Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2016, 19:01   #121
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Ciekawą symbiozę sobie stworzył Raghnar z tym wodniakiem. Jeden rwał chwastki na lądzie, a drugi pod wodą. Wymieniali się, przez co u siebie mogli te roślinki sprzedawać po dużo wyższych cenach z uwagi na trudność w pozyskaniu ich. Wszyscy zyskiwali i żyli w zgodzie. Aż człowiekowi robiło się cieplej na sercu widząc, że różne rasy, nawet te pozornie wrogo do siebie nastawione, potrafiły współpracować. Niestety nie pocieszała już informacja, że w podwodnych krainach stwory zza rozdarcia też bardzo ładnie się zadomowiły. Gdy pomyślało się ile już tego cholerstwa przelazło i łaziło po Granicie to aż odechciewało się robić cokolwiek dla załatania tej dziury między wymiarami.
- Pierdolone rozdarcie i magowie, którzy je otworzyli - westchnęła po tych rozmyślaniach kobieta, gdy wracali korytarzem do chaty. Jej zwątpienie było wyraźnie widoczne dla jaszczura.
- Oj tam - zaśmiał się - jesteś zdecydowanie zbyt negatywnie nastawiona. Jestem przekonany, że oni chcieli dobrze! A z potworami na pewno się dogadamy… Kiedyś… Gdy już ewoulują… tak za tysiąc lat…
Reeva spojrzała na Seta jakby miała ochotę udusić go gołymi rękami.
- Jasne, będziemy zapraszać ich na bankiety i rozmawiać o sytuacji ekonomicznej na Granicie - sarknęła. Pod nosem powiedziała coś w ludzkim, a że jaszczur go znał to wiedział, że kobieta właśnie w dosadnych słowach zwątpiła w jego inteligencję. - Chyba się wścieknę, jeśli nie znajdziemy elfki. Liczę, że nie stwierdziła, że da radę sobie sama znaleźć drogę do domu.
Set westchnął.
- Nie oceniam jej na tak głupią. Jeśli rzeczywiście to jest coś poważniejszego niż długie poszukiwanie ziół i korzonków, to obstawiam ingerencję strony trzeciej.
- Tym lepiej dla mnie. Będę się mogła wyżyć - stwierdziła, ale wcale nie poprawiło to jej humoru. Przyśpieszyła kroku. - Nie wątpię, że ją wytropisz, ale martwię się czy jeszcze coś jej nie rozszarpało. Dobrze, że jej torba została w chacie. Przynajmniej nie stracimy tego co jej już zapłaciliśmy - dodała z wyrachowaniem.
- Kasa w tej chwili to najmniejszy problem. Znając życie, to potem przez pół kontynentu nie znajdziemy nikogo znającego elficki i chcącego współpracować - odparł.

Reeva westchnęła ciężko.
- To lepiej, żeby przeżyła. A ty zbierz się w końcu w sobie i zacznij uczyć tego języka - mruknęła z niezadowoleniem. - Mam nadzieję, że chociaż pogoda będzie sprzyjać. Miałam nie robić kazań, ale jak tylko znajdziemy Ivyett to zrobię jej takie, że odechce jej się samowoli...
- Coś więcej na temat jej zniknięcia wiemy? - przeszedł do konkretów. Lubił sobie ponarzekać, ale ileż można.
- Tak naprawdę to nikt nie wie kiedy zniknęła. Była i nagle jej nie ma. Gonael i Tiria ostatni raz ją widzieli chyba jak anioł naprawiał dach - stwierdziła kobieta. - Zagrzejesz się przy piecu, zjesz coś i idziemy jej szukać. I nie, nie pójdziemy od razu, bo się tylko pochorujesz - dodała uprzedzając jego słowa.
- Tak mamo… - odpowiedział pokornie, po czym roześmiał się. - Czasem mam wrażenie, że najchętniej to byś mnie do terrarium zamknęła i tam trzymała.
- Jakby była taka możliwość - uśmiechnęła się w końcu. - Ale wątpię, żebyś miał coś przeciw, biorąc pod uwagę jak ciężko wyciągnąć cię z gorących źródeł.
- Ja wcale nie twierdzę, że byłoby w tym coś, co mi by nie odpowiadało - powiedział zadziornie.
- Szkoda, że ta kotowata nam wtedy przeszkodziła... - westchnęła z rozmarzeniem Reeva. - No cóż, nie prędko będzie kolejna okazja.
- Hmm… najwyżej elfka chwilę jeszcze sobie poczeka - mruknął szczerząc zęby - Mógłbym ten koc tutaj rozłożyć - spojrzał na nią wyczekująco.
Kobieta roześmiała się.
- Nie, musimy ją najpierw znaleźć - odparła mu choć nie bez trudu podjęła tą decyzję. - Im szybciej ją znajdziemy tym prędzej wrócimy do tego tematu - mrugnęła do niego. - W sumie tu powinniśmy mieć całkiem sporo swobody, więc się pośpieszmy - dodała po czym poklepała go czule po policzku. - Ale jesteś zmarznięty - stwierdziła.
- Wiesz, jako stałocieplna możesz mnie szybko rozgrzać - nie dawał za wygraną.
- A wiesz co lepiej rozgrzewa? Spirytus - odgryzła mu się, by dać mu do zrozumienia, że w tym temacie nie ma już na co liczyć. - Golniesz sobie i od razu postawi cię na nogi.
Przewrócił swoimi oczami z szparkowymi źrenicami.
- Już zostańmy przy tym kominku… po alkoholu węch mi siada - nie był zadowolony z tego, że była tak stanowcza, czy raczej uparta, jak on to odbierał.

Zaraz dotarli do drabiny. Wpierw na górę wspięła się Reeva, a za nią dopiero jaszczur. Ponoć by w razie czego ją asekurować by nie spadła.
Znaleźli się w końcu w chacie i Reeva bez ociągania się pokrótce opowiedziała Gonaelowi i Tirii kogo spotkali w jaskini i co tej osobie obiecali. Nie pytała ich czy elfka wróciła, bo to było oczywiste na pierwszy rzut oka.

Set w tym czasie podszedł do pieca i owinięty kocem grzał się przy nim. Reeva po wprowadzeniu towarzyszy w temat wodniaka podeszła do niego podając jaszczurowi jego ubranie oraz jedzenie.
- Wyruszymy jak tylko Set się ogarnie - stwierdziła kobieta na koniec.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 01-05-2016, 20:14   #122
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
“Mogła cholera sprecyzować że po drugiej stronie w środku obozu mają ten składzik.” Klą w duchu Tehnau kierując się na powrót ku drzewom. Gdy okaząło się że “główny” magazyn jest poza zasięgiem. Trafili jednak na inną okazję. Przez szczelinę w pniu dało się zauważyć dwie śpiące postacie broń i jakieś zwoje.
- Dobra zwijamy żelazo i papiery jak się da i biegiem po driady. Musimy mieć sojusznika.
Jednoznacznym gestem pokazał dzieciakom gdzie mają stać. Wskazał Azrielowi śpiących i przejechał palcem po szyi. Potem pokazał demonowi zaciśnięta dłoń poruszył nią energicznie z każdym gestem prostując jeden palec gdy pokazał trzy jeszcze raz przejechał placem po szyi. Wskazał na siebie a potem na kozła śpiącego głębiej w domku. Zbliżając się do ofiary oceniał jak lepiej wyprawić ją na tamten świat. Jego faun spał na plecach pochrapując z cicha.Jeżeli uda mu się zbliżyć do niego planował kopniakiem zmiażdżyć mu tchawice. Gdyby jednak plan zawiódł gotów był użyć zębów i pazurów. Staną nad faunem pokazał rękę demonowi odliczył do trzech i naskoczył faunowi na szyję.

Azriel wzruszył ramionami i podszedł do śpioszka najciszej jak mógł, nawet jeśli nie było to jego najlepszą cechą, śpiącego powinien potrafić zaskoczyć. Nie miał zamiaru się za bardzo patyczkować, usiadł okrakiem na ofierze i zacisnął łapska na jego kruchej szyji, zaciskając mocno i wpatrując mu się prosto w oczy, rozrzażonymi ślepiami.

Akcja poszła pomyślnie, fauny spały twardo. Kiedy zaczęliście skracać im żywot, otworzyły oczy i próbowały coś krzyczeć, ale przez zaciskające się na szyjach pięści wydawały tylko stłumiony jęk. Co więcej, spostrzegliście iż te osobniki nie miały poroża, piersi i były o wiele mniejsze, dopiero w połowie ich uśmiercania zdliście sobie sprawę że mordujecie dwie kobiety. Ale było za późno by je póścić i przeprosić za najście, niechybnie by was wydały. Po chwili obie leżały na posłaniach bez życia. Nikt nic nie zauważył, nikt nic nie usłyszał.

Trup to trup, a broń w rękach kobiet jest równie zabójcza co w rękach mężczyzn. Inna myśl zmącił jego spokój. “Cholera, jak je znajdą to nam nie odpuszczą” Gdy wszystko się uspokoiło zabrał broń z jednej z koszul zaimprowizował worek do którego zaczął wrzucać papiery. W trakcie pakowania rozejrzał się jeszcze za czymś co dało by się wyszabrować.
Gdy byli już uzbrojeni w zdobyczne żelastwo a zapiski faunów schowane w zaimprowizowany z ubrania worek popędził całą czwórkę na północ. Gdy oddalili się na tyle że można było w miarę bezpiecznie zamienić z demonem słowo.
- Idziemy po dziwożony. Te zdechlaki z obozu z faunami sobie sami nie dadzą rady.

Azriel mruknął coś w aprobacie, szybko się ubierając w coś bardziej przyzwoitego. Utrata miecza go bolała, ale zbroi i hełmu tym bardziej. Przyodział w swoim życiu nie jeden pancerz, ale ten był wykonany specjalnie na zamówienie. Takich miał tylko dwa inne w swej historii. Topór był zaś całkiem niezły, broń jak broń, niezależnie od preferencji i gustu, najważniejsze by dało się zabić.

Wiedzieliście że w lesie są grupy pościgowe, które podążyły za dwójką uciekinierów z klatki. Nie było trzeba też być geniuszem, by wiedzieć że fauny bez problemu mogą porozumiwać się ze zwierzętami i te mogą was sprzedać, jeśli wyczują taką potrzebę. Nic poza tym nie stanowiło problemu by udać się do driad. Ruszyliście.
Staraliście być na tyle bystrzy, by nie dać się złapać lub wypatrzeć, ale zapomnieliście o tym że to nie był wasz las, a faunów, driad i mieszkających w nim zwierząt. Po dziesięciu minutach, może dwudziestu wędrówki wpadliście na pierwszy patrol. Trójka faunów z pochodniami w rękach oraz wilk, olbrzymi basior z kłami jak noże kuchenne w dworskiej kuchni. Wilk zawarczał jako pierwszy, a faunowie zwrócili się w waszym kierunku. Jeden krzyknął we wspólnym:
- Stać! Albo was zabijemy na miejscu!

Azriel zawarczał w stronę wilka odpowiadając mu pięknym za nadobne. Ten las stanowił świetne miejsce na cmentarz dla kolejnych faunów, do których rosła Klynowa nienawiść. Najpierw jednak trzeba było zająć się wilkiem. Gdyby miał swoją zbroję wilczur połamałby sobie na niej zęby, ale teraz przynajmniej Azriel nie był ograniczony ruchowo, a największą zaletą psa była jego szybkość. Demon liczył jednak na swoje umiejętności i głód świeżego topora, który z pewnością chciał udowodnić swoją wartość dla nowego właściciela.
Fauny zaś? Uzbrojone jedynie w pochodnie? To musiał być żart. Biedaki nie wiedziały, że w żyłach demona płynie żywy ogień, podgrzewany najgorętszą krwią. Nie mogły mu nic zrobić.
Zawył i rzucił się w stronę ofiar.

“Skurwysyny” Zaklną w duchu Tehanu. Teraz została im tylko walka.
- Na tył. - Warkną do dzieciaków. - I trzymać się za plecami.
Ta chwila zwłoki sprawiła że Azriel jako pierwszy się wyrwał do walki. Tehanu został dwa trzy kroki za nim. W jedną rękę chwycił tasak w drugą zabrany wcześniej kamień. Gdy mijał demona który już zdążył zmierzyć się wilkiem zdzielił czworonoga tasakiem i pobiegł dalej w kierunku faunów. Do puku nie trzymali formacji mieli szansę. Przyśpieszył. Dwa kroki przed pierwszym kozłem cisną w niego otoczakiem licząc że się zasłoni by po chwili dopaść go i ciąć paskudnym dolnym cięciem od pachwiny po obojczyk.

Azriel skoczył do wilka, zamachnął się siekiera i… chybił. Ostrze ominęło wilka o włos, a ten będąc dzikiem zwierzęciem nie wiedzącym czym jest blok, unik czy też wycofanie się na tyły rzucił się na atakującego. To był zły ruch, bowiem w wilka trafił lewy sierp demona. Wilk upadł i wtedy przejechało po nim ostrze tasaka, niczym akacjową gałązkę odcinając jedną z łap. Zwierzę zaczęło wyć i się rzucać. Nie stanowiło już przeciwnika.
Nim Azriel wyszarpnął ostrze z gleby, Tehanu był już przy pierwszym z faunów. Kamień chybił o włos, bowim faun zrobił nieporadny unik, a potem szeroko zamachnął się żagwią. Zbyt szeroko, za wolno. Tasak wszedł w sauna jak nóż w masło.
Azriel zauważył zachodzącego Tehanu fauna z flanki, drugi z solidnym nożem kierował się na niego. Kot sam też go spostrzegł, ale zdążył go uderzyć pochodnią. W powietrzu uniósł się zapach palonego futra. Prawa ręka kota została poparzona, ale na szczęście futro nie zajęło się dalej ogniem. Azriel chybił znowu toporem, była to o wiele mniej poręczna broń od miecza i brakowało mu wprawy. Faun to wykorzystał i rzucił się na niego chcąc go sprowadzić do parteru.

Ot i półtusza z koziołka” Mrukną zadowolony gdy poczuł lekki opór rozcinanego ciała. Nawet jak faun nie padł od razu zdechnie nim skończy się walka. Nie było czasu dobijać kolejny nadbiegł z pochodnią. Przypalił kotołakowi futro. “I pieczony kot na dokładkę. Cholerny tarczogłowy mógłby się przestać bawić
- A takiego. - Warkną Tehanu. I ku zdziwieniu fauna zamiast odskoczyć skrócił dystans chwycił go za nadgarstek wbijając pazury w jego rękę. Odtrącił pochodnię i ponownie uderzył tasakiem tym razem z góry do dołu przez obojczyk.

Azriel nie miał nic przeciwko bliższej walce, ale na swoich warunkach. Spróbował wykorzystać pęd przeciwnika do przerzucenia go za siebie i może zdzielenia wtedy toporem po plecach, jeśli by jednak się nie udało, w bliższej walce nie miałby zamiaru okazywać litości, gryząc, kopiąć, bijąc skurwiela z całych sił.

Walka toczyła się szybko, fauny nie były przygotowane na uzbrojonych uciekinierów. Liczy na to że złapią więźniów nim Ci dobiegną do obozu. Atak Tehanu udał się połowicznie. Trafił, lecz tasak zaklinował się w kościach obojczyka. Faun to wykorzystał i kopnął kota z takim impetem, że aż go odrzuciło mimo tego że był wczepiony w rękę napastnika. Pazury rozorały ją, zastawiając kotołakowi w dłoniach nieco skóry i grubego futra. Fauna i kotołaka dzieliły teraz maks dwa kroki dystansu.
Za to Azriel poradził sobie lepiej. Faun nie spodziewał się tego, że ktoś udźwignie masę kozła i zdoła go przerzucić, aczkolwiek Azriel poczuł nieludzki wysiłek gdy tego dokonywał. Faun wylądował cieżko na plecach, aż coś mu zagrało w kościach. Zaczął szybko się podnosić, lecz demon był o ułamki sekund szybszy. Chwycił pewniej topór i zdekapitował napastnika, a kozia głowa poturlała się pod korzenie pobliskiego drzewa.

Azriel zaczerpnął głęboko powietrza, zachłysnął się orzeźwiającym wytryskiem krwi, który zbrukał mu twarz, wystrzeliwując z przykucniętego truchła fauna, które powoli chyliło się ku ziemi. Demon odwrócił się prędko, oblizując wargi ze słodkiej, gorącej posoki. Kotołak lekko się przypalił, a teraz jeszcze dostał mały łomot. O ile trzeźwo myślącego Azriela kusiłoby zostawienie Tehanu na własną rękę, tak ogarniętego szałem demona nie interesowało nic innego jak śmierć. Skoczył z wyciem na fauna, chcąc odebrać kotołakowi trofeum, bardziej niż pomóc mu z przeciwnikiem.

Faun spostrzegł Cię zaledwie “kątem oka” i zablokował uderzenie pochodnią, która posypała się w drzazgi. Drugiego ciosu wyprowadzić nie pozwolił, bo złapał się za rozcięte do obojczyka ramię i pobiegł w głąb lasu sadząc duże, kozie susy mimo swojej masy, co było dość typowe dla faunów. Azriel nie mógł się równać z szybkością w biegu, ale Tehanu… To była zupełnie inna “para kaloszy”.

- Meee koziołku - Spróbował sprowokować fauna kotołak. By kupić nieco czasu demonowi. Efekt zdecydowanie go zaskoczył. Przeciwnik zwyczajnie wziął nogi za pas.
- Nawet dobić rannego nie potrafisz. - warkną niezadowolony pod adresem demona i pościł się sprintem za rannym.

Przewaga kota była taka, że ten widział w ciemności, a las był gęsty. Faun za to znał las, sadził szalone susy pomiędzy korzeniami olbrzymich drzew. Ale nie zdało się to na wiele, ranny i wykrwawiający się kozioł był wolniejszy, a kotołak już prawie siedział mu plecach.

Kotołak wyszczerzył zęby widząc plecy ofiary o krok czy dwa przed sobą. Zamiast ścigać do końca postanowił skończyć walkę nie zbliżając się bardziej do obozu, cisną tasakiem w plecy kozła.

Narzędzie mordu zafurkotało w powietrzu. Trafiło fauna idealnie w plecy, wbijając się w nie i w nich zostając. Przestraszony, nabuzowany adrenaliną kozioł wydało się że tego nie poczuł i biegł dalej jeszcze kilkanaście metrów. Potem osunął się na ziemię. Nadal żył.
- Dobij… - wypowiedział we wspólnym - Uważaj na maga, pierze mózgi… - po tych słowach faun wyzionął ducha.

Prośba jak i dobijanie okazało się niepotrzebne. Faun obsłużył się w tej materii sam. Pozostało już tylko wyszarpnąć taska z trupa, wytrzeć ostrze w futro kozła i oczywiście obszukać go. Po wszystkim wciągnął trupa pod pobliskie krzaki i nie tracąc już więcej czasu dołączyć do dzieciaków i demona.

W kieszeniach nie było interesującego, same prywatne śmieci. Jakiś list, woreczek z jakąś przyprawą, ogólnie bieda. Jedną przydatną rzeczą było nieco sadła niedźwiedzia, hubka i krzesiwo.

Tehanu zabrał przydatne szpargały i przyprawę. Wrócił po śladach. Dla formalności obszukał jeszcze dwa wcześniejsze trupy. Poza kajdanami i prywatnymi śmieciami nic nie mieli przydatnego chyba że na rozpałkę.
- Zabrałeś nóż? - zapytał tylko dla formalności. Potem znów poprowadził całą trójkę w kierunku obozowiska driad.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 04-05-2016, 00:19   #123
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
“Uratowany” - taka myśl przewinęła się marlowi przez głowę widząc pochodnie w rękach pozbawionych koźlich rogów żołnierzy. Poczuł niewiarygodną ulgę kiedy umysł wysłał informację do ciała, że już może odpuścić i zwolnić obroty, momentalnie nogi zrobiły się niczym z waty, a wzrok pomijając wizjery maski przestawał odbierać obraz w kolorze. Z racji, że pochłaniał wszelkie księgi i opracowania naukowe z wielu dziedzin w ilości hurtowej mógłby wygłosić porywający wykład o wpływie stresu na organizm istoty humanoidalnej, lecz kto by chciał go tutaj słuchać, no i czy sam byłby w stanie poprowadzić taki wykład. Ale na pewno owe doświadczenie bycia ściganym przez hordę zdziczałych fantastycznych stworzeń nie umknie mu podczas pisania własnej kroniki. Ignorując porady od trenera pięściarstwa, który prawił, że po wysiłku nie należy klęczeć ani leżeć sam opadł na kolana resztę ciężaru ciała rozkładając na rękach po podparciu się nimi o ziemię. Przez dłuższą chwilę jaszczuroczłek, gnoll generał i reszta żołnierzy zgromadzonych w okolicy mogła słyszeć przeraźliwe odgłosy jakby sam diabeł przemawiał w niezrozumiałym języku. Jednak tak naprawdę były to tylko oddechy Jeptha. Mimo, że zaawansowana technologicznie maska nie była dostosowana do gwałtownych wdechów noszącego. Powietrze musiało przejść przez filtry, a potem powoli dopiero docierało do nozdrzy marla, przez co cały proces oddychania był bardzo utrudniony i nim biedak ustabilizuje stan organizmu to minie jeszcze kilka chwil. Niegdyś biała koszula wypuszczona z równie zaniedbanych spodni i przykryta czarną kamizelą lśniła nieskazitelną czystością, tak teraz była miejscami delikatnie rozerwana, pobrudzona ziemią i leśną zielenią, a wymięta jakby Jepth wyrwał ją psu z gardła. W końcu zdobył się na całkowite rozwiązanie swojej szkarłatnoczerwonej chusty przy kołnierzu pozwalając by temperatura ciała nieco się obniżyła, lecz nadal sapał ciężko. Nie podnosząc głowy rzucił prawie niewyraźnie - Fauny… Porwali… Uciekliśmy… Obóz… W lesie… Niedaleko...- po każdym słowie następował ciężki nieludzki wdech.
Griff westchnął równie ciężko, nie spuszczając wzroku z zamaskowanego przybysza, ale jako że był generałem i był obyty ze światem, wiedział iż nie ma do czynienia z człowiekiem czy elfem i zerwanie maski wcale nie pomoże w rozmowie.
- Spokojnie. Wyraź się jaśniej marlu, Jaki obóz faunów? Nie rozumiemy Cię.
Zażenowany całą sytuacją Jepth podniósł lewą rękę w stronę generała chcąc dać mu do zrozumienia, że potrzebuje jeszcze kilku wdechów. W końcu był w stanie podnieść się i stanąć metaforycznie na równi z gnollem i spojrzeć mu w ślepia, czego sam generał nie mógł odwzajemnić, przynajmniej nie w pełni - Ja i mój towarzysz - tu wskazał dłonią na Tilliara - Zostaliśmy pochwyceni i zniewoleni przez fauny. Mają obóz całkiem niedaleko… - pozwolił sobie zerknąć na niebo by skorygować kierunek - Gdzieś w tamtym kierunku - wskazał ciemny las, gdzie wybujała wyobraźnia mogła już rysować kontury humanoidów z kozimi rogami na głowie - Z tego co zaobserwowałem to nie przebierają w środkach i porywają kogo popadnie, część więźniów wydaje się być cenną zdobyczą bowiem nie wydano ich na ubój przez kilka dni, czego niestety nie mogę powiedzieć o większości innych - i nagle wpadł na pewien pomysł - Fauny nieco się rozpierzchły przez naszą ucieczkę, jeśli chciałbyś panie uderzyć na nich to teraz jest zdaje się najbardziej odpowiednia pora.
Generał Griff wpatrywał się w marla jak w obłąkanego. Nie dawał wiary tej historii, a na słowo byle gościa który wypadł z lasu nie miał zamiaru poruszać całego obozu i siły wysłać w las, aby w tym czasie zostawić go bez ochrony. Driady mogły zaatakować, teraz jeszcze jakieś fauny. Za plecami generała zbierał się zaintrygowany zbiór gapiów.
- Dowody marlu, dowody. Jeżeli kłamiesz, to tania sztuczka by moi najlepsi ludzie ganiali za kozłami po lesie, kiedy ten został bez ochrony. - wzrok przeniósł na gada - A ty? Nie masz nic ciekawego do powiedzenia?
Marl trzymał głowę prosto lecz było pewnym, że właśnie mierzy generała Griffa swoim wzrokiem, ale maska uniemożliwiała odczytanie jakichkolwiek emocji z twarzy - Nie miałbym powodu by kłamać. Wasza przegrana nie jest mi potrzebna. Ale nie chciałbym być w waszym obozie kiedy fauny zdecydują się na ruch i zaczną wywlekać Twoich żołnierzy w półśnie w samej bieliźnie po czym urżną każdemu łeb na przypadkowym pieńku, a krwi pozwolą spłynąć do pustego żłoba dla koni, tak jak to robili z więźniami w swoim obozie. Nie patrzyli czy to człowiek, czy to elf czy o ironio driady - i zamilkł obserwując już nie reakcję samego generała, ale jego podwładnych. Sam stanął wyprostowany nie próbując nawet wyglądać na groźnego czy pewnego siebie, głową nie ruszył nawet na milimetr co zdarzało się w konwersacjach bardzo często i równie często był brany za istotę nieludzką przez wiejską i nie tylko ciemnotę. Nie liczył na jaszczurzego towarzysza bowiem ich relacja nie była jakaś zażyła, zapewne miał też rozbieżne cele i inne priorytety.
Podwałdni Griffa byli mu oddani, co widać było po tym że stali za nim murem. Również co było widać, przeszli z nim piekło, a nic tak nie łączy ludzi jak wspólny spacer po krawędzi życia i śmierci. Gnoll warknął nagle na Jeptha.
- Nie z tobą rozmawiam! - tutaj znowu zerknął na jaszczura, a potem zwrócił się do minotaura stojącego niedaleko - Skujcie go i zamknijcie w wozie więziennym. Nie karmić, może to rozwiąże mu język. Tego też zwiążcie, skoro jest taki rozmowny to sobie z nim porozmawiam. A tym czasem wydać cywilom wszelkie kilofy, szpadle i łopaty, pod karą wpakowania bełtu w dupsko mają kopać wilcze doły i okopy. Straże co kilka metrów, mają otoczyć obóz i szyć do każdego podejrzanego.
Kiedy rozkazy się posypały, ludzie zaczęli się rozchodzić, niektórzy biegiem. Jaszczur został zdzielony dość mocno pałką po plecach i mocno związany, tak by nie dał rady się uwolnić sam korzystając z pazurów. Jepth został potraktowany łaskawiej, z tego co widział prowadzono go do namiotu generałą Griffa.
Marl uniósł ręce w geście obronnym kiedy gnoll się poddenerwował. Postanowił nie odzywać się już ani słowem dopóki nie zostanie zapytany. Zaplótł je sobie dla wygody na dole pleców i czekał. Cóż, w pewnym sensie wpadł z deszczu pod rynnę, przynajmniej dopóki sytuacja się nie wyjaśni. Między innymi dlatego nie zaprotestował przed brutalnym traktowaniem towarzysza saurio dzięki któremu poniekąd zawdzięcza wolność. Wiedział natomiast, że nie warto drażnić i tak zirytowanego sytuacją w obozie generała. Kiedy rozbrzmiał rozkaz o wzięciu go do niewoli nie stawiał oporu, pozwolił żołnierzom spętać sobie kończyny i zaprowadzić do tylko im znanego namiotu. On sam mógł tylko z obserwacji wyciągnąć wniosek do kogo może należeć.

Marl został posadzony niedaleko czegoś, co mogłoby być czymś na kształt tronu. Pilnował go człowiek, który cały czas milczał. Wyglądał groźnie, a jego oczy zdradzały że nie zawaha zarżnąć Jeptha jak prosiaka jeśli spróbuje głupot. W końcu przyszedł sam generał, nieco ubrudzony ziemią, ze swym nierozłączym toporem na plecach. Z bliska dało się zauważyć plamy krwi na dłoniach. Topór postawił obok siedziska i usiadł dumnie.
- Ty. - zwrócił się do marla - Jak masz na imię i powiedz mi że nie bez potrzeby kazałem ludziom umacniać obóz?
Jepth odwrócił na chwilę głowę w stronę strażnika nie będąc pewny czy w ogóle może to robić. Kiedy wszedł generał powrócił do pierwotnej pozycji obserwując gnolla. Słysząc jego żądania znów zerknął na człowieka i odpuścił sobie grzeczności - Przepraszam najmocniej, że tak bez ukłonu. Jestem mistrz inżynier Jepth Erastus Obadiah Nottle, jeszcze nie tytułowany profiteri, niestety - zrobił krótką przerwę - Owszem, nie bez potrzeby. O ile nie znam planów faunów tak myślę, że pojedyncze niewielkie oddziały mogą się tu zapuścić w poszukiwaniu zbiegów więc lepiej, byście byli przygotowani na taką ewentualność. Jednak na tę chwilę nie sprawiali wrażenia, aby przygotowywali się do oblężenia Koczowiska. Pan wybaczy, ale moja znajomość języków leśnych istot nie jest na odpowiednio wysokim poziomie by móc wyłapać tematy ich dyskusji - poruszył się lekko na swoim siedzisku czekając na kolejne pytania.
- Lien. - zwrócił się do strażnika stojącego nadal obok Ciebie - Jak znowu zacznie mówić od rzeczy, wyrżnij mu w twarz.
Strażnik skinął głową lekko się uśmiechając. Ta posągowa twarz jednak potrafiła wyrażać jakieś emocje.
- Jepth. - zwrócił się do naukowca - Krócej, zwięźlej, konkretniej. Czy mi się wydaje, czy właśnie powiedziałeś że nagoniłem ludzi do roboty nadaremno? Skąd ty się tu w ogóle wziąłeś?
- Przepraszam, nie często zdarza mi się używać tak drastycznych skrótów myślowych i zapewne źle mnie Panie generale zrozumiałeś - i gwałtownie spojrzał na strażnika czekając na cios - Przepraszam - wydyszał przez maskę nerwowo i wziął większy wdech co ta przeraźliwie uwydatniła głośnym sykiem zasysanego do filtra powietrza - Jestem eksploratorem i naukowcem. Podróżowałem na północ, bowiem mój lud jak wiele innych ras ucierpiało przez Rozdarcie. Podjąłem się misji znalezienia rozwiązania naszego problemu, przy okazji mam chęć zbadać całe zjawisko możliwie najbliżej źródła. Pierwotnie nie chciałem zatrzymywać się tutaj, ale spotkało mnie kilka nieszczęść jak dezercja i kradzież, przez co było to jednak nieuniknione. Wtedy stałem się ofiarą napadu, zostałem pochwycony jako więzień przez oddział tych barbarzyńskich istot. A dzięki pomocy tegoż jaszczurzego kamrata, którego Twoi żołnierze zamknęli w klatce uwolniłem się z bardzo podobnej konstrukcji. Szczęśliwy traf, że cele były dla dwóch osób. Wykorzystaliśmy chwilę konsternacji faunów i pobiegliśmy w las. I tak trafiliśmy tutaj - opowiedział w skrócie historię wielkiej ucieczki bez zbędnych dramatycznych przerw - Fauny mają również wsparcie w zwierzynie leśnej. Więc jeśli sami nie podejmą się ataku to mogą ją do tego wykorzystać.
- Gdzie jest ten obóz i kto dowodzi? Ilu strażników widzieliście? W co uzbrojeni, jakie pancerze? - zapytał Griff krótko i zwięźle, nie był nauczony do takiego rozwodzenia się jak marl, ale przymknął na to oko i dał porozumiewczy znak człowiekowi żeby się na razie wstrzymał z biciem. - Mów wszystko co wiesz, jak potrzebujesz kartki do naszkicowania mapy jak tam trafić, dostaniesz wszystko.
Generał ani strażnik nie mogli tego widzieć, ale marl właśnie gorączkowo myślał odbudowując w pamięci gwiazdozbiór i wszelkie szczegóły jakie zdołał zapamiętać po drodze do Koczowiska. Chwilę mu zajęło, ale ostatecznie kiwnął głową w odpowiednim kierunku.
- W dużym przybliżeniu tam. Ciężko mi określić dokładnie bo uciekałem głównie lasem i sam rozumiesz, generale. Sama istota ratowania życia przyćmiewała mi zmysły. Nie widziałem żadnego ich szamana ani wojownika, który wyróżniałby się na tle grupy, co jest trochę dziwne. Zaczynam mieć podejrzenia, że ich główne dowództwo jest poza obrębem obozu. Albo po prostu wódz mieszkał w innej jego części. Uzbrojenie bardzo zróżnicowane, od toporów poprzez pałki, a na włóczniach kończąc, czasem uzupełnione o drewniane tarcze zaś pancerze skórzane albo futrzane. Wszystko prymitywne i wykonane z tego co można znaleźć w lesie, nic co mógłbym nazwać cywilizowanym. Samych strażników jest kilkunastu, na pewno ponad tuzin. Do tego wliczyć w przybliżeniu kolejny tuzin ich samic. Obóz składa się głównie z domostw w wielkich pniach drzew oraz namiotów. Brak właściwego muru - zrobił pauzę, gdyż zawahał się przez chwilę - Z całym szacunkiem, ale bardzo podobny do Koczowiska. Z narysowaniem mapy mogę mieć kłopot, gdyż jak wspomniałem korony drzew przysłaniały mi niebo, nie natrafiałem też na wiele punktów odniesienia. Ale mam inny pomysł. Poprowadzę was i wskażę możliwie najlepsze strony do ewentualnego uderzenia, zaś wy zapewnicie mi ochronę do czasu dopóki nie odbiorę swojej własności. Po tym będę w stanie sam zadbać o siebie.
Generał długo trawił to co wyrzucił z siebie Jepth. Spoglądał co jakiś czas na Liena, strażnika który milczał jak zaklęty. Mogłoby się wydawać że to tylko posąg, ale Lien oddychał i przysłuchiwał się wam.
- Rozwiąż go, ale masz być jego cieniem dopóki nie zabezpieczę koczowiska. - do stojącego nieco dalej kapitana rzucił nico głośniej - Josh! Do mnie!
Mężczyzna, z rasy nabity troglodyta wycharczał stając na baczność ciche - Tak!
- Chcę mieć za godzinę spis wszystkich żołnierzy, kwatermistrz ma mi dostarczyć stan mieczy i kusz oraz innej broni. Zostaw mały oddział do pilnowania obozu i zbierz większość do wymarszu, jutro przed świtem idziemy na bitkę. Czy to jasne?
- Tak! Niezwłocznie! - dało się równie ciche charknięcia.
- Marlu. Do świtu możesz zająć się swoimi sprawami. Nie próbuj uciekać Lien, bowiem ma przyzwolenie na ścięcie Ci głowy. Bardzo nie lubię być nabierany.
Jepth odetchnął cicho czego maska jak zwykle nie zignorowała i wydała odpowiedni świst - Nie mam najmniejszego zamiaru, panie generale. Fauny zabrały cały mój dobytek bez którego dalsza podróż nie ma racji bytu. W moim interesie jest zapewnić panu i pańskiemu oddziałowi jak najlepszy wywiad i jak najmniejsze straty w ludziach podczas marszu. A skoro już mówimy o zajmowaniu się swoimi sprawami to nie potrzebujecie tu inżyniera z doświadczeniem za nieco grosza? Oby mi starczyło na dzisiejszą skromną wieczerzę i strzęp koca coby nie spać na gołej ziemi. Przyznam, że rogaci barbarzyńcy nie są za dobrymi gospodarzami - umożliwił zdjęcie sobie więzów po czym przetarł nadgarstki wstając z siedziska - Umiem konserwować uzbrojenie i pancerze. Może i bym coś wykuł, lecz nie będzie to nic nadzwyczajnego. Specjalizuję się w nieco odmiennej dziedzinie, której wy tu chyba nie uznajecie.
- Lien, zaprowadź go do kwatermistrza, może da mu coś do roboty skoro o nią prosi. - mruknął Griff myśląc już o nadchodzącej bitwie. Dobrze wiedział jakimi siłami dysponuje i obawiał się że będzie musiał uzbroić cywili, o ile Ci zechcą się przyłączyć. - A! Przyprowadź Nirealle do mnie jak są spotkasz.
Lien skinął głową na znak potwierdzenia.

Wyszedł więc z namiotu za Lien przy okazji symbolicznie skłaniając się generałowi na pożegnanie. Nie próbował się zrównać ze strażnikiem, wolał bez krępacji rozejrzeć się wokół, no i mężczyzna nie wyglądał na duszę towarzystwa, a Jepth nie zamierzał pytać go na siłę o zdrowie rodziny i szczerze mówiąc nawet nie miał ochoty na pogawędki. Jednakże musiał przyznać, że ten cały Griff miał tu niemały posłuch wśród ludu. Pomimo tragicznych warunków bytowania nikt nie próbował kwestionować rozkazów czy wszczynać buntów co zdarzało mu się doświadczać w wielu innych osadach. Mijali co chwilę grupki uwijające się podczas budowania fortyfikacji oraz pojedynczych posłańców i tragarzy, którzy biegli co sił przekazać informacje bądź surowce do innych części obozu. Sam poczuł się trochę niezręcznie nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że niektórzy zerkali na niego z ewidentną pogardą. Być może przez swoją maskę i wyprostowaną postawę sprawiał wrażenie dumnego jak paw przybysza z dalekiej krainy, o której tylko chodziły słuchy, że jest skarbnicą technologii jaka nie mieści się nikomu w głowie, a często jest nazywana po prostu magią bowiem nikt kto żyw nie zdołał dotrzeć na wyspy Marla, zobaczyć wszystkie te wspaniałości i szczęśliwie wrócić. Wszystko dzięki Cudownym Gajom, które dają jemu i jego ludowi możliwość życia bez masek. Fakt, że jego aktualny stan ubioru nie wskazywał by pochodził z owej wyspy. Kilka dni w niewoli, grabież jego własności, a potem brawurowa ucieczka zrobiły swoje. Gdyby nie maska to mógłby się wtopić w okoliczną ludność bez najmniejszego problemu. Do niedawna biała, teraz brudna i miejscami poszarpana koszula pozbawiona mankietów przez co rękawy wyglądały na o wiele za szerokie i rozdarte, uwalone w ziemi skórzane buty z wysokimi cholewami oraz utrzymane w tym samym kolorze lecz ciemniejszym odcieniu spodnie, poluzowana szkarłatna chusta przy szyi. Próba powrotu do domu w takim stanie skończyłaby się oskarżeniem o pijaństwo i włóczęgostwo, a i dałby sobie uciąć obie ręce, że nie tylko tam. Tymczasem ku radości marla dotarli do siedziby kwatermistrza.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 08-05-2016 o 23:43.
Ziutek jest offline  
Stary 14-05-2016, 13:53   #124
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Chata nieopodal wybrzeża Moronzgul

Ogień ogrzewał łuskę Seta dając przyjemne uczucie. Było to prawie tak samo dobre jak wylegiwanie się na słońcu w upalne dni, co sáurio często mieli w zwyczaju czynić, przez co czasami byli odbierani jaka rasa leniwa przez inne, a to było tylko doznawanie luksusu jakiego na mokradłach czy lasach ciężko było doświadczyć. Dlatego też jaszczuroludzie bardziej niż inne rasy korzystali z wolnego czasu myśląc, gawędząc i planując. Może dlatego wyrobili w sobie taką rozwagę przez tyle lat wygrzewania się na słońcu. W końcu Set był gotowy do drogi – cała czwórka wyruszyła, choć suszenie się było daremne bowiem pierwsze krople deszczu spadały już na ziemię.

Las – nie wiedzieliście jak daleko się ciągnie, jak jest wielki i co go zamieszkuje. Gdyby były to normalne zwierzęta takie jak wilki czy niedźwiedzie, ewentualnie jakiś dzik nie byłoby strachu. Ale po Rozdarciu nawet watahy wilków czy niedźwiedzie musiały się obawiać o swoje życie. I bynajmniej nie chodziło tu o strach przed myśliwymi, a przed potworami z piekła rodem. Chodź okolica była spokojna, nigdy nie było wiadomo. Nawet krwawego korzenia nie było tu wiele, może odstraszała go bliskość słonej wody, a może fakt że okolica była słabo zaludniona.

Po godzinie przemiarzania lasu burza rozgościła się na dobre nad waszymi głowami. Drzewa obciążone wiatrem gubiły liście i gałęzie, a te niższe skłaniały się do samej ziemi. Zimny, chłoszczący po niezakrytych miejscach deszcze nie był najprzyjemniejszą rzeczą na świecie. W dodatku zrobiło się ciemno, a co za tym idzie widoczność była mocno ograniczona. Tropu Ivyet nie było widać, aż do czasu gdy Gonael nie nadepnął na coś co chrupnęło mu pod nogą. Przyjrzał się uważniej i z mieszanymi uczuciami musiał stwierdzić, że nadepnął właśnie na instrument elfki – lutnię. W gruncie rzeczy nie zwiastowało to nic dobrego, ale koniec końców znaleźliście jakiś trop. Elfka z pewnością nie zostawiła tego instrumentu pośrodku lasu z własnej woli. Nieopodal instrumentu leżał pakunek z nazbieraną żywnością: jagody, poziomki, jeżyny, maliny, kwiaty akacji oraz korzonki – wszystko mogłoby wyżywić waszą drużynę przez dwa dni. Elfka zrobiła tu całkiem niezłą robotę. Set musiał ze smutkiem stwierdzić że nie widać było śladów walki, a elfka jako że była elfem leśnym i umiała się poruszać w takim terenie, musiała odejść o własnych siłach w sobie tylko znanym kierunku, być może uciekając przed czymś lub kimś.

Kilka metrów dalej Set natknął się na truchło potwora. Była to jedna z odmian potworów nazywanych wypaczonymi. Znane były z tego że snuły się po Granicie i nie stanowiły w pojedynkę większego problemy, o wiele gorzej wyglądało gdy było ich więcej. Ślad na czaszce podpowiadał Setowi że załatwiła go elfka swoim sztyletem, ale kawałek sukna między zębami informował iż Ivyet może być ranna.



Zagajnik Cunha - Koczowisko

Lien uchylił płachtę namiotu i wpuścił marla do środka. Sam strażnik zbliżył się kontuaru, na którym stał kawałek papieru i kałamarz, napisał coś i zapukał dłonią o drewniany stolik. Z tyłu namiotu dało się słyszeć brzęk żelastwa oraz siarczyste przekleństwo w nieznanym marlowi języku. Po chwili dało się słyszeć we wspólnym głośne:
- Zaraz! Przecież się do cholery nie rozdwoję!
Na kwatermistrza było trzeba trochę poczekać, ale gdy się pojawił marl załamał się. Młody gnom również stracił swój rezon i pewność siebie. Lien podał mu kartkę z napisem „Griff go przysłał, to twój nowy pomocnik. Rano atakujemy, więc daj mu jakieś zajęcie”.
- Ty niemy skurwysyenie…- powiedział gnom przez zaciśnięte wargi po czym splunął na klepisko – Dobra. Coś mu dam do roboty.
Lien skinął głową, uśmiechnął się tak jakby bawił się w najlepsze i płynnie wyszedł z namiotu. Gnom długo taksował wzrokiem marla, a Jepth nie pozostawał mu dłużny.
- Usiądź sobie tam – wskazał sfatygowane krzesło pod ścianą namiotu – Twoja pomoc będzie najlepsza tylko wtedy, kiedy nie będziesz mi przeszkadzał. Możesz wziąć sobie osełkę i naostrzyć kilka mieczy jeśli naprawdę będzie Ci się nudziło.
Gnom zaczął kierować swoje kroki na tył namiotu. Marl zobaczył że karzeł pracuje nad czymś niezwykle pasjonującym, czymś co z pewnością byłoby niezwykle pomocne w walce z magiem oraz jego faunami. Miał też tam całkiem nieźle wyposażony warsztat. Na pierwszy rzut oka Jepth nie rozpoznał mechanizmu jaki tam się znajdował, lecz wyglądało to trochę jak kusza. Bardzo duża kusza.



Zagajnik Cunha – nieopodal siedliska driad

Ruszyliście w domniemanym kierunku, gdzie znajdować się miał obóz driad. Uwięziona w obozie faunów istota dobrze wam wytłumaczyła drogę, albowiem szybko znaleźliście się po niewłaściwej stronie łuków dzierżonych przez mały oddział strażniczek.


Wytłumaczyliście się najlepiej jak potrafiliście, opowiedzieliście o faunach, magu, więzieniu, dopiero o wzmiance o ich siostrze driady nieco się zreflektowały i opuściły łuki oraz miecze. Zostaliście zabrani do ich leśnego obozu, który robił wrażenie. Ile tu było driad nie mogliście zliczyć, ale na czymś w kształcie polany szykowała się niewielka armia, zapewne mająca na celu zniszczyć Koczowisko. Z taką siłą nie poradziłby sobie nawet Griff jakby wyposażył w broń kobiety i dzieci, o jego wątłych siłach w postaci rannych żołnierzy nie wspominając. Co innego fauny, bowiem nie wiadomo było czy nie mają w lasach innych obozów na kształt tamtego, w końcu ludzie ginęli idąc w różne kierunki, nie tylko w kierunku tamtego.

Poznaliście jedną z driad, która witała was przy wjeździe do lasu. Fiołek, jak się wtedy przestawiła we wspólnym była teraz nieco odziana w liście i korę drzew, w ręku trzymała łuk. Uśmiechnęła się łagodnie i zapytała co was tu sprowadza. Nie od początku odpowiedzieliście, ale w końcu znowu powtórzyliście to co mówiliście wcześniej.
- Naszą siostrę porwał Griff i jego hałastra. – powiedziała nie dając wam wiary – Zaginęła koło jego obozu niosąc im strawę. Niedaleko tego obozu też znaleźliśmy jej ubranie. – a mówiąc ubranie, miała na myśli kawałki liści i kory – To Griff zapoczątkował te wydarzenia i poniesie karę. Dzisiaj jego obóz zostanie zrównany z ziemią. Możecie nam pomóc i przeżyć, albo wrócić do Koczowiska i zginąć z innymi. Nasza Puszcza zbyt długo ich tolerowała. Daliśmy im palec, a oni wzięli całą rękę. Jesteśmy tylko driadami, ale mamy swoją godność i rozum.

 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 15-05-2016, 14:31   #125
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Pogoda na zewnątrz mocno nadszarpnęła nerwy wojowniczki. Opatulona szczelnie płaszczem, bez słowa podążała za jaszczuroludziem, który w przygarbionej postawie próbował znaleźć jakikolwiek ślad, który mógłby doprowadzić ich do zaginionej elfki. Zimno, wilgoć i przede wszystkim silny wiatr pogłębiający dyskomfort sprawiały, że Reeva miała co raz większą ochotę rzucić to wszystko w cholerę i wrócić do chaty. Już dawno temu uznała, że na głupotę nie ma lekarstwa i jeśli ktoś na własne życzenie pakuje się w kłopoty to tylko krzyżyk mu na drogę... Powinna zwyczajnie olać Ivyett, wrócić do ciepła i przeczekać w nim aż pogoda się poprawi. Ale wtedy elfka nie miałaby szans na przeżycie. Niestety Reeva czuła się za nią odpowiedzialna i to było dla niej ważniejsze niż wylegiwanie się na posłaniu przy ognisku.
Reeva zacisnęła mocniej dłoń na mieczu, który od czasu wkroczenia do lasu trzymała gotowy by użyć go.

Nie ucieszyła się ze znaleziska jakim był instrument bardki. Ale już fakt, że ta zdołała sama powalić wypaczonego, nieco odbudowało wizerunek Ivyett w oczach Reevy. Wyglądało na to, że nie była aż tak bardzo bezbronna jak to zakładała złotowłosa. Wojowniczka wzięła torbę elfki i zarzuciła na ramię. Miała nadzieję, że tym razem elfia właścicielka torby ujdzie z życiem.
Jeśli dobrze pamiętała to te stwory nie miały jadu, nie mniej nieoczyszczona rana o ukąszeniu, czy zadrapaniu i tak stanowiła niewiele mniejszy problem.
- To jesteśmy przynajmniej na dobrym tropie. Teraz Set z pewnością ją znajdzie - zapewniła demonicę i anioła.
"Inna sprawa, czy będzie żywa czy nie bardzo" przeszło jej przez myśl, ale nie podzieliła się tym zdaniem z innymi.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-05-2016, 15:29   #126
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gonael nie miał nic przeciwko lasom (chociaż pomiędzy drzewami trudno się latało) i przeciwko deszczowi (chociaż ten jeszcze mniej sprzyjał lataniu), to jednak zestawienie tych dwóch czynników, na dodatek powiększone o zapadający zmrok, zdecydowanie nie sprzyjał czynności, o której anioł miał pojęcie zgoła niewielkie.
Mimo wszystko to jemu udało się trafić na ślad zaginionej elfki, jednak trzask pękajacego drewna sugerował, że Ivyet nie będzie z tego zbytnio zadowolona. Gdy ją w końcu znajdą...

Trup Wypaczonego sugerował, iż elfka - przynajmniej przez pewien czas - była żywa. Ale sugerował również, że Ivyet miała poważna kłopoty, inaczej by nie zostawiła swego koszyka, ani tym bardziej lutni.
Były więc dwie możliwości - Ivyet rzuciła wszystko i wzięła nogi za pas, uciekając przez napastnikami, albo też straciła wszystko, gdy wpadła w łapska bandy Wypaczonych, którzy byli zainteresowani elfką, a nie jej dobytkiem.

Chociaż Gonael nie miał aż takiej wiary w Seta, to wolał swych obaw nie wyrażać głośno.
- Czy potrafisz znaleźć ślady innych Wypaczonych? - zwrócił się do jaszczura. - Albo określić, skąd ten przylazł?
 
Kerm jest offline  
Stary 16-05-2016, 13:41   #127
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Demonica lubiła deszcz. Krople wody spływające z nieba w różnej częstotliwości i o różnej sile, sprawiały zwykle że ludzie i inne istoty, chowały się w bezpiecznych, suchych schronieniach. Nie musiała wtedy udawać, że jest sama ponieważ po prostu była. Teraz jednak, podążając wraz z trójką towarzyszy, sama zdecydowanie nie była. Nawet udawanie jej nie wychodziło, chociaż kaptur miała nasunięty niemal na sam nos. Trzymała się też blisko Gonaela, od czasu do czasu strzepując krople z jego skrzydeł. Gest ów był jak najbardziej bezsensowny biorąc pod uwagę panujący wokół nich żywioł, to jednak dla Tirii miał on swoją wagę. Nawet bowiem mokre, skrzydła wciąż stanowiły dla niej pokusę nie do odparcia. Wciąż uspokajały, a tego nigdy nie było za wiele dla kogoś, kto stale się czegoś obawiał. Los tchórza nie był szczególnie przyjemnym w świecie, w którym niebezpieczeństwo wyglądało zza każdego zakrętu, każdego pnia i każdego krzaka.

Dzięki owemu uspakajającemu działaniu skrzydeł, udało się jej nie pisnąć z przestrachu, gdy względną ciszę lasu przeszył dźwięk łamanej lutni. Demonica musiała się zganić w duchu, bowiem pierwszą myślą jaka pojawiła się w jej głowie było pełne ulgi - wreszcie. Była pewna, że o ile elfka przeżyje, strata instrumentu będzie dla niej nie lada ciosem. Bez wątpienia także odbije się ona na czyjejś sakiewce. Tiria z ponurą miną doszła do wniosku, ze będzie to sakiewka jej i anioła. Cóż, za ciszę i spokój trzeba czasem zapłacić.

Znalezienie martwego potwora pozwalało na ożywienie nadziei na znalezienie Ivyet żywej. Nadzieję to szybko jednak zgasiło kolejne spostrzeżenie. Elfka była ranna. Do tego, tak przynajmniej sądziła Tiria, zapewne poważnie skoro nie wróciła do miejsca, w którym zostawiła jedzenie i instrument. Dlaczego tego nie zrobiła? To działanie było dziwne, pozbawione rozsądku. Może próbowała odciągnąć kolejnych przeciwników z dala od chaty? Chwalebne, jednak demonica nie miała aż tak dobrego zdania o bardce, by przypisać jej taką zasługę. To jednak wciąż nie rozwiązywało zagadki obecnego miejsca pobytu elfki i powodów dla których nie wróciła do bezpiecznego schronienia.

Tiria nie zamierzała się wtrącać do tropienia, ani oceniać umiejętności Set’a. Jej wiedza w tym temacie była na tyle znikoma, że zabranie głosu zakrawało na usilną próbę ośmieszenia się. Z tego też powodu ograniczyła się jedynie do skinięcia głową na słowa Reevy. Jej rola w tych poszukiwaniach miała się rozpocząć dopiero po znalezieniu rannej. Do tego czasu zamierzała trzymać się blisko Gonaela i korzystać z jego kojącego wpływu. Magię także miała w gotowości, teraz nawet bardziej niż wcześniej. Musiała być gotowa na osłonięcie towarzyszy w razie pojawienia się kłopotów, które bez wątpienia tylko czekały by unieść wargi i wyszczerzyć kły.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-05-2016, 19:19   #128
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Lhiam na pewno usłyszał cichy, zrezygnowany syk, który należał oczywiście do Jeptha. Przecierpiałby orkowy imbecylizm, krasnoludzką dumę czy ludzką ciekawość. Ale na wszystkich miłościwych bogów ze wszelkich możliwych panteonów, dlaczego akurat gnom?

Pobieżnie zaznajomiony z sytuacją i pozostawiony sam na sam z tym konusem postanowił od razu wziąć się za ostrzenie mieczy. Przysunął sobie owy taboret bliżej nich, to samo zrobił z wiaderkiem wody. Przy okazji wziął do ręki masywną, nieco już wytartą osełkę i usadowił się nawilżając go wodą. Na warsztat poszła pierwsza klinga, bez problemu pieścił stal posuwistymi ruchami do przodu i do tyłu, a marl część swojej uwagi skupił na rozwiązaniu zagadki tajemniczego wynalazku gnoma. Do fragmentu konstrukcji jaką udało mu się dojrzeć próbował dopasować resztę elementów ze znanych mu już urządzeń. Jednak to mu nie wystarczało i ostatecznie przerwał grobową ciszę zakłócając ciężką, możliwą do przekrojenia nożem atmosferę swoim zapytaniem:
- Nad czym tak gorączkowo pracujesz? - jego ton zabrzmiał jakby uderzył się boleśnie w mały palec u nogi i jednocześnie próbował być pozytywnie nastawiony do życia i miły nawet dla najżałośniejszej istotki na świecie.
Gnom długo milczał dłubiąc przy swoim urządzeniu, już można było pomyśleć że nie zaszczyci marla odpowiedzią, ale i on odważył się przerwać ciszę.
- Nic związanego z prochem, a wynalazek już znany, lecz chcę go ulepszyć. Griffowi przyda się to, jak już skończę… No bo spójrz, niby to zwykła balista, ale zamontowałem jej rygiel do szybszego naciągania cięciwy oraz zespół kół zębatych by nawet dziecko było wstanie ją naciągnąć. A teraz pracuję nad czymś w kształcie podajnika… Najlepiej byłoby go umieścić od dołu, ale nie zdążę zbudować odpowiedniego mechanizmu do pobierania pocisków. Jeśli będzie od góry, może utrudniać celowanie, a jeżeli z boku może być ciężkie do manewru... - gnom wyglądał na niezadowolonego ze swojego działa - A ty czego tu szukasz marlu, rzadko się was widuje tak daleko od oceanu. Zazwyczaj łazicie po portach i wciskacie ludziom te swoje błyskotki, jak kompasy czy kulomioty.
Gdzieś w środku Jepth poczuł leciuteńki niepokój. Broń palna jaką dysponowali głównie marlowie była wolna poprzez skomplikowany proces ładowania lecz na pewno szła ramię w ramię z kuszą nieco zostawiając w tyle łuk, który wymagał już specjalnego i długotrwałego treningu, a innowacyjne rozwiązania rusznikarzy z Marli pozwoliły uzyskać większą nośność pocisku i celność, przez co mogli powołać jedyną w swoim rodzaju jednostkę wyborowych prochospalaczy. Dobrze rozmieszczony niewielki ich oddział byłby na pewno w stanie rozgromić i zmusić do odwrotu większe grupy. A gdyby teraz kusza zyskała jeszcze większą szybkostrzelność to mogłaby solidnie ugruntować sobie pozycję na rynku zbrojeniowym. Nie żeby marlowie narzekali na nadmiar klientów chętnych do kupna ich muszkietów bo z racji ogólnie panującej ciemnoty większość mieszkańców Granitu boi się takich wynalazków.
- Ambitne, trzeba przyznać - rzekł po wysłuchaniu gnoma - Długo nad tym już dumasz? - z tego co wywnioskował to gnom prędzej czy później skończy ową balistę. Teraz marl stanął przed wyborem czy opóźnić prace i nie pozwolić wypuścić broni na czas jednocześnie nie poznając zastosowanej technologii lub jednak pójść na współpracę i móc zobaczyć i dotknąć te wszystkie mechanizmy oraz sprawdzić jak działają w praktyce.
- W końcu przyszedłem tu do pracy… - zrobił krótką przerwę - - Więc co byś rzekł jakbym zaproponował swoją pomoc przy podajniku, aby skończyć broń na czas? - zadecydował dosyć szybko - - Nasze busole mimo małej poręczności mogą się przydać również i na lądzie. Ale ja nie jestem handlarzem towarami dla podróżnych - odparł spokojnie - Jestem naukowcem, chcę zbadać zjawisko zwanym potocznie Rozdarciem u samego źródła, ale nieobca jest mi też wiedza o energiach ziemskich, które noszą nasze pociski oraz ich wykorzystanie w sferach wojskowych. To wymagało ode mnie również poznania wiedzy o metalach, obróbce jak i wykorzystania gotowych półproduktów. Ale ogółem to z moją naturą odkrywcy muszę mieć niemałe pojęcie o wielu sprawach.
Gnom nie od razu się odezwał.
- Wy marlowie, kochacie zadzierać nosa, co? - westchnął - Jeżeli myślisz że nie dam sobie rady, albo chcesz ukraść moje rozwiązania technologiczne i zanieść je na tą swoją wyspę, to muszę Cię rozczarować. Możesz patrzeć, możesz ostrzyć miecze, ale mi nie pomagaj. Dzieło ostatnich kilku miesięcy może zostać zniszczone. Z resztą to delikatna robota, wymaga finezji, a nie takiego bezpośredniego, marlowskiego podejścia. Myślicie że poskradaliście wszystkie rozumy, a zapomnieliście że w wielu dziedzinach nadal jesteście daleko, daleko z tyłu. Pomyśl sobie co się stanie kiedy mój wynalazek zamontuje się na statku albo na wozie zaprzężonym w konia i wzmocni wyrzutnię, a bełt obciąży się odrobiną “czarnej magii”. Od tego wynalazku i tego kto pozna jego tajniki produkcji może zależeć panowanie na lądzie i wodzie. A z Rozdarciem daj sobie spokój. - westchnął ze zmęczeniem - To magia. Wasze ograniczone móżdżki nie dopuszczają do siebie że może istnieć siła potężniejsza od młotka i paczki wkrętów.
- Lubimy chwalić się innowacjami, które mogą odnieść sukces za jakiś czas jak lud spoza Marli dojrzeje do władzy nad taką potęgą, a ulepszenia czegoś co u nas staje się wbrew waszej woli zabytkiem niezbyt nas interesuje. Postęp jest najważniejszy - skwitował marl rozbawiony argumentami swojego rozmówcy - Kwestią czasu również jest to kiedy nasze okrętowe kulomioty rozrosną się do rozmiaru oblężniczych trebuszy czy katapult i będą w stanie kruszyć mury największych fortec. A salwa wypuszczona z miastowych baszt zmiecie zastępy opancerzonych zbrojnych w ciągu, o - tu pozwolił sobie na pstryknięcie palcem - Poniekąd już to potrafią, ale na nieco mniejsza skalę. Do czasu… Albo walka na froncie. Wyobraź sobie, drogi kolego iż nasz jeden żołnierz wyposażony w odpowiednią broń naszej konstrukcji potrafi zadać nawet śmiertelne rany kilku żołdakom jednocześnie przy czym owy oręż umożliwia mu zachowanie bezpiecznego dystansu od przeciwnika walczącego wręcz. Już nie wspomnę o strachu jaki nasza broń sieje już bez przelewu krwi. Konie przez nią zrzucają swych jeźdźców, a wiadomo że jeździec bez konia jest mało przydatny na polu walki. I tu dochodzimy do niezwykle ważnej myśli końcowej. Gdyby nie nasze samozaparcie w próbach stworzenia czegoś wyjątkowego to również musielibyśmy ulepszać konstrukcję stworzoną przez naszych prapradziadów, która nie zmieniła się ani trochę od tamtych wieków. I stąd moja wielka chęć do zbadania owego magicznego Rozdarcia - mówił ciągle spokojnie i powoli odpowiednio akcentując odpowiednie fragmenty chcąc wpłynąć na wyobraźnię gnoma. Tak wpłynąć aby ujrzał przeraźliwe, niezrozumiałe dla niego mechanizmy i dziwaczne, olbrzymie konstrukcje wielkości szlacheckich dworków. Oczywiście prawda była zgoła nieco inna lecz nikt nie mówił, że gnomy zaś są szczere i uczciwe w swoich zwierzeniach - A sama magia może i istnieje, ale do tej pory świetnie sobie radzimy z jej odpieraniem, więc nie jestem przekonany co do jej siły. Lecz póki nie zobaczę źródła na własne oczy to nie ocenię zgodnie z sumieniem. A teraz pozwól, że jednak wrócę do mojej niezwykle pasjonującej pracy, zaś tobie życzę pomyślności we wdrażaniu swych wizji w życie. Szkoda, że jutro generał Griff zobaczy tylko jak działa w czasie bitwy technologia mojej ojczyzny. Chociaż może wtedy dostaniesz zlecenie by zbudować to coś “Czym ten marl tak finezyjnie rozprawiał się z faunami” i ani trochę nie będzie chciał słyszeć o jakiś prędkostrzelnych kuszach. - zakończył pogardliwym tonem i odwrócił się plecami do warsztatu gnoma pokazując, że w ogóle nie interesuje go ten cały prototyp, a ostrzenie mieczy wydaje się naprawdę ciekawe.
Jednak porywający wywód nie przykuł na długo uwagi gnoma. Stracił ją przy słowach “poniekąd już to potrafią”, kiedy to wrócił do swojego miejsca pracy i zaczął wesoło pogwizdując, walić młotem w rozgrzany do czerwoności kawał żelaza… Po skończeniu historii nie uraczył marla nawet spojrzeniem, albowiem wymodelowany kawałek wyciora zaczął montować do stalowe sworznie do boku maszyny. Obraził Jeptha, albowiem nie ma nic gorszego jak okazanie obojętności dla naukowca, a sam gnom też o tym doskonale wiedział. Kiedy zirytowany marl powrócił do ostrzenia mieczy usłyszał tylko za sobą chichot. Wiedział, że gnom jeszcze dzisiaj zamontuje swój wynalazek i z pewnością wymyśli coś, co umożliwi odpowiednie celowanie nawet jeśli zamontuje podajnik od góry.
Inną kwestią był fakt że gnom był uparty jak krasnolud i miał rozum nie od parady, a takim jak on najlepiej pracuje się w stresie. Im mniej czasu miał, tym wszystko wyglądało klarowniej. Mimo wszystko gnom podszedł do swego zamaskowanego pomocnika i ocenił ostrzone miecze.
- No, do tego się nadajesz. Ale starczy tego dobrego. Masz. Tam masz warsztat i materiały. - wręczył mu upaćkany kawałek pergaminu z jakimś planem. Widać na nim było opierzenie, ostrze grotu i drewniany trzon na oko metrowy. Szybko załapałeś że gnom chce aby zrobił amunicję do jego broni. Półprodukty w postaci zakończeń i opierzeń wraz z trzonami były już gotowe, wystarczyło to zmontować, a nuż nanieść jakieś swoje udoskonalenia na kilka pocisków.
Jak zazwyczaj był ostoją spokoju tak teraz ciśnienie podniosło mu się momentalnie. Choć pewnie nie jest jedynym marlem, który nie potrafi porozumieć się z tymi małymi stworzeniami, które aspirują do bycia pionierami techniki zbrojeniowej, a jedyne co potrafią zrobić to stworzyć ręczną, szybkostrzelną balistę. Tak też Jepth się uspokajał. Lecz chwila próby nastała w chwili kiedy podsunięto mu pod nos schemat amunicji do dopiero co powstającej broni. Czy ten konus chciał zrobić z niego najzwyklejszego rzemieślnika? Ba, nawet prostego robotnika do wykonywania powtarzalnych czynności, któremu trzeba rysować niczym pacholęciu najmniej skomplikowane fragmenty mechanizmu aby przypadkiem czegoś nie sknocił. Po rzuceniu okiem na rysunek coby zapamiętać ogólny zarys i proporcje zmiął pergamin i rzucił go na stół po czym bez słowa udał się do wskazanego miejsca pracy. Zdecydował, że do podstawy grotów doda haki. Jeśli jakiś szczęściarz będzie po nich w stanie jeszcze wyjąć sobie pocisk z ciała to będzie to bardzo bolesne i czasochłonne. Pozostało chwycić za młot, przywdziać fartuch i zająć się kuciem pierwszej partii. Gdy po raz ostatni metalowe groty zażywały wodnej kąpieli dla zahartowania i ostudzenia Jepth przy połowie zaplanowanej ilości amunicji ponacinał delikatnie drewniane trzony bardzo blisko miejsca, gdzie nasadzi się ostrą część bełtu, aby wyjęcie całości było już niemal niemożliwe bez odpowiednich narzędzi i odrobiny wolnego czasu, a jeśli zachce się komuś nakładać truciznę to będzie tylko kolejna zaleta. Po dłuższym czasie spędzonym w ciszy połączył metal z drewnem, więc można było zabrać się za mocowanie lotek. Skleił je przy pomocy żywicy i dla wzmocnienia obwiązał lnianym sznurkiem. Żadne z ulepszeń nie wpłynęło bardzo na pierwotne zrównoważenie amunicji więc przesmarował nienacięte trzony niewielką ilością roztopionego wosku pszczelego dla zabezpieczenia drewna i na koniec rozłożył bełty w szeregu na wolnym stole by żywica miała czas związać, a wosk stężeć. Oczywiście dla Jeptha i tak ta cała sprawa była ujmą na honorze, ale skoro chciał pracy to wykonał ją bez zbędnego marudzenia i nie próbując być mądrzejszym od zleceniodawcy. I tak nie był wart marlowskiej wiedzy.
- Gotowe. Poza widocznymi haczykami przy grotach ta część - oddzielił palcem w powietrzu połowę szeregu bełtów i wskazał na jedną z nich - Ma osłabiony trzon co zwiększa prawdopodobieństwo przełamania pocisku i pozostawieniu grota w ciele. Myślę, że nie odbiegłem za bardzo od ogólnego planu i że spełniłem oczekiwania. - kiedy opowiadał o wynikach swojej pracy miał jednostajny, znudzony ton, przedramię prawej ręki założył sobie na dole pleców zaś lewą trzymał w powietrzu i pocierał palcami o siebie okazjonalnie wskazując na konkretne części bełtów.
Tak jak się czuł Jepth, tak też potraktował go gnom.
- Bardzo dobrze. Możesz odpocząć - powiedział ten, gdy obejrzał jeden z bełtów - Tyle musi wystarczyć, kiedy zobaczą moc uderzeniową najpewniej się wycofają, więc pewnie nie wszystkie naboje zostaną zużyte.
Marl zauważył z iż gnom zdecydował się na umieszczenie podajnika od góry, a celownicze przyrządy umieścił na podajniku. Nie było to zbyt wygodne, ale lepsze takie niż żadne zwłaszcza że czas się kończył.
- Idę zorganizować wóz i kogoś do pomocy w montażu. Poczekaj tutaj i niczego nie dotykaj, dobrze?
Gnom upewniwszy się że wszystko jest na swoim miejscu, zerknął jeszcze w szkiełka twojej maski i wyszedł z namiotu zostawiając płachtę uchyloną. Dopiero teraz dotarło do Jeptha że zaczęło świtać, a słońce powoli oświetlało taflę jeziora, a armia Griffa coraz bardziej przypominała coś naprawdę armią będące. No cóż. taka dola podróżnika, senność i głód nie może być mu straszna.
Rozłożył więc bezradnie ręce i skłonił się delikatnie na znak, że wszystko zrozumiał. Dla niepoznaki usiadł sobie na swoim taborecie, gdzie uprzednio ostrzył miecze. Ale kiedy tylko gnom zniknął z pola widzenia marl powoli się podniósł. Chciał sprawiać wrażenie zaciekawionego zgromadzoną w pracowni maszynerią i narzędziami. Jego prawdziwe intencje było nieco bardziej chytre.

Spacerując sobie po namiocie z rękami zaplecionymi na plecach szukał po półkach i stołach czegokolwiek na tyle płynnego, na tyle gęstego i na tyle kleistego by kilka kropel wpuszczonych pomiędzy zębatki balisty zadziałało odwrotnie do na pewno już zaaplikowanego tłustego smaru lub innego specyfiku. Zaś gdyby z tym były kłopoty to miał alternatywę. Osłabić nieco szorstką ścierną powierzchnią cięciwę broni przy wiązaniach z łuczyskiem by w trakcie naciągu bądź po nim pękła, dzięki czemu będzie to wyglądać jak przypadek, albo niedopatrzenie gnoma. A na tym drugim Jepthowi zależało najbardziej.
Oczywiście warsztat był pełen różnych specyfików i narzędzi, którymi mógłby dokonać sabotażu. Jednak musiał brać pod uwagę iż gnom bądź co bądź zna się na inżynierii, nie jest byle ciemnym chłopem wziętym prosto z pola i na pewno rozpozna, że coś nie jest nie tak jeśli marl się odpowiednio nie postara. Szybka kalkulacja pozwoliła mu zaplanować akcję. Zaczął od prostej rzeczy czyli przysunął sobie kamień polerski, który nie wyrżnie po pierwszym ruchu całej cięciwy, a tylko osłabi, resztą zajmą się ziemskie energie, o których już wspominał wcześniej. Dla niepoznaki przejechał narzędziem kilka razy na dwóch końcach cięciwy, lecz nie zachował symetrii, w końcu powodem usterki ma być nieodpowiednia równowaga pomiędzy naprężeniem ramion łuczyska, a wytrzymałością cięciwy więc ta ostatnia pęknąć nie może w tych samych miejscach. Lecz to może nie wystarczyć. Dlatego na koniec zostawił sobie bardziej skomplikowaną i brudną robotę, nakładanie nieodpowiednich smarów na zębatki i prowadnice. Wychwalana przez twórcę łatwość naciągnięcia po tym zabiegu powinna zostać poddana pod wątpliwość. Tutaj musiał się skupić, aby nie zostawić śladów oraz zadbać by na pierwszy rzut oka nie można było ocenić, że prócz prawdziwego smarowidła zostało dodane coś jeszcze, zmuszało go to do dostania się do wąskich szczelin gdzieś w środku całego ustrojstwa czymś równie cienkim i długim, ale nie było problemu ze znalezieniem odpowiedniego narzędzia do tej pracy. Podniecony niczym dziecko i wypełniony adrenaliną sprawdził jeszcze czy, aby gnom nie wraca i wziął się do pracy co jakiś czas zerkając na niestety odsłonięte wyjście.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 28-05-2016, 20:32   #129
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Trzymając nos kilkanaście centymetrów nad ściółką lasu nie zwracał uwagi na nic innego. Wszelkie niedogodności, na które zwykle nie omieszkał się ponarzekać, nie miał teraz dla niego żadnego znaczenia. Mogło by im teraz spaść przysłowiowe niebo na głowy, a Set nie wypowiedział by jednego słowa.
Iyvet zaczynała swoją osobą irytować Saurio. Jakby elfka w ogóle nie brała pod uwagę tego, co z światem zrobiło Rozdarcie. W dodatku była z leśnego plemienia i równie dobrze mógłby próbować śledzić ją po rzece.
Wypaczeni nie byli szczególnie wymagającym przeciwnikiem. Zmieniała to oczywiście ich liczba, ale to dotyczyło każdego wroga, tudzież bestii.
Wstał.
- Stworków było tutaj tuzin bądź kilku więcej. Poruszały się sforą w tamtą stronę - wskazał pomiędzy drzewami. - Podejrzewam, że ścigały elfkę, ale jestem w żaden sposób tego pewny.
Westchnął. Niezbyt optymistycznie się to układało. Miał dziwne przeczucie, że ścigają się z czasem, więc te dodatkowe przygody jakie im funduje Iyvet nie były im zupełnie na rękę.
Spojrzał na blondwłosą wojownik.
W dodatku ostatnio w ogóle na nic nie było czasu.
- Myślę, że pójdę sprawdzić ten trop razem z Reevą, wy zobaczcie dokąd tamten prowadzi, spotkamy się za pół godziny - spojrzał znacząco na towarzyszkę.
Złotowłosa spojrzała na niego mrużąc lekko oczy. Prychnęła.
- Nie, Set, nie będziemy się w żadnym wypadku rozdzielać się teraz - zmroziła go wzrokiem, a przynajmniej jaszczur skończyłby jako słup lodu gdyby jej spojrzenie to potrafiło. Odmowa w jej tonie głosu była nader wyraźna.
- No dobrze, w końcu ty tu dowodzisz - odpowiedział. Cóż, próbować zawsze można.
- Miejmy się na baczności - dodał sięgając po kuszę.
Miał zamiar ich poprowadzić tym tropem. Reeva szła na czele, a on z Gonaelem osłaniali jej boki. Tirię chciał schować pomiędzy nich.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 01-06-2016, 12:56   #130
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Słowa tej małej dziwożony tym razem były nad podziw dokładne.
Tehanu mrukną z podziwem obserwując zgromadzone driady.
Ile ich tu nalazło… Jak się ruszą to biedna będzie dupa Griffa.
- A wy swoje… - Odparł z rezygnacją w głosie. - Ta mała w klatce - spróbował opisać ją jak najdokładniej - mówił ze że wojownicze z was babki i na dodatek całkiem nie głupie. Pomyślcie. Co by ten gnoll miał zyskać zadzierając z wami. To że jej ciuchy były przy obozie nic nie znaczy ja tam uwalałem błotem nogi ale to nie znaczy że nadeszła jesień. Jest was tu ze dwa razy więcej. Tę garstkę zdechlaków możecie rozwalić dziś jutro czy za trzy dni. Co wam szkodzi sprawdzić. Nie dość że ten rogaty kutasiarz otwarł rozdarcie to teraz też się chce wywinąć nie tylko tanim kosztem ale jeszcze waszymi rękami. A jeżeli ludzie Griffa faktycznie dorwali waszą driadę to sam go wykastruję maczetą. - Zagadał Tehanu ze zwykłą sobie uprzejmością.

Fiołek słuchał Tehanu z uwagą, jak na driadę przystało. Widać jej wspólny nie był aż tak dobry jak jego, bowiem długo myślała nad tym jak zabrzmią wypowiadane przez nią zdania i jak mogą zostać zrozumiane. W końcu pokiwała głową i odpowiedziała.
- Skoro się z nią widzieliście, może nas do niej zaprowadzicie? - zaproponowała - A może się boicie? Może kłamiecie?

Tehanu usłyszał mniej więcej co chciał. Miał tylko nadzieję że to starczy by driady zrobiły coś mądrego. Nim się jednak odezwał prychną tylko na uwagę o kłamstwie i strachu.
- Kiedy ino zechcesz. - Odparł nachylając się nieco nad driadą dając do zrozumienia że uwaga był co najmniej zbędna. - Chociaż… warto by coś przegryźć nim ruszymy. Wiesz, fauny nie grzeszą gościną a przyszło nam się nieco natrudzić idąc do was. - pokazał przypalone ramię jako dowód zarówno swojego trudu jak i odwagi i szczerości.

Violet znowu pomilczała analizując słowa i pokiwała głową, zanim odpowiedziała.
- Częstujcie się jedzeniem przy ognisku. Za godzinę wyruszamy, a ty, drogi Kocie będziesz naszym przewodnikiem.
Przy ognisku leżały jakieś gliniane naczynia z niezbyt przyjemnie pachnącym płynem z pewnością nie będącym alkoholem, a jakiś drzewnym syropem, korzonki roślin upieczone nad ogniem oraz jakaś sałatka owocowa-zieleninkowa. Nie było to zbyt pożywne dla istot najbardziej ceniących sobie krwisty befsztyk, ale z pewnością nie było trujące.

Drogi Kocie, lepsze niż kotek” Mrukną uśmiechając się do siebie i zezując na jedzenie.
- A ile was idzie? - Zapytał rzeczowo. Powąchał napój skrzywił nos po czym wypił duszkiem. - W sensie tylko zobaczyć klatki czy od razu uwolnić tą małą? - Wybrał upieczoną na brązowo niewielką bulwę. Przez chwilę przerzucał z ręki od ręki by nieco ostygła. - Zaproponowaliśmy jej ucieczkę ale wolała zostać. Bała się że zrobią krzywdę innym. Tyle że nie wiem gdzie te jej siostry były bo w klatkach ich nie trzymali - Wybrał kilka kolorowych kawałków owoców i zaczął je po któreś słowo wrzucać do buzi. - Do obozu chyba najlepiej będzie dostać się od strony lasów. My za sobą zostawiliśmy trupy więc tędy - wskazał obozowisko faunów - raczej odpada. Na pewno będą się tam kręcić. Zachodzić od strony obozu uchodźców tez nie ma co. Merll i śliski pognali prosto do Griffa więc tam też będzie gorąco. A tsza nam obejść obóz rogaczy prawie dookoła. - Gdy driada trawiła informacje Tehanu zasiadł do posiłku na poważnie. Nie zamierzał się objadać. W końcu czekał go znowu forsowny marsz i pewnie jakaś nożowa robota. Nie mniej burczenie w brzuchu tez nie pomagało.

Draida odpowiedziałą teraz szybciej niż poprzednio.
- Oddział. Średni oddział, jeśli to prawda uwolnimy je od razu. Jeżeli tylko grasz na czas, główne siły wyruszą na obóz nad jeziorem. Może nie potrafimy rozmawiać ze zwierzętami, ale one potrafią nas słuchać i wiedzę że to co mówimy jest lepsze od tego co mówią fauny. Drzewa również nas słuchają. - poinformowała - Wyruszymy o świecie kiedy siostry przygotują się do wymarszu. Na razie możecie u nas troszkę rozprostować kości, ale za maksymalnie godzinę lub dwie wyruszamy. - dodała.
- To jest niedobre! - odezwała się dziewczynka siedząca koło ciebie i też próbująca się posilić.
- Jedz głupia. Może nigdy już rodziny nie zobaczysz. - dodał chłopiec - Proszę Pana! - dziecko dotknęło twojego rękawa - Zabierze nas Pan ze sobą? Nie chcemy zostać z driadami, one jedzą dzieci. Tak mówił Clet z obozu.

Tehanu przytakną driadzie głową. Na szczęście driady do głupich nie należały.
- Clet? - zapytał jakby doskonale wiedział o kogo chodzi. - Clet jest głupszy niż moja kobyła. Jak będziecie go słuchać znów skończycie w klatce. Tosz one nawet zająca nie upiekły. Ba... zająca. Pieczonych świerszczy nawet nie ma, a dzieci mają wcinać? Chcecie mnie rozbawić czy zdenerwować? Zostaniecie tu. Na pewno się znajdą jakieś małe driady co się z wami pobawią. Prawda? - Zapytał driady z która gadał - My tymczasem pójdziemy pozabijać fauny. Dzieci się do tego nie nadają.

Driada z pewnością nie wiedziała co to takt i wyczucie, a tym bardziej nie pilnowała się ze słowami. Driady może i nie były głupie, ale były tylko leśnymi istotami bardziej magicznymi niż naturalnymi tak jak ludzie, elfy, fauny itd.
- Jeżeli nas okłamaliście zginą tak samo jak istoty w koczowisku.
Ta zapowiedź sprawiła że dzieci się przeraziły i mocniej przylgnęły do Tehanu oraz Azriela.

Na słowa driady Tehanu pacną otwartą dłonią w czoło.
- Dzięki. - Warkną niezadowolony. - To co? Teraz będziecie niańczyć dzieciaki, he? - Zapytał retorycznie i nie dając jej szansy na odpowiedz zwrócił się do demona cicho.
- A miałem je za bystrzejsze. - Azriel jak zwykle tylko łypną czerwonymi ślepiami. “Acha” Odparł w myślach za demona kotołak. - To co robimy z tymi pędrakami? - Demon wzruszył tylko ramionami “Ja bym je tu zostawił” znów odpowiedział za niego. - Tyle że przyczepiły się bardziej niż pchły. - Znów cisza “Twój problem. Mnie nie oblazły” Dzieciaki wtuliły się w futro Tehanu. - Nie pomagasz… Ale ja muszę iść z dziwożonami. Tak łatwo się nie wywiniesz. Zabierzesz je do obozu. - Demon zwów odpowiedział bliżej nieokreślonym gestem “Mnie za jedno.” - Od kiedy się nie odzywasz jakoś łatwiej się z tobą rozmawia. - Zadowolony klepną demona w ramie na potwierdzenie planu.
- No smyki, pójdziecie do mamy i taty z wujkiem tarczogłowym. - Dzieciaki chwile protestowały ale z Kotołakiem skończyła się dyskusja. Położył się pod drzewem aby chwile odpocząć. Dzieciaki przez czas do wymarszu biegały między demonem a kotołakiem to ciesząc się z powrotu do obozu to prosząc by zostały z wojownikami. Gdy Driady były gotowe rozdzielili się.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172