Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2019, 17:47   #151
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Powrót do obozu odbył się bez żadnych niespodzianek, i gdzieś około godziny 18 obie grupy badawcze zawitały u reszty ekspedycji. Wreszcie można było odpocząć, zająć się własnymi sprawami, poplotkować, zjeść coś ciepłego, zdać raport(y) Bakerowi...


Hana mogła w końcu rozłożyć swój własny namiot, zakańczając funkcję bycia gościem u kogoś innego. Niby drobnostka, a jednak dawało to dużo komfortu psychicznego, i spanie w 4 ścianach z płótna były miłą odmianą od zimnych ścian jaskini. Do tego miała już wszystkie swoje rzeczy, które zabrała ze swojej kryjówki, mogła więc i również przestać być “zależną” od innych. Co zaś najważniejsze, miała znów swój zapasik różnorodnych grzybków, których tym razem już z całą pewnością nikt jej nie skonfiskuje, o to się Azjatka już postara…

~

Dorothy Lie miała do załatwienia kilka spraw… należało nieco popracować, przebadać nowe znaleziska, dokonać kolejnych analiz, wszystko spisać, skatalogować, w końcu nie była tu na wycieczce. Do tego wszystkiego, miała ochotę “pozbyć się” Davida Thomasa i dokonać ponownej wymiany na “T” jako jednego ze swoich bodygardów, a opcja ta chyba byłaby i mile widziana przez samą Kimberlee, lekareczka wyraźnie zdawała się czuć miętę do czarnoskórego mięśniaka, więc w sumie chyba wszystkim takie małe przetasowanie personelu wyszłoby na dobre.

No i kąpiel. Była potrzebna, była wprost utęskniona po całym dniu w drodze, po tym kurzu, duchocie. I to chyba odwiedziny rzeczki stały się priorytetem zaraz po przybyciu do obozu…


~

“Sosna” i Curran udali się najpierw do Majora, by zdać raporty z rekonansu wyspy. Jaka grupka co odkryła, co kto o tym myślał, jak się za to ewentualnie zabrać następnego dnia… choć w sumie wielkich dyskusji nie było, obaj najemnicy byli zmęczeni, Baker zaś ich jeszcze bardziej zamęczać nie miał zamiaru. Wysłuchał więc, co mieli do powiedzenia, zadał kilka pytań, i tyle. Mogli odpoczywać…

Peter po wyjątkowo krótkiej rozmowie z Dot zajął się konserwacją swojej broni, sprawdził również stan wszystkich pojazdów i zapasy paliwa, a następnie również skorzystał z kąpieli, choć bez jakiegokolwiek damskiego towarzystwa.

Doug zajął się podobnymi, przyziemnymi sprawami. Zjeść coś, odpocząć, umyć się… choć znowu złapał się na fakcie wodzenia za Heną wzrokiem. Oj, pani Biolog może się to nie spodobać, chociaż z drugiej strony, kto tam wie, Elsworth była w końcu wielce otwarta na różne takie sprawy...
.

***

Obóz szybko obiegła plotka o odkryciu przez Honzo w jaskini pełnej wybuchająco-ogłupiających grzybków złoża Aleksandrytów. Kamienie były z kolei bardzo wartościowe, więc pojawiła się wizja kolejnej, sporej premii dla każdego w ekspedycji. Najpierw dinozaury, potem złoże złota, teraz Aleksandryty… jeśli wyjdą z tej wyprawy cało i wrócą do domu, to z pewnością sława i bogactwo ich nie ominie.

No i do tego ten tajemniczy bunkier, czy cokolwiek to w tym wzgórzu tam było. Temat numer jeden, pobudzający wszelkie wyobraźnie, a co najważniejsze, zapewne cel ich jutrzejszego dnia. Było bowiem raczej pewne, iż Major miał zamiar zbadać to coś dokładniej, i to z wszelkimi specami ekspedycyjnymi na miejscu samej “ściany”.

- A co z Lyssą? - Dopytywał się Alan - Jakieś ślady? Cokolwiek?

Otrzymywał jednak jedynie negatywne odpowiedzi, co przygnębiało go coraz bardziej i bardziej…

Na kolację były naleśniki. W końcu jakoś trzeba było wykorzystać mąkę z zapasów ekspedycji, a skoro nikt nie miał innych pomysłów… były więc z czekoladą, z dżemem, z jakimś bliżej nieokreślonym serem, w każdym bądź razie, nie smakowało źle.

Przez najbliższe parę godzin każdy zajął się własnymi sprawami, a sam wieczór mijał raczej spokojnie.

~

Gdzieś około północy wydarzyło się jednak coś dziwacznego.

Najpierw pojedyncze skrzeki od strony rzeczki, potem coraz więcej i więcej i więcej… i w końcu obóz “zaatakowała” cała armia małych żabek, rozpoczynając swój przemarsz między namiotami.


- Co to kurde jest?
- Co się dzieje?
- Czy one są trujące?? - Rozległy się krzyki z licznych namiotów, a poszczególny personel ekspedycji zaczął z nich wychodzić, lub chociaż wystawiać głowy z zaciekawieniem, wśród coraz liczniejszych snopów latarek. W trakcie tych kilku chwil zamieszania, co bystrzejszy mógł jednak zanotować kilka interesujących faktów(oczywiście oprócz żabek).

“Bear” nocował w namiocie Kimberlee, a dziewczyna miała na sobie tylko koszulkę i majteczki, sam najemnik z kolei jedynie bokserki. Sarah była jedynie owinięta kocem(a więc pod nim naga?), i w towarzystwie “Sosny”.







***

Komentarze już za chwilę
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 26-03-2019, 19:11   #152
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po odmowie pójścia z Dot i jej ‘ekipą’ nad rzekę Hana zabrała się za rozbijanie swojego namiotu. Nikt jej nie przeszkadzał nikt też nie zaproponował pomocy, tak więc pilotka mogła zrobić to w ciszy i spokoju. Ewentualni obserwatorzy mogli szybko zauważyć że namiot był mocno...hipsterski. Stary model, kolor niebieski, góra dwuosobowy. Choć dla drobnej Azjatki był wystarczająco duży. Po jednej stronie było podłużne rozdarcie elegancko i dokładnie zaklejona szarą taśmą. Aluminiowe pałąki były zastąpione starannie wystruganymi drewnianymi. Podobnie jak część śledzi. Namiot został sprawnie postawiony i dumnie prezentował swoja inność na terenie obozu.



Na razie poły były odchylone by przewietrzyć go po czasie bycia zwiniętym w jaskini i wygonienia wszystkich skorków jakie w nim zamieszkały. Zostało tylko wyprowadzenie się od pani doktor. Co też było bezproblemowe zwłaszcza jak Kim poszła nad rzekę.
Heo nie spieszyła się miała cały wieczór dla siebie i mimo że dobrym pomysłem było odświeżenie się musiało to poczekać do rana kolejnego dnia.
Sosnowsky podszedł do namiociku, który wyglądał trochę jak siedem nieszczęść.
Ciasny, ale własny, co?- zapytał.
- Panie sierżancie. - Przytaknęła kobieta wstając. Ona była dumna ze swojego namiociku. - Owszem własny i do tej pory się nadawał...no może poza tym jednym razem kiedy okazał się nie odporny na pazury. - Popatrzyła na zalepione taśmą rozdarcie. - Ale chyba nie umiem jeszcze dzielić przestrzeni z kimś… -Dodała patrząc na namiot Lekarki. -... więc to chyba najlepsze rozwiązanie.
- Trochę za daleko od reszty.- ocenił Sosna zerkając za siebie.
- Wcale nie, patrz tam są pojazdy z tyłu tez nic mnie nie zajdzie, a w tamtą mam dobry widok na obóz. I jest na tyle daleko, by nocne wizyty między innymi mi nie przeszkadzały. - Powiedziała Heo wskazując taktyczne za wybranego miejsca.
- Nocne wizyty? Aaaa… seks? Pewnie ci ciężko, tyle czasu sama tu, to hormony wzbierają. - ocenił “Bloody” i wzruszył ramionami.- A będzie jeszcze gorzej. Siedzimy w dżungli, bez zasięgu… jest gorąco i nudno. Seks w takim przypadku to jedna z głównych rozrywek. By nie zwariować.
- Było mi dane to odczuć. Sama potrafię wymienić czterdzieści innych zajęć które potrafią też trzymać umysł w równowadze. Jedną z nich jest ‘dobrze się wyspać’. - Odpowiedziała Hana, pamiętając sytuacje z Bearem, Panią Lie i Panią Elsworth.
- Dziesięć zajęć wystarczy… na początek.- rzucił jej wyzwanie Sosna.-I snu do nich nie zaliczam.
-To nie miały być rzeczy pomagające tobie, ale dobrze. - Powiedziała Hana biorąc oddech i ciurkiem wymieniając dziesięć rzeczy. - Czytanie, medytacja, plecenie z traw, tworzenie wisiaczy, spacery, naprawy, struganie, gotowanie, łowienie ryb i - Zrobiła dramatyczną przerwę. -... słuchanie ciszy.
- I pewnie… wieszanie się na drzewie?- podrapał po głowie Doug.-To są te wszystkie ciekawe rzeczy? To nic dziwnego, że partyzanci wybierają picie, palenie, narkotyki i… seks.
- Możesz kpić ale jakoś nie powiesiłam się przez te trzy miesiące na drzewie. Jeśli ty tak twierdzisz to więcej to mówi o tobie niż niż o mnie. - odbiła piłeczkę Hana, może to izolacja albo duma, albo złośliwość, ale nie lubiła takiej idiotycznej chamskiej krytyki. A przynajmniej tak to odebrała.
- Ano… Gdybym miał naprawiać, strugać, gotować. Gdybym miał to wszystko robić, to zostałbym w domu na dużej farmie moich rodziców. - zgodził się z nią Sosnowsky. -Wstąpiłem do woja i zostałem w Afryce, by nie robić takich rzeczy. I nie widzę w nich nic relaksującego.
- Ja się ich nauczyłam tutaj...oprócz łowienia ryb. Tego nauczył mnie ojciec, jak byłam małą. - Przyznała Heo, najwidoczniej jego wcześniejsze słowa nie były szyderą a przyznaniem się do własnych ograniczeń.
- Brak mi cierpliwości do wędki, wolę oścień.- odparł Bloody.
- Nie miałam wędki też łowiłam harpunem do ryb, musiałam go też sama zrobić.- Przyznała Hana rozbawiona myślą, że Sosnowski najwyraźniej podejrzewał ją o posiadanie wędki.
- Jak ma się wprawę, to łatwiej tak na płyciźnie.- zgodził się z nią Doug przesuwając spojrzeniem po dziewczynie i wyobrażając sobie jak łowi ryby. Oczywiście w krótkich spodenkach i białej koszulce… mokrej. Tai była zbyt duża pokusa dla zwierzęcej natury mężczyzny.
- Na plaży było jedno miejsce, dużo skał na których można było stanąć i wyczekiwać. Dużo ryb...jedyny minut to że sąsiadowała z raptorami, więc długo tam nie zabawiłam. Wolałam przerzucić się na zbieractwo w bardziej oddalonych terenach. - Pilotka zaczęła wspominać swoje pierwsze spotkania z florą i fauną wyspy.
- Acha…- myśli Douga krążyły wokół Hany i plaży. Ryby akurat były najmniej interesującym fragment opowieści dziewczyny.
- Ale było fajnie póki trwało…właśnie, pewnie przyszedłeś po to... - Powiedziała Heo schylając się po swój plecak. Z wnętrza wyjęła pożyczony przez sosnę pistolet. - Przepraszam że nie oddałam od razu, ale przez późniejszy powrót chciałam się urządzić a po powrocie Dr. Lie mnie rozproszyła jej zaproszeniem nad rzekę i zapomniałam. - Pistolet był zabezpieczony i w takim stanie jakim pilotka go dostała. - Dziękuje za jego pożyczenie. Naprawdę czułam się z nim bezpieczniej tam w lesie.
- To dobrze… w końcu po to ci go dałem.- mężczyzna wziął broń i wyjął magazynek, a potem załadował go z powrotem.
- No dobrze to ja nie zatrzymuje, na pewno Dr. Elsworth gdzieś na ciebie z czymś czeka. - Powiedziała Hana wyjmując z manatków swój paszport i chowając do kieszeni.
- Może.- podrapał się po karku blondyn.- Choć pewnie ma do zrobienia te wszystkie naukowe sprawy.
-W takim razie przyjdzie Panu czekać aż skończy. - Przyznała Hana, próbując zakończyć już tą rozmowę i udać się do majora.
Doug wzruszył ramionami w odpowiedzi, a potem ruszył dodając.-Na razie.
Po wszystkim poszła jeszcze do majora ze swoimi dokumentami.
- Panie Majorze? - Zapytała przed wejściem do jego namiotu.
- Tak? - Odezwał się Baker, po czym pojawił w wejściu z cygarem w gębie.
- Pytał pan o moje dokumenty…- Powiedziała machając jej paszportem w jednej ręce.
- No tak, tak… - Przytaknął mężczyzna. Hana wyciągnęła dokument w jego kierunku nie do końca wiedząc co teraz, będzie chciał go zobaczyć? Wziąć? Zatrzymać?
- Za kilka minut oddam, zgoda? - Baker wyciągnął dłoń po owy paszport…
- Dobrze. Będę w kuchni jakby mnie pan szukał. - powiedziała i skierowała swe kroki do kuchni polowej, miała ochotę na herbatę i zamierzała miło spędzić wieczór. Na miejscu spotkała Ryotaro i wykorzystała ten czas na rozmowie z Japończykiem.
Po pewnym czasie do Hany i Ryo zbliżył się z niepewną miną Alan Woods.
- Hej, cześć, słuchaj, mam taką sprawę… - Mężczyzna zagadnął Hanę.
- Tak? - Spytała zdziwiona Hana, jakoś nie rozumiała czego Alan mógł od niej chcieć, no ale chyba dobrze było być potrzebną. Prawda?
- Nie wiem czy słyszałaś, ale jedna z naszych dziewczyn zaginęła… - Zaczął Woods ze szklącymi się oczkami.
- Opuściła obóz w środku nocy bez słowa wyjaśnienia - Wtrącił się Ryo, co spotkało się z gniewnym spojrzeniem Alana.
-...chciałem więc spytać, poprosić o informację, o poradę, o… cokolwiek, czy ona, będąc wyszkolona w walkach wręcz, poradzi sobie w dżungli? - Woods wyraźnie miał ciężko na duszy poruszając ten temat.
Hana chwilę wpatrywała się w mężczyznę nie wiedząc co powiedzieć. W końcu stwierdziła że szczerość będzie najlepsza. - Nie mam pojęcia. Przeżyłam tutaj trzy miesiące a nie jestem wyszkolona. Nie wiem ile z tego było szczęściem a ile unikaniem zagrożeń. - Zatrzymała się zastanawiając się czy coś dodać. - Drapieżniki tutaj nie wydają się przejmować jak bardzo wyszkolony jesteś. Bardziej czy cię widzą i czy są głodne. Jeśli umie się ukrywać to moim zdaniem ma szanse.
- Rozumiem...a czy… czy tu są jakieś miejsca… nie wiem jak to nazwać…atrakcyjne dla samotnej osoby? Miejsca gdzie by było bezpieczniej, rozsądniej się zatrzymać i tym podobne? - Spytał smętnym głosem Alan.
- Nie nazwałabym tego atrakcjami...bezpieczne miejsca są i to dużo wystarczy je znaleźć. Pytanie czy wasza towarzyska szuka bezpieczeństwa czy ‘atrakcji’.- Powiedziała Heo, po krótkim czasie mogła tylko spekulować dlaczego jedna z nich nagle postanowiła opuścić to ‘fantastyczne’ towarzystwo. Niemniej jeśli dlatego żeby się zabawić to mimo że nie powiedziała tego na głos, nie sądziła że znajdą Ją żywą.
- To poproszę o jakieś konkrety? Jakie miejsca, gdzie? - Woods wydawał się być nieco poddenerwowany taką odpowiedzią Azjatki.
- Jeśli liczyłeś na listę wszystkich jaskiń jakie są na wyspie to się chyba przeliczysz, ale…- Powiedziała wyciągają wydrukowaną wcześniej mapę i długopis. Zaczęła zaznaczać znane jej miejsce bezpieczne i niebezpieczne. Parę dodatkowych jaskiń i źródeł ze słodką wodą. - Trzymaj, ale nie mam pojęcia gdzie ona może być i czy są to wszystkie miejsca jakie istnieją. Równie dobrze mogła pójść w inną nieznaną mi część wyspy, albo znaleźć własne alternatywne schronienie.
- Dzięki, wielkie dzięki, to naprawdę duża pomoc - Powiedział Woods, chowając mapę do kieszeni - Dobra, to nie będę już przeszkadzał… na razie - Oddalił się od pary Azjatów, wciąż kuśtykając i używając jeszcze jednej kuli dla podpory.

Ryo spojrzał na Hanę, Hana na niego.
- Dziwne, to mało powiedziane? - Odezwał się mężczyzna cichym tonem.
- Spekulujemy kiedy da nogę za waszą zaginioną? Bo to, że da to pewne. - odpowiedziała Heo równie cichym tonem. Normalnie pewnie poinformowała by któregoś z najemników, ale zdecydowała się pominąć to.
- Major go już raz przykuł kajdankami do jeepa, po wcześniejszym ustrzeleniu strzałką usypiającą - Zaśmiał się Miyazaki - Zabronił mu robienia jakichkolwiek numerów, właściwie to nawet groził - Azjata wzruszył ramionami.
- Nie wydawał się zbytnio zniechęcony. - zauważyła Hana popijając herbatę. - Liczysz że jutro pojedziesz badać “ufo”?
- Serio myślisz że to ufo? A nie bunkier? - Parsknął Ryo - No bez przesady… zielone ludziki z Marsa?
- W niezidentyfikowanych obiektach nie chodzi ze są z Marsa tylko że nie można ich zidentyfikować. a UO brzmi gorzej niż UFO. - Wyjaśniła swoje podejście do nazewnictwa pilotka, podczas gdy Ryo tłumił śmiech, a potem dodała. - I nie odpowiedziałeś na pytanie, będziesz się pchał do badania czy wolisz stacjonarnie z bazy?
- Oczywiście, że tam pojadę. Do tej pory nudziłem się tu strasznie i mam dosyć siedzenia w obozie. Kto wie, może się tam przydam… - Spojrzał na nią, wyraźnie nad czymś myśląc - A ty? Chcesz tam jechać?
Hana poświęciła chwilę by się zastanowić. - Na pewno poruszając się w grupie jest bezpieczniej i te ‘wycieczki’ nabrały wiele uroku niż kiedy byłam tu sama. Niestety nie wiem do czego mogłabym się przydać. No chyba, że dostaniecie się do środka i okaże się że to naprawdę zakopany ‘Niezidentyfikowany Obiekt Latający” i będziecie potrzebować pilota. - Kolejne zdanie o UFO dodała sama w to nie wierząc, ale temat był godny pośmiania się. Co Hana zamierzała wykorzystać, śmianie się z czegoś w dwójkę było lepsze niż samemu.
- UFO czy nie, zbadamy to jutro razem! - Ryo w geście małego toastu uniósł swój kubek herbaty w kierunku Hany -Może faktycznie zapiszemy się na kartach historii?
- Yosh! - Hana przyklepała ten herbaciany toast swoim kubkiem. Najwyraźniej powoli wpasowywała się w tą grupę. Nawet jeśli Ryotaro był najbardziej atrakcyjnym towarzystwem z uwagi na podobieństwo kulturowe.
 
Obca jest offline  
Stary 28-03-2019, 22:04   #153
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Kąpiel


Kąpiel była tym o czym Dot myślała w drodze powrotnej. Marzyłą o tym, żeby zanurzyć się w przyjenie chłonnej wodzie.
Gdy dotarli do obozu rudowłosa kobieta w ekspresowym tempie przygotowała się na wyprawę nad rzekę. Niestety trzeba było znaleźć najpierw “T”, bo gdzieś zniknęła z widoku. Udając się na jej poszukiwania Dot zaczepiła Hane, niosącą swoje manatki.
- Ja, Kim i “T” idziemy nad… - Dot w ostatniej chwili ugryzła się w język przypominając sobie co Hana mówiła o motto ich wyprawy. - ...odświeżyć się. Masz ochotę dołączyć?
- Nie. Najpierw rozstawie namiot i przeniosę swoje rzeczy. - Odpowiedziała jej rzeczowo Azjatka, ruszając przed siebie opakowana trochę jak muł.
Ruda przez chwilę patrzyła zdziwiona na Hanę zastanawiając się czy takie nieuprzejme zachowanie to cecha osobnicza Azjatów czy może Hana ma o coś pretensje do niej.
- Później też możesz dołączyć.- Powiedziała w końcu za odchodzącą.
Ona sama poszła do namiotu zajmowanego przez Cooke i Kaaiego.
- Hej, “T” jesteś tam? - Zawołałą stając przed namiotem.
- Nie, tam mnie nie ma - Odezwała się najemniczka, podchodząc do Dot, z kierunku “kuchni polowej”. W dłoni miała kubek z kawą, a na ustach przyczajony śmiech.
- Dla mnie? - Ruda spojrzała na najemniczkę, na kubek i znów na najemniczkę. - Nie musiałaś kochana. - Uśmiechnęła się przy tym zalotnie, co kontrastowało z ciężkim wzdychnięciem “T”, podającej Lie kubek.
- Cały dzień za mną świeża kawa chodzi… - Cooke odwróciła się na pięcie, by chyba ponownie udać się skąd właśnie przyszła.
- Nie, no. Stój. Żartowałam.- Dot wzięła tylko łyka gorącego napoju i wyciągnęła rękę by oddać kubek z powrotem najemniczce.
- Niedobra kobieta… - Zażartowała “T” biorąc ponownie kubek w dłoń - To mów, co tam lata teraz w tej łepetynce?
- Rzeczka. Kąpiel. - Powiedziała radośnie i melodyjnie rudowłosa pani botanik. - Bierz ten swój zgrabny tyłek i idziemy.
- Ta jes - “T” wśród mrugnięcia sparodiowała przy okazji salut do Lie.
- To idę po Kim. - Dot puściła jej oko. - Spotkamy się przed jej namiotem..
W drodze do namiotu lekarki Lie wyłowiła dzielnie wykonującego swoje zadanie ochroniarza, czyli dla Dot gapiącego się, Marcusa.
- Będę na rzeką. - Poinformowała go uprzejmie. - Z “T”. Na co ten kiwnął głową.

- Kim, idziesz?- Zapytała przy ostatnim przystanku swojej podróży, czyli namiocie lekarki, Dot.
- A gdzieee? - Odezwała się wyjątkowo słodziutkim i melodyjnym głosem Kimberlee.
- Noooo… nad rzekę. - Wyjaśniła Dot. - Ja, ty i “T”.
- No ale ten… tak luzacko, co? - Kim w końcu wystawiła głowę z namiotu, z lekko zaczerwienionymi policzkami.
- Co?- Dot była kompletnie zaskoczona jej pytaniem i nie kryła tego wcale.
- No bo ten… jak macie się z “T” znowu całować, to ja spasuję… - Kim zakłopotała się, i poczerwieniała jeszcze bardziej.
- Chcę się tylko wykąpać. - Wyjaśniła Dot. - Nie bój się. Ciebie nie pocałuję. Jeśli nie będziesz chciała.
- Okeeeej - Wydusiła z siebie Kim, po czym się w końcu lekko uśmiechnęła - Przyjdę.
- Kim wyluzuj. - Lie również uśmiechnęła się. - Tylko kąpiel. W damskim towarzystwie. Zaraz przyjdzie Cooke, więc się szykuj.

Gdy tylko zjawiła się “T” wszystkie trzy poszły nad rzekę. Dorothy szybko zrzuciła ubranie i weszła do wody, nie zapominając założyć swoich butów, które uchroniły ją przed zranieniem przy gonitwie z Sosnkowskym.
Przyjemnie było się tak zanurzyć chłodnej wodzie.
- O Boże!!- Jęknęłą niemal ekstatycznie przy tym Dot. - Jak mi błogo.

“T”, podobnie jak Dot, pozbyła się szybko wszelkich ubrań, po czym golutka zanurzyła się w rzece… obowiązkowo jednak z MP5 w dłoni - który jak już wcześniej - położyła na skale pośrodku wody, by był w zasięgu ręki.
- Yeah, jak to czasem mało potrzeba do szczęścia! - Potwierdziła chwilowe odczucia ulgi Lie.
- Ech wy... - Kim pokręciła głową, powoli się rozbierając. Pod koszulką i skąpymi szortami miała jednak strój kąpielowy w postaci bikini. Odrobinkę się ociągała z wejściem do wody, przyglądając już kąpiącym.




- Dawaj Kim. - Ruda ruchem ręki zachęciła lekarza do wejścia do wody. - Po tej całej wyprawie też ci się należy. - Zaśmiała się przy tym i chlapnęła wodą w jej stronę.
- Już, już - Kimberlee w końcu również zanurzyła się w rzeczce, i ona także odetchnęła z ulgą. W taki upał to było naprawdę świetne…
- Hej Dot, jakie masz plany na wieczór? - Zagadnęła “T” nieco unosząc się w wodzie na plecach, a przez to i wystawiając swój biust na widok, czym jednak zdawała się kompletnie nie przejmować. Kim za to trochę tak, i unikała spoglądania w tamtą stronę…
- Badania. Z Kim - Dot zupełnie nie przeszkadzało że i “T” I ona sama są nagie. Ale też jakoś się specjalnie na najemniczkę nie gapiła. - A co? Chcesz dotrzymać nam towarzystwa? I pomóc?
- A… - Zaczęła lekareczka, ale przerwało jej wtrącenie się “T”.
- Kogo będziecie badały? - Spytała najemniczka i parsknęła śmiechem.
- Ja mówię poważnie. - Oburzyła się Dorothy trochę zbyt przesadnie . - Muszę przejrzeć wyniki analiz.- Popatrzyła na obie kobiety. - Także żadnych ekspresów i wygłupów.
- Ekspresów?? - Cooke aż zachrumkała ze śmiechu - Nie w głowie mi ekspresy! - Krzyknęła rozbawiona na całego, śmiejąc się do rozpuku. Kim również się śmiała, choć blondyneczka przynajmniej starała się to niby ukryć pod dłonią, co i tak jej nic a nic nie wychodziło…
- Odwal się!- Dot próbowała udawać obrażoną, ale nie mogła powstrzymać się od śmiechu. - Ekscesów! Żadnych Ekscesów!- Wstrząsnęła chlapiąc w najemniczkę wodą.
- Uuuu… pani doktor żyłka pękła… - Cooke zaczęła opływać Dorothy szerokim łukiem, nadal nieźle rozbawiona - Kim, proszę zapamiętać, dla Dot żadnych ekspresów! - “T” również wesoło krzyknęła, a sama Kimberlee zanurzyła twarz w toń wody, chyba by ukryć kolejne śmiechy. W każdym bądź razie, tam gdzie znajdowały się w rzece jej usta, bulgotało całkiem nieźle.
- Zwłasza z tobą w takim razie!- Odgrażała się Dorothy.- Nic!- Ruszyła w pogoń za najemniczką chlapiąc już gdzie popadnie.



WIECZÓR NAUKOWY U DOT

Dorothy przygotowała się na wieczorne sympozjum naukowe z doktor Kimberlee Miles. Z obozowej kuchni zabrała kawę i jakieś przekąski. A gdy Kim zjawiła się szybko wprowadziła ją w istotę problemu. Ruda miała nadzieję, że lekarka, spojrzawszy świeżym okiem, coś jej podpowie, zauważy jakąś drobnostkę, która jej umknęła. Zapewne coś błahego, ale jak widać istotnego.
Dot pokazywała przy tym Kim mnóstwo kolorowych wykresów. Całą masę tabelek. I jeszcze większą ilość, zdawałoby się, chaotycznie ułożonych ciągów liter i cyfr. Ot taka mała, naukowa paplanina.
- Można? - spytał Peter, 'zastukawszy do drzwi' vip'owskiego namiotu.
- Tak? - Dot przeniosła spojrzenie na wejście, sprawdzając kto im przeszkadza.
- Pomóc wam w czymś? Potrzebujecie czegoś? - Peter zadał kolejne pytanie.
- Tak- Uśmiechnęła się Dot. - Kawa nam się kończy. Możesz przynieść?
- Ciasteczka też?
- Jesteś kochany.- Ruda pokiwała energicznie głową, na znak, że tak.

Peter pojawił się kwadrans później - z termosem pełnym kawy i puszkę herbatników.
- Smacznego - powiedział, rozglądając się z miejscem, gdzie mógłby postawić termos, nie narażając przy tym aparatury i papierów.
- Tam postaw. - Dot, pochylając się nad ekranem komputera i wypinając swoje zgrabne cztery litery, wskazała uprzątnięty, o dziwo, jeden ze stolików.
- Polecam się na przyszłość - powiedział Peter - chyba że macie jeszcze jakieś życzenia? - Spojrzał na Dot, potem na Kim.
Dorothy odwróciła na chwilę głowę obdarzając najemnika powłóczystym spojrzeniem i uśmiechnęła się do niego zalotnie.
- Nie omieszkamy. - Dodała.
Odpowiedział uśmiechem.
- W razie czego jestem niedaleko - powiedział. - Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś... Czy jakoś tak... Owocnej pracy. - Raz jeszcze się uśmiechnął.
- Dzięki - Powiedziała Dot i wróciła do rozmowy z Kim.
Dyskusja okazała się owocna. Lekarka podsunęła botanik kilka pomysłów.
- Słuchaj Kim, czy mogłabym odzyskać swoją ochronę?- Dot zadała nagle pytanie nie związane z roślinami czy biologią. - Z Davidem wcale nieźle się dogadujesz… - Mówiąc to Dot cały czas przyglądała się wynikom badań, które wyświetlały się na ekranie laptopa.
- No… ok! - Zgodziła się Kimberlee - Ja też widzę, że z “T” się bardzo dobrze... dogadujesz.
- Dzięki- Powiedziała Dot lekko zaskoczona, że tak gładko poszło. - Trzeba będzie poinformować Bakera. Zrobię to, bo muszę z nim porozmawiać. Chcę jutro zwiedzić tę jaskinię, którą odkryła druga ekipa.
- Ja jeszcze w sumie nie wiem gdzie jutro jadę, ale pewnie Major mnie pośle z pozostałymi do tej ściany… - Blondyneczka wzruszyła ramionami - W sumie to chyba lepsze od obozowej nudy.
- Taaaak!- Ruda wydała z siebie mocno przesadzony okrzyk entuzjazmu i trąciła lekarkę biodrem.- Witaj przygodo!! JU HU!!

Kimberlee spojrzała mocno zdziwiona na Dot, po czym w końcu się lekko uśmiechnęła.
- No... tak, coś w tym stylu - Przytaknęła, choć prawie bez jakiegokolwiek entuzjazmu.
- Masz rację.- Lie spoważniała. - Ta ściana jest nudna. Zabierz sobie coś do czytania.
- Masz jakieś teorie, co może za nią być? - Kim zaczesała kosmyk za ucho.
- Laboratorium upiooorneeegoo nauuuukoowcaa. - Zagrzmiała złowrogo i groźnie, a przynajmniej tak chciała brzmieć, Dorothy.
- Jaaasne, i pełno mutantów, czy może Frankenstein? - Zachichotała Miles.
- Albo świątynia jakiejś sekty. Składają tam pewnie ofiary… z dziewic.- Ruda wybuchnęła śmiechem.
- No to mają pecha? - Wypaliła Kim, przy okazji lekko się czerwieniąc.
- Pewnie, że mają. -Dot nie przestawała się śmiać. - Nie będą zainteresowani naszą wyprawą.
- A z kim jedziesz ty do tej jaskini? - Zaciekawiła się tą sprawą Kim.
- Marcus, bo on wie gdzie to jest. I to chyba wszystko. A dlaczego pytasz? - Powiedziala Ruda.
- “T” też? W końcu ją chciałaś… - W usteczkach Kim na moment pojawił się koniec języczka, co w sumie mogło wyglądać na króciutki, jakby dwuznaczny uśmiech - A tak pytam z ciekawości… - Wzruszyła jednym ramionkiem.
- Uuuu.. Kim, ty zbereźnico.- Dorothy udała zawstydzoną. - O czym ty myślisz. Ty niedobra, ty.
- No co?? - Lekareczka wesoło niby fuknęła - Ja nie wiem o co ci chooooodzi - Zamrugała teatralnie.
- Rozkręcasz się dziewczyno.- Powiedziała z uznaniem Dot.
- Cicha woda? - Zachichotała Kim.
- Tylko nie zachłyśnij się. - Rudej nie opuszczał dobry humor.
- Postaram się - Kim tym razem już na całego pokazała Dot język.
Dot z rozbawieniem pokręciła głowa.
- Może jednak powinnam zostawić przy tobie “T”, żeby cię pilnowała…
- Czyżbyś chciała samotną wycieczkę z Kaaiem? - Miles przymrużyła oczka wpatrując się w Lie.
- Jeszcze nic dzisiaj nie piłaś, a już gadasz głupoty. - Tym razem Ruda pokiwała głową z dezaprobatą.
- A może trafiłam w sedno sprawy? - Kim zrobiła wyjątkowo niewinną minkę.
Dot przewróciła oczami i westchnęła głośno.
- Tak trafiłaś. Marzy mi się dzikie, niczym nie poskromione bzykanko z wytatuowanym najemnikiem. Przyłączysz się?
- Oj Dooooot… - Tym razem lekarka zrobiła nietęgą minę - Powiedziałam za dużo? Sorry…
- Przecież potwierdziłam.- Ruda popatrzyła na blondynkę z błyskiem w oku, a po tonie jej wypowiedzi trudno było określić czy mówi poważnie czy żartuje.

Kim przyjrzała się uważniej twarzy Dot, ale nie powiedziała już nic. Lekko się na moment uśmiechnęła, i minimalnie drgnęły jej ramiona…
- Masz już jakieś plany na noc?- Lie wróciła do swoich badań.
- No… wyspać się porządnie, a co tu można planować? Wypadu balangowego na miasto nie przeprowadzimy - Odparła lekarka, również wracając do roli asystentki.
- Na miasto nie, ale nad rzeczkę tak - Dot spojrzała na rozmówczynię wymownie poruszając brwiami i uśmiechając się przy tym.
- Już się byłam myć... - Powiedziała Kim, ale uśmiechnęła się tak… tak lisio, iż w sumie jej głupiutka odpowiedź nijak do tego nie pasowała.
-Ja też… Ale pochlapać się w świetle księżyca… wczoraj było fajnie…- Ruda uśmiechnęła się pod nosem.
- Ehem - Niby jej przytaknęła rozmówczyni, wpatrując się w wykresy.
- Słuchaj, badałaś “T” po tej przygodzie z tyranozaurem?- Dot nagle zmieniła temat i spoważniała.
- Tak. Nic jej nie jest. Za krótko była w żołądku, kwasy jej nie poparzyły, oddech również wstrzymała wystarczająco długo…. żartuję! Nie no, nic jej nie jest - Dodała Miles również poważnym tonem - Ogólnie z niej twarda sztuka co?
- Do tego uparta.- Lie pokiwała głową.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 28-03-2019, 22:20   #154
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Łatwo było zauważyć, że zapał niektórych osób, rankiem palących się do wycieczki, spadł do wyjątkowo niskiego poziomu. I że powrót do obozu osoby te przyjęły z wyjątkowym entuzjazmem.

Peter osobiście nie miał nic przeciwko temu, by spędzić noc w pobliżu "bunkra", jednak to nie zależało od niego. Prawdę mówiąc nawet nie miał zamiaru przedstawiać majorowi takiej propozycji. I tak wiedział, jaką odpowiedź by otrzymał. I nawet by się nie dziwił. Przyjemności to jedno, a obowiązki to drugie, a to drugie było jednak ważniejsze.


Kto po powrocie do obozu miał wolne, ten miał wolne. Niektórzy mieli na głowie zwierzchników... i obowiązek złożenia meldunku.

- Wszyscy wrócili cało i zdrowo, majorze - powiedział Peter, gdy obaj z "Sosną" zjawili się przed obliczem majora.
- To dobrze, dobrze, sporo dzisiaj ciekawych rzeczy się wydarzyło - Baker pokiwał głową.
- Prawdę mówiąc, nie bardzo wiemy, jak sforsować te... drzwi... czy jak nazwać to, co odkryliśmy w tej ścianie - przyznał Peter. - Jestem pewien, że za tą ścianą jest jakaś maszyneria. I, być może, za jej przyczyną mieliśmy przerwę w łączności. Zagłuszyła nas.
- Jutro tam wyruszymy niemal całą wyprawą i z odpowiednim sprzętem, może nam się uda dostać jakoś do środka… ta wyspa nie przestaje zadziwiać co? - Major podrapał się po nosie.
- Taaa.... widzieliśmy wodnego dinozaura, który na płetwach zapieprzał przez las. - Peter dorzucił kolejną ciekawostkę. - I, zdaje się, robił to nie pierwszy raz.
- Nikt nie zginął. Nie natknęliśmy się na żadne zagrożenie. Honzo znalazł kryształki, ponoć dużo warte. Ale to niech on wyjaśnia, bo jest specjalistą.- stwierdził krótko Doug.
- Dobra panowie, jak nie macie nic więcej do dodania, to to wszystko. Czas wolny, odpoczynek - Baker spojrzał na jednego, to na drugiego najemnika.
- Tak jest - odparł Peter i zmył się sprzed oblicza majora, nim ten zdążył zmienić zdanie.
Sosnowsky zasalutował niedbale i wyszedł.


Parę pań zniknęło z obozu i trudno było się nie domyślić, że Dot i jej towarzyszki pobiegły zrealizować swój plan, omawiany jeszcze podczas podróży powrotnej, i pobiegły zażywać kąpieli.
Fakt... Peter powinien iść i powiedzieć parę słów tak Dot, jak i (przede wszystkim) "T", ale to i tak nie miałoby sensu. Obie z pewnością uważały, że w okolicach obozu nic im nie grozi, a "T", jednoosobowa armia, dałaby sobie radę nawet z cała armią t-rexów, z którymi przynajmniej jedno miała wspólnego - literę "t".

Teoretycznie Peter miał teraz wolne. Powinien położyć się pod palmą i poodpoczywać (korzystając z tego, że jego podopieczna jest pod opieką Cooke). Ale teoria często rozmijała się z praktyką, a dokoła zawsze było dużo pracy - pojazdy, paliwo, kuchnia, zapasy, broń - własna...
Można było mnożyć i mnożyć.


Do Petera, siedzącego przed własnym namiotem, i zajmującego się przeglądem i konserwacją swojej broni, przyczłapał Larry.
- Hej sierżancie, co tam słychać? - Zagadał najemnik.
- Siadaj. - Peter klepnął miejsce obok siebie. - Wszędzie cisza i spokój - powiedział. - Sprowadza cię jakiś interes, czy tylko się nudzisz i chcesz zabić czas?
- Ciekawość w sumie, odnośnie jutrzejszego dnia - Larry usiadł obok Petera - W sumie nie wiem czy pojadę, ale wydaje się ta ściana mocno podejrzana co?
- Ktoś pewnie będzie musiał zostać w obozie - odparł Peter. - I nie wiadomo, kogo major wybierze. No a ściana... - Pokręcił głową. - To może być najciekawsza przygoda na tej wyspie, albo najnudniejszy dzień. Włamywacz by się przydał. - Uśmiechnął się lekko. - Albo facet z palnikiem acetylenowym.
- Honzo mi wygląda na złodzieja… - Roberts wymownie odchrząknął - A jakiś palnik to może ma Collins albo ten, jak mu tam… no… Ryo.
- Gdyby Honzo wiedział, że za ścianą jest góra złota czy złoże diamentów - Peter rozejrzał się dokoła - to pewnie by się zdołał przegryźć przez połowę wzgórza.
- Dinozaury, złoto, kamienie szlachetne, ciekawe co nas tu jeszcze czeka. Sława i bogactwo, ale okupione licznymi trupami. Niektórzy umieją z tym żyć, inni nie. - Larry spojrzał gdzieś po obozie za... Woodsem?
- Prawdę mówiąc wolałbym teraz odpoczywać na Karaibach - przyznał Peter. - I wolałbym nigdy nie tracić nikogo - ani bliskiego, ani, powiedzmy, tylko znajomego. Ale z drugiej strony... Sława i bogactwo - to brzmi całkiem nieźle, nie sądzisz?
- Tysiąc mil stąd, z drinkiem w łapie, z dala od tych wszystkich tu niebezpieczeństw, wtedy będzie nieźle brzmiało - pokiwał głową Larry.
- Ciekawe, kto nam uwierzy w te opowieści. - Peter był pełen wątpliwości. - Kogo poderwiesz na sagę o dinozaurach i zakopanym we wzgórzu UFO...?
- Pytanie raczej powinno brzmieć… a kogo nie? - zaśmiał się rozmówca.
- Może się znajdzie jakaś naiwna duszyczka, która uwierzy, że twoja fotka z dinusiem to nie fotomontaż czy inne efekty specjalne - zażartował Peter.
- Jak to wszystko co tu odkrywamy obiegnie świat, to nie trzeba będzie przekonywać, że to fotomontaż! A wtedy laski to będą w kolejce stały do wielkich odkrywców! - Zaśmiał się Larry - A właśnie, masz może jakieś plany na co wydasz kasę?
- Sprawię sobie ranczo - odparł Peter, który w wierzył w pieniądze dopiero wtedy, gdy miał je w kieszeni. Lub na koncie. - Jak w gazetach się ukażą nasze zdjęcia, to wystarczy wejść z taką gazetą do baru... I już nie będziesz się mógł opędzić od wielbicielek - dodał z uśmiechem.
- Serio? Ranczo? Takie prawdziwe, z końmi czy coś? Wow, nie no, spoko… a co do baru, to ja właśnie o czymś takim myślałem, własny interes otworzyć i gra gitara - Ucieszył się Larry.
- Pieniądze będą na siebie same zarabiać, a ranczo będzie raczej dla przyjemności - odparł Peter. - A dobry bar... - Pokiwał głową. - Dobry pomysł, szczególnie że dinozaury są popularne, a człowiek, który je widział jako jeden z pierwszych, będzie rozmawiać z gośćmi. Do tego odpowiednia atmosfera, odpowiednie trunki i jedzenie... Odpowiednia obsługa - dodał.
- Kelnerki w bikini z futerek? Podoba mi się! - Roberts zaśmiał się, i trzasnął dłonią w kolano. - Powoli się z tego robi niezły plan… a jak wpadniesz mnie odwiedzić, do New Heaven w Connecticut, to możesz pić do upadłego!
- Usiądziemy przy stoliku, wyciągniemy fotki, i opijemy każdą z nich - przytaknął Peter. - A tak w ogóle... chyba warto by zabrać kilka kawałków złota i tych kryształków, co to je ponoć Honzo znalazł. I wystawić w gablotce z odpowiednim podpisem - podsunął kolejny pomysł.
- Nom - Mruknął Larry, stukając się palcem w nos… pewnie był to gest aprobaty co do kolejnego pomysłu, a zrobił tak, bo akurat nadchodził do nich “Zapałka”?
- Hej sierżancie, nie widziałeś “Sosny”? Major chce nowego rozkładu wart na noc, kto się tym zajmie? - spytał Kurt.
- "Sosna" chyba gdzieś polazł... może na spacer, a może nie sam... - zadumał się Peter. - A skoro nie on, to pewnie na mnie spadnie ta przyjemność. Na kiedy to ma być?
- Na 2200... - “Zapałka” spojrzał na zegarek na nadgarstku - ...czyli za 3 godziny.
- Dobra, zrobi się - odparł Peter.
- Dzięki - Kurt zmył się równie szybko, co pojawił.
- Dobra, to ja nie zawracam już dupy, też idę się czymś zająć - Larry wstał z miejsca - Dzięki za fajną rozmowę!
- Również dziękuję. - Peter skinął głową, po czym wrócił do swojej roboty.
 
Kerm jest offline  
Stary 31-03-2019, 20:59   #155
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację

ROZMOWA Z MAJOREM

Po bardzo owocnym spotkaniu z Kim Dot udała się do szefa ekspedycji, przebywającego akurat przy sprzęcie i zapasach obok “kuchni polowej” ekspedycji, w celu poinformowania go o zmianach personalnych jakie nastąpiły, a jakie omówiła z doktor Miles.
- Dobry wieczór majorze Baker.- Przywitała się radośnie z mężczyzną stając przed nim. - Chciałabym z panem porozmawiać.
- Witam. Tu, czy gdzieś na osobności? - Mężczyzna wpatrywał się w jej twarz.
- Może być tu.- Dot rozejrzała się od niechcenia dookoła. - Chciałam jutro pojechać do jaskini, w której była dzisiaj grupa Sosnkowskyego. Odkryli tam interesujący gatunek grzyba. Chcę go zbadać.
- Kolejna amatorka grzybków? - Baker krzywo się uśmiechnął - A te badania to z kim do towarzystwa?
- Niech pan się nie martwi. Nie zabiorę panu zbyt dużo ludzi.- Lie również uśmiechnęła się krzywo. - Marcus, ponieważ on wie gdzie to jest. Dostaniemy jeepa?
- Tylko Kaai, czy ktoś jeszcze? Poza obozem podobno powinnaś mieć dwa cienie? I nie, oba jeepy jadą jutro do tej tajemniczej ściany, zabieramy tam sporo ludzi i sprzętu - Odparł Major zakładając rękę na rękę.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - Powiedziała trochę zaczepnie Dot. - Dwa quady?
- Dwa quady, ok. Na jak długo? I kto będzie drugim cieniem? - Mężczyzna spojrzał gdzieś za Dot.
- “T”. Z Kim już ustaliłam, że ona bierze Davida. Do mnie wraca moja stara ochrona, a pan dostaje swojego sierżanta z powrotem. Prawda, że cudownie? - Wszystko to wyrzuciła z siebie jednym tchem, wyliczając przy tym palcach kto będzie z czego zadowolony.
- Jestem wniebo-kurde-wzięty - Stwierdził Major z wątpliwą miną.
- Cieszę się że zgadza się pan ze mną.- Dot uśmiechnęła się słodko i niewinnie do Baker. - Zaraz poinformuję wymienione osoby o jutrzejszej wyprawie. Życzę miłego wieczoru, pa. - Pomachała mu ręką.
- Moooment - Powstrzymał ją głównodowodzący - Nie otrzymałem informacji na jak długo się wybieracie.
- Wrócimy najszybciej jak się da. Muszę pobrać próbki. - Odpowiedziała mu Lie.
- Maksymalnie do południa? - Baker wyciągnął papierosa i zapalił, po czym znowu gdzieś spojrzał za Lie.
- Zależy o której wyjedziemy.- Powiedziała nadal uśmiechnięta Dot.
- Och, to szanowna pani jeszcze nic nie ustaliła? Ani od kiedy, ani do kiedy… - Major pokręcił głową - Wyruszacie o ósmej, wracacie tak na dwunastą. Czy nie, bo się wyyyyyspać trzeba i inne takie? - Wyszczerzył do niej zęby.
- Jasne Baker, wyluzuj.- Mówiąc to Dot puściła mu oko.
- Jestem baaaardzo wyluzowany Lie, dziękuję za troskę - Mężczyzna szyderczo się uśmiechnął, po czym zrobił krok w bok, by nie stać niemal na wprost Dot - Honzo! Jak gwizdniesz jeszcze jedną konserwę to ci ją w dupę wepchnę! - Krzyknął.
- Czyli wszystko ustalone, tak?- Dopytała z grzeczności Ruda. - To pa.- Poszła poinformować szczęśliwców o planach na jutro.

“T” była w swoim namiocie i tam też Ruda skierowała najpierw swoje kroki.
- Mam dla Ciebie przydział na jutro. - Radośnie prawie zaśpiewała Dot przed lokum swoje ochrony. - Jutro jedziemy do jaskini pobrać próbki. Ja, ty i Marcus. Cieszysz się?
- No ba, z tobą zawsze - Mrugnęła do niej “T”.
- I jeszcze wracasz do pilnowania mnie. - Ruda dodała radośnie.
- Mru, mru - Cooke lekko przygryzła usteczka, po czym zaczęła do siebie przywoływać Dot kiwaniem paluszka.
Pani Lie niby to ociągając się, zbliżyła do najemniczki. Najemniczka złapała ją za koszulkę i bardziej przyciągnęła do siebie.
- Tęsknię za tymi usteczkami - Powiedziała “T”, gdy ich twarze znalazły sią blisko siebie.
- Ja też za twoimi. - Powiedziała bardzo zmysłowo Dot jednocześnie wywijając się z uścisku. - Ale muszę popracować jeszcze.
- No ale... - Zaprotestowała markotnym tonem Cooke.
- Ale co?- Zaśmiała się Dorothy.
- To! - “T” nieco do Dot skoczyła, pochwyciła jej potylicę dłońmi, po czym złożyła na ustach rudowłosej namiętny pocałunek, który został odwzajemniony.
- Jeśli nie przestaniesz, to będziesz musiała płacić moje rachunki, bo mnie z roboty wyleją. - Lie z wyraźnym żalem odsunęła się od Cooke. - [/i] A tego nie przeżyłabyś.[/i]
- Ale jutro… na naszej wycieczce, to już nie odpuszczę... - Najemniczka uśmiechnęła się lubieżnie.
- Przy koledze?- Dot udała oburzoną, ale nie mogła powstrzymać się od śmiechu. - Wstydziłabyś się. - Pogroziła palcem najemnicze.
- Zaciągnę cię w krzaczory i zbałamucę! - Dodała na pożegnanie Cooke i się cicho zaśmiała.
- Będę głośno krzyczała. - Rzuciła Ruda odchodzą w kierunku jeepów przy których kręcił się wytatuowanym najemnik.

- Co robisz?- Zapytała Dot radosna jak skowronek gdy podeszła do Hawajczyka.
- A co cię to? - Odpowiedział pytaniem na pytanie Kaai, i po sekundzie(?) szoku malującego się na twarzy Dot, roześmiał.
- O co chodzi Dorothy? - Powiedział już zwyczajowo.
- Jutro jedziemy do jaskini pobrać próbki.- Dot nadal była wesoła.
- Do jakiej jaskini? - Marcus potarł się dłonią po głowie.
- Do tej, w której dzisiaj byliście.- Wyjaśniła. -Wybierz proszę dwa quady i przygotuj na jutro rano. Baker zarządził, że mamy wyruszyć o ósmej rano.
- Kto jedzie? - Kaai oparł się o jeepa przyglądając Dorothy. A oglądał ją sobie z góry do dołu.
- Ja, ty i Cooke. Wracamy do starego układu. - Lie odwdzięczyła się tym samym.
- Próbki czego pobrać? - Marcus spojrzał jej już w twarz.
- Pobrać próbki grzybni.- Wyjaśniła Lie.
- Aha - Odpowiedział jakoś tak bez entuzjazmu Kaai.
- Co? Nie podoba się?- Zapytała zaczepnie Dot.- Wolałbyś inny przydział?
- No ten… takie zadanie to raczej wielce ekscytujące nie jest… no ale co tam, ja nie mam marudzić co? - Najemnik uśmiechnął się nieco bezczelnie.
- Mam Ci dostarczyć więcej rozrywki? - Dot obrzuciła rozmówcę badawczym spojrzeniem.
- Em… nie, nie, obejdzie się... - Marcus przecząco pokręcił głową z nerwowym uśmieszkiem.
- Mówisz i masz.- Na twarzy Rudej pojawił się przebiegły uśmiech.
- Może do jutra się rozchoruję... - Najemnik wyszczerzył zęby - Dobra, to idę te quady obejrzeć
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 31-03-2019, 21:34   #156
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doug w ramach rekonesansu zabrał swój kałasznikow i ruszył na małą wycieczkę dookoła obozu. Bądź co bądź przebywali tu już jakiś czas, więc Sosnowsky obawiał się że w końcu coś tu się przypałęta. Obóz może i był uroczy, ale jak dla najemnika, był za bardzo… otwarty. Przeciwnik mógł przyjść z wielu stron, a drapieżników… zwłaszcza dużych i zębatych. Aż dziw że jeszcze żaden się tu nie zjawił. Blondyn wolałby jednak jaskinię którą łatwiej by było obronić, a nie prawie otwartą przestrzeń.

- Gdzie się szlajasz? - Obok “Sosny” zjawił się… van Straten. A jakże by inaczej.
- Obchód robię. - odparł Doug równie przyjacielsko i rozejrzał się dookoła.- Za spokojnie tu.
- Nie popadaj w paranoję - “Myśliwy” pokręcił głową - Na tej wyspie jedynie 99% wszystkiego chce nas zeżreć - Splunął tabaką w bok, i wyszczerzył zęby.
- No i ? Dlatego warto się rozejrzeć przed snem. Jedna mina nas przed niczym nie uchroni.- odparł ironicznie Sosnowsky. -W końcu jakieś raptory mogą się skusić, by podejść bliżej. Albo coś gorszego. Poza miałem ochotę rozprostować nogi, a ty co… planujesz sobie na coś zapolować?
- Nie tylko ty urządzasz sobie obchód obozu. A co do polowania, nie, na wieczór nie. Może jutro, zapasy się powoli kończą, przydałoby się świeże mięso.
- Czas zacząć próbować miejscowych specjałów. Ryby chyba są jadalne.- ocenił Bloody.
- Ryby to nie polowanie… taka amatorszczyzna mnie nie bardzo interesuje. Jak chcesz to sobie wędkuj, ja się skupię na jakimś porządnym zwierzu, i będzie na czym zatrzymać zęby w trakcie posiłku - Odparł beznamiętnym tonem van Straten.
- Hana przeżyła zjadając ryby właśnie. Jeśli o mnie chodzi nie mam nic przeciwko gadziemu stekowi. Z pewnością lepsze to niż małpi móżdżek, czy opiekana tarantula. Niemniej… warto mieć parę rybek w odwodzie, gdyby gadzina okazała się mieć śmierdzące mięso lub… - Doug wzruszył ramionami i spytał.-A co chcesz upolować? Masz już konkretną ofiarę na myśli?
- Przeżyła na rybach, bo musiała... - Wenston wzruszył ramionami - Daleko iść nie trzeba, tu na tej polance niedaleko naszego obozu jest sporo roślinożerców, w pół godziny znajdzie się jakiś ciekawy okaz.
- Wolałbym dalej. Całego mięsa i tak nie zabierzesz, a darmowa wyżerka przyciągnie drapieżniki. Lepiej trzymać ich z dala od naszych tropów.- odparł Sosnowsky.
- Można wypatroszyć na miejscu i nie ma problemu? Zabrać tylko to, co się chce? - Nieco się zdziwił van Straten.
- No można… tylko że taka kupa mięsa to więcej niż my przywieźć możemy. To za duża kupa mięsa.- ocenił Doug.
- To nie musi zaraz być dinozaur większości ciężarówki - Pokręcił głową rozmówca, jakoś tak… z rezygnacją do “Sosny”.
- No cóż.. ja na razie nie dostrzegłem dinozaurów które by nie były bardzo duże. Albo bardzo małe.- wzruszył ramionami Bloody i zastanowił się nad kwestią ambicji. Gdyby on czerpał przyjemność z polowania, to pokusa ustrzelenia dużego dinozaura wzięłaby górę nad rozsądkiem.
- Pomyśli się, gdy będzie na to czas. A tymczasem... - van Straten stuknął palcem w rondo kapelusza, po czym oddalił się od Douga.


Doug nie mógł tego nie zrobić. Pokusa była zbyt wielka. Wypięte pośladki Sarah opięte ciasnymi spodenkami kusiły. Nie mógł. Nie wytrzymał. Dał lekkiego klapsa w pupę pani biolog, wystającą z namiotu.
- Hej! - Fuknęła kobieta, po czym zwróciła głowę w kierunku dowcipnisia…
- O, hej - Dodała już zwykłym tonem, przy tym się uśmiechając. I pozostała w takiej pozycji, w jakiej ją zastał, do tego figlarnie przygryzając usta.
- Ty to lubisz prowokować, co?- zapytał Doug dając drugiego klapsa w pośladek, tym razem drugi wypinającej się kobiety.- Niemniej taki widok… nie tylko mnie by skusił.
- Lubisz tak - Stwierdziła figlarnym tonem Sarah, po czym… pokiwała biodrami do mężczyzny. Następnie weszła nieco bardziej do namiotu, i usiadła już zwyczajowo na tyłku, zwrócona twarzą do Douga. Chociaż nie, tak zwyczajowo nie usiadła, ponieważ po chwili rozchyliła nogi, prezentując widok na swoje krocze opięte ciasnymi spodenkami.
- Lubię wiele rzeczy.- stwierdził Doug wchodząc do namiotu, jego dłoń przesunęła się po podbrzuszu pani biolog.-A ty co znalazłaś przy martwym rexie?
- Nie “przy”, ale “w” - Elsworth uśmiechnęła się do najemnika, spoglądając najpierw na niego, potem na jego dłoń, i w końcu znowu na mężczyznę - Wszyscy się mylili, tyle lat, wszyscy się mylili odnośnie dinozaurów i ich organizmów! - Uśmiechnęła się jeszcze bardziej, wyraźnie podekscytowana.
- A skoro jesteśmy przy orgazmach.- stwierdził blondyn rozpinając dłonią jej spodenki i pocierając palcem bieliznę spytał.- Ty chyba nie sądzisz, że cię zaniedbam, co?
- Nie orgazmy, tylko organizmy głuptasie. No ale skoro nalegasz... - Sarah lekko uniosła pupę, po czym sama zsunęła własne spodenki, które szybko znalazły się u kostek nóg, a następnie i poza nogami.
- Orgazmy są ciekawsze. Lepiej mi powiedz, czemu byłaś taka jakaś podejrzliwa i spięta podczas tej wyprawy.- mruczał Doug palcami dłoni pocierając jej intymny zakątek powoli i mocno… kobieta jednak całym ciałem odsunęła się od najemnika, robiąc kwaśną minę.
- Znalazłeś sobie moment na takie pogawędki, nie ma co - Powiedziała, zgarniając stopą swoje spodenki ku sobie.
Doug wślizgnął się i zamknął za sobą namiot przyglądając się kobiecie podejrzliwie.
- A więc jednak coś było.- mruknął i westchnął smętnie.- Mówiłem ci już. Nie jestem za dobry w te całe damsko-męskie relacje. Romanse to nie moja działka.
- Pożerasz tą japonkę wzrokiem, gadki-szmatki i flirciki, odstawiasz mnie dla młodszego modelu. Nie no, dobrze, rozumiem. Ale nie zgrywaj cymbała, że nie wiesz o co mi chodzi, zasłaniając się takimi bzdetnymi tłumaczeniami, bo to nie żadna skomplikowana telenowela tylko zwykłe relacje międzyludzkie - Sarah wzruszyła ramionami - Może i czasem nie przykładam uwagi do tego i owego, i jestem “wyluzowana”, jak to w dzisiejszych czasach się mówi, ale nie lubię, gdy się ze mną pogrywa. Ja tu z innymi nie sypiam i ich nie podrywam, żeby nie psuć nastroju. A jeśli tak ma być, i każdy z nas ma wolną rękę, to trzeba takie sprawy między sobą ustalić, wtedy i ja zakręcę się obok kogoś innego. Nie widzę problemu, by sobie urozmaicić w ten sposób pożycie... - Elsworth praaaawie się uśmiechnęła.
- Dobra. Po pierwsze zapomnij o tym całym “odstawianiu dla młodszego modelu”… wystarczy jak zakręcisz pupą, albo pokażesz dekolcik, a już myślę o tym by cię obłapiać w najbliższych krzakach. Po drugie… tak… powinniśmy ustalić, że mamy wolną rękę w romansach. Ja ci nie bronię urozmaicać sobie życia erotycznego i ty nie powinnaś zważać na to, czy coś wyhaczę. O tobie i tak nie zapomnę. Choć wątpię by mi się udało coś złapać. A nawet jeśli Hana jest podrywana przeze mnie, to ona chyba jest, wiesz no… cnotliwa. No i… jeśli będziesz miała apetyt na dwóch facetów na raz, to możesz liczyć na to, że ja tam się mogę podzielić z innym dla twojej przyjemności.- odparł łobuzersko blondyn. -A teraz w ramach pokuty pozwolisz mi zanurkować głową między twoje uda i sprawić ci przyjemność językiem, moja pani ?

Sarah przysłuchiwała się mężczyźnie z uwagą, mając przy tym poważną minę. Gdy ten zaś skończył mówić, chwilkę ten stan jeszcze potrwał, po czym na jej ustach powoli wyrósł uśmiech.
- Dobrze - Powiedziała do Douga, odrzuciła swoje spodenki gdzieś niedbale w bok, a uda kobiety rozchyliły się zapraszająco…
- Słodko pachniesz..- odpowiedział jej kochanek nurkując głową i językiem rozsmakowując się w tej zabawie. Silne pociągnięcia niczym pędzlem muskały jej wrażliwy zakątek przez majteczki raz za razem. Sarah zaczęła cichutko mruczeć, gładząc dłonią głowę Sosnowskyego… po chwili zaś sama nieco odsunęła rąbek bielizny, dając dostęp do rozgrzewanej muszelki.
I mężczyzna sięgnął głębiej, wciskając badawczo swojego “szpiega” między wrota pani biolog, zrazu ostrożnie… ale potem coraz pewniej i głębiej. Powoli przyspieszał ruchy i zwiększał doznania.
- Możesz je ściągnąć -Szepnęła Sarah kładąc się na plecach.
- Tak milady.- zażartował Sosna ściągając zachłannie jej bieliznę z tyłeczka. I odsłoniwszy jej skarby zabrał się za degustację. Jego język zachłannie zanurzył w kielichu rozkoszy. Mało finezyjny w pieszczocie, ale pełen entuzjazmu. A potem… było co podsłuchiwać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-04-2019, 17:33   #157
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczorem, gdzieś tak około godziny 21, po obozie zaczął się kręcić Major, przywołując do siebie Collinsa, Miyazaki, a nawet Honzo. Coś im pokazywał w jakiejś małej książeczce… w paszporcie? I mężczyźni co chwilę zerkali w kierunku Hany.

W końcu towarzystwo zasiadło do jednego z ognisk, a po chwili i samą pilotkę do niego przywołano. Coś się działo, coś nietypowego, sądząc po minach zebranych tam kilku osób…
Azjatka podeszła do ogniska trochę nie wiedząc o co chodzi, przeniosła wzrok między obecnymi zatrzymując pytające spojrzenie na Ryo i Majora. Ostatnie jej spędzanie czasu przy ognisku nie skończyło się najlepiej, ale tamto zostało już wyjaśnione. Nie miała co się obawiać kolejnej wpadki. Prawda?
- Dobry wieczór urządzamy kolejne ognisko? - Hana spytała zaciekawiona po wcześniejszej rozmowie i odzyskaniu swoich rzeczy była w bardzo dobrym humorze..
- Chcielibyśmy porozmawiać o pewnych szczegółach, proszę usiąść - Major wskazał Azjatce miejsce obok Ryo.
- Aha? - Mało elokwentna odpowiedź, ale chyba nikomu nie przeszkadzała. Hana usiadła na wskazanym miejscu. - O szczegółach czego będziemy rozmawiać?
- Twojego pobytu na wyspie… no i ogólnie, o tobie - Baker pomachał paszportem Hany -Jesteś na wyspie trzy miesiące, a ten paszport jest prawdziwy, tak? - Spytał, a Ryo… wprost wepchnął w dłonie Hany kubek herbaty.
Hana spojrzała zdziwiona po twarzach obecnych. Herbata też ...dziwnym, miłym ale dziwnym gestem.
- Tak, dokument jest prawdziwy. Ryota chyba może potwierdzić na pewno ma taki sam. A jestem na wyspie od trzech miesięcy...plus minus parę dni czasem nie chciało mi się zaznaczać na ścianie upływającego czasu. - Wyjaśniła Hana nadal nie wiedząc o co chodzi. Czyżby pod jej nieobecność w jej kraju nastąpiły Jakieś wielkie zmiany dotyczące dokumentów?
- No tak… - Major otworzył paszport i zerknął co w nim było wypisane. W tym czasie Azjata cicho szepnął do Hany, by napiła się herbaty…
Hana spojrzała dziwnie na niego ale upiła łyk napoju, atmosfera zaczęła się jej udzielać i poczuła, że zaschło jej w gardle. Wyczuła alkohol.

- Tak, Honzo sprawdził czy nie fałszywka, Ryo potwierdza autentyczność… no ale jest problem pani Hano Heo, daty nam się nie zgadzają. Na początku na to nie zwróciłem uwagi, ale jak w końcu zauważyłem… - Głównodowodzący podał paszport Honzo, Honzo podał go Ryo, a ten w końcu Hanie.
- Co wy gadacie?! - Odezwała się zdziwiona stawiając pojemnik z napojem na ziemi. Zaczęła przeglądać swój dokument. - Nie no zgadza się Urodzona w piętnastego czerwca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego. Dokument wystawiony trzy lata temu. Też się zgadza….i pieczątka trzeci sierpnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty… - Rozejrzała się po obecnych nadal nie rozumiejąc o co im chodzi. - Co wam może się nie zgadzać?
- Może data wbicia ostatniej wizy - spróbował zgadnąć Peter, który podszedł na tyle wcześnie, by usłyszeć część dyskusji.
- No ale wizy nie kończą się tak szybko...chyba że coś w zmieniliście w przepisach w ciągu ostatniego czasu… - Hana była całkowicie zagubiona w tej rozmowie. Nie miała pojęcia co im znowu przeszkadza. Spojrzała na Majora licząc że w końcu powie coś konkretnego.

Kilka metrów od rozmawiających przy ognisku pojawił się “Zapałka”, przysłuchując tej rozmowie z zaciekawieniem… kilkanaście metrów dalej, Cooke również nastawiła uszu.
- Nie, nie chodzi o żadne wizy i tym podobne. Według tego paszportu, powinnaś mieć teraz 55 lat - Powiedział w końcu Baker - Nie wyglądasz na tyle - Uśmiechnął się przelotnie.
- Bo nie mam. Mam dwadzieścia siedem. - Powiedziała Hana patrząc na niego jakby właśnie wyrosła mu druga głowa, albo inne dodatkowe kończyny. Rozejrzała się po twarzach reszty wypatrując czy to nie jest jakiś kolejny durny dowcip.
- A który jest teraz rok, według ciebie? - spytał Peter.
- No tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty. Pewnie listopad albo początek grudnia. - Hana była pewna swojej wypowiedzi.
- Aha... - Major potarł się dłonią po karku.
Peter przez moment przyglądał się Hanie, po czym sięgnął do kieszeni i podał Azjatce jednodolarówkę. Azjatka wstała i przypatrywała się mu w całkowitym niezrozumieniu. - Słuchajcie to dziwne, nie wiem w co się bawicie ale nie jest to zabawne.
- Jest rok 2018. A dokładniej 16.09.2018 - Wyjaśnił w końcu Baker prosto z mostu, zerkając przy okazji na Ryotaro, i wymieniając z nim porozumiewawcze spojrzenie. Azjata miał być gotowy, gdyby Hanie się zemdlało...
- Sprawdź datę wybicia monety - zasugerował Peter.
- Co?! - Hana spojrzała na Majora a potem po reszcie, najbardziej przerażające było to, że ich twarze jasno mówiły że nie żartowali. Sięgnęła po monetę i zobaczyła datę jej wybicia. Zakryła usta dłońmi tłumiąc cichy strachliwy jęk. Najwidoczniej realizacja właśnie ją dopadła. Powoli osunęła się na miękkich nogach na ziemię, ale nadal przytomna. Teraz patrzyła po reszcie wzrokiem strachliwej sarenki. - Ale jak?... przecież liczyłam dni...minęły tylko trzy miesiące….jak? - Wypowiadała słowa do reszty aby ktoś jej to wytłumaczył.
- Spokojnie... - Miyazaki lekko ją przytrzymywał, i uspokajał łagodnym tonem.
- Nie wiemy - Odezwał się do tej pory milczący Collins - Ale jesteśmy na wyspie, gdzie żyją dinozaury, które wyginęły miliony lat temu. Może wyspa, sama w sobie, powoduje jakieś anomalie czasowe? Może ta wyspa jest… poza czasem i przestrzenią? - Inżynier uśmiechnął się sympatycznie.
- Jeśli i nas to dopadło, to na zewnątrz minął rok... - wysunął (niezbyt optymistyczne) przypuszczenie Peter.
- Nie ma pewności - Wtrącił Honzo - W końcu już by kogoś po nas przysłali?
Peter nie miał tej pewności. Może tu czas płynął inaczej, a może wyspa wędrowała w czasie.

- Dwadzieścia osiem lat...moja rodzina...mój ojciec… - Hana zaczęła mamrotać, przegapiła tyle czasu, jeśli jej wypadek nie dopił już chorego ojca to nie było żadnej możliwości żeby dożył tyle w jego stanie. Do tego jej młodsza siostra dwadzieścia osiem lat jak musiała się zmienić. Czy miała rodzinę czy jeszcze żyła. Ryotaro podał jej ‘podrasowaną’ herbatę którą wypiła na raz.
- Najlepiej by było, odprowadzić panią Heo do jej namiotu? - Powiedział Major.
- Dwadzieścia osiem lat.- Powiedziała Hana do siebie dając się pociągnąć w górę przez Azjatę.
- Może medyk i coś na uspokojenie? - Peter spojrzał na Hanę.
- Nie, dziękuje… może herbaty… była dobra - Powiedziała pilotka powoli idąc w stronę swojego namiotu.

Po rewelacjach tego wieczoru Heo była mocno… roztrzęsiona mówiąc najdelikatniej. Ciężko klapnęła przed swoim niebieskim namiotem i czekała w ciszy, aż Ryo wróci z herbatą. Tony myśli przetaczały się przez jej mózg. Część smutnych a część tak abstrakcyjnych że nadal trudno jej było się z tym pogodzić.
Kiedy Azjata wrócił spojrzała na niego swoimi przestraszonymi sarnimi oczyma.
- Dziękuje…- powiedziała odbierając od niego napój. - ... wydawało mi się, że mieliście wczoraj wypić już cały alkohol. - uśmiechnęła się słabo do Ryo.
- Oficjalne zapasy, tak, nie ma już nic. Ale czasem ma ktoś schowaną jakąś prywatną flaszeczkę... - Przelotnie się uśmiechnął.
- Dziękuję to miło z twojej strony...posiedzisz ze mną? - Spytała nieśmiało pilotka. - To...te dwadzieścia osiem lat…trochę mnie przytłoczyło.
- W sumie nie można tego porównywać, ale dla nas to również spore zaskoczenie - Ryo usiadł - I tak… jakby to powiedzieć… takie coś, to już samo w sobie niezwykłe, będziesz sławna - Zażartował.
- No na pewno jestem najlepiej wyglądającą pięćdziesięciopięciolatką na świecie. - Kobieta zdobyła się na śmiech. - Choć nie wiem jak teraz to wszystko wygląda...dużo się zmieniło?
- Oj dużo, dużo, musiałbym nawet tak w skrócie, przez następne kilka godzin opowiadać… ale w sumie nie jest źle - Ryo odwzajemnił uśmiech.
- Choć teraz wiem dlaczego cały wasz sprzęt wygląda jak z jakiegoś filmu Si-Fi. - Powiedziała Hana popijając podrasowaną herbatę. - Hej ...bo to wszystko...to trochę za dużo..i nagle. Nie chce by to zabrzmiało … -Hana zaczęła tańczyć dookoła tematu i plątać się w słowach by w końcu zaczerpnąć głębokiego oddechu i powiedzieć. - Nie chce być dzisiaj w nocy sama...czy możesz...zostać ze mną?
- Yyy… no ten… - Ryo się wyraźnie zakłopotał - Mam wszystko opowiedzieć co cię minęło, tak?
- Zabrzmiałam jak jakaś kobieta lekkich obyczajów prawda? -Hana też się zakłopotała. -Po prostu … nie mam siły być tej nocy sama, i chętnie posłucham część rzeczy które mnie ominęły...ale możemy po prostu … posłuchać ciszy...brzmię coraz gorzej prawda?
- Zdecydowanie - Stwierdził krótko mężczyzna, dusząc śmiech, ale widząc minę pilotki, nieco spoważniał - Nie no, masz prawo być wytrącona z równowagi, ale skoro przeżyłaś sama na tej krwiożerczej wyspie bez broni i wyszkolenia tyle czasu, to i poradzisz sobie z tą sprawą - Uśmiechnął się do niej szczerze.
Hana trąciła go przyjacielsko łokciem, by chwile potem otrzeć swoje zawilgocone oczy. -Dziękuje, naprawdę pomagasz…zrobiłeś gdzieś na boku licencjat z psychologii?
- A wiesz, że trafiłaś w dziesiątkę? - Azjata roześmiał się krótko - Ale nie obawiaj się, nie musisz się kłaść na kanapie, a ja nie mam tu notatnika… ot porozmawiamy sobie tak na spokojnie. A właśnie, to może skoczę po jakąś małą przekąskę, czy już w sumie za późno?
- Kiedy byłam sama i miałam momenty poczucia ...no przytłaczającej beznadziei, tak jak w tym momencie...pozwalałam sobie na grzyby, .. te co Becker wypomina przy ostatnim ognisku...i mi skonfiskował... pomagały się zrelaksować w naprawdę mrocznym czasie. - Przyznała się Hana w końcu zdobywając się na otworzenie się przed kimś.
- No cóż, są różne sposoby relaksu… - Odparł wielce neutralnie Ryo - ...ale skoro już ich nie masz, to co teraz?
- Przywiozłam z jaskini...chcesz kiedyś spróbować? - Przyznała się Hana w równie neutralnym tonie, po czym dodała. - Nie dzisiaj, w końcu jutro jedziesz badać ‘UFO’....to zostaniesz? - Odwróciła się do niego, jej oczy nadal były trochę szkliste, ale na twarzy gościł przyjazny i ufny uśmiech.

Ryotaro Miyazaki aż się zapowietrzył na słowa Hany, po czym jego brwi lekko się uniosły.
- Masz nową porcję grzybów? Czy… czy mógłbym je zobaczyć? - Początkowe zaskoczenie i ton Azjaty w mgnieniu oka złagodniały, i on również uśmiechnął się przyjacielsko.
- Jasne, chodź… - Hana dopiła reszte herbaty i wpełzła do namiotu. W środku zapaliła małą latarkę słoneczną. Dawała akurat tyle światła by w ciemności znaleźć odpowiednie zawiniątko. W środku były trzy spore grzybki, trochę podsuszone, ale nadal mięsiste. I nagle do tego namiotu wtarabanił się Ryo.
- I jak tam? - Spytał Hanę.
- W porządku, tak naprawdę nie myślałam, że jeszcze przyjdzie mi go kiedyś użyć jaskinia wydawała się wtedy lepsza do mieszkania.
- Mogę zobaczyć te grzyby? - Spytał.
- Jasne..- Hana przysunęła otwarte zawiniątko w światło. -Biologią też się interesujesz?

Ryo cicho zagwizdał, oglądając prezentowane przez Hanę okazy, a po chwili z wielkim uśmiechem zaczął zasypywać ją jakimiś nazwami, chyba pochodzącymi z łaciny.
- No niezłe Hano, niezłe - Uśmiechnął się do niej, podtrzymując jej dłoń z zawiniątkiem swoją dłonią… i nagle oboje spojrzeli sobie prosto w oczy, i chyba i oboje dostali rumieńców. Mężczyzna szybko cofnął swoją rękę.
- Heh dzięki to miłe… - Rozbrzmiał cichy głos w namiocie. - Więc ...mój kontakt ze światem skończył się na początku drugiego półrocza 1990 wydarzyło się tam coś ciekawego?
 
Obca jest offline  
Stary 01-04-2019, 20:15   #158
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozmowa z majorem

Wieczorem lista była gotowa, lecz (jako że nie była wymysłem Petera) należało ją przedstawić najbardziej zainteresowanej osobie.
- Majorze, lista wart - powiedział Peter. - Wystarczy ogłosić czy najpierw przedstawić do zatwierdzenia?
- Pokaż no. - Major rzucił okiem na listę, co trwało ledwie może pięć sekund - Dobrze jest, to daj znać wszystkim, kto o której.
- Jakie plany mamy na jutro? W jakim składzie jedziemy badać tę skałę? O której wyjazd? - spytał Peter, woląc już teraz się dowiedzieć, jakie jeszcze obowiązki na niego spadną. - Pan też jedzie, majorze?
- Daj mi chwilę, niech pomyślę. W każdym bądź razie jedziemy na dwa jeepy, ja też, tak.
- Kto zostaje w obozie - "Sosna", czy ja? - Peter uznał, że raczej nie wypada zostawiać obozu bez nadzoru.
- Powiedziałem, daj mi chwilę? - Baker zmarszczył brwi. - A co, chcesz tu zostać na miejscu, czy co?
- To zależy od potrzeb... W końcu to nie wakacje. Robi się to, co trzeba. - Peter wzruszył ramionami. - Ściana wydaje mi się ciekawa, ale ktoś zostać musi.
- Potrzebujemy przy ścianie Collinsa, Miyazaki, może się i Alazraqui przydać. Miles na wszelki wypadek jako lekarka… Frost do dokumentacji. Może i Chelimo by się przydał jako pomoc techniczna. Potrzebują obstawy, wiadoma sprawa - Major zaczął w końcu układać jakiś plan.
- Dwa jeepy to będzie z dziesięć osób - wtrącił Peter. - A skoro Miles, to i Cooke powinna z nią jechać. To by dało osiem osób. No to jeszcze dwie osoby bez trudu by się zmieściły.
- Przecież “T” zostaje przy Lie? “Bear” będzie pilnował lekarki - zdziwił się Major.
- Co takiego? - Peter z zaskoczeniem spojrzał na majora.
- No była tu u mnie chwilę temu, i powiedziała, że chce powrotu starej ochrony wokół siebie, a więc Kaai i “T” - Baker wzruszył ramionami.
- No, mnie nie raczyła poinformować... - powiedział Peter. "A to wredna małpa", pomyślał. - To znaczy, jak rozumiem, że już nie muszę jej niańczyć...? - Nie wyglądał na zmartwionego tym faktem. - Baba z wozu...
Major spojrzał na Currana z dziwną miną, i pewnie sobie swoje pomyślał.
- No wychodzi na to, że nie - Baker starał się zachować powagę.
- W takim razie, jako człowiek bez zobowiązań, mogę jechać do tej ściany - stwierdził Peter. - O której jedziemy? O ósmej? Wcześniej?
- Tak, wyjazd 800 - Major dziwnie się skrzywił.
"Upierdliwy dupek", pomyślał Peter, gdy zrozumiał, o co chodziło majorowi.
- Tak, 800 - poprawił się. - Poinformuję zainteresowanych - powiedział.
- W porządku. To wszystko? - spytał głównodowodzący.
- Wszystko - odparł Peter.



Dorothy i Peter

Po rozmowie z Marcusem Dot rozejrzała się za Peterem. Wypadałoby i jego poinformować o zmianach. Chociaż przez chwilę włączyła z pokusą aby te rewelacyjne zostawić na następny dzień. To jednak byłaby szczeniacka zagrywka i nie licowałaby z ani z wiekiem ani z sytuacją.
Dorothy lekko, zwiewnie i z uroczym uśmiechem na ustach podeszła do sierżanta.
- Jutro możesz sobie odpocząć od ciężaru niańczenia mnie - powiedziała neutralnym tonem.
- Tak? - Peter spojrzał na nią z zainteresowaniem. - Mam urlop? To miłe z twojej strony, że dajesz mi dzień wolnego. Major już wie?
- Tak, rozmawiałam z Bakerem. Jest, jak to ujął, w-niebo-kurde-wzięty - powiedziała z przekąsem. - Ale czy da ci wolne, to nie wiem. Rozmawiaj z nim.
- Dość obrazowo to ujął. - Peter pokiwał głową. - W każdym razie dziękuję, że mi powiedziałaś.
- Nie rozumiem, dlaczego tak marudzi. Dostaje z powrotem jednego ze swoich sierżantów i narzeka. - Dot zaczęła głośno wyrażać swoje zdanie. - To pewnie ten stres i nieumiejętność radzenia sobie z nim.
- Marudzi? Może nie lubi częstych zmian? A może uznał, że jeden dzień to za mało? - Peter usiłował zgłębić powody takiego a nie innego podejścia majora do zagadnienia.
- Może. - Lie wzruszyłam ramiona. - Generalnie wracamy do starego układu. Przynajmniej na jutro.
- Przyjemności zatem. - Peter skinął głową. - Przynajmniej nie ja będę ci zatruwać życie - dodał.
- A tobie co się stało? - Ruda była mocno zdziwiona reakcją najemnika i wcale tego nie kryła.
- Ja cię nie rozumiem... Przecież narzekałaś na, jak by to rzec, nadopiekuńczość. Nie nazwałaś tego co prawda zatruwaniem życia, ale zachwycona nie byłaś.
- Bo przesadzałeś z tym wczuwaniem się. - Dot odpowiedziała spokojnie. - Wcześniejszy układ był lepszy. Nawet jeśli nie dawał możliwość bycia sam na sam kiedy się tego chciało.
- Widać nie mam wyczucia. - Peter stłumił uśmiech. - Przykro mi, że przeze mnie nie mogłaś rozwinąć skrzydeł... - powiedział z udawaną skruchą.
- Nie nabiorę się na to - Rudowłosa kobieta pokazała mężczyźnie język uśmiechając się jednocześnie.
- Na żal, czy na skrzydła i ich rozwinięcie? - Uniósł brwi.
- Na żal - odpowiedziała kiwając głową z dezaprobatą.
- A zatem uważasz, że pilnowanie i krępowanie twej inicjatywy sprawiało mi przyjemność? - Peter spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Raczej pokazywanie mi jaka jestem nieroztropna. - Po tonie jej wypowiedzi trudno było określić czy mówi poważnie czy żartuje.
- Ładnie mnie oceniasz... - Skrzywił się. - Ciekawy mam charakter, jak widać...
- Jak dotąd nie przyjmowałeś się zbytnio tą oceną.- Zauważyła nieco ironicznie.
- Wcześniej aż tak wyraźnie jej nie przedstawiłaś.
- Bo uwierzę, że urzekłam cię swoim.- Dot dalej ciągnęła ironicznie.
- Na ten temat się nie wypowiadałem.
- Jeśli nadal oboje mamy być zadowoleni, to powrót do poprzedniego układu jest najlepszym wyjściem.
- Si, signora. - Peter skłonił się lekko.
- Wiedziałam, że jesteś rozsądnym człowiekiem. - Dot prowokacyjne zaczęła uwodzić palcem wskazującym prawej ręki po torsie Currana uśmiechając się przy tym lekko.
- Rozsądny człowiek siedziałby w domu, przy kominku - odparł, z udawaną powagą, Peter.
- Raczej strachliwy - odpowiedziała mu, a jej palec, znacząc zawiły szlak, zsunął się niżej, po brzuchu, w kierunku paska od spodni. Sama Dot w tym czasie wpatrywała się mężczyźnie prosto w oczy.
- Niektórzy nie odróżniają jednego od drugiego. A jeśli chcesz się tak bawić - złapał ją za rękę - to zapraszam do mnie. - Skinął głową w stronę swego namiotu. - Po mojej warcie na przykład - dodał.
- Do ciebie?- Dorothy powoli przeniosła wzrok na namiot mężczyzny. A figlarny uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Domek ciasny ale własny - odparł.
- Po twojej warcie? - Lie ponownie spojrzała na mężczyznę starając się jednocześnie uwolnić swoją dłoń z jego uścisku. - Czyli kiedy?
- Po północy. - Peter przeniósł wzrok z twarzy kobiety na jej rękę, potem ponownie na twarz i wtedy poluzował uścisk. - Zawsze będziesz mile widzianym gościem - dodał.
-[i] Zobaczymy [i]- powiedziała Dot. - Tymczasem... pa.- Pomachała mu na do widzenia tą ręką, która przed chwilą trzymał.
"Ta, jasne...", pomyślał Peter.
- A słyszałaś newsa...? - spytał, nim Dot zdążyła zrobić choćby krok. - O Hanie?
- Nie, nie słyszałam.
- Wszystko wskazuje na to, że Hana rozbiła się na tej wyspie w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku - poinformował Peter.
- Co?- Pani Lie była wyraźnie zdziwiona.
- Tak wynika z jej paszportu... ponoć autentycznego, zdaniem majora i Ryo. I Honzo...
- Ponoć… ona od początku wydawała mi się podejrzana. Te jej wszystkie pytania o sprzęt i kto tu jest najważniejszy.- Po minie widać było, że Dorothy wcale nie wierzy w te rewelacje.
- Wyglądała na autentycznie zaskoczoną. No i na osobę, która faktycznie przebywała na tej wyspie dużo dłużej, niż my. A przecież wyspę odkryto parę dni temu.
- Jak radzieccy kobiety-szpiedzy w czasie zimnej wojny.- Słowa Currana jakoś nie przekonały botanik.
- Prawda wyjdzie na jaw, gdy wrócimy do cywilizacji... Ale warto było zobaczyć jej minę, gdy się dowiedziała, który mamy rok.
- Czyli aktorka z niej niezła.- Dot pokręciła głową z dezaprobatą zastanawiając się jednocześnie jak Peter może być tak łatwowierny.
- Cóż... Porozmawiaj z nią. Pewnie zdołasz ją przyłapać na jakimś kłamstwie. - W głosie Petera zabrzmiał delikatny cień ironii.
- Mam ciekawsze rzeczy do roboty. - Dot wyraźnie nie była zachwycona ani tekstem ani melodią na jaką zaśpiewał jej rozmówca. I wyraźnie dała mu to odczuć.
- W takim razie nie będę cię zatrzymywać - stwierdził Peter.
- Szkoda.- Powiedziała rudowłosa jakby rzeczywiście żałowała odchodząc od najemnika w kierunku swojego namiotu.
Peter, rozbawiony, odprowadził ją wzrokiem, po czym sprawdził godzinę. Miał jeszcze kilka chwil, zanim miała zacząć się jego warta.
Wszedł do swego namiotu by zabrać parę niezbędnych drobiazgów.

Inwazja żab

Hana i Ryo słysząc zamieszanie na zewnątrz wyściubili nosy z namiotu. W odróżnieniu od innych par, ci byli nadal przyzwoicie ubrani. Hana poświęciła latarnia na małą armię płazów. - Wow, skąd ich się tyle wzięło?
Dorothy, wybudzona ze snu, również wychyliła głowę ze swojego namiotu.
- To jakaś biblijna plaga? - Zapytała rozglądając się sennie obozie.
- Obiad sam do nas przyszedł - powiedział Peter, przyglądając się fali płazów z wysokości jeepa.

- Nie dotykać ich!! - Wydarła się nagle Sarah - Zamykać namioty na wysokość metra, albo wyżej! Sądząc po ich kolorach mogą być wyjątkowo trujące!!

- Ona może mieć rację - Mruknął do Hany Ryo - Lepiej żeby z nimi nie mieć kontaktu.
- Lepiej dmuchać na zimne. - Powiedziała Hana chowając się do namiotu. -Pomożesz? - zwróciła się do Miyazakiego. zaczynając zapinać połę namiotu.
- O matko!! Ratunku!! Atakują nas żaby!!- Wykrzyczała z rozbawieniem Dot przyglądając się skaczącym, kolorowym żabkom. A że z namiotu wystawiła tylko głowę, więc zamek w nim zaciągnięty był na wyżej niż metr.
- Porąbana sytuacja.- rzekł bardziej do siebie, niż do innych zerkając dookoła przez szczelinę w wejściu namiotu.-A my nie mamy miotaczy ognia. Jak niby się mamy tym zająć?
- Może po prostu przeczekać, aż sobie pójdą? To wygląda na jakąś ich ten… migrację, czy jak to się tam nazywa? - Dało się słyszeć głos Collinsa, zapewne z jego namiotu.
- Wszyscy cali? Odzywać się! - Zarządził Major, i po chwili z namiotów dobiegały zgłoszenia uczestników ekspedycji…
- Mnie jest pół! - Zażartowała w odpowiedzi Lie.
- To i tak o dwa za dużo - Odpowiedział jej Baker.
-Tu też cali!- ryknął Sosnowsky, przyglądając się wrednym płazom przez szczelinę w namiocie.
- Baker, kochaniutki, widzę, że ci humor dopisuje - zaśmiała się Ruda słysząc słowa majora.

- Gdzie “T”?? - Spytał nagle Kaai.
- Nie na z tobą w namiocie? - Zdziwiła się rozglądając jednocześnie za najemniczką.
- "T" powinna być na warcie - odparł Peter. - "T", gdzie jesteś? - spytał przez radio.
- Robię za Tarzana - odezwała się w końcu Cooke.
- No i…? No i…? - Zaczęła niecierpliwie dopytywać się Dot. - Gdzie ona jest?
- Wisi na drzewie - odpowiedział jej Kaai.
- Na drzewie?- Zdziwiła się Lie. - Co ona tam robi?- Zapytała już ciszej samą siebie.
- Mogę po ciebie przyjechać, jeśli ci tam niewygodnie - zaproponował, żartobliwym tonem, Peter.
- Byle nie jeepem, bo Major się wścieknie... - Odezwała się w końcu po chwili “T”. Chyba przez chwilę musiała przemyśleć sprawę bycia “macho” i swojej sytuacji.
- Białego konia nie ma, ale mam w pobliżu quada - odparł Peter. - Powoli pora na zmianę wart, więc... Może być?
- Ehem - Stwierdziła krótko najemniczka...
Jako że major nie protestował, Peter uruchomił jeden z quadów i podjechał pod drzewo, na którym swą wartownię urządziła "T".
Chwilę później zmiana wart została dokonana, a trzydzieści minut dalej nastąpił koniec tej dziwacznej inwazji...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-04-2019 o 21:44.
Kerm jest offline  
Stary 05-04-2019, 04:02   #159
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
- Widziałaś już kiedyś takie żabki? - Ryotaro, będąc blisko Hany, w otwartym do połowy namiocie… niemal szepnął jej do ucha. Tak, stał bardzo blisko niej.

- Nie. Pierwszy raz widzę coś takiego...ale to ciekawy widok na swój sposób. - Jej słowa również były ciche, jakby bała się że coś głośniejszego zepsuje całą scenę. O ile nie zrobiły już tego wrzaski biolożek i reszty.

- Na swój sposób, ładny widok - Uśmiechnął się mężczyzna, zerkając na moment na Hanę, w sumie jednak obserwował widowisko w obozie - Ciekawe, czy to również nieznany, lub wymarły gatunek.

- Sarah może ci na to odpowiedzieć...złapać ci jedną ? Mam słoik. - Zaproponowała Hana patrząc na Ryo.

- Nie nie, lepiej nie, niepotrzebne ryzyko. Ty już tu wystarczająco ryzykowałaś i nie wyb… - Azjata zmieszał się i urwał w pół zdania - Obejdziemy się bez. Jak inni chcą, niech sobie łapią.

- Słusznie. Wiesz,..nie chce ..mhm… przez nie chyba nie masz wyboru jak zostać na noc. - Powiedziała Hana trochę oznajmująco i brzmiąc jednocześnie trochę zakłopotana.

- No wiesz… zawsze możesz mnie wyrzucić… na pewną śmierć? - Zaśmiał się Ryo.

- Nie mam takich zamiarów, niemniej mam tylko jeden śpiwór i poduszkę…. - Powiedziała i cieszyła się, że panował tam półmrok bo poczuła się gorąca na twarzy. Rozpięła swój śpiwór i rozłożyła go na całej szerokości namiotu. Ściągnęła buty i spodnie mimo, że chwile później zorientowała aprpopo jak ‘śmiałe’ było to zachowanie. Starała się jednak skupić na tu i teraz i by zamaskować swoje zakłopotanie pchnąć ten dzień ku końcowi.

- Idziesz spać? - Zapytała siadając po jednej części namiotu dając Ryo trochę miejsca.

- W sumie już późno… tak, powinniśmy się zdrzemnąć - Ryotaro rozejrzał się po namiocie - Jakoś sobie poradzimy co? - Uśmiechnął się przelotnie, po czym ściągnął buty i położył, zachowując przyzwoity odstęp od Hany.

-Chcesz poduszkę? Ja mogę zwinąć sobie ręcznik. - Zaproponowała w końcu był gościem. Do tego ta noc była jednak wymuszona przez kolorowe płazy.

- Ja też w sumie mogę mieć ręcznik, jak tam wolisz - Odpowiedział w półmroku namiotu mężczyzna.

- Jesteś gościem, nawet jeśli trzymanym tutaj przez żabki, więc nalegam.- Powiedziała cicho i wyciągnęła poduszkę w jego stronę.

- Dobrze. Dziękuję - Ryo odebrał poduszkę, i w sumie nastała cisza w namiocie. Ktoś na zewnątrz chyba odpalił quada i przejechał nim przez obóz, po kilku minutach jednak odgłosy ustały, podobnie jak rozmowy w obozie, a skrzeki żabek powoli cichły. Najwyraźniej kończyły one swój przemarsz…

Wydawało się, że oboje zasnęli dosyć szybko. Przynajmniej Hana zasnęła szybko w końcu był to dla niej długi i dosyć emocjonalny dzień. Ciało i umysł potrzebowały odpoczynku i komfortu. Choć podświadomość i ciało miało lepsze metody na wypoczynek. Podświadomość i ciało najwidoczniej stwierdziły że lepiej będzie wypoczywać przytulając się do drugiego człowieka. Dodatkowo używając go jako poduszki, gdyż ręcznik jednak był do kitu.

Ryota albo podświadomie wyznawał podobne zasady albo miał dosyć mocny sen, gdyż ani się nie obudził ani nie wymanewrował się z objęć Azjatki.
 
Obca jest offline  
Stary 08-04-2019, 22:19   #160
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po inwazji żabek, reszta nocy minęła już spokojnie, i można było w końcu udać się na zasłużony sen. Noc minęła różnie, dla różnych osób. Niektórzy mieli ją upojną, inni spokojną, jeszcze inni… samotną. Obyło się jednak bez ekscesów.


Pobudka była dosyć wcześnie, krzątanina obozowa zaczęła się bowiem już o siódmej rano. Pakowano potrzebne rzeczy na wyprawy, doglądano pojazdów, przydzielano do nich ludzi, a nad wszystkim czuwał Major.

Do ściany miały jechać dwa jeepy. Za kierownicą pierwszego był Baker, obok niego siedział Collins. Na tylnych siedzeniach, Ryotaro, w środku Hana(która zgłosiła się na tą wyprawę w ostatniej chwili), całkiem po prawej zaś Peter. Chelimo miał pecha, dostając się na pakę. Drugi wóz prowadził “Zapałka”, obok niego Honzo, z tyłu Frost - z karabinem wepchniętym w łapy przez Majora i krótkim komentarzem, co ma z nim w razie czego zrobić, a co się stanie, jak tego nie zrobi - na środku Kim, po jej prawej “Bear”. Na pace zaś Larry

....

Druga wyprawa, w liczbie dwóch quadów, a składzie Dorothy, “T” i Kaai, miała wyruszyć do jaskini z wybuchającymi grzybkami, rudowłosa chciała koniecznie zebrać tam jakieś próbki, i wykonać inne takie, przynudnawe naukowe rzeczy. Ledwie jednak byli gotowi do drogi, już zrobił się niezły cyrk.

Lie upierała się, iż chce jechać na quadzie sama, i koniec i basta. Początkowe, zdziwione pytania, przerodziły się w dyskusję, a ta po chwili niemal już w kłótnię. Dot - niczym dziecko - bez żadnych argumentów zapierała się przy swoim, i żadne tłumaczenie jej nie przekonywało. Miała gdzieś, że tak będzie bezpieczniej, że ktoś musi ochraniać jej plecy, że siedzący za nią, będzie miał łatwiej, by otworzyć ogień do jakiegoś zagrożenia, albo nawet robić w najgorszym przypadku, za żywą tarczę, gdyby jakiś stwór zaatakował Lie od tyłu. Nie. I. Chuj.

Kaai odwrócił się więc na pięcie, po czym pomaszerował do Bakera. Obaj zniknęli na jedynie minutę w namiocie tego ostatniego, a gdy najemnik wrócił, chował coś za pazuchą, pod kamizelką taktyczną.
- Możemy jechać - Odezwał się obojętnym tonem, już nieco spokojniejszy, niż wcześniej, po czym usiadł na drugim quadzie, choć nadal z “chodzącą szczęką”, i przywołał do siebie gestem dłoni “T”. Najemniczka była chyba nieco zdziwiona takim obrotem spraw, a na pewno i tym wszystkim również nieco wkurzona.

- Proszę bardzo, jedziesz sama, i przodem - Marcus zwrócił się do Dot - Za nami bowiem na pewno nie pojedziesz… och, ale ty nie wiesz gdzie… w tamtym kierunku - Wskazał przed siebie palcem.

No to pojechali (i co dwie minuty musieli jej pokazywać w jakim kierunku należy jechać, i gdzie skręcić, i tak dalej, i już od pierwszych minut oboje mieli dosyć tego dnia).

….

W obozie został wciąż utykający, i poruszający się o jednej kuli Alan Woods, van Straten, Sarah, no i “Sosnowsky”.
- Idę na polowanie - Oznajmił ledwie po kilku minutach myśliwy, po czym zaczął się przygotowywać do opuszczenia na piechotę obozu.

~

- Masz jakieś sensowne pomysły na kilka najbliższych godzin? - Elsworth spytała jasnowłosego najemnika, nie dając mu jednak w sumie czasu na odpowiedź - Wybrałabym się bowiem na pobliską polankę, w celu dalszych badań dinozaurów. No chyba, że wolisz iść z Wenstonem, albo tam na co masz ochotę?





Jaskinia

Na samym quadzie doktor Lie radziła sobie nawet dobrze, i obyło się bez żadnych problemów w trakcie godzinnej jazdy przez dżunglę… choć w sumie to zaczynał ją już boleć tyłek. W trakcie jazdy z kolei nic ich nie zaatakowało, nic nie chciało przerobić na posiłek, nie wyskoczyło z otaczającej zewsząd zieleni. Było więc w sumie dobrze, i jak do tej pory wszystko wyglądało na sielankę.

….

W końcu również dotarli na miejsce, i znaleźli się przed ową jaskinią, gdzie kilka osób dostało “głupawek”.
- Najpierw sprawdzę czy jest pusto - Powiedział Kaai tonem nie znoszącym sprzeciwu. Ubrał maskę gazową, włączył latarkę podwieszoną pod karabin, po czym wszedł do środka, znikając gdzieś na pięć minut.

Wreszcie dał znać, iż wewnątrz było “czysto”.







Wzgórze

Oba jeepy dotarły bez problemów do wzgórza z dziwaczną ścianą. Po drodze tylko raz była mała przygoda z jakimś pomniejszym dinozaurem, wszystko jednak skończyło się z cyklu “wpadliśmy na siebie przypadkiem, on się wystraszył i uciekł, koniec ekscesów”.

Przy wzgórzu wyładowano cały sprzęt z obu pojazdów, tworząc szybko coś na kształt małego obozu polowego, zajęto się również ogólnie pojętym zabezpieczaniem terenu, a spece samą ową tajemniczą ścianą. I oczywiście znowu były zakłócenia łączności, a nawet i inny sprzęt elektroniczny, jaki mieli na posiadaniu, od czasu do czasu szwankował.

….

Honzo po ponownym, trwającym kwadrans obchodzie wzgórza, postawił diagnozę, iż nie jest ono naturalnego pochodzenia, a po fakcie, jak jest zbudowane, co na nim rośnie, i poszczególnych warstwach gleby, wywnioskował, iż… owe wzgórze ma około 500 lat.

- Ale moment, że jak? Przecież powstanie jakiegoś wzgórza trwa tysiące, czy tam i miliony lat, tak słyszałem?? - Spytał “Bear”, na co Geolog zaśmiał się pod nosem.
- Wniosek jest prosty kolego, ktoś lub coś w jakiś magiczny sposób nasypało tu to wszystko, przykrywając ten bunkier, czy co tam w środku jest - Alazraqui wykrzywił pysk w lisim uśmiechu. On coś wiedział, nie mówił im wszystkiego…

….

Collins i Ryotaro zbadali dokładniej samą ścianę, pobierając nawet jej - właściwie to niemal mikroskopijne - próbki. Inżynier w końcu stwierdził, iż sama ściana nie jest wykonana z żadnego, znanego jemu stopu, co potwierdził Azjata, a robiąca za jego asystentkę Hana robiła dobrą minę do złej gry.

Bliższe oględziny drzwi, oraz ich już całkowite odkopanie, ujawniły… ich zaawansowany stopień techniczny. Nie, to zdecydowanie nie były typowe drzwi jakiegoś bunkra.


- Wysadzamy? - “Zapałka” uśmiechnął się pod nosem do Bakera.
- Ale z wyczuciem - Przytaknął Major.

Kurt rozmieścił więc kilka małych ładunków, na obwodzie drzwi, użył również lontu detonującego, i po paru minutach doszło do kilku małych wybuchów… które owe drzwi jedynie naruszyły. Gdy zaś opadł kurz i pył, użyto po prostu łomów, ludzkich mięśni, oraz kilku pomniejszych narzędzi, i w końcu droga stała otworem…

Baker szybko przepędził ciekawskich, a następnie wykonano serię badań wśród ziejącego ciemnością otworu. Czy aby powietrze wewnątrz nie jest trujące, czy da się w środku oddychać bez butli z tlenem, czy nie ma czasem czegoś radioaktywnego.

Wszystko było w normie.

- Curran na szpicy, za nim idę ja. Następnie Collins, Miyazaki, Frost dokumentuje, z tyłu “Zapałka”. Ciągłe monitorowanie powietrza wewnątrz. Reszta tu zostaje i na nas czeka. Zbierać graty, wchodzimy za dwie minuty - Zarządził Major.







***

Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 15-04-2019 o 08:54.
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172