Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-08-2006, 11:02   #111
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Andre Kostylowicz

-Nie niczego nie twierdzę, tylko szukam wyjaśnienia.-spojrzał na Melissę, na pozostałych, by upewnić się, czy chcą go słuchać, potem zaś rozwijał swą teorię-Wieczorem natknąłem się na chłopca okrętowego, właściwie to potrącił mnie, był wyraźnie podenerwowany i mocno gdzieś spieszył, nawet się nie obejrzał. Wtedy pomyślałem: chłopak coś przeskrobał, ale teraz, gdy jesteśmy w takiej sytuacji. Jeśli zlekceważyli usterkę i odwlekali ewakuację do ostatniej chwili? Szalupę można ściągnąć w 5 minut, ale tutaj to kwestia kilku szalup, przeprowadzenie ewakuacji wszystkich pasażerów i wtedy dopiero ucieka załoga, a to znacznie wydłuża czas nieprawdaż? Jak czasu zostało niewiele, to cóż...marynarz to zwykły człowiek, jak każdy najbardziej ceni swoje życie
 
Glyph jest offline  
Stary 24-08-2006, 14:49   #112
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Michael Tarsky

Widząc Annę niemal roztrzęsioną z głodu nikotynowego zacisnął lekko usta. Wiedział, że nawet jeśli teraz zapali to prędzej czy później będzie musiała stawić głodowi czoła. Lepiej prędzej niż później. Posmakował kiedyś w szkole papierosów i wiedział jaki to paskudny nałóg. Cóż... był pewien, że w tej walce nikt nie zostawi jej tu samej.

Uważnie przysłuchiwał się rozmowie pozostałych.
- Rzeczywiście - rzekł - trochę to dziwne, że nigdzie nie widać nikogo z załogi. Nawet nikogo martwego. Swoją drogą na całej plaży nie ma żadnych ciał. Wszyscy, którzy tu jesteśmy, przeżyliśmy.
Wstał z piasku i otrzepał się lekko. Spojrzał w stronę fal oceanu, potem ponownie na zgromadzonych.
- Wiem, że to głupie, ale coś mi tu smierdzi - powiedział z lekkim zakłopotaniem na twarzy - Jak to jest, że przeżyliśmy właśnie my, którzy dostaliśmy się na ten cholerny rejs i tą... kurację, czy co to miało tam być. Tylko my. Reszta, nie wiadomo. Może zginęli, może przeżyli, może uciekli... Prawdopodobnie jestem przewrażliwiony i bredzę z powodu udaru słonecznego - otarł pot z czoła - ale czy nie macie podobnego wrażenia?
Wiedział, że zaraz wszyscy popatrzą na niego jak na wariata. Doszukiwał się Bóg jeden wie jakich teorii spiskowych. Podczas gdy to, co się stało mogło być najzwyklejszym w świecie wypadkiem i zrządzeniem losu, że udało im się przeżyć.
- Sam nie wiem... - obrócił się na pięcie i przeszedł kilka kroków - ale cokolwiek się nie stało, musimy starać się przetrwać. Myślę, że co do tego nie ma wątpliwości.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 29-08-2006, 16:16   #113
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Anna Pawłowa Orłowa

-No wiesz Andre ja zabrałam ze sobą napewno papierosy, ale niestety chyba utoneły wraz z resztą dobytku mojego i firmy sponsorującej nasz wyjazd...Fakt zapytam tego młodego dziękuję.

Anna uśmiechneła się do Andre czując się naprawdę pocieszona słowami rodaka, bo może wcale nie będzie musiała iść do pana poltyczka. A przysłuchując się rozmowie współrozbitków sama powoli nabierała podejrzeń, że może faktycznie cały wypadek może nie być aż takim przypadkiem jak się jej wydawało..

-Fakt nie ma tu nikogo innego prócz nas... Ale jakoś nie wydaje mi się, żeby ktoś z góry obmyślił ten cały wypadek. Było by to zbyt ryzykowne , zwłaszcza dla firmy która organizowała cały wyjazd. Straciła by renomę i w ogóle...

Coraz bardziej zżerały ją nerwy.... i brak papierosów.

-A co do przeżycia to zgadzam się ... Czas mija... A my? A my sobie siedzimy... Słońce już teraz troche zbladło proponowałabym, żeby ktoś kto się zna obejrzał jeszcze poszkodowanych... A kilka osób wybrało się na poszukiwanie różnych przydatnych rzeczy... Albo po prostu tego co może się wydawać przydatne dla ogółu i dla pojedyńczych osób..

Znacząco chrząkneła, żeby podkreślić znaczenie ostatnich słów..

-A kto musi to niech zacznie się zajmować swoimi potrzebami fizjologicznymi..

Skierowała się w stronę samotnie siedzącego młodego bląd chłopca.. Gdy do niego doszła , przyklękła przy nim i spróbowała najpierw zwrócić na siebie jego uwagę zasłonięniem mu słońca, później pomachała mu dłonia przed oczami..

-Hej, blądyn, żyjesz? Jestem Rought i w sumie nie przychodzę z troski o twój stan zdrowia, a zaproponowac ci wymianę? Albo prosić Cię o pomoc.. Co ty na to? Więc potrzebuje papierosów. Masz może jakiegoś?

Czekała na odpowiedź patrząc słodkimi oczami na młodzieńca, ale mówiąc do niego dość hardym głosem co brzmiało dość zabawnie zwłaszcza z jej słyszalnym dziwnym akcentem.Cóż nie był to niezawodny sposób na mężczyzn zwłaszcza w jej wykonaniu, ale nie można było jej przeczyć, że była urodziwą kobietą zwłaszcza gdy jeszcze miała włosy. Czekając na odpowiedzieć spinały jej się po kolei wszystkie mieśnie...
"Jeszcze trochę i zacznę wyglądać jak szynka"- skarciła sama swoje odruchy.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 29-08-2006, 23:24   #114
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Emilly starała się z wdziękiem i gracją zagłębić w dżunglę, nie potykając się i wybierając jak najdogodniejsze miejsce na przebranie się - nie za daleko od plaży, ale jednak z wystarczającą ilością zarośli, aby nikt nie mógł jej zobaczyć. Fakt, że pozowała nago do kilku męskich miesięczników, a stroje, które nosiła na wybiegu często były wręcz przezroczyste, lub składały się z kilku pasków, nie świadczył jeszcze o tym, że Emilly bez skrempowania mogła rozebrać się przed obcymi ludźmi. Może dla niektórych rozebranie się dla Playboya było jednoznaczne z brakiem wstydu, a jednak piękna modelka zaliczała się do osób wstydliwych. Nie wyrasta się od tak sobie z wpojonych w dzieciństwie zasad...

***

Zatłoczony targ i siąpiący deszcz nie były dla Ivana ulubionym miejscem do spędzania urlopu. Choć już kilkanaście lat temu wyjechał z Ukrainy, to jednak tutaj wciąż były jego korzenie i rodzina. Przynajmniej ta część rodziny, która nie zgodziła się na sprowadzenie jej do słonecznej Kalifornii. Na przykład jego matka.
Tak więc chcąc czy nie chcąc powracał do rodzinnego kraju i spędzał tam przynajmniej kilkanaście dni w roku. Ten, w którym spotkał swojego anioła, był właśnie jednym z tych okropnych, ukraińskich dni. Zatłoczony targ i siąpiący deszcz nie mogły wybić z głowy Ivana dziwnego uczucia, które od rana ciągnęło go właśnie tutaj. Tak jakby któraś z Muz sama prowadziła go poprzez błotniste alejki, prowadząc do jednego celu. Do straganu z kwiatami.
W póżniejszych czasach Ivan zwykł żartować, że kiedyś nakręcą o tym film, bo to niezwykła opowieść, niczym ze współczesnej bajki o Kopciuszku. Kiedy tylko ją zobaczył, młodą kwiaciarkę w spódniczce w kratę, cienkim sweterku i w chustce na głowie, kiedy zobaczył jej smukłe ciało, zgrabne nogi, piękną i niewinną twarz, wiedział już, że nie wyjedzie z ojczystego kraju, jeśli nie zabierze jej ze sobą.
Emilly Sobiesky miała wtedy czternaście lat i głowę pełną marzeń o księciu na białym koniu, który pewnego dnia przyjedzie po nią i zabierze do pięknego zamku, obdaruje wszystkim, czego zapragnie i będzie ją kochał ponad życie. Los zesłał jej Ivana - czterdziestolatka o genialnej umiejętności fotografowania, który zapłacił jej rodzicom bardzo dużo pieniędzy za to, żeby móc zabrać ją ze sobą do Ameryki, który mimo artystycznej duszy był bardzo szorstki i bezwzględny i który miał niezwykły pociąg do bardzo młodych dziewczyn. Kochała tego człowieka, bo wiedziała, że musi go kochać, tak jak się darzy ogromnym uczuciem swojego wybawcę. To on ją stworzył, on dał jej potęgę, którą teraz posiada. To nic, że miała wtedy czternaście lat, a on czterdzieści. To nic, że czasem zmuszał ją do rzeczy, których nie chciała robić. Teraz ma cały świat u swoich stóp. U swoich stóp... u stóp...

***

Emilly oderwała się od wspomnień orientując się nagle, że już dawno stoi przebrana w suche rzeczy, wpatrując się w coś, co leżało tuż u jej stóp. Przenikliwy wrzask przeszył wyspę na wskroś, doleciał chyba do wszystkich rozbitków. W jednej chwili Jeff zrozumiał co się dzieje - Emilly w niebezpieczeństwie! Krzyk dobiegał właśnie z tej samej strony, w którą poszła dziewczyna...


W międzyczasie...

Matthew
patrzył jakiś czas na Rought z obojętną miną, sondując ją wzrokiem od góry do dołu. Przez chwilę wydawalo się, że chyba nie zrozumiał o co dziewczyna go pyta i co się właściwie dzieje. Po chwili skrzywił się nieco, jak gdyby zastanawiał się nad czymś nieprzyjemnym i wydał z siebie ciche "hmm"
- Proponujesz wymianę? A co mogłabyś mi dać w zamian za jednego papierosa? Albo za całą paczkę? Nikotyna to zabójczy nałóg - uśmiechną się do Rough ni to miło, ni to z lekka szelmowsko.

----------

Phoebe przysłuchiwała się i przypatrywała wszystkiemu co mówią i robią jej starsi towarzysze, obdarzając każdego, kto zechciał na nią spojrzeć, pełnym ciepła uśmiechem. Uważała, że sama raczej niewiele może się przydać, a inni mają pewnie większe doświadczenie w sytuacjach ekstremalnych - z tego co zdążyła zauważyć świetnie sobie radzą w tak drastycznych momentach. Nie tracą zimnej krwi, pomagają, logicznie myślą. Ucieszyła się, że akurat z takimi ludźmi przyszło jej się rozbić na wyspie. Nie wiedziałaby czy sama zachowałaby zimną krew, gdyby wokoło wszyscy zachowywali się chisterycznie czy byliby poważnie ranni.
Niedaleko od grupy rozbitków zobaczyła leżącą na plaży książkę - jej książkę. "Na wschód od Edenu" Steinbecka. Trochę dalej leżała jej torba podróżna, niesamowicie brudna od piasku. A obok torby siedziała staruszka, którą dobrze pamiętała z rejsu. Raz ucięła sobie z nią nawet dłuższą pogawędkę. Daria patrzała na wszystkich wystraszonym wzrokiem, a po policzkach spływały jej ciche łzy przerażenia. Phoebe natychmiast poczuła ostrą igiełkę wbijającą jej się prosto w serce. Zalało ją uczucie ogromnego żalu i jednocześnie chęć zrobienia wszystkiego, żeby tylko pomóc przemiłej straszej kobiecie. Podeszła do niej szybko i przytuliła ją do siebie.
- Pani Dario już wszystko w porządku. Proszę nie płakać, jest pani cała i zdrowa. To tylko tak strasznie wygląda, tak naprawdę nikomu się nic złego nie stało. Na pewno za niedługo zjawi się ekipa ratunkowa i wszystko się wyjaśni.
Daria przyjęła zachowanie dziewczyny z ogromną rezerwą, zesztywniała w jej ramionach i chyba nie do końca docierało do niej co Phoebe mówi. Phoebe natychmiast zorientowała się, że staruszka musi być w głębokim szoku powypadkowym, poszukała więc wzrokiem kogoś, kto nieźle radził sobie z opatrywaniem rannych. Rough była spory kawałek dalej, więc krzyknęła w stronę grupki rozbitków, żeby ktoś jej pomógł. Ale dopiero następne słowa Darii uświadomiły Phoebe, że stan kobiety jest znacznie poważniejszy. Bezradna jak dziecko i oszołomiona pytała tylko:
- Kim ty jesteś? Co tu się stało? KIM JA JESTEM?
 
Milly jest offline  
Stary 30-08-2006, 19:10   #115
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Jeff Bradley
Krzyk...

***

- Natalie!!- ryczał Jeffrey, próbując jakimś magicznym sposobem przebudzić martwą już od blisko 5 godzin żonę. Lekarze przybyli przed jakimiś dziesięcioma minutami stali bezradnie w progu- każda próba oderwania Bradleya od ciała ukochanej żony i dzieci była skazana na niepowodzenie.
- Natalie... Obudź się... O nic więcej nie proszę... Natalie! Błagam!- krzyczał Jeff, tuląc wciąż mokre ciało żony do siebie. Ona nie mogła poprostu zginąć... Nie mogła... To nie mogła być prawda...

***

Sam nie zauważył, kiedy znalazł się przed Emilly. Sam też nie wiedział, co robił- rzucil się w jej kierunku, rozejrzał się szybko i niezależnie od wszystkiego porwał dziewczynę na ręce i odskoczył w bok... Nie wiedział co robi, zachowywał się jak idiota, ale nie mógł pozwolić... Nie mógł znów widzieć martwej kobiety, obojętnie jak bliskiej... Nie mógł!
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 30-08-2006, 19:53   #116
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Melissa grzebała patykiem w piasku słuchając dywagacji na temat przyczyn katastrofy. Miała powoli dość tego całego zamieszania i sytuacji. Najchętniej położyłaby się na swoim łóżku i zasnęła ukojona dźwiękami dzwonków.
Wtem zabrzmiał krzyk z lasu.
- To ktoś od nas? - zapytała, ale nie czekała na reakcję. Zerwała się, odrzuciła patyk i ruszyła w las w stronę krzyku.
Audrey poderwała głowę i zmrużyła oczy przed słońcem. Popatrzyła na innych czekając na ich decyzję. Spojrzała na leżącego pod drzewem Jonathana i rzekła:
- Ja zostaję z rannym. Ktoś musi.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 31-08-2006, 15:29   #117
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Michael Tarsky

Wzrokiem odprowadził Annę, która najwyraźniej poszła wyciągnąć od Dicka papierosy. "Cóż... jej wybór..." pomyślał.

Chwilę potem usłyszał histeryczny głos starszej kobiety. Musiała przeżyć niezły szok... Może w czasie wypadku uderzyła się w głowę... Amnezja? Na Boga, jeszcze tego tylko brakowało...

Zamyślił się, zastanawiając co dalej będzie. Nie miał pojecia jak się zachować w takiej sytuacji. Zresztą mieli w grupie osoby znające się na medycynie, może będą potrafili cokolwiek poradzić...

Z rozmyślań wyrwał go krzyk. Przeraźliwy kobiecy krzyk. Natychmiast obejrzał się w tamtą stronę. Zawahał się przez chwilę... ale tylko przez chwilę...

***

Był ciepły, lipcowy wieczór. Po całym dniu w firmie Mike wracał do domu. Cały dzień ślęczał nad swoją częścią projektu zleconego firmie przez Winco Corporation. Bolały go oczy, głowa i miał wszystkiego serdecznie dosyć. Torba na ramieniu ciążyła mu, jakby ważyła tonę. Teraz marzył tylko o tym, aby znaleźć się w domu, w miękkiej pościeli i zasnąć, nie przejmując się niczym.

Idąc przez park nawet nie rozglądał się wokół. Alejki były słabo oświetlone przez stare latarnie. W dali, przed sobą zobaczył grupkę ludzi. Gdy podszedł na pewną odległość zobaczył trzech mężczyzn i kobietę. Dwóch z nich najwyraźniej zatrzymało parę odbywającą zapewne romantyczny spacer. Mike spokojnie szedł dalej. Nic nie wskazywało na to, że szykują się kłopoty. Ale...

W pewnej chwili jeden z dwóch mężczyzn poruszył się i widać było jakiś błysk odbijający światło latarni. Drugi chwycił kobietę za ramię i zaczęła się szarpanina. Towarzysz dziewczyny próbował coś zrobić, ale po chwili jęknął z bólu trzymając się za ramię. Jeden z napastników trzymał nóż.

Michael początkowo nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji. Zrobiło mu się zimno i wszystkie włoski na jego ciele stanęły dęba. Nogi mu zesztywniały i nie mógł się poruszyć. Bał się tego, co będzie dalej. Po chwili jednak otrząsnął się. Nie mógł patrzeć bezczynnie jak ktoś wyrządza komuś krzywdę.

Nie wahając się dłużej rzucił się do biegu, zrzucając torbę z laptopem tak, aby trzymać ją za pasek. Nożownik usłyszał go i odwrócił się, jednak Mike nie zwolnił ani na chwilę. Zamachnął się i uderzył tamtego w ramię, wypuszczając torbę z rąk. Oprych zachwiał się, ale nie upuścił noża, trzymanego w prawej dłoni. Próbował pchnąć Michaela, ale wytrącenie z równowagi zadziałało na jego niekorzyść. Mike zeszedł z linii na lewo wpuszczając ramię trzymające nóż między swoje ręce. Wykonał szybki ruch - rozległo się głuche chrupnięcie i wrzask bandyty, który jak wszyscy ludzie, miał poprawną anatomię i łokcie wyginały mu się tylko w jedną stronę... przynajmniej do tej pory... Drugi bandyta zamierzał rzucić się na Mike'a ale ten, zasłonił się pierwszym bandytą, uprzednio uderzając go z całej siły łokciem w twarz. Mężczyzna ze skaleczoną ręką nie stał jak słup soli i zaatakował drugiego bandziora, który otrzymawszy kilka solidnych razów zaczął uciekać, zostawiając nieprzytomnego kompana ze złamanym łokciem i nosem na pastwę losu.

Kobieta natychmiast podbiegła do swojego towarzysza upewniając się, czy nic mu nie jest. Oboje zwrócili się potem ku Michaelowi, który podnosił torbę z ziemi. Laptopa szlag trafił... ale cóż... przynajmniej został zniszczony dla czyjegoś ratunku.
- Dziękujemy panu... - wybąkała kobieta - Gdyby się pan nie zjawił...

Mike nie bardzo wiedział jak ma się zachować i co powiedzieć. Adrenalina ciągle w nim buzowała i był lekko roztrzęsiony. Pierwszy raz zmuszony był użyć swoich umiejętności poza dojo. Dopiero kilka dni później, gdy rozmyślał o tym, zdał sobie sprawę, jak blisko otarł się o śmierć. Że miał cholerne szczęście, że wyszedł z tego bez szwanku. Gdyby pomylił się o kilka centymetrów, kawał żelastwa rozprułby mu brzuch. Drugi raz mógłby nie mieć tyle szczęścia. Ale wciąż mając przed oczami twarze tamtej pary wiedział, że warto było podjąć to ryzyko...

***

Pobiegł co sił w kierunku, z którego dochodził krzyk. Nie ważne co się stało, nie mógł zignorować wołania o pomoc. To było silniejsze od niego. Biegł między drzewami, potykając się co chwila i plącząc w zaroślach. Gdzieś przed sobą widział biegnącą Melissę. Po paru chwilach w oddali dostrzegł chyba Bradley'a i tą modelkę. Gdy znalazł się już dostatecznie blisko zobaczył, że to chyba nie Jeff jest powodem jej krzyku...
- Co się stało!? - zawołał - Słyszeliśmy krzyk.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 01-09-2006, 18:54   #118
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Anna Pawłowa Orłowa

Anna chwilę wpatrywała się w ten dziwny uśmiech Matthewa próbując zrozumieć co miał on oznaczać, jednak była daleka od niepokoju. Myślała sobie : " To tylko szczeniak, i to bardziej wystraszony niż daje po sobie poznać, co on może... Młody i zbuntowany jeszcze do tego.. Nic nie może." Zastanawaiała się krótko czego może chcieć, ale znając jego historię (Wkońcu jak się jest tylko w ok 15 os na jednym statku dochodzą do ciebie plotki, pogłoski, wiadomości i urywki informacji) postanowiła zaproponować mu coś czemu raczej napewno nie odmówi..." Trzeba się jednak upewnić czy warto ryzykować.

-Stać mnie na niego. I wiesz to zależy czy faktycznie posiadasz choć tego jednego papierosa...I czego mógł byś chcieć odemnie.. Mam różne opcje naprawdę warte zainteresowania.. Na początek mogłabym zaproponować ci swoją opiekę.. Jeśli myślisz, że nie będzie ci ona potrzebna to zastanów się dobrze. Bo mam spore doświadczenie medyczne i chyba najlepiej wyposażoną apteczkę ze wszystkich tutaj. Jak długo wytrzymasz ze... Swoimi problemami...

Zawiesiła głos patrząc na Matthewa z podobnym do jego poprzedniego uśmiechem.

-To jak?

Anna w międzyczasie słysząc wołanie o pomoc starała się je ignorować. Jednak była człowiekiem i powstrzymywała się żeby nie pójść chociaż zobaczyc co się stało. Zwłaszcza, że widziała przebiegającego nie daleko od siebie Michaela. I fakt delikatnie odprowadziła faceta wzrokiem. Miała nadzieję, że jej rozmówca nie przyuważył jej chwilowej... słabości... Czuła doskonale, że ten gówniarz wcale nie był taki głupi.. Bo na zgrywanie cwaniaka były za trudne warunki... A on potrafił myśleć, widziała to w jego oczach.. Czuła jeszcze, że jest to mniej lub bardziej rozgrywka psychologiczna.
 
rudaad jest offline  
Stary 03-09-2006, 10:11   #119
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Andre Kostylowicz
Andre przysłuchiwał się tylko dalszej części dyskusji. Choć teoria Michaela wydawała mu się dziwna, postanowił nie zabierać głosu. Trochę z racji tego, że nie chciał robić sobie wrogów, ani tutaj, ani potem jak dotrą na miejsce. To miały być spokojne wakacje. Ubiegła go też Rought, której opinię podzielał i trudno byłoby mu dodać do niej coś nowego. Wreszcie może dlatego, że po chwili rozległ się krzyk jakiejś kobiety...

Andre zareagował jako ostatni. Już chwilę wcześniej siedział jakby oderwany od rzeczywistości, ze wzrokiem utkwionym w piasek. Może specjalnie nie chciał się zbytnio narażać, może rzeczywiście dopiero po chwili dotarła do niego świadomość i zrozumiał powagę sytuacji. Tak czy inaczej wstał dość powoli i dopiero po chwili przyśpieszył. Biegł już daleko za Melissą, widząc jeszcze przed sobą sylwetkę Michaela, który też raz po raz znikał w gąszczu. Gdy dotarł na miejsce musiało być juz po wszystkim.
 
Glyph jest offline  
Stary 03-09-2006, 11:02   #120
 
Mortiis's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znany
Brian Powell

"No nie" - pomyślał - "kolejny teoryk spiskowy, skąd się tacy biorą... wszędzie węszą spisek.." Rozmyślania nad dalszym ciągiem pochodzenia takich ludzi przerwał krzyk kobiety. Niestety, nawet jakby chciał ruszyć w tamtą strona to nie mógł, ale nie chciał, już zbyt wiele osób się zainteresowało całym zdarzeniem, po co robić sztuczny tłum lub po prostu zawadzać. Przecież, jak zauważył, prawie każdy tu się zna na medycynie i z chęcią pomoże... W tej chwili zaczynał odczuwać skutki teorii Michaela. " Czy to nie dziwne, że akurat tylu medyków tu jest ? " Nie , nie otrząsnął się.. nie słuchać tych głupot więcej...

Usiadł wygodniej, oddał się rozmyślaniom jakby to było tutaj pięknie spędzić wakacje, gdyby co niektórzy ludzie nie hałasowali...
 
__________________
Give me your soul, give me your black wings
I'm the Devil, I love metal !!
I'm the Devil I can do what I want !!
Mortiis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172