28-04-2009, 23:03 | #221 |
Reputacja: 1 | -Skąd... masz taką... rękę? Co ci się w nią stało? Czy to boli? Szamil chwilę milczał. "Skłamać czy milczeć? Część prawdy." -Ta ręka jest prezentem. Czy boli? Cholernie, gorzej niż to jak Berithi mną zamiatał las. - Jakiś ty błyskotliwy. Naprawdę myślisz, że po tym jak drow strzegł kręgu zostawiłabym go w pobliżu Takich Jak Wy choć na sekundę? Sprawa jest już obgadana z siłami wyższymi, które chętnie... zaopiekują się tym drowem. Jeszcze jakieś średnio przyjemnie lub mega przyjemne sprawy? Chciałabym wrócić do łóżka errrh do spania! Ucieszyło go, że nie sprawiała problemów, ba, że sama chciała tak zrobić. -No wiesz jeśli chodzi o mega przyjemne sprawy... Elf uśmiechnął się i mrugnął. -Dobra idę uratować nam znów tyłek przed mega złą drużyną. Tym razem postaram się nie zostawiać nigdzie Isendira samego. Do jutra, miłej nocy. Szamil wyszedł kierując się do swego pokoju. *** No tak, to nie był tylko jego pokój. Ork wyrzucał właśnie coś przez okno. Wilgotna, zmietolona kołdra leżała na łóżku elfa. Szamil wyciągnął miecz Isendira i za jego pomocą zwalił kołdrę na podłogę. Z łóżka zabrał szkatułkę i wrzucił ją do śwież odzyskanej torby. Torbe rzucił na podłogę i dwoma kopnięciami posłał pod łóżko. -Barbaku lece do karczmarza odzyskać własność drugiej ferajny. Jak wrócę będę chciał pogadać. Obaj mamy chyba kilka spraw do obgadania. *** Karczmarz stał za barem sam już lekko podchmielony. Szamil podszedł do baru. -Sprawę mam do obgadania. Ale rozumiesz... nie przy wszystkich... Konspiracyjny szept i gest oznaczający pieniądze przekonały karczmarza do pójścia z Szamilem w bardziej ustronne miejsce. Szamil nie przejmując się gospodarzem podparł drzwi krzesłem i podkasał lewy rękaw. Zdjął rękawiczkę ukazując żyłki. -Nie dawno pewien mężczyzna zostawił Ci prezent dla Vari. Oddaj mi go. Końcówki palców Szamila zapłonęły, zaczęła się z nich formować mała kula ognia. Dłoń zawisła nad krzesłem podpierającym drzwi. -Chyba, że chcesz nie mieć karczmy.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa zakalcem w ustach nie wyrośnie, dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi, w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |
29-04-2009, 18:50 | #222 |
Reputacja: 1 | Nizzre; Po wizycie Szamila zabarykadowałaś znów drzwi krzesłem. Usiadłaś na wyrku oglądając paczuszkę. Nie, nic nie tyka, nie chlupocze w środku. Rozdzierasz papier i otwierasz. W środku jest drewniana skrzyneczka! Obejrzawszy prezent wracasz do łóżka. Oczywiście nie swojego. To z drowem jest o wiele cieplejsze i wygodniejsze... Szamil; Schodząc na dół zauważasz Kall`eha śpiącego przy stoliku. Dwóch gości stolik nieopodal przygląda się mu badawczo. Na twój widok wstają i zbierają się z gorzkimi minami. Włażą po schodach na górę i znikają. Zapraszasz karczmarza na małą rozmowę. Dyplomaty z ciebie nie będzie, ale istnieje pewna półelficka, półdemoniczna zasada "po co mi retoryka, mam dres znaczy demoniczną łapkę". Drobna wizualna sugestia co do twoich zamiarów w razie odmowy podziała skutecznie pomimo częściowego wstawienia karczmarza. - DEMON!!! - wrzasnął w panice, odskakując od ciebie. Zatrząsł kolankami i sadełkiem, z hukiem runął na kolana, składając błagalnie dłonie jak do modlitwy. - Nie rób mi krzywdy synu Chaosu! - piszczał rozpaczliwie. - Cóż żem uczynił wbrew woli Pana Mgieł?! -Nie dawno pewien mężczyzna zostawił Ci prezent dla Vari. Oddaj mi go. - Przesyłkę...?! Ah!!! Tak, tak tak, przesyłkę...! Weź ją, proszę, weź i odpuść temu domostwu swego gniewu! Podał ci list. Rozwijasz karteczkę, czytasz. „Przybyłam tu wcześniej. Nie mogę zostać dłużej. Nie spotkam się z wami. Pozostawiam na zachód od karczmy, w domu, do którego głodny lekarz puka choć nie ma tam drzwi.” Barbak; Odświeżony, zabierasz się za prezent. Rozpakowujesz. Skrzyneczka! Z paczki wypadła też mała, papierowa saszetka, z jakimś białym proszkiem wewnątrz. Jest przy niej karteczka. 1. Zalać 500 ml wrzątku. 2. Zamieszać 11 razy w lewo. 3. Czekać do ostygnięcia. Uwaga! Nie mieszać z melisą, ani innymi preparatami zawierającymi elfickość!!! Faurin; No, pokój całkiem przytulny. Rozpakowujesz prezent. Faurin, Nizzre, Barbak; W paczuszce była kasetka! Nazamek szyfrowy z lierkami! [7 pokrętełek z literkami] Na spodzie jest wygrawerowany rysunek! oraz podpis: 41 51 54 11 44 51 15 Uzjel; - Ja... tylko... - wyjąkał chłopiec. Wyraźnie bał się spojrzeć ci w twarz. Przerażała go twoja stalowa maska. - Myślałem, że ten pokój jest pusty... miałem umyć podłogę!... Drzwi od pokoju na końcu korytarza otworzyły się nagle. Z pokoju wyszedł młody facet odziany w długie, złoto-czarne, drogie szaty. taszczył kostur i wyglądał na maga. Spojrzał na ciebie ukradkiem, pogardliwie, i zamknąwszy za sobą pokój ruszył korytarzem ku schodom. Chłopiec spuścił wzrok, nie patrząc na niego. Facet zszedł na dół. Chłopiec pożegnał się z tobą, odstawił wiadro pod drzwiami pokoju obok i pobiegł na dół. Po chwili usłyszałeś z dołu jego pisk bólu, jakby go ktoś uderzył. Po chwili mag wrócił żwawym krokiem i minął cię obojętnie. Otworzył swój pokój, wszedł, zamknął drzwi. Klik. Zamknął na klucz. Znów ktoś wchodzi po schodach. Na korytarzu pojawia się zielony zbrojny, Barbak. Ku twojemu zdumieniu podchodzi do drzwi pokoju maga i puka. Czeka na odpowiedź. - Tak? – pyta z wewnątrz mag. Po chwili uchyla drzwi i zerka pytająco-potępieńczo na orka. - Pozdrowion bądź Mistrzu Sztuk Magicznych – odezwał się ork. - Jam jest Barbak syn Zerat'hul'a. Poszukuję Twej mądrości i rady. Czy zechciał byś mi pomóc? Barbak; Mag zmierzył cię zdumionym, nieufnym wzrokiem. Ogląda cię od stóp do głów, jakby czegoś...hm... konkretnego szukał... Zauważa medalion ze smokiem i liczne zdobienia na zbroi z symbolem Paladine`a. - Światło z tobą – wymamrotał. – Jakiej rady się ode mnie spodziewasz? Uzjel; Barbak gada i szemra z magiem. Po chwili mag wpuszcza go do swojego pokoju [omg] i zamyka za orkiem drzwi.
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |
30-04-2009, 14:48 | #223 |
Reputacja: 1 | Zamek kuferka zdawał się być łamigłówką. Orki nie były rasą predestynowaną do łamigłówek. Barbak zareagował dokładnie tak jak większość zielonego lodu reagowała w takich okolicznościach. Spojrzał krytycznie na pudełko, przyłożył do ucha sprawdzający czy przypadkiem nie tyka, delikatnie potrząsnął... dopiero potem zapoznał się z instrukcją obsługi. Ta mówiła o konieczności ustawienia 7 pokręteł na odpowiednich pozycjach... to zapewne równało się otwarciu skrzyneczki. Oprócz kuferka, ork otrzymał jeszcze dziwnie wyglądającą saszetkę z białym proszkiem. Zielony nie raz widywał już biały proszek. Potrafił on czasem zdziałać cuda. Czasem okazywał się być tylko i wyłącznie ścinkami z mydła. Ork opił się raz takich ścinek, ku szczerej uciesze gawiedzi.. Nic to przyjdzie zapewne jeszcze raz spróbować. Czytał dalej: 1. Zalać 500 ml wrzątku. 2. Zamieszać 11 razy w lewo. 3. Czekać do ostygnięcia. - A ile to jest 11? Zapytał z rozbawieniem pod nosem. Orki powszechnie znane były z zamiłowania do bitki, mordu, gwałtu i innych takich... orkowskich zajęć. Matematyka daleka była od zajęć orkowskich, a Barbak daleki był od uważania się za umysł ścisły (spaczony czy nawet chory to a i owszem, ale nie ścisły!). Zielony lud liczenie opierał zazwyczaj na prostych kalkulacjach: jeden, dwa, trzy, dużo, wiele, o w mordę, wiejemy! Barbak na całe szczęście odebrał podstawowe wykształcenie także w dziedzinie matematyki (choć ile razy sobie to przypominał, tyle razy zaczynała go boleć głowa). Saszetkę z podejrzaną substancją schował za pazuchę. Kuferek na razie pozostawił samemu sobie. Udał się porozmawiać... ... Rozmowa jak się okazało przebiegła zaskakująco dobrze. Za stosunkowo niewiele, mógł otrzymać bezcenne informacje. Oczywiście potrzebował pomocy, ale pewien był że Synek da się wciągnąć w małą rozgrywkę. W końcu dla niego również informacje mogły być cenne. Gdy ork wyszedł z pokoju Maga nieznacznie się skrzywił. Uzjel, stał w drzwiach swego pokoju. Zdawał się być zaskoczony widokiem orka. Znaczy się Barbak tak uważał. Nieprzenikniona maska wojownika jak zawsze nie wyrażała absolutnie nic. Ork opanował się szybko, po czym skierował zaciśniętą prawicę w kierunku swego serca. Skłonił delikatnie głowę w kierunku przyjaciela, po czym udał oddalił się od pokoju maga i od Uzjela. Zabrał kuferek i poszedł na dół. Szczery uśmiech wykwitł na jego twarzy, gdy zobaczył śpiącego karła. - Barban... Barbana nie było..... - DEMON!!! Dobiegło z zaplecza. - Czy możliwe to abym miał aż takie szczęście?[/i] Stwierdził do siebie ork, a krew zaczynała już w nim wrzeć na myśl o potyczce z potępionym. Odstawił pośpiesznie pakuneczek, dobył topora i młota. Przeskoczył przez bar i pomknął w kierunku zamkniętych drzwi. - Nie rób mi krzywdy synu Chaosu! Barbak nie sprawdzał czy drzwi były zamknięte. Znacznie lepszą metodą było ich otwieranie techniką "z baranka". Potężne ramię w pełnym biegu oparło się o drzwi, które musiały po chwili ustąpić. Gdy to nastąpiło, ork ze zgrabnym przewrotem wpadł na zaplecze... - Cóż żem uczynił wbrew woli Pana Mgieł?! - E.... Synek? Samael odebrał właśnie jakąś przesyłkę z rąk barmana. - Czy mamusia nie mówiła ci co byś, po pierwsze nie czytał cudzych listów, a po drugie nie bawił się zapałkami? Spokojnie gospodarzu. Wstańcie Panocku z klęczek i nie obawiajcie się o swój żywot. Ork podniósł człeka z klęczek i zaczął otrzepywać go z wyimaginowanego kurzu. Ten elf nie zrobi Ci krzywdy tak długo jak ja tu jestem. Prawda Samaelu? Ork zmierzył elfa zimnym spojrzeniem, nie zabrał mu jednak listu. Straszyć to jedno, a pozyskiwać stosowne informacje to coś zupełnie innego. Informacje potrzebne im były niemal tak samo bardzo jak powietrze do oddychania. - No Panie gospodarzu. Przestańcie się trząść. Żadne nieszczęście Was nie spotka. Zaparzcie mi pół litra wrzącej wody i dajcie do tego jakieś pokaźnie mieszadło. A ja zajmę się tym tu demonem. Dobrze? Nazwanie Samaela demonem wywołało mimowolny uśmiech na orczej twarzy. Ork następnie skinieniem poprosił elfa aby ten podążył za nim. Usiadł za stołem, tak jednak aby nie budzić Kall'eh'a. Wiadomym było, że karły potrafią być wredne, jednak niewyspany, niedopity, lub co gorsza skacowany karzeł bywał po prostu nie do zniesienia. Tak więc uprzedzając prawdopodobną reakcję swego kompana, Barbak zamówił jeszcze "klinika na przebudzenie". Postawił go przed głową przyjaciela, tak aby po przebudzeniu naczynie było pierwszym widocznym przedmiotem.... Karzeł podziękuje mu później. Potem oddał się krótkiej dyspucie z Samaelem. Na tematy tak błahe, jak straszenie karczmarza, jak i poważniejsze. Rozmawiając z elfem ork bacznie przypatrywał się kuferkowi i dołączonej do niej instrukcji. Gdy barman przyniósł mu wrzątek sprawnym ruchem wsypał zawartość torebki do wody, zamieszał w lewo teatralnie odliczając do jedenastu. Potem dalej przyglądał się kuferkowi. Odliczał coś na palcach i liczył w pamięci. Gdy był już pewien swego uśmiechnął się zadowolony z przenikliwości swego umysłu. Pewnym ruchem wybrał na zamku litery wpisując: O T W A R T E, łyknął chłodnego już wywaru i zajrzał do kuferka.
__________________ Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia? ~ Gargamel. Pieśń przed bitwą. |
30-04-2009, 19:33 | #224 |
Reputacja: 1 | X wtrąc Barbak; Karczmarz rzucił się [to nie był szczupak, to była pijana makrela!] ku drzwiom i wymknął się szybko ze spiżarni. Po chwili wrócił z naczyniem wrzątku. Wyglądał na przerażonego, jakbyś potrzebował tego wrzątku nie wiadomo do czego... na przykład do skąpania w nim kogoś... Wsypujesz. Mieszasz. Z napoju uchodzi biała, skrząca się mgiełka. Kiedy ostygło, wyglądało jak... erh... fosforyzujące na biało mleko. Bierzesz łyka. Szamil; Gadacie przy stoliku, karzeł śpi, Barbak pichci. Ork bierze łyk wywaru... i naraz z głośnym - PFFFFFH!!! - wypluwa... Barbak; Ekhu ekhhhh tfuuu paskudztwo...!!! Co to jest?! Wywarek zaczął nagle mocno parować białą mgłą! W ciągu kilku sekund wyparował cały, a gęste, białe opary wijąc się tańczyły magicznie smugami w powietrzu, wijąc się wokół ciebie. Oplotły się wokół twojego prawego ramienia, zlewając się w jedną jasną, grubą smugę, przybierająca kształt sierpa księżyca... Gęstniejącą, tężejącą, nabierającą kształt... łuku!!! Zacisnąłeś pięść na świetlistej broni. Maleństwo!!! Jednak kocha – wróciło!!! [na podłodze, świetlisty, wypluty, leży kołczan strzał] - Nieee!!! – jęknął nagle karczmarz z kuchni. – Przecież oddałem przesyłkę, błagam...! TRACH!!! – słychać jak coś dużego z hukiem rąbnęło o ziemię. Karczmarz wybiegł z kuchni i rzucił się do drzwi knajpy. Zniknął na dworze. Zdumieni wstajecie do stołu czujnie idziecie z sali głównej do kuchni. Przy ścianie stoi wielka drewniana beczka kiszonych ogórków, rozbita. Ogórki walają się wokół w wyciekłym z beczki soku. BRZDĘK!!! – dobiega naraz z sali głównej! Zawracacie szybko. Przy waszym byłym stoliku leżą resztki roztrzaskanej butelki wódki! Na kontuarze zaś siedzi na czterech łapach skulony, włochaty zwierz! Ciemnoszara, skudlona sierść, wilcza! Ale to nie jest Elir... To nawet nie jest wilk!!! Dwumetrowy wilkołak prostuje się, stojąc na ladzie, łypiąc na was błyszczącymi ślepiami! Kall`eh; ...!!! PSIA jego...!!! Spałeś w najlepsze, gdy naraz któryś żartowniś pierdyknął cię czymś twardym w tył głowy!!! Otwierasz zamglone oczy, chwiejąc się na krześle usiłujesz się pozbierać, wstać i dorwać gnidę... Ale zamiast tego z hukiem i gracją zalanego dwarfa wpadasz pod stół!
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |
30-04-2009, 22:33 | #225 |
Reputacja: 1 | Płonąca ręka okazała się bardzo przekonywującym argumentem, wszystko byłoby dobrze gdyby nie Barbak. -E.... Synek? Gdyby spojrzenie mogło zabijać... -Czy mamusia nie mówiła ci co byś, po pierwsze nie czytał cudzych listów, a po drugie nie bawił się zapałkami? Spokojnie gospodarzu. Wstańcie Panocku z klęczek i nie obawiajcie się o swój żywot. ...Barbak już byłby martwy... -Ten elf nie zrobi Ci krzywdy tak długo jak ja tu jestem. Prawda Samaelu? ...a w ścianie za nim widniałaby wieeeelka dziura. -No Panie gospodarzu. Przestańcie się trząść. Żadne nieszczęście Was nie spotka. Zaparzcie mi pół litra wrzącej wody i dajcie do tego jakieś pokaźnie mieszadło. A ja zajmę się tym tu demonem. Dobrze? Ork skinął na Szamila ten podniósł tylko rękę w geście zatrzymania. -Nie zrobię Ci krzywdy jeśli zastosujesz się do moich poleceń. Gdy przyjdzie Vari udasz, że nie było żadnej przesyłki i nikt o nią nie pyta. Gdy Ciebie mocno przycisnął powiedz, że zabrał ją Berithi. Zapamiętasz? Karczmarz trwożliwie skinął głową. *** Siedzieli, gadali, ork pichcił. Za pomocą starego orczego sposobu z wody w proszku (zalewasz proszek wodą i masz wodę) stworzył łuk. Ba, próbował go nawet wypić. Gdy ork z uśmiechem otworzył swoją szkatułkę elf uśmiechnął sie. -Jak znasz się na tym, to mam podobną w torbie pod łóżkiem. Będę wdzięczny za otworzenie, chociaż może spróbuję trzasnąć w nią młotkiem... Elf co raz czytał wiadomość do Vari, gdy uznał, że na pewno zna ja dokładnie na pamięć najzwyczajniej w świecie ją zjadł. *** Siedzieli dalej... Nagle karczmarz wybiegł z krzykiem, chyba miał demoniczną fobie. Chory widział wszędzie demony. No ale cóż, trzeba to sprawdzić, a nóż to ojczulek się rozbija. Chociaż nie, to nie w jego stylu. Może jakiś sługa albo drugi team. Szamil powoli ruszył za orkiem, po drodze zdjął kurtkę i rzucił na oparcie pobliskiego krzesła. Weszli na zaplecze i znaleźli tam śmiercionośna beczka na ogórki, na całe szczęście ktoś już temu zaradził i wypruł jej flaki. Szamil iście demonicznym zwyczajem zaczął je pałaszować. -Wiesz co Barbaku? Dobre te ogórki... No ale ja nie o tym miałem... Ktoś musiał być silny by rozwalić taką beczkę... No cóż, w każdym razie tego ktosia już tu nie było. Wyszli do sali z zamiarem dalszej dyskusji, picia, konsumpcji i wdrożenia swoich planów w życie. Niestety jakiś zmutowany burek próbował właśnie zatańczyć na stole. Szamil trzeźwo ocenił ich szanse. -Uważaj to może być czyjaś bestia. Plan numer pięć. Przez dwa lata wspólnego podróżowania Szamil i Barbak wypracowali różne sposoby walki. Plan numer pięć zakładał obezwładnienie przeciwnika masą i pędem orka i dekapitacje z rąk Szamila. Elf dobył miecza, nie zamłynkował, znał tę broń dobrze i nie zwykł się popisywać (w tak banalny sposób). Rękę z mieczem opuścił wzdłuż prawej nogi i przygotował się do przesadzenia susem lady. Oczywiście jak każdy dobry wojownik zawierzał bardziej odruchom niż planowi, tak więc był gotów na wszelkie zmiany planu wprowadzone przez orka.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa zakalcem w ustach nie wyrośnie, dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi, w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |
01-05-2009, 17:09 | #226 |
Reputacja: 1 | Nizzre sprawdziła jeszcze raz czy drzwi i okna są zamknięte. Fufi znów złożył nogi i zwinął się w kłębek na podłodze. Wielki było to kłębek ale kłębek. Elfka poklepała pająka na dobranoc i przysiadła na swoim łóżku. Obok drow nadal spał. Westchnęła, zrezygnowana. Przesiadła się na jego łóżko. Obserwowała go chwilę, te zamknięte powieki, zastanawiając się, co dalej stanie się z tym drowem. Zarówno Światło jak i Chaos czuwały nad nim i obiecały że czuwać będą. Ale nie tak miało być. Ona miała nad nim czuwać. On był jej. Los jej go zesłał, nie ważne, czy Światło, czy Chaos. On miał być jej! Westchnęła znów, kładąc się obok drowa. Znów to przyjemne uczucia wewnątrz... Usypiając, pomyślała o całej reszcie. Co dalej? Pewnie spotkają się nie raz. Czy był sens aby podróżowała z nimi? Isendir był elfem, stąd była nim zainteresowana najbardziej. Ale po tym jak podszedł do jej wsparcia i jej pocałunku straciła wszelkie złudzenia. Barbak najwyraźniej nie lubił drowa i podpadł jej tym że zostawił drowa pilnującego kręgu. Była za to pod wielkim wrażeniem jego spokoju, opanowania i dojrzałości, po tym jak stoczył walkę z Uzjelem i podał mu dłoń na koniec. To był wyjątkowy ork. Szamil był świrnięty. Miał ojca demona, wiec musiał być świrnięty. DO tego zostawił beztrosko towarzysza na pastwę losu. No ale elfom półdemonom można wiele wybaczyć. Kall`eh był poczciwym dwarfem ale jego dwarfowość odrzucała elfkę. Uzjel był... Uzjel... był... Poruszyła się nerwowo. Uzjel był po prostu... „Nie, nie poddam się tak łatwo...” Przytuliła się do drowa, pogłaskała go po głowie i zamknęła oko. Miała dziwny sen... YouTube - Eris Bleeding Love Taking him to the white lands Of Innocence Empathica A widowed writer, torn apart by chains of Hell Oh my, how I hate what I have become Take me home Getaway, runaway, fly away Lead me astray, to dreamer’s hideaway I cannot cry ’cause the shoulder cries more I cannot die, over and over, Forgive me, I have but two faces One for the world, One for God Save me Take me home
__________________ "Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D |
03-05-2009, 21:32 | #227 |
Reputacja: 1 | Chłopiec zdawał się być przerażony, choć Uzjel starał się wyglądać tak przyjaźnie jak tylko było to możliwe. Nie było to proste w pełnej zbroi płytowej stworzonej przez demona, zwłaszcza że twórca nadał jej kilka charakterystycznych cech. Zwłaszcza ta stalowa maska najwyraźniej nadawała mu nieludzki wygląd, bo pucybut jak ognia unikał spojrzenia w nią. Być może ze zdenerwowania chłopak zaczął plątać się w tym, co mówił, co nasunęło rycerzowi podejrzenie, że został on tutaj przysłany. Jakby na potwierdzenie tych domysłów z pokoju obok wyszedł mężczyzna w stroju maga, za którym chłopak bez wahania pobiegł. W chwilę później z dołu dobiegł do niego pisk bólu chłopaka, najpewniej uderzonego przez maga. Czyżby to on był tym, który go przysłał? W tym miejscu najpewniej znajdowali się tylko gracze... Nasuwały się więc dwie paskudne myśli: albo chłopiec jest jednym z zawodników walczących o szablę, co oznaczało wciągnięcie go w brutalną walkę bez zasad, gdzie narażony byłby na towarzystwo takich osób, jak ten mag. Istniała jeszcze druga, o wiele gorsza możliwość. Chłopak mógł być czyjąś ,,bestią"... Nie było wszakże zastrzeżeń, że bestia nie mogła być człowiekiem. Niezależnie od tego, jak sytuacja wyglądała będzie się musiał przyjrzeć temu magowi. Wiedział, że choć szlachetna byłaby pomoc chłopakowi, to mogłaby ona przysporzyć mu więcej kłopotów. Gracza nie dało się zabić na stałe, a nawet gdyby Uzjel solidnie go poturbował to mógłby się potem odegrać na chłopaku. Jedyne co pozostawało to zaciśnięcie pięści i spokojna obserwacja Nieruchomo, niczym posąg obserwował powrót czarownika. Jedynym ruchem było powolne obrócenie głowy i odprowadzenie go wzrokiem do drzwi. Jednak ku jego zdziwieniu w chwilę później na schodach zjawił się Barbak, zmierzając najpewniej do pokoju maga. Uzjel odpowiedział mu skinieniem głowy i także jego odprowadził aż do drzwi pokoju. Nie widział jednak sensu w dalszym wystawaniu tutaj, nie miał ochoty wracać po halabardę do pokoju. Uznał więc, że broń jest w dobrych rękach, a jemu samemu nie grozi żadne większe niebezpieczeństwo, dlatego skierował swoje kroki z powrotem do głównej sali karczmy
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life. —Terry Pratchett |
04-05-2009, 15:32 | #228 |
Reputacja: 1 | Nizzre; [w wyrze z drowem] Szamil; zapamiętujesz wiadomość i pożywiasz się nią. Ale nadal jesteś głodny. Po chwili wcinasz kiszone ogórki z podłogi. Na widok wilkołaka [on chce twoje ogórki! Nie ma!!!] rzucasz się w jego kierunku, zgrabnym elfickim susem przesadziwszy kontuar atakujesz z bara i zwalasz wilkołaka na podłogę. Uzjel;Z dołu dobiegł huk. Schodziłeś po schodach kiedy rozległ się kolejny łomot. Zszedłeś do sali głównej; Kall`ech leży pod stołem, zalany, Barbak stoi w drzwiach kuchni, Szamil tarza się po podłodze z... Elirem...? Ah te elfy... Nie, moment, to nie Elir! Nie ten kolor sierści, nie te gabaryty! To wilkołak?! Wszyscy; Zza okien karczmy dobiegło nagle głośne wycie wilka.
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |
04-05-2009, 16:16 | #229 |
Reputacja: 1 | Swym życiu pijał już różne świństwa. Tak więc coś co przypominało napromieniowane mleko nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. Zdawał sobie sprawę od kogo to mleko było, zdawał sobie sprawę, że będzie tego żałował... ale z jakiegoś względu nie mógł się powstrzymać. Gdyby V. chciał aby ork nie żył pofatygował by się do niego osobiście (w końcu już raz to zrobił). Z jakiegoś jednak względu V. nie chciał naprawiać swego błędu. Przynajmniej na razie. Cóż. Mogła to być szansa dla orka. Mogły to być również jedynie płonne nadzieje. Łykną. Zakrztusił się. Wypluł to, co miał w ustach. Biały obłok zaczął formować się przed jego oczyma. Początkowo wprawiło to orka w stan niepewności. Nie! Nie bał się. Po prostu zastanawiał się co to podrzędne piekliszcze znowu wymyśliło. Otruć go chciał czy jak? Powinien wiedzieć, że orki miały też dość pokaźne przełyki... raczej ciężko było aby coś mu stanęło w gardle... - O w mordę! Stwierdził, a głos zaczął mu się delikatnie łamać. Obłoczki zaczynały kształtować pewien dobrze znajomy kształt. Kształt przyjaciela, z którym przyszło mu się kiedyś rozstać. Przyjaciela, którego jak mniemał stracił na bardzo długo. A tu, w tej zapomnianej przez Almanakh i Almene karczmie, dostał to czego chciał. - Dzięki Ci Paladine. Dzięki Ci światło! Ukląkł, podniósł broń. Zaczął ją dokładnie oglądać. Z czcią godną czegoś zupełnie innego. Łuk przewyższał orka o dobre pół metra. Maleństwo zasadniczo mogło by pełnić rolę małej balisty oblężniczej... nie jednak w dłoniach Barbaka. Zielony wojownik ujął broń, zważył ją, sprawdził miejsca mocowania cięciwy, delikatnie ją naciągnął. Z nostalgią zatrzymał dłoń na koślawych runach, które przed wieloma laty sam wyskrobał, na symbolach smoka, które onegdaj pewien krasnolud wytrawił kwasem. W końcu raz jeszcze rzucił okiem na swego przyjaciela. Maleństwo było skonstruowane z połączonych ze sobą zwierzęcych ścięgien i drzewa. Był to łamaniec, który w połączeniu ze swym rozmiarem dawał blisko 150 funtów naciągu. Niemożliwe? Nieporęczne? Oczywiście. Dla każdego człowieka, czy elfa. Dla tych ras ta broń była po prostu za duża i nazbyt toporna. W rękach orka, stawała się jednak doskonałym narzędziem, które z chirurgiczną wręcz precyzją potrafiło razić wroga... Oczywiście pod warunkiem, że miało dobry dzień. W odpowiedzi na nieme pytanie Samaela, uśmiechnął się i całkiem poważnie stwierdził. -This is for long-forgotten Light at the end of the world Horizon crying The tears I left behind so long ago Perlista łza spłynęła po zielonym policzku. Ujął prawicą kołczan pocisków, które tak jak łuk, były odrobinę za duże (z powodzeniem mogły by pełnić role pillum lub małej włóczni gdyby nie pierzaste lotki). Przytroczył go do prawego uda. Rzemienie zacisnął mocno, czując od razu jak wracają wspomnienia. Zastanawiał się gdzie teraz przyjdzie mu taszczyć młot wraz z toporem, jednak postanowił zająć się tym później. - Zielony! Co to? Emanuel wrócił w końcu. - Wędka! Ork uśmiechnął się. Jednak nie do pchły, a do kogoś zupełnie innego. - Ke? - Nie ważne. Przywitaj się. To MALEŃSTWO! - To jest... - ... Maleństwo. - To jest ta broń, którą V.... - ... Tak. - O PALADINE! W co ty się pakujesz znowu? - Na razie jeszcze nie wiem. Pomożesz? - Obiecałem komuś, że Cię nie zostawię w potrzebie. Ale bądź tak dobry i tego nie wykorzystuj! TRACH!!! Ork podniósł głowę, a jego wzrok wyrażał pomieszanie: "WTF" z "Let's Kill Somebody". Na twarz orka wymknął się delikatny uśmieszek. - Emanuelu? Zawołał cicho gdy w prawicy była już strzała, a lewa ręka pewnie (jak za starych dobrych lat) trzymała Maleństwo. [i]- Si? - Niech gra muzyka![i] http://www.teledyski.onet.pl/10178,4...teledyski.html Emanuel, ukulele mienił ma jakieś klawisze, a za jego plecami, na orkowym pancerzu, wykwitł jakiś zespolik wraz z dość pokaźną ilością nagich niewiast (znaczy się pcheł). Wkrótce też popłynęły dźwięki. Samael, miast porządnie przygotować się do walki, zaczął się rozbierać, karzeł spał...(wykorzysta go?) piękna kompania. Jak zawsze. Ork ujął pocisk do maleństwa w zęby, drugi położył na cięciwie. Zaczął szybkim krokiem zmierzać w kierunku zaplecza. Gdy tam dotarł jego oczom ukazała się porozrywana beczka z kiszonką. Szamil nie wiedzieć czemu zaczął się w najlepsze zajadać. W tym co robił było coś dziwnego, jego zachowanie aż za bardzo przypominało demonie. Ork nie zwracał na to aż tak wielkiej uwagi, jednak niepokoił go ten fakt. -Wiesz co Barbaku? Dobre te ogórki... No ale ja nie o tym miałem... Ktoś musiał być silny by rozwalić taką beczkę... - Miecz muszał dusze pazuły, ostłe kły. SZakładaj kaptułek. Będziesz łobił sza przynętę. Zadrwił zielony. BRZDĘK!!! W sali rozbijał się wilkołak. Pomiot, piekliszcze. Coś co zdecydowanie winno czem prędzej zostać odesłane. -Uważaj to może być czyjaś bestia. Plan numer pięć. Synek myślał trzeźwo. To faktycznie mogło być czyjeś piekliszcze. I to nie tylko przywołaniec, a po prostu czyjaś bestia. Trza zatem było faktycznie uważać. Ork kiwnął głową na potwierdzenie faktu, że wybrany plan jest dobry. Nigdy nie przepadał za nazywaniem planów i to Samael wymusił na nim, aby nazywać taktykę. Tak czy inaczej miał racje. Teraz trza było wykorzystać masę i wdzięk Barbaka oraz wrodzone talenta Samaela..... Tak więc, gdy Barbak wyszedł zza baru, jednym płynnym ruchem napiął Maleństwo. Cięciwa na chwilę dotknęła kącika ust orka, tak że mógł on poczuć jej słony smak. Uderzenie serca później, pocisk już mknął ku swemu przeznaczeniu. - Osłaniaj! Nie zabijaj! To trzeba odesłać! Kolejna strzała w ułamku sekundy znalazła się na cięciwie. Ork zamarł w pozycji strzeleckiej. Czekał na to co wydarzy się dalej.
__________________ Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia? ~ Gargamel. Pieśń przed bitwą. Ostatnio edytowane przez hollyorc : 05-05-2009 o 08:45. Powód: błędny link |
04-05-2009, 18:20 | #230 |
Reputacja: 1 | Pojawił się jak gdyby nigdy nic przed jakimś budynkiem. Rozejrzał się - był sam. Po wrzawie dochodzącej ze środka uznał, że to pewnie jakaś karczma. Pociągnął za drzwi i od razu poznał że miał rację, ponieważ zapach który jego nozdrza zarejestrowały był jednoznaczny. Przewinął wzrokiem po izbie. "Normalna karczma, tylko trochę pusta" - pomyślał, widząc leżącego krasnoluda na jednym ze stolików, który był jedynym aktualnym klientem. Spokojnym krokiem podszedł do kontuaru. Rozejrzał się w poszukiwaniu karczmarza, jako że chciał coś zamówić do picia, gdyż niezbyt podobała mu się ta cała sytuacja. Jakieś krukopodobne coś każe mu zbierać dusze, bo jak nie to go nie wypuści. Phi. Jakby on chciał gdzieś uciekać. W jakim by świecie nie był, prędzej czy później wezmą go za wyrzutka. Tu mu jak na razie było najlepiej. Usiadł grzecznie na siedzeniu przy barze, szukając wzrokiem sprzedawcy. Koniec końców, podparł się na łokciach i z nudów zaczął wpatrywać się w szklankę pełną wódki. "A może by tak sobie wziąć kieliszek?" Popatrzył na dwarfa - spał jak zabity, pewnie się upił jak to krasnoludy potrafią robić. "Nawet nie zauważy jak się napiję." - i wyciągnął ku szklance łapę. Na kilka centymetrów od jego dłoni trunek poderwał się w górę. Zdziwiony wilkołak spróbował znów uchwycić szklankę, lecz ona zawsze odskakiwała przy bliższej odległości. "Ktoś tu robi sobie ze mnie żarty" - pomyślał, i próbował zaskoczyć szklankę wskakując na kontuar i próbując złapać wredny pojemnik dwoma łapami. Niestety, jego cel znów mu się wymsknął, a na skutek zachwiania równowagi wylądował na czterech łapach na kontuarze. Zaczynało go to coraz bardziej denerwować. Szklanka odfrunęła trochę od niego, jakby próbując sprowokować go do pójścia za nim. "O nie, co to to nie. Ja się już stąd nie ruszam" - i usiadł demonstracyjnie na barze, z założonymi rękoma na piersiach. Nagle jednak szklanka rzuciła się prosto na niego, a zaskoczony wilkołak z ledwością wykonał unik, w wyniku czego leżał na kontuarze jak długi. Usłyszał głośny trzask, więc szybko przeskoczył na łapy i spojrzał w kierunku, z którego dotarł dźwięk. Wniosek był prosty - rozpędzona szklanka trafiła w śpiącego na stoliku krasnoluda. Szukając dowcipnisia Sathem okręcił się wokół siebie, kierując nos w stronę drzwi, z których wydobywały się różne dziwne dźwięki, jakby krztuszącą się postać. Po chwili z nich wyszły dwie postaci - jedna mniejsza, chudsza, takie papierowe chucherko, może elf, może jakieś inne dziwne stworzonko. Za nim zaś stała potężna zielona postać, ork jak się patrzy, trzymający w dłoni łuk. Ta postać z tyłu kogoś mu przypominała, jakby coś, kiedyś, z kimś, ale nie do końca... Na rozpoznawanie zresztą czasu nie miał, ponieważ ten mały zaraz się rzucił się na niego przeskakując kontuar i pociągając z barku zrzucił go z baru. "Co to, do jasnej Almeny, ma być? Powitanie?! A mówili że to ja się nie umiem zachowywać w towarzystwie... Ja Ci dam takie powitanie, że go nie zapomnisz popaprańcu" - szybko chwycił równowagę, otrzepał się, i kiedy elf wynurzył się zza kontuaru rzucił się na niego z wyraźnym zamiarem przygwożdżenia do podłogi i wyjaśnienia sytuacji. Leżąc na nim, poczuł ogórki. Wybitnie poczuł ogórki. - Co Ty żarłeś gościu? Kojarzysz może termin "Guma Do Żucia" albo chociaż "Codzienne Mycie Zębów"? Nie? Oj przydałoby Ci się zapoznać z nimi, i to bardzo. - wilkołak odsunął głowę żeby nie czuć tego smrodu, gdyż od małego dziecka nienawidził ogórków w żadnej postaci. Czy kiszone, czy słodkokwaśne, czy zupa ogórkowa - wolał pić wodę z rzeki niż to jeść. Nawet z sałatki ziemniaczanej ogórki wydłubywał i strzelał nimi do innych współstołowników. Nagle usłyszał wycie wilka. Postawił uszy, podniósł głowę. "Iskra?" - pomyślał, lecz w tym momencie zobaczył orka mierzącego w jego stronę z łuku. Ten wyraz twarzy oznaczający pełne skupienie i koncentrację. Ta postawa. Nie miał wątpliwości. W chwili, kiedy ork wypuścił strzałę, z jego pyska wytoczyło się słowo: - Barbak? - po czym spróbował przetoczyć się żeby uniknąć strzały.
__________________ Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek... gg:10518073 zazwyczaj na chwilę - pisać jak niedostępny, odpiszę jak będę |