Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2019, 11:58   #331
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
I dzień miesiąca Rova, Fangwood, jaskinie troglodytów, 31 dni po ucieczce z Phaendar, 5 dni po dotarciu do jaskiń


Jace, Laura i Mikel


Mając poparcie Mikela i Jace’a, Porvyn z zapałem zabrał się do projektowania schodów, poręczy i innych usprawnień do jaskiń. Co ciekawe, w wirze pracy zupełnie zapomniał o swoim jąkaniu - potrafił nawet wydawać polecenia wielkiemu Torvemu, nieznoszącym sprzeciwu głosem domagając się zdobycia dla niego odpowiedniego drewna. Gdy tylko drwal skrzyknął kilku co silniejszych mężczyzn i uzbrojeni w topory ruszyli na poszukiwanie surowców, gnom zaraz zabrał się do następnych prac. Zaledwie po kilku godzinach Mikel dostał woreczek z czterema stalowymi, ciężkimi jak na swoje niewielkie rozmiary kulkami.
Tymczasem w jaskiniach panowała spokojna atmosfera, ktoś mógłby nawet stwierdzić, że sielankowa. Phaendarczycy zajmowali się teraz mniej pilnymi, acz wciąż potrzebnymi zajęciami: szykowaniem zagrody i pastwiska dla kilku wcześniej zagubionych w lesie kóz i owiec, rozdzielaniem pomieszczeń sypialnych, by rodziny mogły mieć trochę prywatności, a także rozdzielaniem zadań przy zbieraniu jedzenia. Oczywiście, nie obywało się bez kłótni, ale Aubrin wciąż była zdolna usadzić większość pieniaczy kilkoma celnymi obelgami, lub palnięciem kostura. Jednym z tych, którzy najczęściej dochodzili do głosu, nie dostając przy tym po głowie, był Candus - wyglądało na to, że obecność syna i córki oraz ich zasługi sprawiały, że farmer nabierał sporej pewności siebie.
Jace z zadowoleniem zauważył, że jego siostrzeńcy w większości otrząsnęli się po wydarzeniach z Phaendar i teraz dokazywali wraz z trójką innych dzieci uciekinierów pod czujnym okiem Marii. Napotkawszy wzrok brata, uśmiechnęła się z wdzięcznością, lecz psionik wciąż był w stanie wyczytać w jej aurze ten sam smutek i gorycz, jaką czuł jeszcze miesiąc temu - uczucia te dopiero co zaczynały blaknąć.


Emi/Kharrick

Emi z lekkim zaskoczeniem obserwowała, jak słowa Kharricka wpływają na młodych Belerenów. Po dniu wędrówki z wilkami, treningach podkradania się i kilku kolejnych prywatnych rozmowach widać było, że Klara z większą ufnością zaczęła podchodzić do magicznych sztuczek, którymi pochwalić mógł się Yan. Dziewczynie za to znacznie lepiej szło przyswajanie wiedzy o wrażliwych punktach przeciwników - Kharrick był pewien, że z tej dwójki (trójki, jeśli doliczyć Eldę) będą świetni zwiadowcy i prawdziwy postrach wśród Żelaznych Kłów. Nie spodziewał się jednak, jak szybko przyjdzie mu zweryfikować swą opinię.

Po południu, kiedy już mieli zawracać ze swojego krótkiego wypadu w stronę rzeki Maredith i Phaendar, Yan, którego zadaniem było ruszenie przodem i przygotowanie “zasadzki” wrócił szybko, wyraźnie czymś poruszony.
- Znalazłem świeże ślady! Sześciu humanoidów! - powiedział podekscytowany. Nie musiał precyzować, jakie to mogły być humanoidy. Po krótkiej naradzie cała trójka zdecydowała, że należy to sprawdzić. Zostawiwszy szczenięta w dobrze ukrytej jamie w pobliżu, ruszyli za śladami. Podążanie tropami nie trwało długo - zaledwie milę dalej dostrzegli nieduży wąwóz, którym lekko utykając szedł wysoki mężczyzna o potężnej budowie i grzywie rudych włosów, w towarzystwie imponującego lwa nirmathańskiego, trzymającego się blisko nóg nieznajomego jak wierny pies. Wędrowiec rozsądnie dobrał wygodniejszą do przejścia ścieżkę dnem wąwozu, ale najwyraźniej nie spodziewał się, że w ten sposób pakuje się prosto w zasadzkę Żelaznych Kłów. Kilku hobgoblinów czaiło się w zaroślach kilka metrów obok niego, dobrze skrytych przed jego wzrokiem. Szczęśliwie, zwiadowcy pod komendą Kharricka widzieli ich za to wyraźnie, samemu pozostając póki co niezauważonymi. Czasu było niewiele, ale wystarczająco, by popsuć Kłom szyki.


Rori

Widok zajętego przez obcą armię Phaendar był potworny - dotąd niewielkie, miłe miasteczko przeistaczało się w prawdziwą twierdzę, otoczoną solidnym murem, z dziwną wieżą z czarnego kamienia górującą nad pozostałymi zabudowaniami. Do tego na Maredith, kulkusetletnia, solidna kamienna przeprawa, został całkiem zniszczony, a teraz trwały prace nad budową jakiegoś solidnego zastępstwa. Rori zastanawiał się, czy za dewastacją stoją najeźdźcy, chcący odciąć drogę ucieczki z atakowanego miasta, czy sami phaendarczycy, próbujący choć tymczasowo opóźnić pościg i ukryć sie w Fangwood. Druga możliwość była zdecydowanie bardziej optymistyczna, ale trzeba było ją jakoś potwierdzić. Kilka faktów było pewnych: Phaendar zostało zaatakowane i zajęte, najpewniej przez jakąś armię hobgoblinów. Albo przynajmniej taką, której zwiadowcy są hobgoblinami - w końcu to z ich patrolem musiał rozprawić się ledwie dzień wcześniej. Ale kiedy nastąpił atak, i dlaczego? A przede wszystkim, co się stało z mieszkańcami? Rori czuł, że musi się tego dowiedzieć, dlatego postanowił udać się do Gristledawn, malutkiego sioła drwali na północ od Phaendar, po tej stronie rzeki - ich przywódca, Korus, powinien dobrze wiedzieć, co się tu do cholery działo.

Przedzieranie się przez gęstwiny Fangwood nie było drobnostką nawet dla kogoś, kto się w nim wychował, dlatego ucieszył się, trafiając na mniej zarośnięty wąwóz, kuszący wygodną do marszu ścieżką. Jednak niedługo po wejściu Lugh zaczął się niespokojnie kręcić, rozglądając na wszystkie strony, jakby wyczuwał zbliżające się niebezpieczeństwo. Rori jednak nie dostrzegał niczego w otaczających ich krzakach.
 
Sindarin jest offline  
Stary 05-04-2019, 15:56   #332
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
To były chwile zanim hobgobliny zaatakują. Trzeba było szybko działać. Yan wyszeptał słowa nauczone przez Sulima i przyzwał moce natury, po czym wraz z siostrą wyciągnęli łuki. Kharrick bezgłośnie wskazał im cele i sam ruszył do ataku. Magia Yana pozwoliła mu poruszać się jakby biegł po ulicy a nie ziemi pełnej korzeni. Nim najbliższy hobos zdążył zareagować złodziej przedarł się przez chaszcze podrzynając mu gardło powodując fontannę krwi. Martwy spadł obok podróżującego wąwozem alarmując go. Być może tylko dzięki temu rudowłosy olbrzym przeżył. Zdradziecka strzała hobosa chybiła serca omal go nie powalając. Ten szybko zareagował przyzywając leczące moce. Dookoła zapanował chaos. Zasadzające się hobgobliny same zostały zaskoczone! Wielki poharatany i poparzony wilk rzucił się na jednego, pozostałe zaczęły być ostrzeliwane przez kogoś stojącego głębiej w chaszczach. Kolejne dławiące się krzyki świadczyły o śmierci następnego napastnika. Biały lew również skoczył w wir walki, aby obronić swojego pana. Olbrzym po otrząśnięciu się dobrał swojego oręża i lekko się kolebiąc na swojej drewnianej nodze skoczył przed siebie. Wściekle zaszarżował z okrzykiem na ustach, a w nich zalśnił rząd kłów, które wbiły się w łydkę hobgoblina przebijając jego pancerz. Kharrick widząc to zaczął się zastanawiać czy aby na pewno rudowłosy nie był większym zagrożeniem dla hobosów niż z początku myśleli. Z zamyślenia otrząsnęła go strzała, która świsnęła mu nad głową. Nie było czasu na zastanawianie się! Mężczyzna zeskoczył na dno wąwozu nie do końca łapiąc równowagę i chybił. Wrzask oznajmił wszystkim, że lew rozszarpał swoją ofiarę i skoczył już do następnej. Tylko schowani bliźniacy byli w stanie dostrzec jak pazury ogromnego kota tną przerażonego zwiadowcę, który w odwecie zaczął się tak szybko ruszać, że ani ich strzały, ani lew nie mogły go trafić. Tymczasem rudowłosy zaczął się wymieniać ciosami z stojącym wyżej hobosem. Mocno osłabiony przez strzał nie mógł dobrze wymierzyć ciosu. Tak samo jego przeciwnik. Do czasu. Szaroskóry brzydal omal nie odciął mu głowy boleśnie wbijając topór w bark. Odwdzięczając się olbrzym zamachnął się swoim toporem również raniąc dotkliwie przeciwnika. Lecz ostatni cios należał do wilczycy. Kiedy wraz z Kharrickiem uporali się poprzednim hobosem skoczyła prężnie i zagryzła szaroskórego.

Zapadła nagła cisza. Złodziej rozglądał się szukając jeszcze jednego przeciwnika, ale jedyne co dostrzegł to bliźniaków zatrzymujących się na krawędzi wąwozu i lwa z zakrwawionym pyskiem i łapami po drugiej stronie. Wypuścił powietrze i odrobinę niepewnie spojrzał na cel zasadzki hobosów. Musiał w zasadzie podnieść głowę, bo nieznajomy był od niego o głowę wyższy. Przypomniał sobie jak bardzo nie wie, jak powinno się przywitać nieznajomego w środku lasu. Z centaurem nie wyszło, ale teraz razem walczyli...

- Kharrick, jak twoje rany? - zapytał starając się być jak najbardziej naturalnie. O ile to w ogóle było możliwe.
 
Asderuki jest offline  
Stary 06-04-2019, 00:55   #333
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
- Ruaidhri z Kniei Kłów. - Rudowłosy mężczyzna przyłożył dłoń do piersi. Ciężko dyszał i był wręcz skąpany we krwi - w dużej mierze swojej.
- Zawdzięczam wam życie, nieznajomi. Gdyby nie wy, ja i Lugh bylibyśmy teraz nawozem. - Na dźwięk swojego imienia, szarpiący hiobgoblińskie truchło biały lew podniósł łeb i przytruchtał do swojego towarzysza, oblizując poplamiony czerwienią pysk. Rori z trudem kucnął i przejechał ręką po zranionym grzbiecie zwierzęcia, zasklepiając ranę przy akompaniamencie błysku światła i przyjemnego zapachu kwiatów, który momentalnie zniknął pod swądem krwi i opróżnionych pośmiertnie jelit. - Bywało gorzej. Czy któreś z was też zostało ranne? Opatrzenie was to najmniej, co mogę zrobić by się wam odwięczyć. - Mężczyzna mówił płynnie, choć z wyraźnym akcentem. Niebieskooki uważnie obserwował wybawców. Nie chciał dawać im powodu do niepokoju, ale nie zależało mu też na wystawieniu się na kolejny atak. Pocieszał się tym, że gdyby chcieli by nie żył, już by tak było, i choćby chciał ich powstrzymać, nie był teraz w stanie.

Kharrick spojrzał na bliźniaków i wilczycę.
- Zdaje mi się, że udało się nam obyć bez poważnych ran. - Znów sobie przypomniał centaura. Westchnął.
- Nie zdajesz się być przyjacielem szaroskórych. Powiedz, co robisz saa… prawie sam w środku lasu?

Rori usiadł ostrożnie, wypuszczając z ust ciche syknięcie bólu i opierając szerokie plecy o krawędź jaru. Nad jego głową dyndała zwisająca noga hobgoblina który go postrzelił - na nagolenniku legionisty widniały ślady szczęk.
- Zmierzam do Gristledawn. - Powiedział, rzucając na siebie zaklęcie leczenia i odchylając głowę z ulgą. - Phaendar jest zajęte. Przez tych przyjemniaczków. - Pstryknął palcem okuty żelazem obcas goblińskich desantów.

- Mam dla ciebie złą wiadomość. Gristledawn zostało zniszczone. Ale my za to z Phaendar jesteśmy. Znaczy oni - Złodziej wskazał kciukiem za siebie na dwójkę Belerenów.

Mina Roriego stężała na wieść o zniszczeniu Gristledawn, ale po chwili zerwał się na równe nogi.
- Phaendarczycy przetrwali? To fantastycznie! Do kroćset, Nirmathanie to najdzielniejszy i najbardziej uparty naród na całym Golarionie. - Rori zmierzył rodzeństwo ciepłym spojrzeniem. - Byłem pod Phaendar kilka nocy temu. Goblinoidy zrobiły z niego prawdziwą warownię, a las stał się bardzo niebezpiecznym miejscem. - Mężczyzna spojrzał na martwego hobgoblina i splunął przez ramię. - Zeszłej nocy trafiliśmy na patrol. Dwóch, w tych samych mundurach jak ci tutaj. Być może niedokładnie po sobie posprzątaliśmy, skoro dzisiaj to oni zasadzili się na nas. - Wydawało się, że rudowłosy miał na myśli siebie i kręcącego się niespokojnie, wpatrzonego w wilczycę Lugha. - Albo to zwykłe zrządzenie losu, jak nasze spotkanie. A więc została was czwórka?

Kharrick chwilę popatrzył na nieznajomego. Uśmiechnął się.
- Hmmm powiedzmy, że nie tylko czwórka. Ale jak gotowyś z nami przemaszerować jeszcze kawał lasu to możesz sam się przekonać. Znajdzie się nawet ktoś aby cię opatrzyć.

Rori przyklęknął z niemałym trudem i podrapał Lugha za uchem.
- Jak myślisz, przyjacielu? Mamy w sobie siłę na jeszcze jedną podróż? - Spytał cicho, a potem spojrzał Kharrickowi głęboko w oczy. [/i]- Przybyłem w te strony, żeby dowiedzieć się, czemu nasz dom cierpi. Na południu pojawiły się hobgobliny, uderzając jak błyskawica, a na północy… - Mężczyzna zawiesił głos, a potem wstał. - Ruszamy z wami, Kharricku. Jesteśmy wam wszystkim winni dług wdzięczności. A ja, Ruaidhri Caradoc, spłacam swoje długi. - Rudzielec wytarł ubabraną krwią dłoń w spodnie i wyciągnął ją w stronę Kharricka, jakby właśnie mieli dobić jakiegoś targu.

Ten uścisnął ją mocno, wcześniej samemu ją wycierając. W oczach błyszczało mu zrozumienie.
- Liczę, że będziemy się mogli długi czas wymieniać tymi długami - wyszczerzył się.
 
Krieger jest offline  
Stary 09-04-2019, 08:15   #334
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Mikel

Laura korzystając z chwili dla siebie, bez treningów, bez pracy, bez pomagania innym poszła wyprostować nogi i ogólnie przewietrzyć się mając nadzieję, że po w jej mniemaniu ciężkim i pracowitym czasie będzie mogła się trochę polenić.

Przy pomocy Gackosława znalazła swojego bliźniaka. Wylegiwał się na słońcu...typowy Mikel. Ukryła się w krzakach i zaczęła rzucać w niego stronę pojedyncze szyszeczki.

- Co jest?! - chłopak zerwał się, celnie ugodzony szyszką w głowę - Aaaa… To Ty siostra… - dodał po chwili, kiedy udało mu się wypatrzyć ukrywającą się w zaroślach Laurę. -Co tam? -uśmiechnął się.

-To ja. - Odpowiedziała zadziornie Laura wychodząc z chaszczy. - Przyszłam ci poprzeszkadzać w lenieniu się.

-Chcesz się polenić razem ze mną? W końcu zasłużyliśmy na chwilę odpoczynku nie? - Mikel faktycznie wyglądał na dosyć zmęczonego.

- To też ale szukałam cię…- Powiedziała i sięgnęła do sakwy przy pasie. Kiedy cofnęła rękę, trzymała ona mały wisiorek na rzemyku. Był w kształcie dzika. - ..poprosiłam ojca by wystrugał z kości a ja w ramach nauki Olgi i Shagariego miałam okazję je wczoraj umagicznić. [/i] - Wyciągnęła wisiorek w stronę bliźniaka. - Ten chyba przyda się tobie.

-Dziękuję siostra! - chłopak miał już dość napiętej atmosfery i postanowił mocno objąć bliźniaczkę. Trzymał ją w ramionach kilka chwil, po czym zapytał - Co to konkretnie robi?

Raz na dzień podczas pierwszej potyczki wspomoże celność twojego ciosu. - powiedziała odwzajemniając uścisk. - To niewiele, ale moje zdolności w tworzeniu fetyszy są ograniczone. - Rzadko kiedy Laura przyznawała się, że czegoś nie jest w stanie zrobić. - Może przy kolejnej pełni uda mi się go wzmocnić, lub wymienić na coś co bardziej by ci pasowało..

- To pasuje mi idealnie! Dziękuję! Jesteś najlepsza! -Mikel jeszcze raz przytulił siostrę. -Przepraszam Cię za wszystko… - usłyszała szept tuż obok ucha.

- Wiem. - Typowa odpowiedź na komplement. - ...nie przepraszaj, po prostu spróbujmy bardziej się dogadać kolejnym razem. - Kłótnie bliźniaków czasem wyglądały na poważnie starcia, ale ta dwójka zawsze znajdowała drogę by się pogodzić.



Jace

Kolejny cel jej odwiedzin był w jaskiniach. Laura nadal w ‘zabawowym’ nastroju, trzymała się cienia. Kryjąc się użyła ręki maga by przenieść wisiorek z wyciętym ptakiem w powietrzu. Wisiorek unosił się na wysokości głowy Jace’a zmieniając szybkość albo tor lotu.

- Co do…. - mruknął chłopak uchylając instynktownie głowę, odpędzając natręta. W ciemnej jaskini trudno było dostrzec z czym właściwie miał do czynienia. W odległym świetle magicznego kamienia Jace dostrzegł drewnianą figurkę. Wyciągnął rękę próbując ja złapać.

Figurka umknęła jego ręce i odleciała ruchem, który jawnie z niego kpił. Oczywiście na ile, latająca wycięta z kła odyńca figurka, może pokazywać, że z kogoś kpi.

Z całego towarzystwa magicznego będącego w pobliżu tylko część znała odpowiednia moc, jednak tylko kilkoro osób byłoby skłonnych zaryzykować zabawę z psionikiem. Jego brat Tezzeret, Laura i być może Erasena. Lepiej było więc zachować ostrożność i nie werbalizować swoich domysłów. Zasięg czaru był dość mały, więc obserwując przestrzeń w jakiej poruszał się „ptak” Jace wytypował potencjalny obszar skąd przedmiot mógł być kontrolowany i gestem ręki utworzył w tym miejscu kulę blado-błękitnego światła.

- Kogo my tam mamy? - spytał licząc na chwilowe oślepienie „przeciwnika”.

- Aaa, Jace ty oszuście! - Odezwała się z ukrycia oślepiona przez chwilę magicznym światłem Laura. Wisiorek zastygł w powietrzu a potem opadł na ziemię z cichym stuk. Laura Wyszła z ‘ukrycia’ z naburmuszona mina że została przyłapana. - Ja przynoszę prezenty, a ty mnie tak traktujesz tsk tsk.

Chłopak uśmiechnął się rozpraszając światło. - Proszę, proszę… - podniósł figurkę i podszedł do dziewczyny

- To moje? - spytał - Nie wiem, czy zasłużyłem.

-Właściwie to niczym, więc liczę, że zrobisz dla mnie coś miłego w podzięce. - Laura była osoba która bezczelnie umiała się upomnieć o swoje. - Ojciec je zrobił z kła tego knura cośmy go ubili przed wyruszeniem na jaskinie. A że wczoraj był dobry czas na sabat to je umagiczniłam...nie wiem czy ten będzie dla ciebie odpowiedni. Jak coś są też inne... - wyjaśniła dziewczyna i wyciągnęła resztę wisiorków.

Psionik przesunął ręką nad figurkami czując delikatny powiew magii bijący od każdej z nich. - Wiesz, staram się zapanować nad sobą… używać mocy w sposób kontrolowany. Drobnostki działają, ale te potężniejsze… masz coś, co mogłoby mi pomóc się skupić się odpowiedniej kontroli mocy? -

- Nie. Przykro mi, ale przy kolejnej pełni będzie czas na kolejny sabat. Mogę spróbować zmienić w jednym czar choć musiałbyś mi powiedzieć co dokładnie miałby robić. - Palec Laury przesunął się po torsie chłopaka. - Może wieczorem. Masz czas wieczorem?

Beleren pochylił się całując dziewczynę

- Coś znajdę. - uśmiechnął się.

- To co robi ta figurka? -

- To znajdź mnie jak będziesz już wolny. - - Wiedźma uśmiechnęła się zalotnie i w skrócie określiła co robi wisiorek ptaka i reszta którą oczywiście się pochwaliła.- Ten pomaga w podejmowaniu szybkich decyzji w czasie walki. Ten pozwala osobie noszącej widzieć w ciemności przez minutę. Ten pomaga w wykonywaniu lepiej rzeczy na których się znasz. A ten ostrzega przed zagrożeniem. No i jeszcze jest ten powinien wspomóc właściciela w sytuacji zagrożenia. … niestety wszystkie mają wadę, ich moc pozwala na wykorzystanie raz dziennie. Myślałam, żeby żabę lub nietoperza dać Emi.- Laura czekała na opinie Jace'a.

- Emilowi? - uśmiechnął się chłopak. Przesunął ponownie ręką po figurkach podnosząc jedną. Przedstawiała dość dobrze wyrzeźbioną żabę o szeroko rozstawionych, wyłupiastych oczach. - O, z tą czuje pewną więź pokrewieństwa. - uśmiechnął się odkładając ją na miejsce. Sięgnął po kolejną figurkę przedstawiającą mysz polną. - Ta chyba pasuje najbardziej. Mogę?

- Niestety nie mam co zaoferować w zamian.

-
jego usta wykrzywiły się na moment.

- To mały drobiazg żeby wzmocnić naszą drużynę,...ale jak koniecznie chcesz się odwdzięczyć to na pewno coś wymyślisz do wieczora. - Laura puściła mu oko, a Jace nawet nie czytając w myślach mógł domyślić się co miała na myśli.
 
Obca jest offline  
Stary 09-04-2019, 15:18   #335
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Podczas gdy Kharrick i Rori rozmawiali, bliźniaki upewniły się, że żaden hobgoblin ich już nie zaskoczy oraz że okolica jest już bezpieczna. Udało im się nawet znaleźć ukryte w krzakach plecaki Kłów. Chwilę później do mężczyzna podszedł Yan, uśmiechając się z satysfakcją. Jego siostra wdrapywała się właśnie na pobliskie drzewo, by lepiej obserwować otoczenie.
- Teren czysty, więcej skurwieli tu nie było - zameldował, po czym wyciągnął rękę do Roriego - Yan Beleren, tamta wiewióra to moja siostra Klara, a to Elda - wskazał na wilczycę, która właśnie wgryzała się łapczywie w truchło hobgoblina, prawie łykając kolejne kawały mięsa - Twardy jesteś, myślałem, że ten hobos się zesra, jak zobaczył, że wciąż stoisz! - rzucił wesoło, po czym najwyraźniej poczuł dominujące wonie - Ta, chyba jednak to zrobił…
- Yan i Klara? - Rori uścisnął mocno dłoń łucznika. - Od Maxa Belerena? - Spytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Phaendar zostało zaatakowane niespełna miesiąc temu, a Rori nie wiedział, czy Maxowi udało się zbiec z resztą rodziny. Wspomnienie o nim mogło być dla młodzików bolesne.
- Wasz ojciec to dobry człowiek. - Dodał tylko i zmienił szybko temat, klepiąc się w świeżo zasklepioną szramę na piersi. Kilka centymetrów różnicy, i hobgoblin przeszyłby jego serce, a nie tylko płuco. - Wygląda na to, że jestem. To chyba z upartości. - Powiedział cicho, klepiąc uspokająco wciąż wpatrującego się w wilczycę Lugha po grzbiecie. - Jak pies z kotem. Co się jej przytrafiło? - Spytał, mając na myśli wilcze blizny.
Kharrick westchnął zastanawiając się ile jeszcze razy przyjdzie mu powtarzać tę historię.
- No więc to były wszaki… - złodziej opowiedział jak z Sulimem natrafili na ich trop i postanowili go sprawdzić.
- Schowaliśmy jej szczeniaki po drodze aby nie zdradziły naszej pozycji. Urocze małe włochate kulki… a a propos druidów jesteś może jednym? - zapytał Roriego
Rori zamyślił się na chwilę.
- Nie do końca, chociaż widzę skąd mogłeś wziąć to przypuszczenie. Służę Ketephys, bogu lasu i łowców. Chętnie opowiem wam więcej… - Rudzielec rozejrzał się po pobojowisku. - W bardziej sprzyjających okolicznościach.
Yan uśmiechnął się smutno na wzmiankę o swoim ojcu.
- Skąd znasz tatę? - pokręcił głowa, jakby uznał, że zadał głupie pytanie - Pewnie w sklepie byłeś, zresztą porozmawiamy po drodze. Dasz radę iść? - zapytał, znacząco patrząc na okaleczoną nogę Roriego.
-To całkiem świeża sprawa. - Przyznał przepraszająco rudowłosy. - Jeszcze się nie przyzwyczaiłem. Ale dam radę, postaram się was za bardzo nie spowalniać.
- No to chodźmy. Nie robić smutnych min tylko pokazać mi jak się skradacie a żaden patrol was nie zauważy. A jak oni tego nie zrobią to i do Phaendar nam się uda wedrzeć. - Kharrick nie był pewien czy akurat te słowa będą dobre, ale uważał, że tylko byciem miłym się niczego nie załatwi. A on chciał widzieć determinację w oczach bliźniaków. Zawsze. Kiedy już tamta dwójka ruszyła przodem złodziej jeszcze zerknął na wysokiego rudzielca.
- Powiedziałeś, że to świeża sprawa. Co się stało? O ile mogę wiedzieć.
Rori kuśtykał chwilę w milczeniu zanim odpowiedział.
- Najciemniejsze zakamarki Fangwood trawi straszna choroba, Kharricku. Wypala ciało. Niszczy umysł. Nie wiem, skąd się wzięła, ani dlaczego akurat teraz, ale wiem, że miałem szczęście. Wyciąłem infekcję, i przetrwałem. - Powiedział spokojnie. [i]- Wielu tego szczęścia nie miało. Zastanawiałem się, czy pojawienie się w knieji hobgoblinów może mieć z tym coś wspólnego, ale poszlaki są niejasne, a wnioski trudne do wysnucia. Być może dzięki połączeniu naszych sił uda nam się zapobiec jednemu czy drugiemu z tych kryzysów. [i]- Rori zrobił krótką pauzę, zanim znowu zaczął mówić. Rany i kalectwo musiały sprawiać okrutny trud podczas forsownego marszu. - Niektóre z tych drzew wyrastały w pierwszych promieniach słońca, które padły na Golarion po zakończeniu Ery Mroku. - Rori zadarł głowę, by omieść wzrokiem opiekuńczo zasklepione nad nimi korony drzew. - Nie potrafię wyrazić słowami jaką krzywdą byłoby je teraz stracić.
Kharrick nie podzielał wizji jaką przedstawił Ruaridhiego. Drzewa nie stanowiły dla niego wartości. Jednak miesiąc z Sulimem sprawił, że potrafił docenić to, że są.
- Ciekawe co mówisz. Inny mieszkaniec tego lasu też nam powiedział, że coś się mrocznego obudziło głębiej w puszczy. Nieumarli powstają, ale to równie dobrze może być wina hobosów… ale jak powiedziałeś to dobra rozmowa na później.

Ruszyli do jaskiń. Czasem kiedy trzeba było Kharrick podawał Roriemu pomocną dłoń. O ile tego chciał. Przede wszystkim widać jednak było, że w stosunku do Belerenów robił za nauczyciela. Wykorzystywał do tego też nowo poznanego. Miał ich zauważyć jak się skrywali. Czasem szli razem, a złodziej opowiadał jak skutecznie zabijać swoich przeciwników. Wskazywał szyje, pachwiny, ścięgna. Czasem nawet zagalopowywał się i podawał bardzo dokładne informacje jak pod którym żebrem należy pchnąć aby humanoidalna istota umarła. Zazwyczaj. Mogło być to trochę niepokojące skąd on w ogóle posiadał taką wiedzę, ale bliźniaki, a w szczególności Klara, słuchały uważnie
.
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-04-2019, 13:00   #336
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
II dzień miesiąca Rova, Fangwood, jaskinie troglodytów, 32 dni po ucieczce z Phaendar, 6 dni po dotarciu do jaskiń

Kolejne dni w jaskiniach mijały wśród odgłosów intensywnej pracy stolarskiej – młotków, pił, i pokrzykiwań Porvyna, poważnie przejętego swoją nową rolą architekta i brygadzisty. Na szczęście pogoda jeszcze dopisywała, więc bohaterowie mogli spokojnie przenieść wszystkie treningi na zewnątrz, by skorzystać z wciąż dobrej pogody. Jesień jednak zbliżała się już wielkimi krokami, co dało się wyczuć znacznie chłodniejszymi nocami i zimnymi podmuchami wiatru. Na deszcze i prawdziwe wichury miał jeszcze przyjść czas, ale przygotowania rozpoczęły się już teraz – kilka kobiet zebrało się w sali z czystą już sadzawką i, korzystając ze zdobytych bel materiału i skór, zaczęło szyć zgrzebne płaszcze i kożuchy.

Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi wartownicy kryjący się w gęstwinie przy wejściu do jaskiń dostrzegli czwórkę osób zdążających do środka. Irvan i Erick spięli się, gotowi do walki, ale kiedy tylko zobaczyli znajome twarze, rozluźnili się i wyszli im na spotkanie. Ku ich zaskoczeniu, trójce która wcześniej wyszła towarzyszyła nie dość, że nowa osoba to do tego jeszcze dwa pokaźne zwierzęta. Kiedy zaś zbliżyli się do wejścia okazało się, że Kharrick i Klara trzymali na rękach cztery szczeniaki. Futrzaste kulki popiskiwały wiercąc się niesłychanie. Wilczyca idąca obok Yana zerkała na nie uważnie, a jeszcze uważniej na złodzieja i łowczynię.
- Mamy nowe zdobycze do naszej trzodki! - zawołał złodziej na przywitanie.
- Widzę że zaczynasz sprowadzać do nas już cokolwiek i kogokolwiek. - Skomentowała w swoim zwyczajnym stylu Laura opadając z korony najbliższego drzewa. W momencie jednak kiedy jej wzrok spoczął na puchatych kuleczkach dodała. - Ale i tak ich nie odprawimy. - Wyglądało jakby walczyła ze sobą żeby wyciągnąć dłonie i pogłaskać pluszowe szczeniaczki. Nagle jeden wylądował na jej rękach jak złodziej bezceremonialnie wcisnął go w objęcia. Drugi dostał się Mikelowi.
- Poznajcie Roriego, jego lwa i… Eldę. - Kharrick przedstawił nowo przybyłych.
Laura była uradowana z trzymania szczeniaczka prawie wydała z siebie bardzo dziecięcy pisk zachwytu. Kiedy szczeniak zaczął ją lizać po twarzy jej zadowoleniu i wesołości nie było końca. Po chwili z jej rękawa dobyło się oburzone i zazdrosne popiskiwanie, nieco studząc jej entuzjazm.
- Rorie? Brzmi znajomo - Laura spojrzała na wojownika i jego lwa próbując przyporządkować sobie twarz do imienia, jednak bezskutecznie.
Rudzielec rozglądał się po obozowisku z zaskoczoną miną. Spodziewał się kilku wymęczonych, obdartych uchodźców grzejących zbielałe dłonie przy ognisku, nie milicji i schronienia z prawdziwego zdarzenia.
- Rori Caradoc, do waszych usług. - Mężczyzna wyglądał co prawda jak siedem nieszczęść, ale starał się obnosić z dumą, a z jego postawy dało się wyczytać jakąś skrytą siłę. - I Lugh. - Dodał, gdy wielki kot prychnął nagle. - Zdarzyło mi się odwiedzić Phaendar. Dobrze widzieć, że jego mieszkańcy przetrwali to spustoszenie. Kharrick, Yan, Klara i Elda spotkali mnie na trakcie w drodze do Gristledawn i gdyby nie oni, postradałbym tam życie z rąk hobgoblinów.
- Gristledawn zostało zmasakrowane, ale to już pewnie wiesz od Kharricka. - Jace podszedł witając się z rodzeństwem, następnie wyciągnął rękę do rudego mężczyzny. O ile wzrostem był niewiele wyższy od psionika, to w barkach różnica była przytłaczająca.
- Jace - przedstawił się przyglądając się nowemu. - Chyba widziałem Cię w Phaendar jakiś czas temu. - dodał.
- Czego szukałeś w Gristledawn?
- Korusa, przywódcy osady. Miałem nadzieję, że będzie miał jakieś informacje o wydarzeniach w tym rejonie. - Mięśnie szczęki Roriego zadrżały, gdy zacisnął zęby na myśl o losie kolejnej wsi. - Zniszczenie Gristledawn jest równie wymowne. Mamy do czynienia z prawdziwą inwazją. Może wy zdążyliście się czegoś dowiedzieć o motywacjach goblinoidów? To nie jest łupieżczy rajd - to musi być coś więcej.
Jace wskazał ręką ognisko - Może usiądziemy, zjemy coś i porozmawiamy?
- Acha, Klara, Laura, Mikel, zostawcie te szczeniaki matce. Jak przejdą zapachem ludzi, będzie problem z ich wychowaniem. -
dodał prowadząc gościa i zwiadowców w kierunku obozu.
- Och, Yan się dobrze z nią dogaduje. Tak samo jak Sulim z Psotnikiem - złodziej poklepał po ramieniu psionika szczerząc się. - W sumie jestem głodny jak wilk!
Złodziej wydał z siebie żartobliwy warkot udając się do środka jaskiń. Miał już dość łażenia pod gołym niebem na ten dzień.
Rori pokiwał głową.
- Chętnię. Dziękuję. - Powiedział z wdzięcznością, przystając na propozycję Jace'a.
 
Sindarin jest offline  
Stary 13-04-2019, 17:49   #337
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Pozostali phaendarczycy z pewnym niepokojem obserwowali tak nietypowego przybysza, do tego mającego za towarzysza lwa nirmathańskiego, zwierzę znane ze swej dzikości. Jednak uczucie to najwyraźniej szybko u nich minęło - skoro ich bohaterowie i przewodnicy mu zaufali, to czemu oni mieliby tego nie zrobić? Rori ledwie zdążył zasiąść przy ogniu, a Silvia podała mu miskę pełną pachnącego gulaszu. Młoda dziewczyna uśmiechnęła się do olbrzyma i wróciła do dalszego pomagania Jet.
Wtedy też od strony wejścia zaczęli nadchodzić pozostali uciekinierzy, którzy dzień spędzili na pracach poza jaskiniami - Rori z zaskoczeniem doliczył się, że z atakowanego miasta udało się wydostać prawie trzem tuzinom osób. Większość z nich reagowała na niego podobnie jak już obecni, z wyjątkiem Sulima. Krasnoludzki druid, ubrany w skórzany pancerz przyozdobiony, albo uwalony, liśćmi i gałązkami, podszedł szybkim krokiem do nowoprzybyłego i wymierzył w niego sękatym paluchem.

- A tyś kto? - zapytał z niekrytą podejrzliwością. Kilka kroków za nim przystanął młody, choć już mocno pobliźniony niedźwiedź, odziany w misternie wykonaną zbroję.

Kharrick o mało się nie opluł swoim własnym gulaszem.
- Sulimie - syknął cicho wbijając spojrzenie w krasnoluda sugerujące aby nie przesadzał.
Rori spojrzał na krasnoluda pojednawczo i odłożył odłożył miskę z gulaszem.

- Rori Caradoc, z Fangwood. - Przedstawił się po raz trzeci tego dnia. - Leśnik i sługa Ketephys. Wasz patrol uratował mi dzisiaj zadek przy spotkaniu z Żelaznymi Kłami. - Wyjaśnił uprzejmie. - Do niedawna żyłem pośród elfów u ludzkiej granicy z Lastwall, teraz zaś… no cóż, teraz jestem tutaj.

Druid w odpowiedzi skrzyżował ramiona na piersi.
- Sulim czuje, że nie kłamiesz, ale i tak będzie Cię obserwował, przybyszu. To może być podstęp Kłów… - mruknął, ale nie zdążył dokończyć, gdy przerwała mu Aubrin, ze stukiem drewnianej nogi i kostura zbliżająca się do rozmawiających.

- Dajże mu spokój, Sulimie, jeszcze pamiętam Roriego! Daj mi się tylko mu przyjrzeć - kobieta przysunęła się do mężczyzny na wyciągnięcie ręki i zadarła głowę, mrużąc niedowidzące oczy - Miło Cię widzieć, rudzielcu! - rzuciła z uśmiechem i uścisnęła jego ramię - Co u Twoich? I co Ci się do cholery stało z kulasem?!

- Witaj, Zielona. - Rori był widocznie szczęśliwy i uspokojony na widok dobrze mu znanej osoby. Spojrzenia i podejrzliwość uchodźców, choć zrozumiałe, dawały mu się we znaki. - Spodobał mi się twój styl, rozumiesz, pomyślałem, że sam bym tak niezgorzej wyglądał. - Odparł z uśmiechem, siadając z powrotem obok Aubrin, ale zaraz zmarkotniał. - Na północy, w sercu Fangwood, pojawiła się choroba. Nazwaliśmy ją Czarna Śnieć, bo atakuje rośliny tak samo jak ludzi i zwierzęta. Wielu spośród moich postradało od niej życie, a ci co przeżyli… Śnieć wypaczyła ich dusze. - Mężczyzna zaczął grzebać długim patykiem w ognisku, jakby szukał w popiele odpowiedzi na palące mu mózg pytania. - Zostałem tylko ja i Lugh, ale nie wyszedłem z tego cało. - Postukał patykiem w drewnianą protezę i uśmiechnął się smutno do Aubrin. - Powinniśmy założyć jakiś klub.

Kharrick zrobił głupią minę słuchając opowieści Roriego.
- A więc mamy chorobę atakującą od wewnątrz i od zewnątrz. Jakże trafne było moje porównanie hobosów do szkodników, a wieży do drzewa. Ha. Masz jakiekolwiek przesłanki co jest źródłem tej Czarnej Śnieci?

- Niestety nie, ale wiem kto pierwszy był nią zarażony - zamieszkujące las fey. Starożytne duchy lasu, obrońcy jego mieszkańców, wypaczeni, przeistoczeni w krwiożercze potwory. - Rori rozejrzał się po obozowisku. - Wydawało mi się, że te tereny były zamieszkiwane przez plemię troglodytów. - Powiedział nagle.

- Jak weźmiesz głębszy wdech, nadal możesz wyczuć ich niedawną obecność. - Jace skrzywił się mimowolnie wpatrzony w chaotycznie tańczące płomienie.

- Jace, nie doceniasz roboty jaką włożyła Laura i reszta w sprzątanie. Już nic nie czuć - Kharrick mrugnął porozumiewawczo po czym skierował się spojrzenie na Roriego. - Byli, ale już ich nie ma. Mam nadzieję, że ci nie żal z tego powodu.

- Ależ nie umniejszam pracy nikogo kto sprzątał jaskinie. - odgryzł się chłopak.

Mina rudego była trudna do wyczytania.
- W rozpaczy sięgamy po rozpaczliwe kroki. - Powiedział cicho.

- W desperacji człowiek jest w stanie zrobić wszystko. Z resztą oni nie wydawali się chętni do podzielenia się miejscem. Zaatakowali pierwsi w nocy. Powiedzmy, że po tym jakoś mi niespecjalnie było szkoda. Słyszałeś może o kimś takim jak Drążący? - zapytał Kharrick.

Rori pokręcił przecząco głową.
- Nie, ale brzmi bardzo upiornie.

Złodziej tylko wzruszył ramionami.
- Póki co, to cokolwiek to faktycznie jest, raczej nam nie grozi. No, ale to co ty opowiadasz brzmi poważnie. Wybacz ale ja nie znam tutejszych osad, wiosek czy tam w czymkolwiek się żyje w środku głuszy. Są jeszcze jakieś elfy w tych lasach, poza… eee… twoimi?

- Pojedynczy łowcy, posterunki, małe rodziny, pustelnicy i samotnicy. Na północy jest Crystalhurst, miasto druidów zamieszkane między innymi przez elfy, ale przedstawiciele wszystkich ras są tam mile widziani, jeśli podzielają miłość do natury swoich gospodarzy. Mieszka tam też wielu orków. To jedno z niewielu takich miejsc w tej części świata.

-Crystalhurst… kiedyś chcieliśmy z Laurą się tam wybrać. - wyrwało się milczącemu dotąd Mikelowi.
- Wszystko przed wami. - Uśmiechnął się Rori na komentarz młodego wojownika. - A więc przetrwaliście zniszczenie Phaendar, znaleźliście schronienie, stworzyliście nową wspólnotę… Jaki jest wasz kolejny ruch? - Rori przeszedł spojrzeniem po twarzach każdego z zebranych.

-Moim zdaniem czas zapolować. - krótko odpowiedział chłopak.

- Gdyby nie to, że koledze potrzebna była pomoc pewnie byśmy poszli szukać skąd przylazł ten patrol. Podejrzewamy, że gdzieś założyli drugi obóz w lesie. Wypadałoby ich się pozbyć. - Kharrick ciamkał gulasz jak najęty.

Rori zamyślił się na moment.
- Czy mielibyście coś przeciwko, żebym przyłączył się do waszego polowania? - Spytał nagle. - Wciąż mam u was dług wdzięczności, i również w moim interesie jest pozbycie się hobgoblinów z tego rejonu. Jestem co prawda kaleką, ale ja i Lugh potrafimy… zazwyczaj potrafimy o siebie zadbać. - Poprawił się rudzielec, myśląc o dzisiejszej zasadzce.

Złodziej spojrzał uważniej po wielkoludzie bezczelnie oceniając go. Kiwnął głową i uśmiechnął się szeroko.
- Ja tam nie pogardzę. Więcej osób do zawsze raźniej.

- Słyszałeś, Lugh? - Rori podrapał zwierzę za uchem. - Idziemy na łowy. - W głosie rudzielca, zazwyczaj miękkim, głębokim i uprzejmym, zadrżał złowieszczy tembr. Albo tak się tylko wydawało?
 
Krieger jest offline  
Stary 14-04-2019, 18:21   #338
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Po rozmowie z Aubrin i decyzjach że Rori i Lugh będą członkami drużyny Laura podeszła wyjęła z sakiewki wisiorki które zostały po spotkaniu z Mikelem i Jace’em.
- Nie było cię, ale coś ciekawego jeszcze zostało. - Zwróciła się do Emi w jej męskiej formie. - Po jednym dla każdego, dobrze że zrobiłam więcej to ty Rori nie będziesz stratny. - Po kolei zaprezentowała każdy z pozostałych czterech i wyjaśniła w czym pomagają.
- No to wybieraj który uważasz że będzie dla ciebie najbardziej przydatny, -
Kharrick podrapał się po brodzie spoglądając na zaprezentowane wisiorki. Nagle pojawił mu się błysk w oku i capnął dwa totemiki z szelmowskim uśmiechem.
- Jak takaś szczodra to może bym wziął dwa? Wydają mi się najbardziej odpowiednie - powiedział oglądając ładnie wyrzeźbione zwierzęta.
- Jesteś zachłanny. - Powiedziała pouczająco Laura z groźną miną.
- He he - zaśmiał się złodziej nie zaprzeczając. - Co ty na to, że przedstawię cię wszystkim tym szczeniakom? Sam na sam z czwórką tych uroczych stworzonek tak niezdarnie się wdrapujących na ciebie i liżących po twarzy? Jak ładnie poprosze myślę, że Elda nie będzie miała nic przeciwko, hmm? - złodziej zarzucił ramieniem wokół szyi dziewczyny i wskazał jej palcem gromadkę wilczych szczeniąt szepcząc jej te słodkie obietnice wprost do ucha. Zaraz potem mrugnął porozumiewawczo do Roriego.
Laura zachowywała stoicyzm na twarzy ale po błysku w oczach widać było, że wiedźma się łamię. Udając że propozycja złodziejki nie robi na niej wrażenia, wzruszyła dramatycznie rękoma i powiedziała.
- Jeśli Rori nie wyrazi w pierwszej kolejności chęci na posiadanie jednego z dwóch amuletów, które sobie tak bezczelnie przywłaszczyłeś to jestem skłonna na to przystać.
Rudzielec podniósł ręce w obronnym geście.
- Nie mam żadnych roszczeń! - Zapewnił z uśmiechem, podnosząc figurkę w kształcie żaby i obracając ją w palcach. - Słyszałem kiedyś historię o księciu zamienionym w żabę przez złą wiedźmę. Poza tym, po ostatnich perypetiach, ostrzeżenie o niebezpieczeństwie wydaje się na miejscu. Ta podoba mi się najbardziej. Dziękuję. -
- W takim razie dwa dla ciebie. - Przytaknęła Laura złodziejowi lekko się uśmiechając. - Tylko pamiętaj o dotrzymywaniu obietnic.
- Ależ oczywiście słodziutka. Gdzież bym śmiał ci rzucać puste obietnice. Tylko niech gacek się nie obrazi. Słyszałem jak piszczał - Kharrick potargał dziewczynie włosy i założył sobie wisiorki na szyję. Zaraz zmienił magicznie swój ubiór. Po zdjęciu koszulki kolczej ukazała się jasna koszula z szerokimi rękawami ściągniętymi w nadgarstkach. Miała rozpięte guziki i rozchylone poły tak, że widać było nowo zawieszone wisiorki. Ciemne, przylegające spodnie z wysokim stanem zbierały koszule w pasie.
- Nareszcie mogę odpocząć - sapnął mężczyzna i poszedł rozmówić się z Yanem i Eldą. Potem zabrał "nowego" ze sobą aby pomóc mu się łatwiej wdrożyć w grupę uciekinierów.
 
Asderuki jest offline  
Stary 16-04-2019, 12:54   #339
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
VI dzień miesiąca Rova, Fangwood, jaskinie troglodytów, 36 dni po ucieczce z Phaendar, 10 dni po dotarciu do jaskiń

Dni stale słonecznej i ciepłej pogody dotarły do swojego końca – ciemne chmury coraz częściej zasłaniały niebo, chłodny wiatr dawał się we znaki, a spędzanie nocy na zewnątrz bez ognia było co najmniej nierozsądne. Ale czego innego się spodziewać, skoro do jesiennej równonocy zostały zaledwie dwa tygodnie? Dzień po przybyciu zwiadu rozpętała się spora nawałnica, skutecznie zacierając ślady prowadzące zarówno do jaskiń, jak i do hipotetycznego obozu hobgoblinów, którego istnienie proponował Mikel. Nowa kryjówka phaendarczyków dobrze spisała się w tych warunkach, zapewniając pełną ochronę przed nieprzyjaznymi żywiołami.

Nawet podczas kiepskiej pogody wewnątrz sporo się działo. Mikel, Laura, Kharrick i Jace kończyli swoje intensywne szkolenia, Rori zaś pomagał w pozostałych pracach, poznając lepiej wszystkich uciekinierów. Drewniana klatka schodowa z jaskiń do ruin poniżej wciąż była w trakcie konstrukcji, ale dzięki pomocy nowego przybysza do jej ukończenia nie brakowało wiele, a już teraz poruszanie się pomiędzy poziomami było znacznie wygodniejsze niż wspinaczka po pionowej ścianie. Dolna część, poza kuźnią, wciąż nie została w żaden sposób wykorzystana, a po jej oczyszczeniu niewiele osób się tam zapuszczało, by popatrzeć chwilę na crysmala. Jedynie Porvyn wydawał się nim bardziej zainteresowany, traktując go trochę jak maskotkę i podkarmiając drobinkami kamieni. Inni także nie próżnowali, intensywnie szykując cieplejsze ubrania oraz na różne sposoby konserwując żywność – widać było, że wszyscy mieli świadomość, że w jaskiniach przyjdzie im spędzić najbliższą zimę, jeśli nie dłużej.

Kiedy treningi zostały nareszcie ukończone, bohaterowie mogli pozwolić sobie na przynajmniej jeden dzień wolnego, lub chociaż mniej męczącej pracy. Szkoda tylko, że pogoda po raz kolejny postanowiła o sobie przypomnieć, spuszczając na Fangwood całe strugi deszczu, który padał od samego rana i nie zapowiadało się, żeby miał szybko przestać. Dla tych, którzy nie chcieli wzorem wartowników zupełnie przemoknąć na zewnątrz, pozostało siedzenie w jaskiniach wokół ognia i planowanie dalszych działań. Phaendarczycy byli już bezpieczni, ale co teraz powinni robić? Pytań było znacznie więcej, niż odpowiedzi. Czy Żelazne Kły dalej ich szukają, czy może postanowili skupić się na podboju, zostawiając drobną grupkę uciekinierów w spokoju? Kiedy zostaną odnalezieni? Co z porozumieniem między troglodytami a hobgoblinami? Czy jaszczury dały odpowiedź od razu, czy może posłaniec ma się dopiero pojawić? Cóż, przynajmniej to ostatnie miało otrzymać swoją odpowiedź…

Wszyscy siedzieli właśnie w głównej sali, jedząc wczesną kolację, gdy milcząca dotąd Aubrin nagle wzdrygnęła się mocno i zaczęła szeptać do siedzących obok osób. Po chwili pokiwała głową, energicznym ruchem podniosła się i podeszła do Mikela.
- Musimy poważnie pogadać. Wiesz, jaki dzisiaj dzień? –
Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, do pomieszczenia wpadł ociekający wodą Vitale.
- Ktoś się zbliża! Jeździec na ogromnym wilku! – rzucił z przejęciem, wywołując kilka przestraszonych okrzyków - Idzie wyraźnie w stronę wejścia, wpieprzył się we wnyki. Klara go obserwuje. –

Gdy tylko bohaterowie wybiegli w stronę wyjścia do lasu, po raz kolejny podziękowali w duchu Sulimowi. Gęstwiny przy wejściu pozwalały na obserwowanie podejścia, samemu pozostając niezauważonym. Kilkanaście metrów od nich strugach deszczu stał ogromny wilk z jeźdźcem na grzbiecie. Bydlę było wielkości konia, a jedna z jego przednich łap była poszarpana i pokryta krwią, zapewne od wnyków. Jeździec zaś, uzbrojony w groźnie wyglądające toporzysko, opatulony był ciężkim płaszczem, którego głęboki kaptur zakrywał całą twarz. Jego tożsamości nie trzeba było się długo domyślać, gdy zakrzyknął tubalnym głosem w języku goblinów.
- Dzieci Kamienia! Minęło już pół księżyca, czas na waszą decyzję! Czy dołączycie do potężnego sojuszu wspaniałej generał Azaersi, czy pozostaniecie tutaj sami? Wyjdźcie i negocjujmy! –
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 16-04-2019 o 14:32.
Sindarin jest offline  
Stary 23-04-2019, 19:48   #340
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Grupa przycupnęła obok wejścia do jaskini szczęśliwie nie będąc widocznym. Ktoś zaklął cicho. Nie mogli zwlekać z decyzją jakakolwiek by ona nie była. Kharrick odwrócił się do pozostałych z niepewnością wymalowaną na twarzy. Przetłumaczył słowa tym co nie znali języka po czym dodał:
- Użyję różdżki polimorfii. - szepnął kończąc jakby to tłumaczyło wszystko. Widząc niezrozumienie na twarzach towarzyszy pospiesznie wyłożył plan zamiany w przywódczynie troglodytów i wyjście do wołającego. Aby Rori i Vitale, który z nimi pobiegł, nie domyślili się niczego pilnował się aby zawsze mówić o różdżce jako źródle możliwości przemiany. Jace był zgodny na taki pomysł.
- Będę pilnował jego myśli. W razie czego zmuszę wilka aby zaatakował jeźdźca. - dodał szybko. Ku zaskoczeniu wszystkich Rori powiedział, że również potrafi magicznie przybrać wygląd innej istoty. Na twarzy złodzieja zawitało zdumienie. Zamrugał kilkukrotnie i uśmiechnął się z błyskiem fascynacji w oku. Wtedy też przypomniały mu się grzyby. Ku jego niezadowoleniu ani Laura, ani Jace nie potrafili stworzyć iluzji ich wrzasku.
Mikel słysząc, jaki plan ma Emi/Kharrick uznał, że są całkiem spore szanse, że to może wypalić. Zastanawiało go tylko, co powinni odpowiedzieć? W jego głowie pojawiło się coś jak zarys planu i szybko podzielił się nim z towarzyszami.
-Może moglibyśmy zgodzić się na ich propozycję. Powiedz, że masz odpowiedź dla ich dowódcy i że Dzieci Kamienia dołączą do Żelaznych Kłów, ale dopiero za jakiś czas. Powiedz, że niedawno zaatakowali uchodźcy z Pheandar i mimo, że udało się ich pokonać, to plemię leczy rany. Dobrze byłoby mieć to na piśmie. - wymownie spojrzał w stronę Laury i Jace’a -Jak będzie zanosił odpowiedź, to powinniśmy go śledzić. Jeśli istnieje jakiś obóz to on nas do niego doprowadzi. Tak mi się przynajmniej wydaje. Jak macie lepszy plan to działajcie, ja wrócę za moment. - pobiegł w głąb kompleksu. Wydawało mu się, że pamięta, gdzie ostatnio widział pewne skórzane worki, które mogłyby uzupełnić przebranie.
~ Ten wilkor jest dość szybki. Nie wiem, czy go dogonimy jak ruszy. ~ zwrócił uwagę Jace ~ Nie wiem, czy będzie chciał ruszać już teraz. ~ dodał po chwili przyglądając się dokładniej stojących nieco ponad 10 metrów przed nim hobgoblina i wilka próbując odczytać ich myśli. Prześlizgnięcie się przez mentalne zasłony nie stanowiło dla psionika żadnego problemu. Umysł wilka nie różnił się zbytnio od typowego, chociaż wydawał się znacznie mroczniejszym miejscem, pełnym żądzy mordu. Hobgoblin zaś nie należał do specjalnie błyskotliwych, a jego myśli skupiały się wokół otrzymanego zadania - zdobyć odpowiedź od troglodytów i wrócić jak najszybciej do obozu. Rosła w nim niecierpliwość i zastanawiał się nad zabiciem jednego z jaszczurów, by pokazać, że nie mogą go sobie lekceważyć.
Kharrick westchnął.
~ Co ten Mikel kombinuje?~ pomyślał do siebie po czym spojrzał na Jace’a.
~ Wolę tak to załatwić aby więcej tutaj nie wracał… a tak, Rori Jace potrafi komunikować się telepatycznie.~ mężczyzna spojrzał na rudego szczerząc się.
~ Niecierpliwi się. Kharricku, spróbuj go zagadać i sprawić by pomyślał o drodze powrotnej do obozu ~ odezwał się Jace.
~ Jak dowiemy się gdzie jest obozowisko będziemy mogli się ich pozbyć. ~
- Jasne. - Rori pokiwał głową, mając nadzieję że dobrze ukrył zaskoczenie gdy usłyszał w swojej głowie bezcielesny głos.
~ Uważajcie na wilka, jego skóra jest szczególnie twarda, potrzeba magicznie ostrej broni żeby ją przebić. Jego piekielne pochodzenie sprawia że jest cholernie silny i wytrzymały. Rozszarpuje człowieka jednym ugryzieniem. ~
Wielki wilk skrócił o połowę dystans do jaskiń, a jego jeździec zakrzyknął jeszcze raz.
- Dzieci Kamienia! Wyjdźcie i przekażcie swoją odpowiedź! Czy postanowiliście zignorować Legion Żelaznych Kłów?! - w jego donośnym głosie dało się słyszeć złość.
Kharrick zaklął pod nosem i wyciągnął różdżkę. Przykładając ją sobie do gardła wyszeptał “słowo aktywujące”. Jego ciało nagle urosło i pokryło się łuskami. Twarz wydłużyła się i uzębiła ostrymi kłami. Widząc działania Kharricka, Rori również przybrał postać plemiennego wojownika i stanął przy swoim wodzu, groźnie łypiąc na hobgoblina.
Wydał z siebie głośny syk troglodytowego wodza. Jednym ruchem rękawów odwzorował jego ubiór.
- Nie będziesz pospieszać Dzieci Kamienia posłańcze! - wysyczał w goblińskim
- Pokaż się! - warknął głośno hobgoblin - Albo uznam twój brak szacunku za decyzję plemienia! A ta będzie brzemienna w skutkach!
Dopiero teraz Kharrick-wódz wyszedł z jaskini.
~ Nie zapomnij zmrużyć nieco oczu Rori~ przekazał towarzyszowi samemu na moment krzywiąc się za światło.
- Grozisz Dzieciom Kamienia? Na ich własnej ziemi?- zasyczał parskając wodą z mokrych od deszczu nozdrzy.
- Wasza ziemia to jedna jaskinia i nic więcej! Możecie je rozszerzyć, ale tylko dzięki naszej pomocy! To Legion pierwszy zaproponował wam sojusz, i jeśli macie zamiar nas zlekceważyć, źle się to dla was skończy! - krzyknął hobgoblin, a jego wilk jak na komendę zawarczał głucho, pokazując paskudne zębiska. Oczy czworonoga błyszczały piekielną czerwienią.
Troglodyta będący obstawą wodza spojrzał na niego z powątpiewaniem i cofnął się o krok. Nie było to zwykłe zagranie - groźba bijąca od hobgoblina sprawiła, że rudzielec zwątpił, czy antagonizowanie jeźdźca było słuszną decyzją.
~ Spokojnie, zajmę się wilkiem ~ Jace starał się dodać otuchy przemienionym towarzyszom, choć sam nie miał pewności, że uda mu się zmusić piekielnego wilka do ataku. Chciał ich pośpieszyć, żeby zmusili hobgoblina do podania lokalizacji obozu, ale wiedział, że nie może się spieszyć. Nie może pośpieszać Emi. Dziewczyna wiedziała co robić i nie mogła być poddawana dodatkowemu stresowi. Tym bardziej, że w razie wpadki to ona była w pierwszej linii.
Kharrick wódz wyprostował się nieco nerwowo machając ogonem na boki.
~ Kurwa, kurwa, kurwa ~ przeleciało przez jego myśli kiedy przełknął ślinę spoglądając na ostre kły wilka. Parsknął otrzepał ręce z deszczu i z całą determinacją spojrzał ponownie na jeźdźca.
~ Tylko nie bełkocz, pamiętaj, nie bełkocz.~
- Hasss… nie, Dzieci Kamienia nigdy nie zamierzały lekceważyć Legionu Żelaznych Kłów! I choć nie chce tego przyznawać jest was więcej niż nas. Lecz nie dla nas powierzchnia. Hssss... - zamajtał ogonem przenosząc ciężar ciała na nogę stojącą z przodu. - Dzieci Kamienia wolą wilgotne korytarze skał.
- Tchórze! - wrzasnął potężnym głosem hobgoblin - W takim razie zamknijcie się tej dziurze i zgnijcie z głodu! Kiedy Legion zajmie te tereny, nie zapomni o waszym tchórzostwie! -
- Tchórzostwie? Hass! Kiedy wasze patrole bezskutecznie ścigały waszych uciekinierów to myśmy ich zabili i zjedli! Sami się ochroniliśmy, a Drążący nam sprzyja!
Słysząc o uciekinierach, hobgoblin sprężył się, a jego wilk skoczył do przodu, zatrzymując się tuż przy “troglodytach”.
- Ochronił was przed kilkoma wieśniakami, taka jego potęga! - jeździec zaśmiał się chrapliwie - Ilu ich było? Jeśli mi to udowodnisz, porucznik Scarvinious was wynagrodzi. Może nawet pozwolimy wam żyć tu w spokoju -
“Wódz” wyprostował się stawiając krok do tyłu. Na drobny moment paraliżujący strach skręciły jego wnętrzności. Nie miał pojęcia czy po pysku troglodyty było to widać, ale jak tylko do niego doszło, że jeszcze żyje podniósł spojrzenie do góry. Ostatnimi siłami powstrzymywał się od ucieczki w jakiś ciemny i ciasny kąt gdzie go taka bestia nie mogłaby dosięgnąć.
- Hsss! - syknął ewidentnie poświęcając chwilę na przypomnienie sobie. Tak jakby wódz nie zaprzątał sobie głowy liczeniem ofiar.
~ Jace? Ile was do cholery było jak uciekaliśmy? Nigdy nie miałem czasu policzyć~
~ Ze trzy tuziny, ale nie bądź zbyt precyzyjny. Oni nie mają konkretnej liczby. ~ Jace podrapał się po głowie ~ Powiedz, że mamy resztki ich ubrań. ~ zaproponował.
~ Myślałem o liście jaki przy nich znaleźliśmy, czyli jaki myśmy mieli… Mniejsza.
“Wódz” się zmarszczył i machnął ręką. Ostrożnie aby nie sprowokować wilka.
- Będzie ze trzy dziesiątki? Nie liczyłem ich, ważne, że ich krew była ciepła, a kości ozdobiły tron.
~ Możemy dać notatkę, ale to niewiele dowodzi. ~ odpowiedział Jace ~ To notatka jaką miał patrol Kłów. ~
Posłaniec prychnął - A może trzy setki? Uwierzę, jak zobaczę te kości. - rzucił z pogardą - Jeśli pogrywacie sobie ze mną, żałosne jaszczurki, to pożałujecie!- znowu podniósł głos, sięgając do topora.
Wódź się skrzywił.
~ Śmią obrażac moje plemię..? Hark!~
Zębaty uśmiech pojawił się chwilę później na łuskowym pysku troglodyty.
- Pogrywają to tylko istoty tego lasu. My jesteśmy słowni. Będziemy jednak musieli poczekać aż dzieci kamienia przyniosą te czaszki tutaj. - odwrócił głowę do drugiego troglodyty przewiercając go spojrzeniem gadzich oczu. Gestem ręki wskazał w głąb pieczary.
~ Przynieście mi worek z czymkolwiek w środku. Użyjcie na nim tego pyłu iluzji jaki znaleźliśmy wcześniej~ rozkazał i odwrócił się z powrotem do hobosa.
- Bądź zaszczycony rąbkiem naszych dokonań posłańcu.
~Może można pokazać, że “pokonani” mieli broń Żelaznych kłów? Zabili pościg czy coś… ~ nieśmiało przekazał Mikel.
Hobgoblin splunął na “wodza” - To wy się cieszcie, że jeszcze mam do was cierpliwość!- warknął z dłonią na toporze. Czekając na “dowody”, dobył topora i ważył go w ręce z wyraźną złością.
~ Sulimie, potrzebujemy worek z resztkami kości jeśli znajdziesz i kamieniami. Ogarnij to jak najszybciej ~ polecił Jace nie schodząc z posterunku. Cały czas był gotowy na zaatakowanie umysłu wilka. Strach i niepewność Emi udzielamy mu się podwójnie. Czuł krople zimnego potu zbierające się na skroniach.
~ Potrzebujemy się dowiedzieć gdzie stacjonują ~ przypomniał cały czas sondując umysł hobgoblina. ~ Niech łucznicy będą w pogotowiu. ~ Usłyszał potwierdzenie od swojego rodzeństwa, które bezszelestnie przesunęło się zajmując dogodniejsze pozycje do strzału.
Sekundy ciągnęły się niemiłosiernie jedna za drugą męcząc wszystkich i zwiększając ogólne zdenerwowanie. Jace wyłapał, że część wartowników nerwowo przełykając ślinę zaczęła liczyć padające na ich nowy krople deszczu. Wreszcie Sulim wyszedł z jaskini. Laura użyła różdżki na przyniesionym worku kamieni i kości zmieniając je na ludzkie szczątki.
~ Rori, podejdziesz po pakunek? Uważajcie, posłaniec jest na skraju wytrzymałości. ~
Gdy Rori pokazał hobgoblinowi zawartość worka, wszyscy na moment wstrzymali oddech w napięciu. Na szczęście jednak jeździec dał się nabrać, bo wyciągnął rękę po tobół.
- Oddajcie mi to, przekażę je porucznikowi jako znak waszej dobrej woli. - rzucił nieznoszącym sprzeciwu tonem.
~ A sam zgarnę nagrodę. ~ chciwość w jego myślach była aż namacalna dla Jace’a. Także Rori i Emi wyczuli, że nie mówił szczerze.
Ręka wodza wystrzeliła w bok odgradzając chciwą dłoń od worka.
- Nie posłańcze. Zginęli na cześć Drążącego! Jedynie dzieci kamienia mogą ich dotykać. Sami pokażemy je waszemu porucznikowi. Zaprowadź nas do niego.
Hobgoblin ścisnął w dłoni topór, jakby miał się zamiar nim zamachnąć, ale powstrzymał się. Jace wyczuł w jego umyśle zawód, ale i przypomnienie o swoim zadaniu.
- Niech będzie, pójdziecie ze mną. Teraz.- oznajmił.
~ Ma zanieść wiadomość, my musimy się zebrać. Niech powie gdzie znajdziemy obóz. ~ wtrącił się Jace.
~ Mam dosyć tego skurwiela. ~ Wtrącił myślami Rori, pocierając kciukiem rękojeść morgenszterna. ~Ubijmy spod niego wilka, i porozmawiajmy z nim z naszego poziomu. ~ Rudzielec rozglądał się przy tym uważnie po okolicznych chaszczach, szukając wzrokiem obstawy posłańca, ale wyglądało na to, że ten przybył sam.
Wódz ponownie zmrużył oczy mierząc hobosa i jego wilka. Westchnął.
- Dobrze. Przygotuje się do drogi i z tobą wyruszę. Możesz jednak ruszyć przodem i podać mi dokąd mam się udać. Na wierzchowcu szybciej tam dotrzesz. - Troglodyta po raz ostatni spróbował wymusić słowami myśl o miejscu obozu aby Jace ją mógł przejąć.
Posłaniec wycelował w Emi/Jaszczura toporem.
- Nie będziesz mnie dłużej opóźniał, gadzie! Albo ruszasz tu i teraz, i próbujesz za mną nadążyć, albo rozmowy kończą się tu i teraz! Dość mam tego zwlekania! - widać było, że hobgoblin jest coraz bardziej zdenerwowany.
~Jace przygotuj się. Zróbmy mu pokazówkę magicznych mocy Trotów. Chyba będzie po twojemu Rori.~
Wódz zasyczał cofając się o krok.
- Nic tylko groźby! Jak tak ma sobie wasza generał zbierać sojuszników to giń z zębów własnej bestii! Mgehye'bthnk! - wykrzyczał wskazując szponem dłoni na wilczura.
W oczach hobgoblina pojawiło się zdumienie, szybko zastąpione przez ogień wściekłości.
- ZGINIECIE ZA TO! - wrzasnął, zamachując się toporem na Emi.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172