Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2008, 20:41   #61
 
grabi's Avatar
 
Reputacja: 1 grabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwu
Po nieco długawej przemowie maga, jeńcy zostali magicznie przeniesieni w bezpieczne miejsce, a ich rany magicznie zagoiły się. W przeciwieństwie do innych, Avagornis nie był tym zaskoczony. Jaszczurzy szamani potrafili uzdrawiać, zarówno przy użyciu ziół, jak i magii. Jednak wrażenie na nim robił fakt, iż mag przeniósł ich w inne miejsce, przeniósł ich ekwipunek oraz uleczył rany w krótkich odstępach czasu. W jego rodzimych stronach szaman potrzebował kilku godzin, by wykonać te wszystkie czynności, natomiast ten mag zrobił to wszystko bez najmniejszych problemów. Dowodziło to jego potęgi.

Stali teraz na śniegu, a obok nich leżały pakunki oraz skrzynia. Jaszczur podszedł to jednego z pakunków i wyciągnął z niego tarczę oraz miecz. Nie lubił walczyć tą bronią, lecz to było w pakunku. Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że w jakiejś pobliskiej wiosce będą mieć jakąś włócznię na zamianę. Następnie otworzył skrzynię i wyciągnął jeden namiot, po czym umieścił go sobie na plecach i począł iść za Garretem. Namiot to była dobra rzecz, tym bardziej, że był jaszczurem. Większość osób, z którymi Avagornis miał do czynienia, była w większości przypadków jemu niechętna, więc zakładał iż będzie musiał spać na zewnątrz. A taki namiot wystarczyło przysypać śniegiem, by spędzić noc w całkiem sprzyjających, jak na tą okolicę, warunkach.
Odwrócił się tylko na chwilę do reszty i zapytał:
-Idziecie, czy nie?
Po czym dogonił Garreta.
 
grabi jest offline  
Stary 23-04-2008, 21:41   #62
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Z początku wydawało jej się, że mag zmienił jednak zdanie i odesłał ja w zaświaty, potem miała wrażenie, że jednak los się do niej uśmiechną i pozwolił jej duszy odpłynąć od ciała do innego miejsca. Złudzenia zaprzątały jej myśli, przysłoniły całą szarą rzeczywistość, przywołały złudną nadzieję, która ciepłym promieniem rozeszła się jej po sercu. Lecz ten spokój duszy nie trwał długo, zaraz niewiadomo skąd wkradł się tam zdradliwy niepokój, wprowadzając chaos w jej rozmyślaniach. Obrazy zaczęły przybierać znajomy zarys, biel mieszała się z czerwienią, a szarość z czernią. Było jej słabo i zimno, miała ochotę zamknąć oczy i nie otwierać ich już nigdy, dać upust nieustannemu cierpieniu, straconym marzeniom i całemu jej bezsensownemu istnieniu.

I wtedy zjawił się mag...
- Nazywam się Eron...(...) – powiedział, Amillay miała ochotę coś powiedzieć, miała ochotę nie zgodzić się na jego wskazania, lecz ten zniknął zaraz, pozostawiając ją i resztki dawnego wojska w śnieżnym lesie.
Ostatnio przyzwyczajona do rażącej jasności, rozejrzała się. Ośnieżone gałęzie drzew i krzewów dookoła dawały uczucie bezpieczeństwa i lekkości. Biały puch sięgał tu prawie po kolana, niedaleko dostrzec można było niewielką wydeptaną dróżkę, małą rzeczkę i mostek. Włożyła dłoń w nieskazitelną biel obok siebie, wzięła trochę w dłoń i włożyła sobie do ust. Kojące zimno orzeźwiło ją nieco. Następnie ruszyła po swój dawny ekwipunek, uzdrawiający czar działał dobrze.
Akvila i Garret ruszyli w stronę unoszącego się obłoku dymu. Amillay stała chwilę zamyślona.
~ To nie ma sensu...nie mogę z nimi iść...przynoszę tylko nieszczęście...~
Wtedy ruszył za nimi jaszczuroczłek
-[i]Idziecie, czy nie?[/] – spytał po czym odwrócił się i poszedł dalej.
Przypomniała sobie teraz słowa rozgadanego zawsze Matellusa - „Podróż samemu przez front na nieznanych sobie terenach jest raczej dużym wyzwaniem”
~ Odpocznę najpierw...a potem zrobię to co zrobić muszę...~ pomyślała i w ciszy ruszyła za nimi, śnieg zgrzytał pod jej stopami.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 28-04-2008, 15:41   #63
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
- Nie wiem jak wy, ale ja nie będę planował niczego z wyprzedzeniem. Teraz jestem zmęczony i muszę trochę odpocząć. Potem zajmę się podejmowaniem decyzji. Nie uśmiecha mi się zabijanie jakichś potworów w imieniu król którego nawet nie znam jednak poza tym nic więcej do roboty chyba nie mam. Poza tym walka z potworami jest lepsza niż walka z rozumnymi rasami. Takie potwory nie będą przynajmniej błagać o litość. Jeżeli ta wioska wciąż stoi to jest szansa na odpoczynek i zdobycie informacji. A zresztą czyńcie co chcecie.- rzekł jegomość który strasznie denerwował Quenrila. Pewność siebie, aż biła od tego człowieczka. Był przy tym tak przemądrzały, że Handlarz niewolników miał dużą ochotę przebić go mieczem na wylot.
-Idziecie, czy nie?- odezwał się jaszczuroczłek. Na głos gada wojownik, aż się wzdrygnął. Nie ma co niezła kompania. Dołożyć do tego jeszcze krasnoluda-krzykacza i słabą psychicznie kobietę no nieźle. Tylko po co magowi tacy podwładni? Przecież Quenril wystarczyłby za nich wszystkich. Jednak praca dla Imperium nie uśmiechała mu się. Skoro grozili mu śmiercą to co miał zrobić? Jedyne co mu pozostawało było wypełnianie rozkazów od przełożonych. Dawno już mineły czasy, od kiedy kogoś się słuchałem... pomyślał Quenril. Nic nie mówiąc poszedł za resztą. Nie będzie sie sprzeczał. Skoro większość chce iść w stronę wioski, Alberai też postanowił pójść
 
Donki jest offline  
Stary 30-04-2008, 16:18   #64
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Wasza grupa szła powoli w stronę, z której widać było unoszący się słup dymu. Po dłuższej chwili wędrówki dostrzegliście drewniane dachy kilkunastu chat. Śnieg, który dopiero co zaczął padać, najwyraźniej powziął zamiar przerodzenia się w solidną zadymkę. Droga do wioski nie była długa ale prowadziła niemal pionowo w górę po wyślizganych kamiennych schodkach i teraz, ośnieżona stała się nielichą przeszkodą. Pokonanie tej przeszkody zajęło wam sporo czasu i przypłaciliście to ogromnym wysiłkiem. To, co zobaczyliście nie było zaś pokrzepiającym widokiem.

Wioska wyglądała na opustoszałą, w okolicy było zbyt cicho. Nie słychać było nawet szczekania psów, które zwykle jako pierwsze witały wędrowców. Wejście do niej stanowiła brama, nie zauważyliście jednak żadnych murów.

W kilku domach udało wam się zauważyć słabe światło, większość budynków straszyła jednak zabitymi oknami. Lekko zmieszani, niepewnie szliście jedyną drogą, mijając kolejne chaty i wypatrując jakichkolwiek oznak życia. Zmierzaliście do największego budynku, który jak sądziliście był karczmą lub innym budynkiem publicznym. Liczyliście na możliwość ogrzania się pry ogniu z dala od śniegu i zawiei.

Ostrożnie weszliście do środka, rozglądając się na boki. Wnętrze rzeczywiście wyglądem przypominało karczmę, zaniedbaną, ale karczmę. Co najmniej połowa stołów wywrócona leżała w najprzeróżniejszych miejscach. Przy ścianach walały się szczątki zydli i bogowie wiedza czego jeszcze. Z wahaniem weszliście jeszcze kilka kroków w głąb pomieszczenia, kiedy niespodziewanie z zgrzytem otworzyły się drzwi znajdujące się za szynkwasem, a zapewne prowadzące na zaplecze. Przez moment starszy człowiek, który w nic stanął mierzył was zdziwionym wzrokiem, po czym jednym zadziwiająco żwawym jak na jego wiek susem znalazł się przy ladzie, spod której wyciągnął załadowaną kuszę. Zanim zdążyliście zareagować krzyknął ostrzegawczo i z zaplecza wypadła kolejna dwójka z kuszami w rękach. Wszystkie groty wymierzone były w was.

Sytuacja nie malowała się zbyt różowo, od mężczyzn dzieliło was około trzy metry, zbyt dużo, żeby doskoczyć, ale wystarczająco blisko, by nawet kiepski strzelec trafił. Przez chwile mierzyliście się wzrokiem, mężczyźni ubrani byli w stroje składające się głównie z futer, wyraźnie widać było że są zdenerwowani całą sytuacją. Jeden z nich, blondyn o nalanej twarzy oświadczył bełkotliwie:
-To chyba jacyś nowi.
Drugi szturchnął przedmówcę.
-Zamknij się Kal, mogą być jednymi z tych chorych! Najlepiej od razu ich zabić…
Kucający za ladą starzec przyglądał się wam niezdecydowanie, po czym gwałtownie wstał i położył kuszę obok siebie, kierując grot na ścianę.
-Nie są, tamci tak cuchnęli , że wyczuć ich można było już od wejścia, poza tym ci nie wyglądają tak mizernie… i opuśćcie te cholerne kusze! Dobra, teraz lepiej. Khem… khem… witajcie przybysze, jestem Erm. Można powiedzieć, starszy tej wioski. Nie będę niczego ukrywał, jeśli niczego od nas nie chcecie i tylko tędy przejeżdżacie to lepiej abyście jak najszybciej opuśćcie naszą osadę. Nie ma tu nic co mogłoby was ciekawić ani zatrzymywać.
Przyjrzeliście się mężczyźnie. Był ubrany nieco inaczej niż jego towarzysze. Jego strój posiadał liczne kieszenie. W ręce trzymał teraz dziwny przedmiot. Nie wiedzieliście do czego mógłby służyć.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 03-05-2008, 18:55   #65
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Garret szedł przed siebie w kierunku unoszącego się dymu coraz mocniej utrzymując się w przekonaniu, że wioska nie jest w jednym kawałku. Padający śnieg nieco złagodniał, dzięki czemu nie szczypał już boleśnie twarzy i pozwalał iść swobodnie. Jednak nie na długo. Dotarli do jakichś zaśnieżonych schodków. Prowadziły one do wioski toteż musiały zostać pokonane. Tyle, że zamiar był mało realizowalny. Co nuż stopa ślizgała się na kamieniu sprawiając, że Garret wymachiwał bezładnie rękami próbując utrzymać równowagę. Co ciekawe odczuwał większy strach przed tym, że się poślizgnie, spadnie i połamie niż przed śmiercią widząc przeważające siły wroga podczas ostatniej bitwy. Ta myśl nad wyraz go rozbawiła. Zaczął się cicho śmiać. Towarzyszom, którzy zwrócili na to uwagę mówił:

- Nic takiego. Po prostu coś sobie uświadomiłem. Coś niemiłosiernie głu…

Ostatniego wyrazu nie dokończył gdyż znowu stracił równowagę i o mały włos nie spadł ze schodów w ostatniej chwili podtrzymując się Oina. Ponownie ustał prosto i stwierdził:

- A to jeszcze głupsze. Żołnierz, który prawie zginął na śliskich schodach.

Nie mówił już nic więcej. Skoncentrował się na ostrożnym wspinaniu się na schodach. Zaczął sobie pomagać rękami. W końcu jednak dotarł na sam szczyt. Jego towarzysze również.

- Powinniśmy tutaj postawić chorągiewkę i wypisać na niej nasze inicjały – skomentował.

Rozejrzał się po wiosce. Rzędy drewnianych chat, które widział z daleka były dla niego oczywistością w każdej wiosce. Panująca głęboka cisza i pustka były przez niego przewidziane. Jedyne, co ich przywitało to mało zachęcająca do wejścia brama. Jednak jakoś wolał wejść przez tą bramę niż wracać po tych śliskich schodach. Ta brama wydawała się bardziej bezpieczna. Mimo, że brakowało jej murów. Przeszli przez bramę i spojrzeli na chaty. Całość nadal wydawała się być opuszczona, ale nadzieje dawało znikome światło dobiegające z niektórych okien. Być może ktoś tu jednak mieszkał. Natchnęło go to nową nadzieją. Szansa na nocleg po upadku znów zaczęła się podnosić. Większość chat miało zabite okna, czym odstraszało podróżnych. Po dosyć długim spacerze jedyną drogą dotarli do dużego domu, który najprawdopodobniej był karczmą, w której mogliby spokojnie wypocząć.

- Mam nadzieję, że nie będzie tam żadnego szalonego staruszka z naładowaną kuszą – powiedział tuż przed wejściem.

Karczma była całkowicie zdemolowana i zaniedbana. Nie sprawiała dobrego wrażenia tak jak reszta osady. Wtedy przez tylne drzwi wszedł jakiś staruszek, który na ich widok szybko doskoczył do lady i dobył naładowaną kuszę spod niej.

,Że ja też zawsze muszę coś wykrakać” – pomyślał.

Staruszek krzyknął i zaraz pojawiło się dwóch kolejnych potencjalnych przeciwników. Garret zaklął cicho. Nie spodziewał się tak nieprzyjemnego powitania. Nie wiedział jak szybcy byli. Możliwe, że nawet nie zdąży dobyć miecza nim jego głowa przywita się z bełtem. Stali też za daleko, a więc nawet gdyby był szybszy to musiałby uniknąć bełtów, a to jest możliwe tylko w głupich bajkach dla dzieci.

Nagle mężczyźni zaczęli się kłócić miedzy sobą na ich temat. Mówili też, o jakichś chorych. Czuł się nienajgorzej. Nie miał nawet kataru. Wtedy staruszek przemówił o tym, że nie są chorzy, ponieważ nie śmierdzą. Ciekawa hipoteza. Garret powąchał się uświadamiając sobie, że już od dawna się nie kąpał. Znaczyło to, że ci chorzy zaprawdę bardzo śmierdzą. Staruszek przy okazji kazał opuścić kusze. Następnie przemówił do nich:

- Dobra, teraz lepiej. Khem… khem… witajcie przybysze, jestem Erm. Można powiedzieć, starszy tej wioski. Nie będę niczego ukrywał, jeśli niczego od nas nie chcecie i tylko tędy przejeżdżacie to lepiej abyście jak najszybciej opuśćcie naszą osadę. Nie ma tu nic, co mogłoby was ciekawić ani zatrzymywać.

Staruszek był ubrany nieco inaczej niż tamci dwaj. Na dodatek miał naprawdę sporo kieszeni. Świetna metoda na złodziei. Zanim opróżnisz wszystkie kieszenie już przybędzie straż z odsieczą. Trzymał też jakiś dziwny przedmiot, który wydał mu się bardzo znajomy. Chyba zakłada się go na oczy i wtedy pomaga oczom. Czyli poprawia wzrok. Garret w końcu odpowiedział:

- Jesteśmy po prostu strudzonymi wędrowcami, którzy poszukują odpoczynku. Nie chcemy żadnych kłopotów. Po prostu tędy przechodziliśmy. Opuścimy wioskę bezzwłocznie, ale najpierw chciałbym czegoś się dowiedzieć. O jakich chorych chodzi i co dzieje się w tej wiosce?

Jakoś niespecjalnie go to interesowało, ale wiedzieć wypadało.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 05-05-2008 o 12:40.
wojto16 jest offline  
Stary 07-05-2008, 19:42   #66
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Gdy Akvila usłyszał o chorych niepewnie rozejrzał się po towarzyszach czy aby ci nie wyglądają na zarażonych. Wszyscy wyglądali marnie, ale to raczej z powodu trudów ostatnich dni, a nie z przyczyny chorobowej.
- Chorzy tutaj? Plaga? - Akvila ukłonił się nisko - to my podziękujemy, na nas już czas. Miło było, mam nadzieję że boginie ześlą uzdrawiającą łaskę na waszą wieś, my tymczasem musimy podążać dalej.
Metellus ruszył ku drzwiom, jednak na ich progu zrozumiał, że mimo wszystko na tą chwile woli po przebywać w wiosce ogarniętej chorobą, aniżeli chodzić dalej w takim mrozie.
- Chociaż może jednak wam pomożemy! - Akvila odwrócił się do dziwnie ubranego człowieka i uśmiechnął w ten magiczny sposób, gdy człowiek zwęszy interes. - Ta oto moja najbliższa przyjaciółka - podszedł do dziewczyny - jest jednym z najpotężniejszych magów ziem północnych. Imperialne wojsko gdy słyszy jej imię od razu przymierza się do odwrotu, ich strach sięga tak daleko, że na długość strzały nikt się z nich nie zbliży. Wasze szczęście, bo jedna z jej specjalizacji to magia medyczna! Składa kości od tak - pstryknął palcami na pokaz, jak to szybko potrafi zrobić - wy dacie nam nocleg i pożywienie, my damy wam zbawienie od tej choroby, czymkolwiek by ona nie była.
Metellus zbliżył się do swojego rozmówcy i wysunął rękę.
- To jak, umowa stoi? - spojrzał prosto w oczy facetowi z kuszą
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
Stary 07-05-2008, 22:24   #67
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Amillay była pogrążona w swoich myślach, ciężko znieść było jej wspomnienie o poprzednich dniach, ciągle próbowała sobie to jakoś wytłumaczyć, lecz cały wytłumaczenie owe nie spełniało jej oczekiwań. Próbowała zapomnieć o tym choć na chwilę. Spojrzała na Garreta, śmiał się sam do siebie.
~ niektórym humor dopisuje...~ stwierdziła, w tym momencie mężczyzna o mało nie przewrócił się, zrobiło jej się z tego powodu dziwnie radośnie, nie wiedziała dlaczego, w końcu mógł spaść i coś sobie zrobić. Uśmiechnęła się, lecz z pod kaptura nie było tego widać.

Gdy weszli za bramę miasta, przeraziła się. Nigdy nie widziała tak zaniedbanego miasta, przerażało ja to, wyglądało tak jakby przeszło przez nie wojsko lub jakiś pustoszący wszystko żywioł. Nie było psów, nie było śmiejących się głośno dzieci, coś było nie tak.

Ruszyli w stronę słabego światła, które ogrzewało z daleka nadzieją. Budynek przypominał karczmę, weszli ostrożnie do pomieszczenia, nagle jedne z drzwi otworzyły się. Nie był nastawiony przyjacielsko, kobieta już zamknęła oczy, czekała, aż pozabija ich wszystkich, lecz los sprzyjał im i do niczego nie doszło.

~ Zaraza...to wszystko wyjaśnia ~ pomyślała Amillay.

-(...)Ta oto moja najbliższa przyjaciółka(...) – zaczął jej „przyjaciel” Matellus, kobieta spojrzała na niego osłupiała, był to dobrzy pomysł, lecz czy mieszkańcy będą na tyle głupi, żeby uwierzyć. Amillay nie miała siły na nic, nie miała siły kłamać. Zdjęła jedynie kaptur i skłoniła się lekko. Pomyślała teraz, ze bardzo by chciała być taka jaką opisała Akvila, może kiedyś taka będzie...ale teraz trzeba udawać, pokonać wstyd i hańbę.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy by was ochronić... – powiedziała cicho i nie przekonywująco, żałowała, ze w ogóle się odezwała.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 09-05-2008, 19:36   #68
 
grabi's Avatar
 
Reputacja: 1 grabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwu
Avagornis przysłuchiwał się rozmowie. Garret, jak zawsze starał się być przyjacielski i miły. Taki już był i nic nie mogło tego zmienić. Gdzie potrzebujący, tam i Garret, który gnał, by jak najprędzej ulżyć w czyiś cierpieniach. Oby tylko przy tym jego nie spotkało coś niedobrego. Po Garrecie przyszła kolej na nowych kompanów, których nie znał jeszcze zbyt dobrze.
Mężczyzna gadał coś o potężnym magu, jakim miała być kobieta. Tak. Ta sama kobieta, która płakała przez całą podróż w wozie, która pełzała do stóp tamtego maga. To wszystko wydało mu się bardzo śmieszne i gdyby jaszczuroludzie mogli tak dobrze wyrażać twarzą emocje jak ludzie, to niewątpliwie w tej chwili pokazałby się na jego twarzy szeroki uśmiech, który z pewnością nie zszedłby do wieczora.

Słuchał, co mają do powiedzenia, bo przynajmniej mógł odpocząć od zimna, które jemu chyba najbardziej doskwierało. Dlatego siedział przez ten cały czas cicho, aż do momentu, gdy wszystkie głosy ucichły. Jaszczur wpatrywał się przez pewien czas w krasnala, bodajże o imieniu Ojin. Gdyby powiedział swoje imię jeszcze kilka razy, to Avagornis mógłby je pewnie zapamiętać. Krasnal był od jakiegoś czasu dziwnie cichy. Może nad czymś tak myślał, albo może źle się czuł, bowiem na początku, gdy go spotkał, wydał się bardzo gadatliwą osobą.
W końcu jaszczur oderwał się od rozmyślań i przemówił do starca, gdy ten nikim się nie zajmował.
-Potrzebuję włócznię. W zamian mogę ofiarować ten miecz i tarczę. -To mówiąc pokazał broń. -Chętny na zamianę.
 
grabi jest offline  
Stary 10-05-2008, 22:51   #69
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
Tubylcy okazali się niezwykle gościnni. W czymś na rodzaj karczmy przywitał ich jakiś staruch z kuszą wymierzoną w ich stronę. Chwilę potem na skutek jakiś wewnętrznych rozterek, człowiek ten uznał, że nowoprzybyli nie są niebezpieczni. Quenril zrobił jedynie kwaśną minę. Nie wiedział czy w tym momencie ma zacząć cieszyć się, że nie został zabity, czy może płakać nad sobą. On, jeden z czołowych handlarzy niewolników nie został uznany za niebezpiecznego! Mężczyźnie wydawało się to niemal nierealne. Alberai poczuł, że się nogi pod nim uginają (a więc rozgoryczenie było silniejsze). Zagarnął więc jedno z krzeseł stojących nieopodal i odsunąwszy je od stołu usiadł na nim. Przez chwilę spoglądał jak jego towarzysze podróży wesoło gawędzili sobie z tubylcami. I tu od razu pojawiał się pewien problem. Można się było od razu zorientować się, że coś jest nie tak. Irytujący i zarozumiały człowieczek oznajmił iż są tylko strudzonymi wędrowcami... Toż to normalni ludzie raczej się w te tereny nie zapuszczają (Quenril nie wiedział do końca gdzie są, ale i tak uważał, ze normalni się tu nie pojawiają...). Tylko patrzeć, aż, staruch się zapyta o konkrety, a wtedy co powie Garert? Znając jego tok rozumowania, pewnie zaatakuje...
Na domiar złego, drugi z towarzyszy zaoferował swoją pomoc w walce z jakąś zarazą. A właściwie nie swoją tylko czarodziejki... Trzeba było być na prawdę kretynem, by uwierzyć w podobne bzdury. W dodatku, wychodziło jednak na to, że nie są znowu takimi "strudzonymi wędrowcami"... Jeszcze postawione warunki przez Matellusa: my was uwolnimy od zarazy, wy nam dacie jesc i miejsce do spania, z dala śmierdziało kłamstwem kogoś, kto nie ma nawet grosza przy duszy...
Jedyny który mógłby nie wzbudzać podejrzeń był jaszczur. Był on konkretny. Być może mógł nieco przestraszyć miejscowych, którzy pewnie w życiu nie widzieli takiego monstra, ale cóż... facjaty nie zmienisz.
Quenril wolał się nie odzywać. Uśmiechał się tylko głupkowato (co z jego blizną nie było trudne) do tubylców a jednocześnie niewidocznie dla innych zacisnął dłoń na rękojeści swego miecza. Był gotowy do walki, jednak miał jeszcze nadzieję, że ludzie tu mieszkający sa na tyle głupi, ze się nie połapią...
 
Donki jest offline  
Stary 16-05-2008, 16:35   #70
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Tubylcy spojrzeli na was niepewnie, pomimo waszych zapewnień o pokojowych zamiarach nadal trzymali broń w pogotowiu. Kiedy Akvila wspomniał o zarazie Erm widocznie się zdenerwował.

- Owszem, w okolicy można spotkać zarażonych, ale do diaska nie rzucajcie oszczerstw, jeśli nie znacie sytuacji! Słowa to nie plewy, które można rzucić na wiatr, by się ich pozbyć. twarz mężczyzny poczerwieniałaNie my przywlekliśmy tu zarazę! Czy to nasza wina, że tu właśnie mieszkamy? Zresztą chętnie opuścilibyśmy te tereny, ale jak? Ta zima… starsi i dzieci nie przeżyliby podróży. Poza tym jaki sens by to miało, jeśli została nas już tylko garstka? - Widząc wasze zaskoczone tym nagłym wybuchem miny, Erm westchnął i machnął ręka w stronę walających się po podłodze resztek mebli. -Znajdźcie sobie coś do siedzenia, nie ma co tak stać i wrzeszczeć.- na jego znak pozostali mężczyźni opuścili pomieszczeniePrzepraszam za to, co powiedziałem, ale ostatnie wydarzenia, nie szczędziły mi zmartwień i zgryzoty. Jak już mówiłem, zaraza nie pojawiła się z niczego, przywlekli ją tu jacyś przejeżdżający kupcy. Jeden z nich umarł, a oni najwyraźniej spiesząc się gdzieś zostawili tu jego ciało i zapłacili nam Za pochówek. Gdybyśmy wtedy odmówili, nie byłoby teraz problemu, ale cóż kto wtedy mógł wiedzieć jak się sprawy potoczą? W każdym razie kilka dni później objawy choroby pojawiły się u tych, którzy pogrzebali ciało, co było potem sami możecie się domyśleć. Choroba ma różne objawy, jedni zachowują się niemal normalnie i umierają w spokoju, inni robią się cholernie agresywni, zdarzyło się nawet, że trzech zarażonych zżarło czwartego. Ale nie mówmy już o tych przykrych wspomnieniach, proszę. To nasze zmartwienie i nie sądzę, byście mogli nam pomóc. Wybacz pani, ale nie wyglądasz na kogoś, kto zajmuje się leczeniem. Niejednego w życiu widziałem medyka czy znachora i u każdego z nich dało się zauważyć, że są to ludzie, którzy niejedno widzieli, a których mało co jest w stanie złamać. Poza tym, nie masz przy sobie żadnych przyrządów, a oni nigdy nie rozstają się ze swymi specyfikami, nożykami i co oni tam jeszcze używają. Erm uśmiechnął się lekko do Amillay, po czym zwrócił się do AvagornisaHmm.. myślę, że ktoś zgodzi się z tobą zamienić, jednak nie licz na nie wiadomo co. Włócznia jaka możesz dostać nie będzie jakimś pięknie zdobionym majstersztykiem majstersztykiem zbrojmistrzowskim. To będzie zwykłe, proste narzędzie o wyślizganej od częstego używania rękojeści. Niemniej jednak nie złamie się przy pierwszej lepszej okazji. Co do noclegu, to tu nie będzie problemu jak sami pewnie widzieliście pełno jest pustych domów. Z jedzeniem może być gorzej, w okolicy niebezpiecznie, więc jeśli nie trzeba nikt nie rusza na polowanie. A łatwo nie jest cokolwiek znaleźć, zwierzyny nigdy nie było tu zbyt wiele, a zima tylko pogorszyła sytuację. Zresztą chyba powinniście sobie poradzić inaczej nie bylibyście w stanie dotrzeć tu prawda? Tędy nigdy nie podróżują ludzie bez celu, zawsze są zdeterminowani do czegoś. Wiec wy pewnie też czego lub kogoś szukacie. – lekko drwiący uśmiech zagościł na twarzy starca – Zresztą niewiele mnie to obchodzi, dopóki nie czynicie nic złego dla wioski, nie moja w tym rzecz by wam przeszkadzać. Teraz wybaczcie, ale opuszczę was, muszę wrócić do domu i sprawdzić czy wszystkie wejścia SA solidnie zamknięte. Wam radzę to samo nim udacie się na spoczynek.

Erm wstał i wyprostował się, zauważyliście, ze jest wyższy niż wam się z początku wydawało. Pomimo wieku wyglądał zdrowo i silnie. Tylko w oczach można dostrzec było zmęczenie i pytanie o to, kiedy w końcu znajdzie spokój i odpoczynek.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172