Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2014, 09:21   #121
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
- W porządku, ty weź mój, tak na wszelki wypadek Anders wziął karabin od Dantego, w zamian dając mu swój, taki sam ale bez zamontowanych usprawnień. Gdy cyborg ruszył w stronę czołgu, Anders się zatrzymał.

- Słuchajcie, te zwierzęta nie były z jednego gatunku. To nie było stado, ale tabun. Po tym jak kontenery uderzyły w ziemię, wszystkie zwierzęta powinny uciekać stąd jak najdalej, a nie biec do nas. To mogła być dywersja, aby infiltrator wykonał swoje zadanie. Dante, mówiłeś że słyszałeś coś jeszcze od strony... – tknięty przeczuciem zamilkł, załączywszy systemy celownicze i wspomagające na karabinie powiódł bronią po okolicy obozu, skupiając się na stronie z której nadciągnął tabun.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 05-11-2014, 13:45   #122
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację


Ogniste "V" w wykonaniu Melathiosa Sofilatresa doskonale spełniło swoje zadanie i większość stada ominęła obóz - poza kilkoma sztukami, które - jak miał nadzieję Karl Cabbage - z łatwością da się opanować. MeatDozer sprawował się dobrze, silnik grał jak zdrowy, wspomagania układu kierowania były bez zarzutu.
Były oficer odetchnął z ulgą. Sofilatres, który właśnie usiadł obok niego, na miejscu operatora armatki wodnej okazał się kompetentnym fachowcem, podobnie jak Walker, z którym współpracował wcześniej przy promie. Było się z czego cieszyć, bo wróżyło to że i pozostali będą dobrzy w swoich dziedzinach. Oby tylko nauczyli się działać jako zespół, pomyślał Karl, biorąc zakręt, by dogonić dwa duże gady, które przedostały się przez ognistą kurtynę. Nie wyglądały groźnie, ale Karl widział swoje i póki nie dowie się więcej, wolał chuchać na zimne.



Kirke, Bar "Fruit Feast"
- Dobrze że Cię tam nie ma, Karl - odezwał się major Jason Salmon z kirkańskiego korpusu marines. - Okupacja tego miejsca to syf. Przez pierwszy tydzień straciliśmy dwudziestu ludzi, a w szpitalu wylądowało kilkuset.
- Ruch oporu? To było do przewidzenia... - Cabbage pociągnął gęsty, owocowy koktail z kufla. Piwo, jak inne alkohole długo zakazane na kirke jako marnotrawstwo niedawno zawitało z hukiem na rynek, pojawił się też nawet lokalny wytwórca. Wciąż jednak prym wiodły bardziej praktyczne napoje.
- Gdzie tam ruch oporu. Miejscowi porami trzęsą. Pewnie kiedyś jakiś powstanie, ale na razie z tym spokój. Przed okupacją opracowaliśmy i podaliśmy naszym pakiet szczepionek, ale na głupotę lekarstwa nie ma.
Major rzucił na stół jakieś zdjęcie.


- Te cholerstwa nazywają się Tęczopiórki. Są wielkości parówki, leciutkie, dosłownie pływają w powietrzu. Do tego śliczne jak kurwa tort lukrowany i lgną do ludzi. Tyle że nam nie powiedziano, że piękne pióra są w rzeczywistości przenioszonym przez rodzica stadium larwalnym tego stworzenia a kontakt fizyczny jest potrzebny by larwa znalazła żywiciela...
Marine upił nieco piwa, gdyż w przeciwieństwie do Karla od razu stał się fanem zagranicznego trunku.
- Miejscowi traktują je jak komary - sami używają mikroemiterów odstraszających, a ich antyciała na osiemdziesiąt procent niszczą larwy. Ale nam oczywiście ani o emiterach, ani o Tęczopiórkach nikt nie powiedział. Dopiero jak wszyscy się pochorowali, wygrzebano jakiś przedwojenny raport ambasadora.
Karl pokręcił głową i cieszył się. Zajęcia w akademii, szkolące nowy rocznik przyszłych oficerów były z pewnością bezpieczniejsze. Choć okupacja planety o łagodnym klimacie i pięknych wyspach też ma swoje zalety...
Rozmyślanie brutalnie przerwał major.
- Ludzie i tak mieli szczęście, bo lokalne drapieżniki, które okazjonalnie zjadają te łatwe do upolowania cholerstwa zwykle nie przeżywają wylęgu z larw rozwijających się w ich ciele. Nasi w większości wykpili się ciężkim uszkodzeniem ciała.

Zmienił zdanie, gdy usłyszał komunikat o drapieżniku. Zagrożenie potencjalne jest mniej ważnie niż właściwe, dlatego skierował czołg w kierunku pozycji grupy piechurów, zaś Sofilatres zdjął palec ze spustu armatki widząc, że gad pada. Karl zaparkował tyłem z drzwiami desantowymi do rannego i poszedł je otworzyć, gdy usłyszał złowieszczy komunikat.
...
Tu Yeyeo. Straciliśmy zasilanie. Hibernatory są bez prądu powtarzam. I jeszcze: w obozie jest intruz. Powtarzam intruz. Ktoś w kamuflażu optycznym dwukrotnie próbował dostać się do modułu jedynki. Przed chwilą wybiegł w kierunku środka obozu. Uważajcie!
...
Na takim zadupiu mogli siedzieć tylko piraci lub przemytnicy. Teraz wszystko ułożyło się Karlowi w całość - katastrofa statku, emitujący silne źródło podczerwieni obiekt za stadem, intruz... krew zagotowała się w kirkaninie. Nie pozwoli piratom drugi raz wciągnąć swojej kolonii w wojnę.
- Panie Sofilatres - spokojny i uprzejmy jak zwykle Karl zwrócił się do współpasażera - byłby pan łaskaw jedną sondę wysłać, by pilnowała tego - tu Cabbage postukał palcem w ekran, wskazując na podejrzany obiekt za stadem - a resztę wysłać na poszukiwanie naszego intruza?
Założył hełm skafandra bojowego, i z pistoletem w ręku otworzył lewy przedział desantowy.
- Wnieście go - powiedział do towarzyszących mu ludzi, samemu mając baczenie czy ktoś nieproszony nie chce zabrać się z nimi.
A potem zapolujemy na pana niewidzialnego, pomyślał ex-oficer. Woda będzie idealna - mokry skafander będzie mniej skuteczny, zaś maskowanie maskowaniem, na błocku ślady i tak będzie widać! A przy odrobinie szczęścia może uda się wziąść go żywcem?
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 05-11-2014 o 13:50.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-11-2014, 20:13   #123
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Po odebraniu komunikatu Murrur'a komandor Kabbag'e wydał Melowi kolejny rozkaz dotyczący dronów. Wcześniej, gdy jeszcze byli w pojeździe Karl prosił o skan obozu na wypadek innych form życia, które mogły przedrzeć się przez zasłonę ogniową. Teraz komandor chciał, aby Mel wysłał jednego drona do obserwacji celu poza obozem. Melathios wstukał kilka komend do komputera i dron poleciał na zwiad.
Melathios spojrzał na dużego gada leżącego przed nim. Dante pojechał już z Kabaggem do doktora wiec został z dwoma żołnierzami. Jednego z nich rozpoznał od razu, był nim Anders. Drugi tylko kilka razy przewinął mu się przed oczami, ale Mel znał jego imię dzięki bazie danych jaką wgrał w Hermexa jeszcze na statku. Był nim Bradock Dunn.
- Panowie pomóżcie mi z tą gadziną.- Podchodząc do bestii od ogona.- Jestem pewien, że Kora zechce go zobaczyć. Musimy go związać i zanieść do modułu z lodówkami.-
Chwilę później doktor przerzucił obraz w komputerze na dron znajdujący się nad obozem. Wyświetlał on kilka sygnatur cieplnych. Mel starał się ustalić, która, jeśli którakolwiek z postaci na dole może być wspomnianym przez Yeyeo intruzem.
Przez komunikator nadał do wszystkich. - Kto nie jest w modułach niech poda swoją pozycję. Oko na niebie znajdzie niewidzialnego gościa.-
[test Investigate -2, test Sensors-0]
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 07-11-2014, 19:54   #124
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://oyster.ignimgs.com/wordpress/stg.ign.com/2014/05/vlcsnap-2014-05-02-09h57m11s241.jpg[/MEDIA]

Szybka decyzja o wykorzystaniu ognia jako zapory przeciw zwierzęcemu zagrożeniu sprawiła, że osadnicy wyszli ze spotkania z agresywną fauną obronną ręką... a przynajmniej większość z nich. Wyrwany ze snu Shinji bez zwłoki zajął się rannym Dantem, choć w oczach lekarza żołnierz mógł wyczytać niepokój - wysoki stopień cyborgizacji utrudniał leczenie i rekonwalescencję, ale doktor robił, co w jego mocy. Niestety, przynajmniej pierwsze zabiegi nie przyniosły rannemu większej ulgi; czekał go dłuższy odpoczynek, by ciało poradziło sobie z upływem krwi i rozerwanymi tkankami.

Stado zostało odegnane, a te stworzenia, które przebiły się przez barierę - zneutralizowane. Z chwilą wykrycia sabotażysty role się odwróciły: to koloniści stali się myśliwymi, a tajemniczy przybysz - zwierzyną. Niestety, ani dron Mela, ani wzmocniony specjalnym celownikiem wzrok Jeremiasza nie odkryły obcego. Dopiero, niemal zupełnym przypadkiem, skierowane na obóz mocne szperacze "czołgu" odkryły w jednym miejscu przejrzystą "anomalię" mniej - więcej ludzkiego kształtu. Karl natychmiast skierował w tamtym kierunku działko pojazdu, ale w tym momencie przybysz... zniknął. Dosłownie i tym razem ostatecznie. W jednej chwili komandor widział stojącą bez ruchu amorficzną plamę światła, a jedno mrugnięcie powiek później w zasięgu szperaczy nikogo już nie było. Bliższe oględziny miejsca, w którym stał obcy odkryły odciśnięte w pylistym podłożu ślady stóp, które po prostu urywały się nagle w miejscu, jakby sabotażysta dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

Zostawił po sobie jednak bolesną pamiątkę: mimo wysiłków Catriony i Kevina ładunki eksplodowały w momencie, kiedy intruz zaginął. Nie były na tyle mocne, by całkowicie zniszczyć prom lub zranić jego pasażerów, ale czerniące się pod skrzydłami i dziobem dziury, które bomby wypaliły w poszyciu skutecznie uziemiły maszynę. Prom, zanim byłby zdolny do jakiegokolwiek lotu, wymagał na pewno długiej i materiałochłonnej naprawy. Nie mówiąc już o tym, że zupełnie siadło zasilanie "jedynki" więc Kora i Murrur mogli tylko bezradnie obserwować jak wybudzają się kolejni zamrożeni koloniści i zadbać tylko o to, by ich ponowne przyjście na świat nie było zbyt traumatyczne...

Drugi wysłany przez Mela robot nie zdążył już "dopaść" tajemniczego źródła ciepła. Zanotował jednak jego pozycję i parametry; dokładna - i dłuższa - analiza z użyciem komputera i wiedzy technicznej mogła przynieść odpowiedź na pytanie, z czym - lub kim - właściwie mieli do czynienia.

Ale generalnie - biorąc pod uwagę to, z czym przyszło im się mierzyć ledwo pierwszego dnia lądowania - niefortunni koloniści wyszli ze wszystkich opresji obronną ręką. Przez resztę nocy nie wydarzyło się już nic niepokojącego.

A nowy poranek - pierwszy świt oglądany na obcej planecie - niósł, nieco na przekór losowi - nową nadzieję.



KONIEC ODCINKA TRZECIEGO








SE01 EP04 "New Dawn"





WSZYSCY


Obudziliście się późno, ale za to w pełni sił i wypoczęci. Zdarzenia poprzedniej nocy - i z lotu - zdawały się być powoli blaknącym koszmarem. Owszem, było wiele do zrobienia - a kolejne problemy na pewno pojawią się wraz z upływem czasu - ale koniec końców Waszym zadaniem było okiełznanie dziewiczego świata. Niefortunny początek i mnożące się wokół tajemnice nie mogły przesłonić prostego faktu, że tylko dalsza rozbudowa bazy i zdecydowane działania mogą zwiększyć szanse malutkiego przyczółka ludzkości na przetrwanie. Trzeba było zakasać rękawy i brać się do roboty...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 12-11-2014 o 16:28.
Autumm jest offline  
Stary 12-11-2014, 00:24   #125
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość

-Przestań się ruszać! - warknął z nad rany doktor Shinji Konohara. Sprawne ręce medyka łatały dokładnie ciało poszkodowanego Cyborga. Przestał się wiercić na stole operacyjnym, znieczulenie miejscowe było wystarczające do połatania, ale i tak odczuwał niewygodę i głęboki bół. Rana zdobiła półksiężycem prawą stronę klatki piersiowej mężczyzny. Zewnętrzny stelaż wnikający cienkimi drutami pod skórę stabilizował zmiażdżone żebra, aby te mogły się zrosnąć na odpowiednim miejscu. Dante zamknął oczy. Impuls nerwowy został wysłany. Z wewnętrznych głośników rozsuniętego hełmu, trzymanego na krześle, wydobył się spokojny, cichy dźwięk.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DnWjrj4W4Ds[/MEDIA]

Wspomnienia zaczęły się przewijać przed oczami Komandosa jak w albumie fotograficznym... *zatrzymaj się drogi Czytelniku i obejrzyj umieszczony film.*

Rozpoczynał się nowy epizod w jego życiu. Miał wrażenie, że odniesiona rana i jej aktualne opatrywanie, to metafora do tej całej wyprawy, całego jego życia. Doktor odciął nić chirurgiczną i rzucił imadło do pojemnika.

- A teraz leż. Przez noc musisz spać, podałem Ci leki przeciwzapalne oraz przeciwbólowe. Naciskaj ten guzik, podasz wtedy małą dawkę leku przeciwbólowego bezpośrednio do żyły, gdy poczujesz ból. Dawkuj aż zniknie. Pompa infuzyjna podaje w stałym dopływie antybiotyk. Jutro rano zdejmę stelaż i będziesz wolny. Przez następny tydzień wszystko się zagoi, ale wykonuj tylko lekkie czynności, choć patrząc na nasza sytuację, będzie to trudne...Jaeger... Jaeger? Cyborg nie słyszał go, odpłynął w świat marzeń sennych.

 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 18-11-2014 o 10:27.
potacz jest offline  
Stary 16-11-2014, 16:50   #126
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację


O świcie.

Z samego rana Mel ruszył do gubernatora. Uważał, że pewne rzeczy muszą mieć miejsce, aby kolonia mogła przetrwać. Mel wszedł do kwatery gubernatora. Kevin widząc maszerującego ku tymczasowej kwaterze gubernatora Mel’a ruszył razem z nim.
- Widziałeś to? No widziałeś? No sam zobacz! Widziałeś co jej zrobili? Co za barbarzyństwo! - zaczął z wielkim przejęciem w ramach “dzień dobry” wskazując ręką na uszkodzony prom na wypadek gdyby jakimś cudem nie szło się domyślić o co może mu chodzić.
- Barbarzyństwo mówisz.- Mel uśmiechnął się lekko.- Zapewne masz racje. Wątpię, aby mówili po naszemu.- Mela rozbawiło użycie akurat tego słowa przez Kevina.
Kevin wszedł razem z kolegą przed oblicze gubernatora i dał mu zacząć mówić. Ten też mógł bez trudu zobaczyć, że młody pilot jest obecnie kłębkiem nerwów, złości i rozżalenia. Widać nocne wydarzenia dały mu się we znaki.
- Gubernatorze DeVall.- Zaczął oficjalnie.- Alain. Po wydarzeniach z nocy obawiam się o bezpieczeństwo obozu, jeśli można tak to miejsce nazwać. Obawiam się również braku.- Mel poprawił się szybko.- Przepraszam. Przesadziłem, nie braku, ale zastraszająco niskiej ilości wody pitnej oraz pożywienia. Chciałbym zabrać ludzi i cztery auta i udać się na wchód do lasu. Powinniśmy znaleźć tam potrzebne zasoby. Przy okazji chciałbym również rozejrzeć się za nowym miejscem na obóz. Nie możemy tu pozostać. Intruz uciekł, kto wie czy nie wróci z większa liczbą ludzi czy bomb. Potrzebne nam pożywienie, woda, drewno na ogrodzenie.-
Gubernator skinął głową dając swoje pozwolenie.
Mel przedstawił swoją sprawę i do rozmowy z DeVall'em zabrał się Walker.
- No widziałeś, szefie co nam zrobili? No widziałeś? No mojej Ślicznotce! No jak tak można no! - zaczął z pretensją w ramach kolejnego “dzień dobry”. Na chwilę zamilkł i ramiona mu opadły. Przymknął oczy, potarł nasadę nosa i zaczął mówić już spokojniej.
- Naprawdę jest tak źle? Mel zapytał zaciekawiony. Dobrze było by mieć wsparcie lotnicze, gdyby zwiad nie poszedł zbyt dobrze.
- Noo… Generalnie… Prom nie jest zniszczony. Myślę, że da się go naprawić. Ale na tą chwilę nie chcę zgadywać ile nam to zajmie. Musiałbym pogadać z naszymi inżynierami i zobaczyć co powiedzą. - rzekł wciąż rozgoryczony ale opanowanie zdawało się wracać do głosu.
- I powiem wam panowie, że oni chcieli nas uziemić. Nie rozwalili nam nadajników czy garażu tylko od razu zabrali się za prom. A na tą chwilę trafili w sedno bo wątpię by wiedzieli jak słabo z paliwem stoimy, a tak z zewnątrz to prom to jedyna jednostka o planetarnym i orbitalnym zasięgu. - podsumował swój pierwszy i najważniejszy wniosek.
Mel skinął głową. Atak był definitywną dywersją. Pytanie tylko czy zamachowiec działał sam, bez pomocy z wewnątrz. Doktor wątpił, aby wśród kolonistów czaił się zdrajca, ale nie mógł odrzucić takiej możliwości.
Kevin kontynuował. - Myślę też, że nie są jakoś specjalnie daleko od nas. Ten cholernik co mi załatwił prom był z buta. To daleko zajść nie mógł. O ile nie ma jakiejś nory pod ziemią to nasze drony pewnie by go wykryły. Tak samo jak raczej jednostkę latającą. Więc pewnie ktoś go tu przywiózł. Ten ktoś mógł też napuścić te stado jako dywersję na nasz obóz. Dlatego myślę, że ich bazy należy by szukać w promieniu góra kilku godzin jazdy od nas. W końcu o ile przypadkowo nie spadliśmy im na łeb to raczej mieli tylko ten czas od zrzutu do wieczora by się do nas dostać i zrobić swoje. Hmm… Właściwie… Można by puścić jeden z dronów śladem tego stada. Takie stratowanie pewnie da się namierzyć. To jak by tam jakieś ślady kół czy czego na trawie były… Cóż… Mielibyśmy ładną nitkę. A przynajmniej warto spróbować jak i tak je mamy zamiar puszczać po okolicy… - teraz chyba skończył i popatrzył na zebrane wokół osoby. Tym razem mówiło przez niego jego specostwo choć gdzieś tam pod spodem wciąż się tliła nutka buntu na taki przebieg zdarzeń jaki miał miejsce.
Melathios odezwał się w końcu.
- Dwóch żołnierzy może zabrać Mrówę i drona i pojechać śladem stada. Przygotuję im komputer z odpowiednim oprogramowaniem. Najlepiej aby ruszyli jak najszybciej.
Zebrani w kontenerze gubernatora usłyszeli krótkie pukanie we framugę wejścia, a po chwili ujrzeli postać Andersa. W rozpiętym, opancerzonym skafandrze, żołnierz wszedł do środka.
-Witam wszystkich. Jeśli można, chciałbym z wami porozmawiać. - obróciwszy się w drzwiach, zamknął wejście - To środek ostrożności, sądzę ze lepiej będzie aby nasza rozmowa pozostała między nami. - Popatrzył na twarze Mela, Gubernatora, na twarzy pilota jego wzrok zatrzymał się trochę dłużej, zupełnie jakby rozważał coś w myślach… po czym odezwał się ponownie.
- To co? Mam wyjść? - Kevin spojrzał na zebranych w pomieszczeniu ludzi całkiem zaczepnie. Przyszedł ze sprawą jaką miał i z raportem i nagle okazało się, że chyba jest niewystarczająco godny by gadać z “szarżami”.
- Nie trzeba. - z lekkim uśmiechem stwierdził Anders, po czym kontynuował:
-Przede wszystkim, niedługo będziemy mieli w pełni wybudzonych około 40 osób. Aby pomóc utrzymać porządek, zamknąłem kontener z bronią na hasło. To hasło zostawiam do dyspozycji Gubernatora, twojej, Mel i nieobecnego pana Cabbaga. Uważam że najrozsądniej będzie mieć kontrolę nad tym kto będzie uzbrojony. - jego wzrok przez chwilę przesunął się po pilocie.
- A jak tak się sprawy mają to broń jak widać pobrałem z magazynu ale oddawać mi się jej nie uśmiecha. Ten kolo może tu wrócić i to z kolegami to co mam zrobić? Obrzucić go szyderczym spojrzeniem czy brzydkimi wyrazami? - od ręki też skomentował słowa Andersa odnośnie jego propozycji co do zamknięcia zbrojowni bo chyba znowu coś miał właśnie do niego bo obciął go spojrzeniem całkiem dokładnie.
-Nie w tym rzecz. Masz broń i wiemy o tym. I nie ma problemu. Po prostu nie można dopuścić aby czterdzieści osób chodziło sobie i brało co chce z magazynu broni, bo nigdy nie dojdziemy co kto ma. A ten sprzęt może być potrzebny wszystkim. - Odpowiedział Jeremiasz.
- Aha… No dobra, może być… - wychodziło, że facet i reszta chyba nic do niego jednak nie mają i zdają się być w porządku to i Kevinowi od razu ciśnienie opadło. A sam siebie za jakiegoś problematycznego nie uważał. - To dobry pomysł. Tak ogólnie. Ale zauważcie, że po pierwsze nie powstrzymuje to ludzi jeśli mają skitraną prywatną broń w hibernatorach czy w pobliżu jak nasz kosmiczny komandor dajmy na to. A po drugie jak jedni łażą z bronią i jeszcze bronią jej dostępu innym to mało demokratycznie wygląda. Wiem, że ma to sens i nie każdy musi od razu robić problem ale jednak kogoś może to kolić po oczach. Można by więc zawczasu pomyśleć nad jakimś wytłumaczeniem czy coś w ten deseń. - dopowiedzial swoje pilot. Generalnie lubił wolność i swobody obywatelskie i takie różnicowanie, nawet jeśli słuszne, jakoś z miejsca mu podejrzanie wyglądało. Jakby nad tym zgrabnie pomyśleć można było uniknąć nerwowych sytuacji potem.
- Frank i ty chyba macie podobną rangę nieprawdaż.- Mel zapytał retorycznie albowiem znał już odpowiedź.- Proponuję abyś rozszerzył dostęp i, i jemu podał hasło skoro i tak siedzi w bazie i nie będzie mógł pomóc przy zwiadzie. Niech zajmie się wydawaniem broni i amunicji oraz jakiego tam sprzętu nie mamy. Niech zostanie kwatermistrzem w zbrojowni, tak chyba się taka osoba w wojsku nazywa?- Zapytał.- Przynajmniej na razie, póki nie wydobrzeje. Nie wiem jak wy, ale ja mu ufam i jest też wyszkolony w tej kwestii. Poza tym, ja osobiście nie mam już potrzeby aby tam wchodzić, chyba tylko aby uzupełnić amunicję.- Mel poklepał swoje rewolwery.- Można by też przenieść do zbrojowni sprzęt survivalowy, aby to też mieć pod kontrolą. Oczywiście trzeba będzie wybudzonym żołnierzom od razu wydać broń, jak i cywilom z przeszkoleniem. Jeśli każdy ma broń, będzie tak samo jakby nikt nie miał, a jednak będziemy się mogli lepiej bronić.
- W porządku, nie widzę problemu. Kwatermistrz się przyda. - Anders ewidentnie nie robił tu problemu, widać co innego było dla niego istotniejsze.
-A teraz ważniejsze sprawy. Zostaliśmy zaatakowani od razu po wylądowaniu. I nie mówię tutaj o tabunie, czy naszym nocnym gościu. Pierwszy atak miał miejsce tuż po wylądowaniu, gdy otwieraliśmy kontenery. Tutaj mała dygresja. To co wam teraz powiem jest tajne. To znaczy że jeśli kiedyś wrócimy do cywilizacji lub ona przyjdzie do nas, to możecie narobić mi mnóstwa kłopotów, tylko wspominając komuś o tym, co teraz wam powiem. W aktach służby nie ma o tym wzmianki właśnie ze względu na charakter operacji w której brałem udział. Mel już o tym wie, a przynajmniej częściowo. Przez jedną turę służby moja jednostka współpracowała z Imperialną Inkwizycją Harlan. - jego spojrzenie przesunęło się po twarzach zebranych, badając reakcje na te nowiny.
- To znaczy byłem w oddziałach mających za cel wpierać łowców wyszukujących i… - chwila zawahania i leciutkie drgnięcie głosu - eliminujących agresywnych psioników. Ale to nie koniec. Niektórzy Inkwizytorzy prowadzili próby na żołnierzach, aby umożliwić im obronę przed działaniami PSI. To nigdy się nie udało, aczkolwiek części żołnierzy udało się uzyskać świadomość momentu gdy ktoś próbuje na nich wpływać. Nic więcej, ale i tak dawało to możliwość przynajmniej ostrzeżenia towarzyszy… - przez chwilę Anders stał się nieobecny, po czym znów zwrócił się do milczących zebranych.
- W chwili gdy otwieraliśmy kontenery poczułem coś. Coś bardzo silnego. Wielokrotnie silniejszego niż psionik, który nas… uodparniał - znów lekkie drżenie głosu.
-To wtedy rozmawialiśmy, Mel, kiedy wyciągałeś tą swoją armatę. Nie wiedziałem kto na mnie działa, myślałem że to ty. Nie byłem pewien i aby sprawdzić co zrobisz, odwróciłem się do ciebie plecami. Ponieważ jeszcze żyję, stwierdziłem że moge ci zaufać. - lekki uśmiech w stronę Mela i spojrzenie Andersa ponownie przesunęło się po zebranych.
- Nie muszę wam mówić że mamy poważny problem. Musze zobaczyć wyniki sekcji tego chłopaka, Archibalda. Kiedyś szukaliśmy seryjnego mordercy, który zabijał swoje ofiary przy użyciu ,,telekinezy”, to znaczy działał na swoje ofiary siłą, nie dotykając ich. A czasami robił i inne rzeczy. Czytałem raporty sekcji zwłok i … walczyłem z psionikami. Wiem jakie mogą być ślady po ataku Psionicznym.-
- Masz rację.- Mel wtrącił.- Widziałem już śmierć z ręki Homo Psionicus i sposób w jaki zszedł ten chłopak mogę bez większych wątpliwości zakwalifikować jako atak psionika.-
Anders kontynuował.- Kolejna rzecz to atak na ,,Nadzieję” i na obóz teraz. Zwierzęta które na nas biegły należały do różnych gatunków. Poza tym powinny biec dalej od nas po tym huku jaki kontenery zrobiły lądując. Sądzę ze zostały na nas nagonione, aby dać osłonę temu kto podłożył wybuchowe niespodzianki. Widziałem ślady po ładunkach na naszym promie i słyszałem jak technicy rozmawiali między sobą o bombach. Takich urządzeń nie da się wyprodukować w wiosce w górach na planecie na końcu wszechświata. Musieli je dostać, ukraść lub kupić. Podobnie jak maskowanie optyczne. Kimkolwiek są ci Inni , muszą mieć kontakt z cywilizowanym wszechświatem. A więc zapewne mają własny prom, lub inne, mniejsze statki. A na orbicie, w tym momencie wisi ,,Nadzieja Albionu”. Zastanawiałem się dlaczego zniszczyli właśnie prom, nie generatory, nie magazyn leków czy żywności lub zapasy paliwa. Może chodzi o to aby nikt nie przeszkadzał im w robieniu czegoś na ,,Nadziei”? Albo żebyśmy nie mogli przeprowadzić zwiadu z powietrza i znaleźć np. ukrytego lądowiska? - przerwał patrząc na pozostałych, czekając na ich reakcje.*
- Zgadzam się. Znajdźmy tych skurwysynów. Wybijmy gnoi co do nogi, potem zabierzmy im statek. Polećmy na Nadzieję. Zabierzmy nasze rzeczy. Moje rzeczy! I zróbmy z tej dziury ośrodek cywilizacji i kultury.- Mel powiedział dość poruszony.
- No właśnie! Od początku tak mówiłem! Chcą nas uziemić! - krzyknął wręcz Walker gdy Anders właściwie powtórzył jego wnioski. Wcześniejszy kawałek o psionikach i Inkwizycji przemilczał przynajmniej chwilowo. Zaś o tabunie zwierząt się nie wypowiadał bo sam go właściwie nie widział zajęty tą cholerną bombą a poza tym twierdził wcześniej też coś podobnego. Więc teraz skupił się na wnioskach Andersa z którymi zresztą się zgadzał.
- Myślę, że coś jest na rzeczy. Prom to nasz jedyny pojazd o planetarnym i orbitalnym zasięgu. To znaczy jedyny jaki był na widoku. Na planecie możemy jeszcze użyć sterowca ale jeśli chodzi o wykrycie bazy naziemnej czy innej tego typu instalacji to trzeba by nasze maleństwo zabezpieczyć przed ponownym atakiem jeszcze zanim go wyjmiemy z modułu. Czyli nie ma sensu tego robić póki nie zabezpieczymy w sensowny sposób naszego obozu. - zajął się pierwszym punktem i na chwilę zamilkł. Pokiwał do siebie samego głową po czym odezwał się ponownie.
- Ale szczerze mówiąc co do lotów sterowcem jeśli oni mają dostęp do współczesnej technologii wojskowej to będą mogli zlikwidować sterowiec podczas lotu w miejscu w jakim wybiorą lub w pobliżu ich bazy czy statku. - widać było, że zmarkotniał jak to mówił. Wyglądało na to, że kolejne latadełko zostanie w znaczny sposób ograniczone lub latać będzie przy sporym ryzyku zestrzelenia. Kiepskie info dla pilota.
- Najpierw ich znajdźmy. Nie musimy od razu rzucać do boju balonu.- Mel powiedział pocieszając Kevina.
- A co do tego co mają i co mogą… Obecnie chyba ciężko zgadnąć. Faktycznie realne wydaje się, że mają orbitalny transport. Ale niekoniecznie oznacza to, że mają transport kosmiczny. Wówczas jest sens niszczenia naszego promu by przejąć nasz statek i zwiać. A to, że nie przychodzą otwarcie do oficjalnej ekspedycji jest całkiem niepokojące jak dla mnie. Same zaś ładunki czy kamuflażowy strój mogą mieć ze sobą tak samo jak my mamy nasze zabawki. A nie oznacza, że teraz bylibyśmy je w stanie wyprodukować sami. Przyznam jednak, że to co pokazali na tą chwilę to dobór sprzętu jest dość wyspecjalizowany. Ta bomba co widziałem, ten kamuflaż co mówicie, te cholerne zniknięcie… Jak dla mnie to całkiem niezłe dywersyjne kombo i raczej zabiera się je w takim celu a nie badawczo - naukowym czy kolonizacyjnym. Podsumowując wygląda mi na jakąś tajną placówkę czy bazę jakichś szpiegusów, przemytników, piratów czy ewentualnie takichże rozbitków. To może też być wyjaśnieniem milczenia pierwszej ekspedycji. - Walker podsumował własne wnioski na temat tego co się dowiedział do tej pory i z własnych przemyśleń i tego co mówili inni.
- Właśnie pierwsza ekspedycja.- Mel nagle wykrzyknął jakby go olśniło.
- Noo… Pierwsza ekspedycja… Może są w niewoli, albo się ukrywają… Mogą nawet nie wiedzieć, że już tu jesteśmy… - mruknął Kevin skoro dyskusja już zeszła na ten temat.
Anders również udzielił się w temacie. - Ja ze swojej strony uważam że nie możemy być bierni i reagować na ich działania. Powinniśmy sami działać i zmuszać ich do reagowania. Według mnie powinniśmy skupić się na dotarciu do pierwszej bazy, a w międzyczasie naprawie promu, zdobyciu żywności i wody i ufortyfikowaniu obozu. Będziemy mieli około 40 osób różnych specjalności więc powinno udać się ogarnąć wszystko. - Anders wstał. - Jeśli to wszystko, to udam się do ambulatorium, aby zobaczyć wyniki sekcji Archibalda, a potem, jeśli nie będę potrzebny gdzie indziej, znajdziecie mnie przy promie. Wezmę się za naprawę. - skinął głową pozostałym i ruszył do drzwi. Nagle zatrzymał się.
- Musimy zdecydować jeszcze ile z tego o czym tutaj rozmawiamy powinniśmy powiedzieć innym i komu konkretnie. Informacja o Psionikach może wywołać panikę. Poza tym, nie wiemy czy Inni, nie mają szpiega lub informatora w naszych szeregach. Myślę, że przynajmniej Cabbage, Dante, Kora, Murrur i Catrina są godni zaufania. Może jeszcze ta techniczka, Eva i pilot który sprowadził prom na planetę. Co do Kze’Taha, to cóż… jest dezerterem. Może nie miał z atakiem nic wspólnego, a może miał. - tu lekko się skrzywił. - W końcu jeśli mają takie środki i możliwości jak sądzimy, nie możemy wykluczyć także takiej ewentualności. Mogę z nim porozmawiać, spróbować coś z niego wyciągnąć. Może po prostu był głupi?
- Bo ja wiem… - zawahał się Kevin myśląc nad słowami Andersa. - A niby czemu akurat im mamy coś mówić? Co sprawia, że są bardziej godni zaufania od innych? Na mój rozum to raczej ci w stazie raczej nie mieli nic wspólnego z zadnymi machlojkami na pewno. A przynajmniej nie aktywnie i nie z tymi co działy się teraz… Jak dla mnie to nie kusił bym losu i ie miedlił ozorem za dużo jeśli faktycznie mamy jakieś podejrzenia do kogoś. Im mniej osób wie tym łatwiej utrzymać coś w dyskrecji czy jak to tam szło… Ale bez przesady, nie rozpętujmy polowania na czarownice zaraz po wylądowaniu. Zwłaszcza, że jak dla mnie na tą chwilę nie ma na to żadnych dowodów. Bo na pokład Nadziei mogli się przedostać z zewnątrz już tutaj na orbicie albo po drodze na nią, ten psyker też. - wzruszył obojętnie ramionami. Jakoś za bardzo jak na jego gust rzucano tu oskarżeniami w obrębie włąsnego podwórka. Może i bylło tak jak podejrzewali ale może niekoniecznie. Ale jak coś było to pewnie prędzej czy później i tak wylezie na powierzchnię a do tego czasu nie widział potrzeby by szykanować własnych ludzi. Mieli wystarczająco dużo problemów z tymi palantami z zewnątrz i awaryjnym zakladaniem bazy w niezbyt sprzyjających warunkach. Poza tym coś mu świtało, że takie szukanie winnych często przejawia tendencję wzrostową i wkrótce może objąć cała czy więszkość załogi niepotrzebnie ich dzielać i osłabiając. A przynajmniej on przyleciał tu latać i odkrywać nowe światy a nie się bawić w jakiegoś cholernego inkwizytora.
- Nie ma potrzeby mówić o Psionikach. Powiedzmy im jednak o piratach i przyczynach wybudzenie. Potrzeba też rozłożyć kamery po obozie oraz drona zawiesić nad nim. Warto mieć obóz pod obserwacją, jednak osobiście nie jestem zwolennikiem inwigilacji. Niemniej w tym wypadku bezpieczeństwo jest ważniejsze niż swobody obywatelskie. Anders. Znajdź dwóch żołnierzy i przygotuj ich do zwiadu, przygotuję im drona i pojadą śladem stada i poszukają śladów piratów. Dodatkowo potrzeba mi 15 ludzi do zwiadu na wschód. Rozpoczynam ekspedycję i chciałbym abyś wybrał się tam ze mną.-
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 16-11-2014 o 17:43.
Baird jest offline  
Stary 21-11-2014, 10:25   #127
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację

~Spotkanie przebiegło w sumie nieźle~ pomyślał Anders kierując się szybko w stronę zbrojowni.



Świeże powietrze bardzo przyjemnie wypełniało płuca kolonisty. Po drodze pozwolił sobie przystanąć na kilka głębszych oddechów i podziwianie dziewiczego świata... gdy tylko w jego myślach pojawiło się ,,dziewiczego” natychmiast przypomniał sobie o ataku i o tym że ten świat nie jest już taki niewinny.

~No i moment minął~ powiedział sam do siebie, wznawiając marsz w stronę kontenera.



W środku wszystko wyglądało tak jak to pozostawił, chociaż... zdawało się że część rzeczy była trochę poprzesuwana. Dla pewności obszedł całe pomieszczenie, aby przed zamknięciem sprawdzić czy czegoś nie brakuje.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 23-11-2014, 00:09   #128
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin Walker - pilot z fantazją



Pierwszy ranek


Pilot wyszedł z pierwszego "pobitewnego" spotkania bynajmniej ani uspokojony ani zadowolony. Się działo. I wcale nie w tą stronę co by chciał. Wpakowali się w coś. A dokładniej spadli komuś na łeb z orbity. No i oczywiście jak można było się spodziewać ten ktoś nie był z tego powodu wcale zadowolony. No ale jak na standard Walkera to reagował ciutkę zbyt... hmm... spontanicznie. No wysadzać kućwa jego prom?! No chyba są kurwa jakieś granice chamstwa co?! Chujki jedne...

Sytuacja była jednak poważna choć jeszcze na tym etapie całkiem do naprostowania. Nie panikował, że trzeba się zwijać, nawet jakby mieli jak czy co. O facetach co ich napadli a więc pewnie i ich baziw wiedzieli na razie niewiele. Ale wyglądało na to, że dysponują pewnie sprzętem przynajmniej do nich podobnym. Walker zgadywał, że mogą dysponować zabawkami z pierwszej ekspedycji jeśli przechwycili ich bazę. Właściwie... To nawet oni mogli być z pierwszej ekspedycji... Choć by się tak zachowywać to musiałby być tam niezły przewrót o znamionach buntu, że tak się bali i wstydzili gości do srodka i spodziewanych w końcu kolegów zaprosić. Dumał tak nad tym od paru dni dyskutując o tym z Mel'em i Karlem no i oczywiście z boss'em. Wizja zbuntowanej wojskowo - zwiadowczej bazy wyposażonej w ich speców i zabawki jakoś niezbyt mu się uśmiechała. No ale oficjalnie innych ludzi tu nie było więc własciwie jak się wyeliminowało co niemozliwe...

No ale jeszcze była opcja, że piraci, przemytnicy i tacy tam. Też mogło i tak być. W sumie na razie to była zgadywanka, za mało wiedzieli by coś przedsięwziąć konkretnego. I jeszcze ta Inkwizycja, psykerzy i gotowanie ludziom mózgów w czaszkach bez wyciągania do gara czy co tam telepaty umieli robić... Jakoś Kev starał się być tolerancyjny i wyrozumiały ale wysadzanie ludziom głów czy ciskanie nimi o pokłady było zdecydowanie poza granicą jego tolerancji.

I jeszcze wysadzili mu prom... No co za chuje... Jedyna porządne latadełko jakie było na pokładzie... Kurwa nie mogli se jakiejś góry czy choćby bryki wysadzić? No musieli JEGO latadełko wysadzić?! No co za chuje... Czuł się zestresowany i przygnębiony bo ta strata dotknęła go osobiście. Choć jako były wojskowy oczywiście rozumiał priorytet doborów celów ich przeciwników i pewnie jakby sam planował taką akcję też by zaczął od usidlenia przeciwnika w miejscu przez pozbawienie go pojazdów o wysokiej mobilności. - Ale to się wyklepie! - powtarzał jednak każdemu z kim gadał, na ten temat a jako raczej gadatliwy i przyjacielski facet często gadał z ludźmi. I tymi "starymi" co przeżyli z nim tę pierwszą noc i z tymi "nowymi" co się wybudzili dopiero po niej. Zawsze przy tym stanowczo unosił palec do góry jakby komuś groził a na zazwyczaj pogodną twarz gościł wyraz zaciętej determinacji. Nie można było mieć wątpliwości, że jesli tylko będzie w ludzkiej mocy przywrócenie maszyny do stanu lotnego to on, pilot Walker, tego dopilnuje. Zresztą co jakiś czas czyli po parę razy dziennie wpadał podczas przerw patrząc jak się sprawy z naprawą mają. Czy coś potrzeba z magazynów czy nie czekają z częściami albo na dodatkowe ręce do pracy był pod tym względem czujny i widac było, że trzyma rękę na pulsie. W razie potrzeby bez żenady walił do bossa bo w końcu brak bryki czy transportera mogli jakoś odzałować ale w tej chwili prom był dobrem strategicznym i unikalnym dla nich wszystkich. A nawet jak wszystko szło sprawnie to pilot rzucił jakimś dowcipem czy dobrym słowem. Ale i serce mu rosło jak widział, prace postępują każdego dnia.

Zgłosił jednak swój sprzeciw przeciw planom by na jakąkolwiek wyprawę poza bazę zabierać wszystkie terenowki. Było to zbyt niebezpieczne zwłaszcza z tymi palantami na karku. "W razie czego" pozostałym w obozie sprzęcie mogło być ciężko pospieszyć na ratunek załodze takiej zwiadowcej wyprawy. Dwie no góra trzy maszyny na raz to była górna granica na jaką wydawała mu się bezpieczną. Dwie w bazie w rezerwie w gotowości i dwie na patrolu wydawało mu się jednak optymalnym wyjsciem przy tak skromnej flocie pojazdów jaką dysponowali. Za to wręcz namawiał by na takie patrole zabierać ze sobą jeden z latających dronów. Calkiem szprytne były to maszynki i działały jak niezły system ostrzegawczy. Drugą proponował przypisać do patrolowania bazy a trzecią trzymać w rezerwie. Miał nadzieję, że jego propozyję jako głównego pilota i drajwera na pokładzie zostana uwzględnione. Sam by chętnie poprowadził jakiś off road'owy rajdzik po tym lasostepie ale miał swoją robotę przy składaniu sterowca i przerobieniu go na latający dźwig. No steroweic co prawda to nie błotniak no ale jednak chociaż latał.

Przy takim frustrującym i wymuszinym uziemieniu musiał się jakos odstresować. Może normalnie poszedł by zgodnie z calypsiańską tradycją zalać pałę na smutno w samotności ale jakoś jego buntownicza natura która kazała mu stawiać naturalny wręcz opór jak wobec przeciwności i jak kto do niego z batem leciał, dodawała mu energii do działania. No i nie był tak całkiem uziemiony.

Trzeba było wypakować a potem złożyć sterowiec. Ale by to zrobić najpierw trzeba było wyjechać pojzazdami z garazowni. Na widok zaparkowanych błotniaków i świadomości tego, że za chwilę usiądzie za kółkiem co prawda a nie sterami, ale jednak, od razu przyprawiła go o poprawę humoru. Trochę się skrzywił widząc, że ktoś "mu w szkodę włazi" ale jak się okazało, że ó ktoś ma niezłe nogi i figurę na podobę butelki coli to jakoś to przełknął.

- Sie masz mała, muszę przeparkować i przetestować bryki. Chcesz się potestować ze mną? - zaczął zwykłym podwórkowym tekstem bez polotu. Za prymitywną odzywką powedrował bezczelnie wyszczerzony uśmiech. Właściwie nie zależało mu na towarzystwie więc właściwie uznał, że zabrzmiało jak "spadaj mała" więc się zdziwił, gdy się zgdziła. Trochę mu to popsuło plany ale w sumie jak tak wyciagnęła obok te swoje długie nogi a gdy się na moment pochyliła zapinając pasy i zerknął na to co wystwało trochę spod bluzki to własciwie gwałtownie postanowił zmodyfikowac swój plan. Poza tym musiał trochę się wreszcie odprężyć i spuścić nieco testosteronu i negatywnych emocji...

- Trzymaj się. Ruszamy. - usmiechnął się do swojego pasazera gdy zapięła pasy i spojrzała na niego. Biedactwo... W ogóle nie wiedziała na co sie pisze. Własciwie Kev impprowizował więc w sumie też nie...

Ruszył jak przystało na rasowego kierowcę. Stopniowo dodawał gazu aż geep zaczął warczeć i rwać jak bestia podjudzana ale wciąż trzymana na smyczy. Wnętrze kontenera rozdudniło się echem mechanicznicnych warknięć. Kev z mistrzowskim wyczuciem sterował gazem, hamulcem i kierownicą tak, że za kazdym razem rufą pojazdu szarpało lekko na bok i zatrzymywała się o centymetr czy dwa od zaparkownych obok maszyn, raz w jedną stronę raz w drugą co jeszcze potęgowało uczucie wierzgania bestii.

W końcu gdy już prawie wyjechał przed szereg dał czadu. Uwoniona moc silnika spowodowała, że ten zaryczał swoimi koniami mechanicznymi z wyraźną ulgą a pojazd wypadł z impetem jak wystrzelony z karabinu pocisk. Lekka rampa wewnątrz i na zewnątrz garażu została potraktowana jak skocznia dzięki czemu maszyna najpierw odbiła się wewnątrz kontenera po czym poszybowała pozornie powolnym i łagodnym łukiem wciąż kręcąc kołami w powietrzu by w końcu wylądować z impetem rozbryzgując błoto naokoło i chciwie wzerając się terenowymi oponami w rozmiekniętą deszczem ziemię. A potem był pęd.

- Yeeeeeaaaahh! Lubisz kabrio?! - Kevin z wyraźną lekkością i przyjemnością kierował pojazdem. Wydarł się do swojego pasażera choć w gruncie rzeczy nie interesowała go jej odpowiedź. Interesowała go w tej akurat chwili droga przed nim i sprawdzenie możliwości i stanu maszyny jaką miał pod sobą. W tej chwili właśnie przebiegał etap scalania się operatora i pojadu w jedno. W końcu dobry pilot umiał poprowadzić kazdy pojazd. A już na pewno pilot klasy Walker'a. A przynajmniej on sam miał takie zdanie na ten temat.

- O! A tu mieliśmy w nocy grilla! - krzyknął do niej ponownie tonem przewodnika turystycznego. Truchła rozwalonych w nocy zwierzaków potraktował jak pachołki do slalomu.

Potem pogonił maszynę i wyglądało, że wpadł na jakiś przypadkowy garb czy konar przez co maszyna wykonała serię dzikich podskoków. Samo w sobie było nieprzyjemne co najwyżej ale zbliżali się do ściany jednego z modułów i wyglądało, że w końcu w niego czołowo przygrzmocą. Jednak w ostatniej chwili pilot obrócił maszynę tak, że jechali a własciwie ślizgali się sunąc bokiem i geep znów obryzgując błotem ścianę kontenra zatrzymał się o centymetry od niej.

- Kurde, potrzebujemy jakiegoś porządnego ciecia... kto tu tego nastawiał? - mruknął zdegustowany. Maszyna stała nieruchomo i z uspionym spokojem może z sekundę po czym pisk opon i wycie silnika zakomunikowało osadnikom wznowienie rajdu.

Kolejno w trakcie owej jazdy testowej tylko smignął robryzgując błoto dookoła pomiędzy ścianą jednego z kontenerów a jakimś rozwalonym złomem. - O, zobacz, tu cos odpadło z któregoś modułu... - rzucił z pozorną beztroską gdyż zauważył leżące na ziemi i skryte w trawie żelaźće w ostatnie chwili przez co musiał gwałtownie ominąć tą przeszkodę zbliżając się do kolejnego zaprkowanego kontenera po czym znów pojaz wierzgnął i pomknął przez trawiastą równine dalej. Przechył i ruch kierownicy sprawił, że pojechał na dwóch kołach zostwiajac ślad drugiej pary kół na scianie modułu. Wrócił na ziemię gdy ściana modułu się skońćzyła a za sobą pozstawił ślad zabłoconego bierznika na pionowej ścianie.

Zatrzymał się nagle z piskiem opon. Czuł się już całkiem nieźle, wręcz wspaniale. Adrenalina buzowała mu w żyłach i pozwalała posłać do wszystkich diabłów zmartwienia wczorajszej nocy. Czuł się szczęśliwy. Ale wówczas ją zobaczył. Była śliczna. Trochę na jego "10-tej". Kusiła go swoim niebezpiecznym urokiem i ryzykiem. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę. Kalkulował, szacował, obliczał... Prędkość, masa, odległosć, wysokość, przyspieszenie, kąt nachylenia, ryzyko poslizgu... Kurde... Było na granicy ryzyka i hazardu. Na granicy jego możliwości. Ale w końću... ~ Znaczy co?! Ja nie dam rady?! ~ nozdrza mu się rozszerzyły gnewienie jakby ktoś mu czynił mu jakiś zarzut naprawdę. W końcu uległ pokusie podjęcia ryzyka jak to sie zazwyczaj działo. Opcja była zbyt wyzywająca i sliczna by przejść obok niej obojętnie. Mógł jednak rozwalić i siebie i pojazd i co gorsza dziewczynę a jej mu było szkoda.

- Słuchaj, czas trochę platać. Lepiej sobie daj na luz teraz bo może być bum. Wielkie bum. - rzekł do swojej pasażerki. Szkoda by mu było połamac takie długie nogi czy zniekształcić te... no... oczy...

- Polatać? Przecież jesteśmy samochodem... Samochody nie latają... - spytała zaskoczona patrząc na niego w zdziwieniu.

- Heh! Wiesz, kiedyś słyszałem, że czołgi nie latają... - parsknął i roześmiał się głośno na odległe wspomnienie z wojska. To dodało mu animuszu, zresztą czuł jak jego sdrenalinowa bestia znów ogarnia go we władanie. Poza tym nie wyglądała, żeby chciała wysiąść a on nie miał zamiaru z nia dyskutować o tym przez resztę dnia.

Ruszył jak zazwyczaj, na pełnym gazie i z piskiem opon. Jechał w stronę jednego z kontenerów. Jechał cały czas przyśpieszając i kolejno wrzucając biegi. Za kazdym razem maszyna reagowała charakterystycznym wizgiem wyższych obrotów silnika. Ściana modułu zbliżała się co raz prędzej zupełnie jakby pilot miał zamiar rozbić się o jej powierzchnie w jakimś samobójczym szale. Bynajmniej nie wygladało by Kev miał zamiar hamować. No i nie hamował...

Moduł albo przy ladowaniu wyrobił krater albo trafił na jakies naturalne obniżenie ale w efekcie był stał pochylony. Co więcej owo pochylenie miało całkiem przywoitą długość i kąt nachylenia które wprawne oko Walkera od razu wyłapało i zakwalifikowało jako "wystarczające". Przynajmniej do tego co chciał zrobić. tylko te 5 metrów wysokości... Trochę mniej bo przechył i trochę zaryte w ziemi... Może 4... nadal jedna sporo... To był najbardziej ryzykowny moment. Jak rzut monetą. Albo się uda albo...

Łazik pędził co mocy w silniku ku kontenerowi. Lekko podskczył i zawył gdy wjechali na owa naturalną skocznię. Ta prawie od razu się skońćzyła i pojazd wyskoczył łukiem ku górze. Znów pojawiło się uczucie pozornej powolności i łagodności w trakcie krótkiego lotu. Dla Kevina było to tożsame z uczuciem wolności. - Nikt nie zabierze mi skrzydeł... Nikt... - warknął z zaciętym wyrazem twarzy wpatrzony w zbliżającą się gwałtownie górną krwędź kontenru. Już wiedział, że szacunkowe obliczenia były dobre. Przód na pewno się zmiescił. Ale obniżenie ku tyłowi pojazdu mówiło mu, że rufa...

Uderzenie było potęzne i wstrząsnęło i pojazdem i jego pasażerami. Kevin pomylił sie o centymetry. Przednie koła weszły ładnie i przyjęły na siebie główny ciężar uderzenia. Przystosowane do takich numerów zawieszenie i ogumienie zgrzytnęło ale zniosło to ładnie. Ale tylne koła uderzyły bardziej pionowa niż pozioma krawędź kontenra przez co auto jęknęło bolesnie i a rufa niekąntrolowanie wyskoczyła od uderzenia w górę. Pełna prędkość w połczeniu z metaliczną nawierzchnią spowodowała, że bryka zaczęła się ślizgać i sunąć bokiem, tym razem bez woli kierowcy. Wyglądało, że przesuną się tak po skosie kontenera i spadną z tego poslizu po drugiej stronie na tę przmoczoną ziemię. Odległość była za mała do prędkości pojazdu by dało się wyhamować. Kevin nie zamierzał jednak hamować.

Z niepokojem obserwował zbliżającą się w ułamku sekund krawędź dachu kontenera i skręcił kierownicą. Potrzebował tylko chwili by odzyskac panowanie nad maszyną. Ta jednak wciąż najpierw sunęła na dwóch przednich kołach przez a potem przeszła w boczny ślizg. Dał jej się slizgać bo sprawa wyglądała jak przy nikontrolowanym korkociągu. Maszyna musiała dojść do momentu krytycznego i póki do tego nie doszło nie było szans na odzyskanie kontroli nad nią. Kwestia czy latadełko miało bezpieczny zapas wysokości albo jak błotniak teraz odległosci. Bez tego mógł być tylko biernym obserwatorem zdarzeń.

Widział jak krawędź dachu się zbliża na kilkanąscie metrów a pojazd wciąż się ślizga, na kilka a pojazd wciąż sunie, jak znikła z pola widzenia gdy poczuł jak maszyna odzyskał sterowność. Jeszcze tylko kwestia przezwycieżenie siły poslizgu spychającej pojazd ku zagładzie. Już słyszał charakterystyczny chrobot i wiedział, że pierwsze tylne koło własnie ześlizguje się na krawędzi moduły gdy poczuł, że maszyna odsyskała sterownośćjednak się nie poddawał. Ześlizgnęło się już drugie tylne ale przednie wciąż jeszcze były na dachu a maszyna własnie znów stała się zdatna do jazdy. Kevin nie walczył bo opór był bezcelowy. Zamiast tego dał się ponieść fali pędu. Wykonał gwałtowny ruch kierownicą, przyspieszył i w efekcie wprawił ponownie pojazd w kontrolowany ruch. Zamiast dokonczyć ześlizgiwanie się i spaść na dół majtnął tylko rufą w powietrzu półkole rozbryzgując z kół i podwozia grudy i strugi błota na dół po czym ponownie wpadła na poziom dachu. Teraz pojazd już sporo wytracił ze swojej pierwotnej prędkości więc po jeszcze jednym czy dwóch bączkach na module znieruchomiał ostatecznie. Pilot spojrzał w dół poza drzwi i zobaczył fragment naturalnego, mokrego trawnika na tej planecie kilka metów poniżej. Zatrzymali się przy samej krawędzi.

- Co robisz?! A jak byś zrobił dziurę i byśmy wpadli do srodka?! - wykrzyknęła z mieszaniną złości, strachu i oburzenia jego urocza współpasażerka.

- No cos ty! Przecież to spadło z kosmosu i nic mu nie jest! To wytrzymuje taki nacisk jednostkowy na centymetr kwadratowy, że ta bryka to dla niego jak piórko! - obruszył się pilot, że posądzany jest o taką lekkomyślność i brak profesjonalizmu. I to jeszcze byli na wojskowym module to co tam mogło być w środku? Jakies bomby i rakiety? Też coś...

- Ja chcę na dół! - zarządała kolejno nie siląc się na dyskusję. Przy okazji machnęła zaciśnietymi pięściami podkreślając jak bardzo jej na tym zależy. No cóż, Kev nie miał zwyczaju nie spełniać życzeń ślicznych nieznajomych skoro były w potrzebie...

- Na dół? Dobra... - uśmiechnął się lekko, znów tym swoim bezczelnym, lekkim usmiechem. Wpatrywał się w zygzakowaty, błotnisty ślad podziwiając swoje najnowsze dzieło jakoe odstawił. Sład się ciągnął od krawędzi do krawędzi i był poprzecznym podłużny, porsty, zamazany i chyba na tak krótkim odcinku bowiem przejechał na wszystkie możliwe sposoby.

- Coo? Ale nie... Poczekaj... Ja tylko... - uśmiał się najpierw w duchu a potem przelał na twarz ten usmiech tym razem z lekką dozą złośliwej, wrecz sadystycznej satysfakci obserwował jak nagle dziewczyna próbuje zmienić zdanie zdajac sobie sprawę co od niego zarzadąła. Prawie mimochodem zauwazył jej przyśpieszony oddech, rozszeżone źrenice, błyszcxącą warstwę potu na skroni i granicy włosów, rozczochraną prędkością burzę włosów którą uznał za całkiem pociagającą... Generalnie wyglądała w tej chwili cholernie seksownie choć ona pewnie miała w tej chwili inne zdanie na ten temat... Na jego temat pewnie też nie było najlepsze. Gadać z nią jednak ponownie nie zamierzał. Zamiast tego wcisnął gaz do dechy i reszta tego co próbowała powiedzieć utonęła w kakofoni pisku opon i ryku silnika. Kevin znów był w akcji.

Tym razem ruszył, znów ku przeciwległemu końcowi modułu w pobliżu gdzie zaczęli swoje wojaże, ślizgi podskoki na pięterku. Tam gwałtownie zatrzymał maszynę tuż przy krawędzi przy okazji obracając ją o 180*. Cały moduł był pochylony a więc stanowił świetną skocznię... A jak ocenił przy chwilowym postoju na krawędzi sąsiedni moduł był w takiej odległości, że no po prostu sam się prosił no...

Dalej poszło już łatwo. Geep z impetem pokonał cała odległość modułu i poszybował łukiem ponad trawiastą równiną i wylądował z hukiem na dachu kolejnego modułu. Tam nie zatrzymując się popędził przez cały moduł aż wreszicie pojazd zeskoczył na ziemię trafiajac na wielgachną, lustrzaną powierzchnę nieba i robryzgał wodę z kałuży dookoła by ostatecznie zatrzymać się w efektowynym bączku niecałe kilkanaście metrów od garażu z którego wyjechał.

- Noo... Ta bryka jest sprawna. - rzekł z uśmiechem pilot klepiąc z uznaniem kierownicę. - Idziesz ze mną sprawdzić następne? A może chcesz wykupić cały karnet na jazdy próbne co? Suprokazja, serio. - dodał zachęcajaco bezczelnie zabawiając się w jakiegoś akwizytora od promocji. - Myslisz, że dadzą mi jakąś premię za takie jazdy? Wiesz, ludzie normalnie płacą ciężkie pieniądze by oglądać takie show... - powiedział jakby w myślach już się szykował na targi z gubernatorem na temat tej premii.

Wyszedł na zewnątrz oglądając błotniaka. Teraz faktycznie wyglądał jak błotniak. Wszedzie było rozbryzgane błoto począwszy od kół, zderzaków, maski, reflektorach, kufrze, szybach, dachu no wszędzie. Ale maszyna własnie przeszła pomyslnie kevinowy test jazdy i spisała się świetnie. Znaczy się mógł ją polecić z czystym sumieniem. Przy okazji własnie zobaczył przechodzącego brodacza. - Hej Mel! Jakby co to bierz tę brykę! - krzyknął do niego wskazując na uwalany po terenowym rajdzie pojazd. - Jest świetna! - dodał wyjasniajaco wskazując oba kciuki w górę.


----


Pierwszy Tydzień


Przez następne kilka dni już nie miał takiej możliwości do ekscytacji bo pochłonęła go praca nad najpierw wypakowaniem, potem rozkładaniem sterowca a na końću przerobieniem go na prowizoryczny dźwig. Zostało mu przydzielone parę osób do pomocy ale i tak musieli się zgrać a i nie każdy miał wprawę w takich zabawach. Tym bardziej więc czuł satsyfakcję z powodu odbytej przejażdżki z wówczas jeszcze nieznajomą.

Składanie "Ray" poszło w miarę sprawnie. Pod czujnym i wprawnym okiem osoby która miała z takimi pracami wcześniej kontakt czyli Walkerem, pozostała część była dośc prosta technicznie. Ot, w jakiej kolejności co z czym połączyć. Trochę jak takie duże klocki dla dzieci. Kevinowi serce rosło jak widział ja bezkstzałtna masa "zestawu do składania" stopniowo przekształca się z maszynę zdatną do lotu. Ostatecznie gdy napełniono powietrzne poduszki i po raz pierwszy uruchomiono silniki czuł naprawdę dużą satsyfakcję. I nie zamierzał być samolubny.

Pierwszy lot próbny wykonał tylko z Eve, ich pokładową astromechanik. Ale gdy upewnili się, że wszystkie systemy są sprawne przy kolakcji Kev pogadał z bossem, że może zabrać ludzi na krótki lot wokół obozu. Z godzina czy dwie relaksu w chmurach, oderwanie się od natłoku prac i grafików i swego rozdzaju grill w chmurach była jego zdaniem przyjemną odmianą pozwalajaca nabrać sił i nacieszyć się tym co już osiagneli. Była też nieofijalną okazją na swoistą imprezę powitalną bo podzieleni na małe grupki ludzie, zagnani do swoich zdań czasem mogli się całe dnie nie widzieć więcej niż przelocie czy na drugim końcu obozu. Poza tym nawet jakby boss się nie zggodził to swój team co mu pomagali złożyc maszynę i tak już zabrał ba krótką przejażdzkę w powietrzu.

Następnie musieli poprzestawiać rozwalone chaotycznie moduły. Zgodnie z planem musieli je ułożyć w coś na podobe fortu na planie mniej - wiecej kwadrata. Najprostsze było samo zaczepienie lin, klamer i haków. Dużo trudniej było złapanie balastu i Walker od razu powiedział, że dla niego jako operatora tego dźwigu i szczerze mówiąc także dla zawartości kontenerów, lepiej będzie przed tym opróżnić moduły. "Ray" co prawda miał wystarczający zapas mocy by nawet moduł wojskowy, unieść wraz cała zawartością a i pilot miał wystarczająco dużo umiejętności by wymanewrować co potrzeba ale mogło być różnie. Coś w środku pieprznie, poleci na jedną ze stron, zaburzy balast co spowoduje jeszcze większy przechył no i pewnie Kev mimo to by doleciał i ustawił jak trzeba ale własnie to w środku mogło być już wyjete niekoniecznie w całości. Choć oczywiście zostawił to decydentom. Przepakowywanie modułów było bezpieczniejsze ale dłuższe.

Jeszcze inną sprawą było przycelowanie z kilkudziesięciu metrów w powietrzu, bujającego się gigantycznego kloca by jeden leżał obok drugiego i jeszcze w kwadrat się układał. Potrzeba było nie tylko precyzji i uwagi pilota operującego sterowcem ale i ekipy naziemnej nawigujacej go z dołu. W końcu on z góry nie widział dołu kontenera i tego jak on się na ziemi układa. Podsumowując było to wyczerpujace i pichłaniajace uwagę i siły zajęcie dla cełgo zespołu przydzielonego Walker'owi.

Wieczorami zaś prócz wizyt w doglądaniu swojego promu pomagał przeglądać dane jakie mieli zgrane z banków pamięci ich statku macierzystego. Koncentrował się głównie na tej części zgodnej ze swoja profesją czyli z zapisami lotu, ewnetualn alarmami o uszkodzeniach czy przebicu powłoki. Zastanawiał się czy znajdzie się jakiś ślad wskazujący na obecność innego statku w przestrzeni jeszcze przed ich wybudzeniem czy przybicia lub abordażu innego promu. Jego zdaniem były to na tyle istotne wydarzenia, że raczej powinny zostawić jakiś slad w rejestrach. W końcu radarowanie i ekranowanie ruchu lotniczego, orbitalnego czy kosmicznego wokół pojazdu było jednym z głównych zadań aparatury pokładowej.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-11-2014, 00:56   #129
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny

Skrzynka z narzędziami, pęk kabli, bieg. Przepinanie hibernatorów, jeden do drugiego. Migające światła latarek. Migające czerwone lampki lodówek. Ustawianie wybudzeń. Koce. Czemu kurwa nie mają nawet prześcieradeł?! Krzyczy do commu. Intruz, wojskowi, tabun. Nikt nie przyjdzie. Mają kolejnych wybudzonych co półtora minuty. 37 osób. Godzina.

Brodzą w śluzie. Gdyby to był tylko kriożel! Mürrür nie czuje już nawet smrodu. Ci, którzy czują się lepiej siedzą lub stoją w ubraniach, które mieli w dniu mrożenia. Ci którzy gorzej przeżyli wybudzanie leżą koło generatora. Chaos. Nikt nie wie co się dzieje, nie ma czasu tłumaczyć. Kora jeszcze zajmuje się ostatnimi pacjentami. W półmroku latarek Yeyeo spogląda na współtowarzyszy niedoli.

- Ludzie! Zdarzyła się katastrofa. Musieliśmy nagle opuścić statek gdy był na orbicie. Jesteśmy na naszej nowej planecie. Ale jest już bezpiecznie! Większości nic się nie stało. Mamy sprzęt. Jutro... mam nadzieję, że jutro dowiemy się więcej. Damy radę. Musimy tylko odpocząć. Nazywam się Mürrür Yeyeo. To tyle ode mnie.

***

Obudził się zupełnie wycieńczony. Nie pamiętał już dobrze co się działo po jego przemowie. Chyba można było wyjść? Prosił kogoś żeby spisał listę wybudzonych. Tak na wszelki wypadek. Tak... musieli wyjść przecież jedynka nie nadawała się już do spania. Złapał się za głowę. Strasznie napieprzała, aż szumiało. Mimo wszystko podziękował wszystkim duchom jakie nad nimi czuwały.

Wstał. Musiał znaleźć tego cholernego gubernatora. Trzeba było się zająć nowymi. Ogarnąć, dać jakieś przydziały, wytłumaczyć co się stało. Sam by się chętnie dowiedział. Usłyszał od kogoś, że ma jakąś naradę, akurat wychodzili. Sami wojskowi.
Yeyeo zajrzał do środka. Jak on się nazywał?
- Halo! Panie Zwall, wszyscy się obudzili. Straszny pierdolnik. Trzeba im powiedzieć jakoś na czym stoimy.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 24-11-2014, 14:41   #130
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Pierwszy tydzień
Dante zadeklarował wszystkim służenie pomocą w kwestiach, w których ma jakąś wiedzę przez nadchodzący tydzień oraz ograniczone uczestnictwo w zajęciach wypadowych. Planował tydzień kuracji.
Po poinformowaniu ostatniej osoby, Frank poszedł rozstawiać moduł mieszkalny dla siebie.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172