Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2016, 19:41   #31
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Maxym w spokoju wyczekiwał przyjazdu zauważonych kontaktów. Boris wykonał powierzone mu polecenie i pieczołowicie przeglądał okolicę, informując o wszystkim, co było godne wspomnienia. Sam Goldmann obserwował otoczenie wraku i rejestrował wszystkie przydatne rzeczy. Dla przykładu taką pannę Murk, która pomimo swej gruboskórności i nieprzyjemnego wrażenia zainteresowała się samotną dziewczynką. Albo takiego John'ego, który swą nonszalancję i wulgaryzmy podkreślał przy odnoszeniu się do innych, zwłaszcza tych słabszych. Takie szczegóły wiele mówiły o człowieku, a Maxym w swej profesji nauczył się zwracać na nie uwagę. Każdą drobnostkę można było wykorzystać jako przewagę. Zwłaszcza takiego Maxima, który okazał się niezawodnym pilotem. Być może dałoby się jeszcze skorzystać z jego usług.

- Wielka odpowiedzialność spada na wasze barki! - włączył się do dyskusji Maxym, zwracając się do mulata. - Szkoda, że wasi przełożeni szczędzą na was. Powinniście dysponować większymi środkami. W końcu nie każdy jest tak odważny, by dbać o porządek na tak rozległym terenie. Na prawdę podziwiam waszą pracę - przemówił Goldmann, modulując swój głos i bawiąc się mimiką twarzy, by zrobić jak najbardziej wiarygodne wrażenie. Chciał swoją grą zdobyć względy przyjezdnych. Wyglądało na to, iż drużyna mężczyzny w kamizelce kuloodpornej miała być odpowiedzialna za dostarczenie jego i pozostałych do miasta. Dobrze by było, gdyby sympatia przemawiała za wykonywanymi obowiązkami. A może trafiłoby się lepsze, bezpieczniejsze miejsce dla Maxyma i Borisa w konwoju?

- Naprawdę, kiedy dotrzemy do pana Varro, opowiem o waszej błyskawicznej reakcji i skrupulatności w zabezpieczeniu miejsca katastrofy. Niech wszyscy wiedzą, że Jackson Varro ma kompetentnych ludzi! - mówił dalej, ciągnąć bez przerwy swoją grę. - Zaprawdę to całe zdarzenie wyczerpało mnie do reszty. Nie macie może trochę wody i wygodnego miejsca w fotelu, gdzie ja i moi towarzysze moglibyśmy odsapnąć na chwilę i podziękować opatrzności za nasz ratunek?
 
MTM jest offline  
Stary 01-04-2016, 23:05   #32
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Johny odprowadził dziwnego typa wzrokiem i dopiero uświadomił sobie, że tak w sumie to pewnie zawdzięczają mu życie. Może powinien być dla niego milszy? Tak, zdecydowanie powinien. Zapisał sobie w pamięci, że jakby co, to zabijać go na końcu. Albo przynajmniej szybko i bezboleśnie.

Na słowa Diego zareagował tylko wzruszaniem ramion. Znalazł sobie jakieś zacienione miejsce i spokojnie poczekał na konwój. Gdy ten się pojawił, ominął szerokim łukiem witających się ludzi i ruszył ku pojazdom. W przeciwieństwie do wygadanego koleżki nie szukał wcale żadnego wygodnego fotela. O wiele bardziej interesował go miejsce w jednej z otwartych terenówek. Znalazł interesujący obiekt i podszedł do kierowcy, rosłego faceta w kowbojskim kapeluszu z wielkim wąsiskiem na przedzie.


- Zamianka? -
Johny wziął w dłoń swoje nowe słoneczne okulary i wskazał na kapelusz białasa. Tamten popatrzył na niego trochę dziwnie, ale po spojrzeniu na okulary, uśmiechnął się tylko.
- Dobra. -
Indianin oddał okulary i założył na głowę kapelusz. Śmierdział potem i tanim tytoniem do żucia, ale komu to przeszkadza?
- Robię dla grubasa. Mam się zabrać z wami do miasta. -
- Z nami? A nie wolisz w ciężarówce? Tam mają klimę. -
- Nie. Większość z nich poszczała i posrała się w gacie. Chujowe towarzystwo. Poza tym, z wami jakoś czuje się bezpieczniej. -
Johny wskazał głową na sześciolufowe działko zamontowane na pace samochodu. Wąsacz znów szeroko się uśmiechnął, ukazując uzębienie upaprane owym tytoniem.
- Wskakuj. Jestem Cooper. A to jest "Mała Su". -
Cooper pogładził lufę karabinu czułym gestem.
- Johny. -
Indianin uścisnął wyciągniętą ku niemu dłoń i wskoczył na pakę samochodu. Kabina była otwarta, więc mogli spokojnie pogadać. Johny wyjął z placka flaszkę nalewki na skorpionach własnej roboty, pociągnął i poczęstował Coopera.
- U was wszystkich tak witają... - wskazał rozwalony rakietą prom - ...czy to tylko dla mnie? -
 
malahaj jest offline  
Stary 02-04-2016, 00:30   #33
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Mya wzruszyła ramionami.
- Nie wiem... Ciocia Betty z nim pisała, mówiła, że obiecał czekać na lądowisku. Ja... nawet nie pamiętam jak wygląda... Może mnie nawet nie pozna... - zadumała się. - Może jak mnie nie pozna, będzie nawet lepiej... Jakoś sobie dam radę! Ciocia Betty mówiła, że facety to same problemy! Znajdę pracę i dom! Z mamą miałyśmy nawet dom z piętrem! Wiesz, jak prawdziwi bogacze! - rozmarzyła się, wspominając i snując swoje dziecięce fantazje.

Powoli i dziewczynka zaczęła odczuwać lejący się z nieba żar. Rozsunęła jedną z toreb i zaczęła z niej wyciągać szaro-brązową chustę, przy okazji w środku mignęły jednak też różne, znacznie bardziej barwne stroje, jakaś ładna sukienka, korale, tył ramki noszącej w sobie zapewne jakieś zdjęcie. Sukienka wyglądała raczej na sporą, prawdopodobnie należącą do dorosłej kobiety. Dziewczynka próbowała nieporadnie związać chustę na głowie, ale wychodził jej tam jakiś straszny bałagan, przypominający bardziej fantazyjny turban z nadmiarem materiału zwisającym po bokach jak uszy smutnego psa.

***


Maxym przekonywanie d20= 5 sukces


Dowódca tutejszych wojsk zmarszczył czoło, nieprzywykły raczej do takich komplementów i wyrażanej otwarcie wdzięczności za jego pracę. Język ciała biznesmena był jednak na tyle przekonujący, że żołnierz faktycznie już po chwili wypiął dumnie pierś i chrząknął. Jego ego zostało skutecznie połechtane.
- Ech... tak, chyba tak. Jasne! Pedro, dajcie im no trochę wody! Widzicie przecież, że się tu gotują! Dobrze widzieć, że ktoś pojmuje jaką tu odwalamy robotę, cholera. Widzisz Diego? Gdyby wszyscy tak, kurwa, doceniali to co robimy, to dużo łatwiej by nam się pracowało.
Zwrócił się znowu do Maxyma.
- Coś się znajdzie.
Policzył łebki przetrwałych pasażerów.
- Ta, weźmiemy baby i dzieci i jeszcze parę dobrych miejsc zostanie.
Przez chwilę zawiesił wzrok na nienagannej aparycji mężczyzny, która mimo narzuconego na porządne ciuchy poncza i trudów parodniowej podróży jednak rzucała się w oczy.
- Ty jakaś szycha jesteś, co? Na biznes do starego, co? Hm?
Spojrzał na Diega, ten jednak tylko pokręcił głową.
- Dobra, dobra. Nie moja sprawa. Ale to co gadałeś... Szepnij tam za nas żołdaków dobre słowo, co?
Wskazał mu wejście na tyły dużego ciężarowego łazika przerobionego na osobówkę. Faktycznie było tam sporo miejsca, sufit blokował promienie słoneczne, a fotele wyglądały na w miarę wygodne. Czuć było też lekki powiew, może nie klimatyzacji, ale pewnie jakiegoś wentylatora.

- Czczekaj... - szepnął do niego znany mu już dobrze pilot z Zaibatsu.
- Widziałem... no... że dajesz sobie radę, tutaj... znaczy, no wiesz, z tymi miejscowymi... - spojrzał na niego z nadzieją. - Mam trochę kredytów i chce się tu urządzić, ale boję się... no wiesz... Zatłuką mnie i obrobią! Tu nikomu nie można ufać, to zwierzęta! - pisnął, rozglądając się po rosłych żołnierzach o prostych zwyczajach. W stronę Indianina bał się nawet spojrzeć, konsekwentnie nie obracał głowy nawet z grubsza w jego kierunku. - Nie znasz tu... no... Kogoś? Zaufanego?

***

Tymczasem na transporterze Indianin skutecznie nawiązywał harde męskie znajomości.
- To dzisiaj wygląda mi na początek wielkiego gówna... - rzucił gorzko żołnierz, w odpowiedzi na tekst o powitaniu rakietą. - Jak tych świrów nie wyłapiemy, to ludzie przestaną latać. Jak przestaną latać to ten cały burdel się posypie - skrzywił się, zdejmując okulary i patrząc na ich oprawki. - Markowe, nieźle.
Przygryzł papierosa i rozejrzał się po widocznych w oddali kanionach.
- Parę lat temu, gdy była to zapadła dziura i nikt tu prawie nie latał, gówno by to wtedy ludzi obchodziło, a te świry z rakietami by się posrały z nudów zanim coś by nad nimi przeleciało. Ale teraz? Staremu się zamarzyła cywilizacja! Niedługo tu, kurwa będzie drugi Sojusz. Już teraz na okrągło jakieś zasrane pakty podpisujemy, grafiki lotów układamy i umowy kreślimy! Sami przylecieliście pieprzonym turystycznym liniowcem, jak na jakimś holo-romansidle! Posrane jak na Konfederację! Dobrze, że przynajmniej lać się jest z kim! I gadam ci, że będzie coraz więcej bitek, bo to wszystko tu kusi jak cholera, innych w oczy kole! W końcu przestaną rozwalać sobie łby na wzajem i się na nas zgadają, bo Varr już wszystkich wkurza.
Warknął.
- Powiem ci, że nie dziwię się, że ktoś chce to rozpieprzyć. Cholera! Sam bym to czasem chętnie rozpieprzył!
Wkurzony wyrzucił niedopałka przez okno wozu.
- A wy tam serio nic nie widzieliście? Za cholerę nie wiem, kto to mógł być. Nie brakuje tu świrów i morderców, ale by zrobił to ktoś tak dla jaj? Nie dla kredytów?
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 02-04-2016 o 00:45.
Tadeus jest offline  
Stary 02-04-2016, 01:29   #34
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Muchas gracias - powiedział Maxym, udając strudzonego turystę, przyjmując przy tym bukłak z wodą. Nie była może ona najlepszej temperatury ani gatunku, jednak Goldmann dość autentycznie zachwycał się darowanym mu płynem.
Podczas picia udał zakrztuszenie i skinął na Borisa, by ten się do niego pochylił.
- Oczy dookoła głowy. Broń w pogotowiu - wyszeptał tak, by tylko jego podwładny go zrozumiał.

- Panno Murk - zwrócił się zaraz do siedzącej obok wraku kobiety. - Słońce na tej planecie naprawdę potrafi popalić. Dlatego zapraszam naszą nieustraszoną pilotkę i jej małą przyjaciółkę na pokład mojego pojazdu. W taki skwar nie powinnyście gardzić możliwością wygodniejszej podróży, którą nasi zacni gospodarze w swej hojności oferują. - Biznesmen wyglądał na naprawdę stroskanego losami wspomnianych dam. A przynajmniej takie sprawiał pozory, schowane za sztucznym uśmiechem i przyjaznym grymasem twarzy.

- Panie Maxim - powiedział w końcu, opierając dłoń na ramieniu małego człowieczka. - Powiem panu szczerze. Wyglądacie na porządnego człowieka. I niech mnie diabli, jeśli nie chcę się otaczać takimi ludźmi. Udowodniliście już dzisiaj swoją odwagę i umiejętności. Uratowaliście moje oraz pozostałych życie, dlatego od teraz możecie zwać mnie swoim przyjacielem. - Szeroki uśmiech wyrósł na twarzy Goldmann'a, a przyjazne poklepanie po ramieniu miało dodać otuchy i zaufania.
- Mimo to nie miejcie o mnie jakiegoś wygórowanego pojęcia. Jestem prostym człowiekiem interesu, który potrafi docenić szczerość i uczciwość. Ty wyglądasz mi na takiego człowieka, dlatego i ciebie zapraszam do mojej ciężarówki. Siądź ze mną i opowiedz mi o swoim problemie. Z góry uprzedzam, że nie mam tu większych wpływów na tej planecie, ale postaram się pomóc, na ile będę w stanie. - Wspomnienie o kredytach zainteresowało Maxym'a. Oczywistym było, że pilot nie mógł mieć przy sobie jakiejś niewyobrażonej kwoty, jednak zakupy na Wyspie Duncana spłukały go do reszty i póki co każdy grosz się liczył. Poza tym wykwalifikowany pilot był w cenie. Wystarczyło tylko zdobyć jego przyjaźń i poznać słabe punkty.
 
MTM jest offline  
Stary 02-04-2016, 09:30   #35
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
"Panno Murk."
Nikt nigdy nie mówił tak do niej. Mimowolnie Inu znów się zarumieniła. Niech to szlag, co się z nią działo?! Zagryzła zęby i skinęła głową, że przystaje na propozycję gładkolicego Maxyma.

"Dla małej" - rzekła do siebie w myślach.

Poprawiła chustę na głowie Myi. Ona sama była przyzwyczajona do ciężkich warunków atmosferycznych, ale i tak musiała przyznać, że tutejszy ukrop dawał w kość.

Powoli rozprostowała zastałe kości, po czym przerzuciła sobie największą torbę Myi przez ramię. Kiedy dziewczynka chciała zaprotestować, mrugnęła do niej porozumiewawczo.

- My, dziewczyny, musimy sobie pomagać. - rzekła krótko.

Choć Maxym wydawał się bardzo przyjaźnie nastawiony, Inu odruchowo unikała kontaktu wzrokowego z młodym mężczyzną.

- Dzięki - rzuciła tylko w jego kierunku.

Dużo swobodniej czuła się za to w towarzystwie Borisa. Teraz też uśmiechnęła się do starego wiarusa i poprowadziła dziewczynkę tak, by usiadły w jego pobliżu. Mała miała opory z uwagi na odstręczającą aparycję starego konowała, ale postanowiła zaufać nowej koleżance.

Kiedy Inu odkładała torbę, zagaiła jej właścicielkę:

- Ciężkie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 03-04-2016, 12:10   #36
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Usadowili się na tyłach topornie wyglądającego ciężarowego łazika. Gdy tylko kierowca uruchomił silnik, jasnym stało się, że rozmowa w środku nie będzie należała do łatwych. Chrobotało okropnie, a ciężkie, wysłużone gąsienice generowały swoje własne źródło metalicznego piszczącego przeraźliwie hałasu. Mimo wszystko człowieczek z Zaibatsu pochylając się konspiracyjnie do Maxyma starał się mu coś tam przekazać.
- Wrobiono mnie! - pisnął. - Ale nie mogę teraz więcej zdradzić! Jak mnie wyśledzą, to zabiją też wszystkich innych, którzy mogli się dowiedzieć! Już to zrobili na Hullonie! Zamordowali moich dwóch współpracowników! I zrzucili to na mnie! Rozumiesz? ONI mogą wszystko!
Rozejrzał się konspiracyjnie po wnętrzu pojazdu.
- To wielki spisek... - dodał tylko, patrząc wymownie na biznesmena. - Muszę się tu gdzieś ukryć, przeczekać! Dowiedzieć się, komu można tu ufać! Musisz mi pomóc, przyjacielu!

***

Tymczasem po drugiej stronie dziewczyna wraz z Inu podróżowały we względnej ciszy. Jedynie przy wsiadaniu Mya w odpowiedzi na stwierdzenie najemniczki wydukała:
- Nie mogłam tego zostawić...
Ale potem od momentu kiedy zaczęli zbliżać się do miasta wyraźnie zaniemówiła, na ewentualne próby nawiązania konwersacji odpowiadała jedynie zdawkowo i półsłówkami. Wyraźnie jej myśli skupione były tylko na tym, co czekało jej na miejscu.

Początkowo przez tumany wzbijanego wokół pojazdów pustynnego kurzu niewiele było widać, ale w końcu dojrzeli rozległa osadę zbudowaną wokół wielkiej formacji skalnej. Gdy zbliżyli się jeszcze bardziej zaczęli dostrzegać pojedyncze budynki, alejki, niewielkie place targowe, zagrody ze zwierzętami i warsztaty z naprawianymi przed nimi topornie wyglądającymi pojazdami.

Miasto wyglądało jak jedna wielka mozaika stylów i technologii. W centrum był stary masywny kompleks z grubo ciosanego, ale nowoczesnego superbetonu, gdzieś po bokach podoklejane do niego były standaryzowane kontenery mieszkalne z durastali, do nich dobudowano ściany z płótna, blachy, złomu i co tylko dało się na tej pustynnej kuli znaleźć. W ścianach samej formacji skalnej, do której przylegało miasto również widać było sporą ilość otworów i ciemnych zejść, najwyraźniej i ona była mniej lub bardziej zamieszkana.

Na ulicach widać było sporą mieszankę kultur. Większość wydawali się tam faktycznie stanowić potomkowie Latynosów, lecz nie brakowało też czarnoskórych i nawet pewnej mniejszości Azjatów. Na małą część miasta kładł się jeszcze cień górujących nad budynkami skał, ale w innych miejscach rozciągano rozległe szarawe płótna, wieszane między dachami i pozwalająca okryć przyjemnym mrokiem alejki i stanowiska handlowe. Gdzieś tam szczekał pies, gdzie indziej w zagrodzie meczały szarawe, krótkowłose kozy.

W końcu minęli i coś, co wyglądało jak kompleks lądowiska. Było tam sporo wojska, z dachów w pobliżu w niebo sięgały liczne anteny. Tutaj zapewne był to ważny ośrodek infrastrukturalny, w cywilizowanych stronach byłoby to z rozmiarów pewnie zaledwie małe lotnisko sportowe.


Koło lądowiska znajdował się też w miarę rozległy plac. To tam zatrzymały się wszystkie pojazdy konwoju, wysadzając stopniowo wszystkich uratowanych pasażerów. Widząc to, z zabudowań lądowiska zaczęli wychodzić miejscowi, doszukując się wśród uratowanych ludzi tych, na których przybycie czekali. Minutę później na plac wtargnęli też liczni handlarze oferując wszystko możliwe, od map miasta i regionu, przez talizmany na "bilitową gorączkę" po tajne mapy skarbów prezentujące rzekomo lokalizację wyjątkowo obfitych skupisk tego surowca. Ktoś tam reklamował nawet zasuszoną łapę jakiegoś mitycznego Człowieka z Wydm.

- Dobra, wysiadamy! - rzucił im przez tłum Diego, próbując przepchnąć się przez namolną ciżbę. - Idziemy z buta, Varr mówił, żeby jak najdłużej nie robić z waszej wizyty wielkiego przedstawienia, tedy wejdziemy jak zwykli ludzie furtą! Wszyscy są? Wszyscy gotowi? O pendejo! Idiota! - odsunął jakiegoś namolnego dziada, który o mało co nie staranował go, próbując dopchać się do Maxima, by wkręcić mu jakąś "medyczną bilitową matę".
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 03-04-2016 o 12:18.
Tadeus jest offline  
Stary 03-04-2016, 14:28   #37
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Boris wyskoczył niezgrabnie z ciężarówki waląc buciorami w ubity, kamienisty grunt i dał kilka kroków do przodu. Miał zawieszony plecak na ramieniu, który ciążył teraz, wypchany lekarstwami, apteczką ekspedycyjną i innymi klamotami. W zębach chrzęścił mu piach z podróży i chętnie by się napił. Woda jednak, to również za chwilę kibelek, a na to teraz sobie nie mógł pozwolić.
Gdy zobaczył dziką falę handlarzy, która zaczęła zalewać placyk, westchnął ciężko, poprawił ekwipunek i starał się trzymać blisko Młodego. Kastetu nie miał. Podniósł więc z ziemi kawałek śruby imbusowej, którą zapewne zgubił jakiś pojazd i zacisnął na niej pięść. Gdyby jakiś oszalały handlarz na punkcie swojego biznes planu rozpoczął niebezpiecznie składać jakieś oferty, Gierłanov był na to gotowy...
 
Martinez jest offline  
Stary 03-04-2016, 15:04   #38
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Maxym przystanął na chwilę w progu i mrużąc oczy, przyjrzał się okolicy lądowiska. Brak porządku na ulicach i chaos infrastruktury dotknęło jego poczucia estetyki. W układach Zaibatsu wszystko istniało z jakiegoś określonego powodu. Każdy przedmiot, maszyna, budynek, a nawet człowiek miał konkretne zadanie do wykonania. Nie było tam miejsca na marnotrawstwo środków, a zwłaszcza czasu. Minimalizowanie kosztów i zwiększanie efektywności pracy było myślą przewodnią tamtejszych inżynierów. Wszystko miało chodzić jak w zegarku, a źle działające, lub postawione w niewłaściwym miejscu trybiki były usuwane. Tutaj realia wyglądały zupełnie inaczej.

Goldmann zeskoczył z łazika, czując napór pozostałych pasażerów na jego plecy. Przetarł czoło i rozruszał zastały bark, podążając krok w krok za swoim ochroniarzem. Boris miał od niego bardziej rozbudowaną posturę, co zapewne starszy człowiek zawdzięczał militarnej przeszłości. Maxym zręcznie posłużył się jego sylwetką jak klinem w gąszczu miejscowej ludności. W duchu pochwalił pomysłowość Gierłanov'a, który to postanowił się dozbroić. Ten człowiek miał dobry instynkt, jeśli chodziło o przetrwanie.

- Posłuchaj mnie, Maxim - zwrócił się do nowego znajomego, ciągnąć go ze sobą za rękaw. - Na razie nie mogę nic zrobić w twojej niewątpliwie niecierpiącej zwłoki sprawie. Sam jestem pierwszy raz na Medenie i mam własne interesy do załatwienia. Trzymaj się jednak blisko mnie, bo z tego co mówisz, nie masz tu żadnych przyjaciół - Goldmann na chwilę przestał mówić, odpychając od siebie natarczywego kupca. - Zajmę się tobą, kiedy tylko się tutaj zaaklimatyzuję - dokończył, spoglądając na małego człowieczka. Nie czekał na odpowiedź, przenosząc znów swoją uwagę na otoczenie. Nie chciał zostać okradziony pierwszego dnia.

Poza tym wyczekiwał spotkania Jacksona Varr'a. W końcu Goldmann przybył na tą zapchloną planetę pełnego bezużytecznego śmiecia tylko z jednego powodu. Ubić interes.
Znów poczuł się jak rekin, który wyruszał na łowy. Maxym uśmiechnął się pod nosem na tę myśl.
 
MTM jest offline  
Stary 03-04-2016, 16:34   #39
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
No i stało się. Rzekomego ojczulka Myi nigdzie nie było widać, a grupa najemników nie mogła pozwolić sobie na czekanie. Zresztą, co to ich obchodziło? Inu, normalnie też machnęłaby ręką, ale polubiła małą, a los samotnej, dorastającej dziewczynki z kupą bagażu w miejscu, gdzie aż roiło się od oprychów, wydawał się wątpliwy.

Najemniczka zmarszczyła brwi. Co robić? Choć sama nie bała się wojskowych, wątpiła w ich dobre serduszka. Gdyby zwróciła się do tutejszego dowódcy z prośbą, ,żeby odnalazł ojca małej, sam by ją pewnie przehandlował nim kurz za najemnikami opadłby. Inu wpadła więc na szalony pomysł. Wpierw postanowiła wybadać grunt.

- Mya, czym w ogóle zajmowałaś się wcześniej?
- zapytała - Umiesz gotować albo coś w tym stylu?

- Ja... Nie... nie bardzo - rzuciła na pytanie związane z gotowaniem. - W naszym nowym domu pomagałam mamie w jej sklepie. Lepić naczynia, wyszywać, parę razy nawet sama coś sprzedałam! Tam rosło pełno roślin takich... no... jak trawa... tylko różniastych! Dało się dużo uszyć i upleść i taka glina była śmieszna, co się kolorowa robiła jak wyschła... Strasznie dużo fajnych rzeczy się z niej dało zrobić! Mama zawsze potrafiła robić piękne rzeczy...

Rozejrzała się po pełnym ludzi lądowisku.

- Nie pamiętałam już, by było tu aż tak dużo ludzi! Wszystko tak się zmieniło! Byłam bardzo mała, gdy mama... pokłóciła się z tatą i wyjechałyśmy... Muszę go znaleźć! - rzuciła z determinacją, patrząc na nieprzenikniony tłum. - Obiecałam jej!

Wyrwała się z ich grupy i ruszyła gdzieś ku zabudowaniom portu. Murk stała osłupiała, patrząc w ślad za dzieckiem. Problem sam się rozwiązał, ale... czy właściwie?

Już miała ruszyć za Diegiem, gdy uświadomiła sobie, że w napadzie emocji i frustracji Mya najwyraźniej zapomniała o swoich rzeczach. Żołnierz kierujący wcześniej pojazdem akurat wyładowywał je koło rampy zakładając, że to rzeczy najemników. Inu rozejrzała się raz jeszcze, licząc, że mała zauważy brak toreb, ale gdy dziewczynka się nie pojawiła, a Diego zaczął tupać zniecierpliwiony, Murk po prostu złapała bagaż małej i zabrała jako swój własny. Liczyła, że może jeszcze będzie dane jej spotkać małoletnią, pyskatą indywidualistkę...
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 03-04-2016 o 16:36.
Mira jest offline  
Stary 04-04-2016, 23:37   #40
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Cóż, wyglądało na to, że nadszedł czas pierwszych pożegnań z towarzyszami podróży. Prześladowany przez "spisek" Maxim wyglądał na zdruzgotanego, gdy biznesmen pozostawił go samego sobie w dzikim tłumie Konfederatów obdarzając jedynie mglistą obietnicą przyszłej pomocy. Wypadało mieć tylko nadzieję, że roznerwicowany człowieczek jakoś przetrwa do ich ponownego spotkania i będzie się dało skorzystać na jego szkodzie, tudzież pomóc mu w jego problemie. Co mogło okazać się szczęśliwie tym samym.

Po dziewczynce nie było śladu, choć wydawało się, że mignęła gdzieś w tłumie blisko wejścia do budynków gwiezdnego portu. Cóż, przynajmniej póki co nikt nie porwał jej z ulicy. Budynek był strzeżony, można więc było mieć nadzieję, że przynajmniej w środku będzie bezpieczna.

Johny na tym etapie też kończył już swoje harde pogaduchy z miejscowymi żołnierzami. Nie dowiedział się praktycznie niczego przydatnego, co mogłoby pomóc im w zadaniu, ale poznał lokalizację paru miejsc, gdzie można było wydać ciężko zarobione kredyty. W porównaniu z cywilizowanymi stronami nie było tego dużo, ale z drugiej strony większość życia spędził na prymitywnych światach, gdzieś poza cywilizacją i do takich standardów zdołał przywyknąć.

Diego poprowadził ich zapełniony ludźmi uliczkami do potężnego kompleksu masywnych budynków z superbetonu, zbudowanych w centrum osady, między największymi skalnymi formacjami. Zapewne pamiętały czas pierwszej kolonistów, którzy przybyli tam, gdy bilit był jeszcze na topie. Wydawało się, że dzięki pancernemu budulcowi całkiem nieźle przetrwały próbę czasu. Minęli dwa punkty kontrolne, gdzie żołnierze widząc Diega puścili ich bez większych problemów.
- Stary już na was czeka. - rzucił jeden z nich, wyjątkowo uważnie sondując wzrokiem otoczenie. Najwyraźniej dano im znać, iż sprawa jest ważna i lepiej być ostrożnym na zapas, niż później żałować, jak coś się posypie.

W końcu wyszli na niewielki plac, w którego centrum stał okryty już trochę rdzą nowoczesny czołg antygrawitacyjny. Lufa potężnego plazmowego działa wycelowana była prosto w nich, ale na szczęście nikt nim chyba obecnie nie sterował. Pozostawał tam niewzruszony niczym statua i symbol potęgi pana tego zamku. W ścianie placu widać było wielkie pancerne drzwi, którymi czołg, w razie czego, mógł zapewne ruszyć w miasto, siejąc śmierć i zniszczenie. O ile w ogóle jeszcze działał.

W końcu doprowadzono ich do "sali tronowej", drzwi zapipczały ostrzegawczo i żołnierze poprosili ich o broń. Samo pomieszczenie nie robiło wielkiego wrażenia, wyglądało jak jakiegoś rodzaju duży pokój korporacyjnych odpraw. Na ścianach wisiały wielkie ekrany do prezentacji, które chyba w większości już nie działały, był tam też duży holo-stół generujący trójwymiarowy obraz Medeny i parę stołów multimedialnych do posiedzeń i dyskusji mniejszych grup.

W drugiej części pomieszczenia, pod ścianą zalegały masywne sylwetki w większości wyłączonych przemysłowych serwerów. Gdzieś między nimi z wywalonym ozorem leżał długowłosy rudy pies. Z przylegającego, pół-otwartego pokoju dochodził radosny śmiech dzieci. Co jakiś czas widać było przebiegającą tam czwórkę ganiających się urwisów i dało się słyszeć poważniejszy głoś upominającej ich od czasu do czasu kobiety.

- Xian, zabierz proszę dzieci. - rzucił Jackson Varr, wychodząc gościom naprzeciw.


Cóż, nie wyglądał jak król, choć nie można mu było odmówić pewnej dozy powagi. Omiótł ich szybko i nienachalnie wzrokiem. W ruchach i mimice wydawał się lekko ociężały i zmęczony życiem, choć mogły to być tylko pozory. Wszak osoby o zbyt łatwych do rozgryzienia psychikach rzadko sięgały aż takich urzędów. Na sobie miał płaszcz z wysokim kołnierzem, typowy dla niektórych planet Sojuszu, choć ze stylu mogący pasować do każdego deszczowego, czy zapylonego świata, z pewnością nie epatował bogactwem. Elementem typowym dla Konfederacji był ciężki blaster widoczny przy jego boku, z którym najwyraźniej nie rozstawał się nawet mimo znacznej prezencji wojska w pomieszczeniu.

- Witajcie... - rzucił krótko, wskazując im miejsca przy jednym ze stołów odpraw. Czekały tam już butelki z wodą. - Diego, poproszę... - wyciągnął dłoń w kierunku ich przewodnika, jakby ten miał wiedzieć o co chodzi. Konfederata chwilę szarpał się ze swoimi bagażami, ale w końcu wyciągnął z nich zmaltretowany tablet.
- Ech, tu mam, zaraz, włączę listę... Cholera, głupi złom... O już, zaraz...
Varr nie wyglądał jakby się niecierpliwił. Prawie. W końcu przejrzał otrzymane w formie elektronicznej dokumenty. Spojrzał na Diega, i na przybyłych. Znowu na Diega i znowu na przybyłych.
- Dobrze. Niech będzie. - rzucił w końcu, siadając na pierwszym lepszym z krzeseł stojących przy ich stole. - Słyszałem, że mieliście wypadek... Jeremiah podał mi już przez radio wszystkie szczegóły. - zwrócił się w kierunku najemniczki. - Gratuluję, pani Murk, choć po zebranych przez Diega informacjach widzę, że wszyscy możecie dysponować znaczną determinacją i potrzebnymi mi umiejętnościami.
Wskazał jednemu z żołnierzy pobliski ekran, a ten podszedł, by go włączyć.

Pojawiła się na nim szaro-zielono-niebieska planeta, podobna do Ziemi, choć o zupełnie innym rozmieszczeniu kontynentów.
- To moi ludzie przypadkiem znaleźli miesiąc temu i dlatego tu jesteście.
Zrobił gest dłonią i planeta zaczęła się kręcić, po czym widok oddalił się, by pokazać cały system gwiezdny z szerokimi pasami asteroid.
- Niewiele o niej wiem. Moi ludzie nie znaleźli nic o niej w Sieci, a ja ludzi i statków mam akurat na tyle, by utrzymać porządek na mych ziemiach i zapewnić bezpieczeństwo handlującym ze mną koloniom. Jeśli już mam narazić to bezpieczeństwo przesuwać znaczne siły, to muszę wiedzieć czy warto. I tu potrzebni mi jesteście wy - wskazał ich mało elegancko palcem.
- Liczyłem na naukowców i doświadczonych kolonizatorów, ale cóż. Nie jestem zaskoczony - wyznał szczerze. - Nie mamy tu zbyt dobrej prasy.
Diego zarechotał.
- Dobre szefie! - rzucił w dość żenujący lizusowski sposób. - Nie mamy dobrej prasy... - powtórzył rozbawiony pod nosem.
Varr niezrażony kontynuował.
- Może to i lepiej, że potraficie, to co potraficie. Obawiałem się, że zrekrutowanie kogoś spoza Konfederacji zajmie za długo i już wysłałem kilkunastu moich ludzi. Niestety daleko było do określenia ich... specjalistami... Ale byli wierni. Mieli wrócić już dwa dni temu, a nie wrócili. Najgorsze, że mieli jeden z moich cennych statków... A to już znaczna strata.

Spojrzał po nich.
- Moje potrzeby są proste. Chciałbym byście zbadali tę planetę i zobaczyli, czy jest tam coś cennego. Na początku chodzi mi o rzeczy łatwe i szybkie do zyskania. Może jakaś pozostawiona technologia, broń, lekarstwa, jakieś egzotyczne zwierzęta albo rośliny, które da się drogo sprzedać, a może zostawiono tam nawet kopalnię czegoś wartościowego? Im więcej znajdziecie i więcej to będzie dla mnie warte i jednocześnie mniej sił będę musiał zainwestować w wydobycie tego, tym większe będzie wasze wynagrodzenie.
Wskazał ekran z wirującym systemem gwiezdnym planety.
- Jeśli nie będzie tam nic łatwego do spieniężenia, albo planeta okaże się zbyt niebezpieczna przy małym zysku, to najwyżej sprzedam koordynaty komuś, kto będzie chciał się w to bawić - wzruszył ramionami. - Choć tak, czy inaczej będzie to musiał robić za moim przyzwoleniem i wsparciem, bo ze wszystkich kolonii Medena jest najbliższa temu światu.

W tym momencie na salę weszła ładna, zgrabna kobieta w średnim wieku, rozstawiła przed nimi na stole dziwnie wyglądające fioletowo-zielone koktajle.
- To miejscowa specjalność. Bardzo mocno nawadnia organizm, zaspokaja lekko głód i muszę przyznać, że całkiem nieźle smakuje. Nie pytajcie jednak lepiej z czego jest robione - pierwszy raz na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Dziękuję, Xian - rzucił do kobiety, gdy ta skończyła serwować im napój. Jeśli miała w sobie azjatycką krew, to nie było tego po niej widać. Gdy przechodziła koło niego przyciągnął ją mocno do siebie, a ona bez wahania namiętnie pocałowała go w usta. Całość trwała zaledwie dwie sekundy i po chwili kobieta już oddalała się jakby była to najnormalniejsza rzecz przy tego typu spotkaniach.

- Ale nie dajcie mówić tylko mi! - rzucił, powracając znów do biznesu. - Mam tu o was jedynie suche fakty. Może chcecie powiedzieć coś o sobie, zaprezentować wasze spojrzenie na ten cały problem, potargować się? A może macie po prostu pytania? Walcie. Lepiej teraz, niż później. Poza tym, przez to, że moi ludzie raczyli nie wrócić na czas mamy więcej czasu. Nie mam obecnie wolnego statku, by was tam zawieść, jedyny jaki mam i nie ma stałego zadania jest w naprawie i mój niedołężny mechanik mówi, że zajmie to co najmniej dwa dni...
Gospodarz wyraźnie poczuł się w ich obecności swobodniej, choć z drugiej strony mógł to sprytny zabieg, by i oni raczyli się zrelaksować i otworzyć.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 05-04-2016 o 00:12.
Tadeus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172