Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-06-2015, 06:07   #111
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Amelia ponowiła atak, ale największa z bestii była wyraźnie wytrzymalsza od innych. Pancerz znowu wytrzymał, a drugim mieczem półelfka chybiła w ogóle kręcącego się jak fryga wroga.

Kane był po wykonaniu cięcia po przekątnej z nad głowy więc miał ręce trzymające miecz skierowane w dół gdy trafiła go pajęcza sieć oplatając go niemal dokumentnie. Jedyne co był w stanie zrobić to próbować ruszając nadgarstkami unosić miecz do góry licząc, że zacznie przecinać spowijającą go sieć zanim towarzysze mu pomogą.

Abigail pamiętała, jak czytała kiedyś, że wielkie robaki nie mogą istnieć w ich świecie, bowiem chityna, która tworzy ich pancerze, zapadłaby się pod własnym ciężarem. Tu najwyraźniej albo fizyka była inna, albo budowa tych stworzeń, albo po prostu magia robiła swoje. Postanowiła sprawdzić, jak cielsko bestii poradzi sobie bez po ośmiokroć stabilnej podpory. Pierwszy miecz Maeve wszedł w segment odnóża jak w masło. Drugi przerzuciła szybko w dłoni, łapiąc go odwrotnym chwytem i uderzając naparła całym ramieniem, by lepiej wykorzystać swój ciężar. Miecz przeszedł na wylot, a Maeve lekko przesunęła prawą nogę dla zachowania równowagi.

Został jeszcze jeden, zdecydowanie ponad miarę wyrośnięty pająk. I chociaż swymi rozmiarami nie przypominał filmowej Szeloby, to jednak był dosyć groźny, by narobić kłopotów każdemu z członków odważnej kompanii z osobna.
Ethan ruszył biegiem w stronę kompanów, mając nadzieję, ze wszyscy razem dadzą sobie radę z ostatnim grasującym na parterze świątyni potworem. I miał cichą nadzieję, że (wbrew obawom Amy) po utrupieniu ośmionogiej maszkary nic już nie stanie na przeszkodzie na drodze do ołtarza.
Potwór był wielki, więc Ethan nie miał kłopotów z trafieniem. I z satysfakcję usłyszał, jak pancerz pająka pęka, a ostrze miecza zagłębia się na stopę niemal w tułowiu potwora.

Galwen chwycił młot obiema rękami. Zabrał zamach i uderzył w odwłok. Odwłok podobno jest wrażliwy, więc ten atak musiał go zaboleć.
Ava nie bardzo wiedząc do dalej począć, żeby kogoś nie zabić i niezbyt chcąc ruszać się z miejsca (wyjmuje pompony i dopinguje drużynę) zaczarowuje czerwoną strzałę i stara się nakarmić nią pająka. Albo pogłaskać go po oczach. Cokolwiek, co da jakiś skutek, będzie dobre.
Strzała trafiła, przebiła pancerz, ale nie wbiła się zbyt głęboko.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-06-2015 o 23:19.
Draugdin jest offline  
Stary 02-06-2015, 23:13   #112
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Następny atak pająka okazał się jeszcze bardziej skuteczny, niż wcześniejsze. Trafiony potężnymi szczękami potwora Kane zwalił się na ziemię. Całe szczęście, że kolczuga ochroniła wojownika przed jeszcze poważniejszymi obrażeniami.
Pająk odwrócił się ku Maeve i posłał w jej stronę kolejny kłąb splątanej sieci. Na szczęście dziewczyna nie musiała się nawet ruszyć, by uniknąć ataku. Sieć poleciała o wiele za wysoko, nie stanowiąc żadnego zagrożenia. Maeve powtórzyła poprzednią taktykę i pająkowi zostało już tylko sześć nóg. Gdy bestia zachwiała się i upadła na jeden bok półelfka sprawnie wbiła miecze w potworne oczy maszkary i ta nareszcie wyzionęła ducha.
- Siła złego na jednego - mruknął rozbawiony Ethan, po czym podszedł do Kane’a i zaczął go uwalniać z pajęczych oplotów.
Kiedy wydawało się, że nic im już nie zagraża, Maeve również podeszła do oblepionego siecią Kane’a. Wyciągnęła jeden z noży do rzucania. Ostrze było mniejsze i węższe; zdecydowanie łatwiej było nim operować przy zachowaniu wysokiej precyzji.
- Już po wszystkim. Pomożemy ci - na wszelki wypadek poinformowała go o sytuacji. Dziewczyna zaczęła metodycznie rozcinać kolejne pasma sieci, poczynając od uwolnienia Kane’owi rąk. Na szczęście tym razem nie gonił ich czas.
Kapłan nie zamierzał czekać z założonymi rękoma. Podszedł do Kane’a, ponieważ, jego zdaniem, był on najbardziej ranny. Otwartą dłonią wskazał na unieruchomionego towarzysza i zaczął wymawiać słowa odpowiedniej modlitwy.
- Ashtu guérir les blessures - każde słowo modlitwy leczącej wypowiedział powoli i dokładnie, aby się nie pomylić.
Kiedy skończył, ruszył do następnych, mniej rannych.
Gdy tylko kapłan uleczył rany Ethana ten zabrał swój łuk i ruszył po schodach w górę. Miał nadzieję, że pająki to wszystkie niemiłe niespodzianki, która na nich tutaj czekały. Prócz pułapek, ale miały się znajdować gdzie indziej.
- No weź zaczekaj - zawołała za nim Maeve, doganiając go po kilku stopniach. - Przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę - powiedziała wesoło.
Ethan uśmiechnął się, słysząc znany całemu światu cytat.
- Przeciwnicy nie żyją, pora skończyć questa i zgarnąć nagrodę - zażartował.
- Widzieliście mój kindżał? - zapytał Galwen, rozglądając się.
- I po klimacie - uśmiechnęła się Amy. Coś łatwo im poszło. Jak zawsze…? Mimo wszystko dziwne wydawało się Amelii, że szaman sam sobie nie poradził. Choć przecież miała być Lorelai, więc nie powinna narzekać - nawet w myślach.

Nadzieja nadzieją, ale na wszelki wypadek Ethan zwalniał w miarę zbliżania się do ołtarza. I rozglądał się na wszystkie strony, wypatrując kolejnych przeciwników.

Po dość wyczerpującej wędrówce na górę, bohaterowie przeszli przez pomost i ujrzeli na ołtarzu złoty posążek siedzącej po turecku, nagiej kobiety o pełnych kształtach. Ewidentnie miała zmartwiony wyraz twarzy. Trzeba przyznać, że artysta postarał się tworząc swe dzieło - mimo niewielkich rozmiarów, posążek był dość szczegółowy.

Mogłem wbiec i wlać miksturę, pomyślał Ethan. Obyłoby się bez walki.
- Tak oto dotarliśmy na szczyt! - odwrócił się w stronę stojącej tuż obok Maeve i uśmiechnął. - Chcesz pełnić honory? - Wyciągnął fiolkę z miksturą.
Dziewczyna przyglądała się buteleczce przez chwilę.
- A w sumie. Czemu nie? - odebrała fiolkę od Kerovana odkorkowała i wylała przed posążek, tak jak to polecił szaman.
Kane jeszcze lekko otumaniony po zranieniu jednak z każdą chwilą po uleczeniu czuł się co raz lepiej i co raz silniejszy. Jednak dobrze to zajefajnie mieć w drużynie kapłana.
Wbiegł schodami do górnego pomieszczenia w momencie gdy Maeve rozpoczęła rytuał jak i przykazano.
- Ale jesteście tego pewni… - zdążył jeszcze tylko zapytać z lekkim niepokojem w głosie rozglądając się dookoła. Czy nie wydało wam się to wszystko za proste jak tylko kilka pająków dodał już tylko w myślach.
- Jeśli kapłan chce dzięki temu sprowadzić apokalipsę na Amazonki i zagarnąć wszystko dla siebie to i tak się tego nie dowiemy póki nie spróbujemy - odparła Amelia. Według niej był wystarczająco nawiedzony by to zrobić. - Wiesz, że tutejsi NPCe mają ograniczony zasób informacji, którymi się dzielą - dodała, próbując wpasować się we wcześniejszą konwencję rozmowy. Od czasu gdy do grupy dołączyli nowi towarzysze czuła się jeszcze bardziej z boku.
Zadowolony ze znalezienia upuszczonej broni półelf dołączył do reszty zebranych.
- Żaden NPC nigdy nie udzielił wszystkich informacji, ale tutejsi przesadzają. Nic na to nie poradzimy, więc róbmy co kazali. W najgorszym razie będzie jeszcze więcej zabawy. - Przy ostatnich słowach kapłan wymownie wskazał głową w kierunku schodów, które przed chwilą przebyli.

Wbrew obawom niektórych członków drużyny złożenie ofiary nie sprowadziło żadnej katastrofy. W zasadzie niewiele się stało. Dokoła same z siebie zapłonęły pochodnie, rozjaśniając ponure wnętrze świątyni i oślepiając nafaszerowanych miksturą członków drużyny, którzy zaczęli nagle mrużyć i osłaniać oczy.
No a smutna do tej pory kobieta uśmiechnęła się promiennie.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 02-06-2015, 23:17   #113
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wojna jest po to, by zbrojni mężowie łupy brać mogli. Zbrojne niewiasty takoż...
Tak jak powiedział Tivu - gdy tylko świątynia została oczyszczona, otworzyły się wrota skarbca, a dzielna drużyna mogła się wyprawić po zasłużoną nagrodę.

Ci, którzy spodziewali się skrzyń pełnych złota, stosów klejnotów i drogocennych przedmiotów, mogli się poczuć nieco zawiedzeni. Skrzynka ze złotymi samorodkami, kilkanaście mis i kielichów, jakiś diadem czy korona, zdobiony klejnotami pektorał, parę garści drobniejszej biżuterii, trochę zdobionej złotem czy inkrustowanej broni i przedmiotów użytkowych.

Wśród znajdujących się w skarbcu przedmiotów Galwen odkrył kilka posiadających magiczną aurę.
No i okazało się, że w tym dziwnym świecie nie Ava, magiczka, ale właśnie będący kapłanem Galwen potrafił nie tylko wykryć magiczne przedmioty, ale i odkryć ich właściwości.
Dzięki ozdobionemu dziwnymi, czerwono-czarnymi wzorami kosturowi można było rzucać kule ognia. Nie bez końca, oczywiście, ale lepsze coś, niż nic. Wymarzona rzecz dla magiczki. Podobnie jak wymarzonym przedmiotem dla osoby rzucającej czary był srebrny amulet, potrafiący zmagazynować magiczną energię. Amulet, którym z okrzykiem “Ile leczenia!” natychmiast zaopiekował się Galwen.
W ręce Amy natomiast trafił zdobiony fioletowym kamieniem złoty pierścień, który pozwalał noszącemu go przenieść się z aktualnego miejsca pobytu o kilkanaście kroków dalej.
Kolejny przedmiot, zidentyfikowany jako łuk szybkości, wywołał nieco zamieszania. Bynajmniej nie dlatego, ze wszyscy go chcieli...
W każdym razie sprawa własności owego łuku została odłożona na później - do chwili, gdy Galwen będzie mógł powiedzieć coś więcej o niewielkiej drewnianej tarczy i skórzanym pasie, ozdobionym złotą klamrą.
Owa chwila nastąpiła dość wcześnie, bowiem moc medalionu Galwen mógł wykorzystać natychmiast. I tak okazało się, że tarcza, chociaż mała, potrafiła odbijać niemagiczne pociski, zaś pas zwiększał na kilka chwil siłę posiadacza.

Zdaniem Abigail rozdawanie lootu było czasem bardziej emocjonujące niż sama walka. Doskonale pamiętała wielkie guild dramy w WoW-ie, bo ktoś nie dostał czegoś tam, a to było bisowe, ale dla kogoś innego to był większy upgrade.
Jej uwagę zwrócił w zasadzie tylko pierścień, ale jako że nie była jedyną zainteresowaną, uznała, że lepiej przysłuży się wojowniczce. Dobrze wykorzystany mógł jeszcze bardziej podnieść jej mobilność, co zwykle bywało nieocenione. Maeve przyglądała się więc z lekkim uśmiechem identyfikacji przedmiotów. Postanowiła przyjąć dawną taktykę Abby z WoW-a - niech każdy weźmie, co zechce. Kiedy trafi się coś *naprawdę* przydatnego, w razie sporu będzie miała dodatkowy argument.

Pozostawiwszy odnalezione skarby pod nadzorem części kompanii, Amy, Maeve i Ethan postanowili przeszukać pozostałą część świątyni.
Co prawda ubite pająki zniknęły wraz z pajęczynami, ale zawsze była szansa, że po poprzednich, mających mniej szczęścia śmiałkach, ostał się jakiś ekwipunek, który ich następcy mogliby wykorzystać.
Cóż... jakieś szmaty, stare dechy, zardzewiałe gwoździe, sandały stare jak świat... Nic to nie było warte, więc Ethan zabrał tylko jedną z walających się tu i ówdzie pochodni.
Co prawda można było jeszcze otworzyć jeden z pięciu znajdujących się w świątyni sarkofagów, ale...
Gdyby to była gra komputerowa, Ethan nie miałby wątpliwości, jednak tu... Nie wypadało. Nie mówiąc już o tym, że Tivu mógłby różnie zareagować na taką profanację.
Maeve nie była chciwa, przynajmniej w wyobraźni Abigail.
- Ograbianie pochowanych przynosi pecha - mruknęła, odchodząc od sarkofagów.
- Raczej uruchamia mumie i inne takie, a przyjaźni NPCe przestają być przyjaźni - prychnęła Amelia.
- Chodźmy do naszych. - Ethan popierał szczególnie to drugie zdanie.

Objuczeni skarbami ruszyli w stronę wyjścia. Ponieważ jednak nie uśmiechało się im ponownie wspinać się po schodach, postanowili opuścić świątynię w ten sam sposób, jak tutaj przybyli.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-06-2015, 17:33   #114
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
W okolicach świątyni bohaterowie spotkali Tivu, Cethis oraz krasnoluda. Amaoznka uścisnęła Ethana, a szaman podziękował wszystkim za zdjęcie klątwy. Dziedzictwem jego ludu zajmą się niebawem szamani Quiusu. Wielki szaman, po tym jak pożegnał się ze wszystkimi, zmienił się ponownie w orła i odleciał do swoich. Pozostało tylko wrócić do stolicy Amazonek i przekonać się cóż to za dar chcą ofiarować drużynie. W drodze powrotnej łucznik dowiedział się od Cethis, że czeka ich uroczystość, Amazonka nie zdradziła jednak nic więcej, tłumacząc się obowiązującym zwyczajem. Drużyna wróciła do Theis wczesnym wieczorem. Tym razem królowa zdecydowała się przyjąć wszystkich członków drużyny, w swoim pałacu. Athenis, niewątpliwie bardzo zadowolona, w ramach nagrody, podarowała bohaterom czwartą część złota oraz wszystkie przedmioty o magicznych właściwościach. Dodatkowo oznajmiła, że uroczystość, na której otrzymają coś o wiele cenniejszego, odbędzie się jeszcze tej nocy.




Po jakiejś godzinie, ceremonia się rozpoczęła. Ponownie rozpalono wielkie ognisko, a na placu zebrały się Amazonki. Po pewnym czasie przybyła władczyni, w towarzystwie szamanki trzymającej w rękach bogato zdobiony złoty puchar. Athenis od razu przemówiła do zgromadzonych:

- Ci oto wielcy bohaterowie przynieśli nam pokój i bogate łupy! Z pewnością zasłużyli na dar, który wszystkie tak cenimy! Życzymy wam drodzy śmiałkowie, abyście żyli jak najdłużej, tym bardziej , że możecie być pewni, że nigdy nie poznacie czym jest starość! Czy jesteście gotowi?!

Po usłyszeniu potwierdzania ,do Ethana zbliżyła się Aetchis z pucharem, a władczyni kontynuowała:

-Pamiętajcie! Tylko jeden łyk. Bardzo szybko poczujecie się senni, ale nie martwcie się, bowiem zaopiekujemy się wami. Od jutra będziecie mogli się cieszyć wieczną młodością!

Tłum zagregował bardzo entuzjastycznie, tymczasem szamanka podawała puchar, poszczególnym członkom drużyny. W pucharze znajdowała się, sądząc po smaku, zwykła woda. Faktycznie jednak już po paru chwilach od upicia łyku, bohaterowie poczuli się bardzo senni. Wyznaczone wojowniczki pomogły udać się bohaterom na spoczynek. Nazajutrz wszyscy będą wspominali to jak przez mgłę. Większość zapadła w kamienny sen zaraz po dotarciu do łóżek.

***

Nazajutrz kobiety obudziły się w pałacowych pokojach, zaś mężczyźni u swych dotychczasowych towarzyszek. W krainie Amazonek nie pozostało już nic do zrobienia. Ptasi posłaniec z listem do sułtana, został wysłany jeszcze tego ranka, o czym zostały poinformowane Amelia, Ava i Abby. Droga do oazy Al.-Kuffa zajmie od 4 do 5 dni. Wyznaczona została eskorta, zapewne nieprzypadkowo znalazły się w niej Cethis, Ethis i Dathis. Krasnolud Adrasson poinformował wszystkich, że zdecydował się wyruszyć do domu, za dwa dni przybędzie tu karawana z Dżafry, wojownik wyruszy do stolicy wraz z nią. Potem uda się do Abu Dharib, a stamtąd statkiem do Val-Dun. Po dokonaniu niezbędnych zakupów, drużyna wyruszyła w drogę.
***
Czwartego dnia, po popołudniu, wszyscy dotarli do oazy Al- Kuffa. Od razu dało się odczuć, że jest tu nadal ciepło, ale temperatura była przyjemna, inaczej niż na pustyni, czy w Amazonii. Nadszedł czas pożegnań. Kane i Ethis mieli się jeszcze zobaczyć. Amazonka miała dotrzeć do królestwa elfów, nie wcześniej niż za miesiąc. Miejscem spotkania miało być drzewo ogłoszeń w mieście Nasirre, elfickim porcie nad Srebrnym jeziorem. Wojowniczka miała tam zostawić wiadomość dla Kana’a, w razie gdyby ten przybył tam później. Następnie wszyscy udali się na poszukiwanie karczmy, w której miała czekać czarodziejka Fatima. Mieścina była niewielka, ale miejscowe targowisko wyróżniało się wielkością. Można było dostrzec stragany, gdzie sprzedawcami byli mężczyźni o wyraźnie azjatyckich rysach twarzy. W mieście było też parę gospód, ale tylko przy jednej, na tablicy, ktoś umieścił napis w języku wspólnym : TO TUTAJ. Pod żadną z karczem nie było też wartowników, którzy wpuścili drużynę do środka nie zadając żadnych pytań. Było tam….bardzo pusto. Obecny był tylko właściciel całego przybytku, który przedstawił się jako Akad. Oznajmił, że czcigodna Fatima, już czeka na gości, w swoim apartamencie. Karczmarz zaprowadził wszystkich, aż po drzwi, a wartownicy po raz kolejny wpuścili drużynę do środka. Czarodziejka zaskoczyła wszystkich. Leżała na poduszkach w jednym z pokoi, czytając książkę. Oczywiście nie to było zaskakujące. Okazało się, że Fatima,ubrana, tym razem w lekką, niemal przezroczysta białą suknię, jest czarnowłosą Elfką. Prawie cała jej twarz była pokryta była wzorzystymi tatuażami, nadal była jednak niezwykle piękną kobietą. Ethan przypomniał sobie, że tatuaże mieli też niektórzy z pokonanych przez nich Nomadów. Po chwili czarodziejka odłożyła książkę i zwróciła się do gości:

- Witajcie. Jesteśmy wraz z sułtanem, bardzo zadowoleni, że udało się wam wykonać zadanie. Zgodnie z obietnicą mam dla was listy polecające, pokażecie je wartownikom, przy wielkim murze. Po drugiej stronie, czeka już na was cesarska eskorta. Sinianie zgodzili się pokazać wam drogę do mistrza Langa. Jeżeli już do niego dotrzecie, nie powinno być problemów z przekonaniem go, aby wam pomógł, tym bardziej, że otrzymacie też list Erlima adresowany właśnie do niego. Nawet cesarz Shen-Wang, nie ośmieli się sprzeciwić Langowi, jeżeli ten coś sobie postanowi. Ja zaś jak najszybciej udam się do Erlima.Ach… cóż to będzie za sentymentalna podróż… Czy wszystko jest jasne?
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 09-06-2015 o 12:13.
Piter1939 jest offline  
Stary 10-06-2015, 20:29   #115
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Łupy nie były olśniewające, przynajmniej według Ethana. Parę magicznych bibelotów i garść, dość spora - trzeba przyznać - złota.
Czy warto było wymienić łuk celności na łuk szybkości? Pewnie tak... gdyby ten pierwszy sprzedać. No ale "zbywający" łuk trafił w dobre ręce, co obdarowana skwitowała uśmiechem w stylu "no, jak nie masz co z tym zrobić..."
Całe szczęście, ze było jeszcze złoto, bo inaczej Ethan wyszedłby na tym jak Zabłocki na mydle.
Za to Dar... Wieczna młodość to było coś, za co niejedna panna oddałaby cnotę lub zawartość sejfu. Co prawda Ethan nie był pewien, czy czasem nie wyświadcza Kerovanowi niedźwiedziej przysługi, ale jego drugie ja jakoś nie protestowało. Zresztą... kto by nie chciał być wiecznie młody, szczególnie że nie wiązało się z tym wieczne życie, które z czasem mogłoby stać się nudne.
Dopiero po niewczasie Ethan pomyślał o pewnych niedogodnościach - takich jak dzieci starsze (przynajmniej na pozór) od swego ojca, ale wtedy na zmianę decyzji było już za późno, bowiem te myśli naszły Ethana dopiero wtedy, gdy się obudził.
A raczej gdy obudziło go krzątanie się Cethis.

Tym razem nie było już mowy o żadnych romantycznych uniesieniach. Siostrzany całus na dzień dobry i to wszytko.
A potem długa rozmowa o dalekich krainach, których Cethis pewnie nie zobaczy, tudzież rozważania o tym, czy i jak zmieni się życie Amazonek po zawarciu rozejmu z "dzikimi".


To, że podróż do oazy upłynęła w spokoju, nie stanowiło dla Kerovana niemiłego zaskoczenia. Można by rzec, że uznał to za pewnego rodzaju wakacje, należne wszak każdemu herosowi.
A to, że nie spędzał tych wakacji w ramionach jakiejś kobiety, przy dzbanie pełnym wina? Wszak nigdy nie mówił, że jest typowym herosem.

Al-Kufa to nie tylko spotkanie z Fatimą. Tu musieli się rozstać z eskortą.
I były przyjacielskie uściski. I życzenia wszystkiego naj... I pożegnanie na zawsze.
Ethan nie sądził, be Kerovan kiedykolwiek wrócił do krainy Anmzonek.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-06-2015, 22:52   #116
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Maeve nie była zainteresowana niczym ze skarbca. Przedmiotów było sześć i sześciu było poszukiwaczy przygód do obdarowania. Nie miała nic przeciwko, by Kane wziął i tarczę, i pas. Ten jednak nie był zbyt chętny do zgarniania dwóch nagród, podczas gdy ktoś inny miał pozostać bez żadnej. Padła propozycja wymiany - Kane wziął oba przedmioty, a Maeve oddał magiczny sejmitar, którego nie używał.
Kerovan wziął łuk ze skarbca, a jej oddał swój poprzedni - długi łuk z wplecioną magią poprawiającą celność. Och, z pewnością nie czynił tego z sympatii. Zapewne nie chciało mu się tego targać do handlarza. Długi łuk celności mógł jej się bardziej przydać, skoro zupełnie nie miała w takiej broni skilla, a jednak sytuacja zmuszała do jej wykorzystywania.
Tak więc szybko okazało się, że to Maeve nagle wylądowała z niemal pełnym zestawem magicznej broni. Całe szczęście, że to nie były soulboundy! Biorąc pod uwagę, że przedmioty te pasowały jej dużo bardziej niż cokolwiek ze skarbca... Była zadowolona.

Mniej spodobał jej się ten cały Dar. Wieczna młodość? Po co to komu? Abigail miała co do tego ambiwalentne uczucia. Z jednej strony niby nic wielkiego - na zawsze być młodym nie znaczy przecież żyć wiecznie. Z drugiej strony - wolałaby zestarzeć się godnie i naturalnie... Ha ha, dobre sobie.
Nie wypadało odmówić, więc i Maeve - chcąc, nie chcąc - upiła łyk z pucharu i "otrzymała Dar".

Na widok przydzielonej eskorty przewróciła oczami. Czy te panienki naprawdę nie mogły dać im kogoś, kto nie leciałby do mężczyzn w drużynie jak ćma do ognia? Oh, wait. Chyba w drugą stronę... Maeve musiała przyznać, że od patrzenia na pary chciało jej się rzygać. Ale tak konkretnie - tęczą. Nie takie zwykłe wymioty jak po chemii. Lud wojowniczek powinien rozumieć powody, dla których zakochanych nie wysyłało się w eskorcie z obiektami westchnień.
Poza tym czy oni naprawdę nie ogarniali? Że wrócić muszą; że nie wezmą ze sobą żadnej, ekhm, dupy do swojego świata; że powinni zająć się czymś innym niż spełnianiem niespełnionych w realu fantazji erotycznych...? No chyba nie.
I w sumie może by wyraziła swoje uwagi na głos, ale... To wszystko było jej przecież na rękę.
Ostatecznie większość podróży spędziła z nosem w książce od Farrisa.

Szybkie zakupy zawsze na propsie. W oazie Al-Kuffa Maeve wydała prawie cały swój majątek na nowiutki, magiczny sejmitar. Dzięki wcześniejszej zamianie z Kane'em miała już dwa - ognia i elektryczności! Połączenie Drizzta Do'Urdena i Storm z X-menów. Prawie, wiadomo.
Zobaczywszy tablicę z napisem we wspólnym "TO TUTAJ", w końcu zrozumiała, o co chodziło magom z tym całym "będziecie wiedzieli, o jaką karczmę chodzi". Wraz z pozostałymi Maeve udała się na spotkanie z Fatimą.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 11-06-2015, 13:05   #117
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tatuaże...
Jeden delikatny motylek, w jakimś dyskretnym miejscu - przeciwko takiemu rozwiązaniu Ethan nic by nie miał, ale całe oblicze w obrazkach? Czyżby malowany człowiek, jak u Bretta? Warto by było się dowiedzieć... Gdyby taki tatuaż mógł pomagać w walce, to Kerovan mógłby się poświęcić. Oczywiście nie na policzkach...
- Cieszymy się, że mogliśmy pomóc - powiedział Kerovan. Ethan doszedł do wniosku, że powinien powoli się przyzwyczajać do tego właśnie imienia. - Szkoda tylko, że straciliśmy drugiego już towarzysza.
- Czy mogłabyś nam powiedzieć coś na temat kraju za murem? - spytał.
- Sinianie... dziwna nacja. Ważna jest dla nich tradycja, honor i mają jednocześnie specyficzny stosunek do życia. Szlachcie religię zastępuje filozofia... Ciężko mi powiedzieć cokolwiek więcej, byłam tam tylko dwa razy, jako poseł. Najistotniejszy jest chyba fakt, że nie lubią obcych, nazywają ich barbarzyńcami lub zamorskimi diabłami, dotyczy to w szczególności białych ludzi - odpowiedziała Fatima.
- Dobrze, że nas chociaż zechcą wpuścić - mruknął Ethan/Kerovan. - Czy powinniśmy znać jakieś specjalne gesty bądź słowa? Możesz nam powiedzieć, czego powinniśmy unikać? Prócz oczywistych oczywistości.
- Wpuścili was na prośbę sułtana. Zależy im na dobrych stosunkach z nami, w odróżnieniu od takich Różowców, nas akurat poważają. Co do zwyczajów, mają specyficzne powitanie, pokażę wam, zanim wyjdziecie. Do osób wysokich rangą zwracamy się jego nazwiskiem i dodajemy na końcu “san”. We wspólnym będzie to odpowiednik słowa czcigodny. Nie musicie się obawiać Sinian, podejrzewam, że cesarz wysłał już po was delegację, nie zniósłby przecież, gdyby obcy szwendali mu się po Cesarstwie bez kontroli. Pod cesarskimi znakami będziecie bezpieczni. To mądra nacja - gdy tylko zobaczą, że odbiegacie od stereotypowego wizerunku obcych - czyli śmierdzących oszustów bez honoru, to zyskacie ich poważanie - rzekła Fatima.
- A do cesarza jak się mamy zwracać? Gdyby przypadkiem spotkał nas taki zaszczyt?
- Nie sądzę by do tego doszło. Cesarz nie wyraził takiego życzenia. Naprawdę niewielu ma wstęp do Niebiańskiego Pałacu, z obcokrajowców jedynie dyplomaci. Gdyby jednak czcigodny cesarz jakimś cudem zmienił zdanie, mistrz Lang powie wam co macie robić - odpowiedziała Fatima.
- Opowiedz nam więc o mistrzu Langu - rzekła Amelia z trudem powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Wszystko trzeba z nich wywlekać siłą, wszystko! Wdech, wydech… Jestem oazą spokoju na kwiecie lotosu… czy jak to tam było.
- Miałam okazje poznać go osobiście, niewiele jednak mogę powiedzieć. Jest potężnym magiem, znanym filozofem i pisarzem. W swoim kraju jest powszechnie znany, nawet cesarz liczy się z jego zdaniem. Podobno z wiekiem dziwaczeje coraz bardziej. Zamyka się w swojej pustelni i nikt nie wie co tam robi, nikt nie śmie pytać, ani przeszkadzać. Znając jednak jego filozofię, musicie wiedzieć, że jest sfiksowany na punkcie równowagi. Wy ją burzycie, wobec tego pomoże wam bez wahania - rzekła czarodziejka.
Albo zniszczy, jeśli to będzie korzystniejsze dla owej równowagi, pomyślał Ethan.
Abigail przychodziło na myśl coś a la Japonia. Może trochę pomieszana z Chinami. Nie powinna sugerować się jednak takimi podobieństwami. Zresztą od kiedy zobaczyli Fatimę, interesowało ją co innego.
- Fatimo, a dlaczego tatuaże? - Maeve gestem podkreśliła, o co jej chodzi. - Są związane z pochodzeniem czy może ma to jakiś związek z magią?
Nie ma to jak pytanie na temat, dodała Abby w myślach nieco rozbawiona sytuacją.
- Ani jedno ani drugie... Zwyczaje Nomadów. Miałam z nimi kiedyś do czynienia... i po prostu tak się złożyło… zresztą chyba ta informacja nie jest wam potrzebna do szczęścia prawda? - odpowiedziała Fatima. Gdy tylko padło pytanie o tatuaże uszła z niej cała pewność siebie, a ostanie zdanie było wypowiedziane łamiącym się głosem.
Maeve błysnęła zębami w uśmiechu, jakby nie zauważając nagłej zmiany w zachowaniu kobiety.
- Do szczęścia to może nie… Po prostu mi się spodobały - wzruszyła lekko ramionami.
Czarodziejka zlustrowała dziewczynę wzrokiem.
- Pójdź w głąb pustyni. Jesteś ładna, więc na pewno zrobią ci z chęcią podobne. Wyobraź sobie, że zupełnie za darmo! Niestety, nie można wybrać sobie wzoru... Coś jeszcze? - zapytała Fatima nieco poirytowana.
Maeve uśmiechnęła się lekko, choć uśmiech ten nie sięgał już jej oczu.
- Zapamiętam - skinęła głową. - Jak wygląda to ich powitanie?
Abigail wolała nie drażnić Fatimy, a była ciekawa, na ile jej przypuszczenia są słuszne.
Czarodziejka wstała i złożyła obie dłonie na wysokości piersi, po czym lekko się ukłoniła.
- To także ich pożegnanie, ale stosowane albo w dyplomacji albo jak wyraz głębokiego szacunku, często kupcy zachowują się w ten sposób jeżeli zostawicie u nich dużo złota - rzekła magini po chwili.
- Czy dzieje się tam teraz coś ciekawego, w co możemy zostać “przypadkiem” wplątani? - zapytał kapłan. Wolał wiedzieć o takich rzeczach zawczasu, ale nie liczył, że dowie się o tym szybciej niż już po fakcie.
- Zdecydowanie nie, panuje pokój. Cesarz i wojownicy nocy trzymają wszystkich możnych w ryzach. Po okresie dobrych zbiorów, lud także jest zadowolony. Pozostaje wam jedynie dotrzeć do Langa - odpowiedziała czarodziejka.
Kane nawet jeżeli miał jakieś pytanie jasnym się szybko stało, że nie ma zamiaru ich zadać. W milczeniu za to bardzo uważnie przysłuchiwał się toczonym rozmowom.

- Mogłabyś coś powiedzieć nam o tych… kryształach dusz? - spytała Amelia zmieniając temat i pokazując swój kryształ. - I co w ogóle sądzisz o… problemie Erlima.
- Mają znaczenie religijne, niektóre elfy wierzą, że dusze zmarłych krewnych czy przyjaciół zawsze będą ich wspierać, jeżeli tylko zamkniemy ich dusze w kamieniu. Jeżeli bliscy danej osoby będą się modlić wystarczająco żarliwie, bogowie sprawią, że dusze znajdą się w kamieniu. Podejrzewam, że Erlim nie pozostawiłby tej sprawy bogom. A co do mistrza, cóż… na starość najwyraźniej głupieje... to całkiem w jego stylu, jest najpotężniejszym magiem Ethernis, a wciąż dąży do doskonałości, przy okazji pakując niektórych w kłopoty. Współczuję wam, mam nadzieje, że wszystko skończy się dobrze i wrócicie do domu - odpowiedziała elfka.
- Miewał już takie… wpadki?
- Takiej nie… zresztą to tylko plotki - odpowiedziała czarodziejka.
“Akurat”, pomyślała Amelia.
- A... co głoszą te plotki? - zainteresował się Kerovan. Ethan, tym razem doszedł do wniosku, że chyba wolałby nie wiedzieć.
- Wiedźma z pustkowi była, podobno, uczennicą, kochanką, sami bogowie wiedzą kim, ale kimś bliskim dla Erlima. Mag chciał zdobyć jakiś cenny artefakt, Lafaye przejęła go dla siebie i uciekła. Po jakimś czasie stała się na pewien czas najpotężniejszą czarodziejką Ethernis. Zapragnęła władzy nad światem… Jak to się skończyło może wam opowiedzieć każdy bard na wschodzie - odpowiedziała Fatima.
- Mam nadzieję - powiedział Kerovan - że za Wielkim Murem nikomu nie będą przeszkadzać nasze latające dywany...
- Nie sądzę. To oryginalny środek transportu, ale Sinianie nie mają nic przeciwko magii i magicznym przedmiotom - odpowiedziała czarodziejka.
- A w jaki sposób można naładować magiczny przedmiot? - spytał Kerovan widząc,że drużynowa czarodziejka nie kwapi się do do zadania jakże ważnego dla wszystkich pytania.
- Niemal każdy mag i kapłan to potrafi, musicie się do takiego zwrócić, to jedno z podstawowych zaklęć jakie uczą w szkołach magii - odpowiedziała czarodziejka.
Kapłana mieli, magiczkę również. Więc chyba nie powinien to być problem.

Fatima, widząc, że nie ma więcej pytań, pożegnała się ze wszystkimi. Odprowadziła wszystkich aż do drzwi.
- Oby wasze dusze żyły wiecznie...i strzeżcie się czarnego smoka - usłyszała ostatnia osoba, która wychodziła po czym drzwi się zamknęły.
Maeve usłyszała ostatnie słowa Fatimy. Ledwie drzwi się zamknęły, a zapukała w nie na powrót. Była ciekawa, co elfka miała na myśli. Czy chodziło jej o prawdziwego smoka czy tylko o symbol?
Czekała chwilę na odpowiedź. Nie chciała wchodzić nieproszona, w końcu i tak już podpadła czarodziejce.
Odpowiedziała jej głucha cisza, a ponadto strażnik przy drzwiach zaczął się jej przyglądać krytycznie.
- A Tom nie opowiadał Wam o scenariuszu sesji ze szczegółami? Erlim nie był zbyt wylewny, rzecz jasna - spytała Amelia gdy Maeve podzieliła się uwagą o smokach.
Dziewczyna wzruszyła lekko ramionami.
- Pytałam, ale wszyscy jacyś mało rozmowni. Powiedział, że miał to być tylko jednostrzał. Drużyna miała ograbić jakiś grobowiec alamański na pustyni. Albo i grobowce. Właśnie na zlecenie Bractwa Czarnych Smoków. Ciekawe, czy to o nich mówiła Fatima. - Maeve zamyśliła się na chwilę.
- No ogólnie to według Toma to Bractwo nie przepada za Erlimem i elfami z Królestwa Dwóch Smoków - przeczesała włosy dłonią.
- A wy się orientujecie, czy zadanie dla Bractwa ... Zaczęliście slash wykonaliście, nim ... No wiecie - machnęła ręką dookoła.
Kerovan pokręcił głową.
- Nic o tym nie wiem.
Nie wiedział również o wielu innych rzeczach, ale nie było czym się chwalić.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-06-2015, 13:06   #118
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po walce, rozmowie z Tivu i uroczystości u Amazonek Amelia popadła w apatię.
Wzięła swoją część łupu, ale bez zbytniego entuzjazmu.
Zignorowała niechciany łuk, choć w zasadzie strzelała całkiem nieźle.
Omal nie zrezygnowała z zakupu magicznej broni, ale stwierdziła, że złotem w czasie walki przecież się nie obroni, a oszczędzać nie miała po co. Lorelai na pewno sama o to zadba... potem. A póki co musiała utrzymać to ciało przy życiu oraz w dobrej formie.

Nawet prowiantem na drogę zajęła się Maeve... czy jak jej tam było; Amy nie była pewna które z imion należy do postaci, a które do osoby współczesnej. Nie miało to zresztą wielkiego znaczenia. Zamyśliła się przy tej reflekcji. Wieczna młodość... cóż, jej -Amelii - w zasadzie nie dotyczyła, a nie wiedziała czy Lorelai poczyta to sobie za zaszczyt. Oby.

Nawet gdy uświadomiła sobie, że nie zabrali michowego kamienia duszy panika jakoś szybko jej minęła. A niech raz się inni martwią. Ot, taki Erlim na przykład. W końcu odesłanie ich do współczesności leżało przede wszystkim w jego interesie! Najwyraźniej też nie miał problemów z wyczarowywaniem teleportów gdy zaszła taka (jego) potrzeba. Więc niech się portnie po Michała i problem z głowy.

Leciała więc sobie Amelia w milczeniu, czasem tylko z zazdrością popatrując na czytającą Maeve. Ale przecież nie poprosi jej żeby czytała jej na głos! Migdalący się mężczyźni - cóż. Może następnym razem trafią na krainę pełną przystojnych i chętnych bishounenów? Kto wie...

Dopiero gdy dotarli do postoju w krainie "nie-Chiny-nie-Japonia-ale-prawie" humor znacznie jej się poprawił. Świeże, dobrze przyprawione jedzonko! Sushi! Zimne wino! Cokolwiek innego niż podróżne racje!



Amelia rozsiadła się wygodnie w oczekiwaniu ja jadło.
Mała rzecz, a cieszy!
 
Sayane jest offline  
Stary 12-06-2015, 21:50   #119
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Po drugiej stronie muru

Po zakończeniu rozmowy z Fatimą i dokonaniu zakupów przez niektórych członków drużyny, wszyscy udali się drogą na północ, w stronę gdzie według czarodziejki miał się znajdować wielki mur. Jak się okazało po kilkunasty minutach, budowla faktycznie była potężna. W odróżnieniu od swego ziemskiego odpowiednika był grubszy, nieco wyższy, a baszty postawiono znacznie gęściej. Cała drużyna bez problemu przeszła kontrolę przy bramie, po siniańskiej stronie, strażnik gestami nakazał im, aby czekali. Wygląd i uzbrojenie strażników, budziły skojarzenia z średniowieczną Japonią czy Chinami.


Po chwili przybył do nich mężczyzna w średnim wieku. Był krótko ostrzyżony i nosił długie wąsy. Ubrany był w białą szatę z wyszywanymi dwoma długimi splecionymi ze sobą smokami na piersi. Powitał wszystkich gestem zaprezentowanym wcześniej przez Fatimę, po czym rzekł:
- Nazywam się Lee Nanhang. Jestem cesarskim dyplomatą. Mam zaszczy powitać was w imieniu mego umiłowanego władcy boskiego, czcigodnego i wielkiego cesarza Shen-Wanga. Mój umiłowany władca powierzył mi zaszczytną misję zaprowadzenia was do czcigodnego, wielkiego mistrza Hoi Langa. Jeżeli macie jakieś pytania, chętnie opowiem po drodze, chodźcie za mną.

- Witaj, Nanhang san. - Kerovan powtórzył (miał nadzieję, że całkiem udanie) ukłon. - Nazywam się Kerovan Ethan - przedstawił się. Doszedł do wniosku, że dodanie sobie prawdziwego imienia jako nazwiska nie zaszkodzi. A nuż każe się, że ludzie, których nie stać na nazwisko są mniej warci... - Zaszczyt to dla nas, że ktoś tak znamienity poświęca dla nas swój czas.
Jako historyk z wykształcenia wojownik momentalnie zorientował się, że towarzysz prawdopodobnie nieświadomie poszedł dobrym torem i postawił na szczerość i szacunek jakie należało zachować w odniesieniu do cywilizacji chińsko czy japońsko podobne. Było to prawidłowe i jedyne słuszne podejście w kontaktach z podobnymi kulturami. Postanowił przy okazji postawić Ethanowi piwo za takt i wyczucie sytuacji. Jak to się mówi “beginners luck”, ale ważne, że zadziałało prawidłowo i na czas.
- Nazywam się Kane Lambert. - Za przykładem towarzysza również przedstawił się prawdziwym nazwiskiem. - Wielki to zaszczyt za poświęcony nam czas.
Amelia także przedstawiła się imieniem postaci, wykorzystując jako nazwisko to oryginalnej Lorelai z Warhammera - Lelon.
Kapłan również przedstawił się imieniem postaci, po czym dodał swoje prawdziwe imię i nazwisko, John Sunny.
Maeve niespecjalnie przejmowała się konwenansami. Skoro jednak mieli działać jako drużyna, nie chciała zawalić takim drobiazgiem. Również skłoniła się uprzejmie.
- Maeve Shadowsong - przedstawiła się.
Miała nadzieję, że takie nazwisko wyda się tutejszym odpowiednio egzotyczne. Zresztą ładnie zgrywało się z imieniem, które przypominało oryginalną Shadowsong - Maiev. Abigail lubiła historię pościgu za Illidanem.
- Jak daleka droga przed nami, Nanhang-san? - zapytała, chcąc podtrzymać jakoś rozmowę.
- Widzę, że ktoś powiedział wam o naszych zwyczajach, dobrze to rokuje. Wozem to będzie co najmniej 5 dni drogi, zanim dotrzemy w pobliże góry Shenwon. Szkoda, że nie macie koni, podróż zajęłaby mniej czasu - odpowiedział dyplomata.
- Mamy tylko latające dywany - odparł Kerovan. - Czy to może ułatwić nieco podróż?
- A jak one działają? Konni nadążą za wami? - zapytał Lee.
- Dywan może lecieć z prędkością około trzydziestu kilometrów na godzinę - padła odpowiedź. - Oczywiście nie musimy lecieć tak szybko.
- To świetnie się składa, skróci to podróż o co najmniej jeden dzień - odpowiedział Nanhang z uśmiechem.
Kerovan zrewanżował się podobnym uśmiechem.
Drużyna wraz ze swym przewodnikiem wyszła na zewnątrz.Po drugiej stronie muru czekało już pięciu konnych wojowników. W porównaniu do strażników przy bramie, ci mieli lepszej jakości zbroje, a ich pióropusze i spodnie były fioletowe.
- Eskorta nie mówi po waszemu. Wykonują moje rozkazy i myślę, że nie będzie problemu z naszą współpracą. Zostało jakieś trzy godziny do zachodu słońca. Będziecie chcieli się zatrzymać w jakiejś gospodzie? - zapytał dyplomata.
- Możemy się zatrzymać w dowolnym miejscu, Nanhang san - odpowiedział Kerovan. - Mamy swój prowiant, więc każde miejsce, jakie nam wskażesz, będzie odpowiednie.
- Jestem ciekaw, czy zasmakuje wam nasza kuchnia. Z mojego doświadczenia wiem, obcokrajowcy różnie odnoszą się do naszych specjałów, decyzja należy jednak do was - rzekł Lee.
- A, jeśli mogę spytać - powiedział Ethan - w czym specjalizuje się wasza kuchnia?
Kerovan co prawda zwykł jadać wszystko, co o własnych siłach nie ucieka z talerza, ale Ethanowi nie było to obojętne.
Abby zastanawiała się, czy kuchnię również mają podobną do tej japońskiej lub chińskiej. O ile pierwsze było dla niej dawniej do przyjęcia, o tyle o drugim wolała nawet nie myśleć. Jakby nie patrzeć w tamtym ziemskim świecie musiała uważać, co je. Tutaj z chęcią popróbowałaby nowości.
- Jestem pewna, że wszystko będzie przepyszne, Nanhang-san - rzuciła z entuzjazmem.
- Obcokrajowców zaskakuje zawsze fakt, że przysmakiem jest u nas surowa ryba. W odróżnieniu od ludzi wschodu, my używamy bardzo wielu sosów i przypraw, mamy też swoje sposoby przyrządzania dań. Cieszę się, jesteście tacy chętni, aby spróbować nowości, nie traćmy więc czasu, dwie godziny stąd jest całkiem przytulna gospoda, tam też zatrzymamy się na nocleg.
Jest!, pomyślała Abigail, mając nadzieję, że tutejsze sushi było co najmniej tak smaczne jak to, które jadła w dzieciństwie. Maeve przesunęła się na przód grupki, by nie stracić nic z rytuału, jakim mogło tu być jedzenie.

Podróż faktycznie zajęła około dwóch godzin. Krajobraz, w miarę posuwania się na północ robił się coraz bardziej zielony. W pewnym momencie można było nawet zaobserwować miejscowych zbierających ryż - wszyscy nosili dobrze znane na ziemi charakterystyczne nakrycia głowy.
Po drodze Nanhang wyjaśnił, że biali ludzie na prowincji są bardzo rzadkim widokiem, podobnie jak elfy, które wedle miejscowych wierzeń przynoszą tutaj dzieciom prezenty. Po zjechaniu z głównego traktu, wszyscy szybko znaleźli się w wiosce. Miejscowi zainteresowali się przybyszami, ale nie widać było żadnego wrogiego nastawienia. Miejscowa dzieciarnia starała się dogonić obcych jak tylko ci wjechali do wioski. Do ludzi się nie zbliżały, w centrum zainteresowania była najwyraźniej elfia część drużyny. Karczma okazała się największym budynkiem w całej wiosce. Obwieszona lampionami, sprawiała wrażenie porządnego przybytku.
- Nanhang san, czy macie jakieś specjalne... zwyczaje, obowiązujące zachowania przy stole? - spytał Kerovan, którego styczność z cywilizacjami Chin czy Japonii ograniczała się jedynie do książek.
- Czy powinniśmy zdjąć buty? - zapytała Maeve, niepewnie spoglądając na karczmę.
Cieszyło ją natomiast, że dzieciarnia skupiła się na elfach i półelfach; przynajmniej ona i pozostali ludzie nie musieli się od nich odganiać.
- Zasady… tylko parę. Nie plujemy, nie wyrzucamy resztek pod stół ani ani za siebie. Nie krzyżujemy pałeczek, bo to przynosi nieszczęście. Co do butów, zdejmujemy je tylko jak wchodzimy do czyjegoś domu, gospoda jest miejscem publicznym, tu nie trzeba - rzekł Lee.
Pałeczki, skrzywił się Ethan, który niezbyt lubił ten rodzaj sztućców.

Sama karczma była bardzo zadbana.W środku znajdowało całkiem sporo miejscowych, sami mężczyźni, sądząc po ubraniu raczej chłopi. Nanhang zamienił parę słów z karczmarzem, po czym wskazał wszystkim stolik. Eskorta wybrała inny, po czym wszyscy usiedli.

- Dziś danie główne to kurczak w sosie słodko-kwaśnym z warzywami i grzybami. Do wyboru jest także smażona ryba w ostrym sosie. Surowe też są, ale nie wiem czy będą wam smakować. Z napojów mają sok, herbatę albo wódkę. Przy okazji, córka karczmarza, chętnie zaśpiewa dla tak znamienitych gości. Zgadzacie się? - zapytał dyplomata.
- Chętnie spróbuję wszystkiego - skinęła głową Amelia. Propozycja karczmarza bardzo poprawiła jej humor. - A czy przypadkiem jest może jednak schłodzone śliwkowe wino? - zainteresowała się. Jak szaleć to szaleć.
- Zapytam - odparł Lee, obracając głowę w stronę półelfki.
- Dla mnie kurczak - powiedział Kerovan. - Do tego sok. Oczywiście występ śpiewaczki również będzie mile widziany - dodał. Dopiero po niewczasie doszedł do wniosku, że występy artystyczne zostaną im dopisane do rachunku. Ale skoro mieli odgrywać cywilizowanych barbarzyńców…
- Dla mnie również kurczak. Surowej ryby także chętnie spróbuję. Do picia poproszę herbatę. Zieloną, jeśli macie.
Wizja tak smacznego posiłku na Maeve również wpływała kojąco.
- Poproszę smażoną rybę i herbatę - stwierdził Galwen.
“Jak się bawić, to się bawić...” pomyślał kapłan. “...Najwyżej sos wypali mi gardło.”
- Ja za rybami za bardzo nie przepadam także również poproszę danie z kurczaka. - Dorzucił Kane. Rzeczywiście cywilizacja bliźniaczo podobna do cywilizacji chińskiej lub japońskiej z naszego świata. Kultura, obyczaje, dania, kodeks zachowań. Podobało mu się tutaj.

Oczekiwanie na posiłek chwile potrwało. Wino śliwkowe się znalazło. Nanhang z uśmiechem rzekł, że Lorelai zna się na miejscowej kuchni, chyba lepiej niż on sam, karczmarz poleca to wino do surowej ryby, którą Amelia również była zainteresowana. Tymczasem na środek wystąpiła młoda, bardzo ładna dziewczyna w czerwonej sukni. Pozdrowiła wszystkich dobrze już znanym gestem, i kiedy wniesiono potrawy zaczęła śpiewać.
Muzyka jako taka niezbyt odpowiadała Kerovanowi, ale sama śpiewaczka miała głos bardzo przyjemny i jej śpiew w niczym nie przeszkadzał w konsumpcji. A kurczak w sosie z warzywami, z dodatkiem dobrego soku, był wspaniały.
- Chyba możemy tu… zostać na noc? - zapytała Maeve resztę drużyny.
Myśl o równie smacznym śniadaniu była niezwykle kusząca.
- Czemu nie? To miejsce jest bardzo przyjemne, chętnie tu odpocznę - odpowiedział John.
- Raczej nie mamy wyjścia; przecież już zmierzcha - zauważyła Amelia delektując się zamówionymi potrawami oraz winem.
Po posiłku Nanhang rzekł:
- Mam nadzieję, że wam smakowało. Czas udać się chyba na spoczynek, jutro w drodze, opowiem wam więcej o mistrzu Langu, o tym co was najpewniej czeka. Myślę, że tym razem ja zapłacę za jadło. Dla was pozostanie jedynie opłata za nocleg
Maeve wykonała pełen szacunku ukłon w stronę ich przewodnika.
- Dziękujemy wobec tego za poczęstunek, Nanhang-san - przywołała na usta uroczy (tak się jej przynajmniej zdawało) uśmiech. - Chciałam jeszcze zapytać… Czy tak wyglądają w rzeczywistości smoki tutaj? - wskazała dłonią na zdobienia przedstawiające wijące się, długie jaszczury, niezwykle podobne do chińskich smoków znanych z ich świata.
- Podobno istnieją i wyglądają mniej więcej tak jak na obrazach, czy rzeźbach. Mieszkają gdzieś w górach. Nikt kto nie ma wystarczających umiejętności lub mocy, nie zapuszcza się w góry. Nie przypominam sobie, by w ostatnich latach, ktoś widział smoka - odpowiedział Lee.
- Dziękuję.
To oznaczało, że szansa na spotkanie prawdziwego smoka była znikomo mała. Maeve obstawiała więc, że Fatima miała na myśli Bractwo.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 13-06-2015, 12:32   #120
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Noc minęła wszystkim spokojnie i rankiem po śniadaniu, wszyscy wyruszyli w dalszą drogę. Zgodnie z obietnicą w czasie postojów Nanhang opowiedział drużynie o mistrzu Langu. Okazało się, że zadanie nie będzie takie proste na jakie dotąd wyglądało. Wyszło na jaw, że stary mędrzec bardzo nie lubi, gdy mu się przeszkadza. Nie rozmawia także ze wszystkim, bo inaczej nie miał by czasu na medytacje i rozważania. W celu dostania się do pustelni Langa, trzeba przejść przez portal, a tam już czekają na śmiałków różnego rodzaju zadania. Mędrzec sprawdza wiedzę i determinacje wszystkich, którzy chcą się z nim spotkać. Zadania i zagadki nigdy nie są takie same, strażnik, czyli czteroręki Tao, ustanowiony przez Langa, dobiera je indywidualnie, w każdym przypadku są inne. Strażnikowi zawsze towarzyszy biały królik, zwany pieszczotliwe przez mistrza Hahopkiem. Tak naprawdę był to zły mag, którego kiedyś pokonał Lang. Zmieniony w zwierzę, musi teraz odpokutować swoje winy, służąc mędrcowi. Dyplomata na koniec oświadczył, że to wszystko co wie o mistrzu Langu, sam nigdy nie ośmieliłby się go niepokoić, niewielu zresztą udało się z nim porozmawiać w czasie, gdy przebywał w swej pustelni. Tymczasem mijały kolejne dni, drużyna miała okazje podziwiać miejscowy krajobraz, który z całą pewnością był malowniczy.



W miarę posuwania się na północny-zachód w kierunku gór, temperatura, powoli acz nieubłaganie spadała, zwłaszcza dało się to odczuć, gdy spadł deszcz. Ujawniło to przy okazji pewną wadę latających dywanów, kiedy nasiąkną zbyt dużą ilością wody, nie mogą latać. Czwartego dnia drużyna była już jednak niemal u celu i „awaria” dywanów nie wydłużyła znacząco podróży. Same wrota, znajdowały się niedaleko klasztoru mnichów, którzy byli ich strażnikami. Nanhang wkroczył do klasztoru sam, a po kilkunastu minutach wrócił w towarzystwie jednego z jego mieszkańców. Jego nowy towarzysz, ogolony na „ zero” i ubrany w charakterystyczny strój, do złudzenia przypominał ziemskich mnichów Szaolin. Same wrota były ukryte w lesie w pobliżu klasztoru.

- Czy jesteście gotowi ? -zapytał Lee, kiedy wszyscy już dotarli na miejsce

Cóż było robić, czas spotkać się przeznaczeniem. Poszczególni członkowie drużyny, zaczęli przechodzić przez wrota, które zajaśniały blado żółtą poświatą.

-Podążajcie za białym królikiem! Powodzenia!- rzucił jeszcze dyplomata na pożegnanie.

Samemu przeniesieniu towarzyszyły jedynie lekkie zawroty głowy, przez chwilę było ciemno, a potem bohaterowie, kolejno, miękko lądowali na trawiastej polance. Abby i John znali już to uczucie, kiedy po raz pierwszy podróżowali przez wrota. Zawroty głowy były nawet silniejsze, w czasie podróży nie czuli też swego ciała, co było dość nieprzyjemne. Tym razem obyło się bez tego. Dość szybko pojawił się też biały królik. Wyglądał jednak dość osobliwie. Miał na sobie złoty łańcuszek z fioletowym kamieniem, czerwoną pelerynkę i srebrne obrączki na obu łapkach. Hahopek wpatrywał się w przybyszy, swoimi wielkimi brązowymi oczyma.
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 13-06-2015 o 15:45.
Piter1939 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172