Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-04-2006, 22:38   #11
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Sol

Ciepło...Tak ciepło jak...jak...właśnie...kiedy było mi tak ciepło?
I...ten głos....
"Zbudź się, zbudż...nie możesz spać...."
Bogowie, to przecież....!!


Chciała się zerwać na równe nogi, ale przejmujący ból w lewym ramieniu ostudził jej zamiary.
Gdy czarne mroczki przestały zaćmiewać jej wzrok dotarło do niej to gdzie jest.


I...

Jak ogłuszona wpatrywała się przez dłuższą chwilę w morze które z sykiem kolejnymi falami obmywało złocisty piasek plazy , która była zaścielona...
Caiłami, strzępami...czegoś?...plecakami, jakimiś mniej lub bardziej niezidentyfikowanymi rzeczami.

Ciągle leżać starała się na próbę poruszyć wszystkimi po kolei kończyanmi by sprawdzić ich stan.
Tak, lewe ramie.
Na pewno nie złamane, może nawet nie zwichnięte, ale solidnie stłuczone.

Po chwili spadła na nią świadomośc tego co przed chwilą zobaczyła.
Coś musiało stać się ze statkiem... z Aurorą.

Próbowała sobie pryzpomnieć co robiła, będać jeszcze na statku.

Po kąpieli w basenie, gdy słońce jak zwykle bardzo szybko stało się dla niej zbyt uciążliwe, poszął przebrać się do kabiny.
Potem była z kimś umuwiona na głównym pokładzie widokowym.
Chyba z jakąs kobietą, chciała oną z nią o czymś porozmawiać...Tylko...

Ostrożnie podniosła się do siadu, obajrzała i delikatnie obmacała lewe ramie.
Na szczęście tylko silnie stłuczone.
Podobnie jak prawe udo.
Zsinienie już było widoczne spod nogawki dzinsów obciętych w połowie uda.

Zastanwiała się jakim cudem te wydawałoby się zwyczajne, proste sandały z skórzanych pasków utrzymały się jej na stopach.
Ale dobrze że są...

Są..a jej rzeczy...bogowie, skrzypce Gabriela...
I cichy głos rozsądku: "Dziewczyno, są teraz o wiele ważniejsze rzeczy do zrobienia..."

Dopiero teraz dobiegły do jej uszu ludzkie głosy, jakaś...rozmowa?

Wstała ostrożnie i odgarniając lekko splątane ognistej barwy włosy z twarzy spojrzała w stronę skąd dobiegły ją głosy.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 24-04-2006, 22:52   #12
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Tęgi, łysiejący mężczyzna trząsł się jak galareta. Jego najmodniejszy garnitur od Armaniego (z pewnością od Armaniego, podczas rejsu podkreślał kilka razy, że ubiera się tylko u swojego starego znajomego) przesiąkł całkowicie słoną, morską wodą i lejącym się z niego obficie potem. Przerażone, rozbiegane oczy rejestrowały wszystko, co dzieje się na plaży - ludzie (trupy??), szczątki statku, walizki... Myśli jeszcze się nie poukładały, umysł jeszcze nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co się zdarzyło. John Wallace wciąż leżał na plecach, podniósł tylko głowę, aby zorientować się w sytuacji. W pewnym momencie zaczął nerwowo ruszać rękami po piasku dookoła, jak gdyby czegoś szukał. Gdyby nie tragizm całej sytuacji, ktoś, kto obserwowałby tego tęgiego faceta po pięćdziesiątce mógłby odnieść wrażenie, że zabawnie przypomina wyrzuconą na brzeg rybę, która próbuje machać płetwami.
Sytaucja jednak nie była śmieszna. Gdzieś na oceanie rozbił się statek, kilkanaście osób znalazło się na brzegu wyspy, są przerażeni, ranni, może wśród nich są zabici?
John spróbował się podnieść, jednak zakręciło mu się w głowie. Przeturlanie się na bok też nie wchodziło w grę. Przez umysł przebiegały mu setki myśli, nie wiedział co ze sobą począć. Przypomniał sobie nagle o czymś bardzo ważnym...

- Ver, odezwij się, Ver!? - wrzasnął z rozpaczą - Ver!! - w gardle załaskotały go drobinki piasku, rozpalone powietrze wysuszyły struny głosowe. Zaczął gwałtownie kaszleć, dzięki czemu od razu przewrócił się na bok, a potem znalazł się twarzą do ziemi. Pluł i kasłał, o mały włos nie zwymiotował. Pominucie lub dwóch dokuczliwe drapanie w gardle ustało na tyle, że mógł wychrypieć upragnione imię:
- Ver? Gdzie jesteś? Potrzebuję cię!
W tym momencie kilka metrów dalej zobaczył uśpioną twarz swojej córki, brudną od zaschniętego piasku i rozmazanego makijażu. A tuż nad nią...
- Zostaw ją! - wrzasnął John i zerwał się na równe nogi, tak szybko jak pozwalała mu na to jego tusza. Jego twarz wykrzywiała prawdziwa furia.
- Zostaw ją chory sukinsynu!!

Te potworne krzyki zwróciły uwagę stojącej niedaleko trójki ludzi - Rosjanki, informatyka i polityka. Cała scena wydarzyła się niedaleko miejsca, w którym przebywali, nie mogli więc nie zwrócić na nią uwagi.

Nad młodą dziewczyną, blondynką, którą mało kto właściwie zauważył na pokładzie, pochylał się chłopak. Jego znali wszyscy - ironiczny stosunek, jaki miał do wszystkiego i wszystkich, zapadał w pamięć. Zapadało także to, że był chory na AIDS.
Matthew Dick pochylał się nad dziewczyną, sprawdzał chyba czy oddycha. Z jego rozciętej skroni sączyła się cienka stróżka krwi, prawy policzek ubrudzony był rdzawym, lepkim płynem zmieszanym z piaskiem. Jego dłonie również były zakrwawione. John Wallace sapiąc wściekle i wydzierając się w jego stronę, dopadł do dziewczyny i chciał odepchnąć chłopaka, nie dotknął go jednak szybko cofając rękę od poplamionego krwią ubrania.
- Nie dotykaj jej, nie waż się jej tknąć! Niech ktoś zabierze stąd tego smarkacza zanim naprawdę wydarzy się tragedia!
Matthew był zupełnie zaskoczony i sparaliżowany. Wciąż nie mógł otrząsnąć się z szoku po obudzeniu się na wyspie. Kiedy otworzył oczy tuż obok siebie zobaczył Veronikę, dziewczynę ze statku. Była blada i wydawała się martwa. Oszołomiony spróbował ocucić ją, sprawdzić czy żyje, w jakikolwiek sposób pomóc...
Dopiero teraz rozejrzał się po okolicy. Ludzie, którzy ocknęli się w promieniu kilku metrów patrzeli na niego. Dookoła leżały porozrzucane bagaże, w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, a z nieba sączył się nieznośny żar. Matthew poczuł jak w żołądku coś mu się kotłuje. Nagle oblał go zimny pot, a w głowie się zakręciło. Ostatnim wysiłkiem woli odczołgał się kilka kroków dalej od Veroniki i jej wściekłego ojca i... zwymiotował.

Wyspa powoli budziła się do życia...
 
Milly jest offline  
Stary 25-04-2006, 00:13   #13
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Michael Tarsky

Kątem oka zerknął z niesmakiem na Bradleya, gdy ten wygłosił swoją złośliwą uwagę. Ale postanowił go zignorować. Na takich jak on szkoda marnować czasu.
Spojrzał ponownie na Annę, bo właśnie mu się przedstawiła i uśmiechnął się lekko:
- Michael - powiedział - Michael Tarsky. Lub po prostu Mike. Miło mi cię poznać, chociaż szkoda, że w tak niemiłych okolicznościach... - rzekł z kwaśnym uśmiechem.
Chciał jeszcze coś powiedzieć kiedy usłyszał najpierw bluzgi dziwnego gościa z przypalonym kucykiem a potem Wallace'a drącego się ze wszystkich sił, jakby go zarzynano. Z niesmakiem patrzył na grubasa. Cholerny ignorant, to że chłopak jest chory, nie znaczy, że można go traktować jak śmiecia. Z drugiej strony facet obawiał się o życie córki... tym niemniej wyglądało to tak, że chłopak chciał jakoś pomóc. Spojrzał na Wallace'a marszcząc brwi i powiedział:
- Niech pan się opanuje. Nie pan jeden przeżywa tutaj tragedię. Nie jest to też powód, aby się pan na nim wyżywał, bo nikt nie dał panu takiego prawa.
Po czym zwrócił się jeszcze raz do Anny:
- Idę poszukać swoich rzeczy. Przede wszystkim muszę znaleźć moje lekarstwa. Jeśli natknę się na twój plecak - uśmiechnął się lekko - dam ci znać.
To mówiąc ruszył w stronę rozrzuconych bagaży. Dałby głowę, że gdzieś mu mignęło logo AMD z jego plecaka. No i musiał odnaleźć swoją apteczkę i okulary. Widział w miarę dobrze, jednak wolałby znów założyć je na nos. Nie liczył też, że znajdzie swój strój treningowy. Zresztą... nawet nie myślał o szukaniu go. Pewnie jest w opłakanym stanie a tutaj i tak mu się nie przyda.
Przechadzając się pośród rozrzuconych bagaży, odłamków plastiku i metalu dostrzegł na piasku koszulkę "Ride the Lightning". Uśmiechnął się. Lubił ją i cieszył się, że ją znalazł. Przerzucił ją sobie przez ramię i szukał dalej. Znalazł jeszcze kilka drobiazgów ze swojej garderoby, parę koszulek i jedną parę swoich spodni-bojówek. Jednak po apteczce, czy okularach nie było śladu. Sięgnął do kieszeni. Były puste. Miał tylko swój inhalator. "Cholera" zaklął w myślach. Pewnie rzeczy powypadały mu z kieszeni, kiedy był w wodzie. Zastanawiał się tylko jak, skoro kieszenie w bojówkach miał pozapinane na zatrzaski... "Trudno - pomyślał - połażę tu i tam, może jeszcze coś znajdę". Liczył także, że znajdzie swój scyzoryk wielofunkcyjny. Bardzo go lubił i pewnie świetnie by się przydał w tych warunkach. Rozglądał się też za swoim plecakiem i walizką. Pewnie laptop i reszta sprzętu były doszczętnie zniszczone przez wodę. Ale plecak sam w sobie byłby przydatny.
 
Malekith jest offline  
Stary 25-04-2006, 00:43   #14
 
MistrzGry's Avatar
 
Reputacja: 1 MistrzGry ma wyłączoną reputację
Kenneth Ervin
Niespełna 30-latek omal się nie utopił, lądując w wodzie. Dlatego (i nie tylko) zawsze wolał góry. "Mówcie co chcecie" - zwykle przekonywał - "ale w górach się nie utonie".
Z trudem dotarł do brzegu. Jeszcze przez jakiś czas klęczał, ksztusząc się wodą i wypluwając obcy płyn. Pokręcił z niedowierzaniem głową i jeszcze raz głośno odkaszlnął. Zaczął oglądać swoje ciało, szukając jakichś urazów. Był przemoczony do ostatniej nitki... A cóż to? Skąd ta czerwień??? Dostrzegł krew na plaży. Po chwili jednak z ulgą stwierdził, że to nie jego... ale czyja zatem?
- Do diabła, gdzie zostawiłem znowu plecak... - zamruczał pod nosem, rozglądając się w koło.
Po chwili uderzył się dłonią w czoło, przeklinając swoją spostrzegawczość - a raczej jej brak. Przecież miał go na plecach.
Dostrzegł, że inni też już się podnosili. Ale byli też tacy, którzy nadal leżeli. Wstał i ostatni raz głośno kaszlnął.

***

Dookoła leżały martwe ciała. Mnóstwo krwi i fragmentów... czego? ciał?... Wzdrygnąl się. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widział.
Był chory, do tej pory ciągle kaszlał. Ale to wydarzenie sprawiło, że zapomniał nawet o swojej chorobie. Przecierał oczy, absolutnie zaskoczony.
To był ułamek sekundy... szok! Minęło dobre kilka minut, zanim zaczął w ogóle myśleć. Przez ten czas tylko biernie patrzał w górę, w osłupieniu... a może mu się tylko tak zdawało?
Gdy jednak potem wspominał (choć starał się tego nie robić), te kilka minut wydawały mu się zawsze wiecznością... Nie chciał wracać do tych wspomnień, ale one czasem same do niego wracały... Nie zostawiały go w spokiju - zarówno dniem i nocą...

***

Czy te ciała są martwe? - szybko przemknęło mu przez myśl. Ktoś z leżących się poruszył... uff.
Widząc rozmawiających ze sobą kilku ludzi z jachtu, poszedł do nich, mówiąc na powitanie:
- Chyba nie tak to miało wyglądać... Ale nie ma czasu na rozmowy teraz. Z racji swojego zawodu znam się co-nieco na pierwszej pomocy i paru innych rzeczach. Potem przyjdzie czas na ustalenia. Trzeba zobaczyć, czy nikomu nic się nie stało. W razie czego, w swoim plecaku mam spory zapas opatrunków.
Choć czuł jeszcze efekty niedawnej "kąpieli", to udawał twardego. Jako przewdonik nigdy nie mógł sobie pozwalać na okazywanie słabości przed grupą, tak więc nie było to dla niego nic nowego. Ale tak nawiasem, coraz częściiej zauważał, że jego życie służbowe i wyniesione z niej nawyki wdzierają się w jego życie prywatne... "To dlatego Katie...?" - przemknęło mu przez myśl, której jednak nie zdążył dokończyć.
 
__________________
Bardzo lubię regulamin, a szczególnie punkt 10!
MistrzGry jest offline  
Stary 25-04-2006, 06:04   #15
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Anna Orwel:
Upewniając się, że najbliższy sąsiad nie przewróci się stojąc już o własnych siłach, odwróciła głowę w strone rozgrywającej się równocześnie sceny.. Nie lubiła ani nadąsanych bufonów, ani też rozhisteryzowanych nastolatków. Ale komentarz o tragedii już w ogóle wyrowadził ją z równowagi :
-Tragedia drogi Panie to się tutaj wydarzyła pare godzin temu..A, że jakiś chłopak chciał sprawdzić czy pańska córka jeszcze, żyje to napewno nie jest jeszcze tragedia
Ruszyła w tamtą stronę, żeby samej sprwadzić czy mniej wytapetowana blondynka(bo tak ją kojarzyła) oddycha i ma puls, po drodze poklepała wymiotującego chłopaka po plecach i rzuciła krótko - Tylko się nie udław.(Jakoś nie bardzo zraził ją jego ironiczny stosunek do otaczającego go świata-sama była poważnie chora i wiedziała jak to wpływa na psychikę)
Doszła do dziewczyny i przyklękneła nad nią.Po upewnieniu się , żę nie reaguje na ,żadne zawołania , nie otwiera oczu. Sprawdziłam czy ma puls... nie miała. Sprawdzilam czy nie ma uszkodzenia odcinka szyjnego kręgosłupa i po stwierdzeniu, że nie oczyściłam jamę ustna z zalegających tam resztek (piasek, drobne glony) Aby udrożnić drogi oddechowe - i zaczęłam się w słuchiwać w oddech, którego również nie było. Wiedziała, że jeśli dziewczyna nie oddycha lub nie ma pulsu cała ta scena była nie potrzebna ale przedstawiła ją, żeby nie mieć później wyrzutów ze strony ojca dziewczyny . I ogłosiła mało teatralnym tonem:
-I tak by jej nic nie zrobił , bo ona już nie żyje.Skwitowała całą sytuacje krótko i praktycznie bez emocji-w sumie można się było tego spodziewać,a Anna widziała już wcześniej umierających,a tym bardziej martwych ludzi.
 
rudaad jest offline  
Stary 25-04-2006, 15:36   #16
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Jeffrey Bradley
Jeff znalazł chyba wszystko- szlafrok, kilka koszul, kilka papierów (dotyczące procesu "Trubine", nic ważnego- ale zawsze lepiej dowiedzieć się, o co oskarżona jest gazeta), dwie paczki papierosów... Ale nigdzie nie było tego pieprzonego plecaka!
Zaraz... Co on w ogóle robił? Tak jest tu potrzebny mówca, polityk, organizator- a on szuka plecaka... Szybko rzucił swoje rzeczy na resztkę jakiejś białej walizki, poczym podszedł do leżącej "sekretarki nadzianego prosiaka", gdzie zaczął mówić:
-Jeffrey Bradley, ale mówcie do mnie poprostu Jeff. Nie chce wam powiedzieć jak się nazywać, ale może powinniśmy coś zrobić z tym chaosem... Nieskromnie sądze, że mam trochę predyspozycji do zarządzania, przynajmniej w takiej kryzysowej chwili- powiedział Bradley, poczym- mówiąc jeszcze głośniej- kontynuuował-Wprowadzając taki chaos jak teraz to pewna śmierć! Niech osoby znające się medycyną zaopiekują się powazniej rannymi, a reszta niech szuka żywych i różnych przydtanych bagaży- organizacja jest teraz bardzo ważna! Potem wszyscy musimy się wynosić z tej okolicy- stanie tutaj to pewny udar! Co wy na to!?
 
Kutak jest offline  
Stary 25-04-2006, 17:02   #17
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ann Orwel:
Spojrzała na Bradleya takim wzrokiem jakby zobaczyła oczywistą podróbkę Van Goga za , którą ktoś zapłacił w milionach dolarów. Następnie wstała i podeszła do Jeffreya tak, żeby stać nim twarzą w twarz i powiedziała:
- Fakt zaprowadzenie chaosu w takiej sytuacji to skazanie nas na porażkę, a więc może właśnie tego nie rób panie Bradley. I zamiast się garłować zrób coś pożytecznego np. znajdź wkońcu tę cholerną apteczkę-jeśli nie moją to przynajmniej tą ze statku-o ile wiem to powinna być opakowana w brezencie i napewno jest zdatna do użycia. A pozatym prawdopodobnie wiesz o tej sytuacji tyle samo co wszyscy inni, a może nawet mniej więc nie próbuj rządzić. Wiekszość osób które dochodzi do siebie jest w szoku, trzeba z nimi rozmawiać, ale ty się nie nadajesz więc idź szukać tych medykamentów bo prędzej czy później zdechniemy tu wszyscy na jakieś zakażenie ... A ty najszybciej-dodała spodlądając znacząco naduże rozcięcie na jego brzuchu.
Teraz uklękła koło grubasa i położyła mu rękę na ramieniu mówiąc:
-Czasami tak jest.Ale życie toczy się dalej
Następnie wstała nie chcąc być obiektem wściekłości albo wybuchu płaczu grubasa i zostawiając go na chwile samego, żeby mógł się porzegnać odeszła kawałek. Gdyby była w domu pewnie postawiłaby koło niego butelkę wódki... Ale nie była...
Szła powoli wypatrując czegoś co by się jej przydało i faktycznie dojrzała to czego szukała swój plecak. No cóż był mocno rozbebeszony ale apteczka nadal znajdowała się w środku tak jak zakładała. Było też pare przydatnych drobnostek jak jej przybory do rysowania, papier, bielizna na zmianę,trochę ubrań, pare par skarpet, mniejszy plecak(kostka) i jej druga para glanów. Ale nigdzie nie było widać scyzoryka ani jej papierosów,(nie wspominając juz nic o komórce), zaklneła po cichu w swoim rodowitym języku. I rozejrzała się do okoła szukając czegoś co by odbijałao blask słoneczny... Niestety nie mogła nic takiego dojrzeć, więc tylko spakowała znalezione rzeczy do plecaka i nie chcąc tracić czasu rozpieczętowała apteczkę...Wyjeła pare różnych maści na oparzenia i mnijsze rany oraz środki odkarzające i opatrunki. I zaczęła opatrywać swoje poparzone nogi sycząc z bólu i zakładać opatrunki na większe rany.. Następnie przełkneła 2 tabletki ketanolu 1000mg i rozejrzała się po okolicy.. Wszędzie leżeli ludzie albo chodzili wpatrzeni w piasek poszukując swoich rzeczy...
 
rudaad jest offline  
Stary 25-04-2006, 17:38   #18
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Jeffrey Bradley
Słysząc słowa tej Rosjanki, szczególnie te o śmierci Jeff momentalnie zbladł- miał oczy zupełnie inne niż w prasie, w wywiadach czy nawet przed chwilą... Zimne, złe, wściekłe... Gdyby Anna zerknęła na niego jeszcze ten jeden raz zobaczyłaby, co zrobiła. Bradley miał w sercu nóż...
Nagle jakby się zakrztusił i panicznie zaczął szukać czegoś po kieszeniach- znów te tabletki... Połknął jedną, oparł się o jakiś kamień na plaży i- po jakiejś minucie- był już w lepszym stanie. Chciał popędzić za tą Rosjanką i wytłumaczyć jej, co myśli o niej i całej jej rodzinie, ale ostatecznie się powstrzymał-w końcu wojna w takiej społeczności, w takich warunkach to poprostu bezsens. Chciał skorzystać z tego, na czym się zna- i znów życie dało mu mocnego kopniaka w jaja...
I to właśnie główny problem tutaj.. Ludzie...
-W końcu się pozabijamy...- mruknął, poczym westchnął cicho. A chciał wypocząć...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 25-04-2006, 21:34   #19
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ann Orwel:
Po chwili zastanowienia Anna uświadomiła sobie, że prawdopodobnie z tych ludzi których zdążyła obejrzeć najbardziej poszkodowany jest ... Jeff Bradley.."No, to fajnie" pomyślała.. Jakoś nie bardzo miała ochotę zajmować się facetem, którego zachowanie i sposób bycia drażniły ją nawet na odległość.. Poza tym chyba nie miała nici chirurgicznej, żeby szyć... Ale zawsze w najcięższych przypadkach można było użyć zwykłej nici.. Jednak nie mogąc się przemóc, żeby pójśc na kompromis z tym gościem po prostu krzykneła:
-Znalazłam apteczkę!!! Jeśli ktoś nie czuje się zbyt dobrze fizycznie, to niech podejdzie do mnie ,albo chociaż zawoła mnie!! Mogę wam pomóc w drobnych urazach,z ranach , oparzeniach!!!-Wiedziała, że może nie brzmi to jak dobra reklama, ale miała nadzieję, że sens jest jak najbardziej zrozumiały. Stanęła w jednym miejscu czekając na jakiś odzew.. i oczywiście była przygotowana na to, że może nie być żadnego.. Aż sama się zdziwiła swoim zachowaniem, nigdy nic takiego nie zrobiła-prawie ją to rozśmieszyło i pomyślała :"No ja chyba zwariowałam!... albo po prostu się zmieniam,no nie wiem. Ale pamiętaj nie przesadzaj, bo później sama możesz nie otrzymać pomocy, gdy będziesz jej potrzebować..."
Anna spojrzała jeszcze przelotnie na wszystkich, którzy jako-tako trzymali się na nogach... Jeffrey był naburmuszony... A reszta...
 
rudaad jest offline  
Stary 25-04-2006, 22:43   #20
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Sol

Ludzie których słyszała wcale nie byli tak blisko niej jak się jej początkowo wydawało.
Głos po plaży niósł się daleko...

W około siebie nie zauważyła nikogo żywego...przynajmniej nikogo w...całości.
Strzępy czegoś co kiedyś mogło być najprawdopodobniej lewą noga mężczyzny leniwie kołysały się na przybrzeżnych falach.
Przełkneła ślinę..

'Spokojnie, spokojnie, przecież nie takie rzeczy widziałaś! Przypomnij sobie praktyki w prosektorium!'
Wymyślanie w duchu samej sobie jakoś zawsze jej pomagało. Teraz też.

Starała się myśleć logicznie.

Rozbili się.
Nie wiadomo gdzie ani ile osób przeżyło.
A teraz to co chyba najwazniejsze to zapewnić sobie i reszcie 'rozbitków' troche opanowania w tym chaosie.

No i paru innych rzeczy w tej sytuacji...

Zaczeła metodycznie przetrząsać swą najbliższą okolicę w poszukiwaniu chodź najmniejszego śladu po swoich bagażach.

Po dłuższej chwili, gdy już powoli zaczeła tracić nadzieję, zauważyła wystającą spod sporego kawałka czegoś co przypominało fragment poszycia kadłuba swój plecak i praktycznie cudem trzymającą się w całoście, niemiłosiernie poobijaną walizkę, z której częśc rzeczy wysypała się na piach i zaległa pod stertą wzmocnionej blachy.
Mimo, że plecak przemókł, i był ciężki, nie wydawał się być zbytnio uszkodzony.
Wyłuskała z wnętrza niewielką fiolkę Panadolu i łykneła dwa, strając się nie myśleć o dokuczliwym bólu stłuczonych mięśni.
To już ją nieco zadowoliło, chociaż....

Po chwili metodycznie zajeła się opróżnianiem plecaka z rzeczy zupełnie w danej sytuacji zbędnych, jak aparat fotograficzny, kosmetyki barwne itp.
Za to spakowała do niego część bardziej wytrzymałych ubrań, międzyinnymi buty oraz bieliznę.
Dołożyła część kosmetyków przeciwsłonecznych jakie w tych warunkach mogą się przydać każdemu. Wręcz z szacunkiem i dreszczem radości wydobyła spomiędzy skotłowanych rzeczy prezent od Iana.

'Nawet nie wiesz, jak bardzo teraz przyda mi się prezent za jaki się na ciebie prawie obraziłam...
Wsuneła nóz w pochwie do plecaka i ruszyła.

W końcu dostrzegła na wpół zagrzebaną w piasku, cieżką z wygladu, solidną czarną torbę z krótkim uchwytem.

Na szczęście jeśli nawet woda dostała się do środka, to rzeczom jakie w niej się znajdują nic to nie zrobi....
Otarła z piasku i mułu maleńką złotą tabliczkę poniżej uchwytu ze swym imieniem i nazwiskiem.

'A myślalam, że tamto życie już nie wróci...
A jednak...futerał jest na tyle szczelny i solidny, że raczej ani nie zatonie ani nie przemoknie. Zdąże go odnależć...
'

Ruszyła powoli, oszczędzając nogę w stronę grupki ludzi, gdzieś przed sobą.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172