Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2009, 02:49   #1
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Peleryna i rapier

Mrok powoli otulał Crepy sur Somme, nadając nierzeczywistej głębi przedmiotom, oraz nienaturalnie wspierał w mężczyznach wolę udania się do karczmy. W niewiastach nasilał zaś ów mrok absolutną pewność, że lepszy będzie wspólny różaniec, niż puszczenie męża gdziekolwiek.
Wrażenie to zresztą wcale nie było mylnym. Wschodzący księżyc swój mocny poblask pełni, zabarwił tajemniczo czerwienią. Najstarsi ludzie kiwali tylko głowami, mówiąc że zwiastuje to niebywałe nieszczęścia tej nocy.
Licząca dwieście dusz pikardyjska mieścina, nie licząc fratra Guignon, który mimo że kościelny, wiadomo że duszy nie miał, zamarła w oczekiwaniu. Dziki wrzask jaki rozległ się tuż po godzinie dwudziestej pierwszej, wszyscy przyjęli wiec niejako z ulgą, zadowoleni że na Zło nie muszą już więcej czekać.
Otwarte kopnięciem drzwi gospody "Pod Czerwonym Młynem" omal nie wypadły z zawiasów.


- Gdzie ona jest! Gdzie do kaduka! - Samuel de Montespan, dziedzic włości leżących na północ od miasta, a faktycznie jego rezydent z upodobania, wyglądał dość nieszczególnie w tej chwili. Jego pięćdziesięcioletnia twarz, obrzmiała od nieskromnego prowadzenia się, wyrażała mieszaninę trwogi i szatańśkiego gniewu. Trzymana w dłoniach krócica z odwiedzionym zamkiem, rapier z cudacznym koszem dzwonowym przewieszony przez pendent, oraz widoczny brak koszuli pod rozpiętym kaftanem, mówiły o pospiechu w jakim dopadł karczmy.
- Uspokój się Samuelu! Powiedz o co chodzi, nim zrobisz komuś krzywdę tą armatą! - prefekt miasteczka, zarazem jego konstabl w jednej osobie, Jan d'Avigny, wstał powoli i ruszył wolno lecz zdecydowanie na spotkanie przyjaciela. Zdawał się nie zważać na malujący się w oczach Montespana obłęd. Wolno artykułował słowa, powoli zmierzając ku uzbrojonemu mężczyźnie.
- Moja córka! Janie... Maria Luiza zniknęła! Na Boga, pomóżcie mi! - łza potoczyła się po pomarszczonym policzku starego szlachcica.
- Więc jednak, doszło i do tego! - Złość wykrzywiła oblicze prefekta d'Avigny. - Bijcie w dzwony! Zbudzić mi chyżo tego opoja Guignona, niech na trwogę bije!
- Przeklęci Hugenoci - zaskrzeczał zza baru chromy oberżysta, nie do końća wiedząc przeciw komu bluźni. Czy zwał tak porywaczy, czy przeklinał miejscową szlachtę, za brak szacunku dla Kościoła i jego sługi proboszcza?


Pół klepsydry później, w asyście basowego brzmienia dzwonu ze Świętego Denisa, kawalkada kilkunastu jeźdźców puściła się w cwał mostem nad Sommą, jedyną drogą wiodącą na południe, w stronę Amiens. Wszyscy wiedzieli, że na pewno to co złe przyszło z tego miasta rozpusty. Prawie nikomu nie przyszło na myśl, że północny szlak wiodący do Chrabstwa Artois też wymagałby sprawdzenia.
Prefekt i stary Samuel, w otoczeniu dwóch zawodowych gwardzistów miejskich, brata prefekta Pawła, oraz gromady ochotników wyruszyła w pogoń za panną, której urodę porównywano do cnoty, rozum do skromności, a maniery do wrodzonej szlachetności. Anielica z Crepy zniknęła.

***

Pogrzeb starego Montespana tłumów nie zgromadził. Wcale nie dlatego, że ludzie gardzili wisielcami. Wcale nie dlatego, że plotki o fatum ciążącym nad rodziną starego szlachcica powodowały dodatkową ostrożność. Prawdziwe powody były dwa. Na pogrzeb przyjechał Patryk de Montespan, kawaler którego widok w miasteczku był co najmniej niepożądany. Drugi z powodów był taki, że mowy epitafialne proboszcza były po prostu nudne.

Uroczystości, o ile warto użyć tak górnolotnego określenia dla smutnej libacji w dworku rodziny, zaszczycił swą obecnością sierżant Szarej Kompanii Muszkieterów Jego Królewskiej Mości, pan Franciszek de Villau. Pochodzącego z Lotaryngii, którą sam uparcie nazywał Lotaringen, nie Lorraine, znamienitego żołnierza nieczęsto widuje się w tak zapadłych dziurach. Zwany przez podkomendnych Stehlfranzem, rzeczywiście roztaczał wokół siebie mir i wymuszał na otoczeniu żelazną dyscyplinę samą swą obecnością.

- Cezzt trezz bizarr – zdenerwowany oficer Muszkieterów przechodził podświadomie na niemal teutońskie brzmienie akcentu – Taka prowincja, a ruch niczem w sypialniach dwórek Jej Wysokości Anny.

W zamyśleniu trawił słowa przybocznego. Młody kandydat, przystojny i całkowicie mu oddany, pod każdym zresztą względem,miał wyraźnie zafrasowaną minę, nie umiejąc odgadnąć intencji swego pryncypała. Franciszek wyglądał jednak na zadowolonego wysłuchawszy jego raportu.

- Sprowadźcie ich do mnie. Wszystkich. Nie sądzę, by trafiło nam się coś lepszego na drogach. Tych co na jednym koniu jadą umieśćcie w domu prefekta, pan d'Avigny protestować nie powinien, a jeśli choć słowem parsknie, dajcie mu pokwitowania proskrypcyjne na 10 Luidorów, może wtedy chętniejszy będzie do współpracy. Niewiastę z owym ranionym mężem osadźcie w karczmie, a pana goliarda na razie w stajni ulokujcie. Nakarmić, więzów nie zakładać, z atencją i szacunkiem ich doprowadźcie. To sojusznicy nasi być mogą, więc żadnego nieprzystojnego ruchu nie ważcie się wykonywać. Obcy tu są, to pewnie nieufni będą, ale to ważne, by nie byli uwikłani w tutejsze sprawy. Jasiu, listy szybko napisz i ślij ludzi ku tym grupom, rychło, bo termin powrotu na służbę jest bliski.

Ordynans wybiegł wydać dyspozycje, a z cienia wysunął się Patryk Montespan. Ciągle lekko zaskoczony tym, że nagle stał się głównym i jedynym spadkobiercą całkiem przyzwoitej posiadłości. Wystarczy teraz tylko odnaleźć Annę Luizę, a raczej dowieść, że kuzyneczka nie żyje...
Nieładny uśmiech przeciął przystojne oblicze. Zobaczymy jak zadziała plan sierżanta, który chce wynająć jakichś awanturników jako śledczych. Przybierając świętoszkowatą maskę pełną boleści i nadziei, rzuca głosem w którym ciężko wyczuć emocje:

- Oby ją odnaleźli, oby okazali się godni zaufania sierżancie. Moja piękna kuzynka cierpi pewnie katusze, musimy ją odnaleźć i uratować jak najrychlej!
- Żałuję, że sam nie mogę wszcząć poszukiwań, jestem to winien staremu Samuelowi. Służyliśmy razem wiele lat...Tyle wspomnień przeciętych idiotyszsznie pentlo sznuhra
– zdenerwowanie na chwile przejęło kontrolę nad Franciszkiem de Villau. Faktycznie lubił umarłego, wiedział co nieco o jego problemie i żałował, że bagatelizował to wszystko i nie zapobiegł jakoś tragedii.

Sierżant osobiście nalał wina do dwóch pucharów, podziwiając przez chwilę surową elegancję rżniętego kryształu, podkreślającego wyrafinowany bukiet ciężkiego bordeaux. Wypili unikając swego wzroku, zatapiając się w ciszy wypełnionej zgiełkiem jakże odmiennych wspomnień i planów.

***

Cecylia de la Roque walczyła ze sobą wewnętrznie. Zemsta kontra honor. Powinność przeciw konieczności. W każdej chwili krew w jej żyłach zmieniała się po stokroć w lód, by za chwilę zapłonąć ogniście. Jej brązowe oczy niespokojnie biegają pomiędzy szlakiem, a jadącym obok mężczyzną.
Raul którego lata powolnego mordowania się trunkami pozbawiły klasy niemal definitywnie, powoli odradzał się jako człowiek. Jak feniks z... oparów wina, rzec by można. Rana odniesiona niedawno doskwierała mu nie tyle fizycznie, co powodowała jakiś dysonans w postrzeganiu siebie i delikatnej przemiany której uchwycił się kurczowo. Tylko dlatego zdecydował się na wizytę u słynnego medyka z Arras, który rzekomo miał dokonywać cudów. Faktycznie, po kilku dniach stosowania jego maści czuł się o niebo lepiej. Chyba, że faktycznie pomogły tez wizyty w pięknych katedrach Amiens i Reims. Dobrze, że u boku miał tą młodą, oddaną damę. Znów stanie się prawdziwym sobą...

Zbliżający się tętent cwałującego rumaka wzmógł ich czujność. Jeden jeździec nie wzbudzał trwogi, lecz na szlaku wszystko co nagłe może być złe. Napięcie opadło, kiedy okazało się że goni ich mężczyzna ubrany w niebieski płaszcz muszkietera.

- Mam dla szlachetnych Państwa list od mego dowódcy. Mam zaczekać na odpowiedź i dowieźć was cało przed jego oblicze – Nonszalancja i pewność słów żołnierza kazała przypuszczać, ze nie przewiduje możliwości odmowy.

Pismo wciśnięte w dłoń Raula posiadało znajomą pieczęć Szarego Regimentu, w którym sam służył niegdyś... Cecylia od razu domyśliła się, że podróż do Paryża przeciągnie się nieco.

***

Pierre de Batz lubił przygody. Nie stronić od nich, nie oznacza wcale pchać się w nie szaleńczo i na oślep. Wymarzony szlak do stolicy wiódł więc bardzo okrężną drogą, z racji na pogoń jaka ich czekała po ostatniej karczemnej awanturze. Posiadając tylko jednego konia nadłożyli drogi bardzo, bardzo mocno, zahaczając aż o żyzne pola Pikardii. Obejmujące go w pasie dłonie dziewczyny wcale nie stanowiły przykrego elementu podróży, a to co czuł prócz rąk, starczało za rekompensatę wolniejszego tempa jazdy.
Tess, to znaczy panna de Villanova, czuła bratnią duszę w osobie swego wybawcy, potrafiąc jednocześnie docenić niebagatelne zalety silnego ramienia u boku. Wszystko lepsze się zdawało od pozostania w domu, więc Pierre to naprawdę mniejsze zło... czy w zasadzie w ogóle zło?
Stukot kopyt pędzącego w ich stronę jeźdźca nie zaskoczył za bardzo pary podróżników. De Batz przygotował broń palną na wszelki wypadek, lecz widok muszkieterskiego płaszcza uspokoił od razu wszelkie podejrzenia.

- Proszę was, panienko i zacny kawalerze, o wejrzenie w list jaki mam tu dla was, oraz podążanie za mną, z woli szlachetnego sierżanta Franciszka de Villau, oficyjera któremu służę. On odpowie na wszelkie wasze pytania już niebawem.

***

Jean Luc Trois był lekko zaskoczony propozycją stojącego przed nim Strzelca Królewskiego. Oczywiście nie nawykł do odmawiania szlachcie, zwłaszcza noszącej niebieskie uniformy z krzyżem. Jednak nie spodziewał się na odludziu, spory kawałek jednak od jakichkolwiek metropolii kogoś kto potrafi docenić prawdziwego artystę. Dobrze jednak się stało, bo grosza nie za wiele, a tak ekscentryczne zaproszenie od wielbiciela z pewnością zamieni się w jakąś dotację dla sztuki w ogólności, a jego sakiewki w szczególe.
Muszkieter kiwał zachęcająco dłonią, nakazując podążanie za nim ku Crepy sur Somme.
 
__________________
Cóż lepszego może nas spotkać, niż przelanie pieśni z duszy wprost w uporządkowane nuty wielkiej symfonii opowieści?

Ostatnio edytowane przez Solis : 26-10-2009 o 20:41.
Solis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172