Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2009, 10:37   #21
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Z początku się nie zorientował. Choć przesuwał wzrokiem po jej twarzy w czasie miłosnego aktu, nie zauważył tego co powinien wyczytać zanim w ogóle się zaczęło. Teraz gdy przepełniało go rozkoszne uczucie spełnienia i patrzył na nią, zaczynało do niego docierać.
Matko Boska... to nie mogła być prawda. Wszystko wskazywało jednak na to że była.
*Ty żałosny kretynie!* krzyk rozlegał się w jego głowie, zaś mina Belga przybrała wyraz o którym powiedzieć "panika" byłoby tym samym co nazwać miejsce gdzie leżeli wygodnym łożem, a słońce nad Kongo nastrojowymi świecami. Sophie w pierwszej chwili spojrzała w jego twarz i wystraszone oblicze z głupią miną... jakby biorąc to do siebie, lecz po chwili zrozumiała i parsknęła cichym śmiechem.

Chciał coś powiedzieć, ale zapomniał totalnie języka w gębie. Przez głowę przechodziły mu niewypowiedziane myśli:
* Mogłaś mi powiedzieć... * Tak. Ciekawe kiedy.
* Gdybym wiedział... * To pewnie byś się powstrzymał? wmawiaj to sobie na zdrowie.

Delikatnie opadł na pokład obok dziewczyny, a ona bezwiednie obciągnęła spódniczkę i poprawiła koszulę (co zresztą Belg przyjął ze szczerym żalem). Wciąż patrzyła niepewnie nie wiedząc jak zareagować, a prócz rozleniwienia w jej oczach czaiło się zmęczenie po ciężkich przeżyciach i nieprzespanej nocy. Lukas pocałował ją mocno, raz jeszcze i poprawił jeden z worków by jak najdłużej ochraniał ich twarz cieniem przed morderczym Afrykańskim słońcem, mieli z godzinę czy dwie zanim słońce stanie na tyle wysoko by musieli się przenieść.

Objął Włoszkę ramieniem starając się by było jej jak najwygodniej.
Przymknęła oczy i złożyła głowę na barku De Werve'a, jej usta ułożyły się w leniwy uśmiech.
Być może usnęła, Belg gładząc lekko jej włosy patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem a przez głowę przelatywały mu myśli. Niewiele z nich było wesołych. W końcu i jemu zaczęły ciążyć powieki. Czuł jakby obrączka ślubna która spoczywała w kieszeni zrobiona była z płynnej lawy i węgliła mu ciało.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-01-2009 o 13:24.
Leoncoeur jest offline  
Stary 26-01-2009, 13:14   #22
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Poszła się przejść. Krok miała co prawda już nieco chwiejny, ale wysiliła się nawet na uśmiech kierując twarz prosto w słońce i wpatrując się z uporem w jego gorejącą tarczę. W efekcie, gdy zaczęła mrugać, widoczność przesłoniły jej ciemniejsze plamy i obraz zaczął się rozmywać. To było głupie, ale zrobiła to niejako na przekór. Na złość sobie samej i po to, by zademonstrować jakoś swój bunt. Uznała, że to marny sposób, ale lepszy może taki niż żaden.

Słońce prażyło jak zwykle niemiłosiernie, co oprócz samych wad niosło ze sobą jedną niewspółmiernie cudowną zaletę – alkohol szybciej uderzał do głowy. Było prawie sielankowo. „Prawie”, bo Eryk nie żył. „Prawie” bo byli narażeni w każdej sekundzie na atak ludożerczych szaleńców. I wreszcie „prawie” bo znalazła się na beznadziejnym zakręcie życiowym – była trzydziestodwuletnią samotną kobietą z problemami alkoholowymi, skończoną na tle zawodowym, a od wczoraj okradzioną do szczętu z rodziny. Mało tego, była kobietą nękaną przez depresje, rozchwianą emocjonalnie i wykazującą nie wiele więcej oznak życia niż choćby ten gliniany kubek z piwem, który ściskała w dłoni.

- Szlag by to wszystko trafił – zaśmiała się prawie histerycznie powstrzymując łzy, które znów cisnęły się do oczu.
Przystanęła oparta o pień akacji i obserwowała przez chwilę prawie całkiem rozebranego mężczyznę piorącego w rzece swoje ubrania.
- Kapral Silva, zgadza się? - zapytała lustrując bezceremonialnie jego całą sylwetkę. Wetknęła między zęby papierosa i odpaliła nieśpiesznie nie odrywając od niego wzroku. Czerpała jakąś dziką satysfakcję z błahej przewagi, którą teraz nad nim miała – ona była ubrana, on praktycznie nie. Po chwili przysiadła się do niego kontynuując:

Proszę mi wyjaśnić, bo ostatnio chodzi mi to po głowie i sama nie jestem w stanie sobie odpowiedzieć na nurtujące mnie pytanie... Co u diabła zdołało was wszystkich podkusić, żebyście wybrali tak parszywe, pozbawione sensu i wszelkiej przyjemności życie? Jakim pozbawionym wyobraźni imbecylem trzeba być, żeby zostać najemnikiem panie Silva? Czy wy chłopcy po prostu lubicie wojnę? Lubicie kiedy bezkarnie możecie sobie kogoś zabić? Broń dostarcza wam jakiegoś chorego poczucia bycia bogiem, rajcuje was możliwość decydowania o życiu i śmierci? Widzi pan, zupełnie tego nie rozumiem, bo koniec końców i tak większość z was skończy pewnie w ziemi, na jakimś kurewskim zadupiu, w dżungli albo na pustyni, gdzie nikt pewnie nigdy nawet kwiatka nie położy ani was tam nie odwiedzi, bo zwyczajnie zbyt ciężko jest się tam dostać środkami miejskiej komunikacji. – Ironia jakoś sama pchała się na usta wywołując w Simone uśmiech satysfakcji. Wiedziała, że zaszła w tej rozmowie za daleko, ale nie przerywała. Zrobiła tylko krótką pauzę żeby zaciągnąć się dymem.

A później, jeśli macie szczęście wszyscy zapomną o waszym gównianym, nic nie wartym życiu, które de facto niczego nie zmieniło patrząc globalnie na pieprzoną historię. Jeśli zaś nie macie szczęścia, narobicie jeszcze większego bajzlu, bo wasza śmierć przysporzy tylko cierpienia waszym rodzinom i bliskim. Ktoś będzie za wami tęsknił, opłakiwał i zadawał sobie takie idiotyczne pytania jak ja właśnie: po jaką cholerę ten pieprzony dupek wybrał takie zajęcie? - przestała już patrzeć Silvie w oczy, zresztą stało się oczywiste, że nie chodzi w tej rozmowie w ogóle o kaprala. Simone zacisnęła powieki i rozmasowała skronie. Wyciągnęła w kierunku Silvy paczkę papierosów. Nawet w takiej chwili nie mogła do reszty zapomnieć o dobrym wychowaniu i uznała, ze należy go poczęstować skoro sama pali.

- Zapali pan? - A później zaproponowała jeszcze swój, lekko napoczęty kubek z piwem – A może raczej wypijemy za coś? Może za bezgraniczną ludzką głupotę? Za najemników, którzy giną za gównianą sprawę, na gównianej ziemi, a sama ich śmierć gówno w ogóle zmienia. Za kretynów. Tak, za kretynów, którzy nie mają jaj żeby sami strzelić sobie w łeb i szukają takich miejsc jak to, w nadziei, że ktoś zrobi to za nich. Za to wypije – upiła łyk i wpatrywała się w Silvę z uśmiechem. Prowokowała go, prosiła się o wycisk. Nie miała pojęcia jakim jest człowiekiem. Opanowanym zimnokrwistym typem, a może narwanym prostakiem? Równie dobrze mógł jej słowa zignorować albo wymierzyć jej siarczysty policzek. Przecież praktycznie wprost nazwała go głupcem. A teraz wpatrywała się w niego z tym lekko kpiącym uśmiechem i czekała na jego reakcję. Cokolwiek zrobi, Simone będzie z siebie zadowolona. Pogrążała się. Była jak tonący trzymający się brzytwy i czekała na moment, aż ktoś ją z tej brzytwy zepchnie siłą, bo sama nie miała odwagi dobrowolnie zwolnić uścisku.
 
liliel jest offline  
Stary 26-01-2009, 14:30   #23
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Spojrzał na Niemkę, lekko zaskoczony, chociaż może bardziej zdziwiony niż zaskoczony. Czemu za nim przyszła, a nie została przy swoim rodaku? Może fakt, że nie znała jego pochodzenia miał znaczenie. W każdym razie Silva ani myślał okazać coś po sobie, jeśli chodzi o rozmowę z kobietą będąc prawie rozebranym, oczywiście. Jakoś go to nie ruszało. Odmówił papierosa, ale wziął alkohol. Wszyscy pili, nie widział powodu by odmówić, chociaż upić się nie miał zamiaru.
-Nie palę. Dużo pani mówi. Von Strachwitz, prawda? Wy, Niemcy, macie trudne nazwiska. Może więc lepiej po imieniu? Moje brzmi Jurij. Jurij Pietrolenko.
Uśmiechnął się pod nosem. Po co miał zostawiać niedopowiedzenia? W dodatku odezwał się do niej w języku niemieckim, lepiej się w nim czuł niż dość łamanej angielszczyźnie.
-Tutejsi nie lubią Rosjan.
To miało służyć za całe wyjaśnienie.
-Tak, napijmy się. Ale za ogół, czy za nas? Czyż oboje nie jesteśmy na tym kurewskim zadupiu, jak to pani ładnie określiła?
Roześmiał się, dość swobodnie i łyknął alkoholu. Wskazał na podobny kamień obok siebie.
-Niech pani siada, będzie łatwiej. Tutejsze wyroby i klimat uderzają do głowy.
Spojrzał na nią, przez chwilę myśląc nad odpowiedzią.
-Nie wiem, czemu owi idioci wybierają ten zawód. W końcu to zawód, płacą nam za zabijanie. Może liczą na swoje szczęście? Może nic innego nie umieją robić? Ja robię to dla pieniędzy i dla wolności. Nie wiem dla której z tych rzeczy bardziej. A rodzina? Nie mam rodziny. Taka jest oficjalna wersja KGB, gdy już wyjechałem z kraju. Mateczki Rossiji.
Nieodgadniony wyraz twarzy zagościł na jego twarzy, gdy wypowiadał te słowa.
-Widzi pani, jestem dobry w tym co robię. W tym co robiłem, zanim przybyłem do tego piekła. Teraz zaś mogę tylko liczyć na te umiejętności i przeżyć. Zmiany? Tak, mógłbym mieć wpływ na to wszystko. Może nawet miałem? Ale teraz jestem tu i nie mogę wyjechać stąd żywy. Nie ot tak. Każdy ma swój powód, prawda? Tak, możemy za to wypić.
Jego oczy błysnęły, lekki uśmiech wypełzł na usta.
-Za kretynów, takich jak ja. Lepiej by zginęli tu, niż wrócili do swoich i pomordowali swoje cholerne rodziny z dzikim okrzykiem na ustach w przypływie złego koszmaru z dżungli. A czemu pani tu jest? Czemu zadaje się z tymi kretynami, których celem w życiu jest bezlitosne mordowanie innych ludzi w różnych zakątkach świata?
 
Sekal jest offline  
Stary 27-01-2009, 10:15   #24
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silva okazał się być Pietrolenką. Niby niewielka różnica, a jednak.
Rosjanin. Nie lubiła Rosjan, choć z żadnym nigdy wcześniej nie rozmawiała. Z rozmysłem ich unikała bo miała do tego cholernego narodu poważny uraz. Widziała na własne oczy co Armia Czerwona zrobiła w jej rodzinnym Usti w 45-tym. Matka zdążyła ją co prawda ukryć, ale nigdy nie przestała żałować, że nie zakryła wtedy oczu. Gapiła się wtedy bezmyślnie przez szparę w podłodze starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Mając dwanaście lat pierwszy raz poznała smak nienawiści. Żałowała, że to nie ona ich zabiła. Trzech pieprzonych żołnierzyków, którzy trwale zrujnowali jej psychikę. Trzy ruskie śmieci...
Przez chwilę się zawahała ale podała mu dłoń i uścisnęła pewnie, prawie po męsku.
Simone. Mów mi Simone.

Doszła do wniosku, że nie czas na żal. Nie należy rozdrapywać starych ran i wywlekać wyrzutów. Tym bardziej, że człowiek, który przed nią stał nie był ani trochę odpowiedzialny za jej małe rodzinne dramaty. Posłusznie usiadła przy kapralu wyciągając przed siebie nogi w niedbałej pozie i wystawiając twarz ku słońcu. Od czasu przyjazdu do Kongo dorobiła się już niezłej opalenizny. Teraz śniada cera kontrastowała dosyć agresywnie z jej platynowymi włosami i niebieskimi oczami.

-Tak, napijmy się. Ale za ogół, czy za nas? Czyż oboje nie jesteśmy na tym kurewskim zadupiu, jak to pani ładnie określiła? - Pietrolenko podjął ten jej sarkastyczny ton i nie wyglądał nawet na odrobinę urażonego. Albo był niezwykle opanowanym człowiekiem, albo, tak jak Simone, było mu już wszystko jedno.
- Jesteśmy tu – przyznała – czy nam się to podoba czy nie. A co do toastu, zawsze byłam egoistką. Wypijmy za nas. Ogół niech pije za siebie sam – odparła z niewyraźnym uśmiechem. Zamoczyła usta w trunku i podała kubek kapralowi.

Simone wyczuła, że chciał ją zszokować wyznając swoje pochodzenie. Z zaciekawieniem wypatrywał jej reakcji. Pietrolenko sprawiał przyjemne wrażenie, ale oboje chyba podświadomie się prowokowali. Zachowywali się jak zawodowi gracze po przeciwnych stronach boiska. Wyznając, że jest Rosjaninem poruszył nieświadomie drażliwą strunę. A może świadomie? Zresztą, nieważne. Nie powinna dawać się sprowokować, ale nie mogła pozbawić się przyjemności odbicia nadlatującej z naprzeciwka piłeczki. Czego chciał dowieść twierdząc, że „nie lubią tutaj Rosjan”? Miał nadzieję, że ona też ich nie lubi? A może chciał wydać jej się złym typem? Zniechęcić ją? Udowodnić, że przy nim wypada blado jak skromna wychowanka szkoły prowadzonej przez zakonnice na tle jakiegoś rosyjskiego łajdaka, który od zawsze para się zabijaniem?
- Może i Rosjan nie lubią, ale kto by się nimi przejmował? - wzruszyła ramionami, jakby jej w każdym razie nie robiło różnicy czy będzie mu mówić per Silva czy też Pietrolenko - Rosjanie mają wielu na sumieniu. Tak samo zresztą jak Niemcy. Wiem coś o tym. Moja rodzina ma nie tyle krew na rękach co jest nią utytłana od stóp po czubek głowy.

Ostatnią rzeczą o jaką by się podejrzewała to, że tak chętnie wyłoży mu niechlubną listę grzechów własnej rodziny. Niemniej on prowokował ją tą całą tyradą o złych Rosjanach. Teraz jej kolej.
- Mam w rodzinie samych zbrodniarzy wojennych. Dla odmiany sama postanowiłam zamiast mordowania zająć się czymś pożytecznym i ratować ludziom życie. Weźmy na przykład mojego ojca. Łagodny czarujący człowiek. Przynajmniej ja go takim pamiętam.. Był odpowiedzialny za zbiorowe egzekucje. Miał na sumieniu wielu Polaków, także cywili. Cywili... Zabawne, prawda? Jakim bezwzględnym kutasem trzeba być aby zabijać niewinnych bezbronnych ludzi? Oskarżyli go też o czystki wśród rosyjskich jeńców. - uśmiechnęła się złośliwie, jakby to dawało jej jakąś przewagą w prowadzonej przez nich chorej grze – Kto wie, może nawet wydał wyrok śmierci na kogoś z twojej rodziny? - znów jadowita ironia. W końcu pewnie dostrzeże, że jej wysublimowane poczucie humoru jest jedynie irytujące.

W jakimś ostatnim zdrowym odruchu zmieniła temat i postanowiła odpowiedzieć na jego pytanie. Zanim tego mistrza opanowania szlag w końcu trafi i postanowi jej dosadnie wytłumaczyć, że igra z ogniem.

- Pytasz po co ja tu jestem? Widzisz Jurij, nie mam bladego pojęcia. Mogłaby odpowiedzieć, że trafiłam tu dlatego, że ludzie to popieprzeni zakłamani hipokryci. Nie wyznają żadnych zasad ale oczekuję tego od innych. Przyznaję, złamałam parę reguł, ale czy trzeba mnie było za to od razu ukrzyżować? - przez moment patrzyła na niego jakoś tak niepoważnie, że nie można było wywnioskować czy zwyczajnie nie kłamała. Nagle jednak spoważniała i powiedziała zdecydowanym tonem:

- Dla pieniędzy... Jestem tutaj chyba dla pieniędzy, tak jak ty. Może nie różnimy się więc wcale tak bardzo? Ja też nie jestem dobrym człowiekiem, wiesz? Nie jestem misjonarką, która chce szerzyć dobro na świecie, niewiele obchodzi mnie też ideologiczna strona tego konfliktu. Jestem zakontraktowanym lekarzem i przyjechałam czerpać z tego profity, choć w ogólnym rozrachunku straciłam tu znacznie więcej niż zyskałam.
- Oczywiście wolałabym grzać swój tyłek w Europie ale już mnie tam nie chcą. Widzisz Juri, znalazłam się więc pomiędzy tą bandy kretynów ponieważ sama gestem głupią idiotką. Zrujnowałam swoją obiecującą karierę, a teraz jedyne miejsce gdzie mogę wykonywać swój zawód jest takie zadupie jak Kongo. Tutaj przynajmniej nie sprawdzają licencji tylko są wdzięczni za każdą parę rąk, bo widzisz, moja licencja została jakby cofnięta – zaśmiała się prawie szczerze wypatrując jak zareaguje na takie wyznanie - Tylko nie mów nikomu – porozumiewawczo mrugnęła do niego okiem – Chłopcy mogliby przestać tak ochoczo kłaść się pod mój skalpel.

- Nie jesteśmy aniołami Jurij, ani ty, ani ja. W innym miejscu, w innym czasie moglibyśmy stać po przeciwnych stronach barykady. Ale cieszę się, że możemy tu siedzieć i popijać piwo z jednego kubka. - znów pociągnęła łyk paskudnego wywaru i podała Pietrolence by opróżnił do dna.

– Mówiłeś, że nie możesz wyjechać stąd żywy. Dlaczego? Planujesz tu zginąć? To takie zmyślnie przemyślane samobójstwo czy ktoś wywróżył ci to z fusów? Słyszałam, że wam Rosjanom nadal pod wieloma względami bliżej do średniowiecza – kolejny uśmiech. Tak szczery i słodki, że nie mógł być prawdziwy. A może był? Konwersacja wydała jej się nadzwyczaj przyjemna, szczególnie, że prowadzona w jej rodzimym języku. Zdołała nawet, na krótką chwilę, odegnać od siebie wiszące nad nią nieustannie ponure myśli.
- Aha, i niezwykle zainteresował mnie ten kawałek o KGB. Zaleciało powieścią szpiegowską - cały czas balansowała na granicy sarkazmu. - Poszukiwali cię jako wroga systemu czy może byłeś opłacanym przez nich współpracownikiem? Tylko mi nie mów, że jeśli mi powiesz to będziesz mnie musiał zabić. - Ta rozmowa dobrze jej robiła. Na swój sposób kapral Pietrolenko nawet jej się podobał.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-01-2009 o 10:20.
liliel jest offline  
Stary 27-01-2009, 10:56   #25
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Z pewnym rozbawieniem przyglądał się jej wahaniu. Nie trwało długo, chociaż przez chwilę wyraźnie ze sobą walczyła. A uścisk jej dłoni przypominał ten Haldera. Ciekawe czy wszyscy Niemcy takie mieli. Jak to było? Rasa wybrana? Nie czytał za bardzo tych bredni, chociaż w KGB uczulali go i wmawiali jacy to wszyscy inni są źli. Teraz już dawno wiedział swoje. Przyjrzał się kobiecie, Simone, przyznając przed sobą, że jest ładna. Pierwsza ładna Niemka, którą spotkał w życiu, chociaż w zasadzie nie widział ich strasznie wiele. Ale legendy o ich brzydocie były dość popularne. Ta tutaj zaś miała albo mocno w głowie, albo poważnie miała jakiś solidny uraz. No i była strasznie gadatliwa. Pietrolenko wolał raczej konkrety, chociaż nie miał nic przeciwko, gdy gadał kto inny. Pozwolił jej skończyć, potem zaś zaczął nieco prostować.

-Na prawdę mam w nosie, co sądzą o moim narodzie. Przecież komunizm to czysta kpina.
Wzruszył ramionami.
-Ale tu chodzi o instynkt przetrwania. Wiesz co znaczy Mulele Maj, skąd ci cholerni Simba mają broń? No właśnie. Po diabła mam dostać dzidą jakiegoś dzikusa w brzuch tylko dlatego, że moi rodacy dozbrajają tych, którzy robią z ich życia... rosyjską ruletkę.
Zaśmiał się krótko na to porównanie. Ale bez jakiejś szczególnej wesołości, było to raczej makabryczne, chociaż tak na prawdę nie troszczył się zupełnie o tubylców.
-Widzisz, Simone, dla pieniędzy robię, to co robię. Ale akurat tutaj, w tej popierdolonej dżungli jestem tylko po to, by zginąć.
Spojrzał w jej oczy, w jego własnych zagrały raczej radosne iskierki.
-Oczywiście nie tak jak ci cholerni Polacy, którzy lecieli razem z nami gratem, który nie mógł się wzbić nawet powyżej zasięgu kałachów. Są różne rodzaje śmierci. Mi zależy na tej na papierze. Bo ja również straciłem swoją licencję, jeśli można tak to nazwać. A teraz muszę cię zabić, bo wiesz za dużo.
Spojrzał na nią poważnie. Wpatrywał się dłuższą chwilę, po czym wybuchnął śmiechem.
-Tylko nie mów sierżantom, wyglądają na takich, którzy nie znają się na żartach.
Przechylił pusty kubek do góry dnem. Z jednej strony żałował, że już nic nie ma, z drugiej było to tak ohydne, że się cieszył.
-Zaś co do nas, Rosjan, jak to mówisz, może i daleko do prawdziwej cywilizacji. Ale są też tacy, którzy żyją lepiej i bardziej, hm, nowocześniej niż najważniejsi z was. Do tego potrzebne są pieniądze i wpływy. Mi wystarczą pieniądze i własna śmierć.
Uśmiechnął się, zresztą sam nie wiedział na cholerę się tak szczerzy. To pewnie przez ten cholerny alkohol.
-Nie mamy już czym opijać naszej żałosnej sytuacji. Ale są i plusy. Żyjemy. A ja znam sporo miejsc na świecie, gdzie nie trzeba licencji. I jest znacznie przyjemniej niż w tym gorącym i parnym piekle.
Zastanawiał się przez chwilę, czy nie iść po więcej tego obrzydlistwa, ale wolał zostać. Przy strumieniu było minimalnie przyjemniej niż na pełnym słońcu w wiosce.
-Ale lepiej by teraz Simba leżeli zjarani po rowach, bo marnie z nami. Długo przebywasz z tymi dwoma, których mianowali sierżantami? I co się tu właściwie stało, nie widzę oznak bardziej gwałtownych walk.
Miał przez chwilę ochotę spytać, jak straciła licencję, ale powstrzymał się. I miał nadzieję, że nie zostanie tu ranny, przyznał to przed sobą z lekkim rozbawieniem.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-01-2009, 12:29   #26
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Rosjanie dostarczają im broń, ale chyba nie tylko oni. Po drodze znaleźliśmy wystrzelone przez Simba łuski. Eryk twierdził, że to była chińska amunicja. Cóż, polityka. Każdy wciska się tam, gdzie wietrzy dla siebie interes.

- Co do sierżantów nie znam ich zbyt dobrze, ale O'Connor to naprawdę porządny facet. Uratował mi wczoraj życie – ostatnie zdanie mówiło wszystko o jej nastawieniu w stosunku do Irlandczyka. - Choć może lepiej by było gdyby pozwolił mi utonąć. Przepraszam, muszę ci się wydawać kurewsko cyniczna, ale wczoraj świat mi się nieco zawalił więc będziesz mi musiał wybaczyć.

- I nic dziwnego, że nie dostrzegasz tutaj większych oznak walki. Starcie z Simba miało miejsce dzień drogi stąd, tutaj natomiast... - zawahała się – Uznajmy po prostu, że doszło wczorajszej nocy do strzelaniny na rzece. Ci cholerni tubylcy ubzdurali sobie, że nie będą kontynuować połowów bo nawiedzają ich rzeczne demony. Coś w tej rzece faktycznie było, nie pytaj mnie co dokładnie, bo było za ciemno. Już mówiłam Halderowi, że prawdopodobnie to Simba sabotowali w ten sposób dostawy żywności, choć przeszło mi też przez myśl, że to mogło być coś innego, coś... - zaśmiała się – Nieważne. Weźmiesz mnie teraz za wariatkę. Ale gdyby to byli Simba to pewnie już by wrócili w większej liczbie, prawda? Nieważne, bzdury cisną mi się na język. Zapomnij, że w ogóle powiedziałam to na głos.

- Czyli kiedy to się skończy masz zamiar uciec w jakieś przyjemne miejsce i delektować się swoją śmiercią na papierze? - nieco zakłopotana szybko zmieniła temat - Zazdroszczę ci. Ja nie mam dokąd pójść. Nie widzę przed sobą żadnego celu. Czasem mi się wydaje, że ze Stanley nie wyjdę cało... - nerwowo przygryzła paznokieć, ale zaraz znów wysiliła się na uśmiech – To, jeśli już będziesz „martwy” i zdobędziesz tą górę pieniędzy, gdzie chcesz się udać? Na jakąś tropikalną wyspę? Jeśli weźmiesz mnie ze sobą będę ci przynosić drinki z parasolką i robić codziennie masaż stóp – Zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się promiennie jakby chciała na siłę wcisnąć mu towar, którego wcale nie chce. A później parsknęła śmiechem i z politowaniem stuknęła się kilka razy w czoło.

- Wybacz, strasznie się rozgadałam. Widocznie tak na starość reaguję na stres. Kiedyś, jako dziecko coś mi się przytrafiło i przez parę lat nie otworzyłam do nikogo ust, wiesz? Przestałam odczuwać taką potrzebę. Teraz jak na ironię gęba mi się nie zamyka. Obiecaj, że mnie uciszysz jeśli cię już zmęczę swoją paplaniną - powaliła ją szczerość jaką mu okazywała. Może to przez tą wiszącą nad nimi nieustannie groźbę, że w każdej chwili mogą zginąć? Nigdy nie była nadmiernie wylewna, a teraz słowa same cisnęły się na usta i wykładała wszystko temu obcemu mężczyźnie jak księdzu w konfesjonale.

- I nie bój się Jurij, jeśli nadejdzie taka potrzeba obiecuję należycie poskładać cię do kupy - postanowiła jeszcze rozwiać jego wątpliwości. W końcu była lekarzem, a Pietrolenko powinien pod tym względem czuć do niej chociaż względne zaufanie. Niedobrze zrobiła, że podkopała swój własny autorytet i zasiała ziarno niepewności. Teraz musiała się chcąc niechcąc wytłumaczyć - Popłynęłam za aferę korupcyjną. Brałam łapówki. Spore. Chirurgiem jestem nadal pierwszorzędnym i doskonale wykonuję swoją robotę. Zakładając, że nie jestem akurat nawalona – zaśmiała się i w pokrzepiającym geście poklepała go po ramieniu. Szybko jednak cofnęła rękę bo, zważywszy, że Pietrolenko był rozebrany niemalże do rosołu, wydało jej się to niestosowne. Gdzieś w środku nadal siedziała w niej panienka z dobrego domu.
 
liliel jest offline  
Stary 27-01-2009, 12:59   #27
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
W rozgadaniu się, to faktycznie musiał jej przyznać pełną rację. Ale nie przeszkadzało mu to, a nawet bawiło. Podczas akcji nie ma się czasu na takie pierdoły, tutaj zaś było nadzwyczaj spokojnie. Opowieść o strzelaninie uspokoiła go, w zasadzie nie było bezpośredniego zagrożenia, chyba, że tamci Simba biegliby za holownikiem, w co wątpił. Oczywiście głupota czarnuchów była oczywista, chociażby te duchy jakieś, ale kondycji to oni aż takiej nie mogli mieć. Spojrzał jeszcze raz na Simone, jakby dopiero teraz poważniej lustrując ją wzrokiem. Nie umknął mu fakt, że nie powiedziała zupełnie nic o drugim z sierżantów, ale pominął tą kwestię. A tak na prawdę fakt, że pierwszy uratował jej życie wyławiając z rzeki, nie mówił mu nic kompletnie na temat jego bojowej przydatności. Przypomniał sobie za to o czym innym.

-Ta włoszka, chyba włoszka znaczy, Sophie. Ona chyba też jest lekarką i o ile się zorientowałem, przyjechała tutaj do misji, pomagać małym czarnuszkom. Pewnie jej nawet nie płacili. Niektórzy mają zadziwiająco dobre serce, prawda?
Uśmiechnął się do niej. Po tym jak go dotknęła, zaczął się zastanawiać, czy nie powinien się ubrać, ale jego spodnie i bluza jeszcze nie wyschły, wiec zignorował ten szczegół, że był prawie nagi.
-Tylko nie myśl, że cię potępiam czy inne bzdury. Mówisz, ze najemnicy to kretyni, ale chociaż zarabiają. Kim w twoich oczach trzeba być, by być misjonarzem?
Spojrzał na nią badawczo, ale wciąż tym samym, rozbawionym spojrzeniem. W pewien sposób poprawiała mu humor, może prócz faktu, że powiedziała coś o tym, że jej życie się załamało. Nie wyglądała na taką, co miałaby się rozkleić, ale byłoby to niefortunne. Wolał więc również tą kwestię ominąć.
-Pewnie wolałbym być sklejanym przez ciebie niż tą młódkę, co leczyła dzieciaki. Ale mam prośbę, jak mi urwie nogi to daruj sobie leczenie. To nie byłoby życie dla mnie. No i nie bardzo mam na łapówkę...
Mrugnął do niej, tym razem jawnie sygnalizując żart.
-Silva nie powstał bez przyczyny. Kuba jest całkiem miła, jak się wie, gdzie przebywać i z kim rozmawiać. Również w Ameryce Południowej łatwo się zaszyć. Wszędzie bywa paskudnie, ale do diabła, nawet w ułamku nie tak paskudnie jak tu. Afryka to jakiś przeklęty kontynent.
Uśmiechnął się tak słodko, jak zrobiła to ona.
-Więc jak będę ci wisiał przysługę to masz u mnie transport i tożsamość. A jak wszystko ucichnie to chcę ulokować się w Hiszpanii. Mojego zawodu nie da się wykonywać do spokojnej starości, chociaż jak najbardziej można to robić aż do śmierci. Żyję z tym już dziesięć lat, nie można wiecznie kusić losu i mówić sobie, jak dobry to już jestem.
Zaśmiał się cicho, wstając z kamienia i rozprostowując kości. Spojrzał jeszcze na przystań, sprawdzając czy nic się nie zmieniło.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-01-2009, 16:42   #28
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Simone odpaliła kolejnego papierosa i też na moment wstała żeby się upewnić czego Pietrolenko tak intensywnie wypatruje. Szybko doszła do wniosku, że nic niepokojącego nie widać w zasięgu wzroku, więc tym razem położyła się na ziemi, na wysuszonej żółtawej trawie. Zrzuciła z siebie wcześniej wojskową kurtkę, a podkoszulek zawiązała w supeł pod biustem, wystawiając na słońce płaski brzuch. W beztroskiej pozie ułożyła się na ziemi i w najlepsze opalała się dalej. Niech ma jakąś przyjemność z tego parszywego afrykańskiego słońca. Chyba, że w między czasie nabawi się udaru albo poparzeń słonecznych.

Jeśli ta Sophie, faktycznie jest misjonarką to w pewnym sensie ją podziwiam. Młoda piękna dziewczyna zapuściła się do tego piekła dobrowolnie, i za darmo – tu popatrzyła na Pietrolenkę czyniąc palcem wymowny gest przy skroni, aby dać znać, że ona też uważa, że Włoszka musiała zwariować. - Ale to dobrze o niej świadczy. Może jest głupia i naiwna, ale z pewnością jest dobrym człowiekiem. Czasem chciałabym być taka bezinteresowna. Zresztą, chyba kiedyś byłam, a może tylko mi się wydaje.

- Niemniej obiecuję, że jeśli zostaniesz ranny zrobię wszystko co w mojej mocy żebyś z tego wyszedł. No chyba, że urwie ci nogi – mrugnęła do niego. Podjęła jego kiepski dowcip. Najgorsze było to, że zdawała sobie sprawę, że on nie żartował. Spojrzała na niego jednak poważnie i ciągnęła – Obawiam się, że nie możesz ode mnie wymagać żebym w razie potrzeby nie ratowała ci życia. Wiesz, przysięga Hipokratesa i inne bzdury. No chyba, że zorganizujesz pieniądze na tą łapówkę. Wtedy może to jeszcze przemyślę – zaśmiała się krótko. Jej osobiste tragedie życiowe ją bawiły. To dobra oznaka, a może wręcz przeciwnie? - Ale nie bądź pesymistą. Mam nadzieję, że w ogóle nie będziesz potrzebował mojej pomocy.

- Spreparowana śmierć, Kuba, Hiszpania... To brzmi jak plan człowieka, który przysporzył sobie kłopotów i teraz musi im się wywinąć. Kusi mnie aby zapytać co ma „przycichnąć”, ale może wcale nie chcę tego wiedzieć. A co do twojego zawodu, masz na myśli bycie najemnikiem, prawda? Czy coś, czym zajmowałeś się żyjąc na łonie Mateczki Rossiji? Tak to nagle wszystko zabrzmiało jakbyś był co najmniej... Sama nie wiem, może lepiej nie będę nawet się domyślać. W każdym razie życzę ci Jurij żeby udało ci się dostać na Kubę i aby ci, przed którymi uciekasz, bo to oczywiste, że przed kimś uciekasz, nie zdołali cię dopaść. Dzięki za ofertę darmowego transportu i fałszywą tożsamość, ale to chyba nie dla mnie. Jeśli to cholerne Kongo czegoś mnie nauczyło, to żeby nie oddalać się na przyszłość za daleko od Europy. Nie cierpię tego miejsca, mimo że spędziłam tu kiedyś dobre kilka lat. Hiszpania natomiast to już lepsza perspektywa. Jak już tam dotrzesz to może zahaczysz o Paryż? Rue De Valois numer 4. Śliczna stara kamienica. Nadal mam tam mieszkanie. Spodobałby ci się widok z okna. Czuj się zaproszony. Kawa, rogalik i zwiedzanie. Jeśli oczywiście wyjdziemy z tego cało. - Musiała tracić zmysły. Zapraszała do siebie obcego najemnika, na dodatek uwikłanego w jakąś kabałę. Może ta szczera rozmowa tak ją nastroiła? Pietrolenko wydał jej się osobą godną zaufania, chociaż z drugiej strony zawsze miała trudności aby właściwie ocenić nowo poznanych ludzi.

- A wy zdążyliście się już bliżej zapoznać z Simba? Wyglądacie jakbyście brali udział w walce. Nawet kobiety. Ta druga też jest misjonarką? Widzisz, ja trochę się tego obawiam. Konfrontacji. Wolałabym nie znaleźć się bezpośrednio pod ostrzałem. Pewnie bym sobie nie poradziła. Umiem co prawda strzelać, ale jedynie do tarczy. Z człowiekiem to już zupełnie inna sprawa. Mogłabym nie dać rady pociągnąć za spust, nawet jeśli zależałoby od tego moje życie. Wiesz, może nie jestem święta, ale jeszcze nikogo nie zabiłam. No i jako lekarz chyba szczególnie nie powinnam odbierać życia, ale dbać by ludzie je zachowali.

- A ty? Wielu ludzi zabiłeś? Liczysz ich, a może robisz sobie jakieś wymyślne tatuaże? - znów go podpuszczała - Krzyżyk za każdego świeżutkiego trupa? Znałam kiedyś najemnika, który to robił, ale on miał trochę nie po kolei w głowie. Jak to z tobą jest Jurij? Pamiętasz twarz każdego, którego wyprawiłeś na tamtą stronę? A może doszedłeś już do punktu, kiedy kolejny trup nie robi na tobie najmniejszego wrażenia? Bam, bam. Kilka nieboszczyków a ty śpisz później snem noworodka?
 
liliel jest offline  
Stary 27-01-2009, 20:43   #29
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Przyglądał się jej bez zmieszania, gdy zdjęła bluzę i podwiązała bluzkę. Niezły brzuch. Ale do głowy przyszło mu już coś innego.
-Nie mam tu co prawda pieniędzy, ale mam w banku. Ile bierzesz, za potwierdzenie czyjejś śmierci przy identyfikacji czyjegoś, dajmy na to, spalonego ciała?
Ciężko było wyczuć na ile poważnie to powiedział. Ale nie czekał długo na odpowiedź. Tyle tylko, ile trzeba było by podejść do plecaka, wyciągnąć z niego maczetę i ostrzałkę i wrócić na swój kamień. Zaczął szybkimi ruchami ostrzyć stępioną broń, ale na tyle słabo, by nie przeszkadzało to w rozmowie. Na metalu widoczne były jeszcze ciemnobrunatne plamy, do złudzenia przypominające brudną, zaschła krew.
-Takich jak ja nazywają posłańcami, kurierami czasem agentami. Ja bym to nazwał mordowaniem na zlecenie. Jak mówiłem, nie jestem dobrym człowiekiem.
Przerwał, spuszczając wzrok na maczetę. Po chwili podjął.
-Pamiętam pierwszego, którego kazano mi zabić. Ot, prosty test. Był Polakiem, za dużo gadał i zaczynał chyba coś wiedzieć a tego KGB nie lubi. Potem przez jakiś czas nic, aż wylądowałem na Kubie. Pamiętam ich imiona, nazwiska, twarze, różnie. Każdego. Ale nie bój się, nigdy nie skrzywdziłem kobiety lub dziecka. Nawet w takim bagnie muszą być zasady.
Uśmiechnął się smutno, chyba sam do siebie.
-Potem zaś się trochę pozmieniało, trafiłem do Ameryki Południowej, potem już tutaj. Zostawiłem swój trop, który nie może stąd wyjechać. Z KGB można odejść tylko w trumnie, obawiam się, więc sobie taką trumnę muszę sprawić. Eh, lepiej, byś nie była z tych, co dla pieniędzy sprzedadzą takie informacje. A co do Kongo, to tak, walczyliśmy już. Padło pięciu ludzi. I kilka czarnych z misji. Zestrzelili nas, przypadkiem trafiliśmy na misję, a Simbom już wystarczyło tylko za hukiem podążać. Ale to też dzięki misji żyjemy. Tam właśnie spotkaliśmy Sophie. Zaufaj mi, kiedy widzisz wściekłego i naćpanego dzikusa z kałachem w reku to ręka sama ciągnie za spust. To już nawet nie jest zabijanie ludzi, te dzikusy są jak zwierzęta gdy atakują.
Tu już był całkiem wesoły, zdążył już wyrzucić z umysłu to o czym mówił. Nie sprawiało mu bólu ani przykrości mówienie o tym, chociaż nieco bał się reakcji kobiety. Powiedział jej dużo, wiele za dużo. Zmienił więc temat, wskazując na jej odsłonięty brzuch.
-Nierówno się opalisz, Simone.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-01-2009, 22:18   #30
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
-Nierówno się opalisz, Simone.

Patrzyła na niego z niedowierzaniem w ogóle nie słuchając ostatniego zdania. Zawiesiła się gdzieś na „mordowaniu na zlecenie”. Poderwała się na równe nogi i nerwowym gestem odgarnęła włosy z twarzy.
- Kurwa Jurij, po co ty mi to mówisz! - zakryła ręką usta i przez moment starała się przetrawić świeżo zasłyszane rewelacje – Jesteś płatnym mordercom? KGB? To nie jest moja pieprzona liga! Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego! Prawię cię nie znam na litość boską!

Przez moment chciała zwyczajnie odwrócić się na pięcie i odejść, ale nie potrafiła. Może nadal była głupia i naiwna. Tak samo jak wtedy, gdy obiecała sobie, że zostanie lekarzem i będzie pomagać ludziom. Był z nią szczery, złożył propozycję i oczekiwał odpowiedzi. Musiał być zdesperowany skoro zaufał obcej kobiecie. A może ocenił ją po tym co mu zdradziła? Że może połasić się na łatwe pieniądze? Z drugiej strony nie było nic złego w łatwych pieniądzach. Przydały by jej się, to pewne.

A może po prostu go polubiła? Pietrolenko wzbudzał w niej zaufanie. To może niedorzeczne, ale chciała mu pomóc. A skoro potrafiła do dlaczego nie? Usiadła na ziemi i przygryzła wargę mocno rozważając wszystkie za i przeciw.

- Czego ode mnie oczekujesz? Chcesz żebym stwierdziła twój zgon? Tylko tyle? Jeden papier i po sprawie? - znów zapaliła papierosa i zaciągnęła się cała spięta zaistniałą sytuacją - Trzeba to przemyśleć. Musiałabym mieć podstawy aby zidentyfikować ciało. Znaki szczególne, coś charakterystycznego co jednoznacznie wskazywałoby, że to ty. W warunkach wojny to oczywiście utrudnione, nikt nie będzie przykładał należytej staranności. Wszyscy nosicie nieśmiertelniki. Myślisz, że to wystarczy? Potrzebuję czegoś, co da mi pretekst by wydać akt zgonu, rozumiesz? Przecież nie będę cię identyfikować po uzębieniu... Zrobimy to w Stanleyville. Ale ty masz o wszystko zadbać. Dostarczysz mi ciało, najlepiej nadpalone. Tylko na litość boską obiecaj mi, że nie zabijesz nikogo specjalnie w tym celu! Na miejcu pewnie będzie gorąco. Znajdziesz tyle trupów ile dusza zapragnie, będziesz miał w czym przebierać. Ale masz mi obiecać, że nie będę miała niczyjej śmierci na sumieniu!

- Dostarczysz mi ciało a ja potwierdzę, że to ty. Mogę nawet nakłamać, że rozmawiałam z tobą przed śmiercią, że to stuprocentowo potwierdza twoją tożsamość. Facet musi być podobnego co ty wzrostu i budowy. I musisz zadbać o jakiś detal. Coś co potwierdzi naszą wersję. Może ten pieprzony nieśmiertelnik wystarczy, nie wiem! Ty tu jesteś zawodowcem, przemyśl to. Ja przekonam kogo trzeba. Kłamstwo przychodzi mi nadzwyczaj łatwo. - uśmiechnęła się wymuszenie, a na jej twarz wypełzł grymas niedowierzania. Niedowierzania, że się w to pakuje, że znów obrała niewłaściwą, nieuczciwą ścieżkę.

- Chcę pięćdziesiąt tysięcy franków. To będzie jakieś dziesięć tysięcy dolarów. Nie będę zachłanna. A ty chyba też nie bardzo jesteś w pozycji do negocjacji? Pewnie pracując w takim zawodzie zdążyłeś odłożyć znacznie więcej. To plus suma w jaką uposaży mnie wojsko po śmierci mojego brata powinno mi pomóc stanąć na nogi. Aha, i jeszcze jedno. Musisz zatroszczyć się aby mój tyłek nie ucierpiał, ani w drodze do Stanley, ani tam na miejscu. Nie jestem typem mordercy. Nie będę zabijać Simba, nawet jeśli to tylko dwunożne zwierzęta. Ty masz swój kodeks, ja mam swój... Jeśli mam ci pomóc, zatroszcz się abym dożyła momentu kiedy będę ci potrzebna. Chcę wrócić ze Stanley w jednym kawałku i ty mi masz to zapewnić...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-01-2009 o 23:25.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172