cudowne i nieco przerażające. Z jednej strony Shando pojawił się cały i żywy przed nimi, mimo że Grzmot zabrał ze sobą jedynie jego warkocz, a z drugiej, zastanowił się czy może nie ktoś potężny powrócił w podobny sposób za sprawą jakiegoś bóstwa plugastwa, by wywołać plagę. Najważniejsze jednak było teraz dla Vara to, że towarzysz wrócił do żywych i żeby go powitać.


Dzień zapowiadał się pracowicie, mimo że Shando najpierw musiał odpocząć i dobrze byłoby go zostawić w lazarecie, wątpił że ten da się położyć. Czekała go za to pogadanka z mówcą, wizyty w sklepach i na pewno naprawa zbroi, a potem, dopiero potem poszukanie jakichkolwiek wieści i nowin.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 23-03-2015, 08:33   #265
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Dougan’s Hole
24 Tarsakh


Pokusa żeby rozwalić drzwi domu Morheima albo w ogóle spalić jego budę była wielka. Wkurwiony Tibor złapał się na tym że takie myśli nachodzą go za każdym razem gdy spoglądał na domostwo magika, a miał właśnie ku temu sposobność bowiem stał obok Mówcy Rana Grynsteada i pomiędzy innymi budynkami dostrzegał własność starucha. Nie pomagało mu to w skupianiu się na dyskusji która rozpętała się po tym jak zaalarmowany przez niego Mówca zwołał pozostałych jeszcze mieszkańców i powiedział o ucieczce Morheima.

Pardon, opuszczeniu przez magika Dougan’s Hole w niewiadomym kierunku i celu. Mógł przecież od dawna planować ten akurat moment na leczenie takich na przykład hemoroidów czy ruszyć na, dajmy na to, wyczekiwaną od lat pielgrzymkę. Szkoda tylko że nie przyszło mu do głowy powiadomić kogoś o tym.

Oprócz Morheima zniknął Einarr. Jeśli wybrał się na rozstawianie pułapek to nie było czym się martwić, jeśli jednak wiązało się to w jakiś sposób z Morheimem… Chłopak pokręcił lekko głową. Możliwości było mnóstwo, poczynając od tej że traper dojrzał coś czego nie powinien i dzisiejszej nocy wychynie z jeziora z ciałem spalonym czarami albo poderżniętym gardłem…

Mówca trącił go w bok a Zwiastun Świtu skinął na to i wysunął się o pół kroku.
- Możliwe że pan Morheim wróci, ale pewności nie ma - powiedział w zasadzie to samo co Ran Grynstead przed chwilą. - Ja oraz moi towarzysze zostaniemy jeszcze tę jedną noc by was chronić, ale potem musimy ruszać dalej, do Bryn. Możemy was tam eskortować ale nie możemy tu zostać - przy ostatnich słowach dla podkreślenia uderzał pięścią w dłoń. Tym większe było jego zdumienie gdy tylko kilka osób zdecydowało się umykać do Bryn Shander. Większość wzruszała jedynie ramionami, zwłaszcza miejscowi.
- Tu jest mój dom...
- Tatowej ziemi nie lza mi opuszczać.
- A co my tu zastaniem jak już wrócim?
- A nuż Tempus pomoże i umarlaki przestanom przyłazić?
Mówca wzruszył tylko ramionami na stanowisko młodzieńca.
- A każe wam kto zostawać? Radzilim sobie jak maga, nie było, radzilim jak shanderczyków nie było, jak was nie stało, poradzimy i teraz. Przecie nikt was o pomoc nie nagabuje, żebyście się tak nadymali; idźcie gdzie wola choćby i zaraz, tylko za karczmę zapłaćcie.

- Jak sobie chcecie - odpowiedział młody Oestergaard. - Kto będzie miał wolę ten wyruszy z nami po wschodzie słońca.


Wściekłość chłopaka brała się tyleż z ucieczki Morheima, co z wyniku ślęczenia nad pergaminami i fantami z lepianki Lama. Spisał ile tylko się dało z tego co odebrał zaklęciem, potem obserwował i pomagał gdy zaklinacze obmyślili jak rozdzielić i naprawić zwoje. Były w sumie cztery karty; zawartość zewnętrznej, najbardziej zniszczonej, już na wstępie dała mu popalić, a bogowie jedni raczyli wiedzieć co znajdowało się na kolejnych, niemal równie trudnych do odczytania. Tylko jedna okazała się w miarę cała i nie rozpadała się gdy niewidzialne energie rozchylały zwinięte brzegi i wzmacniały kruchy pergamin. Mimo to gdy wreszcie udało się rozlepić spleśniałe skóry Tibor poczuł dumę i satysfakcję; trud kombinowania i wymodlenia odpowiednich łask naprawdę się opłacił. Początkowo nie wyglądało na to: pierwszy pergamin z opisem rytuału był obrzydliwy i kapłan nie sądził, by mógł im się do czegoś przydać. Kolejne dwa, choć zreperowane zaklęciami i modlitwami były praktycznie nie do odczytania. Ostatni wydawał się w ogóle bez sensu; brudny i spisany byle jak - z pewnością nie ręką kopisty - zawierał zaledwie kilkanaście linijek tekstu. Gdy jednak Burro pochylił się by je odcyfrować aż sapnął ze zdumienia. Na starym pergaminie widniały imiona i nazwiska - niektóre podkreślone, inne przekreślone, jeszcze inne oznaczone wykrzyknikami lub numerami. Tibor nie znał żadnego, podobnie jak i Mara. Jednak Burro kojarzył dwa nazwiska: McGregor - rodu bogatych kupców z Bryn Shander, których karawany często zmierzały na południe oraz Hyatt - tych kojarzył dzięki znajomości z krasnoludami. Hyattowie mieli niewielką kopalnię nieopodal Kopca Kelvina, z której wydobywali zimne żelazo i stanowili konkurencję dla Battlehammerów.

 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 23-03-2015, 08:58   #266
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Trzeci. Dziesięć Miast. 24 Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni

Caer-Dineval /Dougan's Hole
24 Tarsakh

Pozostawiony sam sobie Einarr pokręcił się trochę po obozowisku Kamiennych Żmij, lecz czuł, że nie jest w nim mile widziany. W końcu był obcy, a magiczny koń, który obok niego stał dodatkowo odstręczał niechętnych magii barbarzyńców. Udało mu się nawiązać rozmowę jedynie z jednym mężczyzną, który pamiętał go z czasu przejścia Keldabe przez Dougan’s Hole. Traper dowiedział się, że ataki są intensywne i jest wielu rannych, również wśród przybyszy. Einarr podziękował za informacje; rzucił okiem w stronę miasta, ale nie czuł potrzeby by się tam udać; wskoczył więc na konia i ruszył do domu. Po drodze minął oddział ludzi Arnulfa zmierzający z Easthaven do Bryn Shander. Nawet stępa koń brnął przez śnieg z zadziwiającą prędkością, toteż gdy przejechał przez Good Mead (noszące ślady dość intensywnych nocnych walk) było niewiele po południu, a do Dougan’s Hole dotarł na długo przed zmrokiem.

Traper nie wiedział jak odprawić konia, ale ten sam zniknął gdy mężczyzna z niego zsiadł. Einarr poszedł do gospody, gdzie - jak się dowiedział - był akurat mówca i poinformował go, że Morheim wyjechał do Keldabe i planuje tam zostać. Dzięki Tiborowi mieszkańcy byli już zorientowani w sytuacji, toteż traper wzruszył ramionami i zwrócił się do Tibora z propozycją, że chętnie pojedzie z nimi do Good Mead, Bryn czy gdziekolwiek indziej w roli przewodnika oraz by pomóc rozwiązać problem nieumarłych nękających Dolinę Lodowego Wichru.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 31-03-2015 o 08:06.
Sayane jest offline  
Stary 24-03-2015, 18:38   #267
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację

Arnulf porozmawiał z siostrą, której zachowanie i nowy wygląd nieco go zmartwiły. Arien zaprowadziła go do lazaretu, gdzie jeszcze ciężko oddychając leżał wskrzeszony mag. Var opowiadał nieco o zmarłym po drodze do Shander, ale to czego był świadkiem Lothbrok przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Podszedł do nich i zważywszy na porę dnia powiedział: - Jest jeszcze wnet, wszystkie gospody czy składy towarów są zamknięte - dodał słysząc ich wcześniejszą rozmowę. - Zapraszam do mnie. On - wskazał na leżącego Shando- odpocznie, a my będziemy mogli udać się do Cassiusa, Grzmocie?
- Będzie miał jeszcze czas odpocząć dzisiaj, dobrze by było, gdyby poszedł z nami do mówcy, nadrobi nieco zaległości. - Mruknął goliat.
Lothbrok z rezygnacją pokręcił głową i wzruszył ramionami. “Co mógł zrobić?”.
Jego domostwo było skromne ale schludne. Jego tymczasowa gospodyni krzątała się po izbie, a znad paleniska unosiły się smakowite zapachy. Chwilę później do drzwi ktoś załomotał, a gdy Arnulf otworzył zobaczył przytupującego z zimna, Ignisa. Na jego widok Grzmot oficjalnie wszystkich sobie przedstawił.
- Powitać. Jam jest Ignis van Dyce - przedstawił się teatralnie wskrzeszonemu. - Zawsze się zastanawiałem jak to jest tam po drugiej stronie. No, nie spotkałem jeszcze nikogo kto mógłby o tym opowiedział. - Nagle cień przesłonił jego uśmiechniętą twarz - spotkałeś tam swoich bliskich? - “Zawsze szybciej gadam niż myślę” zganił się w duchu i ukradkiem zerknął na Arnulfa i szybko dodał - Nie to żeby mi się tam śpieszyło.
- Shando Wishmaker z Calimportu - przywitał się czarodziej - chwilowo jeszcze niedysponowany, więc nie sugeruj się moją słabością. I nie, nie pamiętam bym kogoś spotkał." - Wishmaker z pewnością wyglądał na calishytę (jeśli ktoś się znał), ale na pewno nie tak cherlawego jak mu się wydawało. To było ciało wojownika, nie maga.

Po dopełnieniu formalności goliat zagaił Ignisa o identyfikację. Jak można było się spodziewać tym razem bard był przygotowany; gotówka zmieniła właściciela i po godzinie nucenia, śpiewania i machania rękami (tym razem mniej widowiskowych niż w Dougan’s Hole) półelf wyjawił, że poddane ocenie buty to obuwie mroźnych krain, które ułatwia chodzenie po śniegu i lodzie, oraz ogrzewa właściciela. Zachwycony Grzmot od razu wzuł magiczne buty, a Arnulf oczami wyobraźni ujrzał powrotny wyścig do osad nad Redwaters…
“Mam takie same trzewiki” Pomyślał zadowolony z siebie bard po tym jak uporał się z butami że wyposażony jest w równie “zawodowe” sprzęta. “Trochę się odkułem zatem lepiej wyposażyć się w zapas pereł bo widzę że to istna żyła złota”. Obiecał sobie solennie uzupełnić zapas pereł na potem.

Śniadanie spożyli zajęci rozmową o planach na kilka najbliższych godzin. Porucznik zaproponował, by najpierw udać się przed oblicze Mówcy. Może jego umysł dostarczy im jakiegoś szerszego spojrzenia na sprawę. Cassius był, w porównaniu do pozostałych dowodzących mieścinami Dekapolis, człowiekiem szerokich horyzontów, który planował dalej, niźli dzień na przód. Kiedy się posilili i znaleźli Shando jakieś odzienie, Arnulf poprowadził ich do domu Mówcy. Var musiał jeszcze dyskretnie pomagać calishycie w wędrówce. Czarodzieja frustrowała własna słabość ale był zdeterminowany by przezwyciężyć ją i ruszyć do boju. Wiele go ominęło i widział, że niektórych informacji nie uzyska od razu, gdyż goliat wyraźnie nie chciał omawiać ich przy obcych - zwłaszcza sprawy śmierci Kostrzewy. A świeżo ukształtowane ciało, mimo że z łaski bogów kompletne i żywotne, było słabe, mięśnie sflaczałe, a kondycja fatalna. Całe szczęście pobyt w klasztorze nauczył go jak zmienić ten stan rzeczy - a z pewnością nie było to zalecane przez kapłanów leżenie w łóżku. Trzeba stanąć na nogi i zacząć ciało hartować ruchem i wysiłkiem, dlatego wytężał siły i determinację, by nie spowalniać towarzyszy. Poza tym jadł za dwóch i nawet teraz, w drodze na spotkanie przeżuwał pasek suszonego mięsa.

Stojący przed drzwiami strażnicy skinęli na powitanie porucznikowi. Szeryf Haydn, uprzedził ich zapewne o ich wizycie. Kiedy stanęli przed obliczem Cassiusa, Arnulf zatrzymał się i zasalutował, skłaniając się i przykładając prawą pierś w okolice serca.
- Witaj Cassiusie. Chciałem Ci przedstawić Vara i Shando. Owych zwiadowców z Ybn, którzy mają nieco więcej informacji na temat plagi. - Wyprostował się patrząc na mówcę i czekając na jego odpowiedź.
- I w tym celu porzuciłeś posterunek i ludzi danych ci pod ochronę… - rzekł Mówca z przyganą w głosie. Cassius był postawnym mężczyzną, o gęstej, równo przyciętej brodzie i siwiejących włosach. Emanowały z niego stanowczość i pewność siebie. Przewodził Bryn Shander od wielu lat, a z jego zdaniem liczyły się wszystkie miasta Doliny - na tyle, na ile pozwalała im wrodzona niezależność i buta. - No dobrze, co się stało to się nie odstanie. Witajcie w mieście. - Mówca wstał i przywitał się z ybnijczykami mocnym uściskiem dłoni. - Siadajcie wszyscy i mówcie, proszę, co was sprowadza.

Grzmot zastanawiał się co ma powiedzieć mówcy Bryn Shander. W zasadzie podobne rzeczy co Morheimowi zapewne, ale musiały być różnice - przecież nie miał zamiaru wypytywać mówcy o chociażby jego udział w śmierci Kor-Pherona. Zapytany zaczął w końcu opowiadać.
- Jeśli chodzi o nieumarłych, to wydaje się, że ataki ich są skoncentrowane na większe osiedla a najbardziej chyba na Kamienne Żmije, z tego co słyszeliśmy, większość ataków na inne miasta i wioski ustała i sprowadza się do ataków niedobitków, pojedynczych zagubionych truposzy. Przynajmniej do czasu roztopów. Kiedy przyjdą, będzie spory problem, bo jednak lód i zmarźlina stanowią na chwilę obecną barierę dla większości słabych nieumarłych. Może są słabe, ale jest ich pewnie wiele.
Co do przyczyn, badamy je, mamy kilka tropów, część może być błędnych, część może się wydawać błędna. Czy ostatnio zdarzało się, przynajmniej przed zaćmieniem, że jakoś dziwnie dużo ludzi zaczęło ginąć na szlakach lub zaginęło? Jakieś pogłoski o uprowadzonych? - Grzmot mówił spokojnie, co chwila zatrzymując głos, starając się nie zalać mówcy nawałem informacji jak dwa dni wcześniej maga.
- Co do zniknięć to nie słyszałem nic nadzwyczajnego, przynajmniej nikt nie robił o to rabanu - odparł Cassius. - Ale o szczegóły pytajcie raczej szeryfa; ewentualnie w świątyni Triady. Ilmaryci zajmują się pomocą uciekinierom i biedakom; gdyby porywać kogoś bez zwrócenia uwagi, to właśnie takich włoczęgów.
- Możliwe że, hmm… Kor-Pheronici przetrwali i teraz podnieśli łeb że tak powiem, może być to również mylny trop, ale jeśli zastanowisz się nad kierunkami ataków nieumarłych, to możesz dojść do podobnych wniosków. No i… w Dougan’s Hole ostał się… hmm nie, nie ostał, zmarł w zeszłym roku na koklusz, jakiś korferonita, a w jego domu znaleźliśmy symbol czaszki z płomieniami naokoło. Nie wiem czy tobie coś to mowi.

Mówcy nic to - rzecz jasna - nie mówiło, toteż Grzmot spędził dobrą chwilę wyjaśniając podstawy tak zwanego “kultu Kor Pherona” i jego domniemanych związków z plagą. Cassius poskrobał się po brodzie w zamyśleniu.
- To imię nie jest mi znane. O symbol pytajcie w świątyni. W Dekapolis czci się wielu bogów, również tych złych, choć - na szczęście - są oni w mniejszości.
- Chyba nie musimy, z tego cośmy słyszeli, płonąca czaszka to symbol Bhaala. Boga mordu. - Doprecyzował goliat.
- Aaa, to takie buty… Ja ją znam jako czaszkę otoczoną krwawymi kroplami - zasępił się Mówca. Chwilę milczał, nim znów podjął temat. - W czasach mojej młodości bhaalici nieźle sobie poczytali w Dekapolis. Zabili mojego dziada… - zasępił się na chwilę. - Próbowałem ich wytępić, ale mało kto afiszuje się z takimi przekonaniami…
- Się nie dziwię, dlatego właśnie szukamy nieco na ślepo, ale teraz przynajmniej obaj jesteśmy pewni o kim mówimy. Nie wiem czy to oni są odpowiedzialni, ale wiesz pewnie jakimi metodami działali kiedyś, może coś podobnego rzuciło ci się w oczy lub pozwoli cokolwiek skojarzyć. - Grzmot zamyślił się nad tym co słyszał do tej pory o bhaalitah. - Przykro mi z powodu twego dziadka. - Zapewne były to stare dzieje, a śmierć w tych okolicach była codziennością, ale może to magia naszyjnika tknęła go by to powiedzieć. Może zaś duża szansa na to, że nie zginął z bronią w dłoni, a wymęczony w czasie krwawych tortur.
- Cóż, na pewno maciw większe szanse by dowiedzieć się czegoś niż miejska straż, którą każdy zna - odparł mówca, skinąwszy głową w podzięce. Zastanowił się. - Tego typu osoby rekrutując się albo z najniższych warstw społecznych, albo wysoko, gdzie łatwo ukryć swoje przewiny. Wtedy byli to głównie awanturnicy i żebracy, o ile pamiętam… Ojciec był wtedy w straży, znaleźli ich chyba w jakichś podziemiach czy kanałach pod miastem… Nie pamiętam już.
- W takim razie, może powinniśmy znowu tam zajrzeć, o ile miejsce nie zostało zawalone celowo. Pod nogi się nie patrzy. - Goliat podrapał się po głowie, szanse były nikłe, ale jeśli było to pod miastem, to i odległość daleka nie była.
Cassius wzruszył ramionami.
- Bryn jest na wzgórzu, a piwnice są głębokie. Nikt nie wnika w to czy sąsiad ryje dodatkową piwnicę dopóki mu się dom na łeb nie zawali. Kiedyś, dawno temu były plany zbudowania sieci kanałów - zaproponował to jakiś gnom z Waterdeep o wrażliwym nosie - ale kopanie szybko zarzucono. Nie pamiętam, czy skończyły się fundusze, czy entuzjazm, nie ja byłem wtedy Mówcą. Trochę szkoda, mogły służyć też jako schrony na czas wojny… Może mam nawet gdzieś plany, poszukam jeśli chcecie.
- To byłby jakiś trop, może ślepy, ale jednak. - Grzmot obejrzał się po pozostałych, oceniając ich reakcję na swój pomysł. - Jeśli byłoby to możliwe, moglibyśmy zejść tam nawet dziś. - Dodał z entuzjazmem. Co prawda zapach mógł tam być powalający, ale szansa na nowy trop wprawiła go w odpowiedni do szperania nastrój.
- Jeśli znajdę te plany; to może trochę zająć. Nie gwarantuję, że mój poprzednik je zostawił - Mówca ostudził entuzjazm goliata. - Pchnę pachołka do domu porucznika gdy coś będę wiedział, albo do gospody, w której się zatrzymaliście. Macie coś jeszcze?
- U Arnulfa nas pewnie najłatwiej będzie łapać, lub będą wiedzieć gdzie jesteśmy.Inny zupełnie trop, to zmiennokształtny. Spotkaliśmy go mniej więcej dekadzień temu, może przybrać dowolną postać, jest niebezpieczny, umie korzystać z magii z tego co się wydaje, jest szybki, lata, poznać go można po tym, że czasem spod przybranej formy błyskają mu złote oczy. To chyba jedyne co go może zdradzić i ewentualnie brak pełnej wiedzy osoby, pod którą się podszywa. Morheim twierdzi że przypałętało się z innego wymiaru. Może przy rozdarciu, jakie powstało w w czasie zaćmienia, ale ponoć raczej nie jest przyczyną całej plagi, no ale lepiej na tego stwora uważać. Może się pod kogoś ważnego podszyć. - Goliat znowu zrobił sobie przerwę na kilka wdechów zwilżenie śliną ust. - Więc gdybyście mieli jakieś informacje, byłbym wdzięczny i może pomogło by nam to co nieco rozwikłać.
- Daj znać szeryfowi, magom i kapłanom, poruczniku - rzucił Cassius do Arnulfa. - Niech mają oko na takie stwory.

Shando trzymał się na uboczu - dziesięć dni to szmat czasu, więc jego informacje były nawet w połowie nie tak dobre jak Grzmota - co więcej, sam słuchał, bo wiedział, że owych wiadomości będzie musiał używać, więc nie zaszkodzi ponowne ich sobie utrwalenie.
- Myślę jutro wrócić do Dougan’s Hole i stamtąd za oddziałem Arli Hightower przez Easthaven do Caer-Conig razem z resztą ruszyć - podjął temat Grzmot. - Żeby ich ostrzec i wybadać tamte okolice, przyznam jednak że momentami czujemy się jakbyśmy byli w matni z dziesiątkami śladów i żadnym właściwym. - Zakończył Var, miał nadzieję że niczego ważnego nie przeoczył.
- Na waszym miejscu najpierw zbadałbym jeden ślad, a dopiero potem kolejne. Przy łapaniu dziesięciu srok za ogon kończy się najwyżej z garścią pełną piór - trzeźwo zauważył Mówca.
- Staramy się, dlatego na razie idziemy tym, który wydaje się być najsensowniejszy. Ten ze zmiennokształtnym nam dosłownie wyskoczył po drodze. - Uśmiechnął się kwaśno goliat. Ciężko byłoby cokolwiek głębiej wyjaśnić bez wspominania słowem o Dolinie Żywej Wody, a tego robić nie miał zamiaru.
- Czyli którym? - zainteresował się Cassius.
- Bhaalitami i rozerwaniem całunu między naszym światem a światem umarłych w trakcie jakiegoś potężnego rytuału. Który odbył się w czasie zaćmienia. Duch założyciela Ybn pojawił się tam krótko przed zaćmieniem, wspominając o płaczce czy śpiewaczce z gór. Wiemy że ktoś lub coś wzywa zmarłych do służby po śmierci i nawet duchy, a zwłaszcza one, mają problemy z zachowaniem swojej świadomości, o ile nie trzymają się świętych miejsc, gdzie zew jest osłabiony. - Odpowiedział Grzmot po chwili namysłu.
- To kapłańska rzecz. Oby tylko bogowie trzymali się od tego z daleka… - westchnął Mówca.
Palce Vara zabębniły o usta, zaś jedna ręka spoczywała w okolicach pasa, druga się na niej opierała łokciem. - Nie wydaje mi się, dzisiaj rano został wskrzeszony w tutejszej świątyni. - Grzmot wskazał palcem za siebie na przywróconego do życia czarodzieja. Wishmaker zaś potwierdził to skinieniem głowy.
- W życiu bym nie pomyślał, że ten wyskrobek potrafi takie rzeczy - wyrwało się Mówcy. Odchrząknął, starając się natrętnie nie wgapiać w calisthytę.
Grzmot tylko rozłożył ręce, jakby chcąc potwierdzić, że co prawda zgadza się z mówcą, z drugiej jednak strony, fakty świadczą same za siebie. Strasznie zaschło mu w gardle. Nie dziwił się że mówca to taka specjalna pozycja, skoro jego zadanie głównie polegało na gadaniu, pewnie musiał mieć je przesuszone cały czas.




Arnulf wiedział, że audiencja została zakończona. Przynajmniej Cassius wspomniał o podziemiach gdzie niegdyś bhaalici odbywali swoje sabaty. Skłonił głową przywódcy Shander: - Panie, prosiłem już szeryfa, by pozwolił mi uczestniczyć w śledztwie prowadzonym przez zwiadowców z Ybn. Chciałbym na ten czas zwolnić się ze służby. Uważam, że jeżeli jest możliwość poradzenia sobie z plagą to chciałbym w tym uczestniczyć. Panie, moich motywów nie muszę chyba wyjaśniać - dodał ze smutkiem w głosie. Na pogrzebinach jego narzeczonej była również delegacja z Rady miasta, z Mówcą na czele.
- Rób co uważasz za słuszne - machnął ręką Cassius. - Twoim zadaniem jako porucznika jest zapewnienie mieszkańcom bezpieczeństwa, a miastu płynności handlu. Im szybciej rozwiązecie ten problem tym lepiej. Jeśli znajdę plany wykopów to dam wam znać.

- I Ja takoż uczynię - Wyrwało się niepytanemu przez nikogo Ignisowi. Wszyscy odwrócili się w jego stronę na co bard tylko uniósł butnie podbródek wyrażając w ten sposób gotowość do penetrowania podziemi. Gdy w końcu wyszli zapytał Arnulfa.
- To jak mniemam ruszymy jak znajdą te plany. Ja tymczasem troszkę rozpytam znajomych - ostatnie słowo powiedział wielce wymownym konspiracyjnym szeptem. - I będę popołudniem u ciebie.
Mówiąc znajomych Ignis miał na myśli jednego czy dwóch przemytników którzy od czasu do czasu pomagali ojcu zdobyć co ciekawszy trunek gdy natchnienie nie chciało na niego “spłynąć” a czasem wywozili rzeźby czy ozdoby wykonane przez ojca dla co bardziej “nieśmiałych” klientów. Szedł jeszcze chwilę czekając czy ktoś coś doda po czym skłonił się prawie zamiatając kapeluszem podłogę i oddalił się pogwizdując beztrosko.

Lothbrok zaprosił pozostałych do swojej sadyby. Mieli co nieco do omówienia, a on sam miał powiadomić kapłanów, magów o owej zmiennokształtnej maszkarze.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 25-03-2015 o 08:36.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 24-03-2015, 23:06   #268
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
W końcu udało mu się znaleźć “Cieknący szpunt” niewielką spelunę gdzie przesiadywał Jurga.



Zamówił dwa kufle piwa i bezczelnie przysiadł się do zajmowanej przezeń ławy. Siedzący obok osiłek wstał by wykopać natręta gdy Ignis się odezwał.
- Interes mam - i przesuną piwo w stronę łysiejącego szefa gangu. Ten ręką dał znać gorylowi który usiadł niepocieszony, bo nudził się okrutnie.
- Zrobiłeś mu przykrość. - powiedział zagadnięty- ale to jeszcze da się naprawić - umoczył usta w piwie i pociągnął solidny łyk. - więc niech to będzie dobry interes.
Ignisowi przed oczyma pojawił się pękaty mieszek który zamienił na perły i przez chwile pożałował swojej rozrzutności, ale nic “jak wlazłem do wody to czas popływać” pomyślał.
- Szukam czegoś, ci może i tobie się przydać. - Gdyby rozmóca miał długie uszy Ignis był pewien że właśnie dostrzegł by jak je nadstawia by lepiej słyszeć - Podziemi szukam. Pod miastem. Zapewne wiesz o czym mówię. I zapewne wiesz że są one większe niż się zdaje - Brną “po omacku” bard - I coś mi się zdaje że ostatnio się tam zrobiło bardziej tłoczno a niekoniecznie świeżo. Zwłaszcza od zaćmienia. - “Mam nadzieje że nie przechytrzę sam siebie” Pomyślał popijając piwo - A ja i paru moich znajomych bardzo nie lubimy takich nieproszonych gości co nam pod stopami się panoszą. - Zakończył wstęp Ignis i przeszedł do konkretów - Pomóż nam się tam dostać i daj przewodnika a my zajmiemy się resztą…

- Tak cię bieda docisła, że szczury chcesz łapać na polewkę? - Jurga przyssał się do kufla i zerknął drwiąco na barda. - Powiedzmy, że jedną czy dwie dziury znam - hi-po-te-tycznie, oczywiscie. Nie licząc tych, w które trupy znoszą. A co ja z tego będę miał, że mi się po nich obcy zaczną kręcić?

- Teoretycznie to przede wszystkim spokój bo moje kocury szczury wyłapią za darmochę. Rąk nie ubrudzisz. A i może znajdzie się jakaś ładna nowa i tylko tobie znana przecinka poza miasto albo chociaż składzik na miotły czy inne drobiazgi co nikt się nie wywiedzie bo mnie na co po dziurach chodzić jak już ze szczurów polewkę zrobię, heee? - Zrobił Ignis minę jakby to on był szefem wyprawy i autorem pomysłu i mając nadzieje że utarguje informacje “niskim kosztem”.

Jurga roześmiał się wesoło i dobrodusznie poklepał półelfa po plecach. Naraz chwycił go mocno za kark, po czym szybko przyciągnął do siebie tak, że stykali się czołami.
- Nie pchał łap między drzwi, bo ci je utną, dzieciaku. Z dobroci i po starej znajomości radzę. Za wysokie progi na twoje nogi, zapamiętaj to sobie. Zajmij się rzępoleniem o dawnych sprawach, a o nowych trzymaj gębę zawartą. - Szef gangu odepchnął od siebie Innocentego i spokojnie zajął się żłopaniem piwa.

W pysk nie dostał więc wziął to za dobra monetę. Nie wierzył w zasadę do trzech razy sztuka ale co z niego za bard by był gdyby tak łatwo dawał się wywalić z karczmy gdzie planował zarobić na wikt i opierunek. Niby od niechcenia łykną piwa a gdy kufel przysłonił mu usta zaczął znowu tylko ciszej.
- Dobra rada warta złota ale to te nowe sprawy same się do mnie pchają a nie na odwyrtkę.

- Uwazaj, bo ci sie jeszcze bokiem wypchną, bebechy za sobą ciągając - burknął Jurga, a osiłek łypnął; na barda z profesjonalnym zainteresowaniem.

- Ja już takich od wypruwania bebechów mam teraz ino szczurów szukam. Stratę mi zadali to krwi nieprzepuszcze. - Wolał w to nie mieszać pamięci ukochanej i poczuł się zbrukany bo co innego śpiewać rzewne poematy o dawnych kochankach a co innego własny ból wywlekać przy piwie ale jak to miało by pomóc… - Człowiek pomoc oferuje, ku pokrzepieniu serc i dobru ogólnemu bez interesownie nawet. - Powiedział teatralnie wznosząc oczy ku powale. - A co jako miałbym się na szczurach wzbogacić cobyś “szkodny” nie był procent dam. Nawet awansem.

- Widzę, że żal ci rozum zaćmił, więc rzeknę jeszcze raz: ostaw piwnice w spokoju. Zmarłym nie pomożesz, a jeno bliskich zasmucisz. Jeśli w ogóle znajdą twoje ciało… - warknął Jurga i wstał omal nie przewracając ławy. - Chcesz me serce pokrzepić to zapłać rachunek i daj mi spokój - dla swojego i mojego dobra - to rzekłszy kiwnął na osiłka i ruszył do wyjścia.

Ignis posiedział jeszcze dłuższą chwile rozglądając się spelunie a nuż ktoś sam podejdzie zagada. W końcu wstał omiótł jeszcze ławę spojrzeniem zapłacił i wyszedł. Pogrążony w rozmyślaniach nad tym co usłyszał. “Jurga wyraźnie obawiał się tego co tam siedzi albo działa. Czyżby na prawde ci bhaalici, albo coś gorszego. Jest jeszcze Vinc ale on pewnie powie to samo. Chyba że by mieć jakiś większy argument” Zawrócił w kierunku domu porucznika.

Gdy Ignis przybył do domu Arnulfa od razu zaczął zdawać relację z rozmowy z przemytnikiem.
- Mówię wam coś z tymi podziemiami musi być na rzeczy. Gadałem z takim jednym pary z gęby nie puścił. No ale są przynajmniej dwa wejścia z czego jedno w piwnicy. I na pewni siedzi tam coś z czym przemytnicy nie chcą zadzierać. I na pewni nie są to nieumarli albo nie tylko one znaczy się jest coś gorszego niż one jeżeli tam też się kręcą. - Nabrał oddechu i mówił dalej - Znam jeszcze jednego innego takiego co może coś wiedzieć ale ten to pewnie powie mi to samo ale jak by pójść z tobą - Wskazał palcem na goliata - może była by inna gadka.

Arnulf przemyśliwał słowa Ignisa. - Co to były za męty, z którymi rozmawiałeś? Nie przestałem byc porucznikiem straży miejskiej. Skrzyknę drużynę, jak mu się rewizje zrobi magazynu czy piwniczki, to może nie być już mu tak wesoło? Albo jednemu i drugiemu. Ani chybi coś ukrywają, skoro grozili Ci w sposób mniej lub bardziej zaowalowany.

- Dajcie mi osiem godzin snu i chwilę z księgą, to chętnie wypalę tą piwnicę - warknął na to Shando, któremu wraz z siłami najwyraźniej wracał zwyczajny, agresywny nastrój - ale jak chcemy kogo żywego złapać, trzeba będzie tam wejść i sprawdzić. Jestem za, ale wolałbym mieć tu całą naszą grupę.

- Nie no… - zawołał nieco płaczliwie - chcecie mnie zrujnować? Mimo wszystko dało się z niego coś wycisnąć. A jak wyjdzie że go podkablowałem to wtedy naprawdę ktoś gotów będzie mnie kiszki rozwlec po mieście. No i nie powiedział w której to piwnicy jest wejście. Dlatego może i warto pójść do jeszcze jednego tyle że potrzebny jest mi ktoś bardziej “reprezaentacyjny” co to od razu widać że poważny macher jest. I może coś złotem sypnąć a w tej materii to u mnie krucho.

- Nie miałem tego w planach, ale mogę dopisać do listy zakupów ze dwa zwoje z czarem wykrywającym tajne przejścia - prychnął czarodziej - i tak muszę odwiedzić miejscowych magików.

- Jak ludzie mówcy znajdą mapy to przynajmniej będziemy wiedzieć jak się po tych kanałach poruszać a to czego nie będzie na mapie znaczyć będzie że jest “prywatną” inicjatywą, ale i tak dobrze by było jeszcze podpytać może ktoś się wygada się czego tam się spodziewać a jak mapy nie znajdą to będzie trzeba będzie i tak mniej oficjalne źródła przycisnąć. - Ku zaskoczeniu wszystkich Ignis w końcu przestał bawić się w teatrzyk i powiedział coś zupełnie poważnym i rzeczowym tonem. - Tyle że to będzie dla mnie akcja jednorazowa bo więcej po spelunkach nie będzie dla mnie bezpiecznie się włóczyć.

- Nie ma sprawy chociaż przemyślcie komu koniecznie chcecie wybić drzwi, zanim się na coś zdecydujecie. Może jakiś magazyn z dala od innych budynków, który jest używany a powinien być pusty lub opuszczony? - Zastanowił się na głos Grzmot. - Chociaż nie wiem czy w tym miejscu coś takiego jest, wszystko tu na kupie i jedno na drugim. - Aż wzdrygnął się na wspomnienie tego jak się tu mieszka. - No i żeby się bez ofiar obyło jeśli nie trzeba. Starczy nam nieumarlaków. - Dodał po chwili.
- To to może prędzej Arnulf wiedzieć. Ja się magazynami nie interesowałem nie moja branża. Jak by się dobrze dogadać to i może jakiegoś przewodnika wyprosić. A dopiero jak by to nie podziałało narobić rabanu. Shando by doszedł do siebie a może i reszta by zjechała było by nas więcej.

- Poczekajmy na plany, nie ma co się pchać na ślepo, jak Arnulf będzie chciał, żeby mu pomóc w sprawdzeniu któregoś miejsca i tyle. - Rzucił Grzmot. - Ja ide po sprawunki na miasto, mam parę rzeczy do załatwienia. - Dodał na koniec.

Widząc że nikt nie kwapi się puki co na dalsze poszukiwanie przewodnika po podziemiach pożegnał się uprzejmie i wyszedł obiecując wrócić następnego dnia. Włócząc się od karczmy do karczmy grał zasięgał języka co nieco próbował zarobić a tam gdzie usłyszał coś ciekawego zostawał na dłużej i wspomagając się magiczną pieśnią wyciągał co ciekawsze informacje.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.

Ostatnio edytowane przez harry_p : 28-03-2015 o 23:29. Powód: Ciąg dalszy...
harry_p jest offline  
Stary 31-03-2015, 02:43   #269
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
W składzie Rendarila można było dostać i dowiedzieć się całkiem sporo. Przynajmniej o towarach.
- Wiesz może gdzie dostanę tutaj solidne narzędzia kuśnierza?Faktycznie ich potrzebował, musiał czasem czymś zająć ręce, zwłaszcza wieczorami. Półelf pokazał mu jakię narzędzia mają, a Grzmot na spokojnie przebierał w towarach, szukając potrzebnych mu materiałów. Kupiec zdawał się być dość obeznany w różnych tematach, więc goliat wypytywał, dobierając czego mu trzeba. – Masz może pomysł co może stać za plagą, albo kim może być bezcielesna śpiewaczka? Zagadnął wybierając zestaw igieł i nożyków. – A może do czego w okolicy może służyć zaginiony klucz, którego wymyślności i kształtów nie powstydziłby się krasnoludzki skarbiec?Pytał nieco w ciemno, ale była szansa, że ktoś, kogo zainteresowała rzadka trucizna, mógł wiedzieć.
Kupiec prychnął tylko na takie zgadywanki.
- A może wiedziałyby krasnoludy, nie wpadłeś na to? - odparł, podsuwając Grzmotowi świetnie wykonane narzędzia.
- Pewnie by wiedziały, a masz jakiegoś gadatliwego pod ręką? Czy trzeba iść kilka dni do jakiegoś? - Zapytał niezrażony goliat.
- A bo to jeden tu mieszka? - wzruszył ramionami pólelf, nieco ździwiony nieogarnięciem klienta. - Ot, choćby Ogden Flamebeard z gospody Kelvin’s Comfort. Albo Kronk Ironfist. - Po tych słowach kupca Var podziękował i zapłacił za swoje towary, pomieszczenia składu może były przestronne, ale dla goliata i tak dość ciasne. Za to towary przedniej jakości - przynajmniej to było plusem pobytu w gwarnym mieście.

Grzmot w oczekiwaniu na posłańca od mówcy, postanowił zająć się czymś pożytecznym. Naprawa pancerza, lub przynajmniej jej zlecenie zdawała się najsensowniejsza. U kupców, gdzie poprzedniego dnia spieniężył nieco gratów, wywiedział się o magicznego kowala, który mógłby poskładać zbroję. Znalazł jego warsztat bez problemu. Schludny, zadbany, widać było że rzemieślnikowi się powodzi. Jednak kiedy usłyszał cenę, za naprawę pancerza magicznego od ręki, jakoś przestał się dziwić. Z drugiej strony, opróżniło to nieco jego sakiewkę, ale dało sprawną, porządną zbroję. Której tak w zasadzie jeszcze nikt nie identyfikował. Na myśl o tym zaschlo mu nieco w gardle po tym, co Ignis mówił o magicznych przedmiotach. Jednak nie czuł do tej pory żadnych negatywnych efektów, więc przestał się tym przejmować. Mógł za to podpytać krasnoluda, bo właśnie jednym z brodatych był Kronk, o dziwny klucz. Opisał go więc na tyle dokładnie na ile pamiętał, ale niezbyt to pomogło. Ironfist stwierdził że mogła to być jakaś wajcha albo część mechanizmu czy gnomiego ustrojstwa. O tych ostatnich goliat nawet coś słyszał, że to niebezpieczne twory, jeśli się ich nie użytkowało właściwie i niegnomom mogły narobić sporo krzywdy. Czy to była prawda, to już nie wiedział, ale dopuszczał już do głowy opcję, że dziwne znalezisko wcale kluczem nie jest. Krom więcej niestety powiedzieć nie mógł bez obejrzenia samego przedmiotu. Barbarzyńca wracał do reszty nieco zamyślony.

Do arnulfowego mieszkania nie dotarł jednak od razu. Najpierw zajrzał do karczmy Kelvin’s Comfort, spotkać tego barda, , o którym dowiedział sie u Renderila. Mógł on być nie tylko zainteresowany naszyjnikiem jaki Grzmot obecnie nosił, ale i również mieć ciekawe magiczne przedmioty, lub wieści. Zastanawiał się jedynie czy coś mu to da, ale i tak miał ochotę na miodowe ciastko lub miód, a Burra pod ręką nie było, mógł więc połaczyć przyjemne z pożytecznym.





Kelvin’s Comfort było obszerną gospodą z licznymi stołami oraz wygodnymi pokojami dla gości. Widać było tam krasnoludzką rękę - zarówno w zdobnictwie jak i pedantycznym porządku. Na pytanie Grzmota o przyjezdnego na Przesilenie Wiosenne barda, jedna z posługaczek wskazała osobliwą parę siedzącą nieopodal okna: dobrze ubranego półorka o gabarytach nie ustępujących Varowi oraz istotę - bo to na pewno nie był czlowiek - o białawej (wpadającej w niebieski odcień) skórze, fiołkowych kocich oczach i spiczastych uszach. W porównaniu z rosłym towarzyszem wydawała się niewiele wyższa od Burra. Gdy goliat się zbliżył zauważył, że “maluch” ma też kilka tatuazy, wystajacych spod ubrania i wijących się w kierunku twarzy. Obaj mieli przy sobie instrumenty muzyczne oraz lekką broń. Wzrok goliata zatoczył łuk od jednego do drugiego mężczyzny, po czym Var - z zamówionym wcześniej dzbanem miodu - podszedł do barda i jego towarzysza. Czy może raczej dwóch bardów, ciężko mu było ocenić.
- Można się dosiąść? Słyszałem że dużo podróżowaliście a i magiczne cuda na sprzedaż macie, czy też chęnie kupicie. Var Grzmot jestem. - Powiedział i postawił na stole dzban z napitkiem i swój jeszcze pusty kufel.

Mężczyźni przedstawili się jako Ritvedeesh oraz Pan Bóbr, przy czym ten ostatni zdecydowanie był półorkiem, wędrójącymi po dekapolis w poszukiwaniu natchnienia. Dało się wyczuć że nie mogą doczekać się wiosennego przesilenia i z zapałem uczyli się lokalnych pieśni, by móc zaśpiewać na uroczystościach. Zapytali nawet Grzmota czy ten jakichś nie zna, na co ten z radością zaznajomił dwójkę z kilkoma goliackimi pieśniami, jedynym problemem był fakt, że większość była w Golak-Ka i tłumaczenie ich na wspólny szło dość topornie. Varowi zdawało się że unikają odpowiedzi na to skąd są, bo wydusił z nich jedynie że stąd i stamtąd, jako że lubią podróżować.

Potem, mniej więcej w połowie dzbana, przeszli do dyskusji o magicznych ustrojstwach, Grzmot wywiedział się u nich o kilka przedmiotów jak ogniskowy paciorek czy wzmacniające posłanie Hewarda. Goliat raczej zadawał pytania co by się zdało w jakich sytuacjach, a bardowie odpowiadali, zresztą dość chętnie. Część cudenek nawet mieli w posiadaniu, ale woleli się z nimi nie rozstawać i skierowali barbarzyńcę do jednego z miejscowych magów. Za to ofertę kupna od Vara naszyjnika przyjęli z błyskiem w oku i brzękiem solidnej gotówki, blisko siedmiuset sztuk platyny Grzmot jeszcze w życiu na oczy nie widział. Gdyby się zastanowił, to pewnie mógłby spokojnie osiąść w jakimś miasteczku i żyć za to przez długie lata. Tyle że taka wizja jakoś niespecjalnie go interesowała. Potem rozmowa przeszła płynnie na ustrojstwo, jakie znaleźli w Dougans's Hole, ale z opisu i pytań o gnomie ustrojstwo niewiele byli w stanie wywnioskować, poza poleceniem goliatowi człowieka o imieniu Culver, mieszkającego w Caer Dineval i lubiącego skupować różne tego typu ciekawostki a i znającego się na tym całkiem nieźle.

Pogaduszki nad miodem szły całkiem dobrze, do czasu kiedy Var nie zapytał w jakich okolicach w swych podróżach widzieli najwięcej nieumarłych. Jako że ostatnie dwa dekadni spędzili głównie w Targos i Bryn Shander, mieli ograniczoną styczność z umarlakami. Gdy zaś zapytany czemu goliat che to wiedzieć, odparł że poluje na źródło nieumarłych, Rit odpowiedział tylko krótkim - Aha. - Powiedziane jednak tak kwaśnym tonem, jakby się napił wina podeszłego octem, a takiego go jeszcze nie słyszał. Zastanowiło to nieco członka wyprawy z Ybn, na tyle że postanowił nakarmić nieco ciekawość mniejszego barda.
- Wraz z towarzyszami wyruszyłem z Ybn, by odnaleźć przyczynę zarazy i... mogę się wymienić opowieścią o złotookiej bestii, w zamian za więcej informacji w tym temacie. - Spróbował Var, najwyraźniej trąciło to jakieś nutki w bladoskórym. Ewidentnie myślał, tylko coś mu nie pasowało, jednakd Grzmot nie miał pojęcia co. Postanowił jednak zaryzykować, o złotookim i tak wszystkim miał wspomnieć Arnulf, nie tracił więc żadnego atutu, czy nie zdradzał sekretu.
- Obiecałem historię, to ją dostaniecie, około dekadnia temu, natknęliśmy się na zmiennokształtną istotę w jednej z dolin. Potrafi przybrać postać dowolnego człeka czy zwierza, lata, myśli i wiem że ruszył w stronę Doliny Lodowego Wichru kiedy się na to natknęliśmy. Z początku wyglądało jak człowiek, ale zdradzają je błyskające czasem złotem oczy. Złote, całe złote. Do tego w naturalnej formie chyba dziób i trzy macki zamiast nóg. Da się to zranić, ale po kilku chwilach rany wyglądają jakby nic mu się nie stało, a może jej, nawet nie mam pojęcia co to. Słyszałem że przybyło z innego planu jakiś czas temu. Gdzie i skąd dokładnie nie mam pojęcia. Musi się jednak czegoś obawiać, inaczej wykończyłoby mnie, kiedy byłem nieprzytomny, chociaż może dałem temu cholerstwu wystarczającego łupnia żeby po prostu chciało zwiać nim ktoś je dobije. - Tu Grzmot wzruszył ramionami i łyknął solidnie miodu. - Tego nie wiem, ale wiem że jak spotkam to bydle i rozpoznam, to mam zamiar posiekać na kawałeczki. - Dodał z zacięciem na koniec.
- Słusznie, słusznie, bardzo słusznie - Ritvedeesh pokiwał głową z aprobatą. - Istota, którą spotkaliście to malaugrim, paskudna persona, inteligentna i przebiegła, nie jakiśtam bezmózgi yeti. Nic dziwnego, że uciekła będąc ranną. A sposób w jaki się żywi - ohyda! - wzdrygnął się. - Jej obecność w Dolinie to zły znak; może nieźle namieszać, jakby nie było dość problemów… - westchnął i upił z kufla. - Jak chcesz mu dać łupnia to kup sobie srebrną broń, lub umagicznij własną zmiennością metalu - wtedy regeneracja i odporność na czary nie powinna być problemem - uśmiechnął się radośnie, zadowolony ze swojej rady.
- Srebrna broń? - Na twarz goliata wypłynął szeroki uśmiech. - Myślę że coś się znajdzie. - Wyciągnął po chwili posrebrzany sztylet i zaczął go obracać w dłoniach. - To może nie wystarczyć, ale raczej nie robią nigdzie magicznych mieczy tego rozmiaru. - Var wskazał na przewieszony przez plecy miecz, którego nie powstydziłby się i gigant. - Tak w zasadzie, to w jaki sposób się żywi? No i co o tych stworach wiesz, bo zdaje się że coś więcej słyszałeś, a każda wskazówka żeby takiego rozpoznać się może przydać. - Grzmot zamyślił się chwilę, następnym razem po prostu wbije stworowi sztylet w oko i popatrzy jak ten reaguje, o ile uda mu się go jeszcze znaleźć.
- Wsadza mackę przez usta i wyżera cię od wewnątrz - wydeklamował z obrzydzeniem Ritvedeesh. - A co do rozmiaru - magia załatwi wszystko, czyż nie? - uśmiechnął się, ale jakoś smutno. Pan Bóbr poklepał go delikatnie (jak na kogoś tak słusznych rozmiarów) po ramieniu. Ten kiwnął mu w podzięce głową. - Co wiem… To inteligentne istoty, różnią się tak jak różną się od siebie ludzie, czy czym ty tam jesteś - odparł na kolejne pytanie bard. - Ale… potęga i władza; tak, żądza potęgi i władzy to coś, co charakteryzuje je wszystkie. Choć - uniósł rękę, uprzedzając prawdopodobne pytanie Grzmota i uśmiechając się tajemniczo. - z pewnością to nie oni stoją za żywym trupami; wolą raczej bardziej wysublimowane formy wpływu.
- Wszystko? Skoro magia by to załatwiła, to interesujące; zauważyłem że to sprytna bestia, cieszę się że jeszcze żyję w sumie. Nie podejrzewałem jej zbyt długo o bycie przyczyną, raczej gustują w żywych, bo na co im upodabnianie się do byle truposza? Im bardziej na żywych zależy. Co do mnie, jestem goliatem. - Przejechał dłonią po rosnącej z wolna na łepetynie trawce. - Chociaż momentami może nie wyglądam.
- A ja zmierzchowcem. Pan Bóbr zaś to półork - Ritvedeesh uprzejmie wskazał na towarzysza, nie przejmując się wcale zieloną fryzurą rozmówcy.
- Pierwszy raz słyszę o zmierzchowcach, o półorkach częściej, chociaż na szlaku wysoko w górach łatwiej o orka niż pół. - Lekko rozkojarzony odparł barbrarzyńca. - Wysokogórskie, czy podziemne plemię? - Zagaił, nie wiedząc do czego przypiąć nazwę.
- Gdzie wiatry zagnają, obecnie byle dalej od podziemia i tych przeklętych drowów - ponuro burknął bard, nieoczekiwanie tracąc humor.
- Byliśmy tam niedawno, spaliliśmy miasto Cho.. Choo… Choldrithów? - Język Grzmota prawie się połamał na nazwie pająkowatych wynaturzeń. - Czy jakoś tak, przy pomocy maurów oczywiście, nie sami. - Dodał skromnie goliat.
- To ciekawe - odparł Ritvedeesh, ale jakoś bez entuzjazmu. Półork znów poklepał go w milczeniu po ramieniu.
- Aha, czarnuchy zalazły ci za skórę za bardzo? - Grzmot dolał zmierzchowcowi miodu do kielicha. Bard milczał dość długo pijąc, po czym sam sobie dolał resztkę z dzbana.
- Tam - rzekł wreszcie, kiwnąwszy głową w nieokreslony tył - powinny być skrzydła.
- Nie powiem że rozumiem, bo dla mnie to byłaby strata czegoś, czego nigdy nie miałem, ale postaram się zrozumieć. Przykro mi. - Grzmot w cichym solidarnym geście, po prostu podniósł dzban do góry, był pusty a konieczny był pełen i to najlepiej szybko. Dzban wkrótce zresztą został napełniony, a raczej zastąpiony pełnym i goliat dolał do trzech kielichów. Sobie i Panowi Bobrowi po połowie, zaś Ritvedeeshowi do pełniutka, tak żeby mógł spokojnie utulić wspomnienia w askamitnie słodko cierpkim trunku. Półork odmówił kiwnięciem głowy i - z tego co Var zauważył - pił tylko wodę, obserwując uważnie otoczenie. Zeszło jeszcze półtora dzbana, zanim zmierzchowiec, czy jak w myślach ochrzcił go Grzmot, bezskrzydły, zaczął się kiwać.
- To jak, wiecie coś o tych nieumarlakach? A może o bezcielesnej śpiewaczce? Ponoć to ona rozcięła osnowę między światami. No, nie patrzcie tak, w czasie zaćmienia osnowa została rozpruta, dlatego te kłopoty, tylko nie wiem jak, gdzie i przez kogo. - Zakończył smutno goliat. Byli już w drodze kawał czasu, a ciągle nie mieli niczego namacalnego, mimo wielu tropów i poszlak.
- Chrzanić osnowę - wybełkotał zmierzchowiec. - Chrzanić śpiewaczki. Ja tu śpiewam, ja! I więcej nikomu nie potrzeba. Śpiewam i śpiewam, i nic. A potem - o! Dostałem liścik! - bard poklepał się po kieszeniach, po czym znów sięgnął po kielich, zapomniawszy o poszukiwaniach. - Ale już niedługo! Niedługo odzyskam skrzydła i nikt, NIKT mi nie przeszkodzi, nawet ty, trawiastogłowy! - uniósł się nieco i wskazał chwiejnie na Vara. - Obiecali, że je odbudują, obiecali… Musze tylko zdobyć… zaufanie, czy coś… pyłek? - zamyślił się i ziewnął, mamrocząc coś niewyraźnie. Wyglądało na to, że powoli przegrywa nierówną walkę z alkoholem.
Grzmot podrapał się po głowie i zastanowił o co chodzi zmierzchowcowi. - O czym ty w zasadzie gadasz? O co mu chodzi? - Zapytał półorka, bo najwyraźniej Ritvedeesh tracił kontakt z rzeczywistością. - Jaki pyłek? Która śpiewaczka? - Goliat był skołowany, mimo że podejrzewał bezskrzydłego o pijacki bełkot. Pan Bóbr uśmiechnął się półgębkiem i wzruszył ramionami.
- Pytam bo wiesz… - Grzmot zawiesił głos i wyciągnął zza pazuchy dwa zawiniątka z niezidentyfikowanymi proszkami, jakie jeszcze mial ze sobą. - Wszystko sie da załatwić. - Mrugnął porozumiewawczo. - No i zależy o czyje zaufanie chodzi i w jakim celu. - Ostatnie słowa były skierowane do Bobra teatralnym szeptem. Ritvedeesh gwałtownie uniósł głowę, próbując zogniskować wzrok na woreczkach i wyciągnął rękę. Pan Bóbr łagodnie acz stanowczo odsunął przedmioty poza zasięg jego palców, po czym zbadał zawartość i pokręcił przecząco głową.
Grzmot wzruszył ramionami i schował paczuszki ponownie. - W takim razie pewnie bedę musiał je zidentyfikować u kogoś normalnie. - Na jego twarzy wykwitł łobuzerski uśmiech. - Chyba że ty wiesz co to było. - Rzucił do półorka; ten skinął głową. - Chyba lepiej go dopić i położyć spać, nie sądzisz? - Mruknął trzeźwo, tak żeby bezskrzydły go nie usłyszał. Pan Bóbr znów kiwnął głową; potem ostrożnie uniósłszy przysypiającego towarzysza ruszył w stronę schodów na piętro. Będąc na najniższym stopniu odwrócił się i nieoczekiwanie odezwał się: On odzyska skrzydła. Nie wtrącaj się w te sprawy - po czym zaczął wspinać się na górę.
- Chętnie się poniewtrącam, tylko musiałbym wiedzieć w co się nie ładować, jego skrzydła, jego sprawa, ja tylko za nieumarłymi się tu uganiam. Więc jeśli byś coś wiedział, lub na temat tych proszków, to przynajmniej do jutra jeszcze będę w Bryn. - Odpowiedział szybko Grzmot, szybko, ale spokojnie. Skinął głową Panu Bobrowi i powoli ruszył w stronę drzwi. Musiał jeszcze dotrzeć do chaty Arnulfa.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 31-03-2015, 17:39   #270
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
PIERWSZY SEN W NOWYM ŻYCIU

Wrażenie uciekającego czasu towarzyszyło Shando Wishmakerowi od momentu gdy tylko zaczęło się zaćmienie.
- W sumie w tym dzikim i barbarzyńskim kraju jest śnieg zamiast piasku, więc nie dziwota, że to piasek w klepsydrze tak się burzy, jak zwykłego niedobór - mruknął do siebie ponuro czarodziej, zaraz krzywiąc się na koślawą poetyckość własnych słów. Wiersze nigdy mu ani nie wchodziły, ani wychodziły, a koany którymi karmili go klasztorni mistrzowie wydawały mu się głupie do potęgi.
Brakowało mu czasu na wszytko - na sen, na naukę, na rozwiązanie problemów... teraz także. Poprosił Grzmota, by przy okazji wizyty u kowala spieniężył naszyjnik i co tam jeszcze jest zbędne, Arnulf zaś zgodził dostarczyć listy zakupów do miejscowych czarodziejów. Dlatego sam usiadł do papieru i pióra i zaczął pisać.

Do Leticii Frey
Madam!

Jestem członkiem grupy ochotników, wysłanej z Ybn Corbeth by zbadać i zlikwidować problem z nieumarłymi. Jako że niedawno powróciłem z zaświatów, pilnie potrzebuję kilku przedmiotów by kontynuować nasze zadanie. W związku z tym oraz koniecznością jak najszybszej regeneracji zaklęć jestem zmuszony zażyć porcję snu, stąd listowna prośba o przygotowanie interesujących mnie materiałów.
- Różdżka Stworzenia Pułapki, podstawowej mocy, naładowana przynajmniej w połowie
- Księga magiczna, standartowa i czysta, z wpisanymi zaklęciami: Burza Piaskowa, Przemiana Siebie, Strumień Pary, Wykrycie Ducha
Jeżeli byłby dostęp do Pierścienia Odpoczynku, rozważyłbym zakup także i jego, jeżeli cena będzie odpowiednia.
Byłbym wielce zobowiązany, gdyby w charakterze własnego wkładu do sprawy, która dotyczy nas wszystkich wyceniła Pani owe dobra łagodnie.
Z wyrazami szacunku
Shando Wishmaker z Calimportu


Do Otisa Patrssona

Sir!

Jestem członkiem grupy ochotników, wysłanej z Ybn Corbeth by zbadać i zlikwidować problem z nieumarłymi. Jako że niedawno powróciłem z zaświatów, pilnie potrzebuję kilku przedmiotów by kontynuować nasze zadanie. W związku z tym oraz koniecznością jak najszybszej regeneracji zaklęć jestem zmuszony zażyć porcję snu, stąd listowna prośba o przygotowanie interesujących mnie materiałów.
- Różdżka Fali Mocy, podstawowej mocy, naładowana przynajmniej w połowie
- Księga magiczna, standartowa i czysta, z wpisanymi zaklęciami: Pełzająca Groza, Zębata Macka, Zamrażający Dotyk, Chlaśnięcie Języka
Jeżeli byłby dostęp do Pierścienia Odpoczynku, rozważyłbym zakup także i jego, jeżeli cena będzie odpowiednia.
Byłbym wielce zobowiązany, gdyby w charakterze własnego wkładu do sprawy, która dotyczy nas wszystkich wycenił Pan owe dobra łagodnie.
Z wyrazami szacunku
Shando Wishmaker z Calimportu



Zwinął oba listy, napisał z wierzchu odbiorcę i przekazał Arnulfowi. Następnie udał się na spoczynek, by jak najszybciej przygotować umysł na zapamiętanie zaklęć. Doświadczenie uczyło, że prawdopodobnie będą potrzebne zaskakująco szybko...

Dawno nie spał w tak wygodnym łóżku… a może to była kwestia tego, że spał w łóżku w ogóle, pod pierzyną zamiast sztywnego od zimna koca. Na kominku wesoło trzaskał ogień, a opału było wbród. Calishyta sam nie wiedział kiedy zasnął, ani o czym dokładnie śnił. Wspomnienia z domu przeplatały się z tymi z podróży z ybnijską drużyną, a walk w piaskach Calimshanu z tymi ze śnieżnych dolin. Na końcu jednak przyśniła mu się Kostrzewa. Pochylona nad nim brzydka twarz półorkini wykrzywiona była w wyrazie rozpaczy, a ze ślepego oka spływała łza. Kobieta szeptała coś, lecz jej głos porywał wiatr pachnący mchem i igliwiem. Wishmaker był jednak dziwnie pewny, że były to słowa miłości…

WIZYTA U CZARODZIEJKI

Był już wieczór, gdy Shando Wishmaker wstał wypoczęty i krótką serią ćwiczeń przygotował ciało i umysł na nadchodzące wydarzenia. Wciąż czuł się słaby, ale już nie tak, jak tuż po wskrzeszeniu.
Właśnie, wskrzeszenie. Starał się wiele o tym nie myśleć od wyjścia ze świątyni. Co prawda pogodził się z tym, oswoił, zarówno trening w klasztorze jak i praktyka magiczna pozwoliłam mu przywyknąć do oswajania się z dziwami tego świata... ale zdecydowanie wygodniejsze było nie myślenie o tym zbyt często.
Pogładził ręką swoją księgę zaklęć, ścierając niewidoczny kurz z wielbłądziej skóry tłoczonej w ogniste wzory. I otworzył na pierwszej stronie, zapisanej starannym pismem początkującego czarodzieja.
W miarę czytania zaklęcia same wskakiwały mu do głowy, jakby w mózgu wyryły się już magiczne runy na podobieństwo tych zapisanych w księdze, wystarczyła iskra by pobudzić je do życia. A wraz z zaklęciami budził się ogień, zrodzony z ifiriciego przodka i własnego gniewu i żądzy czarodzieja.
Grot Kelgora, latające żagwiowe ostrze, które od czasu jego poznania zwiększyło się od rozmiarów kozika do niemal mieczowej klingi zapamiętał szczególnie starannie, by starczyło na dwukrotne go rzucenie. Czar udowodnił swą przydatność w walce z groźnymi wrogami i warto było go mieć w pamięci. Do tego Grad kamieni, kosztowny, acz niezastąpiony na skupionych wrogów. I Ogniste przyzwanie, które może przydać się na wiele sposobów. Wisienkę na czarodziejskim torcie stanowiły nowopoznane - Magmowy atak, rozbryzgujący krople płonącej lawy na wrogów i podpalający wszystko w okolicy, oraz potężniejsze przyzwanie, mogące wzywać już nawet pomniejsze żywiołaki. Gdy Shando zamknął księgę, był gotowy na wszystko, co ma nadejść, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bo liściku zapraszającego na herbatę u magiczki - który został dostarczony przez Arnulfa wraz z odpowiedzią dotyczącą zakupów i zostawiony na stole w kuchni - do końca się nie spodziewał.


* * *


Po zakupy do czarodzieja zdecydował udać się następnego dnia; póki co wziął od Grzmota złoto w ilości tej, jaką szacował że będzie musiał zapłacić i po solidnych ablucjach i ubraniu się ciepło ruszył poszukać sklepu, w którym rezydowała zapraszająca go czarodziejka. Kierując się wskazówkami Arnulfa, znalazł go w końcu nieopodal centrum miasta. Dom nie był duży, ale robił wrażenie.


Zarówno samo domostwo, jak i jego otoczenie było czyste, zadbane i pokazujące wszem i wobec, że mieszkająca tu osoba ceni sobie porządek i czystość. Czarodziej winszował sobie własnej prekognicji, która podpowiedziała mu solidną kąpiel i czyste ubranie na tą wizytę. Minął niski płotek i ogród - choć o tej porze roku było to właściwie lapidarium z rzadka upstrzone iglakami - podszedł do drzwi i zapukał, uderzając mosiężną kołatką o kocim kształcie w drzwi.
Nie czekał specjalnie długo, nim otworzyła mu młoda dziewczyna w ubraniu służącej, z ciemnymi włosami uciekającymi spod czepka.
- Shando Wishmaker do mistrzyni Frey. Jestem oczekiwany - podał liścik służącej, która przeczytała go uważnie. Czarodziej był obyty z wizytami na kupieckich salonach, miał więc nadzieję że nie popełni żadnego faux pas, ale też przejmować się specjalnie tym nie zamierzał. O nogę coś mu się otarło; zerknął w dół i zobaczył białego jak śnieg kota o płaskim pysku i długiej sierści - calishańskiego pochodzenia, podobnie jak on sam. Uśmiechnął się w duchu widząc coś znajomego na tym lodowym krańcu świata.*
Czarodziejka powitała go w salonie, z drugim kotem - tym razem czarnym jak smoła - na kolanach, który czmychnął precz, gdy wstała by przywitać gościa.


Wiek gospodyni był trudny do określenia, co w przypadku magików - a zwłaszcza magiczek - było często spotykane. Eleganckie ubranie z tkaniny wysokiej jakości, biżuteria pokazywały zamożność niewiasty, zaś mocny makijaż i starannie upięte włosy podkreślały jej urodę, odwracając uwagę od nielicznych zmarszczek, które pojawiały się tu i ówdzie. Leticia Frey z pewnością dawniej była pięknością i robiła co mogła, by ten stan trwał jak najdłużej. Z nienajgorszymi efektami, co musiał przyznać w duchu Wishmaker, pilnując jednak myśli, gdyż czarodzieje wyższej próby często sondowali umysły gości, by przejrzeć ich zamiary.
Cudzoziemskim, acz nie nieznajomym dla Wishmakera obyczajem wyciągnęła dłoń do ucałowania, co czarodziej zrobił z szacunkiem i kurtuazją. Shando był ubrany jak zwykle, w tym otoczeniu musiał dla czarodziejki wyglądać bardzo egzotycznie. Szerokie hajdawery, zawinięte buty, naga pierś i skóra w oliwkowym kolorze nie były za często spotykane na północy. Podobnie jak atletycznie zbudowani czarodzieje. Tak, Shando Wishmaker z całą pewnością nie był zwyczajnym magiem, który mógłby odwiedzić Mistrzynię Frey.
- Wybaczysz, panie, niespodziewane zaproszenie; po prostu nie mogłam sobie odmówić ujrzenia czarodzieja, który złożył tak… osobliwe zamówienie - rzekła magini, gdy oboje usiedli w wygodnych (choć zbyt miękkich jak na gust Wishmakera) fotelach. - Zwoje to jedno, ale księga czarów… No i o tej porze roku niezwykle rzadko gościmy w Bryn Shander czaromiotów z innych miast - usmiechnęła się czarująco.
- Zaproszenie przyjąłem z wielką radością i ciekawością, mistrzyni. Nie jesteś tu osobą nieznaną, więc zaproszenie było też zaszczytem, tym bardziej, że mierząc rangą mojego nauczyciela, wciąż jestem na etapie czeladniczym. Ale ktoś musiał pomóc zwiadowcom, najpierw znaleźć Albusa z Czarnego Lasu, a potem przeprawić się na tę stronę gór. Trudy mi nie straszne, a bez maga mogą mieć nielicze kłopoty.
Shando Wishmaker niemal bezwiednie dotknął torby z własną księgą zaklęć i dodał - co do księgi... gdy zmartwychwstałem - słowo to wciąż brzmiało w ustach czarodzieja jakoś obco - uświadomiłem sobie, jakie mam szczęście, że moja księga nie przepadła. Zdecydowałem, że bezpieczniej będzie mieć zaklęcia zapisane w więcej niż jednym tomie.
- Och, więc to ty! - czarodziejka klasnęła w ręce z radością nieprzystającą nieco do tematu. - Słyszałam plotki o cudzie w świątyni, lecz w obecnej sytuacji - sam rozumiesz, panie, uznałam je za plotki by podbudowac morale w mieście… A do do księgi uważam to za bardzo rozsądny krok. Czy wielką niedyskrecją będzie pytanie o wrażenia z Innego Planu? - pochyliła się nieco w stronę calishyty, odsłaniając calkiem ponętny dekolt.
- Który z władających magią przegapiłby okazję przepytania wracającego zza grobu? Nie madam, pytanie jest na miejscu, ale obawiam się że nie pamiętam nic - oczy czarodzieja zbłądziły w stronę dekoldu, ale szybko odzyskał rezon, wszak czarodziejów uczą, by nic ich nie rozpraszało - Moglibyśmy jednak zaspokoić naszą ciekawość - może znasz miksturę lub zaklęcie, które wróciłoby mi wspomnienia zza osnowy? Chętnie oddam się w Pani ręce, gdyż sam jestem ciekaw.
Shando skrzyżował ręce na piersi i spojrzał z nadzieją na czarodziejkę. Wieczór zapowiadał się dużo bardziej interesujący niż początkowo przypuszczał - Z odzyskaniem krzepy poradzę sobie - dodał - Dwa dni ćwiczeń i zapasów i wrócę do fizycznej formy. Ale czyż może być lepszy sposób na powrót do równowagi psychicznej niż przypomnieć sobie zapomniane?
- Och, gdybym znała taki czar byłabym bogata jak królowa - Leticia roześmiała się perliście. - Niestety w Dekapolis zmartwychwstania nie są na porzadku dziennym - nie licząc oczywiście tej nieumarłej niedogodności. Prawdę mówiąc jesteś pierwszym przypadkiem o którym słyszałam. Niemniej jednak… nic nie stoi na przeszkodzie by wezwać w tym celu jakieś stworzenie z innego planu; one mają dostęp do informacji, o których nawet nam się nie śniło…
- Mój ignański jest całkiem niezły... ale nie chcemy tu popiołu i przypalonych mebli - Shando uśmiechnął się od ucha do ucha - Szkoda, bo dobrze dogaduję się z ognioplanistymi. Mój przodek był ifiritem, mam po nim talent do ognia. I gorący temperament. Obawiam się jednak, że obecnie wykorzystuję to głównie do spopielania przeciwników. Szkoda mi magii na zaspokajanie ciekawości, gdyż zawsze mam jej mniej niż potrzebuję.
- To ciekawe… - zamruczała czarodziejka, a jeden z kotów - jak na zamówienie - wskoczył jej na kolana. Pogląskała go pieszczotliwie. - Cóż, ja nie mam takich problemów… ani oporów - zabrzmiało to nieco dwuznacznie. - Co prawda nie znam się na ognistych demonach, ale inne… kto wie? Wszystko jest kwestią… potrzeb.
- Zmodyfikowałem nico zaklęcia wzywające, by sięgały na plan ognia. Poniżej Twojego poziomu, oczywiście, ale chętnie zapiszę zwoje - Shando rozsiadł się w fotelu, rozkoszując się jego miękkością oraz towarzystwem czarodziejki, którą najwyraźniej fascynował przybysz z południa. Miła odmiana po mistrzyni z Ybn, traktującej go jak zgniłe jajo - A którzy z przybyszów ciekawią Cię najbardziej Pani? Pamiętam, gdy jeszcze byłem smarkaty i pobierałem u wuja pierwsze nauki, moim marzeniem było wezwanie i spętanie sukkubusa. Ledwie nauczyłem się rzucać kwasowe kleksy, już się do tego przymierzałem. Efekty były - jak się zapewne domyślasz - dość komiczne.
Magini znów zachichotała.
- Nie do końca o to mi chodziło, ale - czemu nie? Zawsze chętnie nauczę się czegoś nowego.
- Przejdziemy do.... pracowni? - uśmiechnął się Shando, czując, że jakkolwiek ma się wizyta skończyć - czy to zaklęciem, czy inaczej, stratny nie będzie.

* * *

Shando nie dowiedział się zbyt wielu rzeczy w czasie owej wizyty. Może poza tym, że zaklęć można użyć także do innych rzeczy poza robieniem prania i zmieniania wrogów w skwarki...
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 03-04-2015 o 07:14.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172