|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-11-2020, 00:51 | #51 |
Reputacja: 1 |
|
21-11-2020, 01:18 | #52 |
Reputacja: 1 |
__________________ '- Moi idole to Kylo Ren i Ojciec Dyrektor.' |
21-11-2020, 01:27 | #53 |
Reputacja: 1 |
|
21-11-2020, 02:19 | #54 |
Reputacja: 1 |
__________________ '- Moi idole to Kylo Ren i Ojciec Dyrektor.' |
21-11-2020, 10:37 | #55 |
Reputacja: 1 | [MEDIA] http://www.youtube.com/watch?v=ZRBb--fGOxo[/MEDIA]
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
21-11-2020, 16:09 | #56 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 08 - 2051.03.04; sb; późny ranek Czas: 2051.03.04; sb; późny poranek Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano Warunki: stołówka, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, ciepło Tak jak wczoraj prosiła Tamiel, Tybald został w domu gościnnym. A może po prostu przyszedł z samego rana. W każdym razie gdy rano po kolei zjawiali się w stołówce no to ex sekciarz już tam był. Tak samo jak panna Chang która wydawała posiłki. Pierwszy na dole zjawiła się para Teksańczyków. Wczoraj się ponownie spotkali już w pokoju na górze. I okazało się, że to ona czekała na niego a nie na odwrót. Jednak zasuwanie z buta do 2018-ki i Diego to jednak było kawałek miasta do przejścia. Co Danny odkrył gdy już przeszedł spory kawałek. No ale jak obiecał Melody, że zostawi wiadomosć dla Williama no to chciał się wywiązać z obietnicy. Poza tym tego nie powiedział ale wyczuła, że chyba nie chciało mu się siedzieć samemu wieczorem w pustych ścianach i czekać na jej powrót. Dlatego wróciła wcześniej. Sama. Jeśli nie liczyć Black Jacka i tej oficjalnej szofer czarnego suva. A kowboj wrócił gdzieś koło północy. I chyba mu ulżyło, że wróciła cała i zdrowa. No i, że wróciła. To nawet humor mu się poprawił. Rano jak wstali musiała zmienić sobie opatrunek. Przy okazji nie stwierdziła w ranie żadnych nieprawidłowości i wydawało się, że zaczyna się ładnie goić chociaż wciąż musiała na siebie uważać. Gdy zeszli na dół przywitały ich obie Azjatki. Starsza w recepcji i młodsza w stołówce. No i Tybald właśnie. Siedzieli sobie we trójkę przy stole gdy za oknem zatrzymał się jakiś samochód. A nawet ten sam czarny suv co zabrał ich wczoraj na kolację do “Metropolis”. Tylko tym razem wysiadła z niego Melody. Wczoraj wieczorem rozstały się gdy po wizycie u czwórki zakładników Federatka poszła spotkać się z Cantano a Tamiel wróciła na dół gdzie Black Jack odwiózł ją do domu gościnnego. Federatka zaś czy to wchodząc po schodach do swojego pokoju jaki nomen omen znów dzieliła z Ritą miała całkiem przyjemne wspomnienia z ostatniej nocy. Zresztą z dzisiejszego poranka też. Gdy obudziła się w tym szerokim, wygodnym łożu razem z latynoskim gospodarzem. I jakoś na pobudzenie apetytu przy śniadaniu skończyło się na wspólnym prysznicu. Cantano miał taki standard u siebie, że nawet wodę miał w kranach i prysznicach. Czystą i gorącą. A nie jak zazwyczaj balia i miska z wodą którą trzeba było sobie samemu podgrzać. A tu nie. Machnięcie kurkiem i leciała woda. Normalnie jakby żadnej wojny i końca świata w ogóle nie było. Zanim Melody doprowadziła się do porządku we wspólnym mieszkaniu to współlokatorka zdążyła zejść na dół. Żołądek ją wzywał. Na szczęście lokal serwował posiłki i to niezłe. Trzeba było tylko zejść i zjeść. Wystarczyło być gościem senior Cantano. Miała do dyspozycji całe mieszkanie dla siebie. W “Tom & Jerry” czy “2018” miała do wyboru pokój na spółę albo spanie we Wranglerze. Tutaj mieszkanie miało trzy sypialnie i salon na dwie osoby. Z czego Federatka wróciła dopiero rano to właściwie miała całe mieszkanie dla siebie. Wczoraj o zmierzchu i wieczorem mogła znów poznać nieco tubylczego folkloru. Trochę się musiała nadźwigać tych bambetli na wymianę na te sklepy i stoiska a potem z powrotem. Ale przynajmniej poznała nieco najbliższą okolicę. A rano mogła dać się obejrzeć blondwłosej lekarce. Ta zaś mogła zdezynfekować jej ranę i stwierdzić, że nie wdała się infekcja a rana zaczyna się ładnie goić. Ostatni w stołówce pojawili się Dwight i James. Rajdowiec czuł się gorzej niż wczoraj. Te painkillery od Tamiel działały nieźle, tłumiły ból przestrzelin do znośnego poziomu. Ale przestały działać wczoraj wieczorem ale jakoś miał się czym zająć, w nocy jakoś w końcu zasnął no ale jak wstał rano był cały obolały. I odkrył właśnie, że życie boli. Zwłaszcza jak się człowiek próbuje podnieść z łóżka, ubrać się i zejść po schodach dwa piętra w dół. Ze świeżymi przestrzelinami w trzewiach to się robiło naprawdę trudne. Na dole poza śniadaniem czekała na niego blondynka o sprawnych dłoniach która zdjęła mu stare i założyła nowe opatrunki. Z Jamesem znów Tamiel miała najwięcej roboty. Miał najpoważniejsze rany, stracił najwięcej krwi no i proces gojenia też wydawał się przebiegać mozolnie. Zdawała sobie sprawę, że jako lekarz to powinna mu zalecić dużo snu i odpoczynku a najlepiej by nie ruszał się z łóżka. Wczoraj jednak przynajmniej mieli co oglądać wieczorem z gladiatorem. Ta zespołowa gladiatorska gra w nabijanie psiej czaszki na palik okazała się całkiem widowiskowa. A jak się miało takiego eksperta jak Dwight za przewodnika i komentatora to nawet jak ktoś był zielony w te klocki to zaczynał łapać co właściwie ogląda i dostrzegać nieuchwytne na pierwszy rzut oka szczegóły. Nawet ekspertyza jaką przed meczem postawił ich gladiator okazała się zaskakująco trafna. Przydał się też podczas powrotu do domu. Zwłaszcza jak już z James’a zaczęły schodzić te painkillery od Tamiel. Dobrze było mieć przy sobie taką górę przyjaznych mięśni jak Dwight. Jak w końcu zeszła do nich bladolica Federatka to byli już w komplecie. Melody wyszła z wczorajszej strzelaniny z najlżejszą raną. I gdy dzisiaj jej ranę na udzie oglądała Tamiel doszła do wniosku, że właściwie wystarczy przemyć spirytusem ranę ale opatrunku właściwie już nie trzeba zakładać. Ładnie się goiła i dalej można było zostawić to własnym siłom organizmu. Więc przynajmniej pod tym względem odpadł jej jeden pacjent. - Słuchajcie ja pasuję. - odezwał się Dwight patrząc na nich wszystkich. - Zrobiłem swoje, dostałem swoją dolę i mnie to wystarczy. Mam swoje sprawy do załatwienia w tym mieście. I nie chcę szperać po mieście za jakąś sektą. - oznajmił im ich najbardziej postawny kolega. Wyglądało na to, że nie zamierza dalej ciągnąć swojej współpracy z Cantano. Przynajmniej nie w tej chwili. Miał w planach karierę gladiatora i to był dla niego priorytet. Więc miło było poznać i przejechać przez całą Florydę no ale zamierzał się zająć karierą na arenie a na dzisiaj miał wyznaczony pierwszy trening w nowej ekipie. Przy śniadaniu Tybald zastanawiał się o jakie korty tenisowe może chodzić. Nie był w stanie od ręki zweryfikować słów Sandy o tym, że jacyś “dziwni” mieszkają na jakichś kortach. O tym nie miał pojęcia. Natomiast wiedział gdzie są takie korty. Ale sam znał ich co najmniej kilka. W końcu to był kiedyś całkiem popularny sport. Nie wiedział jednak czy chodziło właśnie o któryś z tych kortów czy może jeszcze jakiś inny. _______________________ Mecha 08żar tropików; Rita: Kostnica 10 > nic żar tropików; Melody: Kostnica 11 > nic żar tropików; Tamiel: Kostnica 13 > nic żar tropików; James: Kostnica 12 > nic Gojenie ran Rita BUD 12 + 3: Kostnica 15 suk > rany 7/9 > 8/9 Melody BUD 13 + 5: Kostnica 12 suk > rany 8/9 > 9/9 Tamiel BUD 12 + 3: Kostnica 6 suk > rany 6/9 > 7/9 James BUD 12 + 0: Kostnica 11 > 14 por > rany 4/9 > 4,5/9
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
06-12-2020, 18:34 | #57 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:58. |
06-12-2020, 21:30 | #58 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Czas: 2051.03.04; sb; wieczór Miejsce: Miami; miato; zamieszkałe korty tenisowe Warunki: wieczorne ulice, noc, cicho, umiarkowanie, deszcz, sła.wiatr, ciepło Właściwie to na jakąś fortecę nie do zdobycia to te korty nie wyglądały. Że to korty to było widać w świetle zapadającego zmierzchu. Wymalowane linie na asfalcie czy co to tam było. Nawet dzisiaj były jeszcze widoczne. No i ta charakterystyczna, wysoka siatka na planie prostokątów. Ta wysoka siatka to nawet mogłoby być pewne utrudnienie w dostaniu się do środka. Ale siatka była współczesna. Czyli po kilku dekadach służby podczas deszczu, huraganów i niepogody odcinęło na niej swoje piętno i już nie była taka śliczna, regularna i błyszcząca jak kiedyś. Widać było rdzę, czasem dziury i nie wszystkie wydawały się załatane przez improwizowane naprawy. Szkoda, że w okolicy nie było wysokich budynków ani nic co by można rzucić okiem z góry jak to całościowo wygląda. Z poziomu gruntu to sporo zasłaniały różne drzewa, palmy, krzaki i liany. I ciemność. Bo trafiła tutaj już na końcówce zmierzchu to ledwo zdążyła rzucić okiem tu i tam nim zapadły nocne ciemności. I deszcz. Deszcz też utrudniał obserwację. I był zwyczajnie upierdliwy. Do tego zagnał te parę postaci co wcześniej coś robiły na zewnątrz do wewnątrz więc teraz trudno było zweryfikować kim byli mieszkańcy tych kortów. Z drugiej strony nocne ciemności i padający deszcz nie tylko Ricie musiał utrudniać obserwację. Sądząc po światłach w oknach to życie tej społeczności koncentrowało się w płaskim budynku przy tych kortach. Taki piętrowy budynek, długi, może jakaś większa willa a może dawny budynek użyteczności publicznej obsługującej te korty. Parking też był spory na wiele samochodów jak przed jakimś supermarketem. Tylko to też stało w głębi tego ogrodzonego terenu. Może z pół setki kroków od ogrodzenia. Może trochę więcej. Chociaż pomiędzy ogrodzeniem a kortami wrzynał się pas zarośli i palm który kończył się prawie przy samym budynku. Więc jakby sforsować ogrodzenie to pod ich osłoną może dałoby się podejść pod sam budynek. No ale co dalej to trudno było powiedzieć. Przez lornetkę i zza ogrodzenia wiele wiecej nie było widać. Czasem za którymś z okiem mignęła przechodząca sylwetka świadcząc, że dom pusty nie jest i domownicy jeszcze nie śpią. Przez ten krótki moment nim się rozpadało na dobre i jeszcze szarówka zmroku była Rita widziała tych paru gości na zewnąrz. Nawet pasowali do opisu Tybalda. Mieli na sobie takie ni to płaszcze ni to tuniki, jeden to chyba miał po prostu ponczo z jakiegoś prześcieradła. Jeden miał opaskę na czole. Tybald mówił, że starsi, nauczyciele i niejako weterani i zasłużeni w tej sekcie mogą nosić opaski. Z drugiej strony na ulicach cała masa ludzi nosiła opaski. No ale czy to na pewno oni to tak do końca pewna nie była ale coś wydawało się być na rzeczy. Problem był taki, że nikt nie wiedział gdzie jest ta prawdziwa mapa. Jak to była ta siedzibya to powinna być gdzieś w środku. Ale przeszukanie tego nie tak małego budynku pełnego sekciarzy wydawało się nie takim prostym zadaniem. Zwłaszcza, że nie bardzo było wiadomo jak zidentyfikować tą właściwą mapę. Tybald podobno mógł to zrobić ale dopiero jakby miał ją w ręku. Tybald dla byłych braci i sióstr w wierze nie miał żadnych skrupułów. Wcale ich nie żałował. Nawet gdyby agenci Cantano chcieli siłą zdobyć tą mapę to nie miał nic przeciwko. Poza tym sporo dzisiaj się nagadał od spóźnionego śniadania do obiadu gdy Wranglerem, już bez Dwighta, ruszyli na poszukiwanie tych kortów. Gdy z początku prezentował im ten sekciarski żargon to w stężonej dawce brzmiał jak bełkot. Taki nawiedzony, jak to właśnie żarliwi kapłani czy fanatycy potrafili nawijać bez zająknięcia. “Albowiem dobra mowa jest brzemienna”. Ale jednak jak były sekciarz zaczął to rozbijać na części składowe, podpowiedział kilka słów - kluczy, mniej więcej nakreślił co jest co to jakoś to dawało się rozgryźć. Na przykład to, że ten żargon to właśnie “dobra mowa” a całość nauk proroka Eliasza to “egzogeneza”. Żeby było zabawnie nikt chyba dokładnie nie rozumiał co jest co co nie przeszkadzało się w sekcie płynnie posługiwać tym slangiem. Na szczęście według bajeczki jaką przygotował dla nich Tybald mieli wystąpić jako neofici zwerbowani dzięki naukom Tertuliana, jednego z wędrownych kaznodziejów tego kultu. Co tłumaczyło ich niedobory w wiedzy i chęć zjawienia się w samej siedzibie kultu z jakiego wywodził się Terulian. W sam raz na Święto Pamiątek. Co nawet mogło wzmocnić tą bajeczkę dlaczego zjawiają się właśnie w tym momencie. Poza tym nie miał kontaktu z byłymi kolegami ze zboru więc nie znał aktualnej sytuacji ani właśnie siedziby. Ale jeśli nic się nie zmieniło to szefem powinien być Amos. Więc pewnie on będzie prowadził jutrzejszą uroczystość. On jest statecznym szefem, sędzią i instancją w sekcie, no jak każdy guru. Hierarchia była dość prosta, ci co są niżej mieli pokornie wykonywać polecenia tych co są wyżej. A neofici mieli jeszcze prostszą sytuacji bo wszyscy inni byli w hierarchii wyżej. Ale tak czy siak to jutro wszyscy powinni celebrować święto. A święto pasowało idealnie do tego zdobycia mapy. Wyglądało to tak, że Amos rozdawał fanty jakie zostały po proroku. A każdy miał coś powiedzieć o takim fancie licząc, że spłynie na niego boskie natchnienie proroka i objawi mu czy jej jak się dostać do Rebisu. I jednym z fantów powinna właśnie być prawdziwa mapa. Więc nawet jakby nie trafiła do ich rąk podczas ceremonii to powinna być na sali no i już dalej powinni coś wykombinować jak ją zdobyć. A na razie zrobiła się już z połowa sobotniego wieczoru i dalej padało. Właściwie to nawet zaczynało grzmieć jakby na burzę się zbierało. Zapalonych świateł w głównym budynku było już jakby mniej ale jeszcze sporo się świeciło. Nieco dna lewo od głównej bramy był jakiś płaski, podłużny budynek. Chyba garaże albo coś takiego. Też był wewnątrz ogrodzenia ale tam coś nie było żadnych świateł, dźwięku ani ruchu. _______________________ Mecha 09 żar tropików; Rita: Kostnica 19 > nic żar tropików; Melody: Kostnica 13 > nic żar tropików; Tamiel:Kostnica 6 > nic żar tropików; James: Kostnica 3 > nic
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 06-12-2020 o 21:55. Powód: Edyta dresu lokacji. |
16-12-2020, 22:18 | #59 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
02-01-2021, 05:04 | #60 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 10 - 2051.03.04; sb; późny wieczór Czas: 2051.03.04; sb; późny wieczór Miejsce: Miami; miasto; zamieszkałe korty tenisowe Warunki: wieczorne ulice, noc, cicho, umiarkowanie, deszcz, sil.wiatr, ciepło Rita Tak jak to na pierwszy i drugi rzut oka wyglądało pokonanie ogrodzenia nie stanowiło dla Rity żadnego wyzwania. Wystarczyło poruszyć trochę siatki tam, słupek tu i zrobiło się przejście na tyle duże by mogła wślizgnąć się do środka. Burza atakowała ją waląc miotanymi przez silny wiatr kroplami. Wiatr był na tyle silny by bujać nawet sporymi konarami i czuła go na sobie całą sylwetką jak tylko była na kawałku otwartej przestrzeni. Buty tonęły jej w błocie i kałużach zostawiając za sobą wyraźne ślady. Ale była szansa, że jak dalej tak będzie padać to rozmyje te ślady albo zmieszają się z innymi. Dtarła do tego płaskiego budynku po prawej bez kłopotów. To musiały być szeregowe garaże. Większość nie miała drzwi więc można było dostać się do środka. Ale w nocy i podczas burzy bez używania światła to jawiły się jako kwadraty ciemności. Dwa ostatnie czyli najbliżej mieszkalnego budynku jednak miały drzwi te były zamknięte na kłódkę i zasuwę. Obserwacja podczas burzy mieszkalnego budynku jakoś nie przyniosła większego przełomu. Zwłaszcza, że po ciemku wyraźnie widać było tylko prostokąty oświetlonych okien. Pozostałe detale tonęły w burzy i ciemnościach. Zgodnie ze swoim planem włamywaczka przeszła na dugą stronę podwórka aby skryć się w tych drzewach i zaroślach. Bujały się na wietrze jak żywe stworzenia stukając i trzeszcząc złowrogo. Ale przy okazji hałas jaki czyniły powinien dodatkowo zamaskować inne odgłosy z zewnątrz. Poza tym, że po ciemku kilka razy potknęła się po ciemku o coś na ziemi, raz zgniotła puszkę czy butelkę to poza tymi drobiazgami dotarła cało pod dom mieszkalny. W międzyczasie jedno czy dwa okna zgasły ale wciąż kilka innych się świeciło. Głównie na piętrze. Parter wydawał się ciemny i cichy. Ale ze sforsowaniem zabezpieczeń nie było już tak łatwo. W oknach parteru były siatki, kraty, dechy, dykty i inne zabezpeczenia. Nawet jakby jakieś w końcu sforsowała musiała się liczyć z hałasem czynionym przez pękające szkło, odrywane dechy czy podobne. Nie miała pojęcia czy burza by wystarczająco zamaskowała takie odgłosy. Zwłaszcza jakby ktoś był wewnątrz po drugiej stronie. A nawet jak nie to wybitego okna, oderwanej deski czy przeciętego drutu nie mogła przywrócić do stanu pierwotnego. Znalazła drzwi. Frontowe i tylne. Każde na dwa zamki. Udało jej się je otworzyć. Ale drzwi zostały zamknięte. Musiały mieć jakieś zasuwy od środka. Takich rzeczy nie dało się dyskretnie pokonać z niewłaściwej strony drzwi. Można je było próbować wyważyć ale nie było wówczas mowy o dyskrecji. No i było piętro. Okna na piętrze nie miały krat ani nic podobnego. Ale też były zbyt wysoko aby do nich doskoczyć czy się wspiąć. Chociaż przy jednej ze ścian były jakieś winorośle czy inne zielsko. Pięły się aż na dach. Kto wie? Może by dało się po nich wspiąć na ten dach? Chociaż bujały się i szumiały w tej burzy i wietrze jak głupie. Nie miała pojęcia czy by ją utrzymały na tyle by dało się po nich wspiąć. Gdyby się udało mogła się dostać na dach. Albo wybić okno na piętrze i wejść do środka. Było ciemne. Ale czy ktoś tam był czy nie tego z zewnątrz nie było widać. Życie tubylców zdawało się wieczorami koncentrować właśnie na piętrze. Czas: 2051.03.04; sb; późny wieczór Miejsce: Miami; miasto; zamieszkałe korty tenisowe Warunki: wieczorne ulice, noc, cicho, umiarkowanie, deszcz, sil.wiatr, ciepło James No to jakieś korty znaleźli. Czy to te co szukali to Rita poszła się rozejrzeć. A on został z resztą przy Wranglerze. Rozpadało się a nawet burza się zaczęła. Wiało i padało. Brezent Wranglera trzeszczał od naporu wiatru i łomotał od kropel burzy wściekle uderzających w ten dach, szybę i maskę. Ale przynajmniej wewnątrz było sucho i ciepło. Burza i silny wiatr skutecznie wymiotły ulice z wszelkiego ruchu. To z perspektywy Jeepa wyglądało jakby byli ostatnimi, żywymi ludźmi w tej okolicy. Czas: 2051.03.04; sb; późny wieczór Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano Warunki: wieczorne ulice, noc, cicho, umiarkowanie, deszcz, sil.wiatr, ciepło Roxie - Dobrze, proszę o to klucze. To na pierwszym piętrze. Pokój numer 6. Jenny zaprowadź panią. - starsza Azjatka przyjęła wizytówkę jaką otrzymała od gościa. Wizytówka była z dawnego hotelu i funkcjonowała jako bilet wstępu. Przynajmniej dla tych co tu byli pierwszy raz. Dostała ją od Cindy, recepcjonistki co tam pracowała i koleżanki Sue. Sue właśnie naraiła jej tą robotę. Jej koleżanka, Cindy, właśnie sprzedała jej plotę, że jej szef szuka nowych twarzy i w ogóle ludzi z zewnątrz. Więc blondynka ze sztucerem łapała się w kryteria takich poszukiwań. Udało jej się odnaleźć Sue chociaż to jej zajęło z tydzień łażenia po tym tropikalnym mieście. I jak już się przywitały, uściskały i w ogóle nacieszyły sobą po tak długim rozstaniu trzeba było zastanowić się co dalej. Co prawda jako łapiduch to Roxie raczej nie powinna mieć kłopotów ze znalezieniem swojego miejsca na tym kawału ziemi. No ale Sue akurat usłyszała od Cindy o tej fuszce dla senior Cantano to była to okazja aby zarobić nieco grubszą kasę na nowy start w tym mieście. Sue właśnie przygotowała to spotkanie z Cindy, Cindy zawiadomiła kogo trzeba, Roxie miała krótką rozmowę z jakimś czarnoskórym mięśniakiem co wyglądał jakby mógł łamać podkowy gołymi rękami. Ale wbrew stereotypom okazał się całkiem rozsądny. I musiała na nim wywrzeć dobre wrażenie bo zgodził się ją dokoptować do zespołu. Kazał Cindy wydać jej właśnie tą wizytówkę jaką teraz oddała tutejszej gospodyni i wyjaśniła jak się tutaj dostać. Trochę szkoda, że tak rozpadało się tego wieczora. Zdążyła mocno zmoknąć nim dotarła na miejsce. Ale tym bardziej ten dom wydawał się jakiś przyjaźniejszy i przytulniejszy. I teraz dźwigała swój sztucer, plecak i torbę idąc za tą drugą Azjatką jaka była jej przewodniczką. Jenny na oko była o pokolenie młodsza od gospodyni. Pasowała na jej córkę. Jenny zapytała czy pomóc z tymi torbami a w końcu stanęła przed 6-ką. - Śniadanie podajemy od 7 do 10-ej rano. Jak masz jakieś rzeczy do prania to mogę wziąć. Po śniadaniu robimy pranie. Będzie ładna pogoda to do południa może wyschnąć. Jesteś głodna? Właściwie już po kolacji. Ale jak chcesz to mogę coś ci odgrzać. - stanęła przy otwartych drzwiach pokoju szybko wprowadzając gościa w realia tego domu. Brzmiało całkiem przyzwoicie. Właściwie nawet bardzo dobrze. Jako gość senior Cantano mogła sobie tu mieszkać póki była gościem. Wyżywieniem i mieszkaniem nie musiała się martwić. I dostała na własność całe mieszkanie! Nie jakiś pokój z łazienką tylko całe mieszkanie w jakim przed wojną pewnie mieszkała cała rodzina. Standard wyposażenia wydawał się już bardziej współczesny i taki jak w innych motelach no ale to nadal było całe mieszkanie do dyspozycji. Do tego za friko. Obsługa też wydawała się życzliwa i sympatyczna. Z tego co się dowiedziała już jakaś ekipa spoza miasta podjęła się tego zadania dla senior Cantano. Ale jak jej powiedziała Jenny gdzieś pojechali na wieczór. Nie miała pojęcia dokąd ani po co ani kiedy wrócą. _______________________ Mecha 10 żar tropików; Rita:Kostnica 1 > nic żar tropików; Melody: Kostnica 3 > nic żar tropików; Tamiel: Kostnica 4 > nic żar tropików; James: Kostnica 12 > nic żar tropików; Roxie: Kostnica 8 > nic
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |