Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-03-2008, 01:52   #161
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


- Jazda poprzez Las Stu Śmierci, może i być drogą dłuższą, ale może być i krótszą. A przejazd traktem dłuższą trasą na pewno będzie trwał zbyt długo. Zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw Shinomem Mori, ale też i nie mam wielkiego wyboru...Czas nie jest po mojej stronie. Zaginęła Akodo Michiko, wątpię by to imię coś mówiło Manji-san. Dlatego muszę się dostać Shiro no Tengu, jak najszybciej – Smok przerwał na moment...Dłoń położył na liście schowanym za obi.
Fukurou ponownie się odezwał. - Jeśli rzeczywiście ktoś się na nas zasadza...Czy to na mnie, czy na Hida Akito, czy też na ciebie...To prędzej, czy później przyjdzie się nam z nim zmierzyć. Chlubiłeś się swymi umiejętnościami zwiadowcy Manji-san ...Więc bez trudu powinieneś wykryć zasadzkę, zanim w nią wjedziemy. Nie zamierzam się kryć, tylko dlatego, że być może, ktoś na mnie poluje.

- Skoro zaginęła to wiesz gdzie jej szukać. I pewnie wiesz do kąd udali się z nią porywacze, a także dla kogo oni pracują. Powinieneś również wiedzieć czy na pewno wzywa cię Akodo Michiko. Czy ona wiedziała gdzie jesteś? Ciekawi mnie czy pani Akodo napisała wiadomość przed porwaniem, czy też gdy została uprowadzona napisała list z prośbą o ratunek i posłała posłańca. - Manji przekrzywił głowę. Po chwili dodał:
- Moje umiejętności zwiadowcze są marne, niedawno miałeś ich dowód. Nie do tego zostałem przeszkolony - Skorpion zawiesił głos.
- Gdybym był weteranem zwiadu, który spędził co najmniej dziesięć lat na Murze, wtedy i tylko wtedy mógłbym zapewnić naszej wyprawie należyte bezpieczeństwo jako zwiadowca. Jednak nim nie jestem, a jestem Bushi Klanu Skorpiona, który całkiem niedawno przeszedł gempuku u Bayushi Katsumato-sensei. Więc nie oczekuj niemożliwego Fukurou-san. Mogę natomiast chronić nas przed zupełnie innym wrogiem, wrogiem którego nie znacie. Proszę was jedynie o to abyście przemyśleli to co powiedziałem.

- Może i mam wroga na Murze, ale co Manj-san pozwala Ci przypuszczać, że posunąłby się, aż do takich działań? Skąd to przekonanie, że każdy nie-głupiec posunąłby się do morderstwa? - rzekł Krab.

- Zadziwiasz mnie Akito-san. Skąd Ty wymyślasz takie scenariusze? Jakie morderstwo? Źle odczytałeś moje słowa drogi Akito-san. Ty jesteś celem i to Tobie niebawem stanie na drodze siepacz wynajęty specjalnie na tą okazję. Prawdopodobnie ronin, który zniknie ze złotem tak samo szybko jak się pojawił. A Ty będziesz już trupem. Byłem wystarczająco długo na Murze aby zaobserwować co nieco. Uważasz, że Klan Kraba nie stosuje podstępu? Z pewnością robi to walcząc ze stworami Nienazwanego, a nie widzę niczego na przeszkodzie aby stosowano te praktyki na całym terytorium KLanu. Akito-san nie myśl, że każdy ma czyste sumienie, jeśli tak by było nikt nie obawiałby się Skorpioniego towarzystwa. Prawda?

- Ja was ostrzegłem, co wy z tą wiedzą poczniecie, Karma. Ale wciąż mam nadzieję, że rozsądek wygra z dumą.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 24-03-2008, 10:26   #162
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

- Jeśli to pułapka, to byłoby to trochę nieodpowiedzialne z Twojej strony Mirumoto-san. Dopuszczasz taką możliwość, stąd me słowa. Gdybym miał cień podejrzeń, że ma misja może napotkać takie trudności, musiałbym o nich poinformować tych, którzy powierzali mi w zaufaniu przesyłki kurierskie. Tak przynajmniej myślę.-wtrącił Akito.- Prędzej czy później to może niewielkie znaczenie, jednak nie wtedy gdy rozstrzyga pomiędzy wypełnieniem obowiązków lub też nie…
Krab zawiesił głos, czując, że znów obrywa się nie temu komu trzeba.
A Smok tylko westchnął.- Jedziemy do Shinomen Mori...Podążając tym kierunkiem zawsze należy wkalkulować w ryzyko zasadzki i inne niebezpieczeństwa.
- Skoro zaginęła to wiesz gdzie jej szukać. I pewnie wiesz do skąd udali się z nią porywacze, a także dla kogo oni pracują. Powinieneś również wiedzieć czy na pewno wzywa cię Akodo Michiko. Czy ona wiedziała gdzie jesteś? Ciekawi mnie czy pani Akodo napisała wiadomość przed porwaniem, czy też gdy została uprowadzona napisała list z prośbą o ratunek i posłała posłańca. - Manji przekrzywił głowę. Po chwili dodał:
- Moje umiejętności zwiadowcze są marne, niedawno miałeś ich dowód. Nie do tego zostałem przeszkolony - Skorpion zawiesił głos.
- Gdybym był weteranem zwiadu, który spędził co najmniej dziesięć lat na Murze, wtedy i tylko wtedy mógłbym zapewnić naszej wyprawie należyte bezpieczeństwo jako zwiadowca. Jednak nim nie jestem, a jestem Bushi Klanu Skorpiona, który całkiem niedawno przeszedł gempuku u Bayushi Katsumato-sensei. Więc nie oczekuj niemożliwego Fukurou-san. Mogę natomiast chronić nas przed zupełnie innym wrogiem, wrogiem którego nie znacie. Proszę was jedynie o to abyście przemyśleli to co powiedziałem.
Smok potarł czoło w geście zakłopotania...Tok myślowy Skorpiona był bardziej kręty niż nurt Kawa no Kin*, rzeki przepływającej przez rodzinne ziemie Manji-san. Niewiele minęło bowiem czasu od chwili, gdy Manji-san domagał się pojedynku iaijutsu w imię zlekceważenia tych właśnie umiejętności. A teraz, gdy Fukurou oznajmił, że jest gotów polegać na jego zdolnościach, Manji-san cofa swoje deklaracje niczym krab pustelnik z Umi Amaterasu** cofa się do zdobycznej muszli. Zaprawdę, maska skrywająca twarz, jest niczym w porównaniu z maską skrywającą umysł Skorpiona.
Fukurou westchnął głęboko i rzekł.- O Michiko-san porozmawiamy przy następnym postoju.
Następne chwile minęły na dyskusji między Krabem a Skorpionem, w którą Fukurou wolał się nie wtrącać.
- Ja was ostrzegłem, co wy z tą wiedzą poczniecie, Karma. Ale wciąż mam nadzieję, że rozsądek wygra z dumą.
Fukurou dostrzegł ukryte wyzwanie w słowach Manji-san. Skorpion w wielu sprawach miał rację. Ale Smok pamiętał i kilku kluczowych sprawach o których Manji-san w swej nagłej zmianie zdania zapomniał.Rzekł więc.
- Shinomen Mori wymusi na nas stałą czujność - w myślach zaś dodał.- "... I ziemie Skorpiona też."- Nie mógł jednak tego dodać w na głos przy Manji-san. - Czujność, która może zostać uśpiona przez podróż spokojnymi ziemiami innych klanów...Poza tym. -
Tu na chwilę przerwał, by nadać kolejnym słowom znaczenie.- Nie można zatrzymać ciosu w połowie drogi.
Miał nadzieję, że obaj bushi odczytają poprawnie znaczenie tych słów. Był to bowiem najdelikatniejszy ze sposobów, w jaki mógł przekazać im ich sytuację. Gdyby teraz udali się drugą drogą to popełniliby grzech strachu uciekając, nawet nie przed niebezpieczeństwem, a tylko przed samą możliwością napotkania niebezpieczeństwa. A droga bushido, to droga odwagi nie strachu. Taki postępek skaził by ich honor i splugawił dusze. Poza tym istniała możliwość, że musieliby przejechać obok Kamisori Yoake Shiro, więc mogliby się okryć wstydem wobec samurajów, którzy by ich wtedy ujrzeli. Czyż propozycja Skorpiona, nie oznaczałaby ucieczki na pierwsze oznaki trudności?...Jest bowiem czas decyzji i czas działań. Czas decyzji się skończył. Nastał czas działania i zmierzenia się z konsekwencjami decyzji, dobrych lub złych.

* Kawa no Kin- Rzeka Złota
** Umi Amaterasu- Morze bogini Słońca
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-03-2008 o 19:51.
abishai jest offline  
Stary 24-03-2008, 12:02   #163
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

- Akito-san dorobiłeś się wroga na Murze, w twierdzy nie miał okazji, aby się zemścić, ale poza nią, a zwłaszcza w Shinomen Mori ma na to świetną okazję. Tylko głupiec przepuszcza świetną okazję, zabicie nas na skraju puszczy to łatwizna i na dodatek bez świadków. - Zamilkł na chwilę aby słowa trafiły do słuchaczy.

- Może i mam wroga na Murze, ale co Manj-san pozwala Ci przypuszczać, że posunąłby się, aż do takich działań? Skąd to przekonanie, że każdy nie-głupiec posunąłby się do morderstwa?


Po dłużej chwili dodał.

- Przepraszam Manji-san, i przyjmuję Twoje przeprosiny. Masz rację możliwość zasadzki istnieje zawsze i należy spodziewać jej się zewsząd, aby nie zostać zaskoczonym.

-Zadziwiasz mnie Akito-san. Skąd Ty wymyślasz takie scenariusze? Jakie morderstwo? Źle odczytałeś moje słowa drogi Akito-san. Ty jesteś celem i to Tobie niebawem stanie na drodze siepacz wynajęty specjalnie na tą okazję.

"No cóż, jeśli Manji wynajęcie zbira do uśmiercenia kogoś, nie uważa za morderstwo, to będzie trzeba wziąść poprawkę na mego towarzysza. Przez cały ten czas na murze nawet nie przypuszczałem, że taki może być jego osąd. Skoro on wynajęcie kogoś nie uważa za morderstwo…sam również nie cofnie się przed takimi akcjami. Co więcej wydaje się być pewien tego co mówi i tego co może się teraz dziać na murze…"

- Uważasz, że Klan Kraba nie stosuje podstępu? Z pewnością robi to walcząc ze stworami Nienazwanego, a nie widzę niczego na przeszkodzie aby stosowano te praktyki na całym terytorium KLanu. Akito-san nie myśl, że każdy ma czyste sumienie, jeśli tak by było nikt nie obawiałby się Skorpioniego towarzystwa. Prawda?

Jeśli chciał zamknąć Akito usta, to udało mu się to w tym momencie. Akito sam nosił ciężar własnych grzechów, sumienie nie dręczyło go jednak specjalnie – gdyż nie był aż tak okrutny w stosunku do innych. Jednak gdyby wyszło na jaw każde jego przewinienie z przeszłości, wówczas straciłby twarz. „Nic więc dziwnego, że samuraje nie lubią towarzystw Skorpionów, ale to ma niewielki związek z sumieniem Manji-san „– odpowiedział mu w myślach.

Konwersacja ze Smokiem była równie wyczerpująca umysłowo.

- Prędzej czy później to może niewielkie znaczenie, jednak nie wtedy gdy rozstrzyga pomiędzy wypełnieniem obowiązków lub też nie…

- Jedziemy do Shinomen Mori...Podążając tym kierunkiem zawsze należy wkalkulować w ryzyko zasadzki i inne niebezpieczeństwa. – Smok odpowiedział w międzyczasie Akito.

No tak, tyle że wkalkulować ryzyko zasadzki, a wiedzieć o zasadzce to jest jakaś różnica. Choć może nie powinno jej być? Smok mógł mieć rację, jeśli zakładamy jakieś niebezpieczeństwo to powinniśmy robić to tak jakby faktycznie już na nas czekało.”

- Mogę natomiast chronić nas przed zupełnie innym wrogiem, wrogiem którego nie znacie. Proszę was jedynie o to abyście przemyśleli to co powiedziałem. Dodał Manji.

"No proszę…czyżby Manji wiedział o niebezpieczeństwach nam grożących i nic nie mówił? Skąd więc to zachowanie? Jedzie z nami, ochrania, więc czemu nie powie co nam grozi? Chyba, że to niebezpieczeństwo płynie od bliskich nam osób – może właśnie od takich, których na szali słowo przeważyło by słowa Skorpiona. Mogło to być też niebezpieczeństwo płynące od Klanu Manjego – i stąd to milczenie…"

Krab nie zamierzał jednak dywagować na ten temat, nie zamierzał się też dopytywać Manjego. To że obaj samuraje chcieliby wiedzieć co im grozi było chyba oczywiste.

- Ja was ostrzegłem, co wy z tą wiedzą poczniecie, Karma. Ale wciąż mam nadzieję, że rozsądek wygra z dumą.

W przypadku Akito z pewnością wygrał. Nie zamierzał on ciągnąć bezowocnej dyskusji z Manjim. Czuł, że towarzysz odsłonił swój tok myślenia, ten prawdziwy – który jednak nie spodobał się Krabowi. Przekręcanie słów i karkołomne wysiłki, aby słowami potwierdzić swój tok myślenia był nienajlepszym ruchem Skorpiona. Akito miał wrażenie, że ten broni za wszelką cenę racji, której dawno już nie miał. Manji mógł mieć sporą wiedzę – ta jednak nie jest wszystkim. Akito miał wrażenie, że Manji celowo wypuszcza półsłówka i niedopowiedzenia, mówi, że coś wie lecz nie mówi co – żeby pod maską ważnych spraw i ukrytych celów – przeforsować i usprawiedliwić każdą swą decyzję. Na dłuższą drogę nie mogło to przynosić oczekiwanych efektów – szczególnie wśród tak „opornych” samurajów z jakimi podróżował.

- I ja mam taką nadzieję Manji-san. Nie gniewajmy się na siebie przyjaciele- tym razem nie wymówił słowa przyjaciele tak beztrosko jak dotychczas, pozwolił by ostatnie słowo zdążyło właściwie zapaść w pamięć samurajom.

- Jesteśmy już w drodze, razem, o powrocie nie ma na razie mowy, więc albo wytężymy siły we wspólnym działaniu, albo polegniemy. Jest to teren trudny, ale nie niemożliwy do przebycia, szczególnie dla naszej trójki.


- Nie można zatrzymać ciosu w połowie drogi.

Ostatnie zdanie Smoka na dłużej zapadło Akito w myślach. "Czyżby ta trójka stanowiła oręże wpędzone w ruch? Czyżby kolejny Krab pod przykrywką podróży, czy misji kurierskiej, znów był wciągany do nie swojej walki?" Akito nie miał nic przeciwko pomaganiu dwójce jadących z nim towarzyszy, jednak milczenie i niedopowiedzenia z ich strony raniły Krabią duszę. Nie oczekiwał pełnej szczerości, szczególnie po Manjim, jednak w sprawach w które byli wspólnie wmieszani nie powinno być już więcej tajemnic.

- Święte słowa Mirumoto-san. Skoncentrujmy się na wykonaniu zadania a Was proszę byście zastanowili się nim przystaniemy, co jeszcze obaj Wasi towarzysze powinni wiedzieć w związku z tą wyprawą.

Był pewny, że Manji ani Fukuyrou nie powiedzieli wszystkiego. Nie był pewien czy zechcą jeszcze coś dopowiedzieć, ale po tej prośbie będą mogli zapewne zrobić to teraz lub wcale. Akodo Michiko została porwana…czy wiedza ta zmieniłaby coś w działaniu Akito? Raczej nie…Jednak sytuacja związana bezpośrednio z Krabami na Murze to już było coś innego. Przynajmniej już wiedział, czemu tak się śpieszą.

Akito chciał dowiedzieć się czegoś więcej o porwaniu i porwanej osobie, o sytuacji na Murze i niebezpieczeństwach o jakich dotąd nie wiedział. Miał mnóstwo pytań, lecz nie zdawał ich w obawie przed odbiciem piłeczki. Sam również miał swoje sekrety i rozumiał opór towarzyszy przed ujawnianiem własnych.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 27-03-2008 o 18:27.
Eliasz jest offline  
Stary 24-03-2008, 14:17   #164
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


Skorpion zamilkł.
Dosiadł Rinoko upewnił się, że miecze przy boku nie są niczym blokowane, przewiesił Ai no Atae przez plecy oraz łuk z poświęconego drewna w sposób charakterystyczny dla Klanu Kraba. Na koniec nałożył hełm, mempo i rękawice.

- Ruszajmy więc.

Przez moment widział zaniepokojone spojrzenia towarzyszy, wyczekujące dalszych informacji. Wiedział, że czekają na jego słowa, widział jak pytania grzęzły im w ustach jednak nie mogli pytać, a on nie mógł udzielić im odpowiedzi.

Nie mogę im w pełni powierzać wszystkich tajemnic, choć czuję, że za jakiś czas będzie to możliwe. Jednak teraz gdybym powiedział ci Akito-san o zdrajcach Twojego Klanu, czy byś mi uwierzył? Jeśli nawet to i tak musiałbyś stanąć w obronie dobrego imienia Klanu i mnie wyzwać na pojedynek. A jeśli byś się powstrzymał to byś chciał wiedzieć więcej, czyli to że elitarni zwiadowcy Klanu sprzedają się jak dziwki sługom Nienazwanego, że na Murze jest siatka szpiegów pracująca dla Kraba, której częścią przez pewien czas byłem, że Śmierć Daymio Hida Sago-sama to nie przypadek, a zaplanowane posunięcie zdrajców. I to, że zamiast wypełnić misję i złapać zdrajców ja pobiegłem po was. Nie mogę powiedzieć kto zdradził, choć odpowiednie organy wiedzą o tym to jednak wątpię aby powiedzieli to Akito-san. I nie mogę nic wspomnieć o moich podejrzeniach kto z nimi współpracował. Tak samo i Tobie Fukurou-san nie mogę wprost wyjaśnić moich podejrzeń. Nie mogę przecież powiedzieć ci, że Klan Skorpiona listownie kontroluje wielu samurajów. Wystarczy poznać słabość i już się ma honor bushi w kieszeni. Listy można podrobić, ale nie zaprezentuje ci swoich zdolności pisania Twoim charakterem pisma, a Ty z pewnością nie pokarzesz mi listu abym mógł go dokładnie przeanalizować aby upewnić się czy go ktoś podrobił. Wreszcie nie mogę ci powiedzieć, że prawdopodobnie ktoś z Klanu Tajemnic dybie na ciebie, albo przynajmniej pracuje dla kogoś komu zależy na Tobie. List o porwaniu to sztuczka której uczy się Skorpionów niemal na samym początku, jest to jednak tak bardzo skuteczne, że stosowane przez mistrzów.

Manji czuł ciężar spojrzeń swych kompanów lecz nic na to nie mógł poradzić.
Po jakimś czasie Skorpion dostrzegł patrol Krabów, który nadzorował idącą do Twierdzy Ostrza Blasku karawanę. Przez chwilę wydało mu się, że siedząca obok woźnicy kobieta ta Noriko-san. Uniósł się w strzemionach, serce zabiło szybciej, poczuł jak rumieńce wykwitły mu na twarzy. Po chwili dostrzegł swój błąd. Usiadł spokojniej aby znów sobie uświadomić, że zaalarmował tym czynem swoich kompanów. Był bardzo smutny, wspomnienia o ukochanej kobiecie wciąż powracały, nie mógł podzielić się swoją wiedzą z pozostałymi oraz od czasu do czasu pojawiał się zrzędliwy praprzodek, który wiecznie był z czegoś niezadowolony.

Ciekawe kiedy znów się pojawisz Bayushi Nanji-sama i co będzie tematem Twoich drwin.

Gdy dotarli do karawany, milczał słysząc co mówią Karbowie na temat śmierci Daymio Hida Sago-sama, ich słowa dobiły jeszcze bardziej Skorpiona, był świadom, że ta wspaniała kobieta zginęła, bo on był nie dość szybki. Czuł, że gdyby się odezwał głos by go zdradził. Więc milczał.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 24-03-2008 o 21:43.
Manji jest offline  
Stary 25-03-2008, 10:35   #165
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Droga Lwa: Dzień płatnerza


Podziemnym zaido, Zamek Zawsze Wiernych (Shiro Akodo), prowincja Etsu; terytorium Klanu Lwa; godzina Bayushi, 13 dzień miesiąca Onnotangu; wiosna 1114.

W Shiro Akodo zaido było pokojem pustym, cichym i ciemnym. Pustym, bo nie było tu nawet poduszek. Cichym, bo znajdowało się pod ziemią a ciemnym dlatego, że zwykło się gasić tu światło.

Niegdyś była to szczególna cela dla szczególnych osób. Dlatego też wewnętrzne zaido miało dwa wejścia, z czego jedno miało rygiel, drugie zaś... drugie zaś było ukryte.

Po adaptacji jednak celi na pokój medytacyjny nie było właściwie żadnych zmian. No... zniknął rygiel. Nic więc dziwnego, że medytacja w podziemnym zaido zwykle sprowadzała się do cichej drzemki, lub przyciszonej rozmowy z towarzyszem. Pomieszczenie tchnęło wręcz intymnością i pewnością.

Ikoma Ujiaki rozmawiał teraz z jednym z wysokich rangą oficerów Lwa, Ikomą Bentai. Jowialny Bentai dotąd nie przegrał żadnej bitwy, doszedł do rangi rikugunshokana rok temu a jego bystry umysł świetnie służył jemu i jego panom.

- Czyli chcesz panie dobrego i taniego sposobu wzmocnienia fortyfikacji strażnic, ale tak, by nie było to zauważalne?

Bentai w jakiś sposób zdołał wyrazić to bez sceptycyzmu. Może zresztą dlatego to on teraz rozmawiał z Ujiakim, a nie kto inny. Przedsięwzięcie bowiem było zgoła niezwykłe.

Po pierwsze, strażnic było kilkadziesiąt, rozsianych po całej granicy. Po drugie, wzmocnienie fortyfikacji tak, by nie wiedziały o tym Żurawie, graniczyło z niemożliwością.

Niektórzy wprost powiedzieliby, że nie graniczyło, lecz było daleko za tą granicą, która dzieli rzeczy wykonalne, od tych niewykonalnych. W skrytości ducha Ujiaki do niedawna był jednym z nich. Natomiast pierwsza twarz lwiej dyplomacji nie zawdzięczała swoich sukcesów temu, że poddawała się łatwo. Dlatego Ujiaki zaprosił Bentai na herbatę, podczas herbaty zdumiał się tym, że rikugunshokan nie widział jeszcze kapliczki Jizo w ogrodach Czempiona, a potem wprost porwał go na spacer po pałacowych ogrodach, skromnych, lecz za to z przemiłymi i ciężkimi do zauważenia zejściami w różne miejsca.

Między innymi do podziemnego zaido.

Bentai zaś, jako że nie był w ciemię bity, doskonale przeczuwał, że prawdziwy powód rozmowy pozna po dłuższej chwili, najpewniej gdzieś, gdzie Ikoma Ujiaki, człowiek, który kierował specyficznymi służbami Klanu Lwa, będzie uważał, ze rozmawiać można swobodnie.

Kiedy jednak Ujiaki wyłożył swą prośbę, Bentai w pierwszej chwili przeklinał i błogosławił ciemność w pomieszczeniu.

Błogosławił, bo nie dało się ujrzeć jego ewidentnego zaskoczenia na początku. Przeklinał, bo tak samo nie dało się przejrzeć, czy jego rozmówca nie żartuje. A w pierwszej chwili właśnie na to wyglądało.

Natomiast Bentai po prostu milczał pierwsze parę chwil nim upewnił się, że dobrze zrozumiał. A kiedy zostało to potwierdzone, zamyślił się na kolejnych parę. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy niecierpliwy Ujiaki niemal zaczął go poganiać, siwowłosy rikugunshokan odezwał się:

- Potrzebujesz, panie, kaczek. - Po chwili zaś dodał - I świerszczy.

Tym razem, to Ujiaki zastygł nagle w ciemności, milcząc, próbując ustalić, czy siwy oficer naprzeciw palnął krotochwilę i czeka na wybuch śmiechu, czy może mówi poważnie. Ujiaki jednak nie czekał aż sytuacja się wyklaruje. Ujiaki sam zwykle klarował sytuacje:

- Żarty się Ciebie trzymają, Bentai-san?

Ton nie pozostawiał złudzeń, że to nie pora na żarty.

- Nie panie - spokojnie odparł rikugunshokan - Zgoła nie. Ale pomyśl panie, co robią kaczki, kiedy ktoś przekracza ich miejsca lęgowe? Drą się. Co robią świerszcze, kiedy ktoś idzie po trawie, obojętnie jak cicho? Milkną. Zatem wpuścić do fosy kaczki, a nad fosą wypuścić odpowiednią ilość świerszczy... czyli nad fosą musi być jakaś trawa. Potem niech paru ludzi wie, co oznacza, że kaczki się drą, a świerszcze... no, świerszcze właśnie nie.

Ujiaki chwilę milczał, trawiąc niecodzienny pomysł. Im dłużej nad nim się zastanawiał, tym bardziej mu się rzecz podobała. Wilczy uśmiech wykwitł mu na ustach, bezgłośny śmiech nim zatrząsł, a potem brzuchaty, o nalanej twarzy dyplomata trzasnął się po udach i roześmiał się głośno.


Trzynasta Strażnica, prowincja Kaitomo; terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu; wiosna

Akodo Hiroyuki Mateira splunął i zaklął, widząc stado rekrutów przed swoją kuźnią.

"Jestem płatnerzem, nie kowalem. Płatnerzem, Karensumori!"

Doskonale jednak pamiętał odpowiedź dowódcy strażnicy, gdy mu to powiedział. Splunął więc, zaklął i w ponurym nastroju przepchał się przez tłum otwierając kuźnię.
Problemem było to, że ostatni szereg patroli pozbawił go nawet zdolnych pomocników. Sam musiał obsługiwać miechy, dbać o palenisko, biegać z wodą i jeszcze kuć ostrza, groty i wszystko inne! Na jego płatnerską robotę, docenioną kiedyś przez samego rikugunshokana Ikoma Bentai-sama nie było już po prostu czasu.

Akodo Hiroyuki Mateira splunął i zaklął siarczyście po raz trzeci, gdy kłódka w drzwiach kuźni nie ustąpiła dostatecznie szybko. Wykorzystał przy tym zasób słownictwa, który sprawił, że co paru młodszych bushi zastygło i cofnęło się, niepewnych, czy ten cham i prostak w samych portkach nie powinien zostać ścięty za sam taki język w obecności samurajów. Dwu w końcu ruszyło się, ale akurat wtedy 'cham i prostak' otworzył kuźnię, odwrócił się i wyłuskawszy ich z miejsca z tłumu rzucił:

- O, dobrze się składa. Ty po prawej, rozpal ogień i zajmij się miechami. Ty po lewej, skocz po wodę i napełnij dwa pierwsze cebry pod lewą ścianą. Na jednej nodze, widzicie sami ile dziś roboty czeka.

Obserwujący scenę Soshan uśmiechnął się. Mateira-sensei był człowiekiem gderliwszym od starej baby, a jego język był iście językiem Kraba, ale robotę robił dobrą. Tłum petentów pod kuźnią zafalował i ustawił się w grupkach, czekając. Niektórzy zarezerwowali sobie miejsce i poszli na śniadanie, inni do łaźni. Skoro dopiero będzie noszona woda czy rozpalany ogień, właściwa robota zacznie się najwcześniej za godzinę.

Błąd, o czym Soshan wiedział z poprzedniego razu. Młody Akodo niespiesznym krokiem ruszył ku kuźni, ustępując w drzwiach biegnącemu z cebrzykiem speszonemu młodzianowi, który niedawno chciał obić 'prostaka'.

- Sensei, Akodo Shimizu Soshan jestem, mam dziś chwilę wolnego, mógłbym może pomóc?
- Akodo Hiroyuki Mateira. - Odburknął krótko kowal. - Nie wiem. Mógłbyś?

Pytanie zbiłoby z tropu większość bushi, nawet tych starszych od Soshana. Ten jednak był przygotowany.

- Hai panie. Myślę, że mógłbym. Znaczy, mógłbym - dodał szybko, ubiegając ripostę kowala jaka mu przyszła do głowy: 'myślisz, czy mógłbyś?'.

- Znaczy, zaczynaj - rzucił, przedrzeźniając go wciąż spochmurniały kowal - od poukładania i posprzątania tamtego kąta.

"Milusio..." westchnął Soshan, biorąc się do roboty. Kąt stanowił istną graciarnię...

* * *

Wieczorem, tego samego dnia, w kuźni uwijała się ich dwójka. Milcząc, rozebrani do pasa, spoceni i zabrudzeni, kończyli codzienną pracę w świetle pochodni i wciąż huczącego paleniska. Płatnerz dyskretnie obserwował młodziana, który cały dzień po prostu uwijał się jak mógł najlepiej. I ani razu nie wymówił się służbą, poza apelem oraz codziennymi ćwiczeniami w grupach.

Po posprzątaniu graciarni, ułożeniu wczorajszych i wcześniejszych zleceń, młodzian robił za gońca. Wielu ważnych bushi prosiło Mateirę o naprawy, ale wielu też nie stawiało się po swoje rzeczy. Z tych, czy innych względów. Zwykle płatnerz wystawiał takie rzeczy przed kuźnię, ale Mateira cenił swoją robotę bardziej niż zwykły płatnerz, więc coś takiego było nie do pomyślenia. Dlatego przez bitą godzinę Soshan biegał po całej strażnicy, dostarczając komuś naramiennik, innemu zreperowane do, tamtemu kabuto z dodatkowym wzmocnieniem, innemu wyklepaną porządnie jingasę, kwatermistrzowi szereg grotów do yari czy strzał oraz ostrzy z żeliwa do fortyfikacji strażnicy... Biegał tak długo, że sam stracił rachubę co i komu przenosił. To jednak nie był koniec. Nakazawszy mu coś zjeść i zrugawszy go za pojawienie się bez śniadania, płatnerz jął obrabiać jakąś piękną pełną zbroję. Robił to przez cały czas przerwy Soshana, który uświadomił sobie, że od momentu, gdy wszedł rano z Mateirą do środka, ten nie wyszedł ani na moment. Akodo szybko powstał, ruszył do kuchni i powrócił z posiłkiem oraz czarką herbaty i dzbankiem wody. Mistrz przyjął go burcząc coś o głupcach bez orientacji, rozprawił się z nim w try miga i równie szybko powrócił do pracy. Soshan nawet nie pojmował, co dokładnie płatnerz usiłuje zrobić z tą ceremonialną zbroją. Dla niego była ona całkowicie w porządku, a sądząc po tym jak tamten się z nią mozolił, Soshan nie zdziwiłby się, gdyby miała dziurę wielkości pięści, wymagającą załatania.

Wkrótce jednak zbroja poszła w odstawkę, a rozsierdzony (najpewniej niepowodzeniem) płatnerz wziął swego pomocnika-wolontariusza w obroty. Soshan od rana już dbał o ogień oraz wodę, teraz jeszcze doszło dbanie o powietrze. Nim młody Akodo opanował podstawy ruszania miechami, na jego głowę posypał się stos wyzwisk, a i potem co i rusz padał jakiś gniewny lub zirytowany okrzyk. Soshan jednak milczał, siedząc cicho i poprawiając swe błędy jak umiał.

Uratowały go popołudniowe ćwiczenia, w momencie, kiedy zdawało mu się, że od kolejnego ruchu miechami jego ramiona po prostu spłoną. Spływał potem, nie czuł mięśni ramion i barków, ledwo co oddychał. Dawno już zdjął kimono, pozostając w zwykłym dofuku, potem zdjął nawet koszulę, pozostawiając tylko płócienne portki, strój, w jakim rano Akodo Hiroyuki Mateira przyszedł do pracy. Nadal jednak czuł gorąc!

* * *

Młodzian sprawiał się nieźle. Nawet lepiej niż nieźle. Nie dał się niczym sprowokować, był niezmiennie uprzejmy, a pomysł z posiłkiem niemal wywołał uśmiech na twarzy płatnerza. Choć... nadal nic nie mówił, o swoich powodach oraz decyzji. Mateira ciekaw był, czy był to jednorazowy kaprys czy nie.

Obserwował go zatem i czekał. Młodzian jednak spokojnie robił swoje. Madeira wyszczerzył się do siebie. Cóż, jeśli ten młody Akodo chciał milczeć... mogli pomilczeć.

"Matsu Heiko Saionji" - myślał w tym samym czasie Soshan - "muszę ją jakoś rozbroić. Nie umiem jej bić. Nie mogę przed nią uciekać. Wreszcie, nie ma mowy o zmianie współćwiczącego."

Samo wspomnienie dyskretnie pytającego o to gunso wywołało rumieńce upokorzenia na twarzy Akodo. Od pamiętnej walki stosunek Matsu do niego zmienił się na gorsze. Traktowała go jak powietrze, podczas wspólnych ćwiczeń rzucała się na niego z zajadłością dorównującą tej, z jaką Matsu zwykli rzucać się na wrogów. Szybko spostrzeżono zmianę, ale jej powodów nie ujawniła ani sama Matsu, ani on.

"Przynajmniej staję się coraz lepszy w obronie..." pomyślał ponuro Soshan, by otrząsając się z rozmyślań, skupić się na robocie...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 26-03-2008 o 16:03. Powód: obiecane rozszerzenie
Tammo jest offline  
Stary 25-03-2008, 21:50   #166
 
Wellin's Avatar
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 13 dzień miesiąca Psa

- Hai. Doji Yasuhiko-san. – Hiroshi skinął pokornie głową ponownie spuszczając oczy na zaciśnięte ręce – na naszych ziemiach.

Młody bushi nie wiedział co odpowiedzieć. Nie czegoś takiego spodziewał się po dostojniku Żurawia. Hiroshi ponuro gratulował sobie samemu kierowania się stereotypami. Zasłyszane opowieści o Żurawiach zawsze (z nielicznymi niechlubnymi wyjątkami) chwaliły maniery, subtelności, artyzm i piękno samurajów sprzymierzonego klanu. Ameiko była ucieleśnieniem tego obrazu, ideałem zarówno kobiecego piękna, uprzejmości i szczodrości serca nieczęsto spotykanej wśród samurajów na dowolnym szczeblu Niebiańskiego Porządku. Yasuhiko natomiast... w tym momencie najbardziej kojarzył się młodemu bushi z ropuchą, napastliwie zakłócającą ciszę natrętnym i grubiańskim rechotem.

Siedzący naprzeciwko Yasuhiko-san był dyplomatą. A honor dyplomaty leży nie w idealnych manierach i uprzejmych uśmiechach, lecz w perfekcyjnym spełnianiu obowiązku wobec swego klanu. Subtelność i skuteczność to nie to samo co uprzejmość i poszanowanie dla samopoczucia innych.

Hiroshi nie mógł powstrzymać się od refleksji, że sam Doji pokazuje obecnie maniery godne Matsu, którymi tak pogardza. Czemu dyplomata przywdział w rozmowie z nim taką właśnie maskę? Czy był to test mający udowodnić, że spokojem Feniksów da się zachwiać? Odpowiedź na poprzednią niezręczność? Na wypowiedź brata? Czy może po prostu był takim człowiekiem?

Hiroshi nie był pewny co o tym myśleć, wiedział natomiast, że nie maże kontynuować dyskusji gdzie argumentami są nie tylko fakty, ale także ukryte w doborze słów i tonie głosu zjadliwości. Nie mógł więc rozmawiać.

Mógł jednak zachować godność.

Biorąc głęboki wdech Hiroshi zmusił się do wyprostowania pleców, rozluźnienia napiętych mięśni i napotkania szyderczego spojrzenia siedzącego naprzeciw samuraja.

Jeśli było to test... Młodzieniec nie był na tyle pyszny, by nie przełknąć dumy. Postara się przyjąć dowolną zjadliwość i rozważyć ją jak daną radę, uczciwie rozważając, czy nie odpowiada prawdzie. Na pytania odpowie krótko i zwięźle.

Hai, Doji Yasuhiko-san. – myślał patrząc w oczy starszego Żurawia – ty jesteś dyplomatą. Panem tego domu. Ja tylko niedoświadczonym bushi. Gościem. – Hiroshi przygotowywał się do lekcji pokory. - Obrazisz mnie tak jak zechcesz. Będziesz szydzić tak jak zechcesz. Postawisz mnie w tak niezręcznej i trudnej sytuacji jak tylko zechcesz. Ośmieszysz mnie jak zechcesz. Wyżej stoisz ode mnie. Ale nie dam ci usprawiedliwienia dla tego co robisz. Nie odpowiem tym samym.

Przez głowę młodego samuraja przemknęła sentencja Tao „czysty umysł może zwyciężyć nawet najsilniejszą wolę”. Pasowała do sytuacji. Czysty umysł... Wiedząc już jak się zachować, Hiroshi czuł się spokojniejszy.

Ty jesteś tu sensei – kontynuował w myślach - mistrzem z którym nie mogę się równać. Zrobię wszystko aby z pokora przyjąć lekcję jakiej zechcesz mi udzielić.
 

Ostatnio edytowane przez Wellin : 30-03-2008 o 03:25.
Wellin jest offline  
Stary 26-03-2008, 18:19   #167
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 13 dzień miesiąca Psa

Stary Żuraw widząc uniesione i pałające godnością oblicze młodzieńca zachichotał złośliwie. Zupełnie zdawał się nie dostrzegać celu zachowania młodziana. Pokiwał tylko głową i rzekł:

- Tak właśnie sądziłem, Shiba Hiroshi-san. Znam Matsu. Na rokowaniach z nimi ciężko o spokój. Mój pan kiedyś posłał na rokowania o pokoju dwu starców, licząc, że wiek złagodzi gniew Matsu. Nie złagodził. Wysłali tamtych do świątyń Asahina ogoliwszy im głowy. Innym razem słyszałem, że jakiś młokos wysokiego rodu, podobno spokrewniony z samą Matsu Tsuko wtargnął na negocjacje i zażądał, by dano mu szansę do dokonania wendetty za ojca, którego jeden z negocjatorów miał podobno skrytobójczo zamordować. Dobył nawet miecza, nim udzielono mu pozwolenia na tą wariacką wendettę...

Yasuhiko zacmokał, kręcąc z politowaniem głową.

- Negocjowałem z Matsu dziewięć razy w ciągu mojego życia. Każde takie negocjacje coś mnie kosztowały. Każde były udane, ale okupione krwią. Matsu nie uznają innej monety. Słowo mają za nic, chyba, że wypowiada je Lew lub Cesarz. Złotem gardzą, czasami wezmą ryż. Nie da się ich przekonać magią, czy pięknem lub przedmiotem innym, niż należącym kiedyś do ich przodka. Nie, do Matsu przemawia wojna i krew. Lubię Was, Feniksy, więc przykro mi, że to się tak potoczy. Ostatnie negocjacje z Lwami kosztowały was wielu bushi, prawda? A Tsuko miała wtedy ile? Dziesięć lat? Nie... nie życzę nikomu negocjacji z Matsu. Za dziewiątym razem, mój pan zapytał mnie, wielce uradowany, czy mam jakieś życzenie. Włos jedynie dzielił mnie od odpowiedzi, że błagam o żadnych więcej rozmów dyplomatycznych z tymi krwiożerczymi Lwami. Ikoma są głośni i napastliwi, Akodo celują w wierceniu dziury w brzuchu, Kitsu zawsze gotowi wyciągnąć jakieś głosy przodków, co gorsza czasem tych nie swoich, ale Matsu robią to wszystko i jeszcze są aroganccy i mściwi za wszystkich ich razem wziętych.

Yasuhiko pokiwał głową w zamyśleniu.

- Za wszystkich ich razem wziętych... - powtórzył, ton ciszej, z ponurą, zawziętą miną.

Ameiko cicho powstała, otwierając drzwi za jego plecami. Skłoniła się nisko starszemu, potem - nieco wyżej, lecz niewiele - młodszemu z nich, po czym zaprosiła ich do wyjścia, dając znać, że śniadanie było skończone. Pan domu, w swoim zamyśleniu, zdawał się tego zupełnie nie zauważać.

Naritoki w milczeniu skłonił się panu Doji, powstał płynnym ruchem i ruszył ku wyjściu, przystając jedynie, by skłonić się swej niedawnej przewodniczce. W korytarzu stanął i poczekał na brata, wyraźnie dając mu do zrozumienia wzrokiem, by ten poszedł za nim.


Zagajnik Pięciu Mistrzów, Kyuden Isawa, prowincja Tenza, terytorium Klanu Feniksa; godzina Shinjo, połowa miesiąca Amaterasu, rok 1114

Pierwsze wrażenie człowieka patrzącego na Kyuden Isawa to chęć zaprzeczenia. Szereg budowli absolutnie nie pasował do zamku, pałacu czy czegokolwiek w tym stylu. Kyuden Isawa najprędzej możnaby nazwać obwarowaną biblioteką z otaczającym ją miastem. Ale choć faktycznie biblioteką było Kyuden Isawa największą w całym Szmaragdowym Cesarstwie, to wciąż sercem zamku (choć umieszczonym zgoła nie na jego geometrycznym środku) był niewielki zagajnik. Lasek pełen rozmaitego rodzaju klonów, wiecznie zielonych sosen i świerków, dębów, brzóz, wierz płaczących i pięknych, utrzymanych drzew wiśni. Wysypane kamieniami alejki prowadziły pośród drzew, oraz kamiennych posągów Fortun, smoków, czy feniksów... czy zwykłych kamiennych słupów z latarniami.

Zagajnik Pięciu Mistrzów był miejscem, które zostało wybrane na miejsce spotkań przez Radę Pięciu niemalże tysiąc lat temu.

* * *

Jedynie dwoje mistrzów było obecnych, gdy posłaniec przyniósł wieści. Wieści dawno im już znane. Wieści, które poznali w chwilę, może dwie po tym, jak właściwa rzecz miała miejsce. Wieści, z którymi nadal nie wiedzieli, co zrobić.

Yojimbo pokrótce zrelacjonował wydarzenia z Zimowego Dworu, tak, jak zrelacjonowano je jemu. Isawa Kaiyoko słuchała w ponurym milczeniu, Isawa Ujina, daimyo prowincji Tenza, słuchał z przymkniętymi oczyma. Z bólu ledwo się poruszał, choć cicho mówiący yojimbo nie dostrzegł tego, a Mistrzyni Wody jedynie się domyślała. Ujina był człowiekiem o tytanicznej sile woli. Inaczej nie można było stać się Mistrzem Pustki. Inaczej nie dałoby się przeżyć tego, co on przeżył.

Gdy mężczyzna skończył relację, Kaiyoko odesłała go. Cichy głos Ujiny sięgnął go gdy już schodził ze wzgórza, na którym siedzieli Mistrzowie:

- Żyj, Shiba-san. Nie masz mojego pozwolenia na popełnienie seppuku. Nie widzę na nie powodów.

Tamten zadrżał wyraźnie, odwrócił się i skłonił głęboko. Gdy odszedł, Kaiyoko rzekła cicho:

- Nie masz szansy, by ich przekonać. Ich Czempion nie żyje, a...
- NASZ, Kaiyoko-san. Nasz Czempion nie żyje. Wszyscy jesteśmy Feniksem.

Kobieta machnęła jedynie ręką na tę oczywistość:

- Nasz Czempion nie żyje, nie żyje jego - kobieta machnęła ku niewidocznemu już posłańcowi - daimyo, ich daimyo. A na razie nie wiemy nawet, co z jego następcą.
- Rujo-san wziął już te sprawy w swoje ręce. Spodziewałbym się, że wkrótce młodzieniec zostanie znaleziony.
- Rujo... Pewnyś, że on go naprawdę szuka? Ujina-san...
- Kaiyoko-san - Ujina spoglądnął na kobietę - Każdy z Mistrzów ma moje pełne zaufanie. Każdy.

Kaiyoko zamilkła. Po bitwie w Wąwozie Losu ta postawa Ujiny pozwoliła jej przetrwać. Teraz, miała wrażenie, że przez właśnie tą postawę, klan coś traci. Nie umiała niestety powiedzieć - co. Zbyt wiele spraw się działo, zbyt wiele rzeczy zmieniało się tak szybko, że niektórzy mistrzowie za nimi nie nadążali. Jak na przykład konserwatywny Rujo, który nie uznawał jakichkolwiek dążeń Shiba do odbudowania znaczenia wojska klanu. Znaczenia, które obecnie właściwie nie istniało. Bushi Feniksa nie byli jego atutową kartą. Ale Kaiyoko wiedziała, że są kartą niezbędną. Być może zbyt długo odrzucaną i odsuwaną na margines. Ale ona akurat nie czuła się odpowiednią osobą do choćby poruszenia tego tematu. Dlatego podjęła inny, choć zbliżony:

- Okoliczności śmierci, jakie przedstawiono, są nieprawdą. Wiemy o tym. Powinniśmy podjąć akcję.

Ujina cicho westchnął.

- Tym - jak mniemam - już się zajął Tsuke-san. W charakterystycznym dla siebie stylu...

Kayioko przygryzła wargi. Rzeczy szły źle. Zupełnie nie tak, jak iść powinny. Ale zupełnie nie miała nikomu nic do zarzucenia. Cóż z tego, że Mistrz Ziemi był konserwatywny i przywiązany do tradycji tak, że niemal można to było nazwać skostnieniem? Cóż z tego, że Mistrz Ognia z kolei swoją służbą i pracą dla utrzymania praw i sprawiedliwości Syna Niebios w samym zeszłym roku zyskał zgoła niesławną opinię? Cóż z tego, że Mistrz Pustki coraz mniej się udzielał podczas spotkań, a Mistrz Powietrza ze starości niemal się nie poruszał?

Kaiyoko wiedziała, że rzeczy nie idą dobrze. Ale nie umiała wskazać, gdzie i co naprawiać. I to gryzło ją coraz bardziej. Odgarnąwszy czarny warkocz, kobieta skłoniła się Ujinie, by oddalić się spacerowym krokiem prześliczną alejką pełną zieleniących się delikatnie klonów.

Obecnie, Isawa Kaiyoko, Mistrzyni Wody, jedna z najbardziej spostrzegawczych Feniksów - nie dostrzegała nawet jednego liścia.


Wewnętrzne dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage - terytorium Klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110

- Doskonale, Basura-kun. Ta misja da Ci okazję. Udaj się proszę do yojimbo Twej matki zatem, niech on dobierze Ci broń. Ja zajmę się dopilnowaniem, by Twoje polecenia zostały wykonane. Masz rację, oceniając czas. Ale głośno powiemy, że droga zajmie nam dwa dni. To da nam czas, jakiego potrzebujemy w związku z...

Gunso postukał palcem w planszę, a następnie spojrzał uważnie na młodziana.

- Przed jutrzejszą podróżą, przypomnij sobie nauki na temat Ukrytej Puszczy, jak i na temat samych strażnic. Będą potrzebne. Ruszamy z pierwszymi promieniami Pani Amaterasu.

Skinąwszy na pożegnanie, Hatsushita powstał zwinnie i ruszył długimi krokami do wyjścia z dojo, pozostawiając planszę nietkniętą. W drzwiach przystanął jeszcze, dodając:

- Basura-kun? Jutro zapytam Cię, w ilu ruchach Sokoły przegrywają.

I wyszedł, zostawiając zamyślonego chłopaka z tym pytaniem.


Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Wkrótce ręce trzeba było wbijać w śnieg, by znaleźć uchwyty. Palce grabiały z każdą chwilą, coraz ciężej było je zginać, coraz mniej ufności też mogła położyć w chwyceniu się nimi czegoś. Stopy z trudnością znajdowały oparcie na pionowej niemal ścianie, a po dwu metrach wspinaczki żałowała, że daisho nie wisiało jej na plecach, wtedy nie musiałaby uważać, by nie ocierało za bardzo o skały. Na domiar złego kiedy wreszcie złapała tempo i wspinaczka zaczęła naprawdę iść, z góry osypała się na nią zaspa, niemal zrzucając ją samą na półkę, a samą półkę odrywając od ściany. Kyoko dziwnie się czuła obserwując jak jej niedawna 'bezpieczna przystań' teraz leci w dół, obracając się i zgrzytając przy uderzeniach o ścianę, by w końcu z impetem i głuchym, stłumionym przez śnieg w dole odgłosem, uderzyć w ziemię poniżej.

Takiego upadku nikt nie zdołałby przeżyć. Kyoko na moment zawisła, niczym zahipnotyzowana, dopóki nie uśliznęła jej się noga. Bijące nagle serce, łomot krwi w skroniach, brane pełnymi ustami powietrze i tętno skaczące do góry... Kyoko pod wpływem zagrożenia czuła niemal nadludzkie siły przepełniające jej ciało. Jeszcze przed momentem dziewczyna martwiła się zgrabiałymi, nieposłusznymi palcami, śniegiem za kołnierzem, szybko wychładzającym jej ciało, czy poobijaniem. Teraz wszystko to było drobną dolegliwością. Dziewczyna podciągnęła się, zagrały mięśnie ramion, wąskie, nieładne usta ściągnęły się w wyrazie determinacji, ponuro zabłysły oczy. Z impetem Togashi Kyoko ruszyła w górę takim tempem, które nie było możliwe dla zwykłego Rokugańczyka. Ba! Nie było możliwe dla znakomitej większości mieszkańców Cesarstwa. To Feniksy oraz Smoki miały najzimniejsze i najtrudniejsze (choć nie najwyższe) szczyty na swoich ziemiach. A spośród nich - to Togashi wśród tych szczytów znaleźli dom.

Pół godziny więc później, czując coraz cieplejsze promienie słońca grzejące ją w plecy, Togashi Kyoko pokonała ostatnie, najtrudniejsze zwieńczenie i padła w śnieg, by następnie przeczołgać się po nim jakieś dziesięć metrów. Nie raz widziała, jak ludzie spadali wraz z kawałem ściany, ponieważ wstali zaraz po ukończeniu wspinaczki miast przeczołgać się od krawędzi. Zresztą, Togashi Kage pokazał jej kiedyś, jak wielkim ciężarem potrafi być lawina. Siodło skalne, które oceniła jako solidne, po przejściu lawiny było węższe o dobrych kilkanaście kroków. Dlatego teraz, mała Togashi nie czekając przeczołgała się kawałek, nim pozwoliła sobie na wstanie.

Nigdzie jednak nie było ani śladu jej 'opiekuna'. Nie skakał za nią, prawda? Nie zdążył?


Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; okolice Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 22 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Słońce dawno już przekroczyło szczyt swojej wędrówki, gdy młoda bushi Daidoji dojrzała kontury Zamku Goblina. Słaniając się na nogach, z żołądkiem burczącym głośno z głodu (ssanie czuła jeszcze wczoraj wieczorem, nie jadła chyba już trzeci dzień), Yuuki bała się, że to omam. O ile bowiem głód nie był wielkim problemem, o tyle z pragnienia miała już spierzchnięte wargi, a zmysły poczęły jej płatać figle.

Kimkolwiek był Trzynaście Kciuków - myślał.

Kiedy podchodziła do osady węglarzy, coś ją tknęło. Miast po prostu wejść pomiędzy domy nieczystych i zażądać kuca, kija, łuku czy nawet strawy, Yuuki obeszła wpierw ostrożnie osadę, choć zapach pieczystego, którym raczyli się eta, skręcał jej kiszki i wypełniał usta śliną.

Pomysł, jak stwierdzała, podsunął jej chyba sam Fukurokujin, Fortuna Mądrości. W osadzie bowiem, czekało już trzech ludzi. Czwarty zaś przemawiał do zgromadzonego tłumu eta.

- Słuchajcie, ta kobieta nie ma broni! Trzynaście Kciuków płaci złotą monetę temu, kto przywiedzie mu ją, żywą lub martwą! Rozpoznacie na pewno, długie, białe włosy, piękna buźka, zgrabna niczym Yuki-no-Onna! Możecie zrobić z nią co zechcecie, ale musicie ją złapać! Szukajcie przy wodopojach, szukajcie w okolicy, szukajcie tam, gdzie może zapolować! W drogę!

Nie czekała dłużej. Napiła się jedynie wody z pobliskiej rzeczki, a potem uciekła. Omijała wodopoje, unikała przejaśnień, szła w najciemniejszą puszczę, nie wiedząc, czy wstydzić się tego, przed kim ucieka, czy gromić bandytów za to, kogo na nią nasłali.

Węglarze. Garbarze i kuśnierze. Leśnicy, przede wszystkim.

W Rokuganie, nieczystym było dotykanie trupów. Pomijając nieliczne wyjątki - oraz niesławną rodzinę Kuni - dotykanie trupa nie uchodziło samurajowi. Zatem ci, którzy pracowali ze skórami zdzieranymi z trupów, ci, którzy tworzyli futra, byli nieczyści. Węglarze zaś zasmradzali i zaczadzali wszystko swoimi dymarkami. Węgiel był ważny, zwłaszcza w zimie, ale jego wypalanie tworzyło potworne ilości dymu. Heimini szybko nauczyli się, że osada nie będzie zdrowa, jeśli węglarz nie będzie wypalał węgla daleko na uboczu. Bardzo szybko więc węglarze zakładali własne osady, często w lasach, nierzadko mieszając się z eta. Osada węglarzy tutaj była też dzielnicą nieczystych. Konno znajdowała się ona dwie, może trzy godziny jazdy. Miała też liczną grupę myśliwych, przez co była prawie samowystarczalna. I to owych myśliwych posłał jej tropem Trzynaście Kciuków, ich, oraz każdego niemal w osadzie.

Złota moneta. Jedno koku. Sto osiemdziesiąt litrów ryżu. Bogactwo. Każdy z nich widział się już w niebie, ściskał już monetę w dłoniach, czując się bogaczem równym niemal bogactwem mitycznemu Cesarzowi.

Złote koku. Na tyle ją wyceniono. Złość ją brała. Może bogactwo dla eta, ale ona sama mogłaby ich niedawno przekupić, dając cztery razy tyle. Mogłaby, bo w niewoli straciła nie tylko broń, straciła także sakiewkę.

Nadal jednak miała misję. Misję, którą musiała wykonać, nawet jeśli szukała jej cała osada nieczystych, nawet jeśli jednym zręcznym ruchem, za cenę jednej czwartej zawartości jej własnej sakiewki bandyta potroił swoje siły i posłał za nią tropicieli, którzy z wielką ochotą powitają okazję nawet chwilowego odwrócenia ról w Niebiańskim Porządku.

Łowy na samuraja. Ależ gratka to musiała dla nich być!

Yuuki była Daidoji. Nie stawiała więc na to, że nieczyści pójdą za głosem honoru i wzgardzą okazją, kierując się pokorą i nie występując ze swego miejsca w Niebiańskim Porządku. Nie wierzyła, że okazja do bezkarnego zapolowania i zabicia samuraja ich nie poruszy. Wreszcie, rozumiała, jak działa na niektórych bogactwo. Dla niej, jedno koku było niczym. Dla nich, było majątkiem o którym nie śmieli marzyć.

Dlatego cały dzień niemal kluczyła. Cztery razy do niej strzelano, dwa razy przegnano ją znad strumyka, aż pojęła, że w tej grze nie ma szans, jeśli spróbuje zjeść lub się napić. Więc... nie spróbowała. Miast tego przeszła przez uroczysko, idąc śladami jakiegoś zwierzęcia, wierząc, że skoro ono przeszło, to i ona przejdzie. A teraz widziała wyraźnie zamek swojego pana... i grupkę grających w kości roninów, czekających aż bednarz naprawi złamane koło przy wozie, jaki strzegli. Być może byli tylko roninami. A być może nie. Tak czy inaczej, rozłożyli się niedaleko drogi, a ona stała na obrzeżu lasu, niedaleko pól ryżowych. Mogła albo przemykać się polami, albo iść drogą. Wokół zamku bowiem od tej strony były tylko tarasy z ryżem. Mogła też kołować, by obejść zamek i dostać się doń od drugiej strony. Tam, z racji bliskości gór, pola były rzadsze. To jednak oznaczałoby, że w zamku będzie dopiero wieczorem...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 28-03-2008 o 00:17. Powód: post zakończony
Tammo jest offline  
Stary 28-03-2008, 19:07   #168
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; okolice Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 22 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Zbliżając się do osady węglarzy czuła, że już prawie jest w domu. Przecież ta osada jest pod jurysdykcją jej pana, Daidoji Sanzo. Hininowie jak i eta mieli wręcz obowiązek zrobić to czego rozkaże im samuraj noszący barwy Daidoji, a przy tym barwa jej włosów nie mogła budzić żadnych wątpliwości co do jej tożsamości.
Słowa które usłyszała kierując się ostrożności, sprawiły, że w żyłach szybciej jej zatętniła krew.
- Słuchajcie, ta kobieta nie ma broni! Trzynaście Kciuków płaci złotą monetę temu, kto przywiedzie mu ją, żywą lub martwą! Rozpoznacie na pewno, długie, białe włosy, piękna buźka, zgrabna niczym Yuki-no-Onna! Możecie zrobić z nią co zechcecie, ale musicie ją złapać! Szukajcie przy wodopojach, szukajcie w okolicy, szukajcie tam, gdzie może zapolować! W drogę!

Jak ci...te psy, gorzej, to zwierzęta lepiej znają swe miejsce od tych plugawych stworzeń.
Próbują, ją spadkobierczynię pamięci Żelaznych Żurawi, schwytać jak jakieś dzikie zwierze? Na terenie rodzinnych ziem?
Niedoczekanie!

Yuuki pomimo zmęczenia poczuła, że nie może się poddać, że większą hańbą od tego co mogliby jej zrobić ci nie ludzie, czy też Trzynaście Kciuków byłoby same danie się złapać w nagonce jak jakiś zajączek.
I to jak ją wycenili. Poczuła jak coś w jej sercu kurczy się, po to by zapulsować gniewem.
Jedno koku.

Dla jednej złotej monety ci prostacy byli w stanie zabić chyba każdego.
A teraz ona stała się celem wartym takiej…nagrody.

Zaciskając żeby ruszyła jak najszybciej przed siebie zatrzymując się tylko na chwilę by napić się wody z rzeki. Przeczuwała, że te kilka głębokich łyków będzie musiało jej starczyć na długo…

Stało się właśnie tak, czuła się jak poddane nagonce zwierze, odganiane od wodopojów.
Prześladowcy zakładali, iż jako nieświadoma polowania pewnie będzie kierować się najszybszą drogą w stronę zamku, więc poszła w stronę bagnisk i dzikich terenów.

Gdy już będąc u podnóża wzniesienia na jakim znajdował się jej rodzinny zamek przy drodze zauważyła grupę roninów.
Nie wiedziała czy ci samurajowie bez pana zostali wciągnięci w nagonkę, czy też nie.
Nie mając broni, zmęczona, w podniszczonym ubraniu była łatwym celem dla każdego.

Musiała wybrać, którą drogę wybierze.
Na pójście otwarcie droga nie mogła się zdecydować z powodu roninów.
Postanowiła tak blisko jak tylko się da podejść do skraju pól ryżowych lasem jaki dawał jej osłonę…
Ale nie, w ciągu dnia na polach ryżowych na pewno ktoś będzie pracować, więc pozostała jej najdłuższa, ale dająca największą szansę na dotarcie żywą do zamku droga…
Ruszyła w drugą stronę, by obejść zamek.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 05-04-2008, 13:46   #169
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Dwa ri na południe od Inari Mura, terytorium klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114, godzina Bayushi.

Widząc grupę bushi ze znakami jednej z armii Lwa, Keiko odruchowo ściągnęła cugle. Na tle wieczornego nieba poprzecinanego już tylko kilkoma smugami jaśniejącymi czerwienią i złotem, ciemny kontur drzewa przypominał malunek nakreślony niepewnymi, drążącymi pociągnięciami pędzla. Błagalne gesty, wykrzywione strachem twarze, głośne łkania, błyski stali, rżenie koni. Gdyby była artystką zatrzymałaby pewnie konia, starając się zapamiętać kolory, dźwięki, zachować w pamięci powidok tego obrazu. Keiko jednak nie była artystką – wpatrując się ze zmarszczonymi brwiami w grupę samurajów, daleko jej było do estetycznego zachwytu. Nie spodziewała się na jednej z bocznych dróg spotkać żołnierzy z dwudziestej piątej strażnicy, nie spodziewała się tego rodzaju egzekucji, spotykającej w czasie pokoju jedynie najgorszych zbrodniarzy - chyba, że znowu narasta jakiś przygraniczny konflikt.
Gdzieś pod tym całym zaskoczeniem nasączonym lekkim niepokojem pulsowała jedna myśl – nigdy wcześniej nie widziała wieszanego człowieka.

Koń powoli, noga za nogą, szedł do przodu. Wraz z każdym jego krokiem do uszu samurai-ko docierało coraz więcej słów samuraja z sashimono. „… z rozkazu Matsu Tsuko-sa… adną i podpalają zboże… dla tych, którzy robią jedno i drugie w szczególności.” Keiko powoli wypuściła powietrze z płuc, z ulgą, że to nie samowola Lwich samurajów, lecz proste i oczywiste wykonanie rozkazu.

Wiedziała, że jeśli chce zrobić jeszcze kilka ri nim zrobi się całkowicie ciemno, musi się naprawdę pospieszyć.
A jednak zatrzymała konia. Zsiadła z niego trochę sztywno, zdjęła hełm i spokojnie wsadziła go sobie pod pachę.
Czekała.
 
obce jest offline  
Stary 10-04-2008, 20:45   #170
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Doji


Zbliżający się patrol Krabów prowadzący karawanę wzbudził w Fukurou wspomnienia. Ileż to bowiem minęło czasu odkąd sam podążał na mur Krabów, nie wiedząc jaki los go czeka.
Pamiętał jak roztrząsał wtedy różne plotki dotyczące Muru...Pamiętał, ileż to razy później owe plotki okazały się bujdą, a ile razy prawda przerosła grozą plotki o Krainie Cienia.
Pamiętał pytanie jakie mu zadał Krab, próbujący go zniechęcić do podróży na Mur Kaiu.
- Hai, hai. Jak wszyscy. Na pewno nie ściga Cię zazdrosny narzeczony, na pewno nie chodzi o jakiś wygrany pojedynek, nikt nie chce się mścić a Twój honor jest nieskalany, Mirumoto-san, ale chcę wiedzieć co może przyjść tu za Tobą Cię szukać. Zatem? Czemu syn tak znamienitych rodziców jest tu, gdzie walka jest może chwalebna, ale nadzwyczaj trudna do przeżycia?
I pamiętał swą odpowiedź, która wydawała mu się teraz bardziej godna dziecka niż dorosłego mężczyzny. Czy odpowiedziałby teraz inaczej?...W głębi duszy Smok w to wątpił. Mimo wszystko intencje Smoka nie uległy zmianie...Może sformułowałby ją inaczej, ale sedno wypowiedzi byłoby identyczne. Zastanawiał się czy w karawanie są rekruci z innych klanów...Zastanawiał się, nad tym, o czym myślą?..lub myśleliby. Sam Fukurou, gdy pierwszy raz tu przybył, czuł strach pomieszany z fascynacją. Gdy się bowiem patrzy na Mur Kaiu, trudno uwierzyć że zbudowany został ludzką ręką. Wydawał się tak samo pochodzący nie z tego świata, jak i Krainy Cienia.
Jaką radę dałby Smok tym nowym rekrutom. Właściwie przychodziła mu tylko jedna do głowy. "Cieszcie się każdą chwilą, jakby była ostatnia. Bo być może ostatnią jest."
Rozpoczęcie rozmowy ze patrolem Fukurou zostawił w gestii Akito-san. W końcu nie godzi się zastępować gospodarza w obecności gospodarza. Dlatego powstrzymał się od wypowiedzi, choć sam miał kilka pytań do Krabów z karawany.
Widać było że Manji-san podziela zdanie Smoka, bo i on milczał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-04-2008 o 07:12.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172