Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2017, 13:51   #1
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
[M&M 3ed] Projekt Inicjatywa

Yuri Ursynow
Rosja

Od dawana nie trzymał takiej kobiety w ramionach, wtulona w niego oddychała szybko. Delikatnie odgarnął rude włosy z twarzy. Ich oczy się spotkały, jej usta poruszyły się w niesłyszalnym szepcie. W jej włosach zaplątało się coś ostrego, ale nie zwrócił na to uwagi.
Zimny wiatr wpadał przez okno i hulał po wnętrzu myśliwskiej chaty. Cienkie czerwone nitki widoczne w wznieconym wiatrem kurzu tańczyły znacząc ściany punkcikami.
Jej usta znowu się poruszyły. Ale znowu nic nie słyszał, dzwonienie w uszach powoli ustępowało, eksplozja która wrzuciła Nataszę do środka przez okno była potężna.
- Uciekaj! - w końcu dotarło do jego mózgu.
Czerwone punkciki zbiegły się na piersi Yuriego. Natasza walnęła go łokciem i odtoczyła się, Yuri rzucił się w bok, ale pocisk trafił go w bark wychodząc w fontannie krwi i mięsa z drugiej strony. Padł na podłogę, krztusząc się krwią lejącą się do przestrzelonego płuca. Jak z oddali słyszał terkot pistoletu maszynowego.
Ścięgna napięły się, mięśnie i kości zaczęły rozciągać. Barki pokryły się czarnym skłębionym futrem. Zęby jakby ciągnięte obcęgami wychodziły z dziąseł stając się coraz dłuższe.
- AGRHHHHHHHHHHHHH!
Ryk wściekłego niedźwiedzia zagłuszył strzelaninę. Yuri skoczył ku oknu, futryny były za wąskie by pomieścić szerokie bary, ale nie przejął się tym. Wyszedł na zewnątrz z połową frontowej ściany i nie zatrzymując zaszarżował w kierunku kilku sylwetek w kombinezonach kamuflażu zimowego. W rękach każdego z nich rozpoznał charakterystyczną sylwetkę karabinu kałasznikowa. Część pocisków nie przebiła grubej skóry, reszta poznaczyła pierś i barki krwawymi dziurami, które kilka chwil później zniknęły. Ale Yuri już był przy pierwszym, od niechcenia trącił go łapą przebiegając dalej. Napastnik poleciał kilka metrów w tył. Drugi miał mniej szczęścia, wrzeszcząc strzelał do końca. Nawet, gdy miażdżyły go łapy potwora, który nie raczył się zwolnić. Kolejny próbował odskoczyć, ale kłapnięcie zębami rozerwało mu bark i urwało ramię.
Następnego nie zdążył dopaść, 12mm pocisk strzaskał kość w przedniej łapie. Niedźwiedź w pędzie rąbnął w szopę, roznosząc w pył stare deski. Zamontowany na gaziku Kord pruł serią resztki szopy. Yori zgarnął łapami deski, nagle na coś trafił. Pazury zacisnęły się odruchowo. Nawet nie patrząc rzucił znaleziskiem w gazik. Półtonowy pług zmiażdżył tył samochodu wraz z karabinem i strzelcem.


***

Doświadczony żołnierz Specnazu drążącą ręką sięgnął po butelkę, ale dłoń dowódcy ubiegła go. Kapitan Kniaziewicz odkręcił Bielugę i sam nalał do szklanki stojącej przed żołnierzem. Ten wychylił to jednym haustem i kaszlnął.
- … ostatnim co widziałem był jebany pług, którym rzucił w samochód. Odskoczyłem, Iwan nei zdążył, potem samochód wybuchł, a potem… potem obudziłem się jak już było po wszystkim.
- A co z Romanovą?
- zapytał kapitan.
- Przeszukałem ruiny domu, ale nie znalazłem jej. Musiała przeżyć i uciekła razem z tym potworem. Śnieg zasypał ślady, nie wiem, w którą stronę uciekli.

***

Bałtyk, nad wodami międzynarodowymi. Płyta lądowiska Helicarriera
Z rosyjskiego helikoptera ostrożnie wysiadł Yuri. Spojrzał na Natashę, ta skinęła głową w kierunku łysego murzyna z opaską na oku. Podmuchy wiatru szarpały jego płaszczem.

- Witaj w programie Inicjatywa.



Margaret Foster
Alpine Valley

Dochodziło południe, Margaret właśnie z reszta ekipy wróciła ze stoku gdy usłyszeli głośny szum. Osłaniając oczy przed jaskrawym słońcem spojrzeli w górę. Na niebie rósł ciemny punkt. Z sekundy na sekundę był coraz większy, ciągnął się na nim warkocz dymu.
- To samolot - powiedział ktoś - pali się.
Śledzony coraz większą ilością oczy samolot obniżył lot. Przemknął nad miasteczkiem przycupniętym u podnóża góry i rąbnął w szczyt. Potężna eksplozja nie pozostawia złudzeń co do losu pilota. Szczyt przesłoniła śnieżna mgiełka. Do uszu wszystkich dotarło dudnienie.
- Lawina!
Ale to było delikatne niedopowiedzenie. Prawie połowa śniegu z góry pędziła wprost na miasto. Drzewa łamały się jak zapałki, ludzi rzucili się do beznadziejnej ucieczki.

Margaret nie miała wyjścia. Rzuciła narty i pobiegła w kierunku zbocza. Wyciągnęła ramiona, zaspy zafalowały i kłęby śniegu zaczęły tworzyć ścianę. Ale ta wciąż była za mała. Masa śniegu kamieni i drzew zmiotła już pierwsze budynki.
- To za mało, za mało - szeptała Margaret wciąż wznosząc lodową ścianę. Czoło lawiny zbliżyło się do budowanego muru. Pod naporem żywiołu lodowa ściana pękła zasypując ją tonami śniegu. Margaret “chwyciła” go owijając się lodem niczym kokonem, ale śniegu było zbyt wiele. Napierający żywioł wyciskał jej oddech z piersi. Cieknąca z nosa krew zamarzła na brodzie.
- Pomóż mi! - krzyknęła dziewczyna.

***

Nick Fury stał na kupie śniegu trzymając się pod boki. Wiatr powiewał połami jego płaszcza. Patrzył w górę. Na gigantyczną lodową postać. Stała we władczej pozie wznosząc ręce w górę.
- Dyrektorze, wykrywamy ślady życia w środku - powiedział jeden z agentów.
- Ten posąg żyje?
- Nie dyrektorze
- technik pokręcił głową i wskazał na monitor - w środku jest człowiek. Dziewczyna.
- Wydobądźcie ją.

***

Margaret z trudem otworzyła oczy, było jej przeraźliwie zimno. Mimo, że była opatulona kocami. Wszystko ją bolało. Najbardziej tam w środku. Powoli przekręciła głowę i jęknęła z bólu. Stojący przy oknie czarnoskóry mężczyzna w skórzanym płaszczu powoli się odwrócił. Na jednym oku miał opaskę.

- Witaj w programie Inicjatywa.



Allan Grant
Pustynia Nevada
Rozmowa ze znajomymi została przerwana. Seria z karabinu rozorała ziemię tuż koło gości Allana.
- Prosimy nie stawiać oporu doktorze, albo pańskim przyjaciołom stanie się krzywda. - odezwał się przez głośnik głos z góry. Helikopter obwieszony uzbrojeniem bezszelestnie zawisł w powietrzu.
Doktor Grant nie bez powodu ukrywał się na odludziu.
- Allan, o co tu chodzi? Kim oni… - pytała Ellie.
- Później - powiedział Allan i zrobił krok stając między helikopterem, a znajomymi.
- Doktorze, zasłanianie ich własnym ciałem nic nie …

Ale doktor nie słuchał, przymknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył, źrenice miał pionowe. Gadzie.
- W górę, w górę! - wrzeszczał facet w helikopterze szarpiąc za ramię pilota. Doktor błyskawicznie zaczął rosnąć, masa wzrastała w postępie geometrycznym, długa szyja sięgała właśnie helikoptera. Potężne, tępe zęby roślinożercy zamknęły się na zasobniku z rakietami. Jęknął darty metal, gdy brachiozaur szarpnął łbem. Helikopter zatoczył się i stracił sterowność, obracając się wokół własnej osi odleciał kawałek i koślawo wylądował.
Ale to nie był jeszcze koniec ich kłopotów. Brachiozaur zaczął nagle się kurczyć. Sekundę potem ziemią wstrząsnęły drgania, gdy rogaty triceratops zaszarżował na uziemiony helikopter.
Dwóch ludzi zdołało wyskoczyć z helikoptera, pilot do końca walczył z pasami. Potężne uderzenie rzuciło wrakiem kilkanaście metrów w tył. Antyczny gad potrząsnął łbem zrzucając przyczepiony kawał blachy. Jeden z uratowanych ludzi wyjął pistolet i zaczął strzelać, kula nieszkodliwie odbiły się od kostnej tarczy. Tricerotaps prychnął wzniecając chmurę kurzu.

Lecz zanim nieszczęsny strzelec skończył tak jak helikopter rozległ się wybuch. Eksplozja podrzuciła dinozaura w powietrze.
- Doktorze, jeden ruch, a oni zginął. - znowu rozległ się głos z głośnika. Drugi helikopter celował w zdumionych Ellie i Iana.

Zanim Allan zrobił cokolwiek, wielki cień przesłonił niebo. Miał chyba za dwa kilometry długości. Spojrzał w góę. Wielki emblemat Shield odcinał się od ciemnego poszycia Helicarriera.

Helikopter położył się w ciasny skręt i ruszył w kierunku pustyni ścigany przez dwa myśliwce.

***

- Doktorze, witam w programie Inicjatywa - powiedział łysy czarnoskóry facet z opaską na oku, który właśnie wysiadł z lądującego transportowca Shield.


Nitro
Transportowiec Shield

4152 m n.p.t.

- Nóż - powiedział Nitro owijając taśmą izolacyjną pręt, nóż znalazł się w jego dłoni podany przez agenta Shield. Szybko naciął izolacje w kilku miejscach i zaczął w tych miejscach doczepiać wystające spod otwartego panelu druty.

3372 m n.p.t.

Siedział po turecku pod konsolą wygięty pod niewygodnym kątem. Poprzepalane cewki i kondensatory uwierały go w tyłek, ale nie miał czasu ich wygrzebać. Robota nie mogła czekać. Wetknął pręt do panelu, koniec nie chciał wejść.

2521 m n.p.t.

- Daj mi pistolet - powiedział.
- Co, po co ci?
- Dawaj mówię.


1324 m n.p.t.

Agent rad nie rad wyjął z kabury i podał.
Nitro wyrzucił pocisk z komory i złapawszy za lufę zaczął walić w pręt, ten centymetr po centymetrze wchodził coraz głębiej.

574 m n.p.t.

- Ej co ty robisz? Młotka nie masz?
Mechanik spojrzał znacząco na młotek blokujący opadające zwoje kabli pod konsolą. Wypluł spinacz biurowy z ust i go rozgiął. Dwoma palcami wsunął go w gniazdo i puścił. Błysnęło i zaśmierdziało ozonem.

35 m n.p.t.

- No dobra, mamy znowu moc - powiedział wychylając się.
Pilot walnął przycisk startera. Silniki transportowca Shield ryknęły. Przeciążenie wcisnęło wszystkich w podłogę, gdy maszyna dała całą naprzód. Zachrobotało, gdy podwozie otarło się o korony drzew.

154 m n.p.t.

- Masz u mnie skrzynkę whisky - powiedział pilot ocierając pot. Najwyraźniej swobodny lot bez silników nad leśnymi krajobrazami nadszarpnął mu nerwy.
- Jak dolecimy - mruknął Nitro - szukaj miejsca do lądowania, ta prowizorka wytrzyma góra parę minut.
Po podłodze walały się różnego rodzaju rupiecie, wybebeszona apteczka, rozkręcona latarka, zdemontowany fotel z rozprutym oparciem, obudowa komórki, kilkanaście różnego rodzaju kawałków elektroniki w różnych stadiach rozkładu i śniadaniówka z obrazkiem kaczora Dafiego.

***

Pilot skinął głową i ostrożnie położył maszynę w skręt, widząc w miarę równy kawałek terenu.
- Trzymaj się, zaraz nami zatrzęsie.
Było to lekkie niedopowiedzenie. Nitro poczuł klepanie po twarzy i otworzył oczy. Pochylał się nad nim pilot.
- Dachowaliśmy. - domyślił się - Żyjemy?
- Tak. Przylecą po nas za godzinę. Szkoda, że rozpieprzyło monitory.
- A co?
- zainteresował się wstając z trudem.
- Podłączyłbyś internet i oglądalibyśmy sobie gołe dupy.
- Masz celownik laserowy. Możemy zrobić rzutnik…
- Nie stary, nie uwierzę… nie robisz sobie jaj?


***

Dwie godziny wcześniej
- Chyba nie mam wyjścia - Mruknął Nitro.
- Zawsze są dwa wyjścia - powiedział Colson - ale niektóre są mniej atrakcyjne od innych.
Transportowiec Shield wylądował na jezdni.
- Twoja podwózka - powiedział agent.

Nitro wsiadał już do transportowca, gdy Coulson zawołał:
- Hej, uśmiechnij się i witaj w programie Inicjatywa.


Labron Owens
Pokój w akademiku.
Pukanie do drzwi zastało go w połowie drogi do komputera. Dopadł do drzwi i szarpnięciem je otworzył. Stało tam dwóch smutnych panów w ciemnych garniturach. Chłopak szybko przebiegł w myślach ostatnie dni, nie znalazł jednak nic co usprawiedliwiało by taką wizytę.
- Larbon Owens? - zapytał jeden z nich machając szybko legitymacją - Agent Johnson i Agent Smith z Shield.
- Nie, to nie ja…
- Wprowadzanie w błąd agentów jest przestępstwem.
- Poważnie, to nie ja…
- Ktoś tu jeszcze jest?
- Nie, jestem sam.
- A on?
- agent wskazał za plecy chłopaka. Ten odruchowo odwrócił się. Nie zauważył dłoni agenta uderzającego go w szyję. Ciche stęknięcie i nogi się pod nim ugięły.

***

Świadomość powoli wracała, był w jadącej furgonetce. Ręce miał skute z tyłu.
- Nasza śpiąca królewna się obudziła - pochylił się nad nim jeden z “agentów”.
- Kim jesteście? Gdzie mnie wieziecie?
- Nie spodoba ci się tam czarnuchu. Ale i tak nie masz wyjścia
- złapał chłopaka za twarz i lekko ścisnął - a teraz morda w kubeł.
Owens nie powiedział ani słowa, “agent” padł bez jęku. Chłopak położył się na siedzeniu i przesunął ręce pod tyłkiem.
- Co się tam dzieje? - zapytał drugi “agent” odwracając się od kierownicy.

***

Furgonetką szarpnęło w prawo, przez karoserię przebiegły iskry, odbiła się od taksówki i gwałtownie skręciła. Przechyliła się na dwóch kołach, przez chwilę wyglądało, że ustoi. Ale tylko chwilę, rąbnęła na prawy bok i krzesząc iskry sunęła po ulicy. W końcu zatrzymała się. W jaskrawym błysku tylne drzwi odskoczyły i poleciały kilka metrów, sunąć po asfalcie Obuta w pancerz stopa zatrzymała je.
Owens wyszedł z furgonetki i zmarł z szeroko otwartymi oczami.

- Dostałem twoją wiadomość młody - powiedział osobnik w pancerzu, przyłbica odskoczyła ukazując twarz Tonego Starka - Witaj w programie Inicjatywa.


Skalmöld
Asgard
Ruch był płynny, naturalny. Ociekała potem i ciężko oddychała, nie spodziewała się, że on wykaże się aż takim kunsztem. Na każdy jej ruchem odpowiadał swoim idealnie dopasowanym, jakby stanowili jedność. Naparł na nią gwałtownie aż jęknęła krzywiąc usta w uśmiechu. Wciąż nie mogła uwierzyć, że miał ją tu i teraz. A zaraz… Jego palce zanurzyły się w jej włosy, wygięła plecy w łuk, gdy mocno szarpnął. Chwila nieważkości i rąbnęła o ziemię. Ziarna piasku pięknie się mieniły widziane z tej perspektywy, niestety cień z wzniesionym mieczem przesłonił słońce, psując widok. Poturlała się w bok ułamek sekundy zanim ostrze rozdarło piach. Błyskawicznie kucnęła i cięła nisko nad ziemią. Chybiła o włos, odruchowo sparowała wstając i od razu skontrowała. Przeciwnik odbił ostrze, poszedł za ciosem i naparł na nią ramieniem. Na to tylko czekała, zeszła w bok pozwalając musnąć się ramieniem i cięła poziomo. Ostrze zazgrzytało o ostrze.
Musiał mieć nadgarstek z gumy. Odskoczyła w tył, miecz uderzył podstępnie niczym żmija. O włos, o przeklęty włos. Zanurkował pod ostrzem, wywinęła się piruetem i cięła znad ramienia na skos. Wróg odszedł w lewo i ciął od dołu. Ostrza spotkały się pośrodku, z jękiem oba pękły siejąc wokół stalowymi kawałkami.

Walkiria nie zawahała się ani sekundy, pchnęła odłamkiem jaki jej został wprost w oko wroga. Ten padł w tył, ale okrzyk radości Skalmöld zdusił ból brzucha. Padła na kolana w coraz większej kałuży krwi.

***

Usiadła gwałtownie na łóżku. Znowu ten sen. Odgarnęła z twarzy sklejone potem włosy. Ciągle czuła ranę, mimo że minął już kawał czasu. Spojrzała w bok, przekuty na nowo miecz wisiał na miejscu. Do naprawy wykorzystano odłamki miecza mistrza szermierzy którego zabiła, sługusa Malekitha. Wciąż nie poznała wszystkich jego właściwości. Pytanie tylko czy chciała je poznać.

***

- To jest Skalmöld - powiedział Thor, przedstawiając ją łysemu mężczyźnie o czarnej skórze. Tak jak Odyn miał jedno oko. - Po ataku Malekitha wielu jego żołnierzy pozostało na ziemi. Muszę się tym zająć. Godnie mnie zastąpi, gdy nastanie czas wojennej zawieruchy.

Jednooki skinął głową i rzekł:
- Witaj w programie inicjatywa.


David Whitherspoon

Był pierwszy raz na zewnątrz odkąd zaczął się ten koszmar. Oczywiście nie puścili go samopas. Czerwono niebieski kombinezon miał pełno wszytych czujników. Choć w ogóle ich nie czuł.
Niczym na westernie, wymarłe miasteczko nie prezentowało się zachęcająco. Okopcone budynki, dziury w ścianach. On miał tylko przejść na drugi koniec. Tylko. Podbiegł do ściany budynku. Sięgnął swoim zmysłem do środka. Czesał pomieszczenie po pomieszczeniu. Nic. Kolejny budynek. W końcu. Przemieszczenie masy na piętrze przy oknie. Jakieś 90 kg. Akurat tyle co żołnierz z oporządzeniem. Ruszył ostrożnie zachodząc od boku. Bezszelestnie wzniósł się w górę, wszedł oknem. Podłogę zaścielał gruz. Nie ma siły by przeszedł niesłyszany. Odepchnął się od ściany i przepłynął do drzwi w powietrzu, wyjrzał. Tak, miał racje, przy oknie klęczał żołnierz z karabinem. Skupił się i żołnierz stęknął, oparł się o parapet próbując utrzymać pion. Karabin wypadł mu z dłoni i gruchnął o podłogę jakby ważył ze sto kilo. Centymetr po centymetrze żołnierz rozpłaszczył się na podłodze. Z trudem oddychał.
- To nic osobistego - powiedział David i sierpowym ogłuszył go. Dopiero wtedy przywrócił właściwe działanie grawitacji.
Nagle usłyszał zgrzyt gruzu. Był w połowie ruchu, gdy zauważył ruch. Cios kolbą rzucił go na ścianę. Żołnierz brał już kolejny zamach. Nagle karabin pociągnął go ku ziemi, by sekundę potem runąć w górę. Kolba rąbnęła żołnierza w podbródek. Siła ciosu podrzuciła go na metr w górę. Masa żołnierza wzrosła geometrycznie, rąbnął o podłogę i znieruchomiał.

***

Szukał dalej, penetracja budynku i działanie. Nagle wyczuł anomalie na dachu. Coś się poruszało wzdłuż krawędzi. Ale nie widział tego. Skończył się dzień dziecka, wysłali kogoś kompetentnego. Obiekt skoczył z dachu…



Edward Brock

Dzień testu. Dziś się okaże czy warunkowanie obiektu V odniosły skutek. Znajomy ciężar ekwipunku uspokajał. Odruchowo kolejny raz sprawdził czy wszystko jest na miejscu. I tak jak pięć razy wcześniej, było.
Jednym skokiem znalazł się na dachu. Gdyby go ktokolwiek obserwował stracił by go teraz z widoku. Kamuflaż działał dobrze w warunkach polowych.
- Parametry w normie - usłyszał w komunikatorze - zaczynaj.
Nie trudził się odpowiadaniem, bo i po co? Chociaż nie, odpowiadanie pomagało zagłuszyć szepty.
- Zrozumiałem, zaczynam. Bez odbioru. - ruszył, wybił się z krawędzi i wypuścił sieć. Przefrunął jak ten, którego mózg… stop. Nie rozkojarzyć się. Terkot karabinu. Seria skosiła go w połowie skoku, rąbnął o ziemię i potoczył się pod ścianą. Po drugiej stronie ulicy, drugie okno po prawej. Najwyraźniej dali im zabawki, które niwelowały kamuflaż. No to czas się pobawić.
Brock wystrzelił dwie sieci, każda zahaczała o ścianę sąsiadującego budynków. Ruszył do tyłu skryty za murkiem napinając ją do granic możliwości. Zacisnął zęby dusząc szepty w sobie. Jedna ze sztuczek tego… Nie. Zduszenie obiektu V było łatwiejsze. Dotarł do granicy rozciągliwości sieci. Czas na desant. Wystrzelił w powietrze, szerokim łukiem przemknął nad ulicę. Poza polem widzenia snajpera.

***

Płacili dobrze za odstrzelenie jakiegoś frajera. No, frajera z niezłym sprzętem. Ten jego kamuflaż był rewelacyjny, bez wsparcia swoich zabawek, nie miałby szansy go dostrzec. Trafił go, ale nie śmiertelnie. Założyć się można o grubą kasę, że kolo miał kamizelkę. Cierpliwość popłaca, wystarczy poczeka…
Cienka ściana eksplodowała trocinami i kawałkami sklejki.
- Puk, puk, czy Peter wyjdzie się pobawić.
Czarna pięść rąbnęła snajpera w brzuch rzucając go pod ścianę.

***

Gdzie było tu wyzwanie? Już trzech spało w kokonach z sieci. Przebiegł ostrożnie krawędzią dachu i skoczył na następny...


Simonsville, miasteczko treningowe
Niespodzianka dupku. David zwiększył grawitację. Niewidzialny kształt rąbnął o ziemię wznosząc tuman kurzu. Ruszył by dokończyć, gdy zamarł w pół kroku. To coś, którego krawędzie pokryte kurzem zaczynał widzieć wstawało. Docisnął mocniej. Nagle ziemia uciekła mu spod nóg. Coś wlokło go za kostkę. Dlaczego mu nie pomóc? Puścił krótki impuls antygrawitacyjny na siebie i odbił się od ziemi. Niczym balonik na sznurku pofrunął w górę, gdy tylko znalazł się nad celem odwrócił bieguny. Runął w dół niczym tona cegieł.

- Koniec testu! - usłyszeli obaj w słuchawkach. Zamarli, David powoli redukował grawitację, cholernie silne dłonie ubranego na czarno osobnika powoli, powoli się rozluźniły na szyi Davida. Brock musiał użyć całych pokładów woli by to zrobić. Niebiesko czerwony kostium przeciwnika sprawiał, że obiekt V szalał w jego głowie.
Krok po kroku odsunął się.

***

Fury obserwował scenę na monitorze. W końcu odsunął dłoń od przycisku. Przełączył dwa pstryczki i czerwone światełka na komunikatorach Davida i Eddiego zgasły.
- Obaj zaliczyli testy, są zdolni do służby, rozbroić ładunki.

***

Patrzyli na siebie nieufnie. Nie wiedzieli co dowództwo wymyśli. Moze każą znowu się im bić.
- Panowie - usłyszeli w komunikatorach - witamy w projekcie Inicjatywa.


Obóz Hammond, koło Stamford w Connecticut
- Witajcie, nazywam się Hank Pym i jestem dyrektorem ośrodka szkoleniowego. - powiedział niewysoki ciemnowłosy facet. - Trafiliście tu, bo posiadacie zdolności, które mogą być niebezpieczne dla postronnych. Nauczymy was z nich korzystać. Jesteście pierwszą grupą projektu Inicjatywa. Ostatnie wydarzenia pokazały, że są zagrożenia, z którymi nie poradzi sobie armia. Docelowo planowane jest utworzenie grupy, w każdym ze stanów. Ale to przyszłość. Teraz rozgośćcie się, później poznamy się lepiej.

Transporter Shield z rykiem silników wystartował obsypując pyłem stojącą grupę. Zostali sami z dyrektorem i kilkoma ekipami remontowymi. I grupami uzbrojonych straży. Najwyraźniej ich kwatery właśnie powstawały. Dosłownie.

Gdy ucichł ryk silnika dyrektor powiedział:
- Sierżancie, proszę wskazać kwatery naszym rekrutom.
- Tak jest
- odparł sierżant i wydarł się - Oddział, kurwa, w prawo zwrot… - zamilkł zerknąwszy na patrzącego z dezaprobatą Pyma i wzruszył ramionami - Proszę wybaczyć dyrektorze, stare przyzwyczajenia.
Spojrzał na grupę i rzekł - Zapraszam, kurwa, na pokoje. - wskazał na malowany właśnie budynek.

O dziwo w środku wyglądało to lepiej. Dużo lepiej. Niezbyt ciasne pokoje były dwuosobowe. Sierżant nie precyzował gdzie kto ma kwaterę więc najwyraźniej zostawili to w ich gestii. W dodatku pokoi było dwadzieścia cztery. Najwyraźniej myśleli przyszłościowo. Stołówka, sale rekreacyjne. Był nawet basen, co prawda jeszcze bez wody.

- Jeśli będziecie czegoś potrzebować to, kurwa, walić do mnie jak do tatusia - powiedział sierżant kończąc oprowadzanie. - Świat, kurwa idzie naprzód. Wysłali mnie na szkolenie psychologiczne, tak więc jak ktoś będzie miał depresje, to ja go kurwa, raz dwa wyleczę. Możecie mi powiedzieć o wszystkim, jestem tu, kurwa, od tego by wam pomóc się zaaklimatyzować i osiągnąć jak najlepsze wyniki. Ale jak ktoś mi, kurwa będzie łgał w żywe oczy to ten but - wskazał swojego wypastowanego do połysku trepa - będzie wymagał pastowania. A wiecie dlaczego? - pytanie było raczej retoryczne, bo zaraz sam sobie odpowiedział. - A to dlatego, że uwięźnie tam, gdzie mi, kurwa poprawność polityczna nie pozwala powiedzieć. Rozumiemy się?
Obrzucił wszystkich wzrokiem mówiącym “jak nie rozumiesz to zaraz mój drugi but będzie wymagał pastowania”.
- No to zakwaterować się, obiad o 14.30. Potem zajmie się wami wasz trener, Anthony Masters. Rozejść się. Wróć! Rozgośćcie się i miłego popołudnia życzę.
Zrobił przepisowy w tył zwrot i odszedł skrzypiąc trepami po linoleum.
 
Mike jest offline  
Stary 14-07-2017, 15:31   #2
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
God give me one gift. Only one. And I will not waste it.



Z transportowca wysiadł postawny, muskularny, wysoki mężczyzna. Ubrany w brudne łachy, z wyraźnymi śladami walki na twarzy, zdawał się nie przejmować specjalnie swym wyglądem. Na piersi wisiał drewniany krzyż, taki sam miał wytatuowany na szyj, w ręce trzymał niedużą torbę. Rozglądał się po bazie, rejestrując układ budynków i możliwe zabezpieczania, które miałyby otrzymać go w tym miejscu. Nie to żeby miał zamiar wiać, czy coś takiego. Ot, stare przyzwyczajenia. Spojrzenie miał twarde, nieufne, choć spokojne. W milczeniu wykonał polecenia Sierżanta. Gdy ten wreszcie skończył gadać, tylko odprowadził go wzrokiem i splunął na zimie.

- Swołocz. -

Komentarz nie był skierowany do nikogo konkretnego. W sumie to reszta pasażerów transportowca doczekała się od niego tylko szybkiego zlustrowania wzrokiem, po czym była ignorowana. Bez słowa udał się w kierunku kwater zajmując pierwszą wolną z brzegu. Zatrzasną za sobą drzwi, rzucił torbę na łóżko i rozejrzał się po pokoju. Na ścianie wisiało wielkie logo SHELD, które od razu zdjął i wywalił do kosza. Na jego miejsce powiesił wyjęty z torby, drewniany krzyż. Większą wersje tego, który miał zawieszony na szyj. Z torby wyjął jeszcze Biblie w czarnej oprawie i położył na stoliku, obok łóżka. Na tym urządzanie jego kwatery się skończyło.

Rzucił jeszcze raz okiem na swe nowe lokum i wyszedł na zewnątrz. Miał zamiar znaleźć wspomnianą przez trepa stołówkę a potem miejsce do ćwiczeń. Był tak głodny, że zjadłby konia z kopytami. Choćby i na surowo. W końcu ten ostatni był całkiem niezły.
 
malahaj jest offline  
Stary 14-07-2017, 21:56   #3
 
GrubyErni's Avatar
 
Reputacja: 1 GrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputacjęGrubyErni ma wspaniałą reputację
Skrzypiące buty sierżanta wybudziły Margaret z zamyślenia. Przez jej głowę ciągle przelatywały urywki wydarzeń z miasta. Krzyk, płacz, śmierć, utrata kontroli, to tylko niektóre ze wspomnień szybko przelatujących przez myśli Margaret. Wszyscy ruszyli w stronę pokoi, a niektórzy przechodząc szturchnęli stojącą kruchą nastolatkę. Delikatna, drobna brunetka powolnym krokiem ruszyła w poszukiwaniu swoich czterech ścian. Gdy doszła do pierwszego z wolnych pokoi bez namysłu weszła do niego i go “zaklepała”. Delikatnie przysiadła na łóżku i założyła słuchawki.
( https://www.youtube.com/watch?featur...&v=GTGq3lnR14o )

Mommy told me something
A little kid should know.
It's all about the devil
And I've learned to hate him so.
She said he causes trouble
When you let him in the room.
He will never ever leave you
If your heart is filled with gloom.

So let the sun shine in
Face it with a grin.
Smilers never lose
And frowners never win.
So let the sun shine in
Face it with a grin
Open up your heart and let the sun shine in
. ♫

W tym momencie jej telefon zaciął się.
-Możesz przestać? Przestań strzelać jakieś głupie fochy. - Powiedziała zdenerwowana Margaret.
-Ja po prostu nienawidzę tej piosenki. Twoja muzyka budzi we mnie agresję, czuje się jak niechciany gość. - odparł jej niski głos w głowie.
-Aaaa tak zapomniałam, przecież sama Cię wpuściłam od tak. Może ja po prostu daję Ci jakieś sygnały? - Margaret zdecydowanie zaostrzyła ton. Teraz nie brzmiała jak obrażona na cały świat nastolatka, a bardziej wyrachowana panienka.
-Może przestańmy się kłócić? To i tak nie ma sensu. - Odparł delikatnie głos, chyba zrozumiał co to obrażona siedemnastolatka. - Dobrze wiesz, że to nie moja wina..
-A dasz mi spokój, nadal mnie wszystko boli po twojej akcji. Ogromny posąg, serio? Może jeszcze na wzór Stalina. Daj mi czasu na regenerację, muszę się zregenerować. - Głos uszanował jej decyzję, ponieważ nawet nie odpowiedział. Margaret domyśliła się, że z nikim nie będzie dzielić, więc połączyła łóżka. Jej osoba jest bardzo lubi wygodę, szczególnie po użyciu nadmiaru mocy. Po tych wyczerpujących wydarzeniach udała się na zasłużony wypoczynek. Przed snem tylko mruknęła
-Przepraszam, że jestem dla Ciebie wredna. -Zasnęła.
 

Ostatnio edytowane przez GrubyErni : 15-07-2017 o 15:11.
GrubyErni jest offline  
Stary 15-07-2017, 09:34   #4
 
pppp's Avatar
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał



Eddie, cały czas w czarnym pancerzu bojowym, z zainteresowaniem lustrował swoich pozostałych towarzyszy. Jasnowłosy Brock do ułomków nie należał, ale nie prezentował się okazale na tle Rosjanina z wielkim krzyżem. Cóż, tym razem pozostaje mu wyłącznie górowanie moralne nad resztą zespołu.

Zarówno Rusek jak i krucha nastolatka zwinęli niemal od razu, zapewne ciekawi swoich nowych kwater. Brock postanowił spróbować czegoś nowego:
- Siema, jestem Eddie, przenieśli mnie tutaj z armii - akcent nie pozostawiał wątpliwości, że chodzi o armię wuja Sama - Ktoś wie o co chodzi w tym Projekcie Inicjatywa?
 
pppp jest offline  
Stary 15-07-2017, 12:56   #5
 
dorel's Avatar
 
Reputacja: 1 dorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znanydorel wkrótce będzie znany


Podczas przywitania Labron był zajęty obserwowaniem swojego otoczenia. Najbardziej martwił go wojskowy charakter obozu.
- co ja tu robię do licha? - pomyślał. To wygląda jak wstęp do BUD/S, zrobią ze mnie trepa.
Z drugiej strony widząc towarzystwo z jakim przyleciał - ujmijmy to tak, nie będzie jedyną osobą która będzie miała z tym problem. Ten Rosjanin wygląda na kogoś kto ma problem z autorytetami. Mimochodem zaczął iść w kierunku kwater, za sobą usłyszał czyjś głos. Był zamyślony, więc zarejestrował tylko część, a mianowicie tę dotyczącą armii i ostatnie zdanie.
- O nie, zaczyna się – dodał w myślach – Miałem nadzieję, że uniknę tego do czasu stołówki. Jeszcze chwila a zaczną się gadki szmatki o tym, jakie to dostali niewygodne prycze, za mało okien, brak wifi. Nie twierdził, że jest introwertykiem, ale zawsze wolał rozmawiać, na konkretne tematy. Odwrócił się na pięcie i spojrzał na postać w pancerzu.
- Bracie, wygląda na to, że robią z nas drugich Avengersów. Nie wtajemniczyli mnie w szczegóły, pewnie dowiemy się wszystkiego w swoim czasie. Spytaj pozostałych – wziął głębszy oddech i dodał - Słuchaj, nie chcę być niemiły, ale idę się rozpakować. Jak chcesz, to pogadamy na stołówce, zapraszam, siadaj obok mnie, ale bez tego czegoś na sobie, jeśli można – tu wskazał na czarny pancerz.
Oddalił się nieśpiesznie, nie czekając na odpowiedź. Winą obarczył swoje zmieszanie całą sytuacją. W jednej chwili masz na głowie tylko kilka projektów na studia, a w następnej jesteś porywany.
- Mogłem z nim pogadać – powiedział do pustego pokoju.
Rzucił torbę na łóżko, rozejrzał się szybko w poszukiwaniu gniazda zasilania, wyczuł je bez problemu. Podłączył laptopa by naładować baterię. Zawsze mogę się wycofać – pomyślał – mogę uciec. Zauważył, że ściska przewód zasilacza. Wystarczy jeden skok po kablach i będzie poza obozem. Z dala od problemów. Tylko, że to nic nie zmieni, nie wróci już na uniwersytet. Będzie tchórzem do końca życia, żałując, tego, że nie spróbował spełnić swoich marzeń. Jeśli już odpaść, to tylko wtedy gdy dało się z siebie 110%. Dotknął stroju który miał w torbie, uszyty z nadzieją noszenia, a nie trzymania na półce.
- No to zostaję, będę trepem. – jego decyzję potwierdziło burczenie w brzuchu.
 

Ostatnio edytowane przez dorel : 15-07-2017 o 13:21.
dorel jest offline  
Stary 15-07-2017, 15:31   #6
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
James "Nitro" Carter - znerwicowany technik







Średniego wzrostu, wygolony mężczyzna wysiadł razem z resztą grupki. Razem z nimi wysłuchał co mundurowi tubylcy mają do powiedzenia. Miał na sobie zwykłą podkoszulkę i wytartą dżinsową kurtkę. Gdy wyszli na zewnątrz na głowę nałożył wytartą bejzbolówkę. Nie wyglądał ani na specjalnie silnego, nie posiadał żadnej widocznej broni za to już prędzej wyglądał na zmęczonego i niewyspanego bo ziewnęło mu się tam i tu. Właściwie z bliska wyglądał dość mało zdrowo, jakby był przeziębiony albo i miał gorączkę.

~ Spać... Jezu dajcie mi się wyspać... ~ nie chciało mu się stać i gadać. Chciało mu się spać. Miał ochotę walnąć się nawet tu na miejscu. Był tak zmęczony, że dla wygody usiadł sobie na swoim plecaku. Ale zawsze był w takim stanie. Po Przejściu. Przespał większość lotu. Póki nie zaczęli spadać po utracie mocy w silnikach. Serio SHIELD nie miała jakichś latadełek co się nie psują? A potem jak zmajstrował chłopakom tv też przespał aż zmienili brykę i zawitali tutaj. Odespał i coś mu się przypomniało. Miał podwójne Przejście. Jedno po drugim. Obrazy były jeszcze mętne i chaotyczne. Ale pamiętał dziką przemianę jaka nastąpiła w vanie. Reszta zmieniła mu się w pamięci w wyrwane, zamazane obrazy, ślady dźwięków które ciężko mu było ułożyć w jakąś sensowną całość.

- Ale przyjemniaczek. - powiedział patrząc ciężko na plecy odchodzącego sierżanta. Nawet jeśli nie był sierżantem to darł się jak wszyscy sierżanci z filmów więc dla Cartera był jakimś sierżantem. Potarł spocone czoło dłonią zbierając się by powstać. A tak dobrze mu się siedziało. Obserwował odchodzącą dwójkę. Najchętniej to dałby się komuś tam zanieść. Ale jednak duma mu na to nie pozwalała.

- No cześć. Ja jestem James. - odpowiedział temu facetowi w dziwnym stroju. Eddie. Nitro nie był pewny czy zapamięta. Powinien. Ale musiał odespać. To zregeneruje siły i odzyska klarowność myśli. Podniósł się z powrotem na nogi zbierając z ziemi swój plecak. Ten czarny też poszedł do domku. Robiło się ich coraz mniej.

- Nic mi nie mówili. Może przez tą awarię. - wskazał kciukiem mniej więcej w stronę lądowiska. - Ale zwerbował mnie jakiś Coulson. Rany... Serio myślałem, że się ugadał bo szuka hydraulika. Albo kogoś do remontu. Właściwie to jestem hydraulikiem. - przez ciężki umysł z trudem przebijały się jakieś sensowniej poukładane myśli. A może i coś mu mówili ale zapomniał? Po Przejściu i to tak mocnym to nie było niemożliwe. - Słuchajcie pogadamy potem dobra? Ja muszę walnąć w kimę bo zaraz padnę. - przeprosił pozostałych zmęczonym głosem a gestem ręki przetarł sobie powieki jakby to coś miało mu pomóc. Ruszył w stronę baraku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-07-2017, 21:42   #7
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Sześć lat wcześniej
Laboratorium InGen w Waszyngtonie


- Nie wiem jak to Panu powiedzieć Doktorze Grant, ale czegoś takiego nigdy nie widzieliśmy. Tak naprawdę to nikt tego nie widział. Nie wiemy nawet jak to wyjaśnić.
Maurice Kozanov był jednym z wielu czołowej klasy naukowców, których John Hammond zaprosił do udziału w swoim przedsięwzięciu, niesławnym "Parku Jurajskim", w który wskrzesił istoty sprzed milionów lat. Grant, ranny w wybuchu laboratorium w trakcie incydentu na Isla Nublar musiał się do kogoś zwrócić by wyjaśnić swoje... mutacje. I jak nie cierpiał Hammodna, tak był pewien że ten był mu coś winien. Choćby za odebranie jego świata i zastąpienie go komercyjnym sci-fi.
- Najlepiej prosto z mostu - powiedział Allan Grant, doktor paleontologii, który co prawda z medycyną wiele wspólnego nie miał, ale był wystarczająco na bieżąco, by wiedzieć co nieco o genetyce.
- To jest zwyczajne DNA - powiedział Kozanov wyświetlając kolorowy schemat - a to - Tu zrobił pauzę - Pańskie.
Grant patrzył na helisę zawierającą dane genetyczne. O ile zwyczajna podwójna spirala go nie dziwiła, to jego... nie przypominała nijak spirali. Raczej grubą kiełbasę.
- Ma pan dominujące DNA... i kilka zapasowych łańcuchów przeplecionych z właściwym. Nie mamy pojęcia jak to mogło się stać, ale przypuszczamy że to kwestia wirusa, którego używano na Isla Nublar do tworzenia zarodków i energii, która wyzwoliła się przy wybuchu laboratorium. To niesamowity zbieg okoliczności, dosłownie promil promila. Nie wiemy jak to działa, ale udało się nam ustalić jedno - jedna helisa jest dominująca, a w momencie zmiany następuje przemieszczenie cząsteczek. Wyzwolona energia przekracza kilka tysięcy megawatów. Następuje... chyba właściwym słowem będzie "reewolucja". Pańskie ciało w ułamku sekundy degeneruje się do niewielkiego płazopodobnego protoplasty, po czym równie szybko przebudowuje. Masa, struktura... właściwie wszystko ma Pan identyczne jak pierwowzory z parku Hammonda. Nie wiem czy da się nad tym zapanować.
Allan Grant patrzył na kolegę naukowca spokojnie. Nie wierzyłby, gdyby o zdarzeniu nie powiedział mu Tim, młody przyjaciel i podopieczny, z którym przeżył szaleństwo Parku Jurajskiego. A potem nie zobaczył nagrań.
Jeszcze tego samego dnia Allan Grant wykupił kawałek jałowego pustkowia na pustyni Nevada i wyjechał. Nie licząc krótkich wypadów po zaopatrzenie nie widywał się z ludźmi.
Tak było bezpieczniej.


* * *


Czas teraźniejszy
Lądowisko


Allan zdjął okulary przeciwsłoneczne i rozejrzał się po lądowisku i towarzyszach. Wieści o Avengersach i szaleństwie jakie się rozpętało docierały nawet do jego pustelni. Uśmiechnął się do siebie i pokręcił z niedowierzaniem głową. Jeszcze niedawno świat był normalny, a tu nagle naukowcy zaczęli wskrzeszać historię, kilka żywych skamielin pojawiło się na świecie, ba, podobno nawet kilka legend. Do tego dodać stworki, których miejsce powinno być w Strefie 51. Albo jeszcze lepiej - w książkach fantastycznych.

Chciałby się oszukiwać, że wszystko czego chciał to spokojnie kopać w skamielinach, ale nie zamierzał. Coś w jego środku dziko się cieszyło. Został archeologiem by być jak Indiana Jones, tyle że życie to zweryfikowało. Jednak po wydarzeniach w Parku Jurajskim obudziła się jego awanturnicza iskra, a wypadek w laboratorium InGenu dał mu możliwości.
Po prawdzie gdyby SHIELD go nie znalazła, sam by się zgłosił.

- Alan Grant, miło mi was poznać! - zawołał nim jeszcze zgasły silniki lądownika. Miał krzepki uścisk i dłoń człowieka pracy. Ubrany był tak, że od ręki mógłby ruszyć w góry czy do lasu. Przy pasie miał nóż myśliwski, na ramieniu torbę. Złapał plecak.
- Rozpakujmy się i pogadamy przy obiedzie. Będzie jak na obozie skautów. Tylko weselej, bo jesteśmy dorośli i możemy jawnie pić piwo.
Jak powiedział tak zrobił. Długo się nie rozpakowywał, tyle że zostawił swoje graty pod łóżkiem, a na szafce położył kilka książek i wielki jak dłoń zakrzywiony pazur. Nad łóżkiem wpiął zdjęcie swoje i przyjaciół - Ellie i Iana, przyjaciół naukowców, Roberta Muldoona, łowcy który załatwił tyranozaura, Donalda Gennaro, prawnika. Tim i Lexa, nastolatki które udało się im ochronić. Dziwne jak przeżycie szaleństwa zbliża ludzi. Uśmiechnął się do siebie gdy zobaczył antyramę z narysowanym nastoletnią dłonią szkicem logo "Dr Zaurus"
- Niech Ci będzie Lexa, może być Doktor Zaurus - powiedział do siebie Allan Grant i ruszył na stołówkę.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 16-07-2017, 21:39   #8
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
The wise woman said,
Once you're hardened in battle
There is no coming back


Spotkanie w Asgardzie

Skal ucieszyła się na samą myśl o powrocie na ziemię. Momentalnie wypchnęło jej to z głowy wspomnienie snu. Wyciągnęła rękę w kierunku jednookiego mężczyzny, widziała że ostatnio tak się robi.
- Wystarczy Skal. - Powiedziała z uśmiechem. - Zdradzi mi Pan co nieco?
- Montujemy drugą grupę o… - najwyraźniej szukał właściwych słów - ...mniejszym potencjale destrukcji. Kogoś kogo można puścić bez obaw między ludzi.

Spojrzał na Thora.
- Wy macie, że tak powiem rozmach… poza tym, nie możecie być pod ręką całą dobę. Macie własne sprawy jak ta z żołnierzami Melekitha.
Skal powstrzymała uśmiech. Słyszała o ludziach pracujących z Thorem… ta czarnoskóry mógł mieć trochę racji. Nie była tylko pewna o ile sama była mało destrukcyjna.
- Jeszcze jacyś Asgardczycy? - Spytała z zaciekawieniem.
- Nie, jesteś jedyna - odparł Fury - Ale na pewno poznasz wielu ciekawych ludzi.
Och! Spodziewała się wiele wiele więcej niż tylko ciekawego towarzystwa. Czuła, że czeka ją sporo dobrej zabawy.


Obóz

Specjalnie skorzystała z możliwości, dotarcia do obozu z resztą drużyny. Rzeczywiście nie byli Asgardczykami, ale w sumie swoich miała na co dzień, a tutaj! Nie mogła ukryć zachwytu widząc tą grupę pozornie zwykłych i nad wyraz egzotycznych osóbek. Opuściła transportowiec bez pośpiechu, patrząc gdzie udadzą się pozostali. Była zachwycona, jeden mężczyzna był nawet prawie równy z nią!

- Ja jestem Skal. - Przestawiła się pozostałym i ruszyła za sierżantem.

Poprawiła Aodhm na plecach i wybrała jeden z pokoi. Ciasne pomieszczenie było dziwne, skromne. Nie to, że mieszkała w pałacach, ale pomieszczenia walkirii zawsze były dostosowane do ich rozmiarów. Zdjęła miecz z pleców i ułożyła go na łóżku a sama usiadła na podłodze i zaczęła cicho nucić jedną z chwalebnych pieśni. Po chwili przerwała, widząc błysk na ostrzu.

- Niech walka się zacznie!
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 16-07-2017 o 22:17.
Aiko jest offline  
Stary 17-07-2017, 22:52   #9
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
https://www.youtube.com/watch?v=v2AC41dglnM

Muzyka zawsze pomagała mu się odstresować. Zwłaszcza ta „bezsensowna łomotanina i kakofonia” jak to mawiał jego staruszek. Tak też było tym razem, zwłaszcza że utwór niezwykle wpasowywał się w podróż transportowcem w nieznane. Tym razem nie było jednak śmiechów, niewybrednych koszarowych żartów i przemyconej whiskey pod okiem starszych rangom oficerów. Teraz był tylko odgłos wirnika, muzyka w uszach i mnóstwo postaci bez najmniejszego pojęcia gdzie ich zabierają. Dłonie kurczowo zacisnęły się na worku podróżnym. Był lekko mówiąc poirytowany. Nie zdążył nawet wrócić na ojczystą ziemię, odwiedzić staruszka i grób matki a już wzywano go z powrotem. Dodatkowo nie mówiąc nic o przydziale ani celu podróży. Podając tylko jakąś nic nie znaczącą nazwę. Cholerni biurokraci, ale cóż Wujaszek wzywał, a Yosemitemu Samowi się nie odmawia.

Ciężkie wojskowe buty zeskoczyły z platformy na piach. Dłoń osłoniła oczy przed ostrym słońcem pozwalając się rozejrzeć. Koszary. I to dopiero w budowie. Czuł się jak gdyby cofnął się sześć lat w przeszłość. Nawet sierżant był stereotypowy do bólu, ale w życiu poznał wielu sierżantów i wiedział, że w tym akurat przypadku stereotypy nie uciekają daleko od prawdy. A może to sami drylowi próbują dopasować się do stereotypu, żeby nie sprawić zawodu kotom? Choinka ich tam wie. Olbrzym w wojskowych ciuchach rozluźnił się gdy starszy oficer odszedł. W końcu od tego była musztra by reagował automatycznie, nie myśląc nawet o tym co robił. Teraz dopiero mógł się rozluźnić. Również podszedł do opancerzonego mężczyzny. Przyglądał się mu przez całą podróż i nie dziwota. W końcu ich pierwsze spotkanie odbyło się w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Cieszył się, że będzie jednak obok tego jegomościa a nie naprzeciw. Uścisnął prawicę zastanawiając się przez ułamek sekundy czy jego dłoń to wytrzyma.
- David, z 75 pułku Rangersów – odpowiedział formalnie. – My już mieliśmy przyjemność się poznać, mam nadzieje, że nie masz urazy?

- Co do projektu też wiem niewiele. Rangersi nie zadają pytań, tylko wykonują zadania. Zawsze. Patrząc jednak na stan tego obozu to czeka nas ciekawa wyprawka. Już czuje ten zbliżający się ból pleców od czołgania się pod zasiekami. Tylko nie wiem czy wszyscy dadzą radę wytrzymać taki trud – powiedział wymownie wskazując na oddalającą się nastolatkę. Ekipa zresztą była bardzo nietypowa, ale nie on miał zadawać pytania. Z tego co wiedział o Shield to nie warto było, bo jedyne co się dowiesz to, że nie masz odpowiedniego poziomu dostępu.

Do pokoju właściwie tylko zerknął. Było ich mniej niż pokoi wiec nie spodziewał się towarzystwa. Mimo to wybrał ten z numerem szóstym na obramowaniu. Nie wiedział dlaczego tak ciągnęło go do tej cyfry. Szybko też wypakował cały swój dobytek układając go na półkach i szafkach niemalże pod linijkę. Starych nawyków nawet lata niewoli nie wyplenią. A skoro o tym już mowa to poczuł, że czas spróbować czy tutejszy kucharz potrafi przygotować coś zjadliwszego niż piaskowa papka.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 18-07-2017, 10:04   #10
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
15:37, Park miejski Belle Isle, okolice międzynarodowego portu lotniczego w Bostonie
Transporter z rykiem silników poderwał się do góry zostawiając nowych obrońców ludzkości. Kule z brzękiem odbijały się od pancerza nie czyniąc mu szkody. Ale nowi obrońcy ludzkości nie byli tak opancerzeni, przynajmniej nie wszyscy. Wokoło prowizorycznego lądowiska było kilkanaście mniejszych i większych głazów dających jako taką osłonę. Ale nie przybyli tu siedzieć jak robaki pod kamieniami. Musieli znaleźć przenośne wyrzutnie rakiet skierowane na lotnisko. Tylko tych kilkunastu kolesi z bronią automatyczną dopominało się o chwilę uwagi.

Z prawej jakieś 300m od nich dostrzegli dwóch gliniarzy przyciśniętych ostrzałem do ziemi. Mieli tylko pistolety przeciw karabinom. Podziurawiony radiowóz zaczynał właśnie płonąć, a pięciu terrorystów bezlitośnie pruło do policjantów nie dając im uciec.

Z lewej jakieś 500m w cieniu starej szopy dostrzec można było skrzynię. Niby nic specjalnego, ale w takich skrzyniach przewoziło się moduły wyrzutni rakiet. Bezruch wokół szopy budził podejrzenia.



14:30 - 67 minut wcześniej, baza
Solidne wojskowe żarcie, mogło nie przypaść do gustu co bardziej delikatnym podniebieniom, ale było go dużo. Oprócz grupy rekrutów pojawiło się na stołówce kilkanaście osób z obsługi technicznej. Większość zignorowała nowych. Część kiwneła głowami na powitanie, tylko jedna osoba ich zaczepiła. Drobna kobieta o włosach w kolorze, który nie mógł być osiągnięty w naturalny sposób. Biel z nutą fioletu.
- Cześć, jestem Sandy - przedstawiła się z szerokim uśmiechem. - Zawiaduję sekcją łączności. Nie mogłam się doczekać aż was poznam. To musi być ekscytujące tak móc jak wy… no robić te rzeczy. Właściwie co wy potraficie? Bo wasze akta utajnili - powiedziała na koniec szeptem.
Ukradkowe spojrzenia na boki mogły ujawnić jak niektórzy z jedzących z politowaniem patrzą na tą scenę. Najwyraźniej wiedzieli, że tak łatwo nowi się od niej nie uwolnią.

Po obiedzie, zgodnie z zapowiedzią miał się nimi zająć trener. Ale pojawił się wcześniej. Wysoki i proporcjonalnie zbudowany. Ubrany w kombinezon w barwach Shield. Dopiero wprawne oko dostrzegało pomyłkę. Może i barwy były podobne, ale cała reszta nijak nie pasowała. Do tego przez plecy miał przewieszony łuk i miecz. To raczej nie była standardowa broń Shield. W standardach mieścił się tylko pistolet w kaburze na udzie. W ręku niósł hełm stylizowany na czaszkę.
- Po obiedzie? - zagadnął - To nie dobrze, przypadkowy postrzał w brzuch może skończyć się tragicznie. Zbierajcie się. Jest okazja zobaczyć co umiecie. Prawdziwa robota. Za pięć minut na lądowisku. Weźcie co wam będzie potrzebne. Podczas lotu was wprowadzę w sytuację.
Kiedy odwrócił się by odejść, na plecach dostrzegli tarczę, kształtem zupełnie identyczną z tą, jakiej używał Kapitan Ameryka.


15:13, pokład transportowca
- Sprawa jest prosta, w Bostonie miała pojawić się rządowa szycha, paru kolesi miało do niej żal. Postanowili to okazać w spektakularny sposób. Zestrzelić samolot podczas lądowania. na szczęście wywiad w porę się dowiedział, szycha nie przyleci, ale terroryści już są na miejscu, trzeba ich zgarnąć. Trzeba też zabezpieczyć rakiety, by nie odpalili ich w miasto. - popatrzył po wszystkich - To co powiem teraz powiem nie oficjalnie. Jeśli będziecie musieli zabić by przeżyć… zabijcie. Oni nie będą mieli skrupułów. Ale góra nie toleruje ludobójstwa, więc nie przesadzajcie.
Przez chwilę nic nie mówił dając im chwilę na przetrawienie. Potem sięgnął za siebie i wyjął garść komunikatorów i zaczął rozdawać.
- Dla was - powiedział do Yuriego i doktora Zaurusa - technicy coś montują byście nie gubili sprzętu, ale na razie muszą wam wystarczyć standardowe. A teraz relaksujcie się lotem, kapitan wyświetli film.
Jak na zawołanie zabłysnął ekran, niestety była to mapa terenu akcji, z zaznaczonym miejscem lądowania i prawdopodobnym miejscem pobytu rakiet.
- Cześć, tu Sandy - usłyszeli w słuchawkach, - kontrola łączności. Powiedzcie po parę słów. - może to dziwne, ale słychać było, że wypowiadane słowa mają szeroki uśmiech.


15:37, Park miejski Belle Isle, okolice międzynarodowego portu lotniczego w Bostonie - obecnie
- Gotowi do akcji? - zapytał Anthony - mam nadzieję, że tak, bo wchodzicie z marszu. - mówiąc to założył hełm.
Transportowiec gwałtownie przyziemił i otworzył drzwi desantowe.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 18-07-2017 o 12:00.
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172