Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-02-2008, 18:03   #91
 
Ragnaak's Avatar
 
Reputacja: 1 Ragnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwu
- masz rację Doti. Jeszcze mogą z nim być problemy, ale to będziemy martwić się kiedy indziej.

Lysander na chwilę się zamyślił, zaczął analizować całą drogę, przeszłość, przyszłość ... ale po chwili został "wytrącony" ze swojego stanu, swoistego rodzaju medytacji

- Słyszałem iż nie macie porządnego medyka chirurga w osadzie, więc dzisiaj jestem i możecie mieć moje usługi . Nie zedrę z was skóry.

- Litości Dotti. Jeszcze zdążysz im sprzedać swoje usługi.


- Gwarantuje, że będzie ich aż nadto. Póki co zdecydujmy czy odpoczywamy i z samego rana ruszamy dalej, czy też zostajemy ale wtedy przydało by się ustalić naszą wersję zdarzeń.

Lysander spojrzał to na Doti to na Roberta. Był w dziwnym nastroju, ale mało kto był w stanie zobaczyć różnicę. Drużyna go za mało zna, a bracia ... braci tutaj nie ma. Nie miał ochoty przeprowadzać mszy lub przemowy na temat wiary i innych z tym związanych rzeczy. Może to było spowodowane tym, że nie chciał za bardzo rzucać się w oczy lub zostać rozpoznanym. W końcu ktoś ich ściga. Gdyby zginął to by oznaczało, że tak musiało być, ale nie chciał narażać innych.

- Doti ... Robert ma rację. Jeśli jutro mamy wybywać to nie ma co się zbytnio rzucać w oczy. Jakby co to razem podróżujemy od dłuższego czasu i przybywamy ... no właśnie? Z jakiego kierunku? Bo na pewno nie ... wiadomo skąd.

Obserwował jak Alex się kręci. Rozmawia z barmanem, znów sie kręci. Czy jakoś tak. Widać był w dobrym nastroju. To dobrze. Nie ma co się zamartwiać, ale z drugiej strony Shrike był ciekaw czy ów kierowca chodź trochę się martwił tym całym bajzlem w ZSA, molochem i innym gównem. Czy po prostu żyje z dnia na dzień ... po chwili wstał od stolika i podszedł do barmana.
- dajcie coś do przekąszenia oraz jakąś gorzałkę ... aaa i dobry człowieku ile bierzesz za nocleg od Kościoła Wiecznego Gniewu?

Czekał na odpowiedź oraz na gorzałkę i jakiekolwiek jedzenie ... Zjadł. wziął gorzałkę i stanął na środku pomieszczenia. Uchylił kapelusz na znak uznania w kierunku tajemniczego osobnika po czym wzniósł kufel do góry.
- Niech Pan Niebieski czuwa nad wami, niech wam sie wiedzie, traktujcie swoich znajomych jak siebie samego, a kiedy nadejdzie zły czas, abyście stanęli nie tylko w obronie własnego domu, ale całej społeczności. Wasze zdrowie dobrzy ludzie ... Amen

Po czym wyszedł na zewnątrz gdy do jego uszu dotarły dźwięki muzyki. Widok był nie typowy, ale miły. Na swój sposób Lysander kibicował Alexowi, a gdy ten usiadł na masce, zaklaskał trzy razy ... podszedł bliżej.

-piękne niebo ... takie spokojne i daje do myślenia. Można się odprężyć. łyczka? (wskazując na kufel, który trzymał) ... trzeba ustalić skąd przyjechaliśmy w razie kłopotów i ... przykro mi, że zostałeś w to wmieszany, ale najwidoczniej Pan Niebieski ma jakieś plany wobec Ciebie.
 
__________________
Miarą sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!!
Ragnaak jest offline  
Stary 11-02-2008, 19:27   #92
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alexander popatrzył na Lysandra i uśmiechnął się lekko. Ten człowiek był być może trochę dziwny, a jego religia z pewnością do takich należała, ale w końcu co to za różnica? W tych popieprzonych czasach normalność była towarem mocno deficytowym. Zresztą co oznaczała moralność? Co na dobrą sprawę oznaczała religia. Jeżeli dawała komuś radość i nadzieję, to dlaczego miano by z niej rezygnować? Jeżeli dawała te dwie rzeczy, jeżeli pozwalała komuś obudzić się rano z chęcią przejścia jeszcze paru kroków, z chęcią przeżycia kolejnego dnia to czy mogła być zła?

-Masz kaznodziejo, smacznego- powiedział podając mu butelkę. Słowa chociaż mogły wydawać się cyniczne Olszański wypowiedział je ze spokojem. W jego ustach słowo kaznodzieja zabrzmiało lepiej, niż u niejednej osoby: ksiądz.

Popatrzył jak Shrike nalewa sobie trunku i oddaje mu butelkę. Kiedy tamten upił łyk Alex odezwał się ponownie -Nie przejmuj się tym, że zostałem w coś wciągnięty. Sam potrafię się doskonale wpędzać w kłopoty, a w tych mam przynajmniej towarzystwo. A jeżeli chodzi o jakąś wspólna wersję ... wymyślmy jakiś cel naszej podróży. Najlepiej, żeby wyglądało na to, że podróżujemy razem dla wygody. Co jeżeli chodzi o moją osobę jest po części prawdą ... - Kierowca popatrzył w gwiazdy.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 11-02-2008, 21:48   #93
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Steve jeszcze nigdy nie był w takim położeniu. Przynajmniej do tego, co w pustyni natrafił nikt nie rościł sobie specjalnie roszczeń, ewentualnie dzikie zwierzęta, które wylegiwały się w pobliżu naprawdę dużych gambli, a i wtedy je omijał. Wolał żyć w spokoju z naturą, jak ona żyła z nim. Problemem natomiast byli ludzi, gdyż ci do zwierząt całkiem niepodobni, byli nimi w istocie, to tak, jakby wilka przebrać za konia i kazać mu jeść banany jak małpce, parodia ludzkości.

Siedział spokojnie z resztą drużyny, wieczór mijał, ludzie w barze pili, krzyczeli, i się bawili, każdy jak umiał. Mimo całej ten otoczki, nie mógłby wytrzymać pośród ludzi dłużej niż tydzień, góra dwa. Ludzie są istotami stadnymi, człowiek nie potrafi być człowiekiem bez innego. W takim razie kim ja jestem, pomyślał Steve, uśmiechając się w duchu. Naprawdę, cieszył się, że nie musiał żyć pośród tego motłochu, że był zdany tylko na siebie, na swoje możliwości, życie dla niego było całkiem proste, a wyznaczał mu je pustynny wiatr. On był jak drobina piasku, porywana przez ten wiatr. Nie mógł wyobrazić siebie, jako jakiegoś handlarza w miejscowości poskładanej w większości z odpadków starego świata, złomu, samochodów, śmieci. Nie mógł się osiedlić nigdzie, nawet gdyby chciał. Był wolnym duchem, twierdził, że każdemu przeznaczony jest inny los, gdy ludzie czasem go o to zapytywali, czemu trudni się tym, czemu żyje na pustyni, z dala od ludzi.

Pustynia to mój dom – odpowiadał. – Niczym nie różni się od twojego, tylko, że ja nie potrzebuje ograniczonej przestrzeni, aby poczuć się jak u siebie – dodawał zazwyczaj. Westchnął, popatrzył na swojego druha, leżącego pod szpulą. Nie dla mnie to wszystko, pomyślał. Wziął plecak i wyszedł z wilkiem, nużyła go atmosfera tego lokalu, pójdzie pooglądać niebo. Zawsze je miał nad sobą, i nigdy nie mógł się poczuć bezpiecznie otoczony ze wszystkich ścianami, i sufitem.

Przestąpił próg, odetchnął świeżym powietrzem. Zaduch w barze był nie do zniesienia. Kapelan, oraz ich nowy znajomek, Alex siedzieli razem na wozie, popijając bimber. Każdy ma swój sposób na życie. Z ulgą spostrzegł, iż gwiazdy wciąż bystro błyskały z nieba do niego, nie zniknęły. Wciąż wytyczały kierunek, wciąż były natchnieniem, jak i zagadką dla wielu ludzi. W tym także dla czerwonoskórego, ale zazwyczaj ograniczał się do ziemskiej egzystencji.

Minął wóz, a gdy jego kompani spojrzeli na niego, uśmiechnął się tylko lekko.
- Idę się przejść - rzucił. Nie chciał spać w lokalu, znajdzie sobie jakieś ustronne miejsce w mieście, gdzie położy się wśród sterty gruzu, czy zdezelowanego wraku, i zaśnie ze swoim kompanem przy boku. Zdecydowanie nie czuł się za dobrze w mieście. Zresztą, nie miał zbyt wielu gambli, z którymi chciałby się rozstać, a to, co zagrabili jego przyjaciele, należy do nich. Nic nie wymagał nigdy od nich, zresztą, wiele razy zrekompensowali mu się z nawiązką. Steve nigdy nie pociągnął za spust.

Rano z pewnością obudzi się dość wczesnym rankiem, na tyle, by spokojnie poczekać na resztę drużyny, gdy ta będzie się zbierać do drogi. No i z pewnością dowie się, kiedy przyjedzie cały ten pułkownik.
 
Revan jest offline  
Stary 13-02-2008, 12:24   #94
 
Ragnaak's Avatar
 
Reputacja: 1 Ragnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwu
- słuchaj Alex. Jeśli chodzi o wygody to dobry pomysł. Ale skąd jedziemy ... bo jakby patrzeć to dość ważne. Mogliśmy się spotkać w jakiejś miejscowości lub wiosce lub w dziurze, jakoś nawiązała się gadka, a teraz razem jeździmy jako drużyna i szukamy gambli (Lysander wziął łyk bimbru). Może taka wersja była by najlepsza? Tylko jeszcze jakaś wiocha, a właściwie jej nazwa. Może Vegas? Vegas leży na zachodzie, a my jakoś teraz przyjechaliśmy ze wschodu, chyba, że już mi się kierunki pomyliły.

Po chwili pojawił się Steve, który zerknął w stronę nieba po czym rzucił w kierunku kierowcy i kaznodziei :
- Idę się przejść.

Shrike podniósł bimber do góry na znak " twoje zdrowie" i dodał :
- tylko uważaj na siebie (lekko się uśmiechnął, bo wiedział, że człowiek pustyni na pewno sobie da rade ... na pewno na pustyni da sobie rade lepiej niż cała drużyna razem wzięta). Bo nie chcielibyśmy stracić sokolego wzroku, wilczego słuchu i osoby zaradnej.

I znów podniósł bimber na znak "twoje zdrowie" ... mieć w drużynie survivalman'a to bardzo przydatna sprawa, a poza tym nie ma co narzekać na Steve. Ma swój świat, ale w dzisiejszych czasach ... kto go nie ma?

Lysander spojrzał w gwiazdy ...
 
__________________
Miarą sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!!

Ostatnio edytowane przez Ragnaak : 15-02-2008 o 11:31.
Ragnaak jest offline  
Stary 14-02-2008, 10:33   #95
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
- Proponuje przyjechać z północy lub południa. Przeciwny kierunek nie będzie zbyt dobrym wyjściem. Mogą coś podejrzewać. - rzekł do reszty po czym wstał i zabrał swoje rzeczy - Zastanówcie się nad tym. Ja zaraz wracam.

Wyszedł z baru i skierował się do jedynego sklepu w okolicy. Musiał w końcu pozbyć się tego zdobycznego kałacha i zakupić amunicji trochę. A po ostatniej walce trochę mu ubyło.

- Tak ? - sprzedawca łypnął na niego zza lady czyszcząc jakiś nóż

- Mam chwilowo niepotrzebny karabin. Z chęcią go wymienię na naboje i może coś jeszcze - odparł Robert rozglądając się po sklepie przez chwilę po czym ściągnął z ramienia AK47 i położył na blacie - Ile dajesz za niego ?

Gość schował nóż i wziąwszy broń obejrzał go dokładnie.
- Widać na nim ślady zużycia, nie jest w najlepszej formie. Ale mogę ci zaoferować powiedzmy 35 gambli.

- Heh, cena może i dobra. -
odparł Robert stukając w blat palcami - Ale mam lepszy pomysł. Daj mi 20 naboi 0.45 do Colta oraz nóż bojowy i będziemy kwita.

Sprzedawca łypnął na niego okiem i parsknął
- 10 naboi i nóż będzie jeszcze lepszą ofertą

- 24 bez noża i koniec targów. -
nie miał zamiaru odpuścić tak łatwo.

- Niech będzie
- mruknął typek. Schował broń i odliczywszy naboje położył paczkę na blacie.

Robert skinął głową i zabrawszy naboje opuścił sklep kierując się z powrotem do baru. Musiał się napić i dowiedzieć co też wymyśliła reszta. Ewentualnie starcie było bowiem ostatnią rzeczą, na którą mogli sobie pozwolić.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 17-02-2008, 12:16   #96
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Noc zaczynała spowijać Bloomington. Jak to na pustyni, temperatura spadła blisko zera. Ulice opustoszały, gdzieniegdzie paliły się beczki, przy których ogrzewali się strażnicy patrolujący ulice. Były to zresztą jedyne źródła światła, na generator prądu w miasteczku stać było nielicznych, czyli szeryfa i właściciela baru „Czarnej Nimfetki”. Mieścina nocą wydawałaby się spokojna, ludzie zabarykadowali się w swoich domach, niby spokój, do Północy daleko, czyli Moloch nie zagrażał, ale każdy czuł się bezpieczniej przy zamkniętych drzwiach.

Czerwonoskóry wędrował przez ciche uliczki, starał się nie wchodzić w drogę strażnikom. „Po co się niepotrzebnie tłumaczyć”. Szukał w ruinach miejsca gdzie mógłby się przespać, wolał opuszczony budynek niż zatłoczoną knajpę. Idealne miejsce znalazł, przecznicę od „Nimfetki”. Zniszczony przedwojenny dom, którego eksplozja pozbawiła dachu. Wszedł po ledwie trzymających się kupy schodach na piętro, czujny i zwinny Arukard znalazł się tuż za nim. „To dobre miejsce na nocleg” – pomyślał spoglądając przez otwór w murze, który kiedyś był oknem. Miał stąd idealny widok na bramę przez którą wjechali, ewentualny pościg też będzie miał na oku. „Przynajmniej mam taką nadzieję…” Zasnął kamiennym snem, wilk ułożył się w jego nogach.

Alex z satysfakcją położył się na prowizorycznym łóżku, sprężyny wydały z siebie niepokojący odgłos, ale wytrzymały. Był zmęczony, dość wrażeń jak na jeden dzień. Uzgodnił wcześniej z kaznodzieją wersję którą w razie czego przedstawią, gdyby ktoś ich szukał. Zasnął snem sprawiedliwego… albo raczej lekko upojonego miejscowym bimbrem człowieka.

Goście w knajpie długo słuchali opowieści Zabójcy o walce na Arenie. Łowca dumnie prezentował strzelbę, którą skrócił pieprzonemu mutasowi jego pieprzone życie. Zainkasował niezłą kasę za walkę. 20 nabojów do strzelby, 2 medpaki i wojskowy nóż bojowy, wzbogaciły jego dobytek. Czarnuch sprowadzony do parteru, załatwił mu jeszcze pokój w „Nimfetce”. Ross odreagował porządnie stres, świadczyła o tym ilość gorzały jaką w siebie wlewał. Około północy, reszta ekipy wraz z Łowcą, zadekowała się w jego pokoju, wszystkie inne były już zajęte. A zresztą po co płacić, jak można za darmochę?

*****

Facet siedział w barze, popijając leniwie piwo i obserwując spod kapelusza wydarzenia w barze. Tylko siedział i patrzył, a właściwie spał, bo takie chciał sprawiać wrażenie. Jego umysł przetwarzał zdobyte informacje, „Ten co latał ze śrubokrętami, to pewnie monter, jest i pani doktor, Kościół Wiecznego Gniewu, też się znalazł…No proszę co za ekipa”. Poczekał, aż lokal opustoszeje, przyjezdni zniknęli na piętrze. Wstał, zapłacił barmanowi za trunki i wyszedł na zewnątrz. Chłodne powietrze sprawiło, że mocniej naciągnął wytarte ponczo na ramiona. Mimo, że nie był tutejszy doskonale orientował się w terenie. Jego zadania tego wymagały, musiał wiedzieć, co? Kto? Z kim? I gdzie? Cztery najważniejsze pytania, wyryte w umyśle jak mantra. Wreszcie dotarł do celu, mała niska opuszczona chatka, na skraju miasteczka, tuż przy murze ze złomu. Obejrzał się jeszcze raz za siebie, czy nikt go nie śledził. Wszedł ostrożnie do środka. Liczył szeptem kroki… raz… dwa… trzy… podniósł wyżej nogi, musiał uważać, na sznurek od Claymora, nie chciał by 700 stalowych kuleczek zrobiło z niego sito. Odwalił stertę spróchniałych desek, wyciągając z kąta, mała metalową skrzyneczkę, przekręcił potencjometr… mała dioda radiostacji zamrugała przyjaźnie…

*****


Odgłos silnika zbudził Steva, zerwał się jak oparzony do okna. Zmrużył oczy pod wpływem porannego światła, po chwili widział już całkiem wyraźnie. Przez bramę, którą oni wczoraj przekroczyli wjeżdżał właśnie humvee, podobny do tego, jaki zostawili płonący przy drodze.



Arukard warknął ostrzegawczo zbiegając po trzeszczących resztkach schodów na dół. Tropiciel był tuż za nim, chciał wybiec przez pozbawione futryny drzwi, ale w ostatniej chwili zdążył się schować. Na środku placu stały cztery uzbrojone po zęby Hummery, a wokół nich kręciło się kilkunastu żołnierzy.



„Co robić?” – myślał gorączkowo.

*****


Starszy, postawny mężczyzna zszedł z wieżyczki TOW umieszczonej na jednym z Hummvee. Szeryf już na niego czekał na placu, w ciemnych okularach i białym Stetsonie. Przywitali się, jakby się dawno nie widzieli. Stróż prawa poczęstował wojskowego cygarem, po chwili oboje pykali kłęby tytoniowego dymu w powietrze.

- Jak Ci leci Connors? Stary draniu, aleś się urządził, cały oddział pod twoim dowództwem, już na Froncie lubiłeś dowodzić.

- Tak jakoś wyszło, słuchaj mam pytanie nie przybyli do miasta jacyś nowi? Wczoraj albo dzisiaj rano? Najprawdopodobniej ze wschodu? Popytaj się strażników, mam podejrzenia, że przywłaszczyli sobie sprzęt US Army… - walił prosto z mostu pułkownik.

- Nowi powiadasz, wczoraj zaczepił mnie jeden z Kościoła Wiecznego Gniewu, czy nie mam roboty… Odpowiedziałem, że nie mam… lepiej nie ufać tym popaprańcom. Tyle, że on mówił, ze przybył z północy bodajże… Cholera nie pamiętam. Zaraz wyślę chłopaków do wschodniej bramy..

Stali chwilę gawędząc o starych czasach, walkach na Froncie i takich tam.

Podbiegł do nich facet w mundurze strażnika: - Wade, ze wschodniej bramy, mówił, ze wpuszczał wczoraj szóstkę podróżnych, tym samochodem – wskazał na wóz Alexa stojący pod „Nimfetką” – kaznodzieja też był z nimi. Reszta posterunków melduje, że nikogo nie wpuszczali.

- To by pasowało – powiedział pod nosem Connors – Gdzie się zatrzymali? – ryknął na strażnika.

- W barze, sir! – podwładny szeryfa spojrzał z obawą zmieszaną ze zdziwieniem na pułkownika.

Wojskowy odwrócił się do swoich żołnierzy. – Thomson, weź drużynę i otocz budynek. Kapralu Carrier, weźcie ckm i zabezpieczcie tylne wyjście. Ale już!!!

- Connors co się do cholery dzieje? Nikt nie będzie strzelał w moim mieście!!! Wyjaśnij mi to… natychmiast!!! – twarz szeryfa robiła się coraz bardziej czerwona ze złości.

- Nic się nie dzieje przyjacielu, to sprawa Armii, oni zabrali coś co należy do nas… prawdopodobnie…


*****

Rossa bardzo bolała głowa, chyba przesadził wczoraj z tym świętowaniem. Wstał, rozejrzał się po pokoju, reszta towarzyszy jeszcze smacznie spała. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie… błyskawicznie cofnął się, krzycząc tylko: - O kurwa!!! - Rzucił się w stronę swojej broni.

Na zewnątrz budynek otaczali żołnierze.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 24-02-2008, 16:47   #97
 
Lavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie coś
Mężczyzna pobalował wczorajszego dnia ciesząc się z kolejnego rozwalonego mutka. Trochę przesadził z alkoholem który nie różni się niczym od kwasu do akumlatora ale jakoś wtedy o tym nie myślał. Pobudka była ciężka, ból głowy, susza w psyku i trochę wody w bukłaku którego tak szybko wyzerował jak tylko był wstanie. Reszta jego towarzyszy smacznie spała, Grey tymczasem podszedł do okna drapiąc się po głowie. Wyglądając przez okno doznał szoku i przez chwilę nie ruszał się z miejsca. Nie wiedział czy to co widzi to jakieś zwidy po wczorajszym alkoholu, jakaś fata morgana czy jeszcze inne gówno. Nagle dotarło do niego że trzeba się cofnąć bo mogą go zauważyć.

- Kurwa !!! - zaklął pod nosem po czym od razu rzucił sie po broń.

- Wstawać do jasnej cholery. - starał się nie krzyczeć zbyt mocno by go nie usłyszeli kolesie z zewnątrz. Widząc że to nie wiele pomaga kopnął ze dwa razy w czyjeś łóżko po czym od razu zabrał się do pakowania wszystkiego tak szybko jak tylko się dało.

- Cholera za oknem mamy gwardie narodową. Musimy mieć na szybko plan. - mówił jednocześnie wiążąc buta - Moje opcje są takie: Nie widziano mnie z wami za dużo więc może wyjdę pierwszy, nie przyznam się do was i może jakoś was potem z kimś odbije, o ile mnie puszą. Papiery proponowałbym schować gdzieś miedzy szczelinami w podłodze, najlepiej na korytarzu bo tutaj na pewno zajrzą.

Mężczyzna wstał patrząc na resztę, rozejrzał sie po pokoju za papierami które ewentualnie mógłby schować.

- No i ostatnia opcja, atakujemy 4 hummery, odział żołnierzy, jednocześnie bawiąc się w polowanie na kaczki. Ma ktoś lepszy plan ja dzisiaj jestem skacowany więc za wiele nie myślę ?
 
__________________
"I never make the same mistakes twice" -- by Me :P
Lavi jest offline  
Stary 25-02-2008, 10:33   #98
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Wieczór nie był zbyt obfitujący w wydarzenia. Cóż jeśli nie liczyć wiadomości o nadciągających kłopotach było wręcz nudno.
Drzemkę przerwało chrapliwe budzenie łowcy poparte kopniakiem w łóżko. Robert zerwał się na nogi jeszcze wpół śpiący ale z gnatem w dłoni. Rozejrzał się po pokoju i uspokoił.

- Cholera za oknem mamy gwardie narodową. Musimy mieć na szybko plan. - mówił łowca - Moje opcje są takie: Nie widziano mnie z wami za dużo więc może wyjdę pierwszy, nie przyznam się do was i może jakoś was potem z kimś odbije, o ile mnie puszą. Papiery proponowałbym schować gdzieś miedzy szczelinami w podłodze, najlepiej na korytarzu bo tutaj na pewno zajrzą.

Ta wiadomość od razu postawiła go na nogi. Pierwsze co zrobił to sprawdził stan magazynka broni i uzupełnił o ewentualne braki. Chwilę później dopinał pas pełen amunicji i poprawiał na sobie ubranie.

- Nie przyznasz się tak ? - mruknął spoglądając na niego - Może jakimś cudem odbijesz tak ? Ciekawi mnie bardzo sposób odbijania z rąk wojska przez jak to określiłeś dwóch ludzi. Papiery może i schowasz, ale je mogą znaleźć. Lepiej je zjeść.

Sprawdził czy ma wszystko przy sobie, podniósł głowę. "Zasadzka, gangerzy..." - pomyślał.

- Mam inną opcję. Jadąc tutaj wozem natknęliśmy się na gangerów z hummerem i wyrzutnią rakiet. Rozwaliliśmy ich i zabraliśmy to co przedstawiało dla nas jakąś wartość. To by wyjaśniało skąd mamy to co mamy. - rzekł do reszty - Zawsze warto wrobić w problemy kogoś innego.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 25-02-2008, 11:19   #99
 
Ragnaak's Avatar
 
Reputacja: 1 Ragnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwu
Anioł nadleciał z niebios niczym grom z jasnego nieba i uderzył z całych sił w Holokausta - upadłego anioła. Nie miał szans więc poprosił Lysandera o pomoc, który bez wahania i namysłu ruszył wspólnie z Archaniołem do walki ze złem. W oddali widział swoich towarzyszy przetrzymywanych przez psy gończe, które chciały rozedrzeć ich na strzępy ... przeleciała lekka myśl kaznodziei czy to jawa czy sen, a może koszmar ... co oznaczał ??

- Cholera za oknem mamy gwardie narodową. Musimy mieć na szybko plan. - mówił łowca - Moje opcje są takie: Nie widziano mnie z wami za dużo więc może wyjdę pierwszy, nie przyznam się do was i może jakoś was potem z kimś odbije, o ile mnie puszą. Papiery proponowałbym schować gdzieś miedzy szczelinami w podłodze, najlepiej na korytarzu bo tutaj na pewno zajrzą.

Dochodziły do niego jakieś dziwne dźwięki. Przebudził się i zdał sobie sprawę, że sen, wizja stają się rzeczywistością. Wszyscy zaczynają się budzić. Za wolno tak naprawdę jak na te warunki. Później Robert zaczął swoją dywagację w stronę łowcy. Zresztą słuszną.

- spokojnie Robert. Ale masz rację. Przyjechaliśmy z północy. Tam sie poznaliśmy. potem postanowiliśmy udać się na południe w poszukiwaniu lepszych gambli bo ciągła walka z mutantami i maszynami większość już zmęczyła. Przy okazji miałem wizję, że Pan Niebieski chce nas widzieć na południu, że teraz tam musimy zaprowadzić porządek. Z daleka widzieliśmy jakąś walkę i postanowiliśmy zboczyć z trasy i przyjechaliśmy tutaj. Nie mogliśmy walczyć z Hammerem ponieważ ciała bandytów są tak ułożone, że to oni zaatakowali pojazd. Jeśli chodzi o papiery to bym proponował aby ktoś zapamiętał współrzędne lub każdy po trochu, a następnie je zjeść. Jeśli historyjka nie przejdzie to wówczas na pewno nas nie zabiją bo będziemy posiadali zbyt cenne informacje ... Walka z wojskowymi raczej odpada. Są dobrze zorganizowani, a my ze sobą raczej nie. Jeśli chodzi o walkę. Ew. jak już dojdzie do starcia to będzie trzeba wspólnie jedną siłą uderzyć w ich najsłabszy punkt, chodź niestety nawet pojedynczy pojazd jest dla nas za silny. My nie mamy broni ciężkiej, a on jest opancerzony. Proponowałbym załatwić to w miarę pokojowy,a w najgorszym razie postarać się wycofać lub zmusić ich do odjazdu spod tego budynku co by Alex mógł odpalić swoje auto, a potem ...
 
__________________
Miarą sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!!
Ragnaak jest offline  
Stary 25-02-2008, 18:59   #100
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
W gospodzie nie udało się Doti znaleźć chętnych na usługi medyczne, ale nic grunt to reklama, jak słyszała w jakimś filmie z przed wojny i molocha.
Spokojnie dokończyła posiłek poczym udała się na spoczynek.

*****

Poranek rozpoczął się niezbyt przyjemnie. Nagle wyrwana ze snu Medyczka zawsze była zła.
Sceny, które rozgrywały się na zewnątrz nie wróżyły nic dobrego dla niej i jej towarzyszy. Siły tego czegoś, co ich otaczało były przeważające, zarówno w liczebności jak i sile ognia. Jeśli chcieliby tylko ich zabić, swobodnie mogą to zrobić, zmieniając chociażby ten budynek w stertę gruzu.
Doti z irytacja spoglądała na prężących muskuły samców.
„Co oni myślą, iż rozwala kilkunastu abo i więcej bardzo dobrze uzbrojonych żołnierzy. Nie przypominają sobie, że niewiele brakowało, aby trójka gangerów posłała nas do piachu, a mieli tylko wyrzutnię pocisków. Ci mogą mieć wszystko, nawet miotacz płomieni. Brry.”
Dreszcz obrzydzenia przebiegł Doti na wspomnienie oglądanych skutków użycia miotacza.

- Idioci –warknęła zdenerwowana.
- Czy wszyscy faceci to idioci, walczyć z taka siłą nie wiedzę nawet, co tam w tych ładnych terenówkach mają. Musimy się grzecznie podać, a jestem pewna, że ci są z takich, co wpierw rozbrajają, a potem zadają pytania. – szybko krążyła po pokoju.
- Kochones większe od rozumu.

Zatrzymała się przed kaznodzieja i zmierzyła go wściekłym wzrokiem.

- Twój plan był najlepszy Lysander, ale po kiego rozważasz walkę, komu chcesz zaimponować i czym. Pieprzony Geralissimus. Oczywiście przy gangerach nas nawet nie było, a w ogóle to przyjechaliśmy z północy. Jakby się, kto pytał przyjechaliśmy z północy. Czemu do miasta wjechaliśmy od wschodu, bo po co miejscowi mają wiedzieć skąd przybywamy.

Krążąc rzucała piorunujące spojrzenia na zebranych.

- Kto widział Steva, ciekawe gdzie znikł.


Wyjrzała przez okno.

- Dużo czasu nie mamy. Papiery zniszczyć, treść zapamiętać, ale nie zjadać, cóż za durny pomysł, a od czego zapalniczka albo zapałki. Spalić, popiół rozsypać po szczelinach między deskami albo po kątach.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172