Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2011, 22:23   #211
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
- Dziękuję Ci Aquilianie, od razu lepiej – powiedział Dant z nutką ironii w głosie. Skoro kapłan nie domagał się zapłaty, to i zaklinacz nie miał zamiaru przypominać. W końcu, byli towarzyszami podróży i tak dalej.

Po jakimś czasie wsiedli na konie i pojechali dalej. Po drodze nie mijali wielu ludzi, jednak liczba zwiększała się w raz ze zbliżaniem się do Hluthvar. Hluthvar… byli już blisko. Nie niepokoił ich też na szczęście upośledzony smoczek ani chochliki.

Za to wkrótce natknęli się na karawanę, której właścicielka przedstawiła się jako Mia. To było na rękę Dantowi, który potrzebował wreszcie wyposażyć się stosownie do wzrastającej mocy i odciążyć trochę kiesę, w które zebrało się już całkiem sporo złotych monet.

Podjechał do Mii, oglądając jej karawanę beznamiętnym wzrokiem.
- Interesują mnie włócznie, magiczne oczywiście - miałabyś coś takiego na składzie? - Dant zapytał panią kupiec.
- Włócznie? Znaczy w sensie... włócznie? - upewniła się Mia z lekkim grymasem na twarzy. - No niby mam... ale tylko kilka.
I faktycznie, nie było tego ani za dużo, ani zbyt dobre, choć wszystkie magiczne.

Dant wybrał jedną z włóczni, które wydawały się podobnie umagicznione. Wziął ją do ręki, wyważył. Wreszcie spytał:
- Ile za tą?
Kobieta wydęła na chwilę usta, jakby dopiero zastanawiała się nad ceną.
- Trzy tysiące sztuk, psze pana. - powiedziała wreszcie z miłym uśmiechem.

- Dwa? - spytał Dant, patrząc kobiecie w oczy, jakby tylko to jedno słowo miało skłonić ją do całkowitej zmiany nastawienia wobec niego.
- Za dwa to ja będę strasznie stratna na takiej wymianie. - odparła z wyrzutem. - A tu masz komfort kupowania tego na szlaku, gdzie *ja* musiałam to sprowadzić, zabezpiczyć. I przede wszystkim zdobyć. Nie, panie magiku, trzy tysiące.

- Nie wiem, doprawdy, kto tutaj to od ciebie kupi! - odparł oburzony Dant. - poszukiwacze przygód z workami pieniędzy są na każdym kroku? Każdy chce magiczną włócznię? Coś mi się nie chce wierzyć. Spójrzmy prawdzie w oczy - nie sprzedasz tego prędko , zwłaszcza ‘na szlaku’. Dwa i pół tysiąca.
- Jak widać właśnie na takich trafiłam. - syknęła nieprzyjemnie. - Niech będzie dwa i pół tysiąca. Ale w zamian domagam się, byś w razie jakiegokolwiek ataku na moją karawanę dzisiejszej nocy, stawił się do obrony moich dóbr.
- Bardzo dobrze - odparł Dant, licząc monety skrupulatnie i podając rozmówczyni, jednocześnie się uśmiechając. Oczyma duszy widział siebie w ogniu walki, heroicznie broniącego dóbr kobiety, głównie poprzez zagarnianie ich do swoich juków.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 08-05-2011, 23:15   #212
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bared, milczący uczestnik całej transakcji, odezwał się dopiero wtedy, gdy Dant odszedł ze swym nowym nabytkiem.
- Ja dla odmiany chciałbym coś sprzedać - powiedział. - Jeśli oczywiście jest pani zainteresowana przedmiotami ze szlachetnych kruszców.
- Hmm? A co my tu mamy? - odparła Mia podchodząc do drużynowego wozu. - Złote kielichy? Srebrne sztućce? Całkiem ładne... Mogę dać po osiemdziesiąt sztuk za kielich i po sześćdziesiąt za każdy komplet sztućców.
- Zawsze uważałem - odparł Bared - że lepiej wozić ze sobą garść złota, niż złotą zastawę.
Cena była mniej więcej uczciwa. Może trochę mniej niż więcej, ale on nie bardzo potrafiłby podać źródło pochodzenia przedmiotów czy pokazać świadectwo zakupu. A mieście strażnicy mogliby się niepotrzebnie przyczepić...
- Jest dziesięć kielichów i dwanaście kompletów sztućców - powiedział. - To daje razem...
Mia, zamiast odpowiedzieć od razu, wyciągnęła ze swojej sakiweki... liczydło. Po krótkich obliczeniach dopiero odpowiedziała:
- Tysiąc pięćset dwadzieścia sztuk złota.
Bared spoglądał z pewnym zaciekawieniem na służący do obliczeń przedmiot. Ponoć przydatny, ale jeszcze niezbyt popularny. W każdym razie pani kupiec umiała się nim posługiwać, bowiem jej wynik jej obliczeń był taki sam, jak jego.
- A jakieś kusze może ma pani na sprzedaż? - spytał, po dokonanej transakcji.
- Hmm, znajdzie się coś... - obeszła Bareda dookoła wodząc palcem po jego ramionach, by w końcu pociągnąć go w kierunku swojego wozu.
Zachowanie było nieco nietypowe jak na kupca, ale Bared nie oponował i bez wahania ruszył za Mią. No, może zwiększając nieco poziom czujności.
Kusze, owszem, były. Nawet w dość sporym wyborze. Bared obejrzał wszystkie. Każda, co do jednej, świetnie leżała w dłoniach, a ciężkie wprost prosiły o to, by je kupić. On jednak przywiązał się do lekkich...
- Po ile? - spytał.
- Drobnostka... Trzy tysiące za sztukę. Tanio całkiem - powiedziała Mia.
Dla kogo tanio, dla tego tanio.
- Taniej w okolicy nie dostaniesz - dodała Mia.
Tyle Bared też wiedział. W okolicy z pewnością nie było innego kupca. A trudno sądzić, by druidzi brali się za handel kuszami.
- Może byśmy się zamienili? - Pokazał swoją kuszę. - Za niewielką dopłatą? Na taką. - pokazał lekką kuszę porażenia.
- Używana... - skrzywiła się kobieta biorąc broń z rąk łotrzyka. - Trochę starta... dopłać pięćset sztuk i się dogadamy.
- Używana, ale sprawdzona i bez wad - skomentował jej wypowiedź Bared. - Idealnie celna. Czterysta.
- A ja wiem, czy bez wad? - uśmiechnęła się Mia, po czym wyciągnęła kartkę papieru i przy pomocy kawałka grafitu narysowała na niej okrąg wielkości głowy. Nic nie mówiąc, podbiegła do pobliskiego drzewa i zawiesiła kartkę na jednej z gałęzi.
- Masz trzy strzały. - wyjaśniła po powrocie. - Trafisz choć raz w kółko, będzie czterysta.
Łotrzyk, westchnąwszy, wziął broń i wyjął z własnego kołczana trzy bełty. Wszystkie trzy trafiły cel idealnie.
- Nieźle... - skomentowała Mia, będąc gotową do wymiany.
Bared wziął do ręki kuszę, którą chciał kupić. Załadował i strzelił do tego samego celu. I znowu idealnie.
- Proszę. - Z otrzymanych wcześniej pieniędzy wyłożył na niewielki stolik czterysta sztuk złota.
- Dostałbym może jakiś niewielki, srebrny kubek? - spytał. - Jako że nie będę pijać ze złotych kielichów, zatem przydałoby mi się coś odpowiedniego.
- Srebrny kubek? Pierwsze o czymś takim słyszę. - odparła ze zdziwieniem. - Mam tylko cynowe... ale to cię chyba nie zadowala?
- Nie, bez wątpienia nie. Ale dziękuję bardzo. - Bared skinął głową. - Miło było prowadzić z tobą interesy.
Uścisnął dłoń pani kupiec, po czym wrócił do reszty kompanii.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-05-2011, 08:25   #213
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Aranon od dłuższego czasu zachowywał się bardzo cicho. Cóż, miał w końcu wiele rzeczy do przemyślenia. To, co wydarzyło się wtedy w gospodzie, a raczej w jaskini… część jego jestestwa nadal nie mogła uwierzyć w cudowne przywrócenie kawałka duszy. Ta jednak nadal nie była kompletna. Resztę miał dla siebie demon, ale elf był na pewno o krok bliżej do jej odzyskania.

Tak więc elf jechał z tyłu, na uboczu i nie zwracał na siebie niczyjej uwagi. Trochę brakowało mu zjawy, która do tej pory zawsze była u jego boku. Nie mógł jednak na to nic poradzić. Niestety, taki brak uwagi okazał się niebezpieczny, gdyż elf prawie nie zauważył, że wjechali do gaju druidów. Szczęśliwie, udało im się jakoś wybrnąć z tej sytuacji, a nawet zaoferowano im miejsce na nocleg.
Aranon nie mógł narzekać na spędzony w obozowisku druidów czas. Udało mu się całkiem dobrze wypocząć, ale wątpliwości pozostały. Ponownie więc podążał na tyłach drużyny i nie zwracał większej uwagi na to, co działo się do koła. Było to na pewno nieostrożne z jego strony, ale nie mógł zbyt wiele na to poradzić.

Wieczorem udało im się rozbić coś w rodzaju wspólnego obozu z karawaną. Elf nie był jednak zbyt chętny do spotykania się z jej członkami, ani do kupowania czegokolwiek. Rozpalił trochę dalej własne ognisko i wpatrywał się w ogień dokładając polana drewna w miarę jego wypalania się. Pierwszy raz zaczynał czuć, że coś zaczyna się układać i że brakuje mu już tylko dobrego Śnienia, aby zostawić przeszłość i zająć się przyszłością. Wkrótce rozpoczął medytację.
 
Aegon jest offline  
Stary 10-05-2011, 00:54   #214
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Mia okazała się całkiem chętna do handlu w obie strony – w końcu z tego żyła. Jednak dało się zauważyć, że nieco nerwowo reaguje na zbyt bliskie podchodzenie do niej, co prezentowała nagłym łapaniem się za sakiewkę. Za każdym razem inną…

Dzień chylił się ku całkiem spokojnemu końcowi. Nawet wilk, którego Bared… oswoił, wydawał się czerpać przyjemność ze spokojnej okolicy. Upolował sobie nawet królika na kolację, którą mógł jeść przy szkarłatnym, letnim zachodzie słońca.


Przyjemna atmosfera wspomagała zdrowy odpoczynek, po całodniowych zmaganiach z kamienistym szlakiem, zaś brak poważniejszych chmur na horyzoncie obiecał brak deszczu w najbliższym czasie.
Po prostu… zasnąć…

1. Flamerule, 1369 RD, Rok Rękawicy – 12. dzień wyprawy


Tak jak poprzedniego dnia pożegnał ich szkarłatny blask słońca, tak teraz przywitał ich złoty. Dzień zapowiadał się po prostu wyśmienicie, energię bijącą z podróżnych dało się czuć niemal w powietrzu.
Błyskawicznie, lecz nie pospiesznie, zjedzono wielkie, wspólne śniadanie. Okazało się, że niektórzy ze straży przybocznej pani kupiec potrafią gotować. Do wyboru była jajecznica z boczkiem, groch z fasolą, smażona kiełbasa, albo po prostu chleb z serem bądź wędliną. A do tego wszystkiego przygotowana była nawet herbata, lub ciepłe mleko. Doprawdy podróżować w taki sposób to niemal czysta przyjemność. Strażnicy przyszli jednak na śniadanie w zbrojach, więc i drużyna się wyzbroiła nie chcąc się… wyróżniać.

Dało to też okazję do poznania kilku historii bitnych mężczyzn. W tym wypadku karczemne stoły i krzesła musiały zastąpić trzymane w ręce talerze i twarde kamienie ustawione w koło. Drużyna dowiedziała się między innymi, że wszyscy gwardziści w karawanie są z góry na dół najemną drużyną bojową pochodzącą aż z Wrót Baldura – i właśnie tam teraz zmierzali.
W przeszłości mierzyli się już z najróżniejszymi dziwnościami. Byli wynajmowani przez wioski do obrony przed najazdami orków, urządzali zbrojne wyprawy z krasnoludami w głąb podziemnych tuneli, gdzie było niebezpiecznie. Jednakże…
- Była jedna fucha, której się nie podjęliśmy. – opowiadał jeden z mężczyzn wyjadając boczek z jajecznicy. – Kazano nam raz przejść na plan cienia, by rozprawić się z jakimś monstrem. W ciemno się rzadko zgadzamy, więc chcieliśmy je pierw zobaczyć. Spore było, fakt. Wielkie jak dom. Ale kiedy nam powiedzieli, że konwencjonalna broń na niego nie działa, wykonywalność tego zadania prysła. Jednak, jak na profesjonalistów przystało, poleciliśmy im maga co to go spotkaliśmy kiedyś niedaleko Neverwinter. Gdzie to z kolei zajmowaliśmy się…

Przeraźliwy ryk przerwał niestety opowieść. Wszyscy się zerwali z miejsc, zaś żołnierze rzucili wręcz talerze na trawę i czym prędzej sięgnęli po bronie. Rozległy się pierwsze rozkazy pozycji bojowej i rozproszenia się, bowiem zwarty szyk bojowy byłby w zaistniałej sytuacji samobójstwem.

Na polanie, kilkanaście metrów od obozowiska, wylądował zielony smok.


Bestia zmierzyła wzrokiem wszystkich zgromadzonych, po czym ryknęła raz jeszcze, ku niebu. Był to bijący po uszach harmider, który brutalnie wbił w serca wszystkich zgromadzonych strach. Ktoś zaklął. Ktoś się przewrócił. Coś się działo z boku…

Właśnie, z boku! Jakby wielki, zielony żmij nie był wystarczającym problemem – od strony drogi szarżowały trzy duże postaci. Dwa ogry i jeden… jeden… ogr mag, zwany w pewnych kręgach szamanem.
- Zajmijcie się tą trójką! – krzyknęła niespodziewanie Mia do drużyny. Uśmiechała się. – My bierzemy jaszczurkę!
Po tych słowach zaczęła czarować w nietypowy sposób. Niby wykonywała ruchy dłońmi. Niby wypowiadała słowa… jednak nikt z drużyny nie widział nigdy takiego skandowania magii. Pani kupiec bardziej tańczyła niż czarowała…

Nikt nie mógł jej jednak poświęcić zbyt dużo uwagi – mieli trzy wielkie kupy mięcha, którymi musieli się zająć. Dwa z ogrów wyglądały na typowych przedstawicieli gatunku: niemrawe ruchy, tępy wyraz twarzy, poszarpana skórznia na ciele i wielki kawał drewna (może jakiś pniak?) jako broń. Trzeci z nich wyglądał już, niestety, inteligentniej.

Ogrzego maga wyróżniała przede wszystkim skóra o niebieskim kolorze. Miał także metalową kolczugę, idealnie dopasowaną do siebie. W ręce natomiast lśnił gigantyczny miecz, który nawet ogr musiał trzymać oburącz. Najbardziej jednak przerażały pręciki zatknięte za pas bestii. I magiczny zwój trzymany w łapie.

Już skandował zaklęcie. Drużyna była ledwo gotowa przyjąć nieproszonych gości, gdy pierwsza porcja magii ich dopadła.
A dokładniej, Elarę. Druidka znalazła się nagle w przypominającej szkło sferze z której za nich nie mogła się wydostać. Nie było jej też słychać, mimo iż krzyczała. Dant i Aranon wiedzieli oczywiście co się stało – nienaruszalna sfera Otiluka. To mogło oznaczać, między innymi, że nie chcą skrzywdzić elfki. Ale czemu?
Problem ten musiał zaczekać – mieli teraz walkę do stoczenia. I dwa rozwścieczone ogry szarżujące na nich.
 
Gettor jest offline  
Stary 18-05-2011, 10:19   #215
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nauczony wieloletnim doświadczeniem Bared nie miał zwyczaju delektować się jedzeniem. Nawet w najlepszych gospodach zdarzało się, że ktoś zakłócał posiłek, nie pozwalając człowiekowi przełknąć ostatnich, najlepszych kęsków. Dlatego też, gdy wszyscy inni pozbywali się talerzy rzucając je na ziemię, jego już się tam znajdował, wylizywany przez wilka.
Dziękując Tymorze za to, że jak zwykle przyodział zbroję, chwycił za kuszę, przymierzając się do ustrzelenia ogrzego maga, który - z oczywistych względów, wydał mu się najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem.
Oprócz smoka, ale ten chwilowo nie był jego kłopotem.
Jako że między nim, a magiem, znajdował się wielki jak szafa ogr, utrudniający celowanie, Bared przesunął się kilka metrów, a gdy minął drzewo - strzelił.
Wilk, niczym szary cień, podążał za Baredem.
Aquilian rozejrzał się po polu walki. Ryczący smok na ich flance bynajmniej nie ułatwiał starcia. Kapłan nie miał innego wyjścia jak zaufać Mii i skoncentrować się na trzech ograch. Szybka modlitwa wystarczyła by przywołać magiczny awatar Wiecznoczujnego. Srebrzący się miecz pojawił się tuż przy ogrzym magu, od razu wymierzając kąśliwe cięcia. Kapłan przymknął oczy zbierając siły na drugi czar. Gdy recytował słowa inkantacji, jego ciało spowiła srebrna poświata:
- Helmie, ukarz tego potwora za jego grzechy! - zawołał donośnie. Wkrótce łuk srebrnej energii uderzył w maga.
Aranon przesunął się nieco w bok wykorzystując przy tym dar od swojego bóstwa i uruchamiając aurę, która miała ochronić pobliskich towarzyszy przed złem. Rozpoczął również gesty mające na celu wywołanie pocisku białej energii, który miał trafić w jednego z ogrów.
Bared czym prędzej przemieścił się za najbliższe drzewo tak, by mieć czysty strzał w ogrzego maga. Wystrzelił. Trafił. Jednak jedyną reakcją przeciwnika na elektryzujący bełt było wyjęcie go z rany i odrzucenie na bok.
Chwilę później Aranon aktywował swoją magiczną aurę i posłał demoniczne uderzenie w jednego z barbarzyńskich ogrów. Strzelanie czymkolwiek do tak wielkiego celu mogło się zakończyć tylko w jeden sposób - ogr zaryczał z bólu i... był jeszcze bardziej rozwścieczony.
Z kolei kapłan Helma postawił sobie wyjątkowo trudne zadanie - trafić ogrzego maga dwoma zaklęciami. Jego bóstwo musiało mu sprzyjać, ponieważ naturalna odporność na magię jego przeciwnika przepuściła oba czary - przywołany miecz energii co prawda chybił swoje pierwsze cięcie, jednak smuga srebrnego światła pozostawiła satysfakcjonujący fragment nieco wypalonej skóry.
W międzyczasie jeden z ogrów(II) natarł na Aquiliana. Kapłan był aktualnie bardziej skupiony na ogrzym magu i czarach, które właśnie na niego rzucił i słono za to zapłacił.
Brutalny cios drewnianą bronią wyrzucił całe powietrze z jego ust, a także zmusił go do nagłego kaszlnięcia krwią. Aquilian musiał uważać, bo zbyt wielu takich ciosów nie będzie mógł znieść.
Thalion, towarzysz Elyry, wykazał się niezwykłą bitnością rozdzierając poważnie skórę ogra na poziomie nóg i pasa przy pomocy swoich pazurów i paszczy. A także zwracając na siebie jego uwagę.
Na sam koniec ogrzy mag, który miał teraz obok siebie kłopotliwe, lewitujące ostrze, postanowił wzbić się w powietrze na kilka metrów. Jednak zaklął, gdyż nie tylko nie uwolnił się od broni, ale jeszcze został nią trafiony, kiedy zaczęła go gonić w powietrzu.
Kontynuując przekleństwa mamrotane pod nosem, błękitny ogr wyjął zza pasa jedną z różdżek i wyładował ją w Bareda - światło białej błyskawicy pomknęło w łotrzyka, przez co nagle bardzo zaschło mu w gardle i serce prawie stanęło.
Na szczęście dzięki wrodzonym zdolnościom, Bared zdołał się całkowicie uchylić przed ładunkiem, wywołując tym kolejne przekleństwa ogrzego maga.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-05-2011, 10:23   #216
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dant był kompletnie zaskoczony atakiem. Smok i ogry - to mogła być najcięższa przeprawa ze wszystkich. W krótkiej chwili postanowił - że użyje potężniejszych zaklęć, a potem zażąda zapłaty za niezwianie. Wycelował i rzucił kulę ognistą wprost na szarżującego ogra oraz ogrzego maga.
Aranon przesunął się w kierunku uwięzionej Elyry, po czym rozpoczął rzucanie zaklęcia w celu rozproszenia czaru ją więżącego.
Sztuki latania Bared nie posiadał, musiał zatem zrezygnować z odpłacenia ogrzemu magowi za elektryzujący podarunek. Zamiast tego chwycił rapiery.
- Trzymaj się na razie daleko - szepnął do wilka. Miał nadzieję, że ten zrozumie, szczególnie że słowa poparte były gestem nakazującym wilkowi trzymać się za plecami Bareda.
Sam Bared ruszył w stronę ogra zajętego masakrowaniem Aquiliana, mając zamiar wsadzić mu w plecy oba ostrza.
Gniew pobudził ciało kapłana do działania. Plugawa istota ośmieliła się podnieść na niego rękę, a podobny występek nie zostanie wybaczony. Krew ściekała po pancerzu Aquiliana, a całym wnętrzem mężczyzny szarpał uporczywy ból. Ciężkozbrojny zawezwał boskie moce i wymierzył potężne pchnięcie prosto w brzuch ogra.
Aranon ruszył się w kierunku Elyry. Jednakże odsłonił się tym samym na atak ogra, który brutalnie wykorzystał okazję. Elfi kapłan został niejako rzucony na ochronną sferę Elyry, jednak czym prędzej skutecznie rozproszył przezroczystą barierę. Elfka podziękowała mu krótkim skinieniem głowy. W jej oczach tliły się bowiem iskry wściekłości.
Bared podbiegł do ogra, który zagrażał Aquilianowi. Dziękował jednocześnie Tymorze, że monstrum było aktualnie zajęte Aranonem - w przeciwnym wypadku to łotrzyk leciałby w tym momencie do tyłu.
Mimo wszystko Bared zatopił głęboko ognisty rapier w łopatce ogra. Druga z broni jedynie musnęła skórzaną zbroję przeciwnika.
Również Aquilian nie zamierzał siedzieć bezczynnie - wzmocniony siłą swojego bóstwa zatopił swe ostrze w ciele ogra równie głęboko, jak Bared chwilę wcześniej.
W tym samym czasie, kilka metrów nad ziemią duchowy miecz kapłana rozciął skórę ogrzego maga w nowym miejscu, dekoncentrując go na chwilę.
W miejsce, gdzie chwilę wcześniej stał błękitny olbrzym, poleciała też ognista kula - objęła swym działaniem ogrzego maga, jednego z barbarzyńców i... Bareda!
Na szczęście łotrzyk nie otrzymał żadnych obrażeń dzięki swojej wrodzonej zwinności, zaś barbarzyńca stanął na chwilę w płomieniach. Ogrzy mag był z kolei zbyt odporny na magię, by doznać uszczerbku z powodu płomieni Danta.
Chwilę później Bared odkrył, że chcąc flankować jednego z ogrów, sam jest teraz flankowany. Obok niego pojawił się bowiem drugi z ogrów i nie omieszkał o tym poinformować łotrzyka. Przy pomocy drewnianej maczugi i potężnego, celnego zamachu.
Jednocześnie...
- Thalion! - wrzasnęła Elyra patrząc, jak jej pupil pada nagle na ziemię pod wpływem dwóch potężnych grzmotów ogrzej broni. Nie zamierzała być dłużna. Ani trochę.
Podczas skandowania swojego zaklęcia w dłoniach elfki pojawiły się białe iskry błyskawic, które po chwili zostały skierowane na ogra stojącego obok Aquiliana.
Grzmot trafił monstrum z samego nieba, powalając go na miejscu. Czy raczej dobijając go, ponieważ był już ciężko ranny.
- Jeszcze dwóch! - krzyknęła tryumfalnie elfka.
W mięczyczasie jednakże ogrzy mag posłał własną, drugą już błyskawicę z różdżki. Jednak tym razem w Danta. Zaklinacz nie był niestety tak zwinny jak łotrzyk i... przyjął cały cios na siebie. Jego szata się częściowo spaliła, a i on sam czuł się niewiele lepiej. Ledwo mógł ustać na nogach.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 18-05-2011, 22:46   #217
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Elf przesunął się bliżej niedźwiedzia, po czym rozpoczął modlitwę do Corellona, aby uleczyć zwierzę.
Niektórzy stanowić powinni ramię zbrojne drużyny, niektórzy - stać za plecami tych pierwszych, jeszcze inni - trzymali się w cieniu i atakować z zaskoczenia.

Bared należał zdecydowanie do tych ostatnich i walka oko w oko z wielkim ogrem zdecydowanie nie należała do zajęć, jakim z pasją by się oddawał czy marzył. Dlatego też ostrożnie się wycofał, z oczami wbitymi w ogra... z cichą nadzieją, że ten zajmie się kimś innym. I że za chwilę będzie można się zrewanżować za odniesione obrażenia.

Ogrza krew splugawiła pancerz kapłana, jeszcze bardziej podsycając jego złość. Gigant, na chwałę Helma, padł pod nawałą ciosów. Aquilian szybko rozejrzał się po polu bitwy. Mając odrobinę przestrzenie postanowił wyskandować kolejne modlitwo - zaklęcie. Spontanicznie zamienił jeden z wyproszonych czarów, na leczniczą energię. Wkrótce część jego ran zasklepiła się.

Dant nie zamierzał umierać za żadnego kupca. Przycisnął się do stojącego blisko dużego kamienia i kucając, odkorkował miksturę leczniczą, pijąc szybko. Magia mocno go poparzyła i nie był pewien czy nawet wypijając całą miksturę będzie w stanie wrócić do walki. Na szczęscie przeciwnicy też już byli w nieco gorszej formie.

Lecznicza magia rozległa się w powietrzu - pierw Aranon uleczył Thaliona, później Aquilian i Dant uleczyli każdy siebie.
W międzyczasie Bared wycofał się za drzewo, gdzie nadal wiernie czekał jego nowy pupil. Łotrzyk miał nadzieję, że w ten sposób odwróci od siebie uwagę pozostałego przy życiu ogra. Jednak... gdzież by tam! Stwór śledził łotrzyka nienawistnym spojrzeniem zastanawiając się co on takiego wyprawia i Bared wiedział, że jego plan się nie powiódł jeszcze zanim skrył się za osłoną.

Monstrum wyjrzało zza drugiej strony wraz z natychmiastowym, druzgocącym ciosem swojej maczugi powodując u łotrzyka odruch wymiotny i spory wstrząs. Bared był pewien, ale to absolutnie pewien, że następnego takiego ciosu nie wytrzyma. Widząc co się dzieje, wilk stojący obok łotrzyka nie mógł siedzieć bezczynnie. Rzucił się na ogra, jednak jego kły nie zdołały przebić grubej skóry jego przeciwnika.

Tymczasem ożywiony przez Aranona niedźwiedź po prostu stał skulony przy swojej pani, która była właśnie zajęta miotaniem kolejnej błyskawicy z nieba.
Błysk przeszedł przez liczne gałęzie drzewa obok którego stał barbarzyńca i trzasnęła go w lewe ramię. Do powalenia go było już coraz bliżej...
Jednak był jeszcze ogrzy mag, który wciąż unosił się w powietrzu. Wciąż z różdżką w ręce i wciąż celnie atakowany przez duchową broń Aquiliana.
Jednak tym razem tak dla odmiany błękitny olbrzym postanowił... uciec! Drogą powietrzną zaczął się oddalać coraz szybciej w stronę lasu, niedaleko na zachód od nich.

Duchowa broń Aquiliana podążała za nim tnąc go raz za razem, jednak nie miała aż tak dużego zasięgu - jeżeli kapłan Helma nie ruszy za ogrem, to ten w końcu znajdzie się poza zasięgiem broni.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 19-05-2011, 23:18   #218
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Na Tymorę...
Trafiony maczugą Bared o mały włos wypuściłby rapier. Tym razem Radosna Pani odwróciła się od swego wyznawcy... Jeśli jednak miał w tym miejscu zginąć, to zdecydowanie wolał zrobić to w walce, niż pokazując wrogowi plecy. Zaatakował, mając nadzieję, że chociaż zabierze za sobą swego przeciwnika.

Pogoń za ogrzym magiem na dłuższą metę nie miała sensu. Kapłan Obserwatora postanowił pomóc Baredo’wi. Zaszarżował, zasłaniając się tarczą. Miecz trzymał nisko, ostrzem skierowanym ku ziemi. Gdy znalazł się tuż za plecami giganta wyprowadził błyskawiczne cięcie.

Biedny Bared... Mógł nie przeżyć tej potyczki, Jednak nie można było teraz nic zrobić, prócz oczywiście pomocy w walce. Kuli ognia wolał nie ryzykować - mógłby przypiec kompana, co już raz prawie się udało - a zatem - magiczne pociski... Dant złożył odpowiednio dłonie i po momencie wyleciały z nich pociski. Zaklinacz uważnie je obserwował, mając nadzieje, że ostatecznie powalą one ogra...

Aranon miał do wyboru dwie możliwości: albo wspomoże towarzyszy w walce ze zwykłym ogrem, albo postara się zaatakować ogrzego maga. Atakowanie tego pierwszego było pewniejsze, wobec czego elf przesunął się nieco, aby dobrze widzieć ogra i wystrzelił w jego kierunku biały pocisk. Na leczenie łotrzyka raczej nie starczyłoby mu czasu.

Wszyscy okazali się bardzo zdeterminowani, by zakończyć walkę skupiając się na ogrze, który zagrażał aktualnie życiu Bareda.
Po pierwsze Aranon wysłał w jego stronę strużkę demonicznej energii, jednak barbarzyńca zdawał się tego nawet nie zauważyć.
Nie mógł natomist zigorować dwóch silnych pchnięć, które wymierzył mu sam łotrzyk w prawy bark i ramię. Ryknął z wściekłości i wziął zamach do ostatniego, druzgocącego ciosu w mężczyznę.
Jednak wrzask bestii zlał się z krzykiem kapłana Helma, który właśnie nań nacierał. Aquilian z wielką determinacją by uratować towarzysza dosłownie rzucił się na ogra, doskakując do jego szyi i zatapiając miecz głęboko w jego czaszce.
W ten sposób walka z trzema monstrami się zakończyła... jednak były tylko dwa truchła. Błękitny ogr wciąż się oddalał drogą powietrzną - jednak teraz, kiedy spostrzegł że ostatni z jego... towarzyszy poległ, postanowił również się nieco wznosić ku górze, by nie narażać się na ataki dystansowe.
Duchowa broń Aquiliana wciąż za nim podążała, będąc już gdzieś w okolicach kresu zasięgu czaru. Lewitujący miecz trafiał ogra raz za razem, jednak nijak nie mógł go powalić.

Aranon uformował kolejny pocisk i wystrzelił go w kierunku uciekającego ogrzego maga. Miał zamiar powtarzać atakowanie ogra, dopóki ten nie znajdzie się poza zasięgiem jego mocy. Potem chciał uleczyć się przy użyciu mocy zesłanych mu przez Corellona.

Bared w ostatniej chwili uchylił się przed walącym akurat na niego cielskiem ogra.
- Dzięki - powiedział. - Tobie też. - Przyklęknął na moment przy wilku. - Może mi ktoś pomóc? - spytał.
Miał wrażenie, że oberwał najbardziej ze wszystkich... Co prawda pozostawał jeszcze mag, ale ten pozostawał poza jego zasięgiem. I poruszał się zbyt szybko, by Bared zdołał go dogonić i ustrzelić.

Z całą pewnością Ten Który Czuwa powiódł ostrze Aquiliana. Sztych miecza wbił się głęboko w grdykę potwora, uśmiercając go na miejscu. Ukontentowany kapłan otarł krew, która obryzgała jego twarz. Oddychał szybko - bieganie w pełnym płytowym pancerzu należało do wybitnie męczących czynności. Podszedł do Bareda i położył rękę na jego ramieniu.

Bared skrzywił się. Kapłan miał może i dobre chęci, ale po ostatnich przejściach Bared był nieco obolały i nawet lekkie dotknięcie nie sprawiało mu zbytniej przyjemności.

- Za chwilę ból minie - rzekł Aquilian widząc grymas na twarzy towarzysza. Zmówił krótką modlitwę, po czym chłodna energia spłynęła na rany łotrzyka.

- Dzięki. Od razu lepiej - powiedział Bared. Co prawda miał w zapasie mikstury, ale te lepiej było zachować na czarną godzinę, jako że nie były dobrem odnawialnym.
Wytarł oba rapiery w szmaty, w które był przyodziany utrupiony ogr.

Gdy towarzysze zostali uzdrowieni, a szczęk oręża umilkł, Aquilian powiódł wzrokiem w stronę smoka i ścierajacych się z nim strażników. Tak naprawdę to tam rozgrywała się batalia o ich życie...

- Trzeba by im trochę pomóc - powiedział, z bardzo umiarkowanym entuzjazmem, Bared. Nie miał na myśli szarży z rapierem na wielką, opancerzoną jaszczurkę, ale kilka celnie wpakowanych w smoka bełtów mogło się przyczynić do ogólnego sukcesu.
Jako że czuł się znacznie lepiej podszedł do leżących na ziemi truposzy. Skąd ogry miały złote pierścienie, tego nie wiedział, ale nie zamierzał ich zostawiać... Po co miały się zmarnować.

-Spokojnie panowie, bez pośpiechu. Ledwo uszli...śmy z życiem, warto sie chwilę przygotować zanim zaczniemy szarżować. - Dant powstrzymywał towarzyszy, jednocześnie z kwaśną miną oglądając przypalone odzienie i macając się po ciele w poszukiwaniu ran.
 
Aegon jest offline  
Stary 20-05-2011, 23:27   #219
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Aranon próbował zestrzelić za pomocą magii ogrzego maga. Na próżno – jego zdolności nijak nie mogły spenetrować naturalnej ochrony antymagicznej błękitnego olbrzyma. Chwilę później zniknął też miecz energii, ścigający dotąd maga i ogr znalazł się całkowicie poza zasięgiem drużyny.
Tuż po walce towarzysze uleczyli się – mając aż dwóch kapłanów wśród siebie poszło to nadzwyczaj sprawnie. Również Elyra użyła swojego lekkiego leczenia, by uzdrowić Thaliona choć trochę. Bared czuł jeszcze trochę sztywnego bólu w płucach, jednak mógł już przynajmniej normalnie funkcjonować.

I… a właśnie, smok!
Tylko czemu nie było słychać ryków? Czy strażników krzyczących między sobą? Czegokolwiek?
Okazało się, że wielki jaszczur padł jeszcze szybciej niż ogry. Co prawda gwardziści przypłacili to dziewięcioma ludźmi, jednak to wciąż był imponujący popis.
- Przeklęty jaszczur. – skomentowała Mia chowając różdżkę za pas. Następnie zarządziła jak najszybszy pochówek poległych towarzyszy i oskórowanie smoka „do ostatniej łuski”.
- A wy pozwoliliście magowi uciec. – skrzywiła się, zwracając się do drużyny. – Wróci z większymi siłami. Lepiej przygotowany. Trzeba więc czym prędzej opuścić to miejsce.
Cielska ogrów były zbyt duże i ciężkie, by cokolwiek z nimi zrobić (chociażby spalić), więc postanowili je zostawić tak jak leżały. Po obrządkach pogrzebowych poległych strażników każdy ruszył w swoją stronę…

W międzyczasie, miasto Hluthvar było już pełne życia. Tak jakby, bowiem wszechobecna szarość i nijakość tego miejsca sprawiała, że nawet cmentarze wydają się weselsze.


W takim właśnie miejscu, a dokładniej w jednym z zapyziałych, opuszczonych domów spotkali się Cerre, Cogito, oraz ich pracodawca z kultu Cyrica.
Diabliczka, odkąd została „odbita” przez kultystów z rąk zakonników Torma, jeszcze w Gistrzycach, utrzymywała zaskakująco bliski kontakt z nimi. W kwestii coraz to nowych zadań rzecz jasna. Najpierw zamordować elfkę… jak jej było na imię? Amaretta? Tak, chyba tak… A teraz kazali jej znaleźć nowego „kompana”. To i spotkała Cogito niedawno w mieście, a dokładniej w tawernie „Czujne Oko”, która była zdecydowanie gorszą (i starszą) z dwóch w mieście. Zbudowana na cześć Helma swoje lata chwały już widziała… Ale kto w ogóle buduje karczmy na cześć bóstw?

W każdym razie Cerre obiecała czarodziejowi, że zabierze go w tajemne miejsce, pełne niezbadanych sekretów, mając na myśli krasnoludzką twierdzę do której od początku miała się udać ze swoją drużyną. I to wydawało się być wystarczającym argumentem, by zainteresować Cogito do wyprawy. Przynajmniej na razie.

Teraz zaś mieli otrzymać jakieś…
- Zadania. – powiedział wyznawca Cyrica, kiedy cała trójka zasiadła przy stole. – A właściwie zadanie. Jak zapewne wiecie, zakon Torma wyznaczył sobie jako punkt honoru uprzykrzać nam życie tak bardzo jak to się tylko da. W Hluthvar jest więc pewien agent zakonników współpracujący z lokalnym kościołem Helma. Osoba ta wygląda mniej więcej… chwila… – naznaczył na stole kilka gestów palcami, co wzmocnione słowem-wyzwalaczem spowodowało stworzenie unoszącego się w powietrzu obrazu. A dokładniej portretu.


- Aasimar, kobieta. Wierna paladynka Torma Dowiedzieliśmy się, że współpracuje z druidami, żeby pomogli jej pojmać, albo nawet wyeliminować pewną drużynę, która zmierza w kierunku tego miasta. – zamilkł na chwilę, stukając w stół palcami. – Teraz… po jaką cholerę druidzi chcieliby naszych ludzi schwytać, nie mamy pojęcia. Ale tą aasimarkę trzeba powstrzymać. Będziecie musieli się wykazać tutaj pewną finezją, bo z informacji naszych agentów wynika, iż pomagają jej pewne osoby trzecie. A dokładniej, wynika to z nagłych zniknięć owych agentów. Podejrzewamy dobrze wyszkolonych zabójców. – znów przerwał, by postukać palcami w blat.
- Oczywiście później połączycie się z tą drużyną, by udać się do twierdzy i dalej, przez portal, by wykonać zadanie. A tak, zapomniałbym. Ta aasimarka nazywa się Imaldea. Macie jakieś pytania?

Jakiś czas później, kiedy miała chwilę dla siebie a Cogito gdzieś poszedł, Cerre rozwinęła małą kartkę, którą kultysta jej ukradkiem przekazał, jeszcze przy stole.
Było na niej napisane:
Dobrze się spisałaś sprowadzając Cogito. Będzie cennym nabytkiem. Postaraj się dyskretnie ukraść jego księgę zaklęć, chcielibyśmy się jej bliżej przyjrzeć.

Dziwne zadanie… a jakby tego było mało, znów miała mdłości. To już trzeci dzień z rzędu. Coś się zdecydowanie z nią działo… i to nic dobrego.

Wieczorem zaś do miasta przybyła reszta drużyny. Jednak pech (i durny koń zaprzęgający wóz, który wystraszył się byle użądlenia osy) chciał, by do bram miasta przyjechali dopiero po zachodzie słońca.
- Brama zamknięta, musicie czekać do rana. – odparł strażnik tonem wyrażającym znużenie nadchodzącą dyskusją. Rozpościerała się przed nimi nader zabawna perspektywa – rozbić obóz tuż przy mieście, bo ktoś sobie wymyślił, że brama funkcjonuje tylko w godzinach dziennych…
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 21-05-2011 o 13:07.
Gettor jest offline  
Stary 21-05-2011, 19:57   #220
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Miej tu “Czujne Oko” na wszystko, co się porusza... zwłaszcza po omacku.
Odkąd opuściła zapiździone Gistrzyce, zamordowała jakąś mało znaczącą elfkę i pokonała w dość krótkim czasie odległość od pipidówka nawiedzonego przez legion nadgorliwie broniących dobra rycerzyków i opętanych przez urojone pod wpływem alindluthu i innych, nielegalnych świństw idee do Hluthvaru, gdzie szarość wszystko wręcz zawzięcie topiła, jej samopoczucie uległo pogorszeniu. Czy to wina tatuażu na plecach, czy żałosnych warunków w więzieniu i nabawiła się jakiegoś szujowatego choróbska? A może... nie, nie - to by była katastrofa roku: jeśli jej najczarniejsze przypuszczenia się ziszczą, to Cerre była pewna, że w przyszłości będzie musiała pozbyć się... tej małej niespodzianki.

Teraz będąc w Hluthvar, doznając małej dozy spokoju we własnym pokoju w tawernie, przemyślała kwestię misji oraz wspominała te wszystkie chwile spędzone z drużyną. Zastanawiała się również nad obecną sytuacją i nad tym, czego dowiedziała się o czynach fatalnej ferajny z... pewnego źródła.

Noc rozpoczęła swe panowanie na dobre. Karczma rządziła się jednak własnymi prawami - szumy dochodzące z jadalni, odgłosy bijatyk, pijatyk i mnogości przekleństw, docierające do jej uszu świadczyły o stanie rzeczy. Cerre nie miała najmniejszej ochoty tym razem na libacje. Zmęczona długą podróżą i niedoborem odpoczynku; złowrogie szepty i nieprzychylne spojrzenia oraz zwrócenie na siebie uwagi nie było również tym, na czym jej zależało.
Zamknęła drzwi za sobą, izolując się od tych wszystkich ludzi, nieludzi, uczestniczących w zabawach na parterze...


Jeden z opuszczonych, zapyziałych domów, Hluthvar.
Rozmowa na osobności z reprezentantem "ciemnej strony mocy".
- Tak, odnośnie tego nowego kompana, panie - rzekła oschłym głosem. - jest kwestia. Doszły mnie słuchy, że jeden z towarzyszy puścił ową kapłankę Elorę samopas, ryzykując zanadto dyskretnością misji.

- Dyskretność misji została skompromitowana już dawno temu. - odparł akolita. - W momencie, kiedy daliście Tormistom aresztować tego półorka w tawernie przed Gistrzycami. Udało nam się go wyeliminować, jednak trochę za dużo zdążył wygadać. - nastąpiła chwila milczenia, spędzona na stukaniu palcami o stół. - Wiemy o tej kapłance. Po rozstaniu się z drużyną wróciła do swojego klasztoru Ilmatera. Bardzo, bardzo naiwna dziewczyna. Ale to działa tylko na naszą korzyść. Ogólnie rzecz biorąc, gdyby Tormiści nie wyruszyli nagle na południe to pewnie całą misję szlag by trafił. A tak to macie na karku tylko jednego paladyna. Powinnaś się cieszyć.
- Wypadek w pracy - odparła nadal suchym tonem. - Nikt się nie spodziewał, że ten durny półork wpędzi nas w takie kłopoty. Racją jest to, że szczęście nam dopisało z tą głupią dziewuchą. Oczywiście najlepiej by było, gdybyśmy na karku nie mieli żadnego paladyna. Ale że jednak jest, to pozostaje zatem tylko sprawa, by go sprzątnąć. Wracając jednak do tematu odnośnie pana Cogito...
Akolita nic nie powiedział, tylko wciąż stukał palcami. Uniósł brew jakby w pytającym geście.
- Mianowicie - nie chcielibyście go mieć pod większą kontrolą?
- Nie ma na to czasu. - potrząsnął głową. - Musicie jak najszybciej zająć się sprawą aasimarki. Poza tym Cogito jest... specyficzną osobą. Wierzę, że znamię nie jest nawet potrzebne.

- Na pewno? - mruknęła Cerre bardzo sceptycznie. - Że stosowanie go na Elorze nie było potrzebne, to było tylko kwestią fartu.
- Tak długo, jak nikt nie wpadnie na genialny pomysł wyjaśnienia Cogito na czym polega prawdziwa natura zadania, nie ma potrzeby. Z tego co wiem, wierzy że to zwykła wyprawa do miejsca pełnego tajemnic, tak?
- Na razie tak - mruknęła. - Póki co, niechaj to wie. Dopóki reszta mu nie wygada. A i na nich przydałoby się mieć oko, jeśli Cristin odeszła od nich.
- Mmm, z nią jest kłopotliwa sprawa. Straciliśmy z nią kontakt od kiedy przeszła na naszą wiarę.
- Straciliście kontakt? - w głosie Cerre pobrzmiewała lekka kpina. - A to ci dopiero niegrzeczna dziewczynka. A ona właśnie uciekła - szepnęła. - Tak, uciekła, i dobrze wiem o tym. A, i nie miała tatuażu - coraz więcej szyderstwa przelewało się do mowy diablicy. - Elora też nie miała, a zwiała. To zaczyna być bardzo kłopotliwa sprawa - spojrzała pobłażliwie na akolitę.

- Nie zapominaj z kim rozmawiasz. - syknął gniewnym tonem. - I że *ty* masz znamię na plecach.
- Nie zapominam o tym - odparła spokojniej. - ani o tym drugim. Ani o tym, że pozostało jeszcze trzech, którzy mają to znamię. Aczkolwiek nie zamierzam ignorować tego, że coraz więcej istot spoza tej drużyny wie o misji, w tym część z nich ucieka. Byłabym za wytatuowaniem Cogito, wcześniej czy później, kiedy się tego nie będzie spodziewał. Trudno. Teraz przydałoby się pozbyć tego paladyna - zmieniła temat, już nie spoglądając na cyricowca.
- Jeśli szybko się zajmiecie paladynką, możemy się zastanowić nad znamieniem dla Cogito. - zaproponował na koniec akolita. - Aasimarkę możecie zastać w jednym z dwóch miejsc: w klasztorze Helma, albo szwendającą się po lesie, paktując z druidami.
- Ciekawe, czy druidzi to Synowie Dębu?
- To nie ma znaczenia dla zadania. Stanowią tylko krótkoterminowe zagrożenie. Kiedy wyruszycie dalej, raczej nie ruszą za wami. Za daleko od ich cennego lasu.
- Z drugiej strony to zawsze zagrożenie. Lekceważenie ich mogłoby się skończyć nieciekawie - westchnęła. - Na razie nie mam żadnych pytań, poza jednym: jak można byłoby się z panem skontaktować, w razie czego?
W odpowiedzi mężczyzna wyciągnął trzy pióra o szkarłatnym kolorze.
- To pierzaste talizmany Quala - wyjaśnił. - Aktywowane, zmieniają się w ptaka który służy za gołębia pocztowego. Daj mu wiadomość na kartce, a zaniesie ją do adresata. Moje imię to Erig, użyj go żeby poinstruować ptaka do kogo ma zanieść wiadomość.
- Pan będzie gdzieś tu na mieście?
- Może tak... może nie... Ale wiadomość i tak dostanę, jeśli ją wyślesz.
Cyric zapłać, i do widzenia. Cerre potrzebowała jednak jeszcze jednego amuletu - tak na wszelki wypadek.


Pewien sklep z magicznymi rzeczami. Wyjątkowo ponury, stary, mroczny, odpychający, z napakowanym krasnoludem i gburowatym sprzedawczykiem. Nadal Hluthvar.
- 200 sztuk złota za amulet.
- Pani chyba na głowę upadła. - odparł sprzedawca. Był człowiekiem mikrej postury, jak na maga przystało i można by go nieco zaszantażować... jednak zniechęcała do tego obecność barczystego krasnoluda, który najwyraźniej robił tam za ochroniarza.
- Wyraźnie mówię, że 300 sztuk za amulet.
Żeby ci się łeb nie upadł na grunt, cieciu, pomyślała chmurnie Cerre. Nie da temu naciągaczowi 300 monet, chyba że po jego trupie.
- 300 nie dam, bo nie mam. 210. - upierała się przy lekkiej obniżce.
- Wszyscy tak mówią... - burknął pod nosem krasnolud siedzący nieopodal. - A panienka jest w dodatku niegrzeczna...
- Wystarczy. - przerwał mu sprzedawca. - Nie wierzę, że przychodzi tu pani i ostatnie pieniądze wydaje na coś takiego. Ale, może uda nam się jakoś dogadać? Jakaś mała przysługa za przysługę?
- Oi, robi się ciekawie... - znów burknął krasnal.
Ależ ona nie miała 300. Miała 1800, tylko że nie zamierzała się z nimi nikim dzielić, zwłaszcza z tak bezczelnym sprzedawcą. Dogadać się? Hmm, dobrze, dasz mi amulet, a ty za to zostaniesz przekąską dla... pseudosmoczka. Zgoda?
Ochrona? Nie.

A może informacje o konkurencji?
- A co pan by chciał, bym dla pana zrobiła? - spytała go wprost.
- Nic wielkiego... - odparł niewinnie człowiek. - Niedawno w mieście otworzył się nowy sklep z magią, a jego elfi właściciel jest tak pełen zapału, że rzygać mi się chce. Kradnie mi klientów. Chcę, żebyś tam poszła i... no nie wiem, może mały sabotażyk? Albo szantaż? Masz mu po prostu dać do zrozumienia, że nie jest tu mile widziany. Wtedy dam ci ten talizman za darmo. A jak się dobrze spiszesz, może dorzucę coś ekstra...
- Akurat. - zakpił krasnolud.
Wiedziała.

Cerre przejechała nieprzychylnym spojrzeniem po krasnoludzie.
- Mogłabym tam rzucić okiem - odrzekła. - Zobaczę wtedy, co da się zrobić.
Ech, ci głupi, zawistni ludzie. Czasem mniszka miała ich dość. Zwątpiła, czy ten sprzedawca na pewno wywiąże się z umowy. Z drugiej strony nie chciało się jej robić sabotażu nikomu, kto jej w niczym nie zaszkodził.
- Tak zrób. - mag pokiwał głową. - Później kogoś wyślę, żeby sprawdził jak sobie poradziłaś.
Nawet by zapłaciła te 300 monet za jeden amulet jak by szkoda mu było pieniędzy. Nie dziwiła się w sumie, że handel mu ostatnimi czasy nie najlepiej idzie.
- Czymże miałoby być to ekstra? - spytała się na pożegnanie człowieczego sprzedawcy.

- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Może trochę pieniędzy?
I niczego mu, oczywiście, nie obiecywała. Cerre odeszła jak najprędzej od nieprzyjemnego handlarza. Choć była diabelstwem, w swoich zasadach nie widziała takiej reguły jak kradzież ani rozboje po sklepach. Karczmy - trochę inna sprawa.

W drugim sklepie atmosfera była faktycznie jakby przyjemniejsza. Wnętrze było bardziej przestronne, jakby większe. Było nawet coś w rodzaju plakatu reklamującego "towar dnia" - aktualnie była to Różdżka Światła. Ale przede wszystkim byli klienci. I elfi mag wraz z ludzkim asystentem sprzedający towary.
Porównując oba miejsca mniszka stwierdziła, że poprzednie miejsce samo z siebie było odpychające. Jeszcze ten krasnolud, któremu chętnie by momentami w zęby przydzwoniła. Na szczęście nie na wszystko i nie zawsze miedzianowłosa się rzucała z pięściami i efektownymi kopami.
Rozejrzała się po sklepie za amuletami. Tak naprawdę wiele magicznego asortymentu nie potrzebowała, przede wszystkim zależało jej na tych pierzastych, ale jeśli znalazłyby się inne, równie ciekawe i użyteczne wisiorki, na przykład Zdrowia.

Obserwowała elfiego sprzedawcę - nietypowego jak na maga, ani tym bardziej jak na elfa - miły, uśmiechnięty, życzliwy. Pomocny w wyboru towarów. Służy klientom dobrą radą...
Dokładnie tak jak opisał go sprzedawca z pierwszego sklepu.
I to go musiało zgubić. Tamten nie dorównywał mu do pięt... no, do czasu, pani mnich sprawdzi, czy tutejszy zgodzi się na mały upust ceny. Cerre przygotowała do 250 sztuk złota na wypadek zakupu.
Kurwa, ile ma czekać? Jeszcze dwie osoby przed nią, ale te załatwiały swoje sprawy w sumie ponad 15 minut. Posrało je chyba doszczętnie - tyle czasu załatwiać swoje sprawy?!

Po dłuższej chwili, którą Cerre musiała spędzić na staniu w kolejce, wreszcie udało jej się przedstawić swój problem.
- Przepraszam pana - zwróciła się do sprzedawcy. - Ten amulet pierzasty jest za 300 sztuk złota, prawda? Niestety, mam tylko 200 sztuk złota i nie mam czym więcej dopłacić.
- To iście niefortunna sytuacja. - skomentował elf - Wybaczy pani, lecz jej nie dowierzam. Wyczuwam, że ma pani przy sobie magiczny przedmiot... mmm... sztylet, czyż nie? Mógłbym go od pani odkupić i wtedy miałaby dobrodziejka jak kupić ten talizman.
Coś ta ocena odnośnie sprzedawcy szła w dół. Nie mogła zgodzić się na sprzedanie sztyletu... magicznego? To już trochę Cerre zdziwiło. Ale z drugiej strony - nie, ona miała magiczny oręż?
- Chodzi panu o... ten sztylet? - wyjęła owy ‘magiczny przedmiot’. - A jakie on może mieć magiczne właściwości?
Jedną miał z całą pewnością. Zajebiście się nim zarzynało.
- No cóż - mag odgarnął włosy za ucho. - przede wszystkim jest przedniej jakości, który to sam fakt czyni go całkiem cennym. Ale o tym z pewnością dobrodziejka wie. Ma też dodatkowe, magiczne właściwości, które potocznie określa się "standardowymi". Z pewnością pani o tym słyszała.
- No tak - skłamała. - W takim razie nie mogę panu sprzedać sztyletu.
- Pani wybór. - westchnął. - Jednak w takim razie nie kupi pani talizmanu.
- Może zrobimy inaczej - rzekła spokojniej po chwili i wyjęła dwa klejnoty. Wolała złote monety. - Jeden klejnot i 100 sztuk złota dla pana.
- Interesy z panią to czysta przyjemność. - odparł elf z uśmiechem dokonując transakcji.
- A dziękuję, wzajemnie - rzuciło diablę spokojnym tonem. Odebrało swój towar . Pożegnała miłego pana.
Cholera, nie wiedziała nawet, co ją tknęło, by nawet nad wyraz uczciwie zakupić towar. Nie to miała w swoich planach.
Trudno, nie chce jej się biegać po sklepie i rozwalać wszystko jak leci.
Tamten sprzedawca niech się wali.


Z powrotem w karczmie “Czujne Oko”. Tak czas szybko minął... Już zapadły ciemności na dworze...
[media]http://www.youtube.com/watch?v=GSFPQDEkc-k[/media]
A ona, tak apropos, o czym ona tu...? Ach tak, miała posłać wiadomość! I już do głowy przychodziły jej pierwsze słowa do listu, kiedy to do pokoju na awaryjnym wleciał pseudosmok.
- Masz informacje na temat naszych... kolegów? - rzuciła do stworzenia w smoczej mowie.
~Na południe stąd zatrzymali się przy karawanie. Dziś rano zostali zaatakowani. Smok i trzy ogry. Smok padł, dwa ogry też, ale trzeci im zwiał. Teraz kierują się tutaj. - stworzonko ułożyło się wygodnie na kartce, na której diabliczka zamierzała właśnie zacząć pisać.
- Hmmm, to przydałoby im się... ciepłe powitanie - mruknęła i diabolicznie uśmiechnęła. - A ile ich teraz jest? Jest ten zaklinacz Dant, ten mały kradziejaszek i elf wysokiego rodu...?
~Tak, tak, tak. I jest jeszcze jakiś facet w pełnej zbroi! I jeszcze jakaś elfka z niedźwiedziem!

- Ech, ta, która urwała się z choinki i zakuta pała? Z jakiego zakonu?
~A bo ja wiem. Ale to nie ta pała. To inna pała. Wiem, bo widziałem twarz. To inna pała.
- Hmm, mam nadzieję, że ta konkretna nie została wtajemniczona w misję, bo ja już nie wytrzymię z tymi ludzi. Szlag mnie zaczyna trafiać, jak ten kradziej znowu wygaduje komuś bajdurkę ze skarbami i przygodą - poobracała widowiskowo pióro w palcach. - Ale znając go, to trzeba mu coś zaaplikować na główkę, bo chłopina spadł na nią chyba za dużo razy. Albo się czegoś naćpał, ja nie wiem. A tak z łaski swojej, kolego - trąciła lekko palcem w ogon smoczusia. - Przesuniesz się trochę na bok? Muszę coś skrobnąć do tych duszyczek.

Smoczek przeciągnął się leniwie, po czym łaskawie wstał i przemieścił się na skraj stołu, obok zapalonej świeczki.
- Dziękuję wielce.
Cerre przeniosła świeczkę na drugi koniec stołu, zarazem ustawiła ją w taki sposób, by światło padło na pergamin. Wolała, by jej nie dano popalić, jak chodziło o ewentualny pożar pokoju.
- Jest mała sprawa, maleństwo - rzekła po chwili, kiedy zapisała kilka linijek tekstu. - Do Pani przyłączył się pan czarodziej, ale nie powiadasz mu ani o misji, ani o tym, kto nas przysłał. Wie o skarbie, ciekawej twierdzy i niechaj mu to wystarczy. A przed zaklinaczem na wszelki wypadek się chowaj.
~Czemu? - zapytał smoczek z ciekawością, machając jednocześnie ogonem.
Cerre się uśmiechnęła i nadal zawzięcie pisała list.
- Dla pana czarodzieja to ma być niespodzianka, a zaklinacz najwyraźniej myśli, że to twoja sprawka, że się skurczył - parsknęła śmiechem. - Chyba dzięki temu zmniejszyło się jego poczucie wielkości i wyniosłości, to, że może o nas zapominać - zachmurzyła się na moment. - i porzucać...
Pisała szybciej, powoli już kończyła list.
Kiedy zamaczała pióro w kałamarzu, nagle złapał ją dziwny skurcz gdzieś w dole brzucha i uderzyła ją fala nudności. Szczęśliwym trafem, miała przy sobie miskę, którą rano używała do przemycia twarzy. Teraz zaś posłużyła jej do przechowywania jej obiadu.
Smoczek zareagował po chwili podlatując do niej.
~Co się stało?
- Mała... chwilowa niedyspozycja... - mruknęła. - Wszystko... pod kontrolą...
Smoczek syknął nerwowo, niedowierzając Cerre, jednak wrócił na swoje miejsce i znów się położył. Mniszka też wolała, by to, o czym teraz myślała, nie było prawdą. Czuła niesmak w ustach. Przerwała na chwilę pisanie, by pozbyć się wymiocin i się umyć, odświeżyć.
Smoczątko obserwowało krzątaninę w pokoju.
- Nie masz się czym martwić, mały -zachrypła powracając do pisania. - jak chodzi o mnie. Bardziej uważaj na tego zaklinacza, a na resztę miejmy oko. Boję się, co będzie z dalszą podróżą.

Zerknęła na treść listu adresowanego do...
Bared Selawar:
Uważajcie w Hluthvar, bAbSZtyl w zbroI TorM i szpiedzy polują nA was, spiskuje z dRuidami, planuje zamach na wasze rzycie. W mieście szpiedzy, nie rozpowiadajcie na około o waszych wyczynach, bondźcie niegrzeczni, Czujni i miejcie Oczy naokoło głowy. Do karczmy rano. PS. Zielony coś cie podobno nie uspokoił.
Będzie, stwierdziła Cerre, i wysłała ptaka do drużyny. Oby doleciał prędko i do celu.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172