Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2011, 22:06   #41
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Dzwonki. Tysiące dzwonów wydawało ze swych serc irytujący jazgot. Z początku nawet przyjemny dźwięk przerodził się w kantafonie dźwięków, rój szerszeni, nieznośne wibracje strun powietrza przytłaczające Brigid Monk. Dźwięki pozostały żwawe żywe, czujne i rozrywające rekonesans. Zwykłość. Były jak ona w tej chwili.
Ciemność nie wyrzekała do kobiety przekleństw i gróźb. Nie rzucała pożegnań, nie obiecywała rychłego powrotu. Nie odeszła w fanfarach dzwonów. Dzwonki zamilkł, a ciemność rozpłynęła się jak mgła pod promieniami poranka. Cóż za szkoda, że nie ma tylko światła. Tam mogła powiedzieć Brigid. Gdyż opuściło ją jądro ciemności, a została zwykła ciemność. Gdzie była? Chyba dalej w pałacu. Tak, tego mogła być pewna stojąc pośród zimnych, pałacowych korytarzy.
Za sobą miała długo ciemność, uciekająca w głąb, jakby w tej chwili ciemność nie chwiała jej ruszyć. Przed sobą równie długi korytarz. I drzwi, drzwi po prawej. Zamknięte. Za drzwiami rozmawiała dwójka, kobieta i mężczyzna. Trudno było ocenić barwy ich głosów. Jednocześnie nie były tak majestatycznie silne, aby wziąć je za głos monarchów.

-Czemu nie widzą, że to Judasz musiał wpuścić buntowników do pałacu? Sami by nie dali rady.
-Kilku służących było buntownikami. Oni mogli ich wpuścić, kochany. – Pieszczota słowami zabrzmiała sucho i sztucznie jak odciśnięta z szablonu.
-Możliwe. Planowali chyba coś większego, nie sadzę aby chcieli stawać do walki. Zbyt wielu schwytanych przez straż zginęło.
-Teraz gdzie ich trzymają?
-A gdzie mają trzymać? W ciemnicy. – Słowo ciemnica, ciemnica w tym miejscu? Zabrzmiały Brigid złowieszczo. Nie paradoksalnie, wręcz groźnie, niepokojąco.
-Ten zamach wyglądał mi na coś więcej. Niepokojący. Postąpili jak szaleńcy, jakby chcieli dać się złapać.
-Też mnie to dziwiło, myślałem o fortelu. Lecz drugi szturm nie nastąpił. Paru co prawda nie złapały zjawy ale to norma. Słuchaj, mieli takie amulety których nie sposób było zdjąć. I kilku naszych co próbowało, skończyło jak Gavolt.
-Z nim to co innego.
-Wiem. Ale nie sądzisz, że na tym zamieszeniu, początkach anarchii możemy się wzbogacić?
-Cerdiwen chce głowy tej trójki co przybyła z Judaszem – przed chwilą wracał z miasta.

***

Droga minęła im szybko, za szybko. Odrobinę niepokojące wydawały się budynki, w drodze takie same,, miasto tak samo ciche i wyludnione. Chociaż w ciemności kłębiącej się po kątach coś śmigało, to raczej nie mogli być ludzie. Chociaż... Lorraine nie chciała. Nie po tym, co zobaczyła w ciemnościach.
Cień drwala jeszcze nie wracał. Tymczasem dotarli do celu. Czyli do kamienicy, a wręcz willi w pobliżu pałacu władców tego miasta musi należeć do Adonaj Eleazarosa. Drzwi, czy raczej wielkie wrota czekały aby w nie zapukać. Rześkie powietrze. Odgłos uchlanych wrót, srebrne promienie świeczki w czyichś dłoniach oraz zapach... Spoconych dłoni, nie... Metalu. Pieniędzy. Przez szparę wychylił się łeb człowieka niemłodego, orli nos dźwigał druciane okulary, gęsty, siwy włos przylizany na bok oraz paskudna cera. Sucha, pomarszczona, pełna pieprzyków, bruzd, niezidentyfikowanych kros czy starczych przebarwień które w tych warunkach oznaczały ciemniejsze lub jaśniejsze poletka starości. Przyglądał się im swymi oczyma, a malarka poczuła się jakby kto ją lustrował w celu potwierdzenia danych czy to ty czy to nie ty, czekałem na ciebie. Kristberg doświadczył tylko reakcji starca na widok dwóch cudaków tym rejonie, obcokrajowców: kąśliwy uśmiech wyprany z serdeczności, acz rozbawiony. Sekundy minęły, skrzypiące wrota otworzyły się. Ten, który ich przywitał był wysokim starcem w czarnej todze przepasanej białym, mocno przybrudzonym sznurem, za którym posiadało zatknie pergaminy oraz kilka pobrząkujących mieszków.

-Powinno być was troje. Co z drugą kobietą...? Nieważne. Jesteście, chodźcie.

Możliwe, że zaklną pod nosem prowadzą ich przez mały przedpokój skąpany w ciemnościach., do jadalni na piętrze. Długi wysoki stół przykryto szarym płótnem, z okien widać było ciemność. Jadalnie rozświetlał lampion podwieszony u sufitu.

-Jestem Adonaj Eleazaros ale to wiecie. Przysłał was Judasz, spodziewałem się tego. Mówił o was dawno... Jeśli jego instrukcje się nie zmieniły, to wiem co mam robić aby spłacić ten durny dług.

Spojrzał nań ukosem, zasiadł naprzeciwko stołu, a ich posadził cala odległość blatu od siebie. Lorraine miała pewność, że nie chce ich zguby. Pragnął im pomóc. Cień drwala jeszcze nie wracał. Srebrne światło nad ich głowami drgało strachliwie. Ich gospodarz westchnął ciężko. Jedyne co mogło wznieść niepokój, to sytuacja drwala. Cień nie wracał. Długo, za długo. Można było poczuć się zaniepokojonym.

-Widzę, że Judasz wybrał sobie tym razem jakiś konkretnych kompanów – wojownik i czarodziejka barw, dawno was tu nie było. Pewnie trzeci giermek – zachichotał, odrobinę obłąkańczo – jest równie ciekawy. Nie to, co ci tamci ostatni. Słodziutcy kochankowie , jak para gołąbków, jacy oni och, ach, cukierkowaci... - Eleazaros cmoknął kilka raz w powietrzu. - W sumie to trochę nawet pasowali do tej jasnej, bajkowej atmosfery starego miasta. Miasto w obecnej formie jest bliższe kości. Skarbikowi żyje się tutaj dobrze, nikt nie hałasuje, można popuścić pasa, hehehehe. – Zaśmiał się ochryple, a śmiech przerodził się w odrobinę astmatyczny śmiech.

Boska służka o pokrwawionych nogach wstąpiła do sali. Było to młode dziecię, co najwyżej piętnastu wiosen. W odróżnieniu od pałacowej służby posiadała odzienie. Nawet zdobne jakby poprzez nie pan domu chciał pokazać swą zamożność. Na palcach, nie podnosząc drogi podreptała niczym zwiewna nimfa w aksamitnej, granatowej sukni. Szybko podstawiła im oraz swemu panu po kieliszku wina, tak – mogli być pewni – zwykłego wina. Szybko zniknęła za drzwiami.

-Za zdrowie dwóch, Judasza Iskarioty oraz mnie, Adonaj Eleazarosa!

***

Brigid wzdrygnęła się z chwilą otarcia się o nią... Czegoś. Nie mogła być do końca pewne co to, jakby jakaś istota ją obserwowała, a potem przemakała przzy niej pędząc dalej w ciemnościach. Nie mogła mieć pojęcia, że to własny, osobisty cień Kristberga wysłany na przeszpiegi. Mogła natomiast zauważyć koniec rozmowy czy raczej przeniesienie się w rejony dalsze, już nie rozróżniała pojedynczych słów w chwilach oddalania się w dwóch głosów za drzwiami.
Znowu mogła poczuć się sama. Spontaniczny wybuch radości przypominał flarę – nagłą, mocarną, wasz ocalił ją, lecz jednocześnie szybko gasnącą. Tutaj każde światło, nawet ducha potrafiło zostać stłamszone. Wybiegiem sługi którego poznała była nie tylko radość. Była tam coś z Witkacego. Łamanie konsensów. Ukrycie medalionu w tyłku. Żądanie pocałunku. Śmiech szaleńca. Glamanie tego co sztywne, upłynnienie otoczenia. Ot co. Lecz w tym pozostawała również wygrana ciemności. Do ochrony przed sobą zmuszała do zbyt wielu czynów. Czynów których nie każdy chce podjąć. Czasem kończyło się na dyskomforcie, a czasem...
...Monk usłyszała kroki za sobą. Gwałtowne, gniewne, szybkie dudnienie. Obróciła się, ujrzała Srebrzystą Damę czyli księżniczkę Selene. W tych chwilach kiedy księżniczka zmierzała naprzeciw mniszki, można było naprawdę poczuć, iż to nie tylko rozbrykana młodziutka sącząca od kątów ciemności do przedsionka mroku, a jedna z nieśmiertelnych. Roztaczała wokół siebie srebrzystą poświatę miękkiego, leniwie odpędzającego ciemności światła, przypominając raczej nimb z wczesnego malarstwa chrześcijańskiego. Suknie miała tak samo zwiewną, lecz zdawało się, że obciążoną cętkami promieniującym srebrzystymi promieniami jakby ubiór księżniczki usiano gwiazdami. Zapach... Niosła nawet miły, i ciepły, może nie tak rześki, lecz ciepła woń nieznanego pochodzenia wydała się kobiecie bardzo miła. Księżniczka minęła Brigid niesamowicie szybko, zrobiła kilka kroków iskrzących na złoto, właśnie złotymi iskrami po ziemi i obróciła się. Miała łzy na swej buźce, niby perły, nivy korale, niby gwiazdy spadłe, niby promyki światła księżycowego zamarznięte żalu. Otworzyła usta. Głos miała melodyjny, lecz ostrzejszy. Groźniejszy, a taki pełen bólu, że na chwilę serce kobiety uderzyło mocniej.

- Brigid? Chodź do mnie, proszę. Opowiesz mi jakąś historię. Długą. Dobrze?

***

Eleazaros uśmiechnął się gorzko wypijając połowę zawartości swego kieliszka. Odłożył go, aż brzdęknął o drewniany, okuty cienkimi blaszkami towarowym ozdobny ornament, stół. Westchnął. Przez chwilę nic nie mówił, światło u sufitu zamigało. Lampa drwala wciąż pozostała mocniejsza, a ciemność otulała podłogę niczym opary oraz kryła się przy ścianach jak wiszący topór kata.

-Zapewne jak wszystkie pachołki – spojrzał na drwala - i pachołeczki – obleśny wzrok starca niemal nie rozebrał swym spojrzeniem malarki -mało wiecie o waszej roli. Ostatnio Iskariota wspominał, że mam was skontaktować z Izraelem oraz zapewnić wszystko co potrzebne przed kontaktem. Z tego co wiem, hymmm... Skleroza. Mogę zaprowadzić was do lasu, do obozowiska. Mogę dać pieniądze; stare i nowe. Mało jest tutaj rzeczy którym by nie mógł kupić, Mówcie tylko ile czasu potrzebujecie, czego potrzebujecie. Zaprowadzę was do miejsca i skończę tę pieprzoną umowę z Judaszem.

Służąca wróciła.Nic niezwykłego, gdyby nie to, że ich gospodarz natychmiast zdzielił ją po twarzy wskazując na szklankę. Miała być niedomyta. Dziewczę bez szlochu i sprzeciwu poczęło udawać się wymienić wino skarbnika.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 19-01-2011, 14:00   #42
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To miejsce... nie podobało mu się. Ten Elezearos mu się nie podobał. Jego dom i emanująca z niech chciwość również. Mężczyzna wydawał się być odbicie Ebenezera Scrooge’a z „Opowieści wigilijnej” Dickensa. Zresztą jego domostwo, wydawało się czekać na przybycie trzech duchów, które mają odmienić zgorzkniałe serce starca. Paradoksalnie, mogłoby się wydawać, że dwoje z duchów już przybyło. No i zgodnie z konwekcją, Elezearos się nie nawrócił.
Drwala dziwiło, że w ogóle chce im pomóc, zważywszy że działania Judasza obrócą ten świat do góry nogami, ponownie. I jego, ponoć wygodne, życie. Niemniej chciał im pomóc w imię spłaty długu.
Nic więc dziwnego, że Kristberg szczerze wątpił w jego szlachetne intencje.
Niemniej spełnił toast gospodarza, choć w milczeniu.
Przyglądał się to swemu pustemu kieliszkowi, to skarbnikowi, zastanawiając co dalej.
Czy rzeczywiście stał się pionkiem? W sumie robili to co zaplanował Judasz. Skontaktowali z Elezearosem i...mieli skontaktować z Izraelem.
Kristberg miał do starca kilka pytań i gdy zadał pierwsze pytanie. - .Kim właściwie jest Izrael?- po nim pojawiły się kolejne.-Opowiedz o poprzedniej parze. Kim byli i co mieli zrobić dla Judasza. Albo co ty miałeś zrobić dla nich?- po pytaniu o parę, która stała się Cerdiwenem, krwawym druidem, kolejne pytania było bardziej do samego Elezearosa.-
Jakiż to dług u niego spłacasz skarbniku?
A po serii pytań wyłożył swe żądania.- Tutejsza waluta by się przydała i jakiś środek transportu, trochę żywności, no i... musimy się udać bezpiecznie do zamku po naszego Giermka. Który tam utknął.
Ich gospodarz spojrzał odrobinę spod byka na drwala.
-Izrael jest przywódcą buntowników, jedynym i niepodzielnym. Spryciarz jakoś wymknął się zmorą kiedy już go prowadziły, a jest to rzecz prawie niemożliwa. Zuch chłop. Wasi poprzednicy robili to, co wy, tylko w odwrotnym kierunku biorąc pod uwagę obecny stan – wraz z Judaszem pomogli obalić poprzednich władców i zasiąść na tronie obecnym. Spisali się nawet dobrze, hehehe. – Spauzował. -Moje długi to moja sprawa. Wystarczy, że muszę narażać się na tego typu nieprzyjemności. Pieniądzu mam pod dostatkiem, karetę też mogę zdobyć, acz nie sadze aby się do czegoś przydała. Po mieście szybko się chodzi, przez las nie przedrze się koń. Został nam jeszcze pałac... Straży pałacowej jako-tako nie ma, co pewnie zauważyliście. Jeśli Judasz nie wypadł z łask dworu, to nikt z dworu nie zrobi wam większej krzywdy niżeli tylko się zabawi. Gorzej, jeśli poczynicie zdradę, to się zacznie... – Uśmiechnął się błogo odsłaniając szare zęby jakby cieszyła go myśl o ewentualnej rzezi.
-Ale karetą łatwiej się ucieka niż na nogach. Zdobądź karetę i konie, jeśli prawdą jest, że załatwisz tutaj wszystko.- mruknął Kristberg ponuro. Wstał i przeszedł się do okna, pytając.- Są w tym mieście jakieś biblioteki, lub miejsca w których można przejrzeć stare kroniki? Jak zdobędziemy wszystko co potrzebujemy i odkryjemy to co musimy wiedzieć. To wrócimy tutaj i... będziesz mógł nas zaprowadzić do Izreala. I spłacić swój dług wobec Judasza, skarbniku.
Spojrzał na Lorraine i spytał.- A ty masz jakieś pytania jeszcze?
Nie chciał bowiem zostawać w tym miejscu dłużej niż potrzeba było. Zamierzał uratować Brigid, poznać historię tego miejsca i podjąć wspólną decyzję co dalej...dokładnie w tej kolejności. Drwal był w kropce. Nie chciał przykładać ręki do dalszej stagnacji tego świata, ale przykład druida świadczył o tym, że na interesach z Judaszem źle się wychodzi.
Trzeba było znaleźć trzecią drogę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-01-2011, 22:14   #43
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
unęła korytarzem krokiem marszowym w kierunku dowolnie wybranym pięć minut wcześniej, a więc do końca niesprecyzowanym. Tym się nie przejmowała zbytnio. Raz, że żywiła głębokie przekonanie, że w jej ("naszej, naszej", podpowiadało jej nachalnie poczucie przyzwoitości, "troje nas tu wylądowało, pamiętasz?") przesranej sytuacji kierunek marszruty niewiele zmieni, a gdzieś dojść trzeba. Dwa... gdy chodziła, lepiej się jej myślało, jakby przebierające miarowo chude łydki jakimś niesłychanym systemem tłoków, przekładni i wałów napędzały machinę jej umysłu.

Miała wrażenie, że ta machina przypomina podejrzanie wynalazek Jamesa Watta, a pędząca pod olbrzymim ciśnieniem para za moment nieodwołalnie rozsadzi jej czaszkę. Brigid nieziemsko napierdzielała głowa, i bynajmniej nie poprawiała jej nastroju świadomość, że u genezy jej stanu leżą gryzące w tyłek wyrzuty sumienia. Wobec rodziców, brata, Onezyma i całej reszty bojowników o miłość i sprawiedliwość siedzących w ciemnicy, wobec zostawionych samym sobie Lory i Kristberga, wobec Judasza nawet, idiotycznie i bez potrzeby, bo on akurat pewnie świetnie się miewał.

Perpetuum mobile irytacji i poczucia winy kręciło się w najlepsze, kiedy Brigid zdała sobie sprawę, że coś właśnie pomacało ją po tyłku, i to po raz kolejny, niczym zboczeniec w metrze, niby przypadkiem ocierający się o kobiety w autobusie. Odwróciła się gwałtownie, biorąc szeroki zamach, by trzasnąć macantowi z liścia w twarz. Jej dłoń przecięła ze świstem powietrze, nie napotykając - niestety - niczyjej sprośnej mordy. Za to pod ścianą drgał cień, jako żywo przypominający Kristberga. Szerokie bary drwala i wielkie ręce, zwielokrotnione jeszcze przez cień, nagle zwinęły się w sobie. Cień wychudł w oczach, tracąc momentalnie imponującą, potężną posturę Islandczyka... wyrosły mu rogi i chwost, którym machnął radośnie kilka razy, zanim ruszył przed siebie, zachęcając i ponaglając, by ruszyła za nim.

Brigid osiągnęła temperaturę wrzenia. To, że dopadły ją wyrzuty sumienia, nie oznaczało, że nagle uwierzyła w grzech i diabła. A już połączenie Kristberga, natury prostej jakby siekierą zgrubsza ociosanej, i jakiegoś niedorobionego Mefistofelesa?

"Nie, proszęęęęę...".

Podparła się pod boki, przekrzywiając głowę.
- Sorry, stary, ale mam tu parę spraw do załatwienia. Postanowiłam porzucić ten idiotyczny biznes i kiepskich wspólników. Zostanę królewską nałożnicą. Muszę znaleźć penikiurzystkę, albo przynajmniej fryzjera. SPA pewnie nie mają w tym burdelu?

Po czym podwinęła rękaw, zgięła łokieć, pokazała Mefistowi pięknego wała:
- Hasta la vista, baby - i odwróciwszy się na pięcie, energicznie pomaszerowała korytarzem.

***

Brigid nosiło. Wizja Onezyma w ciemnicy - miejscu jeszcze ciemniejszym od oblepiającego ją mroku pustego korytarza - wbiła się jej pazurami w myśli. Obgryzła paznokieć do krwi i miała wrażenie, że za chwilę zacznie biegać po ścianach jak ósmy pasażer Nostromo.

Podsłuchane przez drzwi głosy nic nie powiedziały o kaźni, więc może bezczelny, wesoły sukinsyn jeszcze żył... "Żywy czy martwy, żywy czy martwy...".



- Eeeeeee.... ehehehhhhehhhhe
- wyrwał się jej zduszony, niewczesny rechocik, a za podjętą decyzją, że należy otworzyć pudełko, znalazła się i osoba lepiej od Brigid wiedząca, gdzie owo pudełko się znajduje. Pędząca na spotkanie niewiadomego Irlandka na zakręcie korytarza wpadła na - równie rozpędzoną - srebrzystą księżniczkę. W mgnieniu oka rozpoznała jej przypadłość, bo sama miała podobną.

Selene boleśnie ugryzło leżące dotąd odłogiem sumienie.

Brigid otworzyła usta, bo i nie spodziewała się, że srebrzysta podfruwajka tak szybko łupnie swoim filuternym jestestwem o ziemię. Zreflektowała się momentalnie, rzuciła kontrolne spojrzenie w jedną i drugą stronę korytarza, a potem objęła szczupłe plecy księżniczki, i powiedziała swoim najlepszym proszę-się-nie-martwić-na-pewno-znajdziemy-rozwiązanie szefowsko troskliwym tonem:
- Oczywiście. Chodźmy. Mam dwie historie, i wbrew pozorom, wielce się one łączą. Najpierw, opowiem ci o mędrcu imieniem Schroedinger... Skonstruował on maszynę wydzielającą truciznę, umieścił ją w pudełku - a potem, okrutnik, zamknął w tym pudełku swego kota. Po godzinie...

Brigid gładziła dłoń księżniczki opartą na jej przedramieniu, i cierpliwie tłumaczyła ideę kota jednocześnie żywego i martwego, dopóki nie otworzy się zamkniętego szczelnie pudełka.
"Erwin by się w grobie przekręcił, gdyby się dowiedział, że na podwalinach jego teorii buduje się nadzieję greckiej bogini".

- Opowiem ci drugą historię, a mówi ona o królu, który uwięził nie kota, ale swego doradcę i przyjaciela, i nie w pudełku z trucizną, ale w ciemnej, mrocznej jaskini z głodnymi lwami. Król ten zwał się Dariusz, i był władcą Medów i Persów, a swym przyjacielem i doradcą uczynił sprawiedliwego i roztropnego męża imieniem Daniel. Zdarzyło się jednak, że źli ludzie o kłamliwych językach oczernili Daniela przed Dariuszem, i król zgodnie z prawem, które sam ustanowił, kazał wtrącić Daniela do mrocznej jaskini pełnej wygłodniałych lwów i przywalić wyjście wielkim głazem, skazał go na śmierć w ciemnościach. Zgryzota jednak go opadła, sen od niego odszedł, nie cieszyły go uczty ani muzykanci, pojął bowiem, że uczynił źle... - Brigid szła coraz wolniej i wolniej, głos miała cichy, leniwie snujący opowieść. - Udał się zatem król do jaskini, kazał odwalić kamień zasłaniający wejście, i zawołał głosem pełnym bólu... - "Onezymie, tu nie ma co myśleć, tu trzeba spierdalać..." - Ekhm, znaczy... "Danielu, Danielu", tak zawołał swego przyjaciela... - Brigid zrobiła efektowną pauzę. - A Daniel odrzekł z głębi jaskini, wśród pomruków lwów: "Królu, żyj wiecznie! Mój Bóg posłał swego anioła i on zamknął paszczę lwom; nie wyrządziły mi one krzywdy, ponieważ On uznał mnie za niewinnego; a także wobec ciebie nie uczyniłem nic złego"


Brigid zwolniła, aż w końcu zatrzymała się całkowicie, puściła dłoń księżniczki:
- Przez całą noc Daniel był i martwy - rozszarpany przez lwy, i żywy - ocalony przez anioła, jak kot w pudełku mędrca Schroedingera. Jednak to wola króla ocaliła go ostatecznie, tylko ktoś królewskiego rodu i krwi mógł otworzyć ciemnicę, i znaleźć tam Daniela - całego i zdrowego. Do tego trzeba po prostu wiedzieć, gdzie owa ciemnica się znajduje - Brigid spojrzała w oczy srebrnej księżniczki i pojechała po bandzie, bo nawet jeśli źle oceniła jej łzy, to i tak niewiele miała do stracenia. - Mam w ciemnicy kogoś cenniejszego niż kot. Mogę biegać godzinami po pałacu i szukać, gdzie go uwięziono, aż w końcu złapie mnie Ceridwen i zawlecze tam w więzach... albo mogę znaleźć ciemnicę szybko i zamknąć paszcze głodnym lwom, obrócić żywo-martwy stan w życie. Ale do tego... potrzebuję pomocy. Wiedzy, gdzie mam szukać.

Selene przysłuchiwała się opowieści z niemałym zainteresowaniem. Niekiedy zdawało się, że chciała zadać kilka pytań lecz niechęć burzenia nastroju powstrzymała ją przed tym czynem. Dopiero na koniec opowieści otworzyła usta.
-Anioły, takie jak Djaus? Ale on nie wygląda jakby służył innym nieśmiertelnym, a tylko sobie...
Księżniczka się zreflektowała. I pozostawała poważniejsza, dużo poważniejsza.
-To są buntownicy i nie powinni być wypuszczeni. Ale skoro matka broni poznania mojego ojca... Dobrze. Sama to zrobię. Opróżnię dziś ciemnice. Ale dowiedz się kto jest moim ojcem. Czemu nie mogę spotykać się z Djausem. Czemu się mnie boją...

"Pytanie, czemu cię nie usunęli, dziewczynko, czemu tu jeszcze jesteś... <<Bóg uczynił dwa duże ciała jaśniejące: większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą>>. Musieli usunąć władcę dnia, ale skoro zapadła noc, ty winnaś rządzić, prawda?".

Brigid skinęła poważnie głową.
- Dobrze. Dowiem się tego i znajdę cię - obiecała. - Kiedy uwolnisz moje kotki? Muszę je zabrać w bezpieczne miejsce. I ukryć się do tego czasu... - uśmiechnęła się.

-Jak tylko się mi uda... Gdzie ich potem przysłać?

- Uda się na pewno - oznajmiła Brigid ze spokojną pewnością. - Nie wiem, gdzie, będę musiała ich wyprowadzić z pałacu, a nie wiem jeszcze, którędy będzie bezpiecznie. Jeśli i ty nie wiesz, ustalę to sama, i dam ci znać. Do kiedy dajesz mi czas?[/quote]

-Jak znowu uderzy dzwon, jeśli nie uderzy w najbliższym czasie – nie udało się mi.
- Zatem będę się spieszyć - uścisnęła delikatne palce Selene. - Powodzenia. I... naprawdę rozumiem, że chcesz odnaleźć ojca. Lepiej, niż myślisz. Pomogę ci.

"Tymczasem muszę pomóc samej sobie... wyjść stąd" - popatrzyła w głąb ciemnego korytarza, w którym cichły kroki srebrzystej księżniczki.
 
Asenat jest offline  
Stary 25-01-2011, 16:31   #44
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
I tu na drodze Brigid pojawił się natrętny przybysz, lub niechciany sojusznik. W zależności od interpretacji.
Cień drwala pojawił się znowu przy niej ...garbaty i pokrzywiony. A wraz z jego pojawieniem się, na pergaminie Brigid pojawiło się pajęcze pismo.

Cytat:
Przekazałem memu panu twe słowa. Jak pewnie się domyślasz, nie ucieszył się ich słuchając.
Nawet miło było patrzeć jak twe słowa rozrywają jego serce. Zabawny widok, wierz mi. Mam więc u ciebie dług, judaszowa wysłanniczko. Nie... judaszowa córo, raczej. Niewielki dług, ale zawsze dług. Mój pan cię informuje, że przybywają ci z ratunkiem, jeśli chcesz być uratowana. A ja mam cię do nich sprowadzić. Mój pan informuje cię także, że spotkali Elezearosa i mogą spotkać Izraela. Więc jestem tu i czekam na decyzję. I błagam, podejmij ciekawą... jakże chciałbym zobaczyć minę mego pana, gdy mu powiem, że ci się tu spodobało. Że zostawiasz za sobą skrupuły, sumienie i duszę, by dołączyć do rozpustnej koterii wampirów. W końcu ...do twarzy ci w czerni, prawda?
Brigid przyglądała się skrawkowi pergaminu z miną dziecka, które odkryło, że wsadzony do kieszeni cukierek rozpuścił się i ufajdał dokumentnie gacie. Cień majtał ogonem, energicznie i - zdaniem Brigid - zdecydowanie ze zbyt wielką pewnością siebie. Czuła nadal, że to jakiś szwindel, i że trzymając się diablego chwosta trafi być może nie do Kristberga, ale prosto do krwawego druida... Ale - ryzykując - mogła przynajmniej zadbać o odpowiednie entree. Wąskie usta Brigid rozciągnął paskudny uśmiech.

- Taaaak? - warknęła do cienia. - A dlaczego to ty masz mu to powiedzieć, co? Nie za dużo byś chciał? Każdy chciałby porozporządzać sobie judaszowym paladynem. Zaprowadź mnie do niego, to może pozwolę ci popatrzeć... A nad spółkami zastanowimy się później - skrzyżowała dłonie na piersi z miną policyjnego negocjatora.

Wydawało się że cień się uśmiechnął w odpowiedzi. A pergamin zaczynał pokrywać kolejne długie rządki liter. Kristberga czy Ceridwena... kogokolwiek ten cień był, zdecydowanie należał do gadatliwych istot.
Cytat:
Ja się moim panem rozporządzać nie mogę. Ja chcę go zmienić. Czyż mój pan nie jest szlachetny, czyż nie jest dobry... czyż nie jest naiwny?
"Podrasujemy mu trochę CV i już może startować na prezydenta, z tymi ufnymi cielęcymi oczami... wyborcy będą za nim szaleć".

- Niewątpliwie... jest mężem wielkich zalet, które można i należy odpowiednio wykorzystać - oznajmiła mniszka dyplomatycznie i z trudem poskromiła potężne ziewnięcie, jednocześnie rozmazując się w ciemnościach. Po ścianie sunęły, jeden za drugim, dwa niewyraźne cienie.

Cytat:
Nie pasuje tu tak jak i malarka. Dwa kolorowe akcenty w czarno białym obrazie. Nie to, co ty i ja. Dwa cienie...oczywiście ty pod czarną skorupą, skrywasz swoje lęki i strachy. Swój cień ukształtowany z tego czym w sobie gardzisz, tym czego się boisz, tym co w sobie odrzucasz. Cień paladyna to łajdak pierwszej wody. Czymże więc jest cień łajdaczki? Zbrodniarka?
"Zaraz ci wyrwę chwosta razem z korzeniami, pieprzony koziołku"... Brigid wzięła głęboki oddech... i odpuściła. Co ją właściwie obchodziło, co o niej myśli drgający na ścianie fantazmat? Znała siebie. Wiedziała, kim jest. Te kilka przekrętów podatkowych... to przecież nie złodziejstwo nawet, tylko korzystanie z możliwości, jakie daje wiedza. Ojcu by się na pewno nie spodobało, dlatego nigdy mu o tym nie opowiadała. I na pewno nie zamierzała się z tego spowiadać. Nikomu.

Cytat:
Zbrodniarka?
Wzruszyła obojętnie ramionami i zalała gadułę własnym słowotokiem.
- Będę cię nazywać Koziołkiem, dobrze? Każdy powinien mieć jakieś imię. Poznajmy się. Masz jakieś hobby? Powiedz mi, Koziołku, czy wieczorami siadasz, biedny i samotny, na krawędzi wysokich budynków, stukasz kopytkami w obfajdany parapet i plujesz zieloną śliną na przechodzące anioły? Nie smutno ci wtedy aby, hm?

Cień nie dał się zbić z pantałyku.

Cytat:
Naiwne podejście, prawda? Ludzie nie są aż tak prości. Tam gdzie jest ciemność jest i iskierka światła. Tam gdzie jest światło, kryją się też ciemności. Mój pan jest nieprzystosowany do tego miejsca. Ale ty to zmienisz. Więc wbijaj mu nóż w plecy, krój mu sumienie na plasterki, pokazuj mu jego naiwność, napluj w twarz. Pokaż że miły światek w którym dotąd żył, jest tylko iluzją... Że prawdziwy świat, to twoje oblicze. A ja na to popatrzę.
- Jeszcze nie mamy żadnej spółki, Koziołku figlarny - odparowała Brigid za słodyczą.

Stwór ruszył prowadząc ją do swego pana. Był ostrożny rozglądał się starając upewnić, co do bezpieczeństwa. Przy okazji gadał...ale już nie o filozofii.
Cytat:

Ceridwen chce powiadomić mrocznych władców o tym, że mój pan i malarka, zabili pościg za buntownikami. Przez przypadek co prawda i nawet nie wiedząc o tym. Ale w druidzie sojusznika już nie macie.

- Każdy czyni to, co mu się opłaca. Sojusze tworzą się i zmieniają. Giną i tworzą się na nowo. Nic nie jest przesądzone.


Cytat:
Ni Judasz was nie ochroni, gdy Nyks zarządzi łowy na całą trójkę. Jeśli w ogóle miał taki zamiar.
- O, biedna ja, samotna i bezbronna pośród okrucieństw tego świata - jęknęła z teatralną przesadą. - Potrzymaj mnie za rękę, Koziołku...

Cytat:
Mój pan nie ufa Judaszowi, ale póki co, nadal idziemy za jego rozkazami, szukając po drodze wskazówek. Wiesz że krwawy druid był kiedyś dwojgiem kochanków? Tak to Judasz spełnia swe obietnice. Słyszałaś może bajkę o dżinie spełniającym życzenia, tak że obracały się przeciw tym którzy wypowiadali? Mój pan słyszał...dawno temu. Morał z tej bajki jest prosty. Cieszyć się z tego co się ma i nie szukać dróg na skróty. Bardzo chrześcijańskie, prawda? I zabijające ambicję. Jest jednak w niej drugi morał. Nie ufać „dobrym wujkom” spoza rodziny. Ilu z nich potem okazuje się pedofilami? Mój pan szuka trzeciej drogi.
- Wow. Po prostu wow. To by znaczyło, że masz już na niego ogromny wpływ, mój ty Koziołku rozmyty wieloznacznie w szarościach, rozmiłowany w cieniach. Bo widzisz, parzystokopytny, Kristbergowi potrzebna jest prawda. Nie Prawda, ale zwykła, najzwyklejsza prawda. A prawda nie znosi kompromisów i wieloznaczności. Trzecia droga? Prawda nie leży pośrodku. Prawda leży tam, gdzie leży, Koziołku. To znaczy, że albo jesteś uczciwy, albo łżesz jak pies.

"I mam nadzieję, że ci padło na słuch, jak wciskałam Selene głodne kawałki o kocie Schroedingera".

Cytat:
Mój pan wie, że w zamku ukryty jest żywy Helios. Nie mogli zabić. Bo jak zabić nieśmiertelnego? Trzymają go więc pod kluczem, pozbawiają krwi by uczynić bezsilnym.
"No, no, noooooooo...".

Cytat:
Ale o tym Judasz już nie wspomniał, prawda? Jak miło być ślepcem prowadzonym za rączkę przez innych. To łatwe ale i zwodnicze... bo musi się zaufać przewodnikowi. Naprawdę wierzysz, że Judasz zabierze cię z powrotem do domu, po wykonaniu zadania? Naprawdę sądzisz, że można podpisać cyrograf i zapomnieć o umowie? Daj spokój, oboje wiemy, że nie jesteś naiwną dziewuszką.
- Koziołku, na wstępie naszej znajomości pragnę cię poinformować, że nie cierpię nędznych, wymiętoszonych komplementów. Zachowaj je dla Kristbergowej wybranki serca, jeśli jakąś ma, dobrze? Mnie odpowiedz na jedno pytanie: daleko jeszcze, do cholery?

Zimny szyderczy...gdyby słyszała głos jego, to tak mógłby brzmieć. Koziołka jakoś nie ruszały kpiny. A na papierze pojawiały się kolejne litery, gdy zmierzali do celu...
Cytat:

Moja droga partnerko w cieniach. Odrobinę cierpliwości. Mój pan nakazał mi doprowadzić cię do siebie. Więc to czynię idąc, tak byś nie wpadła w jakieś kłopoty. Byłoby mi bardzo smutno, gdybyś wpadła. Tak przynajmniej powiedziałbym memu panu.
A jeśli chcesz prawdy, to... twoja maska cynizmu ma szczeliny i spod niej wyziera twoje delikatne JA. Nie jest ono tak zimne i twarde, jakbyś chciała. Ale i nad tym popracujemy. Może jakimś silnym klejem, da się przykleić z powrotem odpryski z twej maski. Albo wykuć nową. Łatwo wykuć maskę dla samotnej osoby, bo nie ma komu pokazywać swego prawdziwego oblicza.
Tam gdzie mieli być Kristberg i Lorraine.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-01-2011 o 16:35. Powód: Dopiski dla wyklarowania ogólnej sytuacji.
abishai jest offline  
Stary 11-02-2011, 19:50   #45
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Wiatr hulał po placyku w sposób niezwykły. Mroźny wicher poruszał się cicho i gwałtowanie, nie szarpiąc niczego zupełnie, a o jego ruchu mogły świadczyć tylko odczucia osób. Odczucia wielce nieprzyjemne, gdyż wiatr zdawał się przenosić sól. Nie kryształki, lecz jakby sól-gaz, niemiłą dla skóry o którą pocierał wicher czyniąc zaczerwienienia, szczypiąca w oczy, słona w ustach i niosąca pragnienie w gardzieli. Wicher czynił ruchy niesamowite, jak wąż wijąc się między nimi, wzbijając się w górę i jak powietrzny potop upadał na dół, szczególnie upodobają sobie akie spływy wprost na Lorraine. Tymczasem ciemność nie doskwierała za bardzo. Przyjęła ona w tym miejscu postać jakoby szarej, ciężkiej mgły, bezwonnej, zimnej i jakoby pochłaniającej, dzięki temu wszystkie odgłosy płynęły jakoby z oddali. Mrok oblepiał wszystko, uciekając tylko odrobinę przed srebrzystym światłem latarni.
Plac stanowił bardzo dobre miejsce do konspiracji. Była to bowiem mała, pusta przestrzeń ograniczona ścianami kamienic, co znamienne – ani jedna nie posiadała okien zwróconych na plac. Do miejsca konspiracji prowadziły dwie, równoległe sobie szczeliny w których równe, ciemnogranatowe płyty nawierzchni ustępowały brunatnym kocim łbom, a na granicy wylotów z placu ciemność gęstniała jakby bardziej.
W srebrnym blasku latarni Kristberga stał on, bez ustanku straszony przez ciemność uformowanymi mackami którym jednak nie gości było odwagi do niego się zbliżyć, zmarznięta malarka z powodu atakującego ją wichru oraz Adonaj Eleazaros, stojący w świetle starzec silił się na w pełni prostą postawę aby dodać sobie estymy wobec własnej służby. Trzeba bowiem zaznaczyć, iż na obszarze nikłego światłocienia, gdzie srebrne światło już ginęło, lecz jeszcze mrok się nie rodził pokrywała krzątanina sług Skarbnika Starego Miasta. Mężczyźni i kobiety ubrani byli w toniki, mężczyźni w proste, szare i zniszczone, kobiety w niemal skunie, a wszyscy – w przeciwieństwie do służby pałacowej – mieli buty. Nosili różne rzeczy, w tym skrzętnie składali na stosik książki u nóg Eleazarosa, paru smutnych siepaczy dzierżyło proste pałki. Niekiedy służba posiadała własne świeczki, szczególnie ci, którzy uspokoili konie. Gdyż w rogu placu stała już kareta z dwoma niespokojnymi zwierzami barwy karej, kareta barwy nocy o kształcie z gruntu drapieżnym, ostrym i rzeźbionym w sposób budzący niepokoi i trwogę w sercu dwójki podróżników.
Młoda służka, można rzecz delikatna, zwiewna nimfa w czarnej todze mknęła pod ciężarem malej beczułki, sądząc po zapachu – wina umilającego oczekiwanie, w ich kierunku. Wnet... Nogi zaplątały się fatalnie. Lorraine, aż ścisnęło w sercu gdy ta upadła na ziemię, beczka potoczyła się nieśpiesznie ku stopom drwala. A służka? A służkę pocałunek ciemność. Mrok nagle zgęstniał, oblepił ją, dwa razy się zaszamotała i jakby umilkła. W to miejsce podbiegł siepacz ze łzami w oczach, jego kwadratowa szczeka i siwizna kontrastowały ze smutnym obliczem, rozczarowaniem gdy obejmując ją, nie znalazł nic, wgarnął rękami tylko powietrze które nagłym podmuchem, którym już o tej porze nie zliczyli, ruszyło ku górze. Klęczał tak zafrasowany nim, nie śpiesząc się do pracy.

- No to dziewuszka zniknęła... - Adonaj Eleazaros zasiał się skrzecząco, niemal nie zaniżać się ze śmiechu przygryzł skiffy palce wskazujący. Wnet śmiech przerodził się w suchy, dławiący kaszel. Wykaszlawszy się, dalej rozbawiony, z niepokojącym błyskiem w oku zwrócił się do nich. - Jak wróci to przynajmniej będzie cichsza, a nie taka szczebiotka. Jak nie wróci... Trudno. Ładna była...

***

Brigid Monk nie dana była spojona wędrówka ciemnymi ulicami Omeyocan. Kiedy to prowadzący ją ciemn na dobre zamilkł prowadzać w ciszy. Naprawdę w ciszy, bo wędrówka przypominała zwiedzanie umarłego miasta. Ida w dół bo odwalając się z pałacu, mniszka przechodziła obok kamienic w których wysokich oknach czasem tlił się srebrny płomień lecz istoty ludzkiej nie dojrzała w szybach. Werówka niespokojna, bo gdy cień przestał z nią gawędzić, to coś w wymowie podobnego, bo ciemność – jedyny w jakiś sposób szczęśliwy mieszkaniec miasta – poczęła nękać mniszkę. Nie w sposób nazbyt natarczywy lecz macki obłapiając nogi przynosząc tym złe wspomnienia, muskające szyi nie jak ciemność, a zimna i martwa dłoń ojca, głosy jak szept matki, ukłucia w pięty, pomimo obuwia.


…kiedy weszła na plac na którym przebywali pozostali wędrowcy, cień uciekł do Kristberga. Ujrzała służbę i towarzyszy jej, musiała tylko przejść ciemności. Ta, przepuściła ją bez trudu nie licząc małego owinięcia się wokół kostki która niemal nie spowodowała upadku Monk na zmarzniętą Lorraine. Eleazaros przyglądał się mniszce bacznie, trochę po gadziemu jakoby wąż szykujący się do ataku, a przynajmniej jadowitego syku w jej kierunku. Zamiast tego zwrócił się Kristberga.

- Judasz ma dobry gust. Takie są najbardziej nagrzane, wiem co mówię.

Pomarszczona twarz zgięła się w kwaśno-nienawistnym wyrazie lubieżności Adonaj Eleazarosa. Kolejny sługa z hukiem rzucił wielką księgę na kupę, przykrywając skromne dzieło „O dobrej służbie słów kilka czyli zasady pacy w jednej księdze pisanej wierszem wydanie trzynaste” dziełem o tytule tajemniczym „Dziennik Pierwszej Nocy”.

- To nowe to księga zakazana... Zbiór wiadomości z początku panowania nowych władców. Mówiąc szczerze, pisał to ostatni patafian i ignorant. Za ile mogę was prowadzić do lasu? Skończmy tą daremną farsę.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 25-02-2011, 09:51   #46
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Post wspólny Abishaia, Kritzo i Asenat

Drwal jeszcze nie zdołał się otrząsnąć z szoku, jaki nim wstrząsnął podczas zniknięcia służki.
Pożarcie przez ciemność i los jaki ją czekał, napawał Kristberga odrazą. A jeszcze większą odrazę wywołała reakcja Eleazarosa. Kristberga kusiło, by pchnąć starca w objęcia mroku, skoro nie mógł uratować dziewczyny. Ale był im potrzebny, a dziewczynie i tak by to nie pomogło.
Ten wypadek uświadomił Kristbergowi, jak niewielki pożytek mają ich moce. Kogo dotąd nimi uratowali? Nikogo.

Odzyskawszy równowagę - fizyczną i psychiczną - przytrzymując się bez żenady malarki, Brigid obrzuciła gospodarza taksującym spojrzeniem. Nagłą rejteradę Koziołka za plecy Kristberga chwilowo pominęła milczeniem, poświęcając całą uwagę starcowi.
- Za to do znajomych nie ma gustu za grosz - odparowała . - Znam się na tym - zapewniła, przyjmując ton starej matrony i bezwstydnie taksując mężczyznę wzrokiem niczym kupowanego konia - takim mizoginicznym wieprzom nigdy nie staje...
Przerwała na chwilę, ale po jej minie można było wnioskować, że to tylko chwila przerwy na załadowanie nowego magazynku.

Kristberg rzekł.- Najpierw musimy się we trójkę rozmówić... na osobności. - Po czym ogarnął ramionami obie partnerki i oddalili się we trójkę od Adonaj Eleazarosa.
- Ej, jeszcze nie skończyłam - zaprotestowała mniszka, w jej głosie pojawiły się złowróżbne tony sugerujące, że Adonai Eleazaros nie został jeszcze w jej mniemaniu dostatecznie obrażony.
Drwal spojrzał na Brigid i... spuścił głowę nieco w dół, speszony. - Cieszę się, że jednak... zmieniłaś zdanie.
Zatrzymała się i uwolniła ramię z uścisku drwala. Mrugała przez chwilę, wyraźnie zdziwiona. - Że jak? Jaśniej proszę, miałam ciężki dzień. O co ci chodzi?
-On rzekł, że...-paladyn spojrzał na swój cień, a ten stał w zupełnym bezruchu.- Że chcesz zostać w tym miejscu i... porzucić nas.
Kristberg uznał, że nie ma dosłownie cytować obelżywego przekazu od cienia.
Brigid patrzyła na drwala z malującym się na twarzy niezrozumieniem, które pomału przeradzało się w mało pochlebny dla Islandczyka wyraz "z kim jak tu do cholery muszę pracować". Przewróciła oczami, ale ton jej głosu był zaskakująco pełen cierpliwości.
- W kraju ciemności wyskakuje na ciebie cień i twierdzi, że jest przyjacielem. Oczywiście momentalnie obdarzasz go zaufaniem i opowiadasz mu całą historię swego życia? Kristberg, obudź się, proszę. Tu jestem, razem z tobą, w czarnej rozpaczliwiej dupie psychodelicznego snu Judasza. Nie zostawiam was. Odejdziemy stąd razem.

- Tak jak wspomniał ci mój posłaniec, możemy dotrzeć do Izraela...
- Wyjaśnijmy to może do końca. Ten mały diabeł jest twój, tak? - wcięła się bezczelnie Brigid. - To taki twój Mr Hyde, tak? Wyłazi, kiedy jest ciemno? - upewniła się. - Ty uprzedzaj o takich szczegółach. Prawie wyszłam z siebie.
-Sam nie wiem. Określa siebie moim cieniem
- tłumaczył drwal, a cień wtrącił swoje trzy grosze. - Jestem cieniem duszy mego pana. Każde z was ma takiego jak ja w swym sercu.

Drwal wskazał palcem na Eleazarosa. - On zawiezie nas do jego kryjówki. Pytanie tylko, czy chcemy to zrobić? Mnie osobiście ten pomysł niezbyt się podoba. Nie spieszy mi się do spotkania z Izraelem, a towarzystwo Elezarosa działa mi na nerwy.
-Takie wielkie wymagania od małych ludzi. Wstyd panie mój... wszak szlachetne ideały rewolucji zawsze realizowali ludzie o ułomnej naturze. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma
- syczący głos cienia po raz pierwszy włączył się do rozmowy, słyszany po raz pierwszy przez całą trójkę.
- Koziołku, zamknij paszczę, bo ci chwost wpadnie - zasugerowała mniszka. - Jak będę ciekawa twojego zdania, zapytam. Kristberg, pilnuj swojej rogacizny, dobrze? - poirytowana Brigid rozejrzała się za jakimś miejscem, w którym mogłaby wreszcie usiąść. Po tych długich godzinach biegania i wędrówek pieruńsko bolał ją tyłek. - Jak mi wejdzie w szkodę, to go odstrzelę i płacz będzie i zgrzytanie zębów... Do spotkania z Izraelem mnie się spieszy, i to bardzo. Chcę jak najszybciej zaorać to pole i wrócić do siebie. Tyle że nie załatwiłam tu do końca kilku spraw - Brigid objęła Lorę i Kristberga chudymi ramionami, i wyszeptała cichutko: - Buntowników schwytano i zamknięto w lochach. Przekonałam srebrzystą podfruwajkę, by ich wypuściła, ale nie wiem, gdzie ich skierować. Muszę wiedzieć, gdzie można ich zabrać, i muszę tam wrócić. Przez głupie asekuranctwo skazałam człowieka na śmierć, jeśli mogę to jeszcze odkręcić, to muszę spróbować... Eh, oprócz tego... - zaczęła niechętnie - zabiłam tę pijawkę, Gavolota. Całkiem na śmierć. Podałam mu tę złocistą ciecz, bez ciemnej przyprawy, i wyciągnął kopyta. Nie spodziewałam się, że tak się struje. Teraz po pałacu biega dwóch jego braci, dysząc żądzą zemsty.
-Podałaś wampirowi esencję słońca. Ponoć pierwsze zabójstwo smakuje najlepiej. Och nie przejmuj się tym. Mój pan i malarka też zabili i.... też, przypadkiem
- syknął szyderczo cień drwala, a Kristberg zamachnął się ręką. Cień się skulił i ucichł. Zaś drwal rzekł. - Można by tych buntowników wyprowadzić do lasu, do Izraela. Chętnie ponarażam Eleazarosa na kolejne problemy.
Na twarzy Brigid wykwitł prawdziwie szczęśliwie uśmiech, przechyliła się konspiracyjnie do drwala:
- A jak to się ma do dbałości o bliźnich i tych tam innych... - zaczęła, ale zaśmiała się po chwili - Żartowałam, nie nadymaj się jak żaba. Zróbmy tak. Tylko że ja muszę wrócić do pałacu, jak najszybciej, Czy ten twój wesoły Koziołek może zaprowadzić mnie bezpiecznie z powrotem?
-Miłość bliźnich ma tu wiele do rzeczy. Czyż nie daję bratu memu szansy na odkupienie swych przewin?
- odparł ironicznie drwal i dodał już pełnym namiętności głosem patrząc z odrazą na starca.- On jest małostkowym samolubnym i bezdusznym człowiekiem. Myślę, że nic się nie stanie, jeśli dla dobra innych ponaraża swą skórę. Może to go choć trochę zmieni na lepsze.
A Cień rzekł.- Z przyjemnością pani zaprowadzę cię z powrotem do Pałacu, choć w twe mediacje nie wierzę. Czyż nie wydało się dziwne ci, że buntownicy tak ochoczo pozwolili się złapać? Może maja własne plany. Ach miło by wierzyć, że gnębiony ludek czeka na waszą trójcę, jak na wybawienie, ale... oboje wiemy, że to nieprawda.
- Nie ma słów, którymi mogłabym opisać, jak głęboko mam ich pragnienia, plany i inne rzeczy, które im się wydają
- fuknęła Brigid. - Na mojej drabinie priorytetów znacznie wyżej znajduje się mój własny tyłek. Chcesz siedzieć obok na tym samym szczebelku? To współpracuj, Koziołku, spolegliwie i bez fikania kopytkami, a obydwojgu nam będzie wygodnie. - W głosie mniszki dźwięczała niezłomna pewność siebie. Nie zamierzała spowiadać się rogatej stronie natury Islandczyka, dlaczego chce wracać do pałacu. Żadnej innej stronie właściwie też nie. - Rozumiem, że Koziołek pozwoli nam się kontaktować? Dobrze by było, nie ma potrzeby, żebyśmy wszyscy pchali się do pałacu. Tym bardziej, jeśli mi się nie uda. Liczę, że wówczas nie zostawicie mnie samej z duchowymi potomkami Draculi, co? Właściwie, jeśli nie chcesz się spotykać z Izraelem, mogę potem z nim rozmawiać sama. Nic mu nie obiecam, tylko wysłucham, a potem się naradzimy. Coś jeszcze chcesz uzgadniać? Naprawdę nie mam czasu, do tego nerwy mnie gryzą, nie robię się od tego młodsza.
Żeby było zabawniej, wcale nie wyglądała na zdenerwowaną. Raczej jakby coś ją gryzło.
-Nie mam ochoty spotykać się z Izraelem sam na sam.
- odparł drwal pewnym głosem. -Poczekamy na ciebie i na twój powrót z wyprawy.
Po czym dodał z pewnością w głosie.- I nie zostawimy cię na pastwę tutejszych. Obiecuję.
W chłodnym półcieniu zadźwięczał zmęczony i smutny głos. To smętna Lora zabrała głos w rozmowie dorosłych. Wyglądała niczym zbity pies godzący się powoli z brutalnością świata i brakiem środków, by się temu przeciwstawić. Nie o siłę tu chodziło, ale całokształt. Bo to nie tylko wina bogów, ale też samych ludzi, złych emocji, które są i jak się zdaje zawsze będą. Nawet Kristberg miał swoją gorszą stronę.
- Wiecie co... strasznie wolno idzie nam ta rewolucja. To wszystko mnie trochę przytłacza - jako "to" miała zapewne na myśli środowiska w których się obracają, w tym Adonaja, na którego nawet nie raczyła rzucić okiem od wypadku służki.
- Judasz chyba myślał, że zrobimy to co nam kazał, a minęło już tyle czasu... Poprzednim razem mu wyszło, choć biorąc pod uwagę tego łachmaniarza z balu - nie wszystko, a była ich dwójka. Nie chcę, by ktoś mi zrobił pranie mózgu jak Ceridwenowi - zadrżała, nito z zimna ni to z przestrachu przed upiorną możliwością. - Choć może to oni nawalili, ona zginęła. On chce się tylko odegrać? Włosy opadały jej na twarz jakby była zjawą nawiedzającą stare zamczyska, przez chwilę można by było nawet nie zauważyć płomienistej barwy jej włosów. Niczym zwiastun złego, jakby bojąc się, że ktoś to usłyszy, ledwo dosłyszalnie dokończyła swoje smętne rozważania. - Judasz to zdrajca, źle byłoby go zwodzić i oszukiwać. Zna się na tym o wiele lepiej. Nie wiemy co jeszcze przygotował, i jak mu się wetniemy... Nie mamy informacji, szczególnie o poprzednim przewrocie, nie wiemy co ryzykujemy.
-Po to mamy księgi
.- odparł Kristberg, potarł brodę palcem.- No i mam wrażenie, że raczej im się udało. A Judasz spełnił ich życzenia, wypaczając je.
- Racja - Brigid przyglądała się czemuś, co właśnie wydłubała paznokciem ze szpary między zębami. - Ceridwen to oni. On i ona. Adam i Łucja. Chcieli być na zawsze razem, więc Judasz spełnił ich życzenie. I, jak twierdziła Thea, odebrał im nieśmiertelność.
-Ale ile mamy siedzieć w książkach? Tu trzeba działań, tu trzeba coś zmienić, rzadko tak jest że można. Ale czy można zmienić to? - kiwnęła głową w stronę Eleazarosa - Czy takie rzeczy da się zmienić? O tym myślałam. Tak zmieni się władza. Jedyne co zyskamy to możliwe, że powrót do normalności. To jest niesprawiedliwe, mieć taką moc i nic nie móc zrobić...
-Na pewno działając coś zmienimy. Ale...- mruknął Kristberg i pokręcił głową na boki w geście zaprzeczenia.- Ale działając na ślepo, nie wiemy co zmienimy. I czy na lepsze.

- Ja po prostu boję się, że jak się teraz rozdzielimy, nie będziemy mieć tyle szczęścia. Trochę kusimy los, a las jest daleko od zamku i kto wie co oprócz Izraela nas tam spotka? Nie żebym nie ufała pani Brygid, ale takie samotne wyprawy są po prostu niebezpieczne. Raz się uda i jest dobrze, ale co jak się w końcu nie uda? Nie mamy dużego doświadczenia. Może Izrael coś doradzi. Selene poczeka. Bo co innego ma robić?
-W razie czego pójdziemy Brigid z odsieczą.
- rzekł nieco dumnie drwal. A cień syknął chichocząc .- Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami i takimi deklaracjami. Żaden okrutnik nie zabił tylu osób, co... ludzka bezmyślność i krótkowzroczność.
- Ekhm...
- Brigid skrzyżowała ramiona na piersi. - Wracam do pałacu i to nie ulega żadnej dyskusji. Koziołek mnie poprowadzi i będę w stałym kontakcie. Nie mam teraz czasu na dywagacje o naturze władzy i zła, ważniejsze dla mnie jest ludzkie życie. Idziemy do judaszowego wspólnika, żeby wskazał jakieś w miarę bezpieczne miejsce. Wy tam ruszacie, z księgami, jeśli łaska. Ja idę po buntowników. A a a - uniosła kościsty palec, uciszając wspólników. - Teraz. Nie ma czasu.
Kristberg skinął głową, a i "koziołek" się nie odezwał.Póki co dalsze dywagacje, nie prowadziły do nowych konkluzji. A że panowała demokracja, Lorraine, została niejako "przegłosowana".
Bo drwal popierał zamysły Monk.
Może i pójdzie, może i zrobi to co zamierza. Ale nie ma żadnej gwarancji. Lorraine była świadoma, że są poza prawem, poza całym systemem i logiką tego czy innego świata. Z tego powodu mogli odnosić sukcesy, ale równie dobrze mogą przegrać tą grę. Kto wie, czy nagle wyskoczy drugi gracz i powie, że tak nie można, bo zasady są takie, a nie inne. Oni niestety ich nie znali, nadzieja w tym, że nie tylko oni. Tą osobą mógł być każdy, od popleczników Gavolota, po Adonaja i księżniczkę Selene, na królu Erebie i Judaszu kończąc. Gra musiała się jednak toczyć dalej.
 
Asenat jest offline  
Stary 06-03-2011, 20:24   #47
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Czego pragnęła ciemność? Czy ciemność miała pragnienie? Tak, miała. Chciała z całej siebie ich, ciepłej krwi, gorących serc, burzliwych emocji, lotnych myśli. Chciała tego aby zostały tylko puste skorupy ciała i zakurzone szkatuły ducha. Brigid ruszyła przez ciemności mając za przewodnika cień, a będąc bez światła. Kobiecie brak czegoś, z czym mogłaby walczyć z ciemnością bardzo doskwierało. Bo mogła być szczera wobec siebie – raz jej się udało pokonać mroki, lecz tylko raz. Nie była stworzona do łamania norm, radości, szczęścia i infantylności radosnego dziecięcia. Chłodny umysł stawał się ziemnym wiekiem trumny.
Mimo to kroczyła, cień milczał kiedy szła za nim uliczkami pokrętną trasą. Lecz na dnie serce kotłował się niewypowiedziany niepokój. Nie miał on nic wspólnego z odwagą, ni opanowaniem. To jakby reakcja na nagłe zdarzenie, gwiazd wśród ciszy – tak samo mniszka reagowała na ciemność. Jak wystraszona mysz. W ciemności boczne uliczki zdawały się wyginać na boki, pochylać nad nią i wydłużać niczym oblicza szyderców, kamień mienił się w groteskowe oblicza śmiechu przez łzy, śmiechu w obronie przed grozą, śmiechu szaleńca. Obłąkańczy chichot dobiegał jakoby spod ziemi do Brigid, a ciemność lizała jej ciało. Lecz było w tym coś pozytywnego. Wszak miasto się śmiało, nieśmiało, w sposób wypaczony, a jednak poprzez pryzmat ciemności do oczu mniszki wyszło coś z głębi natury Omeyocan.
Doszła do bocznego wejścia do pałacu. Owalne, niezbyt duże wrota prezentowały kształt... Falowały. W ciemności falowały, jakby zaraz przestrzeń miała się zgiąć w pół. Na odwrocie pergaminu pokazał się natomiast szkic wrót bogatych w płaskorzeźby przedstawiających gwiazdy nie spadające, a raczej wznoszące się ku niebiosom. Huk! Trzask! Brigid Monk niemal oślepła.

-Mama ich uwolniła sama... Nie wiem czemu... Wiedziałem, że tu będziesz.

Cień usunął się na bok, jakoby wystraszony aurą srebrzystego światła promenującą lekko i ze wdziękiem od, a kogóż się to spodziewać, Selene do której należały słowa. Za nią stało, wedle szybkiego rachunku, czternastu mężczyzn w różnym wieku oraz dwie kobiety. Byli różni, ciemniejszej i jaśniejszej karnacji, noszący zarost i nie, większość nawet wysportowana. Na ich obliczach, wszystkich, mężczyzn i kobiet, malował się uśmiech zmieszany w dziwnej proporcji ze... złością. W tłumie stał nie kto inny jak Onezym. Uwagę kobiety zwróciły również to, iż wszyscy mieli na szyjach te same co on amulety, wszystkie czerwone od żaru.

-Oto przedstawiciele rewolucji nudystów.

Stwierdził niepodważalny fakt ich nagości cień drwala w swój nader jadowity sposób. Inni musieli nie słyszeć jego komentarza. Oględziny mogły trwać tylko parę chwil, bo momentalnie Selene rzuciła się się się Brigid na szyję i wyściskała ją za wszystkie czasy, zalśniła mocniej. Uśmiechnąwszy się dosłownie promieniście i jakoby upewniając się, że to ona, jeszcze raz ją wyściskała.

***

Lorraine Girard czuła się nieswojo po odejściu bokiem mniszki. Jeszcze bardziej nieswojo poczuła się gdy wiatr zakołował i zrzucił ledwo co ułożone księgi na tyle karety zmuszając sługi do ponownego ich układania. Adonaj Eleazaros spojrzał na to z rozbawieniem, jakby ktoś opowiedział dobry dowcip. Spojrzał na drwala i... Nie ruszył ustami, a mimo tego malarka doznała wrażenia, iż ich sojusznik rzekł przytyk o brodzie Kristberga. Może jej się tylko wydawało? Potem... Znowu słyszała coś, jakby mlaskanie tego starucha.
Błyskawicznie książki ponownie zostały załadowane, a część służby odesłana. Zostało tylko sześciu siepaczy, czterech uzbrojonych w pałki i sporej wielkości noże o nierównych, pordzewiałych ostrzach które zapewne pokruszyłyby się w ciele oraz dwóch najemników mających przy sobie maczety jakby gotowi do przeprawy przez las. Ruszyli alejkami, nieprędko znaleźli się po drugiej stronie w pałacu w stosunku do Brigid. z tej strony od ulic, paląc oddziałał niski, acz uniemożliwiający przejście mur zza które nie wystawały wyższe zabudowania. Pałac więc wydawał się masywną, rozpoznając drzazgą z której wyrastały boczne iglice, pnącyą sie w górę basztą złego maga na pagórku.
Wysiedli z sodka transportu, siepacze rozglądali się bocznie. Ciemność mackami próbowała się wedrzeć w srebrne światło latarni lecz momentalnie cofała swe ramiona jakby nie mogąc znieść blasku. Wiatr już tak mocno nie dawał się we znaki, a powietrze pozostawało zimne i rześkie, jak w górach. Eleazaros westchnął.

-Może rewolucja to dobry interes? Wiecie, nie mam na myśli obalania władców, ale nastraszyć ich. Tak, aby trochę do kazby spłynęło... Hehehe.

Starzec zaśmiał się tylko po to, aby po chwili zacząć się krztusić, kaszleć i spluwać gęstą flegmą. Malarka usłyszała jego myśli – teraz była pewna. Skarbnik z przekonaniem stwierdził, że ona może być skończoną kretynką ale jest czarodziejką kolorów. I jakby się... Szkarłatny, strachliwy kolor błysnął wokół mężczyzny. Potem dostrzegła kapiąca zieleń krążąca wkoło siepaczy, jakby... Prymitywizm? Barwy tychże aur jakoby coś wyżerało.
Jeśli już byli przy zieleni, a za nią idzie natura, to Kristberg poczuł lekki smród dobiegający zewsząd. Na chwilę, na moment mokrą ziemią, ale mokrąo d krwi. Tak, czuł zapach krwi. Czuł krew. Na moment. Potem oboje, i chyba siepacze usłyszeli delikatny szmer. Jeden ze sług zgiął się w pół zarzygał sobie buty.

-Chyba ktoś nas śledzi.

Stwierdził siepacz z maczetą głosem hardym, powstałym przez utrudnione oddychanie. Jego smród uderzył z całą mocą. Wnet... Świst w powietrzu i padł on bez ducha. Czy raczej, bez krwi która eksplodowała w momencie jego upadku na zimie wszystkimi otworami. Tego było mało, ciemnośc poczęła zlizywać tę rzekę życia. Malarka czuła, że ktoś ma złe intencje wobec niej. I złe myśli, tak czarne, nie jak ciemność – tak brudne, że czarne.

***

Onezym skrzywił się lekko widząc mniszkę. Reszta buntowników skłoniła lekko głowy na gest powitania jakby już on opowiedział co zaszło. Nawet chciał się odezwać gdyby nie Selene która wtrąciła się, uprzednio gestem dłoni w niebo rozsuwając gęste chmury, tak, że światło księżyca jeszcze mocniej osłabiło ciemność w mieście.

-Mama ich wypuściła i nie chciała dać wampirom. Oni się ich bali! Odprowadziłam ich do ciebie.

-Taaaa... – Zaczął jeden ze buntowników. -Bo się bali. Słyszysz? Miasto się śmieje. Dzięki nam!

Wskazał na medalion. Spokojnie. Księżniczka skrzywiła się nieznacznie. Spojrzała na Brigid uważnie. Zlustrowała ją od stóp do głów.

[b]-Judasz gdzieś zniknął. Jesteście w łaskach dworu, nikt nie ma prawa was tknąć. Ale kilku chce. Więc, że tutaj pomimo protekcji zdążały się skrytobójstwa.[/i]
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 12-03-2011, 21:41   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W drodze do pałacu, jadąc w powozie Kristberg czytał. Przeglądał przyniesione przez Eleazarosa księgi. Szukał w nich odpowiedzi, na pytania o tym jak było wcześniej. O tym co się stało, jak i dlaczego?
I co i dlaczego stało się z druidem?
Bowiem byli jak ślepcy we mgle. Zabawki w czyichś rękach. I chłopcy (oraz dziewczęta) na posyłki Judasza Zdrajcy. Brigid mogło odpowiadać. Mało ją obchodził ten świat. Chciała tylko wrócić do domu. Lorraine zaś stała na przeciwnym biegunie. Paryżance odpowiadała rola rewolucjonistki.
A Kristberg miotał się jak zwierzę w klatce. Nie chciał by kolejna rewolucja doprowadziła do kolejnej skrajności. Nie chciał, by jego czyny stały się źródłem czyjegoś niezasłużonego cierpienia. No i nie ufał Judaszowi. Panna Monk mogła uważać, że Judasz był jedynym sposobem na wydostanie się stąd. Ale drwal w to nie wierzył. Wprost przeciwnie. Uważał, że Judasz ich zdradzi. Oszuka tak jak oszukał ich poprzedników. I bez karty przetargowej, zdani tylko na jego łaskę... skończą jak Ceridwen. Nie rozumiał czemu tak inteligentna kobieta nie potrafi tego pojąć.
A cień szeptał mu do ucha. -Strach... paraliżujący strach. Obawa przed akceptacją faktu, że utknęła tu bez możliwości ucieczki. Niemożność pogodzenia się z tym, że jej dawne życie minęło. Judasz jest jej jedyną nadzieją na powrót, nawet jeśli fałszywą... to i się jej nie wyrzeknie.
Ich bronią, powinna być wiedza o tym miejscu. Wiedza o świecie. Wiedza o tym co się zdarzyło. Wiedza o Judaszu. Mogli liczyć wszak tylko na siebie nawzajem.

Dojechali... Brigid i Cień poszli.
Im pozostało czekanie w nadziei, że nie będą musieli jej ratować. W nadziei, że wszystko pójdzie dobrze. Kiepski interes, takie czekanie.
-Może rewolucja to dobry interes? Wiecie, nie mam na myśli obalania władców, ale nastraszyć ich. Tak, aby trochę do kazby spłynęło... Hehehe.- słowa starca wyrwały go z zamyślenia. Spojrzał na niego. Przypominał starego sępa. Ptaka czającego się nad szczątkami innych, samemu będąc na celowniku kostuchy. Kristberg rzekł więc ironicznie. –Po co ci pieniądze. Tam gdzie wkrótce odejdziesz... nie będzie z nich żadnego pożytku.
Nie słuchał odpowiedzi. Nie interesował. Zażartował by na moment choć zobaczyć przestrach na obliczu tego pyszałkowatego egoisty.
A potem... wszystko się zmieniło.
Najpierw okrzyk, potem trup.
Drwal sięgnął po topór i zacisnął na nim dłoń. Przecież nie używał tego przedmiotu do niczego innego, poza ścinaniem drzew. Jakże mógł ściąć istotę żywą?
Niemniej... byli zagrożeni przez czającą się w mroku istotę. Zapewne druida.
Zabił już jednego z ich ochroniarzy. Kolejnym celem mógł być drwal albo Lorraine.
Nie mógł do tego dopuścić. Trzeba więc było wytrącić go z równowagi. Pozbawić poczucia bezkarności i bezpieczeństwa.

Kristberg uniósł w górę lampę, niczym pochodnię.
Uniósł wysoko, niczym w geście triumfu.
"Nie skryje cię mrok, nie uciekniesz przed mym spojrzeniem." -pomyślał i... lampa błysła słonecznym blaskiem rozświetlając ulice i niszcząc ciemność w panice uciekającą przed niszczycielskim blaskiem.

Światło latarni błyśnięcie nagle, przyprawiając jednego siepacza o łzawienie. Na dachu budynku pojawił się nie kto inny, jak Ceridwen. Przynajmniej na ten moment nim skoczył za budynek, znikając im z oczu. Ciemność wkoło falowała tworząc jakby granice sfery jasnego światła. Skarbik Starego Miasta skrzywił się. Złote światło w pobliżu pałacu?
I starzec miał rację. Złote światło spełniło swą rolę, więc po chwili powrócił srebrny blask.
Drwal widząc druida skaczącego niczym heros z jakiegoś komiksu, nawet nie myślał o tym by go ścigać. Na razie go odpędzili. A gdy wróci Brigid i stąd odjadą, nie będzie to miało znaczenia. Znajdą się poza zasięgiem zemsty Ceridwena, oby.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-03-2011, 22:12   #49
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Pojawiające się zewsząd nieznane do tej pory bodźce spędziły sen z powiek Lorraine, która już nieco zmęczona, miała okazję się chociaż zdrzemnąć. Rozglądała się jednak. Skrycie badała i węszyła. Nie wiedziała, co się dzieje. Miała wrażenie, że widzi „rzeczy”, jak jakaś osoba chora psychicznie. To prawda, że zyskała ostatnio niezwykłą intuicję co do nastrojów otaczających jej osób, jednak teraz działo się coś dziwnego. Czuła też dziwne emocje docierające znikąd, od rzeczy, od miejsc.

Znajdując się już na polanie nadal bacznie się przyglądała, zastanawiając się nad swoim szaleństwem. Wiele dzisiaj przeszła, była w dołku. Być może jedynie tłumaczyła sobie to wszystko, że musiało być coś więcej. To musiało być zmęczenie.

Z zadumy wyrwała ją kąśliwa uwaga ich „dobroczyńcy”. Eleazaros był złym człowiekiem, była o tym przekonana. Tylko taka osoba może żartować sobie w chwili, gdy wszyscy walczą o wolność. W umyśle ukuło ją jednak coś więcej.

Może ona może być skończoną kretynką, ale jest czarodziejką kolorów.” Kaszlał, dławił się. Wtedy też wokół niego wyczuła strach. Ociekał czerwienią, żywym szkarłatem, drgającym niepewnie, niczym wzburzona krew. To nie był jej wymysł, była niemal tego pewna. Nawet jeśli nie był zły, był parszywym tchórzem. Emanował lękiem, być może sądził, że tylko bogactwo może go ochronić? Dlaczego się ich tak przyczepił, złorzeczył im, bał się ich... Nie rozumiała.

Dostrzegając nowe możliwości nie pominęła już zielonej barwy, jakże bliskiej z naturą, robotników skarbnika. Kolory były niczym pnącza, czy stary mech. Takie proste, nieskomplikowane. Wydawać by się mogło, że żyli blisko z naturą, o ile to możliwe w tym świecie, lub po prostu zbytnio się od niej jeszcze nie oddalili. Zaniechała jednak tych myśli, przecież nie musieli być prostakami.

Atmosfera się nagle zagęściła. Coś wisiało w powietrzu i wszyscy to poczuli. Robotnik, który śmiał rzucić rzeczywistości wyzwanie zapłacił najwyższą, krwawą cenę. To co się działo chwilę później było koszmarem dla zmysłów malarki. Nie mogła myśleć, jej własne słowa grzęzły nim zdążyły nabrać wewnętrznego dźwięku. Wokół wybuchła czerwień strachu, potok przerażonych słów, krzyków zbierających się zewsząd. Jakby już wszyscy byli martwi i ich wycie dochodziło z samego Tartaru.



Świat zalała krewa, a na domiar złego jeden umysł, bardzo intencjonalnie, wwiercał się w nią, niczym zatruty sztylet.

Panowała chwilowa panika, kilku siepaczy zebrało się razem broniąc sobie nawzajem pleców. Stary skarbnik zniknął z pola widzenia. Lorraine jednak i tak ledwo mogła dostrzec te szczegóły, także baczne spojrzenia Kristberga, który oceniał z niepokojem sytuację. Starała się opanować emocje, które wszak nie zabijają - nie takie. To nie był nawet jej strach. Groził jej jednak obłęd.

Musiała znaleźć jakieś oparcie, jakąś podporę dla psychiki. Nie mogła się na niczym skupić. Trochę nieopatrznie chwyciła się jedynego, co się wyróżniało w tym całym jazgocie złych emocji. Intencji mordu, która ją atakowała tak bezpośrednio.

Niczym po linie zaczęła się po nich wspinać wydostając się z bezdennej studni. Nienawiść i mrok w tak chorobliwej postaci stanowił (o dziwo) pożądany kontrast w tym karmazynowym świecie. Dzięki nim mogła na nowo malować rzeczywistość. Już po chwili wyłoniły się kształty, wyłonił się światłocień (czy raczej cienio-mrok). Już miała chwycić źródło tej skazy burzącej obraz rzeczywistości, ten nieznośny kleks, który przesiąkał przez warstwy farby i zanieczyszczał płótno. Niemal się nim zachwycała, w pełnej nadziei wyswobocenia z tej strasznej udręki. Na skraju świadomości pojawiła się chęć odwetu, chęć panowania nad sytuacją, zwycięstwa. Trzeba było tylko odbić piłeczkę.

Nagle pojawił się blask. Jasność zalała wszystko, zniszczyła mrok, zniszczyła zło. Po plecach Lorraine przeszły ciarki, gdy te obce emocje wreszcie ją opuściły. Miała wrażenie, jakby ktoś oczyścił jej krew z bardzo gęstej trucizny. Na skraju świadomości pozostały jednak nowe nieznane dotąd emocje. Nie chciała się do nich przyznać, była na to jeszcze zbyt niewinna, tak sobie miała z tym radzić. Nieudolnie jak wielu. Każdy sobie jakoś radzi.

Przepędził” – ocknęła się. Lorraine obudzona już z przytłaczających emocji. Nie dostrzegła już nawet kątem oka cienia mordercy. Poczuła jedynie ulgę i zaczęła rozglądać się za wybawcą. Czerwień zniknęła, pojawiły się właściwe barwy (jak na zaistniałe okoliczności).

Obok stał Kristberg i jaśniał...
 
Kritzo jest offline  
Stary 30-03-2011, 13:17   #50
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
od Brigid z ulgi ugięły się nogi. Powietrze ze świstem uciekło przez uchylone usta, napięte jak postronki mięśnie rozluźniły się. Była tak szczęśliwa widząc tego łajdaka Onezyma żywego i w jednym kawałku, że nawet nie oponowała, kiedy księżniczka skoczyła jej na szyję i zaczęła ściskać. Ponad jej ramieniem uśmiechała się do Onezyma nie bacząc na jego kwaśną minę.

Rejterada Judasza nie zdziwiła jej ani trochę. W końcu uprzedzał, że będą musieli radzić sobie sami. Nie zmieniało to faktu, że wolałaby, aby był z nimi. Nie tylko dlatego, że jego towarzystwo sprawiało jej zwyczajnie przyjemność. Jego obecność niejako zdejmowała jej też odpowiedzialność z barków. Teraz oprócz małej Francuzeczki i ospałego drwala z własnej woli dorzuciła sobie jeszcze Onezyma z bandą innych nagulców, i musiała przyznać sama przed sobą, że jest jej już trochę przyciężkawo.

Poklepała księżniczkę po szczupłych łopatkach.
- Wiem, że go nie ma. Przykre to, ale nic na to nie poradzę - pogładziła Selene po policzku. - Kilku chce nas dopaść. Drekinn i Lepakko, prawda? Ktoś jeszcze?
-Raczej nikt... Chyba.

"Co ty tam wiesz..."

- Jesteśmy w łaskach? Wydawało mi się, że z nich wypadliśmy? - zdziwiła się Brigid.
-Nie mamy... Wie, że was lubię. Jesteście ludźmi Judasza, a on jest jej sprzymierzeńcem, prawda? Musicie być w jej łasce. Reszta? Tu od zawsze trwają intrygi i zadry.

"W końcu to dwór, co nie?".

- Nie ukarzą cię za pchanie palców między drzwi, mam nadzieję? - zapytała Brigid z troską, która zaskoczyła ją samą. Głupia czy nie, srebrna podfruwajka jednak ryzykowała w imię cudzych racji.
-Mnie? – Selene uśmiechnęła promieniście rozbawiona. -Za co? Ja tylko chcę czegoś dla siebie... Nikogo nie krzywdzę, nie czynię intryg, nie łamię prawa. I jestem księżniczką.

"Głowy królów i królowych spadają tak samo, dziewczynko, jak głowy ludu. Tylko kat zakłada odświętny kaptur".

- Czy tym nagulcom - wskazała na nudystów - coś teraz zagraża? Czy będą mogli odejść bezpiecznie?
- Nic. - Rzekł jeden z buntowników. - Boją się do nas podejść. Słusznie.
Brigid przeniosła wzrok z księżniczki na niego, by otaksować go spojrzeniem dokładnie, od stóp do głów, zatrzymując się ciekawie przy medalionie.
- Ta - odparła lekko. - Niewątpliwie możecie zabić śmiechem.
-Jeszcze trochę i to miasto zabiłoby dworzan tymże radosnym śmiechem. Nie wiem kim jesteś, ale brak ci wiary – rzekła jedna z kobiet.

"A tobie bielizny".

Brigid skrzywiła się nieprzyjemnie. Odwróciła się do księżniczki.
- Co dwór mówi o buncie i buntownikach?
-Szepce. Niebawem król ma ogłosić coś i oby nie było to wypuszczenie zjaw. Nie lubię ich.

- Czemu? Co to za nowe paskudztwo?
-Prócz wampirów, czyli naszych dworzan, których spryt dorównuje fechtunkowi, istnieje armia. Są gwardziści, stoją nieruchomo w rogach pałacu, ale nie wiem nic o nich, chociaż przechodząc obok.. Smutno mi, jakiś żal niewysłowiony. Głupie emocje! Zjawy to ludzie, niektórzy z przestępców. Straszne...


"Co ja tu robię? Trumnę powinnam wybierać! Rezerwować dom pogrzebowy! Załatwić bratu tramal, bo się pewnie znowu załamie... Co mnie to wszystko obchodzi?".

- Co na to wszystko Ceridwen?
Selene wzruszyła ramionami. Zastanowiła się chwilę.
-Uważajcie. Intrygi są zabawne do czasu, gdy nikt nie może zginąć...

"To mamy akurat wspólne z druidem. Możemy zginąć, on też. Niesamowite".

- Intrygi w ogóle nie są zabawne - skrzywiła się Brigid. - Zabawne to są szczęśliwe zakończenia, wszyscy żyli długo i pochlali się na umór na weselisku syconym miodem, pospali na stole i rzygali siedem dni dalej niż za siódmą górę... czy coś w ten deseń. Muszę już iść, księżniczko. Czy powinnam się czegoś szczególnie wystrzegać?

-Najpierw ty mi odpowiesz, dobrze? Tylko proszę bez bajek, bo i je owszem lubię i kunszt mowy ale na siedzenie w komnatach. Jaki macie cel? Nie czynię pomagając wam nic niewłaściwego?

"Niewłaściwego jak diabli. I nie, do cholery, nie będę niosła na karku jeszcze odpowiedzialności za to dziecko. Niech się uczy podejmować decyzje, do cholery. W końcu kiedyś może będzie zasiadać na tronie.".

- Księżniczko, każdy ma własne sumienie, każdy ma swoje prawdy i różną im wagę daje w swoim sercu. Nie oczekuj ode mnie odpowiedzi, którą będziesz mogła przyjąć za własną. Powiem ci moją prawdę: wiem, że Kristberg jest mężem do szpiku kości dobrym i wysoce moralnym. Nie skrzywdziłby nikogo i niczego. - Widmo Koziołka majtającego kopytkami przemknęło jej w kąciku oka, ale nie zadrgał nawet pewny ton, z jakim spokojnie wykładała swoje racje. - Wiem, że jego i Lorraine tak jak i ciebie smuci cierpienie, że litują się nad każdym stworzeniem, które odczuwa ból, i pragną mu pomóc. Ja zaś... zgodziłam się z nimi współpracować. Więc niejako przyjęłam ich zasady jak swoje. Na pytanie o właściwość czy też niewłaściwość ich poglądów wasza wysokość powinna odpowiedzieć sobie sama.

Dała księżniczce chwilę na zastanowienie, zwracając się tymczasem w stronę nagich rewolucjonistów. Splotła dłonie w socjotechniczną piramidkę i zaczęła głosem otwierającym zebranie rady nadzorczej:
- Witam wszystkich serdecznie po tej stronie krat. Mam na imię Brigid i, jak zapewne niektórzy z was już wiedzą, jestem... eeee... - "no właśnie, kurwa, czym ja jestem?" - ... w tych szczególnych okolicznościach przyrody współpracuję z Judaszem Iskariotą. Widzę, że nie wszyscy z was są zadowoleni z obecnego rozwoju wydarzeń. Wszystkim, którzy w związku z tym chcą powiesić na mnie psy, a także tym, którzy chcieliby bezpiecznie wydostać się z miasta, proponuję obecnie mały spacerek. Wszystkim, którzy chcą zostać i nadal zabijać śmiechem, raczej nie jestem w stanie pomóc. Proszę o podjęcie szybkiej decyzji, stanie po ciemku nago w przeciągach jest szkodliwe dla zdrowia.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 30-03-2011 o 13:22.
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172