Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-12-2015, 10:25   #31
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Poranek dla demona nie był zbyt przyjemny, bowiem pierwszą rzeczą jaką poczuł był przenikliwy ból głowy. Duża dawka alkoholu spożyta dnia poprzedniego, i jeszcze poprzedniego połączona z nocnym trybem życia zaczynała odciskać swoje piętno. Strach przed zamknięciem oczu, i udaniem się w krainę snów, również się do tego przyczynił. Strach przed odkryciem całej prawdy o tym co uczynił popychał go w kierunku alkoholu. Strach przed spojrzeniem sobie na trzeźwo w oczy. Ból, który czuł, ale nie znał jego dokładnej przyczyny, sprawiał że z taczał się w dół każdego wieczora. Nogi powoli zaczęły poruszać się, palce u dłoni wykonywać nieskomplikowane ruchy aż w końcu ciało pozwoliło na bardziej wymagające ruchy. Gdy już w końcu wstał powolnym krokiem dotarł do balii z lodowatą wodą i zanurzył w niej głowę. Zimny “dotyk” od razu pobudził go do życia, oczy otworzył szeroko i poczuł w pełni jak czaszka mu dosłownie pęka. Musiał udać się do łaźni, która była w środku miasta, lecz nie mając za dużo wolnego czasu założył jedynie swoje spodnie i koszulę, której nawet nie zapiął. Ręcznik przerzucił przez ramię i gdy wychodził ze swojego pokoju prawie uderzył drzwiami jakąś dziewczynę. Milimetry brakowały by dostała idealnie ona w twarz, lecz opatrzność czuwała nad nim. Zaskoczenie, a potem lekka obawa że mógł zrobić coś nieznajomej sprawiła że z ust diabła wydobyło się ciche:
-Wybacz. Nie zrobiłem Ci krzywdy? - w głosie było można wyczuć zagubienie i troskę

Jabłko, które wyjęła z torby skończyło się szybciutko. Wykorzystywanie własnych zapasów niezbyt się Tirii podobało więc uznała, że wyjątkowo może na chwil parę wymksnąć się spod opiekuńczych skrzydeł Gonaela. Tym bardziej że pamiętała dokładnie, że na tacy w pokoju, w którym noc spędzili, zostało jeszcze parę soczystych, czerwonych owoców i niedokończona butelka jabłecznika. Ignorując zdziwione spojrzenie anioła, rzuciła mu jedynie krótkie “zaraz wracam” i ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro.

- N.. Nie - odparła, oddychając nieco szybciej, bowiem ów niespodziewany wypadek oraz obecność obcej osoby nie wpłynęły za dobrze na jej pewność siebie. Dłoń natychmiast też powędrowała do obroży na szyi, a palce poczęły dręczyć ozdabiające ją rogi.

-To dobrze. Nie chciałbym Ci zrobić krzywdy. Zamyśliłem się...no i wiesz… - zaczął się głupio tłumaczyć, sam nie wiedzieć czemu. Robiąc to dokładnie przyjrzał się demonicy.

- To moja wina - odparła pospiesznie. - Nie zwracałam uwagi gdzie idę - była to prawda. Ochota na jabłka sprawiła, że nie pomyślała o tym, że ktoś może ją zaskoczyć na korytarzu więc szła szybciej niż zwykle, skupiona tylko na swoim celu. Teraz zaś postąpiła krok do tyłu by zwiększyć nieco przestrzeń jaka dzieliła ją od nieznajomego.

-A gdzie idziesz? - zapytał mimowolnie Tahel

- Do… - przerwała, rozglądając się wokoło czy przypadkiem jeszcze ktoś nie ma zamiaru pojawić się na korytarzu i dać jej wymówkę do zniknięcia. - Do pokoju - dodała, zrezygnowana.

-Tahel jestem, tak w ogóle. Czy przypadkiem nie widziałem Cię w Lodowym Upiorze? Byłaś tam chyba gdy ta cała zadyma się zaczęła? - zapytał wprost, ówcześnie się przedstawiając.

Drgnęła zaskoczona ale i lekko zaciekawiona. Po raz pierwszy także uniosła głowę wystarczająco by spojrzeć w twarz mężczyzny, który przedstawił się jako Tahel. To, ze był demonem, bynajmniej nie zmniejszyło jej zdenerwowania.
- Tiria - przedstawiła się. Na jego pytanie odpowiedziała jednak tylko lekkim skinięciem głowy.

-Miło mi Tirio - na chwilkę zamilkł, jakby nie wiedział co ma powiedzieć, cały czas patrząc w dół. -Chyba nie należysz do osób, które za dużo mówią, co? - uśmiechnął się przyjaźnie.

Pokręciła głową.
- Nie - odparła, zdając sobie sprawę że chyba powinna się jednak odezwać. - Nie zawsze - sprostowała, gdyż usta się jej niekiedy nie zamykały gdy przebywała z aniołem. - Zależy od sytuacji - zakończyła, uznając że takie wyjaśnienie powinno wystarczyć.

-Rozumiem. A gdzie się wybieracie ty i twój skrzydlaty towarzysz? - zapytał. Tahel miał dość podróżowania samotnie. Po tak długim okresie samotności, w końcu zapragnął towarzystwa.

Nim odpowiedziała poświęciła chwilę na przemyślenie słów, które miały z ust jej paść.
- Jeszcze nie wiemy - odpowiedziała nie do końca zgodnie z prawdą, nie tak znowu jednak bardzo z prawdą się mijając. Wciąż przecież czekali na to co pozostała dwójka z Upiora miała im do powiedzenia. - Słyszałeś słowa elfki? - zadała pytanie pod wpływem chwili.

-Piąte przez dziesiąte...Chodzi o Rozdarcie. Kieruję się ku niemu - rzekł, a w jego głosie można było dosłyszeć smutek.

- Dlaczego? - zapytała zdziwiona. Nie sądziła by ktokolwiek dobrowolnie chciał się do portalu wybierać. No… Może poza nią, o ile uda się zebrać dość informacji o możliwości jego zamknięcia.

-Los, a raczej kwestia pewnych wyborów - ton jego głosu świadczył jakby nie chciał mówić więcej o swoich powodach. Szare oczy spoglądały na demonice już nie z troską ale z obojętnością i bólem. -A wy zamierzacie coś z tym zrobić? - zapytał wprost.

- Możliwe - odparła z wahaniem. - To zależy… - dodała.

-Od czego? - uśmiech pojawił się na twarzy demona. Było widać że rozmowa z Tiria, wydaje mu się być zabawna.

- Informacji - odparła, nie odpowiadając uśmiechem. - Bez nich to nie miałoby sensu - dodała, odrzucając kaptur, bowiem zasłaniał jej widok, co zaczynało ją powoli denerwować.

-Z tym czy bez tego i tak muszę tam się znaleźć. Jeśli chcecie...chętnie bym dołączył do was.. zaproponował nieśmiało. Było widać że...odwykł od przebywania w towarzystwie.

- Ja.. - zaczęła, jednak przerwała. Kolejna osoba… To by już były trzy, o ile dołączy do nich pozostała dwójka. Cztery właściwie, licząc że kotołak także włączy się w tą wyprawę. Jej prawy róg został zaatakowany przez nerwowe ruchy placów jej dłoni. Wielkość grupy, która się tworzyła zaczynała ją przerażać. - Zapytam - takie postawienie sprawy wydawało się jej najbezpieczniejszym. Zrzucenie decyzji na Gonaela zdejmowało jej podjęcie z jej barków. Cofnęła się o kolejny krok. - Powinnam już wracać - oznajmiła cicho, niezdecydowana czy odwrócić się i uciec, czy też ruszyć dalej w stronę pokoju.

-Dobrze - skinał głową dodając -Wiesz już gdzie nocuje...ale pewnie pół dnia będę spędzał na dole, więc z łatwością mnie dostrzeżesz - po tych słowach lekko ukłonił się, posyłając szeroki uśmiech demonicy i udał się do łaźni -Mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy - rzucił na pożegnanie, po czym, ruszył przed siebie.

Łaźnia. Miejsce tłoczne, ale o tyle przyjemne, że można było w niej odpocząć i doprowadzić się do porządku. Dla Tahala było to miejsce, gdzie również miał czas na przemyślenia, i podjęcie decyzji co dalej. Miał swój cel, który okazywał się celem wielu. Uśmiechnął się nieznacznie i pogładził swoje rogi. Poznana demonica wyglądała na przyjemnie i dla oka i dla towarzystwa.

***


Tahal wracał z łaźni W głowie mu jeszcze trochę szumiało, choć powoli dochodził do siebie. W pewnym momencie zobaczył demonicę, która czekała pod drzwiami jego pokoju.Na jej widok nieznacznie uśmiechnął się lekko i rzekł:
-Długo tak czekasz?

- Chwilę - odparła, odrywając plecy od ściany. - Chciałam porozmawiać - dodała, układając usta w lekki, acz przyjazny, uśmiech.

-No to mnie znalazłaś. W czym mogę Ci pomóc? - podszedł bliżej i otworzył drzwi -Wejdź - zaproponował

Tiria zawahała się, jednak w końcu postąpiła te parę kroków by znaleźć się w pokoju demona. Jej wcześniejsza, względna pewność siebie zaczynała powoli odpływać, co zaowocowało uniesieniem dłoni i nerwowym głaskaniem prawego rogu.
- Chciałeś dołączyć do wyprawy - zaczęła, gdy tylko drzwi zostały zamknięte.

Pokój wyglądał jak strefa wojny, bowiem wszystko było porozrzucane. Do tego panował zaduch, więc gospodarz musiał otworzyć okno by dało się normalnie oddychać. Tahel zaczął sprzątać swoje rzeczy, robiąc miejsce demonicy na krześle, które stało przy stole.
- Tak. Nadal chcę - rzekł potwierdzająco

Zajęła krzesło, które nie było co prawda tak wygodne jak fotele w ich pokoju, jednak nie zamierzała narzekać.
- Ruszamy gdy tylko uzupełnimy zapasy - oznajmiła, skupiając uwagę na demonie. - Tylko… Kim jesteś? - zadała pytanie, po chwili przerwy.

-Diabłem - odparł wyszczerzając zęby. Jego oczy zalśniły jakby odżył. Pojawiły się w nich..jakby ognie żywe-Co chcesz wiedzieć? - zapytał poważniejąc

Musiała poświęcić chwilę by przypomnieć sobie że Tahal miał stać się jej sojusznikiem. Chęć skorzystania z osłon była w tej chwili wyjątkowo mocna, jednak nie tak winno się rozpoczynać znajomość, która być może miała się okazać przydatną dla jej celów.
- Kim jesteś - powtórzyła. - Władasz mieczem? Łukiem? Jak możesz nas wspomóc? - pytania te wymagały od niej sporych nakładów samozaparcia, których użycie nagradzała sobie męcząc obrożę na szyi.

-Historii mego życia Ci nie będę opowiadać, jeśli chodzi o to - nie dało się nie wyczuć muru, który nagle powstał w środku diabła -Nie walczę, ani wręcz ani nie strzelam. Mogę was wspomóc dobrym humorem, słowem i zręcznymi dłońmi - pokazał swoje dłonie, które zaczęły wykonać ruchy obrotowe. Sam przy tym uśmiechnął się -Bo raczej o to jak się całuję nie pytasz - wyszczerzył się szeroko.

- Nie - odpowiedziała uśmiechem. - Nie wiem jednak jak powinnam uzasadnić twoją obecność - uśmiech przyblakł nieco po tych słowach.

-Możesz powiedzieć że nie umiem pływać, a boisz się że się utopię - zaczął delikatnie się przekomarzać -Albo że masz dzień dobroci dla zapijaczonych diabłów, i postanowiłaś przygarnąć jednego - rozłożył szeroko ręce

- Możesz się przydać do zrywania jabłek z drzew - odparła. - Lub wypatrywania zagrożenia z poziomu wyższego - dodała, pogłębiając nieco uśmiech, acz niepewnie. Była nieco zdziwiona tym, że jest w stanie prowadzić swobodną rozmowę z osobą, której praktycznie nie zna.

-Lubisz jabłka...A wino z jabłek? - zapytał uśmiechając się dalej

Skinęła głową na potwierdzenie. Nie było sensu kryć się z tą słabością, która zapewne i tak na jaw wyjdzie w pierwszych chwilach ich wspólnej podróży.
- Uspokajają mnie - dodała na swoje usprawiedliwienie.

-Gdzie się mamy spotkać? I mniej więcej ile czasu potrzebujecie by uzupełnić zapasy? - zapytał Tahel spokojnie

- Mamy się spotkać z pozostałymi w Zimowym Lwie - wyjaśniła. - To wymarłą wioska o której wspominała elfka. Co do czasu… - wzruszyła lekko ramionami. -[i] Nie wiem, jednak nie planujemy zbytnio zwlekać.[/ii]

-Rozumiem. Mogę wyruszyć z wami? - zapytał wprost dodając -Wolę nie spóźnić się ani nie chcę zabłądzić - wyjaśnił

- Nie widzę problemu - odparła, nie do końca przekonana o słuszności swego twierdzenia. - Gdzie powinnam cię szukać gdy wrócimy?

-Myślę że będę tutaj. Chcę zahaczyć o łaźnię, i zrobić parę zakupów. Prowiant, kowala chcę odwiedzić. A potem tutaj wrócę na posiłek - podsumował swoje zamierzenia.*

- W takim razie nie będę dłużej marnowała twojego czasu - odparła, wstając z krzesła. - Do zobaczenie później - dodała, kierując się w stronę drzwi.

Gdy dziewczyna była już przy samych drzwiach Tahel odezwał się jeszcze.
-A propos tego co jeszcze umiem.. - a potem pstryknął palcami i w całym pokoju zapanowała nie przenikniona ciemność. Po prostu ciemność, która pojawiła się w pokoju -Ale tym nie musisz się przejmować zbytnio - pstryknięcie i ciemność znikła.

Łatwo było mówić to komuś, komu serce nie próbowało wyrwać się na wolność. Tiria nie lubiła niespodzianek, szczególnie zaś tego typu. Niespodzianki stanowiły zagrożenie, a ona zawsze starała się wyprzedzić je o krok.
- Czy jest jeszcze coś o czym powinnam wiedzieć? - zapytała, wściekła nieco na siebie za lekkie drżenie w głosie.

-Tylko jedno… Słodko wyglądasz gdy się wściekasz - posłał jej kolejny uśmiech, lekko i cichutko śmiejąc się pod nosem.

Korciło ją by odpowiedzieć mu w sposób nader paskudny, jednak to mogłoby opóźnić znacznie ich wyruszenie. Dobro wyprawy okazało się być dla niej ważniejsze niż zemsta, dlatego też ograniczyła się do lekkiego skinięcia głową.
- Do później - rzuciła jeszcze otwierając drzwi, po czym ostrożnie je za sobą zamknęła, upewniając się by przypadkiem nie trzasnęły, co z pewnością tylko pogłębiłoby wesołość demona.

***

Gdy tylko drzwi zamknęły się za dziewczyną, Tahal wstał z łóżka i zaczął powoli ubierać się. Torba jego zawierała na szczęście komplet ubrań podróżnych, z których to wybrał jeden. Mocne skórzane spodnie, wełniana koszula i skórzana kurtka na to. A wszystko to było ukryte pod długim, szarym i zniszczonym płaszczem z kapturem.

Następnie udał się na zakupy, gdzie drogą kupna nabył jedzenie na podróż. Do tego zaopatrzył się w dwa bukłaki wina, co by noce miał spokojniejsze a i zmory nocne go nie dręczyły. Na koniec udał się do płatnerza, w celu nabycia tylko jednej rzeczy. Rękawica. Nie posiadał on żadnej innej części pancerza, a ta miała raczej służyć zastraszaniu. Tahal nie był wojownikiem, choć lepiej czasem było sprawiać takie wrażenie.

Gdy był już gotowy udał się na spotkanie z aniołem i jego demoniczną towarzyszką.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 08-12-2015, 19:27   #32
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Noc minęła szybko. Arin wstała wypoczęta, zadowolona przeciągnęła się raz i drugi, aż jej strzyknęło w kręgosłupku. Zeszła na dół, do wspólnej izby. Kazała sobie podać gorącego mleka z modem. Wypiła. Pilnowała się, żeby nie mruczeć. Zapowiadał się świetny dzień.

Po jakimś czasie podeszła do stolika, przy którym siedziała Reeva i przysiadła się, nie czekając na zaproszenie. Może nie było to specjalnie uprzejme, ale Arin już taka była. Bezpośrednia. Choć wydawać się mogło, że siedziała za daleko, aby słyszeć wcześniejszą rozmowę, to nie uroniła ani jednego słowa. Słuch miała równie dobry jak wzrok.
- Arin - przedstawiła się. - Planujecie zamknąć Rozdarcie, tak?
Reeva spojrzała na nią uważnie. Widać było, że pojawienie się Arin wyrwało ją z rozmyślań nad zawartością kubka w który jeszcze chwilę temu się wpatrywała.
- Może - odparła z lekkim uśmiechem. - I co w związku z tym? - zapytała i upiła łyk miętowego naparu.
- Tak się zastanawiałam... czy udało się wam odczytać coś więcej z zapisków elfki?

Azriel westchnął ciężko trzymając się z tyłu. Nie radził sobie dobrze ze skradaniem się i podsłuchiwaniem, podszedł więc ciężkim krokiem i dodał swoje przemyślenia.
- Raczej co - powiedział mocno akcentując drugie słowo - udało się wam odczytać?
Widząc, że za plecami Arin pojawił się zbrojny Reeva powoli odstawiła kubek i sięgnęła prawą ręką pod stół. Położyła dłoń na rękojeści miecza i przyjrzała się podejrzliwie mężczyźnie.
- A już się zastanawiałam czy jesteś tu sama - skomentowała do Arin - Coś wiemy, ale tę wiedzę zachowam dla wspólników - kobieta lewą ręką wskazała mężczyźnie by usiadł przy stole.
Arin prychnęła.
- Techniczne rzecz biorąc jestem sama - odpowiedziała. Rzadko kłamała, tylko wtedy, gdy było to absolutnie niezbędne. - Spaliśmy razem z braku miejsc, to wszystko. Poznałam go przedwczoraj, podobnie jak ciebie. - Zastanowiła się przez moment.
- Potrzebuję dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Sprawy osobiste. Pomogę. - spojrzała na kobietę, pytająco.
- Spaliście razem - uśmiechnęła się mimowolnie - Nie potrzebuję aż tak szczegółowych informacji o was - po tych słowach Reeva przestała spoglądać ukradkiem na mężczyznę - Jak dla mnie twoja motywacja jest dla wystarczająca - wzruszyła ramionami, ale dłoń nadal leżała na rękojeści - Oboje chcecie do mnie dołączyć czy tylko ty? - zapytała Arin ale spojrzała na Azriela.
- Połączyć siły. - sprecyzowała Arin. Słowa były Ważne. Ceniła je i ufała im jak inni swojej broni - Nie dołączyć.

Azriel zignorował większość słów kobiety, budząc się w rozmowie dopiero po słowach Arin.
- Oboje… ale tak jak powiedziała Arin w ramach współpracy - wyprostował się patrząc z góry na kobietę. - Nie chcę żebyś robiła mi łaskę pozwalając sobie pomóc, ale nie wyglądasz na tyle głupią by myśleć, że nie przyda ci się pomoc.
Reeva pokręciła głową.
- Nie będę robić nikomu łaski. Chcę współpracy, a nie podwładnych, bo nie mam ochoty się z nikim użerać. Nie mam już na to cierpliwości. – Westchnęła.
- Świetnie, w takim razie chyba się rozumiemy, tak? - powiedział wyciągając białą, poranioną dłoń w stronę kobiety. - Azriel Klyn, miło mi.
- Mi również - skinęła głową, wstała i uścisnęła jego dłoń. - Jestem Reeva. Dobra, widzę, że ty jesteś wojownikiem podobnie zresztą jak ja. A ty? - zapytała Arin siadając z powrotem na ławie. Oparła się łokciami na blacie stołu. - Trzeba będzie wkrótce ruszyć. Macie konie?
Arin zastanowiła się, co odpowiedzieć. Na szczęście Reeva była kobietą, one zawsze łatwiej łapały takie rzeczy…
- Słucham. Wiem, jakie zadawać pytania, żeby dostać odpowiedzi. Wiem, o co nie pytać, żeby innych nie spłoszyć. Pomagam godzić zwaśnionych. Pomagam w negocjacjach. W handlu, w polityce… I tak się jakoś dzieje, że szczęście sprzyja tym, po których jestem stronie.
- I nie mam konia, wolę poruszać się pieszo.

Reeva pokiwała głową, gdy Arin przedstawiła czym się zajmuje. Chwilę myślała o tym co powiedziała.
- Jeśli naprawdę potrafisz to co mówisz to niezwykle mnie cieszy, że cie spotkałam - uśmiechnęła się zadowolona z sobie tylko wiadomego powodu - Też preferuję dialog w pierwszej kolejności, ale w mojej specjalizacji mało przydatne. Te cholery zza rozdarcia są mało chętne do dyskusji. - sięgnęła po swój kubek i zajrzała do niego. Odstawiła go z powrotem na blat. - Niedobrze, że nie masz konia - skrzywiła się nieco - Możesz sobie jakiegoś załatwić?
- Potrafię - odpowiedziała po prostu, bez wyższości w głosie, stwierdzając fakt. - Mogę, jeśli będzie trzeba. Kiedy wyruszacie? I kto jeszcze?
- To dobrze - powiedziała Reeva, gdy Arin nie upierała się przy pieszej wędrówce - Planowaliśmy wyjechać już, ale chyba nam to nie wyjdzie. A w składzie poza mną i moim jaszczurzym kompanem - wskazała na Saurio rozmawiającego z elfką przy barze - Mamy jeszcze anioła i jego dwóch towarzyszy. Ach i jeszcze jeden kotowaty, Tehanu się zwie.

Arin odnalazła spojrzeniem wskazanego. Widziała go wcześniej – podobnie zresztą, jak pozostałych. Wyglądało na to, że większość świadków zdarzenia z martwą elfką zmieniła lokal. Na ten.
- Dużo nas nie ma, ale mało to też nie jest – kontynuowała Reeva. - Anioł chce ruszać jak uzupełni zapasy. Ja zamierzam tylko skoczyć po jakąś mapę okolic, bo tą co miałam stwór mi zeżarł - skrzywiła się na to wspomnienie. - Zna któreś z was elfi? - zapytała nagle.
Arin pokręciła tylko głową. - A ona? - wskazała elfkę przy barze. - Czemu jej nie spytasz?
- Tak pytam was, bo może mój kolega niepotrzebnie bajeruje teraz tamtą elfkę przy barze - odparła Reeva z rozbawieniem. - Więc jego wysiłek nie pójdzie na marne - dodała. - Kiedy będziecie gotowi do drogi?
- Już jestem. Znajdę tylko konia. – Arin podniosła się na nogi.
- Mam swojego konia - mruknął Azriel. - Będę czekał na wezwanie - dodał na koniec, oddalając się od stolika kobiety.

-----
Tehanu wrócił do karczmy odebrać zapasy. Gdy minął próg od razu ruszył w kierunku karczmarza który krzątał się za kontuarem. Postawił koło nogi swój pakunek który zabrzęczał głucho. “Będę musiał ciaśniej obwiązać” upomniał sam siebie. Odebrał Zamówienie. Potem dopiero rozejrzał się przybytku.
Przechodząca obok kobieta rzuciła szybkie spojrzenie na pakunek. Choć wydawało się, że nie powinna usłyszeć brzęknięcia, to wychwyciła je doskonale. Podeszła do Tehanu i uśmiechnęła się.
- Co tam masz?
- Garnek - odparł z nieskrywaną radością kotowaty obserwując minę kobiety. Lekkim ruchem odsłonił poły materiału które okrywały jego plecak ukazując okryty jakimiś szmatami dla wygłuszenia półokrągły pakunek wielkości tarczy tyle że bardziej wypukły jakby kawał kuli oraz solidną kuszę. - Kucharzem jestem - Upierał się kotowaty. - A Ty? - Zapytał bezceremonialnie. - Widziałem cię wczoraj w tej spalonej karczmie.

Zaśmiała się, a potem spoważniała.
- Pracuję w kamieniołomie - powiedziała z grobową mina. - Przy wyłupywaniu głazów.
- Uuu, ambitnie. - Bawił się w najlepsze. - Na przodku? Bo to ponoć w kopalniach ciasno i rosły chłop czy troglodyta się nie zmieści nie?
- To mity - potrząsnęła głową. - Normalnie, przy kołowrocie, urobek wyciągam. Twoja kuchnia zaraz obok jest, prawda?
Kotowaty pacną się w szerokie czoło otwartą łapą.
- Dokładnie. Zupełnie jakbyś tam była. - Roześmiał się zupełnie szczerze. - Tehanu syn Terrany. - Wyciągną w jej stronę rękę.
- Arin - odwzajemniła uścisk. - Skąd jesteś? Nie słyszałam o Terrany.
- Wschodni tabun NuAradi. Moja matka nie była kimś kogo sława sięgała poza koczowisko. Dawno tam nie byłem. - powiedział jakby z nostalgią. - A ciebie skąd tu przywiało?
- Wychowałam się na zachód od stolicy, niewielka dziura, nie ma jej na większości map. Matka prowadziła osiadły tryb życia. - znów się uśmiechnęła. - Skoro się już znamy, spędzamy razem kolejną noc w kolejnej karczmie, a do tego mamy - prawie - wspólne korzenie, to może teraz powiesz mi, co tam jest - stuknęła nogą bagaż - I jak nam to pomoże w tej sprawie z martwą elfką i rozdarciem.

Kotowaty zastrzygł ostrzegawczo uszami. Nie przypominał sobie by Reeva i Set wspominali, że szukają kogoś jeszcze. Tyle że mogli kogoś na szybko dokooptować jak on chodził za swoimi sprawami no i Arin musiała mieć też doskonały słuch.
- No i pracowaliśmy w tej samej kopalni- postanowił kupić sobie chwilę czasu na zastanowienie. A tam jest garnek. Kucharzę. - potwierdził swoją historię tym razem już bez rozbawienia w głosie. - Nie umrzemy z głodu. - A tym trącił nogą kuszę pilnuję żeby było co do tego garnka włożyć.
- Jak tajemnicę znają trzy osoby to już nie tajemnica. co? - zapytał retorycznie.
- Zostanie tajemnicą, pod warunkiem, że dwójka z tej trójki umrze. Ale to nas nie tyczy, mamy współpracować, tak?
Uśmiechnął się.
- Na to by wychodziło. - Odpowiedział tonem bardziej zadowolonym niż by to wynikało z doboru słów. - Gadałaś z Reevą - Bardziej stwierdził niż spytał. - Nadal chcą ruszać za… hm… niedługo?
- Bardzo niedługo - potwierdziła.- Dlaczego jedziesz z nimi? Z nami - poprawiła się szybko.
Tehanu podniósł swój pakunek i wskazał stolik.
- Co tak będziemy gadać na stojąco. - Tym razem Tehanu położył tobołek delikatniej. Gdy usiedli podjął rozmowę. - Rozdarcie chyba każdemu coś zabrało. A ja przypadkiem siedziałem sobie spokojnie w karczmie polując na koniokrada gdy okazja sama pcha się do paszczy. Oni mają jej dziennik. Dzienników szaleńcy chyba nie skrobią, no nie? I przed śmiercią ludziom raczej zbiera się na szczerości niż kłamstwa.
- Nie mam pojęcia, nigdy nie byłam tuż przed śmiercią. A ty? - przysiadała na skraju ławy.
- Ja też nie, ale z paroma osobami w tej sytuacji już gadałem. I mówili że to prawda. - Dodał z rozbawieniem.
- Pewnie więc i tak jest - podniosła się - skoro mamy jechać, muszę poszukać konia. Nie przepadam za jazdą wierzchem, ale co robić..
- Bym wiedział to może załatwił bym dwa. - powiedział czymś wyraźnie rozbawiony - Też nie lubię koni i to ze wzajemnością i specjalnie na tą okazję musiałem jednego kupić. W porcie mają duży wybór.
- Przejdę się więc tam - skinęła mu głową w podzięce . - Nie odjeżdżajcie beze mnie - dodała jeszcze.
- Przypilnuję ich. Dokooptowali do nas jeszcze kogoś? - Zapytał gdy już wstawała.
- Hm.. - zastanowiła się. - Ta blondwłosa i jaszczur, anioł i dwójką jego znajomych. Czerwonooki demon. Ja i ty. Chyba tyle.
- Ładna mi tajemnica z tego wszyła. Mam nadzieję że im dalej tym będzie z tym lepiej. Z drugiej strony jak to nie plotka to pomoc na pewno się przyda.
- Będzie dobrze - zapewniła go Arin, mrugnęła i rzuciła na odchodne: - Koty zawsze spadają na cztery łapy, nie?
- Mhm. - Odparł jej pomrukując zadowolony. “Nawet jak ta elfka była stuknięta, to nie będzie zmarnowany czas.” - Oczywiście. - Odprowadził ją wzrokiem. Owinęła się szczelniej peleryną, ale i tak miała nieodparte wrażenie, że Tehanu gapi się na jej tyłek.

-----
Szybko znalazła drogę do portu. Odgoniła kilku naciągaczy, spławiła handlarzy i pośredników. Nie oszukiwała, nie przepadała za jazdą wierzchem. Jeździła jednak często i na tyle sprawnie, ze wiedziała czego szuka. Koń musiał nie rzucać się w oczy, podobnie jak ona. Nie będzie dźwigał wiele, nie musiał być silny, ale za to wytrzymały i skory do współpracy. Pogładziła jedno, potem kolejne stworzenie sprawdzając, jak reagują na jej dotyk. W końcu znalazła. Konik nie wyglądał specjalnie imponująco, był dość zaniedbany i miał nie więcej niż 130 w kłębie, ale patrzył hardo. Pogładziła go – mimo ostrzeżeń - po chrapach. Przykulił uszy, ale uprzejmie odczekał dłuższy moment, zanim chlasnął zębami w miejscu, gdzie chwilę wcześniej była jej dłoń. Wydała stłumiony okrzyk i opuściła głowę, żeby błysk w oczach jej nie zdradził.
- Wredne stworzenie! – rzuciła do właściciela. – Czy ma szczepienia? Ugryzł mnie!
- Ostrzegałem – westchnął zagadany. Arin podniosła głowę i zajrzała właścicielowi stworzenia w oczy. – Więcej z nim kłopotu, niż pożytku – poskarżył się kobiecie, a potem potrząsnął głową, jakby czymś zdziwiony. – To świetne zwierzę, wytrzymałe.. Tylko wredne – dodał, znów wbrew sobie.
- Zaopiekuję się nim – zapewniła Arin, przechodząc ze wspólnego na ludzki. Krótko negocjowali cenę. Mężczyzna napluł na dłoń, przypieczętowali umowę. Potem patrzył zdziwiony, jak koń po prostu idzie z Arin. Nie potrzebowała postronka.
Zanim wróciła do karczny wstąpiła jeszcze do zielarza, aby kupić odtrutkę na wyciąg z drzewa kłakowego.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 08-12-2015 o 19:32.
kanna jest offline  
Stary 10-12-2015, 23:55   #33
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Założenie pełnego pancerza trochę zajęło. Zapinała ostatnie pasy i wiązała rzemienie już sama, bo Set by nie tracić czasu poszedł po bardkę. Nim wyszedł zdążył też wszystko popakować. Jak zawsze było to zrobione niezwykle skrupulatnie, przez co zawartość toreb miała co najmniej o połowę mniejsze objętości niż gdyby to sama zrobiła. Można by powiedzieć, że Set był mistrzem w tej dziedzinie.

Wstała i sigając po resztę rysztunku.
Miecz przy pasie. Sztylet też. Tarcza chwilowo uczepiona na przedramieniu. Nareszcie była gotowa. Przymocowała odpowiednie płaszcz na zbroi i zarzuciła na ramię bagaż swój oraz jaszczura. Stanęła w drzwiach i zlustrowała pomieszczenie dla sprawdzenia czy nic nie zostało. Wyszła.
Karczmarzowi zostawiła klucz i pożegnała się. Nie czekając na towarzysza ruszyła do stajni.
Po drodze minęła stojącego ze swym koniem Azriela, który tupał nogą ze zniecierpliwienia... albo z zimna miał tylko dreszcze. Skinęła do niego głową, ale nie odezwała się. Była obładowana niczym muł i chciała jak najszybciej zrzucić to z karku.
Nim weszła do stajni rozejrzała się. W oddali chyba widziała Arin prowadzącą czarne koniątko. Tehanu stał na uboczu i pakował całą masę zbędnych zdaniem Reevy drobiazgów na grzbiet jabłkowitej klaczy.
Wtedy też dopiero, o ironio, zauważyła Gonaela stojącego przy swoim środku transportu. Również skinęła do niego głową. Był sam, jego dwójki towarzyszy nie spostrzegła.
Weszła do środka cmokając głośno.
Powitało ją radosne rżenie. Dwa wielkie łby wychyliły się z ostatnich boksów.
Reeva rzuciła w kąt pakunki uprzednio upewniając się, że jest czysto. Otworzyła oba konie i najpierw osiodłała Bławatka.
- Osiodłać Bławatek, czy Bławatka? - zapytała siwą klacz głaszcząc ją po przedpiersiu gdy już skończyła z nią. W tym czasie kary ogier obwąchiwał pakunki co chwilę obrywając kuksańca od właścicielki, gdy chciał zębami napocząć plecaki.
Osiodłanie jednego było wyzwaniem. Dwa to już poważna przeprawa by była gdyby nie to, że zwierzęta były nauczone jak się zachowywać by właściciel się nie umęczył przy nich. Zawsze kolejność siodłania musiała być ta sama. W innym przypadku Ebon nie napatrzywszy się jak powinien zachowywać się grzeczny koń, zachowywał się po swojemu irytując właścicielkę.
- Chodź tu Łobuzie - pociągnęła czarnego do siebie by przestał się wiercić, gdy mocowała bagaż przy siodle. Nie wiedziała czy elfka będzie miała swoje zwierze, więc wolała założyć, że nie niż się na szybko przepakowywać. Nie był to też problem, bo nie tylko dla rozmiaru tego zwierzęcia wybrała tą rasę, ale również przez ich siłę, wytrzymałość i wydłużone życie względem reszty ras krainy. Choć prawdą było, że nawet stwory zza Rozdarcia dwa razy myślały zanim zaatakowały. Nawet jakby założyła na siebie pełną płytówkę, kopię i pawęż to może taki Ebon poczuł by, że ma jeźdźca. Mocarne cholery i lepiej nie zaniedbać układania ich, gdy są źrebiętami. Z karym trochę to zaniedbano i teraz.. jest wesoło. Koń bardzo nie lubił obcych w swoim otoczeniu, tak w promieniu jak miał zasięg swych kończyn i łba. W sumie to nawet było przydatne kiedy jakiś koniokrad się napatoczy. Jednego już zadeptał.

Po umocowaniu kusz i zapasowych bełtów w pokrowcach wszytych na stałe do dodatkowych pasków uprzęży na bokach obu koni, tak by były pod ręką w trakcie drogi była gotowa do drogi i poprowadziła konie do wyjścia. Nawet będąc w zbroi i szerokim zimowym płaszczu Reeva wyglądała na niewielką na tle tych dwóch rumaków. Głowy trzymały wysoko nad kobietą na wyprostowanych szyjach i zaciekawieniem rozglądały się po zebranych przed stajnią. Właściciel takich bydląt albo musiał mieć kompleksy, albo naprawdę potrzebował ich w swej pracy.

Stanęła między swoimi zwierzętami w pewnej odległości od zniecierpliwionego Azriela łypiącego na wszystkich czerwonymi oczami. Reeva siwego konia trzymała luźno w lewej ręce, natomiast karego złapała prawą dłonią za uzdę zmuszając go do trzymania nisko głowy ograniczając mu zerkanie na czarne koniątko Arin.
Set zaraz pojawił się z nową towarzyszką i przejął od złotowłosej wodze Bławatka. Wolna ręka Reevy zaraz powędrowała do łba Ebona by pogładzić go w nagrodę, że dobrze się zachowuje. Robił się spokojny, gdy tylko nim się zajmowała, bo tracił wtedy zainteresowanie otoczeniem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 12-12-2015, 16:41   #34
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Elfka, jak się przedstawiła Setowi, Ivyet, czekała na Seta gotowa do drogi. Strój jej był idealny do drogi, lekki, wytrzymały, dobrze dopasowany. Cały swój dobytek zmieścił się elfce na plecach czyli plecak i lutnia. Nie było tego wiele, bo i wiele nie potrzebowała. Spiczaste uszy schowane były pod głębokim kapturem spod którego niedbale zwisały blond kosmyki włosów. Ivyet nie wiedziała że będzie miała aż nadmiar materiału na ballady w swym długim życiu, a wcale nie tak dawno rozpoczętym. A jedno jej przyznać było trzeba, przygody uwielbiała i choć jeszcze żadnej nie przeżyła, liczyła na to że w końcu jakaś się jej przytrafi. Była młoda, jeszcze nie obeznana z Granitem i istotami je zamieszkującymi, a już wiedziała że to pieniądz rządzi tym światem. Pieniądz oraz śmierć, dlatego przy pasie miała solidny kawał stali przekuty w zgrabny sztylet. Jej koń był łaciaty jak krowa i widać że nie był to koń z północy, był delikatny i można było założyć że z pewnością i kruchy. Można tak było sądzić, chyba że widziało się słynne cyrki konne z dalekiego wschodu, gdzie na takich właśnie koniach jeźdźcy robili prawdziwe cuda akrobatyczne, a ich konie potrafiły przeskoczyć wysoką przeszkodę przy czym były szybkie jak wiatr. Elfka uśmiechnęła się do Seta i pozwoliła się zaprowadzić tam, gdzie czekała reszta.

Prawie wszyscy mieli ze sobą zwierzę. Jak zdobyte, to już była osobista sprawa każdego z osobna. W najlepszej sytuacji był Gonael, jego środek transportu był uczepiony do jego pleców, a co za tym idzie umożliwiał mu podróżowanie w chmurach, daleko od kłopotów. To niwelowało możliwość wpadnięcia w pułapkę, a przy takim orszaku takowych można było się spodziewać. W końcu szczęśliwa siódemka jeźdźców przyciągała wzrok i pobudzała wyobraźnię. Najmici czy agenci Królewscy? Magowie czy rębajła? Kmiotkowie umykali z drogi, a młodzieniaszki patrzyły zazdrosnym wzrokiem. Tylko elfka z lutnią się wyróżniała z tej grupy, ale w końcu nawet krwawy oprych potrzebuje czasem sztuki przy ognisku.

Niestety pierwsze schody zaczęły się już przy bramie. Krata została wam bezceremonialne spuszczona przed twarze, a konie o mało nie powpadały na siebie. Szybko koło was pojawił się jeden ze strażników miejskich, tłumacząc że wie kim jesteście, że też był w Lodowym Upiorze i że kapitan Edgar chce wam coś przekazać. Zapewniał przy tym że nikomu nic się nie stanie. I faktycznie, zatrzymanie nie miało na celu was skrzywdzić, a jedynie ostrzec. Edgar wyszedł ze strażnicy dziesięć minut po waszym zatrzymaniu.
- Wybaczcie że zatrzymuję was tuż przed wycieczką, ale byliście obserwowani i domyślam się co knujecie. Przypadkowe osoby ot tak nie zostają towarzyszami miecza. Chętnie bym zebrał ludzi i ruszył z wami, ale niestety to miasto potrzebuje mnie bardziej. Nim wyruszycie musi wiedzieć że zidentyfikowałem jednego z napastników, to ten co stracił głowę za sprawą minotaura. Drugiego nie udało się zidentyfikować, spłonął prawie na popiół. Ten zdekapitowany Luca Moench, pochodzi z Bractwa Triangulorów. Niestety nie wiele o nim wiemy, poza tym że to prawdopodobnie ich symbol, przynajmniej taki miał na szyi jeden z zabitych. – w tym momencie kapitan pokazał odręcznie narysowany symbol, zapewne skopiowany z szyi – Dzisiaj dotarliśmy do trzeciego, prawdopodobnie przywiózł tamtą dwójkę do miasta ale milczy nawet przy torturach. Pierwszy raz coś takiego widzę by koleś milczał przy polewaniu wrzącą oliwą i miażdżeniu stopy młotem. Jednakże jeśli chcecie zrobić to co myślę, uważajcie na siebie. – a potem już tylko krzyknął w stronę strażnika przy bramie – Otworzyć!

Ruszyliście zastawiając za sobą wzbity przez końskie kopyta w powietrze śnieg i ruszyliście gościńcem w stronę Zimowego Lwa. Miejscowość była dzień drogi od miasta i mieliście szansę dotrzeć do niej nocą jeszcze tego samego dnia.

Mogliście zobaczyć jak kiedyś piękne, kwitnące sady i lasy, teraz ustępowały duszone przez krwawy korzeń. Zielony porost zza portalu postępował coraz dalej na północ, a z obserwacji i wiadomości niesionych przez kurierów wiadomo było że pustynne rejony południa Granitu są niepokojone przez tą zarazę. Na tamte krainy przybyły zupełnie inne plagi, możliwe że gorsze od tych które nawiedzały północ. Ale to jeszcze było nic, w porównaniu do terenów wokół Rozdarcia. Portal wypaczał najbliższą okolicę i z roku na rok zmieniał ją coraz bardziej. A granica jego działania powiększała się i powiększała, wypierając istoty Granitu coraz to dalej i dalej. Wizjonerzy i wyrocznie przepowiadały wprost – wszyscy zginą. Ale kto by wierzył opętanym staruchom i starym babom. Liczyło się tu i teraz.

Droga do Zimowego Lwa minęły bez większych przeszkód, istoty trzymały się z dala od szlaku, a i żadnym bandytom nie przyszło na myśl zaczajać się akurat teraz. Możliwe że zapełnili już swoje kieszenie, sami straciliście rachubę przy dwudziestym piątym wozie porzuconym na szlaku, bez dobytku, bez koni, bez właścicieli okazyjnie spotykając w okolicy rozkładające się ciała lub wysuszone szkielety. Coś lub ktoś nad wami czuwał.


Zimowy Lew, tak jak wam mówiono był opuszczony a budynki to były ledwo trzymające się konstrukcje. Poza jednym, młynem, jakby magicznie się utrzymującym na obrzeżach wioski. Utrzymywaliście dobre tępo to też dość szybko dotarliście na miejsce, konie co prawda były zmęczone ale w studni pośrodku zabudowań nadal zbierała się woda. Największa chata, z pewnością należąca do wójta wyglądała jako całkiem łakomy kąsek na noclegownię. Droga nie była w najlepszym stanie i wszyscy czuliście się nią zmęczeni, poza Gonaelem który szybował cały czas ponad wami. Zbliżała się noc i gmeranie przy opuszczonym młynie o tej porze nie wydawało się najrozsądniejszym pomysłem.

Z siedliście z koni, daliście im nieco wody i namierzyliście jakąś stajnie w której nadal było sporo siana, co najważniejsze suchego. Mogliście zauważyć że wieś było wielokrotnie szabrowana, można też było znaleźć gnijące ciała wypaczonych, jednego z wielu rodzajów potworów. Dopiero wtedy z lasu za polami doszedł waszych uszu dziwny dźwięk. Łowcy potworów od razu rozpoznali ten dźwięk, choć same kreatury nosiły różne nazwy. Nocni łowcy, ślepaki, uszaki, trój-paluchy… Faktem było że zawsze poruszały się w watahach składających się z minimum pięciu członków i starały się atakować od pleców. Jeszcze były daleko, dlatego mogliście się przygotować, ale walka była raczej nie unikniona. Nocni łowcy złapali wasz trop o czym świadczyły te donośne krzyki, a nie porzucały posiłku bez bardzo ważnej potrzeby. W dodatku okolica była wyludniona, byliście jednymi daniami w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Po niecałych siedmiu minutach na polu pojawił się pierwszy z nich.


Elfka z prawdziwym przerażeniem w oczach chwyciła mocno swój sztylet i wycofała się za wasze plecy, rozglądając się za jakąś kryjówką.
- Tego nie było w umowie ty podły gadzie… – wypowiedziała tylko w kierunku Seta.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 12-12-2015 o 17:04.
SWAT jest offline  
Stary 12-12-2015, 18:56   #35
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Splunął.
Naprawdę? Triangulorowie? Czyżby “Mroczne Bractwo”, “SPECTRE” bądź “Illuminaci” było już przez kogoś zajęte? Jakkolwiek jednak głupio by się nie nazwali, są niebezpieczni. Trup elfki świadczył o tym aż nadto. Poza tym Set nie był na tyle głupi, żeby zlekceważyć sobie ten znak. Dobrze go sobie zapamiętał. Przyjdzie czas, gdy będzie trzeba to mocniej przeanalizować. Na czas podróży jaszczuroludź miał zupełnie inne zajęcie.
Bławatek była niesamowicie spokojną klaczą. Nawet po tak nierównej drodze potrafiła znaleźć najbardziej optymalną ścieżkę. W przeciwieństwie do Reevy jadącej na Ebonie, Set mógł bez problemu spać w siodle. Teraz jednak nie na to była pora. Skupił się na nowych towarzyszach podróży. Jego przyjaciółce udało się zebrać ciekawą ekipę. Nie można był się dziwić mieszkańcom wioski, że ich grupa budziła takie zainteresowanie. Gdyby mógł, to on sam starałby się, żeby wybrać się z miasteczka incognito. Cóż, nie zawsze się ma to, co się chce.
Po kolei przyglądał się swoistym ochotników.
Na pierwszy ogień wziął demony. Azriel miał najbardziej oczywiste zastosowanie. Tahal był zdecydowanie niecodziennym typem, ale Set miał co do niego swoje podejrzenia. Parająca się magią Tiria zawsze będzie przydatna.
Jej towarzysz natomiast był chyba najlepszym co mogło ich spotkać. Set spojrzał w górę nad szybującego nad nimi Gonaela. W dodatku łucznik.
Uzupełnieniem wszystkiego był Tehanu. Jaszczur był bardzo ciekaw jego zdolności w posługiwaniu się tymi tłuczkami do mięsa.
Jedyną istotą do której nie miał miał żadnych domysłów, była Arin. Cóż, wszystko i tak wyjdzie w praniu. Prędzej czy później.
- Co sądzisz o nich? - wysyczał w swoim ojczystym języku do Reevy, kiedy przemierzali opustoszałe okolice.
- Nie marudzą, mają swój sprzęt i sami są najarani na tą wyprawę - słowa wypowiadała ostrożnie bo język saurio był zdradliwy i nie chciała pomylić słów - Czego chcieć więcej? - odparła z uśmiechem.
- Miałem na myśli bardziej ich potencjał - odparł.
- Mamy zbrojnego, latającego łucznika który twierdzi że i mieczem potrafi działać. Kucharza z buzdyganami więc jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo to wygląda to dobrze. Na papierze. Jak jest na prawdę to wyjdzie jak coś się na nas rzuci. Lalunia od anioła umie leczyć magią. O tym ich trzecim nic nie wiem, ale znajacego się na walce nie wygląda. A pół kicia może oszczędzić nam problemów i niepotrzebnej walki - nie używała imion bo one w każdym języku brzmiały tak samo - A bardka całkiem ładna.
- Czyli prócz ostatniego, myślimy podobnie
- mrugnął do niej i wrócił do swoich przemyśleń.

Odpoczynek się należał koniom jak psu buda. Set grzecznie podprowadził Bławatek do studni. Nie spuszczał jednak wzroku z młyna. To on był celem ich podróży. Choć jaszczuroludź miał dziwne przeczucie, że to dopiero początek…
Jego rozmyślania przerwał piskliwi szczek. Nie musiał spoglądać w tamtym kierunku, by wiedzieć co na nich tutaj czeka.

Ivyet obrzuciła go na tą okazję niezbyt wyszukanym epitetem.
- Naprawdę nie wspomniałem o tym? - odparł elfce retorycznie. - Zastanawia mnie tylko, czego się spodziewałaś… - mruknął zdejmując z pleców kuszę. Nie czas był na słowne przepychanki
- Reeva weź tego bydlaka na siebie - powiedział spokojnie do koleżanki. - Azriel wspomóż ją w linii. Uważajcie, bo ślepaki są bardzo szybkie. - Sięgnął do plecaka po zasobnik z bełtami. - Ma jad w zębach, więc bądźcie ostrożni. Gonael - krzyknął do skrzydlatego - bądź wysoko i daj znać, kiedy nadleci reszta watahy. W wolnej chwili szyj w plecy stwora. Kucharzu! - zwrócił się do kotołaka - obejdź go z flanki. Jak tylko wejdzie w zwarcie z Reevą przyłóż mu między łopatki. Tahal pomóż mu jeśli dasz radę. - Załadował swoją broń i zaczął się przesuwać w prawo, żeby miecz czysty strzał. Też zamierzał umieścić kilka bełtów w plecach ślepaka. - One mają dużą tolerancję na magię, więc Tiria… jeśli możesz, to zrób wszystko, byśmy skończyli tą potyczkę w tej samej liczbie, w jakiej ją zaczynamy. Arin zostań na razie w odwodzie.
Przeładował i podniósł kuszę do ramienia.
- Ślepaki są mimo wszystko raczej głupie.- mówił teraz głośno do wszystkich - Odwracajcie jego uwagę i atakujcie na zmianę!
Sam starał obejść stwora z flanki i jak tylko Reeva przyjmie go na klatę, to on sam wpakuje dwa bełty w okolice nerek stwora.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 13-12-2015, 23:19   #36
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Cieszyła się na tą podróż. Nawet bardzo, chodź jedyne jak to okazywała to lekki uśmieszek jaki malował się na jej twarzy.
Ale musiała przyznać, że “byliście obserwowani i domyślam się co knujecie” wypowiedziane przez kapitana straży mocno podniosły jej ciśnienie. Całe szczęście nie uniosła się tym razem i dosłuchała jego słów do końca. Bardzo zdziwiła ją jego chęć pomocy. Zwykle strażnicy krzywo patrzyli na nią i Seta tytułujących się tępicielami potworów. Zawsze był problem z wyciąganiem od nich zapłaty za wykonaną robotę. Dlatego nigdy nie należało wierzyć im na słowo i zawsze brać przynajmniej połowę kwoty za robotę, a najlepiej przedpłatę. Z drugiej strony sama nosiła się jak większość strażników wyższego stopnia przez co odrobinę pomagało to w negocjacjach z nimi warunków pracy…
Teraz jak tak pomyślała to może elfka dała jej te wszystkie przedmioty, bo właśnie pomyliła ją ze stróżem prawa.
Zawsze nachodziło ją na rozmyślenia gdy była w siodle.

Jechała pierwsza w szeregu by nie dawać Ebonowi okazji do złoszczenia się, ale było tak też bezpieczniej. Zwierzak był już doświadczony w interakcjach ze stworami, więc w razie ataku nie spłoszy się, a że konie to zwierzęta stadne reszta powinna wziąć wzorzec zachowania od niego. Ważne też było by rumak skupił się na wypatrywaniu zagrożenia, zamiast na walce o pozycję w stadzie. Zwierzęta będące z natury tymi które muszą uciekać przed drapieżnikami były najlepsze w zauważaniu potencjalnego niebezpieczeństwa. Człowiek czy inny z ras “inteligentnych” nie miał ani tak dobrego wzroku, słuchu czy węchu.
Patrząc na pozostałości przy drodze to stworzenia zza Rozdarcia były jedynym co mogło im wyjść z losowych spotkań.

W drodze podjechał do niej Set zamienić słówko. Wcześniej jechał chyba na końcu, ale nie była pewna, bo nie zwracała na to uwagi.
Nie przepadała mówić w jaszczurzym. Nie lubiła mówić w żadnym obcym, bo to było dla niej upierdliwe i wymagało sporego skupienia. Język saurio był syczący i zdradliwy dla kogoś kto nie uczył się go od dzieciństwa. Posługując się nim Reeva powoli i dokładnie wypowiadała słowa by uniknąć na przykład widoku skonsternowanej twarzy Seta, czy co gorsze rozbawienia go do łez. On natomiast język ludzki bardzo szybko opanował. Paskudnik jeden.

Dotarli do Zimowego Lwa. Wioska pusta, porzucona i posępna. Reeva nim napoiła swojego konia sprawdziła czy studnia nie jest zatruta używając do tego jednego ze specyfików Seta. Później była już tylko masa standardowych czynności przy zakładaniu obozu czyli sprawdzenie z mieczem w ręku wszystkich chat które zamierzało się wykorzystać - również stodoły w której miały przenocować konie. Tam z widłami wydziubała siano by mieć pewność, że nic nie wszama im środków transportu nocą.
Bardziej z rutyny niż z ciekawości obejrzała truchła stworów, które sobie leniwie tu gniły.

- Co tak późno? -
zapytała retorycznie spoglądając w kierunku lasu, gdy dało się słyszeć wycie paskud. Spojrzała na Seta. On był specem od tego. Skowyt dochodził z pewnej odległości, więc mieli chwilę czasu na przygotowanie się do walki. A przyjdą na pewno, bo byli pewnym posiłkiem w tej okolicy.
Upewniła się, że hełm dobrze leży i jest umocowany. Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści miecza.
Bardka zaczęła panikować. Reeva prychnęła bo podzielała zdanie kolegi. Trzeba się liczyć z tym wychodząc za płot miasta, bo po to właśnie mury miast są budowane w ostatnich latach.
- Jasna sprawa - odpowiedziała na słowa Seta by brała stwory na siebie. Prosta metoda na te stwory: posyłasz okutego w stal osobnika, który robi dużo hałasu i macha mieczykiem, a reszta w ciszy szyje w nich z bełtów i strzał.
- Staraj się nie zwracać na siebie uwagi. Pośpiewasz nam jak skończymy - powiedziała do bardki starając się wyzbyć złośliwej nuty z głosu po czym wyszła na przód stając w pewnej odległości od reszty.
Uważnie rozglądała się.
- Azriel uważaj, bo lubią skakać na plecy, więc oczy w koło głowy - nie wiedziała jakie doświadczenie z tym mógł mieć demon, więc dla wygody przyjęła, że żadne.

- Chodźcie tu małe popaprańce! - krzyknęła przed siebie i uderzyła płazem miecza o tarczę trzymaną w lewej dłoni. Stała na ugiętych nogach by zwiększyć swoją stabilność.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-12-2015, 01:57   #37
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Wieści przekazane przez kapitana były niewesołe. W tej chwili te informacje i tak były bez znaczenia bo już ruszyli to raz, nie wiadomo co z tego będzie to dwa, jak cała wyprawa okaże się warta garści kłaków i się rozdzielą to szukaj wiatru w polu to trzy. A to jednego znaleźli i złapali że niby wiadomo kto i co. „I tak pyta, dupa i kamieni kupa. Nadal nic nie mają.” Jak było ich trzech to mogło być i czterech. Skoro jedne została z tyłu to pewnie raportu się będą spodziewać. Więc i tak nie zaczną działać do czas aż wyjdzie im że raport się spóźnia. Inna sprawa będzie jak okaże się że Lew będzie dla nich hojny. Wtedy wsiądą im na karki prędzej lub później i wtedy będzie można się tym martwić.

Koniokrad nie kłamał. Cynamon niczym pogodzony z losem skazaniec pozwalał dosiąść się Tehanu i mimo że początkowo zezowała na jeźdźca i tuliła uszy pozwoliła się prowadzić bez problemów. Zupełnie inaczej miała się sprawa z innymi wierzchowcami. Czarny koń Reevy nie dał nawet podjechać wojownikowi w pobliże. Od razu próbował go ugryźć czym potrafił spłoszyć nawet Cynamon.

Gdy dojechali do Zimowego Lwa dziękował bogom że mógł zejść z końskiego grzbietu. I choć miał ochotę nawet komuś zapłacić by zajął się za niego Cynamonem tak jak każdy opatrzył swoją klacz.

Usłyszeli skowyt stworów z rozdarcia
- A jednak coś cię rusza - mrukną do klaczy gdy poderwała nerwowo łeb. – Masz, pilnuj koni. - Rzucił elfce wodze Cynamon – W razie czego chowaj się za koniem. Ma więcej mięsa niż Ty jest lepszym kąskiem. – Dodał zdejmując ciężką kuszę i upychając za rzemień trzy dodatkowe bełty a czwarty chwytając w zęby. Szybko zakręcił korbą gotując się do strzału. Gdy szczękną orzech założył bełt który dotychczas trzymał w zębach.
- No to czas upolować coś do naszego garnka. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Gdy potwór pojawił się w zasięgu wzroku zaczęła się zabawa. Set i Reeva musieli współpracować od dawana. Niczego innego się nie spodziewał, działali ze sprawnością zespołu który wspólnie przelewali wspólnie krew, dużo krwi. Plan był dobry zwłaszcza że to nie on robił za przynętę.
- Mhmm – potwierdził tylko cichym mruknięciem polecenie jak to zwykle czynili koci wojownicy nie robiąc zbędnego hałasu. Po kilku krokach rzucił jednak krótko przez ramię. – Dobra.

Z kuszą przy ramieniu zaczął obchodzić Uszaka z lewej. Kontem oka obserwował Seta. „Trzy strzały. Prawo, lewo i góra. Byle strzelać po kolei dla lepszego efektu.” Żeby skutecznie dojść powinien strzelać pierwszy ale dopiero gdy namierzy Reevę żeby nie pomylił go z przynętą. Kombinował w miarę jak posuwał się naprzód. Gdy stwór ruszył zwolnił cięciwę. Wytrenowanym ruchem położył kuszę i niczym sprinter ruszył na Nocnego. Sadząc wielkimi susami dobył broni, tuż przed potworem wyskoczył by ciężarem ciała wzmocnić uderzenie.

 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.

Ostatnio edytowane przez harry_p : 14-12-2015 o 11:52. Powód: coś się źle przekleiło
harry_p jest offline  
Stary 14-12-2015, 11:43   #38
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Przysnął na chwilę na stojąco czekając na wymarsz. Z jedną ręką opartą o konia kiwał głową w półśnie podrywając ją do góry w podrywach świadomości. Udręka jednak miała swój koniec i z ciężkim westchnięciem wgramolił się na konia, zaraz znajdując się pośrodku grupki.
Obejrzał się podejrzliwie na elfkę.
- Bard? Tylko nie bard błagam... - mruknął z rezygnacją w głosie.
Cofnął konia trochę do tyłu, gdy kapitan Edgar wyskoczył przed nimi odcinając im wyjście z miasta. Dobre i stare nawyki, Azriel aż poczuł się nieswojo, gdy okazało się, że Edgar wcale nie ma złych zamiarów. Dobre intencje ze strony strażnika miejskiego były dla niego czymś niespotykanym.

Z początku czuł się nieco nieswojo w trakcie podróży. Kompania była dla niego zbieraniną dziwaków. Z aniołem nad głową czuł się równie bezpiecznie co z hordą kruków. Czuł, że jego przydatność może być identyczna co czarnych ptaków. Do tego malutka, możliwie jak najmniej przerażająca demonica i kolejny, tym razem zbyt kolorowy pobratymiec Azriela, który po pierwszym wrazeniu zdawałs się nadawać tylko do opróżniania zapasów. Klyn westchnął wbijając sobie w głowę, żeby podwójnie zabezpieczać swoje tobołki przed snem.
Arin robiła dobre wrażenie to jej przyznał. Kotek Tehanu zdawał się być całkiem puszysty i niezbyt przydatny jak większość z jego rasy, gdy chodziło o coś innego niż kradzież i podstęp. Jedno spojrzenie na taką mordę i zapominałeś czym jest zaufanie.
Kobiecie która to wszystko ogarnęło akurat należał się jakiś tam szacunek z jego strony. Wydawała się być godna swego rodzaju respektu i uwagii. Na dodatek potrafiła wytrzymać towarzystwo brzydkiego jak co złego jaszczura, który wkurwianie innych miał wypisane na obślizgłym pysku.

Dotarcie do Zimowego Lwa kosztowało go wiele westchnięć i żalu. Zsunał się z grzbietu konia wydając możliwie ostatnie westchnięcie tego dnia. Przyłożył głowę do konia, znali się od roku, ale nigdy nie nazwał zwierzęcia. Szanował czworonoga i ufał mu, że nie chce być obwoływany jakimś śmiesznym przezwiskiem, Na litość jak można było nazwać konia po przyprawie?
Nakarmił i napoił swojego najbardziej wartościowego towarzysza tej wyprawy i razem z innymi obejrzał się w stronę ciemnego lasu. Uśmiechnął się lekko pod nosem, zdjął płaszcz i wyjał miecz z pochwy. Wsunął na ręce metalowe rękawice i postukował w napierśnik.
- W końcu - wyszeptał po raz ostatni głaszcząc konia. Wsunął na twarz hełm i chwycił oburącz miecz wychodząc na polanę.


Poczuł jak jego ciało zalewa przyjemna fala ciepła na widok pierwszej kreatury. Przyjrzał mu się przez krótką chwilę, potem spojrzał na paplającego Seta.
- Ależ cię skurwiel przypomina! - powiedział zdziwiony. Poderwał miecz i do góry i ruszył przed siebie nie będąc specjalnie chętnym wysłuchiwaniem wykładów reszty. Jeśli czegoś się przez tyle lat walki nauczył to to, że żadnej z nich nie rozplanujesz. To była cecha bitw. Tutaj liczyły się umiejętności i to czy przeciwnika można zabić mieczem. Miał szczerą nadzieję, że w tym przypadku by się to sprawdziło.
Jego zamiary i droga ku ich realizacji była możliwie najprostsza. Ślepaki wyglądały na szybkie, na czym Azriel zawsze nieco tracił przez zbroję, ale niespecjalnie bał się ich ataków. Był święcie przekonany, że jeśli na niego skoczą, zdąży albo je odepchnąć, albo uniknąć w bok, czy też po prostu przeciąć je w locie. Długie ramiona i bastard dawały mu spory zasięg i znacznie większą skuteczność niż śmieszne strzałki.
Nie zamierzając poświęcać zbyt wiele myśli walce przeciwko przerośniętym szczurom przyspieszył kroku przechodząc w półbieg i wbijając czerwony wzrok w potwora.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 14-12-2015, 19:36   #39
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zatem wyruszyli. Tiria z przerażeniem przyglądała się ich grupie. Dziewięć osób to było nieco więcej niż by chciała. O wiele, wiele więcej. Nic więc dziwnego, że gdy tylko kojąca obecność anioła zniknęła, dziewczyna naciągnęła kaptur nisko na nos i starała się udawać, że jej tam nie ma. Nie tak się wszak umawiali. Mieli podróżować małymi grupami i spotkać się dopiero przy opuszczonej wiosce. Takie były założenia, a wyszło z tego przyciągające spojrzenia zbiegowisko istot różnych ras. Części, dość znacznej części, nawet nie miała okazji poznać. Wszystko zaczęło wymykać się z rąk, a ona znalazła się w tym całym chaosie sama. Myśli o ucieczce były doprawdy kuszące, nie mogła jednak tego zrobić, co wcale humoru jej nie poprawiało.

Kolejną rzeczą, która na ów humor zadziałała niekorzystnie były wieści od kapitana straży. Wiedziała, po prostu wiedziała… Te gorsze przewidywania zwykle się sprawdzały. Po raz kolejny w jej dłonie złożono na to dowód. Oczywistym było, że ich zachowanie wzbudzi podejrzenie. Dlatego nie chciała dużej grupy. Dlatego wolała planować w zaciszu, z dala od ciekawskich uszu i oczy. Co ona tu w ogóle robiła?

Podróż sama w sobie nie należała do szczególnie nieprzyjemnych. Było cicho i spokojnie. Trzymała się z tyłu, od czasu do czasu wypatrywała swego skrzydlatego towarzysza. Mogła udawać, że nie jest częścią tej zbieraniny. Do czasu, oczywiście…

Rozmowa z demonem, ku jej własnemu zdziwieniu, nieco ją uspokoiła. Stan ten nie trwał długo bowiem już po chwili odezwały się dzwonki alarmowe. Dlaczego tak łatwo się jej rozmawiało z Tahalem? Wydawał się rozumieć jej problem i nie naciskał by go zgłębiać. Nie licząc owego incydentu z ciemnością, nie dał jej większych powodów do niepokoju. Tak, miał swoje sekrety, kto jednak ich nie miał w tym świecie? Każdy, włączając w to ją. Nie miała prawa o nie wypytywać, dopóki on tego nie robił. Ciekawość musiała poczekać na swoją kolej.

Musiała przyznać sama przed sobą, że tym razem wystawia ową ciekawość na ciężką próbę. Zdanie na temat kotołaka zdążyła sobie wyrobić. Początkowe, co prawda i pozostawiające duże pole do zmian, jednak istniało. Reeva się jej spodobała. Set’a nie była pewna, nie miała z nim żadnego kontaktu poza podsłuchaną rozmową. Pozostali… Demon nieco ją przerażał, co jednak nie mówiło niczego bowiem wiele rzeczy potrafiło ją w ów stan wprowadzić. Elfka była istotna dla sprawy i tyle. Za to ich ostatnia członkini pozostawała całkowitą zagadką. Nie rozmawiała z nią jeszcze i nie była pewna czy ma na to ochotę. Zdała się w tej kwestii na Reevę. Jeżeli kobieta uważała, że ta się przyda, to widać znalazła dla niej jakieś zastosowanie.
Tiria zdawała sobie sprawę, że w tej grupie słabym ogniwem wydaje się Tahal. Nie miał oczywistego zastosowania, jak drugi demon czy kotołak. Tym, że para się magią, podzieliła się jedynie z Gonaelem, wątpiła więc by tamci o tej umiejętności wiedzieli. Wierzyła, że tkwi w nim coś więcej niż proste sztuczki. Pytanie tylko co i kiedy zdecyduje się na ujawnienie swojej mocy. Ona zaś… Być może w oczach Reevy jej magia wydawała się przydatną, jednak kobieta niewiele wiedziała o młodej demonicy. Czy da sobie radę gdy przyjdzie jej kolej? Do tej pory miała przy sobie tylko Gonaela. Jej wiedza i umiejętności nakierowane były na polowania tylko w takim składzie. Wiedziała, że to może być powodem wielu komplikacji. Liczyła na to, że uda się jej z nich wybrnąć i nie utracić przy tym nikogo. Nie wątpiła jednak, że gdyby przyszło jej wybierać, nie zawaha się.

Widok zrujnowanej wioski wstrząsnął nią mocno, dodając tylko mocy zmęczeniu jakie odczuwała. Przeklęte zielsko zdawało się czerpać siłę z tragedii jaka stała się udziałem mieszkańców. Życia utracone przez jedną, głupią decyzję…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-12-2015, 19:37   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dla Gonaela ta wspólna niby podróż była czymś całkiem innym, niż dotychczasowe wędrówki z Tiri. Wtedy szli tak szybko, jak chcieli, zatrzymywali się, gdzie i kiedy chcieli, a podczas wędrówki rozmawiali ze sobą co chwila.
Teraz było to nieco utrudnione. Biec obok jadącej Tiri? Latać nad jej głową? To było mało rozsądne.
Ponownie wzbił się w górę.
Być zwiadowcą - miało to swoje plusy i minusy, przynajmniej jeśli chodzi o sytuację drużyny. Z wysoka widać było dużo więcej, niż z dołu.
Ale i zwiadowcę widać było z daleka.

Zsiadając Tiria czuła się nie tylko zmęczona, ale i głodna. Ta wyprawa zdecydowanie nie przypominała tego, z czym do tej pory miała do czynienia. To zaś nijak nie pomagało na jej nastrój. Potrzebowała odpoczynku, jedzenia, a przede wszystkim spokoju. Zamiast więc zająć się koniem, jak to reszta uczyniła, ograniczyła się do użycia go jako bariery oddzielającej ją od pozostałych. Tak zabezpieczona czekała na pojawienie się Gonaela.
Anioł podszedł do niej natychmiast po wylądowaniu. I nawet nie musiał pytać o to, jak minęła podróż - widać to było po minie demonicy.
- Przyda ci się trochę odpoczynku - powiedział oczywistą oczywistość. - Zjesz coś?
- Jabłka - odparła, rozluźniając się nieco. Za zasłoną ze skrzydeł Gonaela czuła się zdecydowanie bezpieczniej.
Anioł uśmiechnął się, po czym sięgnął do juków.
Jabłka, ulubiona potrawa Tiri, znajdowały się na samym wierzchu, by w każdej chwili można było po nie sięgnąć.
- Proszę. - Podał Tiri rumiane jabłuszko.
Podziękowała mu radosnym uśmiechem, nie chcąc tracić czasu na słowa, szczególnie gdy można go było spożytkować na wbicie ząbków w soczysty owoc.
- Nie podoba mi się liczebność tej grupy - ponownie zabrała głos dopiero gdy jabłko zniknęło z jej dłoni. Nie chcąc by czyjeś czujne uszy wyłapały o czym mówili, przeszła na rodzimy język Gonaela.
- Zbyt wielki tłok, czy zwracamy za dużą uwagę? - spytał, w tym samym języku, anioł.
- Jedno i drugie - odparła, a w jej głosie pojawiły się nutki niepokoju. - Nie wiem czy sobie poradzę w razie kłopotów.
- Będziesz umiała - odparł z niezachwianą pewnością. - Poza tym oni są dorośli, dadzą sobie radę, a ty się zajmiesz tym, co ważne.
- Chciałabym mieć tę pewność - przymarudziła nieco. - Pewnie tylko niepotrzebnie się martwię i nic się nie wydarzy. Młyn wygląda obiecująco - zmieniła temat.
- Rozejrzymy się za dnia - odparł. - Im więcej oczu, tym łatwiej znaleźć coś ciekawego. Urwiemy się reszcie i pomyszkujemy we dwoje - zaproponował.
Skinęła głową bowiem ten plan zdecydowanie przypadł jej do gustu.
- Zajmę się koniem - oświadczyła wreszcie, wracając do wspólnego, w którym to nieco łatwiej było się porozumiewać. - Zanim biedak padnie z pragnienia i zmęczenia.
- Sądzisz, ze jest bardziej zmęczony, niż ty? - uśmiechnął się Gonael.
- Wątpię - odpowiedziała uśmiechem. - Jednak trzeba się nim zająć. To w końcu on niósł mnie całą drogę, należy się jakoś odwdzięczyć. Chyba że chce ci się mnie wyręczyć - dodała, z nadzieją lśniącą w spojrzeniu.
- Znaj moje dobre serce - odparł Gonael, który podczas ich kilkumiesięcznej znajomości zajmował się wierzchowcem, cierpliwie noszącym na swym grzbiecie demonicę.

Po paru chwilach koń, któremu Tiri jakoś do tej pory nie nadała imienia, znalazł się w stajni i zaczął pałaszować siano.
- Chodź, pora zadbać o własny żołądek - powiedział Gonael.
Ambitne plany wykwintnej kolacji, przy buzującym ognisku, pokrzyżowane zostały przez dobiegający z oddali dźwięk. Dźwięk, który sugerował jedno - należy brać nogi za pas i wiać jak najdalej.
Jeśli, oczywiście, ma się taką szansę.
Tiria na owe dźwięki zareagowała instynktownie szukając schronienia. Najlepszym zaś i to dostępnym pod ręką był anioł. Skorzystała zatem z okazji na zebranie sił przed czekającą ich walką i wtuliła się w niego.
Potwory, które przed momentem dały znać o swojej obecności, były jeszcze daleko, więc Gonael nie wyrwał się z tego uścisku.
- Damy radę, nie bój się - zapewnił.
- Będziesz ostrożny, obiecaj - mruknęła w anielskim, nie chcąc by reszta zrozumiała.
- Będę. A ty trzymaj się za plecami innych - odparł równie cicho, w tym samym języku.
- Dobrze - zgodziła się. W końcu tchórze zwykle za czyimiś plecami się znajdowały. - Postaram się pilnować - dodała, nieco pewniej. - Leć już.
Odsunęła się na krok, starając nie patrzeć na innych i skupić na zebraniu dostatecznej ilości magii. Uważnie wysłuchała poleceń Set’a i zamierzała się do nich zastosować. Gdy tylko upewni się, że Gonael odleciał na bezpieczną odległość.

Goneal co prawda słyszał, co mówi Set, ale nie bardzo miał ochotę zastosować się do poleceń. Jeśli kilku walczących nie da sobie rady z jednym nocnym łowcą, to co mówić o ich większej liczbie... Lepiej był sprawić, by reszta watahy zainteresowała się innym celem.
Wzbiwszy się na bezpieczną wysokość ruszył naprzeciw pozostałym potworom. Miał zamiar ustrzelić co najmniej jednego, a pozostałych odciągnąć, jak najdalej od pozostałych członków drużyny. A, przede wszystkim, od jego demonicy.

Ona zaś, gdy anioł znalazł się wysoko nad ziemią, skupiła się na otoczeniu. Przede wszystkim należało zadbać o bezpieczeństwo dla tych, którzy zostawali z tyłu oraz zapewnić idącym na pierwszy ogień, dodatkowy czas na zadanie ciosów. Wybrała odpowiednie miejsce, tak by krąg objął całą, pozostającą na ziemi drużynę, po czym przyklęknęła na jedno kolano i położyła dłoń na ziemi. Nie musiała tego robić, jednak zwykle ów dotyk pozwalał jej na dodatkowe skupienie się na rzucanym zaklęciu. Wybór był oczywisty i padł na to, które miało dłuższy czas działania i większy zasięg. Postawiwszy ściany sanktuarium wstała i sięgnęła po bichwy. Ciężar w lewej dłoni był nowy, nieznany. Pojedyncze ostrze lśniło nowością, a rękojeść była mniej dopasowana do jej dłoni, niż ta u podwójnego sztyletu. Nie miało to jednak teraz znaczenia. Istotniejsze było by kontrolować przebieg wydarzeń i w razie potrzeby zareagować. Czy to kolejną barierą, uzdrowieniem czy też własnym atakiem, gdyby zaszła taka konieczność.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172