Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2013, 21:43   #31
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Inny delfin? Ecco ucieszył się na tę myśl. Ludzie... dali się mu we znaki jak dotąd. Agresja. Więcej agresji. I ich gierki o garść piasku. Bale był w porządku, choć może dlatego, że był bliżej małpy. Za to ich eskorta. Mięśnie naprężyły się do ucieczki na samą myśl. Nie lubił gdy do niego strzelają. Wiadomość, że odpłyneli przyjął z ulgą. ~Żeby im sieć w śrubę się wkręciła. Bezkręgowce jebane. ~

Sondowania delfinów nie słyszał odkąd opuścił ziemię i widział się po raz ostatni z stadem. Stadem które ciągle tkwiło na zniszczonej planecie. I które czekało, aż otworzy dla nich kanał do koralowych ogrodów. Aż sam zapomniał o sonarze. W akwarium nie był potrzebny, wystarczył wzrok i zwykłe częstotliwości. Jak ludziom. Może już zczłowieczał do reszty. Skupił się i sam wysłał własny ping. Może przesadził przy tym z amplitudą i nie zachował ostrożnej dyskrecji... ale ocean miał większy problem. O wiele większy. Coś dużego zbliżało się od dziobu amfibii. Choć odbicie było niewyraźne i amorficzne. I jak na swoją masę było szybkie. Delfin odruchowo pomyślał o zagrożeniu, może to był instynkt, może efekt doświadczeń z planety. Wolał obejrzeć zjawisko z bezpiecznej odległości. Nadał drogą radiową krótkie ostrzeżenie:
Cytat:
Ecco: Sonar na dziób i spływajmy.
A jednak myśl o delfinach nie pozwalała mu żwawo ruszyć w stronę pojazdu. To była szansa by dowiedzieć się jak żyją na Posejdonie. Ale też musieli się zbierać. Zaś czarna chmura była coraz bliżej i była coraz większa, choć nadal nieokreślona. Może delfin wiedział co to było. Ecco wahał się a brak decyzji też niósł konsekwencje. Zły cień rozciągał się od na na wszystkie strony, i nie można było go ominąć. Ani uciec. Jednak z bliska wyczuwalna stała się ziarnistość chmury i jej brak spójności. To nie była lita ściana pełna zębów, tylko rój drobnych żyjątek. Kłębowisko płetw, macek, parzydełek i wszelkich odmian kończy. Ważne było to, że rój był bardziej zdezorientowany i przerażony od delfina. Cóż więc mógł zrobić jak nie ruszyć całą naprzód by staranować gąszcz? Coś obślizgnęło przesunęło mu się po brzuchu, twardy skorupiak odbił się od jego nosa, stado kolorowych żyjątek rozpierzchło się przed, omal nie zderzył się z wielkim obłym drapieżnikiem o wielu rzędach zębów - tylko co mogło zmusić tego potwora do ucieczki - a jakieś galaretowate stworzenie samo wskoczyło mu do pyska. Miało gorzki posmak i zwój parzydełek, ale Ecco lubił ostrą kuchnię. Poza drobnymi ukłuciami parzydełek i obitym nosem przeszedł przez wielką czarną chmurę w dobrym stanie.

Nadal nie wiedział przed czym uciekali, ale sonar nic nie wykrywał, więc byli bezpieczni - na razie. Zwyciężyła ciekawość. Płynąc w stronę drugiego delfina nadawał na wysokich częstotliwościach pytanie
- ?Słowa? - ale delfin nie odpowiadał. Za to gdy podpłynął bliżej odkrył, że są dwie istoty. I jedna z nich rzeczywiście była waleniem. Ecco od razu się ucieszył, a jednak delfiny śnią o nowych wodach. Choć był to delfin zupełnie inny niż Ecco. Niż ktokolwiek mu znany. Większy. Toporny. I starszy. Jak stary mógł być delfin? Sam podróżnik miał za sobą ledwie dekadę, choć w świecie zwykłych delfinów to było wiele. Tylko on sam nie był zwykłym delfinem. Szaleni inżynierowie genetycznie żonglowali chromosomami dodając i zmieniając mutację metodą prób i błędów. Przydatna ludziom inteligencja mogła być tylko jednym z efektów. Szara skóra starego delfina pokryta była licznymi przebarwieniami i plamami, zmarszczona i pobliźniona. - Ocean Posejdona nie był bezpieczny, ale dało się w nim przetrwać. - Brzegi płetw miał postrzępione i nierówne, oczy lekko zachodzące białą mgłą... Na ogonie ledwie widoczny, wyblakły tatuaż układający się w litery "E-113" - osobnik był turbodelfinem, bo przecież nie przywieziono go na planetę w imię dywersyfikacji biosfery. Płetwiastym robotnikiem z czasów gdy nie poprzestano na chipach. Reszta wytatuowanego napisu znikła pośród blizn i szarości. Na głowie i tułowiu, gdzie Ecco spodziewałby się widocznych elektronicznych wszczepów, ale delfin miał tylko paskudne, głębokie rany, na których tkanka zrosła się nierówno, tworząc szereg guzów i narośli. Wszczepy były dawno osunięte. Tylko przez kogo?

Delfin nie był sam. Obok niego unosiła się ze swobodą jakaś drobna postać. Ludzka kobieta trzymała staruszka za płetwę grzbietową i leniwie przebierała nogami, by otrzymać głębokość. Była zupełnie bezwłosa i całkiem naga; jednak jej miodowo-brązowa skóra była tak gęsto pokryta zawijanym wzorem tatuażu, że nie było to zupełnie widoczne. Jej proporcje wydawały się Ecco nieco odmienne od zwykłych ludzi; na pewno, w porównaniu do jego dawnej opiekunki, kobieta była szczuplejsza i dłuższa. Coś w jej ciele przywodziło na myśl delfina właśnie - może płynne, pewne ruchy pełne gracji, którymi poruszała się w wodzie?
Kiedy Ecco zbliżył się do parki, to właśnie ona odwróciła w jego kierunku twarz. Powoli zaczęła składać ręce w pojedyncze symbole migowe, choć niektóre gesty były zupełnie niezrozumiałe dla Ecco. Wiedziała jak porozumiewać się z hodowanymi delfinami.
- Obcy-przybysz jakie pragnienie? - zamigała.
- Słyszeć-wiedzieć... rozumieć. - odpowiedział Ecco poprzez własne głośniki w mackach, a chwilę później w wysokim śpiewie delfinów. Przewrócił się radośnie. To była prawda. Żywy delfin. I człowiek skłonny do rozmowy. Nie strzelali! Stary delfin wynurzył się na powierzchnię by zaczerpnąć powietrza. Tymczasem młodszy podpłynął do kobiety by dotknąć ją nosem. Pozwoliła na to i odwzajemniła pieszczoty, objęła Ecco szczupłymi ramionami i przytuliła. Ecco chłonął dotyk. Odkąd przybyli na planetę nareszcie dobra wiadomość. I spokój bijący od kobiety i jej towarzysza udzielał się też jemu. Wsłuchiwał się w szmer wody niosącej szum przepływającej krwi w żyłach drugiej istoty krwi. Jego sonar przenikał przez jej ciało, odbijając się od zmodyfikowanego szkieletu. Widział i słuchał jej bijącego serca. Z bliska Ecco widział jej ciemne oczy, skryte za przezroczystą błoną, jak u ryby i dwa skośne cięcia na jej szyi, równomiernie pulsujące w rytmie oddechu. Jej szorstkie palce błądziły po delikatnej skórze delfina, ale kiedy dojechały do miejsca, gdzie mięso łączyło się z maszyną, przez twarz dziewczyny przebiegł bolesny grymas.

Stary delfin wrócił i nadał cichy, drżący sygnał:
- Gwiezdne dziecko. Porzuć boga maszyny, a zrozumiesz. Nie można schwytać głosu oceanu, ciemności z głębin. Strach jest jedną z mądrości żyjących. Posłuchajcie wołania duszy i opuście to miejsce; jego tam już nie znajdziecie, pozostała tylko śmierć. - sygnały brzmiały jak ostrzeżenie, lecz chyba rzucone w dobrej wierze. Sami jednak byli tacy spokojni.
- Nic wam nie grozi? - zapytał delfin.
- Zjednoczeni razem z naturą, stanowimy jeden organizm - zadeklamowała dziewczyna, odpychając się lekko nogami od Ecco i robiąc podwodne salto; zabrzmiało to jak jakiś cytat czy wyznanie wiary
- Tańcząca powiedziała - pobliźniony delfin powoli zaczął robić łuk, jakby chciał zawrócić. Płynął bardzo powoli i nieporadnie - Nadciągają maszyny. Czuję ich gniew i smród...to one są zagrożeniem. Odchodzimy. Przybądź do Na'ipuka. Poznasz i usłyszysz.
- Tylko gdzie to jest?
- Podróż do prawdy nie jest prosta. Sam musisz znaleźć ścieżkę.
- dziewczyna zwana Tańczącą wypuściła w kierunku Ecco pierścień powietrza i uniosła dłoń; delfin dostrzegł, że jej palce do połowy długości są spięte błoną - Żegnaj, Gwiezdne Dziecko. Uważaj na jeźdźców maszyn! - Ecco dziobem złapał przelatujące bombelki.
- Dobrze was usłyszeć. - odpowiedział - Zobaczymy się. - gdy już odpływali nadał ostatni sygnał >>Dziękuje<< Po chwili odrętwienia Ecco wynurzył się na powierzchnie. Dwunogi nie będą szczęśliwe. Ale to było ważne. Delfiny żyły w głębinach z ludźmi. Bez korporacji i technologii. Bez MESHu. Stropił się. MESH był odbiciem myśli i czasem mógł być niezwykły, bigaty jak koralowiec. A technologia... zawsze w historii wygrywała z naturą. Zawsze to samo. Zdobywcy i kolonizatorzy wygrywali, nawracali i cywilizowali. Pacyfizm tylko ułatwiał im zadanie. Jeszcze przez wiele lat Tańcząca i Mobby mogli uciekać przez pochodem ludzi żelaza. Ale kiedyś skończy się miejsce. Choć może oni już tego nie dożyją tak jak i Ecco. Nawet pacyfiści potrzebują złego wilka na smyczy.

Wydra manewrowała powoli, choć Ecco wolał nie sprawdzać jak daleko sięga cierpliwość załogi. Nabrał głęboki haust powietrza i skacząc ponad falami ruszył w pogoń za statkiem.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 16-10-2013 o 10:51.
behemot jest offline  
Stary 18-10-2013, 19:12   #32
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Podkręć dźwięk o dziesięć decybeli..



-Żyć nie umierać.- mrukną do siebie Jack wygrzewając się na Wydrze. Pojazd poruszał się powoli, tak aby członkowie ekipy będącej pod opieką Madsena, a pluskający się w wodzie nie mieli problemu z nadążaniem za Wydrą. Jack wolałby co prawda wodę z bąbelkami i podgrzewaną, ale co będzie innym odmawiał radochy. On sam odpoczywał na pancerzu, ustawiając zaciemnienie wzroku na 60%, popijając piwko z lodówki i ćmiąc papierosa.
Irytująca banda żółtodziobów od BioMin Inc. która robiła więcej hałasu niż była warta znikła za widnokręgiem. Wydało się że już nic nie przeszkodzi Wydrze w dota…

Za wcześnie pomyślane. Nagły alarm zmusił kierowcę do zrewidowania swych poglądów i przywrócenia 100% jasności wzrokowi.
-Szlag by to...- zaklął pod nosem Madsen i pochwyciwszy Izis zsunął się z pancerza do kokpitu pojazdu poprzez właz awaryjny. Natychmiast podłączył się do Wydry.Rząd cyfr, który pojawił się przed jego oczami tylko zwiększał jego zaniepokojenie.
-Psiakrew, że też teraz...- zaklął ponownie. Komunikat z Dziury brzmiał... sensownie. To mogła być pułapka piratów, a chłopaki z Dziury miały lepsze rozeznanie jeśli chodzi o tutejsze warunki. No... ale też Madsen nie potrafił tak po prostu olać wezwania do pomoc. Gdyby ta upierdliwa eskorta nadal siedziała im na dupie, to by się nie wahał, ale teraz?
Teraz miał na głowie pasażerów. W dodatku Wydra była tylko pasywnie uzbrojona.
No cóż, jakoś sobie poradzą. Na razie wyłączył automat i przeszedł na bezpośrednie sterowanie. Przed i oczami Jacka pojawiło się dziesiątki holograficznych wskaźników i pomniejszone poglądy z kamer.

Sonar dalekiego zasięgu: ON, Comlink Ecco:ON, Comlink Tsuyoshi:ON .

"Panowie wracać do pojazdu, sytuacja alarmowa."
Ecco: No dobra, dobra. - boczył się najpierw delfin za przedwczesne przerwanie zabaw w wodzie, zaraz jednak dołączył komunikat o wiele szybszy i bardziej niepokojący.
Ecco: Sonar na dziób, spływajmy.

Sonar dalekiego zasięgu: Ustawienie na dziób. Daleka penetracja obszaru..

Jack przekazał kolejne polecenie systemowi Wydry. Zamknąwszy właz za sobą i z Izis na kolanach Jack ruszył w kierunku tego czegoś. Miał co prawda na nowo zamontowane wyrzutnie torped i po jednej torpedzie w każdej z nich. Ale były to prymitywne samonaprowadzające się pociski magnetyczne. Na kierowane zdalnie zabrakło czasu.
Sonar wskazywał „chmurę” przed pojazdem. Równie dobrze mogła to być wielka ławica małych rybek, jak i galaretowate cholerstwo z głębiny Posejdona.
Im bardziej amfibia płynęła temu czemuś naprzeciw tym większe się to robiło… i bardziej rozciągnięte. Jak gigantyczna ameba. Jeszcze kilka chwil i.. Wydra przepłynie nad tym bezpiecznie omijając. O ile to coś nie zaatakuje.
Jednak pancerz Wydry był dość gruby i w nim Jack pokładał nadzieję. Dlatego też nie zamierzał schodzić w dół uznając, że nie warto zapoznawać bliżej z tutejszą fauną, nawet jeśli nie miała możliwości dobrać się im do skóry. Zamiast tego poinformował swoich pasażerów. -Odebrałem sygnał alarmowy S.O.S. To może być pułapka, ale też może i nie być.-wyjaśnił podając jednocześnie komputerowi pokładowemu pojazdu skasowania przekazu z Dziury, by w razie czego przed władzami udawać, że rozkazy do niego nie dotarły.- Podejdziemy ostrożnie do źródła sygnału. I w razie czego... damy drapaka, lub udzielimy pomocy. Jakieś pytania? Wątpliwości? Uwagi?

Nic takiego nie padło. Wydra płynęła dalej kursem kolizyjnym, wprost na falę różnych morskich zwierzątek. Z których cześć szorowała grzbietami o podwodzie amfibii, wywołując straszliwy, acz niegroźny rumor. Jakby tysiące pazurów, próbowało rozerwać gruby pancerz pojazdu. Bezskutecznie oczywiście.
Dużo strachu i to bez powodu…
Choć to że tyle stworzeń ewakuowało się w panice z jednego obszaru było już niepokojące dla Jacka. Zwłaszcza, że morskie stworzonka uciekały z miejsca do którego oni zmierzali.
Co prawda to co mogło zagrozić dużej rybie, niekoniecznie było zagrożeniem dla pancernego pojazdu, niemniej Holender nigdy dotąd nie spotkał się z takim zjawiskiem. I zimne ciarki przebiegły mu po plecach.

Ale im więcej czasu mijało od owego złowróżbnego wydarzenia tym bardziej się uspokajał.
Fala przerażonych morskich żyjątek stawała się szybko wspomnieniem, nawet na sonarach Wydry.
Na sonarach jednak nie było widać czegoś innego… Obiekt do uratowania był niewidoczny na sonarze.



Patrząc z kokpitu Wydry na morze i mając dosłownie przed oczami wyniki sonarowego pomiaru okolicy Jack nie widział nic. Ani na wodzie, ani pod wodą nie było żadnego okrętu.
Sytuacja więc stawała się nerwowa. Tym bardziej, że Madjack dostrzegł punkcik na niebie.
Ani chybi latająca maszyna…
Czyżby ta cała heca z alarmem była pułapką?
-Wkurzające.- papieros zagnieździł się ustach Jacka. Płomień zapalił końcówkę papierosa.


-Chcecie ze starego Jacka robić idiotę, co?- mruknął do siebie Madsen i uruchomił serię komend.

Tryb bitewny: ON, Wygłuszenie dźwięków: ON, Systemy pomocnicze:OFF Ciche sonary:ON, Zanurzenie: 500 m, Prędkość zanurzenia: 0,5 m/min,
Prędkość zwiadowcza:ON.

Pojazd posłusznie zaczął wykonywać polecenia swego riggera. Wydra powoli zanurzała się, światła w niej były wygaszone, wszelkie niepotrzebne podczas walki systemy wyłączone, główne sonary też. Swordfish przeszedł na „ciche sonar”, o mniejszym zasięgu niż zwykłe, ale trudniejsze do wykrycia przez wrogie. Przy prędkości zwiadowczej masywny pojazd stawał się niewidzialny dla sonarów wroga. W teorii przynajmniej…
Na pewno jednak stawał się trudno wykrywalny. Im głębiej pojazd schodził, tym elektroniczny wzrok Jacka rozszerzał pasmo fal świetlnych na wyższe, by odbierać obraz w podczerwieni.
Wydra… ruszała na łowy, płynąc ostrożnie i cicho w kierunku źródła sygnału, niczym przyczajony drapieżnik.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-10-2013 o 19:35.
abishai jest offline  
Stary 22-10-2013, 22:41   #33
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Maddox bez słowa wziął papierosa z pudełka szeryfa, pozwalając mu go sobie odpalić.. Powoli degustował się przepysznym smakiem tytoniowego dymu. Zastanawiał się, co go tak właściwie boli i na ile jest sprawny. Nie lubił small talków. Nie lubił tez żadnej jurysdykcji GEO. Czekał, aż szeryf powie mu coś konkretnego.

Mężczyzna niespiesznie odpalił swoją fajkę, podał ogień najemnikowi, a potem sięgnął po zostawioną przez prawnika teczkę i wyciągnął z niej plik papierów. Położył je na brzegu łóżka Maddoxa. To była seria zdjęć, przedstawiających jakiegoś mężczyznę: zdjęcie z dokumentów, jakaś stopklatka z kamery, fotka z imprezy...Ostatnie zdjęcie nie budziło wątpliwości: to było zdjęcie zwłok.
- Trzydzieści dwa lata, technik-mechanik, przybył na Posejdona jakieś pięć lat temu. Niczym się nie wyróżniał, robił głównie dalekomorskie fuchy. Kilka miesięcy temu pojawił się w Atlatnis, nawrócił się na jakies eko-vege-popierdolenie i zniknął nam z radarów. Aż do czasu, kiedy zrobiłeś mu poważną operację jelit... - szeryf zaciągnął się papierosem. – To twoi znajomi z ziemi postanowili przerwać ci zasłużoną emeryturę i cię przypilnować, kowboju? - spytał z zainteresowaniem.
- Coś w tym stylu. - rzucił Glemp.
Szeryf załozyl ręce na piersi i w zadumie pokręcił głową.
- Kartotekę masz dłuższą, niz równik tej cholernej planety...I myślisz, ze jakieś magiczne hokus-pokus korporacji nagle ci wszystko cudownie wyczyści? Bo odbujasz kilka latek na kontrakcie? Tu - stuknął palcem w papiery – jest twoja parszywa przeszłość...i być może miła przyszłość, jak mądrze wybierzesz, chłopaczku. Czemu ten pojeb chciał skasować waszego jajogłowego? Jaki jest cel waszej misji? Co wiesz? - natarczywie wpatrywał się w najemnika.

Jedna myśl. „Spierdalaj.”

Koleżeńska gadka, a potem przesłuchanie. Mike uwielbiał styl dyskusji GEO, a zwłaszcza tych pajaców, co do wszystkich zwracali się per "kowboju". Normalnie Maddox wybiłby mu zęby, ale niestety, lekarz zalecił mu odpoczynek.

Mike roześmiał się, niegrzecznie. A później zakrztusił przy próbie zaciągnięcia się. Nie powinien się śmiać, ale mimo wszystko, nie mógł się powstrzymać.
- Masz rację, robota w GEO była parszywa. A co do technika, to wybacz, ale nie zdążyłem się go spytać, byłem zbyt zaskoczony kurtuazją jego przywitania. – Maddox był pod wrażeniem słowa „kurtuazja” w swoim słowniku, ale nie dał tego po sobie poznać. Chyba za długo nie był w akcji.

Szeryf skrzywił usta, jakby zamierzał splunąć, ale tylko wydmuchał gryzący obłok dymu pod sufit. Wzruszył ramionami.

- Nie chcesz gadać, to nie. I tak wszystko wiemy... Przyszedłem do ciebie z uczciwą propozycją - opowiesz nam trochę o tej waszej żałosnej korporacyjce i jej smutnych machlojkach, a emeryturę będziesz miał o wiele przyjemniejszą... Chce ci się ryzykować dla głupiego kontraktu? Mam tu na ciebie tyle, że w każdej chwili możemy dobrać ci się do głowy przez dupę, i to nie używając wazeliny - zgarnął papiery z łóżka i złożył teczkę – Lepiej to przemyśl, kowboju. Zbiera się sztorm gówna, i twoje kozakowanie albo papuga z korpo mogą ci nie wystarczyć. Lepiej trzymać się silniejszych... - rzucił na stolik wizytówkę – Radzę ci poważnie przemyśleć, co masz zamiar zrobić ze swoim spapranym życiem...

I wyszedł. Rzucony przez niego na podłogę papieros włączył alarm przeciwpożarowy, I do pokoiku Madoxxa zaraz wjechał strażniczy dron, który zalał wszystko pianą. Czyszczenie trwało do wieczora...

Od momentu wizyty szeryfa minęło kilka dni. Maddox powoli zaczął tracić czucie w tyłku. Jednak, gdy tylko próbował wstać, zaraz włączała się korpówa „proszę nigdzie nie wychodzić.” Gdy Mike „wyperswadował” jej swoje zdanie, było tylko „proszę postarać się nie rzucać za bardzo w oczy” i kilka innych pomruków. Oprócz 112 serii odcinków „The bold and the beatiful” w szpitalu nie było słowem, kurwa, nic.

Trzeciego dnia wpadła cała delegacja ubrana w szaro-żółte mundurki, która w końcu zabrała go ze szpitala. Na szczęście jego anioł stróż prawniczka wykazała się, i przyniosła mu trzy paczki marlboro czerwonych, oczywiście z tekstem „odpiszemy to panu od kontraktu.”

Na dachu czekał na niego korporacyjny aeromobil. Wiedział, że po krótkiej przesiadce poleci od razu na teren akcji. Wirniki szumiły niesamowicie, ograniczając normalną rozmowę. Zresztą, z kim miałby rozmawiać, ludzie, którzy go odbierali wyglądali, jakby wyszli z jednej probówki. Włożył na uszy słuchawki i wsiadł do pojazdu.
 
Revan jest offline  
Stary 28-10-2013, 17:42   #34
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Rozdział II – Ekstrakcja


Prolog


Stacja badawcza Lewiatan, jakiś czas temu

Był sprytny. Może nie najsprytniejszy, ale sprytniejszy niż oni. To zwykle wystarczyło. Leżał na swojej koi, wsłuchany w regularne dudnienie maszynerii za metalowymi ścianami. Serce biło mu jak szalone, kiedy przypomniał sobie, co właściwie chce...nie, co MUSI zrobić; nie bał się, ale przepełniało go nerwowe oczekiwanie. Głos w jego głowie umilkł, jakby czekał tak samo w ciszy i skupieniu na nieuchronne i nieodwołane. Plan nie miał szans się nie udać; przygotowywany miesiącami, dopracowany w każdym najmniejszym szczególe...nie, tym się nie martwił. Zajmowało go to, co będzie POTEM. Za kilka godzin stanie się najbardziej poszukiwanym człowiekiem na całym Posejdonie; pionkiem, który niezauważony przez nikogo, dotarł do skraju szachownicy, i stał się nagle wszechmocną królową, siłą, na którą zwrócą się wszystkie głodne i chciwe oczy. Dotychczas rozgrywał ich jak chciał; zamknięty w stalowej puszce, razem z nieodłącznym głosem w swoim pobudliwym umyśle, podsuwającym mu kolejne plany i rozwiązania, manipulował potężniejszymi od siebie tak, że nawet nie zdawali sobie z tego sprawy.

Wiedział jednak, że kiedy opuści tą bezpieczną przystań i przestanie go chronić bezmiar oceanu, cała ta misterna konstrukcja wyjdzie na jaw i pod wpływem światła zawali się jak domek z kart. Czy uda mu się przetrwać tą katastrofę, kiedy wszyscy aktorzy, grający w jego malutkim teatrzyku zdadzą sobie sprawę, że reżyser zrobił z każdego z nich głupca? Nie wiedział. I ta niewiedza napełniała go lękiem.

Ale to, co miało zostać zrobione, musiało zostać zrobione. I nikt inny niż on nie mógł tego dokonać. Głos znów szeptał, mówił, krzyczał, przywiewał wizje i zwichrowane myśli. Kiedy w końcu się od niego uwolni...

Potarł spocony nos i chwycił leżące na szafce kombinerki.

Był gotów.

 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 28-10-2013, 17:54   #35
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Okolice stacji badawczej Lewiatan, teraz

Madjack, Bale, Tsuyoshi

Uszy i oczy Wydry milczały. Schodzili coraz głębiej w ciemny przestwór, który otulał ich niczym aksamitna rękawica. Tak płytko pod wodą było to dziwne i niepokojące doświadczenie; wszak nad nimi pysznił się środek tropikalnego dnia. Promienie słońca powinny przenikać i tutaj...Tymczasem przez iluminatory nie było widać absolutnie nic. Jak gdyby zanurzali się w gęstą chmurę atramentu, rozlaną pod powierzchnią oceanu. Sonar zgłupiał zupełnie; fale odbijały się od jakiejś gęstej, amorficznej masy, kreśląc na ekranie radaru bezsensowne kształty i szalone figury. Ze względów bezpieczeństwa Madjack nie zapalał reflektorów; reszta przyrządów działała jednak poprawnie i dzięki ich odczytom prowadził łódź pewnie, choć zupełnie na ślepo; według map dna i głębokościomierza schodzili łagodnym skosem wzdłuż szelfu, na dno swoistej niecki, w której, regularnie niczym uderzenia elektronicznego serca, biło źródło sygnału. Hipotezę zasadzki można było wykluczyć, przynajmniej na razie – komputer wyłapywał już pierwsze transmisje identyfikacyjne stacji, kreślił drogi podejścia, wymieniał dane z urządzeniami automatycznego dokowania – słowem, odwalał całe te automagiczne „mambo-jambo”, które zwykle towarzyszyło podejściu do takich dużych obiektów. Tylko żeby było coś jeszcze widać...

W środku pojazdu atmosfera zrobiła się nieco przyciężka; całkowite zaszczelnienie spowodowało przejście na zamknięty obieg powietrza, i choć filtry i wentylatory pracowały pełną parą, powoli dawało się odczuć, że Wydra jest tylko amfibią, a nie pojazdem przystosowanym do dłuższych podmorskich eskapad. Powietrze pachniało słono, temperatura podniosła się na tyle, że na czole pilota pojawiły się pierwsze krople potu. Żółtawe światło, palące się w środku łodzi, połączone z bezdenną czernią na zewnątrz potęgowało jeszcze klaustrofobiczną atmosferę małego, zagraconego wnętrza.

Wydra płynęła powoli; byli na tyle niedaleko od stacji, że na ekranie przed Madjackiem wyświetlił się uproszczony schemat podejścia. Komputer bazy sugerował dwie opcje: jedną było dokowanie przez śluzę, czyli połączenie łódź-stacja; bliższe obecnemu położeniu Wydry i dające bezpośredni dostęp do wnętrza stacji. Z drugiej strony, kto wie, co spowodowało awarię i czy automaty nadal będą działać; bardziej „klasyczną” opcją było wpłynięcie do podwodnego ”garażu” dla łodzi; to jednak wymagałoby dłuższego manewrowania i nie dawało pewności, że przejście między bazą a hangarem jest zdatne do użytku.

Trzej mężczyźni milczeli; w pełnej napięcia ciszy było słychać tylko szum turbin, z wysiłkiem mielących gęstą masę i regularne pikanie elektroniki.

A potem silnik zakrztusił się, parsknął, wierzgnął i zgasł.

Madjack z niedowierzaniem spoglądał na tablicę rozdzielczą. Wskaźniki pokazywały przeciążenie, jakby Wydra w kilka minut nabrała kilku dodatkowych ton ładunku. Nie miało to najmniejszego sensu...Kiedy wpatrywał się w najwidoczniej popsuty komputer, syknęła śluza, a potem dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk odkręcanej zewnętrznej pokryty. Tsuyoshi bez słowa opuścił pokład Wydry; po chwili w głośniku odezwał się jego spokojny głos:

- Coś zapchało turbinę. Postaram się to usunąć.

A potem, po dłużących się niemiłosiernie minutach, kiedy Wydra powoli opadała na dno:

- Chyba czysto. Spróbuj teraz odpalić.

Komputer się uspokoił i bez dalszych fochów pojazd ruszył dalej. Nurek odezwał się raz jeszcze:

- W wodzie jest coś dziwnego...Płyńcie, zaraz was dogonię.

I zamilkł. Gęsta maź rozrzedziła się najpierw ledwo dostrzegalnie, potem coraz mocniej, aż w końcu amfibia wypłynęła na czystą wodę; wizjery i szyba była zamulone jakimś śluzem czy czymś podobnym. Niebezpiecznie blisko mignął czerwony znacznik trasy; Madjack zareagował instynktownie i wychylił lekko ster, unikając zawadzenia brzuchem o mrugające światełko. Pod nimi z zębów skał, obumarłych resztek rafy koralowej i betonowych zbrojeń wyłaniała się podwodna stacja badawcza Lewiatan, mrugając światłami pozycyjnymi i nadając na wszelkich możliwych kanałach sygnał S.O.S.


Ecco

Delfin w długich susach gonił oddalający się pojazd, mając w pamięci tajemnicze słowa pobliźnionego walenia i jego gibkiej towarzyszki. Elektronika w jego głowie, chipy i układy wszczepione w jego skórę, nerwy i mięśnie były fragmentem jego „ja”, nieodłączną częścią ciała. Pozbyć się ich – to jakby wydrzeć sobie serce, płuca, oczy czy...duszę. A jednak coś musiało skłonić starca do tak drastycznego kroku, i zdawałoby się nawet, że tamten delfin zyskał coś w zamian...Tylko co? Na pewno była to zagadka warta dokładniejszego zgłębienia, kiedy już obecna sytuacja zostanie opanowana.

Skupiony na rozmyślaniach dopiero po chwili zauważył, że woda wokół niego się zmieniła. Coś zaszczypało go w oczy, na skórze zaczęły osadzać się jakieś drobne ziarenka. Przez chwilę jeszcze widział prąd wody zostawiony przez prującą przed siebie Wydrę, ale gęsta chmura „czegoś” zaraz wygłuszyła wszelkie ruchy wody i sonar delfina.

W wodzie cuchnęło śmiercią. I strachem.

To, co otaczało delfina musiało być początkiem Czarnej Fali. Tym, który miał pecha znaleźć się za blisko źródła paniki. Ocean był zapaskudzony miliardami drobnych zwierzątek, które martwe unosiły się w toni, tworząc ten galaretowaty cmentarz, otaczający jak organiczny mur stację badawczą. Co jakiś czas prąd wody unosił z dna jakąś większą istotę, która powoli dryfowała ku górze, wylepiając w Ecco martwe, wytrzeszczone ślepia, i z bulgotem znikała w masie drobnicy, by wypłynąć w końcu na powierzchni, brzuchem do góry.


Małe zwłoki osiadały na nim, pchane siłą bezwładu i wywołanymi przez ruch płetw falami. Przypominało to pływanie w jakimś upiornym kisielu. Ecco parł przed siebie, byle wydostać się z tej lepkiej masy; w końcu na nosie poczuł znów prąd wody i świeżą woń oceanu. Pod nim, nieco z boku, widać było fragment Lewiatana, i zarysy jakiegoś wielkiego zbiornika, będącego częścią stacji. Dno pod nim pełne było martwych istot, i połamanych fragmentów konstrukcji, jakby jakaś siła wyrwała tu wielką dziurę, ciemniejącą w zalegającym wokół stacji cieniu. Wydra zaginęła; elektronika dostała szału, emitując tylko jakiś biały, pocięty szum, zapętlone komunikaty radiowe, przypadkowe transmisje, urwane krzyki...komunikacyjny chaos, na wszystkich częstotliwościach, przez który tylko wyraźnie przebijał się sygnał S.O.S.

Dziura, ~6-7 godzin temu

Maddox

Podróż tylko przez krótki moment była komfortowa. Skoczek podrzucił go na towarowe lotnisko, gdzie bagaż najemnika upchnięto do olbrzymiego transportowca, a jego samego na siedzenie pasażera w kabinie pilotów. Ociężałym gigantem kierowały dwie hybrydy: gruby i cuchnący małpolud (niewątpliwie mający w sobie coś z goryla), który zaraz po starcie nacisnął sobie na oczy bejsbolówkę i zasnął, chrapiąc, ciamkając i pierdząc przez sen (a w dodatku spychając Madoxa z fotela) i obła kocia hybryda o pręgowanym futerku, której płeć pozostała do końca podróży zagadką, bowiem wyraźnie dawała odczuć, że dokwaterowanego im człowieka uważa za dopust boży i nie odezwała się przez cały lot ani jednym słowem. Ani „dzień dobry” ani „wypierdalaj”. W ciasnej kabinie nie było gdzie rozprostować nóg, ani zająć oczu niczym innym jak płaską i jednostajną powierzchnią oceanu, z rzadka urozmaicaną jasnymi kropkami wysp.

Podróż dłużyła się niemiłosiernie, choć samolot rwał z niezłą prędkością. Wyjść można było tylko do kibla, w którym, oprócz zapachowej choinki i zacieków na ścianach, znajdował się stos „świerszczyków” przeznaczonych dla bardziej wysublimowanych gustów. Maddox jakoś nie mógł się przekonać do porno w wydaniu furry, czyli jedynej dostępnej rozrywki na pokładzie.

W końcu wysadzono go na zupełnie bezludnej wyspie, na której prócz pasa lotniska nie było zupełnie nic. Po kilku godzinach w palącym słońcu najemnik mógł się zacząć zastanawiać, czy przypadkiem nie jest to pożegnalny dowcip buca z A'City, ale zanim spiekł się na zupełną frytkę, usłyszał zbawczy furkot wirników i na lotnisko z iście ułańską fantazją desantowała się mała drużyna żołnierzy z szaro-żółtymi opaskami na ramionach.

I od razu zrobiło się lepiej. Było zimne piwo, męskie dowcipy, dobre fajki i jakieś tutejsze zielsko do jarania, szczanie z powietrza na przepływające dołem tubylcze łodzie, przechwałki co, kto i kiedy właśnie zaliczył, rżnięcie w karty..słowem to wszystko, co można spotkać najlepszego w najemniczej kompani. Chłopaki odnosili się do Glempa z widocznym szacunkiem; widać było, że przynajmniej jeśli nie jego nazwisko, to kartoteka (a może noszona przez niego spluwa) była tu znana i doceniana.

Wieczorem kolejnego dnia dolecieli w końcu do Dziury – betonowego molocha, trzymającego w kamiennym uścisku zieleń wyspy. Pilot posadził ich na lotnisku niemal w centrum bazy, i najemnik poczuł się prawie jak w domu. Gdzieś z baraków waliła ciężka nuta, w powietrzu pachniało barbecue, po płycie chodzili technicy i karne oddziałki żołnierzy, sprawnie ogarniające nocny powrót patroli do bazy.

- Zgłoś się do sierżanta Peppera w C-12 – powiedział mu technik i wręczył tymczasowy identyfikator – Dostaniesz kwaterę, opeer i cały potrzebny staff – mrugnął okiem i wymierzył w najemnika palec jak pistolet - BAM! Stay sharp, boy! Rambo chce potem z tobą pogadać...wpadłeś mu w oko, stary! – wyszczerzył zęby i odszedł, śmiejąc się.

Glemp powędrował we wskazanym kierunku po rozgrzanej płycie lotniska, kiedy powietrze przeszył przeciągły dźwięk syreny, a na budynkach rozjarzały się czerwone światła. Gdzieś za Maddoxem rozległ się nagle tupot buciorów i warkot odpalanych silników, krzyki, przekleństwa i bijąca gdzieś w dużym oddaleniu seria pojedynczych wystrzałów.

 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 28-10-2013 o 18:12.
Autumm jest offline  
Stary 29-10-2013, 10:25   #36
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Nie powinien być zaskoczony. Sygnał SOS. Czarna fala. Ostrzeżenie morskich wędrowców. To co go otaczało, było logiczną przyczyną bodźców, które dotąd odebrali. Logika sprawdzała się przy scalaniu układów, ale gdy śmierć otaczała go, lepiła się do skóry, szczypała i wdzierała się zgniłym odorem, nie było miejsca na logikę. Był instynkt. Uciekać. Strach jest mądrością żyjących. Nie można schwytać ciemności głębin. Głosu oceanu, a może gniewnego ryku.

Miejsce było jak cmentarz. Ponoć ludzie bali się swoich martwych miejsc spoczynku. Choć to żywi byli przyczyną śmierci. Przed oczyma delfina przesunął się pokryty pancerzem wężowaty skorupiak - tak sądził - o trzech parach odnoży zakończonych szerokimi rzęskami. Z łba potwora wystawały liczne cółki zakończone receptorami, drobne szklane kulki, rozczapierzone paprocie, miękkie membranowe słupki osłonięte półkolistym dzbankiem i długie czułki ciągnące się wzdłuż trzymetrowego cielska. Truchło było całę, choć na chitynie było wgniecenie, zbyt płytkie jak na przyczynę zgonu. Może ślad po ostatniej panicznej próbie ucieczki przed nieuchronnym. Śmierć nie wybierała, małe i duże istoty ginęły w tym samym czasie. Nie za sprawą wielkiego drapieżnika. Coś w wodzie. Mali cisi zabójcy. Nienaturalni. Nie podlegający prawom natury. Szumiały sygnały radiowe. Elektronika przetrwała zdarzenie. Nie ona była źródłem. Poza tym tylko śmierć i ruiny. Resztki konstrukcji na dnie oceanu. Zamknięty zbiornik miał tyle sensu co grodzenie kawałka lądu.

Nurek gdzieś przepadł, a wraz z nim amfibią. Został zupełnie sam w wodzie pełnej nieżywych ciał. Przez cybernetyczne manipulatory przeskoczył awaryjny sygnał. Oni dadzą sobie radę. Jak sytuacja się uspokoi to jeszcze się znajdą. Znajdzie ich sygnał.

Sygnały. Skupił się na nich. Wyciszyć biały szum, truchła unoszące się w wodzie i spoczywające na dnie. Chwycić głosów, urywanych, panicznych, niekompletnych. Szukaj wszystkich głosów ludzi spośród sygnałów. Ułożyć raport z poszarpanych słów. Za mało danych, za słaby sygnał. Potrzebował więcej.

Każda stacja miała swój nadajnik dalekiego zasięgu zespolony z anteną długich fal. W najwyższym punkcie konstrukcji by zwiększyć zasięg na ile możliwe. Węzeł informatyczny w pobliżu dla wygody, a wraz z nim lokalny nadajnik MESHu. Ecco płynął wzdłuż pokrywy konstrukcji do jej szczytu szukając sygnału o który mógłby się zaczepić i wślizgnąć do informatycznych zasobów stacji.
"Martwi już nic nie zrobią" - powtarzał w myślach.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 29-10-2013 o 11:31.
behemot jest offline  
Stary 30-10-2013, 15:58   #37
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
“Cudownie.”
Madjack siedział w fotelu i głaskał futro kota. Wpatrywał się widok za iluminatorem. Olbrzymi moloch przycupnięty przy morskim dnie. Stacja Lewiatan.
Czy to nie to cholerstwo mieli odwiedzić?
“Cudownie.”
Wydra unosiła się w toni majestatycznie prawie się nie poruszając. Była cicha i niezauważalna. Podobnie jak Madsen. Skupiony na sygnałach informacjach zbieranych przez Wydrę nie mógł zdecydować się co zrobić. Bo sytuacja była parszywa. Przepadł delfin i nurek. Jack stracił z nimi kontakt i nie próbował go ponownie nawiązać. Nadal miał Bale’a na pokładzie. Z małpiego naukowca niewielki jednak był pożytek w sytuacji awaryjnej. Bo ta była awaryjna.



Jack przeszukiwał kolejne częstotliwości, sprawdzał informacje i porównywał. Z tego chaotycznego szumu fragmentów automatycznych komunikatów komputerów bazy oraz wyłapanych fragmentów audio próbował ułożyć jakąś logiczną układankę. Bezowocnie.
Jack nie wiedział co się tam stało w Lewiatanie, ale wlot do środka póki co mu się nie uśmiechał.
Grube ściany bazy blokowały termowizję, a Wydra miała ograniczone możliwości skanowania otoczenia.
Cały czas mając na oku poziom tlenu Madsen rozmyślał nad kolejnym ruchem. Co należało brać pod uwagę?
Wypadek? Zamach terrorystyczny? Piratów?
Żadna z tych możliwości nie podobała się Jackowi. Bo co mógłby zrobić sam uzbrojony jedynie w parę smartowanych pistoletów automatycznych?
A mogły być przecież jeszcze gorsze zagrożenia. Skażenie chemiczne lub biologiczne lub radioaktywne. Kto wie jakie gówno syntezowali w tym miejscu.
Wskaźnik tlenu był na około 80%... Jack miał czas i miał swoje rozwiązanie. Biała nieco zakurzona teczka zapikała, gdy Holender uaktywnił dawno nie używany protokół.

Spider: Status Report

Odpowiedź przyszła szybko.


Software checking:
C:\ Spider Program Files\Spider 079789912 Next1\Altiris Software\Software Management\Software Status\{6D417916-467C-46A7-A870-6D86D9345B61}\cache\
...30%
...67%
...95%
...100%
All Software Files checked.
No problems were detected.
Hardware function check:
Camera:ON…


Po chwili przed oczami Jacka przeleciała cała lista systemów, podsystemów i urządzeń, by ostatecznie zabrzmiał werdykt.

Spider Next1 is ready and waiting.

I walizeczka rozłożyła tworząc zgrabnego robota zwiadowczego typu Spider.



Maszyna kierowana myślą Jacka ruszyła pospiesznie na swych nóżka do pierwszej z brzegu śluzy Wydry i szybko wydostał się na zewnątrz. Robot był przystosowany do takich misji bowiem bardzo szybko popłynął kierunku swego celu. Stacji Lewiatan. Jego sensory w trybie czasu rzeczywistego przekazywały Madsenowi widoki jakie Spider zaobserwował swymi czujnikami. Niepokojące widoki.
Spider znalazł bowiem coś w rodzaju wielkiej cysterny, której górna część została rozerwana od środka. Ale dziwnie to wyglądało jak na eksplozję - dziura była podłużna, jak szrama, a nie okrągła… jak być powinna.
-W najgorszym wypadku zamach, w najlepszym wypadek.- westchnął Jack i skierował spidera do wlotu bazy. Nie zamierzał bowiem osobiście pakować się w obszar nieznanego zagrożenia. W dodatku do miejsca potencjalne skażonego czymś paskudnym. Spider nie był może super-zaawansowanym robotem badawczym, ale potrafił wykryć obcy gaz w atmosferze bazy porównując skład atmosfery bazy z wzorcowym i wyłapując nieprawidłowości w stężeniach i oraz obecność obcych gazów. Co prawda nie potrafił zidentyfikować owych obcych gazów, ale i tak taka analiza dawała sporo informacji.
Gorzej ze skażeniem biologicznym… tego spider wykryć nie umiał. Ale potrafił się podłączyć i przejmować kontrolę nad innymi maszynami. W końcu do tego stworzono.
Spider zanurkował głębiej i powoli oraz ostrożnie wpływał do podwodnej zatoki bazy. Jego misja kontrolowana przez Jacka polegała na zbieraniu informacji i poszukiwaniu maszyn do wykorzystania w celu dalszego badania sytuacji w bazie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-10-2013 o 22:42. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 04-11-2013, 23:10   #38
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Kiedyś taką armią dysponowały tylko najpotężniejsze mocarstwa na ziemi. Teraz chłopców ze spluwami może sobie wynająć każdy, a w szczególności każda korporacja ma na stanie swoją małą armię. BioMin Inc. mogło sobie pozwolić na utrzymanie jednostki o sile batalionu, co zdążył wywnioskować Maddox po krótkich oględzinach głównej bazy operacyjnej na Posejdonie. Jeśli nie ludźmi, to korporacja nadrabiała sprzętem. Nie musiał być najwyższej jakości, ważne, że był. Na ziemi najczęściej dostawałeś to, co sam zebrałeś z podłogi. Plus dla ciebie, jeśli to było coś więcej, niż twoje zęby. Droga tutaj, poza krótkim pobytem wśród żołnierzy eskorty, nie należała do przyjemnych. Ale nikt nie mówił, że Glemp jedzie na wakacje.

Maddox’a nie opuszczał niepokój od momentu opuszczenia szpitala. Może i był zwykłym trepem, ale doświadczył niejednej rzeczy w życiu. Nie, żeby się przejmował specjalnie machinacjami ze strony GEO. Cenił sobie jednak swoją krew, wolał dostać kulkę na kontrakcie, w terenie, a nie na sedesie ze spuszczonymi spodniami. Był czujny.

Tak czujny, że przeciągły hałas syreny dwutonowej przyjął prawie tak spokojnie, jak dzwonek do drzwi. Wiedział, że coś się wydarzy. Teoretycznie był już na służbie. Jednak, bez rozkazu jak i karabinu żołnierz dupa.
Wcisnął identyfikator w zęby, torbę na ramię, a karabin pod pachę i zmył się z płyty lotniska szybkim truchtem. Dostał się pod ścianę budynku, możliwe, że była to wieża kontrolna.

- Dobrze, kurwa, że wiem, gdzie jest C-12. – mruknął do siebie. Przesuwał się wzdłuż ściany z udawanym spokojem niedzielnego spacerowicza, jednak bacznie spoglądającego w niebo. Niebezpieczeństwo łatwiej zauważyć, niż usłyszeć, a w tych warunkach szybkie naloty bywają zabójczo skuteczne. Jego priorytetem było znaleźć Peppera, nie bawił się w wojenkę bez porządnej odprawy.
 
Revan jest offline  
Stary 05-11-2013, 21:43   #39
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Ecco

Przeczucia nie zawiodły delfina; co prawda w miarę zbliżania się w kierunku centrum stacji nieznośny szum narastał, aż do granicy bólu głowy, ale nie było to nic, z czym elektroniczne i programistyczne filtry nie mogłyby sobie poradzić.

Faktycznie po chwili machania płetwami dotarł do pierwszych lin stabilizujących podwodny maszt, na którym, niczym grzyby na korze starego drzewa, wyrastały liczne anteny różnych kształtów i rozmiarów. W bezpośredniej bliskości nadajnika dostęp do meshu powinien być doskonale czysty; tymczasem, choć udało mu się uzyskać połączenie, sygnał rwał się przy każdym drobniejszym ruchu. Delfin szybko wypatrzył źródło tych anomalii - pomiędzy wspornikami anten do masztu była przymocowana spora paczuszka, z której wystawał pęk kabli, zagłębiający się wewnątrz słupa. Była ukryta dość sprytnie, ale ewidentnie nie stanowiła części oryginalnej konstrukcji. Ktoś musiał zadać sobie sporo trudu, żeby ją tu podłączyć. Było niemal pewne, że to "domowej roboty" zagłuszacz sygnału, odpowiedzialny za ten komunikacyjny chaos. Zniszczenie go wymagałoby trochę gimnastyki, ale nie było większym problemem...nie wiadomo jednak, jaki miałoby wpływ na funkcjonowanie całości systemu bazy.

Z miejsca, w którym się unosił, prócz anteny, Ecco widział też w miarę dobrze resztę kompleksu. Gdzieś poniżej dostrzegł gwałtowny ruch; to jakiś mały, zdalnie sterowany robocik przeczesywał wodę pod nim. Sygnał kontrolujący maszynę był czysty i wyraźny, na pewno więc nie pochodził z bazy. Albo to była Wydra...albo coś innego.

Wydra

O ile z komunikacją z pajączkiem nie było większego problemu, o tyle sam robot napotkał niespodziewane trudności ze zbieraniem informacji. Coś zagłuszało sygnał; o ile nadawanie na falach radiowych działało (inaczej nie usłyszeliby przecież wezwanie SOS), to infosfera Lewiatana była jakimś pokawałkowanym koszmarem. Pilotowi udało się odzyskać z tego śmietniska informacje o podstawowych parametrach panujących w bazie: oprócz nieznacznie podwyższonej wilgotności, skład gazów, ciśnienie i temperatura były w porządku. Niektóre sekcje sygnalizowały poważne uszkodzenia; była to jednak niewielka część, reszta bazy wydawała się być nietknięta. Ciekawostką było, że to, co Madjack widział przez szybę, nijak nie odpowiadało oficjalnym planom bazy, przekazanym Baleowi przez koordynatora. Jednak w obecnym stanie zdalne uzyskanie jakichkolwiek danych ze środka było niemożliwością. Pozostawało dokowanie...albo jakieś obejście szarego szumu.

Przy okazji robocik wykrył pierwszy sygnał życia: w okolicy anteny komunikacyjnej zaobserwował stałocieplne stworzenie o wymiarach odpowiadających średniej wielkości ssakowi morskiemu, znanego pod kodową nazwą "delfin".

Maddox

Zejście na bok okazało się racjonalnym pomysłem: nie minęła chwila, kiedy betonowa płyta zaroiła się od biegnących gdzieś żołnierzy; niektórzy wyglądali, jakby dopiero się obudzili, jakiś koleś...nie, to była dziewczyna, w pośpiechu wciągał gacie, skacząc za oddziałem na jednej nodze i klnąc na czym świat stoi. Przytulonego do ściany najemnika minął w pędzie jakiś rozpędzony łazik; reflektory pojazdu na chwilę oświetliły ścianę sąsiedniego baraku, na którym wymalowano wielkie "C-7". Rozejrzawszy się, Glemp dostrzegł, że na płycie lotniska i ścianach budynku wymalowano kolorowe i oznaczone cyframi linie, umożliwiające zorientowanie się w rozkładzie bazy; po chwili kombinowania trafił w końcu do C-12, baraku nie różniącego się właściwie niczym od kilku mu podobnych.

Peppers okazał się tutejszym kwatermistrzem, zwalistym facetem z wąsem, którego twarz i szczękę "zdobiły" metalowe wzmocnienia, popularne jakieś trzydzieści lat temu, podczas czwartej wojny japońsko-litewskiej. Szybko zlustrował najemnika taksującym spojrzeniem, splunął, wytarł nos w palce (a palce w wąsy), a potem zaklął siarczyście.

- Ty jesteś tym nowym nudystą, co? - i nie czekając na odpowiedź, wgapił się w stojący na biurku monitor. Postękał chwilę, pochrząkał, poklikał, a potem zaczął coś wybierać ze stojących za sobą półek, mrucząc ni to do siebie, ni to do stojącego przed blatem Maddoxa.

- Starego to chyba zupełnie pojebało...all hands on deck, wyobrażasz sobie?! Nie mieliśmy tu tego poziomu od...od...kurwa, gdzie ja to...uhhh...od trzech lat chyba. Jak się okaże, że to znowu te pierdolone ćwiczenia...

Rzucił na blat przed najemnikiem jakąś kupę sprzętu i kiwnął dłonią.

- Cho no tu, młody - zacisnął na nadgarstku Glempa czerwoną bransoletkę, która przed chwila wyjechała z kompa - Tu piszą, że umiesz dowodzić...dobra...nie zgub tego szajsu, bo potem będziemy musieli chować cię jako NN! - zarechotał z własnego żartu - Idź do strefy zbiórki, A-65/C jest twoje. Daj popalić tym pizdom! Powodzenia! - klepnął najemnika przyjacielskim gestem w ramię, zostawiając na jego podkoszulku tłustą plamę, drugą ręką wciskając zadrukowany kawałek folii.

Rozkazy były proste i jasne: najemnik dostał pod swoją opiekę małą drużynę przeszkolonych i uzbrojonych cywilnych pracowników bazy, a jego pierwszym zadaniem było...zabezpieczenie płotu, który oddzielał wschodni koniec kopalni od napierającej na beton zieleni dżungli. Taaak, zdecydowanie potraktowali go poważnie...

Twarze stojących w punkcie zbiórki członków jego pośpiesznie sformowanego oddziału wyrażały dokładnie to samo, co zapewne mówiła jego mina, kiedy patrzył na nich. Grupka zbitych w przestraszoną gromadkę cywili, kurczowo ściskająca przydzielone im karabiny, patrząca na swojego nowo mianowanego dowódcę z mieszaniną niechęci, lęku, irtyacji i wrogości. Na płycie lotniska pojawiły się światła szybko zbliżającej się ciężarówki, która miała zawieść ich na miejsce. W oddali coś łupnęło tak solidnie, że kilka osób odruchowo skuliło się i pochyliło głowy. Maddox nie musiał nawet specjalnie się orientować, żeby wyczuć tą charakterystyczną, unoszącą się w powietrzu atmosferę, doskonale znaną każdemu żołnierzowi atmosferę...SNAFU

Nawet bez prognozy pogody wiadomo było, że zapowiadało się ciężkie gówno...A na szary beton zaczęły właśnie spadać pierwsze krople deszczu.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 06-11-2013 o 10:45.
Autumm jest offline  
Stary 10-11-2013, 16:13   #40
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Delfin opłynął kilka razy antenę przyglądając się jej z kilku stron. Najwyraźniej ktoś zadał sobie trud by zablokować sygnał. Ale zrobił to naprędce, prowizorycznie z tego co było pod ręką. Ecco był jednak ostrożny, ludzie byli podstępni, wprawni w sidłach, zdejmując blokadę uważał by nie zdetonować c4 jakie sam by zamontował. Nic takiego nie znalazł.

Zdjęcie blokady oczyściło sygnał, przestrzeń meshu stała się mniej mętna. Z zapałem przeglądał dostępne dane, szukając anomalii, którą mogli zostawić jeszcze żywi rozbitkowie. Kilka z modułów stacji musiał odrzucić z miejsca, zostały odcięte grubymi śluzami od reszty kompleksu i zalane wodą. Powietrze w pozostałej części stacji miało normalny skład, co eliminowało kolejne przyczyny awarii. Stacja była ogólnie sprawna, tylko załoga nie przeżyła.
Co zaskoczyło Ecco to, że plany dostępne plany stacji obiegały od tego co mógł zobaczyć na własne oczy. Zupełnie jakby dobudowano kilka modułów w najniższych warstwach już po sporządzeniu planów. Wśród nich był też rozerwany zbiornik. Może był to zwykły obsów w aktualizacji, a może planowa mistyfikacja.

Dokumentacja pracy stacji była ogólnie szczątkowa, przynajmniej z poziomu do którego miał dostęp. Udało się jednak ustalić, że do wydarzenia doszło 8 godzin wcześniej w środku nocy, mimo późnej pory zdarzenie wywołało poruszenie na stacji, które jednak szybko ucichło. Potem stacja była już wymarła. Dane jednak nie obejmowały nowego skrzydła kompleksu. Dopiero w ciągu ostatniej godziny pojawił się pojedynczy ruch, w hangarze, dormitorium i centrum sterowania. Być może ktoś skrył się w jednym z batyskafów by przetrwać zdarzenie.

Ecco nie czuł nastroju by samodzielnie przemierzać suche korytarze wypełnione gruzem na podłodze. Nadal liczył, że gdzieś ktoś przetrwał zdarzenie. Jednym z odizolowanych punktów stacji była pogruchotana cysterna. Tam też popłynął, by chociaż z zewnątrz obejrzeć nie objęte danymi skrzydło stacji.
 

Ostatnio edytowane przez behemot : 10-11-2013 o 16:27.
behemot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172