Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-01-2021, 00:58   #61
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Późny wieczór, okolice Miami Beach, zamieszkałe korty tenisowe, Miami.

Mimo pogarszających się warunków pogodowych Rita nie porzuciła postanowienia, by nieco się rozejrzeć. Uznając, że wstępny zwiad może okazać się pomocny przy późniejszej infiltracji siedziby sekty. Przedostawszy się na teren wewnętrzny przez siatkę, zbadała płaski budynek, który okazał się zaledwie kilkoma garażami. Przeszukanie pierwszych pomieszczeń zakończyło się z dość mizernym skutkiem. Dopiero ostatnie dwa garaże, dobrze zamknięte, okazały się zawierać jakieś fanty, które złodziejka artefaktów ochoczo zgarnęła do torby. Bardziej jednak interesowały ją łachy kultu, które udało jej się w końcu odnaleźć w rogu budynku pod kupą jakichś bezwartościowych śmieci. Ich stan, w świetle mglistych wspomnień z nudnego szkolenia Tybalda, wydawał jej jednak się w jakiś sposób podejrzany. Nie mogła stwierdzić dlaczego, więc mimo wszystko wzięła je ze sobą. Potem ostrożnie opuściła teren garaży, zacierając po sobie ślady i zamykając z powrotem bramy.

Następnie rozejrzała się trochę po podwórzu i udała się w gęste zarośla w celu obserwacji głównego budynku. Burza jednak zagłuszała wszelkie odgłosy z wewnątrz, a panująca głęboka ciemność utrudniała dojrzenie czegokolwiek ponad kilka strumyków światła wydobywających się przez szpary z wnętrza. Z powodu panującego wokoło zaśmiecenia Rita dość niezgrabnie przekradła się przez bujną roślinność do budynku, w którym powoli zaczęło się ściemniać. Światła gasły w otworach okiennych, jedno po drugim. Jeszcze tylko na piętrze widać było jakieś oznaki życia. Lokatorzy prawdopodobnie udawali się na spoczynek, co dodało odwagi dziewczynie i zachęciło do próby włamu. Jednak ani frontowych, ani tylnych drzwi nie dało się jej otworzyć od zewnątrz, mimo że w obu zręcznie rozpracowała zamki. Nie zamierzała się jednak poddawać. Obejrzała dokładnie budynek dookoła i jej dociekliwość w końcu została nagrodzona, gdy w jednym miejscu dojrzała zwoje roślin pnące się po ścianie, dzięki którym mogłaby się wspiąć na górę. Mimo kiepskich warunków atmosferycznych szybko zdecydowała się ten krok. Będąc na dachu i zaczęła szukać jakiegoś alternatywnego wejścia do wnętrza budynku. Może ujścia wentylacji, jakieś klapy, otworu na dym albo zwykłej dziury w poszyciu.
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 08-01-2021, 09:20   #62
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Minęły trzy lata. Trzy lata, pięć miesięcy i osiem dni od kiedy spakowałą swoje manatki i wyjechała z Teksasu. Była ciekawa czy rodzina Marca dobrze się zajmuje ich domem, ale prawda była taka że nie miało to znaczenia. Bo nie planowała tam wracać. Wszystko tam go przypominało: pola, krzaki; już nie mówiąc o ludziach.

Roxie zeskoczyła z przyczepy i pomachała kierowcy, który podrzucił ją na tym ostatnim kawałku w zamian za kilka porad lekarskich. Od razu musiała rozpiąć kurtkę. Gdy zabrakło wiatru, który dmuchał na przyczepie okazało się być tu całkiem ciepło. Była to przyjemna odmiana po jej pobycie na północy.

Bryant była platynową blondynką o włosach do ramion. Jej jasne oczy były nieco niepokojące. Zawsze skupione, otoczone pierwszymi zmarszczkami, którymi uraczył ją los na progu czterdziestki. Poprawiła lekarską torbę na ramieniu i rozejrzała się po okolicy. Słyszała, że Sue osiedliła się gdzieś w okolicy. Cieszyłą sie, że stara znajoma nadal jest na tym świecie, ale też ciekawiło ją co też sprowadziło Hinton w te strony. Nie pozostało nic innego jak się dowiedzieć. Podeszła do pierwszego lepszego przechodnia i zapytała o jakiś pub. Gdzieś trzeba było zacząć.


Na pytaniu zszedł się jej prawie cały dzień, ale nie narzekała. Porozmawiała nieco z ludźmi w okolicy, kilku napomknęła, że jest lekarzem. Zawsze była szansa, że jakaś fucha jej wpadnie i będzie miała z czego wyżyć w tym mieście. W końcu pomógł jej jakiś gostek niosący spluwę na ramieniu. Najwyraźniej jej stara znajoma nadal zajmowała się tym co w teksasie czyli ogarniałą broń. Facet skierował Roxie do warsztatu, w którym naprawił swoją broń i który jak się okazało był też domem Sue.

Stara znajoma była bardziej niż zdziwiona widokiem lekarki z Teksasu jednak gdy pierwszy szok minął, było przytulanie i powitania. NIm Roxie się obejrzała, wylądowały na piętrze, a pilnowaniem sklepy zajął się jeden z synów Sue! Okazało się, że rusznikarka znalazła tu sobie chłopa i to takiego z dwoma synami w gratisie, ale nawet mimo o i faktu iż Sue też już miała swoje lata dorobili się dwóch kolejnych, przez co na piętrze panował przyjemny gwar.

Jakby było mało na piętrze byli też goście no i tak poznała Cindy, która chyba flirtowała z jednym z chłopaków Maxa, męża Sue. Dalej już poleciało samo. Nagle dowiedziała się, że lokalna szycha szuka ludzi do roboty. Zjedli obiad i od razu udała się z tą Cindy na spotkanie z jakimś ciemnoskórym mięśniakiem. No i nagle pracowała la senior Cantano. Tak jakby...


Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano

- Och.. rzeczy zaraz chętnie dam do prania. - Roxie nie mogła uwierzyć w taki luksus, szczególnie po niedawnej trasie, gdy większość jej ubrań była w powijakach. - Zaczeka Pani chwilę?

Lekarka weszła do swojego pokoju i zabrała się za wydobywanie rzeczy z plecaka, odkładając na bok te, które były już użyte.
- Z kolacji i śniadania też bym chętnie skorzystała. - Uśmiechnęła się do azjatki, zbierając swoje i przynosząc je do drzwi. - Dziękuję.

Gdy azjatka opuściła jej pokój Roxie rozejrzała się po swoim nowy lokum. Było nieco dziwnie ot tak dostać mieszkanie i nieco to budziło jej obawy co do zadania, którego miała się podjąć. No ale.. Na razie nie było nic lepszego, a ona wyczerpała sporo swoich zasobów w trasie. Upewniła się jak tam zawartość jej torby lekarskiej. W sumie jak zje to można by się wymyć i położyć. Ekipa pewnie nie wróci szybko, a trasa była męcząca. Mogłaby się też nieco rozejrzeć po budynku i co w nim jest. Gdy azjatka przyniosła jej posiłek zjadła szybko, wymyła się, przebrała i ruszyła na spacer.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-01-2021, 11:05   #63
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
“Za jakie grzechy….” myślał James pochylony nad kierownicą, widząc przez szybę Jeepa Ritę, która kręciła się przy kortach. Właściwie to nie planował żadnych eskapad na wieczór. Właściwie, to planował, że spróbuje do siebie dojść. Właściwie...to wszystko poszło psu w dupę, bo jeśli robota miała być zrobiona, to trzeba było ją zrobić samemu. Szczególnie, że alternatywą było oddanie nadgorliwym dziewczynom kluczyków do wozu. Co prawda nie przejmował się zadrapaniami na lakierze, bo ten pokrywał samochód jedynie nieregularnymi płatami, niczym sierść na wyliniałym jeleniu, to jednak wolał nie wiedzieć do czego mogłyby być zdolne z jego gamblem w rękach.
Kiedy jednak znaleźli się już przy tych kortach, James nie dał się już namówić na bieganie przez opłotki. Miał siarczystą dziurę w bebechach a maratończykiem nie był, więc skakanie przez siatki musiał sobie odpuścić. Jakby tego było mało, znów zaczęło padać, co tym bardziej usadziło go na tyłku przed kierownicą. Zresztą jaki mógł być pożytek z Jamesa, który w obecnej chwili ledwo powłóczył nogami, i jeśli sprawa wymagałaby zwinności, skrytego podejścia czy innych cichociemnych tematów, najpewniej narobiłby rabanu za dziesięciu. Poświęcił więc chwilę, aby rozłożyć siedzenie i rozciągnąć się nieco wygodniej, aby ulżyć obolałemu brzuchowi i klatce piersiowej. Opatrunek, pomimo fachowości utrudniał jednak ruchy dosyć znacznie, a tępy, promieniujący z postrzałowej rany ból drażnił i nie pozwalał ani na koncentrację, ani na relaks. Painkillerów James nie miał, ale i tak postanowił poszukać.

- No i ogarnięte - uśmiechnął się sięgając do swojej torby ukrytej za fotelem pasażera. Chłodny dotyk okrągłej flaszki działał kojąco, ale nie dlatego wyciągnął butelkę whisky, aby robić sobie dobrze niczym jakiś fetyszysta, ale aby sobie solidnie golnąć. I pomyśleć przez chwilę w spokoju nad tą robotą dla Cantano, której wolałby w ogóle nie robić. Z jednej strony osoba samego bandyty w ogóle go do niej nie przekonała, i najchętniej po prostu zabrałby swoje manele i wyjechał stąd na północ, jak tylko rana przestanie mu doskwierać. Złapanie jakiegoś łepka czy kupca z gratami nie powinno być raczej problemem, więc James raczej nie przewidywał trudności. Z drugiej strony, jeśli Cantano płacił grube gamble za jakieś mapki na łakociach, to to, co rzeczywiście leżało pod tym iksem na mapie musiało być dużo więcej warte.
Pytanie pozostawało, czy opłacało się w to wchodzić?

Kiedy po kilku łykach rozgrzewający trunek odpowiednio znieczulił ranę, James włożył butelkę do schowka, podciągnął kołnierz skórzanej kurtki do góry, owinął się nieco szczelniej jej połami, i spokojnie się zdrzemnął.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 08-01-2021, 14:23   #64
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2051.03.05; nd; późny ranek

Czas: 2051.03.05; nd; późny ranek
Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano
Warunki: stołówka, jasno, zabawa na ulicy na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, sła.wiatr, ciepło


Wszyscy



Po wczorajszych wycieczkach dzisiaj rano nie wstawało się zbyt lekko. A to bóle od zgarniętego w brzuch ołowiu, a to noc co wydawała się zbyt krótka na spanie a to ten cholerny gorąc. Ale potrzeby pęcherza i żołądka w końcu skutecznie każdego zmusiły do zmiany pozycji z horyzontalnej na wertykalną. Więc i poszczególni goście senior Cantano po kolei zjawiali się w stołówce na śniadanie.

Śniadanie serwowała Jenny, ta młodsza z Azjatek jakie obsługiwały ten dom. Stała przy stołach na jakich były owoce, kanapki, gotowane kiełbaski i kawałki ryb i chyba kurczaka. Można było się częstować do woli i brać sobie na swój talerz co się chce. Wszystko na koszt senior Cantano. I do tego obsługa nie była właściwie potrzebna. Ale gdyby trzeba było coś na ciepło to właśnie Jenny mogła wstawić w kuchenkę czy piekarnik czy po prostu zrobić kawę czy herbatę do śniadania. Ale raczej się nie narzucała swoim gościom. Ci mieli dobre kilkanaście stołów do wyboru bo poza nimi tylko jakichś dwóch facetów jadło śniadanie przy jednym ze stołów z widokiem na ulicę. A było na co popatrzeć.

- Karnawał jest. Dużo zabawy. Zwłaszcza, że dzisiaj niedziela. - wyjaśniła im Jenny i sama też jak nikt od niej nic nie chciał stała przy oknie i ciekawie wyglądała na ulicę. Widocznie uznała, że gościom przyda się takie wyjaśnienie tego zjawiska. A było na co popatrzeć. Jak jakaś parada czy inny marsz. Grała muzyka a ludzie byli poprzebieranie w liczne, barwne stroje, przytrojeni w kolorowe pióra i kwiaty. Dla kogoś kto widział coś takiego po raz pierwszy wyglądało to bardzo egzotycznie.



https://www.capricorntravelllc.com/0...pg?u=759606026

Parada za oknem chociaż mogła przykuwać uwagę i skłaniać do zabawy na szczęście nie zagłuszała własnych słów i myśli. Grupka jaka podjęła się wykonania zadania dla senior Cantano mogła się zebrać przy wspólnym stole i śniadaniu aby zastanowić się co dalej. Chociaż skład mocno się zmienił.

Nie było Tybalda. Wczoraj poświęcił z pół dnia na przekazanie wiedzy o swoich dawnych kamratach z sekty no ale dzisiaj go nie było. Na chwilę tylko zeszła pata teksańskich gołąbków. Albo raczej zebrali się pierwsi i skończyli swoje śniadaniem nim reszta na dobre zawitała i rozgościła się w stołówce. Podobno Melody nie czuła się dobrze więc poszli sprawdzić co z nią i przy okazji zanieść jej śniadanie na górę. Więc właściwie z wczorajszej wycieczki z początku przy stole siedzieli tylko Rita i James. Ale przy wydawaniu śniadania Jenny im powiedziała, że ta nowa blondynka to też od tej roboty dla senior Cantano. A z kolei Roxy podobnie usłyszała, że ta dwójka przy stole to właśnie ta ekipa co też podjęła się tego samego zadania co ona.

Wczoraj Roxy wróciła dość wcześnie. Kiepsko się zwiedzało okolicę w taki wiatr i burzę jaka zebrała się wieczorem nad miastem. To wróciła raczej wcześniej niż później. Przynajmniej się wyspała w wygodnym łóżku z czystą pościelą. Ta Jenny odgrzała jej coś z kolacji no a dzisiaj spotkała tą sympatyczną dziewczynę na stołówce. Kiedy wróciła reszta ekipy co wczoraj pojechała na miasto to nie miała pojęcia. Spotkała ich dopiero dzisiaj przy śniadaniu.

A ekipa co wczoraj wróciła razem burzą i wiatrem pod dom gościnny miała pewność, że odnaleźli szukanych sekciarzy. To dzisiaj wiedzieli pod jaki adres jechać. Rita zdołała nawet rozejrzeć się po tej sekciarskiej bazie. Jak się wśród tych potoków deszczu i grzmotów burzy zdołała wspiąć na dach nawet udało jej się znaleźć jakieś wejście do środka. Chociaż mało wygodne. Trzeba by było spuścić się z dachu w dziurę tuż pod dachem. I wówczas powinno się dać wskoczyć do środka. Problem w tym, że ta dziura musiała prowadzić do pomieszczenia w jakim ktoś był bo słyszała głosy. Ktoś tam z kimś rozmawiał. Nie słyszała słów ale głosy świadczyły, że pewnie trudno by im było nie zauważyć, że ktoś nagle wskoczył przez dziurę do pokoju w jakim byli. Była jeszcze pełnoprawna klapa na dach ale zamknięta od środka. Z zewnątrz nie miała żadnego zamknięcia by się do niej dobrać. Poza tym nie znalazła niczego obiecującego by dostać się do środka. Więc wróciła do ekipy czekającej we Wranglerze. No i dlatego po powrocie do domu gościnnego wszystko miała mokre. I jak sprawdzała rano to co miała wczoraj na sobie dalej było mokre.

No a dziś oprócz tego, że karnawał i niedziela to w sekcie był Dzień Pamiątek. Co według Tybalda było najlepszą przykrywką by się pojawili na kortach jako nowi współwyznawcy.

- Tak, oczywiście, wejdź proszę, zaraz przyniosę. - gdy tak sobie siedzieli przy stole rozmawiając w pewnym momencie Jenny podeszła do drzwi wejściowych i z kimś rozmawiała chwilę. Potem wróciła na stołówkę i z jakimś bidonem zniknęła w kuchni. W drzwiach zaś pojawiła się jakaś dziewczyna ubrana jakby urwała się z rozstańczonej parady jaka przechodziła za oknami.



https://www.lehwego.com/wp-content/u...202433_o.jp g

- Cześć. - przywitała się luźno z miłym uśmiechem widząc grupkę przy stole. - Ja tylko po wodę, zaraz sobie idę. - oznajmiła łagodnie wskazując na kierunek gdzie zniknęła Jenny z bidonem.


_______________________

Mecha 11


gojenie ran; Rita: Kostnica 7 suk > 8/9 > 9/9
gojenie ran: Tamiel: Kostnica 9 suk > 7/9 > 8/9


żar tropików; Rita: Kostnica 9 > nic
żar tropików; James: Kostnica 2 > nic
żar tropików; Roxie: Kostnica 1 > nic
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-01-2021, 13:47   #65
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Późny ranek, dom gościnny señor Cantano, Downtown, Miami.

Rita dokonała rozpoznania kortów zamieszkanych przez członków sekty i mogła się ostatecznie upewnić, że to dokładnie ta, której szukali. Niestety pogoda pod psem i zabezpieczenia budynku nie pozwoliły jej na zbadanie samej siedziby kultu. Zatem następnego miała pełną świadomość, że będzie musiała improwizować. Udało jej się zdobyć szmaty sekty, ale wydawały się jej podejrzane, a zapytana o Tybalda Jenny powiedziała, że prawdopodobnie dziś się nie zjawi. Cóż, nie mogła więc zweryfikować ich jakości, a to wymuszało na niej udawanie nowicjuszki zgodnie z pierwotnym planem. Ci jednak w jej mniemaniu mogli być pod baczniejszą obserwacją, niż zwykli adepci.

Przy śniadaniu zauważyła, że nie ma nikogo poza nią i Jamesem.
Dziś nasz wielki dzień, jak się czujesz brachu? — zapytała kierowcę.
Po jakimś czasie Jenny przedstawiła jej i Westowi jakąś jasnowłosą kobietę. Okazało się, że Cantano przydzielił im kolejną osobę do roboty. Czyżby wątpił, że sobie poradzą?
Witaj w ekipie, jestem Rita. Robię za ekspertkę od obchodzenia zabezpieczeń wszelakich. A ty, na czym się znasz? — zapytała Roxy.

Tymczasem za oknem w najlepsze trwał jakiś lokalny karnawał. Barwne tłumy zajęte zabawą powodowały dużo hałasu. Ricie jednak to nie przeszkadzało, była raczej rozrywkowym typem. I może sama wzięłaby udział w zabawie, gdyby nie to, że myślała o wykonaniu zlecenia. Siedząc nad talerzem, rozmyślała nad kolejnymi posunięciami i planem infiltracji siedziby sekty.

W pewnym momencie Jenny wpuściła do środka jedną z roztańczących kobiet, paradujących po ulicach. Rita spojrzała z uznaniem na jej barwny strój.
Cześć, nie ma sprawy. Zaraz pewnie Jenny ci coś przyniesie. A jak tam zabawa? Gdzie zmierza parada? Zastanawiałam się właśnie, czy nie wpaść tam później, rozerwać się nieco.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 18-01-2021 o 21:52.
Alex Tyler jest offline  
Stary 11-01-2021, 08:15   #66
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Downtown; dom gościnny Cantano

Rozie przeciągnęła się na łóżku i wyjrzała na majaczącą na horyzoncie jutrzenkę. Dawno tak dobrze nie spała. W czystej pościeli, bezpieczna. Powoli podniosła się na łóżku i zerknęła na uprzątniętą poprzedniego wieczoru torbę lekarską. Obok stał opróżniony plecak, a na stole piętrzyły się poskładane i otrzepane z kurzu rzeczy. Chwilę przypatrywała im się nim sięgnęła do kieszeni koszuli służącej jej za piżamę. Wyjęła z niej stare zippo i jak co ranek na kilka sekund zapaliła płomień. Te dwie rzeczy jej po nim zostały. To i wspomienie jak rano wstawał i odpalał papieros. Zapach dymu wypełniający ich sypialnię.

Westchnęła ciężko i postanowiła wziąć chłodny prysznic na dobry początek dnia.


- Roxy Bryant. - Roxy uśmiechnęła się nieznacznie do Rity. - Jestem lekarką. Podobno może wam się ktoś taki przydać. - Gdy odpowiedziała kobiecie jej wzrok przeniósł się na siedzącego obok mężczyznę.

- Coś ci się stało? Potrzebujesz jakiejś pomocy? - Przyjrzała się Jamesowi krytycznym wzrokiem.

Gdy przy ich stoliku pojawiła się ubrana na kolorowo kobieta Roxy posłała jej niechętne spojrzenie. Powierzchnię materii, która posłużyła dziewczynie za strój można by porównać do niewielkiej chusteczki. Widząc jednak, że Rocie to towarzystwo najwyraźniej odpowiada przeniosła wzrok na ściskany w dłoni kubek z kawą.
 
Aiko jest offline  
Stary 14-01-2021, 10:51   #67
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Kolejny poranek z przepięknym, błogim kacem wspomaganym bólem klaty. Błogostanu przerwanego skrzeczeniem papug, czy innego skrzydlatego cholerstwa nie potrafi spierdolić dnia zanim się dokładnie zaczął. Wieczorne włażenie po kortach, a właściwie spanie w samochodzie jednak się Jamesowi opłaciło, bo ból w klacie wyraźnie zelżał. A może to ból pod czaszką był silniejszy i wszystko się rozmywało? Nie zamierzał się uskarżać, i korzystając z dogodnych jak na kurierską robotę warunków, czyli czystej pościeli, w której właściwie nie pamiętał jak się znalazł, i z bieżącej wody w kranie, postanowił zrobić porządek z ostro już wybujałym zarostem. Postanowił też zmienić koszulę, na czystszą, choć niezbyt pasującą do skórzanej kurtki, z którą nie zamierzał się jednak rozstawać. Duszno w niej było, czasem wręcz parno, ale jako tako chroniła skórę przed moskitami, a czarny stetson osłaniał twarz od piekącego ostro, florydzkiego słońca. Czarny T-shirt, który tak lubił był podziurawiony, wiec James wydarł z niego kilka szmat, zamierzając użyć ich do czyszczenia samochodu lub broni.

Karnawał. Dawno nie widział porządnej zabawy, choć w przypadku Detroit najczęściej ścigano się do oporu, potem wlewano w siebie hektolitry alkoholu. Dziewczyny były również. Zawsze lgnęły do samochodziarzy, jak blacha do magnesu. W czasie imprezy, wszystko jest proste, wystarczy wrzucić na luz. Tu na luz wrzucili chyba dobry tydzień temu, bo chlali, bez opamiętania i stukali się chyba na każdym rogu. Z drugiej strony, jeśli po żarcie wystarczy wyjść do dżungli, i złapać to, co nie uciekło, to w sumie mogli mieć wakacje.
A propo luzu, James przypomniał sobie o samochodzie, do którego zszedł zaraz po porannym goleniu, i kolejnej pastylce. Nie zostało mu wiele, i zanotował w pamięci, aby rozejrzeć się za jakąś apteką. Pierwsze co zrobił po zejściu do Jeepa to starannie przetrzepał bagażnik, wyciągając z niego głowę zabitego przez Melody meksykańca. To szkaradne trofeum zaczynało już nieźle śmierdzieć i sinieć, a James szanował swój bagażnik i samochód o wiele bardziej niż honor jakiejś stukniętej baby z Apalachów, więc bezceremonialnie wrzucił całe zawiniątko z głową do pobliskiego śmietnika, aby tam popsuło komuś nastrój. Następnie starannie wytarł blachę bagażnika z krwii, zabrał rzeczy zrabowane zbirom w uliczce, zamierzając szczególnie ciepło zapoznać się z pistoletem zabitego człowieka Cantano. Nóż bojowy meksykańca, w fajnej, skórzanej pochewce przypiął sobie do pasa. Nie zapomniał wziąć niedopitej flaszki whisky, wkładając ją sobie do wewnętrznej kieszeni kurtki.
“Jeszcze pas do Colta i wyglądałbym prawie jak z Teksasu…” pomyślał schodząc na śniadanie. Zamierzał zjeść jajka, albo jakiś rosół, o ile byłby z tych drących się papug za oknem, jak ostatnio. Niestety, ciepłego posiłku nie było, a sam nie zamierzał fatygować sympatycznej azjatki, aby specjalnie dla niego w i tak hałaśliwy i duszny dzień rozpalała całą kuchnię. Kawy jednak nie odpuścił.

- Czuję się nieźle, jak na postrzał z czterdziestki - James zajął miejsce obok siedzącej przy stole Rity i wyjął broń Alonso, pokazując z czego oberwał, i czekając na zamówioną kawę, zaczął rozkładać i czyścić Sig Sauera, nasączając skrawki t-shirta whisky, a widząc stojącą na stoliku oliwę, użył kilku kropel aby zająć się sprężyną i mechanizmem spustowym.
Chwilę później, dosiadła się kolejna dziewczyna. Lekarka, sądząc po pytaniach.
- James West, miło mi - ukłonił się, patrząc przez dłuższą chwilę na Roxy i wrócił spokojnie do pucowania broni i picia kawy.

- Póki co nie. Jedynie czasu. Chyba, że miałabyś Mallonix. Zaczyna mi brakować - James skończył czyścić broń i sięgnął po papierosa, zaciągają się mocno. Omal się nie zakrztusił, widząc co wpadło do kamienicy. Pytania, które mu się cisnęły jakoś nie potrafiły znaleźć racjonalnej odpowiedzi. “Co to za strój? Skąd to się tu wzięło? Czy to nie jedna z tych, co nalewała drinki w wieżowcu?” Myślał, patrząc na blondynkę, co pewnie wyglądało jak gapienie się niczym sroka w gnat.
- Nie spiesz się. Poczekamy - ledwo mu się udało, bo na usta cisnęło się “Popatrzymy”.
Ale i tak było nieźle, jak na kaca, postrzał i prawie nagą blondynkę.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 14-01-2021, 20:29   #68
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2051.03.05; nd; późny ranek

Czas: 2051.03.05; nd; późny ranek
Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano
Warunki: stołówka, jasno, zabawa na ulicy na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, sła.wiatr


Wszyscy



Zza okien dochodziło zarówno ciepło jak i dźwięki muzyki i zabawy. Nawet zachmurzone niebo nie mogło tego stłumić. Tak samo jak szczerej ekscytacji kolorowo przystrojonej blondynki. Zachęcona słowami zrobiła te kilka powolnych kroków do środka stołówki bo do tej pory stała w progu, właściwie to nawet jeszcze w korytarzu. No a przy okazji wyliczała kolejne atrakcje jakie są zaplanowane na dzisiaj.

- Idziemy w kierunku Placu Owoców. - powiedziała wskazując za okno mniej więcej kierunek w jakim przesuwał się barwny i rozbawiony tłum na ulicy. - Nie jesteście stąd? Ale to nie szkodzi. Dzisiaj wszyscy pewnie będą szli na ten plac. Wystarczy iść za ludźmi. - zapytała chyba domyślając się, że mogą nie być tubylcami. Ale zaraz sama podała rozwiązanie jak w prosty sposób dołączyć do tej zabawy.

- Dzisiaj jest festyn i będzie się dużo działo! - roześmiała się bez skrępowania już się ciesząc na to co tam ma się dziać. Ale pewnie uświadomiła sobie, że goście senior Cantano pewnie mogą tego nie wiedzieć, więc zaczęła wyliczać na swoich smukłych palcach.

- Będzie pokaz orkiestr, konkurs na najlepszą salsę, znaczy taniec, to konkurs tańca. Będą wybory miss festynu a wieczorem pewnie po knajpach miss mokrego podkoszulka. Będzie konkurs wypieków więc będzie się można najeść za darmo. Aha no i konkurs na najlepszy kostium. No i zawsze przychodzi mnóstwo ludzi i jest zabawa do późnej nocy. - blondynka z entuzjazmem wymieniała te atrakcje na jakie widocznie strasznie miała ochotę i już się mogła się na nie doczekać.

- Może wpadniecie? Jestem Andrea. Ale wszyscy mi mówią Andy. Zamierzamy znaleźć metę w “Niebieskiej palmie”. Taka niebieska palma jest nad wejściem. - tłumaczyła chętnie jakby ten lokal miał być zaraz za rogiem. Ale jakoś w tym momencie wróciła Jenny z pełnym bidonem.

- Proszę. - oddała metalowy pojemnik właścicielce i uśmiechnęła się do niej tak samo sympatycznie jak zwykle uśmiechała się do gości.

- Dzięki wielkie. Strasznie się chce pić przy tylu tańcach. - Andy roześmiała się beztrosko łapiąc swój bidon i ruszyła w stronę wyjścia na pożegnanie machając do gości swoją zgrabną rączką na pożegnanie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 14-01-2021 o 20:49.
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-01-2021, 22:38   #69
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Późny ranek, dom gościnny señor Cantano, Downtown, Miami.

Rita wysłuchała nieznajomej i odezwała się dopiero gdy usłyszała, że Jenny wraca z wodą
Tak, nie jesteśmy tutejsi, Andy. Ja z pewnością później wpadnę na zabawę. Po śniadaniu jednak mam pewną sprawę do załatwienia. Więc raczej za kilka godzin. Trzymaj się — pożegnała ciepło paradnie wystrojoną blondynkę.
Gdy tamta wyszła, złodziejka artefaktów w sposób oględny wtajemniczyła Roxy w plany ekipy. Zrobiła to, ponieważ okazało się, że ludzie Cantano i sam boss niewiele powiedzieli tamtej o dotychczasowym przebiegu zadania. W każdym razie nowa została poinformowana o tym, że muszą dorwać z niedawno zlokalizowanej siedziby sekty mapę prowadzącą do jakiegoś zaginionego miasta i artefaktu – Rebisu, który chce dorwać ich zleceniodawca. Żeby dostać się do poszukiwanego przedmiotu, będą musieli udawać nowicjuszy osobliwej sekty, która jest w jego posiadaniu. Z relacji brunetki felczerka mogła dowiedzieć się, że grupa dziwaków zamieszkuje korty tenisowe w okolicach Miami Beach. Ostrzegła też nową, żeby nie odzywała się przy religijnych świrach, ponieważ operują oni unikalnym językiem oraz zestawem gestów, których nieznajomość mogłaby ich zdradzić. W razie czego miała mówić specjalistka od zabezpieczeń, albo James.



Południe, okolice Miami Beach, zamieszkałe korty tenisowe, Miami.

Będąc na miejscu, Rita śmiało ruszyła w kierunku głównego budynku mieszkalnego. Wyposażona w wiedzę odnośnie układu budynków na terenie kortów oraz znajomość „Dobrej Mowy” czuła się dość pewnie w nowej sytuacji. Po drodze wypatrywała jakiegoś osobnika z opaską na czole, czyli kogoś wyżej w hierarchii sekty. A gdy takowego dostrzegła, podeszła do niego i przemówiła z emfazą.
Z dobrem, obudzeni bracia! Myśmy nowo wykluci neofici, z ramienia Tertuliana nabywamy z progów Sodomii, ckniąc za grzechy i łaknąc egzogenezy. Szukamy radiacji oświecenia w waszej schronozagrodzie. Święto Pamiątek to najlepsza okazja ku duchowemu prawdowzmocnieniu, nieprawda li toż? Wielebny Amos przystąpił już ku darowyznaczaniu? Nie chcielibyśmy go ominąć.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:58.
Alex Tyler jest offline  
Stary 22-01-2021, 16:55   #70
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację

West bawił się setnie, oglądając kolorowe, opalone zjawisko, które wdepnęło do ich miejscówki jakby nigdy nic. Pozostawił jednak gadanie dziewczynom, bo pewne rzeczy się nie zmienią. Na przykład nikt tak szybko nie spławi atrakcyjnej kobiety jak inna kobieta. James spokojnie mógł więc zająć kawą, podziwianiem widoków za oknem, a na końcu skończyli na edukacji nowego członka ekipy. Członkini.
Cała sprawa była nieco dziwna. Cantano wciąż rekrutował ludzi, co akurat James rozumiał. Chciał mieć to coś, co było na tej mapce i najpewniej nie obchodziło go specjalnie, ilu ludzi wyśle, o ile choć jedna osoba dostarczy mu tego, czego chce.
To, że wysyłał ich bez odpowiednich informacji było już nieco dziwniejsze, ale mogło jeszcze być wytłumaczone tym, że ekipa dołączyła niedawno. Być może Tybald, który mógł dzisiaj rano być z nową, jak i starą ekipą zachlał gdzieś, albo załatwili gościa gdzieś na mieście. To nie miało znaczenia, bo był nieobecny, z tego czy innego powodu i Rita spokojnie mogła wyjaśnić Roxy co i jak. Kierowca dodawał jedynie pojedyczne zdania, tu i ówdzie dopowiadając rzecz ze swojego punktu widzenia, ale powiedzieć, że Rita odrobiła lekcje, byłoby niedomówieniem.
Kawa, jak i spotkanie niestety szybko się skończyła, a z uwagi na fakt, iż nie mieli czasu na następną, James poszedł spakować swój skromny dobytek i jak zwykle sprawdzić samochód.



- Amen bracie. - dodał James wzmacniając wypowiedź Rity. Dziewczyna miała gadane, to było pewne. Ilość shitu jaki im zaserwowała zadziwiał. Właściwie James niewiele z tego zrozumiał. Tybald wspomniał coś, że mają pierdolić nawiedzone farmazony, więc można było ściemniać coś na szybko. Ale w tej chwili zdał sobie sprawę, że dobrze było mieć okulary przeciwsłoneczne na oczach, bo maskowały wesołość. Z wesołymi oczami nie sprzedasz dobrze kitu, to było pewne. Każdy zacznie się śmiać, i potraktuje cię jak wesołka. Rita z tym swoim poważnym podejściem, serwująca taką gadkę sprawiała wrażenie, jakby absolutnie wierzyła w to, co gada. Przynajmniej takie wrażenie miał kierowca.
- Egzogenezy - mruknął zastanawiając się, jak bardzo pogięty był gość, który to wymyślił i dla jeszcze mocniejszego wsparcia Rity w jej wysiłkach, kiwnął energicznie głową, jakby był absolutnie przekonany o prawdomówności swojej koleżanki. Innymi słowy, tak jak przykazał Tybald, robili z siebie nawiedzonych kretynów. A zabawa najwyraźniej się zaczynała. James zaczynał jednak żałować, że się porządnie nie nawalił. Po połówce whiska, mógłby Ritę przegadać. Był tego absolutnie pewien, i dlatego ponownie kiwnął głową, aż kapelusz nieco podniósł się mu na skroniach, kiedy zdał sobie sprawę, że Rita już nic nie mówi.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172