Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2016, 21:04   #131
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Las nieopodal wybrzeża


Wichura się wzmagała, a deszcz mogłoby się wydawać że leci praktycznie pod pełnym do ziemi. Siekł niesamowicie po twarzach, a zakrywanie się kapturami dawało radę tylko wtedy, kiedy zaczęło to utrudniać patrzenie gdziekolwiek indziej niż pod nogi. A wiedząc że w okolicy może być niebezpieczeństwo czające się gdziekolwiek, pozwoliliście deszczowi zmoczyć się aż po bieliznę, co nie było szczególnie przyjemne szczególnie do zakutej w zbroję Reevy.

Również trop był coraz mniej widoczny, bowiem zaczęła przykrywać go woda, oderwana od drzew liście i gałęzie. Te drugie stanowiły nie lada niebezpieczeństwo, na szczęście jakoś udało się wam tego uniknąć i większość spadających konarów was unikała. Z nieba sypały się też czasami szyszki, a nieba waliły gromy i błyskawice które kilka razy przecięły drzewo niebezpiecznie blisko was.


Mieliście przeczucie że koniec końców wędrówka stanie się na tyle niebezpieczna, że gra przestanie być warta świeczki. Mimo tego że Ivyet była naprawdę cennym członkiem drużyny, to nie tylko jej życie w tym momencie było zagrożone. Mimo wszystko nie poddawaliście się, brnęliście dalej w kierunku w którym udało się stado. I wtedy zobaczyliście pobojowisko, kilka bestii leżało pozbawione głów pomiędzy drzewami, kilka miło w głowach strzały. Jeden nadal żywy był przybity czymś na kształt włóczni do drzewa. Na wasz widok wyciągnął ręce do przodu i wydając z siebie podobny do gulgotania dźwięk próbował się ruszyć w waszym kierunku, ale włócznie skutecznie to nie umożliwiała.

Kiedy większość zabezpieczało perymetr, albo szukało tropów wśród pobojowiska Tiria coś zobaczyła. Nie trwało to długo, było to zaledwie błyśnięcie jakiegoś światła lub ognika. Nie powtórzyło się ponownie, ale deszcz był naprawdę gęsty i uprzykrzający życie. Wszyscy żałowali że Gonael nie może zrobić użytku ze swoich skrzydeł.

Namiot Kwatermistrza

Uszkodzenie cięciwy poszło jak po maśle, a przynajmniej taką miałeś nadzieję. W końcu odpowiadałeś chamstwem na chamstwo, co wśród marli byłoby uznane go godne pożałowania, ale wyspa była daleko, a ty miałeś wolną rękę. Nakładanie smarów niestety tak łatwo nie poszło, bowiem po co smary u Kwatermistrza? Znalazłeś kilka olejów na miecz, jakieś inne smalce do polerowania, ale żaden z nich nie spełniał twoich oczekiwań. Koniec końców wsypałeś w zębatki to, czego było najwięcej pod stopami – piachu. I to w ostatniej chwili bowiem do namiotu wszedł gnom z kilkoma cywilami i żołnierzami.

- To ta maszyna, kunszt gnomiej inżynierii oraz marlowskiej zmyślności przy produkcji pocisków sprawi iż ta maszyna da generałowi olbrzymią przewagę na polu walki w przypadku walki z gaunami. – zaprezentował pociski oraz maszynę zauważając piach na obudowie, tylko zerknął na Jeptha – Wystarczy umieścić maszynę na wozie i zaprzęgnąć konia, maszyna przyjmuje pociski w podajniku po pięć. Wystarczy poruszyć tym kołem aby ponownie napiąć łuczysko, a tym samym do komory wprowadzić kolejny pocisk. – zaprezentował, ale nie dotykał maszynerii – Zanim przenieśmy ją na wóz, muszę sprawdzić jedną rzecz. Wróćcie do mnie za 15 minut z wozem i koniem, wesprzemy Griffa w jego walce!

Ludzie jeszcze chwilkę oglądali, a potem dyskutując opuścili namiot zastawiając Cię sam na sam z gnomem. Ten spojrzał na Ciebie tak, że aż zbladłeś ze strachu.
- Myślałeś że nie zauważę? Jaki cel to miało? Nasypałeś tam piachu żeby co? Naprawdę chcesz aby Griff poniósł jak największe straty, a może chcesz pomóc faunom wygrać? Jesteś jakimś szpiegiem, czy może nie potrafisz logicznie myśleć, nie nauczyli was takiego czegoś na tej waszej przeklętej wyspie? A może jesteś kontrolowany przez tego zgniłego maga z porożem? Z pewnością tak musi być… Tylko dlatego że mi pomogłeś przy pociskach dam Ci dziesięć minut na wyczyszczenie mechanizmu, nim pójdę zameldować o tym Generałowi. – mimo tego że gnom zauważył grzebanie przy mechanizmach, nie zauważył uszkodzonej cięciwy.

Jego uwaga była skupiona na czym innym.

Obóz driad

Azriel odszedł, zabierając ze sobą dzieci. Tehanu został sam z driadami, a te gdy tylko się przygotowały otoczyły go. Przodowała im Fiołek.
- Prowadź i nie myśl robić nic głupiego, bowiem może przeszyć Cię strzała. – zakomunikowała, a krąg się otworzył.

Ruszyliście, szła z tobą z około trzydziestu driad, nie było ich więcej niż faunów, ale z pewnością było ich sporo i znały lepiej teren. Mogłeś cały czas mieć nadzieję że obóz się nie zdążył się przenieść lub wyludnić. Choć fauny były wielkimi stworzeniami, nie ustępowały zwinności innym rasom podobnej lub nawet mniejszej postury. W dodatku byli wojownikami, więc szybkie opuszczenie obozu nie powinno im przynieść zbyt wiele problemu. Dopiero teraz zacząłeś o tym myśleć kiedy miały Cię na muszce driady i z pewnością zabiłyby Cię bez mrugnięcia okiem. W końcu ona nie pałały miłością do czegokolwiek innego niż przyrody i natury.

Wędrówka teraz była wolniejsza, nie śpieszyliście się przed pościgiem jak poprzednio. Pozbawiony sprzętu czułeś się nagi, ale wyobraź sobie jak musiał kląć Azriel. Z pewnością nie był w tej chwili najlepszym wzorcem do naśladowania przez latorośli, ale może kiedyś chociaż jedno z tych pójdzie w twoje lub jego ślady? I też podejmą się kiedyś bez gadania misji ratowania doczesnego świata? Byłaby to miła odmiana wśród istot będących w gruncie rzeczy oportunistycznymi, nastawionymi na zysk głupkami.

Namiot Kwatermistrza

Jepth posłuchał gnoma, w końcu co mógł zrobić. Jednakże nie pozwolił się oczerniać, aczkolwiek gnom miał rację i doskonale o tym marl wiedział. Tłumaczenia widać nie trafiały do malutkiego człowieczka, ale kiedy mechanizm został wyczyszczony, do namiotu wpadli mężczyźni, a z nimi sam Griff.

- Co dla mnie masz? – zapytał gnoll, zakuty w pełną zbroję, zza pleców wystawał mu trzonek dwuręcznego topora.
- Wraz z marlem, którego mi przysłałeś udało nam się zbudować otóż takie urządzenie. Jest to mobilny, zasilany podajnikiem balista. Wystarczy zamontować go na wozie, obsadzić strzelcem i gotowe, dzięki temu celownikowi będzie w stanie miotać pociskami celniej niż pieprzony łucznik z prowincji Adrel.
- Okej. – powiedział Generał – Skoro to takie dobre, załadujcie to na wóz. Przyda nam się wszelka pomoc. Kto będzie tym operował?
- Ah, dokładnie. Mamy do dyspozycji marla, oni posiadają zaawansowane kulomioty. Będzie najlepszym kandydatem na stanowisko strzelca, ja tym czasem będę ładował pociski i powoził.
Jepth nawet nie zdążył zaprotestować kiedy Griff przyklepał pomysł. Kiedy mężczyźni ładowali na wóz urządzenie, mogłeś zauważyć że gnom ładuje również zapasowe części w postaci cięciwy, zębatek oraz spustu. Kilkanaście minut później został wytrąbiony wymarsz i około pięćdziesięciu żołnierzy różnych ras, głównie ludzi wyruszyło w stronę obozu faunów.

Okolice obozu faunów, wczesne godziny poranne

Jedna drużyna ustawiła się od południa, druga z kolei od północy.

Tehanu oraz Fiołek od kilkudziesięciu minut obserwowali obóz. Prośby driad zostały pozytywnie rozpatrzone przez zwierzęta i te nie dały informacji faunom, iż bardzo blisko nich jest gotowy do ataku oddział driad. Dwie wysłane na zwiad łuczniczki wróciły informując iż widziały w obozie maga oraz ich siostrę, to potwierdziło słowa Tehanu. W dodatku w obozie nagle wybuchł popłoch…

Nim armia Griffa zbliżyła się do obozu, od razu w lesie zaskrzeczały ptaki oraz inne zwierzęta, tak licznie iż ciarki niektórym żołnierzom zjeżyły się na głowie. Griff nie był głupkiem, wiedział jakie umiejętności posiadają fauny i że mogło to być tylko jedno – alarm. Szybko wydał rozkazy pikinierom by szli pierwsi i przyjęli na siebie pierwszą szarzę, zaraz za nimi podążali wojownicy z mieczami, pałkami oraz tym co akurat było w obozie. Na prawej flance znaleźli się kusznicy oraz włócznicy do ich ochrony. Lewą flankę zajęła mniejsza liczba kuszników oraz wóz z gnomem kwatermistrzem oraz marlem…

Tehanu obserwował jak większość ciężko zbrojnych wojowników zebrawszy pewną grupę, pobiegło typowym dla faunów łoskotem w kierunku południa. Był to idealny moment do zaatakowania pozostałych w obozie sił, uwolnienia jeńców i być może zaatakowanie od pleców…? Jak dłoni widać było iż z oddziałem na miejsce starcia udaje się również znajomy wam mag, Ibeabuchi.

Jepth słyszał jakieś dzikie ryki, jakieś wściekłe tętent przypominający ten koński. Griff stojąc przed oddziałem, próbował poprzez wykrzykiwanie haseł wykrzesać ze swoich sił odwagę.
- To nie potwory z Rozdarcia, to takie same istoty jak ja czy wy! Pokażmy im że z nami się nie żartuje, dość namordowali naszych kobiet i dzieci!
Żołnierze wtórowali mu nie szczędząc gardła. Kilka minut później między drzewami pojawiły się pierwsze fauny biegnąc prosto na piki ze śliną skapującą z pysków ze wściekłości.
- Na co czekasz?! – ryknął gnom ładując podajnik – Wal do nich!

 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 01-06-2016, 21:58   #132
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zaczynała się łapać na tym, że myślała o tym w jaki sposób się wyżyje na Ivyett za tą samowolę. Reeva dosłownie słyszała jak woda chlupocze jej pod pancerzem. Nie żeby pierwszy raz była tak zmoczona, ale jeszcze nie miała okazji zrobić tego z tak błahego powodu. Zagryzła więc mocniej zęby i szła za Setem.
A pomyśleć, że mogła teraz siedzieć sobie przy piecu i zajadać suszone mięso...

Czas mijał, wchodzili co raz głębiej w las, a pogoda była tylko bardziej nieznośna. Kobieta zdawała sobie sprawę, że w końcu musi podjąć decyzję o zaniechaniu poszukiwań, bo tylko narażają sami siebie w takich warunkach.
Ale wtedy dotarli do miejsca pogromu.
- Zdecydowanie stwory dostały tu ładny wpierdol - mruknęła, gdy przyglądali się truchłom. Coś co je tu spotkało, było przygotowane i zdecydowanie nie było bezbronne. Czyżby elfy leśne?
Jeśli Ivyett została przez nich uratowana to w takim razie mogą z czystym sumieniem wrócić do chaty i poczekać aż pogoda się uspokoi.
Natomiast na widok jeszcze telepiącego łapkami stwora Reeva uśmiechnęła się szeroko i dobyła miecza. Podeszła do unieruchomionego paskuda i zamaszystym ruchem ścięła mu głowę. Tak, poprawiło jej to odrobinę nastrój.

Deszcz zaraz obmył ostrze klingi z posoki stworzenia. Reeva strząsnęła wodę z miecza i schowała go.

- Wracamy - odparła głośno, tak by przekrzyczeć wichurę. - Jeśli ze stworami rozprawili się "przyjaciele" Ivyett to będzie bezpieczna, a jeśli tylko wpadła z deszczu pod rynnę to i tak jej na tą chwilę nie pomożemy. Nic tu po nas - wypowiedziała się. Miała nadzieję, że nawet gdyby to ta druga opcja miała tu miejsce to elfka wykpi się jakąś gadką...
W sumie to nie musiała tłumaczyć swojej decyzji, ale już miała takie przyzwyczajenie odkąd zaczęła współpracę z jaszczurem. Set nie uznawał tłumaczenia "bo tak", czym początkowo doprowadzał ją do szału. Ale do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, nawet do upierdliwej jaszczurki.
- Set, widzisz tu coś ciekawego? - zapytała odchodząc od truchła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 02-06-2016, 08:31   #133
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przeciwko lejącej się z góry wodzie Gonael nie miał nic w jednej tylko sytuacji - gdy znajdował się pod prysznicem. Deszcz natomiast utrudniał mu życie, podobnie jak i każdemu latającemu stworzeniu. Co prawda woda spływała po skrzydłach i nie wsiąkała w pióra, ale latać nie mógł.
No i, jak większość istot rozumnych, zdecydowanie nie lubił, gdy mu woda chlupotała w butach.

Reeva miała rację - nie mieli zbyt wielkich szans, by odszukać elfkę. Przynajmniej w tym momencie.
Czy skazany na powolną śmierć stwór miał coś ciekawego do powiedzenia, tego Gonael nie wiedział. Nie wiedział nawet, czy zrozumiałby cokolwiek z bełkotu tamtego, nigdy bowiem nie szukał okazji do wymiany paru zdań z istotami tego typu. Najwyżej do wymiany kilku ciosów...

Zanim jeszcze postanowili zawrócić, Gonael rozejrzał się po pobojowisku, usiłując się zorientować, kto był sprawcą tej rzezi. Przeciwko której zresztą nic nie miał.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-06-2016, 16:14   #134
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Lubienie deszczu miało swoje granice, które zdecydowanie zostały przekroczone tego dnia. O ile na początku Tiria była nawet zadowolona z tej ulewy, o tyle wraz z czasem i wzmocnieniem jej siły, jej zadowolenie zaczynało maleć wręcz proporcjonalnie. Miała już dość i prawie tej wyprawy w celu ratowania elfki. Jej przydatność zdawała się nie być warta trudu, który trzeba było włożyć w to, by Ivyet im towarzyszyła. Szczególnie teraz, gdy jej własna głupota sprowadziła na nią kłopoty, a co za tym szło sprowadziła kłopoty i na resztę drużyny. Wyrzuty sumienia spowodowane “zgubieniem” elfki, która była wszak pod ich opieką, zaczynały maleć z każdym krokiem, który trzeba było zrobić w tym potępionym deszczu. Maleć do tego stopnia, że gdy dotarli do miejsca masakry, Tiria nie mogła się doszukać nawet maleńkiego ich strzępka. Wręcz rzec by można iż żałowała, że elfka nie znalazła się wśród trucheł, chociaż tą myślą nie miała zamiaru dzielić się z nikim. Nie sprawiało jej także przyjemności grzebanie wśród martwych, więc zostawiła to reszcie. Na śladach i tak się nie znała więc jedyne co mogła zrobić to zatrzeć te, które Set mógł ewentualnie wypatrzyć. To zaś było działaniem co najmniej głupim, więc demonica zdecydowała, że z niego zrezygnuje. Zamiast tego rozglądała się wokoło, próbując dojść do tego co tu się stało. Bez wątpienia kimkolwiek byli ci, którzy wycięli w pień tą zgraję, nie mogli pochodzić z Rozdarcia. Nie znaczyło to jednak, że są ich sojusznikami. Biorąc zaś pod uwagę to, że jeden z potworów wciąż żył, Tiria odważyła się na wysnucie przypuszczenia, że sama potyczka miała miejsce niedawno. Nie odważyła się jednak na wypowiedzenie owego przypuszczenia na głos. Reszta z pewnością doszła do takich samych wniosków, więc jej wtrącenie się do sprawy i tak by nie wniosło niczego nowego. Lepiej było siedzieć cicho i obserwować. To ostatnie okazało się nad wyraz dobrym pomysłem.
Światło… Może ogień? Z pewnością nie była to błyskawica, tyle Tiria mogła powiedzieć od razu. Tyle i na dobrą sprawę niewiele więcej. Czymkolwiek ów blask by nie był, oznaczał że ktoś lub coś, znajduje się w pobliżu. Deszcz padał zbyt mocno by mogło tu chodzić o otwarty ogień. Może jakaś chata, której nie byli w stanie dostrzec przez zasłonę spadającej z nieba wody? Blask padający z okna? Może magiczny płomień, któremu nie straszne były warunki pogodowe? Demonica mocniej zacisnęła dłoń na pasku torby. Stojąc wśród trupów czuła się nad wyraz odsłonięta. Nie można było wykluczyć tego, że byli obserwowani. Paranoja? Możliwe, jednak dla kogoś takiego jak ona, paranoja była czymś znajomym, co nieraz ratowało życie.
- Nie jesteśmy tu sami - zwróciła się do Gonaela, na wszelki wypadek przechodząc na anielski. Nawet jeżeli ktoś ich podsłuchiwał to istniało duże prawdopodobieństwo, że nie zna tego języka. - Widziałam światło, tam, na prawo - nie wskazała gdzie dokładnie, bo takie zachowanie byłoby zwyczajnie głupie. Zamiast tego wzrok skupiła na aniele, jednocześnie przygotowując magię by była pod ręką, gdyby Tiria jej potrzebowała.
- Jeden błysk, czy stałe światło? - Odpowiedź, będąca zarazem pytaniem, padła w tym samym języku.
Gonael uwierzył Tiri na słowo. Nie zamierzał się rozglądać, co mogłoby zwrócić uwagę ewentualnego obserwatora.
- Krótki błysk, mrugnięcie - wyjaśniła. - Z pewnością jednak nie była to błyskawica. Raczej… Może ogień? Znikło zbyt szybko żebym zdążyła się upewnić.
- Chyba powinniśmy iść sprawdzić... - W głosie Gonaela wyraźnie można było wątpliwości. I niezbyt wiele chęci, by to zrobić. - To mogą być ci, co uratowali Ivyet. Z drugiej strony... nie muszą być zachwyceni przybyciem gości w środku burzliwej nocy.
- Chyba powinniśmy tam iść i sprawdzić - dodał. - Set z pewnością nie miałby trudności z przeprowadzeniem małego zwiadu. Chcesz poczekać do jutra?
Do jutra pogoda powinna się zmienić. Ale Reeva... z pewnością by się wściekła, gdyby o światełku dowiedziała się dopiero jutro.
- To może być jakaś chata - wypowiedziała swoje przypuszczenie na głos, chociaż nie trudno było się w jej słowach doszukać wątpliwości. - Zdecydowanie jednak nie powinniśmy zostawiać tego do jutra. Przy tej pogodzie przynajmniej mamy lekką przewagę zaskoczenia. O ile nie jesteśmy obserwowani - ostatnie dodała z wyraźnym niepokojem. Taka możliwość była najmniej optymistyczna i Tiria miała nadzieję, że myli się w tej kwestii.
- Masz rację. - Gonael skinął głową. - Powiesz im, czy ja mam to zrobić?
- Powiem - odparła, powtarzając jego gest.

Zaraz też wprowadziła w czyn swoje słowa, podchodząc ostrożnie do Reevy. Co prawda to Set był tu od tropienia, jednak to wojowniczka dowodziła. Tiria jak zwykle, gdy miała rozmawiać z kimś innym niż Gonael, skupiła pracę dłoni na jednym z rogów, podczas gdy druga była zaciśnięta na pasku nieodłącznej torby. I nie miało tu znaczenia, że rozmawiać miała z kimś, z kim zdążyła już spędzić kilka dni w podróży.
- Nie jestem pewna, jednak wydaje mi się, że możemy mieć towarzystwo - zaczęła, starając się by jej głos brzmiał na tyle cicho by nie dało się go podsłuchać, a jednocześnie na tyle głośno by Reeva mogła ją usłyszeć. - Wypatrzyłam światło, tam, po prawej - powtórzyła to, co powiedziała aniołowi. - Może to nic, jednak wydaje się nam, że powinniśmy to sprawdzić zanim wrócimy do chary Ragnara.
W tym samym czasie Gonael wziął do ręki jedną ze strzał, udając, że bez reszty pochłonięty jest badaniem sposobu jej wykonania.
Reeva chwilę zastanawiała się nad tym co powiedziała jej Tiria. Powstrzymała się przy tym, przed spojrzeniem we wspomnianym kierunku.
- Udajemy że ich nie zauważyliśmy - odparła jej. - Wracamy - podtrzymała swoją decyzję.
- Chcesz ich całkiem zlekceważyć? - Gonael pokazał strzałę. Miał nadzieję, że będzie to wyglądać jak fragment dyskusji o przebiegu zdarzeń na pobojowisku. - Masz dosyć deszczu, czy chcesz sprobować ich zaskoczyć?
- Skoro jeszcze nas nie zaatakowali to jest szansa, że jak się wycofamy, to będziemy mieli spokój -
odparła mu złotowłosa. - Nie mam zamiaru pchać się do walki z nieznanym.
Tiria była odmiennego zdania niż Reeva, ale nie wypowiedziała go na głos. Rzuciła tylko spojrzenie aniołowi i wzruszyła ramionami. Gdyby byli z Gonaelem sami to z pewnością sprawdziliby źródło tego światła, jednak nie byli. Jedyne zatem co pozostało to pogodzić się z decyzją dowodzącej i mieć nadzieję, że nie okaże się ona błędną.
W tym czasie wojowniczka podeszła do nadzianego stwora i wyrwała z drzewa włócznię, którą był przybity do drzewa. Odwróciła się do reszty i spojrzała ponaglająco na Seta.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 06-06-2016 o 19:20.
Grave Witch jest offline  
Stary 03-06-2016, 17:25   #135
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Tehanu oblizał wargi wyszczerzając kły gdy obóz się wyludnił. Już dawno pozbył się marzenia o epickiej bohaterskiej walce. Wskoczenie na karki zaskoczonym faunom doskonale zaspokajało jego żądze mordu.
- Wiesz… Lepszej okazji nie znajdziecie. - Zagadał niby beztrosko kotołak. Podniósł z ziemi kamień. “Jak się nie zdecydują to ja sam zacznę. I wtedy to będzie już ich problem. Zobaczą jak to jest jak ktoś utrudnia”.

Fiołek skinęła głową Tehanu i zagwizdała niczym słowik. Reszta driad odpowiedziała i w następnej chwili opuściły swoje kryjówki w trawie i między drzewami, by szyć celnie z łuku do niczego nie spodziewających się faunów. Pierwsze strzały były celne, przebijały nie opancerzonych jak nóż masło. Kiedy zorientowali się że jest też atak od tyłu, Ci którzy zostali nie mając czasu na zbrojenie się ruszyło w stronę driad, starając się ja oflankować.

“Teraz moja kolejKotołak wiedział że leśne babeczki między drzewami były równie groźne co żmija w trawie ale na otwartym terenie to inna bajka. Wskazał Fiołek ostrzem tasaka flankę po chwili zaszarżował we wskazanym kierunku tak by dopaść pierwsze go fauna na trzy kroki przed linią driad. Toż przed starciem cisną kamieniem w “swojego” fauna mając nadzieję na albo na trafienie albo na zaskoczenie.

Faun zrobił lekki unik przed kamieniem, ale wystarczyło to aby go spowolnić i wybić z równowagi. Tasak wszedł idealnie pod lewe ramię zatrzymując się głęboko w ciele. Kilka driad odwiesiło łuki na plecy i również rzuciło się w wir walki w rękach dzierżąc mieczyki. Wśród nich nieźle sobie radzącą Tehanu mógł wypatrzeć Fiołka.

Tehanu szybko omiótł wzrokiem pole walki szukając kolejnego fauna. W miarę potrzeby najpierw pomagając dziewczyną.

Walka trwała krótko, bowiem większość faunów padło od strzał. Tehanu udało się jeszcze zabić czterech kozło-głowych, po czym kobiety faunów się poddały. Driady nie okazały litości i wyrżnęły wszystko co się ruszało, łącznie z kobietami i dziećmi. Uwolniły też więźniów z klatek, było ich nieco więcej niż z początku zakładano bowiem nieco bardziej w centrum były kolejne klatki, zapełnione po brzegi. Niestety nie zmieniało to faktu że większość została przerobiona na kotlety.

- Jak wam mało tam - Wskazał miejsce gdzie nadal walczyli ludzie z faunami - jest więcej - Zaproponował gdy zaczęła się rzeż jeńców.
- A wam co? Wygodnie w klatkach! Brać co leży przy zwłokach i tam walczy Griff o waszą wolność. - Nie zamierzał pozwolić pieprzonemu magowi unieść głowy z tej przygody.

Ludzie, tak samo jak driady po krótkiej reorganizacji oddziału i rozkazaniu rannym zostać w obozie, a tym mniej rannym go przeszukać, ruszyli w kierunku pleców faunów. Szczęk stali słychać było daleko tak samo jak warknięcia i krzyki.

Tehanu podniósł jakąś nabijaną krzemieniem pałkę i dzierżąc broń w dwóch rękach ruszył na czele.
- Cisza! Podchodzić cicho tak długo jak się da. Dopiero jak naz zauważą drzeć mordy jakby goniło was stado demonów. - Rozkazał naprędce zebranemu oddziałowi.


Plan choć prosty, poskutkował. Odgłosy walki skutecznie was tłumiły, widać było również i Griffa wymachującego toporem niczym rolnik kosą, to znaczy bardzo skutecznie. Gdzieś na tyłach widać było jakieś spore urządzenie na wozie, które wystrzeliło jakiś pocisk z ogromną mocą posyłając jednego z faunów do piachu z automatu. Dopiero po chwili ogromny wrzask oraz nieco bardziej wysoki ton driad zawiadomił faunów o ich przegranej, a Griffa o zaskakującym wsparciu. Mag do tej pory przyglądający się z boku teraz zwrócił się w stronę pleców i jednym zaklęciem przemienił się w olbrzymią wywernę. Ta wzniosła się wysoko i pikując na atakujących od tyłu rozdierała pochwyconych szponami lub zrzucała ich z wysoka.
Nie mogliście nic zrobić, jak tylko strzelać do niej z łuków lub kusz. Niestety, wywerna wydawała się być odporna na zwyczajne pociski. Kiedy przeleciał koło niej ponad metrowy drzewiec, dawało to nadzieję na wyrównanie szans. Dopiero drugi pocisk trafił bydle, a tu upadło niedaleko driad. Te oczywiście obskoczyły maszkarę, lecz nadal próbowała poderwać się do lotu i walczyła zawzięcie kłapiąc pyskiem. Tak jak ponowny start był nieudany, tak wywerna nadal stanowiła olbrzymie wyzwanie. Jednym z pozytywów był fakt, iż przemiana na powrót w człowieka z ciałem obcym w ciele była dla magów szalenie niebezpieczna, bowiem nigdy nie można było stwierdzić gdzie przemieści się owo ciało.

- Iiiha - Zawył triumfalnie Tehanu gdy strącili maszkarę z nieba. Kotołak Podniósł z ziemi kafar który zapewne ktoś kiedyś wyniósł z kamieniołomów i ruszył w stronę gadziny.
- Skoro ptaszku nam nie odlecisz, to myślę że sobie pogadamy - Warkną przechodząc między driadami zachodząc z boku. Uniósł stylisko i potężnym ciosem zmiażdżył skrzydło wywiernie.
- No przemień gębę w coś bardziej pożytecznego. - Zmiażdżył skrzydło w drugim miejscu. W oczekiwaniu na reakcję zaczął zachodzić go z drugiego boku.

W ostatniej chwili Tehanu zrobił unik przed ogonem bestii, który zakończony był kostnym trójzębem. Mag w postaci bestii złapał za drzewiec i próbował go sobie wyrwać, lecz ten tylko ułamał się w ciele. Kończył się mu też z pewnością czas, magia przemiany nie pozwalała na długą przemianę. Ważną informacją była też malejąca coraz szybciej ilość wrogów, faunów lecz te jakby opętane nie poddawały się tylko atakowały nawet w tak głupi sposób, jak rzucanie się na piki.
Mag jeszcze chwilę się bronił, chłoszcząc ogonem oraz próbując złapać w paszczę Tehanu czy też jakaś driadę, lecz w końcu zaczął się znowu zmieniać w człowieka. Można było zauważyć jak bełt przemieszcza się i ostatecznie znalazł się w brzuchu maga. Ten chwilę klęczał, ale widząc że jest otoczony spróbował wyszarpnąć sobie żelazo z brzucha by potem móc znowu się przemienić i może też i uciec znowu, jako jaskółka lub inny ptak.

Kafar spadł na bark maga łamiąc kości. Tehanu nie silił się na uprzejmości w stylu “Nawet o tym nie myśl” Ze strzaskanym barkiem ani sobie nie polata, ani nie poczaruje.
- To jak dojrzałeś do rozmowy, czy mam poszukać paluszków… - Odrzucił kafar. Chwucił za lewą rękę wykręcił nadgarstek i przyłożył ostrze maczety do palca wskazującego.

- Dobrze już, dobrze! - powiedział, po czym zachłysnął się krwią, bebechy obficie krwawiły, nie miał dużo czasu - Wygrałyście podłe istoty, czego chcecie jeszcze! Poderżnijcie mi łeb tak jak mi podobnym i opiewajcie to w pieśniach!*

- Jest sposób na naprawienie co spieprzyliście ale potrzeba artefaktów. Gdzie je znaleźć? - Zapytał tonem uprzejmej rozmowy.

- Nic nie wiem o żadnych cholernych artefaktach, to tylko legendy i mrzonki! - chciał jeszcze coś powiedzieć, ale usta naszły mu krwią i dopiero po chwili mógł kontynuować - Marenwen ich szukała, jej się zapytaj podły futrzaku…*

- To ona nas tu wysłała i po odłamki klucza też.

Mag sięgnął pod płaszcz i wyciągnął oprawiony w złoty pierścień wypalony odłamek, bardzo przypominający ten który miała przy sobie elfka.
- Tego chcesz… - mruknął tracąc siły, zerwał go sobie z szyi i rzucił Ci pod nogi - Idź do diabła! - zgrzytnął zębami, po czym upadł.
Griff i jego ludzie dobijali ostatnie fauny, również Fiołek nie była im dłużna. Ci mniej zajęci zajmowali się zbieraniem rannych. Ostatecznie z trzydziestu driad Fiołka przetrwało około piętnastu bez uszczebrku na zdrowiu, a łącznie dwadzieścia trzy mogły nadal walczyć choć były ranne. Statystyka w oddziałach Generała Griffa nie wyglądała o wiele lepiej. Dwudziestu jeden żołnierzy nadal stało na nogach bez ran, a trzydziestu z ranami nadal mogło walczyć. Reszta leżała trupem wśród martwych faunów.*

Gdy Tehanu dostał co chciał mag przestał go interesować. Wstał odwrócił się i zaczął przeciskać między ludzmi.
- Jest wasz. - Rzucił nie patrząc za siebie do otaczającego maga rosnącego tłumu driad i ludzi.

Te długo nie czekały, kilku ludzi podeszło bliżej by przeszukać szaty, kilku nawet coś tam z nich zabrało. Ktoś inny zbliżył się by rzucić jakimś przekleństwem, ktoś inny splunął, jeszcze ktoś inny zbliżył się tylko po to by zwłoki kopnąć. Gdzieś w oddali widać było rozmawiającego ze sobą Griffa i Fiołka, obrazek jak z bajki, aczkolwiek Griff był ranny i twardo nie dawał po sobie poznać iżby cokolwiek mu dokuczało.
Zabrane wozy posłużyły do zabrania rannych, poza jednym na którym stała balista, ta co strąciła wywernę. Griff zaoferował również transport rannym driad, lecz te w klasyczny dla siebie sposób odmówiły. Potem wozy jeszcze długo krążyły między pobojowiskiem, a koczowiskiem zbierając ciała, a potem między obozem faunów i koczowiskiem zabierając łupy.*

Gdy było już po walce sprawy sprawy przyjęły zwyczajowy dla siebie obrót. Pozbierać rannych, oskubać poległych i pochować. Na koniec polityka co tym razem przyjęło dość malowniczy obrazek. W sumie miał do pogadania z każdą ze stron. Jak by nie patrzeć miał swój udział w tym że nie pozabijali się nawzajem a przynajmniej driady nie wycięły uchodzców w pień. Niemniej miał jeszcze coś do zrobienia. Odnalazł składzik w centrum obozu a w nim swoje i nie tylko swoje rzeczy. Przez chwilę zastanawiał się nad beztroską grabieżą ale odpuścił sobie zostawił sobie jedynie zdobyczny tasak. Nie chciał obciążać niepotrzebnie konia. Zabrał więc tylko co swoje i Azriela. Nie mając co robić między szabrownikami wrócił z rannymi do obozu. Dłuższą chwilę przyglądał się rannym. W końcu przypomniała mu się mikstura elfki. Ani nie miał gdzie jej zrobić ani gdzie przetestować. Teraz nadażyła się okazja.
- Mogę im pomóc. Przynajmniej części.
- To na co czekasz. - Warkną medyk.
- Potrzebuję szkła, paleniska i paru składników. Ale nic za darmo, zachowam część tego co zrobię.
- Dobra, dobra. Szybciej zaczniesz szybciej skończysz. Tam jest zaplecze.- wskazał za kotarę.
Kot nie miał co narzekać. Zostawili go samego i dali popracować w spokoju. Tylko od czasu do czasu wchodził ktoś po jakieś medykamenty. Składników starczyło na jakieś piętnaście porcji. Tehanu zachował cztery. Wręczył wielki gąsior zielonkawo czerwonego płynu.
- Smakuje paskudnie jak to lekarstwo. Tu masz środka na jedenaście osób przy oszczędnym dawkowaniu może starczy na trzynastu. ale przy gorszych ranach lepiej nie rozcieńczać bo to przyśpiesza gojenie. Jak byście mieli coś na wymianę to mogę wam sprzedać przepis.

Z tymi słowami zostawił medyka z lazaretu. Poszedł opatrzyć swoją klacz. Niedługo pewnie będą ruszać dalej a musiał jakoś zabić czas do chwili rozmowy z Griffem.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 03-06-2016, 20:27   #136
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Leśny obóz Faunów, armia generała Griffa

Marl niezbyt zadowolony z przebiegu sytuacji postanowił już więcej nie mieszać. I tak było źle. Będzie obsługiwał poddaną sabotażowi balistę, teraz cięciwa zamiast strzelić niczym pejcz w twarz gnoma zrobi to samo z jego masce. Nie było czasu by jeszcze przed bitwą dokonać naprawy i próbować wcisnąć kolejną bajkę, aby zachować choć część czystości swego imienia. Władował się się na zaimprowizowany wóz bojowy na miejsce strzelca i w ciszy obserwował teren trzymając się bocznych ścian wozu by nie wypaść na wybojach. Gdy wszelakie ptaszysko i inne zwierzęta poderwały larum tylko częściowo podzielił niepokój pozostałych żołnierzy, to akurat było do przewidzenia, w końcu on i reszta chłopców to nie były młode powabne panny biegające boso po łące, a żołnierze w możliwie pełnym rynsztunku, którzy maszerowali wielką grupą w do tej pory cichym lesie.
Równie bierny był kiedy Griff przestawiał swe oddziały niczym pionki na szachownicy. Dopiero docierające do tub fonografowych maski zdziczałe ryki i stuk kopyt zmusiły go do nerwowego pochwycenia za drewniane łoże balisty oraz korbę zastanawiając się tylko jak uniknąć strzału cięciwy. Zwlekał z jej napięciem aż do ostatniej chwili gdy gnom go ponaglił. Wtedy jedyne co mógł zrobić to odchylić nieco tułów do tyłu, delikatnie ugiąć nogi by w razie czego spróbować przykucnąć i wprawił mechanizm broni w ruch poprzez obracanie korbą, efektem było mechaniczne klikanie i napinanie się łuczyska. Pochwalił sam siebie za perfekcyjne oczyszczenie mechanizmu z piasku, odpowiednia konserwacja broni to podstawa! Lecz już nawet słyszał lub wydawało mu się jak naruszone włókna cięciwy zaczynają dalej pękać jedno po drugim.

Jepth nacisnął spust, a wzięty na celownik przeciwnik spotykają ciężki pocisk poleciał do tyłu niczym uderzony przez kamiennego golema. Jego koledzy spojrzeli na ciało powalone pociskiem i nieco zwolnili pęd, to dało szanse kusznikom z flank za zasypanie ich swoimi mniejszymi pociskami. Marl zaczął naciągać cięciwę mając nadzieję iż ta wytrzyma tak perfekcyjny pierwszy strzał, kiedy to z trzaskiem pękła po prawej stronie i smagnęła Jeptha, rozcinając maskę na jeden centymetr. Rozdarcie nie było duże, ale marl mógł poczuć jak wdziera mu się tlen do płuc, oddychanie robiło się trudniejsze. Jaka szkoda że zestaw naprawczy znalazł się w magazynie faunów koło kulomiotu.
- Zalej to tym! - gnom rzucił towarzyszowi żywicę, na pewien czas z pewnością by zalepiła dziurę, on sam profesjonalnie i szybko wymienił zerwany element - Nie guzdrz się, szybciej!

Marl miał wrażenie, że jakaś nieznana magiczna siła postanowiła się zemścić za jego niecne uczynki. Ale akurat nie miał za wiele czasu by przemyśleć wszystkie za i przeciw tej teorii. Przesmarował kleistym i gęstym mazidłem uszkodzony materiał uprzednio sprawdzając palcami jak duże rozdarcie powstało. Mimo, że nieprzefiltrowanego powietrza nawdychał się przez dosłownie chwilę to czuł jego negatywne skutki. Złapał go suchy kaszel jakby się czymś zadławił, odczuwał też nieprzyjemne drapanie w płucach, nozdrzach i samym gardle. Nie ustąpił on szybko bowiem kiedy ponownie objął kontrolę nad balistą co chwilę jego ciało trzęsło się przez nieudolne próby pozbycia się trucizny z dróg oddechowych przez co celowanie ciężką bronią nie było już takie łatwe. Mimo to już bez obaw o utratę życia przez jakiś uszkodzony komponent po raz kolejny zakręcił korbą, następny bełt wypadł z podajnika i ustawił się na łożysku zaraz przed napinaną cięciwą. Za cele wybierał możliwie najbliższe grupki faunów, nie chciał za którymś razem spudłować. To nadal nie jest marlowska kartaczownica czy inna bliskodystansowa siekaczka, która nie potrzebuje celnego oka strzelca by zadać obrażenia. Po upatrzeniu ofiary nacisnął spust i podczas ładowania obserwował czy pocisk trafił oraz przyszłościowo planował gdzie tym razem będzie celować.

Później balista działa bez zarzutu. Na cały magazynek marl chybił tylko raz, ale to i tak nie można tego nazwać bowiem faun zrobił unik i pocisk wbił się w kolegę za nim posyłając go prosto do groby. Gnom również sprawnie ładował kolejny magazynek, kiedy za faunami pojawili się sprzymierzeńcy prowadzenie przez kotołaka który był w celi obok Jeptha. Nie długo trwało starcie na tyłach, kiedy nad głowami driad pojawiła się ogromna wywerna, wydając z siebie przeraźliwy dźwięk.
- Zdejmiesz ją? - zapytał gnom.
Bestia robiła straszne spustoszenie w oddziałach zielonych panienek i nic sobie nie robiła ze strzał lub bełtów z kusz.

Musiał przyznać, że mylił się co do wynalazku gnoma. Serce mu się radowało kiedy balista wypluwała sprawnie kolejne pociski, a te ze świstem dosłownie zmiatały masywne fauny z kopyt nadziewając je jak na rożen. Już myśląc, że walka chyli się ku końcowi wtem pojawiła się wywerna. Wypuścił głośno powietrze nabawiając się kolejnego ataku kaszlu.
- Zrobię co w mej mocy - odpowiedział krótko żeby nie znów prowokować gardła. Naparł na łoże balisty by ta nieco podniosła promień strzału mniej więcej na wysokość unoszącego się w powietrzu potwora po czym przygotował broń do strzału. Gdy na środku celownika pojawił się jej łeb wypuścił ciężki bełt nie zwlekając i kręcąc korbą jak nawiedzony by jak najszybciej oddać kolejny strzał. Miał niezwykle trafne przeczucie, że bestia nie padnie od jednego pocisku. Do pojawienia się futrzastego towarzysza nie przywiązywał większej uwagi bo nie był pewny czy to ten sam kotołak, no i miał większe zmartwienia.

Wybranie łba za cel, najmniejszego elementu i poruszającego się płynnie w powietrzu nie było dobrym wyborem bowiem bełt śmignął koło łba zwierzęcia tylko zwracając jego uwagę na balistę.
- Celuj w cielsko! - zakrzyknął podekscytowany gnom - Bardziej w lewo, bardziej w lewo! - nie obyło się też bez niepotrzebnych porad, ale z pewnością wyrzuconych z siebie z głębi serca.

Uderzył lekko dłonią w łożysko broni kiedy zobaczył, że wywerna nie została trafiona. Lecz kolejny pocisk był już gotowy. Zastosował się do pierwszej rady gnoma odnośnie celowania w tułów. I tam też już wypuszczał kolejne bełty. Rozumiał poruszenie gnoma, w końcu jego twór działał i skutecznie nadrabiał braki w ludziach Griffa oraz uzbrojeniu. Lecz po którymś razie marl po prostu warknął:
- Mam oczy, Gnomie! - nie mógł nie zaprzeczyć, że instrukcje towarzysza wpływały na ostateczną celność, oczywiście negatywnie. Może nieznacznie, ale zawsze lepiej pracowało mu się w ciszy.

Cięciwa zagrała swoją melodię przecinając powietrze i wyrzucając kolejny pocisk, a ten poszybował ponad głowami wojujących. Marl wybrał odpowiedni moment, kiedy wywerna zakręcała w locie by znowu zapikować na walczących. Strzała trafiła w cielsko, a ta zaskowyczała przeciągle i runęła na ziemię.
- O to chodziło! - gnom aż podskoczył ładując kolejny podajnik - Masz oko Marlu!

Jepth kiwnął głową jakby dziękując wywernie, że zechciała łaskawie zostać trafiona i spaść na ziemię, finalnego zetknięcia się z nią niestety nie był w stanie ujrzeć.
- Jak oręż odpowiedni to i celność jest świetna - jakoś mu się to tak wyrwało będąc również pod wpływem niezwykle silnych, pozytywnych emocji. W końcu z gnomem stali po jednej stronie. Jego świadomość przeszła na tryb bitewny, a więc nie skupiał się na rzeczach zbędnych, a wyszukiwał kolejnych celów do zneutralizowania lub wyłapywał z mieszaniny wrzasków głos generała Griffa, który mógł wydawać nowe rozkazy.

Po opróżnieniu kolejnego podajnika, obsługa balisty mogła wreszcie odpocząć. Pocisków brakło, w końcu to była tylko jedna noc na ich produkcję i choć było ich sporo, musiały się skończyć. Z resztą był to bardziej test gnomiej maszyny.
- Dobra! - krzyknął ten wyciągając miecz - Ruszam na front!
Gnom nie pozwolił się zatrzymać, tylko zeskoczył i ruszył na niedobitki. Choć mały i zadziorny, nie można mu było odmówić odwagi.

- Wspaniałej bitwy życzę - rzucił marl samemu niezbyt mając okazję i chęć pchać się na pierwszą linię. Nie to, że nie umiał walczyć na bliższy dystans. Skoro jest tam już tylu wojów to po co im pałętający się pod nogami rozbrojony marl. Usiadł sobie na koźle wozu i obserwował z bezpiecznej odległości jak wygląda sytuacja. Wiedział też, że lepiej po oficjalnej wygranej znaleźć się blisko magazynu z łupami. Zakładając że żołnierze Griffa nie odbiegają mentalnością od prostych wojaków z innych stron świata ci rzucą się od razu na skarby, a marl chciałby jednak w końcu odzyskać swoje rzeczy i nie musieć się dla nich podejmować hazardu albo pojedynków. Więc jeśli front przesunąłby się do przodu to zaczął powoli planować udanie się na niedawne pole bitwy by odwiedzić pomieszczenie ze zrabowanymi przez fauny dobrami.
Nie spodziewał się znaleźć w owym składziku tak wielu różnorakich rzeczy. Od broni i pancerzy po dobra luksusowe i biżuterię kończąc na całych skrzyniach i beczkach o niewiadomej zawartości, ale Jepth zakładał że należały pewnie do jakiś handlarzy. Po dość krótkim przekopywaniu się przez stosy przedmiotów, a trzeba było nadmienić, że fauny nie były mistrzami porządku ani nie znali takich pojęć jak segregacja i katalogowanie odnalazł resztę swoich ubrań, skórzany tornister, ładownicę, pas z dwoma pistoletami i kilkoma sakiewkami, szpadę oraz jego najdroższy skarb - owinięty jego ciemnozielonym kaftanem sięgającym kolan muszkiet.


Nie znalazł jedynie czasomierza i spinek do mankietów koszuli, lecz gdyby trzeba było to oddałby nawet bieliznę za ładownicę i broń palną. Sprawdził czy w pakunkach nic nie ubyło i założył wszystko na siebie. Mankiety zastąpił rzemieniami zabranymi od truchła fauna. Nie wyglądało to elegancko, ale na tę chwilę był zbyt zmęczony, głody i brudny by w ogóle myśleć o czymś takim. Nie pomagał nikomu w niczym, umowa z Griffem została zakończona w chwili kiedy położył ręce na swoim dobytku, a generał na własne oczy ujrzał obóz o którym mu opowiadał. Pozostało go jedynie znaleźć i oficjalnie się pożegnać. Wypadałoby również dać znać gnomowi, że cięciwa w żadnym wypadku nie pękła przez samą balistę, tak żeby nie szukał ewentualnych przyczyn, ale jednocześnie nie mówić mu wprost, jak się domyśli to dobrze, jak nie to nie. Nic więcej marla już nie trzymało w tym miejscu. Rozdarcie czekało choć miło by było mieć jakieś towarzystwo przez pewien czas.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 06-06-2016, 21:36   #137
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Stwierdzić, że Saurio humor nie dopisywał, byłoby lekkim niedopowiedzeniem. Set był bardzo mocno seksualnie sfustrowany, elfka wkurzała go coraz bardziej, a w dodatku zaczynał odczuwać irytujące coraz bardziej zimno. Warczenie niedobitego stwora wcale nie poprawiało sytuacji. Przynajmniej jego towarzyszka w pełnej zbroi naprawiła to ostatnie. Zabijanie stwórów z Rozdarcia zawsze poprawiało sytuację.
Mimo wszystko zaczynał bardzo mocno żałować, że dał się w to wszystko wrobić. Splunął na ziemię. Wparywał się w kierunek, który wskazała Tiria. Myślał intensywnie. Trzeba było podjąć zdecydowane kroki. Ale nic na szybko. To mogło ich jedynie zgubić.

- Dobrze byłoby dowiedzieć się, kto tam jest - podniósł się z ziemi, w tym deszczu i tak nie było szans wytropić cokolwiek więcej - ale może lub mogą być różnie nastawieni. Reeva ma rację, że teraz nie powinniśmy ryzykować konfrontacji. Wróćmy i przeczekajmy burzę. Później tutaj ewentualnie wrócimy.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 10-06-2016, 01:26   #138
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Chata na wybrzeżu

Powrót był o wiele szybszy, niż wędrówka ponieważ nikt już nie starał się nawet wypatrywać śladów. Poszukiwanie elfki oficjalnie na dzień dzisiejszy zostało zaprzestane, a miało zostać wznowione dopiero jutro. Tajemniczy ognik w lesie również musiał poczekać, a jeśli nie poczeka to przy lepszej pogodzie Gonael odnajdzie i dogoni istoty odpowiedzialne za świecenie po lesie w środku burzy. W dodatku hobbit oczekiwał od was odnalezienie swojego skarbu, zanim przewiezie was na wyspę, a i wodniak pewnie czekał na swoje zamówienie. Zapowiadał się ciężki dzień i lepiej było się wyspać.

Chata ledwo, ale znosiła burzę. Zapewne stała tutaj długo, nie jedna burza musiała ją chłostać po strzesze deszczem i wichrem, a czasem nawet jak można się było domyśleć i piorunami. Te ku waszemu szczęściu dzisiejszej nocy wam odpuściły i uderzały tylko w okoliczne drzewa. Morze teraz zapewne musiało wyglądać pięknie, takie wzburzone i nie wybaczające błędów. Ale wody mieliście dosyć i chcieliście jak najszybciej obudzić się następnego dnia. Zorganizowaliście ogień, a potem obleczeni w znalezione skóry spróbowaliście zasnąć, choć wijący wicher starał się wam to utrudnić. Zawsze o wiele ciszej i spokojniej było w tunelu pod domem, tam też można było rozłożyć obóz i trochę pospać. Wodniak raczej nie miał zamiaru opuszczać swoich terenów jakimi była woda.


Następny dzień przywitał was ciszą po burzy, powietrze silnie pachniało ozonem, a za oknem poza połamanymi drzewami widać też było różne szpargały przyniesione przez wiatr, np. jakaś zasłonę. Skąd się tu wzięła nikt nie wiedział i nie bardzo to interesowało, ważne że dom nad waszymi głowami się utrzymał i nie raczył zawalić.

Teraz mogliście zająć się przez chwilę sobą, ale potem było trzeba zająć się pracą. Szukanie ziółek, skarbu hobbita czy poszukiwanie elfki? Mogliście się podzielić zadaniami, ale czy było tu na tyle bezpiecznie? Nie mogliście wiedzieć. Choć nie znalezienie ciała elfki napawało optymizmem że jednak nie tylko stary hobbit rezyduje w tej okolicy.

Koczowisko

Generał Griff po udanym ataku i sprowadzenia zapasów faunów do obozu bardzo urósł w oczach ludności, lecz nie obnosił się z tym i od razu zamknął się w swoim namiocie, pozwalając straży wpuszczać tylko żołnierzy i osoby naprawdę zasłużone. Pojednał się również z driadami, które wznowiły dostarczanie zapasów, a ludzie odwdzięczali się czym tylko mogli, choć driady na początku były co do takiego handlu niechętne, po czasie pękły.

Gnoll również wiele czasu spędził na przekonywaniu demona Azriela do pozostania z jego armią i chyba mu się udało. Demon choć chętnie by zamknął Rozdarcie, wolał ścierać się w ramię w ramię z innymi istotami, a nie potworami. A tutaj mógł mieć bajeczne życie, poza tym że w czasie podróży już kilka razy uniknął śmierci.

To właśnie w czasie przypieczętowywanie nowej umowy demona z gnollem, przerwał im strażnik.
- Generale, przyszedł kotołak. Przedstawił się jako Tehanu, ponoć poprowadził driady na tyłu faunów i był razem z Azrielem przy ratunku dzieci. – demon potwierdził.
- Wpuść go. – zakomenderował generał.
Tehanu został ugoszczony prawie jak szlachcic, a nie został tylko dlatego że ciężkie czasy nie pozwalały na opróżnienie całych spichlerzy. Przy stole też posilali się żołnierze którzy wrócili z bitwy, cywilki karmiły rannych którzy nie mogli jeść sami. Ogólnie obozowisko choć nadal śmierdziało, ludzie zrobili się do siebie nawzajem odrobinę życzliwsi.
- Tehanu. – zaczął Griff – Ustaliłem z Azrielem że zostaje ze mną, będzie świetnym chorążym, a jego doświadczenie o wiele bardziej przyda się tu, niż na szlaku. Co do nagrody, tak jak było obieca w ogłoszeniu. – gnerał popchnął w twoją stronę sakiewkę w której było 250 złotych monet, równowartość dwóch koni oraz miesięcznych zapasów jedzenia – Rodzice dzieci też chcą z tobą porozmawiać, Nirealla Cię do nich może zaprowadzić. Znajdziesz ją tam gdzie ostatnio. Ale zanim odejdziesz. Sądzę że znajdę w zamian za Azriela, kogoś kto chętnie dotrzyma Ci towarzystwa. Poczekajmy na niego, a w tym czasie napijmy się i zjedzmy.


Uczta została na chwilę przerwana przez strażnika.
- Generale, ten w masce… Przyszedł. Wpuścić?
- Oczywiście. Zaproś go do nas. – odpowiedział generał.
Jepth wchodząc mógł zobaczyć wolne miejsce, specjalnie dla niego. Po prawej Griffa siedział Lien, niemy człowiek oraz Lubak, minotaur. W końcu stołu demon którego widział wcześniej w klatce, niedaleko niego siedział kotołak z którym miał już szansę zamienić parę słów.
- A oto prawdopodobnie twój nowy towarzysz. – powiedział generał wskazując marlowi wolne miejsce siedzące – Siądź i jeśli możesz, zjedz z nami i napij się. O ile ta… maska… Ci to umożliwia. Zanim zaczniemy Jarquel Cię szukał. Kwatermistrz, gnom z którym obsługiwałeś balistę. A tymczasem poznaj Tehanu.

Uczta trwała do południa, jakby nie było została zorganizowana prosto po bitwie która wcale tak długo nie trwała dzięki wsparciu driad i maszyny gnoma. Był to dobry moment na poznanie się, ułożenie wspólnych planów i być może połączenie sił.
Po uczcie było trzeba załatwić ostatnie z rzeczy, może i nawet się zdrzemnąć lub wykąpać w jeziorze przed wyruszeniem w drogę. Dzień się kończył, a zadań nie ubywało.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 18-06-2016, 00:53   #139
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
O niczym innym tak bardzo nie marzyła jak o pozbyciu się z siebie mokrego odzienia. I tu z pomocą, niezwykle ochoczo, przyszedł jej jaszczurzy kompan. W tym momencie wyglądał na bardzo zdeterminowanego i zadowolonego zarazem. Reeva nie przejmując się co też mu po głowie teraz chodziło, z ulgą przyjęła jego propozycję wspomożenia jej. Ubieranie i zdejmowanie zbroi zawsze było cholernie upierdliwe. Nawet dla kogoś o dużej sile problematyczne zaczynało się robić, gdy ciężar zbroi zwiększał się o wodę, która wkradała się w materiał pod stalą.
- Dzięki, dalej już sobie poradzę - stwierdziła, gdy elementy jej pancerza leżały rozłożone na podłodze do wyschnięcia.
Set jednak zdawał się nie słyszeć jej słów, bo bez zawahania zaczął rozwiązywać jej koszulę.
- Co ty robisz? - zapytała w żartobliwym tonie przyglądając mu się. Powiedziała to na tyle cicho by nie zwracać na nich uwagi zajętych sobą anioła i demonicy.
- Ciii… - odparł jaszczur przykładając jej palec do ust w geście by nic więcej nie mówiła.
Na twarzy kobiety pojawił się rozbawiony uśmiech.
- Wstrzymaj się może, co? - mrugnęła do niego i chwyciła w dłonie jego ręce, by powstrzymać go przed dalszym rozbieraniem jej.
- Na co mam czekać? - zrobił oburzoną minę. - Zdajesz sobie sprawę, że w moim przypadku te uczucia są podwójnie silne?
Reeva zmrużyła gniewnie oczy.
- Pogadamy o tym później - odparła mu wypowiadając słowa wyraźnie i powoli. Puściła go i ruszyła do pieca biorąc do ręki torbę z prowiantem. Spojrzała jeszcze przez ramię na niego by puścić mu oczko.

Podeszła blisko do pieca by się w końcu ogrzać. Choć koszula i spodnie, jakie na sobie miała, również były mokre to postanowiła, że najpierw coś przegryzie nim przebierze się z nich. Do delikatnych panien nie należała więc nie obawiała się przeziębić z tego powodu. Natomiast pozostawała jeszcze jedna kwestia, którą należało poruszyć na forum ogólnym.
- Wszyscy jesteśmy zmęczeni dzisiejszym dniem, dlatego proponuje by decyzję co dalej zostawić na poranek - powiedziała do wszystkich Reeva rozczesując wilgotne włosy palcami. - Teraz zjedzmy kolację i prześpijmy się. Najlepiej będzie, żebyśmy sobie nie przeszkadzali, żeby jedna para spała tu, a druga w piwnicy. Nam piwnica nie przeszkadza, więc możemy tam iść - zaproponowała siadając przy przyjemnym cieple emanującym od pieca.
- Nie mam nic przeciwko temu. - Gonael swój płaszcz powiesił na jednym z wbitych w ścianę gwoździ. - Bardziej lubię otwarte przestrzenie, niż podziemne korytarze.
Spojrzał na Tiri.
- Czy masz coś przeciwko spędzeniu nocy na górze?
Demonica pokręciła głową w odpowiedzi. Co prawda rozdzielenie się, nawet biorąc pod uwagę panujące na zewnątrz warunki i raczej średnie szanse na atak, wciąż było ryzykowne, to jednak Tiria nie chciała rezygnować z chwili swobody. Podróżowanie w towarzystwie dawało się jej we znaki i chwila odpoczynku tylko we dwoje była w tej chwili dość blisko szczytu jej priorytetów. Skryła ziewnięcie za zasłoną dłoni i także dołączyła do kręgu ciepła bijącego od strony pieca. Była zmęczona i zniechęcona i nawet nie miała szczególnej ochoty na to, by kryć to przed pozostałymi.
- Zjecie coś? - Gonael zwrócił się do Reevy i Seta.
Co prawda sam myślał tylko o odpoczynku, ale nie zamierzał tamtych wyrzucać na siłę.
- Z chodzenia spać na głodzie jeszcze nigdy nie wyszło nic dobrego - odparła Reeva z zadowoleniem wywołanym ciepłem. - Na bogów, co też wstąpiło w Ivyett, żeby wybierać się do lasu samej - złotowłosa pokręciła głową w niedowierzaniu.
Z torby wyciągnęła prowiant i nie czekając na resztę zaczęła zajadać się kolacją. Kawałek podała Setowi, który w bardzo mrukliwym nastroju usiadł obok niej, lecz bliżej źródła ciepła.
- Nie mam pojęcia. - Gonael poszedł w ślady Reevy i wyciągnął jedzenie z plecaka. - Nie potrafię jej zrozumieć - dodał, podając Tiri jedno z ostatnich jabłek.
- Oby nie wpadła z deszczu pod rynnę i dołączyła do ostatniej spotkanej przez nas elfki... - westchnęła wojowniczka. - Dobrze że przynajmniej przygotowaliśmy chatę i nam nie kapie na głowę - dodała szukając pozytywów ich sytuacji.
Tiria z ochotą przyjęła owoc i nie zwlekając zatopiła w nim zęby. Rozmowa o ich zaginionej towarzyszce z pewnością była właściwa, nie znaczyło to jednak, że demonicy ten temat jakoś szczególnie przypadł do gustu. Jabłko było zaś idealnym lekarstwem na pochmurne myśli.
- Może jutro uda nam się ją odnaleźć, a wtedy będziemy mogli zabrać się za szukanie skarbu tego hobbita - wyraziła cicho swoje nadzieje, które jednak, nawet w jej uszach, wypadły nad wyraz słabo.
- Wiemy, gdzie jej szukać - stwierdził anioł, zabierając się za kawałek chleba z serem.
- Pozostaje mieć nadzieję, że szczęścia nasza elfka ma adekwatnie do rozumu. Ponoć głupi mają go sporo. - stwierdziła Reeva. - I nie będzie konieczne szukanie nowego tłumacza.

Choć w jej słowach pełno było nadziei to w myślach kobieta już zastanawiała się gdzie u licha znajdą drugą elfkę. I tak naprawdę mieli dwa wyjścia: dostać się na wyspę stąd, albo wracać do Moronzgul i po pobraniu nowej elfki… No może tym razem wezmą elfa… z miasta udadzą się dopiero na wyspę…
Tak czy inaczej wypadało dokończyć sprawy tu i zaliczyć robotę jaką dostał Set. Reeva cholernie nie lubiła zostawiać niedokończonych spraw, bo one gryzły ją niezależnie od swej wagi.
Rozmowa przy kolacji wyraźnie się nie kleiła. Wszyscy byli zmęczeni i zatopieni we własnych myślach. Wojowniczka nie miała o to żadnych pretensji, bo i sama już myślała tylko o tym by wypić coś dla rozgrzania i zasnąć.

Po posiłku, razem z jaszczurem, zrzucili kilka skór oraz swoje posłania do piwnicy. Zabrali jeszcze ze sobą swoje plecaki i w końcu zeszli na dół.
Set zszedł pierwszy i gdy Reeva tylko dotknęła stopami ten od razu znalazł się przy niej.
- Więc na czym skończyliśmy… - mruknął jaszczur i sięgnął rękoma do jej koszuli. - A tak, już pamiętam… - wyszczerzył ostre zęby w uśmiechu.
Kobieta stanęła do niego przodem.
- Chodź spać, to był ciężki dzień - odparła zbywając go i odepchnęła od siebie. Podeszła od tego co zrzucili i pochylając się zaczęła układać by zrobić z tego w miarę wygodne do spania miejsce. Ale o ile kobieta była może i silniejsza oraz pewniejsza siebie, to jaszczurowi nigdy nie brakowało determinacji.
Set zawsze, jak już raz coś sobie w głowie umyślił to zawsze wprowadzał to w życie. Jaszczurzy tropiciel prędko zrzucił z siebie skórzaną zbroję jak i to co było pod nią. Podszedł do Reevy i pchnął ją na ich posłanie. Kobieta padając na nie odwróciła się przodem do kompana. Ale ten już znajdował się nad nią.
- To tylko przeszkadza - rozpiął jej spodnie wprawnym ruchem dłoni. Kobieta choć początkowo się wzbraniała to teraz uniosła lekko biodra by ułatwić mu rozebranie jej.
A to tylko rozochociło Seta, który niecierpliwiąc się sięgnął do jej koszuli.
- Musimy być cicho - sapnęła wyginając się, gdy ten otarł się o jej nagą skórę.
- Próbuj - odparł jej jaszczur uśmiechając się zadziornie. Jego mina wyraźnie mówiła, że już zbyt długo na to czekał.

Reeva przygryzła własną dłoń by nie wydać z siebie żadnego odgłosu i nic nie wskazywało by zamierzała się przed nim bronić.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 18-06-2016, 09:24   #140
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Burza nasilała się i coraz mocniejszy wiatr szarpał dachem i stukał okiennicami.
- Zostajemy tutaj, czy zejdziemy do piwnicy? - spytał Gonael, gdy kolejny podmuch wiatru zatrząsł chatą.
Tiria w odpowiedzi uniosła spojrzenie na sufit, zupełnie jakby spodziewała się tego, że za chwilę spadnie im on na głowy. Wbrew rozsądkowi pokręciła jednak głową.
- Zostajemy - odpowiedziała, ciaśniej otulając się kocem. Nie żeby jej zimno było, jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób ruch ten sprawił że poczuła się bezpieczniej.
- Nie chcę schodzić pod ziemię - dodała, jednak nie podając powodu owej niechęci.
- W takim razie posiedzimy sobie chwilę przy kominku - zażartował Gonael, dorzucając kawałek drewna do ognia.
- Idziemy spać, czy chcesz troszkę porozmawiać - spytał.
Usiadł na posłaniu, obok demonicy.
- O czym? - zapytała, korzystając z okazji i przytulając się do anioła. Nie dało się ukryć, że była zmęczona, jednak jeszcze nie na tyle by zasnąć przy hałasie jaki tworzyła szalejąca burza.
Gonael otulił ją skrzydłem, odcinając w ten sposób od panującego dokoła hałasu. Sposób nie był idealny, ale dla chwili samotności można było znieść nawet burzę.
- Nie wiem, prawdę mówiąc - odpowiedział szczerze. - Pewnie by się znalazło kilka tematów, ale z jeszcze większą chęcią po prostu z tobą posiedzę.
W ciszy i spokoju, chciał dodać, ale to raczej nie zgadzało się z rzeczywistością.
- Tylko we dwoje - dodał.
Para, która zeszła do piwnicy, w niczym mu nie przeszkadzała.
Jego towarzyszka zdecydowanie owe słowa popierała. Na dowód owego poparcia wtuliła się anioła nieco mocniej, dłoń kładąc na jego piersi.
- Nie lubię tłumów - powtórzyła po raz tysięczny bodajże, chociaż bez wątpienia określenie to do ich niewielkiej drużyny nad wyraz nie pasowało. Krycie jednakże tego, że czuła się niekoniecznie komfortowo pomimo czas spędzonego wspólnie z pozostałą trójką, nie wydawało się Tirii potrzebne. W końcu z kim jak z kim, ale z Gonaelem mogła się swoimi odczuciami podzielić.
Anioł przytulił dziewczynę i zaczął ją gładzić po głowie.
- Jeszcze trochę, i znowu będziemy mieć więcej swobody. A teraz, cóż... cieszmy się z tych paru chwil.
Dłoń anioła przeniosła się z głowy dziewczyny na jej ramię.
Także i z tymi słowami, Tiria nie mogła się nie zgodzić. Dotyk dłoni anioła i bliskość jego skrzydeł działał na nią nad wyraz odprężająco, pozwalając by nieprzyjemności ostatnich dni odpłynęły w niepamięć. Przynajmniej na te krótkie, wykradzione chwile.
Gonael skorzystał z okazji i zaczął nawijać na palec włosy dziewczyny. Po chwili pochylił się i pocałował ją w czoło.
- Cieszę się, że jesteś ze mną - powiedział cicho.
Odpowiedziała uniesieniem głowy wyżej i obdarzeniem go wesołym uśmiechem, który ostatnimi czasy był raczej rzadkim gościem na jej twarzy.
- Ja też się cieszę - odparła, przenosząc dłoń z piersi anioła na jego twarz. Na jej własnej zagościł na krótką chwilę wyraz smutku. Wiedziała doskonale, że przez większość czasu jest tylko ciężarem, którym trzeba się zajmować. Nie mówiąc już o tym, że to przez nią Gonael został wciągnięty w tą całą sprawę. Gdyby coś się mu stało to nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Ponure myśli jednakże nie mogły zniszczyć przyjemności płynącej z możliwości przebywania tylko w jego towarzystwie. Tym bardziej, że możliwości tych nie miała ostatnio zbyt wiele.
Anioł przez moment cieszył się z delikatnego dotyku, po czym ujął dłoń Tiri i delikatnie ucałował jej palce.
- Uśmiechnij się - szepnął.
Spełniła jego prośbę, układając usta w łagodny uśmiech, zarezerwowany tylko dla Gonaela. Przy nim jakoś zawsze była w stanie się uśmiechać, chociaż bez wątpienia łatwiej jej to przychodziło gdy byli sami. Co by zrobiła bez niego?
- Będziesz na siebie uważał, prawda? - zapytała, zbliżając swoją twarz do jego. W jej głosie słychać było zarówno nadzieję, jak i obawę.
- Będę o nas dbać - zmienił nieco deklarację, której domagała się Tiri. - Wszystko będzie w porządku - zapewnił.
Grzechem byłoby nieskorzystanie z okazji, z chwili gdy byli razem, gdy nikt im nie przeszkadzałby... w niczym... ale anioł widział, jak bardzo zmęczona jest 'jego' demoniczka. I nie był pewien, czy powinien posunąć się dalej niż przytulenie czy delikatny pocałunek... którym obdarzył Tirię.
Może i była zmęczona, jednak zdecydowanie nie na tyle by nie odpowiedzieć na ów pocałunek. Kto wiedział, kiedy nadarzyć się miała kolejna okazja ku temu by zaznać podobnej bliskości. Tiria zaś tęskniła za owymi chwilami, pieczętującymi ich wzajemne przywiązanie. Spomiędzy jej warg wyrwało się westchnienie, które owionęło usta anioła ciepłym oddechem. Dłonie demonicy uniosły się by wpleść palce we włosy Gonaela i przyciągnąć jego twarz bliżej.
Być może powinni się teraz zająć sprawami poważnymi, dzięki którym mogliby uratować świat, ale... Ich mały świat również wymagał troski, również potrzebował chwil ciszy, spokoju, potrzebował ciepła i czułości.
Na ciche westchnienie Gonael odpowiedział kolejnym, tym razem dłuższym pocałunkiem.
Do hałasu czynionego przez żywioł, doszły po chwili i inne odgłosy, napędzane siłą bynajmniej nie mniejszą niż ta, która powodowała że chata jęczała w sprzeciwie przed takim traktowaniem. Na szczęście świadkiem owych zmagań, które to w jedynej izbie domostwa Ragnara się rozgrywały, był jedynie wiatr, któremu udało się przedrzeć przez szczeliny w ścianach, oraz same ściany.
Wyczyny te okazały się być wystarczające by do końca wymęczyć młodą demonicę. Sił starczyło jej jedynie na to by poświęcić je na dokończenie zdejmowania tych części garderoby, które jeszcze się na jej ciele ostały. Zawinięta w skóry odczekała aż Gonael dorzuci drwa do pieca i powróci do niej by otoczyć opiekuńczymi skrzydłami. Dopiero wtedy, spełniona i odprężona, usnęła.
Gonael przez chwilę jeszcze leżał, wsłuchując się w spokojny oddech Tiri, a później i jego zmorzył sen.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172