|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-02-2007, 19:03 | #41 |
Reputacja: 1 | Noiret "Prawo do zamieszkania na terenie Korony i godną roczną pensję" - powtórzył w myślach Nicolas. Gdyby nie powaga całej sytuacji najchętniej wyśmiałby tego anglika ale najwyraźniej on tu pociągał za wszystkie sznurki. Nie robił tego dla pieniędzy i chwały a tym bardziej nie sądził, że jeszcze tu wróci. Oszczędził jednak uwag swoim gospodarzom. -To zaszczyt poznać tak zacnych kawalerów.- Powiedział po czym zwrócił się do Fitzpatricka w podobnym tonie jak księża grożący grzesznikom ogniem piekielnym- Nie wiem doprawdy po co pytasz o naszą przeszłośc skoro zostaliśmy poleceni do tej misji o której zresztą nic jak na razie nam nie wiadomo. Ale żeby ciekawość twoją zaspokoić powiem krótko. Rana nogi która, do tej pory mi w wilgotniejsze dni doskwiera a które tu zdarzają się dosyć często, jest główną tego przyczyną. Przez nią nie mogłem z wojskami na nowy rok odpłynąć do Francji i zostałem tutaj. - Najwidoczniej nie mają nikogo lepszego na moje miejsce. Noiret zacisnął mocno pięści. czuł, że nie powinien w ten sposób odpowiadać temu człowiekowi ale słowa same cisneły sie na usta. |
25-02-2007, 19:28 | #42 |
Reputacja: 1 | 10 V – wieczór, Londyn Fitzpatrick uroczo uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i zÅ‚ożyÅ‚ przesadny ukÅ‚on: - Ależ Wasza Wielebność, nie chciaÅ‚em ciÄ™ urazić. Pytam, bo chcÄ™ wiedzieć kim jesteÅ› i z kim mi przyjdzie podróżować. A tu ani nazwiska, ni imienia. Nie wypada przecież zwać ciÄ™ po prostu "klechÄ…", "papistÄ…" tudzież "czarnym sÄ™pem", nieprawdaż Wasza Wielebność? A i coÅ› wiÄ™cej można by o sobie rzec, by w zgodzie pozostać z jakże zgodnymi z chrzeÅ›cijaÅ„skim Å›wiatopoglÄ…dem sÅ‚owami: "Nie czyÅ„ bliźniemu co Tobie niemiÅ‚e". Poza tym kto wie, moÅ›ci Noiret, czy nie bÄ™dziemy musieli razem współpracować. N'est-pas? Dlatego raz jeszcze proszÄ™ o przedstawienie siÄ™ i powiedzenie czegoÅ› o sobie, bo od tego może zależeć powodzenie misji, na czym i mi i wam, czego pewien jestem, zależeć bÄ™dzie. |
25-02-2007, 20:33 | #43 |
Reputacja: 1 | Noiret Nicolas wziął głęboki oddech zastanawiając się nad słowami Fitzpatricka. -Przepraszam najmocniej, jestem zmęczony podróżą i zaczynam pleść głupoty.- Skinął lekko głową nie odrywając wzroku od oczu przyszłego dowódcy.- Nicolas Noiret do pańskich usług. Nie ma jednak wielu rzeczy z mojej przeszłości godnych uwagi abym się nimi chwalił. Muszę pana również zmartwić. Porzuciłem stan duchowny jakiś czas temu ale rozumiem, że jeszcze długo gdzie się nie udam przydomek księdza będzie mi towarzyszył. - Na szczęście zdołał opanować swoje nerwy związane z wieloma wątpliwościami jakie posiadał. - Co do mojego oddania misji możesz być pewny. Wiele tego dowodów leży martwych we Francji. - Poczuł, że krzyże i noga rzeczywiście go bolą jednak postanowił nie pokazywać tego po sobie. Jeżeli przyjdzie mu przebywać w takiej kompanii jedynym wyjściem będzie okazywanie sobie wzajemnie szacunku. |
25-02-2007, 21:45 | #44 |
Reputacja: 1 | - Daniłłowicz.- warknął, gdy lord Castlereagh usiłował wymówić prawidłowo jego, dla Anglików skomplikowane, nazwisko. Niewiele było rzeczy, które potrafiły go bardziej zdenerwować. Odruchowo chciał skierować rękę ku rękojeści swej szabli, lecz w czas przypomniał sobie, że nie jest ani w karczmie, ani na kolejnym sejmiku, będącym jedynie okazją do pochlania, porzezania i ryćkania świeżo owdowionych kobitek. - Samuel Daniłłowicz, z tych najznamienitszych polskich Daniłłowiczów. Weteran z Haiti, żolnierz i...- przerwał, spoglądając rozbawionym wzrokiem na Fitzpricka, czekając na nadchodzące zaskoczenie- Publicysta. Do niedawna osobisty asystent pana Baringa, w tej chwili pański zastępca.- skończył i, co stawało się powoli jego charakterystycznym znakiem, odwrócił się i wbrew wszelkiej kulturze podszedł do okna. Mógłby już być na morzu, mógłby nawet docierać do Francji i zająć się ich tajemniczym celem. Cała ta historia nie miała dla niego zbyt wielkiej wagi- owszem, zemsta na Napoleonie byłaby dla niego niebywałą przyjemnością, ale czekał już na powrót do Anglii. A raczej na to,co po nim może zyskać... Żołnierze... Paru muszkieterów, może strażników, przeszło pod oknem. A może spróbować siłą? Jest jeszcze młody, znajdzie z pewnością potężnych sprzymierzeńców, a osłabieni zaborcy mogą oddać Polskę i postawić się prącej Francji... Zapisze to z pewnością. Kolejna idea, niedługo będzie ich ze sto, a sprawa ciągle stoi... - Cel. Znasz moje imię, ja twoję też, teraz przyszła kolej na nasz cel.- odezwał się, spoglądając kątem oka na Fitzpricka. Rozgadany dupcyngiel i wiecznie milczący żołnierz- zaiste, ciekawy duet. To właśnie z nim przyjdzie mu współpracować przez najbliższe dni. Miał nadzieje, że pierwsze wrażenie ci do osoby Caspara było mylne...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
26-02-2007, 00:56 | #45 |
Reputacja: 1 | Balzac Bailleu Balzac dokładnie przyjrzał się przybyłym. Pierwsze słowa Caspara wywołały na jego twarzy lekki, niemal niewidoczny i tajemniczy uśmiech, który jednak zniknął w chwile po tym jak się pojawił. Słowa gospodarza, nawet te o nagrodzie, nie wywołały na nim żadnej widocznej reakcji, natomiast prośba Fitzpatricka tak. Odpowiedz Nicolais'a nie dziwiła go, w nim samym zresztą krew również się wzburzyła. Gdy Caspar zaczął "wyliczać" przydomki jakimi mógłby obdarować księdza jego wewnętrzne napięcie sięgnęło zenitu. Niewiele, rzeczy wyprowadzało go z równowagi, naprawdę bardzo niewiele, ale gdy ktoś drwił z osoby duchownej najchętniej zdzieliłby go w twarz. Ta wizja w zasadzie rozbawiła go bardzo i pomogła zapanować nad emocjami. Odpowiedz Daniłłowicza również wywołała delikatny uśmiech - krótka i treściwa - dokładnie taka jakiej się od niego spodziewał usłyszeć. Teraz jednak przyszłą jego kolej na wrzucenie swoich trzech groszy, wbił wzrok w Caspara i zaczął: Jak już szanowny gospodarz raczył przedstawić - tu na chwile odwrócił wzrok od Fitzpatricka i ukłonił się lekko głową Castlereagh'owi - nazywam się Balzac Bailleu i prawdę powiedziawszy czuję się w tym momencie lekko zaniepokojony - kontynuował z nutką ironii w głosie, lecz tak dyskretnej by nie można było mu zarzucić nietaktu - mam nadzieje, że do wykonywania misji, jak sądzę, dużej wagi nie bierze pan ludzi z ulicy lecz sprawdzonych bądź poleconych przez inne zaufane osoby i, że zapraszając mnie i zebrane tu osoby do tego domu jest pan w stanie powiedzieć kim jestem i kto za mnie ręczył bądź polecił bo niestety w dzisiejszych czasach, jak pan, mam nadzieje, wie nie możemy sobie pozwolić na komfort wiary na słowo - na koniec dodał starając się nawiązać do jego wcześniejszej wypowiedzi: Wasza mość, nie chciałem cię urazić. Być może źle zinterpretowałem pana intencje. Możemy się tu wszyscy licytować kto bardziej a kto mniej przysłużył sie sprawie jednak liczę, że sam fakt, iż tu jesteśmy dowodzi, że są tu osoby odpowiednie które będą w stanie wykonać powierzone im zadanie... chyba, że się mylę - skupił uwagę i w całkowitym bezruchu czekał na odpowiedz. Totalna amatorszczyzna, z zebranych w terenie pracował tylko ksiądz i polak. Po cholerę nam ten wypudrowany dupek - pomyślał w duchu. |
26-02-2007, 17:06 | #46 |
Reputacja: 1 | Jan Wymierski : Gdy generał zobaczył to co się dzieje w domu pułkownika Lajolaisa, zrobiło mu się słabo. Zaczął wyrzucać sobie, iż niepotrzebnie skierował się jeszcze do kawiarni, to mogło przecież poczekać. Może gdyby od razu udał się tutaj, mógłby wcześniej powiadomić wszystkich o aresztowaniu Pichegrau i być może nie dopuścić do dalszych zatrzymań. To wszystko można było powstrzymać. To wszytko było jego winą, mógł nie dopuścić do tego. Zawalił całą sprawę, wszystko co kiedykolwiek planował. Wymierski postanowił jednak sie nie poddawać. Nie mógł tego zrobić. Był to winny nie tylko swojemu Narodowi ale także generałowi Moreau i pułkownikowi Lajolaisowi. Szybko skierował swoje kroki na drugą stronę ulicy. Poruszał się tak, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń, nie chciał by ktokolwiek go teraz zauważył. Wszedł w uchyloną bramę i wyszukał wzrokiem jak najbardziej ukrytego miejsca. Tam się oparł o ścianę i przez chwilę ciężko oddychał. Próbował złapać oddech, co jednak nie przychodziło mu łatwo. Musiał teraz coś wymyślić. Co mógł teraz zrobić. Jutro miał spotkanie z VicePrefektem. Teraz po aresztowaniu wszystkich, nie wiedział czego sie tam spodziewać. Mogła to być zwykła rozmowa, jednak równie dobrze mogli tam na niego czekać uzbrojeni gwardziści, co w świetle nowych faktów było bardzo prawdopodobne. Zastanawiał się tylko, skąd Prefektura wiedziała gdzie znajduje się ich miejsce spotkań. Był pewien, iż ktoś musiał im donieść, nie wiedział tylko kto i dlaczego. Pieniądze ? Możliwe. Władza ? Równie prawdopodobne. Nie czas i miejsce jednak żeby teraz o tym myśleć, muszę znaleźć jakieś rozwiązanie dla tej całe sprawy. - pomyślał Generał, a następnie udał się do bramy. Próbował dyskretnie sprawdzić co takiego dzieje się w tym momencie w domu pułkownika. |
27-02-2007, 16:42 | #47 |
Reputacja: 1 | 10 V – wieczór, Londyn - Toteż panowie skoro już siÄ™ znamy, może pozwolimy lordowi Castlereagh przybliżyć zaÅ‚ożenia naszej misji. Wszak taka czwórka jak nasza, doÅ›wiadczonych wojaków, asasynów, by nie rzec morderców, nie wyrusza po to, by wypytać mieszkaÅ„ców Paryża o stroje i nastroje kurdupla z Korsyki. - Fitzpatrick perorowaÅ‚ znudzonym gÅ‚osem, gestykulujÄ…c delikatnie lewÄ… dÅ‚oniÄ… - Nieprawdaż, drogi panie Castlereagh? A do tego towarzystwo damy z Francji, hmmm nie wierzÄ™ jakoÅ›, iż to tylko przykrywka. Toteż, czy dowiemy siÄ™ już tutaj czegoÅ› wiÄ™cej? |
27-02-2007, 17:04 | #48 |
Reputacja: 1 | Louise Claudel Louise była kobietą faktycznie wygladającą na swój wiek, jednak wysoką, krzepką i o dziwo jeszcze całkiem urodziwą. Choć głębokie bruzdy i maleńkie blizny jakby od poparzenia na twarzy, zmatowiały wzrok oraz workowaty strój służącej mogły całkowicie skryć te resztki delikatności i urody jakimi się szczyciła wiele lat temu, gdy zaliczano ją i jej ród Rouseau do poczetu francuskiej szlachty... Teraz wyniszczona i "zdegradowana" żyła na służbie w pańskich domach w Londynie.. Jednak to życie było jej w pewien sposób bliższe, a z pewnością wygodniejsze dla niej , gdyż dawno już miała dość heroicznych wyczynów i walki o idee.. Nawet nie o własne.. Gdy ujrzała młodą La Blance starała się nie zdobywać na żadne refleksje dotyczące jej osoby... Widziała wiele takich panien, bo i wiele lat już spędziła w Anglii.. Wyobcowane, tęskniące za domem rodzinnym i ojczyzną, ale nie mające żadnego wyjścia.. "Gdybyś tylko wiedziała dziecko, za czym tak naprawdę tęsknisz.. " Podała kobietą napełnione kieliszki, które wcześniej zręcznie wniosła do salonu na tacy z prawdziwie kamienną twarzą, która nie tyle miała wyrażać wyższość, a jedynie zupełny spokój, opanowianie i brak jakichkolwiek uczuć, czy emocji.. Taką właśnie maskę zakładała na każdy nowy dzień, który musiała spędzać pośród ludzi i która prawie zupełnie w nią wrosła..
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania." |
27-02-2007, 17:35 | #49 |
Reputacja: 1 | No, grzeczny Fitzpatrick. Z pewnością nie ze względu na prośbę Daniłłowicza, a raczej ze względu na ciekawość, która jest tak charakterystyczna dla ludzki pokroju i stanu Caspara, mężczyzna zwrócił się do lorda. Samuel jeszcze cicho w myślach skomentował postawę "dowódcy", który sam nie znał celu zadania, po czym skupił się już na lordzie, który lada chwila pownien się odezwać. Zaintrygowało go jedynie podkreslanie przez Fitzpatricka określenia "mordercy". Polak nie życzył sobie, by tak go nazywano, ale nie o to chodziło- co oni mają tam zrobić? Napadać na wojska Napoloeona? Zorganizować sobie ludzi i zająć się większą wojną podjazdową? Czy może ich rolą będą kolejne nikczemne i parszywe skrytobójstwa spokojnych urzędników? Samuel czekał na słowa Castlereagha w skupieniu...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
07-03-2007, 20:16 | #50 |
Banned Reputacja: 1 | Fitzpatrick, Noiret, Bailleu, Daniłłowicz, Castlereagh. Hall w rezydencji sir Roberta wieczór 10 V. Lord poatrzył na zebranych, na jego wąskie usta wypłynął lekki usmieszek. Pochylił sie ku Casparowi i szepnął mu do ucha : - Poatrz naszym wilczkom wydaje się, że mogą stawiać nam warunki. Żyją tylko dzięki nam i tylko dlatego, że są dla nas użyteczni. Ach ci Francuzi... - westchnął i dorzucił. - Będziesz musiał narzucic im swoje reguły gry inaczej, gdy znajdą się we Francji, kto wie co strzeli im do głowy. Wyprostował się i przybrał typowo "angielski ton" : - Chciałbym żebyśmy się dobrze zrozumieli. Macie być panowie bezwzględnie posłuszni sir Fitzpatrickowi. Dla niektórych z was może łatwiej będzie się z tym pogodzić, jeśli dowiecie się, że sam Georges Cadoudal żąda tego. Co jest karą dla zdrajców szuańskiej sprawy wiecie. Zawiesił na moment głos. - Co zaś do zadania... Będziecie wiedzieć dokładnie tyle ile Korona Brytyjska i lord Fitzpatrick uzna za stosowne. Mówiąc krótko : po udanej wyprawie z jednej strony spokojne życie w Anglii, lub Francji po obaleniu korsykańskiego karła, sława i bogactwo, z drugiej śmierć jeśli zawiedziecie. Wolna i bolesna. Powiódł po zebranych zimnym wzrokiem i suchym tonem dorzucił : - Dziś prześpicie się tutaj, służba wskaże wam pokoje i poda kolację. Jutro rano doręczone zostaną wam koperty z dalszymi instrukcjami. To wszystko. Ponownie zwrócił się do Caspara : - Ciebie zaś proszę jeszcze na chwilę rozmowy w gabinecie. Noiret, Bailleu, Daniłłowicz Kiedy służba odprowadziła trzech mężczyzn do budynku, który najwidoczniej kiedyś służył służbie lorda za pomieszczenia. To prosty prostokątny budynek stojący w odległości ok 200 yardów z tyłu posesji. Parterowy, składa się z małych, pojedynczych izb (ok. 5 na 5 yardów ) z pojedynczym oknem wychodzącym na spory sad. Wyposażenie spartańskie. Pojedyncze łóżka, szafa, stół, taboret, na nim miednica, obok spory dzban z wodą. Służący, którzy was tu przyprowadzili ( same barczyste i milczące typy ) udzielili wam tylko krótkich informacji : zakaz rozmów między sobą i opuszczania pokoi po zmroku, czyli za około pół godziny,wtedy też przuniesiony zostanie posiłek, być do dyspozycji o świcie i... tyle. Fitzpatrick, Castlereagh. Gabinet sir Roberta. Lord zwrócił się do swego gościa. - I cóż Casparze o nich sądzisz ? ich dossier już przejrzałeś, teraz miałeś okazję zobaczyć. Masz jakieś uwagi ? Zapewniam Cię, że jeśli któryś nie znalazł uznania w Twych oczach... Wszak to tylko cudzoziemcy dodał wzruszając ramionami. __________________________________________________ __________________________ Le Blanc, Claudel, lady Esthera,pani Lajolais. Bawialnia w rezydencji Castlereagha wieczór 10 V. Panie chwilę jeszcze poplotkowały, po czym Mathilda w towarzystwie swej nowej służącej udała się do sypialni na piętrze. Tam Louise zajęła się przygotowywaniem łóżka, dla dziewczyny, ta zaś usiadła w fotelu przy kominku i zapatrzyła się w ogień. Miała sporo do przemyślenia. Zapadła cisza, przerywana jedynie trzaskaniem płonących szczap. __________________________________________________ __________________________ gen. Wymierski Paryż, brama naprzeciwko domu płk Lajolais. Wieczór 10 V. Obserwował przez ponad kwadrans krzątaninę naprzeciwko. Wkrótce zapadł zmrok, ale rychło zapłonęły w ogrodzie pochodnie umożliwiając dalszą podglądanie działań żołnierzy. Po mniej więcej kwadransie pod bramę podjechały dwa zakryte powozy, zaś żołnierze zaczęli wynosić do nich naręcza papierów. Niedługo potem zjawił się i trzeci pojazd, a wysiadł z niego nikt inny jak znajomy już Wymierskiemu viceprefekt. Usłyszał szmer, za plecami zanim jednak zdążył zareagować poczuł jak jego karku dotknęłą lufa, cichy szept zaś nakazał : - Sacrableu. Milcz szpiegu, albo twój mózg obryzga tę bramę. Jednocześnie ubranie i kieszenie zaczęły sprawdzać wprawne ręce napastnika. |
| |