Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-08-2008, 13:12   #221
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Forteczka

W mig przyniesiono oliwę i pochodnię i wkrótce w piwniczce rozświetlonej kilkunastoma żagwiami stało sie jasno jak w dzień. Łatwiej jednak taki rozkaz wydać niż wykonać. To prawda, że potraktowane ogniem macki cofały się wijąc z bólu, lecz na ich miejsce pojawiały się zaraz nowe.

Pomieszczenie stało się areną ataków i uników, ciosów pochodnią i zwodów, co rusz powietrze przecinał świst i któryś z trafionych paskudztwem rycerzy z krzykiem bólu toczył się pomiędzy towarzyszy, by zaraz jednak poderwać się na nogi i z następną żagwią rzucić się znowu w bój. To samo spotkało też Ragnara. Zręcznie unikał ciosów macek, to doskakują by któraś z nich przypalić, to odskakując by uniknąć ciosu następnej. Nie mogło to jednak trwać wiecznie i w końcu gdy pomyślał, że i tak zrobił już dość i postanowił dać innym pole do popisu potężny cios w plecy posłał go wprost w ramiona innego woja.
- Matyldo ! - zdążył wyszeptać z błogim uśmiechem wprost w zdumioną gębę zarośniętego żołnierza i ... zemdlał.


Reinfrid obserwował sytuację ze wzrastająca fascynacją.
Kazał wycofać łuczników ze schodów, szycie strzałami wśród miotających się z pochodniami wojów, w ciasnym pomieszczeniu mogło przynieść tylko więcej szkód niż pożytku.

Tańczące na ścianach cienie ludzi, ich przekleństwa, charkot obalonych świst ohydnych macek wszystko to przypominało...
Widział wzrastająca wściekłość swych ludzi.
Przewróceni po ciosie, który na pewno powaliłby jezdzca, podrywali się natychmiast by nie dać się zastąpić towarzyszowi z tyłu i z porwaną z ziemi żagwią rzucali zaraz z wściekłością w bój. Zresztą i on to tez czuł. To pulsowanie krwi w żyłach, coś co narastało jakby poza i w nim, falę wściekłości ogarniającą każdą cząstkę jego jestestwa.
Wiedział już.
To było jak piekło.
Jeśli jednak tak ma wyglądać piekło wojowników, to on Rienfrid de Ramercourt hrabia Graviny kuzyn Boemunda nie pozostanie w tyle za swymi żołnierzami, poprowadzi ich do boju.
- Pochodnia !!! - wrzasnął.
Porwał podaną mu przez kogoś zaraz i z rykiem, który zdawał się rozsadzać ściany pomieszczenia rzucił między swych wojowników. Ci widząc wśród siebie wodza, zda się ze dwojoną zaciętością skoczyli do walki.

Wkrótce na ziemi pozostały już tylko odcięte kawałki macek. W mig podano oliwę i z oczka wodnego strzelił wysoki płomień. Na jego tle stał osmolony, z wypaloną głownią Reinfried de Ramercourt pan na Gravinie. Jeśliby trafił do piekła (a na niebo czy nawet czyściec raczej nie miał szans) tak zapewne by wyglądał.

Wszyscy zastygli obserwując z właściwą Normanom fascynacją wysoki płomień, wrzenie gotującej się wody, zapach dymu. Ciszę tę przerwał posłaniec przepychający się miedzy stojącymi wojami. Dopadł Hrabiego i wykrztusił.
- Berserkerzy.


Hektor może i miał dobry pomysł, ale zważywszy na ciasnotę pomieszczenia i ogólny chaos raczej niewykonalny. W końcu machnął ręką i sam z pochodnią ruszył w bój. Przypalał i odsuwał się, przysmażał i odskakiwał.

Czasem sam osłaniał żagwią towarzysza, czasem jego osłaniano.
Smród przypalanego mięsa, dym gryzący w oczy, upiorny taniec cieni na ścianach, wciągał i pochłaniał. Zacisnął zęby i znów ruszył do ataku.

W chaos bitwy wdarł sie czyjś pełen wściekłości ryk i czyjaś potężna postać roztrącając wojów runęła naprzód.
Potężny wojownik szalał rozdając ciosy na prawo i lewo. W świetle pochodni Hektor rozpoznał Hrabiego.
Zaiste - pomyślał - oto człowiek, pod rozkazami którego warto służyć i sam zaatakował ohydne macki. Wkrótce było już po wszystkim i rycerz stał ciężko dysząc i ocierając pot z czoła, gdy do piwnicy wpadł posłaniec. Nie widział co ten powiedział Reinfridowi, ale widział jak temu zmieniła się nagle twarz.


Falke opierał się plecami o ścianę usiłując złapać choć haust powietrza. Czuł że może zaraz zemdleć. Przepchnął się przez wojów na schodach i ruszył na górę. Tu już było nieco lepiej, choć uszy drażniło zawodzenie Piotra Pustelnika.
Zataczając się wydostał na zewnątrz.
Ujrzał rycerza Edwarda i jego turkopoli szyjących z łuków do jakiejś ciemnej masy. Obok niego wybiegł również z forteczki Hama z pięcioma towarzyszami.


Nad jarem

Edward
zagryzając wargi obserwował śmierć swych ludzi. Strzały wpadające w czarną ciżbę zdawały się nie robić wrażenia na wrogach.
Co prawda raz tu to tam padała jakaś postać, ale reszta dalej kłębiła się nad trupami turkopoli.

Zza chmur wyszedł księżyc zalewając okolicę światłem pełni. Jakby na ten znak z gromady ozwały się jakieś charkoty.Niektóre postaci podnosiły się i wydając potworny ni to jęk, ni to lament zapadał z powrotem wśród towarzyszy.
Wkrótce z gromady zaczęły wypadać pojedyncze kształty i zapadać w wąwóz. Jedna z nich wychynęła zza krawędzi nieopodal Edwarda.
-
Matko Niebieska chroń nas - wydarło się rycerzowi z gardła.

Oto teraz stał może piętnaście od metrów ni to człek ni to wilk.

Znano ich i bano się w całej Europie.

Na szczęście skromne siły Edwarda wsparł w tym momencie Hama i jego pięciu ludzi.





Okolice forteczki

Torwaldo
w mig popędził wykonać rozkaz Hrabiego. Wszak ratowanie panienek i dziewic weszło mu już niejako w krew, ba nawet zaczęło nieco powszechnieć.

Widząc, że nie ma jej w pobliżu rycerza Edwarda po krótkiej zadumie postanowił skierować się w przeciwną stronę. Ruszył rozglądając się uważnie, czy nie znajdzie jej gdzieś przycupniętej i wystraszonej.
Nigdzie nie widać było jednak postaci dziewczyny i chłopak zaczął się trapić czy zdoła godnie wypełnić zadanie.

Jednak nie, spostrzegł ją nieopodal !!!

Szła wyprostowana w blasku księżyca zupełnie nie zważając na otoczenie.
Zabiegł jej drogę.
- Panienko Rothais jak tak mozna ? Pan Hrabia będzie się...

Nikt nie dowie się już 'co będzie pan Hrabia", gdyż Torwaldo spojrzał w oczy dziewczynie. Ujrzał w nich światło i coś, coś co jeszcze zaczęło mu rozbrzmiewać i pulsować w głowie.

Czasem w dzieciństwie miewał takie stany i ponoć wypowiadał słowa dziwne i niezrozumiałe jak twierdzili przy tym obecni. Nigdy ich nie mógł ich sobie przypomnieć, ani tym bardziej powtórzyć a ojciec regularnie za to prześwięcał go rzemieniem po zadku.

Teraz też poczuł ten dziwny stan jak wtedy (to znaczy oczywiście nie wtedy gdy rodziciel wbijał mu mądrość w... odwrotną stronę medalu, tylko gdy cisnęły mu się na usta dziwaczne słowa ).

Wzdrygnął się i otrząsnął.
- Święta... - szukał chwilę jakiejś świętej, lecz miał w głowie pustkę, w desperacji dorzucił więc słowo które kołatało mu się gdzieś już na granicy zapomnienia, a przyszło jako jedno z wielu przed chwilą, w stanie dziwnego oszołomienia.
- Święta... Menopauzo ? - nie do końca był pewien czy jest taka, ale imię brzmiało godnie i dostojnie i jeśli ktoś mógł zostać święta to na pewno osoba o właśnie takim.

Ruszyli razem w kierunku forteczki, gdy z ciemności wychynął skurczony cień. Na ich widok stanął i prostował powoli wydając z siebie głuchy warkot.

Wkrótce ukazał się im w całej pełni i Torwaldo pomyślał, że szkoda że cała wyprawa mu sie tylko śni i pewnie zaraz obudzi się i ojciec znów zagna go do pracy, bo przecież takie stwory istniały tylko w bajdach jakie opowiadała mu jego babcia.

Wilkołak.

Postać z najmroczniejszych sag i opowieści ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 15-08-2008 o 21:39.
Arango jest offline  
Stary 15-08-2008, 20:50   #222
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Hektor usiadł na brzegu schodów by odsapnąć chwilę po ciężkim boju. Osmolona twarz była naznaczona ścieżkami po których przepłynęły słone kropelki potu. Roztarł czarną sadze ręką po twarzy. Duszno było więc gdy tylko ochłonął z pierwszych wrażeń, wstał i ruszył ku górze by wyjść na powierzchnie i zaczerpnąć chłodnego powietrza. Po drodze mijając zawodzącego Piotra Pustelnika, zatrzymał się na moment i spojrzał w twarz rozdygotanego człowieka.
- Baba z ciebie, a nie mąż. W pole wracać, a nie na świętą wojnę się wybierać. Nie dość, że miecza nie tknął to jeszcze zawodzi jak stara baba. - złapał biedaka za fraki i pchnął przed siebie - wyłaź kmiocie jeden zanim w złości ci kości poprzetrącam. Wadzisz tu tylko. - pewnie w przypływie złości kopnąłby biedaka w zadek, jednak jego tusza nie pozwalała na takie manewry w takim miejscu, jak schody.

Wydostawszy się wreszcie na powierzchnię, ruszył ku drzwiom by zaczerpnąć nocnego, chłodnego powietrza.
- Boże za co mnie spotykają te męki. Wiem, że martwisz się o to, że kiedyś mi opowieści o mych brawurowych czynach zabraknie, ale ja sobie poradzę. Także jeśli łaska twoja jest tak wielka jak mówią, w co ja oczywiście nie wątpię - mówił i gestykulował sam przed sobą, widać ostatnie chwile wyraźnie dały mu się w znaki. W takich chwilach najlepszym rozluźnieniem dla niemieckiego wojaka jest oczywiście rozmowa, najlepiej prowadzona w monologu - Proszę cię byś oszczędził mi takich trudów na przyszłość.

Gdy dotarł na zewnątrz budynku, rozejrzał się po okolicy, szukając czego nietypowego, co mogłoby być jakąś kolejną szatańską sztuczką. Zmęczony siadł pod ścianą i zamknął oczy licząc na krótką chwilę drzemki. Niestety dla ludzi walczących z wilkołakami, Hektor ani nie zauważył, ani nie usłyszał odgłosów dochodzących z miejsca, gdzie właśnie rozgrywała się kolejna bitwa z diabelnymi stworami. Zapadł w sen.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
Stary 16-08-2008, 22:08   #223
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Turkpole szyli ze swych krótkich łuków nieustanie w kłębiące się czarne kształty poniżej. Stalowe groty strzał nie robił jednak na potwornych przeciwnikach żadnego wrażenia, co rusz odzywał się tylko stłumiony odgłos rozdzieranego ciała. Edward wolał sobie nie wyobrażać co się działo z poległymi turkopolami.

Księżyc wychynął zza chmur, oświetlając bladym światłem całą równinę i dno jaru. Wycia i warkot wydobyły się z gardeł kłębiących się na dole czarnych postaci. Na ten dźwięk i widok tego co ujrzeli poniżej, turkopole będący z Edwardem zbledli i rycerzowi wydawało się, że zajęczeli z bojaźni, ale w tym potępieńczym wyciu nie był wstanie tego stwierdzić.

Teraz już wiedział czym były atakujące ich stwory. Słyszał wiele legend o nich w swoim rodzinnym kraju. Wilkołeki - tak je nazywali w jego okolicy.
Z szybkością błyskawicy potwory zaczęły rozbiegać się po jarze. W ciemnościach dało się słyszeć stłumione kroki, krzyki umierających turkopoli ustały, w uszach wibrowało jeszcze tylko wilkołackie wycie.

Jego oddział stracił morale, turkopole spoglądali na siebie porozumiewawczo szukając drogi ucieczki. Edward w porę podbudował ich morale, najlepszym sobie znanym sposobem: - Stać kurwie syny, nie oddamy pola, nawet o tym nie myślcie!!! Bo pasy z was hrabia drzeć karze!!!

Zza krawędzi jaru wychynął czarny jak piekło przeciwnik, koń zarżał przerażony, rycerz zdał sobie sprawę, że konno będzie miał mniejsze szanse. - Matko niebieska, chroń nas. - zdążył wyszeptać. Zeskoczył z rumaka z potężnym toporem w dłoniach: - Z koni!!! - wydał komendę przybocznym. Splunął w wielkie dłonie i zacisnął je mocniej na dębowym stylisku, ruszył powoli w stronę błyskającego kłami stwora: - Na pochybel piekielny katamito chędożony!!! - zakrzyknął składając się do morderczego ciosu wycelowanego w potworną mordę stworzenia. Gdzieś za plecami usłyszał tętent kopyt, nie wiedział, że to Hama przybył z posiłkami.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 21-08-2008, 13:59   #224
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
- Święta... Menopauzo? - Taka tytulatura, może nawet jeśli przyszła prosto z mrocznych odmętów głowy Torwaldo bardziej pasowała mu do odmienionego wizerunku hrabianki niż święta Rothais. Nawet zestawienie tych dwóch słów obok siebie. Doświadczony bard czy lirnik nazwałby to oksymoronem, Torwaldo mógł jedynie stwierdzić, że jedno z drugim się nie ima.

Początkowo postać odmienionej Rothais przyprawiała go o dreszcze i odbierała wszelką śmiałość, (jak to często z kobietami bywa,) jednak przecież Torwaldo miał zostać rycerzem, a rycerstwo ze strachem nie idzie ze sobą w parze. Uczony nazwałby to semantycznym błędem logicznym. Torwaldo z oczywistej przyczyny czegoś takiego nie zauważył.

- Pan hrabia jest teraz zajęty walką z krakenem, ale bardzo martwi się o ciebie, dlatego wysłał mnie by nie stała ci się krzywda - Zaczął lekko dukając giermek. W miarę jednak wypowiadania kolejnych słów rozluźniał się nieco - Ręczę, że dołożę wszelkich starań by tak się właśnie stało, znaczy się nie stało, bo chciał żeby zostało... eee żeby nic się nie stało, chodzi mi o to że może się świę.. panienka czuć bezpieczna. - Trochę poplątał się w tych skomplikowanych poleceniach i przez jakiś czas szli w milczeniu. Przerwał je znowu giermek.

- Przypomniała mi się wesoła historyjka. - zaczął - Roberta ciotka stryjeczna starego Eda poszła kiedyś wydoić krowy i spotyka wieprzka który zabłąkał się wcześniej Sołtysowi. Ta przystaje i woła na niego: "Kiej tyś się podziewał bez ostatnią niedzielę?" A on patrzy na nią i ludzkim głosem odpowiada... - Ale Rothais nie dowiedziała się co odpowiedział wieprzek, gdyż oboje w tym momencie usłyszeli niski warkot, przez który przyszłemu rycerzowi ciarki przebiegły po plecach. Stwór z babcinych opowieści stanął mu przed oczyma - człekowilk. Chociaż dziadek mówił na niego wilkołak. No ale one nie istniały naprawdę, a jeśli już to gdzieś na dalekiej północy. To wszystko wydawało mu się jakoś nierealne. Torwaldo pamiętał, że żeby zabić wilkołaka trzeba sztyletu odlanego z kielicha mszalnego, oręża z relikwią świętego w imieniu którego jest litera "p", albo innego równie potężnego artefaktu.

Przyszły rycerz jednak nie zamierzał się poddać, mimo że kolana zderzały się ze sobą dygocząc, to ani mu było w głowie ustąpić pola, to przecież nierycerskie, poza tym uczestniczył w wyprawie, którą pobłogosławił sam papież, był więc pod boską opieką, Ragnar wprowadzał go w tajniki egzorcystyczne, został wyposażony w ekwipunek przez samego hrabiego Reinfrida niczym jakiś święty wojownik. Wyciągnął swój zasłużony toporek i przystąpił do ataku tak jak go uczyła babcia - pierwszy cios w jądra. Rozsądny człowiek nazwałby to głupotą.
 
Angrod jest offline  
Stary 21-08-2008, 18:17   #225
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Rothais nie zwracała zbytniej uwagi na paplaninę giermka. Wyjątkowo w tamtej chwili Torwaldo nie zirytował jej, nie zdenerwował, ba! Nawet niemal nie zauważała jego obecności. Oczy jej świeciły, a głowa wypełniona była tylko jedną myślą. Księga. Księga! Piękna, cudowna, oprawiona w skórę, z wytłoczonymi literami. Czuła ją tak dokładnie! Przytulała i głaskała ją pod opończą.


Moja... moja...” powtarzała sobie w duchu.


Czasem do głowy przychodziły jej dziwne myśli. Zupełnie niezrozumiałe, ale z drugiej strony – tak dobrze znane. Nie wiedziała co się z nią dzieje, ale uczucie wypełniającej ją nowej siły było tak przyjemne, że zupełnie jej to nie przeszkadzało. Zrzuciła to na karb podekscytowania i wszystkich szalonych wydarzeń tej jednej nocy.


Nagle na drodze Rothais i Torwaldo stanęła potężna bestia, błyskając kłami i ślepiami. Blask księżyca oświetlał wilkołaka, gdy ten gotował się do skoku na napotkane ofiary.





Rothais stanęła przerażona, a krzyk uwiązł jej w gardle. Ścisnęła mocniej księgę i oczyma wyobraźni już widziała, jak bestia rozszarpuje ich na kawałki. Torwaldo odważnie ruszył na wilkołaka, z bojowym okrzykiem na ustach i niezawodnym toporkiem w ręce. Zwierzoczłek jednak okazał się zwinniejszy, niż wskazywała na to jego tusza. Bez trudu usunął się z toru ciosu i pacnął giermka łapą na odlew. Ten poleciał kawałek i upadł na ziemię z głośnym gruchnięciem. Szcześciem wilkołak nie zahaczył go pazurami. Obejrzał się na Torwaldo i uznał najwyraźniej, że póki co nie będzie mu już przeszkadzał. Jego wygłodniały wzrok padł na Rothais. Smakowity, młody i pachnący kawałek mięsa.


Dziewczyna zadrżała, ale ze strachu nie mogła zrobić nawet kroku. Zupełnie nie wiedziała co robić! Nagle poczuła się, jakby jej świadomość była zamknięta w środku ciała, które nie należało już do niej. Mogła być jedynie biernym obserwatorem nadchodzących wydarzeń...


Torwaldo podnosił się powoli, w głowie mu szumiało i mógłby przysiąc, że przed oczami widzi kilkanaście szczerozłotych gwiazd. Gdy obraz wreszcie mu się wyostrzył, dostrzegł coś tak dziwnego, że widok gwiazd latających dookoła głowy wydał mu się bardziej naturalny. Panienka Rothais przyjęła postawę całkiem waleczną: stanęła w lekkim rozkroku, wyciągnęła dłoń przed siebie i wycelowała palcami wprost, w zbliżającą się do niej poczwarę. Z jej spojrzenia bił dziwny blask i nie wyglądało już jak dawne oczy hrabianki. Rothais dźwięcznym, donośnym głosem wypowiedziała słowa, których prawie-rycerz nie potrafił zrozumieć:


- Hal takibal bitakit el aitiman! O'reed ann ashtary El Fatora Min Fadilak!


Wilkołak wszystkimi czterema łapami odbił się od ziemi, lecz w połowie lotu zaskowyczał okropnie i padł jak długi. Piszczał i skamlał, wijąc się jak robak, a jego nieludzkie kwiki słychać było w całej okolicy. Torwaldo aż podskoczył, gdy nagle coś błysnęło, a w powietrzu rozległ się huk. Gdy jego oczy znowu przyzwyczaiły się do półmroku, po wilkołaku ostała się jedynie kupka kłaków, wirujących w powietrzu.


Panienka Rothais stała tak jak wcześniej, z malującym się zdziwieniem na twarzy, mrugając raz po raz oczyma. Gdyby Torwalgo mógł teraz zajrzeć w jej myśli, znalazłby tam bardzo dużo bałaganu, przekleństw i znaków zapytania. Dziewczyna wyglądała na totalnie zdezorientowaną, jednak po chwili wzięła się w garść i podeszła do giermka.


- No, na co czekasz? - odezwała się tak jak dawniej. - Ruszaj się, żwawo! Ojciec czeka na mnie w obozie, a ty się wylegujesz na ziemi! Rusz tyłek i czym prędzej chodźmy stąd! A jak piśniesz komukolwiek choćby słowo o tym, co się tu stało, to na świętą Menopauzę – każę cię wykastrować, a język wyrwę ci własnymi rękami!
 
Milly jest offline  
Stary 23-08-2008, 14:01   #226
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Reinfrid de Remacourt

- Płoń, maleńka, płoń... – Reinfrid z fascynacją wpatrywał się w pożogę gorejąca na powierzchni sadzawki, a potem triumfalnie wzniósł pochodnię niczym pierwotny myśliwy maczugę nad upolowanym mamutem. Bestia z piekieł czy nie, ale żelazo i ogień jak zwykle były najlepszym lekarstwem na wszelkie bolączki tego czy innego świata. Reinfrid rzucił pochodnię, przydeptał ja nogą i wrzasnął na swoich:

- Nie siadać mi tu! Broń w pogotowiu, może to nie koniec!

I nie był, posłaniec dopadł hrabiego i wychrypiał:

- Berserkerzy...

Hrabia potrząsnął wojem:

- Berserkerzy?! Gdzie?! Co się dzieje!? Szybko mów bękarcie!

Posłaniec pokręcił tylko głową i padł na kolana, Reinfrid jednym szarpnięciem postawił go na nogi. Woj trząsł się jak osika ogarnięty niewyobrażalną grozą. Władca Graviny trzepnął go lekko wierzchem dłoni w twarz:

- Gadaj człecze! Czasu nie ma, co z Edwardem?!

Posłaniec zaczął coś bełkotać bez ładu i składu, więc hrabia z niesmakiem puścił go i zaczął wydawać rozkazy.

- Szykować broń, tarcze naprzód, łucznicy do tyłu! Za mną!

Poprawił szłom i tarczę na temblaku, przywołał do siebie jednego woja z pochodnią, a sam dobył miecza i ruszył tam, gdzie Edward toczył swoją desperacką walkę o przetrwanie. Po drodze wrzasnął jeszcze do znużonego walką z potworem Hektora:

- Panie, nie czas tu na odpoczynek! Bój wzywa! Im więcej tych bestii do piekieł poślemy, tym mniejsza szansa, że sami tam trafimy. W imię Boga Jedynego!
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
Stary 25-08-2008, 10:45   #227
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Forteczka - nieco przed północą





Wojownicy stanęli tworząc szereg najeżony mieczami, toporami i tarczami. Puszczone wolno konie, spłoszone zapachem stworów nocy pomknęły jak oszalałe w kierunku forteczki. W tym stanie zresztą byłyby i tak podczas walki bezużyteczne.
Było ich teraz w sumie ośmiu : Edward, Hama, 2 turkopoli, 2 rycerzy z giermkami. Wiedzieli że muszą powstrzymać pierwszy impet bestii, zanim Hrabia nie upora się z potworem.





A te zbliżały się półkolem.
Najpierw było ich kilka, potem pojedynczo wynurzały sie z jaru następne. Wkrótce przed murem tarcz jarzył sie szereg płonących żółto ślepi, kłapały paszcze pełne długich, ostrych kłów.

Edward niemal czuł, jak napięcie materializuje sie wokół, słyszał przyspieszony oddech wojów obok, jak poprawiają w spoconych dłoniach uchwyty miecze i toporów.

Zadzwięczały cięciwy i dwie strzały wystrzelone przez turkopoli skrytych za wojownikami pomknęły ku jednej z bestii. Wbiły sie w nieosłonięte niczym gardło rzucając ją w drgawkach na ziemię. Stwory zawyły i ruszyły do ataku.

Rozpoczęło się pandemonium wściekłych ataków i równie zażartej obrony. Pierwsze uderzenie odparto bez strat, gdy bestie cofnęły się na ziemi pozostały dwa rzucające się na piachu i kamieniach drgające wilczo-ludzkie kadłuby.

Mieli ledwie tyle czasu by obetrzeć pot z czoła gdy bestie znów rzuciły sie naprzód. Tym razem atak był grozniejszy.
Pod naporem stworów równy szereg zachwiał sie i pękł. Teraz każdy walczył już samotnie, bądz w najlepszym wypadku osłaniany przez towarzysza.
Edward pchnięty kosmatą łapą zatoczył sie w tył, na chwile tracąc równowagę. Przed sobą zobaczył wyszczerzoną wilcza mordę godzącą w jego twarz. Rozpaczliwie machnął toporem modląc się by nie potknąć i upaść. Ostrze wbiło sie w pod pachą wilkołaka rzucając go na kolana. Rycerz stanął już jednak pewnie na nogach i spuścił ostrze wprost na głowę stwora rozłupując ją na pół. Bryzgnęły wokół kawałki kości i szara masa mózgu, ochlapując rycerza.
Ten nie tracił czasu by sie oczyścić tylko ruszył ku następnej bestii. Prosty cios w przerąbał żebra i załatwił sprawę. W słabym świetle księżyca ostrze topora Edwarda pokryte było czarna juchą.

Ktoś lub coś trąciło go w bok. Ujrzał jak olbrzymi pokryty srebrno-szarym futrem potwór rzuca się na plecy jednego z rycerzy, obala, potem obaj potoczyli sie miedzy walczących. Wilkołak powstał, z pyska ściekała mu krew i ślina, rycerz pozostał na ziemi.

Udało im sie skupić w najeżony mieczami i toporami krąg. Bestie również jakby czekały na coś.
Spojrzeli po sobie. Zostało ich pięciu : Edward, Hama, 2 turkopoli i jeden rycerz, oprócz Sprawiedliwego wszyscy mniej lub bardziej poranieni.
Księżyc zaczął powoli wyłaniać się zza chmur zalewając okolicę trupiobladym blaskiem ukazując leżących kilka wilczych ścierw przemieszanych z trupami trójki Normanów. Przez szereg wilkołaków przeszedł jakby dreszcz, widać było że za chwile znów zaatakują.
- Nie obronimy się - szepnął Hama do Edwarda.


Reinfrid
wyprowadził z forteczki swoich ludzi, budząc tych, którzy zasnęli ze zmęczenia. Było teraz całkiem jasno i widać było wyraznie stopniałą grupkę wojów skupionych wokół Sprawiedliwego i kilkadziesiąt czających się wokół stworów.
Ludzi Hrabiego dzieliło jednak od nich może ze dwieście kroków. Pan Graviny przygryzł wąsy. Wiadome było, że nawet gdyby rzucili sie biegiem nie zdażą by ocalić pięciu wojów nad jarem.





Torwaldo zamknął oczy.
Ciemność pod powiekami rozświetlały mu dziwne błyskawice i rozbłyskujące ni stąd ni zowąd gwiazdy. W głowie słyszał delikatny szum.
Znalazłem strumyk, mamy wodę - pomyślał ucieszony. Otworzył oczy i rozejrzał się wokół szukając ożywczej krynicy. Szum w głowie jakby przycichł. Diabły mnie zwiodły - poczuł się zawiedziony.
Czuł jak wyschnięty na wiór język przylepia się do podniebienia. Z wysiłkiem przełknął ślinę.

Z zadumy wyrwał go ostry głos Roithais.

Obsztorcowany, choć sam nie wiedział dobrze za co Torwaldo ruszył posłusznie naprzód wypatrując gdzie też podziała się atakująca ich bestia. Nie było jej jednak nigdzie widać - widać podkuliwszy ogon umknęła na widok rozsierdzonej córki Reinfrida.
To jednak wielka pani dumał - zaklął, gdy jedną z ciżm zaczepił o kupkę popiołu, która nie wiadomo skąd sie tu znalazła.

Posuwali sie teraz w blasku księżyca zalewającego teraz jasnym światłem pustynie w kierunku majaczącej ciemnym cieniem forteczki. Przycupnęli za niewielka skałką obserwując sytuację nad jarem.

Widzieli pierwszy atak wilkołaków na Normanów.

Rothais rozszerzonymi oczami patrzyła na brutalne starcie, jej nozdrza rozszerzyły się łowiąc zapach krwi i wilczej juchy. Ruch przy odrzwiach forteczki zwrócił ich uwagę. Zobaczyła ojca jak wybiega na czele rycerzy. Było ich jednak w porównaniu z bestiami niewielu. Zacisnęła konwulsyjnie palce na skrytej pod szatą księdze.

Muszę coś zrobić, na wszystkich świętych muszę im pomóc - przemknęło jej przez głowę.





Turkopol, normański rycerz i piechur.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 25-08-2008 o 12:28.
Arango jest offline  
Stary 28-08-2008, 15:52   #228
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Szlachcianka obserwowała bitwę z rosnącym strachem, ale i podnieceniem. Zastanawiała się dlaczego w tej chwili żadne zaklęcie nie przychodzi jej do głowy? I co właściwie stało się z nią chwilę temu? Pewnie zapamiętała jakiś fragment, gdy przeglądała Księgę i jakimś cudem udało jej się go odtworzyć. Jednak dlaczego akurat takie zaklęcie i dlaczego czuła się tak, jakby przez chwilę jej ciało nie należało do niej? Nie miała pojęcia. Ale oddałaby wszystko (no, może prócz Księgi), by ten stan i wypełniająca ją moc, powróciły. Jak na złość w tej chwili nic się nie działo, a z zapisków pamiętała jedynie niewyraźne szlaczki i bazgroły. Ścisnęła mocniej Księgę i zacisnęła usta.


- Geraldo! - krzyknęła znowu na giermka. - Dlaczego wciąż tu stoisz i trzęsiesz się jak galareta?! Mój ojciec potrzebuje pomocy, natychmiast tam biegnij! Do boju! Inaczej hrabia będzie z ciebie pasy darł, jak się dowie, że unikasz walki!


Rothais zrobiła wszystko, żeby ten giermek, który już zbyt wiele widział, ruszył na pomoc rycerzom. By samej cokolwiek zrobić, potrzebowała chwili samotności. Patrząc w ślad za oddalającym się mężczyzną, próbowała sobie przypomnieć wszystko, co o demonach, złych duchach, diabłach i potworach opowiadała jej Sigurda i co sama zasłyszała od braci podczas długich, zimowych wieczorów w rodzinnym zamku, gdy sama jeszcze była dzieckiem. Jaka broń działa na potwory? Oczywiście święcona woda, krzyż, święte relikwie, srebrna broń, bełty umoczone w krwi kapłana, osinowe kołki, czosnek... Nic z tych rzeczy nie miała przy sobie!


- Czym u diabła zabić wilkołaka?! - krzyknęła sama do siebie i spojrzała w bladą twarz księżyca, jakby w nim szukając ratunku. - Zaraz... chwileczkę! Ludzie przemieniają się w wilkołaki podczas pełni, a księżyc daje im straszliwą moc! Gdy nie będzie księżyca, nie będzie też mocy, a wtedy rycerze z łatwością zatłuką bestie jak psy!


Hrabianka klasnęła w dłonie i szybko otworzyła księgę. Pamiętała pewien obrazek, który ilustrował zapewne zaklęcie, które teraz bardzo się jej przyda. Wertowała w napięciu stare karty, a do jej uszu wciąż docierały odgłosy zaciętej bitwy. Jest! Obraz zakrywanego przez gęste chmury słońca. Rothais zaczęła czytać łacińskie zapiski na marginesie i przyswajać sobie nową wiedzę. Magiczna moc ujarzmiająca Dżiny wiatrów i chmur, sprowadzająca deszcz, burze, oberwanie chmury, bądź też kataklizmy a nawet powodzie. Czar wykorzystywany jedynie przez doświadczonych magów, którzy posiedli doskonałą umiejętność panowania nad Dżinami. W przeciwnym razie, mag nic nie zdziała, lub może rozzłościć duchy i przestać panować nad rozmiarem sprowadzonej chmury i wiatru, co może mieć nieznane konsekwencje.


- Do diabła z tym! Niech się dzieje co chce! Co tam jedna burza, kiedy muszę pomóc memu ojcu! - zawyrokowała i zabrała się do odczytywania zaklęcia, wprawnie przy tym gestykulując i machając rękami. Nie miała jeszcze pojęcia, czy magia tym razem zadziała, a jeśli tak, to jakich rozmiarów chmurę przyniesie. Liczyło się tylko to, by przysłonić księżyc i dać ojcu czas na pokonanie bestii.
 
Milly jest offline  
Stary 29-08-2008, 19:40   #229
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- Nie obronimy się - rzekł trwożnie Hama do Edwarda. Srebrny owal Księżyca zalał równinę bladym światłem. Oczom walczących rycerzy ukazały się martwe ścierwa wilkołaków i trupy trzech ich towarzyszy broni. Wilkołaki zawyły tryumfalnie kiedy Księżyc wyłonił się zza chmur. Jego blask jakby dodawał im sił, jeden po drugim ponownie zaczęły zbliżać się do okręgu walczących rycerzy.

Mężczyźni stali plecami do siebie, przygotowując się na ostateczny bój w okrążeniu. Ramię w ramię, tarcza przy tarczy, miecz przy mieczu. W zasadzie to przy toporze, bo to jego wielkie stylisko ściskał w mocarnych, zaprawionych w bojach rękach.

- Musimy się obronić... - powiedział kamiennym głosem rycerz angielski. - Musimy a wiesz dlaczego? - zapytał powątpiewającego Hamę, bacznie obserwując zbliżające się potwory. - Dlatego, że nie ma już którędy spierdalać, otoczyły nas ze wszystkich stron, a z dwojga złego wolę zginąć walcząc z nimi niż zagryziony uciekając.

- Stawajcie towarzysze!!! - zakrzyknął na całe gardło. - Niech łaskawy Pan doda sił waszym ramionom a śmierć uczyni chwalebną!!!
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 01-09-2008, 10:20   #230
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
- Panie, nie czas tu na odpoczynek! Bój wzywa! Im więcej tych bestii do piekieł poślemy, tym mniejsza szansa, że sami tam trafimy. W imię Boga Jedynego!

Hektor przetarł oczy i nie bardzo orientując się czy spał 10minut, czy też 10 godzin, wstał ociężale spod ściany.
- Oj, już nie te kości - przeciągnął się to w lewo, to w prawo, słuchając przy tym jak mu kości skrzypią niczym stare zawiasy. Złą myślą było kładzenie się na chłodnej ziemi po dopiero co odbytej walce.

Ruszył powoli za pozostałymi, którzy w przeciwieństwie do niego, żwawym krokiem podążali w znanym sobie kierunku.
- CO się tak śpieszycie? - zaczepił jednego z ostatnich ludzi.
- Diabelskie stwory atakują naszych, o tam - wskazał ręką w miejsce gdzie jeszcze do niedawna nic nie można było zobaczyć. Teraz w blasku świtu wyraźnie widać było postacie ludzkie, dzielnie stawiające opór zwierzo-ludziom. Hektor na ten widok przeżegnał się kilkukrotnie, dobył miecza i rozejrzał się czy jakiś podobny stwór nie zamierza i jego zaatakować.
Nic nie zauważywszy, ruszył żwawszym krokiem za pozostałymi, bojąc się, że w osamotnieniu może zostać zaatakowany.

Byli jakieś dwadzieścia metrów od przeciwnika, gdy nagle niebo przesłoniły chmury, a ich piasek, który wzbił się przy potężnym podmuchu wiatru.
- Czyżby kolejna burza piaskowa? - zasłonił twarz nie zatrzymując się nawet na moment.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172