Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2013, 15:29   #11
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Gabriel Bale został poprowadzony piętro niżej gdzie miał zostać szczegółowiej zaznajomiony z biologią Posejdona. Posadzono go, w wygodnym fotelu, przed hologramem.
- Jest pan gotowy?
- Tak, proszę zaczynać.
Pierwsza część projekcji opisywała geografię posejdona, seksowny głos mówił o rzeczach które dla Bale’a miały bardzo pośrednie znaczenie. Oczywiście, kąt nachylenia obrotu planety, szerokości geograficzne i największe rzeki były istotne z punktu widzenia ewolucji, ale Gabriel uważał, że jeszcze za mało wiedzą by móc to wykorzystać. Mogą jedynie szacować, zgadywać, a to niemal nigdy się nie sprawdza. Ciekawe okazało się to co powiedziano potem o samych oceanach. Po zmierzeniu średnicy planety i sprawdzeniu siły grawitacji wyliczono masę planety i stwierdzono, że jest ona niezwykle lekka. Po kolejnych badaniach okazało się, że jest to kwestia ilości wody na niej. Oceany mają dziesiątki kilometrów głębokości. szacuje się, że najgłębsze rowy mogą sięgać stu, dwustu albo i trzystu kilometrów, gdzie woda, ciśnieniem i energią geotermalną, doprowadzana jest do koło czterystu kelwinów, plus minus pięćdziesiąt, zależnie od tego jak duży błąd zawierają szacunki. Gabriel już zastanawiał się czy może tam istnieć jakieś złożone życie. Na pewno nie mogło by opierać się na klasycznych białkach, te ziemskie nie miały prawa wytrzymać takiej temperatury, ale może jakiś gen, czy enzym? Są znane owady które mogę przeżyć zamrożenie, właśnie dzięki enzymowi który sprawia, że woda nie zwiększa swojej objętości zamarzając, dzięki czemu ich narządy wewnętrzne nie są niszczone w tym procesie. Coś takiego mogło by być i tu, tym bardziej, że bakterie na pewno tam żyją. Doszedł do wniosku, że albo jest tam życie, albo będzie... o ile da się mu dość czasu by wyewoluować. Z trudem powstrzymał się przed próbą wymyślenia jak mogły by wyglądać te zwierzęta.
Gdy znów skupił się na projekcj maszyna wyświetlała obraz jakiejś ryby głębinowej, nie różniła się bardzo od ziemskich, seksowny głos zaczął opisywać ten gatunek, nazwany Ichtis Adrianis, od odkrywcy który go odkrył. Bale słuchał z zainteresowaniem, głos ograniczył się do najważniejszych faktów z jego zwyczajów i zagłębił się w jego metabolizm. Widząc liczby Bale otworzył szerzej oczy, ale nie skomentował. Chłoną to wszystko co słyszał i widział. Potem były kolejne gatunki. Pomimo, że Posejdon był planetą głównie oceaniczną, to większość zbadanych gatunków pochodziło z lądu, bo większość siły roboczej nie posiadało skrzel, a jeszcze mniej było odporne na ciśnienie na większych głębokościach. Największe głębokości, prawdopodobnie, pozostaną niezbadane jeszcze przez wiele dekad.
 
Arvelus jest offline  
Stary 19-06-2013, 19:28   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Maddox

Maddox nie przypominał sobie, by czuł się gorzej ostatnimi czasy niż tutaj. Nowy Jork… To miasto wyglądało jak rażone prądem zwłoki. Patrząc na tych ludzi nie był pewien, czy jeszcze nimi są. Wtem, poczuł silne pchnięcie, papieros wypadł mu z ust prosto w kałużę.

Odwrócił się i spojrzał z politowaniem na punka. "Kurwa, co za miasto," pomyślał. Ostatnie, co było mu potrzebne to bójka z jakimś mętem. Fakt, był bezbronny, ale kop w jaja bolał tak samo druciaka, jak i zwykłego człowieka. Chyba, że był eunuchem…
- Nie no jasne, koleś. - Mike zwrócił się w stronę punka i uniósł ręce przed siebie w geście "nic od ciebie nie chce, nie chce kłopotów". Był jednak gotów w każdej chwili rzucić się na niego. Był również wkurwiony, jednak to uczucie towarzyszyło mu prawie przy każdej okazji. Chyba, że dzierżył akurat w rękach broń. Wtedy to uczucie dodawało mu skrzydeł.

Napastnik lekko zgłupiał, bo chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Przez chwilę na jego twarzy odmalował się umysłowy wysiłek, kiedy przetrawiał odpowiedź Maddoxa. W końcu mrukną coś pod nosem i przepchnął się dalej. Jego dwóch kumpli ruszyło za nim, jeden przechodząc splunął najemnikowi pod nogi. Zza rogu wyłonił się powoli policyjny transporter.

Mike odetchnął.
- Pan Glemp? - zapytał ktoś za plecami Maddoxa - Przepraszam, za opóźnienie...
- Jasne. - odparł lekko zirytowanym głosem. Wyciągnął z kieszeni kurtki pogniecionego, czerwonego malboro i odpalił zręcznym ruchem benzynowej zapalniczki. Następnie odwrócił się w stronę interlokutora.
Przylizany gość w szarym, opiętym mundurku i z wpiętym w klapę małym znaczkiem korporacji skrzywił się lekko, kiedy dym dotarł do jego nozdrzy. Za nim, w "dyskretnej" odległości, stało dwóch goryli.
- Miałem pana odebrać. Michael Ishida, starszy referent w dziale HR BioMin Inc. - wyciągnął w kierunku Maddoxa wizytówkę. Ten nawet na nią nie spojrzał, patrzył cały czas w oczy Michaelowi.
- Jest pan gotowy? Możemy jechać, czy ma pan jeszcze jakieś życzenia przed udaniem się do biura?
- Jestem gotów. - odparł spokojnie. Spojrzał przelotnie na przesuwający się obok leniwie transporter. – Miejmy to z głowy.

Wsiedli do samochodu. Kiedy limuzyna sunęła powoli przez zakorkowane miasto, urzędnik odezwał się:
- Chciałbym uczulić pana na jeden istotny fakt. Mamy informacje o tym, że GEO na Posejdonie próbuje wpływać na naszych pracowników i różnymi sposobami uzyskiwać od nich informacje. Być może posuną się do szantażowania pana; proszę nie brać tych gróźb na poważnie: oficjalnie bierze pan udział w programie resocjalizacyjnym i póki nie złamie pan prawa, jest pan bezpieczny przed ich jurysdykcją - zaśmiał się sucho. Wzmianka o programie też ubawiła Maddoxa.

- Mam jednak prośbę. Wiemy, że ze względu na swoje wyszkolenie, miał pan styczność z procedurami operacyjnymi GEO... Jeśli zauważyłby pan w zespole, do którego zostanie pan przydzielony jakiekolwiek sygnały świadczące o tym, że może zachodzić… ekhm..."konflikt interesów", proszę natychmiast dać znać przełożonym. Oczywiście, nie mamy nic do ukrycia... ale infiltracja naszej firmy przez rząd jest rażącym pogwałceniem prawa.

„Konflikt interesów, powiadasz? Czyli jak zaczną w nas walić ołowiem, to najpierw mam do was zadzwonić? Cholerne urzędasy…” Jechali przez mokre, jaskrawe miasto. W końcu dotarli. Z marszu zaprowadzili go do biura, usadzili na krześle, kazali wstawić kilkadziesiąt parafek. Musieli zabezpieczyć się na każdą okazję. W sumie, dziwił im się, skoro tak dobrze go zinfiltrowali, to powinni wiedzieć, że wystarczyło nie grać sobie z nim w chuja, żeby się nie wkurzył. Reszta była czystą formalnością. Praktycznie nie wychodził ze swojej kwatery, leżał całymi godzinami na swojej pryczy i palił papierosy. Na palmptopie wisiało tylko kilka pożegnań od znajomych z Afryki, reszta nie przedarła się pewnie przez filtry GEO, nie miał ochoty ich czytać. Wychodził tylko nocą pod pretekstem kupna fajek, by przejść się po brudnym mieście, wtedy było mniej druciarzy. Nic nie tracił, opuszczając to miejsce. Czekał na odlot jak na nowe życie.

Nowy Jork był koszmarem, Posejdon miał być odrodzeniem.
 
Revan jest offline  
Stary 24-06-2013, 00:51   #13
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację


Jedynkę i Dwójkę załatwiono elegancko. Zanim zdążyło zadziałać oprogramowanie medyczne, obaj operatorzy, netrunnerzy odpowiedzialni za bezpieczeństwo korporacyjnych serwerów, odpłynęli w głęboką komę, spowodowaną subtelną zmianą kodu wykonawczego oprogramowania zarządzającego gospodarką hormonalną ich miękkich, bezwładnych ciał, spoczywających w głębinach Bunkra.

Trójka i Czwórka nie mieli tyle szczęścia. Awaryjne odcięcie osobistych managerów ciała uchroniło ich co prawda przed wypłaszczeniem, ale uczyniło bardziej wrażliwymi na brute force. Czwórka padł pierwszy: wszczepka, przeładowana napływającymi zewsząd chaotycznymi informacjami, atakującymi wszystkie zmysły, nie nadążyła z przekierowywaniem kolejnych impulsów: operator dostał zapaści. W Bunkrze rozdzwoniły się czerwone dzwonki alarmów. Trójka wyłączył się chwilę później: katatonicznie wijące się ciało musiano ręcznie wypinać z kabli, kiedy automatyczne systemy przeszły na offline, bombardowane potokiem sprzecznych informacji.

Ich ofiara nie poszła jednak na marne: w ciągu tych kilku sekund, w których padali operatorzy, szkieletowe SI Bunkra zdołało odciąć większość zagrożonych sektorów i wygasić część alarmów. Piątka miał czystą drogę; był ostatni z podstawowego składu, ale do gry włączali się już kolejni, zapasowi operatorzy. Stawiano kolejne firewalle, przywracano utracone połączenia; ściana LOD'u, chroniąca serwery BioMin, rosła w oczach, kiedy do jej budowy zaprzęgano kolejne programy. Piątka spojrzał w przód, ponad tą ochronną barierą; trzęsienie ziemi, którego doświadczył przed chwilą, było zaledwie początkiem. Ku niemu zbliżał się w zawrotnym tempie, z każdą kratką gridu puchnąc i przyspieszając, nienażarty, chaotyczny, napędzany setkami zainfekowanych komputerów-zombie, najeżony kolcami breakerów, ciągnący za sobą chmarę wirusów, robaków i innego świństwa główny front ataku: olbrzymi, rozciągający się na wiele mil ciemny demon botnetu.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 25-06-2013 o 20:11.
Autumm jest offline  
Stary 25-06-2013, 19:34   #14
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Ziemia - Posejdon


Madox, Ecco, Bale, Tsuyoshi




Odlot się przeciągał. Właściwie nikt nie powiedział, ile trzeba czekać, ale kiedy po kilku dniach nudzenia się i obijania po składzie, poinformowano wszystkich, że „z powodu nieprzewidzianych trudności technicznych” nastąpiło „lekkie opóźnienie”, stało się oczywiste, że na górze ktoś coś nieźle spieprzył.

Ecco znał częściowo powody: ostatnio cała sieć żyła informacjami o potężnym ataku na serwery niektórych firm (w tym BioMin Inc.), który wprowadził sporo zamieszania nie tylko w meshu, ale i na globalnych rynkach. Ofiarami padły prawie wyłącznie firmy operujące na Posejdonie, dostało się też GEO. Ocena była różna: podejrzewano, że chodzi o kradzież danych, wstępne analizy jednak na to nie wskazywały – atak był zbyt mało precyzyjny, nie zanotowano większych wycieków informacji. Raczej akt e-terroryzmu: straty spowodowane koniecznością wyłączenia niektórych serwerów szacowano na dziesiątki miliardów dolarów. Żadna grupa jednak nie przyznała się do „autorstwa” całego zdarzenia, nie ogłoszono żadnych postulatów.

Grupka ludzi, która miało już niedługo wyrwać się Ziemi na błękitną planetę, snuła się zniechęcona i smętna. Wszyscy lecieli pierwszy raz: opowiadano sobie dziwne i straszne historie o samym Posejdonie i o podróży na niego, co nikomu nie poprawiało humoru. Szare ściany hangaru i jego surowe wyposażenie były zimne, ciche i ponure; miasto na zewnątrz – obce, ogłuszające i niebezpieczne.

Sygnałem, że coś się zmieniło, by wzmożony ruch obsługi technicznej przy akwarium z delfinem. Ubrani w szare kombinezony ludzie coś mierzyli, badali, konsultowali przez sieć i obliczali, zasypywani gradem pytań przez mieszkańca szklanego pudła. W końcu akwarium załadowano na ciężarówkę, zabezpieczono i wywieziono. Resztę poinformowano, że mają 120 minut na pozbieranie się i przygotowanie do podróży.

Ostatnimi obrazami, jakie zapamiętali z Ziemi były: monumentalny widok kosmodromu Canaveral, białe, miękkie ściany kompleksu medycznego, w którym przechodzili kolejne testy i badania, i w końcu – oślizgły i zimny dotyk żelu w komorach hibernacyjnych, w których mieli odbyć swoją podroż do innego świata.

Nie mieli snów. A może ich nie pamiętali?

Zamknięto ich w małych, kruchych puszkach, dryfujących w metalowym cielsku promu przez bezdenną pustkę kosmosu.

A potem była pobudka.



„Witamy na stacji kosmicznej Ariadna” - głos sączący się z głośników był mdły i jednostajny, jakby mówiła maszyna, a nie żywy człowieka - „Prosimy nie opuszczać komór hibernacyjnych. Jeśli czujecie się źle, ekipę medyczną można wezwać przyciskiem umieszczonym pod prawą dłonią. Prosimy nie opuszczać komór hibernacyjnych. Jeśli...

I kolejna powtórka z administracyjno-medyczno-technicznego kręćka. Gdyby nie 0g, można by wątpić, czy opuściło się Ziemię: badania, zastrzyki, pytania, dokumenty...Macki administracji GEO sięgały nawet tyle lat świetlnych od Ziemi i nie zamierzały łatwo odpuszczać.

Niektórzy tą przymusową kwarantannę znosili lepiej, niektórzy gorzej. Madox wzbudził niezdrowe zainteresowanie ekipy medycznej i został skierowany na dodatkową serię badań. Dla Tsuyoshiego i Ecco, przyzwyczajonych do wody, brak grawitacji był raczej miłym wspomnieniem pływania w oceanie. Najgorzej przeżywał to Bale – wrażliwy błędnik, który pozwalał idealnie utrzymywać równowagę przy ziemskim ciążeniu, tu cały czas płatał figle i nie dawał żyć.

Ale była nadzieja. Wystarczyło spojrzeć przez iluminator, by ją zobaczyć: potężna, błękitna kula, pomazana białymi pasami chmur. Posejdon. Niebieska, czysta kartka, którą każdy mógł zapełnić tym, co chciał.

Czas znów się dłużył. Ariadna była jeszcze gorszym miejscem niż korporacyjny magazyn: wszystko było takie same, septyczne, białe i nijakie. Baza była wyeksploatowana do cna: okresowe spadki zasilania, ekipy techniczne łatające co się tylko dało, technologia sprzed półwiecza, łuszcząca się farba były tu codziennością. W tym wszystkim snuły się blade duchy słabych, wybudzonych z hibernacji ludzi i hybryd, oraz patrzący spode łba na każdego uzbrojeni strażnicy.

W końcu jednak wszyscy otrzymali „zieloną kartę”: odczyty testów były w porządku, formalności załatwione, kwarantanna dobiegła końca. Niektóre osoby z transportu zatrzymano, bez podania przyczyn. Resztę załadowano na niemożliwie stary wahadłowiec, napchany po sufit sprzętem i materiałami, który zabrał ich na powierzchnię planety.



Kosmodrom Atlantis City przywitał ich gigantycznym, czerwonym graffiti o treści WYPIERDALAĆ Z POWROTEM NA ZIEMIĘ !!!, który bez większego entuzjazmu zmywała ekipa w pomarańczowych kombinezonach. Miasto, widziane z perspektywy podchodzącego do lądowania wahadłowca, pełne szklanych wieżowców i mrugających świateł, nie różniło się wiele od tego, co pamiętali z ojczystej planety.

Dopiero, gdy stanęli na płycie lądowiska, poczuli i usłyszeli różnicę. Wilgotny wiatr powiał im w twarze, jakby oberwali mokrą ścierką: temperatura przekraczała 30 stopni, wilgotność – 100%, o czym skwapliwie poinformowały wszczepki. Momentalnie wszyscy lepili się od potu. Wiatr niósł też zapachy: ciężką, głęboką nutę mokrej ziemi, zgnilizny i słony posmak morza. Zapach życia, tak inny od ziemskiego, technicznego smogu. A w końcu usłyszeli szum: przez hałas miasta przebijał się nieustanny szum przewalających się morskich fal, głos oceanu.

Naprawdę byli na innym świecie.

Kiedy cała grupka, wraz z delfinem na elektrycznym wózku, wyszła przed halę kosmodromu, przywitały ich wrzaski i przekleństwa:grupa ludzi trzymająca transparenty skandowała: „Okupanci! Do domu! Nie chcemy waszego syfu!”. Z boku pod halę usiłowała podjechać transportowa ciężarówka, ale protestujący skutecznie zablokowali ulicę. - Kurwa! - krzyknął ktoś koło Madoxa, kiedy jakiś ciśnięty z tłumu przedmiot trafił go w czoło. Kilku odważniejszych, zamaskowanych manifestantów wyskoczyło przed szereg i zaczęło podnosić z ziemi kamienie. Zaczynało robić się nieprzyjemnie...

A przecież nie minęła nawet godzina, od kiedy postawili stopę (lub płetwę) na Posejdonie.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 25-06-2013 o 23:45.
Autumm jest offline  
Stary 25-06-2013, 19:38   #15
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Posejdon, Atlantis City - Dziura

Madjack



Im bardziej zbliżał się do swojego celu, tym widział więcej zniszczeń spowodowanych tajfunem: wioski zmyte z powierzchni ziemi, dryfujące fragmenty domów i urządzeń, tu i ówdzie wypatroszone wraki statków, które nie miały szczęścia. Ocean był brudny od rozlanych plam ropy i smaru, komunikator wypluwał kolejne informacje o zabitych i rannych, prośby o pomoc, ostrzeżenia o zablokowanych trasach, oficjalne zalecenia GEO i tym podobny bełkot, pełen ludzkiej złości i przerażenia. Cieszyli się tylko padlinożercy – ci zwierzęcy, którzy ucztowali na spuchniętych zwłokach, jak i ludzcy, szabrujący to, czego nie zdołał zniszczyć huragan.

Dziura leżała na uboczu głównych szlaków. Mały archipelag na północ od równika planety, leżący w sektorze, który nie ofiarował niczego ciekawego. Baza była zlokalizowana na jednej z większych wysp.

Z bliska, Dziura okazała się wielką, odkrywkową kopalnią ksenosilkatu. Szaro-czarna wyrwa szpeciła intensywną zieleń wyspy, a huk maszyn i unoszący się nad bazą obłok dymu i pyłu było widać i słychać z kilku dobrych kilometrów. Huragan najwyraźniej nie wyrządził tu większych szkód, skoro praca trwała bez przeszkód.

Kiedy Madjack tylko wpłynął na obszar wód przybrzeżnych bazy, zauważył, że ma „eskortę” w postaci bojowego ślizgacza, wymalowanego w korporacyjne barwy. Mimo że miał wszystkie potrzebne uwierzytelnienia, zanim skierowano go do portu kopalni, został starannie wypytany i sprawdzony.

Sama Dziura była raczej ponurym miejscem: w porcie śmierdziało, jak okiem sięgnąć, rozciągał się betonowy plac pełen kratownic, dźwigów i jakiś przemysłowych instalacji. Nie dał się tez nie zauważyć, że sama baza przypomina fortecę, lub obóz wojskowy: nawet ekipa techniczna nosiła broń, w powietrzu warczało kilka bojowych dronów, a solidny mur, z regularnie rozmieszczonymi gniazdami ciężkiej broni, oddzielał kopalnię od reszty wyspy. Albo wydobycie ksenosilikatu faktycznie stało się ostatnio niebezpieczne, albo ktoś tu miał chyzia na punkcie bezpieczeństwa...

Dyżurny wręczył mu przepustkę, spojrzał krzywo na kota („Zabierz pan to cholerne zwierzę...! Tu się pracuje!”) i odesłał w stronę budynków kompleksu („Idź tam..potem cię pokierują dalej”). Brama hangaru zatrzasnęła się za pilotem, zostawiając go samego na pustym placu, pod palącym słońcem Posejdona.

 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 25-06-2013 o 23:44.
Autumm jest offline  
Stary 30-06-2013, 15:12   #16
 
szyszaka's Avatar
 
Reputacja: 1 szyszaka ma wyłączoną reputację
Po męczącym okresie oczekiwania na Ziemi, lotu i kolejnych dni spędzonych na orbicie Posejdona, lądowanie u celu podróży było miłą odmianą. Zdawał sobie sprawę że zanim zanurzy się w bezkresie oceanu tej planety minie jakiś czas, ale już było blisko. Planeta widziana z wahadłowca była spełnieniem marzenia, ogromne przestrzenie pokryte błękintą wodą, wołały go. To nie był zaolejony, zanieczyszczony szlam, na Ziemi hucznie zwany morzem, gdzie pojęcie przejrzystości wody już dawno straciło sens. W wyciu klimatyzatorów, i jednostajnym pomruku maszyn wahadłowca słyszał szum oceanu. Tylko to dawało mu siłe na kolejny dzień czekania.

Niestety, powitanie rozczarowało.

Nie spodziewał się czerwonego dywanu i kwiatów na szyji ale żeby "Wypierdalać"? Na zewnątrz było jeszcze gorzej. Nie był przygotowany na taką agresję. Strach. To nie było jego naturalne środowisko, tutaj był ofiarą. Czuł się jak ofiara. Jak przez mglę usłyszał wariata, który chciał się postawić protestującym. Próbował się schować za ogromne akwarium, najchętniej wskoczył by do środka, ale ryba miała i tak już dość ciasno. Najgorsza była bezsilność i świadomość że taka sytuacja nie miała by miejsca gdyby był u siebie. Wciągnął by tego zamaskowanego skurwiela na taką głębokość, gdzie ciśnienie zmiażdzyło by mu łeb jak skorupke jajka. Ale nie tu. Na powierzchni nie był wodzem, nie był "fighterem". Masywne ciało, było ciężkie i powolne. Zmysły wyczulone pod wodą, tutaj zawodziły, dźwięki były za głośne, kolory zbyt jaskrawe. Zrezygnowany, bezsilny usiadł z tyłu akwarium i miał nadzieje że ktoś go wyciągnie, zabierze w bezpieczne miejsce.
 
__________________
Czy ja lubię poziomki?
szyszaka jest offline  
Stary 07-07-2013, 16:11   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dziura okazała się prawdziwą dziurą... w ziemi. Olbrzymią i dewastującą wszystko kopalnią odkrywkową. Podręcznikowym niemalże przykładem rabunkowej gospodarki, przeciw której protestują zieloni i tubylcy.
Niemniej Jack nie był ni jednym ni drugim.
Jego amfibia na ciężkich kołach wyjechała na powierzchnię wysepki i powoli wjechała do hangaru rozładunkowego. Na swój strój zarzucił cienką szarą kurteczkę z żółtym paskiem i logo BioMin. Inc. Na wypadek gdyby tutejsi mieli w nawyku najpierw strzelać, a potem zadawać pytania.
Ilość uzbrojenia godnego posterunku wojskowego sugerowała wszak takie podejście.
Co prawda niby go wpuścili i przeszukali, ale... strzeżonego bozia strzeże, jak mawiała mateczka.Nie wspominała co prawda, którą bozię miała na myśli.
Tak czy siak z cylindrem pod pachą, z kotem u nogi z dwoma pistoletami zintegrowanymi z jego wszczepami Jack opuścił Wydrę pozostawiając jej rozładunek w rękach fachowców.
Sam wszak miał parę spraw do załatwienia.

Najpierw żarcie. Należało korzystać że tym razem pożywienie nie będzie liofilizowane lub do odgrzewania w mikrofali.Nawet jeśli miała to być przysłowiowa wojskowa grochówka, to i tak było warto.
Za betonową płytą i hangarami rozciągały się różne baraki i hale. A po kilku rozmowach z napotykanymi po drodze ludźmi, ustalił które z tych bud robi za stołówkę.
Na miejscu żarcie okazało się przydziałową papką, ale i tak lepszą od posiłków “zrób to sam”, którymi się ostatnio. Zajadał.
Kolejnym punktem w jego była kantyna... Mały baraczek pokryty graffiti i z którego było słychać muzykę. W środku... nic specjalnego. Parę par gibiących się do przebojów z Ziemi, będących hitem kilkanaście lat wstecz, paru graczy w karty. Bar z gorzałą i fajkami.
Standard.

Madjack zakupił nieco papierosów na podróż powrotną do Atlantis City i popytał o delikwenta któremu wiózł przesyłkę. Okazało się, że Jones pracuje na podwodnej stacji Lewiatan, która jest oddalona trochę od Dziury, ale obecnie miał przepustkę . Jack mógł albo na niego poczekać, albo zabrać się do wioski na sąsiedniej wyspie, gdzie go można często spotkać. Wybrał to drugie, zwłaszcza że spotkał pilota Dziury który obiecał tam go podrzucić swoim maluszkiem.

Ów maluszek był całkiem szybkim helikopterem lub może samolotem o zmiennej geometrii wirników?
Pies trącał te definicje. Albo kot... Ważne że bydlę było szybkie, opancerzone i uzbrojone.Miało więc trzy cechy które Jack kochał w pojazdach wojskowych. Pilot o imieniu Ebenezer był gadatliwy i przyjacielski oraz doświadczonym pilotem, więc lot był przyjemny i zakończył ładnym lądowaniem.


Jack wysiadł z helikoptera i zeskoczył w piasek na plaży. Owa wioska była widoczna z miejsca lądowania, co Jacka ucieszyło. Gdyby była ukryta, to oznaczałoby nieufność tubylców, a także kłopoty. Kotka zeskoczyła tuż obok Madsena.
-Pół godzinki, ok?- rzekł do pilota i ruszył w kierunku wioski.
- Sie wie! - rzucił pilot - Tylko nie idź na panny beze mnie! - krzyknął jeszcze za odchodzącym
-Jasna sprawa.- odparł z uśmiechem Madjack, choć na panny nie miał specjalnie ochoty iść. On za tubylczymi kobietami nie przepadał.
Osada składała się z tubylczych chatek pomieszanych z byle jak skleconymi barakami i schronieniami kolonistów, zbudowanych ze wszystkich dostępnych pod ręką materiałów. Wszystko tonęło w zieleni dżungli. Dalej, gdzie linia drzew się kończyła, zaczynało się typowe budownictwo osadników: plastostalowe segmenty mieszkalne i kilka większych betonowo-szklanych budowli. Osada leżała na niskim klifie: niżej rozciągała się złocista plaża, na której roiło się od ludzi, surfujących, bawiących się czy po prostu wylegujących na piasku. Powietrze pachniało świeżością i smażonymi owocami. Samo miasteczko było raczej wyludnione: pilot widział kilkuosobowe grupy tubylców, siedzące bez ruchu w cieniu lub spoglądające na przechodzącego spode łba.
-Malik Jones? Gdzie jest?- Jack spytał najbliższą grupkę tubylców sięgając do kieszeni kurtki i pokazując zdjęcie.Nie potrzebował prychającej nerwowo Izis by zauważyć wrogość.
Grupka popatrzyła na siebie porozumiewawczo a potem wybuchnęła śmiechem. Jeden z chłopaków oddał zdjęcie pilotowi i zagadnął:
- Przyjechałeś zabrać go do domu...? Jest na dole, w barze.. -
- U Maile! - krzyknęła jakaś dziewczyna z tyłu. Znów się roześmiali. - Nie jesteś stąd...Zaprowadzimy cię...
Radosna grupka ruszyła przodem, śmiejąc się i przekrzykując. Chłopak zwolnił i powiedział ciszej - Ej..chyba nie będzie miał kłopotów, co? To spoko gość, mimo wszystko...
-Ja jestem kurierem. Przywiozłem mu prezent od przyjaciółki.-
wyjaśnił krótko Madsen wzruszając ramionami. Uśmiechnął się dodając.- Raczej go ze sobą nie zabiorę. Może innym razem.
- To ten przegraniec ma jakiś przyjaciół? -
roześmiała się jakaś dziewczyna, przebiegając obok nich. Chłopak coś sarknął w ich języku, chyba trochę się martwił.
O dziwo, nie zeszli na dół, tylko rozwrzeszczana grupka poprowadziła go w górę, głębiej w dżunglę, na obrzeża osady. Stały tu rozwalające się chaty zbudowane na wzór tubylczych, ale "ulepszone" o współczesne elementy: anteny, klimatyzację, jakieś urządzenia...Błoto mlaskało pod nogami, z okien walił jakiś terro-rap. Ziemia i podesty domów były usłane butelkami po alkoholu i pustymi opakowaniami leków czy dragów. Na sznurkach suszyło się wyblakłe pranie.

Chatka, do której podeszli, nie różniła się wiele od innych. Drzwi były otwarte na oścież. Reszta grupy umilkła i gdzieś się ulotniła, chłopak zapukał w futrynę. - Maile? Jesteś tam? - zawołał w głąb domu. Pokręcił głową - Niech pan wchodzi, pewno nie słyszy...
Jack powoli wszedł do środka, uaktywniając odruchowo korekcję natężenia światła we sztucznych oczach i przestawiając je na lov-light.- Jest tu kto? Przynoszę paczkę. Malik?
- Uhh.. -
usłyszał Jack gdzieś z głębi domu. Ktoś jęknął, coś zatrzeszczało. Pilot minął kilka pustych pokoi, wyposażonych tylko w łóżka i moskitiery. W jednym z nich na brudnym materacu leżał nagi mężczyzna. Zasłaniał oczy ręką. To był Jones...choć bez okularów i z rozwichrzonymi włosami trudno było go poznać. Twarz miał opuchniętą, cuchnął potem i alkoholem - to..to...ja..- wybełkotał - prze..przepustka jeszcze waszszna, wolno mi...
-Masz przesyłkę z A-City. Od Anji. Nic mi do twojej przepustki.
- rzekł głośno Madjack uśmiechając się ironicznie. Ot... miłośnik tubylców w całej krasie nie zachwycał.
- Paczkę? - Jones usiadł ciężko na łóżku i podrapał się po piersi - A-City..? Nic nie zamawiałem...- złapał się za głowę - uhhh...gdzie Maile..? - spojrzała na pilota. - I kim ty do cholery jesteś? - zamrugał oczami, jakby dopiero teraz go zauważył.
-Anja. Mówi ci to coś? Przysłała prezent.- wyjaśnił Jack i nogą zagrodził drogę do jakiejś podejrzanej puszki swej ciekawskiej kotce. Pokazał Jonesowi cylinder.- To jest dla ciebie.
- Anja..jaka Anja..połóż na szafce...dzięki i w ogóle -
Jones machnął lekceważąco ręką i zaczął rozglądać się za swoim ubraniem - i przyślij tą cholerną Maile, jak ją spotkasz..ok?
-Jaka Anja?-
zdziwił się Jack kładąc jednak cylinder tam gdzie Jones chciał.- Nie pamiętasz swoich przyjaciół ? Co za dragi tutaj wciągasz?
- Ekhm -
odkaszlnął ktoś za plecami pilota - Pan Jones źle się czuje i potrzebuje odpocząć. Natychmiast - powiedział zdecydowany kobiecy głos z silnym akcentem - Wyrażam się jasno w twoim języku, jankesie..?
-Holendrze jeśli już.-
odparł w odpowiedzi Madsen obracając się w kierunku głosu. Zmrużył nieco oczy, by zapisać sobie ową twarz do której należał głos.
Musiał pochylić głowę: dziewczyna sięgała mu do piersi. Była młoda...i śliczna. Typowa tubylcza uroda: ciemne włosy i ciemne oczy, oliwkowa skóra, pod którą widać było delikatnie zaznaczone mięśnie. Była ubrana w tradycyjny tubylczy strój: luźną, wzorzystą spódnicę i nic więcej. Drobne, kształtne piersi pokrywał skomplikowany wzór tatuażu. Za nią stała druga kobieta, zmęczona życiem i zniszczona trzydziestokilkulatka, w bardziej "cywilizowanej" sukience. - Coś jeszcze? - zapytała dziewczyna. Jej szczęki drgnęły, a oczy rzucały gniewne błyski.
-Nie nic.- odparł Jack wzruszając ramionami i mijając kobiety zerknął za siebie.- Izis, chodźże tutaj, ty rozrabiaczko.
Kocica niechętnie zostawiła zniszczone pudełko po lekach i ruszyła za swym panem.

Kiedy wyszedł z domu, grupka młodzieży, która go tu doprowadziła, zniknęła. Na uliczce stał zaparkowany mały poduszkowiec, a w nim dwóch napakowanych tubylców. Jeden bawił się ostentacyjnie nożem. Kiedy pilot schodził w dół, pojazd minął go w pełnym pędzie. Razem z dwójką zakapiorów siedziała spotkana młoda dziewczyna. Po dłuższym spacerze dotarł bez przeszkód do lądowiska. Kiedy podchodził pod płytę, ktoś zawołał: - Hej! Hej! Kurierze..!
Madsen odwrócił oblicze w kierunku głosu zaciekawiony i zaniepokojony nieco. Wioska mu się nie podobała. "Tubylcy" mu się nie podobali. I przesyłka jaką dostarczył, tym bardziej.
Śmierdziało mu to terroryzmem na odległość i cieszył się, że pozbył się tego gorącego kartofla.
Pod górę gramolił się...Jones, holując za sobą jakiś antyczny skuterek. Dyszał ciężko, koszulę miał krzywo zapiętą, ale podbiegał zaskakująco szybko. - Uff - odsapnął. Wionęło od niego alkoholem, ale nie było widać w nim już pijackiego zmęczenia. Pochylił się nad pilotem, obejmując go ramieniem. - S..słuchaj...- w jego głosie było słychać lęk, rozglądał się czujnie dookoła - P..powiedz Anji, że ja..tego...muszę się wycofać. Ok? Po prostu..załatwię to inaczej. No hard feelings, ya? p..proszę..po prostu..no, po prostu nie mogę - usiłował wepchnąć Madjackowi cylinder do kieszeni - Zrozumie, no zrozumie..
-To się wycofaj następnym razem.-
odparł Jack nie zamierzając przyjąć cylindra.- Nie wiem w co tu sobie pogrywacie i mam to w nosie. Miałem dostarczyć przesyłkę i dostarczyłem. Jak dla mnie możesz to nawet cisnąć do oceanu. No hard feelings... ale przesyłka jest już twoim problemem.
- Kuuurwa...-
Jones oklapł, a następnie ze złością cisnął pakunkiem o ziemię. Srebrny kształt odbił się kilka razy od betonu i potoczył gdzieś po płycie. Mężczyzna pokręcił głową - Ale..ale powiedz jej. Powiedz, że to koniec. - Wygrzebał z kieszeni na piersi kilka plastikowych banknotów i niezręcznie podał pilotowi - dzięki...za fatygę i w ogóle....- Odwrócił się i wsiadł na skuterek. Po chwili zniknął w chmurze spalin.
-Niech to szlag.-zaklął pod nosem Jack i wysiadł z helikoptera biorąc do ręki cylinder. Ostatecznie może lepiej nie wracać Anji z pustymi rękami, prawda?

To że miał w dłoniach “gorącego kartofla” sprawiło, że nie został w Dziurze ani chwili dłużej, niż to było potrzebne. Uzupełnił paliwo i prowiant, zebrał odpowiednie odciski kciuka na padzie z zamówieniem i ruszył w drogę powrotną do A-City, po drodze próbując rozgryźć ostrożnie co zawiera cylinder. Zwykle nie sprawdzał co prawda przesyłek jakie dostarczał, nawet tych podejrzanych. Ale tym razem było inaczej, tym razem klient nie odebrał swojego pakuneczku. Więc Jack chciał wiedzieć, w jakie gówienko wepchnęła go ta filigranowa panienka. Zamierzał też ją odwiedzić, o ile wizytówka którą mu Anja dała zawierała prawdziwe dane kontaktowe.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-07-2013, 18:08   #18
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Lot był długi i nudny. Naczelne były zajęte swoimi sprawami, więc dla zabicia czasu delfin przeglądał całą rewolucyjną propagandę, którą zebrał w NY. Zapoznał się tak dokładnie, że w myślach sam mógł układać slogany. "W jedności siła" - to nie było takie trudne. Nie mógł się jednak doczekać momentu gdy wreszcie wylądują na planecie. Wyobrażał sobie, że chwilę później da nura w bezkresną czerń oceani, nawet jeśli okaże się ona różowa. Wszystko jednak poszło nie zgodnie z planem. Wózek nie był taki zły, tworzył przyjemną iluzję, że nie jest już ładunkiem. Za to grupa protestujących nie miała dobrych stron, może gdyby rzucali świeże rybki z lokalnej kuchni, ale nie!
Planety nawet jeszcze nie zobaczył, ale ludzie już byli przytłaczający, tak jak samobieżny zbiornik w któym nawet nie mógł zawrócić. Może gdyby wózek był lepiej opancerzony, zamknięty jak w zbrojnej skorupie, rozpędzić się i rozgonić zbiorowisko, wszystko jedno, byle wyrwać się stąd. Ale nie to był winny tym, którzy zostali.

Sięgnął w MESH, w Atlantis City o wiele słabiej rozwinięt niż na ziemi, system dostępny jak otwarta książka, w której nie napisano nic ciekawego. Szukał po omacku czegokolwiek o co mógłby się zaczepić. Jeden z protestujących, milczał, obserwował. Jego optyczny implant rejestrował całe zdarzenie. Przesyłał strumień obrazów gdzieś na zewnętrzny serwer zupełnie biernie. Ecco nie poświęcił mu uwagi, mężczyzna był tylko zapisem w logach. Delfin szukał czegoś innego. Kobiety o ciemnych włosach przewiązanych czerwoną vandamka, ubraną w robotniczy kombinezon. O wiele bardziej aktywnej, agitującej wraz z tłumem. Jej implant pozwalał na konferencję poprzez łącza z kimś o nicku Samuel. Rozmówca podpowiadał co robić, sterował zajściem. A Ecco miał tego już dość. Przekierował jego sygnał w pusty proces i sam zalogował się pod jego nickiem. Chcieli protestować, niech więc protestują. Mogą wznosić najbardziej bojowe hasła i rzucać czym tylko chcą. Ale niech ich stąd wypuszczą! Styl pod rewolucyjne slogany miał już przygotowany, wystarczyło podstawić nowe argumenty.

SAMUEL: Nie dajcie się sprowokować. To oni są agresorami. Ludzie muszą zobaczyć ich agresje! Skupcie się w grupie. W jedności siła. Rzucajcie kamieniami.
JOANNA: Na razie to nasza agresja. A ci tutaj wyglądają na zwykłych robotników.
SAMUEL: Więc rzucajcie owocami. Robotnicy czy nie, są częścią korporacji.
JOANNA: Jak nasi przodkowie. Jak my...
SAMUEL: Ten blondyn nie wygląda na robotnika, to kolejny najemnik.
JOANNA: Skąd to wiesz? Przecież cię tu nie ma...
SAMUEL: ...widzę wszystko na streamie. W końcu jestem tu by wam pomóc. Przecież wiesz po co walczymy.
JOANNA: By korpy nie zniszczyły nas tak jak Ziemi. By nikt nie mówił nam co mamy robić.
SAMUEL: Dlatego potrzebujemy ciebie. Niech protestujący skupią się wokół ciebie. Musisz zachować kontrolę. To ONI mają spowodować incydent. Kamera musi objąć, że jest nas wielu.


Im dłużej prowadził rozmowę, tym bardziej czuł się obślizgły i mackowaty. Ewolucja nie wykształciła u delfinów zdolności do manipulacji, zawsze były to proste figle, czy podstępy łowieckie. A jednak jego praktyki na coś się zdały, tłum protestujących zbił się w zwartą masą otwierając dla nich światło w stronę ciężarówki. Owoce leciały w ich stronę i coś różowo pomarańczowego rozpaćkało się na szybie zbiornika. To była ich szansa by się wydostać z tej nieprzyjemnej sytuacji. ~ Jeszcze trochę.~ było mu już bardzo wszystko jedno. W jednej chwili komunikatory całej ich grupy zatrzeszczały cicho.
- Schowajcie się za akwarium delfina. Idziemy w stronę ciężarówki. Nikomu nic poważnego się nie stanie. - może gdyby ktoś z naczelnych wziął ludzi w garść było by lepiej. Ale Ecco czuł, że nie mieli zbyt wiele czasu.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 07-07-2013 o 22:20.
behemot jest offline  
Stary 07-07-2013, 18:43   #19
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację


Gabriel skrzywił się wyraźnie widząc napis, potem zaczęto ich obrzucać kamieniami.
- Jasne! - ryknął z nieludzką siłą, pozwalającą przebić się ponad zgiełk - Bo wy jesteście tu rodowici!

Kamień poszybował w jego stronę, ale Bale nie usiłował go uniknąć. Odczekał ułamek sekundy i złapał go w dłoń, jak by to było ledwie podanie, a atak. Upuścił kamień na ziemię.
- Nie prowokuj ich! - krzyknął Maddox do Bale'a, próbując przekrzyczeć skandujących.
- Jak ich wkurwisz, to będzie jeszcze gorzej, bo jak coś odpieprzą, to ja się wkurwię. A wtedy nie wyjdziemy z tego łatwo, bo nas rozszarpią na strzępy. - przecisnął się w stronę Gabriela, by nie musieć zdzierać głosu.

Bale, o dziwo, miał rację. W kolorowej, wrzeszczącej zbieraninie było widać kilku druciarzy, dwie-trzy hybrydy...na pewno nie byli to tubylcy z Posejdona. Reszta ludzi z korporacyjnego transportu zbiła się w ciasną gromadkę za pojemnikiem z delfinem, który dawał jakąś osłonę przed coraz gęściej lecącymi pociskami. Póki co, nie wyglądało na to, żeby miało dojść do rękoczynów: protestujący stali po drugiej stronie ulicy, krzyczeli i rzucali tym co mieli pod ręką, nikt nie podbiegał do stłoczonej przed wejściem do hali grupy. Kierowca ciężarówki uderzył kilka razy w klakson i przez szybę szoferki pokazywał "chodźcie tutaj!". Tym razem z tłumu poleciały jakieś zgniłe owoce, jeden rozbił się pod nogami Maddoxa z obrzydliwym chlupnięciem. Brązowa masa obryzgała mu buty.

Po chwili protestujący wzmogli swoje okrzyki. Sytuacja się zaogniła, miało to jednak tą pozytywną stronę, że grupa skupiła się, oczyszczając ulicę. Ciężarówka powoli ruszyła do przodu.

Gabriel zaklął pod nosem i szybkim marszem skierował się do ciężarówki, uważając by czymś nie oberwać i patrząc za siebie czy towarzysze na pewno za nim podążają.

Maddox również wyforsowal sie na przód, krzycząc do reszty swojej grupy:
- Nie ociągać się! Wy z delfinem, jazda przy ścianie, reszta za nami!

Ludzie, choć zdezorientowani i przestraszeni, z ulgą przyjęli rzuconą im komendę. W końcu ktoś przełamał impas. Skupieni za osłoną akwarium posuwali się powoli w kierunku zbawczego pojazdu. Niestety w rezultacie Ecco oberwał najmocniej: szyba pojemnika była upaćkana w jakiejś owocowej brei, a kilka mniejszych kamieni zarysowało powierzchnię plastiku.

Kiedy cała grupa znalazła się koło ciężarówki i zaczęła w pośpiechu wpakowywać się do środka, Maddox miał pełne ręce roboty, starając się opanować towarzyszący temu chaos. Kiedy wszyscy, łącznie z delfinem, który wjechał na podnośniku, znaleźli się w środku, pojazd ruszył z całą mocą silnika. Akwarium niebezpiecznie szurało po podłodze, ludzie powpadali na siebie...ale byli bezpieczni. Przynajmniej na razie.

Wyglądający przez tylne okno Bale zobaczył jeszcze, że chwilę temu agresywni protestujący stoją teraz zbici w gromadkę, jakby nie byli pewni co dalej, albo zabrakło im pomysłów. Gdzieś z przodu słychać było długo wyczekiwany dźwięk syren..
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 07-07-2013 o 18:56.
Autumm jest offline  
Stary 11-07-2013, 21:34   #20
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Posejdon, Dziura – Atlantis City

Madjack



Podróż znów dłużyła się niemiłosiernie. Tym razem, na całe szczęście, nie musiał odwiedzać po kolei wcześniejszych stacji, ale i tak było to dobre pięć dni, w trakcie których nie widział nic poza błękitną pustką oceanu, zlewającą się z niebem. Nawet radio milczało: huragan był już wspomnieniem, nikt nie wołał pomocy, nic się nie działo. Madjack miał sporo czasu na rozgryzienie całej tej dziwacznej sprawy, w którą został wkręcony przez ślicznotkę ze zgrabną pupcią. Na otwartym oceanie nie komunikator tylko trzeszczał i szumiał, mesh był tu za słaby, by utrzymać tego typu transmisję, a kiedy zasięg łapał, nieodmiennie wyświetlał się komunikat „zajęte”. Na kontakt z Anją musiał więc czekać przynajmniej do obrzeży A'City.

Srebrny cylinder też opierał się próbom dokładniejszego zbadania: wijąca się naga dzikuska wydawała się kpiąco uśmiechać, kiedy pilot włączał i wyłączał urządzenie, próbując odgadnąć, czy urządzenie jest czymś więcej niż jest. Metalowa osłona była zaskakująco odporna na narzędzia, nie nosiła też śladów żadnych łączeń. Pewnie dałoby się ją przepiłować czy przepalić, ale zapewne zniszczyłoby to zawartość, jakakolwiek by ona nie była. Jedyne, co udało się osiągnąć, to zdjąć dwa metalowe pierścienie: jeden zabezpieczał układ emitera, drugi – uniwersalną końcówkę transferu danych. Podłączony do komputera, cylinder funkcjonował jak mała przenośna pamięć, na której nagrano „program artystyczny”, pokazywany przez projektor. Trzeba by dać to do specjalisty...jeśli kryło się tam coś więcej.




Port Atlantis powitał go smrodem, hałasem, pośpiechem i nieustanną krzątaniną ludzi. Korporacyjny dok był zapchany pojazdami freelancerów, widać ściągali pilotów z trasy. Urzędnik przepytał pilota, sprawdził logi, kiwnął głową i wręczył mu tymczasową przepustkę. - Odprawa jutro o ósmej, hala 4A-72 – powiedział suchym głosem i zajął się czymś innym.

Słońce zachodziło, na niebo wpełzał drugi, duży księżyc planety, kąpiąc miasto w łagodnym, pomarańczowym blasku. Noc kochanków – tak mówili miejscowi. Miasto zaczynało swoją wieczorną, gorączkową aktywność: ludzie wychodzili bawić się, odpoczywać i załatwiać sprawy, których nie zdążyli lub nie chcieli robić za dnia. Ciemne budynki ożywały światłami, cichł hałas powietrznego ruchu. Znad oceanu niosły się godowe głosy sworzeń, które były bardzo przybliżonym odpowiednikiem ziemskich ptaków. Ciepło parowało z chodników i ścian. I wtedy w kieszeni Madjacka rozbrzmiał sygnał przychodzącego połączenia.

- Heeeeeej, przystojniaku! - Anja miała włączoną tylko fonię, w miejscu jej twarzy widniał domyślny, systemowy znak zapytania – Widziałam, że dzwoniłeś...jak szalony! - roześmiała się – Szybko wróciłeś...no i jestem trochę nieprzygotowana! - Masz wybór: albo wpadasz do mnie, i zostaniesz okropnie wykorzystany, albo za kilka godzinek spikniemy się na mieście i będzie grzecznie i milutko. Więc...? Będziesz odważny czy ostrożny? - nawet bez streamu obrazu Madjack mógł niemal zobaczyć, jak po drugiej stronie meshu dziewczyna mrugnęła do niego oczkiem.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 12-07-2013 o 13:47.
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172