Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2016, 00:03   #151
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Weszła do kuchni. Szybko dopadła szafek, by przeszukać je. Gdzieś tu widziała jakiś nóż.
Czuła się trochę jak w potrzasku. Facet był dobrze wyposażony. Zaraz tu wejdzie i tyle będzie po nich. A na pewno po niej, bo jakoś trudno byłoby jej uwierzyć że nie dyszał chęcią zemsty za to, co się stało na Ilum.
Znalazła i schowała się za framugą drzwi, obserwując uważnie co się stanie.
Dziwna konstrukcja Karela nie zrobiła na nowoprzybyłym żadnego wrażenia.
Zaklęła w myślach. Rozprawi się z nim, z nią i tyle było po ich kurczowym trzymaniu się życia.
Z trudem zresztą mogła go zauważyć.
Dobrze, że mutant wymyślił ten myk z wodą, przynajmniej widać było, w którym miejscu jest.
Miała ochotę już powiedzieć "no i znowu wdepnęliśmy w gówno", ale tylko czekała w ciszy i napięciu na kolejny krok intruza.
W tym momencie padły strzały, z którycj jeden rozbił się na futrynie, tuż przed nosem Quest. Nowoprzybyły wygłosił swoją przemowę a komandos usłyszał ciche pluśnięcie, sugerujące że najemnik się porusza.
Wstrzymała oddech i ścisnęła mocniej nóż. Karellen się nie odzywał. Czyżby go zamurowało?
Słyszała, że intruz się zbliża. Mogła podziękować mutantowi za ten pomysł ze zraszarką, mimo że nie widziała nieznajomego, to mogła go usłyszeć.
Był dobrze wyszkolony i miał dobry sprzęt, którego teraz bardzo mu zazdrościła.
Jej też by się jakikolwiek przydał. Była prawie bezbronna przy przeciwniku.
Nie chciała go zabijać. Cóż, był trudnym obiektem do zabicia i nie miała ochoty sprawdzać, jak długo trzeba gościa zamęczać, by wyzionął w końcu ducha.
Zamierzała go obezwładnić, jeśli to tylko się uda. Miała ogromną nadzieję, że Karellen jednak jej w tym pomoże, odwróci jego uwagę czy chociaż mu przyłoży czymś ciężkim w łeb.
Sytuacja wydawała się beznadziejna, ale Kay nie traciła głowy. I tak nie było drogi ucieczki, a ona nie była typem osoby, który ucieka. A przynajmniej nie w takiej sytuacji jak teraz.
 
Ravage jest offline  
Stary 18-06-2016, 02:15   #152
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zakryła usta widząc drugie ciało. Co innego było patrzeć na trupy, a czym innym było przyglądać się komuś kogo pamiętało się za życia, a teraz leżał zimny na stole w prosektorium. Doskonale pamiętała tą niewolnicę, którą szarpał za sobą Wrahoius.
Skoro ona tu leżała, to mężczyzna nazwany teraz Cyrusem Parkerem musiał być tą samą osobą na którą ona, wtedy jeszcze Lana Derei, wydała wyrok by jeden z członków Krayta wykonał egzekucję na najemniku, o którą to tak bardzo upraszał się złotołuski Zavrysh.
Tak naprawdę dopiero teraz do niej dotarło jak wielkie skutki miały jej słowa tamtego dnia. Nigdy nie spodziewałaby się też tego, że to nie Wrathius jest zabójcą. On był właścicielem. Może nawet sam "tresował" tą zabójczynię.

Laurie podeszła do niej. Same ścięgna i mięśnie to tego stopnia, że klatka piersiowa była płaska i tylko nieznaczne wcięcie w biodrach wskazywało, że naprawdę była to kobieta.
- Mogłam odwołać wyrok na niego. Niektórzy z Krayta chcieli go zrekrutować. Mój głos był rozstrzygający… A ja go skazałam - powiedziała do Micala. Zrobiło jej się źle. Nie chodziło w tym momencie, że ją zemdliło. Była zwyczajnie zła na samą siebie, za to co myślała będąc w Kraycie. Planowała wykorzystać Krayta by sam siebie zniszczył, a co raz bardziej przekonywała się, że to on ją pozbawił tego czym powinien się wykazywać Rycerz Jedi. Przez nich zrobiła się bezwzględna i nieczuła na krzywdy innych...
Teraz jeszcze bardziej nie czuła się osobą odpowiednią tego tytułu.
Cofnęła się od trupa i wróciła do istoty która wciąż żyła.

Mical nie musiał dwa razy jej powtarzać co miała robić. Stanęła nad “Cyrusem” i dotykając jego ręki skupiła się na Mocy. Teraz uznała, że regeneracja najbardziej będzie przydatną.
Laurienn oczyściła myśli i skupiła się tylko na tym.

***

Rankiem obudził ją alarm wybijający godzinę przed śniadaniem. Była sama. Podniosła się z łóżka rozglądając po pokoju. Choć nie wyspała się, bo zmęczenie związane z korzystaniem z mocy w taki sposób jak to robiła wieczorem wymagało dużo więcej snu to nie zamierzała się oszczędzać. Była to winna osobie, która z jej decyzji leżała teraz na stole operacyjnym. Poczucie winy gryzło ją w środku.
Śniadanie zjadła w biegu, przelotnie witając się z padawanami i od razu udała się do prosektorium. Choć nazwa jej zdaniem była już nieaktualna to nie była w nastroju by zwracać na to komukolwiek uwagi.

Podobnie jak i poprzedniego dnia tak i teraz stanęła przy Cyrusie by wspomóc jego powrót do żywych.
Nawet nie wiedziała ile czasu minęło odkąd przyszła. W pierwszej chwili nie zauważyła, że ktoś wszedł do sali.

- Witaj Laurienn -
Aaron stanął za nią i wyciągnął rękę w geście przywitania.
Hayes odwróciła w jego kierunku głowę nieco zaskoczona jego obecnością. Uśmiechnęła się lekko. Leczenie Mocą męczyło nie mniej co sprint wokół akademii.
- Witam panie Martell, czy może doktorze Martell? - Jedi uścisnęła jego dłoń witając się.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Doktorem jeszcze nie jestem, ale być może kiedyś, niedługo, zobaczymy - zamyślił się chwilę - co to nasz mistrz Mical wymyślił z Twoją twarzą?
Hayes skrzywiła się na to co powiedział. Całkiem o tym zapomniała. Nie była jeszcze mentalnie przygotowana na tą zmianę.
- W związku ze śmiercią mojej roli w Kraycie jestem zmuszona zmienić wygląd - choć wiedziała, że to konieczne to i tak nie była z tego powodu zadowolona. - Nie myślę o jakiś drastycznych zmianach, bo będąc tam musiałam postarzać swój wygląd makijażem, ale przede wszystkim musimy zmienić mi tęczówki oczu. Spojrzeniem najłatwiej się zdradzić. Może brązowe?
- Oczy, do zmiany, okej. Konkretny wygląd? Czy co mi do głowy wpadnie?
- Ciężko jest mi tak szybko o tym zadecydować... - mruknęła niepewnym tonem głosu. Wyraźnie się wahała. - Nie miałam też za wiele czasu, żeby o tym pomyśleć - dodała tłumacząc swoją niepewność. - Ale mogę teraz czegoś poszukać…
- Jutro zabieram za tego tu - wskazał palcem stół operacyjny - zastanowisz się i szczegóły opiszesz mi w datapadzie. Na razie najbardziej widoczne elementy twarzy omówimy. Twarz ma być postarzona czy odmłodzona?
- Tak jak jest - odparła prędko. Ale co do dalszych instrukcji to nie potrafiła nic powiedzieć. Wzruszyła tylko ramionami.
- Za dużo to się od Ciebie nie dowiem. Dobrze, zastanów się tylko nad ogółem, czy masz być młoda i ładnie wyglądać, czy masz być młoda i brzydka. Ja Idę się napić piwa, dawno nie spożywałem tak cudownego trunku. I nie przeszkadzam Ci, pracuj dalej - uśmiechnął się tylko i wyszedł z pomieszczenia.
Laurie tylko westchnęła głośno. Spojrzała na "pacjenta", którego leczyła mocą i posmutniała bardziej. W tym momencie w jej głowie pojawiły się zwykle dziewczęce obawy związane ze zmianą wyglądu.
“Czy będę mu się jeszcze podobać?” ale aż jej było głupio na tą próżność jaką się wykazywała przez tą myśl.

Postanowiła zrobić sobie przerwę. Usiadła na fotelu i sięgnęła po leżący na stole datapad. Zdawała sobie sprawę, że wieczorem to już nie będzie miała sił na nic, więc jeśli miała znaleźć twarz, na którą miała oglądać do końca życia w lustrze, to teraz był na to odpowiedni moment.
Zaczęła od przeglądania katalogów mody.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-06-2016, 13:42   #153
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
post napisany razem z: MG, Krzatem i Zaalaosem (:

Quest wzięła głęboki wdech i ruszyła. Nie było na co czekać, przeciwnik był tuż obok. Sol był przygotowany na jej pojawienie się. Odruchowo szarpnął za spust blastera. Nawet nie musiał celować, bolt trafił ją centralnie w pierś. I rozbił sie kolorowo na jej tarczy energetycznej. Tego arkanianin nie wziął pod uwagę.
Komandos zwaliła się na niego z całym impetem. Widziała skąd padł strzał i tam zamachnęła się swoją znalezioną przed chwilą bronią. Mężczyzna oberwał w brzuch, ale ostrze kuchennego noża nie przebiło jego pancerza i po prostu wygięło się. Odczuł to jak bolesne dźgnięcie w żebra. Zabolało jak cholera, ale skończy się najwyżej na olbrzymim siniaku.
Kaylara była wysoką i dobrze zbudowaną kobietą, ale Zhar-kan też do ułomków nie należał. Prawdopodobnie był nawet od niej cięższy. Dlatego w zwarciu teoretycznie miał przewagę.
Teoretycznie, bo w praktyce Quest miała mechaniczne ramię i była po prostu lepiej wyszkolona. Siłowali się przez chwilę, by w końcu upaść na podłogę. Quest była na wierzchu i wytrąciła mu pistolet z dłoni. Próbowała złapać go w dźwignię, ale jej ręka ześlizgnęła się po jego mokrym przedramieniu.
Zhar-kan zdzielił ją z łokcia w nos rozkwaszając go. Kaylara oddała mu uderzając mechaniczną pięścią w żebra. Usłyszał chrupnięcie, aż mu w oczach pociemniało. Poprawił łokciem, akurat w momencie w którym Quest chciała się podnieść. Cios miał duży impet i prawie skończył się nokautem.
Arkanianin skorzystał z tego, odsunął się i wstał. Nie widział nigdzie swojego blastera, pewnie w ferworze walki któreś z nich go gdzieś odkopnęło. Prawie zatoczył się, gdy chciał wziąć głębszy oddech. Miał popękane żebra.
Komandos łzy zalewały oczy. Nos miała ewidentnie złamany i to pewnie w kilku miejscach, jucha lała się jej po twarzy. Zraszacze obmywały ją i tylko chłód wody pomagał jej zachować trzeźwość umysłu.

- Czegoś was tam w woju jeszcze uczą. - wysyczał najemnik przez zaciśnięte zęby i rzucił wzrokiem na drzwi do kuchni, spodziewając się że Mrożonka może skorzystać z okazji i go zaatakować. Oparł się o blat kuchenny i obmacał żebra. - Jestem wkurwiony za Ilum, ale robiłaś to co uważałaś za słuszne. To akurat rozumiem. Ale jak się to dla ciebie skończyło? Wiem że wywiad was wyruchał. Widziałem nagrania z Irydonii. Moja oferta wciąż jest otwarta, połowa nagrody za niego, dla ciebie. - powiedział i wskazał kciukiem za siebie. - Krzywda mu się nie stanie, rodzina go od jakiegoś czasu poszukuje, a sam nie skrzywdziłbym drugiego klona. Wiem jak to jest być eksperymentem.
Stał w przejściu przyglądając się całemu zajściu. Płaszcz z kapturem ze hydrofobowej membrany równie dobrze go chronił przed wodą jak Quest przed zbyt pewnym siebie najemnikiem.
- Kay, to dobra propozycja- rzucił- Warto byłoby ją przyjąć- zawtórował złożonej ofercie ich gościa.
- Wydaje mi się, że już sobie dużo wyjaśniliśmy- zwrócił się do psychicznie niespójnego typa, który wpierw grozi by za moment zapewniać o swojej dobroduszności.
- Pójdę z tobą- odpowiedział na pytanie, na zadanie którego przybysza nie było stać.
- Będzie to jednak uzależnione od tego co mi odpowiesz na moje pytania- siłę mięśni przeciwnika zamienił na siłę informacji jaką dysponuje i zechce się podzielić.
- Miło usłyszeć głos rozsądku. Zhar-kan Sol. Rozmroziłem cię na Ilum. Co chcesz wiedzieć? - przedstawił się najemnik, lecz nie wyciągnął w kierunku drugiego mężczyzny dłoni. Nie do końca mu ufał.
Splunęła, wstając.
Żyła. To się liczyło. Nos bolał przeokropnie, szczypał, czuła jak robi się mocno opuchnięty. Oczy były załzawione. Tępy ból połamanego nosa promieniował na całą głowę.
Wstała ciężko, patrząc się spode łba na przeciwnika.
-Nie próbuj żadnych sztuczek.-Ostrzegła go, wyciągając rękę do przodu w grożącym geście.
Wcale jej nie zaskoczyło to, co powiedział Karellen. Już się przyzwyczaiła, że wyskakiwał z dziwnymi pomysłami.
-Karell, zastanów się nad tym poważnie. Nie wiem czego oczekujesz od tego tutaj, ale wiem jedno: wszystkie twoje pomysły do tej pory były do dupy i nie sprawdzały się. Przemyśl swoją decyzję. Zabiją i mnie i ciebie, w dowolnej kolejności. Nie wierzę, że wygląda to tak niewinnie jak to ten typ opisuje. -Mówiła to, wcale nie patrząc na Karellena, ale na ich wątpliwego gościa.
-Zresztą, zastanów się tylko. Patrz na niego. Włamał się tu i próbował mnie zabić. W sumie nie dziwię ci się, masz prawo być wkurwiony, ale nie dałeś mi wyboru. Misja to misja. Przynajmniej to rozumiesz. Nie zależy mi na pieniądzach najemniku. Tu nie chodzi o pieniądze.-
- Gdybym chciał cię zabić to strzelałbym na Ilum. Gdybym chciał cię zabić teraz to blaster byłby ustawiony na tryb lethalny, nie na ogłuszenie. - odparł najemnik. - Komandosów nigdy nie uczono myślenia, to się od mojego czasu nie zmieniło. - prychnął i oparł dłoń o rękojeść swojego wibroostrza. - Idź gdzie chcesz z moim błogosławieństwem, nie mam zamiaru cię śledzić. Chcę tylko dostarczyć jego - wskazał Mrożonkę - do mojego pracodawcy i odebrać sowity czek za dobrze wykonaną robotę. Na którym, jak sama powiedziałaś, zupełnie ci nie zależy. - wskazał drzwi do kuchni. - Droga wolna, idź. A ty zadaj mi swoje pytania. - zwrócił się do Karellena.
-Widzę, że bardzo łatwo ci przychodzi obrażanie, jak na kogoś kto już nie raz dostał ostre bęcki.-Uśmiechnęła się kwaśno.-Najemnicy już tacy są, myślą że są tacy kurwa cwani i przechytrzą każdego. Udało mi się ciebie powstrzymać, tam na Ilum bo sam się wystawiłeś na strzał jak mynock. Całkiem bezmyślnie.Splunęła krwistą śliną. Trochę jej krew spływała do ust.
Bolało bardzo. Ale miała satysfakcję, że jej przeciwnik też dostał swoje i stał tak, nieźle wkurwiony.
-Sowity czek i tyle, żegnaj do widzenia. I gówno cię obchodzi co z tym twoim "mrożonką" jak go cudownie określiłeś się stanie. Bardzo moralne zachowanie, godne bandyty na wynajem. Burek za pieniądze, brawo. A to żadna jego rodzina. Gówno nie rodzina. Jakoś do tej pory się nim nie interesowali. Karell, nie daj się przekonać. To nie ma sensu. Jest jeszcze jedno wyjście, z którego nie korzystaliśmy, ta tutaj propozycja to żadna propozycja tylko znów pchanie siędo paszczy lwa. Nie rób tego.-
Wiedziała, że jeśli ten się zaprze, to i tak zrobi swoje. Ale miała nadzieję, że chociaż tym razem jej posłucha.
Najemnik wzruszył tylko ramionami słysząc tyradę Komandos. - Zadasz wreszcie te swoje pytania? Tracimy czas, a ktoś prędzej czy później zainteresuje się czemu w jednym z mieszkań uruchomił się system przeciwpożarowy.
Najemnik nic nie wiedział. Komandos nic nie rozumiał. Nie miał brata. Klon był tylko zastępstwem w czasie jego nieobecności. Ta właśnie dobiegła końca.
- Na początek to wyjdźmy stąd- zignorował napięcie miedzy żołnierzami. Jeśli będą mieli ochotę się mordować to proszę bardzo ale jego w to nie wciągną.
- Przelecimy się kilka przystanków- zrobił nieznaczny gest ręką aby Zhar-kan ruszył przodem.
- Wy przodem. - mruknął. - I nigdzie nie jedziemy komunikacją miejską, jeśli tak bardzo chcesz się gdzieś przemieścić to zamówię taksówkę.
Prychnęła.
-Nie odwrócę się do ciebie tyłem.-Odpowiedziała cichym, ale zdecydowanym głosem.
- To nie ja strzelałem ci w plecy. - prychnął Sol - Jak dla mnie możesz chodzić tyłem, mam to gdzieś.
-Na moim miejscu zrobiłbyś to samo. Ja mogę mieć do ciebie pretensje za moich chłopców, których wytłukłeś.-Odgryzła się.-Panowie przodem i możesz się męczyć z łażeniem tyłem. Twój pomysł, to z niego skorzystaj, skoro taki kreatywny jesteś i bystry.
- Technicznie byłem na miejscu pierwszy. To wy zaatakowaliście mój oddział, nie na odwrót. - skomentował Sol. - My się tylko broniliśmy podczas rozmrażania biednego, zapomnianego przez Moc eksperymentu genetycznego. Idźcie.
Parsknęła śmiechem.
-Oh oczywiście, taki biedny i niewinny. Tiu tiu. Bujać to my nie nas. Przestań pierdolić jak potłuczony, bohaterem nie jesteś.Dodała twardym tonem. Dosyć miała tego gościa. Działał jej coraz bardziej na nerwy.
A nos cały czas potwornie bolał i boleć przestać nie chciał. Karellen jak zwykle leciał w kulki. Gdyby nie obecność najemnika, strzeliła by go w końcu po pysku za robienie znowu problemów.
Nie rozumiała tego wcale. Chroniła jego dupę zbyt wiele razy niż to powinna była czynić a on dalej wpadał na same "genialne" samobójcze pomysły. Skąd się w nim to brało?
Solowi powoli kończyła się cierpliwość. - To była ironia. I skoro jest taki zły i niedobry to czemu go nie zastrzeliłaś na miejscu, tak jak kazali ci przełożeni? Po sposobie w jaki prowadzili ogień twoi koledzy można była łatwo wywnioskować że jego życie im zwisa. Czemu nie tobie? Może to ty uważasz się za bohaterkę, obrończynię uciśnionych? Tego cię w wojsku nauczali?
Westchnęła ciężko.
-A te ładunki wybuchowe to były tak dla ozdoby, prawda? Próbujesz się wybielić przed Karellenem czy co? Taki z ciebie zbawca? Ty to robisz dla pieniędzy. Co cię w ogóle obchodzą moje pobudki? Kto ci dał prawo do osądzania mnie? Myślisz że chcę tu być? Że mi się to podoba? Że czerpię z tego przyjemność? Gówno wiesz, w dupie byłeś. Nic kompletnie nie rozumiesz.-Złość w niej wezbrała, chociaż dobrze wiedziała, że to na nic. Zacisnęła tylko pięści.
Należał mu się klaps w dziąsło za całokształt. Za to, że tu był i bredził jak potłuczony i próbował jej coś udowodnić. Miał ją za totalnego debila, chyba tylko z powodu tego, że była żołnierzem. Jakie to było typowe.
Gdyby była takim trepem, jak mu się wydawało, to już dawno leżała by sztywna i zimna.
Nie chciała jednak dać się sprowokować. Nie rzuci się na niego z pięściami. To by było bezsensowne tracenie sił.
-Nie wiem co próbujesz osiągnąć, ale nie ze mną te numery. Albo ruszasz tę swoją upartą dupę na zewnątrz albo będziemy tu tak tkwić do końca usranego życia. Nie ufam tobie tak samo jak ty mi, jeśli nie bardziej, ale jak widzisz Karell zamierza dać ci szansę, chociaż uważam-Zerknęła na swojego towarzysza gromiąc go wzrokiem.-Że to chujowe posunięcie. -Była pewna, że zagaduje ich żeby zdobyć czas. I tak nie mieli szans, gdyby przyleciały posiłki. Byli jak nadzy, pozbawieni broni i pancerzy. Cokolwiek ten gość planował, oni mieli niewielkie szanse.
Miała tylko nadzieję, że pracował sam.
- Tego chciał mój pracodawca. W wyniku eksplozji nikt by nie umarł, nikt nie straciłby dachu nad głową. Tylko wojsko straciłoby bazę na planecie która technicznie nie należy do republiki. Dlatego podjąłem się tego zadania. Teraz Mrożonka wyjdzie pierwszy, ja za nim. Ty możesz wyjść ostatnia.
- Pewnie zauważyłeś, że nasze pozycje wyrównały się- ruszył do wyjścia, obracając się bokiem. Od początku do niego należało wykonanie pierwszego kroku.
- A ty straciłeś przywilej dyktowania warunków- objaśnił. Oczywiście istniała jeszcze kwestia czy kiedykolwiek go posiadał.
- Tak jak już wspomniałem- minął próg mieszkania i wyszedł na niewielką alejkę.
- Przelecimy się, a ty mi powiesz wszystko co wiesz o moim bracie- do tej pory nikt nie zrobił w stosunku do niego niczego na co by się nie zgodził.
Dał mu okazje wpłynięcia na niego. Chciał spotkać tą osobę, ale najemnik tego nie wiedział. Dlatego najpierw spróbuję dowiedzieć się jak najwięcej zanim to nastąpi.
Klon wyraźnie nie doceniał Sola i w sumie nie przeszkadzało mu to zbytnio. - Żadnej komunikacji miejskiej. Twój… Brat? Klon? Jest moim pracodawcą. Jest członkiem sporej organizacji i prawdopodobnie jej szefem, ale nie mam pewności, nigdy mnie to nie interesowało, ale to podpowiada logika. Powinno ci to starczyć, zresztą sam go niedługo zobaczysz, jest na Coruscant. - odparł i wyjął datapad. Szybko zamówił taksówkę i podał adres pod który ma po nich przyjechać. - Za pięć minut przyleci po nas taksówka, z dobrej, niezadającej pytań firmy.
Wyszła powoli za dwoma rozmówcami na zewnątrz. Była cała mokra. Otarła mokrym rękawem krwawiący nos, zostawiając na materiale czerwoną plamę.
Nos był coraz bardziej opuchnięty i pulsował bólem, który był nie do zniesienia. Ignorowanie go nie należało do najłatwiejszych.
Podeszła do Karellena i położyła mu rękę na ramieniu, jednocześnie cały czas mając na uwadze swojego przeciwnika.
-Czemu mnie nie posłuchasz? Choć raz?-Znowu działał jej na nerwy.-Czemu nie dajesz sobie pomóc, tylko lecisz jak ćma do ognia? Wszystkie twoje wybory do tej pory były pod prąd i powodowały tylko kłopoty. Przestań być uparty. Jedi zaproponowali pomoc...-Dodała to trochę ciszej, by Karell tylko usłyszał.-Czemu nie chcesz skorzystać? Wyciągnęli dłoń, proponowali dobre warunki. Oni cię nie potną na kawałki, a skąd wiesz co tamten klon ma w planach? Zastępował cię? A może mu się spodobało i przy najbliższej okazji cię zdezintegruje? Nie pomyślałeś o tym? Co wtedy? Co wtedy Karell?-
- Nie chcesz mówić- stwierdził. Obydwoje wiedzieli że stać go na więcej.
- Dobrze- potwierdził, sobie tylko znanego powodu.
- Dzisiaj nie jest nam dane aby dojść do jakiekolwiek porozumienia- podsumował całe to spotkanie. Nie, póki ktoś kupczył mutantem jak jakimś gratem z bazaru. Nie, póki musiał załatwiać wszystko przez pośredników.
- Tak, masz rację- odpowiedział dziewczynie.
- Dlatego nasz najemnik- zatrzymał się niedaleko miejsca z którego będzie mogła zabrać ich taryfa.
- Wsiądzie sam i poleci powiedzieć zleceniodawcy, że będę czekał na niego na 502 poziomie- nie musiał tłumaczyć gdzie dokładnie.
- Nie jest to idealna definicja dostarczenia- odgarnął kaptur z głowy- Ale należy Ci się zapłata- poruszył ten temat, bo własnie ten przeszkadzał im najbardziej.
- Po tym jak spędziłem ostatnie tygodnie lokalizując was? Wątpię. - odpowiedział najemnik i ponownie wyjął datapad. - Zero sam tutaj przyjedzie. - Odwołał taksówkę i zaczął pisać krótką wiadomość.
-Nawet nie próbuj!-Gdy zobaczyła, że najemnik wyciąga urządzenie, już wiedziała, co się kroi. Nie mogła do tego dopuścić. Nie mieli szans z posiłkami.
To nie mogło się udać. Postanowiła ruszyć i mimo bólu przeszkodzić najemnikowi. Od tego zależało ich życie.-Popełniłeś ogromny błąd!- Zamachnęła się, by wytrącić mu datapad z rąk.
Na co mężczyzna zareagował usuwając go z linii ataku kobiety i chowając do schowka w pancerzu. - Odpierdol się wreszcie, kogo teraz kurwa rekrutują. - wybuchnął. - Gdybym chciał wam zrobić krzywdę przyszedłbym ze wsparciem, chcę go tylko dostarczyć do… brata i wziąć urlop.
-A ja mam dosyć ciągłej ucieczki i chowania się jak szczur! Ty chcesz urlop!? O czym ty pieprzysz najlepszego!? URLOP?! SERIO?!
To nie jego brat ty ćwoku jeden tylko najpewniej morderczy manipulant który tak jak wywiad życzy sobie jego śmierci! Ja zostałam wepchnięta do tego kotła nie ze swojej pierdolonej winy, ty pieprzony bucu! Myślisz że tego wszystkiego chciałam?! Jasne, mogłam go zabić i mieć to kurwa z głowy, ty też byś to miał z głowy!-
Zrobiła się aż czerwona na twarzy z wściekłości.-Mam dosyć twojego obrażania! Nawet nie wiesz przez co przeszłam, ty bezmyślna maszynko do pieniędzy-Stanęła przed nim dysząc wściekle. Wiedziała, że tym daje mu okazje do ataku.-Też bym chciała wrócić do mojego nudnego życia ty palancie! A przez ten cały szajs NIE MOGĘ! Również przez ciebie! Przez ostatnie tygodnie uciekam przed takimi fiutami jak ty i dostaję bęcki za pierdoloną niewinność i przyzwoitość! Żałuję że od razu nie poszłam z tym do tych pierdolonych rycerzyków z ich śmiesznymi mieczykami, ale ty pewnie tego nawet kurwa nie rozumiesz, co tu się odpierdala, BO CI SIĘ WYDAJE ŻE TAKI KURWA MĄDRY JESTEŚ I NIC DO CIEBIE NIE DOCIERA!-
Spojrzała mu prosto w oczy dysząc ciężko.
To wszystko nie miało sensu. Od dłuższego czasu przekrzykiwała się tylko z tym palantem, któremu wielką satysfakcję sprawiało obrażanie jej. Miała tego serdecznie dosyć, ta sytuacja była co najmniej śmieszna. Można byłoby z tego zrobić niezłą komedię. Pewnie z boku, jeśli ktoś na nich patrzył to właśnie tak wyglądało.
Czuła, że nie ma to wszystko sensu, że ten się zatracał i zacierał. Po co tak kurczowo się trzymała mutanta? Czy jej coś z tego przyszło? Ciągle miała wrażenie, że we dwójkę łatwiej będzie im przeżyć. Ale zaczęła mocno w to powątpiewać. To była jej jakaś głupia naiwność, powinna go zostawić wtedy w tej bazie, żeby zamarzł na kość a sama powinna odlecieć i skłamać, że misja się nie udała. Ileż by cierpień uniknęła.
-Karell, spierdalamy stąd, mamy bardzo mało czasu.-
- Trzeba było przyjąć moją ofertę na Ilum. Wtedy nic z tego by się nie wydarzyło. - odpowiedział arkanianin syczącej na niego kobiecie. - Gówno mnie obchodzi twoja opinia na mój temat. W zasadzie na jakikolwiek temat. - warknął odstępując o krok. - Niech będzie po twojemu “Karell”. Pojadę do brata i powiem mu gdzie cię szukać. Ale jeśli się nie stawisz to obiecuję jedno, znowu cię znajdę i tym razem nie będziesz miał nikogo kto będzie za ciebie walczył. - syknął i ruszył w kierunku wyjścia awaryjnego. - Bądź na miejscu za cztery godziny.
Kaylara dobrze wiedziała, że gościa to gówno obchodzi. Ją też gówno obchodził i gardziła nim. Gdy odszedł, splunęła na ziemię. Patrzyła jeszcze chwilę, jak znika im z oczu i odwróciła się do mutanta. Szybkim krokiem podeszła do niego, wzięła pod ramię i zaczęła ciągnąć za sobą.
-Ktoś mógł nas obserwować. Musimy się stąd jak najszybciej wynosić, chodź, idziemy, wmieszamy się w tłum.-Chociaż było ciężko. Jej twarz była teraz jak jedna wielka miazga. Trudno jej się oddychało, mogła tylko przez usta. Na razie nie martwiła się swoim wyglądem, czy będzie piękna czy szpetna. Nie miała czasu się teraz opatrzyć, wytrzeć porządnie juchę z twarzy, na pewno ludzie będą się na nią gapić z tego powodu.
-Chuj mnie obchodzą jego groźby, ale musimy uciec do Akademii. Ja już wojsku nie wierzę. Nie chce dalej próbować się z kimkolwiek stamtąd kontaktować. Za dużo tam wtyk, jak się odezwiemy, to twoi przeciwnicy będą wiedzieć.-Zamilkła na chwilę, idąc szybkim tempem, rozglądając się.-Karell, ja tak dłużej nie mogę. Zabiją nas. Ja nie zamierzam umierać ani dłużej uciekać. Nie wiem co ty zamierzasz, ale ja tak dłużej nie pociągnę. To nie moja wojna, to nie moje potyczki. Uratowałam ci już tyle razy skórę, że jesteś mi winny przysługę.-Zerknęła na niego. Miała bardzo poważną minę.
 
Ravage jest offline  
Stary 19-06-2016, 14:53   #154
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Kaylara i Karellen stracili go z pola widzenia najemnik odetchnął z ulgą. Był cholernie blisko kolejnej wtopy, ale jakoś udało się opanować sytuację. Nie tracił czasu na pisanie raportów, czy też informowanie o czymkolwiek Akademii, tylko zatrzymał najbliższą taksówkę i podał adres pod którym był umówiony z Zero. W pojeździe ostrożnie obmacał żebra, zdawało mu się że kilka popękało, ale chyba żadne nie było złamane.
Jego myśli pobiegły do kobiety która tak go urządziła. Niemal tańczył ze szczęścia gdy ta zaproponowała żeby Karellen pojechał z nią do Jedi. Praktycznie załatwiłaby całą robotę za niego i tylko fakt że miał zinfiltrować Krayta powstrzymał go przed popchnięciem ich w tym kierunku. W końcu jak wytłumaczyłby Zero że jego cel trafił w magiczny sposób do Jedi, a on sam był przez nich niedawno śledzony? Mało prawdopodobne żeby ten to łyknął. Miast tego przystał na warunki drugiego mutanta, wierząc że to rozwiązanie będzie dla niego najkorzystniejsze. Zresztą niezależnie od tego którą opcję wybiorą Sol wygra. Zadowolony z siebie najemnik rozparł się wygodnie na siedzeniu taksówki i przeczesał włosy dłonią. Wykonał dzisiaj kawał dobrej roboty i nie stracił przy tym żadnej kończyny. Gdy taksówka się zatrzymała arkanianin szybko uregulował swoją należność i ruszył przed siebie.

Punktem piątym okazała się wąska alejka pomiędzy dwoma centrami handlowymi. Fragment nie objęty przez pole widzenia jakichkolwiek kamer. Najemnik wszedł do przejścia trzymając się za żebra. Napieprzały go niemiłosiernie.Chwilę musiał poczekać, jego rozmówca pojawił się dopiero po chwili. Miał założony szeroki płaszcz z narzuconym na głowę kapturem.
Nie dał Zero czasu na przywitanie.
- Znalazłem go. Wciąż targa za sobą komandos z Irydonii, skutecznie uniemożliwiło mi to dostarczenie. Będzie czekał na 502 poziomie. Podobno wiesz gdzie.
Członek Krayta milczał przez chwilę.
- Powiedzmy, że domyślam się o co może mu chodzić. Gdzie go znalazłeś?
- Czwarty sektor, centrum handlowe. Umawialiśmy się na za cztery godziny czyli będzie to... - tutaj najemnik szybko przekalkulował - Za dwie godziny.
- Czyli czas mnie goni - mruknął. - Dobrze się spisałeś, zapłata plus bonus czeka na ciebie pod tym adresem. - przekazał mu kawałek kartki z zapisanym adresem. - Później możesz się odmeldować Sladkowi - skinął mu głową i odszedł.
- Super. - skwitował to najemnik - Tak z czystej ciekawości kto jest oryginałem? Ty czy on? - dodał zatrzymując odchodzącego mutanta.
- Czy to ma jakieś znaczenie? - odparł retorycznie i zniknął za rogiem pobliskiego sklepu.

Arkanianin potrząsnął głową. Faktycznie nie miało to większego znaczenia. Przyjrzał się kartce i wklepał adres w swój datapad. Wyglądało na to że miał się zgłosić do mieszkania w dzielnicy przemysłowej. Niezbyt daleko. Cóż za fart, albo też pech. Jak mawiano, strzeżonego Moc strzeże, dlatego zamiast pakować się tam frontowymi drzwiami postanowił spędzić nieco czasu na analizie miejsca. Zachaczył tylko o aptekę, zaopatrzył się w lekki środek przeciwbólowy i zamówił kolejną tego dnia taksówkę.

Po kilku minutach był dość blisko podanego adresu. Łyknął kolejną dawkę środków przeciwbólowych. Były słabe, ale nie otępiały jego zmysłów, ani nie wpływały na refleks. Na tyle był wstanie sobie pozwolić. Zaczął przeczesywać teren w poszukiwaniu obserwatorów, po spirali zbliżając się do mieszkania. Szukał przy tym alternatywnych dróg wejścia. Coś mu mówiło że czeka tam na niego niespodzianka i niekoniecznie jest ona miła. Gdyby był na miejscu Zero i podejrzewał cokolwiek, to właśnie teraz zaaranżowałby wypadek. Chciał mieć absolutną pewność że wszystko jest w porządku i nic mu nie grozi zanim wpakuje się w potencjalnie groźną sytuację. W końcu ciężko walczy się z popękanymi żebrami przeciwko nieznanej ilości oponentów na nieznanym terenie i bez broni dystansowej. Szczęśliwie miał swoje wibroostrze, broń bardziej niż wystarczającą dla nieświadomych jego obecności przeciwników.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 19-06-2016, 18:28   #155
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Odprowadził wzrokiem jegomościa i odwrócił się do Kaylary. Nie odwodził dziewczyny w żaden sposób od tego co chciała zrobić. Chciał aby była bezpieczna, ale będąc z nim nie było na to najmniejszych szans. Pojedzie z nią do akademii, przynajmniej w takim przekonaniu ją utwierdzi. On sam miał inny plan i nie śmiał nawet prosić o pomoc. Tam jej życie mogło wrócić do normalności. W jego przypadku normalne życie nie istniało.
Pozostawi ją kiedy nadarzy się na to dobra okazja. Gdzieś w tłumie, w momencie gdy będą wchodzić do transportu.
Potem uda się na 502 poziom. Po drodze kupi dwa komunikatory. W barze o którym wspominał Quest, poprosi barmana o przekazanie wiadomości: Linia 48, przystanek Senat Główny, skrytka 33- hasło: rodzina. Powie że zjawi się tu za chwilę ponownie i będzie miał ją mu podać.
W skrytce znajdzie komunikator a dzwoniąc na jedyny dostępny kontakt dowie się, że mają się spotkać na tarasie widokowym- poziom 0. Będzie miał podejść do osoby z fioletową różą, którą komuś Karellen wcześniej podaruje.
Zaraz po tej rozmowie, pozbędzie się urządzenia. Jeśli nie stwierdzi że nie jest sam, nie będzie żadnego spotkania.
 
Krzat jest offline  
Stary 19-06-2016, 23:19   #156
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Mygeeto, Jygat, blok administracyjny
Uzbrojony w bardziej cywilizowaną broń niż jakiś wulgarny blaster, Jon udał się w kierunku zakładów produkcyjnych. Musiał przejść kilka długich i zimnych korytarzy nim dotarł do kilku turbowind. Prowadziły one do różnych zakładów przemysłowych. Mógł się udać do kopalni surowców, do hut metali ciężkich, odlewni stopów, konstrukcji hydrauliki, fabryki podzespołów scalonych, czy wreszcie fabrycznej linii końcowej. Wartę pełniły tam dwa droidy bojowe, które na jego widok uprzejmie się odsunęły dając wolny wybór w podróży.
Zastanowił się przez chwilę. Vato wspomniał coś o kopaniu i sprzątaniu, gdzie roboty Muunów nie mogą, więc zdecydował się udać do kopalni surowców.
Śluza zamknęła się za nim i z cichym skrzypnięciem turbowinda pomknęła w dół.

Coruscant, sektor 8, dzielnica przemysłowa
Obchód wyznaczonej miejscówki zajął mu trochę więcej czasu niż początkowo zamierzał, ale dzięki temu zebrał informacje, których oczekiwał. Mieszkanie do którego go skierował Zero było typową dziuplą paserską. Wiele osób wychodziło stamtąd z potrzebnym im sprzętem. Nie pozostało mu nic innego jak odwiedzić ten przybytek.
Śluza prowadząca do środka niczym się nie wyróżniała spośród innych. Typowo obskurna jak na mieszkanie robotnicze. Jedyną różnicą była dyskretna kamera umieszczona tuż nad drzwiami. Jego oko szybko skoncentrowało się na Zhar-kanie. Chwilę go skanowało, by wreszcie zapytać.
- Pseudonim?
Zawahał się poczatkowo, ale po chwili odparł krótko:
- Cisza.
Kamera wróciła do swojej standardowej pozycji, a śluza uniosła się w górę wpuszczając go do środka. Rolę bramkarza pełnił wielki Besalisk. Jego bicepsy były wielkości ud arkanianina. Pomimo tego miał raczej uprzejmą aparycję. W jego spojrzeniu kryła się prośba o zachowanie spokoju.
Sol przeszedł kilka metrów krótkim korytarzem i znalazł się na przy sporym biurku, które blokowało dostęp do reszty pomieszczeń. Za nim uwijał się chudy neimoidianin.
- Ach Cisza, tak? – odparł widząc kto do niego przyszedł. – Podaj rękę – nadstawił mu skaner dłoni.
Zhar-kan nadstawił ją, a skaner potwierdził jego tożsamość zapalając zieloną diodę.
- Świetnie, zaraz wracam – paser odłożył skaner i zniknął na chwilę w którymś z pokoi. Wracając miał ze sobą podłużną paczkę. Położył ją na biurku ze słowami – Przesyłka 23R0 50L. Proszę tu pokwitować – ponownie nadstawił skaner, tym razem na skanerze był też nieduży szpikulec do zostawienia fragmentu kodu genetycznego jako potwierdzenia odbioru.

Akademia Jedi, prosektorium
Świadomość wracała do niego powoli. Zaczęło się od nieprzyjemnego kłucia w prawym boku. Skonstatował, że leży, więc próbował się przewrócić na bok, ale nie miał na to zupełnie siły. Wtedy dotarło do niego jak bardzo jest zmęczony. Otworzenie powiek wydawało się czynnością ponad jego siły. Wziął płytki oddech. W płucach mu dziwnie zaświszczało, ale poza tym było w porządku. Przecież miał tam wbite po rękojeść wibroostrze.
Na wspomnienie tego adrenalina została natychmiast wpompowana do jego żył. Wpadł w panikę. Zaczął drżeć, bo tylko na tyle było go w tej chwili stać. Dopiero po chwili się uspokoił. Cokolwiek się stało, było po wszystkim. Leżał, oddychał.
Przeżył.
Podniósł powieki i natychmiast tego pożałował. Choć miał mocno obandażowaną twarz, to silne światło uwieszone bezpośrednio nad nim kłuło go w oczy. Musiał odłożyć to na później. Powoli zaczął sprawdzać swoje kończyny. Czuł wszystkie, choć z poruszaniem był problem.
Ulga jaka na niego nagle spłynęła razem z zmęczeniem stworzyła taką mieszankę, że po chwili z powrotem usnął.

Miriala, dom rodziny Morlan
Dni mijały spokojnie. O ile można tak nazwać wielkie przyjęcie urządzone na cześć Rohena. Trwało ponad trzy dni i zawitali na nim prawdopodobnie wszyscy członkowie ich rodziny. Oprócz nich zaproszono także największych przyjaciół całego rodu. I tak się dziwnie złożyło, że każdy z tych zaproszonych przyprowadził ze sobą swoją córkę, która była akurat w wieku na wydaniu.
Padawan nie mógł być zdziwiony gdy okazało się, że co rozpoczynały się tańce to był zestawiany w parze z jedną z owych dziewcząt. Nie mógł wszak narzekać. Wszystkie były nadzwyczaj urodziwe i wpatrzone w młodego Morlana jak w obrazek.
Mógł zrobić z każdą z nich cokolwiek by tylko chciał i nikt włącznie z tymi dziewczynami nie miałby nic przeciwko. One wręcz marzyły o tak wspaniałym wybranku, a rodzina dałaby się pokroić za potomka.
Wśród nich wyróżniały się trzy.
Fairi z rodziny Tozzen, zajmujących się tak jak Morlanie rolnictwem na szeroką skalę. Powiązanie tych rodów mogło stworzyć wręcz hegemona w tej dziedzinie na Mirialu.
Lyretta z rodziny O’Tolle, która była jedną z najstarszych szlacheckich rodzin na planecie. Mieli tak duże poparcie, że ich głos bardzo się liczył przy królewskich wyborach. Dzięki temu mieli realny wpływ na politykę całej planety.
Shanin z rodziny Natsuoko tworząca biuro handlowe, jedne z kilku zaledwie tego typu firm, których zasięg działania sięgał daleko poza ojczystą planetę. Liczne kontakty jakie dzięki temu posiadali czyniły z nich najszybsze źródło informacji na Mirialu.
Pod wieczór trzeciego dnia był czas na tradycyjne polowanie. Mało kto był w stanie się utrzymać na nogach, ale zwyczaj był obowiązkowy.
Choć Rohen starał się oszczędzać, to nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Dziadek Ratj, równie pijany co szczęśliwy capnął go za kark i rzucił krótko.
- Dojdź aby do swojego pokoju. Stamtąd zabierze cię porucznik Ward, to dowódca twojego nowego oddziału przybocznego. Ogarnijcie to polowanko, przywieźć truchło tego zwierza i wracajmy do tańców! Dziewczyny nie będą tu wiecznie czekać – uśmiechnął się zbereźnie.
Łatwiej było to powiedzieć niż zrobić. Młody Morlan musiał wspomóc się Mocą, żeby dać radę dotrzeć do swojego pokoju. Tam, przed samymi drzwiami dopadł go kryzys w postaci niekontrolowanych wymiocin. W dodatku prawie upadł w nie twarzą, gdyż nogi odmówiły posłuszeństwa.
W ostatniej chwili złapała go para silnych rąk. Był zbyt słaby żeby się przeciwstawiać. Zaniesiono go pod prysznic gdzie, ściągnięto z niego wierzchnie ubranie i lodowatą wodą spłukano go całego przytrzymując mu jednocześnie głowę. Krztusił się i dusił. Uzewnętrznił się kilkakrotnie. Miał ochotę zamordować tego kata, ale nie miał na to siły. Oprawca go wreszcie puścił.
Rohen nie przewrócił się. Ten przysłowiowy zimny prysznic mu trochę pomógł. Odzyskiwał jasność umysłu.
Powycierał się i wyszedł z łazienki. W pokoju czekała na niego kobieta z jego rasy, pewnie kilka lat starsza.
- Porucznik Tyrenne Ward, - zasalutowała. - Panicz niech szybko zbiera swoje cztery litery, generał mnie opierdoli jak się spóźnicie na to pieprzone polowanie.

Mygeeto, kopalnie
Musiał skorzystać jeszcze z trzech turbowind nim dotarł na miejsce, w którym miał rozpocząć poszukiwania. Początkowo było bardzo zimno, ale teraz na niższych poziomach zrobiło się nawet dosyć gorąco. W połączeniu z panującą wilgotnością robiło się strasznie duszno.
Nie przeszkadzało to na pewno droidom, które obsługiwały wielkie kombajny górnicze wydobywające rudę. Hałas jaki się roznosił co chwilę potrafił zagłuszyć jego własne myśli. Znajdował się teraz w wielkiej jaskini podpartej stalowymi stemplami. Tutaj dostarczano rudę z tuneli i ładowano ją na wielkie taśmociągi prowadzące zapewne prosto do pieca w hucie.
Żaden z topornych droidów obsługujących maszynerię nie zwrócił na niego większej uwagi. Jon nie zauważył też ani jednego z tych małych istot. Dopiero po chwili jego uwagę przykuła szmata zawieszona na jednym z kół zębatych taśmociągów. Wyglądało jakby zerwała się z czyjegoś odzienia.

Coruscant, Akademia Jedi, lądowisko
Postawiła stopy na jednym z kilku miejsc dla frachtowców. Była sama. Trudno było zliczyć ile przeszła by go ochronić, a on ją po prostu zostawił.
To wydarzyło się tak szybko, że Quest nie miała czasu na reakcję. Weszli razem z Karellenem do publicznego środka transportu i dosłownie na sekundę przed zamknięciem drzwi mężczyzna po prostu wyszedł. Był zbyt duży ścisk by Kaylara mogła jakkolwiek zareagować. Transportowiec odleciał od przystanku i pomknął trasą w kierunku między innymi Akademii Jedi. Jeszcze na ułamek sekundy ich spojrzenie się spotkały nim zupełnie straciła go z zasięgu wzroku.
Z obolałą twarzą pospiesznie zabandażowaną fragmentem rękawa, przemoczona, osamotniona, wkurwiona stanęła przed wielkim budynkiem strażników pokoju w Galaktyce. Tak głosiła oficjalna propaganda. Kaylara wiedziała, że z tego zakonu zostały raczej mierne niedobitki po ostatnich wojnach. Czy mogli teraz kogokolwiek ochronić?
Lądowiska były puste, nie stacjonował tam w tej chwili żaden statek. Nie było też żadnego personelu. Gdy tak sobie to kontemplowała od strony wielkich wrót zauważyła nadchodzącą postać.
Aaron przeciągnął się. Dawno nie był na zewnątrz, chyba od dobrego tygodnia. Wreszcie skończył robotę przy tym najemniku. Pozostało mu przemodelować twarz Hayes, ale to na następne dni. Teraz miał się zająć poborem nowych żołnierzy do oddziału specjalnego, który zamarzył się mistrzowi Micalowi.
Z lekkim zdziwieniem zauważył postać stojącą niedaleko przystanku publicznego transportu. Nie był dziwny fakt, że ktoś przybył w odwiedziny do Jedi, ale raczej kto to był.
Kobieta ludzkiej rasy była bardzo wysoka i miała bardzo krepą posturę. Jej postać przypominała obraz nędzy i rozpaczy. Potargane i pobrudzone krwią ubranie, prowizorycznie obandażowana twarz. Gdyby nie to jak wielka była, wziął by ją za jednego z bezdomnych czekających na wydawanie resztek jedzenia.

Prosektorium
Ponownie się przebudził. Tym razem było nieco lepiej. Kończyny nadal miał zdrętwiałe, ale jego ogólne samopoczucie było znacznie lepsze. Już nie miał ochoty od razu zasnąć. W dodatku światło było przygaszone i już tak nie kłuło w oczy. Tuż obok jego łóżka stał nieznany mu mężczyzna. Kiedy leżący przekręcił lekko głowę, usłyszał:
- Zrób to tak jak ustaliliśmy – Mical zrobił jej miejsce przy ich pacjencie, a sam usiadł za aparaturą.
Hayes usiadła na jego dotychczasowym miejscu. W pamięci powtarzała sobie historię tego najemnika i to co później zarekomendował Mical. Podczas akcji uwalniania niewolników na Trandoshy zabił pierworodnego syna Zavrysha Xenna, złotołuskiego handlarza, którego poznała na spotkaniu na Manaan. Młody Thrandar zginął podczas strzelaniny w bunkrze, w samym centrum bazy operacyjnej Czerwonego Krayta na Trandoshy. Dostanie się tam wymagało zdobycie kodów systemowych i to właśnie o to chodziło cały czas Wielkiemu Mistrzowi. Na ich podstawie mógł ekstrapolować sposób tworzenia oprogramowania z którego korzystała ta organizacja najemnicza. Dzięki temu cała korespondencja Czerwonych byłaby dla nich jak otwarta księga.
Jedi nie zamierzali jednak poprzestać na wydobyciu tych informacji. Skoro Krayt zabił Slevina Kelevrę, to nie należało go w żaden sposób wskrzeszać. Niech odtrąbią sobie ten sukces. Tymczasem w zupełnej tajemnicy z popiołów powstanie Cyrus Parker. Taka była nowa tożsamość jaką Mical wyrobił temu mężczyźnie. Do tego dochodziły modyfikacje cybernetyczne, niezbędne do jego przetrwania. Dzięki Mocy razem z Micalem nie tylko uratowali mu życie, ale skrócili okres rekonwalescencji z roku do raptem trzech tygodni. Już wkrótce Parker będzie mógł stanąć na nogi.
Zadaniem Laurienn było przeprowadzenie tej pierwszej, na pewno trudnej dla niego rozmowy.

Sektor 1, dzielnica Senatu, taras widokowy na poziomie 0
Tak naprawdę Karellen ledwo się wyrobił czasowo. Nie miał czasu sprawdzić, czy jego gość rzeczywiście dotarł sam. Narzucił sobie wielkie tempo przy bardzo ograniczonym budżecie. Przekonanie barmana o tym, że ma jemu samemu powtórzyć takie a nie inne słowa było najmniejszym z problemów.
Komunikator odezwał się w momencie, gdy mężczyzna dopiero co szukał kwiaciarni. Na szybko wybrał punkt obserwacyjny na tym tarasie i się na nim usadowił. I raptem kilkanaście sekund później do kobiety wąchającej ten niespodziewany prezent podszedł ON.
Zerknął na jej różę, po czym odwrócił się i spojrzał dokładnie w kierunku obserwującego wszystko Karellena. Jakby jego brat – jak nazwał go ów najemnik, który Karella wyśledził – dokładnie znał sposób myślenia jego samego.
Ów skłonił się kobiecie i ruszył w kierunku siedzącego do tej pory mężczyzny.
Karellen mógł mu się przyjrzeć. Byli rzeczywiście identyczni, chodź nadchodzący był zdecydowanie starszy. Jego skronie były delikatnie przyprószone siwizną, a wokół oczy było znacznie więcej zmarszczek. Poza tym był trochę lepiej zbudowany, co mógł już naprawdę dobrze oszacować, gdy stanęli przed sobą.
Zero patrzył na niego z góry.
- Chodź za mną – zarekomendował. Głos również był nieco inny, trochę bardziej zachrypły i dojrzały.
– Jesteśmy tu bardzo na widoku.
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 19-06-2016 o 23:23.
Turin Turambar jest offline  
Stary 20-06-2016, 19:52   #157
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Mutant był jednak bardzo uparty.
Zostawił ją przy najbliższej możliwej okazji. Czy mogła go za to winić?
Kłębiły się w niej różne emocje, od frustracji, poprzez złość, smutek do rozpaczy. W tym okropnym tłoku, który wypełniał busa poczuła się okropnie samotna, jak tylko istota może się czuć.
Karellen był do tej pory jej jedyną przepustką do przeżycia. Mimo że działał jej na nerwy, był mało komunikatywny i działał według jemu tylko znanych schematów, to jakoś się z nim zżyła.
Chociaż teraz wiedziała, że to było tylko po jej stronie. On miał swoją "idee fixe", cel do wypełnienia, o którym w sumie cały czas wspominał. Nie było tu miejsca na sentymenty.
Ona już wykonała swoje zadanie. Co teraz z nim będzie? Czy umrze?Czy spotka się z drugim sobą? Czy przeżyje spotkanie? A może jednak ten drugi wspomniany klon odda swoją władzę bez mrugnięcia okiem?
Nos znów rozbolał. Bolał cały czas, ale ból narastał cały czas od czasu do czasu odzywając się mocniej.
Miała tylko nadzieję, że nie spotka znowu tego dziwnego typa, który przedstawił się jako Zhar Khan. Aż jej się niedobrze zrobiło na samą myśl.
Co za bezmyślny buc.
Znów zaczęła pogrążać się w czarnych myślach.
Co teraz stanie się z nią? Na jaką mieliznę los ją znów wyrzuci? Nie miała do kogo się zwrócić, nawet nie wiedziała czy Jedi ją wysłuchają.
Ale to była jej ostatnia nadzieja, ostatni dobry pomysł, którego mogła się kurczowo trzymać, jak rozbitek dryfującej deski statku.
Już nie miała siły na chowanie się. Jeśli to dziwne bractwo w śmiesznych wdziankach zamknie drzwi przed nią, to równie dobrze będzie mogła wrócić do miejscówki wywiadu i dać się im grzecznie zutylizować, bo tyle jej zostanie.
Ludzie i inne istoty obijały się o nią w transporcie a ona to zupełnie ignorowała. Stała tak bezmyślnie, ledwo trzymając się barierki i tępo gapiąc się w iluminator.
Miasto jak zwykle zachwycało. Ogromne, wielopoziomowe, zabiegane. Przechodnie ubrani kolorowo, różnych ras i kultur, spieszyli do swoich nudnych, codziennych zajęć i prowadzili swoje nudne i spokojne życie.
Zazdrościła im. Poczuła ukłucie żalu w sercu.
Była nikomu niepotrzebnym wrakiem człowieka, któremu tak po prostu zniszczono karierę. Całe jej życie. Jej wysiłek nic nie znaczył, była pyłem pod butami generałów. Jej pasje, jej dobre oceny, świetnie zdane egzaminy, wypełnione misje, jej zapał do pracy. To się nic nie liczyło.
Została spisana na straty razem z całym oddziałem komandora Hiena. Bo tak.
Pytanie "dlaczego" ciągle zostawało bez odpowiedzi. Pewnie już nigdy się nie dowie.
A jej rodzina? Bardzo się o nich bała.
Sprzedałaby za bezcen całą galaktykę, by się z nimi zobaczyć, by z nimi porozmawiać. Ale wiedziała, że nie może, bo tym samym straciłaby ich na zawsze.
Jej przygnębienie było tak silne, że aż w ustach poczuła smak goryczy. Po policzku, mimowolnie poleciała łza.
To już najpewniej koniec.

Pojazd powoli wleciał na plac, który każdy w stolicy dobrze kojarzył. Nie można go było z niczym pomylić.

Budowla była ogromna i wydawała się Kaylarze strasznie ponura. Może to jej depresyjne rozmyślania to sprawiły, ale miała wrażenie że budynek jest wręcz odpychająco zimny i nieprzystępny.
Wysiadła na przystanku. Zadarła głowę i rozejrzała się po budynkach i okolicy.
Czuła się nieswojo. Było tu dużo pustej przestrzeni, przez co miała wrażenie, że zaraz ktoś do niej strzeli.
W dodatku nikogo w najbliższej okolicy nie zauważyła. Okręciła się dookoła siebie, nie wiedząc co ma teraz zrobić.
Jak zwykle w takich momentach bywało, pierwszy pomysł był na "hura" a potem... potem człowiek nie bardzo wiedział, co ma zrobić. No bo co mogła zrobić?
Zadzwonić dzwonkiem do drzwi i zapytać się, czy poświęcą jej chwilę na rozmowę? To był z dupy pomysł, ale była w takiej rozpaczy i stresie, że tylko ten pomysł wydawał się mieć ręce i nogi.
Teraz już przypominał kadłubek bez szans na ratunek.
Westchnęła ciężko. Co teraz? Co teraz?
Ruszyła powoli, niepewnie w kierunku monumentalnej bramy.
Z tego, co słyszała, to rycerzy nie zostało wcale tak wielu. Czy mieli jeszcze jakieś wpływy? Czy coś mogli dla niej zrobić? Czy w ogóle by zechcieli?
Nie ufała im. Słyszała różne rzeczy o nich. Że potrafią ludzi omamić, że znają jakieś sztuczki... Czy to był dobry wybór?
Głowa ją zaczynała boleć i od pytań i od rozkwaszonego nosa. Oczy jej też trochę spuchły, pewnie krwista wybroczyna wypłynie i na skórę wokół oczu.
Oj ślicznotka z niej będzie. Już przecież była. Wyglądała jak rasowy bezdomny i co do tego nie było dwóch zdań.
Przemoczone ubrania przykleiły się do jej ciała. Było jej niewygodnie, zimno i już naprawdę nie miała na nic siły.

Kątem oka uchwyciła ruch. Odwróciła się nerwowym, szybkim ruchem w tamtym kierunku.
Jakiś gość.
Zrobiła nieznaczny krok w tył. Napięła się cała a serce przyspieszyło rytm.
Czy znowu będzie musiała się bronić? Nawet nie miała czym.
Popatrzyła uważnie na nieznajomego.
Nie. Nie wyglądał groźnie. Nie wyglądał na pierwszy rzut oka, jakby chciał się jej rzucić do gardła.
Rozejrzała się znów nerwowo dookoła.
Musiała wyglądać dziwnie.
Otworzyła spierzchnięte usta, ale po chwili je zamknęła. Chciała coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziała co. Bo co mogła powiedzieć? Hej, czy przypadkiem nie chcesz mnie zabić? Nie? To super? Brzmiałoby to co najmniej dziwnie i mogła z pewnością zostać pomylona z wariatką. Chyba, że już się nią stała. To możliwe. Po tym co przeszła...
Zrobiła dwa niepewne kroki do przodu, trochę zmniejszając dystans między napotkanym gościem a sobą.
Jeśli dobrze widziała, to szedł od strony wrót. Więc mogło być takie prawdopodobieństwo, że był stamtąd. Czy tak wyglądają ci słynni Jedi?
Zrobiła w jego kierunku jeszcze parę ostrożnych kroków. Nie miała ochoty do nikogo krzyczeć z daleka, ale też nie chciała podchodzić za blisko.
Nie mogła teraz nikomu ufać.
-Hej ty.-Wyrwało jej się. Sama się zdziwiła, na dźwięk swojego głosu.-Mieszkasz tam?-Wskazała wrota.-Mam interes.-
To była najgłupsza zaczepka jaką można była użyć. Wiedziała o tym. Nie zdziwiłaby się, gdyby teraz zaczepiony odpowiedział zwykłym "spierdalaj".
Była w takiej rozpaczy połączonej z desperacją, że wypowiedziała pierwsze słowa, jakie jej przyszły na myśl, byle by tylko zacząć rozmowę. Musiała jakoś się dostać do środka.
Nadzieja matką głupich, ale naprawdę miała nadzieję, że choć tam znajdzie odrobinę bezpieczeństwa. Przynajmniej na moment.
 
Ravage jest offline  
Stary 20-06-2016, 22:24   #158
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Coruscant, sektor 8, dzielnica przemysłowa
Sol spojrzał niepewnie na szpikulec.
- Podpis nie wystarczy? Mój materiał genetyczny objęty jest patentem.
- Niestety nie proszę pana, jesteśmy zobowiązani pobrać próbkę genetyczną, która jest przechowywana tylko w celu identyfikacji. Nikt nie będzie miał do niej dostępu. - odparł uprzejmie neimoidnianin.
- Trudno. - mruknął najemnik i podał swoją dłoń. Niemal nie poczuł ukłucia, kropelka krwi została zassana do specjalnego pojemnika, a urzędnik od razu zaczął się krzątać za biurkiem, wypełniając papiery.
- Dziękuję bardzo, polecamy się na przyszłość. Do widzenia.
- Hmm, dziękuję bardzo. - powiedział tylko Sol i wziął podłużną paczkę pod pachę. Wychodząc skinął głową bramkarzowi który przytrzymał dla niego drzwi.

Po dwudziestu minutach znalazł sobie wygodną alejkę w której nie było kamer, ani nikogo kto mógłby się nim zainteresować. Z odrobiną niecierpliwości otworzył paczkę, a jego oczom ukazało się mające metr dziesięć cudo.

Najemnik nie był wstanie się powstrzymać przed cichym gwizdnięciem, była to zabawka naprawdę wysokiej jakości, gładkim ruchem wyciągnął broń z opakowania i machnął nią kilkukrotnie. Perfekcyjnie wyważona, aczkolwiek czubek zdawał się być ciut zbyt masywny. Szybka inspekcja potwierdziła jego podejrzenia, szpikulec był wzmocniony, bez wątpienia byłby wstanie się nim przebić przez pancerz nie jednego droida bojowego. Na rękojeści był przełącznik, który Sol wcisnął z zaintersowaniem. Ostrze zajarzyło się delikatnym błękitem,a z gardła właściciela wyrwał się niekoherentny dźwięk. Moduł jonowy! Ta zabawka była równie dobra, jeśli nie lepsza od broni którą stracił lata temu na arenie wraz ze swoją nogą. Z opakowania wyjął pochwę, do której wsunął wibroostrze i przymocował do pasa. Swoją poprzednią broń przeniósł na drugą stronę, tak że po lewej nosił nowe wibroostrze, a po prawej stare.
Coś jeszcze klekotało w kartonie. Sol wytrząsnął z niego kartę z zakodowanymi kredytami. "4000 kredytów. Na okaziciela." głosił napis na awersie. Najemnik stał przez chwilę z kartą w dłoni i powoli opadającą szczęką. Święta przyszły do niego wcześnie w tym cyklu. Teraz musiał tylko znaleźć miejsce gdzie mógłby wszystko wydać.

Coruscant, sektor 20, dzielnica uniwersytecka, klinika Alpha Bio Tech co.

- Witamy w Alpha Bio Tech co., jesteśmy przodującą firmą na rynku transplantologii, implantologii i technologii medycznych, z kontraktami z wieloma organizacjami wliczając w to Wojsko Republiki, o którego żołnierzy dbamy, zapewniając im zamienniki za organy i kończyny stracone w trakcie służby. Jak mogę panu pomóc? - spytał droid protokolarny w przedsionku nowoczesnej kliniki. Ściany były nienagannie białe, pojęcie brudu w tym przybytku nie istniało, a personel, zarówno ten organiczny, jak i droidy epatowali wręcz profesjonalizmem. Najemnik nie pozwolił jednak żeby go to onieśmieliło, w końcu widział takie przybytki na Arkanii.
- Chciałbym zakupić implanty. - odparł.
- Oczywiście, czas oczekiwania dla personelu wojskowego wynosi od dwóch, do czterech mie...
- Prywatnie, płacę gotówką. - przerwał droidowi.
- W takim razie proszę za mną. - odparł blaszak z błyskiem w optyku. - Nad jakimi usprawnieniami się pan zastanawiał?
- Systemy regulujące obciążenie tlenowe organizmu. Kontrola nad rytmem jak i tętnem serca. Kontrola nad układem waskularnym.
- Czyli krótko mówiąc systemy wytrzymałościowe? - spytał droid otwierając drzwi do windy za pomocą karty magnetycznej. Jego dłoń uniosła się i już po chwili mknęli na dwudzieste piętro.
- Dokładnie tak. - odpowiedział najemnik i obrócił się w kierunku przeszklonej części swojego środka transportu. Z takiej wysokości Coruscant wyglądało wręcz bajecznie, ciężko było uwierzyć że powierzchnia była tak absurdalnie bogata, a na niższych poziomach panowała przeraźliwa bieda. Winda zatrzymała się z cichym syknięciem.
- Proszę za mną. - powiedział droid wyrywając Sola z zamyślenia. Ten grzecznie ruszył za blaszakiem i po kilku sekundach został wprowadzony do gabinetu.
- Pani doktor, przyprowadziłem klienta. Jest zainteresowany kupnem naszych systemów wytrzymałościowych.



- Dziękuję TE-2H, możesz nas zostawić samych. - odparła kobieta wstając zza biurka. Była togrutanką o wyjątkowo rzadkim, błękitnym zabarwieniu skóry. Sol nie był wstanie ustalić czy był to kolor naturalny, czy też uzyskany w jakiś sztuczny sposób. Ubrania które nosiła nie przystawały do typowych wyobrażeń o lekarzach. Fartuch, ich nieodłączny atrybut, leżał przewieszony przez oparcie fotela który dopiero co zajmowała. Zielony strój więcej odsłaniał niż zasłaniał i w fantastyczy sposób komponował się z kolorem skóry kobiety. Wzrok najemnika odruchowo spoczął na jej piersiach, ale zaraz i z niemałym trudem się od nich oderwał.
- Jestem umówiona do opery. - powiedziała z uśmiechem na ustach i podała mu dłoń. - Pańskie imie?
- Zhar-kan Sol. 30 lat, arkaniański klon, czy życzy pani sobie żebym wymienił listę moich modyfikacji genetycznych? - odpowiedział rzeczowo najemnik.
- Ja jestem doktor Angela Ziegler. Członkowie pańskiej rasy zawsze przychodzą przygotowani, bardzo mnie to cieszy. Proszę wypełnić ten formularz i proszę usiąść. - powiedziała podając Solowi datapad. - Jakieś przeciwskazania?
- Popękane żebra. - mruknął wklepując wymagane dane.
- To nie jest najmniejszym problemem, zamontujemy panu mały implant który będzie bezpośrednio modyfikował działanie układów autonomicznych pańskiego organizmu. Wykonany będzie z materiałów nie ferromagnetycznych, więc powinien być niemal niewykrywalny i powinien cechować się dużą oporność na wyładowania jonowe. Oczywiście przestrzegam przed startowaniem w zawodach sportowych, ponieważ takie usprawnienia są nielegalne, ale widzę że pan raczej nie jest nimi zainteresowany.
- Ani trochę. - potwierdził najemnik i oddał datapad. - Kiedy mogę oczekiwać terminu operacji?
- Jeśli ma pan ze sobą gotówkę to możemy się za pana wziąć za... - tutaj spojrzała na kalendarz - dziesięć minut.
- Fantastycznie. - odparł najemnik wyciągając kartę. Przyłożył ją do podanego mu terminala i zaczął wysłuchiwać przydługiego monologu o tym jak należy dbać o implant, o jego specyfikacjach i częstotliwości z jaką należy go diagnozować.

Dwie godziny później

- Jak się pan czuje? - spytała doktor Ziegler, obserwując Sola na bieżni.
- Lepiej niż kiedykolwiek. - odparł i narzucił sobie większe tempo. Do jego ciała poprzyczepiane było mnóstwo różnorodnej aparatury medycznej, zbierającej niemal wszystkie możliwe pomiary jakichś ktoś mógłby chcieć.
- Ma pan fantastyczny naturalny pułap tlenowy, muszę przyznać że ciężko było skalibrować implant tak aby dał pożądany rezultat, ale nic nie cieszy tak jak zadowolony klient. Wystarczy, dziękuję. - powiedziała i wyłączyła aparaturę do której podpięty był Sol. Arkanianin potulnie zszedł z bieżni i zaczął się wyplątywać z kabli.
- Dziękuję za zabandażowanie klatki piersiowej. Oszczędzi mi to kłopotu z publiczną służbą zdrowia.
- Nie ma problemu panie Sol. Proszę, oto pańska karta gwarancyjna i dowód zakupu. Gdyby wystąpiły jakiekolwiek działania niepożądane proszę natychmiast zgłosić się do jednej z naszych klinik. - powiedziała kobieta i otworzyła przed nim drzwi. - Do widzenia.
- Do widzenia pani doktor. - odparł najemnik i skinął kobiecie głową.
Miał jeszcze trzy tysiące kredytów do wydania, a dzień wciąż był młody.

Coruscant, sektor 13, dzielnica handlowa, Targ Galaktyczny

Jeśli istniało miejsce gdzie można było dostać wszystko to musiało to być tutaj. Oczywiście w samym sercu Republiki zdobycie sprzętu nielegalnego musiało być trudne, ale zdecydowanie nie niemożliwe. Arkanianin spędził ostatnie dwadzieścia minut przebijając się przez tłum na Targu Galaktycznym, anachronizmie po czasach kiedy większość handlu była prowadzona na rogach ulic, przez rodziny, samotnych oportunistów, czy małe organizacje. Z odrobiną ciekawości obserwował jak towary przechodzą z rąk do rąk, nie raz z całkowitym pominięciem kredytów, a osoby obeznane kupują rzeczy o których istnieniu inne nie wiedzą. Do chaosu dodawali uliczni artyści, tańczący, grający, śpiewający, malujący, wróżący przyszłość, cyrkowcy skaczący nad głowami przechodniów. Na moment zatrzymał się przy obcym którego rasy nie był wstanie nazwać. Ten dosłownie połknął płonącą kulę, po czym beknął, wysyłając w niebo kolumnę ognia, co zostało nagrodzone gromkimi oklaskami. Jakiś kieszonkowiec wziął go sobie dokładnie w tym momencie na cel, ale Zhar-kan wiedział co się święci i złapał szczurowatego obcego za rękę. Szybkim ruchem podciął mu nogi, wykręcił rękę i docisnął do betonu.
- Mogę ją złamać, albo możesz mi oddać kartę. - wysyczał w ucho Jeneta, na co ten zaskomlał i potulnie oddał nie swoją własność.
Przez resztę drogi nikt już wojownika nie zaczepiał.

Coruscant, sektor 13, dzielnica handlowa, Militaria i Survival

Sklep, czy też raczej magazyn do którego zawitał najemnik był relatywnie pusty. Tutaj nie było nikogo kto robił by przygodne zakupy, wszyscy wiedzieli dokładnie czego szukają. Krótko mówiąc byli profesjonalistami którzy zaopatrywali się w nieco bardziej legalny sprzęt między misjami. Kilka twarzy zdawało się być znajomych, czy to osób które znał z widzenia z wojska, czy to obecnych członków Krayta. Jeden z nich go rozpoznał i skinął mu głową, na co Sol uniósł dłoń w geście przywitania i ruszył dalej. Po dobrych trzydziestu minutach przebijania się przez katalogi miał wszystko czego potrzebował. Zapłacił za sprzęt, odebrał pokwitowanie jak i kartę gwarancyjną po czym wszedł do przymierzalni i zaczął zakładać na siebie swoje nowe nabytki.
Pierwsze były ciężkie rękawice z Eriadu. Miały w sobie zamontowane systemy repulsorowe, dokładnie takie same jak w ścigaczach, tyle że mniejsze. Tak czy inaczej drastycznie zwiększały siłę użytkownika.
Następnie ściągnął z twarzy okulary przeciwsłoneczne i na ich miejsce trafiły Bothańskie wizjery. Oczy Sola zostały natychmiast zalane falą informacji, od takich dupereli jak obecna godzina i data, po wektory ruchu otaczających obiektów. Zgodnie z instrukcją przystąpił do kalibracji i już po chwili ograniczały one docierające do jego źrenic światło.
Kolejnym punktem programu była wymiana jego systemów maskujących. Wybrał nowocześniejszy model tej samej firmy i ciężko było powiedzieć na ten temat coś więcej. Był to zwyczajnie solidny zakup, podobnie jak tarcze energetyczne którymi zastąpił te przepalone, w jego pancerzu.
Teraz miał nieco czasu dla siebie, prawdę mówiąc liczył na kilka dni urlopu. Nic się nie stanie jeśli odezwie się do Tonego za trzy, czy cztery dni. Zresztą... Wypadało poinformować Jedi, a wiedział komu chciał złożyć raport. Ale najpierw musiał coś zrobić.

Coruscant, sektor 13, dzielnica handlowa, postój taksówek
Najemnik usiadł na ławce i przełożył sobie wibroostrza przez kolana. Przyciągnęło to nieco spojrzeń, ale w końcu ciężko się siada z kawałem metalu wystającym w tył. Uruchomił swoje optyki i przyjrzał się rękojeści swojego najnowszego nabytku. Jego oczy ponownie zalane zostały falą informacji, od średnicy i długości, przez objętość, po przewidywaną gęstość. Z delikatnym uśmiechem przekalibrował optyki i postanowił zerknąć w bebechy swojej zabawki. Kilka rzeczy od razu rzuciło mu się w oczy. Moduł jonowy był robotą znanej i szanowanej firmy, tak samo ogniwo które służyło za źródło energii, ale coś mu nie pasowało... Przyłożył dłoń do jednego z okularów i pokręcił nim, uzyskując całkiem niezłe przybliżenie. Z gardła najemnika wydostał się delikatny chichot.
~ Naprawdę Zero? Chciałeś mnie zagiąć czymś tak prostym? ~ pomyślał obserwując drobną płytkę z układem scalonym, płytkę której nie powinno tutaj być. Podłożono mu świnię, jakiś rodzaj lokalizatora. Wyłączył przybliżenie i złożył do kupy rękojeść swojej broni. Miał teraz kilka opcji. Ale przede wszystkim miał odpowiedź. Zero go podejrzewał. Niekoniecznie o pracę z Jedi, ale o coś na pewno. Równocześnie ten nie wiedział że Sol go rozgryzł. Najemnik podniósł się z ławki i zatrzymał taksówkę.

Coruscant, sektor 30, dzielnica mieszkalna, motel Mynoc, pokój 30A

Ostatnie dwadzieścia minut spędził gapiąc się w wyświetlacz swojego datapadu. Pięciokrotnie sprawdził czy nie ma na nim żadnego spyware zanim wszedł na jedną ze swoich skrzynek pocztowych. Tylko przez krótki moment Zero mógł z nim cokolwiek zrobić, wtedy kiedy wysyłał raport z Irydonii, ale wolał dmuchać na zimne. W końcu napisał krótką wiadomość.
"U mnie wszystko ok, jestem w sektorze 30, motel Mynoc, pokój 30A. Nasz przyjaciel sprawił mi za wykonane zadanie mały prezent, śliczne wibroostrze z lokalizatorem, pewnie po to żebym mógł je łatwo znaleźć gdybym je gdzieś zapodział. Postanowiłem je sobie zostawić, w końcu to bardo przydatna opcja. Jeśli znajdziesz chwilę to wpadnij, ale sugeruję ciche podejście. Postaram się nie odciąć Twojej twarzy. Za trzy dni wylatuję. ZS"
Sol jeszcze raz spojrzał na wiadomość i końcu wysłał ją do Mistrzyni Brianny. Natychmiast po potwierdzeniu wysłania usunął ją z pamięci, zarówno urządzenia, jak i folderu "Wysłane" swojej skrzynki, po czym sięgnął dłonią po stertę ulotek leżących na stoliku nocnym. Umierał z głodu, a miał niemal stuprocentową pewność że znajdzie tam reklamę jakiejś znośnej jadłodajni.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 20-06-2016 o 22:29.
Zaalaos jest offline  
Stary 20-06-2016, 23:28   #159
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Aparatura trzymała Slevina przy życiu, karmiąc go i dając mu spokojny, leczniczy sen, aczkolwiek nie był to spokojny sen, śniło mu się że był torturowany, a to co kocha jest mu odbierane i niszczone. Było to okropne, kilka razy jakby widział krzątającą się wokół niego postać, ale potem aparatura podkręca środki uspokajające i obraz znikał. Teraz, po paru tygodniach rekonwalescencji otworzył oczy będąc całkowicie świadomy. “Sny” uleciały z głowy.

- Spokojnie, jesteś w bezpiecznym miejscu - Laurienn położyła dłoń na ręce pacjenta. - Znajdujesz się w Akademii Jedi. Krayt już nie będzie ciebie szukać.
Cyrus westchnął głęboko, biorąc głęboki oddech jakby naprawdę długo musiał wstrzymywać powietrze:
- Zajebałem tego kurwiszona? - ostatnie co pamiętał to moment w którym konał, a między żebrami miał kawałek stali.
- Niestety nie wiem kto to zrobił, ale tak, zabójca został zabity - potwierdziła mu.
- Przynajmniej tyle dobrego. - stęknął, poprawiając się na łóżku. - Czemu mam dziwne wrażenie że z moim ciałem jest coś nie tak?
- Jest z nim lepiej - odparła mu Jedi. - Byłeś w ciężkim stanie. Ale udało się przywrócić ciebie do zdrowia. Byłeś utrzymywany w śpiączce przez trzy tygodnie od ataku na twoje życie. Już wkrótce będziesz mógł stanąć na nogi. Dostaniesz nowe personalia. Slevin Kelevra stracił życie tamtego dnia. Wykrwawił się nim pomoc mogła do niego dotrzeć. I to wie Krayt.
Parker obrócił głowę w stronę Hayes i chwilę się w nią wpatrywał.
- Skoro mnie wyleczyliście, to nie umarł. - Cyrus bardzo nie lubił zmian, był też bardzo przywiązany do swoich personaliów - Nie chce od was żadnych nowych personaliów.
- Przykro mi, ale było to konieczne - ton głosu miała ciepły i spokojny. - Od teraz nazywasz się Cyrus Parker, dawny żołnierz Republiki. Więcej szczegółów o sobie będziesz mógł przeczytać jak opuścisz pro... Salę medyczną.
- Nazywam się Slevin Kelevra, najemnik z Tatooine. Ale przez jakiś czas mogę udawać tego waszego Cyrusa. - odparł ugodowo, byle tylko zakończyć tą irytującą rozmowę - Rozumiem że nie siedzisz przy moim łóżku z dobroci serca. Co potrzebujesz?
Kobieta chwilę milczała.
- Potrzebujemy kodów systemowych dzięki, którym dostałeś się do bazy Krayta na Trandoshy. Tych samych przez które życie stracił najstarszy syn jednego z główych postaci tej organizacji, za co oni ścigali Kelevrę aż zapędzili go do grobu.
- Najlepiej zapytaj się Kelevry, to on je powinien mieć… - na chwilę zamilkł by po chwili dodać - O nie, przecież on nie żyje jak twierdzisz… Z grobu mu będzie ciężko wam podać jakikolwiek kody. - mruknął, zamykając oczy - Skąd pewność że je pamiętam?
Odpowiedziało mu liczenie. Nie był w stanie określić czy ją tym zirytował czy może Jedi mu współczuła. Jedyne co wiedział na pewno to to, że nie ruszyła się ze swojego miejsca, wciąż siedziała obok i delikatnie trzymała go za rękę.
- Potrzebujesz datepadu czy zapamiętasz?
- Mam datapad, możesz mi podyktować - odpowiedziała po raz kolejny tym swoim spokojnym tonem.
- Rankor, siedem, Arkania, dwa, trzy, jeden, a, dwa, osiem, zero, c, sarlacc, cztery, cztery, varl, jeden, b, jeden, s, mygeeto, tauntaun, C, A, myślnik, jeden, siedem.
W ślad za jego słowami jego uszu dobiegł odgłos stukania palcem o datapad, a gdy skończył Jedi odłożyła to co miała w ręku i położyła obie dłonie na jego ręce.
- Dziękuję ci. A teraz odpocznij, rozluźnij się. Wtedy Moc będzie mogła swobodniej przepływać przez twoje ciało lecząc je.
- Tia. - mruknął tylko, na szczęście dla zgromadzonych jeszcze nie widział swojej twarzy…- Moc…

Cyrus wiedział co to moc i z czym to się je, w końcu i na Jedi mu się polowało i skutecznie zabijało, kiedy był jeszcze Slevinem. A teraz? Mimo że walczył, poczuł iż to nie jest ta moc która kiedyś broniła się przed nim i próbowała mu zrobić krzywdę, teraz moc chciała pomóc. Pozwolił jej, zamknął oczy i odpłynął. Wiedział jedno…
Slevin żył i świat o nim usłyszy.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 21-06-2016, 18:12   #160
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Bycie w centrum uwagi było miłą odmianą. Nie jako posiłek dla wielkiej jaszczurki czy przeszkoda dla skrytobójcy. Rohen przeczytał całą korespondencję od rodziców i dziadków więc wiedział czego się od niego oczekuje. Małżeństwa wielkich rodów, zawsze były aranżowane. Był w o tyle dobrym położeniu, że to o połączenie z jego osobą i rodem zabiegano. Dziewczęta jakie się wyróżniały były niewątpliwie piękne a ich rodziny wpływowe. Co ciekawe nikt po jego ostatnich ruchach nie próbował mu już nic sugerować czy narzucać. Pozwolono mu dobrać kandydatkę jaka będzie mu odpowiadać. Jak również a może przede wszystkim koneksję rodzinną jaka za nią stała.

Fairi z rodziny Tozzen, dała by jego rodzinie bogactwo. Połączenie ich sił w handlu wiązałoby się z niesamowitymi zyskami. Rohen wiedział jednak, że kredyty to za mało. Może zarabialiby dużo ale nie tak dużo by realizować jego plany. Miał na sercu głównie dobro Mirala ale i Republiki. Każde jego plan będzie wymagał znacznie więcej środków niż byliby w stanie zgromadzić. Jednocześnie miał tylko jeden wybór i ten zamykałby mu drogę do innych lepszych jego zdaniem możliwości....

Shanin z rodziny Natsuoko. Jej rodzina to były informacje. Wiedział, że zasadniczo to najważniejsza rzecz w dzisiejszym świecie. Oceniał jednak, że informacje z jej rodu owszem byłyby przydatne... Jednak to nadal nie wywiad czy szpiedzy. Ograniczona wiedza której mógłby i tak nie spożytkować gdyby nie miał odpowiednich ku temu narzędzi. Musiał sobie zapewnić odpowiednie środki nacisku w razie kłopotów. Niszczyciel był takim narzędziem. I bynajmniej samo jego użycie w boju.. było ostatnim czego chciał. Stwarzał samym istnieniem dziesiątki możliwości. Tworzył drogi które będzie można wykorzystać.

Lyretta z rodziny O’Tolle. Zasadniczo Jedi wybierał między.. pieniędzmi, informacją i władzą jaką dawały wpływy polityczne. Rohen uważał, że mając swego rodzaju wpływy polityczne można zdobyć i pieniądze i informacje. Oczywiście mając informacje można zdobyć pieniądze i władzę, a mając pieniądze informacje i władzę... Różnica polegała na to co jest prostsze. Morlan uznał, że zdecydowanie łatwiej i lepiej dla jego planów i rodziny będzie mieć wpływy polityczne. Mniej wysiłku zajmie wtedy zdobywanie pieniędzy i informacji. Lyretta wpadła mu w oko i już nie mógł się doczekać kiedy, skonsumuje tę znajomość. Mógł to zrobić od razu, żądzy i możliwości nie brakowało. Dał jednak dyskretny znak babce na kogo się decyduje. Wiedział, że przystąpi ona do negocjacji małżeńskich. I ustali najważniejsze rzeczy jeszcze przed końcem przyjęcia. Gdyby teraz zabrał dziewczynę na bok i skorzystał z małych przyjemności... Mogłoby to utrudnić sprawę. Co się odwlecze to nie ucieknie. Każda z trzech rodzin zresztą była zaprzyjaźniona z jego rodem. Zatem Rohen nie uchybił żadnej z pań. Doskonale wiedziały w co grały. Więc każdej poświęcił równy czas i w tańcu i prywatnie. Absolutnie każdą zapewnił o jej pięknie i że gdyby wybór nie wiązałby się z tyloma implikacjami wybrałby ją. Napił się również z każdą pań co w połączeniu z licznymi toastami i innymi chętnymi do opicia z nim jego zdrowia było... dewastujące. Gdy dziadek opowiedział o koniecznym polowaniu głęboko westchnął. Nie protestował bo nie było sensu... Tradycja na Miralu rzecz święta. Choć chciał powiedzieć, że chyba ich pojebało.... Napili go niemal do nieprzytomności a teraz każą coś zabić. Później był jeszcze cały nieprzyjemny incydent w korytarzu i pod prysznicem. Ratował się mocą jak tyko się da... to było jednak za mało.

- Poruczniku pani jest jeszcze trzeźwa. Przykro mi z tego powodu, choć rozumiem taka praca. Niestety ja też zamiast iść spać muszę się jakoś ogarnąć. Pani zadanie zdobyć mi czas i środki ku temu. Decyzję jak to zrobić zostawiam pani, jako oficerowi ze zmysłem strategicznym i jedynej trzeźwej w tym pomieszczeniu. Niech pani też załatwi jakieś cudo które postawi mnie na nogi. Żołnierze nie raz korzystają z różnych wynalazków. Mam coś ubić, miejmy nadzieję że nie zaatakuje nas tam nic nieprzewidzianego. Chciałbym jednak się przy tym nie zbłaźnić. Nie żeby ktokolwiek prócz ochrony był trzeźwy... No zresztą sama pani wie. Dzisiejszy dzień jest krytycznie ważny dla naszych interesów. Powiem co mam powiedzieć, wybiorę co mam wybrać, wsadzę co mam wsadzić i zabiję co trzeba. Może nawet w dobrej kolejności.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172