Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2009, 23:20   #31
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
A ich sielanka nie trwała zbyt długo. Kolejni siedzący przy ognisku znikali. Cóż chyba nie byli w zbyt wielkim nastroju do zabawy. A szkoda powinni wiedzieć, że zawsze jest czas aby się dobrze pobawić. Szczególnie kiedy człowiekowi udało się znaleźć chwilę wolnego podczas wojny. Takie chwile były krótkie, a pozwalały się odprężyć, zapomnieć, że człowiek może w każdej chwili zginąć i zostać zakopanym w jakimś płytkim dole w dżungli. Cóż była to cena, na którą wszyscy się zgodzili. Każdy miał jakieś powody aby się tutaj znaleźć.

Sierżant oddał gitarę swojemu znajomemu i wyciągnął papierosy. Jean zaczął grać jakąś pijacką francuską piosenkę, chyba z Legii. Paddy uśmiechnął się, przynajmniej niektórzy potrafili się odprężyć. Znając śmierć trzeba było też znać życie. Weterani o tym wiedzieli, tacy jak oni, którzy tyle obcowali ze śmiercią, stawali się jej przyjaciółmi. Wiele lat walk, a za każdym razem gdy człowiek wracał do domu ... czuł się dziwnie. Szczególnie Patrick, siedział w Derry i czuł się rozdarty. Tutaj wszystko było prostsze, a przy okazji robił coś "dobrego" dla innych. A zarabiane pieniądze były tą śmietanką na torcie ... wisienką. Pozwalały lepiej żyć jego rodzinie, dawały szansę jego synowi. Jednak jakoś nie bawiły go tak bardzo, zawsze tam w Europie czegoś brakowało. Afryka wkradała się człowiekowi w duszę i odciskała swoje piętno.

-O'Connor jak w domu? - usłyszał pytanie Baptisty jak przez mgłę. Niby niewinne, a jednocześnie takie skomplikowane. Dawny towarzysz nie miał nic złego na myśli, ale przecież, kto mógł ich zrozumieć? Kto mógł zrozumieć irlandzkich katolików mieszkających pod rządami Jej Królewskiej Mości? Sierżant uśmiechnął się lekko, gdyby był typowym idealistą, to przecież znalazłby się tutaj, bo wolność to najpiękniejsza rzecz, a skoro oni nie mogą jej mieć, niech przynajmniej inni się cieszą. Jednakże był jaki był, a chociaż ten argument, w jego rozumowaniu też się pojawił, to przecież nie był rozstrzygający o wyjeździe.

-W domu ... - powiedział cicho

***
Mały bar w Wolnym Mieście Derry. Tak przynajmniej głosił napis, na wjeździe do tej dzielnicy. Zawsze było tutaj sporo gości. Był wspaniale prowadzony, miał dobre piwo i był całkiem bezpieczny, o ile oczywiście ktoś nie za głośno chwalił się swoimi poglądami "unionistycznymi", to nikomu nic się nie działo. Było już jednak dawno po zamknięciu, kiedy powinien być pusty. Jednakże pewne osoby bardzo sobie ceniły tę porę.

Paddy nalał 3 piwa. Właściwie bar oficjalnie nie należał do niego, ale nadal co miesiąc spływa na jego konto dobra suma. Z bratem mieli zawsze świetne relacje. Zresztą rodzina była bardzo ważna i trzeba było się nią opiekować. Jego młodszy brat dobrze sobie przyswoił tą lekcję i mimo nawet nalegań, nie przestawał przesyłać pieniędzy. A przecież to raczej on powinien to robić. Szczególnie, że jego syna traktował tak samo jak własne dzieci. Nie był to jednak czas na takie rozmyślania.

O'Connor postawił kufle przed dwoma siedzącymi przy stoliku mężczyznami. Sam usiadł naprzeciwko nich i upił spory łyk.

-Czego chcecie? - zapytał spokojnie

-Paddy, potrzebujemy twojej pomocy. Jesteś świetnie wyszkolony, znasz się na taktyce ... -

O'Connor podniósł rękę -Przestań pieprzyć Jeff. Znamy się od podstawówki, to bądź ze mną szczery i uszanuj moje decyzje. Po pierwsze już dawno wam powiedziałem, że jak będziecie mi lizać dupę, to wylecicie z tego baru. Po drugie mówiłem, że nie podobają mi się wasze teraźniejsze metody, jakbyście myśleli o jakimś powstaniu to co innego -

-Nie mamy takich sił na powstanie. A używamy każdych dostępnych metod. Co ci się nie podoba. Strzelanie do Angoli? - zapytał drugi z gości najemnika

-Bomby i pod pewnymi względami strzelanie do Angoli też. Byłem w ich wojsku i znałem trochę z nich -

-Ha, Irlandczycy w Angielskim wojsku, było paru takich co ... -

-Lepiej nie kończ tego zdania, nie chciałbyś wkurzyć Paddy'ego - powiedział szybko Jeff

-Jak już mówiłem, nie podoba mi się wiele z waszych metod, ale parę razy wam pomagałem. Załatwiłem kontakt dla broni, załatwiłem wam kontakt na szkolenia. Jak już powiedziałem Jeffowi jeżeli czegoś potrzebujecie pytajcie zastanowię się czy to zrobić -

-Właśnie Patricku, mamy coś dla ciebie - po tych słowach przesunięto w stronę najemnika zdjęcie przedstawiające około 30 letniego mężczyznę w garniturze. O'Connor upił łyk

-Nie robię morderstw na zlecenie -

-Wiem, ale to jest specjalne. Ten facet to agent Jej Królewskiej Mości. Przez niego straciliśmy ostatnio jeden z magazynów. Zginęło w nim 4 naszych chłopaków -

-Ofiary wojny -

-Tak, ale skurwiele nie przejmowali się niczym. Paru cywili zostało rannych. Poza tym facet zdobywa informacje wszystkimi możliwymi środkami. Jeden z młodzieżówki Sinn Fein, po jego przesłuchaniu jeździ na wózku -

-Przykro mi jeżeli wasz chłopak ... -

-To nie był nasz chłopak. Nie miał z tym nic wspólnego. Chłopaki z Sinn Fein, są sporym zagrożeniem. Działają otwarcie - odpowiedział drugi z gości.

Paddy jeszcze raz wziął zdjęcie i dokończył piwo -Dobra zrobię to, stawka taka jak zawsze, a teraz spieprzajcie, żeby was nikt nie zauważył. Mój brat to uczciwy człowiek i wiecie, że nie będę go do tego mieszał -

-Twój brat to również patriota. Na swój sposób. Nie narażamy go -

-Ja myślę Jeff -

****
Zgodnie z przewidywaniami agencik bawił się w ten dzień w burdelu. Wychodził późno podchmielony i zadowolony. Ciekawe czy był tak pewny siebie czy tak głupi? Patrick szedł za nim w bezpiecznej odległości. O tej godzinie ulice były wyludnione. Problem z takimi zleceniami bywał taki, że można by to załatwić z odległości, ale po co miałby ktoś zbyt bardzo węszyć. W końcu jego ofiara skręciła w odpowiednią uliczkę. Paddy udając lekko podchmielonego wyprzedził go.

To uspokoiło Anglika, a gdy Irlandczyk zatrzymał się, to tamten zapewne pomyślał, że chce go naciągnąć na postawienie jakiegoś browara

-Przepraszam -

-Co jest? Nie mam drobnych. Spadaj - odpowiedział tamten z wyższością

-To nie o to. Irlandzka Armia Republikańska przesyła pozdrowienia - oczy tamtego rozszerzyły się z przerażenia. Nie miał jednak żadnych szans. Trzy strzały z pistoletu. Dwa w klatkę ... nawet jeżeli nosił kamizelkę, to nie zdołałaby zatrzymać trzeciego, gdyż ten trafił agenta w głowę. Tamten był martwy za nim upadł na ziemię. Paddy szybko oddalił się z miejsce, pozbyć się trefnych rzeczy ...
***
-Jak w domu? - powtórzył -Bez zmian ... -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 28-01-2009, 09:54   #32
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kiwał powoli głową słuchając słów Simone. Nie zawiódł się na tej kobiecie, najwyraźniej trafnie ją oceniając. Tak, to by mogło nawet zadziałać, a dzięki temu nie musiałby znikać gdzieś w dżungli. Ułatwiało mu to sprawę. Niemal się uśmiechnął, ale temat był na to zbyt poważny. Lekarka potrzebowała pieniędzy, ciekawe o co chodziło z tą śmiercią jej brata. Nie zdziwiłby się, gdyby prócz niego nie miała już nikogo. Może to i lepiej? Gdy skończyła, schował maczetę do pochwy i wstał, odkładając ją do plecaka.
-Dostaniesz dziesięć tysięcy dolarów amerykańskich za pismo stwierdzające zgon najemnika z dokumentami na Jurija Pietrolenkę, tego samego, którego poznałaś na akcji w kongijskiej dżungli i potem zidentyfikowałaś zwłoki. Te zostały pochowane lub zwyczajowo spalone ze względu na brak miejsca, w które można by je odesłać. Mogą cię wypytywać, nawet dość agresywnie czy nietypowo. Ale nie zrobią ci krzywdy.
Spojrzał na nią, wracając jeszcze na swój kamień. Nie wyglądał na spiętego czy zdenerwowanego w przeciwieństwie do Simone.
-Gdy zaś będę miał pewność, że mnie nie wydałaś, dostaniesz jeszcze czterdzieści tysięcy dolarów i najlepszą południowoamerykańską kawę, osobiście na Rue De Valois numer 4. Musisz zrozumieć, że próba zarobienia na KGB ci się nie opłaci, a mi bardzo by było szkoda tak pięknej, chociaż mającej paskudne nałogi kobiety.
Uśmiechnął się do niej szczerze. Ta rozmowa była pierwszą milszą chwilą w Afryce.
-Od tej chwili, twoje życie jest dla mnie tak samo cenne, jak i moje własne. Ale nie mogę ci obiecać nic, wiesz jak jest. A ja zawsze dotrzymuję obietnic. No i dali mi tylko rangę kaprala. Kto widział, by w wojsku było pięciu sierżantów na pięciu czy sześciu kaprali? - skrzywił się na myśl o tym podziale, zwłaszcza, że był chyba prowadzony losowo - Głupio by było zginąć od sądu polowego tych Belgów. Ale zrobię wszystko co będę mógł by cię chronić. I zrobię równie wiele, by wyrwać nas stąd jak najszybciej.
Wstał nagle, podchodząc do kobiety na wyciągnięcie ramion. Spojrzał jej głęboko, poważnie, prosto w oczy.
-Wybacz, że ci to wszystko powiedziałem. Wolałem, byś wiedziała, w co się pakujesz. Pewnie też rozumiesz, że nie warto mówić o tym nikomu. Zaufałem ci.
Nie była to groźba. Raczej stwierdzenie faktu. Na trzeźwo Simone pojęła by to na pewno bez słów, ale Pietrolenko wolał upewnić się, że wszystko dobrze rozumie.
 
Sekal jest offline  
Stary 28-01-2009, 11:35   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po poruczniku i towarzyszących mu osobach widać było, że przygody, jakie przeżyli, nie należały do najweselszych. Poza tym, jeśli dobrze pamiętał, było ich poprzednio dwa razy tylu, a nie sądził, by któryś z tamtych mógł zrezygnować z lotu. A to znaczyło tylko jedno... Najwyraźniej Kit miał szczęście, płynąc "Katangą".

Pełna złośliwości uwaga Simone nie zrobiła na nim większego wrażenia. Nie dziwił się, że dziewczyna pozostaje ciągle pod wrażeniem śmierci swego brata, ale czy to znaczyło, że Kit ma przywdziać żałobę? Po kimś, kogo znał zaledwie parę dni?

To nie jest tak, że gdy człowiek po raz kolejny widzi czyjąś śmierć to obojętnieje. Przestałby być wtedy człowiekiem. Po prostu po jakimś czasie nie okazuje się swoich uczuć.
Simone o tym nie wiedziała, a Kit miał szczerą nadzieję, że ta wiedza zostanie jej darowana.
A w ogóle - co szkodziło zachować odrobinę dobrych obyczajów?

Kita ciekawiło troszkę, jakiż to wspólny temat znalazła Simone z Halderem. Znali się kiedyś, czy też Halder postanowił się wywiedzieć, z kim będzie mieć do czynienia. Może to pierwsze, bo o tym, że świat jest mały przekonał się Patrick, który spotkał jakiegoś swojego znajomka.
Kit miał nadzieję, że Paddy dowie się czegoś o Clemencie.



Wpatrywał się jeszcze przez chwilę w bryłę holownika usiłując odgadnąć, co przyniesie im los, a potem ruszył w stronę wioski.



Impreza powoli się rozkręcała. Simone przyniosła wielki dzban jakiegoś paskudztwa. Najwyraźniej zapomniała już o własnych słowach, tyle że zamiast szampana podała coś pośledniejszego gatunku, za to o większej mocy. Niekonsekwencja typowa, jak powiadają, dla kobiet.
Patrick zaczął śpiewać jakąś piosenkę, wtórując sobie grą na gitarze przyniesionej przez jednego z matrosów Clementa. Najwyraźniej jego śpiew nie wszystkim przypadł do gustu, bowiem Halder zerwał się i popędził w stronę statku. Albo nie lubił muzyki, albo nie rozumiał, że jest czas zabijania i czas rozrywki. A teraz przyszła pora na to drugie...

Chwilę później w stronę holownika poszedł de Werve w towarzystwie lekarki. A raczej w ślad za panią doktor. Prawdę mówiąc pani Torecci mogła wcześniej zadbać o ranę na policzku porucznika. W Afryce było to dość ważne. Ale lepiej późno, niż wcale.
Kit odprowadził wzrokiem odchodzących, a potem wstał.

- Nie przeszkadzaj sobie - powiedział do Patricka. - Pójdę się przejść.

Dotknął dłonią uzi.

Patrick skinął głową i powrócił do rozmowy.



Wizyta w chacie, w której leżała Africia nie przyniosła dobrych wieści.
Nie wyglądało na to, by atak malarii, czy czym była ta choroba, chciał szybko ustąpić. Rozpalona gorączką Narinda nawet nie zareagowała, gdy życzył jej powrotu do zdrowia...
Kit miał tylko nadzieję, że zaordynowane przez Simone leki przyniosą jakąś poprawę. Najlepiej by było, gdyby Narinda znalazła się w szpitalu. Ale to zależało nie od niego...



Ruszył w stronę dżungli.
Wszędzie panowała cisza i spokój. Nikt nie skradał się w stronę wioski. Hordy wściekłych Simba nie szykowały się do ataku. Wściekłe, dyszące żądzą zemsty słonie nie nadciągały z ogłuszającym trąbieniem.

Dwie sylwetki siedzące na brzegu strumyka rozpoznał z daleka.
Najwyraźniej zarówno Simone, jak i Silvie znudziło się życie towarzyskie i postanowili poszukać ciszy i spokoju. A w tym Kit nie zamierzał im przeszkadzać. Odwrócił się i poszedł dalej.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-01-2009, 18:17   #34
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Musiała zwariować. Właśnie układała się z płatnym mordercom na usługach KGB... Zawsze miała niebywały talent do wdeptywania w najpaskudniejsze gówno, ale teraz to już zadziwiła nawet samą siebie. Zaniepokoił ją zwłaszcza ten fragment o szczegółowych i agresywnych przesłuchaniach. Ale to dość oczywiste. Skoro będą go poszukiwać tacy niebezpieczni ludzie pewnie zadadzą sobie trud dotarcia do lekarza, który wydał akt zgonu.

Uderzenie adrenaliny sprawiło, że chyba w momencie wytrzeźwiała. Nie żeby wcześniej była jakoś wyjątkowo pijana. Fakt, trochę się wstawiła, ale wlała w siebie w sumie niewiele. Można by w nawet rzec, że nic, zważywszy jakie miewała czasem na tym polu osiągnięcia.
Simome wysłuchała do końca słów kaprala i, kiedy ponownie zabrała głos, zdążyła się już nieco uspokoić.

- Nie obawiaj się Jurij. Twoja tajemnica nie wyjdzie na jaw. Potrafię trzymać język za zębami - usiadła na ziemi i odpaliła kolejnego papierosa, wprost od niedopałka poprzedniego. – Złapano mnie na przyjęciu jednej łapówki, sporej, ale musieli potraktować to jako jednorazowy incydent. Brakowało im dowodów, ale widzieli że sprawa sięga znacznie głębiej. Defraudacja środków publicznych, łapownictwo... Odpowiedzialna była cała siatka ludzi - lekarzy, pracowników administracji. Wszyscy tkwili w tym gównie po uszy. Kusili mnie złagodzeniem wyroku jeśli sypnę parę nazwisk. Miałam pecha, złapali mnie za rękę, ale nie pociągnęłam ze sobą nikogo. Nawet kiedy obiecali mi, że zachowam licencję lekarską jeśli będę współpracować. Wiesz dlaczego odmówiłam? Bo trzeba szanować ludzi z którymi zawiera się układy. Przy lewych interesach zawsze istnieje ryzyko wpadki i ja zdaję sobie z tego sprawę. Twoi znajomi z KGB nic ode mnie nie dostaną. Przynajmniej dopóki nie zechcą mnie przypalać papierosami albo łamać palców – zaśmiała się w przypływie wisielczego humoru. - Nie jestem żadnym tajnym agentem i mam nadzieję, że nie zaserwują mi jakiś wymyślnych tortur. Mam niski próg bólu – żartowała, choć żarty wydały się tu całkiem nie na miejscu. Pietrolenko zapewniał, że będą z nią jedynie rozmawiać. Ale do cholery po KGB można się było chyba wszystkiego spodziewać. Powinna się bać? Może... - Masz jednak moje słowo, że zrobię wszystko co w mojej mocy aby przekonać ich, że na prawdę nie żyjesz. Oczywiście jeśli okażesz się wypłacalny... - skoro on posunął się wcześniej do delikatnych gróźb, to jej chyba też było wolno? Żeby jednak nie wziął tego tak dosłownie uśmiechnęła się prędko i puściła mu oko.

- I rozumiem oczywiście, że nie przeskoczysz obowiązujących w armii reguł i przede wszystkim jesteś zobligowany aby wykonywać rozkazy. Wystarczą mi zapewnienia, że postarasz się zadbać o to, by mój tyłek wyszedł z tego cało. Ja swoją drogą też będę starała się aby nadmiernie nie ucierpiał. Kiedy to się skończy chcę po prostu wrócić do domu.

Podeszła do niego i wyciągnęła dłoń w jego kierunku aby przypieczętować zawartą przez nich umowę.
-Dobrze robić z tobą interesy Jurij - wysiliła się na uśmiech, a później napięcie jakby ją opuściło. Dodała jeszcze dla rozładowania napięcia - I masz rację jeszcze w jednej sprawie. Nierówno się opalę.

Poważną część rozmowy uznała za zakończoną. Odwróciła się do niego tyłem i zdjęła przez głowę podkoszulek. A później, bez pośpiechu, położyła się na brzuchu. Trawa łaskotała w dekolt, a słońce ogrzewało skórę sprawiając, że ogarnęla ją fala rozleniwienia. Nic jej się chciało. Mogłaby tak przeleżeć cały dzień.
Bez krępacji odpięła zapięcie stanika, ukazując całkiem gołe plecy i ramiona. W kieszeni wojskowych spodni odszukała tubkę kremu z filtrem i niedbałym ruchem rzuciła w stronę Pietrolenki.
- Byłbyś tak miły? - zapytała, po czym ułożyła głowę na skrzyżowanych ramionach i zamknęła na chwilę oczy.

Chciała trochę odpocząć, tym bardziej, że już niebawem zacznie się naprawdę nieprzyjemna część tej wyprawy. Ucisk w piersi, który odczuwała od śmierci Eryka nie zelżał ani trochę, ale potrafiła się już na tyle opanować, aby tłamsić wszystko w sobie i nie pozwolić emocjom wycieknąć na zewnątrz.
Pomyślała jeszcze, że za jakiś czas powinna zajrzeć do Narindy. Sprawdzić jej stan i podać kolejną dawkę leku. Ale teraz dla odmiany postanowiła przez chwilę zająć się sobą. Odreagować, złapać trochę słońca i pomyśleć o czymś przyjemniejszym. Na przykład o swoich pięćdziesięciu tysiącach dolarów.
 
liliel jest offline  
Stary 29-01-2009, 10:02   #35
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Uśmiechnął się, gdy powiedziała o niskim progu bólu. Tak na prawdę to prawie każdy miał niski, zresztą każdy wygada wszystko, byle tylko ocalić własną skórę. Niewielu było twardzieli, zapartych aż do śmierci. Pietrolenko wolał nie sprawdzać, czy on był jednym z nich. Po tym, gdyby Simone jednak go wydała, sprawa wróciłaby do punktu wyjścia - oni wiedzieliby, że żyje, ale nie gdzie obecnie się znajduje. Mógł się ukrywać długo, prosić nawet o azyl. Ale wolał być trupem, a nie oglądać się codziennie przez ramię, sprawdzając czy na pewno nikt go nie śledzi. Podał rękę kobiecie, ściskając ją po żołniersku.
-Ja również się cieszę, że doszliśmy do porozumienia. Pierwotnie mój plan był bardziej skomplikowany.
Wsadził do ust jakiejś źdźbło trawy, żując je spokojnie. On również uznał oficjalną część rozmowy za zakończoną, starczy gadania o rzeczach poważnych i nieprzyjemnych. Był w tym kraju dwa dni i już miał go całkowicie dość. Aczkolwiek zachowanie Simone nieco go zdziwiło i rozbawiło, mruknął coś cicho, gdy odsłoniła plecy i rzuciła mu tubkę jakiegoś kremu.
-To tego używacie, gdy nie chcecie się za bardzo opalić? Ciekawe.
Lustrował przez chwilę tubkę, takie rzeczy nie były dostępne w rejonach, w których żył. Znaczy pewnie były, ale tylko dla wyższych i bogatszych sfer. Na zachodzie było wszystko dla wszystkich, wystarczyło mieć trochę grosza. Bez słowa usiadł okrakiem nad Simone, podtrzymując swój ciężar tylko na palcach stóp. Nałożył trochę kremu na dłonie i zaczął wcierać w plecy Niemki. Dłonie miał szorstkie, niezbyt też wprawione w takich delikatnych sprawach, więc samo kremowanie było pewnie też niezłym masażem pleców. Zaśmiał się nagle.
-Wiesz, Simone, że to niebezpieczne? Odsłaniasz duży fragment nagiego ciała przed możliwe napalonym najemnikiem, który przez jakiś czas przebywał w dżungli czy kto go tam wie. A przecież tacy ludzie są niebezpieczni, wiecznie hm, niezaspokojeni i bardzo brutalni.
Roześmiał się już głośniej, jakoś nie mogąc się zmusić do poważnego tonu, gdy sobie uświadamiał co właśnie robił.
 
Sekal jest offline  
Stary 29-01-2009, 10:08   #36
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Metalowe drzwi nadbudówki otworzyły się i na pokład wyszedł Marcus. Rozmowa z Clementem nie trwała długo, ale przynajmniej mógł przeczytać raport. Oparł się o balustradę spoglądając na mętną rzekę w dole.
W pewnym momencie z pomiędzy pobliskich skrzyń usłyszał dziwne dźwięki. Cicho jak kot zrobił kilka kroków w tamtą stronę i zapuścił żurawia. Ku jego zaskoczeniu między pakunkami leżeli Sophia i de Werve, a ich pomięta odzież i rumiane oblicza, aż nadto wymownie świadczyły o tym co przed chwilą między nimi zaszło. Halder uśmiechnął się na ten widok i rozbawiony pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wycofał się najciszej jak potrafił.
Szybkim krokiem i nie rozglądając się więcej zszedł po trapie na brzeg wyciągając z kieszeni papierosa, którego zapalił. Zaczął przechadzać się powoli wzdłuż brzegu tam i z powrotem. Rozmowa z przełożonym dała mu do myślenia, choć nie wyjaśniała wiele. Nie znosił niejasnych sytuacji i niepewności, a z takim stanem miał do czynienia w tej chwili.
Clement nie wyjawił swoich zamiarów, choć obiecał to zrobić wkrótce. Marcus rzucił niedopałek na ziemię i zdusił go podeszwą buta. Widok pary kochanków przypomniał mu o własnych prywatnych sprawach. Musiał to skończyć, im szybciej tym lepiej. Nie było sensu dłużej ukrywać, że problem nie istnieje.
Energicznym, zdecydowanym krokiem poszedł w stronę wioski. Jednak im bardziej się zbliżał do dziewczyny, tym bardziej jego nogi zwalniały. Stała wciąż tam gdzie ją widział ostatni raz. Smutna, piękna. Na szczęście nie było w pobliżu tego małego bachora Mulunda.
Halder zatrzymał się i westchnął ciężko wyciągając paczkę, by za chwilę ją schować. Gdy ją zobaczył nie był już taki pewny swoich racji.
- Aniu możemy porozmawiać. – spytał wprost i nie specjalnie czekając na odpowiedź pociągnął dziewczynę za rękę ku pustej chacie w głębi wioski.
Przynajmniej na chwilę skryli się przed palącymi promieniami słońca i ludzkimi spojrzeniami.
Marcus zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem. Mówił spokojnie, cicho, jakby miał wszystko przemyślane.
- Jestem po rozmowie z Clementem. Wygląda na to, że nie dotrzemy do Stanleyville. Może nas tylko podrzucić parę mil w górę rzeki. Nie ma jednak wystarczającego zaopatrzenia, byśmy mogli kontynuować wyprawę. Powiem wprost. Uważam, że musisz wrócić na holowniku do Leopoldville po zaopatrzenie. Iść do przodu nie możemy, a zostawać tu jest zbyt niebezpiecznie. Masz kontakty, znasz miejscowych. Szybko zorganizujesz zaopatrzenie. – przekonywał ją podając prawdopodobne argumenty i kłamiąc gładko.
- Po za tym ktoś musi odwieźć dzieci. Tu są narażone na ataki. - zagrał nieczysto, ale musiał ją przekonać dla jej i swojego dobra.
Nie mógł jej tego powiedzieć, ale czy nie rozumiała, że nie mógł pozwolić sobie na … na słabość. Ona była jego słabością, a Halder nie mógł być słaby.
Nie patrzył jej w oczy bojąc się co może zobaczyć.
- Widzisz więc, że musisz wyjechać, to najlepsze rozwiązanie.
Spojrzał jej w oczy i to był błąd.
- Pożegnajmy się zatem.
Podszedł do niej blisko. Tylko pocałunek w policzek, nic wielkiego.
Pocałował. Bogowie jaką ona ma delikatną skórę. Pocałował drugi raz bliżej ust i trzeci w usta. Był jak narkotyk, uzależniał, gdy raz zakosztował tych ust nie mógł przestać. Jak narkoman łudził się, że tylko raz i tylko ostatni.
Całując Ankę objął ją mocniej, był nią kompletnie odurzony. Jedną rękę położył na jej plecach tuż pod karkiem, a drugą wsunął za pasek spódnicy dotykając nagiej krągłości jej pośladka. Przycisnął ją do siebie czując jak cała przylega do jego ciała.
Nadal sądził, ze wszystko przebiega jeszcze zgodnie z planem. Biedak. Nie wyobrażał sobie jak bardzo się myli.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 29-01-2009 o 10:33.
Tom Atos jest offline  
Stary 29-01-2009, 15:52   #37
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Anka odpoczywała przy ognisku. Piwo nie smakowało jej za bardzo, ale potęgowało senność, rozleniwiając i pozwalając uchodzić napięciu. Halder miał rację. Za bardzo skoncentrowała się na swoich troskach, zamiast zaopiekować się Włoszką. Dobrze, że Sophie była twarda i poradziła sobie bez Anki. Dobrze, że rosła jej zażyłość z de Wervem.
Pomyślała o tym, że w pewnym sensie jest w dużo lepszej sytuacji od reszty. Nawet tu, tysiąc mil od Stanley, była w domu dużo bardziej niż ktokolwiek z nich. Poza dziećmi. Może dlatego Mulunda ją zaadoptował, bo była bardziej Kongijką niż czarna, ale wychowana w Europie, Maria. Gdyby jeszcze mogła zapanować nad niecierpliwością i chęcią ruszania w drogę natychmiast.

Gdy Niemiec ją poprosił, poszła z nim od razu. Wydarzenia w misji sprawiły, że to z Halderem czuła się najbezpieczniej. Wysłuchała go spokojnie. Dobrze rozumiała, do czego dąży. I trudno powiedzieć, żeby dziwiło ją, że próbował przejąć odpowiedzialność za jej los, prędzej nienaturalne wydawało się, że tylko on jeden.
Mężczyźni tak się zachowywali. Mówili kobietom, co mają robić. Nie buntowała się przeciw temu, przynajmniej tak jej się wydawało. Po prostu czasem, mimo że przytakiwała, robiła rzeczy po swojemu.
- Mam kontakty, ale jeśli zawrócę może mi potem nie starczyć siły na dotarcie do Stanley. – Zawstydziła się, że mówi mu prawdę – Bo zastanawiałam się nad tym. I nad dziećmi.

Znowu nie zaprotestowała, gdy ją pocałował. Ani za pierwszym, ani drugim, ani trzecim razem. A dzisiaj już powinna, żadne strzały jej nie tłumaczyły. Do tego przylgnęła do jego ciała, jakby prosiła o więcej. Poczuła dłonie Haldera pod spódnicą, jednocześnie z natrętną myślą, że mogłaby z nim to zrobić.

Bo gdyby zrobiła tak jak mówił i wyjechała, wyszłaby z tej wojny cało. A to, co wydarzyłoby się w tej chacie zabrałaby ze sobą, zapominając albo pamiętając, wszystko jedno, skoro byłaby jedynym świadkiem.

Pocałunki były cudowne. Halder był przystojny, silny i zdecydowany i troszczył się o nią. I jakoś lubiła, kiedy mówił Aniu. Ale też nie pozostawiał złudzeń, że chce więcej i jego natarczywość zaczynała Ankę przerażać. Na równi z faktem, że chciała jej się poddać, ulec pożądaniu i zrobić coś nieodwracalnego, coś, co w jej mniemaniu zmuszałoby ją do powrotu. Ratując się przywoływała wątpliwości. Boże, przecież nawet nie myślała o nim używając imienia.

Może gdyby spróbował trochę wolniej. Wystraszył ją trochę mniej. Ale dłoń Haldera już wędrowała w jej majtkach, a druga rozpinała własne spodnie. Wiedziała, że to ostatni moment na protest. Czuła nabrzmiałą męskość Niemca i wiedziała, że za chwilę będzie za późno, bo posypią się guziki brutalnie traktowanej spódnicy i Halder też się wyswobodzi z ubrania.
- Przestań – wykorzystała ręce do odepchnięcia Marcusa. W oczach miała łzy.
- Przestań. – Popchnęła go jeszcze raz, bo zdawał się nie rozumieć, co mówi - Natychmiast. – Brakowało jej tchu - Czego Ty ode mnie chcesz?

- Zrobię to, co postanowi de Werve. On tu dowodzi. –Powstrzymała się od wybiegnięcia z chaty. W zwolnionym tempie, ze spuszczoną głową poprawiła ubranie.
 
Hellian jest offline  
Stary 29-01-2009, 19:21   #38
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
To było całkiem przyjemne. Oprócz tego, że wcierał krem w jej plecy zaserwował jej nieświadomie odprężający masaż. Czuła jak napięte mięśnie się rozluźniają, a sama czerpie z dotyku jego dłoni chyba więcej przyjemności niż początkowo zamierzała. Dawno nie dotykał jej żaden mężczyzna, i ciało zareagowało gwałtownie, nawet na tak drobną pieszczotę. Po plecach Simone przebiegł dreszcz. Zadygotała jakby omiótł ją lodowaty podmuch wiatru, a przecież na dworze panowała taka sama patelnia, jak każdego dnia pod tym cholernym afrykańskim niebem. Pietrolenko pewnie zauważył jak zadrżała, dlatego kobieta szybko zaczęła odpowiadać na jego słowną zaczepkę, odsuwając specjalnie jego uwagę od reakcji własnego ciała. W głosie lekarki nie było śladu strachu, raczej rozbawienie.

- Napaleni, wiecznie niezaspokojeni brutalni najemnicy... Rety Jurij, chcesz mnie przestraszyć czy rozochocić? - zaśmiała się spoglądając na niego z ukosa. - Swoją drogą, faktycznie dawno musiałeś nie być z kobietą skoro tak na ciebie działa widok odsłoniętych pleców. Aż strach pomyśleć, co by się stało gdyby pokazać ci coś więcej.

Pokusa, żeby sprawdzić okazała się zbyt duża. Obróciła się pod nim, delikatnie przekręcając się na plecy i ukazując nagą, zapewne dla niego tą ciekawszą, połowę swojego ciała. Przez chwilę jej piersi unosiły się i opadały w rytm miarowego oddechu, a Simone patrzyła kapralowi w oczy bez śladu skrępowania.
Sytuacja mogłaby wydać się postronnemu obserwatorowi bardziej niż dwuznaczna, tym bardziej, że Pietrolenko nadal siedział na niej okrakiem w samej bieliźnie, a i ona była całkowicie rozebrana od pasa w górę. Jawnie z nim igrała, o czym świadczył uśmieszek wykrzywiający wargi.

A później przeszyła go spojrzeniem pełnym udawanego wyrzutu:
- Zasłaniasz mi słońce – i, jak gdyby nigdy nic, ułożyła się z powrotem na brzuchu, gotowa by spełnić swój pierwotny zamiar, czyli zacząć się wreszcie opalać.

Gdyby widział teraz jej minę, dostrzegłby wyraz satysfakcji zmieszany z prowokacyjnym uśmieszkiem. Miała wrażenie, że po tym rozdaniu to ona jest górą. Postawiła przez nim talerz z pachnącym daniem, a później zabrała mu go sprzed nosa bez słowa wyjaśnienia. Może wreszcie przesadziła? Chciała się przekonać czy opanowanie tego faceta ma jakieś granice.
 
liliel jest offline  
Stary 30-01-2009, 09:53   #39
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Jeśli Simone chciała sprawić, by stracił panowanie nad sobą, to musiał przyznać, że powoli zbliżała się do granicy. Ale bardzo powoli, a sama granica była dość szeroka. Pietrolenko nie był napalonym młodzieńcem, a fakt, że w dżungli przebywał jak na razie bardzo krótko, również działał na korzyść polepszenia jego sytuacji. Uśmiechnął się na prowokacje Niemki, bez skrępowania przypatrując się jej piersiom. Gdy się odwróciła, wstał z niej i mruknął coś po rosyjsku. Sam ton wyrażał niezadowolenie, chociaż nie złość.

-Ciesz się, że to na mnie trafiłaś. Halder mógłby nie być taki delikatny i zimnokrwisty, wtedy poczułabyś czy faktycznie przemoc ci odpowiada.

O czym on w ogóle pierdoli?! Sapnął niezadowolony z głupot jakie zaczynał gadać. Jedna kobieta bez górnej części ubrania i już tracił opanowanie. By wykpić się od ponownego otwarcia ust, podszedł do swojego ubrania i wsunął spodnie. Potem zaciekawiony posmarował jedną swoją rękę kremem. Chciał sprawdzić, czy faktycznie działa i ta się opali mniej niż ta druga. Inna sprawa, że Jurij tak czy inaczej był już nieźle opalony i bardziej przypominał Hiszpana niż Rosjanina. Wrócił do kobiety i rzucił jej krem.

-Z przodu jesteś jeszcze gorzej opalona. W staniku wygląda to nieźle, ale już bez to tak jakbyś była brudna i umyła tylko piersi. Brazylijki nie martwią się noszeniem ochraniaczy na cycki, gdy się opalają. Za to masaż z przodu jest ponoć jeszcze przyjemniejszy.

Swoje musiał powiedzieć. Może i nie miał zbytniego doświadczenia z kobietami i na pewno nigdy nie starał się zachowywać się w stosunku do nich inaczej niż do mężczyzn. A, że jeszcze na dodatek był raczej prawdomówny, gdy tylko oczywiście mógł, to tworzyło to ciekawe połączenie. Gdy Simone zerknęła na niego, uśmiechnął się przebiegle. Nie lubił przegrywać.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-01-2009, 13:46   #40
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Odpychanie nie na wiele się zdało. Najemnik był dużo silniejszy od dziewczyny i cofnął się tylko o krok, by zaraz spróbować się zbliżyć ponownie. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie niewinne z pozoru pytanie.
- Czego Ty ode mnie chcesz ? – spytała Anka.
Marcus zdębiał.
Stał przed nią z ręką przy rozporku z na wpół obnażonym członkiem, a dopiero co drugą rękę trzymał w jej majtkach. To chyba dość by rozpoznać intencje mężczyzny.
Stał tak przez chwilę w bezruchu nic nie rozumiejąc.
De Werve ? A więc o niego jej chodziło. „On Tu dowodzi”. No następna. Pięknie.
Czuł jak urażona duma i zazdrość doprowadzają go do wściekłość. Schował pospiesznie narzędzie niedoszłej zbrodni i poprawił szybko mundur. Na twarzy robił się coraz bardziej czerwony.
- Nie obawiaj się. Już mi przeszło. Myślałem … - urwał w pół zdania nie chcąc powiedzieć zbyt wiele.
- Nieważne. Nic od Ciebie nie chcę i nie będę chciał. To się więcej nie powtórzy. Nigdy.
Zakończył szarpiąc się nerwowo zapinając guziki. Nie patrzył na nią. Odwrócił się by wyjść.
 
Tom Atos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172