Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2009, 21:37   #611
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Vrine'winith! Vrine'winith cha'kohkev orbb elg'caress!!! – darł się zaciekle mroczny elf, podskakujący na pajęczym grzbiecie w rytm biegu Fufiego.
Drow był wciąż na tyle słaby i zdrętwiały, że nie był w stanie podnieść się, aby uzyskać jakąś sensowną pozycję na swoim wierzchowcu-nie-z-wyboru, więc obijał się w tę i we wtem między głowotułowiem a odwłokiem wielkiego galopującego pająka, próbując utrzymać się na jego grzbiecie przytrzymując się pukli twardych, ostrych i długich pajęczych włosów. Cedził przekleństwa przez zaciśnięte zęby, próbując zebrać myśli wbrew wszechogarniającemu bólowi całego ciała.
- Vrine'winith!!! – wrzeszczał rozkazująco, ale niewzruszony pająk gnał galopem przed siebie, w płonący las.
Gnał szybko i mroczny elf był wściekły z tego powodu – coraz większy dystans dzielił go od Nizzre. Nagle ognisty las urwał się, pająk wybiegł z ognistej, spopielonej ziemi na trawę. Mijał teraz uschnięte, martwe, ale już nie płonące drzewa, a po chwili mijał już te zieleniejące i żywe. Iliamdrill z rozpaczą odkrył, jak daleko jest teraz od Nizzre. Z tęsknotą i paniką spoglądał na oddalającą się ścianę lasu stojącego w ogniu. Syknął nienawistnie przez zaciśnięte zęby, trzymając się pukla pajęczych kłaków zdołał wreszcie wymacać ręką pochwę sztyletu. Z wściekłym warknięciem dobył ostrza i mściwie wbił je w pajęczy odwłok. Pająk zapiszczał przenikliwie i wierzgnął w odwecie, wyhamowując gwałtownie. W wyniku wierzgnięcia drow został wyrzucony w powietrze, przefrunął ponad zjeżonym Fufim i z jękiem padł plackiem na trawę. Słuchając pajęczego popiskiwania z sarkastycznym stękaniem mozolnie zbierał obolałe i odrętwiałe ciało z ziemi.
- Patrzcie no!
Mroczny elf gwałtownie podniósł głowę, ale powaliła go czyjaś stopa przygniatająca jego plecy. Gatenowhere podszedł do Deena i trącił go odpędzająco w kirys.
- Zostaw – powiedział swym spokojnym, beznamiętnym głosem. – Zabieraj tę nogę, chyba, że chcesz, aby Mgły ci ją urwały.
Deenowi mina zrzedła, od niechcenia zabrał nogę z drowich pleców i cofnął się niemrawo. Na widok Fufiego wzdrygnął się.
- Fufi!
- Pfffh! – ofuknął go Fufi.
Mroczny elf leżał na ziemi, dochodząc powoli do siebie, nie poruszając się.
- Wstawaj – poradził spokojnie Gate.
Drow ani drgnął.
- Ej, on coś tu ma – Deen podszedł ciekawsko do pająka.
Fufi obserwował go wszystkimi swoimi ślepiami. Rycerz zauważył sztylet wystający z pajęczego odwłoka.
- Dobry, grzeczny pająk...
- Pfffh!
- Bądź miły to nie zaboli. Chyba.
- Fffffffh!
Deen zdziwił się, że Bestia pozwoliła mu do siebie podejść. Ośmielony, chcąc zaszpanować z okiełznaniem bestii, przesunął dłonią w stalowej rękawicy po pajęczym zadzie. Fufi nie drgnął.
- Tak, mówiłem, dobry pająk! – poklepał zwierzę. – Pokaż, wujek ci pomoże...
Sięgnął po sztylet i chwycił za rękojeść. Upewnił się, czy Vari obserwuje, jak mężnie poskramia pająka, po czym wyszarpnął ostrze z rany. Fufi zapiszczał i syknął.
- Już! Widzisz? – Deen oglądał piękny sztylet. – I co, nie bolało, nie? Mówiłem, że się dogadamy! – poklepał pająka. – EJ!... – nogogłaszczka chwyciła za torbę podróżną i zerwała ją z ramienia rycerza. – Zostaw!!! – ale Fufi już rozdarł torbę i zbierał właśnie prowiant, który rozsypał się na trawie. – A pójdziesz ty!!! - ale pająk już chwycił spory kawał wędzonej szynki i błyskawicznie obrócił się zadem do rycerza. – To kosztowało majątek!!! – wściekły Deen obiegł pająka dookoła by wyrwać mu z gęby swoje żarcie, ale pająk sukcesywnie obracał się wokół swojej osi, przez co Deen nie mógł sięgnąć jego mordy. – Ty mały!!!
Drow leżał twarzą do ziemi, udając konającego, ale pilnie słuchał. Zmysły powoli odzyskiwały swoją ostrość i wracała mu władza w odrętwiałych kończynach.
- Gdzie ona jest? – spytał Gate.
Drow milczał. Mag kucnął i chwyciwszy za srebrne włosy, podniósł głowę mrocznego elfa, by zobaczyć jego twarz. Iliamdrill otworzył oczy i zaśmiał się złośliwie.
- Dos nau kyorl ilta! – zarechotał odkrywczo.
- Co on gada?! – wzdrygnęła się Vari.
Gate pozostał niewzruszony.
- A ty? – spytał w drowim języku Gate.
Iliamdrill uśmiechnął się złośliwie.
- Ona widzi mnie. To wystarczy, prawda? A ciebie? Widzi cię, bez twojej magii?
- Chcesz, żeby zginęła? Powiedz mi, gdzie ona jest.
Milczał.
- Dołącz do nas. Jesteśmy po tej samej stronie.
Drow zaśmiał się z politowaniem.
- Nie jesteśmy po tej samej stronie, magu. To sprawa osobista.
- Nie tkniesz jej.
- Hmpf! Nie jesteś w stanie mnie powstrzymać, jeśli zechcę!
- Tak sądzisz?
- A jak ty sądzisz? – wyszczerzył się złośliwie drow. – Dlaczego jej nie widzisz? Dlaczego nie pozwala ci zobaczyć?

* * *

Nizzre;Cios zadany przez Żywą Klątwę był dotkliwy. Usłyszałaś nagle ryk Bestii i dostrzegłaś w płomieniach Żmijowego Lasu czarny, koci łeb.



Kall`eh; Kopnąłeś worek-ślimaka – jest na tyle opasły i ciężki, że kopniak przetoczył go tylko po ziemi o kilka metrów. A gdzie tam żeby sięgnął strażnika. Strażnik siedzi w grocie, do której jeszcze z 20 metrów korytarza z szyną, która cię trzyma. Gdzie szyna biegnie dalej nie widzisz zresztą... Linę masz. Jakiś kawałek, ze 2 metry. Niech se biorą, masz zajęte ręce, powiedzmy.

Szamil; Od dwarfa skombinowałeś kawałek liny. Związałeś nowego dziwnego tak jak potrafiłeś. Wódki nie było [zresztą dwarf by nie pożyczył zapewne na chlapanie wódką po jakimś nowym dziwnym] więc ocuciłeś nowego dziwnego tak jak umiałeś [kolejna elficka tradycja?]

Yan; Co za ludzie [pól elfy itd.] Oberwałeś, budzisz się związany, widzisz jakiegoś narwanego pól elfa pięknisia. Fajnie.

Może; Obserwujesz. Chochlik chowa się po kątach groty ze strażnikiem-robalem i nie chce z wami gadać.

Szamil, Barbak, Może, Yan;
Znajdujecie się w niewielkim, prosto biegnącym tunelu wydrążonym w skałach przez jakąś zdolną siłę.
Tunel de Chichaca by ~migartSTOCK on deviantART

Po lewej ścianie biegnie metalowa szyna, na której opiera się zagłębiony w skale podejrzany mechanizm, który więzi lewą rękę dwarfa. Mechanizm ‘trzymający’ nie jest widoczny, do tego szczelnie przylega do wiezionej ręki dwarfa, stąd dosięgnięcie go w głębi skały czy próba zniszczenia bez urwania ręki Kall`eha jest nieMoż-liwe. Tunel biegnie jeszcze przez jakieś 20 metrów, po czym dochodzi do wielkiej groty.
The Cave by *jerry8448 on deviantART

Jest tam woda, są jakieś fajne grzybki na ścianach i glutki itd. Jest tam też strażnik, wielki czerwony robal.
Lictor by *Mr--Jack on deviantART

Gościu owinął się wokół stalaktytów, przyczepiony jest też nóżkami i mackami i niewiadomo czym do ścian groty. Jest wielki, ma mordę do której bez trudu zmieściłby kilku z was na raz. Siedzi se jak wąż na gałęzi – opleciony na stalaktytach, stalagmitach i ścianach groty, nieruchomy, tylko nieznacznie porusza swoimi przygębowymi mackami, wpatrzony ślepkami w waszą stronę. Gościu ma łeb na sporej wysokości, jedynie koniec jego robakowatego ciała leży na podłodze groty, w razie ataku tam tylko go sięgniecie.
W Gorcie biega gdzieś też złośliwy chochlik czy goblin czy Astaroth wie co to. Małe, brzydkie, i nie, nie jest to kobold. Goblin jest wyraźnie wkurzony, nie rozmowny i biega tu i ówdzie, chowając się za stalaktytami i załomami skalnymi w dużej grocie. W grocie na podłodze snują się gdzieniegdzie dziwne ślimako-worko-cosie.
The Slug by ~DerekWalborn on deviantART
Pełno ich za to wlazło do tunelu w którym wy jesteście i łażą wokół bez składu, ładu i celu, wlokąc swoje workowate cielska. Zastanawiające jest to, że od samego początku konsekwentnie starają się trzymać jak najdalej od Samaela i omijają go szerokim łukiem, a gdy podejdzie do któregoś ten przyspiesza nagle pełzanie i stara się szybciej odpełznąć z dala od półelfa robakowato-pelznącym ruchem.

No i teraz jeszcze macie towarzystwo. Zauważacie, że do tunelu od strony wyjścia do lasu wlazły jakieś trzy postaci. A raczej najpierw je usłyszeliście.
- Aye, drzwi som znowu łotwarte!
- Ohyda! [odgłos kopnięcia w ślimaka-worek]
- Nu cło, nawet smaczne som!
- Ktoś tam jest.
- Nu. Dużo ich.
- To nie Gatenowhere.
- KOS?
- Ni wim.
- Nie, KOS nie wypełniają zadań!
- Dokładnie. Gdyby chcieli buty, zdobyliby je tak, jak drużyna Gatenowhere.
- Tom jest ci ino dwarf!
- I elf.
Postacie zbliżają się do was czujnie i z bronią w ręku. Zatrzymują się jakieś 30 metrów od was, widzicie jednak wyraźnie siebie nawzajem w prosto biegnącym tunelu.

Born to Lead by ~DavidRapozaArt on deviantART

Nie wyglądają szczególnie przyjaźnie...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 29-11-2009, 12:03   #612
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ork zamyślił się na chwil parę. Nie na długo, jak zdarzało mu się to wcześniej… na chwilkę jeno… efektem zamyślenia było to, że ich nowy towarzysz (???) był już związany i leżał u stóp Samaela. Barbak zdawał sobie sprawę z istnienia elfickich tradycji, był zdania że tradycje winny być kultywowane. To jednak była drobna przesada. Na zieloną facjatę wypełzł wyraz niezadowolenia i zniesmaczenia. Barbak nie pomógł Synkowi w wiązaniu, nie pomógł w taszczeniu utworzonego w ten sposób pakunku… Nie przeszkodził jednak i to, w mniemaniu Barbaka, było już wyrażenie dostatecznego poszanowania dla zwyczajów innych. Barbak jednak uważnie obserwował pół-demona. Jeśli ten wpadł by na genialny pomysł z gatunku „poderżnijmy mu gardło” ork zamierzał interweniować. Na razie jednak na całe szczęście interwencja nie była potrzebna.

Weszli w korytarz. Karzeł cały czas miał uwięzioną dłoń, druga była jakby bezwładna… efekt klątwy o której ork sobie przypomniał. Na przypomnienie tego faktu miał również wpływ bliskiej obecności stóp dwarfa… Ork był przekonany, że jeszcze przez długie noce będą go straszyć koszmary, nie raz obudzi się z wrzaskiem… i na pewno nabawił się kolejnej fobii… będzie się bał nagich, stóp karłów! Najgorszym w tym wszystkim było to, że sam się o to prosił… no więc dostał to co chciał.

Korytarz szybko przeszedł w jaskinie, w tej ponownie można było spotkać całą masę pełzających… ślimako-piekliszczo-nie-wiadomo-czego… Oprócz jednak piekliszczy z gatunku „ślimakus pospolitus” znalazł się jeszcze jeden dorodniejszy okaz. Ten zdawał się być rozciągnięty po całej jaskini. „Wielgahus, brzydalus”, którego mimowolnie ork tak ochrzcił był wielki… i brzydki (nawet jak na orcze standardy).

Ork strzelił z knykci, złapał za młot, pozostawiając topór oraz Maleństwo na plecach… i czekał na reakcję piekliszcz… czy też może strażnika (bowiem tak piekliszcze zostało przez kogoś określone)… po chwili jego uwagę przykuło jednak coś innego.
Dialog!
Otóż rozmowa, jaka przebiegała za ich plecami świadczyła wyraźnie o tym, że ktoś się do nich zbliżał… mało tego ton głosu oraz dobór argumentów, słów świadczył wyraźnie o czymś dziwnym.
Otóż ork był święcie przekonany, że za jego plecami podąża Kall’eh, w chwili gdy karzeł stał nieopodal niego…. Zielonoskóry spojrzał na brodacza pytająco.. coś tu się nie zgadzało.
Emanuel wyskoczył ponownie na orczy pancerz. Czynił to zawsze w momentach odpowiednich, zawsze gdy Barbak potrzebował wsparcia duchowego, mentalnego lub instrumentalnego… Pchła tym razem miast ukulele, dzierżyła przepiękną gitarę basową. Podłączywszy się pod zabrany z pod pancerza „piecyk” zapodała rytm.
YouTube - The Offspring - Self Esteem

Ku zdziwieniu gawiedzi, personą która zaczęła wyśpiewywać nie był jednak Rodriges…
Wyśpiewywać, czy może bardziej deklamować zaczął ork.
Barbak przykucnął, tak aby w każdej chwili mieć możliwość uskoczenia przed ewentualnym atakiem. Samemu jednak nie przedsięwziął niczego zaczepnego… ot zaczął sobie po prostu przyśpiewywać. Jego oczy wyrażały skupienie. Przypatrywały się uważnie raz to wejściu z którego przed kilkoma chwilami przyszli, raz to „Wielgahus’owi”, który to cały czas był w ich pobliżu…

I know, I’m being used….
I know, She’s playing with me…
But that’s ok.
I know I should say “No!”….
But it’s kind hard…
I may be dump…
I’m just a sucker, with no self esteem.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 29-11-2009, 15:02   #613
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Spodziewała się, że walka nie będzie łatwa. Spodziewała się nawet ze prędzej czy później dostanie w tyłek, ale miała nadzieję ze nastąpi to później niż prędzej. Żywa Klątwa tymczasem przebiła jej nogę z łatwością, z jaką człowiek łamie zapałkę. Elfka z krzykiem bólu upadła i straciła kilka cennych chwil na przyzwyczajenie się do nowej sytuuj i czyli braku czucia w jednej z kończyn. Musiała przyznać że chodzenie czy stanie z jedną tylko nogą nie było miłe, a że ucieczkę utrudniało to już pomińmy. Plan zakładał zatrzymanie Żywej Klątwy aby Fufi i mroczny elf mogli zbiec wystarczająco daleko, próbę odpędzenia Klątwy i ucieczkę. Przed tym czymś można było tylko uciec póki co, klątwy nie da się zabić zabijając te modliszkę. Przenikała eterycznym ciałem przez drzewa i krzewy, ostrza Nizzre nie były w stanie jej zranić. Jedynie modlitwa i Światło mogły odegnać to coś od Iliamdirla ale Klątwa zdawała się teraz silniejsza. Albo też Nizzre jak zwykle miała pecha i zły timing. Sycząc przez zęby wstała opierając się o drzewo. Musiała trafić Klątwę chociaż raz, aby odpuściła na jakiś czas i zostawiła Iliamdrila w spokoju. Nie wyobrażała sobie walki z jedną ręką i jedną nogą lub co gorsza bez obu nóg. Nie wyobrażała sobie jednak też aby miała zawróci i pozostawić Klątwę ścigającą Iliamdrila który ledwo mógł się teraz poruszać a co dopiero walczyć czy bronić. Bardzo brakowało jej jej odwiecznego obrońcy Fufiego, ale wolała żeby drow miał kogoś, kto byłby w stanie go Bronic czy umożliwić ucieczkę. Póki co starała się przezwyciężyć ból i szykowała się na kolejne starcie.

Never abandon our alies!

Zmierzyła Klątwę nienawistnym wzrokiem, szpony z jej bransolet wysunęły się ponownie.


- Cokolwiek cie tu więzi, odejdziesz stąd! – syknęła. – Boję się, Światło, i cierpię dla Ciebie, ale wierzę w twoją potęgę, niech twoje świetliste skrzydła otulą mnie a pióra będą ostrzami mymi!
Usłyszała nagle tryk i spostrzegła pośród płomieni czarną Bestie drowa. Ulżyło jej. Jeśli chybi tym razem, będzie zmuszona uciekać i szukać pomocy u Gatea. Miała jednak nadzieję, że wszystko się uda: trafi, odpędzi Klątwę, wdrapie się na koci grzbiet i pogna by odnaleźć Iliamdrila i upewnić się, że nic mu nie jest. Sytuacja była ciężka i Nizzre nie czuła się na silach do walki z Żywa klątwą, ale nie mogła puścić jej luzem ot tak. Zamierzała spróbować jeszcze raz.
- Here we go... – przełknęła głośno ślinę i w skupieniu wyczekiwała na odpowiedni moment do ataku.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 01-12-2009, 20:11   #614
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Mag powoli odzyskiwał przytomność, co prawda główną przyczyną było przewrócenie go kopniakiem w ranny tułów na plecy. O Samaelu można było powiedzieć wiele ale nie to, że jest delikatny w stosunku do jeńców.
Mag otworzył oczy patrząc na sufit jaskini, potem przeniósł wzrok na klęczącego półelfa a na koniec na czubek miecza wiszący nad jego szyją. Ostrze było w stosownej odległości, takiej by związany nie mógł sam za łątwo dokończyć życia.
-Masz ostatnia szanse na podanie powodu dla którego mam Ci nie poderznąć gardła i nie zabrać duszy.
Mag wykrzywił się w dziwnym grymasie, by chwilę potem na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
"Następny super macho, który ironicznie się uśmiecha w obliczu śmierci. Chyba już wiem na czym polega drowia klątwa... Misstres! Już nigdy nie tknę żadnego! A przynajmniej nie własnymi kończynami."
-Powiedz mi, elfie, dlaczegóż to miałbyś mi podrzynać gardło? Cóżem uczynił? Jak widzisz oddaje się wszystkiemu dobrowolnie, jednak ma cierpliwość ma granice. A jeżeli chodzi o Dusze to bierz je. Nie posiadam żadnych.
-Będę miał to z tego, że osłabię przeciwną drużynę. Będziecie na minusie. Moja cierpliwość również się kończy...
-A czemu wyprzedzasz fakty i stwierdzasz, że jestem z innej drużyny? Czy wy wszyscy jesteście tak słabi, że samemu nie potraficie obronić swego tyłka? Potrzebujesz... Orka, co bawi się w templariusza i dwarfa co ręki unieść nie umie? Śmieszne. Pogadamy normalnie, ale okaż szacunek... nie osobie starszej, bo to Ci nie wychodzi, ale przeciwnikowi, który jest na łasce Twego losu. Rozwiąż mnie.
Mrugnięcie, jedno, drugie, wytrzeszczone ze zdumienia oczy, chwila ciszy i... parsknięcie śmiechem. Czubek miecza niebezpiecznie się zakołysał nad gardłem maga. Samael chwilę jeszcze obserwował ze zdumieniem twarz staro-młodego człowieko-demona.
-Bo nie jesteś z tej. Kruk raczej nas uprzedza o zmianach w składzie. Moja cierpliwość co raz bardziej się kurczy i to w zastraszającym tempie, szczególnie gdy obrażasz moich towarzyszy.
-Nie obrażam, przyjacielu. A nie mój interes czy Kruk poinformował cie o moim przybyciu, czy nie. Najwidoczniej uznał, że nie jesteś aż tak ważny aby uświadamiać Cię o tym fakcie. Pytam jednak grzecznie: rozwiążesz mnie?
"Czemu co druga napotkana osoba mówi do każdego przyjacielu?"
Milczał, twarz ponownie mu stężała a miecz zawisł nieruchomo.
-Ponawiam pytanie: rozwiążesz mnie?
-Zastanowię się nad tym jak uzyskam odpowiedź na pytanie zadane wcześniej przeze mnie.

-Nie mam żadnej Duszy, z żadnej drużyny nie jestem. Jestem... hmmm, jakbyś to nazwał... wolnym strzelcem? Tak. Właśnie tak. Co do poderżnięcia gardła, to powiedz, dlaczego miałbyś mi je poderżnąć? Dlaczego widzisz we mnie wroga?
-Bo każdy kto nie jest ze mną jest przeciwko mnie, takie prawo obowiązuje w tych miejscach. Spotkaliśmy już jednego wolnego strzelca i pozwoliliśmy mu się do siebie przyłączyć. Za tę naiwność zapłaciłem głową. Widzisz więc, że nie jestem skory do ponownej utraty życia.
-Istnieje coś takiego jak zaufanie. I istnieje coś takiego jak rozsądek. Gdybym chciał z wami walczyć to bym już to robił. Nie o to w tym wszystkim chodzi, żeby z każdym napotkanym się bić. Czy masz na tyle rozumu, żeby nie nadwerężać sił, które jak widzę są już i tak na wyczerpaniu, i iść naprzód, by wykonać zadanie?
-Pudło. Chodzi tu o to by się ze wszystkimi bić bo w ten sposób można zdobyć dusze.
Ton Szamil znów zabarwił się lekko sztuczną wesołością ale nie na długo, gdy kończył myśl mówił z powagą.
-Nie znam takiego uczucia jak zaufanie. Nie licząc jednej osoby każdy zdążył je zawieść.
Taka była prawda. Rodzice, mentorzy z dzieciństwa, przyjaciele, Nizzre... Każdy go zawiódł jednak elf nad sobą się nie użalał, nie oczekiwał współczucia wolał wziąć los w swoje ręce i zmienić jego tor lotu.
-Nie mój problem. Nużyć mnie to zaczyna. Rozwiążesz mnie, czy jednak chcesz byśmy stali się wrogami, na czym mi nie zależy. Odpowiedz wprost, i nie wykręcaj się zbędną gadaniną.
"Pięknie, staro-młodo, demonicznie-ludzki mag z tendencją do filozofowania i jednocześnie do tępienia przejawów gadatliwości u innych cechujący się niekonsekwencją."
-I kto to mówi.
Sztych miecza dotknął grdyki Yana.
-Przekonałem się, że w tym miejscu zbytnia gadanina przed walka jest premiowana. Znałem kiedyś kobietę, która twierdziła, że nawet najlepszy mag traci na zdolnościach z nożem w plecach. Jeśli zaraz nie uzyskam odpowiedzi sprawdzę czy to powiedzenie dotyczy również miecza i grdyki.
-Jak widzisz jestem magiem. Co tu robię? Pokutuję. Potrzebujesz coś więcej?
-Tak. Miano i jaki masz cel. Bez zbędnego gadania. Zdobyć szablę? Uratować kogoś? Rasa byłaby miłym ale niekoniecznym dodatkiem. I czy masz zamiar spełnić swoje zadanie w pojedynkę czy drużynowo?
-Ty też się nie przedstawiłeś, ale cóż. Jestem Yan. Jak widać jestem człowiekiem. Cel? Tymczasowo nie dać się zabić. A taki poza najbliższy horyzont to coś odzyskać i coś znaleźć. Drużyna jest zbędna, ale nie gardzę nią. Jednak... czy coś sugerujesz? Z wroga chcesz ze mnie zrobić przyjaciela, czy tylko mi się tak wydaje?
-Wiem, że Kruk ma pamięć wybiórczą a za mną nie przepada.
Samael wyszczerzył do Yana zęby.
-Drażnią go osoby wyżej stojące w hierarchii. Poprzedni nasz towarzysz też nie został przez niego zaanonsowany. Albo jesteś dobrze maskującym się szpiegiem albo nie masz złych zamiarów. Zrobimy tak. Rozwiążę Ciebie, chcesz odejdź, chcesz zostań. W sprawie leczenia zgłoś się do orka bawiącego się w templariusza. Pasuje taka umowa?
-Nie. Chcę najpierw poznać twe imię, elfie.
Znowu wyszczerzenie zębów.
-Wybacz ten nietakt ale sytuacja jest nadzwyczajna. Szamil, na wspólny możesz przełożyć moje imię jako Samael. Jestem tu za zemstą.
Samael powoli się prostował, schował miecz.
-Usiądź.
Yan posłusznie usiadł a Samael dobrą chwilę mocował się z supłem, nie chciał niszczyć ostatniej liny. Gdy mag był już wolny i wstał półdemon skinął mu głową.
-Jeśli chcesz z nami zostać musisz wiedzieć jedno. Nie musimy się kochać, możemy wręcz pałać do siebie nienawiścią ale noży w plecy sobie nie wbijamy.
Mag skinął mu głową
-Nie pożałujesz. I nie jestem zdrajcą, chyba, że mnie do tego zmusicie. Nie mam zamiaru kryć, że jeśli będzie coś nie tak, a ja to wykryje, to nie waham się stawać do walki. Mówię od razu.
"Jeszcze wojowniko-mag. Całkiem mix."
Yan wyciągnął do niego rękę, elf po sekundzie uścisnął ją
-No to... witaj.
Słowa maga były tymi, które kończą dyskusje.

***

Samael stał i patrzył się na wielkiego potwora. Spokojnie i metodycznie obwiązywał linę wokół prawej ręki ignorując worko-rękawiczki, jako, że te go ewidentnie nie lubiły (uraz z dzieciństwa zapewne) nie było to trudne.
"Już wiem czego brakuje Yanowi. Jeszcze nie jest tylko worko-rękawiczką!"
Ubawiony swoim dowcipem parsknął śmiechem.
-Wiecie co ferajna? Jak na mój gust to w tej gobliniej zagadce chodzi o strach. To od niego wiele się zaczęło a jeszcze więcej na nim się kończy. jest przyczyna paniki, u niektórych objawia się płaczem a u innych paradoksalnie śmiechem. A tak na marginesie, Barbak, Kalleh ten knypek Was jeszcze nie ma dość. Możecie być z siebie dumni. Zresztą to nie jakiś Twój krewniak Barbak? Wasze rasy nie są jakoś skoligacone? Przemów mu może do rozsądku.
Półdemon spojrzał krytycznie na potworę (tą wielką, nie Barbaka).
-Oprócz strachu może to być jeszcze miłość... Barbak, weź go przytul. No dobra, trza spróbować.
Szamil podszedł na bezpieczną odległość do potwora (nawet bardzo bezpieczną).
-Ej! Ty tam! Ta, Ty brzydalu! Masz... Ekhm... Ładne macki. Ten... No... Zadbane. Jakiego szamponu używasz? Ładna jesteś... Czy tam przystojny. Kto Ciebie wie...
Jeśli podboje miłosne w celu okazania potworze miłości w wykonaniu mistrza empati Samael nie poskutkują półdemo spróbuje drugiej metody.
-Buuu!!!!!
A jeśli i przestraszenie nie pomoże spróbuje go przerazić.
-Dawaj ten klucz czy tam buty bo Barbak da Ci buzi! Albo zdzieli wiosłem i będzie miał w końcu samicę!
Jeśli i to nie poskutkuje... Cóż, czas na inwencje reszty.

Tak czy siak gdy nasz bohater (kto czytając te określenie się nie zaśmiał?) usłyszy głosy (okeeeej...) odwróci się do drugiej strony jaskini. Spokojnie minie Kalleha i wściekającego się Barbaka (widać, że dawno samicy nie miał, niektórym nawet wiosło nie pomaga).
-Heh. Kalleh, to nie Twoi znajomi?
Gdy Fantastyczna Czwórka w osobie kobiety, krasnoluda i istoty niesprecyzowanej rasy i płci wyszła Samael postanowił zacząć działać. Spokojnie stanął dwa kroki przed towarzyszami i zmierzył przybyszy wzrokiem. Dłonie trzymał daleko od broni, co prawda lewa była sama w sobie bronią a z prawej właśnie kolistymi ruchami powoli zdejmował grubą lianę, wbrew pozorom skuteczną broń przy demoniczno-elfiej zręczności.
-Witam, witam. Nazywam się Isendir i jak słusznie zauważyliście jestem elfem.
Jego głos nie brzmiał bynajmniej wrogo ale i do przyjaznego było mu daleko. Splunął na podłogę i roztarł plwociny butem, ta trójka nie wyglądała na taką, którą przekona mądrym gadaniem.
-Pewnie też jesteście drużyną a nie miejscowymi ciołkami. Szukacie pewnie tego skubańca, który nas wkopał w płonący las, nie? Może połączymy wysiłki? W końcu wszyscy mamy jeden cel i to póki co wspólny. Przeżyć. Więc jak? Skumamy się? Nie wchodzimy sobie w drogę a nawet wspomagamy się. Butów i tak starczy dla wszystkich a Kruk nie wyznaczył nam zadań kłócących się ze sobą. Walka doprowadzi śmierci i to po obu stronach a zarówno Wy jak i my nie chcemy ginąć. Więc jak?
Pół metra liany zwisało właśnie swobodnie z ręki mediatora, Samael stał rozluźniony, wbrew powszechnej opinii podczas walki rozluźnienie mięśni jest bardzo ważne, pozwala na szybsze reagowanie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 02-12-2009, 15:43   #615
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Sprawy potrafią się diametralnie zmienić. Wszystkie. Przykładem mogła by być sytuacja z przed chwili. Mag nie spodziewał się, że aż tak łatwo elf odpuści, po tym, jak go ogłuszył i związał. Los bywa przewrotny i najwidoczniej fatum Yana miało inny cel.
Elf wydawał się być bardzo zmiennym. Jak kobieta. Magowi jednak wyszło to na dobre. Nie napawał się widokiem krwi elfa, orka, czy dwarfa. Nie fascynował się walką, która nie miała większego sensu. Nie miał zamiaru sięgać po oręż. Nie tu. I nie teraz...
Z grzeczności skinął głową w kierunku pozostałej dwójki. Byli zajęci obślizgłym robalem. Milutko.
Yan uśmiechnął się pod nosem, zarzuciwszy wcześniej na twarz kaptur. Nigdy by nie pomyślał, że przystąpi do jakiejś drużyny.

***

Mieli towarzystwo. Nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Przede chwilą chcieli jego zabić, a elf powiedział, że każdy spoza drużyny to wróg. Czyżby pierwsza walka w wyimaginowanym świecie? Czyżby pierwsza walka poza wielką wieżą? Czyżby...
Mag odrzucił te ponure myśli. Nie było co się tak do końca martwić. Przecież ma elfa, templariusza i dwarfa. No i jest jeszcze on. Dadzą sobie w razie przeszkód rade.
Elf widocznie lubił witać się z nowo przybyłymi. I tym razem przejął inicjatywę. Na słowa które wypowiadał oczy rozbłysły Yanowi, jednak po chwili wszystko zrozumiał. Samael nie był wcale głupi. I świetnie grał. Tylko... przed kim?
Mag przyglądał się, z oddali, bacznie przybyłym. Nie czuł strachu, ale do dodania sobie otuchy zanucił pod nosem:

A droga wiedzie w przód i w przód,
Choć się zaczęła tuż za progiem -
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią - tak jak mogę...
Skorymi stopy za nią w ślad -
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł...
A potem dokąd? - rzec nie mogę.


Mocno i z niecierpliwością wyczekiwał swojej pierwszej, poważnej walki. Wolał jednak się nie wtrącać i stać z dala. Poprawił jedynie swój miecz na plecach.
Griffin Sword by ~akarui on deviantART
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 02-12-2009 o 15:45.
Faurin jest offline  
Stary 05-12-2009, 17:00   #616
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh nie rozumiał, jak od strachu może się coś zacząć. I nagle mu ruszyła któraś z klepek.
- Łod strachu, to spodnie zaczynają siem brudzić, łot co! - parsknął śmiechem, lecz w duchu miał nadzieję, że to to. Miał daleko posuniętą niechęć do stania w miejscu (a nawet bieganiu) z ręką w ścianie.
Natomiast, co do miłości, Kall'eh, miał powody oskarżyć Szamila o herezje. Jaka panika? Przecież jak chcesz miłości to bierzesz kobite i...

Rozważania na temat miłości przerwały mu jacyś woje. Dziwnie, bo ich wcześniej nie widział. Coraz więcej ludu w tym miejscu. Jak tak dalej pójdzie będą musieli stanąć w jakichś 5 - spojrzał na zakapturzonego maga co Szamil go powiązał. - może 6 przeciwko batalionowi. Jemu to wszystko jedno, ale czy reszta podoła?

Na zapytanie Szamil odparł tylko skinięciem głowy. Faktycznie, był to jego krewniak. Jakby miał wolą rękę to by mu pomachał. Teraz jednak przyglądał się z zaciekawieniem przybyszom. Z zaciekawieniem i lekkim dystansem. Próbował nie dać znać po sobie, że w tej właśnie chwili jest całkowicie nie zdolny do walki. Mogliby go obrabować, a on by się tylko przygląda.

Myśl, mówił sam do siebie. Myśl do cholery, bo musisz mieć choć jedną rękę do tego by walczyć. Myśl.

Zamiast jednak myśleć, odpalił:
- Simanko, krewniak. - wyszczerzył zęby - Cło za nispodzinka. Cło was sprowadza na ego - skinął na strażnika - skromne prugi? Skubany dziwy z nim som. Jakieś zagadki trza rozgadywać.

Kall'eh ma zamiar za prawie wszelką cenę nie doprowadzić do walki. Ma nadzieje, że pójdzie łatwo. Bo Krewniaki się nie leją bez większej przyczyny.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 06-12-2009, 10:54   #617
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Kall`eh, Samael, Może, Yan, Barbak;
Obca drużyna stała przyglądając się wam, trzymając broń w pogotowiu. Pilnie obserwowali sytuację związaną ze skrępowaniem Yana. Wchodzisz se do groty, a tam ludki jakieś i facet grożący mieczem związanemu rannemu komuś. Myślisz se: aha...
- Może jednak to KOS? - szepnęła jedna z kobiet.
- Aye, muże, ale ni znom ich.
Kiedy Szamil uwolnił Yana, obca drużyna nie sprawiała wrażenia jakby nagle nabrała do was ufności.
- Uważajcie, to może być sztuczka!
- Tak, widziałam to już kiedyś.
- Aya, związują swojego, ten wzywa pomocy, nadbiegają, udają, że go ratują, zapraszają do wspólnego marszu a putem topór w plecy! - poparł dwarf. - Widziałem takich!

Samael zagaił i przedstawił się jako Isendir. Sądząc po reakcji obcych [zerowej] to imię nie było im znane.
- Witaj - odezwała się ostrożnie elfka. - Powiadasz, że wszyscy przyszliśmy tu po buty ze smoczej skóry. Nie będziemy zatem wchodzić wam w drogę, lecz pozwólcie, że pozostaniemy w waszym cieniu i nie schowamy broni. W okolicy krąży albowiem grupka KOS i wolimy nie ryzykować.

Czujnie, acz z wybałuszonymi gałami obserwowali 'walkę' 'Isendira' ze strażnikiem. Efekty starań Szamila były zerowe.
- Albo chcą odwrócić naszą uwagę, albo są tu pierwszy raz - zauważył ponuro dwarf.
- Dajmy im chwilę. Ten elf jest jakiś podejrzany.
- Aye. Bardziej podejrzany jest tamten - dwarf dyskretnie skinął palcem na 'Może. - Skąd takie oczy, he?
- Może choroba wątroby...?
- Może ich wspomóżmy? To potrwa wieki.
- Nie, poczekajmy, aż wezmą buty i stąd pójdą.
- Będziemy tu czekać? - westchnęła znudzona i podenerwowana elfka. - Wkurzą strażnika i rzuci się na nas wszystkich.
- Gdzie chcesz czekać? Na zewnątrz? Tam gdzie jest Gatenowhere?
- W razie gdyby się znów zjawił lepiej być przy tych - zauważył sprytnie dwarf.
- W sumie... Nawet jeśli są KOS, Gatenowhere raczej nie ma ich za sojuszników.
- Aye, nie znam ich.
- Gorzej jeśli się dogadają.
- Wątpię. Widzisz to co ja? To jest ork. Gate w życiu nie paktowałby z orkiem.
- Też tak uważam.
- Zostańmy tu i poczekajmy, aż odejdą.
- Aye - poparł dwarf.

- Nie jesteśmy wrogami, nie będziemy wchodzić wam w drogę! - uspokoiła was głośno elfka.
Kall`eh jednak zagaił do drugiego dwarfa.
- Simanko, krewniak. - wyszczerzył zęby - Cło za nispodzinka.
Elfka spojrzała krytycznie na drugą kobietę. Dwarf wyglądał na zainteresowanego rozmową.
- Pozdrowion bądź – odparł ostrożnie.
Sytuacja była napięta – czuliście, że i tata drużyna nie jest skora do walki, ale zaatakują jeśli ktoś przekroczy cienką granicę pokoju.
- Cło was sprowadza na ego - skinął na strażnika - skromne prugi?
- To co wszystkich – odparł dwaf. – Buty ze smoczej skóry.
- Skubany dziwy z nim som. Jakieś zagadki trza rozgadywać.
- Aye...
Dwarf zerknął na Elkę ze swojej drużyny.
- To... ino może... damy radę temu wspólnie – wskazał na strażnika. – A potem połączymy siły i nakopiemy Gatenowhere do zada, heh?
Elfka syknęła coś karcąco, kobieta uważnie się wam przyglądała. Padła propozycja wspólnego skopania czyjegoś zadka!
- Mag zawszony łazi gdzieś po tym Miejscu! – chrząknął dwarf. – Ma mniej ludzi dzisiaj, ale i tłak jest łich czterech – zgrzytał zębami. – Będzie ino wracał ciągle jak tylko wypatrzy. Może jak kupa an nigo ruszymy to się będzie z daleka trzymał! Ah! – splunął . – Dużo bym dał żeby go zadźgać i Duszę odzyskać! Tło jak? Pomożemy wam tu a wy zabijecie z nami tego dziada w todze? – spojrzał na was wyczekująco.

* * *
Nizzre; Tym razem Światło okazało się zabójcze dla klątwiego pomiotu. Twoje ostrza zostawiły trzy głębokie wcięcia na atakującym cię odnóżu Modliszki. Żywa klątwa z wściekłym piskiem zdumienia konwulsyjnie uskoczyła do tyłu. Przyglądała ci się wściekle i w skupieniu. Kiedy wykonałaś krok w jej stronę, chyląc łeb i sycząc wściekle cofnęła się przed tobą o kilka metrów. Zrozumiałaś, że zraniona, nie podąży teraz za tobą. Zaczęłaś powoli, wlokąc sparaliżowaną nogą po ziemi, wycofywać się w kierunku Bestii drowa, a Klątwa obserwowała cię, warcząc, ale nie ośmielając się podejść. Czarna kotowata bestia doskoczyła do ciebie, szczerząc kły w kierunku Modliszki. Złapałaś się siodła i wdrapałaś się na grzbiet kota, a ten natychmiast ruszył biegiem w głąb Żmijowego Lasu i kłębów ognia. Biegł szybko, coraz to sadząc dalekie susy. Szybko wydostaliście się z płonącego lasu i Bęsia biegła teraz przez zwykły lasek. Z daleka zauważyłaś jakieś postaci i oczywiście wyróżniający się, wielki spasiony kształt włochatego pająka. Był też Iliamdril, obecnie zbierający się z trawy na czworaka.
- Wstawaj – nakazał stojący nad nim Gate, z jakiegoś powodu wyciągając w kierunku drowa rękę – nie jakby chciał mu ją podać, ale jakoś tak... inaczej.
‘Słabowity i konający’ mroczny elf odpowiedział nagle całkiem żywotnie i błyskawicznie, przerażająco szybko i sprawnie dobywając sztyletu i tnąc zajadle w momencie, kiedy skoczyła równe nogi. Vari i Deen zamarli, Gate cofnął się, spoglądając na rozcięty rękaw swojej szaty i krew kapiąca zdrowo z cięcia na przedramieniu.
- Nau xta'rl uns'aa! – warknął wściekle drow, chwytając za oba sejmitary i godząc nienawistnym spojrzeniem w oczy maga.
Stał jeszcze nie całkiem pewnie na zdrętwiałych nogach i zachwiał się lekko. Gate stał nieruchomo, niewzruszony, Deen i Vari mieli już broń w ręku.
Widziałaś całą tę scenę, ale dopiero teraz otoczenie zauważyło twoje przybycie. Pierwszy spostrzegł cie Fufi i z radosnym piskiem podbiegł do ciebie. Na widok pająka Bestia drowa zatrzymała się i zjeżyła, sytuacja była nietajna. Zeszłaś z siodła i przywitałaś się z Fufim, podczas gdy kocia Bestia doskoczyła do swojego pana. Mroczny elf z ulgą przyjął jej obecność u swego boku.
- Nizzre doer xuil uns'aa! – odezwał się mroczny elf.
- Dobrze, że jesteś, jednooka! – ucieszył się Deen. – Ten opalony koleś rozrabia!
- Wszystko w porządku? – spytał Gate, zauważając, że coś jest nie tak z twoją nogą.
Ilimdrill nerwowo zerkał wzrokiem po rycerzu i magu. Nie znał ich języka, nie wiedział co mówili.
- Nizzre... – przywołał cię znów.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 06-12-2009, 14:34   #618
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ork zatrzymał się na chwilę. Spojrzał w górę. Zamyślił się. Niespodziewanie dobył z jednej z torem niewielkie, sześcienne pudełko. Zdobiły je kolorowe wzory, pentagramy, jedna ze ścian się otwierała. Barbak wyciągnął przedmiot przed siebie i przemówił do niego:
- Jaki dziś mamy dzień?
- 6 grudnia.
- Czy mam zapisane jakieś przypomnienia?
- Czekaj!


Pudełko, jeden z najnowszych wynalazków i zdobyczy techniki, był niczym więcej jak magicznym więzieniem, niewielkiego formatu. W tejże klatce zamknięty był chochlik, pomniejszy demon, który w sposób fenomenalny mógł funkcjonować jako adiutant czy sekretarz.

- Zgodnie z zapisem, przed osiemnastoma laty, na tymże świecie pojawił się Pan Mgieł… Zwany z rzadka „Gratem bez zawleczki”. W ostatnim stwierdzeniu, zdawać się mogło ork usłyszał pewną dozę obawy…. Przed wypowiadanymi słowy.
- Dziękuję. Wyślij wiadomość:

W dniu rocznicy Twych narodzin, w dniu w którym dominująca część dzisiejszego społeczeństwa wchodzi w wiek dorosłości (przynajmniej z punktu widzenia formalnego), chciałbym Ci złożyć życzenia. Życzę Ci abyś pod żadnym pozorem się nie zmieniał! Życzę Ci aby świat dorosłości nie zamkną Twego umysły w klatce powagi, codzienności, rutyny i nudy. Życzę Ci, aby za lat pięć, dziesięć czy pięćdziesiąt, ciągle tkwił w Tobie mały chłopiec. Życzę, aby pasje małego chłopca były rozwijane przez mężczyznę, którym właśnie się stajesz… Aby rozwijane przez Cię mgły chaosu miały się dobrze, aby znalazły któregoś dnia złoty środek wraz z bielą, aby ukoiły Duszę Strudzonego Wędrowca, aby pozwoliły mu kiedyś spojrzeć na swoje dzieło… i być z niego zadowolonym. Życzę Ci szczęścia w dążeniu do wyznaczonego celu. Wytrwałości i cierpliwości w świecie, który na każdym kroku będzie wymagał od Ciebie tak tego… jak i o wiele więcej. Życzę Ci w końcu ludzi, przyjaciół na których zawsze będziesz mógł liczyć. Ludzi (elfów, orków czy krasnoludów), którzy rozumiejąc Twe słabości, pasje i marzenia będą Cię cenić takiego jakim faktycznie jesteś. Takich, którzy Cię nie potępią za Twą duszę, a uznają za Takiego jak Oni.
Z pozdrowieniami,
Barbak syn Zerat’hul’a

- Sprawdź pisownię, interpunkcję… i wyślij z kopia jawną do Mistress i Palladine.


Ork zatrzasną puzderko. Zawahał się przez chwilę. Przez kilka sekund powrócił myślami do tych wielu dniu jakie przeżył wraz z kimś tak bardzo doń podobnym do niego samego… i tak różnym zarazem.

- Kiedyś jeszcze się spotkamy. Nie wierzę, że odszedłeś. Mam szczerą nadzieje na jeszcze nie jedną rozmowę… a także na zakończenie, kilku niedokończonych spraw.
Ork otrząsną się z zamyślenia i podążył dalej na spotkanie swemu losowi.

A ten zdawał się być nader ciekawym. Piekliszcze przed nimi zdawało się być… co najmniej wyjątkowe. Dlaczego? Do tej pory jeszcze ich nie zaatakowało. Samael zdawał się co prawda o to dopraszać, jednak krew (tak jego, jak i kogokolwiek innego) jeszcze się nie polała.
Barbak zdecydował się puścić mimo uszu wzmianki na jego temat, na temat jego rzekomego nie wyżycia seksualnego i na temat możliwych zastosowań dla wiosła w grze miłosnej.
Starał się wznieść ponad to. Choć jego oczy ciskały gromy w kierunku pół-elfa, zdecydowany był szybciej użyć wiosła w bardziej konwencjonalny sposób. Samael był o kilka kroków od tego aby się o tym przekonać. Zdziwił by się, bowiem ork nie zamierzał używać drzewca do zadawania ewentualnej przyjemności, po prostu wyrżną by nim w ten elfiasty, blond łepek.

Suma summarum, ani piekliszcze, ani ork nie dali się sprowokować. Na planszy gry zwanej życiem pojawili się jednak nowi zawodnicy. Po dłuższym przyjrzeniu się sprawie, karzeł okazał się nie być drugim Kall’ehem. Ork zatem był pewien, że głód alkoholowy na jaki od pewnego czasu cierpiał nie zapędził go (jeszcze) w omamy.
Karły, jako że z jednego plemienia pochodziły, szybko znalazły stopę (TFU!)… płaszczyznę porozumienia. Propozycja, która padła mówiła o połączeniu swych sił. Tamci mieli pomóc zaciukać piekliszcze, oni mieli zaciukać potem jakiegoś maga…. Cóż! Ork może nie darzył magów specjalnie ciepłymi uczuciami… cenił ich na tyle, na ile dużo mieli w swym arsenale kul ognia. Poza tym, uważał że dobry mag to taki z połamanymi nadgarstkami. Przy całym swym uprzedzeniu do klasy parającej się Sztuką, ork jednak nie widział powodu dla którego miał by dawać się nająć niczym zbir.

Ponieważ na razie nie zapowiadało się na nic lepszego, niż gadanie, ponieważ „przyjacielska drużyna na razie nie wyciągnęła (jeszcze) ostrzy, ork postanowił wziąć sprawy w swoje zielone łapki.

Uderzył prawicą w płyty napierśnika, witając w ten sposób nowo przybyłych, skinął im głową, i jednocześnie zlekceważył zdegustowane wyrazy twarzy. Kolejny rasiści. Poszedł natomiast w kierunku, w którym jeszcze przed kilkoma chwilami biegał zdegustowany goblin.

Gobos zdawał się być czymś wyraźnie podenerwowany. Hm… może można by było na to coś poradzić?
- Hej! Ty tam! Mały! Hono tu! Pluń gęstą śliną to te elfy! Powiedz, co Cię tak irytuje? Widzimy Twojego Szefa, wyraźnie wpadł w oko, mojemu przyjacielowi i choć tak się na niego czubi, wyraźnie ma na niego ochotę…ork zrobił pauzę i króciutko się zaśmiał.
Jesteś tam? Wiesz po co tu jestem? Powiedz mi… jak zielony, zielonemu. Co muszę zrobić? Komu przypierniczyć, kogo wychędożyć żeby dostać te buty. Wiesz, że nie pasują do różowych stringów, nie są dla mnie… ale ich potrzebuję. Pomożesz mi?[/i]

Jeśli próby pokojowego rozwiązania sprawy nie przyniosą w żaden sposób rozwiązania, ork przystanie na propozycję nowych sojuszników, będzie ich jednak starał się cały czas na oku trzymać.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 06-12-2009, 22:19   #619
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nizzre z trudem przezwyciężała ból w nodze, a już przyszło jej oglądać dramatyczne sceny. Gatenowhere i Iliamdrill najwyraźniej nie przypadli sobie do gustu, mroczny elf żywił urazę za sznur i knebel a mag zwyczajnie zabijał wszystko na swojej drodze więc jeden drow w tę czy w tę nie robił mu różnicy. Chodziło jednak o coś zupełnie innego. O nią.
Zdążyła dotrzeć na miejsce zanim pozabijali się nawzajem, to ją pocieszało. Przesiadła się na Fufiego a drow natychmiast wykorzystał własną Bestię jako mur z zębami i pazurami odgradzający go od drużyny Gatea. Sprawa nie była łatwa – jedni i drudzy teoretycznie mogli żyć razem, ale sprawę utrudniał fakt, iż każdy z nich przywykł usuwać przeszkody ze swej drogi za pomocą ostrza i nie rozumieli dlaczego teraz mieliby uczynić inaczej. Jedni i drudzy mieli swoje raje, a wszystkim przyświecał ten sam, zły cel. Iliamdrill nie rozumiał nawet słów swoich wrogów, co nie wróżyło nic dobrego.

Nizzre wiedziała, że jeśli nie rozwiążą tego rozmową i kompromisami, rowiążą to fruwającymi flakami.
- Nie, czekajcie, proszę! – zawołała, powtarzając to samo w drowim, wpadając na grzbiecie Fufiego między zespół Gata a Iliamdrila i jego Bestię. – Nie ma sensu, abyśmy walczyli!
Bestia drowa, rozzłoszczona bliskością wielkiego pająka ryknęła wściekle, Fufi w odpowiedzi skrzecząc stanął dęba, a elfka spadła z jego grzbietu. Próbując wstać nie znalazła oparcia na zesztywniałej nodze i upadła.
- Niz...! – Deen, stojący akurat najbliżej, rzucił się by pozbierać elfkę, ale nim zdążył jej sięgnąć, drogę zagrodziła mu wściekła, czarna kocia bestia.
Tuż za nią niby spod ziemi wyrósł nagle Iliamdrill i zaciekle, odpędzająco świsnął sejmitarem. Zaskoczony szybkością i zwinnością drowa rycerz ledwo zdołał uniknąć ciosu i z jękiem zdumienia wycofał się, wykonując kilka niezgrabnych, szybkich kroków do tyłu, odruchowo osłaniając głowę okutym w stal ramieniem. Drow, odpędziwszy zastraszającym ciosem konkurencję, znów osłaniając Nizzre i siebie murem z czarnej kociej Bestii, schował broń i szybko schylił się do elfki. Przestraszona i zdziwiona, nie zdążyła nawet zareagować, kiedy nader sprawnie chwycił ją w ramiona i z łatwością podniósł jej drobne, szczupłe ciało. Odruchowo zarzuciła ramię na jego szyję, chociaż trzymał ją mocno i pewnie, wyczuła swoistą troskę i opiekuńczość w jego objęciu. Nie chciał jej skrzywdzić, chciał jej bronić, za wszelką cenę. Była jego tajną bronią i nie zamierzał dzielić się nią z Gatenowhere. Czuła się jak przedmiot, karta przetargowa, ale wiedziała, że za wcześnie, aby tacy jak oni postrzegali ją inaczej. Bestia drowa położyła się a Iliamdrill z Elką w ramionach usiadł w siodle.
- Iliamdrill, proszę, nie... – szepnęła do niego, niemal ze łzami w oczach.
przesunęła drżącą dłonią po jego policzku, muskając palcami końcówki srebrnych kosmyków. Nieustannie miał na oku Gata i jego towarzyszów, teraz dopiero zerknął w zielone oko Nizzre; spojrzał w nie z takim zimnem, nieubłaganym lodem i bezdusznością, że elfka bezsilnie zamknęła oko i przytuliła twarz do jego policzka, błagalnie szepcząc drowi do ucha:
- Il, proszę, nie...
Drow bez słowa skupił znów całą swą uwagę na drużynie Gata. Kocia Bestia powoli, skradając się, ruszyła przed siebie, ale drogę zagrodził jej zjeżony Fufi, stając dęba i szczerząc kły jadowe.
- Nigdzie z nią nie idziesz – powiadomił spokojnie Gate.
Mroczny elf zachował zimną krew w obliczu przeważających sił wroga
- Zabieram ją do medyka, a tobie nic do tego, magu – odpowiedział Gatowi w drowim.
- Co on gada?! – jęczał znów Deen.
- Gdzie znajdziesz tego medyka? – spytał beznamiętnie Gate.
- W mieście – warknął drow.
- Nie możesz wrócić teraz do miasta. To dla niej i dla nas wszystkich bardzo niekorzystne.
- Nic ci do tego. Potrzebuje medyka, może walczyć w tym stanie! – warknął drow.
Nizzre przemilczała to że „nie może walczyć”, a nie „że ją to boli”.
- Nie jest to też dla niej zbyt komfortowe – zauważył Gate.
Nizzre wiedziała, że Gate mówił często to, co chciała usłyszeć. Wszyscy tacy są. Jeszcze. Mroczny elf mocniej przytulił-przycisnął skuloną Elkę do siebie, obronnie, chciwie, demonstrując, że nie ma zamiaru oddawać nikomu swojego skarbu. Walka toczyła się o wysokie stanowisko i drow ani myślał oddawać go jakiemuś magowi. Uważał zresztą w głębi duszy, że elfka podziela jego zdanie – człowiek nie zasługuje by mieszać się w sprawy elfów!
- Nie słuchaj ich – szepnął do Nizzre, wciąż patrząc tylko na Gate`a. – Ludzkie szumowiny chcą cię zdradzić!
- Proponowałem, aby do nas dołączył, ale jego lud nadal żywi urazę do ciebie, Nizzre – mówił spokojnie Gate. – Pamięta tamtą wojnę.
- Zamknij się!!! – syknął ostro Iliamdill. – To nie ma nic do rzeczy! – spojrzał płonącym, mało przekonującym wzrokiem na Elfkę i z uśmiechem drwiny spytał – Spędziliśmy razem miłą noc; czy obudziłaś się ze sztyletem w plecach? A mimo to nadal mi nie wierzysz?
- Iliamdrill, nie chcę, żebyście walczyli - wydukała.
- Nie potrzebuję takich sojuszników! – ofuknął Gate`a drow. – Zabieram cię do medyka i nie mam zamiaru pytać go o zdanie na ten temat!!! IDŹ! – szarpnął wściekle uprząż swojej Bestii, ale ta sprężyła się tylko, wściekły, stojący dęba pająk nadal zasłaniał jej drogę.
- Nizzre potrzebuje pomocy – ciągnął spokojnie Gate. – Nie powinniśmy się sprzeczać w tej kwestii. Znam miejsce, gdzie może uzyskać pomoc. To najważniejsze. Sam jesteś w nienajlepszym stanie. Pozwól mi opatrzyć wasze rany.
Mroczny elf wyczuł, że emocjonalne podejście Gate`a do sprawy przypadło elfce do gustu, choć nie było do końca szczere, oczywiście. Drow wiedział tylko, że musiał okazywać się lepszym we wszystkim, co robił jego konkurent, i choć nie przywykł do okazywania uczuć i użalania się nad rannymi zrozumiał, że elfka na to właśnie czeka, na odrobinę uczucia i uwagi. Matrona wie najlepiej. Matrona sama wydaje rozkazy. Zrozumiał, że musi sprawić, aby Nizzre wydała mu rozkaz, i musi sprawić, aby ten rozkaz był dla niego korzystny. Kobiety lubią wydawać rozkazy i lubią, kiedy mężczyźni je spełniają, proste. Ochłonąwszy nieco, całkiem inaczej i łagodniej spojrzał na bladą twarz elfki, z radością stwierdzając, że spodobało się jej jego nowe spojrzenie.
- Próbuję tylko pomóc. Nie chcę do niczego cię zmuszać – powiedział. – To twoja noga, twoja rana, twój ból i ty wiesz najlepiej. Nie będę wyzywał go na pojedynek, wystarczy mi twoje słowo. Powiedz mi, zadecyduj jak wolisz, a stanie się tak.
Nizzre była w rozterce. Czuła się bezpiecznie w objęciach silnych drowich ramion, musiała to przyznać. Ufała Gatowi i Iliamdrilowi z równą chyba siłą i żadnemu póki co nie zawierzyłaby swojego życia, ale nie chciała konfliktu.
- Zraniła mnie Żywa Klątwa i potrzebuję melisy Almeny the elven – powiedziała spokojnie. – Gate, wiesz, gdzie ją znaleźć?
- Wiem, gdzie znaleźć składniki – odparł.
- W mieście moglibyśmy kupić gotowy wywar! – zauważył z dezaprobatą mroczny elf.
- Za co? – uśmiechnął się Gate. – Za pieniądze, które zarobisz tańcząc na ulicy, robiąc striptease w barze, czy za te ukradzione przechodniom czy zabrane zamordowanym w ciemnych zaułkach?
Drow fuknął pod nosem, gorzko stwierdzając, że najbogatszy nie był. Postanowił zatuszować chwilowo ten szczegół. Bestia położyła się, drow zszedł z siodła i ostrożnie ułożył Elkę na trawie.
- Opatrzę ci ranę póki co – wyjął bandaże i zaczął oglądać ranę na nodze Nizzre, kompletnie ignorując Gatenowhere i jego drużynę. – Czas mija, uparty człowiek zagląda mi do portfela, ty się wykrwawiasz! – warknął.
Była mu wdzięczna, choć wiedziała, że robił to niejako na pokaz, ciesząc się, że prześcignął Gate`a i to on opatrywał ranną, nie któryś z tamtych. Była jak broń, jak miecz, który się wyszczerbił. Dbał o nią, bo uszkodzona broń po prostu nie działa.
- Wiem, gdzie znaleźć składniki – zaczął Gate.
- Powiedz – rzucił natychmiast drow. – Nizzre nie może teraz chodzić – dodał szybko.
Opatrzywszy ranę demonstracyjnie wziął ją znów na ręce i wsiadł na grzbiet swojej Bestii. Matrony lubią luksus. Lubią ładne stroje, świecidełka, wielkie łóżka z tysiącem poduszek.
- Wygodnie? – spytał Iliamrdil, z najwyższą pieczołowitością dbając o odpowiednie dźwiganie i przytulanie elfki, starając się sprawić, aby nie polubiła żadnych innych ramion na świecie.
- Tak, dzięki... – musiała przyznać, że było jej było jej bardzo miło w tym ucisku.
- Więc? – drow wyczekująco spojrzała na Gate`a.
- Możemy się rozdzielić, tak będzie szybciej – zaczął mag. – Co o tym sądzisz, Nizzre?
- WY możecie się rozdzielić – zaznaczył Iliamdrill. – Nam jest razem dobrze, prawda? – spojrzał z czułym uśmieszkiem na Elfkę, wyczekując nachalnie na odpowiedź.
- Tak... całkiem nieźle... – wydukała, speszona.
- Czyli szukamy składników? – spytał Gate.
- Myślę, że tak będzie najlepiej – stwierdziła Nizzre. – Też nie mam pieniędzy!
- Nie powinniśmy się rozdzielać, Nizzre – zauważył poważnie Gate. – Z racji naszego zawodu.
- Z racji WASZEGO zawodu jest bezpieczniejsza ze mną! – odwarknął drow. – Łatwiej jest niepostrzeżenie podróżować dwóm elfom niż... pffff...! W gromadzie KOS! Z rycerzem w zbroi płytowej i jakimś... kotem...! - prychnął.
- W razie ataku łatwiej jest bronić się w grupie.
- Umiem uniknąć ataku, co jest jeszcze lepsze! – zapewniał drow.
- Nizzre jest jedną z nas. Prawda? A ty nie chciałeś do nas dołączyć.
- Nie decyduj za mnie ani za nią!
- W porządku! – jęknęła skołowana Nizzre. – Czy moglibyśmy wyruszyć po te składniki wszyscy razem? Proszę...? – spojrzała pytająco na Iliamrilla. – Wybacz, nie mogę.. nie mogę opuszczać moich sojuszników...!
Ku jej uldze drow wydawał się niewzruszony.
- Dobrze zatem.
- Co on gada?! – warczał Deen. – Czy on obraża moją matkę?!
- Miałeś matkę? – prychnęła Vari. – Chyba wyrosłeś na polu!
- Stul dziób.
- Sam stul.
- Dziękuję! – Nizzre odetchnęła z ulgą i oparła zmęczoną głowę na piesi Iliamdrilla, próbując przymilnie poocierać się o niego w ramach podziękowań za pokojowe rozwiązanie sprawy.
- Hymf! – prychnął tylko drow, ale i tak było to słodkie z jego strony.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 07-12-2009, 18:27   #620
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X
Barbak;

- Hej! Ty tam! Mały! Hono tu!
Łepek goblina wynurzył się ostrożnie zza którejś skałki w głębi jaskini.
- Pluń gęstą śliną to te elfy!
- Durne elfy!!! – zaskrzeczał goblin.
- Powiedz, co Cię tak irytuje?
- Ciągle tu łażą, won!!! Ciągle ktoś łazi, ciągle coś szuka, nocami, dniami, won!!! Wynocha!!! Nie dam butów!!!
- Wiesz po co tu jestem?
- Łazi i hałasuje! – wściekał się goblin. – Wyjść! O nie, następne przyszli! Won!!! Następne durne elfy! Won!!!
- Powiedz mi… jak zielony, zielonemu. Co muszę zrobić? Komu przypierniczyć, kogo wychędożyć żeby dostać te buty.
Goblin zastanawiał się chwilę.
- Wywal ich stąd!!! – wskazał palcem w kierunku całej reszty. – Niech tu nie łażą!!! Won, niech się wynoszą i nie wracają!!!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172