Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2008, 00:26   #141
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Akito ani myślał o używaniu którejkolwiek ze swoich drzewcowych broni, nie chciał ich kalać dotykiem martwego ciała. "Co ja niby później mam z nią zrobić... wytrzeć szmatką?" Dla samuraja, który już uśmiercił nie jednego przeciwnika, przypadkowy kontakt z trupem w trakcie walki, nawet krew w trakcie walki, nie przeszkadzała mu, tak był tego nauczony, aby w boju nie dekoncentrować uwagi nad czymś nie przydatnym, wręcz przeszkadzającym.


Obecnie gdy nadmiar czasu był wyczuwalny i słyszalny ( bushi nie dyskutowaliby tyle gdyby go nie mieli ), Krab zdążył się już z dwa razy wzdrygnąć na samą myśl o przesuwaniu zwłok. Istniała tu zasadnicza różnica miedzy musieć a chcieć. Krab nie musiał tego robić, a i nie miał na tyle chęci, żeby pchać się do tego działania. Po prostu uznał, że to zrobi, co przez niektórych mogłoby być uznane za działanie instynktowne, bez zbytniego przemyślenia.

Krabowi też się tak wydało, dotarło to jednak do niego w pełni, gdy usłyszał propozycję Skorpiona. Już miał go prosić o użyczenie jednej ze swoich, gdy szybko ugryzł się w język, przypominając sobie, iż Manji nie posiada szerokiego arsenału broni, a tego typu riposta i tak byłaby nie na miejscu. Mimo to niechęć kontaktu z bronią, mającą kontakt z nieczystością, utwierdziła Akito w zamiarze sięgnięcia po solidną gałąź. Postronny obserwator nie chciałby jednak dostać taką pałką od olbrzymiego Kraba, dla niego samego każda rzecz w jego ręku stawała się bronią.

Skupił się na przewróceniu zwłok, ze szczególną uwagą i ostrożnością wobec dziecka. Jeśli byłoby żywe i normalne to podniesie je, wcześniej owijając szmatą dłonie. Pamiętając o radzie Manjiego uważał na to co może znajdować się pod zwłokami.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 07-02-2008 o 10:11.
Eliasz jest offline  
Stary 06-02-2008, 19:41   #142
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


- Fukurou-san, jakiś czas temu, pewien Togashi-sama pokazał mi niewiarygodną umiejętność. Mimo, że był sędziwym samurajem, to jednak w górach, po bardzo niebezpiecznych urwiskach, poruszał się bardzo szybko, wręcz instynktownie. Nie znaczy to jednak, że zachowywał się głupio lub też nierozważnie, a świadczy to jedynie o jego wielkich umiejętnościach i doświadczeniu. Byłem zaszokowany tym, co widziałem. Zapytałem go wtedy, jak to robi i otrzymałem odpowiedź, a nawet lekcję. Z pewnością Ty również sprawnie poruszasz się w górskim terenie. Klan, którego jestem częścią, kładzie nacisk na szybkość. Szybkie i instynktowne działanie - tego nauczany jest każdy Skorpion. Potrafimy poruszać się szybko i bezszelestnie, lustrując otoczenie. Pewnie tą umiejętność dostrzegli we mnie zwiadowcy Kraba, skoro zabierali mnie na zwiad za Mur za każdym razem, gdy pełniłem służbę. Mogłeś o tym nie wiedzieć, Fukurou-san, lecz zamiast zapytać, naubliżałeś, okazując się ignorantem. Gdy podważyłeś moje umiejętności i wyszkolenie, twoje słowa nie tylko obraziły mnie, ale również moich obydwu Sensei-sama i Klan Skorpiona, gdy podważyłeś moje umiejętności i wyszkolenie. W takich sytuacjach, jedyną zwyczajową drogą jest pojedynek na śmierć. Ale darzę cię szacunkiem, a nawet cię polubiłem, dlatego proszę cię, abyś zadość uczynił Klanowi, Sensei-sama i mi. - Manji mówił spokojnym i łagodnym tonem. Niczego więcej nie można było dostrzec, ciało Skorpiona było całkowicie zakryte przez zbroję i pozostawało w bezruchu.

Gdy Akito podnosił gałęzią trupa, Manji zamilkł i uważnie się wszystkiemu przyglądał, pozostając w gotowości.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 07-02-2008 o 18:53.
Manji jest offline  
Stary 07-02-2008, 09:23   #143
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Smok nie spoglądał na Skorpiona…Jego wzrok spoczywał na Akito. Jednak rozważył słowa Manji-san.
„Oszukujesz samego siebie Skorpionie. To nie instynkt cię tu przyprowadził.” -pomyślał.- „Ale żądza rozlewu krwi, która tobą włada.”
Nadal trzymając dłonie na rękojeści no-dachi odpowiedział na słowa samuraja.
- Mylisz się, to nie twe umiejętności podważam Skorpionie. Ale twe działania. Pomijam już to, że wyruszyłeś samotnie zupełnie ignorując naszą obecność i opinie, co już mógłbym ja lub Akito-san poczytać za obelgę wobec siebie. To jeszcze naraziłeś swymi działaniami nasze misje na zagrożenie. Jesteśmy na wrogim terenie, nieliczni…Działania każdego z nas wpływają na wszystkich. Każdy popełniony przez jednego z nas błąd, odbije się na losie każdego z nas. Więc powinniśmy współpracować dla wspólnego dobra. Ale twoje samolubne działania mogły nas pchnąć w sytuację zagrażająca naszym życiom, a przez to poważnie zagrażającym wykonaniu naszych powinności. Jesteśmy na Ziemiach Kraba…A wkrótce będziemy w Shinomem Mori. Te dwa miejsca wymagają tego, by nasze katany były jak jedna…To nie miejsce na samotne miecze Skorpionie. Nie możemy być jak trzy oddzielne strzały z opowieści, bo wyprawa do Lasu Stu Śmierci to nie przechadzka. Ale ty lekkomyślnie naraziłeś nas na niebezpieczeństwo. Wiem, że idea współpracy może ci być obca Manji-san…Ale jeśli jej nie rozumiesz, jeśli nadal nie rozumiesz, gdzie popełniłeś błąd. I nadal pragniesz pojedynku na śmierć i życie. - Tu Smok zrobił dramatyczną pauzę .- To będzie miał okazję…Gdyż wracamy do Kamisori Yoake Shiro. Nie ma sensu mierzyć się z niebezpieczeństwami Lasu Stu Śmierci, jeśli zamiast grupy trzech bushi pojadą samotnie trzej bushi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-02-2008 o 13:32.
abishai jest offline  
Stary 07-02-2008, 11:54   #144
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Sytuacja zdawała się zaostrzać z każdą chwilą. Akito przysłuchiwał się dyskusji, a właściwie ostrej, choć już znacznie cichszej wymianie zdań. Nie chciał ponownie wchodzić pomiędzy spór towarzyszy, nie tu i nie teraz. Jednak to co słyszał, martwiło go bardzo.

Czy oni naprawdę nie rozumieją powagi sytuacji? Nadymają się swym honorem i dumą, zapominając o całym okolicznym świecie. Dobrze, że jeszcze nie rzucili się sobie do gardeł, choć niewiele już brakuje.

Jeśli tak ma wyglądać zwiad, to Manji nie zaznałbyś dłuższej służby u Krabów, chyba, że jako dodatek do reszty z którego śmiercią łatwo można się pogodzić. Czyżbyś przyjacielu nie zauważył, że jesteś wśród osób, którym na tobie zależy?


Gdyby Manji podróżował sam, takiemu zachowaniu należałoby przyklasnąć, szybkie, instynktowne, bardzo ładne. Jednak cóż nam po zwiadowcy, jeśli ten nie daje sygnałów, jeśli zwiad nie służy temu, aby główny oddział dowiedział się co się dzieje i podjął właściwą reakcję. Zwiadowca nie powinien narażać grupy, swoim zachowaniem, ma ją bronić, nawet za cenę życia – taka jest powinność zwiadowcy. Manji najwyraźniej o tym zapomniał, zachowywał się niczym wilk-basior tak ufny w swoją moc, iż nie potrafiący korzystać z przewagi jaką daje działalność w stadzie."


Być może Akito, Manji i Fukurou nie tworzyli zbyt licznego stada, jednak tym bardziej właśnie powinni pilnować tego co mają.

Fukurou ma rację, choć szkoda byłoby to tak kończyć. Cóż za wstyd wracać po dwóch dniach podróży nie wykonawszy nawet części zadania, bez dostarczenia choćby jednej przesyłki. Żebym, chociaż był poważnie ranny, to zawsze byłoby to jakieś wytłumaczenie…”

Akito nie podobał się ten pomysł, ale również nie widział lepszego. Ponowne zorganizowanie wyprawy może i przyniesie ujmę im wszystkim, jednak będzie to nieporównywalne z ewentualnym niepowodzeniem na skutek niesnasek w grupie.

Akito poczuł się jednak nie w porządku w stosunku do Fukurou, najpierw zrobił mu wykład, choć wcześniej należał się Manjiemu, teraz milczał, choć zgadzał się w pełni ze słowami Smoka.

Trup jak leżał tak leżał, nie mógł być ważniejszy od towarzyszy, a Akito nie zamierzał nawet z nimi konwersować z jednoczesnym babraniem się w nieczystości, to również byłoby dla nich urągające. Na czas przemowy cofnął się o dwa kroki, wyprostował i wciąż trzymając w dłoni gałąź powiedział Manjemu:


- W słowach Fukurou-san kryję się wielka mądrość. Właściwie nie tyle kryje się, co bije po oczach i uszach. Manji-san opanuj swój gniew proszę, nie czas to ani miejsce na wyrównywanie porachunków, chyba, że Twoja duma jest tak wielka, iż nie zniesie nawet dnia bez zaspokojenia domniemanej urazy honoru.

- Jeśli jesteś pewien, że wszystko to co uczyniłeś było w porządku wobec siebie i nas, to nie musisz się złościć i żądać naprawy tego, co nie mogło być draśnięte – czyli Twojego honoru. Samuraj który zachowuje się właściwie nie traci honoru, nawet gdyby wielu innych uważało inaczej, lub próbowałoby go tego honoru pozbawić.

Jeśli natomiast w twoim postępowaniu zaczaił się błąd, to również nie złość się i nie żądaj naprawy urazy, gdyż jedynie bliskie Ci osoby są w stanie powiedzieć Ci prawdę. Po całej reszcie możesz oczekiwać tych czy innych celów w tym co Ci mówią, my zaś mówimy to co leży nam na sercu i jak widzisz bezinteresownie, a nawet z narażeniem, skoro zwykła uwaga czy upomnienie, powoduje takie reakcje. Bez wskazywania błędów, może i doszedłbyś w końcu gdzie się myliłeś, jednak zajęłoby Ci to więcej czasu, niż gdy ktoś inny sam Ci to wskaże. Przecież jeśli ten ktoś nie ma racji to nic Cię to nie kosztuje – chyba że pozwolisz na to unosząc się gniewem. Jeśli zaś ma rację to oszczędzi Ci jedynie bólu sparzenia się na własnym błędzie.

Z tego co mówisz szkolenie, które przeszedłeś odnosiło się bardziej do działania w pojedynkę niż w grupie. Nie twierdzę, że tak było, na podstawie jednak twojej opowieści tak zakładam. To może być luka w Twej nauce, która powoduje, że w grupie zadziałałeś tak, jakbyś był w pojedynkę. Zastanów się czy zwiadowcy Kraba działali tak samo jak Ty teraz, czy też byli w ciągłym kontakcie i porozumieniu z grupą, którą mieli chronić i bezpiecznie przeprowadzić? Czyż nie dawali z odległości sygnałów o poczynaniach wroga, aby trzon armii mógł właściwie na ten ruch zareagować? Jakie Ty sygnały dałeś nam Manji-san, jaką informację dostaliśmy od Ciebie, czy zapytałeś się co my jako nie zwiadowcy życzymy abyś się dowiedział? Wiedz, że gdyby mi przydzielono zadanie zwiadu wówczas upewniłbym się co do życzeń dowódcy oraz zrobiłbym wszystko aby zachować jego bezpieczeństwo a już na pewno nie ignorowałbym jego ewentualnych słów czy sugestii, których Ty nawet nie raczyłeś wysłuchać.

Wiem, że pokutuje tu oficjalny brak dowódcy, to jednak możemy szybko zmienić na najbliższym postoju, jeśli tylko w ten sposób unikniemy podobnych sytuacji.

Manji – san, przyjacielu, gdybyś sam podróżował po takim terenie z pewnością twój mistrz przyklasnąłby na prawidłową reakcję. Wyjechaliśmy jednak wspólnie, teraz już sam nie wiem czy mogę spać bezpiecznie, gdy wartujesz, bo jeśli instynktem działasz a nie rozumem, to możesz pobiec w siną dal za odgłosem a nas zostawić na łaskę lub raczej niełaskę stworów, których tu pełno. Jeśli i ze mną będziesz chciał się pojedynkować to również zostaw to na czas powrotu, jeśli zginę to będę miał pewność, że pakunki które dano mi jako kurierowi wrócą przynajmniej do właścicieli.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 27-03-2008 o 18:28.
Eliasz jest offline  
Stary 07-02-2008, 19:13   #145
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

- Obaj macie rację z waszego punktu widzenia i obaj się upieracie przy swoim, a ja też mam swoją rację i będę się przy niej upierał. Choć dopiero po waszych słowach, dopiero teraz zrozumiałem waszą rację. Za wszelką cenę chcę uniknąć walki z Tobą Fukurou-san, bo gdybym cię zabił potem musiałbym popełnić seppuku, bo zabiłbym przyjaciela. Wolałbym więc zginąć z Twojej ręki i mieć pewność, że żyjesz. Na wyjaśnienie mojego punktu widzenia potrzebuję czasu, którego obecnie nie mamy zbyt wiele, pozwólcie, że zrobię to przy najbliższej okazji. Teraz powinniśmy połączyć siły aby dowiedzieć się co tu się stało. Mam przeczucie, że jest to bardzo ważna sprawa i to przeczucie nie daje mi spokoju. Jeśli zabójca kryje się pod ciałem sprawa będzie prosta, jeśli leciał to musiał lecieć nisko, a wtedy poszukam śladów, może gdzieś kapnęła krew z pyska, co wskazałoby nam kierunek ucieczki zabójcy. - Manji był spokojny, choć coś nie dawało mu spokoju, coś mrowiło go w karku. Maił dziwne wrażenie, że coś przeoczył.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 07-02-2008 o 22:51.
Manji jest offline  
Stary 16-02-2008, 11:33   #146
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; okolice Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 21 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Yuuki momentami czuła się jak w transie, miała wrażenie, że jej ciało nie należy do niej samej. Czuła się obolała, brudna, spocona, zupełnie też bezbronna.
Czuła się...jak dziecko, zagubione w sytuacji z jaką zetknął je los….
Szła przed siebie starając się odnaleźć w terenie jaki przemierzała znajome punkty, które mogłyby ją upewnić, ze wędruje w właściwym kierunku.
Mimo wszystko jako małe dziecko zdążyła poznać tereny wokół swego rodzinnego Shiro Tengu….
A czuła że musi się tam znaleźć jak najszybciej, girir wobec jej pana, Daidoji Sanzo zobowiązywało.
Nisko wiszące na nieboskłonie chmury targał wiatr.
Z jednej strony deszcz mógł jej zupełnie pokrzyżować plany, z drugiej strony…
Woda płynąca z niebios mogła przynieść jej chociaż odrobinę wytchnienia.
Odsuwając od siebie myśli o wodzie przesunęła językiem po nieco spieczonych wargach.
Tak, woda to nie byłaby taka zła opcja…
Mimo pozornego chłodu czuła gorące, nieco tępe pulsowanie pod opatrunkiem na prawym oku.
Nie mając dostępu do wody, wątpiąc w swe marne umiejętności uzdrowicielskie bała się ruszać opatrunek, być może bała się tego co mogłaby znaleźć pod nim…

Jednak te rozmyślań o deszczu i wodzie były tylko tematem zastępczym, odsuwały od niej na chwile to co ją naprawdę nurtowało, wspomnienie z nocnych wydarzeń na których wspomnienie przechodził ją zimny dreszcz….


Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; okolice Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; noc z 20 na 21 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Przed zapadnięciem zmroku wiedząc, że jej wędrówka w ciemnościach mogłaby się skończyć szybko i tragicznie poczęła szukać miejsca w jakim mogłaby w miarę spokojnie spędzić noc.
Najlepszym rozwiązaniem wydały jej się rozłożyste, szerokie konary sporego dębu
stojącego w otoczeniu pomniejszych drzew . Powierzając siebie i swój sen opiece Fortun ułożyła się na tyle wygodnie na ile było to możliwe w rozwidleniu potężnego konaru.

Ciche ‘plomp!’ wyrwało ją ze snu.
Już miała ochotę poutyskiwać chwilę w myślach, że po raz kolejny Fuhisa-senpai w towarzystwie kolejnej kochanki nie dają jej spać, gdy twarda, nierówna powierzchnia konaru na jakim spoczywała zwinięta w kłębek przypomniało jej gdzie i w jakiej sytuacji się znajduje.
Mimo fali bolesnych skurczy nękających jej ścierpniętą łydkę i udo nie wydała z siebie żadnego dźwięku, bezwiednie przeczuwając, czym mogłoby się to skończyć…
Uważnie balansując zdrętwiałym ciałem na tyle na ile była w stanie odwróciła się tak, by nie tylko słyszeć ale i widzieć kto odkorkowuje butelkę w pobliżu jej miejsca schronienia.



Bardzo powoli, ścierpnięta Daidoji odwróciła się tak, by widzieć miejsce, skąd dochodził odgłos. Ciarki poczęły jeść żywcem jej nogę, a przynajmniej tak się czuła. Wszelkie dziecięce

- Matko, witaj. Sumiko-san, wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. – usłyszała czyjeś słowa. - Nie przynoszę niestety nowego trofeum, choć jestem blisko.
Powinienem jeszcze przynieść Ci cztery kciuki, dla Ciebie matko, nim przedstawię się ojcu i przyprowadzę go tutaj.

Mówiący wypowiadał swoje słowa spokojnym opanowanym głosem, jakby prowadził zwyczajną rozmowę. W tle pobrzmiewał dźwięk wylewanego płynu.

- Sumiko-san... gomen za ostatni raz. Przejrzałem ich. Nie do mnie przyszli moi nowi 'sojusznicy'.
Pamiętam, jak się nimi ekscytowałem przy poprzedniej wizycie.
Jak dziękowałem Ci za przewodnictwo, za przyprowadzenie ich do mnie.
Gomen. Nie wiem jak, ale jeden z nich... – głos mówiącego na chwile zwisł w powietrzu, jakby usta pod wpływem wielkiej emocji nie były w stanie na chwilę wyartykułować go poprawnie .
- Jeden z nich pokazał mi Ciebie, Sumiko-san. Ja... gomen.

Yuuki zamarła w bezruchu na drzewie, czuła, że dopóki nie zostanie zauważona ani usłyszana jest bezpieczna, oraz że jest świadkiem czegoś naprawdę istotnego.
Cykliczne skurcze mięśni przeszywały ją ćmiącym, rwącym bólem.
Gryzła wargi, by nie pozwolić, by zza nich wyrwał się najlżejszy dźwięk.

Gdy po raz kolejny dał się słyszeć odgłos wylewanego na ziemie płynu, ponownie mu towarzyszył głos , jak domyślała się Yuuki mężczyzny zwanego Dwanaście Kciuków, lecz słowa jakie wyrzekł tym razem sprawiły, że młoda Daidoji zapomniała natychmiast o bólu, niewygodzie, strachu czy niepewności.
To wszystko zostało zastąpione próbą zrozumienia elektryzującej informacji jaką niosły ze sobą słowa:


- Ojcze, siódmy to rok w którym piję do ciebie, a jak wiadomo, siedem to szczęśliwa liczba, więc a nuż teraz się spełni.
Obyś zdechł jak pies, którym jesteś, Daidoji Sanzo.
Obyś zdechł żebrując o życie, tutaj, przy nich.
Na pohybel ci

Yuuki gorączkowo przeszukiwała pamięć starając się dopasować do siebie kawałki układanki jakie pojawiły się przed nią.
Sumiko-san, Daidoji Sanzo i…Dwanaście Kciuków?
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 22-02-2008, 09:15   #147
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Wiosenny wiatr rozwiewał włosy samurajów, wciskał się im w szczeliny między zbrojami, drażnił nozdrza Akito i Fukurou zapachem octu, krwi i odorem rozgryzionego brzucha i flaków wraz z zawartością. Ochłodził głowy. A wraz z tym przyszło to, co niedawno buchająca do głów gorąca krew przez moment przesłoniła.

Klacz Skorpiona została na szlaku. Niedaleko stąd. Płochliwe zwierzę na pewno nie nadawało się do podjeżdżania pod takie sceny. Sam zapach mógł spowodować pełne protestu rżenie, wywracanie ze strachu ślepiami i zarywanie się kopytami w ziemię.

Subayai pasł się spokojnie nieopodal, odkąd Mirumoto się zeń zsunął by zrugać kompana, konik spokojnie schylił łeb i pasł się na skąpych kępkach trawy przed wądołem. Wprawny myśliwy wiedziałby jednak (niestety takiego nie było w grupie trzech bushi), że spokój konia nie jest podyktowany niczym innym jak tym, że ten, stojąc po zawietrznej, nie miał szans poczuć zapachów, które wiatr obecnie tak hojnie zanosił nosom Kraba i Smoka. Krótka zmiana wiatru, chwila ciszy, pozwalająca odorom roznieść się po okolicy, i spokój kucyka mógł skończyć się w mgnieniu oka, pozostawiając Smoka na piechotę i bez wszystkich tych rzeczy, jakie pieczołowicie, przez pracę u kwatermistrza, sobie wyjednał i zapakował. Jak na przykład mapę, czy papiery podróżne, jedno i drugie trzymane w podręcznym tubusie przy siodle. Dłuższy powiew wiatru to samo uczyniłby ze zwierzęciem Skorpiona.

Pośpiech? Po utracie koni byłby nierealny.

Wierzchowiec Kraba jako jedyny czuł zapach. Ktokolwiek by na niego spojrzał, byłby zdumiony przemianą. Koń rozdął chrapy, drżał w gotowości, oddychał chrapliwie, lecz spokojnie, i tylko jego dzikie, pełne ognia oczy, sterczący niczym szczotka ogon i sztywne, gotowe do uderzeń nogi mówiły, że zapach go nie przerażał, a rozwścieczał. Konie kurierskie Kraba, o czym nie wiedział żaden z bushi, były szkolone tak, by zapachy Wroga nie otumaniały ich ani ich nie przerażały. Z tego jednak Akito dopiero miał sobie zdać sprawę w przyszłości, choć niekoniecznie w takich okolicznościach, w jakich chciałby.

Tymczasem jednak, wiatr załopotał czymś przy pasie Kraba, który odwracając ciało gałęzią mimowolnie zerknął na skrawek materii. Niewielka chusta z monem jego rodu musiała się nieco wysunąć zza obi. Teraz, jej kawałek powiewał, łopocząc silnie.

Mon rodowy nadawano za zasługi. Mon Akito powiązany był oczywiście silnie z jednostką, która nadawała sens życia jego rodzinie, z kompanią Czerwonych Wachlarzy, ciężką piechotą rodu Hida. Mon też każdego z synów rodu przyozdabiany był zwykle niewielkim rozbryzgiem szarości. A to szarym paskiem, a to chmurą, a to kwiatkiem. Zawsze w dolnym lewym rogu, przy monie, lecz także na sztandarach czy sashimono. Przywilej takiego zdobienia mieli tylko studenci Sunda Mizu Dojo, najstarszego dojo na ziemiach Kraba, choć nie najbardziej znanego, bo ledwie drugiego w kolejności. Najbardziej znanym dojo Kraba... był Mur.


Sunda Mizu Dojo, terytorium Klanu Kraba; początek wiosny, cztery lata wcześniej.

- Co widzisz, uczniu?
- Krew, Hiruma-sensei.

Hiruma Kogane był ikoną szkoły. Człowiek-legenda, weteran czterdziestu lat udanej służby na Murze, na wszystkich rodzajach misji jakie można było wymyślić. Jeśli o kimś można by było rzec ‘zjadł na tym zęby’, to o nim. Szczupły, nigdy nie mówił nawet jednego słowa za dużo, uczył wszystkiego. Nieformalny przywódca szkoły i jej szara eminencja. Hiruma walczyli pomiędzy sobą o honor bycia jego studentem, także dlatego, że powiadano, że odkrył ponownie jedną z zaginionych technik Hiruma. Powiadano zresztą o nim wiele. Także to, że był stary.

Teraz piętnastu najlepszych z rocznika Akito patrzyło weń jak w tęczę, wyczytując z każdego jego ruchu każde możliwe znaczenie.

Lekcja zaczęła się, bo któryś z uczniów odkrył ślady krwi na trawie i wszczął alarm, proponując wyprawę ratunkową.

- Co to oznacza?
- Że ktoś został ranny, sensei. - odpowiadał cały czas ten sam uczeń, tylko na niego bowiem patrzył stary Hiruma.

Konwersacja z Kogane często brzmiała infantylnie, ale młodzi uczniowie nauczyli się już, że należy zaczynać od rzeczy oczywistych. Ci, którzy próbowali 'zgrywać mądrali' przestawali być pytani, czy zauważani przez sensei, a tego nikt nie chciał. Poza tym, nawet jeśli to miało być oczywiste, a sensei kazał powtórzyć, to na pewno coś w tym było, szeptali uczniowie między sobą. Były wyjątki. Okazjonalnie, Hiruma pytająco unosił brwi i patrzył po klasie. Wtedy kto się odezwał, przejmował pałeczkę, i to on odpowiadał na dalsze pytania.

Tak było i teraz. A Akito uważał, że ma coś ciekawego do powiedzenia:

- Niekoniecznie ktoś. Może coś. To nie musi być człowiek.

Sensei popatrzył na niego i skinął poważnie głową, zaczynając wyliczankę:

- Pułapka. Napad. Rajd. Skaleczenie. Jaki błąd popełniłeś?

Uczeń, który zasugerował wyprawę ratunkową zawiercił się niespokojnie pod spojrzeniem sensei.

- Eee... założyłem, że to ktoś ranny i trzeba mu pomóc.

Sensei potrząsnął głową:

- Zbyt dokładnie.

- Nie pomyślałem? - niepewnie podsunął uczeń.

- Teraz. Wtedy owszem - głos sensei był spokojny, choć niektórzy cicho zaśmiali się z uwagi, biorąc ją za ironiczną. Uczeń zarumienił się, ale pod wpływem spojrzenia nauczyciela wykrztusił:

- Nie wziąłem pod uwagę innych możliwości.
- Dokładniej.
- Jak na przykład...
- Nie. Nie wymieniaj. Ujmij dokładniej.

Wiercenie Kogane powodowało u człowieka pustkę w mózgu. Już parę osób padło tego ofiarą i nikt jeszcze nie wyszedł z tego z twarzą, młody Hida nie był wyjątkiem. Pozostali nie próżnowali, każdy z nich zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie raz już Kogane-sensei przerzucał się z męczenia na kogoś, kto nie uważał...

- Poszedł za pierwszym pomysłem. - Śmieszka. Ona jedna wtrącała się kiedy tylko uważała, że należy. Obrywała za to czasem po nosie, ale nie tak często, jak można by się tego spodziewać. Młoda dziewczyna przezwisko zawdzięczała częstemu śmiechowi, ale przez ten sam śmiech była też swego rodzaju faworytą.

Szarpnięcie głową i przyszpiliło ją spojrzenie jastrzębich oczu pod nawisem siwych już brwi:

- Dobrze. - Zapadł wyrok. Po czy Kogane powiódł wzrokiem po grupie i rzekł - Dokładnie tak. Pierwszy pomysł, pierwsza myśl, to instynkt. Instynkt może mieć wojownik. Weteran. Ja mogę mieć instynkt. - On się nie chwalił. Tak jak poprzednio nie ironizował. On stwierdzał fakty. - Wy możecie się pomylić, nie wziąć czegoś pod uwagę, lub czegoś nie wiedzieć. Dzisiejszą lekcją jest ostrożność, bo młode Kraby najczęściej giną na własne życzenie. Idąc za instynktem. Ranny? A jeśli wróg? Jakiej pomocy jesteście mu w stanie udzielić? Jeśli walczy tu niedaleko, słyszelibyście. Jeśli nie, to możecie iść ostrożnie. Jest tu jaki shugenja? Ja nim nie jestem. Jeśli jest ciężko ranny, to czy mu pomogę teraz, czy za chwilę, wielkiej różnicy nie będzie. A jeśli spiesząc mu na pomoc, wpadnę w dół, potknę się, skręcę nogę czy inne, jesteśmy najpewniej obaj straceni. Przeżyj, byś mógł walczyć jutro.


Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


Drewniany kształt persymony zdawał się ciążyć Akito niczym kamień, a ostre słowa taisy Hiruma paliły jak żywy ogień. Choć może to palił wstyd?

Misja ważniejsza niż życie, osobiste dostarczenie rzeźbionego owocu, posłania i listów a on? On poszedł za śladem, nawet nie myśląc co może go spotkać na drodze. Nawet jeśli uratuje chłopa, czy samuraja, czy nawet dziesięciu, to czy to wypełni jego misję? Dostarczy jego posłanie?

Miał ochotę posłać nieprzychylne spojrzenie Skorpionowi. "Naraziłeś moją misję przez naszą przyjaźń." Wiedział, że to niesprawiedliwe, ale ochota nadal gdzieś tam była.

"Podobnie musi czuć się Fukurou", uświadomił sobie Krab. "On spieszy się przecież na wezwanie. Położenie tu życia, z racji przypadkowej pułapki to coś, na co żaden z nas nie może sobie pozwolić."

"Ale przecież to nie moja wina!" zaprotestowała część Kraba. "To Manji nie chciał nas słuchać, pognał na łeb na szyję!" Lecz inna część doskonale wiedziała, że to nie tu leżał problem. Manji nie był Krabem. Był Skorpionem. Kiedy pomknął tak rączo po śladach, to rolą Akito było wydrzeć się niczym gunso na apelu osadzając go. To rolą Akito było przypomnieć mu o chorągiewkach, o których tamten najwyraźniej nie pamiętał, jako o nowym nawyku.

- Ślady krwi w cieniu Kaiu Kabe - rozbrzmiał w głowie Hidy nieżyjący już Hiruma Kogane-sensei - przede wszystkim oznaczają niebezpieczeństwo i Wroga.

Akito czuł, że zawiódł. Siebie i towarzyszy. Celnie ujął to Mirumoto. Niemniej to twoje rodzinne strony. Ty więc wiesz najlepiej, co czynić w takich przypadkach, Akito-san.

Spoglądając po masywnym zarysie największej budowli Cesarstwa Akito przypominał sobie zasłyszane przy różnych okazjach incydenty.

Czterech ludzi zabitych, dwu rannych, kiedy natknęli się na szamana goblinów odprawiającego rytuał pod strażą paru trolli. Dzień drogi od Shiro Kaiu.

Śmierć Temaru i Gozaru. W takim spokojnym, zdawałoby się miejscu. Gdzie nikt nie spodziewał się nieprzyjaciela. I gdzie nieprzyjaciel jednak dotarł. Sześć dni w głąb terytorium Kraba. Mur, widziany stamtąd, był po prostu podwyższonym horyzontem. Niczym więcej. Tutaj, był potężną, imponującą budowlą ciągnącą się z południa na północ, wkomponowaną w przedgórze Gór Zmierzchu i wcale nie ginącą na ich tle. Od tego czasu ojciec prawie nigdy nie rozstawał się ze zbroją.

Spalona wioska pod Czwartą Strażnicą. Rajd dwu kapłanów Fu-Lenga, którzy złożyli większość mieszkańców w ofierze swemu Mrocznemu Bogu. To był głośny rajd, zginął ktoś ważny. Albo dziecko kogoś ważnego?

"Nagły, krótki rajd oni i nie żyjemy, jeśli tak będziemy się zachowywać. Kto powinien to wiedzieć, jeśli nie ja? Chyba uśpiło mnie to, że jak sprawdzałem tropy, to były tylko jedne odciski stóp. Biegnącego. A przecież, żeby daleko nie szukać, pieprzone krwiopijce latają."

Wtedy go oświeciło. No tak. Pennagolany. Wampiry Rokuganu. Cholerne, rypane krwiopijce, co jak są głodne, to potrafią nie tylko pić, ale... Pokiwawszy głową po rozwiązaniu zagadki, Hida kontynuował swe poprzednie rozważania. To nie Manji powinien wypatrywać zagrożenia w każdym cieniu, nie on powinien znać opowieści o pułapkach, eksplodujących ciałach w których coś się kryło, lub POD którymi coś się kryło. Tutaj były tylko dwa trupy, z czego z dziecka została tylko główka i strzępki mięsa na pogryzionych poważnie kościach, a mężczyzna był poważnie nadjedzony, choć nie od pleców. Akito zaczynał uzmysławiać coś sobie. Mężczyzna musiał powstać, próbując biec dalej, kiedy te stworzenia go opadły. I jak już powstał... one rzuciły się na niego, otoczyły go wielką, skłębioną masą i...

Dalsze wyobrażenia były czystą makabrą. Akito porzucił temat, odtworzenie ostatnich chwil życia tego heimina i jego dziecka nie zmieniało nic. Oboje nie żyli. Nie pasowało tylko to, że cokolwiek żarło półludzi, zostawiło plecy drwala w całkowitym spokoju. Krab nie umiał pojąć, dlaczego.

Doskonale za to pojmował, że na ziemiach Kraba to on powinien pełnić rolę przewodnika. Każdy z nich był na Murze i poza nim. Ale nikt nie miał jego wiedzy, jego przygotowania. Oraz jego misji.

"Potrzeba nam też przywódcy..." pomyślał, wspominając kłótnię. Fukurou dobył broni i pilnował okolicy. Ale nikt nie stał z łukiem. Pennagolany atakowałyby z góry. Łucznik przydałby się bardziej, no i dobra byłaby też broń drzewcowa...



Wewnętrzne dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage - terytorium klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110

- To dobre założenie, Basura-kun. Lecz, zerknij proszę na to...

Na mapie, długim, pobliźnionym wskutek chyba oparzenia palcem wskazującym lewej dłoni, gunso wybrał jeden punkt, potem drugi, potem trzeci, by wreszcie spocząć na czwartym, odległym o dzień szybkiej jazdy od ich obecnej lokacji.

- Hayabusa. Yotogi. Tatsune. Tamahome.

Poważnym głosem Hatsushita podawał jedno imię przy każdym wskazanym punkcie. Mapa niestety nie była opisana, a imiona... nie były nazwami. To były imiona. Pierwsze dwa były proste, znał je każdy godny swego miana Sokół. Hayabusa i Yotogi byli założycielami Klanu Sokoła. Pierwszy osłonił Cesarskiego Doradcę własnym życiem, drugi, jako syn bohatera, został wyniesiony do samurajskiego stanu i otrzymał we władanie ziemię, jak i pozwolenie na założenie rodu. Stąd, do rodu Toritaka, jak i Klanu Sokoła, nie było daleko. Dalsze dwa jednak imiona nieco zaskoczyły młodzieńca. Tatsune? Tak nazywał się jeden z jego kuzynów. Ostatnie zaś było mu kompletnie nieznane, poza bohaterem jednej z opowiadanych dawno temu przez którąś z niań bajek, hen, w domu matki.

- Co powiesz, Basura-kun? Zaczniemy od najdalszych?

Basura drgnął, uświadomiwszy sobie, że nieco zbyt długo myślał. Zostało jeszcze trochę decyzji do podjęcia... i wiedział też, że te imiona to jakiś test. Inaczej sensei nie kładłby na nie takiego nacisku.



Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Niejeden Akito przemyśliwał teraz sprawę. Także Mirumoto Fukurou, z obnażonym ostrzem swego wiernego i poczerniałego już no-dachi, podsumowywał ostatnie wydarzenia, rozdarty między irytacją i zawstydzeniem.

Pytanie "czemu nie zajechałem mu drogi" wciąż tłukło się niespokojnie w głowie Smoka. Był przecież na koniu. Żaden problem powstrzymać impulsywnego narwańca. Zawołać za nim. Cokolwiek.

"Miast tego pojechałem za nim, a potem nawrzucałem mu bez opamiętania. I jeszcze dobyłem broni. Dobyłem broni, podszedłem do samuraja i zacząłem go rugać. Równego mi rangą i umiejętnościami bushi, a nie mojego podwładnego. Nie tak postępuje się zwracając uwagę. Yomei-sama nigdy tak by nie stracił kontroli. I do tego... To Skorpion tamtego dnia pobiegł po pomoc."

Dwie ostatnie myśli bolały. Aspirujący do zachowań ojca Fukurou nie pamiętał, by temu zdarzyło się na kogoś krzyczeć. Nawet podwładnych trzymał w ryzach bez unoszenia głosu.

Oczywiście Fukurou wiedział, że dobył broni nie po to, by zadźgać czy nawet zagrozić swemu skorpioniemu towarzyszowi. Ale jak to musiało wyglądać oczyma Skorpiona? Smok spróbował sobie wyobrazić swoją reakcję, gdyby podjechał doń rozgniewany Skorpion, zsunął się z konia, dobył broni i ruszywszy szybkim krokiem ku niemu, zaczął nań krzyczeć. Musiał sam przed sobą przyznać, że wizja wywołała niepokój.

Owszem, należało zwrócić uwagę Skorpionowi, ale forma, w jakiej to zrobił była fatalna. Niewiele brakło, a wszelka więź między nimi mogła zostać zerwana, a nawet pomimo nieufności wobec przedstawiciela Klanu Tajemnic, Fukurou w głębi duszy czuł, że potencjał, jaki może ta więź mieć, nawet się jeszcze nie objawił.

Znacznie bardziej zadowolony był ze swojej dalszej rozmowy, choć przyznawał, że to Akito przyjął tu rolę mediatora. Krab. Hida. Mediatorem między Mirumoto jego pochodzenia i Bayushim. Śmiać się chciało, gdyby nie fakt, że uwaga Hidy o przywoływaniu Fortun na próżno jak i uwaga o tym, by nie krzyczeć, były absolutnie trafne, ta druga bardziej niż ta pierwsza. Nieraz Mirumoto słyszał, jak samurajowie różnego pochodzenia czy statusu powołują Fortuny na świadków swoich słów. Zawsze znakomicie zwiększało to ich wagę. Nie ulegało jednak wątpliwości, że człowiek, którego jeszcze niedawno Fukurou osądzał za utratę kontroli nad sobą przy wyjeździe z Twierdzy Ostrza Blasku teraz pokazał mu jego własne niedostatki.

Czas spędzony na Murze, wspólne tam przeżycia, wszystko to uprawniało Skorpiona do innego traktowania. Do zwrócenia na zimno uwagi, owszem, lecz bardziej do opowiedzenia o wagi misji, podkreślenia kwestii bezpieczeństwa czy zbędnego narażania życia.

A sama sytuacja prosiła się o większy praktycyzm. Zadbanie o klacz Skorpiona. Zajechanie mu drogi, kiedy puścił się biegiem. Dobycie łuku i ubezpieczanie dwu towarzyszy z daleka, skoro wiadomym było, że oni obydwaj dobędą broni białej.

Fukurou miał ochotę wykrzywić twarz w grymasie. Nie wiedział tylko, czy irytacji, czy zawstydzenia.


Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Ojiisan na pewno pozostawał niedaleko. Jego 'opieka' była jak najbardziej daleka od tej innych opiekunów. Kiedy naprawdę był potrzebny, oddalał się. Kiedy był zgoła niepotrzebny, wracał. Niczym klątwa czy zły urok. Oczywiście, by móc tego dokonać, musiał być gdzieś blisko. Obserwować ją. I była w tym pewna otucha, jak rzeczy pójdą naprawdę źle, to zapewne się pojawi... A przynajmniej taką pielęgnowała w sobie nadzieję. Nieśmiałą, bo jak dotąd, jego osobistym celem zdawało się być zadrą w życiu małej Togashi, która z każdym jego pojawieniem się niemal wypatrywała oznak jego wielkiej satysfakcji z jej potknięć, nawet tych niewielkich.

Fakt jego nieobecności jednak był złą wróżbą. Kamienie były złą wróżbą. Brak zwierząt nawet, czy fakt, że promienie Amaterasu ponosiły klęskę w starciu z mgłą otulającą szlak i snującą się po nim, też były złą wróżbą.

Dlatego Kyoko ostrożniej niż wczoraj rozpoczęła marsz, zziębnięta i zesztywniała. Rozglądając się uważnie, nasłuchując. Wcale się nie zdziwiła, kiedy dostrzegła tu głębsze śniegi.

Schodzenie trwało już dwie godziny, gdy zdarzyło się coś zupełnie dziwnego. Najpierw usłyszała grzmot za sobą. Potem, minęło ją stado pędzących na łeb na szyję w dół kozic. Kyoko musiała zrewidować swe wczorajsze poglądy o ich umiejętnościach, zwierzęta uciekając wczoraj były wolniejsze. Niewiele, ale zauważalnie.

Potem zawibrowała ziemia, a Kyoko ponownie przedłożyła jazdę na siedzeniu nad schodzenie o własnych nogach. Zupełnie tego nie planując.


Dwa ri na południe od Inari Mura, terytorium klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114, godzina Bayushi.

Zmierzchało się. Keiko uznawała ten stan rzeczy za bardzo odpowiedni do własnych, dość ponurych myśli. Do myśli o dwóch, gnających z wiatrem w zawody samurajach w fiolecie, o podróżującym z mnichami dziecku, o zaginionej dziewczynie i rannym samuraju. Myśli, gdzie śmiały się Kamienie, Lwy (z jednym, drobnym wyjątkiem) a wujek Etsuya miał już być tylko jej lekcją, więc zabierał ze sobą netsuke, które miał jej ofiarować.

Nakarmiony i podkuty wałach raźnie stąpał, żwawo przebierając nogami, nie mając pojęcia jaka burza przemyśleń szalała teraz w głowie dosiadającej go kobiety. Ta zaś wyrwana została ze swoich myśli dość nagle, hałasem na drodze przed sobą. Grupa bushi ze znakami jednej z armii Lwa właśnie spędzała pod niedalekie drzewo trzech więźniów. Ci łkali, głośno obiecywali poprawę i wzywali Jizo, na przemian z obietnicami wiernej służby.

Keiko uniosła głowę, widząc zator. Rozglądnęła się. Żaden z Lwów nie wydawał się zainteresowany drogą. Paru trzymało konie towarzyszy, którzy na piechotę zaganiali płaczących pod drzewo. Jeden z Lwów, zza pleców którego sterczało brązowe sashimono z jakimiś malunkami na nim, rozmawiał... nie, przemawiał do korzącego się przed nim półczłowieka. Wyglądało to na prawdziwą tyradę, ale tamten nie podniósł głosu, a wręcz przeciwnie. Przynajmniej tak sytuację oceniała Keiko, do której wyraźniej dochodziły głosy żołnierzy czy więźniów, niż sztandarowego.


Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Gdy krew opadła, powrócił rozum. Bayushi Manji pochodził z rodu, który trzymał rozum w wysokiej estymie. Szybko zatem sobie coś uświadomił. Np. jaką broń dobył Mirumoto Fukurou. Nie tą na ludzi. Skorpion dziwił się, że to przeoczył. Ale nie to było największym problemem...

Chata Pustelnika, gdzieś na terytorium Klanu Skorpiona; 24 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1111, godzina Akodo.


Lekcja dopiero miała się zacząć, więc grupka młodych Skorpionów siedziała i przekomarzała się między sobą. Bayushi Katsumata - ich sensei - w zamyśleniu czytał list przyniesiony dziś rano przez posłańca bez monów. Jedynie posłańcy bez monów trafiali do Chaty Pustelnika i każda taka wizyta oznaczała garść nowin, ciekawostek. Często Katsumata-sensei stawiał swoich podopiecznych wobec wyimaginowanych sytuacji, które potem okazywały się odzwierciedleniem tych opisanych w liście. Czasem sensei czytał list, by potem przepytywać uczniów z jego treści, możliwych ukrytych znaczeń lub intencji autora. Czasem nic z listu nie pojawiało się na lekcji. Tak miało być i teraz, ale o tym młodzieńcy mieli dowiedzieć się dopiero wieczorem.

- Powiedzcie mi, moi uczniowie - zaczął Katsumata, a na polanie zapadła cisza, gdy rozmowy umilkły jak przecięte nożem - jaka jest największa wada bycia Skorpionem?

Zapadła cisza, kiedy pięć głów szukało ukrytego dna w pytaniu, przygotowywało się na możliwe podstępy i odrzucało oczywistą odpowiedź, jako zbyt prostą. Milczenie przerwał niepewnym zgadywaniem Maekuri, bardzo dziewczęco przekrzywiając głowę:

- Skorpionom się nie ufa?

Bayushi Katsumata spojrzał nań. Jego brązowe oczy patrzące spod krótkiej grzywki drapieżnie objęły oblicze Shosuro.

- A dlaczego to jest problemem?

I się zaczęło. Opowieści o utrudnieniach przy negocjacjach. O nieufności każdego przy choćby prostej wizycie, co dopiero przemarszu oddziału, czy ściganiu bandyty. Maekuri opowiedział o sześciu różnych zerwanych negocjacjach, zerwanych tylko z tej racji, że emisariusze Skorpiona nie zdołali przekonać swych rozmówców, że na przymierzu z nimi można dobrze wyjść. Katsu zaskoczył wszystkich opowieścią o swoim dalekim kuzynie, który za sam fakt bycia Skorpionem został zabity na ziemiach Lwów przez dwójkę Matsu.
Ktoś w zamęcie rzucił przyrównanie do Moto. Neragawa przypomniał powiedzenie z okolic Zamku Ułudy, mówiące "Oszukuj. Jeśli się tego spodziewają, to gorzej wyjdziesz na byciu uczciwym" oraz pochodzenie tegoż, przytaczając legendę o Skorpionie, co zmarł z głodu. Neragawa i Manji opowiedzieli o maskach i trwałoby to naprawdę do wieczora, gdyby nie Kansai, który swoim śpiewnym charakterystycznym dlań głosem Skorpiona pochodzącego z okolic Ryoko Owari rzekł:

- Sensei... ale czego to nas uczy? Wszyscy to wiemy.
- Wiecie? - zastanowił się Katsumata - Może i masz rację, uczniu. Może wiecie. Na pewno słyszeliście. Może nawet kiedyś tego doświadczyliście. Ale Twoje pytanie, Kansai-kun, jak i milczenie Twych senpai patrzących ku mnie po odpowiedź zdradza mi jedno. Nie przyswoiliście sobie tej lekcji. Czas więc, by to się stało. Bo nie można być Skorpionem, nie wiedząc o tej wadzie. To jakby uczyć człowieka szermierki, kiedy nie umie poprawnie uchwycić miecza.

Sensei potoczył wzrokiem po ich twarzach, coś ważąc w myślach, coś niemal mrucząc. I rozpoczął przydziały:

- Saimonji-kun, rozmawiasz z mnichem Togashi, który strzeże wejścia do świątyni, gdzie właśnie kremują ciało opata. Musisz dostać się na pogrzeb, by upewnić się że pewne zwoje spłoną z nim. Myśl.

Saimonji wytrzeszczył oczy. Katsumata już jednak nań nie patrzył:

- Kansai, przekonaj studenta Toshimoko, że Twoja siostra jest dlań dobrą partią. Katsu, Lwi generał każe Ci iść inną drogą z Twoim oddziałem, z dala od granic, inaczej rozkaże swoim ludziom otworzyć ogień...

Każdy dostał przydział. Każdy, poza Manjim. Po chwili milczenia, sensei rzekł:

- Manji, jesteś tu najkrócej. Masz więc najłatwiejsze zadanie. Zdobądź przyjaźń tego tu Kraba.

A potem każdy miał swoją chwilę próby. Sensei stawiał klepsydrę, na którą nawet nie patrzył, ale której ziarnka piasku nie mogły przesypywać się dłużej niż dwie, góra trzy minuty. A potem Lew otwierał ogień, Żuraw rzucał wyzwanie na pojedynek, Smok zamykał bramy opactwa... Jeden za drugim, uczniowie Katsumaty kończyli swe próby ze zwieszonymi głowami.

Aż wreszcie...

- Manji.

Wymieniony skinął głową poważnie i zaczął jowialnie:

- Hida-san, człowieku, z którym wspólnie zabiłem oni! Jak...
- Dość, zdałeś. - Przerwał mu obcesowo sensei. - W przypadku Kraba to wystarczy. To zresztą naprawdę dobry gambit. W Cesarstwie nie ma miejsca na przyjaciół. Jeśli się jest Skorpionem, Twoim przyjacielem jest Twój klan. Ale za Murem, lub w walce z pomiotem Cienia, można zdobyć uznanie i przyjaźń Kraba. Nie tylko Kraba zresztą. Wspólne przeżycia zbliżają, więc nieraz będziecie długi czas blisko ludzi, których zaufanie będziecie mieli zdobyć. Ale wspólne zabicie oni, to niemal pewna przyjaźń Kraba.

Katsumata długo jeszcze rozmawiał z nimi na ten temat. Ucząc ich tego, o czym mało kto opowiadał. O innych powodach, dla których tak często Skorpion oferował rzeczy, których honorowymi środkami nie dało się zdobyć. O środkach, jakie służyły do osiągnięcia wielu celów. I o tym, jak ważne było, by zachować pozory. Bo dopóki zachowujemy pozory, nic nam nie można zarzucić.

- Kansai, byłeś protekcjonalny wobec Kakity. Więc cię wyzwał. Saimonji. Cwaniakowałeś, a nie pragnąłeś szczerze asystować przy pogrzebie. Neragawa. Szyderstwo? Szyderstwo możesz stosować mając nóż na czyimś gardle, inaczej odpowiedź wypiszą ci własną krwią. Katsu. Nasze siły zbrojne na naszych ziemiach mogą chodzić gdzie zechcą... Bardzo ładne zdanie. Bardzo prawdziwe. Ale bardziej pogrzebać się mogłeś tylko plując mu w twarz. Ty go sprowokowałeś do takiego zachowania, niemal wołałeś do niego by ostrzelał Twoich żołnierzy. Ogółem - fatalnie. Jesteście szczyle, którym wydaje się, że są sprytnymi Skorpionami. Dla klanu Wasze zachowanie przyniosłoby jedynie porażkę. Nie znacie tych, którzy wam nie ufają, którzy was nienawidzą, którzy pragną was zniszczyć. Nie znając ich, podkładacie im się, jak na tacy. Nasza jedyna broń to wiedza. Sojusze jakie mamy są rzadkie, więc dwakroć, nie, trzykroć cenne. Szanujcie sprzymierzeńców, pokażcie im, co znaczy lojalność Skorpiona. Żurawie mogą być protekcjonalne, Lwy mogą być aroganckie, Feniksy przemądrzałe, a Jednorożce ignoranckie. Skorpion musi być uosobieniem bushido. Albo to, albo Skorpion zostanie opluty, znieważony, zabity, lub ośmieszony przy najmniejszym pretekście. Żuraw i Lew potrafią zapomnieć o wrogości tylko po to, by zjednoczyć się przeciw Skorpionowi? Śmieszne? Tragiczne. Żaden z Was nie miał być lepszy od przeciwnika. Mieliście cel do zrealizowania. I zawiedliście, bo chcieliście Chwały. Skorpion nie szuka Chwały. Któryś z Was rzucił dziś imieniem Moto. Wiecie, kim są Moto? Moto to swoisty postrach Rokuganu. Rodzina zhańbionych, której większa część jest po drugiej stronie Muru. Poza ich klanem niewielu ma ochotę na choćby konwersację z nimi, albo przebywanie pod tym samym dachem. Czemu? Bo zaraz po przybyciu Jednorożca do Rokuganu, daimyo rodziny Moto stwierdził, że Ziemie Cienia należy podbić. Zebrał więc swoją rodzinę i pojechał. Rozumiecie? Ot tak, po najprostszej linii oporu. Nie gnał tylko za Chwałą, zważcie... Wielu wojskowych ma do dziś podobne podejście, że należałoby ruszyć na Ziemie Cienia solidną ekspedycją... Ale na pewno była to część jego motywacji. Historia mówi wprost, co się stało. Moto do dziś naprawiają skutki tego błędu, borykając się z nieufnością, czasem nawet nienawiścią innych. Ale czemu ja wam to mówię uczniowie moi?

Katsumata potoczył wzrokiem po zebranych, dopóki Neragawa nie odrzekł:

- Sensei, byśmy nie szukali Chwały w naszych misjach.
- Też, ale nie tylko dlatego.
- Dlatego, że nasza sytuacja nie jest wiele lepsza? - Maekuri
- Hmmm... ciekawe zdanie, w niektórych okolicznościach nawet prawda. Ba, poszedłbym nawet dalej. W niektórych okolicznościach to Moto mają lepiej! - Widząc niedowierzające spojrzenia, jakie jego uczniowie wymieniali między sobie, Katsumata kontynuował - Nie wierzycie? To powiedzcie mi, co bardziej jest warte niechęci i piętna, jedna nieudana ekspedycja wojskowa przeciw największemu z wrogów Cesarstwa, czy tysiąc lat knucia, spiskowania i zdrady? Dodam, wczujcie się w takiego Matsu, zanim odpowiecie. Albo w takiego prostego Daidoji.

Trafiło to do nich. Dało się to poznać po pewnej nagłej niepewności, która poruszyła nimi, jak wiatr rusza trawami. Zawiercili się niespokojnie w miejscu i milczeli. On zaś kontynuował:

- Słyszałem nieraz śmiechy naszych współbraci. Z honoru, z bushido. Tymczasem, gdyby nie ten honor i to bushido, nasz klan by już nie istniał. Powiedzmy to sobie wprost, do waszych zadań w przyszłości będzie należeć eliminacja tych, którzy nie idą drogą bushido. Którzy nie przestrzegają Niebiańskiego Porządku, przedkładają prywatę i żądzę władzy nad interes Rokuganu. To może być niepopularny pogląd teraz, w naszym klanie, ale bushido to dobry kodeks, a podążający nim to wielcy samuraje. Wasze zadanie na najbliższy tydzień, to kierować się ściśle przykazaniami kodeksu bushido. Poznacie ten kodeks i rozterki żyjących według niego, by w razie czego samemu móc stać się kimś takim. Honorowy zawsze rozpoznaje honorowego, a postępowanie według bushido da wam niechętny szacunek, co wystarczy, by z kimś porozmawiać.

Odchodząc, Katsumata zatrzymał się i dodał:

- Aha, wieczorem odczytam list tym z was, którzy wyrecytują poprawnie cały kodeks.


Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Manji spoglądając wstecz, na niedawną sytuację, pojął parę rzeczy. Nie miał być lepszy od Kraba i Smoka, miał być z nimi, miał pokazać swoją przydatność, a nie indywidualnym działaniem zmusić ich do podążania za sobą. Zwiadowca? Zwiadowca tutaj porzucił chorągiewki - Skorpionowi wydarło się krótkie spojrzenie, pełne zaambarasowania, ku Akito, który niedawno tak cierpliwie ich uczył jak tym drobiazgiem machać i co które machnięcia oznaczają - pognał na łeb na szyję do przodu, w dodatku biegł z kataną, a nie z łukiem. Zwiadowcy mieli obowiązek powiadomić pozostałych o sytuacji. Zanieść bądź przekazać wiadomość. Łuk i meiteki na cięciwie, gwizdek, wachlarz czy chorągiewki - to bronie zwiadowców. Katana dopiero potem.

Zlekceważył Kraba i jego zalecenia w odległości parunastu ri od ziem Wroga. Zlekceważył Smoka, na wyprawie, która Smoka właśnie najwięcej mogła kosztować. "Potrzebujemy dowódcy." Miał też jedną myśl tutaj, ta jednak uciekła gdy Akito przewrócił ciało i ujawnił makabryczne resztki dziecka.


Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; okolice Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 21 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Powolny marsz poczynał wyczerpywać dziewczynę. Jej zmagania z niewygodą fizyczną, niepokój o przyjaciółkę, jak i o własne oko, wcale nie poprawiały sytuacji. Yuuki i tak wiele zawdzięczała temu, co usłyszała w nocy, ponieważ przez długie parę godzin skupiała się na układaniu strzępów informacji w sensowną całość, próbując łączyć je z tej, lub tamtej strony. Ale nadal... nadal zbyt wiele brakowało.

Imię Sumiko nie mówiło jej nic. Znaczy, była jedna Sumiko w twierdzy, Yuuki mgliście pamiętała kogoś takiego, lecz była to zamężna, pulchna matrona, matka dwójki dzieci i pomijając już to, że ciężko było wyobrazić ją sobie jako przedmiot romansu jej pana, przede wszystkim żyła i miała się dobrze, więc Trzynaście Kciuków raczej nie chadzałby na jej grób. Yuuki też nie umiała ocenić wieku bandyty. Głos bywał zwodniczy w takich sprawach. Co zaś wiedziała o swoim panu? Odludek, wojennik, mężczyzna, który zasługami doszedł do obecnego stanowiska. Mało. Tego wszystkiego było ciągle mało...

Pogoda zaczynała się zmieniać. Spragniona Yuuki wiedziała, że trochę deszczówki pomoże, więcej ją opóźni. Nie dbała jednak o to. A przynajmniej przestała, gdy poczuła dym. Oznaczało to, że jest przy sadybach węglarzy, skąd doskonale już wiedziała, jak trafić do rodzinnego Shiro Tengu…
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 24-02-2008 o 12:13. Powód: obiecana kontynuacja
Tammo jest offline  
Stary 27-02-2008, 21:36   #148
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

" Nie można cofnąć raz zadanego ciosu."- pomyślał Smok podsumowując ostatnie wydarzenia. Wstyd mu było za ten wybuch gniewu...Niemniej, stało się. Spojrzał na Skorpiona i wiedział czemu nie starał się go zatrzymać. Manji-san jest jak pies myśliwski, Gdy raz złapie trop, gdy do czegoś dąży, pogna ślepo za tym nie bacząc na niebezpieczeństwa i przeszkody. Czy Fukurou mógł zawołać? Owszem...Czy to by coś dało? Zdecydowanie nie.
Ale jedno sobie wyrzucał...Mimo wszystko, mógł spróbować. Powoli mając na oku Kraba, jak i Skorpiona podszedł do Subayai.. Ujął uzdę w dłoń i spojrzał kątem oka na łuk. Westchnął...Dobrze by było, gdyby uzbroił się w łuk yumi, tak na wszelki wypadek. Ale bardziej ufał swojemu no-dachi niż łukowi. Poza tym jeszcze nie sprawdził, czy umiejętności jego były równie wysokie jak dawniej. Na Murze łuku nie używał i mógł wyjść z wprawy. Przydałby się taki trening na odświeżenie umiejętności. Smok go zaplanował...ale gdy będą znacznie bliżej Lasu Stu Śmierci. Nie sądził bowiem, że znajdą sie w niebezpieczeństwie zaledwie kilka ri od twierdzy Krabów.
Na moment spojrzał w kierunku Skorpiona...Jego towarzystwo było dla Fukurou mocno kłopotliwe. Z jednej strony czuł wielką wdzięczność za ratunek i chęć spłacenia długu życia jaki u niego zaciągnął...Z drugiej jednak strony. Manji-san był Skorpionem, w dodatku bardzo nieprzewidywalnym w zachowaniu bushi. Zaś Fukurou miał niezbyt jasne przesłanki co do planów i celów Skorpiona. A najgorsza była świadomość, że sam Smok był częścią tych jego planów. A młody bushi Smoka nie chciał robić za nieświadomego swej roli pionka w grze Go jaką Manji-san prowadził.
"Za dużo tych tajemnic i sekretów, miedzy nami. Ale cóż, taka jest Droga Skorpiona"- westchnął w myślach Smok.
Gdy Akito-san wspomniał o pennagolanach, Smok pomyślał.- "No tak! Ocet! Że też nie przyszło mi to do głowy"
- Manji-san obserwuj teren nad nami i chwyć konia Smoka, aby nie uciekł, będziemy się wycofywać. To mogą być wampiry Rokuganu, Mirumoto-san wydobądź łuk i również się przygotuj. Obaj zbliżcie się do mnie, wycofamy się w zwartym szyku.- w głosie Kraba czuć było zdenerwowanie. Sytuacja więc była poważna.
- Niechaj i tak będzie. Każdy dowodzi na swoim terenie, a resztę Rokuganu podzielimy w stosownym czasie. - Manji wyrecytował wystudiowanym, spokojnym głosem.
Smok wzdrygnął się na te słowa...Skorpion przywódcą? Jakoś nie bardzo podobał się Fukurou ten pomysł. Podkomendni powinni ufać dowódcy. A jak Fukurou miał zaufać Skorpionowi który pognał za tropem, porzucając towarzyszy bez słowa wyjaśnienia?
Tak nie postępują przywódcy.
Fukurou miał wrażenie, że stwory wygryzły sobie w ciele drwala kryjówkę, ale nie chciał wspominać tego przy trupach. Akito-san ciosem nage-yari jednak wykluczył tą teorię. Fukurou podał Skorpionowi łuk, a sam chwycił uzdę wierzchowca. Wolał bowiem sam pilnować Subayai...Następnie rzekł.- Ruszajmy stąd. Umarli nie uciekną, pennagolanów nie dogonimy. A wierzchowiec Manji-san może się nam zgubić. Poza tym...To nie jest dobre miejsce na rozważanie dalszych kroków.
Krab jedynie kiwnął głową na znak, iż zgadza się ze Smokiem, przynajmniej z ostatnim jego zdaniem.
Smok czuł jak nietoperz "porusza się" na jego karku...A to nigdy nie był dobry omen. Nietoperz "budził się" jedynie wtedy, gdy Fukurou walczył na serio, gdy jego życie było zagrożone.
Gdy dotarli już do wierzchowca Skorpiona Smok schował no-dachi do saya i rzekł.- Zanim postanowimy co zrobić dalej , chciałbym poznać twą opinię na pewien temat Akito-san. Ile według ciebie jest tych pennagolanów, na jaką odległość mogły się oddalić od trupa, oraz...Czy z naszym orężem mamy szanse zwyciężyć z nimi, jeśli je spotkamy?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-03-2008 o 23:01. Powód: wersja 1.2
abishai jest offline  
Stary 28-02-2008, 18:43   #149
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


- Manji-san obserwuj teren nad nami i chwyć konia Smoka, aby nie uciekł, będziemy się wycofywać. To mogą być wampiry Rokuganu, Mirumoto-san wydobądź łuk i również się przygotuj. Obaj zbliżcie się do mnie, wycofamy się w zwartym szyku.

- Niechaj i tak będzie. Każdy dowodzi na swoim terenie, a resztę Rokuganu podzielimy w stosownym czasie. - Manji wyrecytował wystudiowanym, spokojnym głosem.

Razem łatwiej odeprzeć atak, no i wampiry nikogo nie osaczą. Ucieczka konna z wampirami na plecach nie była dobrym pomysłem, mimo, że Kraba rwało aby jak najszybciej się stąd oddalić"

Akito chwycił podarowane mu przez kwatermistrza oszczepy, chwycił mocno w garść jedne z nich i przebił nim plecy drwala. – „Jeśli coś się tam ukrywa, to przestanie to robić."

Wcześniejsze przeczucie chyba go nie myliło – gdy rozpoczął obserwację koron drzew. Jak mógł tak łatwo odejść od obowiązków? „Niczym szczeniak" – przeklinał sam siebie w myślach. Lata nauki, chwila rozkojarzenia i oto efekty, trzech nie przygotowanych samurajów w samym centrum niewiadomo czego. Jedno było teraz pewne, skoro stwór skonsumował taka ilość mięsa, to z pewnością nie odłożyłby na później całych pleców.
Przez swoje zachowanie naraził misję. Fakt, że Skorpion był w niej przydatnym elementem wcale nie usprawiedliwiał Akito. „Jeśli chciałeś mu pomóc to mogłeś zrobić to ostrożniej, przede wszystkim nie narażając siebie i własnej misji." Akito uznał szybko, że to nie czas ani miejsce by ganić się za brak ostrożności. Natychmiast należało zażegnać chwilową słabość i przywrócić drużynę do pełnej gotowości bojowej. Najpilniej potrzebny był łucznik, Akito mógł rzucać oszczepami. Łucznik jak wiadomo potrzebował obu rąk, Akito mógł mieć jedynie nadzieję, że towarzysze posłuchają głosu taktyka i zaczną wykonywać polecenia.

Krab dźgnął trupa jeszcze kilka razy przy pomocy nage-yari. Gdy ją wyszarpnął w końcu ze zwłok ze zdumieniem spojrzał, że na końcu nage-yari przyczepiona jest kartka zapaćkana farbą. Po dokładniejszym jej zbadaniu odkrył, że to urok ochronny ze świątyni Fortuny Bishamona. To przynajmniej wyjaśniało skąd wziął się posłaniec, lub kto może coś na jego temat wiedzieć. Zabezpieczył jedyny dowód i wskazówkę i dopiero po tym był gotów wracać – prowadząc konia. Wszelkie opory przed kontaktem ze zmarłym zniknęły, gdy przypomniał sobie, że tak naprawdę – to co zrobił wcześniej to było kolejne głupie szczeniackie zachowanie. Za dużo błędów jak na tych kilka chwil.

Gdyby ktokolwiek z Czerwonych Wachlarzy zobaczył co tu się przed chwila stało, Akito spłonąłby żywcem ze wstydu. Jednak jeśli lekcja jaką dały mu własne błędy miała zbliżyć go do wyśnionych zaszczytów, to wolał popełnić ją tu niż później. Choć prawdę mówiąc wolał nie popełnić ich wcale…Mon rodowy szybko przypomniał Akito gdzie jego miejsce i jak winien się zachować. To on tu był żołnierzem, szkolonym taktykiem i dowódcą, to on w oczach Krabów odpowiadał za militarne bezpieczeństwo wyprawy a przynajmniej na nic zdałyby się jego wymówki wskazujące jako winowajców pozostałych członków ekipy. Nie było już tłumaczenia, pozostawało jedynie działanie. Jak najszybszy powrót do klaczy Skorpiona i odjazd z tego przeklętego miejsca.

Smok schowawszy wierne no-dachi do saya. Sięgnął po łuk i strzały. Założywszy kołczan na plecy, sprawdził sprężystość cięciwy mówiąc.
- Ruszajmy stąd. Umarli nie uciekną, pennagolanów nie dogonimy. A wierzchowiec Manji-san może się nam zgubić. Poza tym...To nie jest dobre miejsce na rozważanie dalszych kroków.

Krab jedynie kiwnął głową na znak, iż zgadza się ze Smokiem, przynajmniej z ostatnim jego zdaniem.

Gdy dotarli już do wierzchowca Skorpiona smok wsunął no-dachi w saya i rzekł.- Zanim postanowimy co zrobić dalej , chciałbym poznać twą opinię na pewien temat Akito-san. Ile według ciebie jest tych pennagolanów, na jaką odległość mogły się oddalić od trupa, oraz...Czy z naszym orężem mamy szanse zwyciężyć z nimi, jeśli je spotkamy?

Krab przemyślał odpowiedź nim ją wypowiedział.

- Ten człowiek nawet z osłoną Fortun nie zdecydował się na walkę, lecz na ucieczkę. Myślę, ze jest ich kilka, lecz biorąc pod uwagę miejsce w jakim jesteśmy może to być również kilkanaście stworów. Broń długa oraz strzelecka jest jak najbardziej właściwa, jednak wolałbym nie przerywać więcej naszej misji – a już na pewno nie polowaniem na stwory. Nasze zadania są ważniejsze od upolowania kilku bestii.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 27-03-2008 o 18:29.
Eliasz jest offline  
Stary 28-02-2008, 22:15   #150
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


Trzymając uzdę wierzchowca w jednej dłoni, a no-dachi w drugiej Smok.- Ruszajmy stąd. Umarli nie uciekną, pennagolanów nie dogonimy. A wierzchowiec Manji-san może się nam zgubić. Poza tym...To nie jest dobre miejsce na rozważanie dalszych kroków.

Manji spokojnie czekał na odpowiedź Akito.


- Manji-san obserwuj teren nad nami i chwyć konia Smoka, aby nie uciekł, będziemy się wycofywać. To mogą być wampiry Rokuganu, Mirumoto-san wydobądź łuk i również się przygotuj. Obaj zbliżcie się do mnie, wycofamy się w zwartym szyku. - Spod mempo ciężkiej zbroji rozbrzmiał głos ogromnego Kraba.

- Niechaj i tak będzie. Każdy dowodzi na swoim terenie, a resztę Rokuganu podzielimy w stosownym czasie. - Manji wyrecytował wystudiowanym, spokojnym głosem.

Skorpion ruszył w stronę klaczy, wraz z resztą. Przemieszczał się szybkim krokiem na lekko ugiętych kolanach, stopy stawiał ostrożnie i bacznie lustrował otoczenie. Nie było teraz miejsca na przemyślenia i tak pozwolił sobie na zbyt wiele beztroski. Całą koncentrację skierował na otoczeniu i jak najszybszym, nie straszącym klaczy, dotarciu do niej.
"Droga Niemyślenia"

Gdy dotarł do Rinoko, wydobył podarowany łuk od shugenja, a następnie przewiesił go przez plecy tak by w razie potrzeby mógł z niego szybko skorzystać.
"Głupi błąd, ale świetna lekcja. Arigato pennagolan, jesteście sprytni jak niektórzy Eta."

Nie wiedział wiele o Pomiocie Nienazwanego i to była jego największa porażka. Nic nie wiedział na temat swego wroga, terenu po jakim się porusza. Nie może więc walczyć, bo ani Niebo, ani Ziemia mu nie sprzyjają.
Czekał na decyzję Kraba oraz odpowiedź na pytanie Smoka, miał okazję uzupełnić braki w wykształceniu. Wciąż jednak największą uwagę młodego Skorpiona przykuwało otoczenie, bacznie nasłuchiwał i rozglądał się. Wiedział, że Rinoko również bacznie czegoś szuka, sam w niej wzbudził obawę swoim zachowaniem, trzymał mocno lejce tuż pod pyskiem.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 06-03-2008 o 21:37.
Manji jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172