Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2009, 15:16   #61
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks usiadł. Pogładził dłonią trawę, nabrał w płuca świeżego powietrza. Czuł się wolny, nieskrępowany i jeszcze raz wolny. Do czasu, kiedy dobiegł o tak znajomy głos. Tedy wstał i spojrzał na swego mentora. Wystraszył się by po chwili odpowiedzieć. Wróbel zawsze był dumnym, zarozumiałym człowiekiem. Lecz miał powody do swojej dumy, miał talent.

-Tak. Wtedy pokonałem Cię. Uczeń ledwo startujący na egzaminy pokonał Wielkiego Mistrza. I co? Powiesz, że hańbie tytuł Mistrzowski?

Lecz zamilknął. Ścieżka którą obrał była okalana z prawe i z lewej rynsztokami. On się stoczył i teraz wędrował właśnie w tym rynsztoku. Feliks opuścił głowę na dół widząc swego mentora pokazującego mu manierkę. Wiedza, że w swoich słowach zawarł fałsz. Nie był ani silny ani szczęśliwy. Z wielkich przygód które pragnął przeżywać, z zamorskich królestw które chciał zobaczyć z jaskiń złota, dam oraz finezyjnych pojedynków zostały tylko barwne, przeplatane pijackim bełkotem opowiastki o rzeczach których nigdy nie doświadczył.

-Wybiorę...

Nie zdarzył skończyć, odzyskał przytomność.

________________________________

Wyskoczył na równe nogi z wrzaskiem akurat w momencie wejście krasnoludów. Odruchowo złapał się za serce i w pierwszym momencie zląkł się – kieszeń była pusta, nie miał manierki. W ostatecznym rozrachunku postanowił zbytnio się nie przejmować owym faktem z jednej strony ścierała się chęć rzucenia z nałogiem z drugiej pijactwo mówiło, że jak nie manierka to znajdzie się inną flaszkę. Tylko jedna sprawa, spojrzał wrogo na elfa.

-Czarownik, mówiłem!

Nie miał jednak sił i chęci nic dalej mówił. Poprawił pistolet i miecz u pasa oraz drugi miecz na plecach. Był za bardzo po wrażeniem snu i straty manierki w zasadzie nie wiedział co było bardziej niezwykłe. Pełnię świadomości zyskał dopiero przy słowach krasnoluda.

-Ten gnom miał to przy sobie, jakeśmy tu wpadli. Pomyślałem sobie, pewno ważne, skoro bronił aż do ostatek sił. Teraz biedak leży pod tą stertą gówna, taka jego mać… To chyba mapa jakaś – powiedział wręczając kartkę. – My się na tym nie znamy, jednak może wam się przyda.

Spojrzał na krasnoludy i wróciła myśl o manierce. Rzucił wrogie spojrzenie.

-To Wy zabraliście mi manierkę psubraty! Cholernicy, wasz kowal runów, truków, tfu! Spieprzył robotę i zamiast wody wóda a wy zabieracie co legalnie znalazłem?

Zaczął złowieszczo wymachiwać pięścią w ich stronę a drugą dłoń trzymając na rękojeści miecza u pasa.

-Wyjąsnienia albo krew!

Nie zwracał uwagi na innych tylko się darł.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 10-03-2009, 10:04   #62
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wrzask Dantlana zatrzymał Keitha w pół kroku.
Odwrócił się błyskawicznie i prawie nie uwierzył własnym oczom. "Ich" potwór wyleczył rękę Dantlana i to w błyskawicznym tempie. Ilość energii magicznej, jaką musiał umieć wykorzystywać ten stwór była wprost przerażająca.


Krasnoludy, które wtargnęły do wieży były typowymi przedstawicielami swej nacji. Zapalczywe, kłótliwe, bojowe. Ale, o dziwo, usłuchały Valroda... I dobrze, bo szkoda by było tracić takiego sojusznika, a Keith w żaden sposób nie zdołałby powstrzymać krasnoluda przed zadaniem ciosu...


Nowo przybyli nie zamierzali tracić czasu na jakiekolwiek dyskusje. Z tupotem popędzili w górę schodów, nie zważając na to, że ktoś stoi im na drodze i omal nie spychając owych stojących ze wspomnianych schodów. Po chwili z góry dobiegły odgłosy bijatyki. I rozważania o wyższości broni miażdżącej nad ostrą.


Zanim Keith zdołał dotrzeć na górę walka już się skończyła. Albo krasnoludy były takimi zabijakami, albo potwory były słabsze, niż ktokolwiek sądził, albo też Gihed, przed śmiercią, również pokazał, co potrafi.
O tym, że mieszkaniec wieży nie przeżył tego ataku można było zauważyć po wejściu do ostatniego pomieszczenia. Co prawda nie od razu, po podłoga zasłana była różnymi ciałami, ale zwłoki gnoma dało się zauważyć.

- Keith Duncan - przedstawił się właściciel tego imienia.

Więcej nie zdołał powiedzieć, nie zdążył wziąć kartki do ręki. Do komnaty wpadł spóźniony Feliks. I zamiast się przywitać zaczął się wydzierać.

- Zamknij się - powiedział niechętnie Keith do pijaka. Jeszcze im tylko brakowało zwady z krasnoludami. Z drugiej strony, gdyby tak kto dał Feliksowi porządnie w łeb, może by zmądrzał...

- To Feliks... Lokalna atrakcja turystyczna - dodał.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-03-2009 o 20:00.
Kerm jest offline  
Stary 14-03-2009, 13:07   #63
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Lenard zaczął się obawiać, iż Feliks go nie posłucha i będzie zmuszony stanąć w szranki ze swym towarzyszem, postanowił więc jak najszybciej wytrącić pijakowi miecz z dłoni, nim jednak zdołał wykonać jakikolwiek ruch kątem oka spojrzał jeszcze na elfa. Nieznajomy napiął mięśnie i już po chwili udało mu się uwolnić z węzłów, którymi wcześniej uraczył go Keith. Chwilę później Feliks leżał już kilka metrów dalej, bowiem elf potraktował go jednym ze swoich magicznych ataków.

-Świetna robota, przynajmniej będziemy mieli trochę spokoju - rzekł Lenard z lekkim uśmieszkiem spoglądając na leżącego pijaka.

W wyniku dalszej rozmowy z elfem towarzysze dowiedzieli się, iż ma on ma imię Valrod i tak naprawdę nic nie wie o sytuacji w jakiej się znalazł. Kiedy Dantlan uświadomił mu zagrożenie w jakim się znaleźli mina mu nieco zrzedła, lecz na szczęście nie wpadł w panikę.

-Jestem Lenard - przedstawił się najemnik - Valrodzie czy pamiętasz co się wydarzyło nim straciłeś przytomność?

-Szczerze mówiąc to nie wiele, przyjechałem do miasta przez północną bramę, wtem moją uwagę przykuła jakaś dziwna postać w zaułku, kiedy poszedłem to sprawdzić ktoś huknął mi w głowę i tyle, koniec historii - odrzekł elf, który zdawał się wciąż spoglądać na magiczną kulę.

-Widzę, iż intryguje Cię nasz tajemniczy przedmiot towarzyszu - stwierdził nieco podejrzliwie Spoon.

-Bardzo ciekawa kula, emanuje naprawdę potężną mocą.

Lenard tylko pokiwał głową po czym ruszył za Honoguraiem, Keithem i Dantlanem w kierunku schodów prowadzących na górę, tliła się w nim jeszcze jakaś iskierka nadziei, iż gnom wciąż żyje. Nagle jednak do wieży wpadła z hukiem szóstka zbrojnych krasnoludów.

- Żywi! Ha, to dopiero. Zahreg, wisisz mi dwadzieścia szylingów. To tera mówcie ludziska… ZJAWA! Żywo grupa, na niego! - Valrodowi udało się jednak odwieść ich od próby ataku na istotę.

*-Wygląda na to, iż nie tylko my przeżyliśmy.*

Krasnoludy nie przejęły się zbytnio obecnością pozostałych i po chwili były już na szczycie schodów. Odgłosy walki i trzask łamanego drewna skłoniły Lenarda do ruszenia za szóstką zbrojnych, lecz nim zdążył w ogóle stanąć do walki z jakimkolwiek potworem wszystkie były już martwe. Krasnoludy, lud od zawsze zaznajomiony z wojenną sztuką, tym razem pokazały na co naprawdę ich stać. Zbrojni rozgromili bandę o wiele liczniejszą, a okupili to stratą jedynie jednego z nich.

- A mówiłem mu, jak kretynowi, że buzdygan to zły wybór…- rzekł jeden z krasnoludów po czym nastąpiła tradycyjna minuta ciszy dla uczczenia zmarłego towarzysza.

- No ludziska, pewnie nieźleśmy was nastraszyli, co? Nie nasza to wina, jeno tych tutaj, pokrak chędożonych. Dziwna historia, istotnie. Przybyliśmy do miasta w poszukiwaniu jakiejś roboty, a tu przechodząc przez bramę widzim że jakieś fioletowe gówno w powietrzu stoi. Zawrócić nie moglim, bo bramę nagle zasypało. Toćmy się zabrali do tego, co nam najlepiej wychodzi – sprzątania.

Po tym jak krasnoludy przedstawiły się zgromadzonym, Kotraf wyciągnął kawałek papieru.

– Ten gnom miał to przy sobie, jakeśmy tu wpadli. Pomyślałem sobie, pewno ważne, skoro bronił aż do ostatek sił. Teraz biedak leży pod tą stertą gówna, taka jego mać… To chyba mapa jakaś My się na tym nie znamy, jednak może wam się przyda.

Spoon wziął mapę do rąk i uważnie jej się przyglądał, wtem na scenie znów pojawił się Feliks, który najwyraźniej doszedł już do siebie po ataku Valroda. Pijak nie zawiódł nikogo i znów zaczął zachowywać się jak szaleniec, któremu życie już obrzydło. Lenard miał ochotę huknąć mu w ten jego pusty czerep głownią miecza, zresztą Keith chyba myślał podobnie.

Na mapie Gihed zaznaczył trasę prowadzącą od wieży do ratusza, przy którym stał napis "pochodnia". Na odwrocie kartki naszkicowane były jakieś korytarze, być może te znajdujące się pod owym ratuszem, zaś przy pomieszczeniu do którego wiodły Lenard zdołał zanotować niedokończoną uwagę gnoma.

Dopiero po chwili najemnik zdał sobie spraw, iż jeszcze nie przedstawił się krasnoludom, nie znał się za bardzo na ich obyczajach, jednak nie chciał ryzykować, że obrazi zbrojnych.

-Zwą mnie Lenard Spoon - rzekł po czym uścisnął mocarną dłoń Kotrafa - Przybyliście w samą porę.

-Prawdziwy wojownik nigdy nie unika walki, prawda krasnoludy? - Kotraf spojrzał na swoją zgraję.

-Prawda! Prawda! - jak jeden mąż krzyknęli pozostali podnosząc swe ku górze swe bronie.

-Ubiliście już sporo potworów, czy oprócz Hozrega ktoś jeszcze poległ?

-Nie tak łatwo nas ubić przyjacielu, od początku było nas sześciu - odrzekł krasnolud - Ale do cholery mówiłem mu, że buzdygan to zły pomysł!

-A co zamierzacie teraz zrobić?

-Ano, rzeczywiście nie zastanawialim się na tym, ale mało to potworów jeszcze w tym mieście? Przepędzimy te czorty tak gdzie jest ich miejsce!


Najemnik pomyślał, iż dobrze mieć pod ręką taką zgraję, nawet jeśli nie połączą swych sił, to krasnoludy przynajmniej oczyszczą im drogę. Po chwili Spoon podał mapę Dantlanowi.

-Być może znajdziesz tu jakieś wskazówki, ja w tym czasie sprawdzę komnatę Giheda.

W pomieszczeniu walały się ciała martwych potworów oraz zniszczone eksponaty gnoma, pod ścianą najemnik zauważył czarną dymiącą kulę, nie miał jednak zamiaru do niej podchodzić.

*-Przedmioty magiczne lepiej pozostawić magikom*

Zabrał się do przeszukiwania komnaty, usuwał kawałki drewna i pozostałości po zabitych wrogach, liczył bowiem, iż Gihed pozostawił im więcej wskazówek, które jednak mogły się zagubić pod zwałem ciał. Zresztą nawet odnalezienie magicznych flakoników, które gnom pokazywał im wcześniej było by sukcesem, jednak istniało duże prawdopodobieństwo, iż uległy one zniszczeniu podobnie jak inne eksponaty.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 15-03-2009 o 18:22.
Bebop jest offline  
Stary 15-03-2009, 23:03   #64
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dantlan dobrze wiedział co uczynić w przypadku złamania otwartego. Ponadto Keith dostarczył mu dwóch, odpowiedniej długości, kawałków drewna. Co prawda bez bólu obejść się nie można było, lecz taki ból był niczym w porównaniu z tym, jaki doświadczał na co dzień.

Był jedyną osobą, która doświadczała czegoś takiego. Jedyna osoba, która musi dźwigać ten ciężar. Był całkiem sam, nawet wtedy, kiedy był w tłumie innych ras. Zawsze był zupełnie sam.

Jednakże pod innym względem nigdy nie był sam. Zawsze przy nim była jego magia. Ona nigdy go nie opuściła, niczym troskliwa matka, siostra, córka, kochanka. Ona go broniła, ona podtrzymywała przy życiu, ona była mu posłuszna, a on spełniał każdy jej rozkaz. Pod tym względem nigdy nie był sam.

Dlatego też ból opatrywanej rany był jedynie nieprzyjemnym tchnieniem, przesączonym delikatnym, niezauważalnym swądem. Był tak mały, iż ledwo go zauważył w morzu cierpienia, jakie doznawał.

W czasie wiązania, część jego umysłu wyskoczyła na inne tory. Analizował działanie Valroda. Elf musiał być silny i zwinny, a także musiał być niezłym Magiem Umysłu, gdyż o tym świadczył charakter użytej przez niego magii.

Nagle podleciała do niego istota, która uleczyła ich wcześniej i chwyciła go za przedramię. Kiedy lecznicza moc przepłynęła przez jego ciało, wzbudziło to falę bólu o wiele większego niż poprzedni, ale po chwili ustał.

Obraz przed oczami Lisa pojaśniał, a kiedy obejrzał rękę dokładniej, stwierdził, że uleczona przypominała bardziej rękę, którą dysponował przed degradacją ciała! Była silniejsza, jednocześnie nie tracąc na zręczności, jaką dysponował. Ponadto była wytrzymalsza.

Dantlan skinął istocie głową w wyrazie wdzięczności

-Jestem Lenard. Valrodzie czy pamiętasz co się wydarzyło nim straciłeś przytomność?

-Szczerze mówiąc to nie wiele, przyjechałem do miasta przez północną bramę, wtem moją uwagę przykuła jakaś dziwna postać w zaułku, kiedy poszedłem to sprawdzić ktoś huknął mi w głowę i tyle, koniec historii-odparł Elf.

-Widzę, iż intryguje Cię nasz tajemniczy przedmiot towarzyszu-stwierdził fakt Lenard.

-Bardzo ciekawa kula, emanuje naprawdę potężną mocą-rzekł Valrod, zaś Lis ruszył na górę, pozostawiając Elfa i istotę razem z nieprzytomnym Feliksem.

Nagle usłyszał jak ktoś wbiega do Wieży i tym kimś byli Krasnoludowie!

-Żywi! Ha, to dopiero. Zahreg, wisisz mi dwadzieścia szylingów. To tera mówcie ludziska… ZJAWA! Żywo grupa, na niego!-rzekł jeden z Krasnoludów i już Lis miał zaprotestować lub ochronić go magią, gdy odezwał się Valrod.

-STOP! Nikt nie będzie krzywdził tej istoty póki tu jestem. Nie wiem co się tu dzieje, ale ten… ta istota nie jest naszym wrogiem.

-Że przyjaciel, hę? Dobra, panie elf, wasza wola że chcecie trzymać taką pokrakę przy sobie. Ekipa, żywo na górę! Widzielim całą kupę stworów wpadających tu i nie wmówicie mi, że wszystkie waszymi kompanami są! Nie? To i bardzo dobrze! Idziemy! Halg, do kurwy nędzy, zostawisz wreszcie to cholerstwo?

-Te, Kotraf, to cholerstwo może ci rzyć uratować, więc zawrzyj gębę i nie wymądrzaj się tak!-odparował inny Krasnolud z powiększoną wersją broni palnej Feliksa.

Po kilku dodatkowych wymianach słów, Krasnoludowie popędzili na górę, na co Dantlan uśmiechnął się. Bardzo dobrze. Niech pozabijają wszystkie istoty, kiedy to on, nie będzie musiał nawet kiwnąć palcem w tym względzie. Jemu się to podobało.

Dopiero po chwili ruszył na górę i wcale się z tym nie spieszył. Mniej więcej w połowie schodów usłyszał potężny huk połączony z trzaskiem drewna, na który Mag postanowił pospieszyć się, natomiast to, co zobaczył na górze, było bardziej bolesne niż śmierć całego miasta razem wzięta.

Gabinet Giheda był całkowitą ruiną. Słoje potłukły się, po podłodze walały się truchła potworów, gruz, dymiąca, czarna kula wielkości połowy głowy, zapewne będąca przyczyną huku, który prawdopodobnie towarzyszył wystrzałowi lub eksplozji, martwy Krasnolud i co najgorsze, powyrywane karty ksiąg, pobrudzone i rozmazane miejsca w skarbnicach wiedzy, jakimi były księgi. Niektóre spoczywały przywalone pod gruzem.

-A mówiłem mu, jak kretynowi, że buzdygan to zły wybór…-mówił jeden z Krasnoludów, pochylając się nad towarzyszem z raną szyi, z której sączyła się krew.

-A mówiłem, że się przyda?-zapytał Krasnolud z bronią palną, potwierdzając domysły młodego Maga. Podszedł on do niej i załadował do swojej broni.

-Zawrzyj pysk. Poległemu należy się minuta ciszy nawet w tych zafajdanych warunkach-odparł inny z nich. Po tych słowach nastała cisza, w której Lis rozważał, czy da się pomóc Krasnoludowi, lecz stwierdził, że Krasnolud utopił się we własnej krwi.

-No ludziska, pewnie nieźleśmy was nastraszyli, co? Nie nasza to wina, jeno tych tutaj, pokrak chędorzonych. Dziwna historia, istotnie. Przybyliśmy do miasta w poszukiwaniu jakiejś roboty, a tu przechodząc przez bramę widzim że jakieś fioletowe gówno w powietrzu stoi. Zawrócić nie moglim, bo bramę nagle zasypało. Toćmy się zabrali do tego, co nam najlepiej wychodzi – sprzątania. No… tego… ile tu już siedzimy? Ktoś wie?

-Będzie tego z pół dnia już jakeśmy przez bramę przeszli.

-Taa... no, ale gdzie wasze maniery chamy?! Toć to porządna kompania jest, nie żadne pokraki i mutanty. A i dostojna panna z dzieckiem jest! Już mi tu prędko, sukinsyny, baaaaczność! I przedstawiać się!

-Halg Tantreg, Zahreg Kimmit, Tatro, po prostu Tatro, Patro, brat Tatra, Kotraf Zannersteg. A ten, co tu leży to był Hozreg Martig-przedstawiali się po kolei.

-Dantlan-powiedział, oglądając uważnie otoczenie i Krasnoludów oraz ich rozmaite, głównie ciężkie i oburęczne, bronie.

-Taa… chyba będzie tego. A nie, wróć! Ten gnom miał to przy sobie, jakeśmy tu wpadli. Pomyślałem sobie, pewno ważne, skoro bronił aż do ostatek sił. Teraz biedak leży pod tą stertą gówna, taka jego mać… To chyba mapa jakaś, My się na tym nie znamy, jednak może wam się przyda-rzekł Kotraf, zaś Dantlanowi oczy się zaświeciły.

Nagle do środka wleciał Feliks, który zaczął wydzierać się na Krasnoludów.

-Zamknij się-rzekł do niego Keith. Swoją drogą Wieża wywierała na niego jakiś dziwny, niewytłumaczalny wpływ. W jej środku mądrzał.

-Być może znajdziesz tu jakieś wskazówki, ja w tym czasie sprawdzę komnatę Giheda-podał Magowi mapę, Lenard natomiast młody Mag przyjrzał się jej.

Była to mapa Sarrinu, na której zaznaczona była droga do ratusza. Tam musieli iść i co do tego nie było żadnych wątpliwości. Słowo "pochodnia" mogło znaczyć, że trzeba było wykonać jakąś akcję, której centrum było pochodnią. Być może pociągnąć, podpalić, przekręcić... Nie mniej jednak mogło o to chodzić.

Na odwrocie naszkicowany był plan korytarzy. Zapewne tunele pod ratuszem, do których można było się dostać za pomocą "pochodni". Co się tyczyło słów "Uwaga! Nie na...", nie wiedział o co może chodzić. Być może w trakcie dowie się czegoś, co pomoże mu odkryć znaczenie tych słów.

-Priorytetem jest pytanie, czy poza granicami miasta wszystko wygląda, tak, jak wyglądać powinno? Czy wszystko jest normalnie?-zapytał Krasnoludów.

-Eee... a bo ja wiem magiku? Jakieśmy tu wchodzili to słonko świeciło, ptaszki chędożone śpiewały... aż tu nagle wszystko sfioletowiało i patrzym a za nami brama zawalona! Tedy nie moglim sprawdzić.

-Przez którą bramę przeszliście?

-Przez którą bramę pyta. Eee... mielim góry po naszej lewej... tfu! Prawej stronie... to z południaśmy przyszli. Tak będzie, z południa.

-To znaczy, że południowa brama jest nieprzejezdna... Powiedzcie, jak widzieliście miasto, kiedy byliście poza nim i w której chwili się zmieniło?
Chodzi mi o to, gdzie byliście, kiedy zauważyliście zmianę?


-Byliśmy tuż za bramą, synku. Jak tylko zobaczylim to fioletowe gówno, chcieliśmy się stąd wynieść. To żeśmy się odwrócili na piętach i biegiem przez bramę. Przebiegliśmy kilka jardów i jak nie jebneliśmy w te kamienie, belki i resztę gówna która tam leży!-twarz Dantlanawykrzywił grymas irytacji. Uwielbiał jak mu się odpowiadało na pytania.

-Cofnij się we wspomnieniach do chwili, w której zmierzaliście do miasta. Kiedy zobaczyliście je wyraźniej, jak wyglądało?

-Jak najnormalniejsza w świecie zapluta kupa gówna, albo miasteczko jak kto woli-odpowiedział konstruktywnie Kotraf.

-Rozumiem, że zmieniło się kawałek drogi po przekroczeniu granic miasta?

-Ano dobrze rozumiesz. Jakeśmy przekraczali bramę to tylko dziw nas brał że żywej duszy nie ma w okolicy. Potem nam gęby opadły jak nagle domy się rozsypały w ruiny i wszystko pokryło fioletowe gówno.

-O komitecie powitalnym już nie wspomnę. Patro, ilu ich było, pamiętasz?

-Z sześciu chyba-powiedział zapytany Krasnolud.

-Czyli zmieniało się w miarę stopniowo... Patrol? Masz na myśli zorganizowane działanie zbrojne, mające na celu kontrolowanie danego obszaru?

-Nie, kretynie! Aaau!-dostał po łbie Krasnolud.

-Mam na myśli sześć pełzających łajn jak te, które tutaj żeśmy powalili-powiedział Kotraf, zaś Dantlan uśmiechnął się do siebie. Znaczyło to, że nie pozostało im wiele z inteligencji, ponieważ potrafili uformować jedynie chaotycznie zbite grupy.

-Lenardzie, mógłbyś odrzucić trochę gruzu, bym mógł dostać się do ksiąg?-zapytał Lis, natomiast towarzysz zdecydował się uczynić to, o co poprosił go Mag i już kilka chwil później, w dłoniach Dantlana, spoczywało pięć ksiąg.

Mag odszedł szybko kawałek dalej i usiadł w jednym z czystszych miejsc, zaczynając wertować pierwszą księgę. Miała tytuł: "Biografia Kalgerego Handersona."

Kaldery Handerson był jednym z największych czarodziei tego świata. Jako jeden z nielicznych potrafił mieszać ze sobą żywioły tworząc na przykład kulę lodu ogarniętą przez płomienie. Zaś jego największym osiągnięciem było sprowadzenie tak zwanej suchej ulewy, czyli deszczu który wysuszał ziemię i roślinność, zamiast je nawadniać.
Był swojego czasu głównym doradcą jedynego wówczas władcy, jednak po pewnym czasie postanowił dalej zgłębiać tajniki magii - mówi się, że chciał odkryć to jedno, jedyne zaklęcie które mogłoby zniszczyć cały świat. Od tamtego czasu nikt go nie widział - nikt nie wie jak ani gdzie zginął. Nawet jego śmierć nie jest potwierdzona.


Skończył czytać fragment zaledwie po kilkunastu sekundach, biorąc się za kolejny tom o tytule "Iluzje, a rzeczywistość".

Księga traktuje o tym, czym jest iluzja. Autor przekonuje, że jest nią wszystko to, co próbuje oszukać nasze zmysły - węch, słuch, wzrok, smak i dotyk. Przekonuje także, że iluzja przestaje być iluzją, a zaczyna być rzeczywistością, kiedy obejmuje wszystkie pięć zmysłów - wtedy bowiem nie widzimy już żadnej różnicy między tym co prawdziwe, a tym so jedynie prawdziwe udaje.
Z książki dowiedzieć się także można które iluzje tworzy się najłatwiej, a które najtrudniej. Od najłatwiejszych do najtrudniejszych: obraz, słuch, węch, dotyk, smak. Każdą osobno iluzję dość łatwo wyczarować, lecz kilka naraz - lub wszystkie - już nie. Najlepszą zanotowaną iluzją jest czterozmysłowa - wszystkie, prócz smaku.


Ten fragment również po kilkunastu sekundach został przeczytany. Następny z nich nazywał się "Dzika magia - mity i fakty."

Autor książki przekonuje, że dzika magia jest jak wilk znaleziony w lesie. Widząc takiego nie masz pojęcia czy rzuci się na ciebie, zignoruje, podejdzie i da się pogłaskać, lub bóg wie co. Autor stwierdza również, że prawdą jest, iż dzika magia pojawia się bardzo rzadko i najczęściej w wyniku jakiegoś nieudanego eksperymentu magicznego. Nie zanotowano jeszcze przypadku żeby ktoś wywołał taką magiczną energię celowo.
Między mity natomiast należy włożyć przekonanie, jakoby dzika magia mogła być wynikiem ludowych i pogańskich obrzędów, lub oznaką niełaski bogów, bowiem ci się nią nie bawią, mają własne metody działania. Prawdą również się okazuje, niestety, że dzika magia może wpłynąć na każdego - w równej mierze na chłopa pańszyźnianego, który z magią ma tyle wspólnego co żaba z kotletem schabowym, co na wielkiego czarodzieja, w okół którego od magii aż buzuje.


W sumie w mniej niż minutę skończył czytać trzy fragmenty trzech książek. Wszystkie pięć schował do kieszeni. Były one małe i stosunkowo cienkie, więc nie były zbyt ciężkie ani nieporęczne.

Po tym chciał przeszukać komnatę w poszukiwaniu cenniejszych przedmiotów i owymi rzeczami nie musiały wcale być kamienie szlachetne. Miał nadzieję znaleźć również butelki z eliksirami, a także ciało Giheda. Być może Mag miał coś, co mogło im pomóc. To, co nie mogło pomóc w żaden sposób, zamierzał zostawić.

-Wygląda na to, że wszyscy będziemy musieli trzymać się razem-powiedział do Krasnoludów, po czym zszedł na dół, gdzie był Valrod.

-Co robiłeś w mieście?-zapytał Elfa.

-Byłem w drodze do stolicy, a Sarrin było mi po drodze-odparł Valrod.

-Nie zastanawiasz się czemu pytam? Z jakiegoś powodu, tylko my z całego miasta zostaliśmy oszczędzeni. Inni mówili zbyt mało, bym mógł dostrzec jakiekolwiek powiązania. Narazie widzę tylko przypadek, w który nie wierzę-wyjaśnił Dantlan.

-Zarzucasz mi, że to ja sprowadziłem to wszystko na to bogu ducha winne miasto?-zapytał Elf.

-Nie mam podstaw, by tak myśleć. Chciałem wiedzieć czy twoje ocalenie ma jakiś element wspólny z naszym-wzruszył ramionami Dantlan.

-Mam jeszcze jedno pytanie. Wiesz może co mogą znaczyć te słowa?-zapytał Lis.

-Nie mam pojęcia-odparł tamten, zaś młody Mag westchnął.

-Zatem nie mamy innego wyjścia, jak udać się tam-jeżeli wszyscy się z nim zgodzą, udadzą się do ratusza.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 16-03-2009, 20:42   #65
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Po dokładnym obejrzeniu mapy naskrobanej przez Giheda, Lenard zajął się energicznym odgrzebywaniem gruzów w celu znalezienia czegokolwiek.

W międzyczasie jeden z krasnoludów – ten z tarczą i młotem bojowym, zwany Tatro, usiadł ciężko na jednym z dużych kamieni w pomieszczeniu.
- Dobrze powiedziane, Tatro – powiedział Kotraf wzdychając ciężko i opierając swój topór o ścianę. – Dobra to była walka, jak wszystkie poprzednie, ha! Ale i cholernie męcząca, mus nam odpocząć kapkę.

Jak na komendę, wszystkie krasnoludy położyły broń, usiadły i rozluźniły się. Widać było od razu, że takie mordercze maratony bitewne nie były im obce i doskonale stosowali się do wojskowego powiedzenia „odpoczywaj, kiedy można. Wstawaj, kiedy wołają”.

Równocześnie z Lenardem, Dantlan szukał czegokolwiek co mogło być przydatne wśród odkopanych już gruzów. W ten sposób znaleźli pięć podniszczonych ksiąg, które czarodziej szybko schował do kieszeni, a także dwie butelki z magicznym trunkiem – czerwoną i zieloną.
Biała została już wcześniej wypita, a druga czerwona butelka… no cóż, Spoon znalazł ją w dwóch kawałkach i z całą zawartością na jednej z drewnianych belek.

Wtedy do pomieszczenia wpadł Wróbel wrzeszcząc wniebogłosy i domagając się od krasnoludów zwrotu manierki.
Piątka wojowników parsknęła lekko śmiechem na komentarz Keitha o lokalnej atrakcji turystycznej i już Kotraf chciał uspokajać Feliksa, kiedy ten powiedział
- … Cholernicy, wasz kowal runów, trunków, tfu! Spieprzył robotę i zamiast wody wóda a wy zabieracie co legalnie znalazłem?

Wszystkie krasnoludy, jak na komendę, przestały się śmiać.
- Ty… - zaczął Kotraf, a jego twarz przybrała wściekle czerwony odcień. – Ty… chamie ty! Obrażać nam tu będzie naszych wielce szanownych kowali, tak?! Cho no tu który, bierz ode mnie to żelastwo – podał swoją broń najbliższemu krasnoludowi. – Ktoś tutaj bardzo, cholernie bardzo prosi się żebym mu przypierdolił! Nie lza mi odmówić! Podnoś no synku te łapy, broń się!

Tymczasem Lenard i Lis dokonali kolejnych trzech odkryć – starego, zardzewiałego wisiorka, butelki po kałamarzu, oraz równie starego i nieco spleśniałego buta. Wszystkie te przedmioty miały w sobie nieco magicznej energii – łącznie tyle co połowa znalezionej ostatnio kuli.

Najemnikowi magiczne przedmioty nie były do niczego potrzebne, więc oddał je Dantlanowi, samemu szukając dalej, bo czarodziej postanowił wrócić na parter zostawiając resztę drużyny samym sobie.

Dantlan

Zszedłszy na dół zobaczyłeś, że elf i duch majstrują przy waszej kuli! Chociaż majstrują to chyba złe określenie – układają ją jak puzzle lepiej pasowało.

Valrod jakimś cudem odkrył do czego służą pierścienie na kuli i zaczął ją składać w dysk – mniej więcej połowa przedmiotu była już płaska, a pozostała nadal była przestawiana, odwracana i rozkładana przez elfa. Dziwnym był fakt, że ruszały się tylko pierścienie, które wciąż stanowiły kulę – te płaskie stały w miejscu.

- Nie! Mówię ci że to nie tak… - powiedział Valrod trzymając kulę w jednej ręce i wskazując punkt na kuli.
- Głupiś, nie widzisz tego symbolu? – odpowiedział duch nisko pochylony nad wskazywanym przez Valroda punktem.
- Hmm… rzeczywiście – odpowiedział elf, po czym dotknął i przekręcił palcem punkt wskazany przez ducha.

Kula stała się całkowicie płaskim zbiorem pierścieni, które nagle zaczęły wirować dochodząc do pokaźnej szybkości. Jej centrum zaświeciło się na biało zasłaniając dysk…

…i po chwili wszystko się skończyło. Teraz dysk był faktycznie dyskiem, a nie jak wcześniej zbiorem pierścieni. Dodatkowo nie było już na nim żadnych symboli – był z czystego metalu, a na jego środku znajdował się szafir. Piękny, przeładowany magiczną mocą szafir. Tej energii było więcej niż wcześniej miała kula – znacznie więcej.


- Och, Dan…Dantonie – powiedział elf myląc imię czarodzieja. – Nie zauważyłem cię. Widziałeś co się stało? Niezwykłe! Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby jakiś przedmiot albo urządzenie było w stanie w taki sposób maskować faktyczną ilość energii magicznej.

Elf jeszcze chwilę przyglądał się szafirowi, a następnie odpowiedział na kilka pytań czarodzieja i zadał swoje:
- Co tam się właściwie stało na górze? Słyszałem huki, trzaski i krzyki, lecz byłem zbyt zafascynowany tym przedmiotem by tam pójść.

Pozostali

Kiedy tylko Dantlan zniknął w otworze w podłodze, odezwała się… dziewczynka.
- Nie! – pisnęła wyrywając się z ramion Majolin. – Ty brzydki gnomie! Nie rób krzywdy temu panu! To dobry pan, mimo iż śmierdzi i dziwnie wygląda!

Wszystkich was, jak również krasnoludy, po prostu zatkało. Bo i skąd dziewczynka mogła wiedzieć że Feliks jest… dobry?
Mimo wszystko poskutkowało. Kotraf był tak zszokowany, że roześmiał się na całe gardło.
- Noo, już dobrze panienko. – powiedział kłaniając się nisko dziewczynce. – Nie będziemy byli tego… dobrego pana. Prawda chłopaki, że nie będziemy?

Reszta krasnoludów skwapliwie i z lekko kpiącymi uśmiechami na pyzatych twarzach potwierdziła słowa Kotrafa skinieniami głów, jednocześnie śląc wrogie spojrzenia ku Feliksowi.

Nagle Wilk i Honogurai – jedyni pozostali na szczycie wieży znający się na magii, zauważyli narastające, silne wibrowanie magiczne dobiegające spod gruzów.
Keith odgarnął kamień i deskę, jak również resztkę regału, by wyciągnąć… pierścień z kamieniem szlachetnym.


Na oko był to brylant, choć można było się pomylić – białe światło dobiegające z pierścienia mogło zwodzić.
- No nieźle. – powiedział jeden z krasnoludów, ten który miał kuszę podchodząc do Wilka i oglądając znalezisko z bliska. – Będzie tego co najmniej ze dwadzieścia… co ja mówię! Trzydzieści karatów! No, panie… Keith? Panie Keith… niezłego nosa macie do znajdowania świecidełek wśród rupieci.
 
Gettor jest offline  
Stary 16-03-2009, 22:04   #66
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks trochę otrzeźwiał widząc barczystych krasnoludów. W dalszym ciągu wymachując łapą lecz już nie krzycząc zechciał kontynuować. Lecz kiedy usłyszał dziewczynkę uspokoił się zupełnie. Odpowiedział krasnoludom równie wrogim spojrzeniem które biorąc pod uwagę całą aparycje Wróbla wyglądało komicznie. Zaklął pod nosem sam do siebie niby mówiąc do krasnoludów lecz mówił tak, że dobiegło to tylko jego uszu.

-Cholera, macie szczęście, dziecko was obroniło.

Faktem było, że Feliks był trzeźwy i nawet zbytnio nie chciało się mu pić. Odszedł na sporą odległość od grupy i wyjął drżącą dłonią swój miecz z pleców zwany „Szkarłatną Smugą”. Pomachał trochę nie zdobnym lecz niebywale dobrze wykonanym mieczem. Dłoń drżała i grzał miecz. W umyśle pijak trwało tylko zapytanie czemu to tak jest i dlaczego doprowadził się do takie stanu. Zamachnął się próbując uderzyć w drewniany element ściany. Uderzył, poleciały drzazgi. Lecz była to zwykła, prostacka siła nie zaś finezja i czystość umysłu.
Zamknął oczy. Miecz był przedłużeniem ciała szermierza, częścią jego duszy i oczyma obserwującymi lukę w obranie. Tak począł oddychać miarowo, chwycił bron oburącz. Kilka błyskawicznych cięć nie spowodowało pęknięć i drzazg. Idealnie proste, głębokie i czyste nacięcia na dece. Feliks schował miecz i patrząc na to zrobił typową dla siebie minę wioskowego głupka. Tak się przyglądał, przyglądał i przyglądał.
Łubudu!

-Nic mi nie jest!

Zakrzyczał wstając niezbornie z podłogi. Beknął sobie, pomyłaś kilka razy jakby się czegoś napił mocniejszego i tedy dopiero powstał. Zatoczył się i usiadł na wolnym miejscu rzucając pseudo-groźne spojrzenie na krasnoludy.

-Ka ke... ka! I co my teraz będziemy robić? Ja bum, tfu! Ja bym posłał po wojsko i magów do oczyszczenia zamiast taplać się w tym gównie niczym w rynsztoku.

Największa ironia był fakt, że Feliks zwiedził już dzisiaj rynsztoki i właśnie taka woń biła od niego na kilka metrów.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 18-03-2009, 08:03   #67
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
I być może wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby Feliks miał trochę rozsądku w głowie.
Obrażanie kowala runów w obecności krasnoludów, chociaż może z punktu widzenia pijaczka słuszne, było mało rozsądne. Można by powiedzieć, że bardzo mało rozsądne.
Wszyscy chyba widzieli, że krasnoludy na punkcie niektórych spraw drażliwe są aż nadto i mówienie przy nich różnych rzeczy mogło się różnie skończyć. Zaś obrażanie z pewnością nikomu nie wychodziło na zdrowie.

Czy prawdą jest, że głupcy mają szczęście? A może to chodziło o pijaków... W każdym razie Feliks nie stracił głowy i to nie z powodu dobrego serca krasnoludów, czy nagle okazanej skruchy.
Mała dziewczynka, którą Feliks niósł przez jakiś czas i częstował swym ulubionym trunkiem obudziła się nagle i wstawiła się za nim. Skąd niby wiedziała, że Feliks jest dobry, tego z kolei nie wiedział Keith. A pewnie i inni, bo niektóre spojrzenia skierowane na Feliksa wyrażały pewne zdziwienie... A możliwe, że i brak wiary w słowa dziewczynki.

Czy to, że krasnolud podbiłby Feliksowi oko, albo rozkwasił nos, wpłynęłoby pozytywnie na późniejsze zachowanie Feliksa? Czy pozbycie się w taki czy inny sposób Feliksa wpłynęłoby korzystnie na późniejsze stosunki drużyny z innymi osobami?
Był to ciekawy problem, ale Keith miał nadzieję, że mimo wszystko Feliks w końcu się nieco opamięta i przestanie stwarzać zagrożenie dla tych, co go otaczają.

Odłożył na później problem Feliksa i zwrócił się do dziewczynki.

- Dzień dobry - powiedział. - Jestem Keith. A ty jak masz na imię?

Biorąc pod uwagę swoją aparycję raczej nie powinien się zwracać do dzieci, ale skoro mała się obudziła, warto było to wykorzystać, by zdobyć garść informacji.
ku jego zdziwieniu dziewczynka nie wykrzywiła się na widok jego blizny, ale odpowiedziała:

- Jestem Jasmina.

'Dż' w jej wykonaniu nieco zadrżało, ale dziewczynka nie wyglądała na przestraszoną wyglądem Keitha.

- A kim jest twoja mama?

- Mama? Ach, moja mama jest najpiękniejszą kobietą na świecie - Jasmina rozpromieniła się. - I ma śliczne włosy. Ładniejsze nawet, niż ta pani. - Spojrzała na Majolin.

Keith stłumił uśmiech, ale krasnoludy - nie. Wprost przeciwnie - zarechotały w głos.

Odpowiedź udzielona przez dziewczynkę nie do końca była tym, co Keith chciał usłyszeć.

- A gdzie mieszkasz? - kontynuował wypytywanie.

- W pięknym domu - odrzekła Jasmina. - A dokoła mamy równie piękne pola.

Równie dobrze mogło to oznaczać kurną chatę i spłachetek trawy. Było to jednocześnie dość denerwujące. Jasmina nie miała dwóch latek, tylko, na oko, sześć, i powinna umieć powiedzieć coś więcej.

- A pamiętasz chwilę, kiedy przyszła ta błękitna mgła? Gdzie wtedy byłaś?

Chyba było to pytanie, którego nie powinien był zadawać. Jasmina wybuchnęła płaczem, zaś Majolin obrzuciła Keitha spojrzeniem pełnym potępienia, a potem zaczęła uspokajać dziewczynkę.

Ktoś musiał zadać to pytanie, więc Keith nie zamierzał się usprawiedliwiać. Poza tym inne zdarzenie odwróciło jego uwagę. Wyczuł nagle silny impuls magiczny dobiegający spod sterty gruzów. Całkiem jakby w chwili, gdy Jasmina zaczęła płakać przebudziło się jakieś źródło magii.
Po odsunięciu na bok paru desek, stanowiących prawdopodobnie pozostałości regału, Keith dostrzegł przedmiot, będący owym źródłem.
To była magia. Skondensowana, czysta magia. Nigdy czegoś takiego nie widział. Nawet nie wiedział, że coś takiego można stworzyć. Miał wrażenie, że gdyby użył zawartej w tym pierścieniu energii, to mógłby podnieść wieżę Giheda i przestawić ją w inne miejsce. Przedmioty, które wcześniej zabrał Dantlan były w porównaniu z pierścieniem jak okruchy żwiru wobec ogromnego głazu. Nawet magiczna kula nie nie dorównywała temu znalezisku. Keith wiedział, że z pewnością nie odda pierścienia nikomu.

- No nieźle – powiedział Patro podchodząc do Keithai oglądając znalezisko z bliska. – Będzie tego co najmniej ze dwadzieścia… co ja mówię! Trzydzieści karatów! No, panie… Keith? Panie Keith… niezłego nosa macie do znajdowania świecidełek wśród rupieci.

- Nosa do świecidełek? - powtórzył nieco bezmyślnie Keith. - Skąd. Ta błyskotka to czysta magia. Aż blask magiczny od niego bije.

- Magiczny blask? - Patro wzruszył ramionami. - Brylant jak brylant. Ja tam nic nie widzę. Ale skoro mówicie...

Pozostałe krasnoludy pokiwały potakująco głowami.

Keith zastanawiał się przez moment, co zrobić z pierścieniem. Schowanie do kieszeni nie wchodziło w grę. Zawiesić na szyi? Nosić na palcu? Cokolwiek zrobi, będzie dla potworów jak latarnia wabiąca ćmy.
Trzymając ciągle pierścień w dłoni spojrzał na krasnoludy.

- Wybieramy się na mały spacer do ratusza. Nie zechcielibyście panowie iść razem z nami? Pewnie będzie okazja się rozerwać - klepnął dłonią rękojeść miecza - a może i znaleźć coś ciekawego po drodze.

Dla odmiany ramionami wzruszył Kotraf.

- Kierunek jest dobry, jak każdy inny - powiedział. - Możemy iść do ratusza.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-03-2009, 12:48   #68
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai z rozbawieniem obserwował jak Feliks, aż się prosi o delikatne zmodyfikowanie jego twarzy. Jednak gdy już miało dojść do rękoczynów, dziewczynka, którą wcześniej spotkali stanęła w obronie pijaczyny.
"Feliks Dobry, zaraz może będzie Feliks Piękny i Feliks Miłosierny. Małej widocznie wóda posmakowała."
Zadrwił w duchu i przysłuchiwał się rozmowie Keitha z dziewczynką. Dowiedział się tylko, że ma na imię Jasmina, dziwnym wydało mu się natomiast, że nie powiedziała nic o domu i tak dalej. Widocznie była zbyt niedojrzała aby mieć jakieś większe pojęcie o otaczającym ich świecie. Wszystko było dla niej cudowne i piękne, a to co złe nie istniało. Cóż, on nigdy taki nie był. Zawsze patrzył na świat trzeźwym okiem. Czasem może nawet pesymistycznym, jednak to zapewne spowodowane było śmiercią matki, której sam nie zdołał ochronić. Obwiniał się o to cały czas, ale wiedział, że zrobił wszystko co mógł. To dlatego właśnie chciał być silny. Aby móc robić coraz więcej i więcej.

Gdy wyrwał się z zamyślenia zobaczył, że mała płacze. Pewnie Keith ją czymś wystraszył. Ale już zaczynało być lepiej, bo Majolin się nią zajęła. Jak kobiety to robią, że dzieci zawsze się przy nich uspokajają? Cóż chyba mają więcej cierpliwości.

Z zamyślenia wyrwało go silne wibrowanie magii. Zauważył to także Keith, który odgarnął gruzy spod którego ono dochodziło. Gdy zobaczył znalezisko, aż musiał tam podejść. Keith trzymał w ręku pierścień z brylantem. Był wspaniały nie tylko dlatego, że wspaniale wyglądał, najwspanialsza była w nim ta moc magiczna bijąca od niego. Aż cały nią emanował, nawet wydawało się, że bije od niego białe światło.
-Co z nim zrobimy? Może to zwabić te potwory, jednak mamy przecież krasnoludy. Poza tym sami potrafimy się obronić nie? Ja nie mogę mieć do niego żadnych pretensji. Ty go znalazłeś, jest więc twój.
Keith wyglądał na niezdecydowanego. Ciągle trzymając pierścień w dłoni zwrócił się do krasnoludów.
- Wybieramy się na mały spacer do ratusza. Nie zechcielibyście panowie iść razem z nami? Pewnie będzie okazja się rozerwać - klepnął dłonią rękojeść miecza - a może i znaleźć coś ciekawego po drodze.
Honogurai odczuł kolejne wibracje, tym razem słabsze, ale i tak dość potężne.
-Ta, też miałem zamiar to zaproponować, jednak dajmy szanownym panom odpocząć. Zasłużyli na to.-powiedział Honogurai-Tym czasem chodźmy do Dantlana, czuję, że on także coś znalazł. No i może będzie wiedział co zrobić z tym pierścieniem. On przecież zawsze ma plan.
W ostatnich słowach dało się odczuć trochę ironii, jednak chłopak zaczął już po woli schodzić po schodach.
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 21-03-2009, 14:23   #69
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Lenard z uporem godnym podziwu odgrzebywał gruz by znaleźć cokolwiek co mogło by okazać się przydatne, nawet Dantlan pomimo wątłych sił zaangażował się w akcję. Udało im się odnaleźć pięć zakurzonych ksiąg nad którymi pieczę miał sprawować młody czarodziej. Zachęcony tymi znaleziskami najemnik ze zdwojoną siłą kontynuował swoją pracę, aż znaleźli dwie flaszki wódki, w pierwszej z nich płyn miał barwę czerwoną, w drugiej zaś zieloną.

-Gdzieś tutaj powinna być jeszcze jedna - rzekł do siebie przyglądając się czerwonej flaszce.

Butelka rzeczywiście była niedaleko, lecz niestety ucierpiała podczas bitewnej zawieruchy i jej zawartość ozdabiała teraz jedną z desek. Spoon znalazł również pustą flaszkę po białym płynie, który nie dawno sam popijał, wcale nie ubolewał jednak nad jej stratą, bowiem teraz i tak na nic by im się nie przydała.

Tymczasem spektakl pod tytułem "Feliks" trwał nadał w najlepsze, pijak nie przejmując się zbytnio tym z kim ma do czynienia jął kląć na kowala runów, oczywiście na tego typu obelgi krasnoludy reagowały bardzo szybko.

-Ty… chamie ty! Obrażać nam tu będzie naszych wielce szanownych kowali, tak?! Cho no tu który, bierz ode mnie to żelastwo. Ktoś tutaj bardzo, cholernie bardzo prosi się żebym mu przypierdolił! Nie lza mi odmówić! Podnoś no synku te łapy, broń się! - wrzeszczał jeden z nich.

-Może wreszcie ktoś go nauczy ogłady - rzucił do Dantlana po czym wytarł ręką pot z czoła.

Dalszy bieg wydarzeń już najemnika nie interesował, bowiem ponownie zajął się on przerzucaniem gruzu. Nie minęła nawet chwila nim znów coś odnaleźli, tym razem był to zaniedbany wisiorek, jakiś zniszczony i spleśniały but oraz butelka po kałamarzu. Lenard czuł, iż nie są to zwykłe przedmioty, zapewne miały w sobie jakąś cząstkę magicznej mocy, jednak dla niego nie miały żadnej wartości, bowiem i tak nie potrafiłby ich wykorzystać. Zresztą najemnik nigdy nie podzielał skłonności do zbierania każdego magicznego bubla, pamiętał jednak jak Markus opowiadał mu, iż magowie często nadają magiczne zdolności przedmiotom dość niepozornym.

Znów odezwały się wspomnienia... Markus był typowym aroganckim magiem, który uważał się za lepszego od innych, a jednak mimo nieco odmiennego spojrzenia na świat obaj stali się bliskimi przyjaciółmi. Gdyby nie on Lenard zapewne wciąż tułał by się od miasta do miasta z gromadą najemników. Trzeba też przyznać, że był utalentowanym czarodziejem, lecz cała jego moc nie uchroniła go przez magiczną mgłą. Najemnik zastanawiał się co stało się z jego przyjacielem, czy stał się jednym z potworów? A może los był dla niego łaskawszy i zginął na miejscu?

-Tobie bardziej się przydadzą - rzekł Spoon podając znalezione eksponaty czarodziejowi - Nie wiem czy jeszcze coś tu znajdziemy, przekopaliśmy już prawie całą komnatę.

W końcu najemnik wrócił jednak do dalszych poszukiwań, zaś Dantlan ruszył do wyjścia. Tymczasem kłótnia, którą wywołał Feliks trwała dalej, lekko znużony swoją pracą Lenard podszedł bliżej by dokładnie zobaczyć finał całego zajścia. Szczególnie, iż robiło się na prawdę ciekawie, zapewne już tylko sekundy dzieliły krasnoluda od pogruchotania kości pijaka, jednak dość niespodziewanie w jego obronie stanęła dziewczynka wyrwawszy się uprzednio z ramion Majolin.

– Ty brzydki gnomie! Nie rób krzywdy temu panu! To dobry pan, mimo iż śmierdzi i dziwnie wygląda! - wyjątkowo odważne słowa jak na małą dziewczynkę wystarczyły by krasnolud z uśmiechem na ustach zaniechał ofensywy.

*-Znowu szczęście się do Niego uśmiechnęło.*

Duncan starał się wyciągnąć z dziecka jakieś informacje, lecz dziewczynka ni jak mu tego nie ułatwiała, wprost przeciwnie. Wiele osób zapewne straciło by już cierpliwość jednak Keith wciąż starał się grzecznie zadawać pytania, w końcu dziewczynka słysząc o magicznej mgle wybuchnęła płaczem i nic już nie chciała powiedzieć.

Jakby w ramach rekompensaty za stracony czas do Duncana również uśmiechnęło się szczęście, bowiem pod stertą rupieci odnalazł pierścień z pięknym kamieniem szlachetnym, który mocno błyszczał białym światłem. Oczywiście krasnoludy już zaczęły oceniać jego wartość, jak to miały w zwyczaju, gdy tylko zauważyły jakieś świecidełko.

W końcu Lenard ruszył schodami na dół by sprawdzić co się dzieje z Valrodem i ich magicznym towarzyszem, na miejscu był już także Dantlan. Najemnik nie słyszał o czym rozmawiali, jednak gdy stał już obok nich jego wzrok od razu spoczął na czymś co powstało z ich magicznej kuli.

-Co ty do cholery wyprawiasz Valrod ?! - krzyknął Spoon ze złością - Chwilę nas nie ma, a ty już dobierasz się do naszej kuli ?!

-Ten...teges...wiesz, jakoś tak samo wyszło... - odrzekł w obronie elf.

-Samo wyszło? Po co w ogóle to dotykałeś ???

Elf głupawo spojrzał na najemnika, a następnie na dysk z szafirem.

-W sumie nie wiem, lecz jak widać udało mi się tą kulę rozłożyć na czynniki.

-Chyba nie prosiliśmy Cie o pomoc, prawda? - Valrod chciał coś powiedzieć, lecz Lenard tylko machnął ręką, zdenerwowanie nieco ustąpiło, gdy lepiej przyjrzał się dyskowi -Może zareagowałem zbyt gwałtownie...Nie znam się na magii, ale jedno jest pewne mamy teraz dwa wyjścia: opuszczamy to miasto i zapominamy co się tu wydarzyło albo doprowadzamy sprawę do końca - spojrzał na pozostałych - Ja jestem za wyruszeniem do ratusza.

Spoon nie miał zaufania do elfa, już na początku wydawał mu się podejrzany, wciąż miał przeczucie, iż Valrod coś przed nimi ukrywa, a jego prawdziwe zamiary dopiero się ujawnią.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 21-03-2009 o 16:01.
Bebop jest offline  
Stary 21-03-2009, 18:02   #70
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Keith nie wahał się dłużej.
Założył pierścień na palec. Przez moment miał wrażenie, że przez bijący od pierścienia blask nie widział własnej dłoni...

- Z pewnością Dantlan będzie miał bardzo ciekawe pomysły - powiedział. - Jak zwykle.

Nie dodał, że nie ma najmniejszego zamiaru konsultować z Dantlanem sprawy pierścienia i możliwości jego wykorzystania.

- Faktycznie, chodźmy na dół. Zobaczymy, co tam się stało...

Nagły wzrost ilości magicznej energii znajdującej się na dole wskazywał, że tam również doszło do jakiegoś odkrycia, chociaż nie tak znaczącego, jak tu.
Ruszył za Honogurai na dół.



Kuli nie było.
Zamiast niej był dysk i szafir, który okazał się źródłem magicznej energii.

- Jak rozumiem, trzeba było odpowiednio poustawiać te pierścienie na kuli? - spytał zaciekawiony.

Zarówno elf, jak i "duszek" obrzucili go dość obojętnymi spojrzeniami.

- Dobrze się domyślasz - powiedział elf.

Jego mina zmieniła się nagle. Spojrzenie elfa prześlizgnęło się po dłoni, na której widniało nowe znalezisko. Jeśli Vagold chciał ukryć wrażenie, jakie na nim wywarł pierścień, to raczej mu się nie udało.
Ku zdziwieniu Keitha elf nawet nie spytał o swój miecz, który najspokojniej na świecie wisiał u pasa Keitha i to na dość widocznym miejscu. Było to co prawda dziwne, ale wokół działo się tyle innych dziwnych rzeczy, że Keith nie zamierzał wypytywać o taki drobiazg, jak zwykły miecz.

W spojrzeniu, jakie Lenard rzucił na elfa widniała pewna doza nieufności. Cóż, może Spoon miał trochę racji... Elf pojawił się nie wiadomo skąd, nie było wiadomo, po co przybył do miasta.
Nieraz odrobina nieufności ratowała życie...

- Skoro jesteśmy na razie w tych samych tarapatach - Keith spojrzał na elfa z widocznym namysłem - to może zawrzemy, przynajmniej do chwili opuszczenia miasta, pakt o nieagresji?

Valrod przyglądał się przez dłuższą chwilę Keithowi, potem spojrzał na Dantlana. Wyglądało, jakby zastanawiał się nad słowami Keitha. W końcu, po dłuższej chwili zastanawiania się, powiedział:

- Zgadzam się.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-03-2009 o 18:25.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172