Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2016, 10:09   #131
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Powrót do wioski nie był taki, jakiego się spodziewali.
Wyruszając do obozu archeologa sądzili że wrócą dumni, pyszni wręcz z tego że sprawdzili poważne lochy na zlecenie uczonego z samego Candlekeep, a skończyło się żałośnie. Lochy okazały się niedużym grobowcem, a nawet tego nie umieli zrobić poprawnie, bo skończyło się to poranieniem ich, a śmiercią dla nieszczęśliwego Nyrvera Dytorchy. Czy Pani Tymora spoglądała dziś w inną stronę, czy wręcz przeciwnie - mieli szczęście, że udało im się z tak "niskimi" stratami?
Tego już mieli się nie dowiedzieć.

Wieś jakby nie zauważyła ich czynów, przynajmniej na początku. W końcu, jak to w każdej małej społeczności wieści się rozeszły i wszyscy wiedzieli o wypadku na wykopaliskach. Dobytek archeologa towarzysze przywieźli do Orilonu na wozie, na miejscu został jedynie żałobny wieniec i rozkopana ziemia. Niedługo potem zaczęły się plotki.


Lilius Dwukwiat, kapłan Chauntei, który był tam w centrum wydarzeń jako wiarygodny świadek zdał relację z wypadku starszym wioski i poprosił o pozwolenie na zabranie tych rzeczy do Candlekeep - nie chciał bowiem by wyszli na złodzieji! Bochinnę, swoją mentorkę, która w skład owej starszyzny także wchodziła poprosił o opiekę nad grobowcem uczonego oraz zajęcie się pochówkiem. Kapłanka nie była zachwycona wypadkiem, ale zgodziła się że nie było w tym winy drużyny młodzików. Poprosił ją też o zerknięcie do Colina, gdyż nie był pewien, czy do końca podratował młodego urwisa. Skaleczenia i siniaki to jedno, ale magia i rany których nie widać gołym okiem przekraczały jego doświadczenie.

Gdy smutne wieści zostały przekazane, Lilius doprowadził się do porządku, cały bym bowiem brudny. Nie aby ubrudzone ziemią ubranie uwłaczało godności kapłana Bogini Plonów, wręcz przeciwnie, ale elfia część dwukwiatowej natury zwyczajnie tego nie lubiła, z czego nie raz i nie dwa podśmiewywali się orilończycy. I właśnie przy tej czynności zastał go El Bekon, opowiadając o tym, czego dowiedział się szukając złodzieja.
Knur kwiczał i chrumkał, ale Lilius nic nie mógł zrozumieć, dlatego nalał mu nieco piwa i odłożył rozmowę na później.

Dopiero po wieczornych modłach, gdy Bogini zesłała ponownie dary o które poprosił, Dwukwiat mógł odbyć rozmowę z Pierwszym Wieprzem Orilonu.
Z chrząkań i pochrumkiwań tym razem Lilius wychwycił opowieść pełnych wysiłku poszukiwaniach, obejmujących przeciskanie się przez płoty, nieprzyjemne galopady, o złodzieju pachnącym rybą, który uciekł w kierunku lasu oraz o truflach, które przy okazji El Bekon tam znalazł. Właściwie o owe trufle były dla knura najważniejsze, pozostałe informacje podał jakby "przy okazji". Kilka pytań więcej i Lilius już wiedział, gdzie knur znalazł trufle i - co za tym idzie - którędy uciekał pachnący rybami złodziej.




- ...i tak to właśnie wygląda. Dzięki łasce Chauntei odkryłem kierunek, w którym uciekał złodziej - Lilius Dwukwiat zdał potem relację przyjaciołom, niekoniecznie podając skąd ją ma - Trop pachniał rybami, co oznaczało, że albo ryby zostały ukradzione, albo złodziej ma coś z rybami wspólnego. Bo mam nadzieję, że to nie jakiś wodnik czy inny utopiec. W każdym razie wiemy gdzie szukać.
Kapłan napił się piwa, dziękując swojej patronce za dar chmielu, który pozwolił pędzić ludziom ten przedni napój i kontynuował.
- Co do trolla, wybłagałem od Bogini łaski daru języków, zsyłania obaw i oplątania. Powinne być użyteczne, by spacyfikować potwora. Oczywiście jako dodatek do powiększających czarów, które ześlę na nas, byśmy byli odpowiednio groźni! Powinniśmy zająć się tym rano, trolle chyba lepiej widzą w nocy niż w dzień.
Jeżeli chodzi o trolla, Lilius bazował raczej na bajaniach i przesądach niż solidnej wiedzy, ale tam też musi być ziarno prawdy, prawda?



__________________________________________________ ____________

Pozostałe zaklęcia po wieczornych modłach i rozmowie z wieprzkiem:
Kapłan 0 (4 sloty): Stworzenie Wody, Oczyszczenie Jadła i Napoju, Cnota, Biegłość
Kapłan 1 (2+1 slot): Zagłada, Oplątanie, Rozumienie Języków
Moce kapłańskie: Odpędzanie nieumarłych (4/4), Rozkazywanie roślinom (4/4), Rozmowa ze zwierzętami (0/1)
Zaklinacz 0: Wykrycie trucizny, Światło, Naprawa, Oszołomienie (3/5)
Zaklinacz 1: Ożywienie liny, Powiększenie osoby (2/4)
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 02-02-2016 o 10:30.
TomaszJ jest offline  
Stary 03-02-2016, 00:37   #132
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Wrażenia i emocje z całego dnia skumulowały się dopiero wieczorem, gdy słońce zaszło za horyzont. Edric od zajścia w namiocie, gdzie Colin otarł się o śmierć, przypominał nieco posąg. Co prawda na co dzień nie należał do rozgadanych osób których wszędzie pełno, ale zachowanie podczas i po powrocie do wioski było zdecydowanie niepokojące - na słowa towarzyszy odpowiadał oszczędnymi mruknięciami, pół-słówkami i ruchami głowy. Mimo pozornego spokoju, w norreyowej głowie huczało.

Do domu wślizgnął się tylnym wejściem, ostrożnie stawiając kroki. Marzył o jak najszybszym dotarciu do swojego pokoju na poddaszu i szczęście, którego brakowało całej grupie w przeciągu dnia, zdawało się wrócić. Matki nie było w domu, a dźwięki dochodzące z zakładu znaczyły, że ojciec jest zajęty. Edric zdecydowanie nie miał ochoty wysłuchiwać kolejnego kazania rodziców na temat jego eskapad, a tym bardziej tłumaczyć gdzie był i co robił. Nie dzisiaj, nie teraz.

Colin mało co nie umarł. Ta myśl i obraz nieprzytomnego Garlana wyrywały się do przodu, przysłaniając resztę świeżych wspomnień. Edric dalej nie mógł przeboleć, że był tak bezużyteczny w namiocie i zamiast zrobić coś konkretnego, stał tylko i zaciskał pięści. Powinien był coś zrobić, powinien był... Tylko co? Nie znał się ani na leczeniu, ani na magii i zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógł pomóc w żaden sposób. Mimo tego sumienie nie dawało mu spokoju; nie był w stanie pomóc przyjacielowi. Uczucie bezużyteczności ciążyło na nim jak głaz.

Edric przy ściąganiu pasa zawadził ręką o zraniony w krypcie bok, co wyrwało go ze stuporu w jaki popadł. Rana zapulsowała tępo i to było to, czego potrzebował. Umysł, błądzący daleko od wizyty w namiocie, wrócił na powrót do ciała i zaczął na powrót pracować. Edric czuł teraz ból w biodrze, zmęczone mięśnie, obolałe palce - dobrze, bardzo dobrze. Wszystko było lepsze od tego dziwnego stuporu, który oddzielił umysł od ciała.

Edric rozerwaną koszulę zmienił na prowizoryczny bandaż, zrywając ten nałożony w krypcie przez Liskę. Rana była lekko zaczerwieniona, ale zdawała się nie puchnąć i nie wydzielać nieprzyjemnych substancji, co dobrze rokowało. Chłopak wygramolił się ze spodni, ściągnął buty i odłożył oba miecze i tarczę w kąt pokoju, po czym runął na łóżko. Westchnął przeciągle i zakręcił się, szukając wygodnej pozycji i koncentrując się na miarowym stukaniu kowalskiego młota. Edric wiedział, że rozgrzebując wspomnienia z kończącego się właśnie dnia, nie zdoła zasnąć i odpędził je w kąt umysłu, zastępując je odgłosami z ojcowego zakładu.

Mimo to, sen nadszedł wolno.


* * *


Zachód słońca był krwawy. Niebo z jednej strony zabarwione na czerwono, a z drugiej zasłane ciemnymi chmurami, jakby wyczuwało panujący w Orilonie nastrój. Nad jeszcze niezakopanym grobem Colina panowała bardzo ciężka atmosfera, w której smutek odgrywał pierwsze skrzypce. Umrzeć tak młodo przez żądzę przygód - żal, taka strata.

Czerwień barwiąca nieboskłon po chwili nabrała na ostrości i Edric przyglądał się, jak zalewa bladą twarz martwego Colina. Nagle powieki łotrzyka wystrzeliły do góry, a oczy zalały szkarłatem - od źrenic po białka. Jego twarz wykrzywiła się w nieludzkim grymasie i zaczęła rozpływać w ciemny dym, a za nią reszta ciała. Z grobu nie wyszedł Colin, a dobrze znany Edricowi cień. Wojownik poczuł, jak strach ściska mu trzewia i ciarki przechodzą po plecach. Chciał chwycić za miecz i przepędzić zjawę, ale mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa i mógł tylko patrzeć jak coraz to kolejne osoby padają pod cienistym dotykiem.

Krzyki bólu i nieludzki wycia wypełniały okolicę, gdy cień zbierał swe żniwo. Orilończycy padali jeden po drugim - znajomi i sąsiedzi, których widywał codziennie. Starzy, młodzi, wszyscy po kolei. Jego ojciec i matka, Liska, Lilius, Gnorst, Jorebha. Dotyk ukradł życie z nich wszystkich, a Edric nie mógł nic zrobić. Nie mógł im pomóc, był bezużyteczny.

Gdy cieniste palce sięgnęły w jego stronę, ochoczo je powitał.


* * *


Edric obudził się zlany zimnym potem, szarpiąc się z pierzyną. Świstając i wizgając usiadł, odrzucając przykrycie i próbując złapać oddech. Pochylając się do przodu, oparł łokcie o kolana i wplótł palce we włosy. Starał się uspokoić łomotające w piersi serce, zapomnieć o koszmarze. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło na tych staraniach, ale w końcu złapał oddech. Odetchnął z ulgą, z powrotem kładąc się na plecy.

Koszmar minął, zostawiając za sobą tylko wspomnienie. Edric nie chciał o nim myśleć, nie chciał pamiętać tego co widział. Gdyby mógł, zapomniałby o całym śnie i przewrócił na drugi bok. Kłopot w tym, że nie mógł. Senna mara dalej była świeża w pamięci i zamykając oczy, Edric dalej widział scenę pod krwawym niebem. Nie chciał tam wracać, leżał więc i wpatrywał w sufit, czekając aż zmęczenie weźmie górę.

Sen w końcu przyszedł ponownie, ale nie przyniósł ze sobą odpoczynku.
 
Aro jest offline  
Stary 03-02-2016, 13:42   #133
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Liska nie miała ochoty wracać do domu, mimo że czuła się straszliwie zmęczona i zdecydowanie potrzebowała kąpieli. Zamiast tego wyłożyła się na wzgórzu nieopodal wioskli rozmyślając nad wydarzeniami mijającego dnia. Nieco wcześniej pomogła Liliusowi zapakować rzeczy archeologa na wóz (szczególnie uważając na 'colinową' skrzynię). Niestety wśród nich nie znaleźli mieszka ze złotem, z którego mogliby "wypłacić sobie" należność za znalezienie księgi.
Westchnęła. Uczony z pewnością nie spodziewał się, że będą na tyle niekompetentni by spuścić mu lawinę na głowę. A potem wypuścić zmarłych z grobowca. A potem jeszcze próbować włamać się do jego rzeczy... Im dłużej myślała tym bardziej dochodziła do wniosku, że złoto jednak się im nie należy - za złodziejstwo, niekompetencję i nieumiejętność powstrzymania swoich towarzyszy.
Jednak monety były im potrzebne by dotrzeć do Candlekeep - oddanie księgi do Biblioteki było czymś, co należało zrobić. Znaleziony w obozowisku list wyraźnie wskazywał, że odzyskanie księgi nie było tylko fanaberią Chissvora Woreda lecz częścią jakiegoś większego wydarzenia. Z wahaniem sięgnęła do swojej torby gdzie leżał cenny wolumin po czym zrezygnowała. Nie umiała odczytywać magii, więc może lepiej ne ryzykować. Przykład Colina jasno pokazywał do czego prowadzi nadmierna ciekawość.

No właśnie. Colin... Na początku Liska wystraszyła się, że chłopcy dobrali się do rzeczy archeologa, żeby jej zrobić na złość za kłótnię na wzgórzu. Jednak im dłużej myślała tym bardziej dochodziła do wniosku, że oni po prostu tak mieli... Żadnej skruchy, żadnej refleksji do tego - a Tymora wyraźnie pokazywała, że nie darzy poczynań łotrzyka sympatią. A może raczej Kelemvor? W końcu chłopak okradał zmarłych... Tak czy inaczej Garland raczej nie miał przed sobą długiego żywota i bardzo smuciło to Liskę.
No i koniec końców nie przeprosiła towarzyszy. Znów. Ale chyba i tak im na tym nie zależało... Bufoniaste zachowanie Nagietka było takie jak zwykle, a i po tylu obrażeniach nie można było oczekiwać od Colina jakiegokolwiek entuzjazmu.

Rozmyślania przerwał jej Tofik, który wytarzawszy się w krowim łajnie zapragnął podzielić się z Liską zapachem. Nie żeby wiele mogło jej zaszkodzić, ale nie miała zamiaru wracać do domu woniejąc jak obora. Chwyciła jakiś kij, pod pretekstem zabawy zagoniła kundla nad strumień a potem wepchnęła nogą do wody. Robiła to tyle razy, a zawsze się nabierał! Kąpiel nieco poprawiła stan diabelskiego mikrusa, a bardka dopiero teraz zauważyła jak nisko stało słońce. Czas wracać...


W domu przywitały ją oczywiście zaniepokojone okrzyki rodzinny. Oględnie opowiedziała co się stało - pomijając, rzecz jasna, wyskoki co poniektórych. Rodzeństwo - zwłaszcza młodsze - obsiadło ją wypytując o misję dla wielkiego uczonego z Candlekeep, więc nie mogła ich zbyć. Tu podkoloryzowała, tam przemilczała; dzieciarnia była rozczarowana byle jakim opisem, ale przynajmniej dzięki temu nie przyjdzie im do głowy iść do lasu i niurać w zawalonym grobowcu. Jeszcze tego brakowało by tam poleźli i ich zasypało!
Potem wykąpała się i przebrała, łapczywie zjadła kolacje (dopiero teraz poczuła, że od śniadania nic nie jadła!) po czym zamknęła się w izdebce prababki. Nadal była niezamieszkana, ze wszystkimi szpargałami Leokadii. Dopiero teraz wydało się to Lisce dziwne. Nie mieli przecież dużego domu, za to ludzi w nim huk... Dodatkowy pokój był nie do przecenienia. Może stąd właśnie Leomunda wyniosła szacunek dla rzeczy zmarłych? Przecież babka ojca nie straszyła ich po nocach, nie wracała z zaświatów, nie zabroniła nawet ich ruszać, a mimo to pokój stał nietknięty. Przesunęła palcami po starych zwojach z nutami i ubraniach. Tyle dobra, które mogło być ponownie w użytku...

"Jesteś takim bohaterem, jakim chcesz być", powiedział Gnorst, a był on dla Liski niemal takim autorytetem jak kapłan Dwukwiat. Jakim bohaterem ona - Leomunda - chciała być? Kradnącym rzeczy pracodawcy, które przecież należały się w spadku jego krewnym? Łamiąca warunki zlecenia i biorąca z rzeczonego miejsca co popadnie? Czy takim, którego zleceniodawcy będą szanować i ufać mu, a zwykli ludzie słuchać i podziwiać? Z drugiej strony... towarzysze mieli trochę racji. Może krypta Tyrona Asada nie była najlepszym tego przykładem - w końcu mogły tam być rzeczy WIELKIE i NIEBEZPIECZNE - ale chowanie do grobu dóbr, które mogły przydać się żywym faktycznie było... no, głupie! Co prawda rodzinie Liski powodziło się całkiem dobrze - mieli pracę i sporo ziemi - ale we wsi było przecież wielu ubogich, dla których problemem był nawet następny posiłek i ciepła odzież na zimę. Czy prababka zarobiła na zakup ziemi właśnie tak - łapiąc co wpadło jej w ręce i sprzedając z zyskiem? Cóż, Leomunda nigdy się tego nie dowie.
Ostatnia myśl sprawiła, że Liska poczuła irracjonalną złość na prababkę. Że już umarła i nic nie opowiedziała, nie wytłumaczyła jak działa awanturniczy świat, że dawała jej tylko złośliwe uwagi i kuksańce zamiast wyjawić jak potoczyło się jej życie! Nie żeby była dla Liski wzorcem, ale we wsi nie było innych ex-bohaterów! przynajmniej nie takich, o których liska by wiedziała.

Sfrustrowana dziewczyna wrzasnęła i kopnęła stołek, a potem z rozpędu klapnęła na łóżku. Przeżarty przez korniki mebel załamał się z łoskotem, a do izby zajrzała zwabiona hałasami matka Leomundy. Latami terroryzowana przez pra-teściową Kalina nawet teraz nie ośmieliła się wejść do pokoju babki męża. Przez szparę upewniła się, że zaskakująco wściekłej córce nic nie jest i wycofała się do kuchni, zastanawiając się po kim Liska odziedziczyła tak dziwaczny charakter.

Tymczasem Liska zebrała siebie oraz resztki swojej dumy ze szczątków posłania, na którym zmarła obmierzła prababka, chwyciła jakiś worek i zaczęła energicznie pakować do niej wszystko, co wpadło jej w ręce a wyglądało na choć trochę przydatne. Nie ważne czy był to pusty pergamin, ogarek świeczki, wełniana chusta czy zaśniedziała spinka. Wyrzuciła na podłogę szuflady i wybebeszyła kufer szukając ukrytych schowków. To był ostatni dzień gdy dała się pokonać prababce (a właściwie jej łóżku). Jak ma okradać zmarłych to zacznie od teraz! Formalnie nie była to kradzież; zabierała tylko swój spadek, niemniej jednak Leomunda właśnie się tak czuła. No, jej była zasadniczo część spadku, ale i tak nikt z rodzeństwa nie chciał się tego tknąć, więc wszystko jedno.

Wreszcie Lisce skończyła się energia; oparła się o ścianę ogarniając wzrokiem pobojowisko. Wyglądało jakby przez izbę przeleciał huragan. Albo Tofik. Zakurzona i spocona dziewczyna wyglądała zresztą niewiele lepiej. Rozsądna część bardki poczuła wyrzuty sumienia, jednak inne niż do tej pory. Zebrała przedmioty, papierzyska i stroje, które nie nadawały się już do niczego na kocu, po czym zawlokła je do kuchni. Tam, ku zgrozie rodziny zaczęła wrzucać je po kolei do pieca, aż huk ognia wypełnił całe pomieszczenie.
- Straciła rozum od tego siedzenia pod ziemią - szepnęła najstarsza siostra Liski, ale nie śmiała jej powstrzymywać; podobnie jak reszta domowników.
Wreszcie piec był pełen; a resztę "opału" Liska upchnęła na zapiecku.
- No - powiedziała stanowczo. - Dość tego śmietnika w domu. Biorę co potrzebuję, a jak wy nic nie chcecie to wydajcie ubogim. Dość tego marnotrawstwa.
Po czym, odprowadzana zdumionymi spojrzeniami rodziny, poszła się ponownie wykąpać.


Poranek przywitał Liskę obolałymi mięśniami i posmakiem kurzu w ustach. Wór z dziedzictwem prababki leżał koło jej zwykłej podróżnej sakwy. Wypadałoby to posortować, pomyślała, lecz gdy przeszła jej złość jakoś straciła do tego zapał. Nie czuła jednak znajomych wyrzutów sumienia, które dopadały ją zawsze gdy zrobiła coś przeciw prababce. Uśmiechnęła się i poszła do kuchni, w której zastała tylko matkę.
- Wyjeżdżam z karawaną do... - chciała powiedzieć "do Candlekeep", ale przypomniała sobie tajemniczy list w obozie archeologa. Może lepiej, żeby rodzina nic nie wiedziała. - ... do miasta. Zawieziemy rzeczy archeologa jego krewnym, a potem jakoś zarobię na powrót. Kapłan Chauntei z nami jedzie - obecność Dwukwiata zawsze uspokajała matkę. Tak było i tym razem.
- Przygotuję ci prowiant na drogę - odparła Kalina i odwróciła się w stronę pieca.

Liska skończyła śniadanie, zabrała torbę i poszła w stronę kaplicy Chauntei. Dwukwiata już nie było. Dziewczyna pomodliła się dłuższą chwilę do Pani Plonów i do Sune, po czym wrzuciła sztukę złota na przebłaganie za głupotę Garlana i bluzgi Nagietka. Potem ruszyła w stronę karczmy wraz z Tofikiem, który jak zwykle przyplątał się nie wiadomo skąd. Będzie musiała pomyśleć jeszcze o zakupach przed wyjazdem karawany.

- Wa... warto by dorobić przed... przed... wyjazdem - zgodziła się, gdy już wszyscy się zebrali, mając na myśli sprawę ze złodziejem. Niestety nie miała żadnych pomysłów dotyczących poznania tożsamości złodzieja, a Tofik psem tropiącym nie był. Z pewnością lepiej sprawi się Gnorst. - Mo... może powiedzmy też sołtysowi o... o... o tym, że chcemy prze... przegnać trola? Bez tego i tak nie wy... wy... wyjedziemy - zasugerowała. Wczoraj omal nie zginęli, a dziś znów pchali się niebezpieczeństwu w paszczę. O tym jednak dziewczyna wolała nie myśleć.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 07-02-2016 o 11:55.
Sayane jest offline  
Stary 07-02-2016, 17:15   #134
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=ncHvhF2yCG4[/media]

Powrót do wioski nie był tak przyjemny jak podróż w drugą stronę. Mimo, że pogoda nie zmieniła się i dalej piękne słońce oświetlało okolice, przyjemnie grzejąc to zmęczeni i obolali przyjaciele powoli przebierali nogami. Choć minęło zaledwie kilka godzin odkąd wyruszyli z wioski byli bardziej zmęczeni niż po całym dniu pracy, może nie wszyscy byli umordowani fizycznie, ale na psychice każdego członka drużyny dzisiejszy dzień pozostawił ślad. Po powrocie do Orilonu przyjaciele pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. Doszli do wniosku, że dziś już nic więcej nie zwojują, a też nie chcą prowokować losu jeszcze bardziej, to też umówili się, że spotkają się następnego dnia i podejmą dalsze działania.

Większość wybrała się do swoich domów lub do karczmy aby odpocząć. Nie mieli ochoty na kolejne zadania, przygody czy nawet obowiązki domowe. W tym czasie Liska wraz z Liliusem zabrali z wioski wóz oraz konia i powrócili do obozu archeologa. Przeglądając po raz kolejny przedmioty, które pozostały po Nyrverze pakowali je delikatnie na wóz, układając jeden przy drugim. Po zapakowaniu wszystkiego, na wozie znalazł się worek podróżny, przewieszany przez plecy, z rzeczami osobistymi arecheologa, skrzynia z nieznaną zawartością oraz tona papierzysk, pozwijana w zwoje i przykryta płótnem z namiotu, aby zabezpieczyć je przed ewentualnym deszczem. Po paru godzinach na polance zostały tylko niepotrzebne rzeczy, a Liska wraz z Liliusem mogli wrócić do wioski i pójść w ślady swoich towarzyszy - odpocząć.

Nagietek w tym czasie przysiadł się do przewodnika karawany, gnoma Gelbusa Berrycranka.
Opowiedział mu o tym jak zostali wynajęci przez archeologa oraz o zajściach w krypcie. Po twarzy gnoma widać było pewne zdziwienie, ale nie powiedział nic więcej, jedynie potaknął głową. Nagietek przez chwilę zastanawiał się, czy czasem nie wystawił teraz sobie i swojej drużynie złego świadectwa, w końcu Gelbus mógł odczytać opowieść tak, że to oni przez swoją nieudolność zawalini strop komnaty na głowę swojemu pracodawcy.
- Przykro mi to słyszeć, ale cóż, zapłacił z góry za kurs więc jak tylko dostarczycie jego rzeczy to załadujemy je na nasz wóz i zawieziemy do Beregostu. Tam już będziecie musieli poradzić sobie sami z dotarciem do Candlekeep. Co do wyruszenia, drogi Jorhebo, to pamiętaj, że ruch przez południowy most jest zablokowany przez sołtysa z uwagi na trolla, a ja ciągle czekam na jeden z naszych wozów, który jechał okrężną drogą. Myślę, że jutro, góra pojutrze powinen tu dotrzeć, więc jeśli tylko ktoś zrobi coś z trollem to będziemy mogli ruszać. -

Po tych słowach gnom przeprosił niziołka i oddalił się w swoją stronę, a Nagietek spędził resztę wieczoru sącząc piwo i rozmyślając nad tym co dziś się stało i snując plany na dzień następny.

Noc w większości przyniosła ukojenie. Wraz z zachodzącym słońcem, znikającym za horyzontem zdawały się oddalać i rozmywać wspomnienia zajścia w grobowcu. Sen dostarczył zastrzyć energii każdemu z członków drużyny, nawet najbardziej poturbowany Colin czuł się wyjątkowo dobrze. Trucizna zdąrzyła zniknąć z jego organizmu, a odpoczynek przyniósł nowe siły.


Następnego dnia poszukiwaczy przygód powitał piękny wschód słońca. Dzień zapowiadał się równie ciepły co poprzedni, a to zdecydowanie pozytywnie wpływało na humory i morale. Po odbyciu porannych ryutałów, jak śniadanie czy kąpiele, opuśili progi swoich domów i ruszyli aby wykonać kolejne zlecenie. Drużyna korzystała jeszcze z faktu, że ciągle byli w rodzinnej wiosce i takie luksusy mieli pod ręką i to za darmo, co dodatkowo nastawiło ich optymistycznie do całego przedsięwzięcia.

Gnorst ruszył na poszukiwanie smoły. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie mógłby taką dostać i szybko wpadł na pomysł, że smołę stosuję się do nasycania skór oraz impregnowania drewna. Niestety u nich w zakładzie nie używali tej substancji, gdyż wiekszość ich produktów miała kontakt z żywnością, a jak wiadomo, smoła nie specjalnie nadaje się do uszczelniania beczek z kapustą kiszoną. Ruszył więc w te pędy do jednego z mieszkańców wioski, który trudnił się wyrabianem skór, jednakże nazwanie go garbarzem to przesadza. Otóż tenże mężczyzna miał u siebie beczkę smoły drzewnej, ale nie specjalnie chciał się z nią rozstawać. Na całe szczęście Gnorstowi udało się wynegocjować, że miejscowy wyrabiacz skór odsprzeda mu dwadzieścia litrów ten gęstej substancji za połowę sztuki złota. Decyzja została w rękach łowcy.


Poranna wizyta w chacie sołtysa przebiegła nad wyraz krótko. Starszy mężczyzna, ale ciągle w sile wieku miło powitał swoich mieszkańców.


Każdego znał od małego, no może poza Liliusem i doskonale kojarzył. Na wiadomość, że młodziki chcą podjąć się zadania rozwiązania problemu z trollem pobladł i powiedział
-Znam was od kołyski, byłem na waszych pierwszych urodzinach i nie chcę być na pogrzebach. Nie mieszajcie się do tego i dajcie działać bardziej doświadczonym. Na pewno znajdzie się ktoś w wiosce, kto przegna gadzinę. A jeśli nie to wypuści się gońca do okolicznych wsi i miast, może jacyś awanturnicy się zgłoszą. A teraz jeśli pozwolicie, mam dużo spraw do załatwienia. -

Jedyne czego młodzi poszukiwacze przygód dowiedzieli się z tej rozmowy to to, że bestię wystarczy przepędzić oraz, że nikt w wiosce nie traktuje ich poważnie. Niesamowicie działało to na nerwy młodym awanturnikom, ale gdzieś w głębi serca rozumieli dlaczego tak było.


Południowy most wyglądał spokojnie.


Droga, która prowadziła od wioski była częściowo wybrukowana płaskimi rzecznymi kamieniami, a im bliżej mostu wym wykonana była dokładniej i staranniej. Sam most, z oddali wyglądał zwyczajnie. Solidny, kamienny, z murkami po obu stronach, dzieniegdzie porośnięty mchem. Rozciągnięty był nad wąwozem głębokości kilku metrów na dnie którego płynęła rzeka. Po obu stronach drogi rosły drzewa, które bardzo szybko gęstniały i tworzyły plątaninę ciężką do przebrnięcia. Normalnie na tej drodze mieszkańcy wioski podróżowali dość częśto, gdzyż prowadziła ku najbliższemu szlakowi, jednakże teraz było tutaj wybitnie pusto i dziwnie cicho. Jednak nigdzie nie było widać śladu trolla.


Chatka kupca stała na skraju wioski, a zaraz za nią znajdował się las.


Drużyna zbadawszy otoczenie, które wskazał im Lilius po rozmowie z wieprzkiem, zauważyła, że w górej części ściany znajduje się małe okienko, którego drewniany parapet był ułupany, jakby został uderzony czymś ciężkim. Po dokładniejszych oględzinach dało się zauważyć, że na ziemi pod oknem leżały drzazgi, kawałki parapetu oraz widać było ślad czegoś ciężkiego, co wbiło się w ziemię i zapewne też uszkodziło parapet. Przedmiot ten został następnie został pociągnięty wgłąb lasu, ślady były na tyle oczywiste, że nie trzeba byłobyć ekspertem od tropienia, żeby się tego domyślić.
W powietrzu ciągle unosił się zapach ryb, a był on na tyle wyraźny, że można było pokusić się o podążanie tym tropem. Jednakże na początku, przy chatce, ślad ciągnięcia i ślad zapachowy pokrywały się.

Gnorst przykucnął i przyjrzał się śladom. Chwilę pomruczał po czym oparł dłonie na ziemi i nachylił się tak, że praktycznie jego nos znajdował się już w ziemi. Wyglądało to niemażle komicznie, ale przyniosło zaskakujące rezultaty. Następnie łowca wstał, przeszedł parę kroków w kierunku lasu i przykucnął znowu. Mruknął coś do siebie i wrócił do parapetu. Stanął na palcach i zajrzał na jego wierzch.

Łowca wiedział już, że przedmiot, który został zaciągnięty do lasu był skrzynią pełną ryb i to z niej lejąca się woda wsiąknęła w glebę pozostawiając wyraźmy zapach. Ponadto Gnorst zauważył ślady małych szponiastych stóp, które odbiły się w kilku miejscach wokół śladu skrzyni jak i na parapecie znalazł ślady zadrapań. Istoty były na tyle małe, że ślady ledwo odbijały się w suchej ziemi.

Nagle zza chaty wyszedł sklepikarz i powiedział, wyraźnie zaskoczony tym co zobaczył
-Hej łobuzeria, co wy tu robicie?! To wy mnie okradacie? I przyszliście po jeszcze i to w biały dzień!?-
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 07-02-2016 o 17:18.
Lomir jest offline  
Stary 07-02-2016, 17:34   #135
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Dwukwiat skrzywił się widząc ślad po ciągniętej skrzyni. Ślad był tak wyraźny, że ten kto go zostawił musiałby być idiotą. Co prawda kapłan był w stanie wskazać przynajmniej kilku miejscowych pasujących do definicji kretyna, ale fakt, że łup był ciągnięty w stronę lasu sugerowałby raczej dzikie tępaki.
- Szukaj zapachu, Gałązka, szukaj - mruknął do swojego chowańca i wrócił do rozmyślań. Gobliny lub koboldy... nie znał się na tym za dobrze. Pewnie kilka sztuk, bo wybrały złodziejstwo nie napad. Już miał podzielić się przemyśleniami z przyjaciółmi, gdy napadł ich sklepikarz.

- Spokojnie dobry człowieku, to ja, Lilius Dwukwiat. Wraz z towarzyszami zamierzamy iść tropem rabusia, bo nie godzi się by w naszym pięknym siole szerzyło się złodziejstwo! - odpowiedział sklepikarzowi półelf w swoim najlepszym, kazaniowym stylu.
Gałązka gapiła się na kupca z liliusowego naramiennika co chwila wystawiając rozwidlony język i wciągając go ponownie, smakując zapachy. Lilius czekał tylko aż klepnie go ogonem w plecy, dając tym samym znać, że złapała rybi trop.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-02-2016, 10:59   #136
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Kupie zmarszczył brwi i przyglądał się przez kilka chwil grupie przyjaciół.

- No znam was, znam przecież. Nawet wy nie jesteście tacy głupi, żeby tu wracać za dnia świeżo po obrabowaniu sklepu. - westchnął ciężko.

Widać było, że po chwili dotarło do niego co dokładnie powiedział Lilius.
- Wy chcecie złapać rabusiów? A to dobre- zaśmiał się głośno kupiec.
- Dajcie sobie spokój dzieciaki i idźcie pomagać rodzicom. Gnorst, Twoi na ciebie ostatnio strasznie narzekali. A o tobie Edric też się nasłuchałem. Mnie potrzebna pomoc kogoś kto zna się na tych sprawach, to już kolejna kradzież. Ja nie wiem, ale za każdym razem ten łotr włazi innym wejściem, teraz wszedł mi do magazynu przez okno, a jest takie malutkie, że przejdzie tam może tylko dziecko. Może to jakiś niziołek? - powiedział w zamyśleniu, a jego wzrok mimowolnie skierował się w kierunku Nagietka. Podniósł pytająco brew, ale szybko dał sobie spokój z podejrzewaniem Jorheby.
- Teraz podwędził mi skrzynię świeżych śledzi. Wiecie ile to kosztuje? Świeżutkie śledziki, prosto z Morza Mieczy. Ehh... I jeszcze obłupał mi parapet. - powiedział kupiec machając ręką w bezradności.
-No, zbierajcie się dzieciaki, lećcie do domu, ja wracam do sklepu. - i po tych słowach ruszył w kierunku wejścia do swojej chatki.

Gałązka nie była potrzebna, gdyż sam Lilius czuł wyraźny zapach "świeżutkich śledzi z Morza Mieczy".


Drużyna podążając za zapachem i śladem ciągniętej skrzyni weszła dość głęboko w las. Wioskę zostawili daleko w tyle. Przez pewien czas ślady były wyraźne, ale z czasem ściółka leśna dobrze maskowała trasę przejścia złodzieja, jednak nie było to wyzwaniem dla Gnorsta, który szedł po nich jak po linie. Po niecałej godzinie byli już w gęstym lesie, a trop, którym podążali rozdzielał się. Zapach ryb odbijał w lewo, natomiast większość śladów skręcała w prawo.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 08-02-2016, 20:59   #137
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Wizyta u sołtysa utwierdziła Jorebhe w tym co już od dawna wiedział- należało wybyć stąd jak najszybciej. Nigdy nie zdobędą tu uznania choćby zabili wielkiego jak góra smoka. Dla prostaczków zawsze będą gówniarzami, którzy nieładnie się bawią.

-Zobaczycie, przyjdzie nam zapomnieć o nagrodzie za pozbycie się trolla. On nam nie uwierzy. Niepotrzebnie w ogóle tu przychodziliśmy.

Nie sądził by jego towarzysze wzięli sobie zbytnio jego słowa do serca, ale gdyby ich nie powiedział to by się po prostu udusił. Milczenie było sprzeczne z jego naturą.


***

Po chwili szedł za innymi do kupca. Nie odpowiadał mu taki rozwój wypadków, ale pogodził się z tym, że jest członkiem drużyny w której były osoby z często skrajnie różnymi od niego podejściami do życia. Sam kupiec był w opinii Jorebhy wstrętnym krwiopijcą, który własnie odbierał zasłużoną odpłatę od losu. Nie był w ogóle zainteresowany pomaganiem mu, nie chciał po prostu stracić kontaktu z resztą, poza tym się nudził. Interesowało go też, jak sobie poradzą jego przyjaciele z nowym wyzwaniem. Szczególnie nieporadny do tej pory Colin. Czy łotrzyk ma dwie lewe ręce czy też to tylko pech? Co wymyśli Lilius? W końcu informacje o złodzieju były od niego. Jorebha był ciekawy ich źródła. Czy Edric przekona się do zbroi czy też będzie szarżował na wroga w dziurawych gaciach i rozchełstanej koszuli? Nie miał za to żadnych wątpliwości co do Gnorsta. Łowca był w jego odczuciu opoką drużyny i pomnikiem profesjonalizmu.

Zajęty rozmyślaniami o chwalebnej przyszłości i górach skarbów które zdobędą, dreptał pośpiesznie z tyłu podpierając się swoją króciutką włócznią, która bardziej była podróżnym kosturem niż bronią. Gdy dotarli na miejsce od razu został wyprowadzony z równowagi. Ledwo obejrzeli ślady pojawił się kupiec ze swoimi paranoicznymi podejrzeniami. Sam jego widok sprawił, że krew zaczęła się burzyć w niziołku. Gdy tylko wybrzmiały oskarżenia niziołek powiedział co mu leżało na sercu.

- W tym wypadku to by się nie nazywało kradzież tylko redystrybucja dóbr. Jak to mówi przysłowie chciwy dwa razy traci.

Odwrócił się jednak do niego plecami dając wyraźnie znak, że nie ma ochoty prowadzić dalej tej dyskusji.

Dalszy rozwój wypadków nie zawiódł ciekawskiego niziołka. Ze zdumieniem zobaczył jak Lilius wydaje swojej jaszczurce polecenie tropienia złodziejaszka. Z lekko przymrużonymi oczami i szelmowskim uśmiechem oczekiwał rozwoju wypadków. Byłby to pierwszy znany mu przypadek gdy jaszczurka występuje w roli psa tropiącego. Zaczął skrycie powątpiewać w zdrowe zmysły towarzysza. Zawsze sądził, że nadmierne rozmodlenie źle robi na głowę. Od niechybnej kompromitacji Liliusa wybawiła pomoc Gnorsta. Jorebha westchnął nie kryjąc rozczarowania, że oto pozbawiono go dobrej zabawy.

- Trzy palce? To tyranozaur! Na pewno tyranozaur!

Przygryzając wargę, oczami wyobraźni zobaczył jak sam w pojedynkę mocą swoich czarów pokonuje potężnego gada. Co prawda nie słyszał nigdy o występowaniu tyranozaurów w okolicy, ale nie dopuszczał myśli, że mogłoby być to coś innego. Może jakiś mały tyranozaur, ale tyranozaur! Poza tym jak jest mały to musi być i większy!

-Jorebha pogromca tyranozaurów! Czyż to nie brzmi pięknie?

Westchnął zachwycony swą wizją.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 08-02-2016 o 22:56. Powód: Literówka
Ulli jest offline  
Stary 08-02-2016, 22:48   #138
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Jorebha, dupa a nie tyranozaur. Jakby tu takie wielkie bydle buszowało, to by drzewa łamało, wszystkie krowy by zjadło a trolla wciągnęło na deser. - Burknął Gnorst, który nie był zadowolony ze sposobu w jaki ich traktowano. Przecież on sam już kiedyś upolował dwa gobliny i powiedział o nich starszyźnie. Tyle by było z ichniej wdzięczności. W młodym myśliwym niemalże wrzało, jeszcze go na chwilę o kradzież oskarżyli. Na dodatek, na smołę potrzeba by im było pół złotej korony, a człowiek z Candlekeep nie wypłacił im za narażanie życia ani złamanego miedziaka.

- Możliwe że to goblin, lub coś podobnego, musi mieć palce, żeby chwycić skrzynię i wynieść ją przez okno. - Zamyślił się nieco Gnorst. Mieli jakiś trop, to już było coś. Chociaż jego myśli co chwila uciekały w kierunku trolla. - Za dwadzieścia litrów smoły wołają pół korony. Całe pół korony cholibka. Naprawdę łatwiej by było, gdyby ten cały archeolog nam chociaż zaliczkę wypłacił. - Sarknął, ale na tyle głośno, żeby wszyscy go słyszeli. Naciągnął cięciwę na łuk i nałożył strzałę. Wolał być gotowy na wszystko.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 09-02-2016, 10:11   #139
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Liska dreptała za towarzyszami wszędzie gdzie się udali, a wszędobylski Tofik za nią. Reakcja burmistrza na ich propozycję była nieco przykra (choć miło, że się o nich troszczył), a komentarz kupca nieco ją dobił. Może byli młodzi, lecz wspólnie pokonali pewnie więcej potworów niż pół wioski razem wzięte. Kto mógł się pochwalić zwycięstwem nad nieumarłym cieniem i szkieletami - nie wspominając o innych ich drobnych zasługach! Orillon nie miał własnych najemników czy bohaterów, to oni - ich gromadka - ryzykowali życiem by żyło się tu lepiej! I co ich za to spotkało?!

Po raz pierwszy Liska pomyślała, że wyjazd to nie tylko okazja na poznanie Świata ale i wyrwanie się z okowów bycia... sobą w tej wiosce. Nawet jakby zabiła smoka to dla sąsiadów zawsze będzie łuczarzem-jąkałą. Collin łapserdakiem, a Lilius dziwakiem - jak lubiany by nie był. Tylko właśnie... musieli na ten wyjazd zarobić i otworzyć karawanie przejście by w ogóle wyjechać.
- Ja... ja mam pieniądze - rzekła nieśmiało do Gnorsta gdy wspomniał o smole. W końcu to był jej pomysł; no i jeśli przegnają trolla to wydatek się zwróci. Chyba.

Gdy ruszyli w las naładowała swoją kuszę, upewniła się, że ma pełny bukłak i wzięła Tofika na sznurek. Kundel nie był zachwycony, skutkiem czego towarzysze musieli obchodzić Liskę szerokim łukiem, gdyż kudłate półdiable mściło się na każdej nogawce (i nodze), która zbytnio zbliżyła się do jej pani.
- Mo... może chodźmy za rybami - zasugerowała gdy trop się rozdzielił. Lepiej mieć do czynienia z mniejszą ilością przeciwników. Gdy będą wiedzieć kto porwał skrzynię, wtedy ewentualnie sprawdzą drugi trop. Szkoda, że nie spytali jak ciężka była ta skrzynia - wiedzieliby z jakiej wielkości stworzeniem mają do czynienia. No i w ogóle skąd śledzie w skrzyni? Zawsze myślała, że trzyma się je w beczce...
 
Sayane jest offline  
Stary 09-02-2016, 18:29   #140
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Wszyscy mieli ich za grupę smarkaczy, którzy na niczym się w życiu nie znają i lepiej im było pracować na roli albo w tartaku, niż szukać przygód. Na szczęście Colin i jego towarzysze wiedzieli swoje, nie można się poddawać i słuchać tych ludzi. Kiedyś osiągną taki sukces, że jeszcze wszyscy będą chcieli ich pomocy, a wtedy im pokażą.

Colin czuł się o wiele lepiej w lesie, niż w ciasnych grotach grobowca. Miał nadzieję, że dzisiaj pójdzie mu lepiej niż ostatnio. Był wypoczęty, spało mu się dobrze przez całą noc. Nowy dzień, nowe przygody. Strasznie był ciekaw, kto lub co może się okazać złodziejem.

Chciałby kiedyś zobaczyć prawdziwego tyranozaura… Oczywiście z bezpiecznej odległości. Miał nadzieję, że będzie mu dane zobaczyć wiele ciekawych rzeczy, byle tylko w końcu udało im się wyjechać z karawaną. Zobaczy świat poza ich wsią, to będzie piękna chwila. Na razie jednak trzeba było przerwać bujanie w obłokach i skupić się na zleceniu.

Colin podszedł do Liski i położył dłoń na jej barku.
- Zgadzam się z Liską, chodźmy za zapachem ryb – skierował swe słowa do całej grupy i uśmiechnął się szeroko. – Może tam znajdziemy coś ciekawego, a jeżeli na nic takiego nie trafimy, wtedy tu wrócimy i pójdziemy inną drogą.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 10-02-2016 o 23:20.
Morfik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172