Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2016, 13:31   #141
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pobudka nastąpiła w nieco cichszych okolicznościach niż te, w których przyszło Tirii zasnąć. Nie spieszyło się jej jednak do wstawania. Ciepło anielskiego ciała było wystarczającym powodem by pozostać nieco dłużej pod nakryciem z czarno-białych piór.
- Śpisz? - zapytała po dłuższej chwili, która minęła od momentu, w którym otworzyła oczy.
- Nie - odpowiedział Gonael. - Ale za dobrze mi, żebym miał wstawać. I chyba jeszcze jest dość wcześnie. Można się nacieszyć byciem razem.
Pocałunkiem zastąpił popularne słowa 'dzień dobry'.
Pocałunkiem, na który Tiria odpowiedziała, przylegając ciaśniej do Gonaela. Dłoń spoczęła na jego piersi, a opuszki palców rozpoczęły leniwą wędrówkę po skórze.
- Ucieknijmy - zaproponowała, gdy ich usta się rozdzieliły. Nie trzeba było jednak być szczególnie spostrzegawczą istotą by odkryć, że był to jedynie lekki żart, chociaż nie pozbawiony pewnej nutki tęsknoty. Swoboda podróżowania tylko we dwoje coraz wyraźniej o sobie przypominała, kierując myśli Tirii do czasów które już minęły.
- Na koniec świata i jeszcze dalej? - podobnym tonem odpowiedział Gonael.
Odpowiedział również na pieszczotę, gdy jego dłoń zaczęła wędrować po ciele dziewczyny, odwiedzając pewne... interesujące krągłości. Jedna noc... to było zdecydowanie za mało. I za krótko.
- Zdecydowanie dalej - odpowiedziała wesoło, z ochotą podążając w kierunku, w którym zmierzały starania anioła.

W jakiś czas później, przy zdecydowanie jaśniejszym blasku słońca, który wpadał przez różnorakie otwory, jakich chata Ragnara miała więcej niż było to wskazane, Tiria wraz z Gonaelem ponownie opadli na posłanie ze skór. Demonica czuła przyjemne pulsowanie mięśni, które bez wątpienia zakosztowały nieco więcej aktywności niż przez ostatnie dni, a raczej noce. Nie bacząc na brak odzienia, usiadła przy odpoczywającym aniele i przeciągła się rozkosznie, wzdychając przy tym z zadowoleniem. Humor wyjątkowo jej dopisywał czego objawem był nie znikający uśmiech.
- Jestem głodna - oświadczyła wesoło, gładząc przy tym jedno ze skrzydeł.
- Śniadanie do łóżka? - zaproponował.
Przytaknęła ochoczo owej propozycji. Nie lubiła wstawać wcześniej niż było to konieczne.
- Jak myślisz, ile czasu nam zostało nim tamci - wskazała na klapę w podłodze - wyjdą na powierzchnię?
- To zależy od tego, czy wcześnie zgłodnieją. - Anioł uśmiechnął się lekko. - Sądzę, że mamy jeszcze parę minut. W sam raz na odrobinę przyjemności.
- Śniadanie? - zasugerowała z niewinnym uśmieszkiem, spoglądając na anioła wyczekująco. Skoro sam zasugerował…
- Jak tylko się ubierzesz... - Gonael rzucił okiem na zwykle nie prezentowane całemu światu fragmenty ciała demonicy.
- Skoro nalegasz - odparła, wygrzebując się z posłania by bez zbytniego pośpiechu zacząć zbierać części garderoby, które zwyczajowo porozrzucane były wokoło bez składu i ładu. Nie znaczyło to bynajmniej, że miała zamiar rezygnować z wylegiwania się. Z każdą jednak chwilą rosło ryzyko zwiększenia się liczebności osób goszczących w chacie Ragnara, a demonica nie była jednak jakoś szczególnie skłonna by wychodząca z piwnicy parę przywitać tak, jak stała.
Anioł, miast zabrać się za szykowanie jedzenia, z niekłamaną przyjemnością przyglądał się swej towarzyszce, której działalność wprawiała w ruch pewne fascynujące krągłości.
Mógłby tak siedzieć i patrzeć godzinami...
Tyle, że owe godziny nie były mu dane. Tiria niedbale zarzuciła na siebie suknię, nie marnując czasu na zakładanie butów. Skoro i tak nie planowała chwilowo na żadne spacery się wybierać, nie licząc tego powrotnego, który miał ją zawieść z powrotem na posłanie, nie było sensu kłopotać się obuwiem. Postarała się jednak, co akurat nie było jej zwyczajem w żadnym stopniu, by reszta odzienia znalazła się we względnym porządku i w pobliżu posłania. Ot, co by później za tym wszystkim nie latać gdy już drużyna ponownie się zbierze.
Gonael, z pewnym żalem oderwał wzrok od Tiri, ubrał się do końca, po czym wyciągnął z plecaka wiktuały, chcąc zrealizować przedstawioną wcześniej propozycję.
- Czym chata bogata... - powiedział.

Nie da się ukryć, że zdążyli w ostatniej chwili.
Ledwo Tiri zabrała się za chleb, który Gonael jej podał, gdy klapa broniąca wstępu do piwnicy, została podniesiona. Chwile swobody zostały zakończone i czas nadszedł by wyruszyć na poszukiwania elfki, a następnie na zajęcie się skarbem hobbita.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 20-06-2016, 21:29   #142
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Koczowisko


Jeptha zaproszono na ucztę na tyle późno że ten nie zdążył się odpowiednio przygotować. Ostatecznie w przyniesionym przez kogoś kuble wody tylko obmył sobie dłonie i sprał największe brudy ze swego eleganckiego kaftana. Przed udaniem się do namiotu przypiął sobie specjalnymi zaciskami czarny trójrożny kapelusz z niewielkim czerwonym piórkiem na przednim rogu, zapiął ów kaftan na dwa środkowe guziki i związał ściślej szkarłatną chustę przy szyi. Po zaanonsowaniu wkroczył powoli lecz pewnie do środka, przed stolikiem zdjął kapelusz i umieścił pod pachą po czym lekko skłonił się generałowi po nawiązaniu z nim kontaktu. Tak jak go poproszono tak usiadł kapelusz zawieszając na krawędzi oparcia krzesła, gdyż wydawało mu się to rozsądniejsze i bardziej eleganckie od przesuwania zastawy na stole by zrobić miejsce czy trzymania go na kolanach.
- Jaki ten świat mały, jeszcze niedawno byliśmy więzieni w sąsiednich klatkach! - zagaił do Tehanu - - Zdążyliśmy już się poznać, ale ze względu na wiele przygód i wrażeń chyba nie spamiętałem pana godności. Jepth Nottle, skromny naukowiec i odkrywca, do usług - przedstawił się unosząc z krzesła i wykorzystując okazję postanowił nabrać sobie nieco jedzenia na swój talerz. Etykieta zabraniała przynoszenia swoich sztućców na spotkania oficjalne toteż musiał sobie radzić z tym co mu dano. Ale długo jego ból nie trwał bo był bardzo głodny, na sam widok zastawionego stołu kiszki zagrały mu marsza.
- Wszystko zależy od kierunku w który się pan udaje. A do gnoma zajrzę, ale za kilka chwil, już nie pamiętam kiedy widziałem tak wiele jadła.

- Dzięki. Skoro chcą to zajrzę do nich potem. Czy medyk przedstawił moją propozycję? - Zainteresował się kotołak. Potem uwagę poświęcił marlowi.
Techanu uśmiechnął się do Jepth’a.
- Tehanu Tahir. - przedstawił się krótko - Ja, to jadę tam gdzie biją. A dokładniej tam skąd się biorą potwory. Nadal chętny?

- Oczywiście. W takim układzie mamy dosyć zbieżne cele. A w miejscach takich jak okolice Rozdarcia lepiej mieć dobrego towarzysza, który osłoni tył. Wojownik ze mnie przeciętny, ale mam nadzieję, że jakoś się przydam - odpowiedział zadowolony z obrotu spraw marl. Po nałożeniu sobie porcji pieczeni i oblaniu jej jakimś smakowitym sosem sięgnął dłonią do swojej maski. Siedzący obok mogli usłyszeć świst przelatującego przez filtr powietrza po czym Jepth wykonał okrężny ruch dłonią umożliwiający odłączenie aparatury od reszty co zaowocowało również cichym kliknięciem. Jak się później okazało to na miejscu została jedynie górna część filtra odpowiadająca zapewne za dostarczanie bezpiecznego dla marlów, specjalnie zatrutego powietrza bezpośrednio do nosa. Dzięki takiej konstrukcji Jepth mógł spokojnie oddychać, delektować się zapachem potraw i jednocześnie jeść. Z mówieniem byłoby troszkę gorzej, ale jaki dobrze wychowany marl rozmawia w trakcie posiłku? Podzielił sobie mięso na kilka porcji, sięgnął też po pajdy chleba do zagryzania. Po wszystkim po prostu nabrał małą porcję jedzenia i poprzez otwór w masce wprowadził pokarm do ust, które ciężko było ujrzeć z racji, że głowę miał nieco pochyloną do przodu.

Tehanu przyglądał się operacji z fascynacją godną 6 latka obserwującego mrowisko.
- Sam się tam nie wybieram. - Uspokoić marla. - Więc z tym ubezpieczaniem to jakoś powinno wyjść. - “O ile jakoś się ogarnął” Pomyślał złośliwie. “Ciekawe czy oni też mają takie straty” Pomyślał o demonach. - Jak na razie z demonami nie szło mi za dobrze. Jeden poległ drugi się na mnie wypiął - wskazał kawałkiem mięsa nabitym na nóż Azriela. - Ale jak każdy będzie robił to w czym jest dobry to jakoś się dogadamy nie?

- Nie wypiąłem… Nie nadaję się na ratowanie świata. A przynajmniej nie w walce z tym gónem. Zostanę z Griffem. - odciął się demon skupiając się na jedzeniu
- Świetnie! - mruknął Griff, obgryzając rękoma jakiś kawał udźca - Gdybyście potrzebowali zapasów na drogę - dodał połykając kęs mięsiwa - Nirealla wam pomoże, powiedzcie że was przysłałem. A tak swoją drogą, ładna bitwa, nie? Okazaliście się nie ocenioną pomocą. Dziękuję wam za to. Jakbyście potrzebowali mojej pomocy i moich ludzi dajcie mi jakoś znać.
W tym momencie zabrał głos minotaur, jeden z przybocznych Griffa.
- W namiocie maga znaleźliśmy jakieś księgi i zapisku, nam i tak się to nie przyda. Możemy im je oddać, wiadomo jaką mają misję, może się im to w czymś przyda? - zaproponował, a Griff spojrzał na niego i pokiwał głową z aprobatą.
- To jest bardzo dobry pomysł. Przyjdźcie do mnie jak będziecie wyruszać, przygotujemy wam to co tam znaleźliśmy.

Jepth pokazał gestem ręki na talerz a potem na filtr maski, dając znak że chciałby najpierw zjeść zanim będzie kontynuował rozmowę. Umożliwiło to nawiązanie dialogu pomiędzy kotołakiem, generałem a demonem, któremu się oczywiście przysłuchiwał. Pod koniec posiłku zaczął dopadać go lekki kaszel i drapanie w gardle toteż uznał, że czas na chwilę odpoczynku i na nowo zamontował filtr i zrobił kilka solidnych wdechów.
- Uprzedziłeś właśnie me kolejne pytanie, drogi panie Tahir - zaśmiał się - Raduję się że będzie nas więcej. Pokładam nadzieje w mej skromnej osobie iż przydam się w dalszej podróży - będąc w niewoli marl mógł sprawiać wrażenie nieco obłąkanego jak to całkiem słusznie odebrał Tehanu tak teraz zachowywał się jak pan z dworu podczas wieczerzy na zamku, o ile wybaczy mu się nieco ubrudzony strój, który skrojony był wedle mody klas średnich z delikatnymi zapożyczeniami z wyższych panującej na wyspie Marla. Oczywiście pozbawiony był wielu niewygodnych w podróży dodatków i utrzymany w kolorystyce bliskiej naturze. Marlowie często taki rodzaj ubioru uznawali za strój podróżny, który jednocześnie pozwalał noszącemu usiąść przy wspólnym stole pomiędzy innymi damami i panami - Na dzieleniu się funkcjami i pełnieniu ich jak najsolidniej opiera się kooperacja w drużynie, więc z mojej strony może na mnie pan liczyć, panie Tahir - pozwolił sobie zauważyć Jepth. Na informacje o magicznych księgach nijak zareagował bo nie była to jego bajka, zaś nadal nosił w sercu uczucie ośmieszenia po nieudolnej próbie sabotażu wynalazku gnoma i nie miał ochoty przechwalać się dokonaniami na polu bitwy. Bardziej zainteresował go sam mag - Namiot maga? Faunami rządził jakiś szaman? A skoro już dyskutujemy na temat bitwy moglibyście mnie naprostować i rzec, gdzie podziała się ta wywerna? Przysiągłbym, że pamiętałem, gdzie upadła. Zajrzałem tam i nic, jakby się rozpłynęła.

Tehanu pozwolił Jepth’owi dokończyć posiłek w spokoju i zajął się rozmową z Griffem. Każdy lubi jak go chwalą więc odparł nawet uprzejmie.
- A nie najgorsza. - Uśmiechną się i uniósł kubek z winem w kierunku generała. - Każda bitwa którą się przeżyło jest dobra. Nie omieszkam się zaopatrzyć u Nierlli czeka nas daleka droga a zapasy przyśpieszą podróż. Notatki tego koziego wypierdka się przydadzą. Może nie wszystko wyśpiewał nim zdechł. Kto wie co to to się mu we łbie ulęgło. Elfka to przynajmniej spróbowała sprzątnąć bajzel jaki narobili a ten z dupy strzelał nad swoim losem. Za wszelką pomoc… dzięki - Powiedział to z miną człowieka który rzadko dziękuje ale jak już to robi to szczerze. Potem zwrócił się do Marla.
- No czarodziej, żaden szaman. Rasowy czarodziej. To on się zamienił w wywernę i jak go przebiliście oszczepem to zamienił się na powrót z kozła. - wyjaśnił

- Od dawien dawna nie dane mi było słyszeć o czarodziejach. Myślałem, że po otwarciu portalu wszyscy postanowili się odciąć od swych społeczeństw i żyć jako pustelnicy. Temu najwyraźniej zbrzydło mieszkanie w jaskini i postanowił zabawić się w zbója - marl parsknął śmiechem - Toż cieszę się, że udało się go nam pochwycić i ukatrupić bo tylko na to zasługiwał. Rozumiem, że to był pana sposób na odpoczynek pomiędzy wędrówkami do Rozdarcia? Nader ciekawy muszę przyznać.

- Takie hobby łączy przyjemne z pożytecznym. - odparł z rozbawieniem - No do kolekcji jeszcze paru mi brakuje. A mają coś co nam jest do szczęścia koniecznie potrzebne. Więc jadąc ze mną pewnie się na jakiegoś jeszcze napatoczysz. A co do ich pustelnictwa nie liczył bym za bardzo. Z toporem nad karkiem większość z nich odkrywa że jednak ich życie nawet po takim świństwie jest więcej warte niż nam maluczkim się wydaje. Na szczęście mają śmiertelne uczulenie na pocieranie żelazem.

- A cóż magowie mogą mieć co może nam sprawić wiele szczęścia prócz owych ksiąg i zwojów? - tu wskazał na generała i minotaura - Przyznam, że nie param się magią jak i wielu mych pobratymców, toteż magowie nie są dla mnie i mojego ludu w żaden sposób wartościowi. Ale księgi przydadzą się bo być może kiedyś uda się nam wykorzystać ową tajemniczą energię do napędzania jakiejś skomplikowanej maszynerii… - zaczął już mówić bardziej do siebie nieświadomie przełączając się na tryb rozmyślań, lecz w porę się opamiętał - W każdym razie myślę, że ubicie ich nie doprowadzi do zamknięcia Rozdarcia jeśli chodzi panu o wartość ich nędznych żywotów.

- Widzę że wstępnie się dogadaliście… - powiedział z uśmiechem Griff, odpychając od siebie pusty, blaszany talerz - Miło mi było połączyć was w jedną drużynę. Swoją drogą marlu, ten z którym przybyłes do naszego obozu wykorzystał zamieszanie związane z bitwą i dał drapaka z klatki. - westchnął - Szkoda, bo mógł teraz siedzieć tutaj razem z nami.

Tehanu przez chwilę rozważał ile warto mu powiedzieć w końcu się odezwał do marla
- Do otwarcia magowie użyli klucza, i ten klucz potrzebny jest do zamknięcia. Cześć tych śmierdzieli zakitrasiło jego fragmenty jak spieprzali z podkulonymi ogonami. I jak widać niektórzy nie chcą się z nimi rozstawać i trzeba im w tym pomóc. Chociaż może nie każdy będzie taki uparty. Jak by który dał po dobroci też nie będę kręcił nosem. Jak tańczy żelazo krew się leje z każdej strony po co więc było by ryzykować no nie? - Zapytał retorycznie na koniec.

- Cóż, jaszczuroczłek wybrał świadomie. Nie będę go osądzał bo gdyby nie on to zapewne cała przygoda potoczyłaby się nieco inaczej. Niekoniecznie równie szczęśliwie dla mej skromnej osoby - marl również na chwilę odsunął swoje naczynie i na zwolnionej powierzchni ułożył złożone niczym do modlitwy dłonie - Słyszałem legendy, lecz jestem z natury sceptyczny i potrzebuję niezbitych dowodów na poparcie tezy. I owy mag, z którego życie niedawno uleciało dzięki nam miał ten nieszczęsny fragment? Trzeba też brać pod uwagę fakt, iż przyjmując założenie o sukcesie naszej wyprawy i ostatecznym zamknięciu Rozdarcia wszystkie chodzące i wrastające abominacje bynajmniej nie muszą zniknąć z naszej ziemi. Ale to nie jest jeszcze teoria tylko subiektywne założenie. Aby to sprawdzić musimy dostać się do portalu. Ciekaw jestem czy odcięcie tych stworów od pierwotnego świata w jakikolwiek sposób je osłabi. Tu pozwolę sobie zauważyć jedną rzecz - uniósł palec wskazujący by zwrócić na siebie uwagę rozmówców - Stwory i demony można zabić, nieco gorzej ma się sprawa tej piekielnej narośli zwanej Krwawym korzeniem. Nawet mój lud nie znalazł jeszcze ostatecznego lekarstwa. A korzeń rozwija się w zastraszającym tempie, nic sobie nie robi choćby z wydzielin z cudownych drzew porastających mą rodzimą wyspę. To może popchnąć nas do kolejnego już założenia, że korzeń potrzebuje zupełnie innych warunków do rozwijania się. Obawiam się, że może on być bardzo śmiercionośnym chwastem, który żeruje na naszych roślinach i wszyscy możliwi bogowie wiedzą do czego jeszcze może być zdolny. Niestety nie jestem na chwilę obecną w stanie w żaden sposób pomóc, nawet jako naukowiec - kończąc swój przydługawy wykład prowadzony nieco monotonnym i spokojnym tonem postanowił dokończyć swój posiłek, więc na nowo wyłączył się z aktywnej dyskusji na rzecz uważnego słuchania.

- Twój sceptycyzm nie ma tu nic do rzeczy a ja nie mam cierpliwości czy chęci cię przekonywać. Elficka czarodziejka wpadła na pomysł dała wskazówki a ktoś ją w podziękowaniu zaszlachtował. Jak na razie jej notatki się sprawdziły bo miał ten fragment. Możesz jechać ze mną i pomóc albo jechać samemu. Co do całej reszty. Nie znam się ale trzeba działać po kolei. Najpierw zamkniemy przejście potem reszta. Ot cała filozofia - Tehanu dał się poznać ze swojej zwykłej strony.

Marl nie odpowiedział od razu. Spokojnie dojadł resztę pieczeni, wszystko to popił jakimś trunkiem przypominającym w smaku piwo i dopiero wtedy nałożył filtr ponownie. Jak wcześniej złożył ręce na stole i skierował szkiełka maski w stronę Tehanu - Jak już mówiłem, dopóki twym ostatecznym celem jest Rozdarcie tak długo możesz liczyć na me wsparcie. Jeśli drogę do ostatecznego celu zawadzi nam coś co zmusi do pójścia okrężną drogą lub od tego będzie zależeć dalszy sens wyprawy to dołożę wszelkich starań by ową przeszkodzę z drogi usunąć. Wybacz, za moją komplikację, drogi panie Tahir. Przyzwyczaiłem się do głośnych rozważań, które powinienem zachować dla siebie - tu położył prawą dłoń na lewej piersi i lekko skłonił głowę po czym spojrzał na generała - Generale, po pochwyceniu przez fauny straciłem resztę mojego i tak skromnego dobytku, zaliczam do niego również konia. Czy jeśli pan Tahir zażyczy sobie podróży konno to mógłbym tutaj takowego zdobyć? Nie jestem zwolennikiem żebractwa, ale muszę się przyznać, że nie mam nic na wymianę więc zrozumiem odmowę - nie miał aż takiego tupetu by brać jeszcze jakiekolwiek inne zapłaty za uczestnictwo w bitwie na które sam się zgodził wedle niepisanej umowy, a jej warunki zostały spełnione.

- To mi wystarczy. - Tehanu odparł na deklarację marla - No chabeta mu się przyda. Na piechotę zejdzie nam pewnie do następnych śniegów. - Poparł prośbę nowego towarzysza. - Jak wszystko pozałatwiali byśmy dzisiaj to ruszyli byśmy jutro wraz ze wschodem słońca. - Zaproponował.

Generał chwilę podumał, aczkolwiek nie zabrało mu zbyt wiele czasu, bowiem widać po jego psim pysku było iż jest wdzięczny.
- Myślę, że o konia będzie ciężko, chyba że masz na myśli jakiegokolwiek wierzchowca. W obozie faunów znaleźliśmy kilka didelisów. Fauny oraz inne rasy, szczególnie na pustynnym południu wykorzystują te ptaszki tak jak my konie czy koniopodobne istoty… Każę moim ludziom znaleźć do jednego pasującą kulbakę i przyprowadzić pod mój namiot.

Marl kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Po krótkiej przerwie na przetrawienie poprzedniej strawy nałożył sobie drugie danie i skonsumował je już bez udzielania się w rozmowie. Po opróżnieniu miski oraz kubka i nałożeniu filtra rzekł - Posiłek był bardzo pyszny, dziękuję za zaproszenie i pozdrawiam lecz czeka mnie jeszcze trochę przygotowań do jutrzejszej podróży. Gdybym był potrzebny najprawdopodobniej znajdzie się mnie jeszcze przez jakiś czas u kwatermistrza Jarquela. Potem zapewne będę gdzieś w obozie, nie planuję wycieczki do lasu. Ich będę mieć jeszcze na długi czas dość - ostatnie zdanie powiedział chyba bardziej do siebie. Skłonił się nieco generałowi, jego przybocznym i Tehanu, założył trójrożny kapelusz na maskę i spokojnym krokiem wyszedł poprawiając nieco swój kaftan chwytając za kołnierz.



Tak jak wcześniej sobie zaplanował tak zrobił, więc po wyjściu z namiotu gdzie jeszcze w najlepsze trwała uczta udał się do innego, należącego do gnomiego kwatermistrza. Pozwolił sobie odsłonić zasłonę i wejść powoli do środka.
- Jarquel? Doszły mnie słuchy, że chciałeś mnie widzieć - zawołał rozglądając się po namiocie szukając śladów egzystencji gnoma.

Z głębi namiotu dało się słyszeć czyjeś głębokie westchnięcie i odgłos odkładanych narzędzi, balista zdemontowana z wozu znajdowałą się pośrodku namiotu. Po chwili pojawił się i sam gnom.
- Tia. - zagadnął - Chciałem Ci podziękować nim wyruszysz z obozu. Dlatego przygotowałem Ci mały upominek. Poczekaj tutaj. - mały człowieczek zanurkował między skrzynie i stojaki na broń, długo nie wracał - Jest! Weź to, dobrze się sprawiłeś w czasie bitwy, więc tak Ci to wynagrodzę. - w drobnych, gnomich dłoniach spoczywało coś co przypominało dobrze wykonany sztylet - Niewiele, ale więcej Ci nie dam. - samo ostrze miało 50 centymetrów - Bierzesz?
Broń wyglądała na naprawdę solidną i drogą.


- Nie masz za co dziękować - odpowiedział marl tym swoim sennym tonem - Podarek jak widać nie jest byle jaki, ale obawiam się, że nie mogę. W pewnym momencie zapomniałem, że i ja i ty jesteśmy po tej samej stronie i próbowałem z czystej zawiści zniszczyć Twój wynalazek - wskazał palcem na ową balistę - Pęknięta cięciwa to również moja sprawka, ale jak widać los się zemścił. Gdybym wziął ten sztylet to pogrzebałbym resztki honoru jakie odzyskałem wyznając w tej chwili wszystko. Ja osiągnąłem co chciałem dzięki wygranej, bowiem sam nie odzyskałbym swego dobytku. A tak sprawa została rozwiązana w iście perfekcyjny sposób - założył ręce na plecy nawet nie opuszczając głowy na sztylet. Nie miał zamiaru również go odbierać.

Twarz gnoma z pogodnej i przyjaznej, powoli zmieniała się w pełną gniewu i złości, drobna dłoń zacisnęła się na rękojeści sztyletu, aż ta zbielała. Po chwili jednak do gnoma wrócił uśmiech.
- Było minęło, to zaszczyt że marl tak się wystraszył mojego geniuszu. A teraz albo weźmiesz ten sztylet w ręce, albo wyjdziesz z nim w żebrach. - gnom uśmiechnął się za słodko, szyderczo - A więc? Jak będzie?

Gula która rozpychała wnętrzności Jeptha momentalnie zaczęła się zmniejszać by ostatecznie zniknąć, a nosicielowi dając wytchnienie. Nie spodziewał się takiej reakcji Jarquela. Spojrzał w końcu w dół na niego bądź na sztylet, zawahał się przez chwilę pocierając nerwowo dłonie o siebie po czym złapał ostrożnie za ostrze sztyletu oczekując aż gnom puści broń - Dziękuję, mam nadzieję, że uratuje mi kiedyś życie albo zdrowie. Sam jednak nie mam co Tobie dać. Ale jeśli los będzie mi sprzyjać i wrócę z wyprawy cały i zdrowy to być może jeszcze się spotkamy. A wtedy będę w stanie jakoś się odwdzięczyć - odpowiedział nieco niepewnie. Nie był przyzwyczajony do aż takiej wylewności, w dodatku podczas rozmowy z gnomem. Jak widać wystarczy odpowiednie zagrożenie by wszyscy stali się dla siebie przyjaciółmi.

Gnom oddał sztylet bez problemu, po czym splótł ręce na torsie i patrzył na marla chwilkę.
- I? Czego tu jeszcze szukasz? Nie masz jakiś innych spraw do załątwienia?

Jepth przez chwilę zdawał się być nieobecny gdyż zamarł w bezruchu. W końcu jednak wybąknął - Tak, oczywiście. Muszę jeszcze przygotować się do podróży… - i obrócił się na pięcie by wycofać się żwawym krokiem z namiotu Jarquela.



Przez resztę dnia przygotowywał swój ekwipunek do czekającej go rano podróży. Musiał naprawić maskę za pomocą swojego nieocenionego zestawu naprawczego. Materiał skóry był na tyle gruby, że dało się ją zaszyć bez zdejmowania przy lustrze wody z beczki. Szwy wzmocnił żywicą podobną do tej, jaką wręczył mu gnom w czasie bitwy. Potem w zaciszu rzucanego przez drzewo cienia przy użyciu zapasu prochu, znów niezbędnej żywicy, kawałków papirusu oraz ołowianych kul skręcał sobie brakujące patrony do swoich samopałów i umieszczał ładunki w ładownicy. W sprawie nowego wierzchowca musiał sobie trochę pospacerować, ale ostatecznie na polecenie generała Griffa marl otrzymał dosyć niepospolite w jego stronach zwierzę. Lekko ponad dwumetrowe bydlę ryło pazurami ziemię i szukało w niej jakichkolwiek ziaren i gdakało cicho. Pewnie gdyby musiał za niego zapłacić to szybko by odmówił, ale darowanemu konio... kurczęciu nie zagląda się w dziób.

 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 21-06-2016 o 07:20.
Ziutek jest offline  
Stary 22-06-2016, 23:23   #143
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Kończąc nakładać maść na ramię Reevy, przyłożył jej na skórę jeszcze szeroki liść leczniczego ziela i staranie obwiązał to wszystko jednym z kilku materiałowych bandaży, które nosił przy sobie. Przynajmniej teraz nie syczała niczym wąż jak chwilę wcześniej gdy przemywał jej skaleczenia spirytusem. Pomimo wciąż panującego w piwnicy mroku rozświetlanego promienie słońca prześwitujące przez szpary w klapie oraz chwiejny błysk ognia lampy oliwnej oboje nie mieli problemu, żeby widzieć choćby kontury najbliższej im przestrzeni.
- Zobacz, zamknęli nas tu - odezwała się Reeva, której spojrzenie skierowane było w górę. - Pewnie za mocno chrapałeś - dodała z rozbawieniem. Skrzywiła się nieco, gdy mocniej naciągnął bandaż.
Saurio tylko pokręcił teatralnie głową.
- Ach te potwory z Rozdarcia. Musisz koniecznie bardziej na siebie uważać, kolejne takie ugryzienie może się źle skończyć! - pogroził jej palcem.
Reeva zaśmiała się i pokręciła głową nie komentując tego. Mimo skaleczenia idącego od barku przez łopatkę to kobieta sprawiała wrażenie całkiem radosnej tego poranka.
- No to co teraz? - zapytała go biorąc do ręki wisiorek, który miała uwieszony na szyi.
- Wypadałoby sprawdzić, kto i czy na pewno uratował tyłek tej elfce - Set również był w zupełnie niezłym humorze. - Na razie wróćmy na górę. Panie przodem - wskazał jej drabinę.
- I zebrać zioła - wspomniała mu zadanie od wodniaka. - I załatwić tych złodziei rzeczy hobbita… Szykuje nam się pracowity dzień. Weźmy konie, worki i sądzę, że są szanse wszystko obskoczyć dziś - stwierdziła się wykazując sporą dozą optymizmu.
- Jeśli niebo nie spadnie nam na głowy - nawiązał do ulewy z poprzedniego dnia - to twój plan jest jak najbardziej realny - ustawił się za nią i choć zupełnie tego nie potrzebowała, to podsadził ją na drabinę. Korzystając z okazji chwycił ją za kształtny i jędrny tyłek, nie omieszkając go dobrze przy tym zmacać.
- No ruchy ruchy - dodał głośniej by każdy kto był na górze mógł to usłyszeć i przez przypadek nie wszedł w dziurę, kiedy Reeva odsłoni klapę.
- Tylko nie zleć z drabiny przez tą swoją szarmanckość - odparła mu z rozbawieniem kobieta na jego “pomoc”.
Wspinając się po szczeblach czuła dyskomfort spowodowany zabandażowanym ramieniem.
- Zdajesz sobie sprawę, że mam więcej blizn na ciele po twoich pazurach i zębach niż w wyniku walki ze stworami z Rozdarcia? - stwierdziła Reeva z udawaną pretensją w głosie.
- Wiesz jak to się mówi. Im więcej potu na treningu tym mniej krwi w walce - lekko nadużył tego powiedzenia, ale był w takim nastroju, że mógłby się tak miło przekomarzać cały dzień.
Tymczasem kobieta odsunęła klapę i wygramoliła się do chatki. Saurio przeciagnął się jeszcze i też szybko wdrapał się na górę.
Zapowiadał się naprawdę owocny dzień. Żeby tylko nie padało...
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 23-06-2016, 22:57   #144
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Klapa leżąca na wejściu do piwnicy otworzyła się powoli i dość hałaśliwie. Pierwszą osobą, która wystawiła głowę była Reeva. Skinieniem przywitała się z demonicą i aniołem. Stanęła zaraz obok dziury w podłodze by zrobić miejsce jaszczurowi który wyszedł zaraz za nią.
- Mam nadzieję, że się wyspaliście, bo czeka nas dziś wielce pracowity dzień - powiedziała złotowłosa odruchowo masując sobie lewe ramię. Towarzysze mogli spostrzec że spod kołnierza jej koszuli wystawał bandaż którego splot wskazywał że sięga jej co najmniej lewego barku. A było to coś, czego wieczorem nie posiadała. Mimo to, po jej twarzy i tonie głosu można było stwierdzić, że jest w bardzo dobrym humorze.
- Jest całkiem duża szansa, że ze wszystkim wyrobimy się. Mamy do znalezienia elfkę, zebranie ziół oraz główny temat czyli znalezienie złodziei rzeczy hobbita - podsumowała wszystko wojowniczka a w międzyczasie podeszła do swojej zbroi ocenić czy wyschła. - Jak będziemy mieli szczęście to może punkt pierwszy i ostatni będą ze sobą powiązane, a drugi załatwimy w drodze by je wykonać - stwierdziła z niecodziennym optymizmem. - Weźmiemy konie, żeby worki z zielskiem nie trzeba było ze sobą taszczyć.
Reeva była wyjątkowo rozgadana, nawet jak na siebie. No i zadowolona - całkiem jakby w nocy zniknęły wszystkie problemy, z jakimi mieli się zmierzyć.
Gonael również miał dobry humor, chociaż nie wiedział, czy z tego samego powodu, co Reeva. A chociaż według niego noc mogłaby jeszcze potrwać, parę godzin na przykład, to nie miał nic przeciwko wyruszeniu w drogę.
A nawet gdyby miał... W końcu podjęli się pewnego zadania i nie wypadało powiedzieć "to wy sobie idźcie szukać elfkę, a my tu jeszcze zostaniemy".
- Już jesteśmy prawie po śniadaniu - powiedział. - Niedługo możemy ruszać.
Mimo iż Tiria była ciekawa, co też stało się Reevie, to jednak ciekawość swą schowała do kieszeni. Nie zaoferowała także swojej pomocy, która widać nie była potrzebna. Zamiast więc robić cokolwiek, skupiła się na kończeniu posiłku, co by nie trzeba było na nią później czekać.
- Co ci się stało, Reevo? - Gonael oderwał się od pakowania i spojrzał na bandaż, którego wczoraj jakoś nie zdołał dostrzec.
- Jak zwykle była nieostrożna - odparł za nią Set. - Lekceważy sobie rany jakie można odnieść w starciu, a czasami wręcz sama do nich dąży. To chyba jakaś forma masochizmu, tylko że potem to ja muszę ją łatać - pokręcił teatralnie swym jaszczurzym łbem. - W każdym razie nie ma czym się przejmować. Pozostaje nam wykonać zadania, które nam nasza dowódczyni narzuciła - uśmiechnął się pokazując dwa rzędy ostrych zębów.
- Same proste rzeczy - stwierdził Gonael, zastanawiając się, o jakich to walkach mówił Set. A może nie chodziło o walkę, a zwykłą potyczkę? Nie zamierzał jednak wnikać w szczegóły.
Reeva spojrzała po panach z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Ja tylko pilnuję, żebyś nie wyszedł z wprawy, towarzyszu - stwierdziła patrząc na Seta. Skierowała wzrok na anioła. - My już jesteśmy po śniadaniu, idziemy przygotować konie. Jak będziecie gotowi to ruszymy. Gonaelu, będę miała prośbę, żebyś obleciał okolicę nim wyruszymy.
- Oczywiście - potwierdził anioł. - A z wyjazdem nie będziemy was opóźniać. Zaraz będziemy gotowi - obiecał za siebie i za Tiri.

Plan na ten dzień mieli już ustalony i pozostawało się już tylko odpowiednio na to przygotować. Po założeniu na Reevę zbroi razem z jaszczurem udali się do stajni.
Ebon był wielce niepocieszony że tyle czasu musiał spędzić w zamknięciu. W efekcie tego drzwi do stodoło w której był razem z resztą koni, były odpowiednio do jego sfrustrowania napoczęte.
Wydawać by się mogło, że ogier stratuje ją gdy otworzyła drzwi by wypuścić zwierzęta. Ale kobieta ani myślała ustępować czarnej masie mięśni górującej nad nią. Rumak zarżał groźnie, lecz nawet to nie sprawiło by właścicielka się usunęła. W końcu Reeva znudzona złoszczeniem się Ebona, chwyciła go za ogłowię i szarpnęła mocno w dół zmuszając zwierza do przybrania uległej pozycji.
Przez chwilę się z nim tak szarpała. Set w tym czasie zdążył już osiodłać Bławatka, poklepać ją i znaleźć jakieś worki na zielsko, które mieli zebrać dla wodniaka.
[media]http://www.buzzwebster.com/wp-content/uploads/2016/05/static.boredpanda.comblogwp-contentuploads201605beautiful-horse-mane-black-friesian-frederik-great-11-a4720f4bc50a60d635dc0f2290c55f14b37c6a55.jpg[/media]
Spacyfikowany Ebon dał się w końcu osiodłać i zabierając jeszcze konia demonicy, wyprowadzili zwierzęta pod chatkę. Wyruszyć mieli gdy tylko anioł wykona oblot okolicy i wróci z informacjami czy nic się nie czai.
Nie wypadało by iść teraz załatwiać sprawę hobbita, trzeba było najpierw choćby spróbować znaleźć Ivyett. Teraz pozostawało skierować się ponownie tam gdzie odpuścili trop. Nie śpieszyli się, bo Set potrzebował czasu by wypatrzyć odpowiednie zioła i z pomocą swojej towarzyszki zebrać do worków. Z pewnością poproszą by Tiria i Gonael pomogli im w tym.
Zebranie ziół, może nawet uzupełnienie własnych zapasów w zielniku Seta.

No i to wszystko dobrze byłoby zrobić przed zmierzchem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-07-2016, 00:51   #145
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Będzie co zjeść w pierwszej kolejności, drób.” Zaśmiał się w duchu kotołak.
- Ja też będę się zbierał jak mam być na jutro gotowy. Dzięki za pomoc.
Wskazał gnolowi wychodzącego marla. Nadal uważał generała za “nadęty krowi pęcherz” niemniej potrafił docenić jego zmianę nastawienia. No i generalnie był zadowolony z obrotu sprawy. Odłamek znaleziony, mag zabity, będą zapasy, wpadło trochę grosza. Szkoda było trochę Azriela. Mruk i w ogóle ale zawsze dodatkowy miecz i cel dla łuczników. Może z Jepethem uda się dłużej podziałać. Gdy w końcu wyszedł udał się do obozowej garkuchni poszukać Nirelli. Znów wszedł do namiotu tylim wejściem. Rozejrzał się przywitał potem zagaił z zadowoleniem w głosie.

- No to się sprawiliśmy, nie?. Jutro ruszamy i będziemy potrzebować zapasy dla dwóch konnych. Griff mówił że możesz pomóc.

Kotołaczka uśmiechnęła się.
- To dla Ciebie. - kobieta wyciągnęła kartkę - To przepis na danie którym Cię częstowałam. Chciałeś, to masz. Smacznego. - wręczyła Ci karteczkę i ruszyła w kierunku magazynu, za który robił drewniany barak połączony z namiotem - Zapakuję wam prowiantu na cztery, może pięć dni zależy od racjonowania… Nie mamy ich za wiele, ale dla bohaterów naszego obozu warto. Ludzie o was gadają, szczególnie rodzice tych dzieci co je uratowaliście. Mieszkają tu niedaleko, piąty namiot na lewo ludzie, a elfia rodzina naprzeciwko, jakbyś chciał do nich zajrzeć. Dokąd zmierzacie teraz?*

- Teraz to na Pustynię Sarską. Szmat drogi. A tam ponoć gorąco. - zażartował. - Będziemy musieli się jakoś wyposażyć na drogę, może przewodnika znaleźć. Ot będzie wesoło.

- Gdybyście podróżowali przez Kocie Równiny, i przypadkiem natknęli się na Klan Geparda, mógłbyś przekazać im że Nira z rodziny Varad jest cała i zdrowa? - dało się słyszeć ze “spiżarni”, a po chwili kobieta pojawiła się w progu wręczając Ci pokaźny worek z jadzeniem - Jeżeli moja rodzina żyje, z pewnością Cię ugości.*


Techanu przyjął pakunek zerkną do środka, porównał zawartość z recepturą i się uśmiechną.
- No to będzie z czego gotować. - Zauważył z uśmiechem.
- Przekaże... - Zaskoczyły go słowa kobiety. Wykonał zlecenie. Zwykle dostawał sakiewkę odwracał się i wychodził. Pełen profesjonalizm. A tu… Rodzicom się nie dziwił. Zwykle koty nie miały głębokich więzi rodzinnych zwłaszcza liczne klany niemniej troska o młode dotyczyła każdej rasy, więc rodzicom uratowanych dzieciaków nie dziwił się że chcą podziękować a może jeszcze jakoś się odwdzięczyć, domyślał się. No ale reszta… dobrze że już tu sprawy załatwili. Nadmierne spoufalanie tworzy więzi. Więzi których nie potrzebował. Zasznurował worek zarzucił na plecy.
- ...i dzięki. Bo droga nam wypadnie przez stepy. Zajdę też do tych dzieciaków. Griff mówił że mnie szukali. - Wyszedł i przerzucił wór przez siodło. “Potem jakoś to rozłożę na cztery sakwy.“
- Może jeszcze wpadnę na śniadanie - Z tymi słowami poszedł szukać wskazanych namiotów.

Namiot znalazł się bez problemu, a raczej to on został wypatrzony przez małą, rezolutną elfkę która podbiegła do niego i krzyknęła:
- Mamo, mamo! To ten Pan Kot mnie uratował i Joachima.
Jakaś elfka, która akurat robiła pranie nad wielką balią z drewna, obróciła swą zmęczoną twarz w stronę Tehanu. Uśmiechnęła się. Z namiotu naprzeciwko wyjrzała głowa chłopca, która szybko się schowała i dało się słyszeć nawoływanie rodziców. Ci też pokazali się w progu swojego “domu”. Mężczyzna rasy ludzkiej najwyraźniej był myśliwym, bowiem wokół jego chaty suszyły się garbowane skóry.
- Witaj! - odezwał się inny głos, to ojciec elfki pierwszy zabrał głos wychodząc z namiotu - Zapraszam do nas na poczęstunek.
- Chwila! Zapraszam do nas, mamy świeżą dziczyznę. - zaoponował człowiek.
Kobiety tylko się roześmiały stając koło swoich mężów, którzy mierzyli się spojrzeniami. Dzieciaki za to nie zważając na sytuację zaczęły się ganiać wokół Tehanu.

“To chyba nie był dobry pomysł” Pomyślał.
- Się nie rozdwoję. No ale niech będzie po kolei - Ukłonił się do elfa - Chyba że chcecie załatwić to między sobą to poczekam. - Dodał rozbawiony.

- Drogi Wojowniku, dlaczego do elfa pierwszego? - zaoponował człowiek - Jeżeli sąsiad wyrazi zgodę, to możemy to zorganizować tutaj, pomiędzy chatkami. Nie będziemy Ci zabierać czasu.

- Taka filozofia.Kto pierwszy ten lepszy. Ułatwia życie, likwiduje dylematy. Ja tu tylko gościem jestem. Było by nieładnie wtrącać się w wasze spraw. - Uśmiechną się dwuznacznie do mężczyzny. Ojciec kiedyś opowiadał anegdotę o bogaczach chcących ugościć księcia ale tak bardzo się kłócili że w końcu zanocował u ogrodnika i to on zyskał w oczach władcy.

Elf na słowa Tehanu lekko skłonił głowę czując że jakakolwiek sprzeczka w tym kontekście była by despektem zarówno dla gościa jak i dla gospodarza. Za to człowiek zdawał się niezrażony.

- To ja karze mojej przygotować na dworze.


Elf Nachylił się do swojej żony szepną kilka słów w swoim śpiewnym języku. Po chwili obydwie kobiety oraz prawie siłą zagonione do pomocy dzieciaki zakrzątały się przy ławie i naczyniach.

- Może nie jest to wiele ale zważywszy na naszą sytu… zaczął elf ale człowiek wciął mu się w słowo.
- Nie no bez przesady. Tak zastawionego stołu nie powstydził by się nawet generał.
I faktycznie dwie rodziny zastawiły pełen stół. Choć jedzenie było proste wyglądało i pachniało smakowicie, takie faktycznie było aż mieszkańcy pobliskich namiotów zaglądali ciekawie.
- Ty nie masz dzieci - zaczął elf - To widać. Dlatego tym bardziej jesteśmy wdzięczni. W takich czasach te małe smyki
- Są naszym skarbem większym niż to. - Człowiek wskazał na zastawiony stół.

Tehanu ich rozumiał. Dzieci były skarbem całej osady nieważne czy dominowała relacja rodzinna czy klanowa. No i miał rodzeństwo. Pomimo szorstkiej skorupy, niespożytej energii dzieci które co rusz dopadały go przeszkadzając, przyjemnie było obserwować te dwie rodziny. Mężczyźni pomimo pozornej niechęci dość dobrze się uzupełniali. Ot taka szorstka przyjaźń. Pomimo usilnych prób rodziców posiłek z dzieciakami przedłużał się. W końcu ojcowie musieli wziąć sprawy w swoje ręce. Zagonili latorośle do namiotów i wrócili z pakunkami człowiek z opasłą beczką którą postawił przed kotołakiem. Elf niewielką szkatułką.
Elf odezwał się pierwszy wykorzystując chwilę którą potrzebował Juan aby się wysapać.
- To - otwarł niewielkie puzderko - Było przekazywane u nas w rodzinie. Pierścień rzemieślnika. Jak pokarzesz to elfom naprawdę niewielu odmówi pomocy. Pamiętaj tylko otrzymałeś go do Emanel’a eap Dergen’a ana flugardi. Flugardi to mój tytuł rzemieślniczy. Po tym poznają że to dar od elfa.
- Pff. - Żachną się Jona - Słyszałem pogłoski. Tam gdzie lezą błyskotki co najwyżej za balast zrobią. To jest iście królewski dar. - poklepał beczkę z błyskiem w oku - Za to możesz tutaj kupić… co zechcesz. - No może poza miejscówką a’la generał. Pierwszorzędna peklowana dziczyzna. Droższe niż złoto smaczniejsze niż masełko. A jak zatopić w zimnej wodzie będzie dobre nawet po zimie. - Zachwalał z namaszczeniem mięso.

- To są iście królewskie dary - “Także dary trzeba umieć przyjmować” Mawiał jego ojciec. “Choćbyś dostał kosz rzepy, ciesz się jak ze skrzyni złota.” - Zważywszy na sytuację - Mrugną o myśliwego lub rzeźnika.

Pośmiali się jeszcze chwilę i pożegnali. Tehanu planował początkowo wprosić się na nocleg ale skoro kolacja była powodem do utarczki wolał nie myśleć ile zamieszania było by z noclegiem.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 24-07-2016, 16:24   #146
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Wybrzeże

Gonael rozpiął skrzydła i paroma ruchami wzbił się w powietrze, gdy tylko był gotowy. Widok z góry był naprawdę piękny, lecz dla anioła który większość świata widział z takiej perspektywy niczym się nie wyróżniał. Zabawne bowiem anioły o wiele bardziej zachwycały się widokiem z ziemi, za to istoty nie lotne podziwiały obraz z lotu ptaka. Utrzymywanie średniej wysokości pozwoliło aniołowi dostrzec zniszczenia jakie w lesie poczyniła burza. Połamane drzewa i porozrzucane elementy opuszczonych domostw które wiatr rozpruł walały się tu i ówdzie. Na szczęście z góry było widać iż dom hobbita został nienaruszony, a on sam uganiał się wzdłuż brzegu za wyrzuconymi przez morze fantami.

Niedaleko odkrytego wcześniej pobojowiska, Gonael nieco dłużej pokrążył starając się wypatrzeć coś nowego, czego nie udało się wypatrzeć wcześniej oraz w miejscu, w którym demonica zauważyła światło. I rzeczywiście, znajdowała się tam niewielka mała, kwadratowa chatka która już dawno temu się prawie rozpadła, a burza tylko dokończyła dzieła. Anioł zszedł niżej.

W zniszczonych ścianach widać było świeże ślady obozowania, ognisko jeszcze dymiło nieznacznie, a to musiało oznaczać że ktokolwiek był tu w nocy musiał niedawno opuścić to miejsce. Być może była z nimi elfka, pytaniem było czy jest z nimi z własnej woli. Anioł wzbił się wysoko, by wypatrywać jakiś ruchów. Na Wybrzeżu Moronzgul nigdy nie było można się było spodziewać wielu traktów czy większych skupisk ludzi niż wioski rybackie, więc też trudno było określić kierunek w którym mogli się skierować domniemani porywacze.

Gonael zaczął zataczać coraz szersze okręgi wypatrując jakiegoś ruchu i w końcu zauważył, daleko od niego w zdziczałym polu owsa, cztery czarne punkciki przedzierały się w stronę południa. Za nimi zostawały wydeptane szlaki. Anioł nie znał motywów tej trójki, bowiem podejrzewał że jedną z kropek jest Ivyet, dlatego postanowił wrócić do reszty i zdać raport.

Decyzja była szybka, priorytetem było pomóc elfce. Osiodłane konie wraz ze swoimi jeźdźcami ruszyli w kierunku zdziczałych pól. Ślady jakie zostawili ludzie prowadziły do nich jak po nitce, już po niecałej godzinie udało się ich dogonić. Dwóch ludzi oraz troglodyta, wśród nich Ivyet. Była ranna, aczkolwiek całkiem nieźle opatrzona.
- Stójcie! – wrzasnął jeden z mężczyzn, odziany w czarną długą szatę, na której był wyszyty jakiś symbol.
- Nie chcemy z wami walczyć, wasza przyjaciółka opowiedziała nam wszystko. – dodał drugi mężczyzna, ten był odziany kolczugę zarzuconą na skórzany pancerz, przy pasku miał średniej długości miecz.
- Jesteśmy zakonnikami z klasztoru na Czarnej Górze, z Zakonu Płonącej Pawęży – znowu zaczął ten w szacie, zdejmując kaptur okazało się że jest już siwiejącym starcem z długą brodą – Przemierzamy świat by walczyć z plugastwem oraz pomagać słabszym. Wasza przyjaciółka powiedziała że po nią przyjdziecie, czekaliśmy jak długo mogliśmy ale musieliśmy ruszyć dalej. Mam nadzieję że to rozumiecie…
- Nie musisz się tłumaczyć Dziadku. – wtrąciła się Ivyet – Oni to świetnie rozumieją. Dziękuję za opatrunki i strawę, ale skoro udało się im mnie odnaleźć pójdę z nimi. Łączy mnie z nimi coś więcej niż ideały – pieniądze.
Nazwany Dziadkiem pokręcił głową.
- Bluźnisz Ivyet, bluźnisz. – troglodyta trzymający się na tyłach zarechotał przeciągle. Również mężczyzna w kolczudze uśmiechnął się pod nosem.

Koczowisko


Skompletowanie zapasów, odebranie nagród i pożegnanie się z osobami na to zasługującymi zajęło nieco więcej czasu niż przewidywaliście, ale w końcu udało się wyruszyć w dalszą drogę. Żegnał was spory tłum, bowiem żołnierze Griffa rozpowiedzieli że planujecie zamknąć Rozdarcie, a to wielu ludziom się spodobało. Swoją eskortę przez puszczę zaoferowały również driady, przez co też opuściliście teren jeziora Cunha bez większych niespodzianek.

Koń Tehanu oraz wierzchowiec Jeptha o dziwo dogadywały się, na swój zwierzęcy sposób. Didelis objuczony w torby marla pokornie deptał za Tehanu od czasu do czasu gulgocząc i rozglądając się po okolicy ptasimi ślepiami. Tehanu uśmiechnął się pod nosem, przyjemnie znowu było być w siodle i choć w ograniczonej drużynie, miał dobre przeczucie co do swojego nowego towarzysza.

Kilka dni później - Trakt Vezyrski

O nazwie drogi jaką podróżowaliście, dowiedzieliście się przez napotkanego przypadkiem człowieka. Krótka wymiana uprzejmości, rozmowa i ruszyliście dalej. Jak się dowiedzieliście, po drodze miała znajdować się niewielka wioska spacyfikowana przez jakieś potwory z Rozdarcia. Człowiek nazywał się Karl i był jednym z niewielu, którym udało się uciec. Teraz kierował się w stronę Koczowiska. Dowiedzieliście się również że znajdujecie się w granicy Królestwa Robarskiego, a Król Vezyr zarządził bardzo skrupulatne przeszukiwania wszelkich podróżnych. Szepnął wam też że nie powinniście na trakcie spotkać żadnych patroli, aż do samych Kocich Stepów. Wy również wsparliście wędrowca informacjami i wieściami, jakimi dysponowaliście.

Wioskę znaleźliście trzy dni jazdy później, lecz smród gnijących, niedojedzonych ciał skutecznie was stamtąd przepłoszył. Po potworach nie było śladów, ale spotkaliście kilka dzikich psów ucztujących na tym co one zostawiły. Zwierzęta nie odważyły się was zaatakować, zajęte wyrywaniem między sobą elfiej dłoni.

Kolejnego dnia w czasie podróży zauważyliście zbliżającego się do was z bardzo dużą prędkością jeźdźca. Marl wziął go z zasady na celownik, a Tehanu pewniej złapał w rękę kuszę. Gdy się zbliżył zauważyliście że ma na sobie całkiem zacną zbroję, a na niej herb królewski.


Jeździec zaczął krzyczeć coś z daleka, ale dopiero po chwili dało się słyszeć wyraźniej.
- Saare upadło! Saare upadło! – Saare była to stolica Królestwa Robarskiego, a co za tym idzie największe miasto oraz zamek w okolicy. – Saare przepadło, Król Vezyr nie żyje!
Jeździec zatrzymał się dopiero przy was, zatrzymując konia.
- Nie jedźcie dalej! Saare upadło, miasto jest stracone. Zamek się jeszcze broni, ale jego dni są policzone. Moloch zaatakował miasto, nigdy nie widziałem tak wielkiej istoty! – gorączkował się – Był wielkości naszych murów, a katapulty, trebusze oraz balisty nie czyniły mu wielkich szkód. Nie jedzcie tam jeśli wam życie miłe!

Moloch była to wydać się mogło legenda, która powstała zaraz po tym jak otworzyły się wrota do Rozdarcia. Wielki niczym obronne mury potwór, zdolny jednym uderzeniem rozedrzeć każdą bramę. Gigant, aczkolwiek nic nie dziwiło bowiem świat za Rozdarciem był niezbadany. Mogły istnieć tam istoty które jeszcze nie przeszły do naszego lub całkiem nim nie były zainteresowane. Wielu uczonych zastanawiało się co tam może siedzieć i płaciło nieźle za żywe egzemplarze niektórych stworów.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 08-08-2016, 13:02   #147
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wojowniczka zaskoczyła z konia i stanęła przed "Dziadkiem". Wieść, że obcy są z zakonu w pewnym stopniu ucieszyła kobietę. Motywy kierujące Ivyet natomiast wcale nie przeszkadzały złotowłosej.
- Bardzo dziękuję za opiekę nad naszą nierozważną towarzyszką - powiedziała uprzejmie, z przyjaznym uśmiechem i wyciągnęła rękę do mężczyzny. - Jestem Reeva, to Set, Gonael i Tiria - przedstawiła siebie i stojących przy niej. - Bardzo chwalebne postanowienie wami kieruje - skomentowała. - Ciekawi mnie za to, co też nasza bardka opowiedziała wam na nasz temat.
Dziadek uścisnął dłoń.
- Jestem brat Anton, ale wszyscy nazywają mnie Dziadkiem, do czego przywykłem. Moi towarzysze to brat Oles oraz brat Ermor. - każdy z wymienionych wykonywał kulturalny ukłon skierowany w waszą stronę. - Z początku mieliśmy ją za chorą na umyśle istotkę, w końcu kto w tych czasach wędruje samemu po lesie? Dopiero gdy Ermor ją opatrzył, Oles zaczął ją wypytywać o to i owo.
- Odpowiedziałam w sumie wszystko. - wtrąciła Ivyet.
- O tak, a potem wydębiła ode mnie kilka sztuk papieru i kałamarz z piórem, jak spisze to wszystko na kartce będzie z tego piękna ballada. - odpowiedział Oles siadając na jakimś powalonym drzewie, uprzednio podwijając zwisającą do kolan kolczugę. - Nie potrzebujecie może pomocy? Co prawda nasza misja trwa już standardowy rok, a w prawach zakonu pisze, że po roku wędrówki zakonnik może wrócić na trzy miesiące na Czarną Górę by odpocząć przed kolejną wędrówką, ale są i tacy bracia którzy pojawiają się w murach naszego zamku raz na siedem lat lub rzadziej… Szczerze powiedziawszy patrolowanie wybrzeża było strasznie nudnym rokiem…
- Chyba nie chcesz podważyć podważyć decyzji Wielkiego Opata Olesie? - Antonowi prawie oczy wyszły z orbit.
Oles tylko wzruszył ramionami.
- Nawet on może się mylić. Zresztą, dobrze wiesz, że moglibyśmy się przydać bardziej gdzie indziej. Większość stworów nie zapuszcza się aż tak blisko słonej wody jakby się jej bało. Co prawda są i takie które do niej lgną, ale wskakują do morza i to już jest sprawa wodniaków…
- Bluźnisz, bluźnisz… - jęczał Dziadek. - Nie wiem jakim sposobem mogłeś zajść w hierarchii zakonu tak wysoko…
- Pewnie dlatego że rozumiał ludzi i potrafił się z nimi dogadać. - odezwał się troglodyta niezwykle cierpkim głosem. - Kiedyś bym nie pomyślał że będę zakonnikiem.
- Dziękuję. - rzucił Oles. - Nie mędrkuj Anton, ideały dawno przestały kogokolwiek obchodzić. Liczy się ludzkie życie i ład na tym świecie, a nie to czy ktoś dążąc do tego bluźni czy nie.

- Widzisz droga Reevo z jakimi bluźniercami mam do czynienia? Ale to prawda co powiedział Oles, chętnie byśmy was wsparli w waszej wędrówce przynajmniej przez jakiś czas, aż nasze drogi by się nie rozeszły.
Reeva uśmiechnęła się pogodnie.
- Dobrze słyszeć, że są jeszcze zakony, które nie kryją się za murami swoich twierdz - odparła z uznaniem w głosie. - Pomocy z zasady nie odmawiam, a to jak rozprawiliście się, że stworami w lesie świadczy o was bardzo dobrze. Musimy dostać się na wyspę. Hobbit obiecał nam łódź jeśli załatwimy sprawę dla niego. Chcecie nam pomóc w szukaniu zbójców?
- Stwory zabił w pojedynkę Oles. Trochę pomagał mu Ermor… Ja… Zabezpieczałem tyły. - tutaj odwrócił się do swoich towarzyszy, tak że jego twarz widzieli tylko oni.
- Jeżeli chcecie dostać się na wyspę, niecałe piętnaście kilometrów jest opuszczone miasto Lodogrzbiet, kiedyś równie wielki i silne jak Moronzgul, niestety upadło - rzucił Oles - Byliśmy tam przedwczoraj, niestety prócz kilku bestii, szabrowników oraz dużej ilości szkieletów nie znaleźliśmy nic przydatnego. Ale fakt faktem, w magazynach nadal znajdowały się jakieś łajby, ale niczego niepostawiłbym na to że gdziekolwiek dopłyną. A o jaką wyspę wam chodzi? - Oles zabrał głos - Na Astrowską?
- Używaj obecnej nomenklatury Olesie. Wyspa Rozbitych Marzeń, tak teraz ona się nazywa. Przed tsunami była to naprawdę piękna wyspa, a miasto Astr należało do jednych z najpiękniejszych na Granicie. - strzec uśmiechnął się do wspomnień, by pochwili powrócić - O jakim hobbicie mówiliście? I o jakich zbójców chodzi?
- Niedaleko stąd - Gonael machnął mniej więcej w kierunku, w którym znajdowała się ich chata - mieszka hobbit. Lotho. Prosił nas, byśmy mu pomogli odzyskać skarb, który mu ukradła trójka ghuli - wyjaśnił.
Oles zmrużył oczy i spojrzał na Dziadka.
- Pamiętasz tamtego szabrownika, tego małego który pustoszył port kiedy nadjechaliśmy?
- Tak, pamiętam. Przedstawił się tak samo. Lotho.
- Właśnie. I miał trzech towarzyszy, ghuli. Ardiana, Knela oraz… Nie pamiętam czy tamten trzeci się przedstawił.
- To był chyba Taras. - dodał Dziadek.
- O, właśnie. Powiadacie, że coś mu ukradli i najął was by to odzyskać? Ciekawe…

- Może się pokłócili przy podziale łupów - powiedział Gonael - a może faktycznie Lotho stracił coś, co posiadał, na rzecz swoich kompanów-szabrowników.
Anioł nie potrafił określić, czy Lotho łgał i usiłował wykorzystać okazję, by ograbić byłych wspólników, czy też mówił prawdę. Ale jak na razie była to jedyna możliwość, by dopłynąć do Wyspy Rozbitych Marzeń.
Reeva przewróciła oczami i westchnęła przeciągle.
- I właśnie dlatego wolę zlecenia na ukatrupienie stwora zza Rozdarcia. W tej pracy przynajmniej nie ma żadnego drugiego czy trzeciego dna - stwierdziła złotowłosa mrużąc gniewnie oczy. - W sędziego nie zamierzam się bawić, a jakoś musimy się dostać na wyspę - wzruszyła ramionami. - Zwyczajnie ghule będą miały pecha jak nie zechcą oddać tego co chce odzyskać hobbit - dodała na koniec
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 12-08-2016, 23:00   #148
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Początkowo przydługawe przygotowania irytowały kotołaka ale w końcu wmówił sobie że wielka wyprawa wymaga wielkich przygotowań i jakoś pogodził się z losem zwłaszcza że była to okazja nieco odpocząć. Stracony w koczowisku czas nadrobili dzięki driadom więc koniec końców nawet Tehanu nie miał na co narzekać.
Droga mijała szybko pod kopytami i pazurami wierzchowców i coś musiało po prostu pieprznąć. Najpierw wiadomość o zapędach króla a potem o ukróceniu jego rządów.
- A to bydle zostało w ruinach? - Dopytał ciekawy Tehanu. - Czy szwenda się po okolicy? Droga nam niedaleko wypada i nie wiemy ile nadrobić. Co z resztą ludzi z zamku i miasta? - “Wygłodniali maruderzy bywali nieraz gorsi od bestii” Pomyślał dopytując o szczegóły.

Jeździec westchnął, ale prawdziwe zmęczenie odczuwał dopiero jego koń który teraz sapał z wywieszonym ozorem.
- Nie, nadal próbuje zdobyć zamek, przynajmniej próbowało dwa dni temu gdy salwowałem się ucieczką. Ja i nieco mniejszy oddział, mieliśmy wywieźć z zamku Króla, niestety on jak i jego straże zostali zadeptani lub zatruci. Mi się jakoś udało uciec. Całą drogę modliłem się w podzięce do świętej Zwiastunki za ratunek.

Marl wedle swej natury nie mówił za wiele podczas podróży, podpytał kotołaka o parę istotnych dla niego rzeczy, formułował również rozbudowane odpowiedzi dla Tehanu jeśli ten chciał o czym wiedzieć. Poza tym wędrowali w ciszy i to się Jepthowi podobało. Kuropodobny wierzchowiec nie sprawiał kłopotów, a więc był to dodatkowy powód do radości. Sielanka jednak długo trwać nie mogła bo jakże to tak?
- Jeśli Moloch okupuje miasto to podejrzewam, że po mniejszych wsiach jakie spotkał na swej drodze nie ostała się nawet deska. Nie żebym chwalił się brawurą lecz Saare to jedyna możliwość by uzupełnić zapasy. Prochownica jest już prawie pusta, a wędrówka przez cały region siląc się tym co znajdziemy może podłamać nasze morale i wprowadzić w pułapkę - zwrócił się bardziej do Tehanu opierając o kolana muszkiet kierując na kotołaka swoje ciemne wizjery maski.

Marl miał rację. Zarówno co spustoszenia jak i zapasów.
- Myślę podobnie. A skoro to takie wielkie dziadostwo powinniśmy dać radę dojżeć to z daleka gdyby stracił zainteresowanie zamkiem.
Dla Tehanu poza oczywistymi względami liczył się jeszcze jeden fakt. Był zwyczajnie ciekawy molocha. Pomimo typowo ludzkiego pragmatyzmu kocia natura dawała o sobie znać był w typowo “koci” sposób ciekaw stwora o którym dotychczas tylko słyszał. I to mimo świadomości że cała zawartość jego torby nie wywołała by pewnie niczego poważniejszego niż niestrawności u potwora.

- Obyśmy nie musieli galopować ślepo przed siebie czując jak ziemia drży pod kopytami i łapami naszych wierzchów gdy potwór rzuci się za nami w pogoń zmieniając położenie gór i nanosząc na ziemię nowe jeziora - mruknął bez zapału, a nawet z lekkim niepokojem marl. Był może i naukowcem, lecz moloch nie był dla jego ojczyzny zagrożeniem. Gdyby jakimś cudem natrafił na flotę marlowskich okrętów to ich kulomioty umieszczone na burtach, dziobie i rufie podziurawiłyby awanturnika niczym ser. Nie interesował go zysk, a wątpliwa przyjemność z ujrzenia stwora nie rekompensowałaby ewentualnych strat w dobytku i ludziach jakie mogliby ponieść. Gdyby natrafili na jakąkolwiek alternatywę to z chęcią by ją przyjął i poobserwował sobie molocha z jakiegoś wzgórza przez lunetę muszkietu z bezpiecznej odległości.

Konny również słuchał i nie omieszkał dodać czegoś od siebie.
- Z Wrzosowego Wzgórza zawsze roztaczał się piękny widok na miasto i zamek, dopóki wrzos nie został zabity przez krwawy korzeń. Powinniście z niego spróbować coś zobaczyć, miasto może nie być jeszcze splądrowane. Ale prędzej czy później z okolicy zlecą się hieny by odebrać martwym to co im służyło za życia. - dodał - A wy skąd jedziecie?

Zdziwiły go słowa marla w końcu to on narzekał na kończące się zapasy.
- No też mam taką nadzieję.
Potem odparł rycerzowi.
- [i] Jedziemy z nad jeziora Cunha. Tam nadal jest obozowisko. Powinieneś znaleźć azyl a im przyda się każdy miecz.[i]

- Dziękuję. - odparł jeździec - Nie omieszkam tam zawitać. Ale Cunha to nie teren driad? Bo podobno zabijają każdego kto się zbliży i pożerają dzieci?

Tehanu pacną się dłonią w czoło.
- Taa... Tak samo jak koty, demony i troglodyci - Odparł z rezygnacją. Mógł tłumaczyć to dzieciakom ale do dorosłych nie miał zdecydowanie cierpliwości.

- Nie, koty i demony nie jedzą dzieci… W armii Króla służyli rogaci oraz puszki, jak zwykliśmy ich nazywać. Chyba próbujesz zrobić ze mnie głupca.

- Z całym szacunkiem dla was, moi poczciwy towarzysze - przerwał im te słowne przepychanki zirytowany marl - Lecz droga długa jeszcze przed nami. Jeśli drogi wojowniku nie masz już nam nic pożytecznego do przekazania to lepiej nie traćmy czasu i pożyczmy sobie wzajemnie pomyślności i powodzenia - Didelis, którego dosiadał Jepth zaczął pazurami jednej łapy orać ziemię i dziobać ją w poszukiwaniu pysznych nasion i gdakał przy tym dosyć głośno.

Już miał powiedzieć coś w stylu “Niezwykłym robić czegoś co już raz zostało zrobione”
- Mhm... - Potwierdził słowa marla ruchem głowy. - Jeszcze mamy szmat drogi.
Pożegnał się chłodno. Gdy w końcu rozjechali się z rycerzem.
- Szczęściarz z niego. Teraz grozi mu tylko zabicie. Za stary żeby go zjeść - Parskną poirytowany. - Jery a ja myślałem że ludzie z takich bzdur wyrastają.

- Taka już natura ciemnoty - rzekł marl wzdychając cicho - Mimo, że zademonstrujesz nieznaną mu rzecz to wraz będzie odganiać Cię widłami i pochodnią strasząc, że spali Cię na stosie. Ja się zdążyłem przyzwyczaić do tego specyficznego zachowania… Ma to też swe plusy. Oni się boją tego czego nie znają, a nie znają technologii mych rodaków. Akceptują za to “odkrywcze” rozwiązania gnomów - zaakcentował słowo “odkrywcze” i prychnął cicho co maska stłumiła do zabawnego psiku - [i] Proponuję wpierw udać się na te Wrzosowe Wzgórze. Zanim zawitam przed murami miasta wolałbym wiedzieć gdzie uchodzić w razie pogoni.

- Mhm. -Tehanu mrukną zgadzając się z towarzyszem - Niby tak ale jak trafia cię to na każdym kroku... ech... no ale jak już przestał nas zaszczycać światłym swym umysłem to poszukajmy tych wzgórz. Zawsze lepiej mieć więcej informacji niż mniej. - Popędził konia do nieco żwawszego tempa.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 17-09-2016, 00:10   #149
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dziadek zapowietrzył się.
- Nonsens droga wojowniczko, nie możemy okradać ludzi lub ich zabijać, jeśli to nie własność hobbita. Nie jesteśmy płatnymi zbirami. Jestem za tym by porozmawiać z ghulami oraz z hobbitem, z pewnością uda się odnieść jakiś konsensus.
Reeva zmrużyła oczy.
- Oczywiście, a na ten czas, który zajmie nam osiąganie konsensusu poprosimy Rozdarcie, żeby nie rzygało nam nowymi stworami do naszego świata - sarknęła wojowniczka. - Nasze zadanie wymaga od nas odwiedzenie kawału świata i jak zaczniemy rozczulać się nad kłótnią każdego wieśniaka z łupieżcami to nigdy tego nie skończymy - stwierdziła bez pretensji w głosie. - Niestety, ale trzeba współczucie schować w buty i zająć się na tą chwilą głównym tematem, a poboczne ograniczając do minimum - spojrzała na Seta wymownie. Dobrze wiedział, że miała na myśli jego zbieranie ziółek dla wodniaka.

- Niestety, musimy się pospieszyć z załatwieniem tej sprawy. - Gonael poparł Reevę. - Czy złodzieje okradli złodzieja, tego nie wiemy. Być może uda się nam dowiedzieć i wtedy zdecydujemy, co dalej. Jeśli ghule będę rozsądne, to sprawę da się załatwić bezboleśnie. A im nas będzie więcej, tym szybciej ghule zmądrzeją.

Tiria słuchała zachowując ciszę. Cała ta trójka zakonników ani trochę się jej nie podobała. Może była po prostu przeczulona na punkcie nowo poznanych osób, a może miała rację. To miało się dopiero okazać. Najchętniej ruszyłaby już w drogę zamiast marnować czas na rozmowę z nimi. Uratowali elfkę i należały się im podziękowania, jednak na tym można było sprawę zakończyć. ich pomoc im do szczęścia potrzebna nie była, a im więcej osób w grupie… Cóż, demonica zdecydowanie nie była tą, która by się z takiego obrotu sprawy w sposób szczególny cieszyła.
- Możemy już ruszać? - zapytała cicho, skubiąc nerwowo końcówkę jednego z rogów obroży.

Jaszczuroludź spojrzał na Reevę, jakby chciał podjąć dyskusję, ale ostatecznie się z tego wycofał. Rzeczywiście prośba wodniaka musiała zejść na dalszy plan.
- Demonica słusznie zauważyła - odezwał się po raz pierwszy. - Jak wspomniała Reeva my tu gadu gadu, a potworów zza Rozdarcia wciąż przybywa. Porozmawiajmy z tymi ghulami w większej grupie i wtedy się podejmie decyzję. Nie ma sensu tracić teraz czasu na gdybanie.

Wojowniczka przewróciła oczami. Mina jaką miała na twarzy jednoznacznie dawała do zrozumienia jak bardzo miała ochotę szerzyć prawość i porządek wśród łupieżców. Jej rumak wyczuwając irytację właścicielki parsknął głośno i tupnął kopytem o ziemię z głuchym łoskotem. Reeva chwyciła go mocniej za uzdę i pociągnęła jego głowę w dół, by zapanować nad nim.
- Nie ma sensu mnożyć problemów, może ghule nas zaatakują od razu i nie będzie trzeba się zastanawiać kto kogo najpierw okradł – stwierdziła złotowłosa w tonie jakby właśnie na to miała nadzieję. – Ivyett, wsiadaj na Ebona i jedziemy – dodała.

Teraz trzeba było tylko dojechać do ghuli, ubić je, odebrać łupy, pozwolić Setowi pozrywać po drodze ziółka i kwiatki jakie obiecał wodniakowi i jeśli szczęście dopisze to już wkrótce dotrą na tą przeklętą wyspę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 23-09-2016, 14:34   #150
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Trakt Vezyrski

Jeździec zniknął w kłębie kurzu, a Jepth oraz Tehanu mogli ruszyć na poszukiwania Wrzosowych Wzgórz. To nie było ciężkie, bowiem nieco górowały nad lasem, przez który biegł trakt Vezyrski. Nie pozostało nic innego, jak się na nie skierować i zobaczyć z czym ma się do czynienia. I rzeczywiście, napotkany wojownik nie kłamał, ze wzgórza roztaczał się przepiękny widok nie tylko na sam zamek i gród jaki powstał wokół niego, ale też i na kilka okolicznych wsi i posiołków. Okolica prezentowała się koszmarnie. Tak jak w okolicach zimniejszych jak w okręgu Moronzgul nadal rosła roślinność oraz ludzie co nieco uprawiali, tak Królestwo Robarskie było równiną oplecioną krwawym korzeniem niczym mucha w pajęczej sieci.

Mimo wszystko z waszego miejsca widać było wsie, które dzielnie walczyły z korzeniem wydzióbując go z pól i walcząc o swoje marne uprawy niczym niedźwiedzica o swoje małe. To napawało dumą, jak istoty z Granitu są uparte i butne, lecz wiedzieliście też że wiecznie taki stan rzeczy trwać nie może i jeśli nie potwory ich załatwią, to zrobi to głód i choroby wywleczone z innego świata.

Sam zamek, kiedyś z pewnością szczyt tutejszej architektury był w opłakanym stanie. Budynki trawił ogień, zapewne przez niewłaściwie użyte przez ludzi strzały zapalające lub wrzący olej i smołę zrzucaną z murów. Jedna z wież chyliła się ku upadkowi. Miasto u podnóża nie prezentowało się wiele lepiej. Po nim jak i po zamku nadal biegali ludzie, niczym kurczaki ze świeżo odrąbanymi głowami.


Molocha wypatrzyliście na wschód od zamku, nadal przebywał w jego pobliżu lecz już teraz nie niszczył zamkowych wież i murów, a oganiał się przed pociskami z trebuszy, katapult oraz balist. Jego rozmiary były przesadzone, lecz z pewnością był wielkości kilku dorosłych minotaurów i mógł mieć nawet dziesięć metrów. Kto nadal atakował potwora nie było wiadomo.


Zauważyliście również iż przy wylocie z lasu, na trakcie czołgał się jakiś człowiek. Z pewnością był ranny i poobijany lecz ten nie poddawał się losowi i uparcie brnął przed siebie, drogą w stronę lasu. Widać było taki szczegół, jak to że jest ubrany w zbroję.

Wybrzeże

Zakonnicy przyłączyli się do was na czas nieokreślony, lecz wsparcie dwoma mieczami i paplaniną staruszka było całkiem dobrym wsparciem. Po drodze Set wraz z Tirią oraz Antonem zbierali to, o co poprosił wodniak. Co prawda okolicę masakrował krwawy korzeń i z trudem uzbieraliście choćby 1/3 zamówienia, ale przy tak krótkim czasie jaki oddała wam do dyspozycji Reeva musiało wystarczyć wodniakowi to co mieliście.

Grota, w której rzekomo mieli ukrywać się ghule nie przykuwała uwagi, a wręcz przeciwnie - wyglądała na dawno opuszczoną. Dopiero kiedy się zbliżyliście wasze nozdrza zaatakował smród padliny i rozkładającego się mięsa. Z trudem utrzymaliście w żołądkach posiłek, z wyjątkiem brata Olesa który chlusnął zawartością żołądka na ścianę jaskini.
- Nienawidzę ghuli... - mruknął wycierając usta rękawem - Zaprawdę, nienawidzę tych ścierwojadów. - wyjął z rękawa haftowaną chusteczkę, a tą skropił jakimś flakonem, po czym zawiązał ją sobie na twarzy tak by mieć zakryty nos.


Przez środek pieczary płynęła niewielka rzeczka, która swoje źródło brała z korytarza który prowadził w prawo, za to po lewej korytarz wypełniało światło z pewnością pochodzące z jakiegoś paleniska. Źródło świeżej wody prosto ze źródła warto było zapamiętać, albowiem z pewnością zapas przyda się na wyprawę. Ruszyliście w kierunku paleniska. Jeden ghul spał, a drugi zajęty szykowaniem posiłku zupełnie się w tym pogrążył zapominając o Bożym świecie. Byli łatwymi celami, lecz nie wyglądali groźnie. Dwa miecza i kusza wisiały na wyniesionej z pewnością z miejskiego mieszkania szafie, źródło smrodu czyli szczątki leżały na stole lecz zawinięte w liście jakiejś rośliny i na dużej misce. Dwa łóżka były wyposażone nawet w pościel, te z pewnością również pochodziły z szabru.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172