Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-07-2008, 15:30   #181
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
-Aaaalllleeee bbbęęęddddzzziiiieee jjjjaaazzzddaaaa!!!!- Fungrihm darł się w niebo głosy. Emocje i adrenalina już dawno odmłodziły go i to niesamowicie. Znów był pełen energii i życia. Choć tego drugiego to może nie zadługo. Ale jego to radowało. W końcu coś się działo. Przez ułamki sekund podziwiał świat. Z jego perspektywy niesamowicie przyspieszał i bardzo często widniał w poświacie z ognia.
-Uchhhh niegrzeczny jaszczur, allleeee co ty robisz? Po tym jak dragoniszcze zanurkowało wywrzeszczał na cały głos
-Ha przeżyłem a teraz....!

W skrócie, to drużyna umierała. Nie mieli żadnych szans na przeżycie. Czyli zawiedli w pełnej linii, w tym i On. Nie zrealizował żadnego ze swych planów. Wyglądało na to że wśród siebie nie mieli nikogo kto mógłby ich poprowadzić i pokazać jak zwyciężać. Wierzył w Astha że w końcu stanie się kimś takim dla nich. Że współpraca bieli i chaosu stanie się ciałem. Czyżby się pomylił. Odrzucił taką myśl. Obiecał Jemu że przeżyje. Nie mógł złamać słowa. Zresztą wydawało się że Barbak też za chwilę wyzionie ducha więc nie było by nikogo, kto mógłby opisać jego śmierć.

Zobaczył że jago druh w ucieczce przez fireballem rzucił się w przepaść. Zadział instynktownie wyczekał aż ruch głowy Valgava stanie się dla niego pracować. Miał zamiar wybić mu oko większe niż on sam. Przynajmniej skrzywdzić go na tyle że zostawiłby w spokoju pozostałych. Przez ułamek sekundy tak krótki że aż niedostrzegalny wpadł na bezgranicznie idiotyczny pomysł. Zranić go słowem lub ciałem.
-Valgaav wiem że dla Ciebie to obce słowo. Jestem pewien że w końcu kiedyś dojdziesz do tego co ono znaczy. Mam nadzieje że wtedy zrozumiesz jak dałeś się podejść tej foletowej lafiryndzie. Wybaczam Ci wszystkie twoje winy wobec mnie i mej rasy!
Był zabójcą, ewoluował od długiego czasu ale teraz już wiedział że tego chce. Fungrihmm wiedział że oto nadszedł jego koniec. Liczył że jego przemową skrzywdzi go na długo ale teraz miał zamiar skrzywdzić go fizycznie......
W końcu gdzieś musiał ukryć te złoto: )
 

Ostatnio edytowane przez Vireless : 22-07-2008 o 15:30. Powód: tagi
Vireless jest offline  
Stary 22-07-2008, 22:33   #182
 
Josonosimiti's Avatar
 
Reputacja: 1 Josonosimiti nie jest za bardzo znany
Estre szybko zrozumiał swój błąd, swoją głupotę i pochopność działania.
Smoki. Smoki są różne. Nie do każdego należy sie odnosić jak do tego jedynego, na którego się czeka. Oj nie... Nie do każdego!

"Jasny gwint!"
Ogrom smoka był przytłaczający dla małego chudego elfa. Wobec stworzenia takiego rozmiaru nie znaczył nic.

"Zwiewać! Zwiewać... Byle gdzie! Tylko gdzie?!"

ŁUP! TARABAM! SRUTUTU! ŁUBUDU!
Cała orkiestra rozrywających, pękających i łamiących się dzwięków, zagrała w uszach Estreiche.
Poczuł się lekko. jakby fruwał.
"Skąd ja mam niby wiedzieć jak odczuwa się fruwanie... Nigdy tego nie robiłem!"

Wynużył się z chmury pyłu.
Dziwne... Nie miał gruntu pod stopami.

"O żesz w... "
- Aaaaaaaaaa!!!!!!!!! -

Szaroburość migotała mu przed oczami, umykając szybko w górę.
Zielone! Szybka ręka, szarpnięcie, wisi...

"Co teraz?!" Nie chciał patrzeć w dół. Spojrzał w górę. Nie spadał za długo.

Trzymając się kosodrzewiny jedą ręką, wyciągną drugą w stronę skały. Za daleko. Lekko się rozbujał. Koniuszki jego palców dotkneły skały.
Ułamek sekundy. Poczuł ziemię, minerały, ciężar. Widział wnętrze kamienia.
Wiedział co robić...

W myślach wyobraził sobie, skalne schody prowadzące na górę bezpiecznie głębokie, aby można było po nich wbiegać. Zobaczył półkę skalną na której można stanąć.

"Przemiana... Cholera przemiana!"

Jeśli się uda elf wbiegnie na górę i wyciągnie broń. Będziechciał pomóc. Nie wie jeszcze komu ma pomagać. najpierw swoim towarzyszom...
 
Josonosimiti jest offline  
Stary 25-07-2008, 13:51   #183
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Jego ataki nie przynosiły zamierzonego skutku. Smok najwyraźniej unikał walki z nim starając się wykończyć tych, którzy mu towarzyszyli. Czyżby to była odpowiedź starego ładu na to, co miało stać się z tym światem? Czyżby nie mogąc wyeliminować jego chcąc zniszczyć jego sojuszników? Wyraźnie widać było, że nie chodzi tutaj o niego. Czego w takim razie mógł chcieć ten ostatni z silniejszych demonów?

Valgaav spełnił już swoje zadanie, które przewidział dla niego Astaroth. Dokonał swojej zemsty o której tak marzył i zabił Veriona. Choć zapewne tmatemu udało się jakoś przetrwać, opętując kogoś lub robiąc to w dowolny inny sposób, to jednak rola Valgaava się skończyła. Był ostatnim zrodzonym przez stary porządek i jego śmierć miała być kolejnym krokiem by zorganizować ten świat od nowa. Koniec z wielkimi wojnami, koniec z bezsensowną wojną bieli i fioletu. Siły te powinny rywalizować na mniejszą skalę, umacniając się wzajemnie. Chaos musiał się stać do tego celu silny i zjednoczony, a Valgaav był jednym z niewielu przedstawicieli fioletu, którzy sprzeciwiali się nowemu kształtowi chaosu wciąż pozostając przy życiu.

Zastanawiał się, jak najdotkliwiej zranić smoka, gdy przyszedł mu do głowy oczywisty wręcz pomysł. Skoro on uderzył w tych, którzy są dla Astarotha cenni powinien odwdzięczyć się tym samym. Miał zamiar zaatakować Almanakh licząc, że Valgaav przyjdzie jej z pomocą, jednak nie mógł jej zlokalizować. Pozostawało mu więc ratować swoich towarzyszy, których smok zrzucił z przepaści

Najpierw spikował by chwycić w locie Barbaka i złagodzić jego upadek, następnie wyłowić Kejsi i znieść bezpiecznie Estreiche i Funghrimma. Gdy tylko wszyscy będą bezpieczni i w miarę możliwości poza zasięgiem smoka miał zamiar zaatakować tak, jak lubił - przenieść się do wnętrza smoczej głowy by tam siać zniszczenie
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 27-07-2008, 20:39   #184
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Father
Father
Father
Mother
Into your hands
I command my spirit
Into your hands
Why have you forsaken me
In your eyes
Forsaken me

in your thoughts
Forsaken me

in your hearts
Forsaken me

Just walk
Away from these dreams
And talk
The pain what it seems
Angel of my revelation
I don't really want to let you
Walk
Away from these dreams

You've gotta turn it all over
You've gotta turn it all over
All over again

Funghrimm; Próbujesz uczepić się smoczych łusek na tyle stabilnie, by w dogodnym momencie wbić ostrze drugiej siekiery w smocze oko. Problem w tym, że smoczy pysk jest ogromny, ty dyndasz na jego czubku, a oko znajduje się dobre kilkanaście metrów dalej.

Levin; Ty również masz problem z za krótką rączką, którą nie możesz sięgnąć elfa wiszącego na kosodrzewinie. Próbujesz znaleźć linę, lianę, cokolwiek co by się nadawało jako lina. Niestety, w okolicy sa tylko skały, krzewinki i kępy kosodrzewiny.

Kejsi; Zdołałaś wyrwać się nurtowi i chwycić się skały wystającej z wody. Wczepiona mocno pazurami, wdrapujesz się z mozołem do góry, smagana przez pieniste fale.

Barbak; Rzucasz się ze skał, zanim kula ognia dociera do celu [ciebie]. Głęboki wdech, zatykasz nos, szykujesz się na objęcia lodowatej wody i fal. Ku twemu zdumieniu, zanim docierasz do rzeki, coś chwyta cię w locie! Przez moment w szoku zdaje ci się, że to Valgaav. Wcale nie. To Astaroth!

[b]Kejsi; Astaroth łopocząc czarnymi skrzydłami chwycił spadającego Barbaka, a teraz szybując zniża lot, kierując się ku tobie. Wyciągasz łapkę w górę, demon chwyta cię i bez trudu unosi w górę.

Astaroth; Linie lotnicze Pana Mgieł cieszą się dużym wzięciem. Niesiesz orka i chimerę bez najmniejszego trudu. Właściwie, ledwo czujesz, że ich trzymasz. Wzlatujesz wyżej, wyłaniając się z kanionu ponad rozpadlinę. Bezpiecznie odstawiasz Barbaka i Kejsi po drugiej stronie przepaści. Uderzenie skrzydeł później nurkujesz znów w dół.

Estre; Mozolnie wdrapujesz się po skałach. Kątem oka widzisz czarnego smoka, który... tak jakby... zbliża się...! Coś ucapiło cię za kołnierz, palce ześliznęły ci się po gładkich skalach... ale nie spadłeś! Wręcz przeciwnie – wędrujesz w górę!

Astaroth; Estre zapewne poradziłby sobie sam ze wspinaczką, ale wolałeś nie ryzykować. Odstawiasz elfa obok reszty.

Funghrimm; A niech to! Że też te smoki nie mają krótszych mord!!!
Wpatrzony w złote oko Valgaava, zamachnąłeś się siekierą; jak nie sięgnąć, to cisnąć! Ze smoczym ślepiem dzieje się nagle co-cooooOOOoooooo...?!?!?



Smok gwałtownie pomknął pionowo w górę, przez co skupiłeś się na utrzymaniu się na smoczej mordzie, nie na celu. Zerkasz w dół; Astaroth nadlatuje!
Valgaav otwiera paszczę, gromki ryk wstrząsnął twoim ciałem. Nie dasz... rady... dłu....!!!
AniechtokulawydrooooOOooOooow!!!
Trzon siekiery wyśliznął ci się ze zmęczonej dłoni. Valgaav pomknął w górę i zniknął w mroku, a ty, koziołkując, spadasz!

Astaroth; Kolejny. Chwytasz dwarfa, czujnie zerkasz za Valgaavem. Jest za szybki, a z pasażerem nie masz zamiaru go ścigać. Dwarf mógłby tego nie przeżyć.

Wszyscy; Smok znika wam z oczu, jego ryk cichnie w mroku nocy. Astaroth powraca na swych czarnych skrzydłach, niosąc Fungrimma, wciąż ściskającego w dłoni jedną siekierę.
Wszystko się uspokaja. Skalna lawina runęła, przeminęła. Jesteście po drugiej stronie. Możecie ruszać dalej.
W ciemności rozbrzmiewa melodyjne, przyjemne, wycie smoka. To musi być ten drugi smok! Ten, którego widzieliście nad miastem!
Ścieżka wśród skał, pod górę. Zakręt za zakrętem. To już tu!
Ze zdumieniem zauważacie wejście do wielkiej pieczary. Z wnętrza dobywa się krótki, przyjazny smoczy pomruk.
Ostrożnie wchodzicie do środka.



Jaskinia jest niesamowita. Żadnych stalaktytów, jedynie fantazyjnie wygięte, gładkie ściany. Miejscami z sufitu pada intrygująca wiązka światła. Z sufitu! Nie ma dziury, wyrwy, po prostu... z sufitu pada światło!

W mroku zauważacie jakąś postać. Młody, przystojny mężczyzna.
Prince of China, by heise by ~X-seven on deviantART

Zerka na was i uśmiecha się przyjaźnie.
Obok, za nim... stoi Valgaav!



Nie spojrzał nawet w waszym kierunku, patrzy na urodziwego młodzieńca.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 27-07-2008, 21:39   #185
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kejsi otrzepała się i usiadła na skałach z westchnięciem. Była wyczerpana po tym całym bieganiu, atakowaniu, topieniu się. I jeszcze Astaroth. Pomógł im, pomógł, pomógł. Ale czuła się tak, jakby to on, Pan Mgieł, demon, chaos, jakby demon zbierał wojowników bieli spod szponów wrogów, kiedy oni padali jeden po drugim. Tak nie powinno być, nie, nie!
„Jeśli przegrałam, powinnam była zginąć – pomyślała z rozżaleniem. – Powinnam była sama wdrapać się po tych skałach... sama powstrzymać Valgaava... Nie chcę przyzwyczajać się do tego, że demon jest mi niezbędny do walki, do przetrwania!”. Zerknęła smętnie na Astarotha.
- Dzięki – uśmiechnęła się. – Było z nami cienko.
Było cienko ze wszystkimi, ale... Kejsi nie czuła się przegrana, póki Astaroth nie wyłonił jej z wody, jak ostatnie, mokre nieszczęście. Może było jej zwyczajnie wstyd, może była wściekła na siebie, że dala z siebie tak mało i tak łatwo poległa, a demon na to patrzył?
- Valgaav... – szepnęła, patrząc w ciemne niebo. – Tak bardzo chciałabym...

Kejsi wydawała się nieobecna dłuższą chwilę. Odpoczywała, rozmyślała. Wokół zrobiło się strasznie cicho. Wstała, i drżąc z zimna, otrzepując się czasem z wody, ruszyła za resztą drużyny. Miała spuszczony wzrok, nie chciała patrzeć towarzyszom w oczy. Zwłaszcza Barbakowi i Waldorffowi. Astarotha w tym momencie znów panicznie się bała, tak jak na początku.

Szła skalistą ścieżką, aż doszli do groty.
- Ten głos... ten smok...! Jaki piękny! – szepnęła.
Wyglądała jakby majaczyła w gorączce. Powoli ruszyła przed siebie, niestabilnym, chwiejnym krokiem. Upadła nagle, ale nim ktokolwiek zdążył zareagować, podniosła się na cztery kocie łapki, i szybko ruszyła dalej, wciąż ukrywając przed resztą wzrok.
W grocie ujrzała niesamowicie przystojnego młodzieńca w czerwonych szatach.
- Jego oczy! Jego przepiękne oczy! Jego ciepło!
Kejsi jęknęła z zachwytem i skłoniła się do samej ziemi, niemal się położyła.
- Lavender!
Nagle pojawił się Valgaav, w swej ludzkiej postaci. Wyraz jego twarzy, on był... taki łagodny! W pierwszej chwili Kejsi przeraziła się, że smok czaił się na młodzieńca w czerwonych szatach, ale szybko odrzuciła ten pomysł.
- Valgaav! – spojrzała na smoka, ale on nie spojrzał na nią.
Kejsi podniosła się na cztery łapki. Długo wpatrywała się w smoka, czekała, aż na nią popatrzy. Ale nie popatrzył. Tyle chciała mu powiedzieć, tyle, tyle, tak strasznie dużo!
Obejrzała się na resztę drużyny. Położyła po sobie czarne kocie uszy, podkuliła długi ogon. Nie mogła spojrzeć im w oczy.



- Barbaku, Waldorffie... Wszyscy... Przyjaciele... – szepnęła. – Wybaczcie, ale... ale to jest koniec... mojej drogi....
Zacisnęła mocno powieki.
- Nie mogę... dalej... iść z wami... – wykrztusiła z trudem. – Postanowiłam już...

Znienacka Kejsi buchnęła płaczem i rzuciła się pędem przed siebie. W zwinnych kocich podskokach minęła młodzieńca w czerwieni i doskoczyła do Valgaava, rzucając się mu na szyję. Objęła go mocno, mocno, bardzo mocno, i wtuliła w niego zapłakaną twarz. Chciała, żeby świat się skończył w tej chwili.
- Valgaav, proszę, pozwól mi...! – wyłkała. – Otwórz serce i duszę na Światło, a pokażę ci je! Pozwól mi, a pomogę ci! Zakończmy to! Weź mnie ze sobą, dokądkolwiek idziesz!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 27-07-2008, 22:03   #186
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wszystko wydawało im się nierzeczywiste i nierealne. Tak jakby byli w centrum wydarzeń oraz ich nie było. To dziwne uczucie panowało przez cały czas. Niby odeszli, a zostali. Dziwne. Chcieli odejść, by poznać odpowiedź, a nie znaleźli jej. Może dlatego, że nie odeszli?
Tev zachwycał się doznaniami niczym małe dziecko, ekscytując się wszystkim, a przede wszystkim bytem-niebytem oraz tym, że widział Ravista obok siebie nie, zaś w swojej głowie. Jeszcze bardziej niezwykłe było to, iż postać jego alter ego zmieniała się tak, jakby się topiła, przybierając coraz to nowe kształty. Tak jakby mózg nie był w stanie przyzwyczaić się do prawdziwego wyglądu, próbując ukazać personę jak najbardziej pasującą do wyobrażeń. Co dziwne, on sam również zmieniał kształty, chociaż kompletnie tego nie czuł. Sytuacja jednak się nie zmieniała, a po pewnym czasie zaczynały od tego boleć oczy, zaś umysł stawał się niezwykle zmęczony, więc przestał na to patrzeć, zachwycając się soczystością barw. Widział wyraźnie, a jednocześnie przez mgłę. Początkowo wszystko dookoła topiło się tak jak Ravist, lecz w przeciwieństwie do niego wszystko się ustabilizowało, jednakże drzewo nie było już zwykłym drzewem. Wyglądało bardzo podobnie, ale czuł, ze może w nie bez problemu wniknąć. Widział linię jego życia i jakby na końcu języka miał jego imię. Umysł starał się coś sobie przypomnieć, ale nie mógł. To było denerwujące uczucie, które dominowało, kiedy chciałoby się coś przypomnieć, ale umysł nie dawał rady tego odgrzebać. Czuł się tak z każdym obiektem, na który spojrzał. Był bardzo podekscytowany.
Ravist widział to samo. W końcu jego alter ego to Tev, czyli odbierali wszystko identycznie, jednakże on jako Mag, wykorzystał siłę swojego umysłu, by odkryć tajemnice, których Tev nie zgłębił. Przyglądał się wszystkiemu przy zmarszczonych brwiach, patrząc jak Tygrys szaleje z radości.
On podchodził do wszystkiego z większym dystansem. Widział aurę życia, która panowała dookoła. Przyklęknął przy drzewie i wyciągnął rękę niemal go dotykając. Jego umysł stawiał zacięty opór przed poznaniem prawdy o drzewie. Czuł to samo, co Tev. Miał wszystko na końcu języka, ale w przeciwieństwie do niego nie przestał wzmacniając wysiłki. Krążył dookoła "wspomnienia", szukając dziury w murze, który przed nim stał. Jakiejś skazy, na którą mógłby naprzeć. Jednej, małej ryski, zaś kiedy ją dostrzegł uderzył z całą mocą, a mur okalający "wspomnienie", rozpadł się pod jego naporem.
Zobaczył historię drzewa, która wylała się na niego z siłą rwącego nurtu rzeki. Z trudem utrzymał się podtopiony wspomnieniami. Widział jak jakiś człowiek wspina się po nim, jak spada uderzony pałką od tyłu, a także całe zabójstwo. Flihnev, bo takie miało imię, odsłoniło się całe. Kiedy historia drzewa przestała płynąć, poczuł, ze przetarł szlak. Tev stał się bardziej wyraźny i przestał się aż tak bardzo topić. Wszytko odsłoniło się przed nim, a on zamyślił się.
Co się stało? Pytał siebie. Gdzie jesteśmy? Jak to się stało? Tyle pytań, na które miał wkrótce poznać odpowiedź. Czuł to. Tutaj wystarczyło odpowiednio cierpliwie szukać, a się znalazło się odpowiedź. Pomyślał o drużynie i wyspie, na której są. Tu mógł poznać odpowiedź, wiec zaczął szukać. Ze zdziwieniem odkrył, że przemieszcza się z zawrotną prędkością, podróżując po różnych wymiarach oraz wszechświatach. Obok niego niezmiennie stał Tev, ale niezmiernie zdziwiony.
Nagle wszystko się skończyło, a oni znaleźli się przy jaskini, z której dobiegał przyjazny pomruk. Rozejrzał się, a widząc swoich towarzyszy, uniósł brwi, jakby było to bardzo niezwykłe zjawisko.
Znowu znajdowali się w jednym ciele oszołomieni. Czuli się tak jakby jakiś wyjątkowo silny Tytan uderzył uch nadnaturalnej wielkości młotem, prosto w twarz. Wszystko powróciło do normy, zaś barwy stały się mniej soczyste. Wrócili, ale nie mogli otrząsnąć się z tego, co się stało, więc podążyli bezwiednie za resztą.
W środku był patrzący przyjaźnie mężczyzna i Valgaav. Cóż, Ravist podejrzewał, że jest to Smok. Jeden Smok przy drugim Pseudosmoku. Pewności nie miał, ale miał takie przeczucie. Logika również na to wskazywała, więc postanowił jej posłuchać.
-Ja chcę tak jeszcze raz! Zrób tak jeszcze raz!-wydarł się rozentuzjazmowany Tev, po czym Ravist zmarszczył brwi. Trzeba było popracować ponownie nad rozmowami w umyśle oraz nad kontrolą ciała. Słowa te oczywiście zostały wypowiedziane nagłos.
Ravist nie był pewien czy da radę zrobić to ponownie, ale poniekąd przetarł szlaki, co jest zawsze najtrudniejsze.
Przypomniał sobie wszystko, co zrobił w chwili wyjścia z ciała, jak podejrzewał. Skupił się mocno, po czym odszedł. Spojrzał w tył i zobaczył wszystkich łącznie ze swoim ciałem. Miało kamienną twarz bez wyrazu.
Ravist rozejrzał się jeszcze raz, po czym zobaczył Teva, a wszystko nabrało soczystych barw. Udało się weszli. Mag zachłanny na wszelkie informacje podążył za pierwszym pytaniem. "Gdzie jesteśmy?". Po jakimś czasie, w którym pędził z nadświetlną prędkością znaleźli swoją odpowiedź. Plan astralny powietrza...
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-07-2008, 22:08   #187
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Smok, spadanie, trzęsienie ziemi, umierający demon, kilkukrotne zamachy na życie zdecydowani nie służyły ślepcowi. Zresztą Levin wyglądał najlepiej z "białych". Barbark był cały pobijany, Waldorf miał za sobą przejażdżkę po smoku co zdecydowanie dobrze nie wpłynęło na jego siły, elf wyglądał jak elf czyli też nie za dobrze a Kejsi wyglądała jak... mokry kot a dokładnie kotka.
Druid popatrzył po wszystkich oczami kruka i się roześmiał. Nie wiedział co go śmieszyło, po prostu poczuł taki przymus.
-Wypaczcie, taka reakcja na stres.

Podczas podróży do jaskini dobry humor opuścił Levina. Nie był Kejsi, którą smoczy śpiew zachwycał, nie był elfem, który przyjaźnił się ze zwierzętami ale to wszystko wynagradzał mu instynkt drapieżcy a dokładnie kruczy. Aktualnie rozumował mniej więcej tak:
smok - większy drapieżca
smok - próbował mnie zabić trzy razy (jeszcze mu to w krew wejdzie)
jaskinia - miejsce gdzie jest smok
Szedł niezadowolony za resztą (narzekania na brak przestrzeni Avadriela jeszcze pogorszyły jego humor), idąc tak przypomniało mu się co miał zrobić i co miał wyjaśnić. Zlustrował drużynę wzrokiem drużynę i wypatrzył swój cel. Astaroth szedł obok elfa. Przyśpieszył kroku i wtedy zobaczył ich. Mężczyzna i stworzenie które próbowało go zabić. Druid odruchowo przyszykował się do walki (a dokładnie ucieczki), niestety (a może na szczęście) czarny smok go zawiódł, gapił się na człowieka.
"Gej czy co?"
Zaraz jednak pożałował swej myśli, mianowicie wtedy kiedy Kejsi wypowiedziała imię nieznajomego.
-Panie.
Ukłonił się z szacunkiem w kierunku Lavendera. Właśnie sie zastanawiał czy mimo to wprowadzić swój plan w życie kiedy Kejsi go zaskoczyła.
-Że co?
Tylko te bardzo inteligentne stwierdzenie wyrwało mu się z ust, kiedy chimerka oznajmiła, że to koniec jej podróży z nimi. Jednak tego było mało Kejsi rzuciła się na szyje czarnemu smokowi, który próbował ich zabić.
"Morderca, pedofil i gatunkofil."
"Dobrze, że nie dendrofil."
"Dowcip Ci się wyostrzył."
Ślepiec stał i czekał na rozwój wydarzeń.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 28-07-2008, 17:33   #188
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Uczucia spadania ze znacznej wysokości nie da się opisać, trzeba je po prostu przeżyć. Barbak spadając nie podejrzewał że przeżyje, nie koncentrował się zatem szczególnie na samym uczuciu spadania. Nie koncentrował się w zasadzie na niczym szczególnym. Ot po prostu zamknął oczy, czy może z całych sił je zacisnął i wydobył z siebie jedyną rzecz na jaką było w tej chwili stać jego gardło:

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA...........

Tyle mógłby usłyszeć ktoś postronny, ale czy można znaleźć osobę postronną gdy spada się z urwiska? Minął co prawda gdzieś po drodze wiszącego elfa, jednak nie spodziewał się aby ten był nim jakoś szczególnie zainteresowany. Zapewnie walczył właśnie o własne rzycie, a co za tym idzie raczej nie wsłuchiwał się w orcze wrzaski. Mogła je słyszeć także Kejsi, ale jeśli znajdowała się gdzieś pod nim, lepiej by było dla niej oddalić się co rychlej. Ork poruszający się ruchem jednostajnie przyspieszonym bardzo szybko nabiera znacznej prędkości... mogło być to związane z jego masą, a mogło być związane też z pewną przypadłością zielonego narodu (statystycznie to właśnie orki najczęściej spadały z dużych wysokości, nabierając przy okazji znacznych prędkości). Tak czy inaczej lepiej by Chimerki nie było, gdy rozpędzony do prędkości pocisku Barbak zakończy swój lot, czy może raczej swój żywot.

Wszystkie te myśli przemknęły przez umysł orka. Nie przywiązywał do nich też specjalnej wagi. Jego gardło mężnie podjęło nutę i w sposób zdecydowany utrzymywało ją przez cały czas:

-......................AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA AAAA.........................

Nagle coś lub ktoś uchwycił go i spowolnił jego upadek. Spowolnił? Nie on go zatrzymał. Spowodował, że Ork unosił się w powietrzu. POWIETRZU!

..................AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA A.........................

Barbak wspominał o tym wcześniej, jego zdaniem orki nie były stworzone do latania. Gdyby tak było Palladine obdarzył by je skrzydłami. Nie miały skrzydeł zatem nie latały. Ork był przedstawicielem swego ludu, który był zadowolony z powyższego stanu. Wszelkie próby swych pobratymców, których celem było wzniesienie się ponad ziemie uważał za po prostu idiotyczne. Do tej pory też nie musiał samemu stawać przed podobnymi próbami. Do tej pory:

...............AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.. ........................

Babrak nie otwierał oczu. Nie wiedział czy złapał go Valgaav, czy ktoś inny. Czy za chwilę zginie czy też ocali swoje siedzenie. Nie było to zresztą specjalnie istotne.

– PAALLAADINEE! NIEEECH TOO SIIIĘ SKOOŃCZYY!!! JAAAAA CHCEEEE NAAAA ZIIEEEEEMIEEEEEEE!

Opadał. Zrozumiał, że tak właśnie było bowiem jego własny żołądek podchodził mu do przełyku dożo szybciej niż zaledwie przed chwilą. Opadał i to zdecydowanie szybko. Poczuł też, że powietrze wokoło stało się wyraźnie wilgotniejsze... zatem spadał w kierunku wody... i skał.

...........AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.... .........................
Coś szarpnęło, coś zakołysało, ktoś coś krzyknął, ktoś przeklął. Zaczął się wznosić. A chwil kilka potem jego stopy dotknęły ziemi. Dotknęły ziemi i zaraz potem nogi ugięły się po resztą ciała jakby w proteście. Jakby krzycząc „COŚ TY SOBIE MYŚLAŁ!!! LATAĆ CI SIĘ ZACHCIAŁO!!!!” Babrak padł na kolana. Dziękując Bogu za to co się stało. Nie dziękował za formę w jakiej to się stało. Jakby na to nie patrzeć jednak żył.

Otworzył oczy. Obok niego stała wyraźnie zdołowana Kejsi. Czy to możliwe, że jego wrzaski i postawa niegodna mężczyzny tak na nią wpłynęły? Nie chyba nie.
Gdzieś ponad nie latał Astaroth i zbierał resztę drużyny. Więc zawdzięczał swój żywot Ast’owi. Cóż. Skoro taka była wola Palladine. Wolał zawdzięczać życie jemy, niż komukolwiek innemu z jego rasy. Ten demon był przynajmniej kimś, kogo można było określić mianem przyjaciela.

Gdy tylko Pan Mgieł pojawił się przy nim. Skinął mu głową, prawicą zaciśniętą w pięść uderzył się na wysokości serca, wyrażając swój głęboki szacunek. Szacunek odwrotnie proporcjonalny do głębokości szacunku jaki miał do całej reszty demoniej braci.

Kilka chwil potem pojawił się Fungrimm...
- Przeżyłeś? Jakby z zawodem stwierdził Ork, zawieszając gdzieś w sferze niedopowiedzenia „znowu”.

- Ten teks, żebym się ratował na tej półce był niezły. Przyznaje. Nie wiesz może co ja miałem zrobić? Z góry smok, z dołu kamienie? Ciekawy wybór nie? Ty sobie tam dyndałeś bawiąc się w najlepsze, a moja żyć zamieniła by się w grzankę. Wyobrażasz sobie że stanął bym przed radą Twojego klanu i zaczął opowiadać Twoją historię mając spaloną rzyć? Ast, jeszcze raz dziękuję za ratunek, ale nie zmuszaj mnie nigdy więcej abym gdziekolwiek leciał. Nie znoszę latać, nie znoszę spadać. Sam nie wiem czego bardziej nie znoszę.

Szybkim, acz obolałym krokiem zaczęli (o zgrozo) wspinać się coraz wyżej. Ścieżka prowadziła wyraźnie do jaskini. Jaskini z której dobiegało pomrukiwanie. Gdy znaleźli się w jej wnętrzu Barbakowi jakby cała lawina kamieni spadła z serca. W końcu wszechobecne widoki przepaści zostały zastąpione przez przytulne zamknięte pomieszczenia groty. Groty dość nietypowej, tym niemniej zdecydowanie przyjemniejszej od tego co było przed chwilą.

Naprzeciw nim pojawiły się dwie postacie. Jedną z nich Ork poznał od razu. Jakże by inaczej? Tę postać musiał poznać zawsze i wszędzie. Przed nim stał sam Palladine. Ork instynktownie przykląkł na jedno kolano i oddał hołd smokowi.... i zaraz zauważył tez drugą postać. Za Palladine’em stał Valgaav. Zęby zielonego zgrzytnęły a mięśnie napięły się niebezpiecznie mocno. Prawa ręka szybkim ruchem powędrowała w kierunku kołczanu, lewa trzymała gotowe Maleństwa. Prawica, namacała kołczan, poszukiwała miękkich piór lotek... nie znalazła.
Pieprzone latanie. Musiały mi wszystkie powypadać w czasie tego lotu. Tanio skóry nie sprzedam. Tego może być pewien. To że mu wybaczyłem tę kolę ognia nie oznacza że dam się zaszlachtować jak wieprz. Nie zaatakuje, nie dam się po raz drugi zaślepić gniewem. Nie będę zniżał się do jego poziomu. Ja potrafię wybaczać.

Barbak ostentacyjnie ignorując obecność Valgaava zbliżył się do Palladine’a i przykląkł przed nim na oba kolana. Pochylił głowę.

– Ojcze! Na twe wezwanie przybywam. Daruj! Zawiodłem Cię! Nie wypełniłem powierzonego zadania. Jeszcze nie wypełniłem. Jeśli nie jest za późno, jeśli dane mi będzie jeszcze spróbować całą swą wolą, całym jestestwem postaram się sprostać zadaniu. A tymczasem rozporządzaj mną wedle własnego uznania.

Gdzieś w oddali Kesji mówiła coś mało zrozumiałego na temat jej odłączenia od drużyny. Ork mimo powagi słów nie mógł się na nich skupić. Dopiero gdy chimera rzuciła się w objęcia Valgaava coś w orczym sercu pękło. Nie spowodowało rozproszenia uwagi na Bogu, jednak wypełniło jego serce nieopisanym smutkiem.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 29-07-2008, 11:04   #189
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Każdy Dwarf wiedział że smok = złoto, diamenty i inne dobra. Fungrihmm na dodatek przypomniał sobie że ten czarny wypierdek chciał pozbawić życia jego i przyjaciół kolejny raz.
-Ja cię jeszcze dopadnę przerośnięta traszko! Opowiesz mi gdzie schowałeś żłoto i rubiny, dziewice możesz sobie zachować.... –Wymachiwał w powietrzu jedyną ocalałą siekierą i dość często używał znaków które cały rozumny świat (i część orkowskiego) odbierała jako inwektywy.
-Ja znów nie umarłem, a co mi tam On znów nie umarł! Asth nie chcę wyjść na buraka ale czy wiesz że masz nietypowe poczucie czasu. W tym momencie powinieneś mu wbijać swoje szable w kałdun a nie ratować mnie... Puść mnie ja go zaraz dopadnę. O nie dane mu było się rodzić..
Demon jak przystało na niego nic sobie nie zrobił z przeklinań Dwarfa i w końcu wykatapultował przy reszcie drużyny. Tam już czekał Ork, poczęstował go starym:
- Przeżyłeś? Nie pozwolił zapomnieć o zajściu tam na górze. Co prawda Dwarf zbył to tylko jednym tekstem
-Masz gorzałkę, ni sam wychlałeś. Nic to dopadniemy czarnego wija to się odkujemy. Jazda!

W jaskini spotkali a i owszem smoka. Ale nie był sam. Naprzeciwko był przeuroczy młodzieniec. Fungrihmm jęknął tylko gdy zobaczył świeczki w oczach Barbaka oraz błysk nowego pomysłu u Kejsi. Nie mógł się powstrzymać od jakieś małej przyśpiewki
-A płeć miała jak śnieg białą, drżała, gdy ją częstowali pałą
Wyglądało na to że znaleźli się w złym miejscu o złej porze. Czyli tak jak zawsze.. Spojrzał co robi Asth, mimo że nie powinien oczekiwał od niego rady. Choć z całego serca nie na widził czekać teraz musiał to zrobić. Po prostu trzeba było zorientować się w sytuacji. Nie byłby jednak sobą gdyby nie dodał po cichu swego komentarza.
- Dwa smoki to dwa razy więcej złota i diamentów, dziewice mogę wam zostawić... Po czym zaśmiał się psychodelicznie
 

Ostatnio edytowane przez Vireless : 29-07-2008 o 11:20.
Vireless jest offline  
Stary 29-07-2008, 21:37   #190
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Zrozumcie potęgę wolnej woli – odezwał się przyjaźnie i poważnie Lavender. - Wolna wola nie polega na złośliwym przeciwstawianiu się Chaosowi lub Bieli, dla samej idei buntu. Prawdziwa wolność rodzi się nie z buntu, nie z walki o wyzwolenie.

Kejsi; Valgaav podniósł prawą rękę, zastanawiałaś się przez chwilę, czy tak jak poprzednio schwyci cię i strzepnie z siebie jak paproszek. Ku twemu zdumieniu, pogłaskał cię po głowie swą wielką, zimną dłonią.
- Nie mam dokąd iść – rzekł spokojnie, zupełnie spokojnie. – Wszystkie możliwe ścieżki przeszedłem już po stokroć. Dziękuję. Lecz nie możesz pójść ze mną tam, dokąd się udaję.
Delikatnie, acz stanowczo odsunął cię od siebie i spojrzał ci w oczy, uśmiechając się słabo. W kąciku jego ust pojawiły się kropelki czerwieni, które starł wierzchem dłoni.
- To ja będę miał prośbę do ciebie – dodał. – Do ciebie również – spojrzał na Barbaka.

Barbak; Valgaav spojrzał na ciebie. To, że chwyciłeś za łuk nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Prośba?...

– Ojcze!
– Proszę, mam na imię Lavender – uśmiechnął się. – Jestem Taki Jak Ty, wierzącym, wierzącym w słuszność sprawy i swoje siły, nikim więcej.
– Na twe wezwanie przybywam. Daruj! Zawiodłem Cię!
– Nie, Barbaku. Wręcz przeciwnie.
– Nie wypełniłem powierzonego zadania. Jeszcze nie wypełniłem. Jeśli nie jest za późno, jeśli dane mi będzie jeszcze spróbować całą swą wolą, całym jestestwem postaram się sprostać zadaniu.
Lavender spojrzał na Valgaava. Ten spuścił wzrok, zakaszlał, splunął i otarł usta z krwi.
- Nie mogę dłużej czekać – szepnął Valgaav. – Nie będę miał za złe, jeśli obejdzie się bez tego. Gdybyś jednak znalazł tę czarną łuskę... – zerknął na Lavendera. – Powiedz mu.
- Powiem – zgodził się.
– A tymczasem rozporządzaj mną wedle własnego uznania.

Wszyscy;
Lavender wyciągnął dłoń ku Kejsi, zapraszając chimerkę bliżej, obok Barbaka.
- Almanakh powiedziała kiedyś, kim są Wojownicy Światła. Zapomniałem już te piękne słowa, to było wieki temu, nie potrafię tego powtórzyć. Żyjące istoty będące nosicielami Najczystszego Światła. Są wzorcami, dobrymi, czy złymi, ale wzorcami. Uczą poprzez swoje słowa, czyny, błędy. Świat bez nich staje się skorumpowanym siedliskiem zagubionych dusz skażonych chaosem. Niektóre dusze nie potrafią ujrzeć Światła, Wojownicy Światła muszą je im ukazać. Khemetra zaginęła bezpowrotnie. Verion odebrał mi życie. Almanakh... zamilkła, przepełniona ogromnym cierpieniem. Światło poszukuje swych Wojowników. Takich Jak Wy.

Valgaav musiał sprawdzić, jak daleko jesteście w stanie dojść, jak długo nie zejdziecie z drogi Światła. Nie wińcie go za to, wybaczcie mu tę niedelikatność. Wojownik Światła nie może wzywać pomocy, to on ma nieść pomoc. Wojownik Światła nie może wątpić, nie może się poddawać. Nie może ulegać pozorom.
Wybaczcie moje milczenie. Teraz z radością mogę wam ogłosić, że podołaliście zadaniu. Wiara nie opuściła was w ciszy i mroku. Niech Światło zawsze będzie z wami, bądźcie zawsze ze Światłem!

Kejsi, poznaj wolę Bieli, wolę Alamankh. Pisana była ci służba Światłu w świątyni w Ditrojid. Nie dostąpisz jednak tego zaszczytu. Nie ma na to czasu. Wojna została wypowiedziana, wyznaczono już miejsce spotkania, wrogowie spojrzeli sobie w oczy. Niechaj dokona się to, co ja i Almanakh widzieliśmy w myślach. Kejsi. Podążaj drogą Światła, którą nieskalana Biel ci wskazuje. Zostań Wojownikiem Światła, stań u boku Almanakh, by ją wspierać, teraz, kiedy tak bardzo tego potrzebuje.

Barbaku, synu Zerat`hula. Chociaż twój umysł przemawia czasem zamiast serca twego, oczyszczonego z nienawiści i chęci pozyskiwania czegokolwiek dla siebie, wiara twa jest silna i Światło dostrzega w tobie tego, którego sam chciałeś ujrzeć. Paladyna. Więcej. Wojownika Światła. Możesz w to wątpić, ale nie powinieneś. Wybądź się myśli o zemście, o uciechach, o samym sobie. Ujrzyj innych i tylko innych. Tych, którzy cię potrzebują. Tych, którzy potrzebują siły twego oręża, twej tarczy, twej Bieli. Tych, którzy nie potrafią walczyć, tych, którzy się poddają, błądzą. Wskaż im drogę, dźwignij ich z kolan.

Wszystko czym jesteście, wszystko co mówicie, co czynicie, wszystko oddajcie istotom, które nie mają odwagi by mówić, by działać, istotom, które chaos skazał na zagładę, którym zasłonił oczy i pokazał bezdenny mrok. Walczcie za nich. Gińcie za nich.

Estre, ten znak na twym policzku, to znamię, jakim obdarzyła cię Biel. W swej duszy nosisz wszystko, co potrzebne jest Wojownikowi Światła. Wyzbądź się zwątpienia, ujrzyj jedyną ideę, jedyne dobro, jakim jest Światło. Wciąż masz szansę.

Funghrimmie, choć waleczne twe serce, a dusza przepełniona dobrem, zbyt często wątpisz, zbytnio pragniesz odkupienia poprzez samounicestwienie. Wojownicy Światła umierają, aby ktoś inny mógł żyć. Nie po to, aby zyskać odkupienie win. Popełniałeś błędy, naprawiałeś je. Wciąż masz szansę.

Levinie, zbłądziłeś. Ujrzałeś to, co chaos pragnął ci ukazać. Uwierzyłeś mu. Uwierzyłeś najbardziej niestałemu bytowi, jaki tylko istnieje. Ład i porządek nie mogą opierać się na mgłach fioletu.

Kejsi, Barbaku. Czy przyjmujecie wolę Światła? Czy gotowi jesteście ponieść tę ofiarę, tu i teraz? Czy gotowi jesteście przyjąć nieśmiertelność i patrzeć, jak wszystko przemija? Jak wasi przyjaciele odchodzą? Czy gotowi jesteście przyjąć śmierć za innych, nawet za tych, którzy zbłądzili, dla ich odkupienia? Czy gotowi jesteście z cierpliwością wysłuchiwać tysięcy próśb i błagań, jakie zaniosą ku wam potrzebujący? Czy zawsze i wszędzie, nie zwlekając, wyruszcie im z pomocą? Czy zawsze zdolni będziecie słuchać woli Światła? Czy gotowi jesteście nosić najczystsze Światło, i bronić go za wszelką cenę?
- Są gotowi – rzucił nagle Valgaav. – Takie jest moje zdanie.
Zerknęliście na niego w zdumieniu. Nie uśmiechnął się do was, odwrócił wzrok, ale czuliście przyjazną nutę podziwu w jego głosie.

- Kejsi, Barbaku. Kiedyś, powiedziałbym wam, co powinniście czynić. Teraz, nadchodzi Wielka Wojna. Nadejdzie po niej nowy ład, w którym Tacy Jak Wy będą powiernikami Bieli. Światło ukaże wam, co macie czynić. Ujrzycie to, potraficie to dostrzec. Usłyszycie Światło, poczujecie jego ciepło.
Nie wiem, czy dane wam będzie walczyć z Nowym Shabranido, Astarothem, czy też stanąć u jego boku. Sami musicie to ocenić, dokonać wyboru. Niech Światło wskaże wam drogę.

Lavender zamilkł, oczekując na waszą decyzję.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172