Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2008, 19:50   #11
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
To jakieś czary. Ktoś chce żebym myślał że zwariowałem, ale jeszcze nie teraz..

-Słyszycie mnie wy chorzy psychopaci..i!?

Mój krzyk odbił się echem po pustych ścianach domu. Osunąłem się na nogach i kolejny raz załamując ręce podniosłem zdjęcie do oczu. To nie miało prawa się dziać, przecież nie byłem pijany na tyle żeby nie pamiętać jak było naprawdę w ten dzień kiedy zrobiłem to zdjęcie, a nawet gdybym był to otrzeźwiałbym w mgnieniu oka. Pamiętam przecież wszystkie szczegóły, nawet to o czym rozmawialiśmy wtedy i ciepły śmiech Sary, ciężko zapomnieć coś takiego.
Kółka wózka lekko skrzypiały a czasami stawiały lekki opór i trzeba było prowadzić go naprawdę ostrożnie wąską ścieżką, jak zawsze zresztą byłem ostrożny jeśli chodziło o Sarę. Otoczyłem ją taką opieką na jaką zasługiwała, byłem w stanie dać jej naprawdę wszystko za choćby mały cień uśmiechu w tych dniach. I owszem uśmiechała się często, dziwne jak ludzkie tragedie potrafią zbliżać nas, ludzi, do siebie.
Sara na zdjęciu wyglądała właśnie tak jak ją pamiętałem ale wszystko inne.. To nie miało sensu do cholery. Co prawda każde zdjęcie można przerobić ale kto.. po co..? A ufał swoim zmysłom.. przynajmniej ostatnio.
Co chcesz mi powiedzieć Saro? Wpatrywałem się w zdjęcie jeszcze parę minut po czym wstałem i poszedłem zrobić to co powinien zrobić już dawno. Stołek nadał się do tego idealnie, sznur z garażu posłużył za idealną pętle która zarzucona na belkę dla każdego chcącego żyć człowieka stanowiłaby doprawdy niepokojący widok. Problem w tym, że nie dotyczyło mnie to wtedy.
Nie widziałem dalszego sensu w pogrążaniu się w szaleństwie i zapewne tu zakończyłaby się historia Edwarda Grawsona gdyby nie cichy ale natarczywy odgłos dzwonka do drzwi, którego ciężko było zignorować nawet w chwili pożegnania się ze światem. No cóż parę minut w tą czy w tamtą nie sprawi przecież żadnej różnicy. Zszedłem ze stołka i skierowałem się do drzwi frontowych.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 27-06-2008, 18:01   #12
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Tyk, tyk, tyk...


Przeklete tykanie, przeklety sztorm, przekleta noc...

Straciwszy nadzieje na chociazby odrobine zbawiennego snu zdecydowanym ruchem odrzucam koldre wstajac z lozka.

Ktory to juz raz?
Ktora to juz noc?

W sypialni panuje przejmujacy chlod. Z przyjemnoscia wiec wsowam stopy w mieciutkie pantofle o smiesznych krowich pyszczkach.
Glupia zachcianka, ktorej nie moglam sie oprzec. Narzucajac szlafrok mimowolnie wyobrazam sobie reakcja Johna. Oczami duszy widze jego rozweselona twarz gdy po raz pierwszy prezentuje mu swoj zakup. Slysze jego glos gdy z udawana powaga zastanawia sie czy aby nie trzeba teraz dokupic miniatorowej stajni i kilku beli siana.
Schodzac po schodach potrzasam glowa odganiajac od siebie niepotrzebne mysli. To przeciez nie ma sensu. On odszedl.
Odruchowo ruszylam w kierunku kuchni. Duze pomieszczenie niemal w calosci zdominowane bylo przez stary kaflowy piec i drewniany stol, ktory pamietal chyba jeszcze jej dziadkow.
Fala cieplych wspomnien jak zwykle zalala moj umysl z chwila przekroczenia jej progu. To wlasnie tu matka przygotowywala swe popisowe dania, a ojciec wracajac z wedkowania grzal dlonie nad piecem podkradajac przy okazji co smaczniejsze kaski. Aura szczescia i milosci zawsze miala zbawienne dzialanie.
Nucac cicho slowa starej szanty napelnilam czajnik.
Filizanka goracej i aromatycznej Earl Grey na skolatane nerwy. Lek niemal idalny.... Niemal, gdyz z chwila kiedy moja dlon znalazla sie nad wlacznikiem ponownie uslyszalam znajome skrzypienie. Niewiele myslac ruszylam biegiem w strone tarasu ktorego oszklone drzwi wychodzily wlasnie na ogrod i sciezke. Nerwowym ruchem odciagnelam zaslony.
Nic.
Ogrod targany wiatrem. Najzwyczajniejszy pusty ogrod.

- Tracisz zmysly Lauro McGregor...

Glos, ktory wydobyl sie z moich ust brzmial obco w czterech scianach salonu. Zrezygnowana, czujac nadchodzaca migrene ruszylam w strone kuchni. Jutro z samego rana zadzwonie do doktora Jonathana i umowie sie na wizyte. Tym razem nie odmowie gdy zaproponuje mi srodki nasenne i leki, ktore wedlug niego beda w stanie pomoc. Tak nie moge zyc.. Poprostu dluzej tak nie moge...
Woda w czajniku cicho bulgotala ogrzewana znajdujaca sie w jego wnetrzu grzalka. Gotowala sie, a przeciez bylam niemal pewna, ze jej nie wlaczylam. Jak zachipnotyzowana podeszlam do urzadzenia, ktore w tym samym momencie wydalo z siebie ciche "pstryk". Para zawirowala tworzac na przykrywce delikatny osad ujawniajacy slad palca ukladajacy sie w napis.
Zdawac by sie moglo iz ta sama para zasnula rowniez moj umysl. To nie mogla byc rzeczywistosc. To sen.. To poprostu sen...

- Sen...

Ale to nie mogl byc sen. Wszystko bylo zbyt wyrazne, zbyt.. prawdziwe. Swiatlo kuchennej lampy, szum wiatru za oknem i czajnik pelen dopiero co zagotowanej wody.
Napis znikl rownie szybko jak sie pojawil.

- Nie..

Trzesaca sie dlonia pstryknelam wlacznik. Bulgotanie powrocilo.

- Szybciej... Szybciej...

Pstryk!

Para ponownie zawirowala odslaniajac litery:

R U E


Czym bylo RUE? Kim? Co robilo na przykrywce mojego czajnika? Jakim cudem sie tam znalalo?

- Trace rozum.. Poprostu trace rozum...

Na przemian smiejac sie i placzac opadlam na chlodna podloge.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 28-07-2008, 15:55   #13
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Wszyscy
Burza cichła, wiatr uspokajał się powoli, deszcz przestawał siec dachy domów i nagie skały urwiska. Morze wciąż awanturowało się przy odległym brzegu jednak i ono z mniejszą furią rzucało się na głazy i kamieniste plaże. Ciężkie chmury jakby przestraszone nadciągającym leniwymi krokami świtem cofały sie w kierunku odległego horyzontu. Woda spływała z dachów szumiąc w rynnach i kapiąc na parapety. Daleko na wschodzi lekko zaróżowiła niebo jutrzenka.

Edward Grawson

Nadciągający świt witałeś siedząc w fotelu ze słuchawką telefonu przy uchu. Jednak okazało się, że to nie dzwonek do drzwi odroczył wykonanie twojej decyzji. Był to sygnał telefonu, Trevor kolega z pracy dzwonił z bardzo ważnymi informacjami. Szykował się spory krach na giełdzie i tylko błyskawiczne działania mogły uratować firmę przed bankructwem. Kolejne telefony, budzenie ludzi i tym podobne zajęcia wciągnęły Cię tak bardzo, że tylko niejasno pamiętałeś co chciałeś zrobić jeszcze trzy godziny temu. Po nieprzespanej nocy nadciągał ranek a ty miałeś mnóstwo pracy do wykonania na dzisiaj.

Laura McGregor

Z kolejną filiżanką herbaty siedziałaś w salonie przy ledwo tlącym się kominku. Wzrok miałaś wpatrzony w powoli jaśniejący prostokąt okna. Nadciągał dzień, choć ta noc była jakby żywcem wyjęta z koszmarnego snu to jednak wraz z ustaniem burzy znikła cała aura niezwykłości i strachu. Tak jakby ciemne chmury odpływając zabrały ze sobą całą grozę tej niezwykłej nocy. A może to był tylko skutek przemęczenia? Atak tęsknoty pobudzony jakimś niezauważalnym bodźcem który w połączeniu z burzą i samotnością wywołał te dziwaczne omamy. W końcu czy to ważne? Noc minęła, nadciąga dzień, trzeba otworzyć sklep, a tak i aukcja pamiątek z Salem, może uda sie kupić coś ciekawego.

George Bantley

Udręczone umysł i ciało odprężyły się w gorącej kąpieli i nawet nie zauważyłeś kiedy zasnąłeś w wannie. Obudził Cię dopiero nad ranem chłód stygnącej wody. Zziębnięty wygramoliłeś się z wanny i spojrzałeś w swoje odbicie w lustrze. Twoja twarz wyglądała niewiele lepiej niż w nocy, szara cera zmęczonego człowieka i przekrwione oczy... Za oknami powoli i nieśmiało wstawał świt. Przypomniałeś sobie o aukcji pamiątek z Salem na której miałeś zamiar kupić jakiś ciekawy obraz do domu. Ale to dopiero o dziesiątej więc miałeś trochę czasu na doprowadzenie się do porządku. Koszmary nocy rozwiały się bez śladu, wcale nie byłeś już pewien że nie były wynikiem niewyspania i aury grozy wywołanej burzą....

Sora Uruha
Kuchnia była zimna i ciemna, nie było w niej nawet śladu czyjejś obecności. Znękana siadłaś na krześle i zapadłaś w odrętwienie. Kiedy się ocknęłaś za oknami cichła burza i powoli nadchodził nowy dzień. Musiałaś trwać w tym stanie długo bo przysięgłabyś, że zeszłaś na dół w środku nocy. W delikatnej szarówce pierwszego brzasku, wszystkie niesamowite wydarzenia nocy wydały się tak nierealne... To musiały być przywidzenia, na pewno. Byłaś zmęczona i niewyspana a czekał Cię długi samotny dzień...

Shannon Stevens
Z kijem w reku sprawdziłaś cały dom, jednak nie znalazłaś nic... Żadnego śladu czyjejkolwiek bytności. Zmęczona i rozdygotana siadłaś na fotelu kładąc swoją broń na kolanach. Czuwałaś długo a godziny wlokły się w nieskończoność, ale nie usłyszałaś nawet jednego dźwięku który choćby sugerował jakąś nienaturalność. Burza minęła nadszedł świt. Kiedy pomyślałaś o tym co działo się jeszcze kilka godzin temu, miałaś wrażenie że przypominasz sobie jakiś wyjątkowo ponury koszmar. Te wszystkie odgłosy, zwidy, majaki... Nie pozostał po nich nawet ślad. Gdyby nie kij na kolanach pomyślałabyś że to był tylko sen... Wstawał kolejny dzień i przyszła pora by się z nim zmierzyć.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 21-08-2008, 13:35   #14
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
-Czystszy chyba już nie będę...- powiedziałem i poruszyłem skostniałe i jakże zesztywniałe ciało.
Mimowolnymi ruchami uprzątnąłem wannę i w nagłym zamyśleniu, przeciążony myślami usiadłem na brzegu wanny, wpatrzony w idealnie gładką taflę lustra.

Ha, to był sen!- niczym Archimedes, pstrykając palcami stwierdziłem jednoznacznie -Inaczej być nie może, takie rzeczy możliwe są tylko na filmie- mówiłem do siebie, za wszelką cenę starając się osiągnąć ten jeden, jedyny cel
zapomnieć.
Delikatnie zamknąłem drzwi łazienki i podszedłem do szafy, by jak co dzień znaleźć każdy element garderoby.
"Wymoczony" do bólu, czysty na ciele niczym łza i opakowany w 70% bawełnę i w 30% poliester, zszedłem po schodach, by przygotować sobie śniadanie.
Po wejściu do kuchni, centrum domostwa każde niedojadka, nogi automatycznie skierowałem się do parapetu, na którym od lat ociężale stało radio, które co dzień umilało śniadanie większości amerykańskich rodzin. Pokrętło obrócone niedbałym ruchem o 30 stopni w prawo, pozwoliło wypełnić pomieszczenie sztucznym i przesadnie przesłodzonym głosem spikera radiowego
Witaj Ameryko, w ten przecudny poranek!- nie było szans, słodzik pedagogiczny, którym w sposób arcymistrzowski posługiwał się prezenter radiowy, wdzierał się do uszu tak zaciekle i bezboleśnie, że nie sposób było stawić jemu opór... po prostu płynął
Na ulicach powstają korki, słońce sennie spogląda na nas jednym oczkiem, o już chyba nawet dwoma Hahaha...
Po chwili z radia zaczął wydobywać się głos piosenkarki

I'm like a bird, I'll only fly away, I don't know where my soul is...


Podchwyciłem nutę i na tyle melodyjnym krokiem, na ile pozwalało mi słusznych rozmiarów ciało, ruszyłem do tostera, by finezyjnym gestem wrzucić dwa kawałki pszennego chleba, na patelni rozbiłem jajka i dorzuciłem dwa plastry boczku.
W niedługim czasie zasiadłem na drewnianym stołku przy stole, by zjeść "pożywne, amerykańskie śniadanie" to i tak nie to co potrafiła zrobić Becky, ale trzeba było sobie radzić.
Po chwili widelec z brzękiem zakomunikował koniec posiłku, wstałem wrzuciłem naczynia do już przepełnionej zmywarki, ustawiłem automat i zacząłem się ubierać, uzmysłowiwszy sobie, że dziś rozpoczyna się aukcja pamiątek w Salem.
Wzrok powędrował na zegarek, było dwadzieścia dwa po dziewiątej
Mogę się już zbierać, dokumenty, kluczyki...- wyliczał macając się po cały ciele w poszukiwaniu zakamarku gdzie umieścił wszystkie te przedmioty. Gdy upewnił się, że wszystko co potrzebne jest przy nim, energicznym ruchem wyłączyłem radio, które zaczęło obwieszczać prognozę pogody na najbliższe dni...
Nie słuchałem tego, wolałem nie.

Dokładnie zamknąłem drzwi, obszedłem dla pewności dom i udałem się do garażu. Blaszane klapa z hukiem wsunęła się do góry. Wsiadłem do czarnego Renault Thalia i rozsiadłem się za kierownicą lusterka, ustawienie fotela wyliczałem w myślach, by dobrze przygotować się do odjazdu.
-No to ruszamy- jak powiedziałem tak zrobiłem i wkrótce już mijałem znajome drzewa i budynki, by dotrzeć do celu.
 
__________________
Bo nie wiemy co za tym dniem,
Za horyzontem, za dniem...

Ostatnio edytowane przez Verax : 21-08-2008 o 19:47.
Verax jest offline  
Stary 24-08-2008, 23:24   #15
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Filizanka, rozgrzana znajdujacym sie w niej plynem przyjemnie ogrzewala mi dlonie. Patrzac w jasniejacy za oknem swiat bladzilam myslami wsrod mroku minionej nocy. Koszmar przeminal, odgoniony wczesnymi promieniami slonca jednak strach pozostal. Strach o zdrowie wlasnych zmyslow. O ta namiastke normalnosci jaka z takim trudem budowalam przez caly, dlugi rok. Nie zabraklo rowniez strachu przed nastepna noca, nastepna burza, kolejnymi zwidami. Czyzby wreszcie nadszedl ten moment gdy czlowiekowi nie pozostaje nic innego jak zamknieta cela w prywatnej klinice psychiatrycznej? Mam nadzieje, ze nie. Nie chce tego... Nie chce kieliszkow wypelnionych lekami, sporadycznych wizyt znajomych, wreszcie zapomnienia. Chce zyc normalnie. Chce byc normalna! Jednoczesnie jednak chce znow byc z nim, wtulic w jego ramiona i odplynac w zbawienny, pozbawiony koszmarow sen.

- Jestem zmeczona, to wszystko.


Wyszeptalam w strone zaru na dnie kominka. W tym samym momencie stary zegar na nim stojacy donosnym glosem oznajmil iz wybila szosta.


Najwyzszy czas by normalnosc powrocila w progi tego domu. Z niesmakiem spojzalam w resztke brunatnego napoju znajdujacego sie w filizance. W tym momencie lepsza by byla duza, zabojczo mocna kawa. Idac za ta mysla wrocilam do kuchni. Nie zgaszona lampa walczyla o lepsze z blaskiem budzacego sie dnia. Odstawiwszy filizanke do zlewu wyciagnelam dlon po ceramiczny kubek z kubusiem puchatkiem jednoczesnie zas, calkiem odruchowo wlanczajac czajnik. Urzadzenie powoli rozgrzewalo znajdujaca sie w nim wode, a ja nic nie mogac na to poradzic uparcie wpatrywalam sie w jego srebne wieczko..
Ukaza sie?
Nie ukaza.
Ukaza?
Nie ukaza.
Pstryk.
Chwila napiecia i wreszcie ulga pomieszana z nie dajacym sie blizej zidentyfikowac uczuciem strachu. Napis nie pojawil sie. Nie bylam pewna czy jest to dobry czy tez wrecz przeciwnie, zly znak. Gdyby bowiem sie ukazal bylby to dowod, ze jednak nie zwariowalam. Dowod, ze ktos lub cos napisal R U E na moim czajniku. Dowod, ze nie byl to jedynie wytwor chorego umyslu. Moze jednak nie, moze wcale by tak nie bylo. Moze oszalalam juz do tego stopnia, ze sama je wykonalam, a teraz jedynie moj probujacy wydostac sie z matni umysl stara sie wmowic samemu sobie, ze to ktos inny.

- Opanuj sie kobieto. Jest wczesny poranek. Jestes po nieprzespanej nocy, a przed toba masa rzeczy do zrobienia. Nie dajace nic rozwazania zostaw sobie na spotkania z doktorem Jonathanem.

Wlasny glos brzmial racjonalnie choc niekoniecznie normalnie w pustej kuchni pustego domu. Nie dalo sie ukryc ze mial racje. Nie moglam opuscic dzisiejszej aukcji, a i sklepik sam sie nie otworzy. Czas najwyzszy powrocic na tory normalnosci.
Zapach kawy zawladnal kuchnia natychmiast po wypelnieniu kubka wrzatkiem. Wziawszy naczynie ze soba skierowalam sie do sypialni gdzie ulozywszy go na malym stoliczku pozostawilam do lekkiego ostygniecia. Podobno na swiecie istnieja osoby mogace pic kawe tuz po zaparzeniu, ja jednak do nich zdecydowanie nie nalezalam.

Letni prysznic co prawda nie odgonil calkiem sennosci i zmeczenia to jednak dal poczucie swierzosci. Jeszcze tylko dluzsza chwilka przed lustrem w celu zatuszowania dowodow ciezkiej nocy i mozna mnie bylo wreszcie uznac za istote zdolna do spotkania i innymi przedstawicielami jej gatunku.
Dzien zapowiadal sie chlodny ale bezchmurny. Wybierajac garderobe myslami uparcie bladzilam wokol aukcji nie dopuszczajac do siebie niczego co moglo by zaklucic swierzo uzyskany, chociaz wciaz chwiejny spokoj.
Wreszcie ubrana w gustowny komplet w eleganckim, czarnym kolorze udalam sie wraz z kubkiem do salonu. Zegar na kominku wskazywal 7:20 wiec mialam jeszcze troche czasu.
Nie do konca myslac nad tym co robie ruszylam w strone drzwi prowadzacych na taras. Gdy je otworzylam owional mnie lekki wietrzyk niosac ze soba glosny krzyk mew szybujacych w powietrzu. Morze wciez lekko wzburzone uderzalo o pobliskie skaly. Z ulga stwierdziwszy, ze ogrod nie ucierpial zbytnio w trakcie burzy ruszylam sciezka prowadzaca do furtki. Ot zwyczajny, poranny spacer majacy na celu ocene szkod wywolanych przez zywiol. Nic wiecej, a juz napewno nie szukanie odciskow stop czy innych sladow ewentualnej obecnosci kogos obcego. Nie. Zwyczajny poranny spacer.
Sladow zreszta i tak nie bylo. Zatrzymalam sie przy furtce uwaznie przypatrujac zamknieciu, ktore wygladalo tak jak zazwyczaj, czyli jak nie uzywane od dawna. Drazaca dlonia unioslam kubek do ust lykajac spory haust kawy. Czego niby sie spodziewalam? Ze znajde wyrazne slady, naruszony zamek, a moze Johna wyskakujacego nagle na sciezke z usmiechem na ustach i okrzykiem "Mam cie!"? Idiotyzm.
Zdenerwowana wlasnymi poczynaniami odwrocilam sie na piecie ruszajac w strone domu i pospiesznie dopijajac kawe.

Czas wziasc sie do pracy.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 25-08-2008 o 00:07.
Midnight jest offline  
Stary 25-08-2008, 01:33   #16
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kolejna nieprzespana noc. Zastanawiałem się wtedy czy to jakiś znak z zaświatów, że ten telefon zadzwonił dokładnie wtedy. W ostatniej chwili, bo przecież nigdy wcześniej ani później nie byłem tak blisko granicy po której przekroczeniu znajdował się ściana z napisem "ślepy zaułek".
No tak więc tym razem nie było dane zderzyć się z tą ścianą z prędkością podobnej tej przy której manekiny w testach kontrolnych bezpieczeństwa każdej liczącej się marki samochodów rozwalają się tak, że zostaje z nich coś co raczej ciężko zidentyfikować.
Tylko, że te myśli szybko odpłynęły, przestałem nawet na jakąś krótką chwilę myśleć o Sarze. Myślę, że "to" po prostu zeszło ze mnie w tym momencie. Ludzki umysł to ciekawa rzecz.
Podejrzewam, że będąc na krawędzi udało mi się nie spaść tylko dzięki wierze w to, że potrafię latać. A może tak naprawdę spadłem, powiesiłem się a mój mózg odbierał jakieś chore sygnały wtedy kiedy skręcałem się w pośmiertnych drgawkach trzy metry nad ziemią? To by było dopiero popaprane gdyby okazało się, że wszystko od tego momentu było tylko snem.
W każdym razie rozmowa z Trevorem trwała dość długo. Sam nie wiem ile można gadać o w kółko o tym samym ale to jest mniej więcej tak jak gadać o bejsbolu i Red Soxach. Wiesz, że wujek Benny wie o nich wszystko i wszyscy inni też o tym wiedzą, ale hej o czymś trzeba gadać prawda?
Dzięki Trevor. Dzięki tobie uwierzyłem, że wciąż mamy szansę na mistrzostwo no dobra może chociaż w to, że ja mam szansę zdobyć jedną bazę. Nawet jeśli była to tylko chwilowa znieczulica dla moich skołatanych myśli to czułem się już znacznie lepiej.
Odłożyłem słuchawkę ze zdziwieniem stwierdzając, że nie czuję się śpiący i mimo, że nie musiałem - Trevor dał mi wyraźny znak, że mam jeszcze max 2-3 dni zanim szef w końcu wywali mnie z roboty na zbyty ryj - to jednak poszedłem do garażu z zamiarem odpalenia swojego Range Rovera w celu krótkiej wizyty w Bostonie.
Pewnie stary Gabe, zbaranieje jak mnie zobaczy. Dla samej jego gęby - tu od razu zobaczyłem sobie własną wersję reklamy Master Card - warto było tłuc się zakorkowaną autostradą. Wyglądało to tak jakby ludzie zaczęli opuszczać nasze piękne Massachusetts, taa i udają się gdzie? Może do Kanady? No śmiechu warte trzeba przyznać.
Przypomniała mi się właśnie taka deklaracja Eddiego Vadera kiedy Bush miał zostać wybrany na drugą prezydencką kadencję. Tylko, że ja nie słyszałem żeby paręset ludzi deklarowało to samo o Barracku Obamie. Co by było trochę dziwne zważywszy na to, że nasz stan jest tym czym Texas dla Busha jeśli chodzi o poparcie wyborców.
Podkręciłem radio okazało się, że był jakiś paskudny wypadek przed samym Bostonem. Z tego co mówiła Terry Wong swoim aksamitnym głosem podnoszącym znacznie dramatyzm sytuacji głosem wywróciła się cysterna z paliwem. Usuwanie tego bajzlu potrwa pewnie parę godzin w zależności o której zaczęli. Zalecano objazd przez międzystanową no, ale kto do licha miałby ochotę jechać trzy razy dłuższą trasą niż zamierzał kiedy wychodził z domu?
Nie ma co wybrałem sobie nie lichy dzień na powrót do społeczeństwa. Miałem tylko nadzieję, że Trevor nie uprzedził Gabe`a że się pojawię bo się facet nieźle rozczaruje. P
opatrzyłem na zegarek, miałem jeszcze sporo czasu a większość ludzi pewnie wybierze objazd. Wolałem nie zawracać w tym momencie do domu, żeby przypadkiem nie zobaczyć wyimaginowanej twarzy Sary w oknie. Zdziwiłem się jak łatwo udaje mi się o niej nie myśleć. Wyglądało to na ciszę przed burzą.
Zmieniłem stację na jedną z tych niekomercyjnych rockowych rozgłośni, które powstawały dzięki fanom dla fanów. Zaszczytny cel trzeba przyznać mimo, że padały tak szybko że ciężko już było się w tym połapać czy to co człowiek słucha to właściwe pasmo. Grunt, że dobrze grali.
Właśnie skończyli Mike and the Mechanics za którymi przepadała bardziej moja żona niż ja i spiker w radiu zapowiadał Nirvanę zaraz po krótkiej przerwie reklamowej.
Westchnąłem w duchu przypominając sobie lata młodzieńczej fascynacji tym zespołem, palenia mocnych papierosów picia tanich win oraz noszenia obdartych dżinsów. Sara zawsze się śmiała, że to niepoważne i sama nigdy nie uległa tej modzie. Mimo to nawet kiedy zamieniłem dżinsy na krawat i garnitur nigdy nie przestałem słuchać takiej muzyki.
Grali "Where did you sleep" co uważam za jeden z ich lepszych numerów. Słuchając słów tej piosenki, dość nieoczekiwanie dla samego siebie - zważywszy na to, że postanowiłem zerwać z przeszłością - zacząłem zastanawiać się czy Sara mogła mnie zdradzać. Przecież była chora, to jasne że nie głupku. No tak, ale wcześniej kiedy mieliśmy kryzys miała nie raz okazję. To mogła być nawet powodem jak tak się zastanowić. "...my girl..." Kiedy nie czuło się już nawet słabych iskier tlących się w ognisku to człowiek zastanawia się czy to ma jeszcze jakiś sens.
Tylko z kim mogła to zrobić?"...my girl..." Raczej z nikim kogo znałem. Mało kto był w jej typie, był wstanie zadowolić. No tak ale mówimy tu o chwilowym romansie, doprawianiu rogów facetowi który nie zobaczyłby słonia mając go przed nosem. Może Tommy co Saro? "...dont lie to me..."
Z perspektywy czasu myślę, że każdy związek ma taki moment. "...tell me..."
Znudzenie, zmiękczenie nazwijcie to jak chcecie ale mi też zdarzyło się myśleć o zdradzie zwłaszcza kiedy w pracy pojawiła się nowa sekretarka szefa. "....tell me where did you sleep last night..."
Tylko, że ja wciąż ją kochałem i na samych myślach się skończyło. Może byłem naiwny wierząc, że to ma przyszłość. Tolerowałem to jak kulę u nogi. Przecież podświadomie czułem, że bawi się mną, że chodzi jej o pieniądze. Może i miała kogoś wtedy na boku, to niewykluczone.
Przypomniało mi się jak to się stało, że prawie skończyłem z pętlą na szyi. Czy Cobain też zrobił to przez kobietę?
Czy to się teraz liczy? Ważne, że to co było potem można śmiało zaliczyć do najlepszych dni z mojego życia i myślę że.. widziałem to w jej oczach, że ona uważała podobnie.
Leżała tak kiedyś przy mnie i gołym okiem było widać, że wysiłek sprawiał każdy jej najmniejszy ruch. Nie mogła już wtedy mówić ale wyczułem o co jej chodzi mimo że nie mówiła tego od dawna. Jej wargi tylko rozchyliły się słabo w rozpaczliwiej próbie. Ja też kochanie. Już zawsze.
Nagle samochody ruszyły trochę szybciej. Wyglądało na to, że może zdążę jeszcze na wieczorny mecz z Yankees. Jeśli Trevor załatwi bilety oczywiście.
No co? A myśleliście do cholery, że czemu miałem tego dnia taki dobry humor?

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 25-08-2008 o 13:10.
traveller jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172