07-09-2014, 18:44 | #121 |
Reputacja: 1 | Chwilę przed wejściem do groty Widząc, że wszyscy po większych lub mniejszych perypetiach dostali się do groty Wat sam zaczął się wspinać. Niestety masa zbroi którą aktualnie posiadał znacznie utrudniała mu i tak już nie łatwe zadanie. Oczywistym więc wyborem było ściągnięcie jej. Na półcę skalnej z której rozpoczynali są wspinaczkę współ-towarzysze i tak piętrzyła się już masa sprzętu więc rozsądnym wyjściem było wpierw umocowanie ich do liny by kompanie mogli wciągnąć je do siebie. Niestety kolejnym w planie ładunkiem był Wat, w trakcie szkoleń do wojsk jego królewskiej mości nie raz nie dwa wspinał się po linach ale jeszcze nigdy ta próba nie była obciążona ryzykiem, że Sabir, Doktor Symaon i Gregor będą musieli łowić resztki jego ciała ze skał na dnie wodospadu. Więc do wspinaczki przyłożył się bardzo solidnie. Każdy ruch był przemyślany, a każda sytuacja przewidziana. I mimo tego z usta Wata ciągnęł się nieustanny ciąg modlitw do Vayeu’ena Boga podróżników by jego trasa skończyła się pomyślnie. Teraz Widok wnętrza groty wydrążonej w moście budził w Wacie obrzydzenie. Pokręcone i zniekształcone formacje skalne nasuwały mu na myśl wnętrze Cieślak jakiegoś pieniężnego stwora do którego paszczy bezsensowne właśnie wpełzli. Przejście do maturalnej groty przywitał on więc z uśmiechem i z rozbawieniem przyglądał się jak malutkie rybki skubią jego buty. Zbliżając się do rozdroży już chciał pytać się Dokora o drogę gdy z jednego z tuneli usłyszał dziwny odgłos. Natychmiastowo zastał w bezruchu i wytężył słuch. - Kroki - pomyślał i rozejrzał się po towarzyszach, wyraz skupienia któryzastał na ich twarzach zapewnił go, że się nie przsłyszał. Wat wyciągnął dłoń i pochwyciwszy Symaona za ramie najciszej jak potrafił wyczerpał mu do ucha. - Mamy towarzystwo cofnij się że mną doktorze. - Wat nie był wymyślony zabójcą i chociaż w walce nie obce mu były różne sztuczki czy manewry które miały zmylić przeciwnika, to atak z zaskoczenia nigdy nie był jego specjalnością, a widząc jak szybko i sprawnie jego towarzysze zniknęli w ciemności wierzył, że ten temat mają opanowany do perfekcji.
__________________ Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy |
07-09-2014, 19:59 | #122 |
Reputacja: 1 | S’Sassquath, słysząc kroki wycofał się w cień. Zaczaił się nieco bliżej źródła dźwięku, ale za to w miejscu osłoniętym skałą od strony nadchodzącej postaci. Osoba zwyczajnie krocząca na przód z pewnością by go nie zauważyła, chyba że akurat przypadkiem obejrzy się w bok, choć i to może okazać się trudne. Z powodu chłodu panującego w jaskini miał bowiem na sobie swój obszerny płaszcz. Był czarny i skrył go w mroku niemal całkowicie. Czasem tylko w miejscu, gdzie oczekiwał, dało się zauważyć jeno ciemny odcień czerwieni jego pyska oraz nikły blask oczu. Do uszu pozostałych członków wyprawy czasem dobiegał z jego strony cichy szelest materiału, jakby coś wyciągał ze swojego bagażu. Rozbrzmiewające w dali kroki, stawały się coraz wyraźniejsze, a on wreszcie zastygł z czymś przytkniętym do pyska. Analizował tempo kroków i ich ilość. Ostatnio edytowane przez Rewik : 08-09-2014 o 19:01. |
07-09-2014, 23:07 | #123 |
Reputacja: 1 | Widząc podwodną studnię Gregor przypomniał sobie o linie która została na moście już miał za proponować że się po nią cofną nim doktor zdecyduje gdzie dalej ale nie zdążył. Ktoś lub coś się zbliżało jednym z korytarzy. Pierwsza oczywiście usłyszała Rut ale nadal ogłupiona ziołami nie potrafiła przekazać Gregorowi czy te dźwięki może wydawać coś przyjaznego czy wręcz przeciwnie. Nauczony poprzednimi doświadczeniami wolał jednak nie ryzykować zwłaszcza że reszta drużyny już zaczęła się przygotowywać do obrony. Nie zwlekając wypatrzył jakiś załom schował się za nimi i przykucną obok wilczycy kładąc jej dłoń na pysku by mieć pewność że nie zdradzi jego kryjówki. Cicho wyciągną smukły nóż z za pasa. Gotowy do ataku w napięciu obserwował wylot korytarza. Cokolwiek to miało być miał nadzieje że uda się z tym dogadać tak jak z tubylcami nad brzegiem lub oszukać tak jak rzecznego olbrzyma. |
09-09-2014, 17:24 | #124 |
Reputacja: 1 | Kirdurczyk szybko i cicho podszedł do wyjścia wąskiego tunelu, starając się nie jęknąć z powodu bólu jaki czuł w nogach. Klątwa nadal dawała mu się we znaki. Ciągle był osłabiony, zmęczony, a nogi miałby jakby z marmuru. Każdy krok okupował wielkim wysiłkiem. Jednakże zagrożenie wystarczyło by zmotywować go do wysiłku. Językiem gestów, wskazał by wszyscy zostali cicho i się się schowali. Ostrożnie wyciągnął broń czekając na rozwój wydarzeń. |
10-09-2014, 23:34 | #125 |
Reputacja: 1 | Ekwipunek, który zabraliście z obozu ZUŻYĆ LINĘ I MIEĆ LINĘ 2 lipienia, roku po Wyniesieniu 1161 Jaskinie Drugiej Śmierci, Grota Początku Członkowie wyprawy ubierali się z powrotem, w skórę i metal, sprawdzali czy nic nie zgubili i rozglądali się ciekawie po wielkiej kawernie. - Taj-ba ħ'bel ħsar.. - powiedział jaszczuroczłowiek smutno, patrząc się w tunel, z którego wyszli. - Mówi, że szkoda dobrego sznura - podchwycił doktor, coraz lepiej rozumiejęcy kulawy język Squatha. Posłuchał go jeszcze chwilę - Mówi też, że takich lin używa sethiańska flota wojenna, zaś węzły na niej są niełatwe do rozwiązania. Sabir, Wat i Gregor spojrzeli po sobie - i w sumie bez słów zgodzili się ze swoim łuskowatym towarzyszem - cokolwiek ich czeka w przyszłości, lina z pewnością się przyda. Lina manilowa, w jaką uniwersytet wyposarzył wyprawę była naprawdę dobra i nietania. Wyrabiana i używana w południowym Imperium i Sethii z włókien bananowca, bije powszechnie używaną linę konopną wytrzymałością i - co najważniejsze - nie gnije w wodzie. Nic dziwnego że towarzysze postanowili zabrać ją ze sobą, rezygnując z mozolnie ułożonej ścieżki do powrotu na górę. W kilku miejscach trzeba ją było powiązać, by znów stanowiła jedną całość, ale wciąż była prawie dwunastokrokowa, co w przyszłości mogło się przydać. Gregor, który po nią wrócił, szybko pokonując wapienny tunel był już z powrotem, układając ją w zgrabne zwoje. Nikt nie spodziewał się łatwej drogi. Nikt nie spodziewał się róż na powitanie i wskazówek podanych na tacy. Dlatego gdy z wąskiego tunelu, położonego na poziomie ziemi usłyszeli odległy odgłos kroków - nikogo to nie zdziwiło. Zareagowali jak zgrany oddział zawodowców, którym zresztą stali się wspólnie stawiając czoła niebezpieczeńswom dziczy. To co nadchodzi będzie tylko kolejnym do kolekcji. Gregor, Sabir i Ss'sasquath wtopili się w otoczenie - jaszczur wręcz dosłownie. Wat odciągnął doktora i pozwolił działać "cichociemnym". Zasadzka została zastawiona, zostało czekać... Ss'Sasquath: Skradanie się 77/80% -10 (draśnięty) - oblany! Specjalizacja powtarza rzut - 36 - udany! Gregor: Skradanie się 52/60% - udany! Sabir: Skradanie się 99/75% -10% (Klątwa) - oblany! Ss'Sasquath Zasadzki 07/40% -10% (draśnięty!) - udany! Wróg nie ma prawa do testu zmysłów! Kroki były coraz bliżej... i nim ktokolwiek zdążył przeanalizować co to może być, co to za odgłosy i jak może być to groźne, dwie wielkie fury czarnych kłaków wypadły z jamy wybiegając na środek pomieszczenia krzycząc donośnie. Ss'Sasquath: Wiedza o lesie 47/40% - oblany! Gregor: Wiedza o lesie 63/65% - udany o włos! - To Goryle! Jaszczuroczłowiek zmarszczył brwi, już wiedział że dawka trucizny będzie za niska by powalić kudłacza, ale z pewnością utrudni mi życie. Podniósł swoją dmuchawkę do ust iii... Ss'Sasquath: Strzelanie z dmuchawki 23/40% +40%(udana Zasadzka, bardzo celna broń) - udany! Goryl test obronny: 17/90% - zdany! Neguje połowę dawki, jest na -20% Zmysły i Zręczność. Cieniutki pocisk utkwił w futrze większego goryla. Ten przez chwilę nie wiedział co się dzieje, a potem zaczął się miotać i biegać wokół, jakby nie wiedział co się z nim dzieje! A potem posypały się ataki! Gregor: Rzuca oszczepem 94/70% +20% (udana zasadzka!) - oblany! Sabir: Strzela z łuku 57/40% +20% (udana zasadzka!) - udany! 10+2=12 Rana! Twarda skóra 24/95% - zdany! Lekka rana! Ss'sasquath: Strzela z łuku 87/120% +10% (udana zasadzka!, draśnięty) - udany! 4+3 =7 Lekka rana! Twarda skóra 44/95% - zdany! Draśnięcie! Doktor Strzela z kuszy 33/60% -10% (draśnięty) - udany! 13 = Rana! Kusza przebija jedną warstwę pancerza. Dopiero teraz oba goryle zorientowały się, co jest nie tak. Większy, ze srebrnym futrem na grzbiecie wciąż nieco oszołomiony od toksyny wyglądał na wściekłego na swoją ...niekoordynację, mniejszy zaś z trzema drzewcami wystającymi z futra wycofywał się z powrotem w kierunku nory, co z łatwością może być zablokowane. Sytuacja wyglądała na wciąż nieco groźną, choć opanowaną... tylko skąd wzięły się ludzkie głosy grzyczące i dopingujące w dziwnym języku walczącym?
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 10-09-2014 o 23:46. |
21-09-2014, 21:54 | #126 |
Reputacja: 1 | --- Kirdurczyk nie był zaskoczony, iż to ich nowy towarzysz wpadł na pomysł powortu po linę. Ktoś taki, znający dżunglę, wiedział iż nie należy zostawiać nic co może się przydać później. Szczególnie linę, która mogła się im przydać w jaskiniach przy większych zejściach. Syknął cicho z bólu. Nogi nadal dawały mu się we znaki i nie potrafił nic na to poradzić. Miał nadzieję, że ból szybko minie, gdyż nie przewidywał w najbliższym czasie dłuższego postoju. Zadowolony z tego, iż Gregor zgłosił się na ochotnika podszedł do ściany i powoli osunął się na ziemię. W końcu skórznia na coś się przydała, gdyż nie musiał się martwić, iż skaleczy się o wystającą fragment ściany jaskini. Wielokrotnie chciał ją zdjać, gdyż nie była zbyt starannie dopasowana. Do tego pogoda nie zachęcała do jej noszenia. Sabir, mimo iż wiele lat mieszkał w Kirdurze i był przywyczajony do upałów, męczył się nosząc tą skórznię w tak parnym klimacie. Poważnym argumentem, by jednak jej nie wyrzucić po drodze były ich przygody na wyprawie naukowej. Starał się chwilkę odpocząć przed dalszą podróżą. Jego towarzysz niestety dość szybko uwinął się z liną i ruszyli dalej. Sabir z powodu klątwy, którą co chwila przeklinał, miał problem z wtopieniem się w otoczenie. Gdy dwie bestie wpadły noga stojąc niestabilnie zsunęła się i Kirdurczyk musiał wystąpić do przodu by nie upaść. Celując w przeciwnika usłyszał lekki świst i po chwili zobaczył małą, strzałkę w plecach. Domyślił się, iż strzałka była czymś nasączona, gdyż zwierz zaczął nagle wariować. W związku z tym postanowił ustrzelić łatwiejszy cel, który jeszcze nie zorientował się o co chodzi. Uspokoił swój oddech i naciągnął cięciwę. Po chwili na wydechu wypuścił strzałę, obserwując jej lot. Strzała wbiła się w przeciwnika. Gregor wiedziony jak zwykle empatią do zwierzyny, krzyknął coś do wielkiej, czarnej bestii. Kirdurczyka już nie dziwiły próby jego towarzysza uspokojenia zwierząt i nawet władania nimi. Wiedziony jednak ostrożnością nałożył kolejną strzałę na cięciwę i wycelował w wycofującego się goryla. Nagle usłyszał głosy. Szybko obrócił się z kolejną strzałą w ich kierunku. Byli to ludzie, jednak nie próbujący ich zabić. Raczej zgromadzili się tu jak na jakąś arenę, by oglądać spektakl walki o życie. Nie stanowili jednak na ten moment zagrożenia. Odwrócił się i ponownie wycelował w mniejszego osobnika, który zaczął uciekać. Kątem oka dostrzegł jak większy, z furią rzucił się na Wata. - Tego to kochają zwierzaki – pomyślał, słysząc krzyczącego na bestię Wata i wypuszczając strzałę, która niestety chybiła. Usłyszał łomot, a po chwili stuk metalu uderzjącego o ziemię. Potwór ciągnął jego towarzysza po ziemii, jak jakąś dużą kłodę. Wat ciął wściekle, jednak przeciwnik sobie nic z tego nie robił. - A co mi tam ... – zarzucił łuk na plecy –..... niech błogosławieni mają mnie w opiece - rzucił się z dwoma katarami na bestię. Pierwszy minął celu, jednak drugi zranił na tyle poważnie bestię, by puściła Kaprala. Niestety skupiła swoją uwagę na nim. Ominęła niezręczny cios mieczem Doktora i rzuciła się na Sabira. Bestia rzuciła się na niego ze swoimi łapami. Zręcznie ciął ją w obie, jednak potwór całą swoją masą naparł na niego i rzucił się ze swoimi kłami. Kirdurczyk odruchowo osłonił się ręką. Na szczęście była osłonięta skórznią i zęby potwora ledwo drasnęły skóry. Sabir poczuł smród wiejący z paszczy bestii i cała zawartość żołądka podskoczyła mu do gardła. Potem poczuł jak bestia opada bezwładnie. Gregor dokończył dzieła i być może uratował go od dalszej walki. Zrzucił cielsko i wstał ciężko oddychając. - Dziękuję Sahibie. – nie wiedział jednak czy Gregor go usłyszał, gdyż rzucił się w pościg za drugą bestią. Nie zważając na ranę podszedł do Wata i podał mu dłoń. – Zawsze działasz na wszystkie zwierzęta jak płachta na byka Sahibie czy tylko mi się tak wydaje? |
25-09-2014, 22:42 | #127 |
Reputacja: 1 | Jaszczur miał rację ktoś musiał wrócić po linę a że Gregor radził sobie z węzłami najlepiej więc poszedł niejako na ochotnika. Uwinął się w mgnieniu oka i ruszyli dalej. Zasadzili się na nieproszonych gości każdy w swoim kącie a Wat zabrał doktora na tył. Gregor w napięciu wpatrywał się w wylot jaskini i gdy futrzaki wyłoniły się z tunelu nie mógł uwierzyć w to co widzi. Prawdziwa żywa i wolna para goryli. Osłupiały z zaskoczenia wpatrywał się w nie z otwartą gębą. Jaszczur natomiast nie tracił czasu i zaatakował. Zasadzka okazała się skuteczna i na zwierzęta posypały się pociski. Pierwszy oszczep chybił pozostali natomiast mieli więcej szczęścia raniąc mniejszą samicę która po chwili zaczęła się wycofywać. - O ja… Goryl – wyrwało się w końcu Gregorowi gdy zaczęła się walka. Raz tylko widział takie dziwo w obwoźnej menażerii. - Uważajcie potrafią wziąć kamień i nim walnąć lub rzucić i biegają stadami. - Spokój! Aaar… - Wydarł się na goryla jednocześnie sięgając po drugi oszczep. - Ja tu rządzę! – Spróbował ponownie wkładając w głos całą wściekłość i autorytet jaki zdołał. Niestety walka się już zaczęła, polała się krew a goryl upatrzył już sobie Wata. Goryl zignorował Gregora którego nawet nie dojrzał. Wściekł się jeszcze bardziej biorąc Wata za samca rzucającego mu wyzwanie, wściekle rycząc zaatakował wojownika. Obalił go wyrwał i wytrwał tarczę którą zasłaniał się wojownik. Po krótkiej i zacięte szamotaninie goryl zaczął wlec wojownika do jaskini trzymając go za kark niczym niesfornego kociaka. - Mwrrryy- dało się słyszeć w jaskini porykiwania srebrnogrzbietego goryla - Ja ci dam „moja zdobycz”! – syknął Gregor ciskając oszczepem. Chybił, drzewce przeleciało między gorylem a głową biegnącego z mieczem doktora. Zwiadowca skrzywił się jakby rozgryzł robaka. Odrzucił szponton wyciągną nóż myśliwski, kukri i zaczął biec w stronę walczących. Dopadł walczących z zwierzęciem ludzi jako ostatni gdy Doktor i Sabir zatrzymali goryla. Samiec zażarcie odgryzał się ludziom do czasu aż dopadł go Gregor. Z wprawą starego wyjadacza wbił mu nóż między obojczyk a szyję przecinając tętnicę wyrwał ostrze robiąc krok w tył uciekając przed fontanną krwi która zbryzgała ścianę jaskini. Żałosny jęk samicy przytłumił satysfakcję ze zwycięstwa. Spojrzał w kierunku tunelu. Westchną ciężko. Nie oglądając się na towarzysza ruszył w tamtym kierunku. - Zostań. – rozkazał wilczycy. – Zaraz wracam. – rzucił reszcie jakby zmęczonym nieobecnym głosem. Podniósł szponton i wszedł do tunelu. Chciał żeby gorylica pozwoliła się opatrzyć ale wściekłe ryki zwierzęcia nie pozostawiały wiele nadziei. Gdy ją zobaczył w załomie tunelu z wbitych w ciało strzał pozostały połamane kikuty. Przekrwione z żali i wściekłości oczy jak i całą postawa nie pozostawiały złudzeń. Rozpędził się by jednym ciosem skrócić cierpienie gorylicy jednak nie trafił gdzie chciał grot trafił nieco niżej niż celował i zgrzytnął o żebra. Gorylica nie poddawała się próbowała się odgryzać lub sięgnąć „drapieżnika” Szponton ponownie ze świstem przeciął powietrze ale tym razem zwierzę odbiło cios kosmatą łapą. Gregor nie dał jej szansy na kontratak pchnął szpontonem poniżej mostka. Gorylica spróbowała zatrzymać broń ale tylko chwyciła drzewce które zatopiło się w jej trzewiach. Ostatkiem sił gorylica rzuciła się do ostatniego rozpaczliwego ataku z ogłuszającym rykiem skoczyła na Gregora ale ból i utrata krwi zrobiły swoje kosmata łapa nie dosięgła zwiadowcy za to odsłoniła bok co od razu wykorzystał wbijając tam ostrze. Gorylica zwaliła się ciężko na bok pojękując żałośnie. Niezdolna poruszyć się wpatrywała się w Gregora gasnącym wzrokiem. Zwiadowca przykucną przy zwierzęciu pogładził czule futro - Dzielna dziewczyna, godna partnerka dla srebrnogrzbietego – jednym szybkim ruchem zakończył cierpienie gorylicy. Chwile trwał klęcząc przy truchle gdy nagle kątem oka złowił jakby ruch, cień czy smugę światła. Wzdrygnął się. Sięgnął do torby i wydobył z niej Lulu. Jaskinia dużo bardziej przypadła łasicy do gustu niż dżungla. - No Lulu robota dla ciebie. Idź tam - wskazał miejsce gdzie widział światło. – Szukaj niebezpieczeństwa szukaj zwierz czy człowiek nie idź daleko wracaj szybko. Nim łasica wróciła ze zwiadu Gregor wytarł nóż i szponton i rozejrzał się po jaskini. Gdy Lulu wróciła wrócił do komnaty gdzie czekał doktor z resztą wyprawy. Dopiero wtedy jakby zauważył że Wat Sabir odnieśli rany. - Opatrzyć was? – zainteresował się |
25-09-2014, 23:45 | #128 |
Reputacja: 1 | Tupot stóp przybliżał się, a Yy’g ze spokojem nasączał strzałkę trucizną. Z góry założył, że jego celem będzie istota ludzka. Trochę za późno doszedł do wniosku, że plask uderzanych o kamień stóp jest nieco inny jak w przypadku boso chodzącego człowieka, a późniejszy bieg zakłócał dodatkowy dźwięk, jakby ten ktoś biegł na czworakach. Wyłapał, że napastników jest dwóch. Przyparty plecami do zimnej od wilgoci skały, upewnił się, że pozostaje niewidoczny. Ciężkie tąpnięcia odliczały czas. Spojrzał ukradkiem na przygotowany łuk i strzałę. Napastnicy byli już bardzo blisko. Jeden najwyraźniej biegł bardziej z przodu. Ciemny kształt wybiegł z tunelu jaskini, a S’Sassquath mocnym dmuchnięciem natychmiast posłał w jego kierunku zatrutą strzałkę. Nim zwierzę zdążyło zorientować się w sytuacji sięgnął po łuk, naciągnął i wypuścił strzałę. Ta drasnęła jedynie drugiego goryla. Już miał posłać kolejną, gdy z góry doleciały doń obce pokrzykiwania. Pożałował, że w ogóle strzelał z łuku. Byli obserwowani. Pytanie tylko jak długo… S’Sassquath czuł niepokój. Powietrze śmierdziało podstępem. Nerwowo rozejrzał się na boki, przy okazji oceniając szanse „ludzi-teraz-przyjaciół”, jak nazywał w myślach członków wyprawy. Powolnym, nie zwracającym uwagi ruchem chwycił swoje rzeczy i ruszył stroną jaskini, po której panował niemal całkowity mrok, nie zmącony światłem z otworu nad nimi. Oddalał się z nerwami napiętymi, niemal tak mocno jak cięciwa jego łuku. Nie strzelał. Nie chciał zdradzić swojej obecności, lecz w miarę możliwości kontrolował sytuację. Ruszył w stronę, z której przyszli- w stronę magicznego mostu. Nie miał zamiaru dać się złapać. Gdy S’Sassquath znalazł wystarczająco dobrą kryjówkę przystanął. Sięgnął do podróżnego worka i znów wyjął szklaną fiolkę z trucizną. Nasączył kolejną strzałkę i nabił dmuchawkę, przewieszoną na szyi. Ściągnął na chwilę płaszcz i przewiesił przez ramię łuk. Poprawił Macuahuitl i znów skrył się pod płaszczem. Czekał. Droga do grobowca Nef-Halaima skrywała wiele tajemnic. Skarby ukryte w grobowcu mogą okazać się cenne dla jego rasy. Yy’g oraz inni jaszczuroludzie, gdzieś na Archipelagu Tysiąca Węży toczyli wojnę z ludźmi południa. Wojnę, którą przegrywali. Być może S’Sassquath jest ostatnim z jego gatunku z wyprawy w te niezbadane tereny. Nie mógł wrócić z pustymi rękoma teraz, kiedy nadarzyła się taka okazja. „Ludzie-teraz-przyjaciele” byli mu potrzebni. On obserwował ich, lecz i przed nimi nie zdradził swojego aktualnego położenia. Dla wszystkich, miał nadzieję, rozpłynął się w ciemnościach jaskiń i zniknął bezpowrotnie. Nie mógł ryzykować wydania w razie gdyby ludzie-przyjaciele zostali pojmani. Nie mógł też pozwolić, by zostali teraz zabici. Gdyby ruszyli dalej, miał zamiar ich śledzić z bezpiecznej odległości. |
30-09-2014, 19:22 | #129 |
Reputacja: 1 | Groty Drugiej Śmierci Ekwipunek, który zabraliście z obozu Pora sucha 14 cyklu, dwa dni przed pełnią księżyca Płaskowyż Wymalowanego Klanu, Ukryta osada Prawdziwych Ludzi Matka-Przewodniczka: Przepowiadanie pogody 04/100% - udany! Odziana w kości i wymalowana białą glinką starucha spojrzała w niebo, po czym warknęła do skupionych wokół groty towarzyszy. Ci zaś, posłuszni komendzie kobiety, od razu wstali i porzuciwszy rozrywkę pobiegli do położonych nieopodal grot mieszkalnych, ukrytych w gęstej roślinności. Co prawda każdy miał ochronny znak namalowany na piersi, ale czasami pomyłki się zdarzały. Dlatego nieważne, że przepowiedni stało się zadość i Ci, którzy byli teraz Strażnikami dostąpili nie lada zaszczytu walki w labiryncie, ale tu na górze umrzeć nie chciał nikt. Nie w taki sposób. Gdzieś daleko zagrzmiało, a czarne chmury gnane tropikalnym wiatrem goniły niczym stado dzikich czarnych tapirów. Nad drzewami zaś z lekkim furkotem szybowały tysiące latających kreatur. Matka miała rację, pomyśleli, kryjąc się w kryjówkach i zastawiając się pleconymi z bambusa kratami, jak zawsze miał rację. One zawsze chowały się tu przed burzą. 2 lipienia, roku po Wyniesieniu 1161 Jaskinie Drugiej Śmierci, Grota Początku Olbrzymie stado nietoperzy, wielkich jak miejskie kundle wleciało do groty i niczym żywy, czarny baldachim obwiesiło sklepienie. Piski lataczy trwały jeszcze przez kilka chwil, po czym ucichły. A potem zagrzmiało. Uderzenie gromu tutaj, pod ziemią zabrzmiało głucho, zaś krople padające do sadzawki i skąpa ilość światła wpadająca przez dziurę w suficie wyraźnie powiedziała że na górze rozpętała się tropikalna burza, z piorunami, ciemnymi chmurami i wichurą. Znów zakotłowało się między nietoperzami. Ss'Sasquath: Wiedza o lesie 95/40% - Oblany! Gregor: Wiedza o lesie 49/65% - Zdany! Doktor: Naturalista 63/30% - Oblany! - Nie chcę nikogo martwić - zaczął tropiciel wpatrując się w sufit - ale to nie są łagodne mangojady. To nietoperze wampiry. - To mit - stwierdził doktor Symeon. - Nie w Dzikiej puszczy. Gdy są młode, to nie są groźniejsze od wielkiej pijawki, ale dorosłe potrafią obsiąść stadem takiego konia i wyssać go w minutę do zera. Wynośmy się stąd. Ruszyli w kierunku wąskiego przejścia, gęsiego zagłębiając się w ciemności. - Sasq! Sas, ruszamy - szepty członków drużyny poganiały jaszczuroczłowieka. Widzieli jak wtopił się w otoczenie, jednak teraz jego nieobecność była niepokojąca. Może inne zwierzę go dorwało? Jaszczuroczłowiek jednak nie odpowiadał. Tunel prowadził w dół, zaś jego podłoga pokryta była drobniutkim miałem i suchymi liśćmi, po których nieco stopy się ślizgały. Czuć było zwierzęcy zapach, najpierw dominowała woń goryla, którego w tym tunelu zabił tropiciel, potem zapachy się zmieniły. Wciąż unosiły się w powietrzu, ale Gregor nie mógł tego zidentyfikować, a Rut była kompletnie skołowana. Tunel rozdzielał się kilkakrotnie, za każdym razem prowadząc jednak w ślepy zaułek. W pierwszym poszukiwacze przygód znaleźli ludzki szkielet przysypany częściowo kamieniami. W kolejnym - jamę z kamiennymi stalagnatami i resztkami lekkiego maskowania na wierzchu, A jeszcze w innym - zatrzaśnięty potrzask, pierwotnie ukryty w drobnym miale leżącym na podłożu. Nie było wątpliwości - te tunele kryją jeszcze niejedną paskudną niespodziankę... Szansa na pułapkę w Grocie Drugiej Śmierci 01/90% - udany! Krytyczny sukces: prowadzący nie ma prawa do testu Zms, by ją wypatrzeć. Losowa ofiara: Doktor Prowadzący Gregor, niosący sztormową latarnię przyglądał się uważnie każdemu kawałkowi korytarza, słuchał każdego szmeru. Jednak ryt na ścianie przegapił. Zaklęcie śpiące w magicznym symbolu ożyło, zalśniło blaskiem zgniłej zieleni i wypluło świecącą kulę wielkości gałki ocznej, o odrażającym zapachu czegoś bardzo zgniłego. Latając w powietrzu, mijając zaskoczonych jaskiniołazów uderzyła z niesmacznym mlaskiem w doktora, i rozlała się światłem po jego ciele w koncu skupiając się na odniesinej niedawno ranie oraz kuszy, trzymanej w ręku. Po chwili znikło, a Wat znów podniósł kamień i rozwalił magiczny symbol. Doktor: Test obronny Pdś 62/65% -10% (Siła czaru) - Oblany! Sabir: Teoria Magii 78/50% - oblany! Doktor zrezygnowany uniósł kuszę, która teraz - po ataku zaklęcia okazała się być spróchniała i przeżarta rdzą, cięciwa zaś zwyczajnie pękła i zwisała smętnie po bokach łuczyska. - Cholerna magia! - zaklął i stęknął z bólu. Okazało się, że to nie jedyny efekt czaru - magia wnikając w niegroźne skaleczenie, które doktor zarobił w czasie wspinaczki mostowej, zakaziła ranę gangreną! Pora sucha 14 cyklu, dwa dni przed pełnią księżyca Tunele Próby, Sala Zębatej Sadzawki Bujuda oderwała ucho od podłoża - idą, są tuż pod nimi! Czuła napięcie, widziała tych obcych - jak walczą i jak zabijają. Mieli mocną broń i siłę duchów. Obserowała jak mierzą się z Czarnymi Włochaczami, i choć zamierzała interweniować, posyłając jeden ze swoich zabójczych pocisków, by pomóc podopiecznym Kralkrala, ostatecznie postanowiła się wycofać. Zbyt dużo krwi Prawdziwych Ludzi wsiąkło w posadzkę tych grot. ona pokona ich sprytem! Podeszła do brzegu sadzawki, tuż obok drewnianej śluzy. Odpięła woreczek krwi i wlała całość do wody. Wkrótce woda się zakotłowała od małych zębatych rybek pragnących pożerać mięso. Bujuda zaczekała chwilę i otworzyła śluzę, posyłając wodę z jej kłapiącą zawartością w dół, do dziur. A nimi - do tunelu. Po czym pobiegła truchtem by dołączyć do Kralkrala w zabijaniu obcych. Tymczasem poniżej, dolny tunel. - Słyszycie to? - spytał się doktor. Zatrzymali się... ale nie dało im to wiele. Nagle korytarzem zaczęła płynąć woda! Nie jakieś straszne potoki, tylko zwykły wartki strumień, ale że podłoże momentalnie zmieniło się w śliskie błoto - w końcu wszyscy, wraz z bagażami, bronią ślizgaliście się w dół tunelu. ChluPluszszsk! Wcześniej czy później i tak zeszli byście do tej komnaty, ale tak - lecąc z dużą prędkością wraz z wodą, błotem i jakimiś rybami zrobiliście to w sposób wariacki i niekontrolowany. Zręczność: Gregor: 39/65% - Zdany! Sabir: 62/80% - Zdany! Wat: 73/65% - Oblany! Dzięki pancerzowi wat unika obrażeń, ale krycie spada! Doktor: 41/55% - Zdany!, Starość powtarza: 31/30% - Nie działa Woda pędząca korytarzem zaniosła was do komnaty o trzech wyjściach - pierwszym na szczycie schodów zakończonym solidnymi, okutymi drzwiami, drugim, nieco z lewej strony - dobiegało stamtąd światło oraz trzecim, tym którym przylecieliście! Nim pozbieraliście się, wody zdążyło nalecieć do kolan i wciąż jej poziom się podnosił. Ryby wielkości dłoni, które wraz z wami płynęły korytarzem powoli zaczęły się otrząsać z szoku i energicznie pływać między wami, robiąc gwałtowne zwroty. Tymczasem z bocznego, oświetlonego korytarza, na rozkaz wydany kobiecym głosem, wyskoczyła futrzasta i zębata bestia... ...zaś drzwi na szczycie schodów otworzyły się ukazując ukrytą w cieniu sylwetkę!
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 30-09-2014 o 22:12. Powód: Poprawki drobne |
02-10-2014, 12:29 | #130 |
Reputacja: 1 | S’Sassquath zamoczył dwa palce w jednej z fiolek jakie miał przy sobie. Wcześniejszą jej zawartością nasączył strzałkę, którą teraz zawsze trzymał w pogotowiu w przewieszonej na szyi bambusowej dmuchawce. Teraz była w niej czerwona ciecz. Krew szympansów. Strząsnął nadmiar gęstej krwi z powrotem do szklanej fiolki i uniósł rękę by rozmazać trochę posoki na kamieniu. Naznaczywszy drogę ruszył dalej. Szedł śladem drużyny w bezpiecznej odległości. Mnogość cieni i załomów ścian umożliwiała mu w komfortowy sposób pozostanie niezauważonym, a światło pochodni ułatwiało śledzenie. Nie szukali go. Yy’g analizował w głowie całą sytuację. Prawdopodobnie los jaszczuroczłowieka obchodził ich tyle co go los „ludzi-teraz-przyjaciół”. S’Sassquath wykrzywił pysk w czymś przypominający uśmiech z koszmarów. Szedł za nimi. Kiedy rozmyślał o tym jaką tajemnicę mogą skrywać te jaskinie oraz sam grobowiec Nef-Halaima- cel ich wędrówki, usłyszał stłumiony plusk wody. S’Sassquath przystanął nasłuchując zdziwiony. Usłyszał stłumiony głos ludzi. Rozpoznał w nim doktora Symeona. Oni też coś usłyszeli. Zaciekawiony S’Sassquath zbliżył się nieco bardziej do towarzyszy niż zazwyczaj. Dotarł bliżej nich, akurat na czas by zobaczyć jak „ludzie-przyjaciele” zjeżdżają korytarzem częściowo wypełnionym wodą. S’Sassquath cofnął się, lecz potok nie wlewał się w miejsce gdzie stał. Nerwowo rozejrzał się na boki i nasłuchiwał. To nie mogło być naturalne zjawisko. S’Sassquath odczekał aż woda opadnie na tyle, by dało się przejść bezpiecznie. Siedział i w napięciu nasłuchiwał urywanych krzyków dochodzących z odległej części jaskini. S’Sassquath był niemal pewien, że z kimś walczą. […] Wreszcie odgłos walki ucichł, a woda opadła już wystarczająco. Yy’g zrobił kolejny krwisty znak na ścianie i ostrożnie ruszył korytarzem prowadzącym w dół. Walczył z ochotą by przyśpieszyć, ciekaw bowiem był rezultatu walki. Jeśli wyprawa dziesięciu Yy’g, dziesięciu Ss’Kraten i dziesięciu Hh’saar miała dać jakiekolwiek korzyści, „ludzie-teraz-przyjaciele” muszą przeżyć. Przeżyć i dojść do celu, a On podąży za nimi. Był to winien K’Hirus, I’Sotru i wielu, wielu innym Sethianom. Ostatnio edytowane przez Rewik : 02-10-2014 o 12:32. |