Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-12-2009, 16:38   #621
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Wywal ich stąd!!! – gobos wskazał palcem w kierunku całej reszty. – Niech tu nie łażą!!! Won, niech się wynoszą i nie wracają!!!

Barbak spojrzał na swego rozmówcę. Chciał by przetrzeć oczy ze zdziwienia, ale jakoś za bardzo nie leżało by mu to w kontekście. Spojrzał zatem ta goblina jeszcze przez chwilę.

- Zrobię co w mojej mocy. Daj mi chwilę.

Barbak obrócił się do drużyny, podszedł do Samaela.
- Synek, nie interesuje mnie to jakie masz plany względem piekliszcza. Potrzebuję zostać tu sam na jakiś kwadrans. Pomóż mi w tym. Jeśli mi się nie uda, i tak będziecie mogli przejść po moim trupie i załatwić to w sposób jaki Wam odpowiada!

Następnie Barbak zwrócił się do pozostałych.
- Mili Państwo! Zapewne zabrzmi to dziwnie z ust orka, ale istnieje możliwość rozwiązania tej sytuacji bez używania do tego argumentów siłowych. Abym miał szansę tego dokonać, pokornie proszę Was, o pozostawienie mnie z tym tu goblinem, oraz jego demonicznym przyjacielem… na jakiś kwadrans. Jeśli mi się uda… i wilk będzie syty, i owca zadowolona.
Klnę się na Palladine, że mym zamiarem jest zdobyć przedmiot, po który tu przyszliśmy. Klnę się, że me intencje są czyste i prawe. Jeśli ktoś chciał by me powody poddać we wątpliwość… zapraszam na ubitą ziemię….


Barbak ujął w dłonie topór oraz młot, zamłynkował sprawdzając, czy bark będzie go bolał. Bolał, ale nie aż tak bardzo, aby uniemożliwić mu walkę. Zrobił to również dla podkreślenia, iż kwestia ubitej ziemi, jest dla niego jak najbardziej na serio….
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 09-12-2009, 21:06   #622
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Może obserwował i notował wszystko w pamięci. Musiał wiedzieć jak najwięcej o tych którzy go otaczali, a patrząc na świat oczami Uzjela nie posiadał pełnej wizji, jaką teraz dostarczały mu demoniczne zmysły. Przybyciem nowego zainteresował się tylko z początku widząc jednak że daje sobą pomiatać przez półelfa stracił kompletnie nim zainteresowanie. Nie przepadał za uległymi typami i sam w takiej sytuacji zdekapitowałby czepiającego się typka ot tak, dla łatwiejszego zawarcia znajomości. Jednak nie wszyscy śmiertelnicy mieli zapędy do agresji, a przyjmowanie postawy akceptacji poczynań innych mogło doprowadzić tylko do negatywnych skutków. Wszyscy śmiertelni jeśli od razu nie przypomni się im gdzie ich miejsce pragną sięgać ciągle po więcej i choć czasem może to przynosić interesujące rezultaty to jednak zwykle kończy się krwawą plamą na ścianie lub suficie, jaka pozostaje po takim śmiałku.

Obserwując jednak tą grupkę coraz bardziej zaczynał rozumieć dlaczego niektóre demony miały do śmiertelników pewną dozę sympatii. Były to istoty całkowicie nieprzewidywalne, pragnące w swoim krótkim jak mgnienie oka żywocie zdziałać jak najwięcej. Choć istnieli na tym świecie tylko krótką chwilę to jednak kurczowo trzymali się swoich śmiesznych żyć. Jednocześnie w chwili wyższej konieczności część z nich była gotowa oddać swoje życie, natomiast inna (większa) część była gotowa odebrać je innym, byleby tylko zachować własne. Wszyscy jednak walczyli ze śmiercią tak desperacko i choć zdawali sobie sprawę że przyjdzie im przegrać i że śmierć dosięgnie każdego nie rezygnowali. Byli naprawdę... interesujący.

Z tego właśnie powodu gdy Barbak wyzwał ich na ubitą ziemię. Co prawda chodziło mu o sytuację gdyby ktoś kwestionował czystość jego zamiarów, jednak dla Może nie to było istotne. Uśmiechnął się do siebie delikatnie wiedząc, że ma szanse przetestować swoje siły w walce z orkiem. Wiedział już o nim nieco z czasów swojego uwięzienia, obserwował go w walce z Uzjelem jednak nic nie mogło mu dać pełnego obrazu tej persony niż osobista walka. Wiedział, że zielony jest godnym przeciwnikiem którego szanował nawet jego oswobodziciel, a na dodatek nie był pewien swojej siły po tak długim więzieniu. Dodatkowo jego duma i główna siła w postaci wymiarowej zbrojowni bardzo ucierpiała a Ostrze Upadłych jeszcze nie było odnowione, to jednak uznał ze równie dobrej okazji może nie mieć

- Dobrze, zielony przyjacielu. Jeśli chcesz bym opuścił tą jaskinię to będziesz musiał ze mną walczyć. Jeśli mnie pokonasz to wyjdę z niej, jeśli natomiast ja wygram to się z niej wyteleportuję. Pasują ci takie warunki? Jeśli tak... to pokaż na co Cię stać
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 09-12-2009, 22:00   #623
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nizzre;
Iliamdrill szybko kalkulował w myślach. Konkurencja człowiek mag kontra wojownik drow była dla niego śmieszna. To oczywiste, co powinna wybrać Nizzre. Gatenowhere nie był jednak jakimś tam Hardym Potterem, był sprytny, przebiegły, zły, a do tego przystojny. Ciężka sprawa. Mroczny elf nie myślał nawet o swoich szansach na przegraną. Wychowany pod biczem i obcasem wiedział co nieco o kobietach i ułaskawianiu tych mistycznych istot. Do tego Iliamdrill był bystry i zdołał już zanotować kilka ciekawych faktów o jednookiej elfce. Oczywistym było dla drowa, aby ani na chwilę nie wypuszczać elfki z objąć w obecności Gate`a. Musiał się postarać i zrobić wszystko, aby zapomniała o tym człowieku w śmiesznych szatach. Zakładał, że nie będzie to trudne, ale na samą myśl o tym, co mogły zrobić aby zdobyć Nizzre dla siebie wstrząsał nim dreszcz. Plan był prosty – nie robić nic – ponieważ nie robiąc nic specjalnego, jak dotąd, zasłużył sobie na to, że mógł teraz trzymać tę elfkę w ramionach. Należy więc kontynuować to nic. Po drugie, jeśli mieczem nie można pokonać magii, lepiej podjąć walkę na płaszczyźnie płci. To oczywiste, że jeśli leje się dwóch równych sobie przeciwników, jest bardzo duża szansa, iż kobieta ostatecznie wstawi się za tym atrakcyjniejszym dla niej. Tu Iliamdrill również był dobrej myśli, musiał się tylko przemóc i odrobinę bardziej przypomnieć sobie, że jest mężczyzną, a Nizzre kobietą, która mężczyzny potrzebuje. Wreszcie, prosty plan zakładał prosty sztylet w plecach Gatenowhere. Iliamdrill pomyślał, że jeśli ładnie się postara, sama Nizzre chętnie pomoże wbić mu owy sztylet w plecy durnego maga. Kto lubi magów? Nikt.

Na przykład teraz. Zatrzymali się. Zajęci byli oglądaniem durnego drzewa. Durni ludzie. On zaś miał idealną strategiczną pozycję – nie musiał nawet martwić się, jak elegancko i niezbyt nachalnie objąć elfkę, gdyż już trzymał ją w ramionach. Była cicha, zakłopotana i podenerwowana, do tego wciąż zbolała od rannej nogi, a nic tak kojąco nie działa na kobiety jak mężczyzna z zimną krwią [co niektóre kapłanki Lolth odbierały zbyt dosłownie i trup ścielił się gęsto]. I odrobina czułości. Iliamdrill omal się nie otrzepał. Nie umiał być czuły, nienawidził być czuły, nie miał zamiaru być czułym, i nie miał pojęcia, kto do cholery wymyślił, że mężczyzna musi być czuły [co to w ogóle znaczy?!]. Gdyby dotknął jakąś kobietę tam skąd pochodził najpewniej straciłby rękę, stąd też nie umiał dotykać kobiet. Ale wiedział, że kobiety na powierzchni lubią „czułych”. Zeszłej nocy poszło jak z płatka, pocieszył się. To jest właśnie to, nie robić nic, nic szczególnego. Z drugiej strony zżerał go niepokój, że Gate może przystąpić do ataku w tym wyścigu. Cholerny mag.

Cholerne kobiety. Tyle wieków i tyle z nimi kłopotów!
YouTube - Sandra - Everlasting Love

Iliamdrill zastanawiał się intensywnie nad tym, co poza śpiewaniem [odpada], tańcem [odpada!], drzewami [wokół jest ich zbyt wiele w tej chwili] i łukami może podobać się elfom. Doszedł do banalnie prostego wniosku. To oczywiste, odkrył Iliamdrill.

- Wygodnie?
- Tak, dzięki...

- Czy wezwiesz wreszcie medyka?
- Nie wiem gdzie... – zająknęła się.
- Więc ja po niego pójdę - ruszył stanowczo ku drzwiom.
- To... dzięki...

...Dziękuję – elfka uśmiechnęła się do Gatenowhere [zgrzyt zębami]. – Przyszedłeś mi z pomocą...

Zerknął na Nizzre, momentalnie przykuwając tym jej uwagę. Bosko.
- Dziękuję – uśmiechnął się lekko. – Przyszłaś mi z pomocą...
Był zadowolony z siebie – zachował zimną krew, odpowiednio stonował głos, nie wypadł przesadnie sztucznie – bo też autentycznie cieszył się, że wyciągnęła go z tych mgieł. Zastanawiał się właśnie, czy aby jego zawadiackie spojrzenie i uroczo-uwodzący uśmiech to nie była przesada, gdyż zdał sobie sprawę, że elfka hipnotycznie gapi się na jego usta i odniósł wrażenie, iż Nizzre zaraz złapie go za włosy, wpije się w jego usta, z impetem zrzuci ich oboje z grzbietu kotowatej Bestii i zaczną się dzikie harce na trawie. Przeraził się z lekka taką wizją, ale co by to było za zwycięstwo – pocałunek od Nizzre na oczach Gatenowhere!
Ponoć, generalnie kobiety lubią być całowane w zupełnie niespodziewanych momentach [na przykład w środku trwającej i przegrywanej walki z tabunem nieumartych...]. Lubią też uczucie uwiedzenia i zniewolenia przez mężczyznę. Z drugiej strony, dostać plaskacza-fangę w ryło od Nizzre i jej szponów na oczach Gatenowhere byłoby niefajnie.
- Dziękuję... że przyszłaś... – powiedział znów, ulegle, z autentyczną ulgą i radością, z tą nutą, co roztapia kobiece serca i wywołuje zamęt w ich głowach.
Mroczny elf postanowił kontynuować działają taktykę „trudnej zdobyczy” i zwodząc elfkę słodkim uśmiechem i zawadiackim spojrzeniem, po krótkim i niewinnym podziękowaniu po prostu odwrócił wzrok, stając się znów bezdusznym, złym i zimnym zabójcą-bez-serca-długouchym-drowem. Wciąż jednak wiedział, że Nizzre na niego patrzyła zachłannie. Świętował zwycięstwo, kiedy elfka uśmiechnęła się i speszona bezczynnością i „niezdobytością” drowa przytuliła policzek do jego policzka, mówiąc nieśmiało:
- Tak robią przyjaciele...
Mroczny elf wychwalał swój geniusz. Miał ją tak blisko, a Gatenowhere niemal palił się z wściekłości, choć udawał obojętność. Drow postanowił jasno postawić sprawę i raz na zawsze pokazać temu człowiekowi, kto tu rządzi. Schylił się, ocierając się policzkiem o policzek elfki; obróciła twarz w jego kierunku, zaintrygowana tym drowim ruchem, zerkając pytająco w piękne drowie oczy. Nie pozostawił tego niewinnego, acz jednoznacznego spojrzenia samemu sobie, to była ta chwila, ten moment. Bez słowa zbliżył usta do jej ust. Nie widział choćby nuty sprzeciwu, czy dezaprobaty w jej zachowaniu. Trwała w jego ramionach nieruchoma, w jego władzy. Poczuł się pewnie, objął ją mocniej i przymknął oczy, czując już jej ciepły oddech na swoich wargach...

- FFFFFfffffffffffffRRRrrrrrrrrRRRRRRRrrrrrrrrrt!... .
Elfka zastygła w bezruchu, Iliamdrill również.
- O fuj! – słyszała jęk Deena. – O rany!
Speszona elfka obejrzała się na Fufiego stojącego obok reszty zespołu Gate`a; Vari omal nie padła, Deen uciekał machając ręką przed twarzą, Rin zasłonił twarz długim rękawem płaszcz, a Gate wachlował się dyskretnie, odwrócony tyłem. Fufi, ulżywszy sobie, nie poczuwając się do winy drapał się jedna nogą po odwłoku.
- To chyba po tej szynce!... – kasłał Deen.
- Zły, zły Fufi!... – jęknęła płaczliwie czerwona jak burak elfka. – Durny ty!... LACZKIEM!!!
Speszona spojrzała na drowa, który z łezkami w oczach starał się zachowac zimną krew, lekko pokaszlując mimowolnie.
- Wybacz...! – pisnęła. – Eeeeeh ja...?!
- Nic takiego – wydukał, z trudem łapiąc oddech.
* * *

- Oto i miód.



Spojrzeliście w górę, gdzie na drzewie wisiało wielkie pszczela gniazdo.
- Nienawidzę pszczół!!! – zjeżył się Deen. – Ohydne robaki!!!

Zauważyłaś wysoko w koronach drzew rosnących nieopodal okazałe storczyki.



Phalaenopsis. Mityczna roślina, uważana za ulubione kwiaty Czarnej Zorzy. Podobno przed wybuchem Wielkich Wojen wszystkie Phalaenopsis na ziemi zakwitały jednocześnie i więdły w jedną noc.



- Dobra, to kto tam włazi? – Deen na wszelki wypadek rozsiadł się na trawie.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 10-12-2009, 15:37   #624
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
YouTube - Bomfunk MC's - Something Going On (with lyrics)

Ork spodziewał się reakcji… oczekiwał wszystkiego. Oczekiwał sztyletów lecących w jego kierunku, przekleństw wyzwisk (tyczących się tak jego, jak i jego Mamusi)… w rezultacie oczekiwał też tego, że ktoś przyjmie jego wyzwanie.
Nie oczekiwał jednak, że wyzwanie zostanie przyjęte… mimo, że persona z którą będzie miał za chwil parę skrzyżować ostrza akceptowała jego pomysł. Akceptowała to za dużo powiedziane… zgadzała się opuścić jaskinię. Ale czegóż ork mógłby się spodziewać pod demonie? Działanie tego nowego kompana było przemyślane, miał on w nim swój cel… czy wszystkie demony miały cel w swym działaniu? Choćby najbardziej było by ono chaotyczne? Zawsze miał być jakiś cel? Zdaniem orka tak! Tak więc i w tym wypadku, jego przeciwnik chciał coś uzyskać z tej walki… cóż słowo się rzekło, a owca u płota. Poza tym jak mawiał dziadek Puskin: „Bez psygody, psygoda nie była by psygodą” (Mawiał tak, po spotkaniu z niedźwiedziem brunatnym, który pozbawił go większości zębów).
- Dobrze, zielony przyjacielu. Jeśli chcesz bym opuścił tą jaskinię to będziesz musiał ze mną walczyć.
Barbak nie przypominał sobie, aby był przedstawiany temu demonowi. Nie przypominał sobie także imienia swego rozmówcy… było to jednak tematem drugorzędnym. Zastanawiającym natomiast było to, że został określony mianem przyjaciela przez demona… coś tu się nie zgadzało.
- Jeśli mnie pokonasz to wyjdę z niej, jeśli natomiast ja wygram to się z niej wyteleportuję.
- Po co w takim razie krzyżować ostrza? Jeśli jesteś zdecydowany i tak opuścić tę jaskinie…
- Pasują ci takie warunki?

Ork stanął w milczeniu. Mierzył spojrzeniem demona, szeptał coś pod nosem.
ORC by ~trollmscg on deviantART
- Jeśli tak... to pokaż na co Cię stać.
Barbak zamkną oczy…
… i zaatakował.
Orc Wars Dirty Tricks by *VegasMike on deviantART
Bez słowa zgody. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Jasnym było że jego przeciwnik i tak był na ten atak przygotowany. Zamierzył się młotem z zamiarem sięgnięcia przeciwnika. Oczy miał cały czas zamknięte.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 10-12-2009, 19:27   #625
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
-Wstępnie się zgadzam. Kim jest Gatenowhere i kim są KOSi?
-Gatenowhere to jeden z najlepszych magów tutaj - mruknął dwarf, zdziwiony niewiedzą elfa. - KOS? Kill On Sight. Pracują dla Kruka i zdobywają dla niego Dusze zabijając pozostałych graczy. W zamian Kruk daje im dowolne teleportacje, użycza Dusz, nie giną po trzech zgonach, co jest najgorsze. Kruk dba o tych dobrych, a Gatenowhere jest dobry. KOS polują w grupach, każda grupa nosi jakiś tatuaż, po tym ich poznasz. Ale najczęściej poznasz ich po tym, że cię zabiją...
Elf uśmiechnął się lekko, coś mu wpadło do głowy, postanowił się jednak upewnić.
-Jest z nim drugi mag, kotka i rycerz? Wiesz jak można się ich pozbyć permanentnie? Czy muszą do tego stracić przychylność Kruka?
-Ta, mag, kot i zakuty łeb! Pfeh, tego nie da się pozbyć! - żachnął się krasnolud. - Stracić łaskę Kruka heh to by było dobre! Tylko jak?
Krasnolud wykazywał póki co mało inwencji i charakterystyczny dla ras niższych brak patrzenia perspektywicznego. Czego innego można się spodziewać po stworzeniu umysłowo ociężałym? Westchnął i podjął temat:
-Najpierw trzeba się dowiedzieć od czego jest uzależniona ich łaska.
-To raczej oczywiste. Od tego, ile Dusz przynoszą. Tak sądzę. Ja tam nie wiem.
-Najprawdopodobniej są to zadania, demony nie tolerują nie wykonywania rozkazów nawet jak się to robi nie z własnej woli.
-Demony....?
– dwarf wybałuszył oczy.
Zapadła długa chwila ciszy. Dwarf, elfka i kobieta z obcej drużyny wpatrywali się w Samaela niemal ze szczękami na podłodze. Elf nie sądził że ktoś może być tak ciemny i nie domyślny. Próbował zdobyć dalej jak najwięcej informacji.
-Trzeba im przeszkodzić w jakimś ważnym zadaniu.
Jedyną reakcją było tylko patrzenie się na niego z zaskoczonymi minami.
-Dobrze, jeśli mamy współdziałać muszę wiedzieć jak najwięcej o Gatenowhere i jego ferajnie.
-Eeeeee... – dwarfowi ciągle brakowało słów. – Znaczy... ja tam nic nie wiem... Gość wpada, robi zadymę, zabijam nie znika, wiem tyle...! Jego Bestią jest latająca manta, ale nie wiem nawet jaką ma cechę... Sam gate po prostu czary-mary i jesteś trupem! Jest dobry w używaniu Dusz i z reguły nie masz nawet czasu na odwet! Tak to bym mu toporkiem przyładował...!!!
-W jakim rodzaju magi się specjalizują, jakie maja moce i inne takie bajery.
-Pfeh! Gdybym wiedział sam bym go toporkiem!!! Podejrzewam, że jego specjalizacja to magia ognia, choć jak mówię, najpierw używa Dusz, a nim zużyje je wszystkie cóż... tego nikt jeszcze nie przeżył... Jak zużyje, ucieka do innego Miejsca teleportacją, aby móc używać Dusz ponownie, łajdak! Jest raczej nieuchwytny w ten sposób, jak większość KOS!

-Muszę też wiedzieć co Wy potraficie i jak się nazywacie, chociaż to drugie to niekoniecznie.
Druga ferajna pozbierała właśnie szczeny z ziemi, głos dla odmiany zabrała elfka.
-Przeciwnie... To pierwsze nie będzie konieczne, Isendirze. Jestem Aria, to jest Nea, a to Grundig.
-Ja specjalizuję się w walce na miecze oraz noże.
-Doprawdy...?
– elfka przewróciła oczami, wymownie spoglądając na miecz Berithiego. Samael póki co niezrażony kontynuował.
-Ten tam zielony w płycie to Barbak, paladyn o dziwo dobrze radzący sobie z łukiem. Nasz przykuty towarzysz to Kalleh, podobnie jak Barbak jest bardzo wszechstronny, radzi sobie zarówno w walce wręcz jak i na odległość. Nasi pozostali towarzysze zajmują się walką mniej konwencjonalną. Oprócz wspomnianych przeze mnie informacji potrzebuję dowiedzieć się wszystkiego co wiecie o celach maga, jego sojuszach i gdzie teraz jest.
-Cel ma raczej prosty – zebrać pewien kolor Dusz lub zebrać ich jak najwięcej. Z reguły KOS tak robią –
I znowu odezwał się krasnolud, jak zwykle krótko i rzeczowo.
-Szlaja się gdzieś po okolicy. Jest ze swoimi ludźmi więc poluje na kogoś zapewne.
Półdemon skinął głową.
-Pozwoli nam to zastawić efektywną pułapkę.
Obcy spojrzeli po sobie.
-Aye... Powiesz ino elfie... Skąd ten pomysł... no wiesz... że...
– rozejrzał się czujnie. – Demony coś tu knują, e?
-Czy to nie jasne? Kruk jest pewnym rodzajem demona i to on tu kieruje wszystkim.
Dwarf, elfka i kobieta wybałuszyli gały jeszcze bardziej.
-Skąd... masz te informacje...? – spytała ostrożnie elfka. Samael chwilowo ją zignorował. Miała irytującą manierę pytania i nieodpowiadania na pytania zadane jej.
-Gate musi mieć jakiś cel oprócz zebrania dusz ale rozumiem, że go nie znacie. Muszę znać Wasze zdolności by efektownie zaplanować sytuacje.
Trójka milczała, byli teraz zainteresowani tylko kwestią demonów. Samael próbował jeszcze ich podpytać.
-Nie musicie mi mówić o swoich asach na ostatnią chwilę ale tak z grubsza. Dobrze radzę sobie w lesie czy jestem dobry w walce na miecze.
Znów cisza. Do trzech razy sztuka.
-Wiecie coś o drużynie Gate? Jego słabych i mocnych stronach?
-Powiadają... Krym – odchrząknął w końcu dwarf. – Że jak to u KOS... jeden rządzi, reszta się z czasem buntuje... Nikt nie przepada za Gatenowhere...
Półdemon się uśmiechnął. W jego głowie powoli pojawiały się proste i skuteczne plany łączące się w jeden potężny.
-„Gdy wejdziesz na szczyt, możesz już tylko zejść na dół lub spaść” – zacytowała elfka udowadniając, że potrafi coś po za pytaniem.
-Aye, lub zostać zepchniętym... - krasnolud z kolei pokazał jak prostą filozofie ma jego lud, prostą acz skuteczną.
-Póki co mam pewien wstępny plan ale najpierw Wy będziecie musieli spełnić swoją umowę.
Zerknęli po sobie.
-Właściwie skąd mamy wiedzieć, że nie jesteście KOS? – dwarf podrapał się refleksyjnie po brodzie.
-A skąd my mamy wiedzieć, że Wy nimi nie jesteście? Skąd mamy wiedzieć, że nie współpracujecie z Gatem i nie wciągniecie nas w pułapkę. Możemy sobie tylko ufać jak uczy nas Światło.
-Skąd wiesz o Kruku i demonach?–dodała nieufnie elfka wracając
Elf powolnym ruchem wydobył miecz Berithiego, jedną ręką złapał za rękojeść drugą za srebrne ostrze. Postąpił krok w stronę elfki. Cała trójka naraz przybrała bojowe postawy. Samael uśmiechnął sie przyjaźnie.
-Widzę, że Twoje zainteresowanie wzbudza mój miecz. Interesująca broń nieoceniona w zabijaniu demonów.
Elfka przyjrzała się mieczowi a półdemon ciągle przyjaźnie uśmiechnięty kontynuował przyjaznym tonem.
-Światło pozwoliło mi nią władać. Nauczyło mnie też ufania sojusznikom bo bez tego nie ma szans na wygranych. Więc jak? Zaufamy sobie, wspomożemy siebie w miarę naszych zdolności i nakopiemy KOSowi? A może dalej będziemy na siebie nieufnie patrzeć i machać bronią?
-Skąd masz ten miecz? – spytała elfka. – I skąd wiesz o demonach?
Elf ciągle uśmiechnięty bardzo powoli zmienił chwyt na broni, skierował miecz rękojeścią w stronę elfki.
-Proszę Aria. Jeśli chcesz możesz go zbadać. Uważaj jednak, ja byłem szkolony całe życie by nie ulec mocy w nim zawartej. Jestem Isendir Di'makiir byłem przez całe życie szkolony do tropienia i zabijania demonów. Jesteś osobą inteligentną więc na pewno słyszałaś powiedzenie "ogień należy zwalczać ogniem". Tak też uważa Światło, wybrało mnie i kilku mi podobnych i wyposażyło w oręż chaosu. Dzięki naszej sile woli i szczerej wierze potrafimy nim władać nie gasząc naszego wewnętrznego Światła. Potrafię rozpoznawać demony i ręczę swoim słowem, że Kruk takowym jest. Myślę...
Samael na chwilę zawiesił głos jakby zastanawiał się ile może powiedzieć. Szybko jednak podjął temat wyrzucając słowa jednym tchem, jakby bał się, że przy wolniejszym mówieniu przerwałby i nie dokończył.
-Myślę, że Almanakh mnie tu umieściła bym zgładził Kruka. By każdy uwięziony w tych miejscach mógł być wolny. KAŻDY, nie tylko ten, który zbierze pięć dusz. Jednak czasem wątpię, gubię się... Dlatego potrzebuję pomocy Takich Jak Wy. By skończyć ten demoniczny cyrk.
Samael patrzył wyczekująco na elfkę. Ignorował na razie Barbaka i Może, nie miał zamiaru wtrącać się do walki.
-Aria... Proszę. Pomóż nam. Wyjdźmy stąd teraz by mój przyjaciel, Barbak sługa Paladine zdobył dla nas buty. Zapolujmy potem na Gatenowhere, jest on sługą Kruka, sługą demona, nie powinien kalać ziemi swoją obecnością. Proszę...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 10-12-2009, 19:38   #626
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Może uśmiechnął się radośnie widząc jak Barbak przyjmuje pozycję bojową i szepce coś pod nosem, najpewniej wzmacniającą modlitwę. Jeśli się nie mylił to zielony zaraz zmieni się w mobilną maszynkę do mięsa gotową jednym celnym uderzeniem młota posłać go prosto w fiolet. Z zabranym ułomkiem miecza mógłby co najwyżej próbować załatwić go śmiechem, ale nie był pewien jak wygląda orkowe poczucie humoru. Wiedział natomiast, że zbliża się wyjątkowo ciekawa walka z przeciwnikiem który na pewno będzie walczył do końca. Może już dawno nie miał okazji porządnie sobie powalczyć, przez co jego umiejętności powoli odchodziły w zapomnienie. Taka forma rozgrzewki wyjdzie na dobre i jemu i Barbakowi, a trochę emocji dostarczone czuwającym nad każdym demonem przyniesie mu powodzenie którego tak fatalnie brakowało Uzjelowi

Nie mógł być pewien, co knuje w tej jaskini ork. Czy ma zamiar przeciwdziałać drużynie dla swojej korzyści, czy po prostu pomagał Samaelowi. Nie mógł być pewien, czy to miejsce nie należało do któregoś z nich, dlatego należało działać. Nie miał zamiaru powstrzymywać działań orka, jednak w ten sposób chciał dać mu pewnego rodzaju ostrzeżenie, że choć ostatnio siedział cicho i niewiele robił to jednak wciąż miał baczenie na pewną parę zielonych rąk.

Barbak zaatakował wściekle, jak to ork. Może nie dał się zwieść zamkniętym oczom orka, wiedział doskonale że gdy uderzy to zrobi to z morderczą precyzją. Jego młot był stanowczo ciężkim argumentem, a dodatkowo możliwość użycia go jako zabójczego pocisku, jak to zrobił w walce z Uzjelem czyniła go śmiertelnie niebezpieczną bronią. Na szczęście, choć na pierwszy rzut oka Może był kompletnie nieuzbrojony, posiadał równie ciężki argument. Ostatnia broń jaka pozostała mu ze starej kolekcji i jego najwierniejsze narzędzie do niesienia śmierci. Może wyciągnął prawą rękę w bok a w jego dłoni pojawił się kiścień rozmiarów pasujących akurat do walki z orkiem



Nie była to co prawda broń tak finezyjna jak para szabli, jednak miała dłuższy zasięg i zwykle wystarczało nią uderzyć raz, a celnie. Zdawał sobie sprawę że na taką górę mięśni jaką był ork jeden cios może nie wystarczyć, ale dwa powinny załatwić sprawę. Dlatego czekając aż ork zbliży się na odległość ciosu rozkręcił bijak i gdy tylko przeciwnik był wystarczająco blisko uderzył, kierując cios z góry prosto w Barbaka
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 10-12-2009, 20:56   #627
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Zaatakował, tak jak planował. Czy planował? Nie zaatakował tak jak podpowiadał mu instynkt. Tym różnili się prawdziwi wojownicy, od tych którzy się pod nich podszywali. Ten kto władał orężem (wszelakiej maści) dobrze, nie myślał w czasie jego używania. Ciosy, parady, czy wszelakie figury z tym związane przychodziły tak naturalnie, jak choćby oddychanie….
… Ork zatem oddychał pełną piersią. Zbliżył się szybko do przeciwnika i zamierzał zaatakować. Proste uderzenie, to wszakże nie była walka na śmierć i życie. To miał być jedynie test, dający informacje o przeciwniku… no i ork dostał informacje.
Potężny mogrensztern (jeśli tak to się wymawiało… ork miał zawsze problemy z obco brzmiącymi słowami), pojawił się w demoniej dłoni. Ot tak, po prostu. Broń potężna, broń niebezpieczna… zabójcza wręcz. Pojawił się i zanim ukazał się w całej okazałości już wirował. Kręcił młyńce w dłoni, która z pozoru nie powinna być zdolna do władania tak ciężkim orężem. Był to jeszcze jeden z dowodów na to, że przeciwnika wspierają moce chaosu… że ta walka nie jest jedynie zwykłą potyczką sparingową… była ona preludium do czegoś większego… czegoś co może wydarzy się w przyszłości… dalszej lub bliższej.

Przyszłość była jednak tym co miało nadejść. Miało, ale wcale nie musiało. Przedmiotem, który mógł zakończyć linię życia Barbaka, była broń, która to w tak zagadkowy sposób nagle się pojawiła. Wyciągnąwszy broń, demon zamachną się potężnie uderzając z góry.
Barbak zdawał sobie sprawę, że tak nagły atak postawił go w niekorzystnej pozycji. Miał za mało miejsca i zdecydowanie za mało czasu aby uciec przed ciosem… mógł jednak wyciągnąć pewne plusy z tej sytuacji.
Miast uchylać się czy blokować uderzenie, ork skrócił dystans. Podszedł do demona tak blisko, iż ich wzrok mógł na kilka chwil się zrównać… spotkać.
orc face by ~oxsun28 on deviantART
Potężne uderzenie, jakie zadała kolczasta kula spadło na orcze plecy. Uderzenie samo w sobie zostało zatrzymane przez płyty, jednak impet, siła jaka została włożona w cios, musiała znaleźć ujście… i znalazła… na kręgosłupie orka.
Niebezpieczne mrowienie przeszło przez całe zielone ciało, Barbak jednak ustał. Wytrzymał cios, a potem zadał własny.

Pojedynek, w którym brali udział mógł przez osoby postronne zostać określony mianem honorowego. Ktoś mógłby powiedzieć, że tych oto dwóch, spotkało się na ubitej ziemi, by z otwartą przyłbicą i mieczem w dłoni zdać się na Sąd Boży… nic bardziej mylnego. Osoby pokładające wiarę w honorowych pojedynkach i Sądzie Bożym bardzo szybko odnajdywały swoje miejsce… na cmentarzach. Ork, tak jak Demon zdawał sobie sprawę, że od walki „twarzą w twarz” dużo skuteczniejsza jest „kolanem w krocze”.
I tak więc też postąpił. Ponieważ skrócił dystans nie miał miejsca aby skutecznie zadać cios, naparł z całych sił na przeciwnika. Jego siła połączona z wagą, oraz ciężarem pancerza, miały zeń uczynić taran. Ten miał przygwoździć przeciwnika do dowolnej, najbliższej najlepiej ściany…
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 10-12-2009, 21:27   #628
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ogromna masa zakutego w stalową puszkę orka nie powinna być zdolna do uniknięcia jego ciosu. Takim uderzeniem zwykł kończyć zabawę z nawet najbardziej zaciekłymi przeciwnikami, po których zwykle nie zostawało nic więcej niż mało apetyczna plama na podłodze. Jednak reakcja Barbaka upewniła Może w przekonaniu, że jego przeciwnika w żadnym wypadku nie można było nazwać zwyczajnym. Był to przebiegły wojownik dysponujący monstrualnym wręcz doświadczeniem bojowym. Widać było to w jego ruchach, obyciu z bronią, w każdym napiętym mięśniu. Demon dostrzegał tą różnicę i zdawał sobie sprawę, że gdyby był człowiekiem to ta walka mogłaby mieć tylko jeden, wyjątkowo smutny finał. Na całe szczęście człowiekiem już nie był i mógł wykorzystywać niedostępne słabym ludzkim ciałom zdolności

Jego broń była stworzona tylko w jednym jedynym celu: zabijania. Jej twórca nie przewidział w walce nią stosowania taryf ulgowych, więc nie mogło być mowy o uderzaniu tak, by nie zabić. To właśnie było piękne w każdym z tych miejsc: mógł pozbawić przeciwnika życia a on i tak powrócił. Dzięki temu właśnie mógł stoczyć się ten pojedynek. Obserwująca z boku walkę Flafie była gotowa udzielić pomocy zarówno temu kto zwycięży jak i temu, który tą walkę przegra. Jednak gdy kiścień spadł na orka walka nie zakończyła się. On... on po prostu zrobił krok do przodu przyjmując cios na plecy. Znacznie zmniejszyło to siłę uderzenia, które zwyczajnie ześlizgnęło się po płytach naplecznika. Sam ork natomiast, dzięki sile własnych mięśni i impetowi nadanemu mu przez przyjęty cios zmienił się w wielki, stalowy pocisk zmierzający wprost na demona

Zagrywka była świetna, trzeba było to uczciwie zielonemu przyznać. Wykorzystanie siły przeciwnika przeciwko niemu samemu... skądś znał tą taktykę. Posiadanie tak ciężkiej broni uniemożliwiało demonowi wykonywanie uników, a porzucenie jej by uratować się przed ciosem byłoby co najmniej głupie. Wyglądało na to, że przyjdzie mu w tej walce oberwać... jednak on jak przystało na porządnego demona miał w swoim rękawie zapas sztuczek na każdą okazję. Tak było i tym razem. Gdy ork był na tyle blisko, ze ich oczy dzieliło już tylko kilka centymetrów demon uśmiechnął się do przeciwnika

Plan był prosty - ork był już na tyle blisko by wyhamowanie było niemożliwe. Może miał zamiar teleportować się za plecy orka i pozwolić sile bezwładności dokończyć dzieła. Pytanie brzmiało: czy zdąży?
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 11-12-2009, 15:17   #629
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Czemu to życie takie dziwne jest?
Pytam się!
Cisza - brak odpowiedzi.
Wsłuchuję się,
Ponownie pytam się:
Czemu ten świat dziwny jest?
Pustka
Rozmyślam i zastanawiam się,
Czy mnie nikt nie słyszy, a może nikt nie słucha mnie.
Jeszcze raz wsłuchuje mocno się - głucha cisza.
Nie wiem co myśleć,
A może za trudne pytanie to jest?
Życie...
Raz berze w ramiona i rozpieszcza,
Innym razem odrzuca i odpycha.
Niezrozumiałe to dla mnie jest,
Dziwnie czuję się, serce rozrywa mnie.
Niedawno gościła u mnie radość,
Spokój ciała był i spokojna dusza była,
A dziś ściska mnie, niepokój obudził się.
Gdybym mógł opuściłbym ciało,
Wzniósłbym się ponad świat,
Może tam znalazłbym odpowiedź
Na moje chyba trudne pytanie.
*

Jak inaczej to nazwać, jak nie paranoją? Dwóch kompanów, których łączyło tak wiele podzieliła tylko chęć walki. Tylko, albo aż. Dla jednego walka jest tylko drogą ostateczności. Drogą ku przetrwaniu. Taką właśnie osobą był Yan. Wiedział jednak dobrze, że istnieją istoty, które wręcz napawają się walką i nie mogą się doczekać, by wreszcie unieść oręż i ruszyć w bój. Pytanie: po co? Jaki sens ma ta bezsensowna walka? Sprawdzenie się? Chęć uczucia dominacji? Udowodnienia kto ma na tyle odwagi aby stanąć z innym w szranki? Yanowi przypomniało się tylko jedno, odpowiednie dla tej sytuacji powiedzenie: gram brawury, trzy gramy głupoty. Nie oznacza to jednak, że nie szanował owej dwójki, która ruszyła w bój. Co więcej bardzo mu odpowiadała możliwość obejrzenia ich w akcji. Jednak... dlaczego teraz? I tutaj?

Samael wdał się w konwersację z nowo przybyłymi. Yan nie był dobrym mówcą, więc cieszył się, że ktoś jednak się nimi zajął. Nigdy nie lubił niańczyć dzieciaków. Wolał przyjrzeć się temu co ciekawe.

Po krótkiej wymianie zdań ork ruszył na swego przeciwnika. Był... niesamowicie żwawy i zwinny, jak na orka. Wymachiwał swym toporem z wielką gracją, która nie była tylko pokazem sztuki, ale także tańcem niosącym za sobą sidła śmierci. Jego towarzysz także nie był głupi. Ni stąd, ni zowąd w jego dłoni pojawiła się broń. Nie zbyt wyrafinowana, i na pewno nie na pokaz. To co się działo w chwilę później oszołomiło maga. Grady ciosów spadały jak krople deszczu w czasie pory deszczowej. Bronie obydwu działały na siebie jak magnesy, jak krew na rekina, jak płachta na byka. Przyciągały się.
Yan miał często wahania nastrojów i uczuć. Teraz nie był pewien czy pozostawić losowi to, co dzieje się przed nim. Czuł, że trzeba to przerwać, ale ni był do końca pewien. Postanowił przyjrzeć się temu jeszcze trochę.
_____________________________________
*nieznany autor
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 11-12-2009, 16:31   #630
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Demon spie…. wycofał się na z góry upatrzone pozycje. Zwiał. Wymanewrował orka.
Gdy zielone ramiona już prawie zamykały przeciwnika, gdy siły fizyki robiły swoje, demon po prostu zniknął. Wyteleportował się. Ork, tego nie uczynił, a wspomniane przed chwilą siły musiały zrobić swoje… Postąpił kilka chwiejnych kroków starając się złapać równowagę, wyhamować… starając się wyjść z opresji, w którą się wpakował… nie udało się. Ściana, do której przed dwoma sekundami chciał przycisnąć oponenta szeroko otworzyła przed nim swe ramiona…. A on podążył na jej spotkanie z pełną prędkością.
Jaskinię przeszedł głuchy odgłos zderzenia przeszło stu kilogramów metalu mięśni ze ścianą.
Ork odbił się od niej i niepewnym krokiem postąpił w kierunku przeciwnym. Jego oczy przez kilka chwil zdawały się być nieobecne…
- Brokuły? Dziadku orki nie jadają tego. To dobre dla korożerócw. Melisa…..?!?

Padł nieprzytomny.

Niewielki, czarny punkcik przemieścił się na orczym pancerzu. Pchła gotowa w każdej chwili tak leczyć jak i bronić swego żywiciela podążała w kierunku głowy Barbaka.
- To już czwarty raz Barbaku. Najpierw Verion potem Uzjel, Berithi, a na koniec On. Czy po tym lub innym świecie chodził jakiś demon z którym sobie poradziłeś?
- Hm…..asdaregadfzf….
Tę rozbudowaną wypowiedź przerwała fala wymiocin wydobywająca się orczego żołądka.
- No jasne!
Emanuel Rodriges Moul Ep Diffirin Kaellah zabrał się za robotę. Jego cztery łapki szybko podążały wkoło wykonując rytualne gesty. Te nie wyrażały szacunku względem demona, nie były zapożyczone od jegomościa imieniem Kozakiewicz… miały one na celu przyzwanie mocy leczących.
Niewielkie światełko rozbłysło w jaskini.

Ork otworzył oczęta. Świat dalej wirował, dalej wzbierały w nim mdłości. Widział jednak że żyje. Walka dobiegła końca, przegrał… znowu.

Podniósł się, zieleniejąc jeszcze bardziej i czując jak podłoga pod jego nogami zaczyna mu wyczyniać żarty nie przystające do obecnej sytuacji. Wiedział jednak, że gdyby nie pomoc jego nieocenionego felczera, minęły by długie dni zanim by wstał… o ile wstał by w ogóle.
Dzięki pchle jednak wstał. Spojrzał mało przytomnym wzrokiem na swego, jeszcze przed chwilą przeciwnika. Uderzył prawicą w napierśnik. I tym prostym akcentem zakończył całą sprawę.
Jak by na to nie patrzeć, właśnie dopiął swego. Wolał by co prawda, aby to demon w tej chwili czuł się jak po tygodniowej libacji z Fungrimm’em… ale tak czy inaczej dopiął swego.

Gdy demon opuścił jaskinię, ork zwrócił się pytająco do pozostałych.
- Ktoś jeszcze?
Miał nadzieję, że kolejni śmiałkowie się nie znajdą. Jednak, gdyby tak było zamierzał dotrzymać danego słowa… choćby miał w czasie walki zarzygać swych przeciwników, zamierzał dotrzymać im pola.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172