Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2006, 15:43   #31
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Jeffrey Bradley
Jeff, wykonując starannie każde polecenie Audrey, poczuł się o wiele lepiej mimo, iż ta niczego nie zrobiła... Ważne, że ktoś do niego podszedł... Od tamtego zdarzenia, tego dnia... Potrzebował zainteresowania niczym młódka adorowana przez swego kawalera
- Bradley, Jeff Bradley.- powiedział z wymuszonym uśmiechem były vice-minister-Tak właściwie, to na chwilę obecną trudnie się bezrobociem... Czemu wsiadłaś na ten statek, Audrey?- zapytał się nagle. Już polubił tą uprzejmą kobietę...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 26-04-2006, 17:43   #32
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ann Orwel:

Odwzajemniła uśmiech rudowłosej dziewczyny i po dokładniejszych oględzinach nogi mężczyzny przyznała jej rację, że wyglądało to gorzej niż w rzeczywistości było. Jednak na widok zatroskania w oczach dziewczyny, kiedy patrzyła na nią ,skrzywiła się znacząco-"Anna nienawidziła litości zbyt długo była twarda, żeby teraz patrzeć jak ktoś się nad nią lituje-wkońcu wyrosła w głebokiej Matuszce Rasiji i jest dzięki temu ślilniejsza niz inni" Ponad to większość ran była już opatrzona... a reszta ,która tak źle wyglądała była po prostu objawami jej choroby...(z resztą nie wiele było widać-Anna była ubrana w długie spodnie i długą szeroką koszulę oraz chustę na głowi. Co prawda nogawki spodni były już tylko strzępkami, ale jednak zakrywały dość dużo by móc mylnie ocenić jej stan). Więc odpowiedziała tylko:
- Ja też się na tym znam i może nawet nie troszkę także bądźmy pewni, że ja przeżyję.. Zabierzmy go w cień.. Złapała mężczyznę pod jedno ramie asekurując kręgosłup i poobijaną nogę i poczekała ąż Sol złapie go pod drugie.Zaprowadziły go w cień drzew, gdzie już sam mógł się sobą zająć. Anna podała mu również leki przeciwbólowe, żeby się trochę uspokoił. I wstała by rozejrzeć się po raz kolejny po plaży czy może będzie jeszcze gdzieś potrzebna... I zobaczyła Jeffa, który naprawdę poważnie krwawił-zrobiło jej się dość głupio, że jeszcze parenaście min temu tak go potraktowała, ale na szczęście już się ktoś nim zajmował,a że była to kobieta i do tego lepiej przygotowana do tego typu zabiegów postanowiła nie ingerować. Odwróciła się do Dziewczyny, która nadał stała koło niej i w pojednawczym geście klepneła ją w ramie i lekko się uśmiechneła mówiąc:
-No to mamy na razie jednego uratowanego
I odeszła, żeby zobaczyć co z tym młodym AIDSowcem i z pyskolem ( o ile pamiętała to ostatni miał poparzoną nogę)
 
rudaad jest offline  
Stary 26-04-2006, 18:47   #33
 
Flamir's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamir ma wyłączoną reputację
Fen Rell'ier

Gdy wędrował tak po plaży (częściowo kulejąc) szukając swoich rzeczy a zarazem rozglądaniem się po rozbitkach czy którykolwiek nie potrzebuje natychmiastowej pomocy, otworzył szeroko oczy podnosząc swoją rozszarpaną walizkę.Wyciągnął z niej wszystkie rzeczy jakie zostały (ubrania,scyzoryk,szczoteczka, jednorazowe maszynki do golenia, zapalniczka oraz bandaże) i wsadził je do swojej torby sportowej Chamstwo!!Szczoteczka jest a paste sam sobie wyprodukuje!! warknął zgrzytając zębami.Podszedł powoli do morza i przemył najgroźniej wyglądającą rane na łydce stękając z bólu gdy słona woda obmyła rozstrzępioną łydkę po czym rozwinął delikatnie bandaż by jak najmniej go ubrudzić i obwiązał łydkę jak najlepiej umiał.Już z zabandażowaną nogą ruszył by pomóc innym i jak najbardziej unikając towarzyszki, obywatelki Anny Pawłowej Orłowej do której już pałał zadziwiającą niechęcią, dotarł do Jeffreya.Czy byłbym przydatny do czegoś??Jakieś polecenia??Zwrócił się do Jeffa i Audrey zerkając co chwile czy nie zbiża się ta wstrętna Rosjanka.
 
Flamir jest offline  
Stary 26-04-2006, 20:34   #34
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
John Wallace początkowo jak gdyby nie zrozumiał, co dziewczyna z rosyjskim akcentem do niego powiedziała. A właściwie co mu oznajmiła. Jego sekretarka nie żyje? Jego córka nie żyje?!
- Veronica? - zapytał niedowierzająco i przysunął się bliżej ciała dziewczyny - Veronica odezwij się, nie zrobisz mi tego, nie zostawisz mnie samego! Nie po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem! Veronica! - ostatnie zdania rzucił gniewnie w stronę córki, potrząsając ją za rękę, klepiąc po policzku. Rosjanka odeszła od nich, ludzie odwracali wzrok, nie chcąc być świadkiem tragedii ojca, który stracił córkę (a może bardziej szefa, który stracił sekretarkę?), mieli dość własnych tragedii.
Matthew Dick w tym samym czasie, gdy Ann stwierdziła zgon, wstał chwiejnie na nogi. Chwilę przyglądał się całej scenie, jednak po krótkim czasie odszedł w stronę drzew. Po drodze zabrał z mijanego bagażu kilka rzeczy, usiadł w cieniu i zaczął targać na paski jakieś podkoszulki. Starał się zlokalizować rozcięcie na skroni i przemyć je strzępkiem podkoszulki nasączonym wodą mineralną z na wpół opróżnionej butelki. To zdawało się pochłaniać go najbardziej.

Tymczasem dramat ojca trwał. John coraz gwałtowniej potrząsał córką. To się zdarza - ludzie w wielkim szoku, którzy nie chcą stracić ukochanej osoby, próbują wszelkimi sposobami obudzić zmarłych. Zazwyczaj im się to nie udaje. Zazwyczaj, ale jednak nie tym razem.
Potrząsana z ogromną siłą przez spoconego jak świniak ojca Veronica zaczęła się krztusić. John puścił ją i odskoczył jak oparzony. Chyba jednak w głębi duszy dotarło do niego, że córka nie żyje, a zmarli nie kaszlą i nie plują piaskiem, tym bardziej nie obracają się twarzą do ziemi i nie starają się stanąć na czworaka. A Veronica właśnie to robiła...
Dziewczyna omal nie udusiła się od piasku, który wciąż zalegał w jej gardle. Łzy napłynęły jej do oczu i ciekły strumieniami po policzkach. Po chwili intensywnego kaszlenia mogła już w miarę ogarnąć się i oddychać normalnie, choć podrażnione gardło nadal piekło i dokuczało. Przetarła wierzchem dłoni twarz i usiadła na ziemi. Rozejrzała się dookoła nic nie rozumiejącym wzrokiem, aż jej spojrzenie zdołało uchwycić zszokowanego Johna.
- Ojcze...? - wychrypiała - Co...? Jak to...?
- Ty żyjesz? - spytał jej ojciec, bardziej zdziwiony tym co widzi, niż uszczęśliwiony.
Veronica nagle zerwała się na nogi, zatoczyła i omal nie upadła. Utrzymała jednak równowagę i niemal doskoczyła do Johna.
- Boże, ja ty wyglądasz... Nic ci się nie stało tato? Jesteś cały? Boli cię coś? Usiądź tutaj, jesteś taki blady i mokry. Zaraz pójdziemy do cienia - Veronica wyglądała jak gdyby cała ta sytuacja nie przeraziła jej, nie wystraszyła, czy nawet nie zdziwiła. Jedyne o co się martwiła w tym momencie był stan zdrowia jej ojca. Kawałkiem czyjegoś ubrania, który wyjęła z cudzej walizki przetarła mu twarz, sprawdziła siniaka na jego głowie, który szybko się powiększał, starała się wybadać jakie jeszcze John ma obrażenia.

Taki właśnie obrazek zastała Ann kiedy przechodziła obok kierując się w stronę "AIDSowca". Może trudno było w to uwierzyć, ale blondynka naprawdę żyła. Oddychała, chodziła wokół ojca, jedynie jej głos pozostał nienaturalny z powodu bardzo podrażnionego gardła. Rosjanka najwyraźniej postawiła złą diagnozę, może zbyt szybko sprawdziła puls i oddech,a może... po prostu wydarzył się cud.


Błądzący w poszukiwaniu swoich bagaży rozbitkowie zwrócili uwagę na kolejną postać, która zmierzała w kierunku tymczasowego skupiska ludzi. Była nią staruszka, Daria Sky, którą wszyscy poznali nieco lepiej lub gorzej. Na statku była szalenie miłą i pogodną starszą panią, która lubiła opowiadać dowcipne anegdoty ze swojej młodości i zarażać innych swoim optymizmem. Nigdy nie smuciła się, zawsze pozostawała pogodna. Teraz szła z potarganymi włosami, całkiem rozmazanym makijażem, stąpała powoli rozglądając się dookoła z szeroko otwartymi oczyma i ustami. Wyglądała jak małe dziecko, które porusza się po domu, w którym straszy. Była całkiem przerażona!
Podeszła powoli do pierwszej osoby, która stała najbliżej - Kennetha Ervina - i ze strachem w oczach zapytała:
- Przepraszam pana... co tu się stało? Co ja tu robię? Ja nie... nie pamiętam... Nie mogę sobie przypomnieć... - złapała się za głowę, jakby nagle zaczęła bardzo ją boleć. Zatoczyła się i musiała przytrzymac się Ervina, żeby nie upaść.
 
Milly jest offline  
Stary 26-04-2006, 21:10   #35
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ann Orwel:

Widząc, że kolega punk radzi sobie całkiem nieźle i nie traci równowagi, a tym bardziej jeszcze stara się coś komuś pomóc, poszła poszukać osiemnastolatka, którego jak ostatnio widziałą wymiotował koło pierwszej ofiary nieszczęsnej wyprawy. Upewniając się, że ma gumowe rękawiczki w apteczce ruszyła w tamtą stronę... Ciągle obijało jej się w głowie, że powinna była się przebrać-nie tylko z tego powodu, że praktycznie widać jej było całą bieliznę ale bardziej dlatego, że już niedługo na jej skórze pojawią się nowe plamy i rany tym razem od słońca-pluła sobie w brodę, że zgodziła się na tę kurację naświetlań...Ale jest to w stanie przeżyć, a cóż zbyt duży upływ krwi u osoby zakażonej wirusem HIV możę mieć naprawde powarzne skutki.. Nie pamiętała czy chłopak miał krwotok ,czy nie... Trzeba to koniecznie sprawdzić i wkońcu jakoś całą sytuację uporządkować... Może Jeff miał trochę racji... Ale wtedy potrzeba było im czego innego-pomocy medycznej...Poza tym napewno nie pozwoli sobą rządzić.. Niestety już taka była... Wolałaby już zostać sama niż słuchać nakazów jakiegoś ... jakiegoś... kogoś kto ma zerowe przygotowanie do takiej roli-wywody w sejmie to nie to samo co ogarnięcie sporej grupy ludzi w szoku i w dość złym stanie fizycznym...
Podążając w stronę chłopca, rzuciła jeszcze tylko okiem na Michaela-oprócz Sol chyba jedynej jeszcze osoby doceniającej jej starania, by zobaczyć czy wszystko ok. Ale w tym momencie dojrzała kątem oka, jakby coś błysneło w piasku... Miała nadzieję, że to scyzoryk jakiś, albo chociaż nóż.. No niestety to nie było ostrze, ale tylko okulary w cienkiej oprawie i do tego z pękniętym jednym ze szkieł.. Co prawda podniosła je i schowała do strzępów swojej kieszeni.. Może komuś się przydadzą, a jeśli nie to użyje się ich do rozpalenia ognia-w sumie przecież działa jak soczewka skupiająca...
Szła dalej w stronę chłopaka...
I widok jaki zobaczyła naprawdę ją zatkała... "ZMARTWYCHWSTANIE!!! pomyślała,... nie nie pomyślała jej umysł cały krzyczał... PRZECIEŻ ONA NIE ŻYŁA!!!" Aż zachwiała się na nogach z wrażenia... Nie mogła przez chwilę się na niczym skupić ;"PRZECIEŻ ONA NIE ODDYCHAŁA" ," CO JEST K**WA!!!" z wrażenia zapomniała, że nikt tu po rosyjsku nie mówi i krzykneła:
-Toolka daa??
Ale szybko się opamiętała i zwróciła krok wprost do dziewczyny i już po angielsku powiedziała:
-Wszystko dobrze? nic Ci nie jest? Dziewczyno przecież ty nie żyłaś! Jak to się stało?"
Dziewczyna spojrzała na nią chyba jak na wariatkę z resztą chyba nie było to dziwne patrząc na tą scenę..
Anna troche speszona..Starała się szybko uspokoić... I wymruczała tylko coś w stylu :
-Przepraszam... Hmn.. Nie potzrebujesz czegoś?"
I spuściła oczy w piasek... Podała dziewczynie jakieś drobne medykamenty dla ojca o które prosiła i podeszłą do chłopca z AIDS...

Jeszcze w szoku zaproponowała chłopakowi pomoc wyjmując z plecaka środki odkarzające, opatrunki, i gumowe rękawiczki... Nie zważając, na zmianę zachowania u chłopca po prostu włożyła rękawiczki i zaczęła gazą oczyszczać brzegi rany na skroni:
-Już wszystko dobrze, spokojnie...
Sama nie wiedziała, że potrafi się tak zachować... Ale biorąc pod uwagę jej obecny stan psychiczny wszystko mogło się zdażyć.. A tymi słowami raczej próbowała sama siebie uspokoić... Potrzebowała teraz wsparcia... Ale nigdy w życiu nie dałaby rady tego powiedzieć na głos... gdy już wytarła chłopcu twarz i opatrzyła go.. Bardzo w tym wypadku automatycznymi ruchami... Wstała i nie zdejmując rękawiczek zaczęła iść w stronę cienia.. Zrobiło jej sie naprawdę duszno.. Chwiała się na nogach... Kręciło jej się w głowie... I nagle runeła na twarz tracąc przytomność... Nie wiedziała czy to był efekt tak ogromnego szoku, czy może nadmiernej ilości promieni słonecznych na które była i tak wystawiona zbyt długo...Ale to było nie ważne.. Poprostu leżała twarzą w piasku nie dając żadnych oznak przytomności...
 
rudaad jest offline  
Stary 26-04-2006, 21:50   #36
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Andre Kostylowicz

Kawałki statku bezwładnie unosiły się pośród fal. Części kadłuba, wyposarzenie, wszystko dryfowało, co chwila zatapiając się i wynurzając z powrotem. Większe fragmenty sobie tylko znanym sposobem, obierajac na siebie kurs kolizyjny, zderzały się zgłuchym hukiem. Tylko dokładne spojrzenie mogło odnaleźc pośród sterty metalu...rozbitka!
W średnim wieku mężczyzna leżal nieruchomo, na wpół wciągnięty na stertę okrętowych "śmieci". Chyba tylko zrządzeniem losu, kierująca się w głąb zatki, ( a nie na otwarty ocean ) tratwa znajdowała się już około 16 metrow od brzegu.

Szum morza, ostry orzeźwiający zapach bryzy, gdzieś w oddali słychać skrzeczące mewy. Lecz nawet to wszystko nie zdołało zagłuszyć woni spalenizny. Andre otworzył oczy. Zmrużył je natychmiast, ostre promienie świeciły mu prosto w twarz. Nie mógł zrozumieć gdzie sie znajduje i czemu jest mokry? Kolejna większa fala przeszła podtapiając go. Krztusząc się wypluł wodę i podniósł głowę jak najwyżej. Teraz oprzytomniał zupełnie. Na szczęście mógł się poruszać, więc obrócił się w stronę nadpływających fal.
"Gdzie statek?"-przemkneło mu przez głowę. Był przecież na statku, a teraz? Kawał poszycia na którym leżal pozwalał przeczuwać najgorsze. Czyżby więc znajdował się teraz na środku oceany, jakie miał szanse na przeżycie? Z żalem musiał przyznać, że stawianie na przezycie bylo wielce ryzykowne.
Nagle tratwę zakrył cień. Szybkie spojrzenie, lecz już za późno. Coś wielkiego wpływało wprost na niego, rozwalajac w drobnym mak tratwę zanurzającą się wraz z nim na zawsze.
Chwila niepewności. Na tyle długa, by stracić nadzieję, na tyle krótka, by zgromadzone w płucach powietrze, dało czas na wypłynięcie. Ponownie znalazłwszy się nad wodą, lecz tym razem zdany na siebie Andre usiłował płynąć. Pedząca fala skierowała go wprost na ląd. Usta słożyły się w półuśmiech. "Stawiając dolara za moje życie, zarobiłbym majątek. O ile tylko można wycenić niemożliwe.".
Z trudem, powolnymi, rytmicznymi ruchami kierował się w stronę brzegu. Im bliżej się znajdował, tym wyraźniej dostrzegał sylwetki chodzących po plaży osób. Ostatkiem sił dotarł wreszcie na płytkie wody. Padł nieruchomo, waląc głową w piasek.
 
Glyph jest offline  
Stary 26-04-2006, 22:46   #37
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Audrey Preston

Audrey uśmiechnęła się do Jeffreya:

- Do podróży skłoniły mnie powody osobiste - zaczęła, chcąc odwrócić uwagę rannego od procesu zszywania rany, który to widok nie był zbyt miły i niejednego przyprawiłby o mdłości. Mężczyzna znosił to jednak dzielnie, starając się nie patrzeć na swój tors.
- Mieszkam i pracuję w Baltimore, w zakładzie toksykologii klinicznej. Kiedy usłyszałam o nowych kosmetykach wchodzących na rynek, postanowiłam zostać królikiem doświadczalnym - roześmiała się. Jeszcze tylko parę wkłuć i rana będzie zszyta.
- Poza tym, jeśli w ich skład będzie wchodziła jakaś niebezpieczna substancja, pierwsza to rozgryzę. Powiedzmy, że to takie małe zboczenie zawodowe. No, gotowe. Teraz tylko założę opatrunek. Za kilka dni powinno zacząć się goić. Postaraj sie jednak przez ten czas nie ruszać za bardzo - unikać zginania, schylania, podnoszenia czegokolwiek - Audrey wyciągnęła długi, rozwijany plaster, odmierzyła odpowiednią długość i odcięła potrzebny kawałek - No i radziłabym uważać przy kąpieli. Najlepiej byłoby jakoś omijać to miejsce. - schowała przybory, butelkę ze spirytusem i plaster do apteczki - A Ty? Czemu zgłosiłeś się na rejs?

Zanim jednak Jeffrey zdążył odpowiedzieć, podszedł do nich inny ocalały. Audrey obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Wyglądał... ciekawie. Nie miała uprzedzeń do ludzi manifestujących swój indywidualizm. A ten człowiek najwidoczniej lubił i chciał się wyróżniać.

- Witaj, jestem Audrey - wyciągnęła rękę. - Dziękuję za ofertę pomocy, ale sytuacja jest już opanowana. Być może to ja mogę pomóc Tobie. Jestem toksykologiem, skończyłam medycynę. Właśnie zaczęłam się rozgrzewać przy panu Bradleyu - zaśmiała się - Masz jakieś rany do opatrzenia? A przy okazji - obaj wcześniej ode mnie odzyskaliście przytomność. Wiecie może co się dokładnie stało? Czy kapitan żyje?
 
Ribesium jest offline  
Stary 26-04-2006, 23:08   #38
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Jeffrey Bradley
W prawdzie rana nie była tak ogromna, ale zaszycie jej przyniosło Bradleyowi ogromną ulgę- mimo bólu i sytuacji z promienistym uśmiechem uśmiechem zwrócił się do Audrey:
- Ja... Wiesz, miałem dużo nieprzyjemności ostatnimi czasy... A te pieprzone media zrobiły z tego wielką aferę...- powiedział Bradley, a uśmiech powoli znikał- Zresztą to dobre na wieczorne opowieści przy ognisku, narazie nie ma za bardzo jak o tym mówić...- skończył szybko wątek Bradley
Widząc przybysza tylko uśmiechnął się pod nosem- w wieku 15, 16 lat sam wyglądał podobnie. Facet wydawał się sympatyczny- druga już osoba, której Jeff mógłby tu zaufać...
- Jeffrey Bradley, chociaż starczy Jeff- powiedział leżący facet, poczym- odrobinę nieudolnie- podniósł się i podał dłoń najpierw Audrey, a potem punkowi-Ze względu na to, co kiedyś robiłem moje słowa mogą zostać źle odebrane, ale chyba powinniśmy się stąd ruszyć- poszukajmy tego kapitana i innych rannych... Co wy na to?
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 26-04-2006, 23:41   #39
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Michael Tarsky

Mike błądził wciaż pośród bagaży. Z każdym krokiem był coraz bardziej przygnębiony. Chyba znalazł już wszystko, co tylko mógł, ale nigdzie nie widział tych cholernych okularów!
Otarł pot z czoła i spojrzał w niebo. Słoneczny dysk obdarzał ludzi na plaży swoim światłem i ciepłem. Ale robił to zbyt hojnie. "Jeśli prędko nie pójdę w cień nie będzie dobrze" pomyślał. Stwierdził, że i tak pewnie niczego więcej nie znajdzie. Zawrócił i ruszył w kierunku drzew.
Kiedy tylko wykonał krok w tamtą stronę nadepnął na coś i znieruchomiał. Cofnął nogę i spojrzał w dół. Poczuł niemałą ulgę. W piasku leżało jego etui na zapasowe okulary. Podniósł je i otworzył. Na szczęście były nietknięte. Odetchnął nieco i natychmiast założył je na nos.
- O tak... od razu lepiej - mruknął z zadowoleniem.
W nieco już lepszym humorze ruszył w kierunku cienia, schowawszy uprzednio etui do kieszeni.

W oddali dostrzegł staruszkę, która sprawiała wrażenie przerażonej. Ale widać znalazła już chyba oparcie w jednym z ocalałych. W cieniu egzotycznych drzew dostrzegł już kilka osób, w tym tego chorego chłopaka, rudowłosą dziewczynę i jakiegoś mężczyznę. Obejrzał się w stronę gdzie ostatnio widział Wallace. Widać jego córka wreszcie się ocknęła (nie miał nawet pojęcia, że ktoś mylnie stwierdził jej zgon). Pamiętał tą parę z pokładu. Dziwił się, że ta biedna dziewczyna aż z takim zaangażowaniem biega wokół ojca, podczas gdy ten zdaje się niezbyt doceniać jej wysiłki. Cóż... może kiedyś przejrzy na oczy.

Gdy już zbliżył się nieco bliżej cienia dostrzegł kogoś leżącego w piasku. To była Anna.
- Cholera - mruknął - pieprzony upał...
Po czym ruszył szybkim krokiem w jej kierunku. Gdy już był tuż obok upuścił plecak na ziemię i przyklęknął przy dziewczynie. Odwrócił ją na plecy. Była nieprzytomna. Chwycił ją pod ramionami i przeciągnął głębiej w cień.
- Anno - powiedział, klepiąc ją w policzek - Anno! Ocknij się. Słyszysz mnie?
 
Malekith jest offline  
Stary 27-04-2006, 09:55   #40
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Audrey Preston

***
Salon zalany był słabym światłem popołudniowego słońca, wdzierającego się przez jasne zasłony. Pomieszczenie urządzone było prosto i ze smakiem. Bukowe meble doskonale pasowały do ścian pomalowanych na ciepły, żółty kolor. Na ścianach wisiały pastelowe obrazy a la Toskania, a na szklanym stoliku stał wazon z czerwonymi makami. Ogólnie można by rzec, że pokój ten miał atmosferę rodzinną i sprzyjającą relaksowi.
W tle rozbrzmiewał program telewizyjny. Ośmioletnia Audrey siedziała przed ekranem i zafasynowana chłonęła wiadomości przekazywane przez przyrodnika. Nawet nie usłyszała kiedy klucz przekręcił się w zamku i do mieszkania weszła matka obładowana zakupami. Kobieta zdjęła w przedpokoju buty i zostawiła siatki w kuchni, po czym weszła do salonu.

- Znowu oglądasz telewizję? Wyszłabyś lepiej na dwór, dotlenić się lub pobawić z innymi dziećmi - zaczęła
- Nie mogę. Oglądam ciekawy program - Audrey nawet nie oderwała wzroku od ekranu
- Właśnie widzę. Jesteś nim tak pochłonięta, że pewnie nawet nie słyszysz co do Ciebie mówię - westchnęła matka po czym usiadła na kanapie obok córki - O czym jest ten program?
- O najbardziej jadowitych wężach na świecie- powiedziała dziewczynka. Matka najwyraźniej była w szoku
- Czy dziewczynki w Twoim wieku nie powinny bawić sie lalkami? - zażartowała
- Nie lubię się bawić lalkami. Kiedyś będę naukowcem - powiedziała Audrey i na tym rozmowa się skończyła.

***

- Dobry pomysł, panie Bradley. Poszukajmy kapitana - Audrey wstała i chwyciła rączkę walizki - Jeśli chce pan pomóc - zwróciła się do mężczyzny z kucykiem - to proszę pomóc panu Bradleyowi, ktoś powinien go podtrzymywać w czasie chodzenia, by nie nadwyrężał mięśni brzucha... - nagle kobieta zobaczyła dopływającego do brzegu mężczyznę, który ostatkiem sił wyczołgał się na plażę i padł na piasek - Poczekajcie, popilnujcie mojej walizki, muszę sprawdzić czy z nim w porządku - powiedziała szybko do Bradleya i nieznajomego po czym pobiegła w kierunku rozbitka.

Przewróciła go ostrożnie na plecy upewniając się wcześniej, czy nie jest ciężko ranny. Następnie sprawdziła puls na szyi i zbliżyła twarz do jego twarzy, by ocenić, czy mężczyzna oddycha. Odetchnęła z ulgą. Był tylko wyczerpany, lecz wyjdzie z tego. Obejdzie się bez resuscytacji. Szkoda swoją drogą, niezły był z niego przystojniak.
- Proszę oworzyć oczy - poprosiła unosząc nieco głowę nieznajomego - Słyszy mnie pan? - poklepała go lekko po twarzy - Niech pan otworzy oczy. Czy wszystko w porządku?
 
Ribesium jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172