|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-04-2006, 19:45 | #131 |
Reputacja: 1 | Darren William Griffiths-Davidovich ps. "Eye" "Eye" spoglądał nas gangerów rozbawiony. Może byli zagrożeniem, dla zwykłych mieszkańców, ale dla kolesia z Posterunku znaczyli tyle, co nic, co pył pod stopami i psia kupa na podeszwie dobrego buta. Sprawiali niewielki smród i niewiele więcej. Szedł obok Rudiego, mysląc jak to się stało, że teraz razem z łowca mutków wędruje przez obozowisko Hegemonii. Jak to się stało, że młody Nowojorczyk, nienawidzący wojny, chce mu pomóc? Co się takiego wydarzylo przy tym wypierdku w kwiecistej koszuli, że Rudi chciał mu pomóc, że w razie czego stanąłby w walce po jego stronie? Zresztą nieważne, nie był tu po to, by filo... fizolo... filazo... kurwa... by rozmyślać. Piczki z Hegemonii gryzły się przy ognisku o byle kość, a on tu debatował jak dziwka nad flakiem. |
24-04-2006, 22:26 | #132 |
Reputacja: 1 | Rudolf Kajdaniarz Rudolf wyciągnął długiego garanda z wozu. Kolba, ciężka i obita dodatkowo żelaznymi guzami wyglądała paskudnie, szkoda tylko że bagnet przepadł razem z bombą. - Tak jak pan mówi, Alvaro. Ostrożności nigdy za wiele. Za mną chłopaki. - kiwnął głową w kierunku Crisa i Eye'a. Ruszyli w głąb obozowiska. Rudolf naciągnął na głowę brezentowy kaptur, jego owinięta zawojami twarz ukryła się w cieniu. Nie wszedł tutaj bezcelowo. Zamierzał obejrzeć sobie tych obdartusów. Gdzieś tu mógł być mutek Rolf Henderssen... |
24-04-2006, 22:51 | #133 |
Reputacja: 1 | Rudolf powoli wszedł wśród bandytów... Jego postać, przypominająca jakiegoś mściciela z tanich, przedwojennych komiksów, nie zachęcała bandytów do zaczepek- przynajmniej narazie. Bo z każdym krokiem oddalał się od strażników i wchodził w ich teren... Smród spalonego mięsa i płonącej benzyny- używanej chyba jako podpałka do drewna- to zapachy tego miejsca. Gdzieś z boku grała znajoma melodia, chyba Bob Marley- wszyscy słyszeliście to w kilku barach. W dzień ataku Molocha miała wyjść jakaś reedycja płyty, w magazynie było przygotowanych jakieś 50.000 płyt- a ten został cały. Tak więc Bob stał się najpopularniejszym artystą Stanów... Kilka krzyków w stylu "Ej panienki! Zabawimy się!"- nic takiego. Rudolf rozglądał się za jakimś podejrzanym mutkiem, Eye za kimkolwiek ze znakiem Lewiatanów, zaś Cris- nadal pełen bólu- starał się ubezpieczać tą dwójkę. Jakiś grubas z tasakiem zamiast dłoni, kilku młodzików na quadach, staruszek w jeepie- menażeria jak w prawdziwym zoo. Ognisko za ogniskiem, koryta na wode i jakąś papkę... Tylko po co Alvaro ich tu trzyma? Masa nieokrzesanych bandytów, którzy siedzą tu jak w jakimś więzieniu, czekając na kolejny wypad w świat pod wodzą przyjaciół i kontrahentów Don Alvara... Sami tu przyjeżdżają? A może Alvaro i jego ludzie go jakoś łapią? Ogólnie cała postać Alvara wydawała wam się nad wyraz tajemnicza... Przygłupawy, wesoły gurbasek trzymający łapę na całym mięsie w Hegemonii? Jego specyficzna wypożyczalnia i ten cholernie dziwny rezerwat? I dlaczego, do kurwy nędzy, ci Czarni pojechali w jego kierunku? Może też byli do wynajęcia? [user=1407]"O kurwa..."- jęknął nagle Rudolf. W tłumie stał nikt inny jak jeden z ludzi Rolfa, ten z którym chciał dopaść Kajdaniarza podczas postoju przy Starej Wieży na Missisipi... Skurwysyn byłby jak człowiek, gdyby nie jego końskie oczy... Tak, rozpoznałbyś go wszędzie- miał nawet dziurę po bagnecie na głowie! A teraz gra sobie w karty, niczego się nie spodziewając... No proszę, jakby sam się prosił...[/user]
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
25-04-2006, 11:08 | #134 |
Reputacja: 1 | Cris Washington Palcami rozmasował szczękę. Już go tak bardzo nie bolało. Powoli wracał do gry. Przysłuchiwał się całej rozmowie i narastał w nim coraz większy gniew. Alvaro był kawałem buca którego należało sprzątnąć dla dobra przyszłych pokoleń. Ręka sama powędrowała mu do paska przy którym wisiało niepozorne radyjko. Był to tak naprawdę nadajnik, umożliwiający detonację bomby w samochodzie. Może "Eye" nie ma takiego wszczepu ale jego "zabawka" na pewno by wystarczyła żeby rozwalić tę posiadłość i część gangerów. Nie jeszcze nie teraz. Udał że się drapie i ruszył dalej za nimi spogladając na twarze gangerów. Coraz mniej mu się to wszystko podobało.
__________________ It`s not a vengance, It`s Punishment |
25-04-2006, 11:27 | #135 |
Reputacja: 1 | Rudolf Kajdaniarz Niespodziewanie zmienił kierunek, w którym szedł, choć dalej poruszał się z tą samą prędkością. Szedł, ciągnąc za sobą towarzyszy - ku obrzeżom obozowiska. Mijał kolejnych degeneratów nie zaszczycając ich spojrzeniem. Gdy wyszli poza obozowisko, z dala od wścibskich uszu Rudolf zatrzymał się i zwrócił się do swoich towarzyszy. - Ten którego ścigam jest w tym obozie. Nie widziałem go, ale widziałem wystarczająco wiele, żeby mieć pewność. Na razie jednak - zostawię to. - Łowca uśmiechnął się paskudnie w cieniu brezentowego kaptura - A potem powołam się na naszą umowę, Eye. Wypatrzysz mi go, ściągniesz, a potem odzyskam jego ciało z miejca, gdzie zwalają trupy. I spalę na drobny popiół.- Rudolf odwrócił się w kierunku obozowiska. Zaczekaj skurczykocie. Wrócę po ciebie. - Ale na razie, musimy dorwać Lewiatanów. Wiemy z kim są, wystarczy dopytywać się, gdzie pojechali. Do roboty panowie! - |
25-04-2006, 14:34 | #136 |
Reputacja: 1 | Darren William Griffiths-Davidovich ps. "Eye" "Eya" kiwnął głową: - Dobrze, Rudi, mutek będzie twój. - i odwrócił się do Crisa: - Hej, młody, żyjesz. Pomóc? Mam coś na ból, uśmierzy trochę. A potem się zobaczy, jakiegoś felczera w tym gnojowniku chyba znajdziemy - z powątpiewaniem rozejrzał się po obozowisku. - Chociaż, nie wiem, czy oddałbym mu swojego psa do szczepienia... Gdybym miał psa. |
25-04-2006, 17:12 | #137 |
Reputacja: 1 | Cris Washington - Nic mi nie potrzeba. Lepiej już się czuje. A lekarza żadnego mi nie trzeba. Tutejsi rzeźnicy prędzej by mnie zabili niż pomogli. Zabierajmy się do roboty i spadajmy z tego miejsca. Jakie macie plany panowie? Co mam robić? Cris popatrzył na towarzyszy. Chciał działać a przez ostatnią chwilę nic nie robili tylko dyskutowali. Nagle uderzyła go pewna myśl. Nie spodobała mu się wcale. ~~Czy to możliwe że ja nie jestem wcale tak bardzo różny niż „Eye”?~~ Chciał w to wierzyć ale jakaś cząstka jego mówiła mu że to prawda. ~~Nieważne, mają zadanie do wykonania sobą będzie zajmował się po wykonaniu zadania.~~ Chcąc nie chcąc pomyślał tak samo jak starszy wojak.
__________________ It`s not a vengance, It`s Punishment |
25-04-2006, 19:30 | #138 |
Reputacja: 1 | Conner i Lil To, co działo się w zwykłych ruinach przedwojennej fabryki przypominało jakiś film akcji wprost z Chin. Brakowało tylko skośnych oczu i mistycznej muzyki! Szybki cios głową Connera dosięgnął twarzy Lil, lecz nie z pożądanym przez niego efektem- bo zamiast powalić ją i zmasakrować jej śliczną twarzyczkę, jedynie na chwilkę sprowadził ją do parteru- i gdy tylko się odwrócił, w kierunku jego twarzy leciała już smukła dłoń zabójczyni wraz z nożem. Jednak trochę się przeliczyła- umięśniona ręka kaznodziei chwyciła jej dłoń, ściskając ją z całej siły- co spowodowało najpierw wypuszczenie noża, a potem coraz większy ból... Jednak Conner zechciał ją także wykręcić- i zapomniał o jednej ważnej rzeczy... Nie minęła nawet sekunda i noga kobiety znalazła się na jego kroczu- tak, tak, właśnie tam... Lil odskoczyła, Conner szybko zebrał się w sobie. Ona szybko wyjęła zza pasa swoją spluwę, Conner zdjął momentalnie obrzyna... Sytuacja nieciekawa. Teraz można tylko rozmawiać... |
25-04-2006, 21:19 | #139 |
Reputacja: 1 | ojciec Conner Kucał, opierając się na jednym kolanie, i celował z obrzyna w postać kobiety. Zlustrował ją z dziwnym błyskiem w oku, który mógł oznaczać właściwie wszystko. - Obchodzisz się tak tylko z mężczyznami, czy może ze wszystkimi napotkanymi ludźmi ??? - jego głos nie wyrażał ironii, był zimny i twardy. - Musisz mieć cała masę przyjaciół i znajomych. Kaznodzieja ucichł na chwile i ponownie dało się słyszeć czyjś śmiech. Spojrzał w oczy kobiecie. - Czyżby to mała grupka twoich licznych wielbicieli ??? Jeśli ich poznałaś tak samo jak mnie, to z pewnością spotkanie będzie pasjonujące. - Conner wpatrywał się w jej twarz, próbując z niej wyczytać tyle ile się da. Wolał by coś wiedzieć, na czym stoi, czego może się po niej spodziewać
__________________ And then... something happened. I let go. Lost in oblivion -- dark and silent, and complete. I found freedom. Losing all hope was freedom. |
25-04-2006, 22:45 | #140 |
Reputacja: 1 | Lil Lil patrzyła na klęczącą postać, jej twarz nie wyrażała niczgo, ale jej cimne oczy w kształcie migdałów patrzyły na mężczyznę badawczo i rozbawieniem schowała nóż który czymała w ręce i stanęła tak jak by się wogóle nie obawiała nieznajomego. - Obchodze się tak z ludzmi, którzy wydają mi się podejrzani, a ty przebywająć tu samotnie jesteś albo mocno szurnięty, albo nie wiesz jak niebezpieczne jest podróżowanie samemu.Odnośnie zbliżąjących się tu osobników, nie znam ich więc proponowała bym się schować i dyskretnie wybadać sytułacje, nigdy nie wiadomo na kogo możemy trafić. Z tymi słowami kobieta podała rękę mężczyżnie i pomogła mu się podnieść z klęczek. Następnie przedstawiła się. - miło mi dziwny człowieczku Lil jestem Uśmiechneła się promiennie i podorzyła w kierunku czegoś co mogło by stanowić jakąś osłonę przed obcymi. Następnie zdjeła z pleców łuk wyciągneła strzałe naciągneła cięciwe i czekała gotowa do strzału. |