Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2017, 23:04   #191
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gdzieś po dobrym kwadransie poszukiwań, i prawie już na granicy cierpliwości zarówno Vis, jak i Bullita, udało im się w końcu znaleźć miejsce, które prezentowało się dosyć ciekawie względem zarówno zapachowym, jak i wzrokowym.

- W czym mogę… ttttkkt.. pomóc? - Spytał ich egzotyczny sprzedawca. A wybór był naprawdę spory. Ciastka, ciasteczka, czekoladki, wafle, wszelkie desery… oj było w czym wybierać.



We wszystkim w sumie. Dla Doca taka ilość wypieków była przerażająca. Ani tego zjeść, ani porzucić.

-Chcemy kupić trochę… ciastek?- zapytał niepewnie Bullit i zerknął na Vis.- Może ty wybierz.

Vis ledwie zwróciła uwagę na sprzedawcę bowiem jej uwaga w pełni skupiła się na oferowanych produktach, których wybór przekraczał jej oczekiwania. Co prawda widywała już znacznie lepiej zaopatrzone cukiernie ale zwykle nie przekraczała ich progów z bardzo prostego powodu mającego wiele wspólnego z pustymi kieszeniami.

- To i to i to i… to - dziewczyna, przygryzając nieco trzymaną w dłoni końcówkę ogona, zaczęła wskazywać na kolejne pyszności. Szybko się okazało, że niemal każde ciastko, jakie wskazała, było albo czekoladowe, albo ozdobione pianką, albo czekoladowe z pianką.

- Jesteś pewna że zdołasz je wszystkie zjeść?- wybąkał zaskoczony Doc zastanawiając się jak to wszystko zmieści się w drobnym wszak ciałku Darakanki.

- Ty przecież też będziesz jadł - odpowiedziała, przenosząc spojrzenie z łakoci na doktorka. - Prawda? - dodała, bo w sumie to chyba ten detal nie został wcześniej uzgodniony, a jedynie ona przyjęła że będzie.

-Nie jestem aż takim miłośnikiem słodyczy… i w takich ilościach. Może żelków, ale…- Bullit patrzył na to morze ciasta nieco przerażonym wzrokiem.-Może skuszę się na jedno, albo dwa… ale nie więcej.

- Tooo… - Vis wróciła spojrzeniem do wybranych ciastek. - To może tylko te cztery - wskazała na czekoladowe ciastka z pianką. - Tak lepiej? - zapytała doktorka, zadowolona z wyjścia z sytuacji które zadowalało ją i jego też powinno. No a jak jej będzie mało to były przecież jeszcze cukierki…

-Ty się nie ograniczaj, tylko pamiętaj żeby wybrać tyle ile jesteś w stanie zjeść.- Dave pouczał ją jak ojciec małą dziewczynkę zastanawiając się gdzie słyszał te słowa… a tak... od swego starego podczas jarmarku w Darlington Town. Lata temu.

- No ale… - pełne tęsknoty spojrzenie powiodło po rozłożonych pysznościach. Była pewna że mogłaby zjeść po jednej sztuce z każdego, wystawionego rodzaju. Była o tym przekonana i z chęcią już teraz dobrałaby się do tych cudeniek. Tyle tylko że…

- Nie, nie… Te cztery wystarczą - zdecydowała, dumna z siebie iż oparła się pokusie. Duma ta objawiła się w postaci szerokiego uśmiechu, którym obdarzony został sprzedawca, a w następnej kolejności Doc. - I wracamy - dodała.

-To ja to i to.- odparł Bullit wskazując sprzedawcy dwa wybrane ciastka i rzekł do Vis uśmiechając się ciepło. -I wracamy.

Darakanka z zapałem pokiwała głową czekając aż zakup zostanie zapakowany i nie mogąc doczekać się chwili w której będzie mogła zatopić ząbki w jednym z tych ciasteczek.

Doc więc złożył zamówienie u obcego i pogłaskał po czuprynie Vis jakby rzeczywiście był dumnym ojcem nastoletniej córki, choć Darakanka była już dorosłą kobietą.


***


Wrócili na statek. Doc sprawdził jeszcze parametry pacjentek posyłając Vis z zakupami do swego pokoju. A następnie ruszył do swej kryjówki, by spomiędzy krzaczków pani kapitan wyciągnąć butelczynę z trunkiem. No i zebrał już wysuszone liście na nowe skręty. Po tym wszystkim udał się do swego pokoiku, w którym to już od kilkunastu minut urzędowała Darakanka.

W którym to czasie Vis zdążyła rozpakować zakupy bieliźniane i rozłożyć je na łóżku. Zdążyła też zająć się ciastkami, a w przypadku jednego z nich, wręcz dosłownie czego ślady widniały wciąż na jej ustach gdy wesołym uśmiechem przywitała wchodzącego doktorka. Reszta łakoci została ułożona na biurku, czekając na swoją kolej.

- Które chcesz wypróbować pierwsze? - Biorąc pod uwagę że mogło jej chodzić zarówno o ciastka jak i bieliznę, Doc miał całkiem spory wybór. Sama Vis najwyraźniej przygotowywała się do tego by ponownie przyoblec ciało w czerwone tasiemki i koronki, bowiem zdążyła pozbyć się wierzchniego ubioru i paradowała w samej bieliźnie, która może nie była tak skąpa jak czerwony zestaw, ale też niewiele zasłaniała.

- Vis… kusisz mnie ku…- Bullit spoglądał łakomie na dziewczynę i usiadł na łóżku. Poklepał się po kolanach.-Usiądź na nich… dobrze?

Vis skinęła głową w odpowiedzi po czym zgarnęła ciastko dla doktorka i kolejne dla siebie, i dopiero wtedy spełniła jego prośbę, sadowiąc się wygodnie na jego kolanach.

- Sa przepyszne - poinformowała podsuwając łakoć pod usta Doc’a, sama zaś skorzystała ze swego długiego języczka by skosztować pianki na drugim ciastku.

Bullit pozwolił się grzecznie karmić, ale… gdy miał okazję chwytał delikatnie zębami jej palce, by muśnięciami języka zlizać z nich lukier i okruszki.- Nooo.. smakowity kąsek.

- Prawda? - Vis była nad wyraz zadowolona, że jemu też ciastka smakowały, nie dostrzegając chyba, że mógł nie tylko o nich mówić. Sama była niemal w pełni skupiona na tym, które wybrała dla siebie, dzieląc tylko część tej uwagi na karmienie doktorka.

- Powinniśmy zrobić zapas - oświadczyła, pochłoniwszy swoją przekąskę znacznie szybciej niż Doc. - Duży zapas, tak żeby starczyło na kilka dni. Co ty na to?

-Nie znam się na tym, ale chyba ciastka źle znoszą leżakowanie.- Dave delikatnie głaskał podstawę ogona Vis rozmyślając.-Możesz zawsze spróbować nauczyć się je robić.

- Można je chyba zamrozić - wyraziła nadzieję, chociaż po prawdzie to się na tym kompletnie nie znała. Ciastka to było coś co się kupowało i od razu zjadało. - Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. To by się mogło źle skończyć - stwierdziła, nie podchodząc ze szczególnym entuzjazmem do pomysłu doktorka. - No ale spróbować mogę - zdecydowała, wiercąc się na jego kolanach, żeby ułożyć jak najwygodniej i przy okazji ułatwić mu dostęp do ogona, którego pieszczota jak zwykle sprawiała jej przyjemność.

- Nie. Jeśli nie chcesz, to nie próbuj. Ciasto robi się z miłości do robienia ciasta.- wyłożył swe przekonania Doc rozkoszując się faktem krągłej pupy na swych udach, oraz tego że Vis nie reagowała paniką na jego dotyk na swym ogonie.

- Skoro tak to może jednak wyjdzie z miłości do jedzenia ciasta? - Vis zdążyła się już zapalić do pomysłu i nie chciała z niego tak łatwo rezygnować. - Nauczysz mnie?

- Ja nie umiem. Moja mateczka robiła… ja nie.- wyjaśnił ze śmiechem Doc.-Ale mogę ci asystować przy próbach,

- W takim wypadku trzeba by było załatwić jakieś instrukcje i składniki i znaleźć czas - wymieniała Vis, wcale nie zrażona przeciwnościami. - To chyba nie powinno być trudne, prawda? Może nawet być zabawnie - stwierdziła, po czym zapytała. - Masz może coś do picia? - Ciastka może i były pycha, ale przede wszystkim miały w sobie tony cukru a od tego chciało się pić.

-Brandy.. z tajnych zapasów.- Dave podał dziewczynie butelkę którą przyniósł.-Pieczenie może być zabawne i jest chyba łatwiejsze od mechaniki. Powinnaś sobie poradzić, jeśli nie będę cię za bardzo rozpraszał.

- Zobaczymy - entuzjazm Vis nie gasł, tym bardziej że dostała coś do picia więc już się cieszyła na to przyjemne wrażenie, które szło w parze ze spożyciem alkoholu. Nie czekając odkręciła butelkę i spróbowała mały łyczek. Zdecydowanie nie smakowało tak dobrze jak to słodkie coś, czym doktorek poczęstował ją jakiś czas temu ale nie było też złe, chociaż chyba mocne. Uznając że może się zdobyć na odwagę pociągnęła większy łyk, po czym oddała butelkę doktorkowi.

- Czym różnią się tajne zapasy od normalnych? - zainteresowała się jego stwierdzeniem.

- O tajnych wiem tylko ja.- wyjaśnił Bullit i przyglądając się Vis dodał z powagą.-I są na wypadek awaryjny, lub na specjalne okazje.

Spojrzenie Doca spoczęło na dekolcie dziewczyny. Nachylił się i czubkiem języka zaczął zbierać okruszki ciastek ze skóry jej piersi.

- Aaha - mruknęła, gubiąc na chwilę temat rozmowy wśród innych myśli, jakie wypełniły jej umysł. Jej oddech przyspieszył przez co niektóre okruszki wymknęły się spod języka Doc’a spadając niżej.

I Dave próbował je dosięgąć wsuwając język między biust Darakanki. Ale choć miał go dość dużego, to sięgnąć owych okruszków nie był w stanie. Ale trzeba przyznać, że dzielnie walczył o czystość skóry Vis.

Vis zaś toczyła walkę z nowymi dla niej dylematami. Z jednej strony miała ochotę sięgnąć do tyłu i oswobodzić piersi z objęć stanika, z drugiej nie była pewna własnej reakcji na dalsze pieszczoty. Niby jedyne co obecnie czuła to przyjemność, przekonała się już jednak o tym, że ta w każdej chwili może się zmienić w strach. W końcu zdecydowała się na wyjście pośrednie i wsunęła dłoń we włosy Doc’a, bawiąc się nimi i ostrożnie zachęcając do dalszych starań. Drugą z kolei wodziła po ramieniu, badając je nader dokładnie powolnymi, leniwymi wręcz ruchami. Zachęcony jej reakcją Bullit skupił się na pieszczocie jej krągłego biustu na tyle, na ile on wystawał spod bielizny. Był to wystarczający kawałek, by pieścić go pocałunkami i wyznaczać językiem szlaki na skórze, dołączając do tego wodzenie palcami po ogonie.

- A propo słodyczy… wiesz że ty jesteś najsłodsza tutaj?- wymruczał pomiędzy liźnięciami potwierdzającymi tą teorię.

- Nie… nie jestem słodka - zaprzeczyła, bo wedle jej wiedzy smak jej skóry wcale słodki nie był, bez względu na to który fragment się próbowało. - To tylko… okruszki - znalazła szybko wyjaśnienie dla słów Doc’a, wiercąc się znowu, tym razem wierceniem tym wyrażając niecierpliwość dość szybko rozgrzewającego się ciała.

- Nie jestem pewien… jest coś w tobie, co sprawia że mam ochotę wycałować cię całą. Wypieścić.- wymruczał Bullit na moment odrywając usta od biustu Vis.- Ale nade wszystko… mam ochotę spełnić twoje kaprysy i zobaczyć twój uśmiech.

I zobaczył, bowiem w odpowiedzi na jego słowa Vis obdarzyła go nader promiennym uśmiechem.

- W takim razie postaram się często miewać kaprysy i równie często uśmiechać - obiecała, pochylając się w kierunku ust doktorka gdzie w jednym z kącików dostrzegła niewielki okruszek, który to idąc za jego przykładem usunęła muśnięciem języka.

- Zacznijmy od obecnych kaprysów… gdzie… na tobie jeszcze uchowały się jakieś okruszki… mam poszukać…- wymruczał łobuzersko Doc cmokając czubek nosa dziewczyny, a potem całując usta, wpierw czule… a potem bardziej namiętnie.

Na który to pocałunek Vis odpowiedziała, chociaż z początku z wyraźnym wahaniem. Ciężko jednak było się jej skupić na obawach i możliwych, negatywnych zakończeniach tej zabawy gdy dłoń doktorka robiła wszystko, by skupienie przychodziło jej z trudem, a usta wciąż smakowały zjedzonymi ciastkami. Zawsze miała problem z łakociami i opieraniem się im. Gdy zaś do owej słabości dodało się kolejną, w postaci mężczyzny, któremu siedziała na kolanach, to wszelkie opory zwyczajnie pozbawione były szans.

-A teraz… zabawimy się… hmm… w coś takiego. Ja będę robotem, a ty moją śliczną… konstruktorką. Będziesz mi mówiła co mam robić, a ja będę spełniał twoje kaprysy. Co ty na to?- zaproponował Bullit licząc że Vis bardziej się rozluźni i uspokoi, gdy cały czas będzie miała kontrolę nad sytuacją.

Vis nie do końca była przekonana co do takiego pomysłu chociaż wizja doktorka w roli robota wcale nie była taka zła.

- Możemy spróbować - zgodziła się nie chcąc mu sprawiać przykrości odmową. - Tooo… - przygryzła wargę zastanawiając się od czego by tu zacząć. Gdy jej wzrok padł na rozłożone na łóżku zakupy, twarz ozdobił jej psotny uśmieszek.

- To może przymierzysz te… sznureczki? - zaproponowałą, wskazujac na czerwoną plątaninę.

-Musisz zejść… ze mnie.- mruknął Bullit cmokając ją w ucho.

No tak, coś za coś. Vis niechętnie podniosła się kradnąc przy okazji butelkę, po czym usadowiła wygodnie na łóżku. Ogon uderzał w nie miarowo, wyrażając oczekiwanie, które widoczne było także na twarzy i w oczach dziewczyny.

Bullit wstał i zaczął się pozbywać się ubrania. Przerwał bardzo szybko dodając.- Tylko nie spodziewaj się fajerwerków… Nie umiem rozbierać się tak jak to robią ci, których wynajmują bogate prezesowe.

I wrócił do rozbierania dość szybko odsłaniając znane Vis blizny na umięśnionych rękach, szeroką lekko zarośniętą klatkę piersiową i zabierając się za ściąganie spodni z zadkiem wypiętym w stronę Vis.

- Chodzi ci o te umięśnione jednostki z wygolonym, nasmarowanym olejkiem ciałem, którzy prezentują swoje wdzięki na scenie w zamian otrzymując kredyty od kobiet i mężczyzn w różnym wieku? - zapytała niewinnym głosikiem, próbując przy tym nie chichotać za bardzo bo to utrudniało pociąganie z butelki, której to czynności oddała się niemal z równą pasją co wpatrywaniu w rozbierającego się Doc’a.

-Nooo… bo przecież nie będę jak striptizerka podrygiwał. Nie mam do tego warunków, a mężczyźni mnie nie ciągną do siebie.- Vis przyglądała się jak spodnie opadają, jak Doc klnie pod nosem podczas ich ściągania, kręcąc tyłkiem jak hipnotyzer… acz zupełnie nieświadomo. Potem i bielizna została zsunięta i z gołym tyłkiem Bullit podszedł do żelkowych majtek… a sama Vis mogła oglądać ów twardy dowód pożądania uniesiony dumnie jak na paradzie na jej cześć. Przynajmniej dopóki Doc go nie zasłoni.

- Ja nie narzekam - wyszczerzyła się radośnie, na chwilę przenosząc wzrok na nieco wyższe rejony by spojrzeć doktorkowi w oczy. - Poza tym całkiem nieźle ci to idzie, całkiem jakbyś wcześniej ćwiczył - drażniła się z nim w najlepsze, chociaż wzroku za długo przy jego oczach nie utrzymała bo ten jakoś tak zaraz przyciągnięty został z powrotem w rejony wyraźnego zainteresowania dziewczyny.

- Nie ćwiczyłem… naturalny talent ze mnie. Strasznie piją w tyłek.- mruczał Doc wciskając się w jadalną garderobę, która z powodu stroju Vis robiła się dla niego ciasna w pewnych rejonach ciała.-No i ubrałem… co teraz?

Było to całkiem dobre pytanie tyle że myślenie przychodziło już Vis z pewną trudnością. Winna wszystkiemu była oczywiście zawartość butelki chociaż nie tylko. No bo od alkoholu chyba nie przyspieszał oddech ani się sucho w ustach nie robiło a te właśnie objawy Vis u siebie zaobserwowała gdy tak próbując wymyślić co dalej, przyglądała się doktorkowi. W końcu jednak udało się jej wpaść na pomysł, całkiem dobry do tego, a przynajmniej dobry w jej mniemaniu. Odłożyła więc butelkę bo potrzebowała mieć obie dłonie wolne i z nieco niekontrolowanym chichotem przeniosła się na brzeg łóżka, przystając z dłońmi z przodu i wygiętym tyłeczkiem, nad którym wesoło kołysał się ogon.

- Teraz pora na próbowanie - stwierdziła, mówiąc nieco wolniej niż zwykle, ale słowa jakoś tak nie bardzo chciały nie dość że się układać w głowie to jeszcze opuszczać usta.

- Co tylko sobie życzysz Vis… jak sobie życzysz.- Doc dzielnie stał na baczność przed łóżkiem czekając na jej inspekcję. Nie było to łatwe, bo Darakanka wyjątkowo kusiła, choć nieświadomie, do bardziej śmiałych działań. Ale nie chciał jej spłoszyć.

Vis zaś, nie marnując czasu, zabrała się do wspomnianego próbowania. Dosłownego próbowania bowiem jej rozdwojony języczek wysunął się spomiędzy warg i delikatnie przesunął po okrytym żelkowymi sznurkami wybrzuszeniu.

- Truskawkowe - poinformowała doktorka, na chwilę unosząc wzrok ku górze. - Lubię truskawki - dodała chichocząc i powracając do smakowania, które przeniosło się nieco ku górze i na bok, podążając za sznurkiem podtrzymującym całą konstrukcję z prawej strony. Wtedy też przyszedł jej do głowy inny pomysł, który oczywiście od razu wprowadziła w życie wgryzając się w żelek. Oczywiście przy okazji naruszyła także integralność całej konstrukcji, chociaż to jakoś wcale jej nie obeszło, gdy z zadowoloną minką wycofała się nieco żując swoją zdobycz.

Doc w odpowiedzi szybciutko chwycił ręką za sznurek by nie dać Vis tak szybko satysfakcjonujących widoków. Najwyraźniej musiała się przegryźć przez truskawki, by dotrzeć do kiełbaski lub… przecież bawili i się w robota i jego panią. Spełni każdy jej rozkaz… prawda?

Jako że kawałek nie był zbyt duży to i szybko się skończył zmuszając Vis do postarania się o kolejny. Reguły zabawy wyleciały jej z głowy dość szybko więc zamiast poprosić doktorka by sam urwał dla niej kawałek, powróciła do samodzielnego zdobywania łakoci, które to najwyraźniej sprawiało jej przyjemność. A może po prostu cieszyła się ze swojego psotnego pomysłu bowiem kolejny atak przepuściła na sznurek po drugiej stronie.

Bullit nie odpędzał dziewczyny, ale drugą dłonią pochwycił owe żelowe sznureczki, tyle że… mężczyźnie zaczynało brakować rąk, a Vis nie brakowało apetytu.

Oba stwierdzenia były jak najbardziej prawdziwe o czym Doc przekonał się już po chwili, w której to Vis w najlepsze wsunęła języczek pod plecionkę z żelków i zaczęła owym języczkiem wybierać kolejne sznurki do przegryzania, pnąc się powoli ku górze, wzdłuż twardego wybrzuszenia. Przestała dopiero gdy dotarła do samej góry, pozostawiając niewielki fragment nieodsłoniętym. Wtedy to wycofała się i przysiadła na piętach podziwiając swoje dzieło z odległości. Tak, była zadowolona, rozgrzana i kręciło się jej w głowie. Podsumowując - czuła się świetnie.

- Dobrze mi - westchnęła, chwytając w dłonie ogon i wodząc po nim palcami w dość sugestywny sposób, chociaż nieświadomy. - Chyba lubię brandy i żelki truskawkowe. Możemy je kupować częściej? - Zapytała, spoglądając na doktorka. Znowu zaschło jej w ustach więc obróciła się by sięgnąć po butelkę. To z kolei przyniosło kolejny pomysł, który także przypadł jej do gustu.

- Widziałam to kiedyś w trakcie przedstawienia w klubie. Takiego prywatnego dla specjalnych gości - mruczała pod nosem, układając się wygodnie na plecach. - No i to takie samolubne pić samemu - dodała, odkręcając butelkę. - Napijesz się ze mnie?

Nie czekając na odpowiedź najpierw pociągnęła solidny łyk, a następnie wylała nieco trunku na brzuch. Bez wątpienia była w stanie, który określano jako wskazujący.

-Żelki nie są problemem… tych możemy kupować wiele. Ale brandy… lepiej pić od czasu do czasu.- Doc nie miał ochoty odmawiać leżącej Darakance. Wdrapał się na łóżko i pochylił nad dziewczyną wodząc językiem po jej nagim brzuchu i zlizując zimne kropelki trunku ciepłym językiem i pieścił skórę Vis pocałunkami.

Słowa zderzyły się z gwałtownie wessanym powietrzem przez co z ust Vis wydobył się tylko jęk. Była pewna, że to co chciała powiedzieć było w jakiś sposób istotne ale jej umknęło zanim powzięła kolejną próbę. Widząc że nie ma szans na sukces skupiła się na dolewaniu owej brandy i kierowaniu ruchami głowy Doc’a tak żeby nie stracił zbyt wiele trunku. Nagle jej własna bielizna zaczęła jej wadzić, jednak tym razem to ona miała zajęte obie dłonie.

- Rozbierz mnie - poprosiła podnosząc się nieco na rękach kładąc przy tym butelkę byle gdzie, kompletnie przy tym o niej zapominając gdy tylko opuściła jej dłoń. Gdzieś z tyłu głowy piszczał głosik twierdzący że to szaleństwo i że za szybko i że może się źle skończyć ale był to na tyle słaby pisk że Vis postanowiła go zignorować.

Doc uśmiechnął się łobuzersko i zabrał się za rozbieranie jej… pozbawiając ją majtek i… na tym zakończył. Zamiast dalej rozbierać Vis nachylił się i przesunął językiem po jej podbrzuszu i muskając delikatnie punkcik rozkoszy Darakanki. A potem musnął badawczo jej kobiecość zerkając wyżej na twarz dziewczyny by… dowiedzieć się czy jego działania uzyskały aprobatę “konstruktorki”.

Twarzy jednak nie zobaczył ta bowiem powędrowała do tyłu wraz z resztą głowy. Przez głowę Vis przemknęło niczym błyskawica że fajnie przy takim ruchu sufit się kołysze, jednak zaraz jej myśli powróciły do tego co wyczyniał doktorek. Kierowane przez nie nogi ugięły się w kolanach i uniosły, rozszerzając by miał łatwiejszy dostęp. Jeżeli jakakolwiek niespokojna myśl zrodziła się w jej umyśle, została szybko zagłuszona przez szum krwi, intensywność wrażeń i krążący w żyłach alkohol.

Doc wylądował między jej udami, obejmując je rękami i wodząc palcami po udach… powoli i delikatnie. Niemniej to co Vis czuła pomiędzy udami było ważniejsze. Tu Doc delikatny nie był, choć bólu nie czuła. Przycisnął twarz do jej łona, sięgnął językiem do bramy rozkoszy i przekroczył ją pieszcząc wpierw delikatnie, ale potem coraz szybciej i intensywniej, by czuła jego niecne działania kolejnymi falami rozkoszy… by nie mogła choćby przez chwilę złapać oddechu.

I sztuka ta mu się udała przy okazji wymazując wszelkie myśli z jej głowy. Jedyne co zostało to odczucia płynące z wrażliwego wnętrza, które dominowały wszystko i odbierały zdolność panowania nad ciałem. Nie mogąc dłużej utrzymać się na rękach opadła z powrotem na łóżko, przenosząc dłonie na głowę Doc’a, dociskając ją nawet mocniej. Na efekty swoich działań nie musiał długo czekać. Ciałem dziewczyny wstrząsnął spazm rozkoszy za którym przybyła błoga nieświadomość spełnienia, odbierająca te resztki sił jakie jej zostały.

- Nooooo to teraz… biustonosz ?- zapytała kudłata głowa nadal tkwiąca między nogami Darakanki i delikatnie całująca jej uda.

W odpowiedzi pokiwała głową jeszcze nie do końca kontaktując. Zamiast wracać do rzeczywistości wolała tkwić w tym przyjemnym stanie, w jakim właśnie się znajdowała. Myślenie o czymkolwiek było zajęciem ponad jej siły więc zostawiła doktorkowi wolną rękę, a przynajmniej na obecną chwilę.

Bullit uniósł się i przesunął się w górę. Przyglądał przez chwilę Darakance, poczym zsunął materiał uwalniając jej piersi. Leniwymi muśnięciami języka, pocałunkami i ugniataniem krągłości dłonią Doc rozkoszował się nimi pozwalając dziewczynie pozbierać się po niedawnej ekstazie… no prawie pozwalając, bo wszak wiedział jak lubi być dotykana.

Vis zaś rozkoszowała się tymi pieszczotami w najlepsze, kryjąc oczy za powiekami i bawiąc się włosami Doc’a, w które na powrót wsunęła swoje palce. Myśli powoli wracały do jej niedawno opustoszałej głowy, były jednak spowite mgłą rozleniwienia napędzaną dodatkowo przez dalsze działania doktorka. Zaspokojone ciało powoli budziło się na nowo, tym razem domagając czegoś więcej, o czym jednak Vis wolała chwilowo nie myśleć. Było jej dobrze tak jak teraz i najchętniej odpłynęłaby w objęcia snu.

- Dobrze mi - wyznała, uśmiechając się błogo.

- O to chodzi…- Bullitowi też było dobrze, choć… odczuwał pewne ciśnienie wymagające uwolnienia, ale… No właśnie, było to wielkie ALE w postaci stanu umysłu Vis. Darakanka wszak miała te traumatyczne doświadczenia i Dave nie zamierzał jej kusić czy namawiać do niczego. Wpierw musiała znów czuć się przy nim bezpiecznie i swobodnie. Dlatego też zajął się jej potrzebami… No i piersi Vis które mógł wielbić, same w sobie były kuszącą nagrodą.

Ona z kolei miała pewien problem, który krok po kroku odciągał ją od przyjemności ciała ku mniej przyjemnym tematom, a przynajmniej tym które obecnie niezbyt przyjemnie się jej kojarzyły. Myśl która zawitała w jej głowie nie miała widocznie zamiaru łatwo się poddać powracając raz za razem niczym bumerang. W końcu cierpliwość Vis się skończyła i dziewczyna postanowiła że najlepszym sposobem jest zmierzenie się z ową problematyczną myślą. Sposób zaś miała tuż pod ręką. Doc poczuł jak wpierw jedna, a następnie druga noga owija się wokół jego pasa. Nacisk, który tworzyły był wystarczająco sugestywny by nie miał problemu z domyśleniem się o co dziewczynie chodzi.

Doc pozwolił by dziewczyna ruchami swych nóg, naprowadziła jego wojownika do celu. Dłonią usunął resztkę żelkowej bariery i… powoli zdobył jej kobiecość.

- Będę delikatny…- wymruczał całując jej piersi i obojczyki, gdy przesuwał się powoli w górę.- Tobie zostawiam nadanie tempa, jeśli chcesz bym przyspieszył, wystarczy nacisk nóg.
Bo i rzeczywiście Vis czuła wypełniającą ją obecność kochanka, przyjemność jaka płynęła z tego faktu i strach wynikający z traumy. Ale też… nadal wszystko było pod jej kontrolą i Doc pozwalał jej decydować o wszystkim.

Ona zaś, po pierwszej fali strachu, która sprawiła że jej ciało zamarło, podjęła swoją walkę starając się zastępować każde z nieprzyjemnych wspomnień jakie wyłaniały się w jej umyśle, całkiem przyjemną rzeczywistością. Zadanie to z każdym poruszeniem się Doc’a w jej wnętrzu stawało się łatwiejsze. Na tyle, że w końcu otworzyła oczy by spojrzeć na niego. Z westchnieniem ulgi powitała brak bezpośredniego skojarzenia z napastnikiem nawiedzającym jej sny. Rozochocona sukcesem postąpiła tak, jak jej doktorek powiedział, naciskiem nóg zapraszając go do zwiększenia tempa. Bullit rzeczywiście poruszył mocniej biodrami sprawiając, że Vis poczuła go wyraźniej i intensywniej. Pocałował jej usta szepcząc żartobliwie.- Nie krępuj się… daj klapsa jeśli mam mocniej.

Vis jednak nie miała zamiaru korzystać z tej propozycji. Zamiast tego otoczyła rękami szyję kochanka, przyciągając go bliżej, tak by mogła sięgnąć językiem do jego ucha.

- Mocniej - wyszeptała, delikatnie kąsając płatek, szczęśliwa że może na nowo czerpać samą przyjemność z aktu, bez brudnego nalotu, który pozostawił po sobie atak.

Bullit zamiast od razu zwiększyć tempo, zaczął całować usta Vis rozkoszując się tą drobną pieszczotą. Niemniej po chwili łóżko zaskrzypiało, a doznania zaczęły przeszywać ciało Darakanki, gdy biodra kochanka poruszały się coraz szybciej i coraz mocniej dociskając Vis do łóżka. Wszak doktorek starał się by ten akt miłosny był jak najbardziej przyjemny dla niej.

I bez wątpienia był o czym świadczył przyspieszony oddech, który owiewał jego ucho, bowiem im mocniejsze ataki na jej wnętrze przeprowadzał tym mocniej ręce Darakanki obejmowały jego szyję. Wciąż jednak było jej mało, całkiem jak wędrowcowi na pustyni, który po dniach bez wody dotarł w końcu do jej źródła. Raz po raz usta Vis opuszczała prośba o zwiększenie doznań, całkiem jakby tylko to jedno słowo zdolne było je opuścić.

Bullit przesunął dłońmi po bokach Vis, by w końcu chwycić z jej pośladki i docisnąć jej ciało do siebie. Puściły mu wszelkie hamulce i brał Darakankę w posiadanie niczym wyposzczony barbarzyńca swoją brankę. Nic więc dziwnego że rozkosz falami przetaczała się przez Vis sprawiając, że jej ciało wiło się pod kochankiem nerwowo… próbując utrzymać rozkosz w sobie. Ta wyrywała się jej ustami w postaci głośnych jęków i okrzyków… oraz dyszenia. Na szczęście nikt tego na statku nie mógł dosłyszeć…. no może poza Bixem. Ale on był zajęty, prawda? Prawda?!

Trwało to tak aż do finału ich namiętnych igraszek, po którym to głowa Bullita opadła na krągłe i miękkie piersi dziewczyny.

Które to wciąż drżały próbując odzyskać kontrolę nad oddechem. Serce uderzało szybko, rytmicznie, pompując krew w której było teraz zdecydowanie mniej alkoholu niż na samym początku owych igraszek. Powoli i leniwie sunęła opuszkami palców po plecach kochanka, ciesząc się ich dotykiem, potem który na nich wyczuwała i samą jego obecnością. To czy ktokolwiek zwrócił uwagę na ich zabawę, nie zaprzątało głowy dziewczyny, która była zwyczajnie szczęśliwa z tego że udało się jej pokonać przeciwnika i do tego zadowolić doktorka. Jakby nie spojrzeć miała powody do bycia zadowoloną.

-Nie zjadłaś żelków do końca…- mruknął leniwie Doc wcale nie zamierzając podnieść swej głowy z jej miękkich jak poduszeczki piersi. Spoglądał na pospiesznie zerwaną żelkową masę, która już w niczym nie przypominała bielizny.

- Mam jeszcze cukierki - odparła wesoło, przenosząc dłoń z pleców na włosy doktorka, które zaczęła głaskać równie leniwymi ruchami. - Dziękuję - dodała po chwili, bo poczuła silną potrzebę wyrażenia na głos swojej wdzięczności. Potrzebę, która wycisnęła też srebrzące się perełki łez z jej oczu ale jako że doktorek leżał wciąż na jej piersiach nie mógł ich widzieć.

- Nie masz jeszcze za co. - mruknął Doc nadal tuląc się do jej piersi. - Ale zaraz to zmienimy, gdy wymasuję ci…- uniósł głowę i spojrzał na twarz Vis uśmiechając się. - No już już… Cukierki zostawimy sobie na następną okazję, gdy znów najdzie cię ochota zobaczyć jak świecę przed tobą gołym zadkiem. A na razie… połóż się na brzuszku… wymasuję ci plecki i pupę i ogólnie zajmiemy się twoim relaksem, póki Becky nie sprowadziła nam jeszcze pasażera na gapę.

Ta w odpowiedzi pokiwała głową uśmiechając się przez łzy, które zaraz zresztą otarła. Szybko też obróciła się na brzuch gdy tylko Doc uniósł się by jej to umożliwić i oparła głowę na rękach czekając na obiecany masaż.

- Po masażu? - zaproponowałą wesoło, przeszkadzając przy tym doktorkowi ogonem, który równie wesoło począł machać mu przed twarzą.

- Jeśli będziesz chciała… ale wiesz… możemy z tamtymi zaczekać na inną okazję.- mruknął Doc klękając nad dziewczyną i biorąc się do masowania. Nie znał się na tym za bardzo… ale się starał wodząc dłońmi po jej skórze.

Co w zupełności wystarczało dziewczynie, której było teraz przyjemnie, błogo i sennie. Trzymała się jednak dzielnie wiedząc że przecież czekają na nią jeszcze ciastka, a te trzeba przecież było zjeść zanim się zeschną. Tej lekcji nauczyła się już dawno temu i do tej pory nie zapomniała.

- W międzyczasie możemy zjeść ciastka - wypowiedziała na głos swoje myśli, jednocześnie zgadzając się z doktorkiem. Poczekać z cukierkami też mogli, jej to nie przeszkadzało. - Tylko chyba przydałoby się do tego więcej picia - stwierdziła obracając głowę na bok i zerkając na niego z psotną minką.

- Najpierw ciastka…- zszedł z Vis tylko po to by uraczyć ją kolejną porcją ciastek. A następnie podał butelkę, by mogła się napić. Po czym wrócił do masażu schodząc dłońmi nieco niżej.

Vis do przekroczenia bram nieba brakowało jeszcze tylko jakiegoś robota w którym mogłaby przy okazji grzebać, ale i bez tego miała wrażenie że w owym niebie się znajduje. Ciastka, picie które powodowało przyjemne kręcenie się w głowie i do tego doktorek masujący jej plecy… No, głaszczący raczej ale to w zupełności wystarczało.

- Możemy tak codziennie? Albo parę razy dziennie? Albo w ogóle nie opuszczać łóżka? Cooo? - Wesoło rzucała kolejne propozycje, zlizując piankę z ciastka w przerwach między jedną i drugą, a na zakończenie skorzystała z zawartości butelki.

- Możemy często… ale nie codziennie. Mamy obowiązki w końcu i robotę.- mruczał Bullit schodząc palcami do pośladków i ugniatając je drapieżnie i bardziej zmysłowo.

- Szkooda - jęknęła trochę z powodu zawodu, że jednak nie mogą, ale i jęk ten miał w sobie i inne nutki, będące odpowiedzią na dotyk Bullita. Ogon, który do tej pory aktywnie przeszkadzał w masażu chociaż w niego nie ingerował, teraz zazdrośnie owinął się wokół ręki doktorka, także dopominając się uwagi. Jego właścicielka zaś uniosła się na łokciach i obserwowała Doc’a z na pół psotnym, na pół drapieżnym uśmieszkiem. Ponownie kręciło się jej w głowie co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę że praktycznie opróżniła całą butelkę brandy.

-Wierz mi… nie będziesz czuła się niedopieszczona.- odparł żartobliwie Doc biorąc się za powolne i leniwe masowanie jej ogona, tuż przy pupie. Od czasu do czasu nachylał się by musnąć tam językiem u jego podstawy, gdzie przy całej swej gibkości nie mogła dosięgnąć.

Vis nie miała najmniejszego problemu z uwierzeniem w jego słowa, szczególnie biorąc pod uwagę obecną chwilę. Czując przyjemne, rozleniwiające i jednocześnie pobudzające fale płynące od strony podstawy ogona, podciągnęła nieco pod siebie kolana dopominając się o więcej pieszczot.

Język Doca krążył dookoła ogona, oraz po pośladka. Wodząc lewą ręką po ogonie, drugą sięgnął między podkurczone nogi i pieścić powolnymi ruchami kobiecości Vis. Bez pośpiechu i delikatnie… powoli rozkoszując się tym co czuł pod ustami i pod palcami.

Rozkoszowała się także Vis, której to rozkoszy dawała wyraz zarówno urywanymi jękami, które opuszczały jej usta jak i wyraźnie zachęcającymi ruchami zarówno ogona jak i reszty ciała. Górna jego część ponownie opadła na łóżko podczas gdy dolna wygięła się mocniej ku górze dając doktorkowi lepszy dostęp do intymnych części. Jako że dłonie i usta Doc’a były chwilowo zajęte, Vis postanowiła sama zająć się piersiami, masując je delikatnie w rytm poruszeń dłoni doktorka.

Palce doktorka zaczęły muskać głębiej i sięgać śmielej między uda dziewczyny. Najpierw delikatnie przeszywając jej kwiatuszek, potem przeszywając władczo i stanowczo by poczuła silniejsze doznania. Wodząc językiem to po pupie, to po ogonie dziewczyny Bullit muskał też obszar między jej pośladkami czasem zaczepnie dotykając czubkiem języków jej drugiej… bardziej niegrzecznej bramy do perwersyjnych zabaw.

Które co prawda Vis nie były znane ale jakoś nieszczególnie jej to przeszkadzało, przynajmniej dopóki było jej dobrze, a tak było bez dwóch zdań. Działania Bullit’a coraz szybciej wznosiły ją ponownie na szczyt rozkoszy sprawiając że wcześniejsze wirowanie świata przed jej oczami nabrało intensywności wraz z przyspieszeniem oddechu. Jej ciało domagało się więcej, którą to ochotę starała się przekazać nie tylko samymi ruchami bioder które próbowały zmusić doktorka do głębszej penetracji, jak i samego ogona który przyciągał rękę Doc’a bliżej i bliżej. Drżał przy tym z ekstazy za każdym razem gdy język mężczyzny zbliżał się do jego podstawy, wysyłając kolejne fale przyjemności wzdłuż kręgosłupa.

-Vis.. na czworaka… dobrze…? - szepnął Doc uznajac że palce, to może być za mało dla Darakanki, więc wysunął dłoń spomiędzy ud dziewczyny i starał się klęknąć za nią nadal wodząc jedną dłonią po jej ogonie.

Odpowiedź uzyskał w formie nader chętnego przyjęcia przez dziewczynę wspomnianej pozycji. Dłonie Vis niechętnie bo niechętnie, ale odpuściły sobie zabawę z jej piersiami i ułożyły, w lekkim od siebie odstępie, na łóżku dając podstawę dla górnej połowy jej ciała. Podobny ruch wykonały nogi, rozkładając szerzej kolana i wypinając pośladki w zapraszający sposób.

Bullit oparł dłoń o pośladek dziewczyny i szturmem wtargnął między jej uda wprawiając piersi Vis w kołysanie. Trzymając jedną ręką jej pupę, drugą wodząc po ogonku, silnymi ruchami bioder gwałtownie zdobywał jej intymny zakątek uznając że nauka nowych doświadczeń… na to przyjdzie czas. Raz po raz, nie oszczędzał Darakanki wiedząc, że ma apetyt na mocne wrażenia. Delikatność mogła poczekać.

I faktycznie, nie dało się ukryć że to te właśnie mocne wrażenia sprawiały jej teraz największą przyjemność. Świadczyły o tym chociażby dość głośne wyrazy uznania dla działań doktorka, które opuszczały jej usta za każdym razem gdy się w niej zagłębiał. Jej ciało wygięło się w łuk pragnąć coraz to silniejszych doznań, w których całkiem się zatraciła zdążając do momentu w którym wraz z głośnym krzykiem jej ciało przeszył dreszcz rozkoszy zwiastujący dotarcie Vis na sam jej szczyt, po którym to dotarciu opadła górną częścią ciała na łóżko w pełni oddając resztę do dyspozycji doktorka. Bullit jeszcze kilka gwałtownych pchnięć zdołał z siebie wykrzesać obserwując kochankę w tak.. prowokująco- kuszącej pozie, po czym sam też dotarł i położył się obok Vis. Następnie przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno.

- Będziemy w końcu musieli wziąć się za obowiązki.- wymruczał smutnie do jej ucha.

- Mhm - mruknęła w odpowiedzi, wyjątkowo nie bardzo przejmując się zaległą robotą i jakimikolwiek obowiązkami. - Później - dodała, moszcząc się przy nim z wyraźnym zamiarem odespania zarówno igraszek jak i wrażeń zakupowych, a przede wszystkim wypitego alkoholu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-06-2017, 21:55   #192
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Fenix

Załoga corvetty zebrała się na swym statku, kończąc chwilowo eskapady na planecie Mersey. Oczywiście, nie każdy spowiadał się każdemu, jak minął im czas.

Bullit i Vis wrócili z zakupów, po czym zniknęli w kajucie mężczyzny, zajmując się degustacją… nie tylko słodyczy. Czas nie grał dla parki żadnej roli, inne zajęcia ich nie interesowały, więc bawili się w najlepsze, nie zwracając uwagi na to co, kto, i z kim na pokładzie.

Bix po zabawie z Rosą wrócił do zajmowania się “popcornówą”, chuchając, dmuchając i polerując broń. I… no trochę się nudził. Miał ochotę na jakąś akcję, na skucie komuś mordy, a przede wszystkim, na wypad w miasto.

Fenn i Nightfall wrócili dosyć szybkim krokiem. Gdy zaś w końcu byli już na Fenixie, obaj nieco odetchnęli… choć oczywiście tak, by pozostali tego nie widzieli. Ich eskapady, mówiąc delikatnie, były mocno ekscentryczne, oby tylko Doc czegoś nie zwęszył.

Becky gdzieś wcięło. Tym jednak, akurat chwilowo, nikt się nie przejmował. Ot, pilotka spędzała czas w Blackhill, a że miała wyłączony Unicom, również nie budziło wielkich podejrzeń. Z reguły całkiem normalna rzecz, nie chciała by jej przeszkadzano w trakcie wolnych chwil...

Było w miarę późne popołudnie, według miejscowego czasu, coś koło godziny 16.

~

Załoganci poznali również Rose North. Dwudziestoletnia, zgrabniutka i ładniutka ruda panienka, oznajmiająca wszem i wobec, iż ma już podpisany kontrakt, i czeka, aż w końcu statek ruszy. Paradowała po pokładzie boso, ubrana jedynie w kuse spodenki i top. Kręciła się w kuchni, ze słuchawkami na uszach, podrygując zgrabnym tyłkiem w takt muzyki, gotując niby jakieś “podwieczorki” dla załogantów…

Bullit (pod okiem Vis), postanowił ją dokładnie przepytać na boku, odnośnie całej sytuacji… choć sama dziewczyna, “zaznajomiła” się już to z jednym, to z drugim osobnikiem z ekipy. W ładowni parkował jej hoovercar, zajęła już kajutę niedaleko Fenna, i jak nic, wpakowała się swymi zgrabnymi nóżkami już na całego między tą bandę narwańców.

~

Fenn wybrał się do klubu z panienkami, biorąc ze sobą uradowanego z tego powodu Bixa. Valarian wiedział bowiem, iż w obecnej chwili nie ma sensu szukać gdzieś jakiegoś dentysty. Popołudniową porą kończyli oni już swoją pracę, a na upartego szukać kogoś, kto mógł mu jeszcze pomóc, nie miał najzwyczajniej ochoty. “Młotek” z kolei wprost aż zacierał łapy, i trudno było powiedzieć, czy z powodu owych panienek, okazji do chlania, samego wypadu na miasto, możliwości dania komuś po ryju, czy może i wszystkiego po trochu…

Nightfall poszedł tym razem samotnie na miasto. I w nieco innym stroju, z doklejoną, sztuczną brodą, by go nie rozpoznano… miał zamiar poszukać kogoś, kto mu w końcu poskłada do kupy zakupiony u Padoców pancerz, wraz z wszelkimi do niego dodatkami. Ewentualnie, zajrzy również w okolice klubu “Rupieć”, nie mogąc się pogodzić z utratą karabinu, leżącego tam (chyba) nadal w depozycie...





Fenn, Bix

Klub nazywał się “Red Robin”, i wyglądał dosyć ciekawie. Mimo, że do wieczora było jeszcze nieco czasu, przebywały w nim już gdzieś ze dwa tuziny gości. Muzyka, alkohole, holograficzne i żywe panienki, czy to z obsługi, czy jako tancerki. słodko się uśmiechające i mrugające… zapowiadało się nieźle.


Zabawa trwała w najlepsze, i chwilowo obyło się bez rozwalania przypadkowej gęby (więc dla Bixa było jednak nudno?), póki Fenn nie zauważył patrolu 4 miejscowych Torganas, będących chyba tutejszą policją. W każdym bądź razie mieli przy sobie i karabiny, a z nimi tak łatwo do klubu wejść nie było. Jeden z nich przyglądał się z kolei przebywającym wewnątrz nieco uważniej niż pozostali, zerkał również na jakiś mały hologram przy swoim lewym nadgarstku.





Nightfall

Mężczyzna wybrał się na miasto, tym razem już ubrany inaczej. Bez pancerza, bez hełmu, zupełnie jak jakiś niewinny(akurat) cywil… poszukiwał z kolei kogoś, kto byłby w stanie połączyć zakupiony wcześniej pancerz z dodatkami, jakie sobie wykombinował Night.

Strzelec, nieco obeznany w takich zagadnieniach, wiedział, iż nie zawsze trzeba szukać gdzieś, gdzie jest tłoczno, głośno i krzykliwie. Często wystarczał ktoś, kto nie afiszował się wielce w takich sprawach, szukał więc z dala od ruchliwych miejsc… i po godzinie znalazł.


Mały, niepozorny warsztat, nieco broni i pancerzy w regałach, grzebiący właśnie przy czymś robot, i właścicielka, która po zamienieniu z nim ledwie kilku zdań wyjątkowo melodyjnym głosem, od razu przeszła do konkretów. Owszem, są w stanie wykonać zlecenie, zajmie im to z kolei jakieś 3 godziny, a kosztować by to miało 500 kredytów.

Strzelec zastanowił się przez chwilę. 3h, 5 stów, no i… co on będzie robił przez ten czas? Włóczył się bez celu po mieście, wróci na Fenixa by tam zbijać bąki, czy może znajdzie jakieś sensowne zajęcie? Za te kilka godzin w sumie zapadałby powoli zmierzch, to do jego planów by pasowało...





Doc, Vis

Leena i Isabell nadal były nieprzytomne, obie tak leżały, jak je zostawiono w Ambulatorium. Chociaż… wykresy fal mózgowych pani kapitan były dosyć dziwne. Wyjątkowo aktywne, jak na kogoś, kto znajdował się w takim stanie. W sumie nic niepokojącego, choć dziwne, zupełnie jakby miała intensywne sny, dawało to zaś Bullitowi kolejną zagwozdkę odnośnie samej Leeny.

Darakanka drzemała w najlepsze, odsypiając mały rausz alkoholowy, Doc z kolei zasiadł przed komputerem, by przejrzeć info odnośnie zastawionej przez niego małej pułapki na ewentualnych pechowców, dających możliwość przeszczepu cyberserca. I ktoś się odezwał, była jedna wiadomość. Ale dosyć kontrowersyjna.

Zgłosili się bowiem sami miejscowi, i to oficjalnie z tych rządzących w tym zadupiu, oferując pomoc potrzebującej. Zapraszali na rozmowę i ugadanie konkretów, mając nadzieję na “niosącą obustronne korzyści i długotrwałą znajomość” jak to sami napisali. Ech...





Becky

Kobieta odzyskała na chwilę przytomność, wpatrując się w… metalową(?)... w każdym bądź razie sztuczną, kobiecą twarz. Na skraju jaźni, ze wzrokiem odmawiającym posłuszeństwa, kompletnie nic nie rozumiejąc.
- Wszystko będzie dobrze… - Powiedziała biodroidka(?) - Jest pani bezpieczna… proszę odpoczywać…

***

Becky obudziła się z potwornym bólem głowy. Leżała w dużym łóżku, wśród miękkich, pachnących pościeli. Zdezorientowana rozglądnęła się po pomieszczeniu... Znajdowała się w schludnie urządzonej sypialni, przez okna zaś wdzierało się drażniące jej oczy słońce. Takie miejsce nie było miejscem, w którym kończy porwana kobieta… chociaż? W rogu pomieszczenia, poruszyła się biodroidka, ładująca swą baterię. Uaktywniła się zapewnie przez właśnie ruchy pilotki, gramolącej się w łożu.

- Dzień dobry pani, czy czuje się pani już lepiej? - Powiedziała cyber-laleczka, zakańczając już swój pobór energii - Pan na panią czeka, proszę się ubrać, zaprowadzę.


Dopiero po tych słowach, skołowana wszystkim Becky, zdała sobie sprawę, iż leży pod kołdrą nagusienka. A więc jednak… była porwana, i za chwilę miała spotkać się ze swoim “panem”? Skończyła więc jako niewolnica, ale przynajmniej sukinkot nie był biedny. Oj nie, nie da się tak łatwo, będzie walczyć o swą godność i wolność, w końcu była wolną kobietą, a nie czyjąś niewolnicą!

Wygramoliła się z łóżka, zauważając obok niego, przygotowany chyba właśnie dla niej, biały puszysty szlarok, oraz paputki. Nigdzie nie było jej ubioru, podobnie jak po Uni w uchu, wszelki ślad zaginął… trochę kręciło jej się jeszcze w głowie, trochę było niedobrze. Zauważyła szklankę wody stojącą na szafeczce obok łóżka. Na kaca to było chyba dobre, zwłaszcza, że gardło miała kompletnie zaschnięte. Z drugiej jednak strony… szklanka wody, niby nic, niesiona pomoc, a potem taki numer. Wzdrygnęła się, sama nie wiedząc, czy wypić, czy może lepiej nie.




***
Uwaga: Naruszona czasoprzestrzeń sesyjna, Becky ma już kolejny dzień...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 13-06-2017 o 22:05.
Buka jest offline  
Stary 26-06-2017, 20:01   #193
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Night stał, wspierając się przedramionami o blat lady. Sprawiał wrażenie jakby słowa trzy godziny do niego nie dotarły, albo zwyczajnie nic sobie z nich nie robił. Sprzęt był drogi i nie miał zamiaru się od niego oddalać. Kosmitom nie ufał. Z wyglądu byli do siebie podobni i gdyby zniknęli z towarem, nawet nie byłby pewny, czy właściwego torturuje. Kolejne pięćset kredytów wydatku. Naprawdę żałował, że broń nie jest powszechnie obowiązującą walutą. Z "Wesołego Rupiecia" wyniósł karabin warty z półtora kawałka. Tylko co z tego, kasa zamrożona w towarze, bezużyteczna. Poziom gotówki na jego creditsticku nieubłaganie spadał do zera. Zaklął pod nosem. Nadeszły ciężkie czasy. Koniec z drogimi rozrywkami. Zostało odpalić na podręcznym kompie darmową gazetę i uwalić się tyłkiem na fotel w tym jakże skromnie urządzonym, zagraconym częściami warsztatowym biurze.

Od kilkunastu minut mężczyzna przesuwał palcem w powietrzu, przewracając strony wyświetlone przed oczami. Chwytliwe nagłówki wzbogacone o animowane obrazy zachęcały do wejścia. Znalazł w miarę interesujący artykuł z serii tych cyklicznych. "Archiwum X" - nierozwiązane zagadki kryminalne z pogranicza zdarzeń paranormalnych. Całkiem, całkiem, wykrzywił z uznaniem usta w podkowę. Okołotematycznie zastanawiał się jak można by tu szybko zarobić. Najlepiej zagrozić detonacją bomby atomowej w środku mieściny i zażądać okupu. Szedł jednak o zakład, że *szlachetni* piraci z Feniksa będą przeciwni. Nic innego nie było wystarczająco dobre, ani walki uliczne, ani hazard. Nie pamiętał już nawet kiedy ostatnio mieli dobre zlecenie. Wszystko poszło się kochać po stacji badawczej, choć i tak wcześniej, poza tymi nielicznymi momentami w drodze wyjątku, najczęściej bywali pod kreską. Miał dosyć rozważań. “Tajemnicze zaginięcie mieszkańców kolonii” - pogrążył się w tekście.

Artykuł był jednym z wielu, z cyklu wielka sensacja gdzieś na totalnym zadupiu wielkiego wszechświata, i opisywał , jak sam tytuł już zdradzał, o zniknięciu około 6 setek farmerów wraz z rodzinami, na planecie Huoxon 4, w systemie Huoxon Prime… sama planeta posiadała liczne oceany i spore tereny zielone, uprawiano tam zaś agrokulturę, zarówno wodną, jak i ziemną. Wszystko w dużym stopniu zautomatyzowane, stąd jedynie tak nieduża liczba mieszkańców… Unia bada już sprawę, chwilowo wstrzymują się jednak od wszelkich komentarzy, nie chcąc siać niepotrzebnych plotek, stanowczo jednak dementują jakąkolwiek agresję militarną wobec ludności Huoxon 4… Night czytał i ziewał, wzruszając ramionami. Kolejna, pewnie i w całości wymyślona przez kogoś historyjka, by zapuścić w tamte rejony ciekawskich, którzy po dotarciu na miejsce, stwierdzą, iż to wszystko bzdury, a na planecie nie wydarzyło się nic. Skoro jednak już tu są, to kupią to i owo, napełniając miejscową kasę… chwila. CHWILA.

Przez środek pleców mężczyzny przemaszerowała stonoga w lodowatych kapciach.

Czy system Huoxon Prime nie był sąsiadującym systemem z… fuck! Fuck! Ta cholerna stacja, EAS Bavarian, i ta pieprzona Union of Galaxies. Fuck!

Pechowe miejsce na zakładanie kolonii. Tak to właśnie jest. Wiedziesz spokojne, leniwe życie, aż nagle z nieba spadnie kilka unijnych eksperymentów i nie będzie już więcej niedzielnych obiadów w rodzinnym gronie, ani wieczornych meczy Hoverballa z piwem w ręce. Kwarantanna, czystka, tuszowanie sprawy. Byłeś - nie ma cię, nieistotny farmerze z planety Houxon. Night ziewnął przeciągle, sprawdził godzinę i rozejrzał się za jakimś automatem z kawą. Rozwiązanie zagadki z szumnego Archiwum X w jakieś pięć minut i do tego bez ruszania się z miejsca, odbierało całą przyjemność z wyzwania. Może by tak napisać do redakcji, a nuż jest jakaś nagroda, albo chociaż trollować w komentarzach pod artykułem i podsycać teorie spiskowe, ale do tego przydałby się publiczny terminal. Pirat wstał, bez pytania poczęstował się kawopodobnym, rozcieńczonym czarnym napojem i z kubkiem w jednej, papierosem w drugiej ręce ruszył alejką, między ściśniętnymi ze sobą obiektami drobnych przedsiębiorców. W pobliżu mignął mu ogólnie dostępny panel. Night postawił kołnierz płaszcza.



Stukając niespiesznie w klawisze pirat odnalazł przeglądaną wcześniej stronę. Pociągnął łyk z plastikowego pojemnika, zastanawiając się co napisać. Zrobił tak:

"Też mi zagadka, w pobliżu Houxon 4 znajduje się stacja badawcza Unii EAS Bavarian. Prowadzą tam zakazane konwencją eksperymenty i ponoć mieli jakieś problemy. Założę się, że kolonia padła, bo wymknęły się spod kontroli. Kwarantanna, czystka. Plazma w łeb, szkoda mieszkańców."

Podpisał się pod komentarzem Willburn Shails, trololo. Następnie wrócił na fotel w warsztacie i obserwując zza gazety oddalony terminal, zapoznawał się z innymi artykułami, jak i śledził kolejne dopiski, a nuż Willburn Shails mu odpowie podpisując się Nightfall.

Z tej małej zadumy, i wirtualnego klepania siebie samego po ramieniu, wyrwał go czyjś cichy głos, zdaje się, że kobiecy:
- Hej, nie chcesz tanio kupić fajnych dopalaczy? - Odezwała się do niego przedstawicielka jakiejś zielonoskórej rasy. Mówiła zaś cicho, i spoglądała co chwilę do wewnątrz “sklepu” zupełnie jakby się obawiała sprzedawczyni?


Strzelec uniósł wzrok znad holo-prasy. Dłuższą chwilę studiował kosmitkę. Tyle gatunków, a większość fioletowa, albo jakaś taka niebieskawa. Bloreliny, Torganasy, ta Vordianka z bazy tasiemca i nawet Uchu, kimkolwiek on tam nie był. Pirat zapomniał nazwy. Choć gryzoń akurat lubił się smarować fluorescencyjną farbą, więc niekoniecznie podchodził pod profil. Jakby do bycia rasistą nie wystarczało nienawidzić czarnych, białych i żółtych, dochodzili jeszcze niebiescy, czy tam turkusowi.
- Nie jestem zainteresowany dragami - najemnik odpowiedział szorstko. Dzisiejszy dzień nie był dobry do interesów, o czym już się przekonał.

- A co Cię interesuje? - Panna nie dawała za wygraną.

- Pokój na świecie - Nightfall użył typowo wymijającej odpowiedzi. - Zdaje się, że nie przepadacie za sobą z właścicielką warsztatu. Gania cię z kluczem z nastawnym, czy z daleka rzuca śrubami do torów magnetycznych... o chyba słyszę jak właśnie zbiera amunicję.

- Wredna cipa mnie stąd przegania, jakby to była jej ulica - Warknęła dealerka - To co, jednak nic nie chcesz? No szkoda… bo mogę załatwić wiele… żebyś się dobrze poczuł - Powiedziała wyjątkowo wymownie.

- Dziękuje, ale czuję się świetnie... - pirat przeczesał się dłonią po czuprynie. - Substancje psychoaktywne wcale nie są mi potrzebne do pomocy. A w temacie *cip*... - zaczął swoje typowe rozważania. - Zarówno tych wrednych, jak i mniej. Jak to jest, że w tym świecie każdy może z każdym? Choć nie chcę sobie wyobrażać jak to miałoby wyglądać w przypadku mieszkańców Kuan-Yin, ale sądzę, że się da. Nie wydaje ci się to trochę dziwne? Może kiedyś podczas jednej z faz odkryłaś tą jakże nurtującą tajemnicę wszechświata, że mimo całej różnorodności gatunkowej, jesteśmy jednak podobni i wciąż dla siebie atrakcyjni.
Zaciągnął się dymem.
- Mam taką teorię, że cała siła sprawcza, która napędza wszystko wokół - zatoczył ręką półokrąg - jest wielkim perwem, a parę nieopatrznych słów może sprawić, że za chwilę będziemy się pieprzyć na tej ladzie. Ty, ja, właścicielka warsztatu i pewnie robot też się dołączy.

- Eeee... - Zaczęła wielce elokwentnie zielonoskóra - Jakbyś chciał… no ale nie tu… no chyba, że ją przekupisz… ale pewnie i tak do nas nie dołączy...

Night pociągnął kolejny łyk kawy.
- Nie doceniasz ogromu potęgi panującego wokół zboqostwa. Mówię ci, to jak w tych vidach, gdzie główna para zaczyna tańczyć i nagle wszyscy wokół się dołączają, tylko że w zbereźnym wydaniu - kontynuował z przekonaniem. - Czasami mam wrażenie, że gram w jakimś pornolu. Normalnie nie byłoby na co narzekać... Wiesz, korci mnie nawet, żeby przeprowadzić test, ale chciałbym, żeby jednak właścicielka skończyła zleconą robotę. Pancerz mi się przyda.

- Nic nie rozumiem... - Alienka ze skwaszoną miną wzruszyła ramionami - Nie to nie, miłego dnia - Prawie już syknęła na końcu do mężczyzny, po czym poszła w cholerę, zostawiając go już w spokoju…

Najemnik wzruszył ramionami, wracając do przerwanych wcześniej zajęć. Chociaż tyle, że nie oblała go piwem. Zdawałoby się, że ktoś kto ma częsty kontakt z substancjami mogącymi wprowadzić umysł w odmienne stany świadomości jest w stanie dostrzec więcej i wyjść poza barierę. W przypadku Leeny to chyba nawet działało. Dave dla odmiany tylko łapał stany lękowe i paranoidalne, jak trafnie podsumował go Fenn.

Dalsze oczekiwania, na ukończenie prac nad pancerzem, były wyjątkowo nudne. I to naprawdę, naprawdę nudne, i wlokło się wszystko, minuta za minutą, kwadrans za kwadransem, godzina… Night złapał się parę razy na momencie, iż prawie mu się usnęło. Skorzystał więc znowu z zasobów kawowych sklepu, a nawet przemył twarz w wyjątkowo ciasnej toalecie tego przybytku. I w końcu byli gotowi.

- Wszystko gotowe - Powiedziała sprzedawczyni - Dodatki wbudowane, są nanity naprawcze, jest opcja “Kameleon”, a sam pancerz nieco wzmocniony. Na lewym nadgarstku panel sterowniczy. Jeśli chcesz, możesz go nawet teraz przymierzyć - Kiwnęła głową w stronę odwiedzonej już przez mężczyznę toalety - Ale najpierw proszę o 500 kredytów, jak się umawialiśmy - Wyciągnęła dłoń po zapłatę.

Robot-pomocnik stał z kolei obok niej, trzymając w wyciągniętych przed siebie obu dłoniach pancerz, prezentując go Nightfallowi.

Pirat przekazał alienowi creditstick do odliczenia należności.
- Przyda się przyspieszony kurs obsługi funkcjonalności.
Spojrzał niechętnie na toaletę, w której lewo szło się obrócić, nie mówiąc o bardziej zaawansowanych operacjach, a widział film, gdzie protagonista ubierał się w kostium superbohatera w budce telefonicznej, pojeb.
- Za ladą się przebiorę - stwierdził po krótkim namyśle, wypracowując kompromis. Osobiście było mu wszystko jedno gdzie dokona przemiany w antyherołsa.
- A robot, jak się boi zgorszenia, niech wyłączy sensory - doradził.
Zrzucił ciuchy i wsadził się kompozytowe płyty. Szybko i sprawnie, ubieranie pancerza miał dopracowane bardziej niż jakiś tam cywilnych, materiałowych szmatek, które dodatkowo wymagało odpowiedniego zestawiania elementów, uciążliwego czyszczenia i w niektórych przypadkach kłopotliwego prasowania. Pancerz to jednak był pancerz, wygodny, funkcjonalny, nawet podziurawiony strzałami wyglądał kozacko... *zwłaszcza* podziurawiony strzałami. Najemnik zlustrował panel ukryty pod klapką ochronną na przedramieniu. Oznaczenia były raczej standardowe.
- Macie tu może modyfikacje "Graphical Weave"? - zapytał. - Czytałem o niej, ale nigdy nie widziałem na żywo w działaniu. Efekt obrazu jest realistyczny, czy na oko idzie poznać, że to hologram? Chętnie zobaczyłbym demonstrację, jeśli macie to gdzieś aktualnie zamontowane.

- Niestety, nie mamy GW - Odpowiedziała sprzedawczyni, zajęta regulacją zapłaty… po chwili wszystko było zaś gotowe. Pancerz przymierzony i sprawdzony, a kredyty zmieniły właściciela, nie pozostawało więc chyba nic innego, jak opuścić ten przybytek.

- Dziękuje i dowidzenia - Night rzucił na pożegnanie, usatysfakcjonowany, że chociaż jedną sprawę udało się zamknąć. Wszedł w tunel wąskiej uliczki, nad którą pochylały się upchane gęsto zabudowania. Gwiazda rozświetlająca niebo zniknęła za horyzontem, a te przybrało odcienie granatu i szarości. W alejce panował półmrok. Temperatura nieco spadła, ruch zelżał, gdy właściciele zamykali powoli swoje lokale. Dla pirata wciąż jednak było za wcześnie. Skierował kroki w stronę Feniksa, musiał się przygotować.
 
Cai jest offline  
Stary 04-07-2017, 19:47   #194
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Suzh zanim ponownie wyszedł na miasto przebrał się w inne ciuchy. Wbrew pozorom nie tyle dla bezpieczeństwa, co po prostu dlatego że tamte mu się ubrudziło krwią, a przecież nie pójdzie się panienkom pokazać z krwią na kołnierzyku. Wygrzebał gdzieś z odmętów szafy (o ile można powiedzieć o wygrzebywaniu czegoś co dopiero wczoraj tam powiesił) rzadko używany komplet, w końcu po co miał się stroić w bazie Craza.
Znów do prawego uda przyczepiając kaburę z pistoletem.

W klubie grała muzyka wprawiająca w nastrój, przy której dziewczęta różnych ras wdzięcznie się prężyły.
Fenn wzruszył nieznacznie ramionami. Nie ma szans by to jego szukali, nie mieli skąd wziąć jego holo, nie mieli jak go powiązać z rozróbą w “Rupieciu”, no i nie mieli też powodu by szukać go w tym, albo w jakimkolwiek innym klubie, nie mówiąc już o tym że za wcześnie na taką akcję. Był bezpieczny.
- Co Bix. - stuknął olbrzyma otwartą dłonią w łokieć - Spoko lokal, nie? Dawaj miejsce przy scenie, chcę popatrzeć na żywe cycki i kręcenie tyłkiem, a nie jakieś syntetyki czy holo.
- Nie no, lokal pierwsza klasa - Bix jak zwykle przy wypadach do miasta broni nie zabrał, tylko rękawicę miał przytroczoną do ciężkiego, narzędziowego pasa. Młotek od razu wypatrzył najlepsze miejsca i przysiadł się kulturalnym "wypierdalać" przeganiając stamtąd okupujących. Niestety, nie stawiali oporu. Mechanik od razu dorwał się do ich miski z orzeszkami - Ale ogólnie coś mi śmierdzi z tą planetą.
Młotek nie lubił handlu żywym towarem, wręcz nienawidził nałogowo. Co prawda tu sexniewolnice to podobno biodroidy, ale pewnie nie zawsze. W końcu porwać jakąś gówniarę lub wyhodować klona jest taniej niż sklecić coś człekopodobnego z zaawansowanej elektroniki. Dlatego - mimo że bawił się fajnie - czasem łypał okiem na okolice wypatrując załóg z logami korpo specjalizujących się w handlu niewolnymi klonami.
Gdy pojawili się miejscowi stróże prawa Młotek wyraźnie zmalał i spuścił z tonu - zupełnie jakby ktoś z jego nadmuchanego ego spuścił powietrze.
- Ups, władza - szturchnął Fenna - starajmy się nie rzucać w oczy.
- Co? Zrobiłeś coś już na tej planecie? Ja to jestem zwykłym gościem przelotem. - Suzh nawet nie odwrócił głowy od laseczki na scenie.
- Nic nie zrobiłem, niewinny! - obruszył się mięśniak i dodał - ale to Władza...
Wielkie "W" dało się wyraźnie wyczuć w wypowiedzi Młotka. Chyba nieobecność kapitan średnio mu służyła - No to nic nam nie grozi.
Ale nie przestawał zerkać się przez ramię na funkcjonariuszy.
- Meh. - Fenn wzruszył ramieniem - Bez podstaw nic ci nie mogą zrobić. Nawet na dołek potrzebują jakichś.
Suzh za to nawet nie zwracał na nich uwagi, był zajęty cyckami i wygibasami przed nim.
- Na Maggelanie nie zawsze - zaoponował Młotek, choć jego doświadczenia mogły być spaczone tym co on sam uważał za "powód". Nie bez kozery niektóre koncerny z branży human resources wydawały broszury ostrzegające swoich pracowników przed noszeniem korpociuchów na tej stacji. A wszystko przez pewnego narwanego mechanika.

- Fenn… Tak sobie przypomniałem. To jak wam poszła ta wyprzedaż zapasów z okrętu, co? I gdzie jest Becka?- nagle wtrącił się do tej rozmowy Doc poprzez UNIcom.
Szybko się zaczął spoufalać, ale Fenn nie miał ochoty teraz na taką gadkę.
- No nie poszła. Gość coś kręcił i chuja się znał, nie było deal’a. A Becky poszła gdzieś sama, pokłóciła się z Nightem. - odpowiedział.
- No nic… sam się tym zajmę. Ileż to w końcu roboty popytać po lombardach, czy któryś nie chce kupić broni.Poszukajcie jej przy okazji. Długo się nie odzywa, a to nie jest bezpieczne miasto.- stwierdził krótko Bullit.
- Jest dużą dziewczynką, nie sądzisz? A w lombardach uważaj, nie każdy chce mieć nieoficjalne interesy, jak coś listę zostawiłem u siebie w kajucie na biurku, hasło 2504.
- Samotnym dużym dziewczynkom też może coś się stać, zwłaszcza w takim mieście. To nie praworządna Unia.- stwierdził krótko Doc.
- Nie przesadzasz? No ale jak chcesz, Ty tu rządzisz. Masz jakieś namiary? Jakiś nadajnik w Uni czy coś? - Fenn szturchnął Bixa i kiwnął głową na wyjście dając znak że niestety trzeba się zbierać.
- Nie mam. Nie musicie gonić za nią od razu, ale jak skończycie swoje sprawy… rozejrzyjcie się za nią. Dam info jak coś będę miał.- odpowiedział doktorek.
- Ok. Powiedz mi jeszcze cokolwiek o niej, gdzie mogłaby pójść żebym wiedział gdzie pytać.
- Ty mnie pytasz? To wy żeście byli z nią. Powinniście popytać tam gdzie żeście ją ostatnio widzieli.- zdziwił się Dave.
- Ja ją poznałem ledwo wczoraj, wiesz o niej więcej niż ja. A w “Złomie” czy jak temu klubowi było - Fenn rzeczywiście już zapomniał jak tamten klub się nazywał - Jej nie ma, jak i nikogo innego. - to ostatnie dodał sobie pod nosem.
- To nie znaczy że wiem do jakich klubów mogła pójść. Ona też jest tu pierwszy raz. A że w tamtym klubie jej nie ma, to się domyślam… ale od czegoś trzeba zacząć. Co to znaczy, że nie ma nikogo innego?- ton głosu pełniącego obowiązek kapitana lekarza zrobił się podejrzliwy.
- Chodziło mi o rodzaje miejsc do jakich chodzi, ale spoko, z tego co słyszę lubi muzykę i alko. A tam nikogo nie maa, bo zamknięte już.
-Jak to... zamknięte już ?- Doc był coraz bardziej podejrzliwy.
- Mała burda była, czy coś takiego, i musieli zamknąć. - Fenn za to brzmiał najnormalniej na świecie, jakby nic się wielkiego nie działo. Tylko czy tak było naprawdę czy trafił im się kolejny Bix?
- Fenn… za kogo ty mnie masz, co? Frajera? To miasto anarchii i bezprawia. Małe burdy to chleb powszedni tych knajp. Z takich powodów się nie zamyka lokali.Ty coś kręcisz.- padła odpowiedź Doc’a.
- Wszystko zależy od punktu widzenia. Widać gdy padają strzały to już powód do zamknięcia lokalu. A potem jeden jakiś mały donos wystarczy i wpadają “Niebiescy”, rozkładają barierki i lokal zamknięty na dłużej niż zamiecenie szkła. - w takich miejscach to chyba jedyny powód do zamknięcia lokalu?
- W Unii… nie tu. W takich miejscach zamiast glin, wpada wysłannik miejscowego bossa, by poszukać zadymiarzy i zmusić ich do zapłacenia za straty. W takich miejscach właściciele lokali płacą haracz za ochronę i nie mają polis ubezpieczeniowych.- Bullit wyjaśnił te subtelne różnice.
- Jestem całkiem mocno przekonany że to były gliny. No chyba że na bal przebierańców tak się ubrali i syreny sobie załatwili. Ale spoko, nie ma co się martwić, nam z tej strony nic nie grozi. Spytaj się Nighta, był tam, widział.
- Mam wrażenie, że jednak się mylisz.- westchnął Bullit.-Zajmijcie się swoimi sprawami, a potem poszukajcie Ryder.
I na tym zakończył rozmowę.

- Ok. - odpowiedział do siebie - To tylko wrażenie czy Doc to jakiś paranoik? - zadał retoryczne pytanie Bixowi - Czekamy na koniec show czy idziemy? Doktorek o naszą pilot się martwi.
- Może ma kłopoty - Bix podrapał się po głowie, nie precyzując czy chodzi mu o pilotkę czy doktorka - Ale fajnie będzie popytać. Dupy jak dupy, nie uciekną. Chodźmy po Becky
Cóż, skoro Młotek uważa wypytywanie za fajnie, to zapewne ma na myśli przesłuchanie z użyciem zastraszania i siły fizycznej…

Fenn spojrzał się jeszcze z wyrzutem na tańczącą laskę, sięgnął do cyberręki otwierając na przedramieniu mały komputer, chwilę w niego postukał następnie wyciągając protezę w stronę bransoletki na szyi dziewczyny przelał jej 30 kredytów napiwku, po czym z westchnieniem ruszył do wyjścia by po drodze odebrać swój depozyt.
- Trzeba będzie popytać w barach w okolicy tamtego klubu, może ktoś widział. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, heh.

- Hej! Ty tam! Stop! - Warknął jeden z umundorowanych Torganas, jak nic do Fenna - Ty, gadam do Ciebie!
“Co jest kurwa znowu?” pomyślał Valarianin, odpowiedział za to:
- Ta? - unosząc lekko brwi pytająco.
- Pokaż no tu swoją gębę - Miejscowy niebieskoskóry, przyglądał się to Fennowi, to swojemu hologramowi na nadgarstku. Jego kumple z kolei uważnie gapili się to na Valariana, to na towarzyszącego jemu wielkiego mięśniaka, nieco mocniej trzymając swoje karabiny.
- Ale nie trzeba być od razu takim ordynarnym. O co chodzi? - Fenn zastanawiał się czego od niego mogliby chcieć.
- Stul dziób - Warknął mundurowy, nic sobie nie robiąc z gadki zaczepionego mężczyzny, nadal coś porównując wzrokowo…
Bix od razu spotulniał i cichutko spuścił wzrok, podobnie jak wtedy gdy opieprzała go Lena.
Jak nic musieli normę wyrobić by zaplusować u góry. Fenn stał pewnie przyglądając się brzydkiej mordzie przed nim, przecież nie mogli mieć nic na niego.
- Dobra… spadaj - Powiedział w końcu sprawdzający Fenna Torganas. Mogli więc iść.

Fenn zasalutował szybko z przytupem i już bez przeszkód udał się do wyjścia. Zgarnął po drodzę kaburę z gnatem i przewiesił ją sobie przez prawe udo, po czym grzecznie wyszedł na z budynku.
Dopiero na zewnątrz Bix odetchnął głęboko niczym miech i otarł czoło.
-To się nam ufarciło, kurwa - powiedział i rozejrzał się wokół - to gdzie do tej Graciarni?
- Jakieś 15min w tamtą stronę. - ruszył w odpowiednim kierunku - Nie ufarciło, tylko jak mówiłem, nie mają za co zatrzymać to nie zatrzymają. Nie trzęś tak gaciami, nawet gliny muszą działać według regulaminu.
- JA? Ja nigdy nie trzęsę gaciami!!! - wrzasnął na niego Bix łgając jak najęty - Nazwij mnie jeszcze raz tchórzem, to ząbki z posadzki zbierzesz, jasne kurwa? No, to taksówkę wziąść trzeba, pół godziny łaził nie będę.
- Spoko. Nie nadinterpretowywuj. Swoją drogą jestem ciekaw co potrafisz. Będziemy musieli wejść na matę jak będziemy na Feniksie. Keetar nawet nie próbował zatrzymać się by wezwać taxi, dla niego 15min spacerkiem to ledwo rozgrzewka której nie zauwarzał.
- Dobra, możemy leźć. A takich leszczy to na kichnięcie biorę. Małyś coś - powiedział Młotek taksując Fenna wzrokiem - Zostań przy spluwach a napierdalanie zostaw MNIE.
- Możesz mi nie uwierzyć, ale nie rozmiar się liczy, a technika, a w woju tego i owego mnie nauczyli. Wrócimy to się sprawdzimy. - puścił oko z uśmieszkiem do Bixa.

Po krótkim spacerku obaj załoganci Fenixa dotarli w pobliże klubu o nazwie “Rupieć”. W pobliże… bowiem już z daleka był widoczny hoovercar z charakterystycznymi sygnałami świetlnymi na dachu. W przybytku nadal więc przebywały jakieś miejscowe ćwoki w mundurach, lepiej więc było chyba się tam nadal nie zapuszczać…
- Co oni pierdolca dostali? Wszędzie ich pełno! - wkurwił się Bix - napić się nawet porządnie nie można. Ej, ty! - Młotek zaczepił jakiego gapia, których nigdy nie brakowało przy policyjnych interwencjach - Co tu pały robią?
- Eee… no… ten... - Zaczepiony przypadkowo koleś miał problemy z plątającym się językiem w gębie - No była jakaś strzelanina, zabili parę osób w piwnicy klubu, chyba właściciela i jego goryli...
- Orzeku...Kurwa! To pewnie i Becky tam przesłuchują. Za szybko to jej nie wyciągniemy. Ale może coś dowiemy się więcej. Dobra - Bix zebrał się na odwagę i wparował do środka zamierzając zaczepić któregoś z funkcjonariuszy.

Fenn stał z wytrzeszczonymi gałami nie wiedząc za bardzo co robić. Taki poziom… głupoty przerastał nawet jego własną (z której chociaż zdawał sobie sprawę). Niestety było już za późno by wołać Młot(k)a, a krzykiem mógł tylko za bardzo zaszkodzić. Fenn odwrócił się tylko napięcie i skręcił w jakąś ulicę w poszukiwaniu jakiegoś przydrożnego baru lub knajpki.
- Baletnico. Wracaj się, jej tam nie ma, a te ciule nic nie wiedzą, tylko zaszkodzisz. - nadał przez uni do Bixa - tylko wycofaj się z wdziękiem.

Bix w tym czasie z gracją walca drogowego przebiegł przez holo-band policyjny, wpadając do klubu… i wpadł na prawie tuzin miejscowych gliniarzy, jakiś techników, i tym podobnych patałachów. Rozległy się odgłosy odbezpieczanych broni, i sporo luf wycelowało w wielce zdziwionego Młotka.
- Jak on tu kurwa wlazł?
- Łapy do góry!
- Czego tu?! - Odezwało się niemal równocześnie kilku z obecnych.
- Łooooł... - wybałuszył oczy Bix - Ja...ten tego... przepraszam, nie chciałem. Ale kurna tu mówią że strzelanina była, a przyjaciółka nie odpowiada w unikomie, a była tu i ten tego się martwię, ja przepraszam, to pójdę już sobie, dobrze? - potulnie powiedział Młotek z obawą rozglądając się czy nie leży tu jakieś ciało podobne do Becky, bo właśnie uświadomił sobie że cisza z jej strony mogła oznaczać coś o wiele gorszego niż pierwotnie myślał.
- Czekaj no mięśniaku - Warknął jeden z Torganas - Tu nie ma żadnej martwej, ale obok tak. Spojrzysz na nią? Może rozpoznasz...
- Gulp - przełknął ślinę Bix i kiwnął głową, a gdy prowadzili go dalej powtarzał w myślach "Tylko nie Becky, tylko nie Becky".

Bixa zaprowadzono do pokoju obok, gdzie zobaczył kogoś leżącego pod białym prześcieradłem na kanapie. Ten ktoś był zdecydowanie kobiecy, spod płachty wystawała bowiem kobieca dłoń…
- Znasz ją? - Jeden z miejscowych odsłonił martwą kobietę, a Bix mało serca ze strachu nie wyrzygał. W pierwszym bowiem momencie, przez te tatuaże, jego łepetyna skojarzyła denatkę jako Leenę, na drobną sekundę, ale wystarczyło. Gdy z kolei zamrugał ślepiami raz i drugi, w końcu do niego dotarło, że to nie żadna pani kapitan, a tym bardziej pilotka Becky. Nie znał leżącej tu kobiety, a szkoda, że już było po niej, bo w sumie nawet ładna była.




- Ufff, nie ona Panie Władzo! Nie ona, nie Becky! Tej nie znam. Becky to tak wyglądała... - I Bix jak ostatni kretyn pokazał policjantom fotkę swojej współzałogantki, którą nie wiedzieć czemu trzymał razem z ulubionymi pornogwiadkami.

****
Zdaje się że Bix miał chyba wyłączone uni, ponieważ nic mu nie odpowiedział, albo już go zglebowali i nie miał jak mówić, tak też mogło być. Trudno, on nie ma zamiaru nocować za kratami, co prawda nie ma nic przeciw dzikiemu i przygodnemu ruchaniu, a nawet wręcz przeciwnie, ale wolałby jednak by to było z laskami niż z facetami. Później się pomyśli co z Młotem, najpierw Becky.

Po kilku minutach “Młotek” wyszedł jednak eskortowany przez miejscowe gliny z “Rupiecia”, po czym… zostawili go w spokoju. Wielkolud zaczął więc się rozglądać przed lokalem za Fennem, ten drugi z kolei zauważył go z kilkudziesięciu metrów (trudno, żeby nie), wypadało więc jakoś Bixa do siebie przywołać, po czym obaj mogli iść w dalszą drogę?

-BIX!! - nie przejmując się niczym Valarianin po prostu krzynął w stronę “Młotka” unosząc rękę by ten go zauważył.
- Becky nie ma! - krzyknął mięśniak, podbiegając do współzałoganta i dodał już normalnie - Nie ma jej tam. Tylko jedna denatka, ale to nie ona. Musimy szukać dalej.

Trzy bary dalej, cztery piwa, i dwie godziny później, Fenn doszedł do wniosku, że takie poszukiwania są o dupę roztrzaskać. Równie dobrze, mogli szukać śrubki na złomowisku, czy jak to powiedzonko tam leciało… wieczór już się zrobił, wiele osób na ulicach, a oni nie mieli kompletnie nic, żadnego punktu zaczepienia, ani odrobiny nadziei na odszukanie Becky. No i te zadanie zaczynało ich już w sumie cholernie nudzić, pora więc na…

- Chuj, nikt nic nie wie, nikt nic nie widział. Poszła gdzieś dalej się zabawić pewnie i tyle, duża dziewczynka jest, wolno jej. - stwierdził Fenn wzruszając ramionami - Wracasz na statek czy zgłaszamy Docowi i idziesz się bawić póki możesz? - spojrzał się na Bixa, jednak po dłuższej chwili widząc nie zdecydowanie towarzysza po prostu ruszył dalej się rozerwać nie czekając na niego.

Suzh zanim zdecydował co dalej, gdzie tu się udać, sprawdził na jednym z publicznych terminali mapę okolicy na której znalazł i oznaczył wszystkie bary, dyskoteki i kluby ze striptizem. Pięć lat siedział w małej dziurze, na zadupiu, z niewieloma rozrywkami, nic dziwnego że nie chciał tracić czasu i nadgonić ile się da. Tak się składało że niedługo zacznie się mecz Blitzball’u, a tego nie mógł tak łatwo odpuścić, sprawdził więc gdzie można go obejrzeć w miłym towarzystwie i do tego się napić. Piętnaście minut później już stał w jednym z barów i jedną ręką grał w rzutki, a w drugiej trzymał whisky (niestety Hurgl’a, alkoholu z jego rodzinnej planety nie mieli) czekając na mecz.
- Bujah! - krzyknął Fenn gdy znowu wygrał.
Wziął łyk whisky.
- Przelewaj stówkę na ten kwadracik. - pokazał na leżący na stole credstick na którym zaraz będzie się znajdować pełne cztery stówy kredytów - No, chop-chop.
Apsylon z niechęcią wziął do ręki urządzenie i przelał na nie sto kredytów które przegrał z Suzhem.
- Dziękuję bardzo. - vyr Keetar z uśmiechem zwycięstwa na ustach wziął z ręki credstick - Jeszcze ktoś chce zagrać? Hę? - trzymając na wysokości twarzy mały kwadrat między środkowym a wskazyjącym palcem rzucił do przyglądających się rozgrywce osobników, jednak nie widział chętnych - Nie? Szkoda.
Skoro nikt się z tłumu nie wychylał, a nawet ten zaczął się przerzedzać Valarianin podszedł do baru po kolejnego drinka.
- Jeszcze raz to samo. - zamówił podjadając jakieś (chyba) orzeszki z miseczki.
Gdy tak siedział podjadając i czekając na swoje zamówienie, ktoś do niego zagadał.
- Nieźle ci poszło. - usłyszał kobiecy głos za sobą - Pięć wygranych pod rząd.
Fenn odwrócił się do właścicielki, tego całkiem przyjemnego głosu.

- Dzięki, grało się parę razy. - uśmiechnął się do kobiety.
- Może mógłbyś mnie nauczyć? Zawsze interesowała mnie ta gra.
Suzh zlustrował pannę od stóp do czubka głowy.
- Pewnie. Czemu nie. Pierwsza lekcja gratis. - oderwał się od blatu.
Podszedł do kobiety i obejmując ją jedną ręką w tali, poprowadził ją do tarczy.
- Jestem Fenn’Suzh. Dla przyjaciół Fenn. - po drodze przedstawił się.
- Moriana.
- Zasady są proste, stajemy w odległości około dwóch i pół metra. O tutaj. - ustawił kobietę w odpowiednim miejscu, oczywiście przy okazji niewinnie chwytając ją za talię - I rzucamy lotkami do tarczy.
- A tarcza jest gdzie? - niewinnie się spytała.
- O tam. - pokazał palcem - A to są lotki. Im więcej punktów uzyskasz przy swoich rzutach, tym lepiej. Najwyżej punktowany jest środek. Ale do tego przejdziemy potem. Może najpierw zajmijmy się rzucaniem?
- Dobrze. Czyli biorę strzałkę, znaczy się lotkę, i rzucam tam? - dziewczyna spróbowała rzucić trafiając pod tarczę - Ojej. Nie wyszło mi. - Moriana zrobiła niewinną, lekko zawiedzioną minę.
Fenn pomimo tego że nie był religijny, w duchu błogosławił wszelkie moce o jakich tylko słyszał.
- Nie szkodzi. Pokażę ci. - stanął tuż za nią, tak że dotykali się ciałami, była niewiele nizsza od niego, i bardzo przyjemnie pachniała -[i] Musisz stanąć pewnie na nogach, w lekkim rozkroku i lekkim bokiem do tarczy, ciało ma tworzyć prostą linię. -[i] powiódł palcami po jej boku by jej to zobrazować, i nie tylko, ale to już mniejsza - Lotka w trzy palce, ręce układasz tak. - układał jej ciało korzystając przy okazji z tego - Celujesz, przymierzasz się, patrz się dokładnie tam gdzie chcesz trafić, koncentrujesz się. I rzucasz. - przy pomocy Fenna lotka tym razem trafiła w środek tarczy.
- Haa, udało się, trafiłam. - cieszyła się dziewczyna. - To co? Zagramy? - odwróciła się do Suzha.
- Możemy chwilę zagrać poćwiczysz sobie. - uśmiechnął się do niej.
- Ale nie tak za nic? Kto wygra zgarniee, powiedzmy dwadzieścia kredytów?
Ten wieczór chyba nie mógł być lepszy, nie tylko pomacał sobie ale i jeszcze zgarnie dodatkową kase.
- No dobrze.
- Ale pamiętaj. Dopiero się uczę. Bądź łagodny.
Dziesięć minut później Fenn przeklinał wszystkie moce które wcześniej błogosławił. Ta noc jednak nie była taka dobra jak chwilę temu myślał. Padł łupem najstarszego numeru w galaktyce, i stracił wszystko co wcześniej wygrał. Na szczęście nic poza tym. Moriana okazała się jednak bardzo dobra w te klocki.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 04-07-2017 o 21:41.
Raist2 jest offline  
Stary 04-07-2017, 20:23   #195
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
-Ten tego…- zaczął elokwentnie Doc zerkając to na rudą i jej biust, to na Vis nie bardzo wiedząc co zrobić z sytuacją jaką zastał. Ot Bix w ramach… darmowego ruchanka wpuścił ową… Rose North siedzącą przed nim i Vis. Stali w kuchni, z garków której dochodziły całkiem smakowite zapachy.
-... kontrakt, tak? A może opowiesz o jego szczegółach? Co niby masz robić w ramach tego kontraktu?- powinien zwymyślać Bixa za jego brak profesjonalizmu, ale widząc krągłości rudej… cóż… nie bardzo mu się dziwił, że uległ.
Vis, która nie bardzo radziła sobie z nowymi osobami w otoczeniu, zamiast wypytywaniem tej całej Rose, zajęła się obserwowaniem reakcji doktorka na tą kobietę. Jej spojrzenie spoczęło na chwilę tam gdzie Doc’a, a następnie przeniosło niżej, na jej własny biust. Coś ją niemiło ukłuło ale nie bardzo była w stanie stwierdzić co konkretnie.
- I co właściwie potrafisz? - wtrąciła swoje pytanie, które nie było pozbawione podtekstu, z którego jednak Darakanka nie bardzo zdawała sobie sprawę w przeciwieństwie do jej ogona, który gniewnie obijał się o kuchenną szafkę.

- Czeeeść skarbiki! - Rose uśmiechnęła się do obojga szeroko, po czym cmoknęła Doca w policzek, po czym to samo zrobiła z Vis, nawet ją nieco obejmując - Będziemy razem szaleć, czy jesteście z obsługi? - Mrugnęła wymownie.
- No wiesz misiu... - Zwróciła się do Bullita, uśmiechając prowokacyjnie, po czym zerknęła na Darakankę - Mam wiele specjalizacji… ale w DP jestem wyjątkowo dobra - Parsknęła - Tak gadają… no jak co mam robić? Chyba jakieś gotowce są, czy idziemy na spontana?
- DP?- zapytał zdezorientowany Doc. Nagle jego oczy rozszerzyły się gdy dotarło do niej co właściwie wygadywała Rose i powoli składał wszystko do kupy.- Zajmujesz się produkcjami porno, grasz? Achaaaa… no tak… to by…- zamyślił się drapiąc po brodzie.- Ten wózek w garażu to twój? Umiesz go prowadzić? Jeździsz nim jak szatan?
- 78 nie zapłaconych mandatów, a cio? - Uśmiechnęła się słodko, próbując tego, co gotowała, wyjątkowo prowokacyjnie języczkiem kilka razy oblizując łyżkę.
- Bo to… nie jest czysto produkcja porno. Mamy ambicję na mainstream z ostrymi scenami dla pikanterii. Więc będzie cała fabuła… być może ze sceną pościgu.- zaczął zmyślać Doc i splótł dłonie przedstawiając siebie.- I dobrze byś umiała jechać szybko. Vis zajmuje się stroną techniczną, ja mam na imię Dave i jestem głównym scenarzystą. Ochroniarza planu już ponoć dogłębnie poznałaś.
Vis z kolei przeskakiwała wzrokiem od doktorka do tej nieco zbyt nachalnej dziewczyny i czuła się coraz bardziej nieswojo. Jakie filmy porno? Scenarzysta? Ochroniarz? Nie miała pojęcia dlaczego Doc po prostu nie wyprowadzi tej całej Rose z błędu i się jej nie pozbędzie. No ale pytać go o to nie zamierzała, a przynajmniej nie przy tej kobiecie.
- Przydałoby się zrobić parę ujęć próbnych - mruknęła pod nosem, zdradzając nieco więcej objawów zdenerwowania, jak chociażby pocieranie dłonią o rogi. No ale skoro doktorek zamierzał ciągnąć tą grę to… No przecież nie będzie mu wszystkiego psuła.
-Poradzisz sobie z tymi zdjęciami sama, czy potrzebujesz wsparcia? - zapytał cicho Doc obejmując czule Vis.
- To zależy czy potrzebujesz ją zobaczyć w jakiejś konkretnej roli… czy pozie - odpowiedziała, bezczelnie ignorując kobietę i skupiając uwagę tylko na doktorku. Nie zrobiła tego oczywiście specjalnie, tak już po prostu miała. No i bardzo ale to bardzo chciała wiedzieć o co w tym wszystkim ma niby chodzić.
- Pojedziemy razem? Pojedziemy?! - Ucieszyła się Rose, spoglądającą na Vis i przyklaskując w dłonie, i nawet podskakując w miejscu… a jej biust razem z nią, przyciągając oko.
- Pewnie tak.. choćby sprawdzić jak dobrze… noo… jeździsz.- chrząknął Bullit i dodał.- Dialogi będą spontanicznie robione, dostaniesz tylko wskazówki co do motywacji postaci. Stawiamy na realizm, ale jak wspomniałem… scenariusz jest w pisaniu. No i chyba nie liczysz na zapłatę z góry, co?
- On tu rządzi - Vis wzruszyła ramionami i nawet się uśmiechnęła bo zachowanie kobiety trochę ją zaczynało bawić. - Zanim jednak cokolwiek to musimy jeszcze obgadać szczegóły - dorzuciła wskazując na siebie i doktorka.
-Właśnie… poczekasz tu chwilę? - rzekł Bullit wstając i podając dłoń Darakance.- Muszę na osobności obgadać z Vis parę szczegółów technicznych.
- No jasne! - Odpowiedziała wesołym tonem ruda panienka - W końcu muszę garów pilnować! - Pokazała… obojgu język, niby to w złości, pretensji, ale tak napawdę, jako zabawną minę.

-Dzięki.- odparł z uśmiechem Doc i wyszedł z Vis na korytarz. Gdy był pewien, że Ruda ich nie słyszy rzekł.- Mam plan… od jakiegoś czasu planuję napad na szpital dla high-class obywateli. By zdobyć serce dla Isabell i specjalistów od tego typu operacji i kogoś dla Leeny. Nie możemy tam wpaść strzelając na prawo i lewo… więc myślałem o jakiejś bogatej pacjentce i nas jako jej obstawie. To znaczy byśmy ją udawali, by od wewnątrz zająć szpital i zabrać co nam potrzebne. A następnie zwiać.- wyjął papierosa i zapalił.-Wiem, to skomplikowane… tym bardziej że brak nam ludzi. No i nie wiedziałem, kto miałby być tą paniunią mającą przyciągać uwagę. Nie chciałem ciebie narażać na coś takiego, więc myślałem o Ryder, ale… teraz mamy szczęście. Ona ją zagra. Jest profesjonalną aktorką więc poradzi sobie w tej roli. No i żyje z przyciągania uwagi. Jest idealna.
Idealna, to jak dla Vis było nieco zbyt wygórowane określenie dla Rose. W porządku i mogąca się sprawdzić to bardziej. Cieszyła się jednak że wreszcie wie o co w tej całej maskaradzie doktorkowi chodzi bo jakby nie spojrzeć wziął ją z zaskoczenia, a tego typu niespodzianek akurat nie lubiła bo tylko podkreślały jej problemy radzenia sobie z innymi istotami organicznymi.
- Więc chcesz żeby wystąpiła w roli bogatej laluni, ściągnęła na siebie uwagę personelu i pozwoliła na przejęcie szpitala na czas wystarczający żeby zdobyć co najmniej dwóch specjalistów i serce dla Iss? - Zarówno w jej myślach jak i uszach brzmiało to niewykonalnie. Jak dobra misja samobójcza.
- Takie ośrodki pewnie mają całkiem dobrze rozwiniętą ochronę, do tego zabezpieczone systemy i… Wiesz chociaż który szpital? Kogo konkretnie szukamy? No i czy reszta wie już o planie. No i… Jest tyle rzeczy które mogą się nie udać że nawet nie mam siły ich wszystkich wymieniać - Vis dosłownie opadły ręce, a ogon zwisł smętnie. Dopiero co udało im się wymknąć z wyjątkowo groźnej sytuacji i teraz mieli się, tym razem dobrowolnie pakować w kolejną?
- Nie powiedziałem, że mam gotowy plan.- westchnął Doc zaciągając się dymkiem i pogłaskał Vis po czuprynie. - Na razie jestem na etapie namierzania szpitala. A potem zaczniemy opracowywać szczegóły całej misji. I… liczę na twą pomoc.
Uśmiechnął się do niej.- Nie martw się. Nie ruszymy z akcją, dopóki będziesz miała wątpliwości co do jej powodzenia. Wiem ile trudności przed nami, ale skoro trafił się nam ktoś, kto się nadaje do roli przynęty to cóż… niech zostanie. Na razie i tak nie przeszkadza. A może zdoła utrzymać chłopaków z dala od kłopotów.
Odpowiedziała mu uśmiechem no bo inaczej się nie dało.
- No skoro tak to pewnie - pokiwała wesoło głową, przechylając ją następnie nieco w bok, ciesząc się z dotyku jego dłoni. - Mogę się zająć systemami ochrony tak żeby nie zdołali powiadomić nikogo z zewnątrz. To powinno dać wystarczająco czasu jeżeli ta ruda poradzi sobie z zajęciem reszty ochrony. No a skoro ty w nią wierzysz to ja też. Tylko… Tylko do tego czasu trzeba ją jakoś utrzymać w przeświadczeniu że jest w ekipie kręcącej film. Ja się na tym kompletnie nie znam - rozłożyła bezradnie ręce. - No i chyba nie mamy odpowiedniego sprzętu, co nie? Skoro jest doświadczoną aktorką to szybko wyłapie fuszerkę. I… I wiesz że sobie nie radzę z interakcją z innymi. Co będzie gdy strzelę jakąś gafę. Niechcący oczywiście - zasępiła się bo ryzyko było i to spore. - No ale można by z nią poćwiczyć jakieś sceny przy wykorzystaniu Loli czy pozostałych - rzuciła, próbując znaleźć dla rudej jakieś zajęcie które, by nie wymagało rozmowy z nią.
- Skoro uważa że trafiła na właściwy statek, to zbyt lotna to ona nie jest. I wygląda na to, że sama umie sobie znaleźć zajęcie.- dłonie Doca objęły Vis w pasie. Palcami lewej głaskał ją po pośladku tuląc do siebie, a prawej wodził po podstawie ogona mówiąc.-Trzeba będzie przekazać reszcie jak się sprawy mają, a potem się zobaczy… Nie będziemy wokół niej skakać dopóki nie będę miał gotowego scenariusza... to znaczy planu. Jeżeli do tego czasu się zorientuje i się ulotni, to trudno… mamy jeszcze Beckę w zapasie. Jeśli nie… to ona się nada na odwrócenie uwagi. Zresztą sama zauważyłaś jaki z niej magnes na spojrzenia, tylko…- uśmiechnął się łobuzersko dodając żartobliwie.-... wygląda na to, że będę musiał cię bardziej rozpieszczać, bo chyba spodobałaś się jej, a jest ode mnie atrakcyjniejsza. Może spróbować się sobą zauroczyć. I jak ja przy niej wypadnę?
W odpowiedzi otrzymał delikatny cios piąstką w ramię.
- O to to chyba ja się powinnam martwić. Widziałeś jej piersi? - Było to głupie pytanie bo nawet ślepy by je zauważył, jednak Vis i tak musiała je zadać. - Bez wątpienia nadaje się na odwracanie uwagi - dodała z wyraźnie słyszalnym żalem nie pozbawionym ostrych nutek zazdrości. - Poza tym wcale nie jest noo… atrakcyjniejsza - zakończyła mruknięciem, wpatrując się w pierś doktorka bo jakoś tak ciężko jej było podnieść głowę by spojrzeć mu w oczy. Co do powiadamiania reszty to się w to wtrącać nie zamierzała skoro pomysł był Doc’a to i on powinien się z pozostałymi rozmówić.
- Od ciebie… na pewno nie jest atrakcyjniejsza od ciebie. No i widziałem twoje piersi. Też są ładne i kuszące i miękkie…- Doc nachylił się tuląc dziewczynę do siebie i szepcząc jej cicho do ucha nie przestając przy tym wodzić palcami po jej pupie i podstawie ogona Darakanki.
- Od ciebie też nie - Vis upierała się w najlepsze chociaż przy okazji jej usta ułożyły się w radosny uśmiech. - Są takie jakie powinny. Większe by przeszkadzały w robocie - dorzuciła nad wyraz rzeczowo i zgodnie z prawdą chociaż wciąż z nutką żalu. Była to jednak już ledwo słyszalna nutka. - Tooo… jak długo myślisz że trzeba ją tu będzie trzymać?
Powrót do głównego tematu wydał się Darakance najbezpieczniejszym wyjściem, biorąc pod uwagę to, że doktorka trzeba chyba było znowu naprowadzić na jakieś luźniejsze tematy bo w innym wypadku jak nic znowu zmarnowaliby całkiem sporo czasu robiąc wszystko tylko nie obmyślając planu wykradnięcia niezbędnych “części”.
-Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ale nie będzie przeszkadzać. To duży statek…- wyjaśnił zamyślony Doc nie przestając czułych pieszczot ciała dziewczyny. -I myślę że jest ładniejsza ode mnie. Więęęc będę musiał się wykazywać, byś łaskawie o mnie nie zapomniała.
Jakoś nie wydawało się jej możliwe żeby zapomnieć o doktorku, którą to myśl zaraz wypowiedziała na głos, zwyczajowo nie będąc w stanie zatrzymać jej tylko dla siebie.
- To raczej niemożliwe. Przede wszystkim wolę twoje towarzystwo od jej. No i ona na pewno nie potrafiłaby tak o mnie zadbać i z pewnością jej łóżko nie jest tak wygodne jak twoje. No i nie ma tak pysznych zapasów i jestem pewna że nie potrafi tak dobrze głaskać - zakończyła wymienianie na tym, co aktualnie rozpraszało jej uwagę. - No i już tak na pewno nie rozprasza mnie tak jak ty. Skoro jednak umie gotować to może zna się też na pieczeniu? Jak myślisz? - zmieniła gładko temat idąc za kolejnymi przyjemnościami i planami, które oczekiwały na realizację.
- Myślę że potrafi piec i pewnie głaskać też. Ale nie przejmuj się tym. Dla mnie zawsze będziesz tą najważniejszą.- odparł z uśmiechem Doc nadal trzymając Vis oplecioną swymi rękami.- No już… czujesz się lepiej? Może i zerknąłem na jej biust, ale to nie zmienia faktu że twój mi się podoba. I to bardzo.
- Całkiem dobrze - oświadczyła wesoło, w pełni zadowolona z deklaracji doktorka której przecież wcale nie wymagała, no ale skoro sam z siebie… - W takim razie, skoro potrafi to mam pomysł na to jak jej zająć czas i na tym skorzystać. Tak co by nie szwędała się po statku i nie właziła gdzie nie powinna. Tylko chyba dobrze by było gdyby ktoś zajął się też wtedy, gdy ja będę zajęta czymś innym. Wciąż jest trochę roboty do zrobienia. - Taki Archon dla przykładu którym to nie zajmowała się już od jakiegoś czasu, a przecież nie mogła tak łatwo się poddać nawet jeżeli szanse na odbudowę robota były poniżej zera.
- Z pewnością znajdą się do tego ochotnicy na tym statku. - zaśmiał się cicho Doc i dodał.- No i tak się składa, że najbardziej w pracy to ja ci przeszkadzam.
- Jest przeszkadzanie i przeszkadzanie - stwierdziła pogodnie, bowiem to, które stosował doktorek, jakoś wcale jej na dobrą sprawę nie przeszkadzało. Wiedziała jednak, że prędzej czy później Leena się obudzi, a przynajmniej nie dopuszczała chwilowo do siebie innej opcji, więc wolała żeby pani kapitan nie przyłapała jej na obijaniu się. Biorąc jednak pod uwagę, że większość roboty została w mniejszym lub większym stopniu zrobiona, too…
- No i czy czasem nie jest tak że jak kapitan statku zdecyduje że ktoś z załogi ma robić coś innego niż to, co ma w kontrakcie to wszystko jest w porządku? Czy jakoś tak… W sumie to nie mam pojęcia jak to jest ale skoro ty teraz dowodzisz to takie niby przeszkadzanie można chyba uznać za… Bo ja wiem, testowanie możliwości załogi? - Głowa Vis uniosła się odsłaniając przed Doc’iem parę szkarłatnych roześmianych oczu i równie radośnie układające się usta.
- No cóż… mogę ci rzeczywiście zlecać zadania. I pozostałym też.. teoretycznie.- stwierdził Dave z uśmiechem. Teoretycznie… bo na statku pirackim dyscyplina nie należała do głównych zasad funkcjonowania załogi.
- Więc, tak teoretycznie, czym powinnam się teraz zająć? - Pytanie mogło być całkiem niewinne, tyle że iskierki w oczach dziewczyny wcale na niewinność nie wskazywały.
- No nie wiem… a czym ty chcesz się zająć?- jęknął cichutko Doc wpatrzony w jej oczy jak zahipnotyzowany. Jego dłoń na jej pośladku docisnęła ciało Vis mocniej do ciała mężczyzny.
- To zależy od tego jakie są szanse, że ktoś będzie tędy przechodził w ciągu najbliższych minut - wyjaśniła, zsuwając dłonie w dół i zatrzymując je na pasku spodni doktorka.
- Vis… ty łobuzico.- zamruczał doktorek zamykając oczy. Wiedział, że to co robiła to… szaleństwo, ale jakoś trudno mu było się skupić na tym fakcie.-Ruda czeka… no… w kuchni… a…- bo jego dłoń wodziła coraz bardziej żarliwie po jej pośladku.-.. co mi tam.
Nachylił się i zaczął całować zachłannie szyję Darakanki.
Która w odpowiedzi na jego zgodę, nie marnując cennego czasu, zajęła się aktywnym rozpinaniem wpierw paska, a następnie spodni. Korytarz miał to do siebie że dawał w obecnej sytuacji dość ograniczone możliwości, to jednak dziewczynie wcale nie przeszkadzało. Była w dobrym humorze, rozgrzana pieszczotami doktorka i… No miała ochotę na coś, co by na dobre odwróciło jego uwagę od ich nowego nabytku.
- Się robi, kapitanie - mruknęła mu do ucha, wsuwając w nie koniuszek języka i sunąc nim coraz niżej, umykając przy okazji jego wargom. Na przeciągnie zabawy nie mieli przecież czasu.
Doc z tego też dobrze zdawał sobie sprawę, bo dłońmi zaczął się szarpać z jej ubraniem by odsłonić dolne partie ciała Darakanki. Nie było tak łatwe jak w przypadku jego własnych spodni i bielizny, a Bullit nie chciał by Vis czuła, że tylko ona daje coś z siebie w tej szalonej chwili.
Vis zaś właśnie odkryła że zaczyna żywo interesować się własną garderobą.
- Spódniczka… Potrzebuję spódniczki - mruczała z ustami tuż przy skórze doktorka. Jej język badał doskonale mu znane rejony szyi i obojczyka. Ruchliwie dłonie zdołały już dobrać się do dumnie nabrzmiałego instrumentu Bullita, pocierając go i masując. Oddech dziewczyny przyspieszył, owiewając ciało doktorka za każdym razem gdy opuszczał jej usta, dostarczając kolejnych bodźców. To co robili było oczywistym szaleństwem, ale to akurat Vis kompletnie nie przeszkadzało. Tak jak nie przejmowała się konsekwencjami w przypadku zostania przyłapanym. Po co kłopotać się czymś co mogło wcale nie nastąpić? Znacznie przyjemniejszym wyjściem było korzystanie z chwili i temu właśnie się oddała.
Nie mogąc dobrać się od dołu…. do krągłości Vis, Doc przesunął dłońmi do góry i znalazłszy zamek stroju dziewczyny rozsunął go szybko, a potem władczo rozchylił jej kostium odsłaniając biust Vis uwięziony w staniku. Zwykle pewnie zająłby się badaniem odkrytych skarbów, ale pieszczota palców Vis popędzała go do dalszych działań. Zsunął więc z strój w dół, z pomocą Darakanki, a następnie zsunął bieliznę okrywającą jej podbrzusze.
- Możesz się no… odwrócić i oprzeć o ścianę.- zaproponował szybko, delikatnie ugniatając dłońmi uwięzione w biustonoszu piersi kochanki.
Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać, chociaż pozostawienie zabawki, którą zajmowała dłonie wcale nie było łatwe, jednak obietnice nagrody za wyrzeczenie kusiło na tyle, że zostawiwszy na skórze doktorka jeszcze jeden ślad swojego języczka i zębów, odwróciła się opierając dłonie o ścianę korytarza i wypinając pośladki. Przytulając policzek do chłodnego metalu spojrzała na niego wyczekująco. Jej piersi unosiły się i opadały w rytm szybkiego oddechu, a wzrok zamglony był żądzą. Nawet gdyby ktoś im w tej chwili przeszkodził możliwym było że by tego nawet nie zauważyła, lub zwyczajnie zignorowała.
Także i Bullit zdawał sprawę sobie że to jest szaleństwo, ale uległ czarowi chwili w ogóle ignorując ten fakt. Chwycił drapieżne za pośladki Vis przytrzymując ją delikatnie acz stanowczo i… posiadł ją powoli. Gdy poczuł jak się jej ciało zaciska na jego orężu, przystąpił do gwałtownych szturmach popychając kochankę na ścianę o którą się opierała. Nie mieli czasu na delikatność, ani potrzeby… chcieli spełnienia.

- Heee... - Urwała w pół zdania, wychodząca nagle zza zakrętu korytarza Rose - Hej - Dodała już o wiele ciszej, gapiąc się na parkę inflagranti - Soooory - Podrapała się po głowie z rozbrajającym uśmieszkiem - Bo chciałam spytać, gdzie was wszystkich wywiało, bo jedzenie gotowe... - Zamrugała niewinnie oczkami, wciąż bezczelnie się w nich wpatrując, i zupełnie jak “z automatu” wsadziła łyżkę do buzi, i tam już ją zostawiła. Następnie w geście bezradności, rozłożyła ręce, wyczekując reakcji obojga…
Doc tylko zerknął na nią czując się nieco… głupio. Ale za daleko już z Vis zaszli by przerwać, więc kolejnymi ruchami bioder starał się jak najszybciej doprowadzić sprawę do końca, tym bardziej, że ogień jaki budziła w nim Vis nie gasnął tylko z powodu widowni.
-Eee.. poczekaj… w kuchni… zaraz… - wydusił z siebie.
Vis zaś tylko jęknęła zgodnie napierając na doktorka żeby przypadkiem nie wpadła mu do głowy myśl o wycofywaniu się. Nie gdy było jej tak dobrze, że tylko przygryzanie dolnej wargi powstrzymywało głośniejsze dźwięki, które usilnie próbowały jej się z ust wyrwac. To że ruda im się napatoczyła nie obeszło jej wcale. Wątpiła by ją zszokowali, skoro była profesjonalną aktorką. Vis widownia także nie przeszkadzała bowiem jej umysł skupiony był w pełni na doznaniach, a nie tym co ją otaczało.
Mocniej, silniej i gwałtowniej… drżąc coraz bardziej Doc naparł ciałem na kochankę i przylgnął do niej, by sięgnąć dłońmi pod jej stanik i zaborczo zacisnąć dłonie na jej poruszających się w rytm jego bioder piersiach. Zacisnąć i pieścić, co by Vis nie miała wątpliwości, że mu się podobają nie mniej niż efektowny biust Rose. A że przy tym mocniej przywarł ciałem do Darakanki i głębiej go ona czuła, to… dodatkowy zysk był.
Który został przywitany coraz to wyraźniej przebijającymi się przez przygryzione wargi jękami. Dłoń Darakanki oderwała się od ściany i powędrowała w tył, znacząc pazurkami swą obecność na plecach doktorka, dążąc do jego pośladków by dodatkowo przycisnąć go do jej własnych. Więcej i mocniej zdawało się być motywem przewodnim tego zbliżenia i nic innego się nie liczyło. Odchyliwszy głowę do tyłu, próbowała przynajmniej na krótką chwilę złączyć swe usta z wargami doktorka, jednak czynność ta okazała się być zbyt przeszkadzająca więc zaniechała. Czując zbliżający się wybuch przylgnęła do niego wyginając ciało w łuk. Mocniej i szybciej… zatraciwszy się w tym tempie, Doc doprowadził ich oboje do szczytu, rozkoszując się każdym doznaniem jakie drżące ciało Vis mu dostarczało. Dopiero po ekstazie zerknął w kierunku w którym stała Rose, nadal masując krągłe piersi Vis pod jej bielizną.

Dziewczyna stała tam, oparta o ścianę bokiem, z jedną dłonią w swych lekko rozpiętych spodenkach, a drugą ugniatającą własną, odkrytą pierś. Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Bullita, a Rose z małymi rumieńcami na policzkach, uśmiechnęła się do niego zalotnie, nie przestając zabawy.

Darakanka także przeniosła wzrok na przeszkadzającą kobietę, próbując przy tym utrzymać się na nogach po doświadczeniach sprzed chwili.
- Mówiłaś coś o jedzeniu - sapnęła, nie zmieniając jednak pozycji ani nie starając się okryć bo jakby na to nie spojrzeć doktorek wciąż dostarczał jej kolejnych wrażeń, a tych jakoś nigdy nie miała dość. Całkiem jak słodyczy.
- O i… spódniczkę… Ja się nie znam na tym, a Vis potrzebuje bardziej rozbudowanej garderoby.- Doc pieścił nadal biust jedną dłonią Vis jednocześnie się prostując i przytrzymując drugą dłonią drżącą Darakankę.
- Po co wam jedzenie, skoro wy już przy deserze? - Powiedziała ruda, po czym wyciągnęła swoją dłoń ze spodenek, wzruszając przy tym ramionami. Po chwili zakryła również swoją pierś topem.
- Sorry, że przeszkodziłam, idę - Dodała z nieco markotną miną, po czym się odwróciła, by ich zostawić samych…
- W zasadzie to nie przeszkodziła. A my mamy jeszcze...coś do omówienia z nią.- Doc wymruczał do ucha Vis, głaszcząc ją delikatnie i czule po brzuchu.- Ona zna się na modzie. Ja nie wiem jakie sukienki czy spódniczki się teraz kupuje.
- Wygodne? - zasugerowała, wzdychając i wyswobadzając się by stanąć do doktorka przodem. - To skoro mamy omawiać sprawy to może byś się ubrał? - dorzuciła kolejną sugestię, szczerząc ząbki i opierając się plecami o ścianę korytarza. - Nie przeszkadzasz! - zawołała za rudą, sama najwyraźniej nie zamierzając się przejmować strojem. - To co jest na ten podwieczorek? Zgłodniałam…
- O podwieczorek, pytasz ją czy mnie ?- zażartował doktorek podciągając spodnie.- Zresztą sama jesteś nieubrana.
- O ile mi wiadomo to byłeś zajęty czymś innym niż gotowanie więc pytanie zostało skierowane do niej - Vis, nadal szczerząc ząbki przyglądała się ubierającemu się doktorkowi sama nie wykazując chęci do pójścia w jego ślady.

- Gorreliański łamaniec kawowy... - Dobiegło ich gdzieś już z innego korytarza.
- Chodźmy z nią pogadać na temat twojej garderoby…- westchnął Doc spoglądając na Vis i dodając.-Wiesz że takie twoje chodzenie na golasa działa na mnie pobudzająco? I chyba nie tylko na mnie… bo na nią też.
- W końcu jesteśmy ekipą kręcącą filmiki z minimalną ilością odzieży więc… - wzruszenie ramion pobudziło jej piersi do życia, o co chyba Vis chodziło bo jej minka wskazywała na to, że jest z siebie całkiem zadowolona. No ale sterczeć tak dłużej nie wydawało się rozsądne więc w końcu naciągnęła z powrotem na siebie ubranie, po raz kolejny dochodząc do wniosku że naprawdę będzie musiała popracować nad garderobą. To co wcześniej w zupełności wystarczało, teraz było zwyczajnie kłopotliwe. Z tą myślą ruszyła za rudą, wabiona zapachami.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 04-07-2017, 20:58   #196
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rose nadal kręciła się samotnie po kuchni, kończąc przygotowywanie deseru. Zarówno Doc, jak i Darakanka zauważyli, iż jej spodenki nadal były niedopięte… “Gorreliański łamaniec kawowy” z kolei wyglądał dosyć apetycznie.



- Czekolada, krem, wanilia, no i ziarenka kawy - Wyjaśniła Rose, opierając się tyłkiem o kuchenne szafki, z założonymi rękami.
-Wygląda smakowicie…- stwierdził Doc zerkając na Vis, której to opinia się tu liczyła. Dave nie był wybredny jeśli chodzi o jedzenie.
Darakance zaś aż oczy się zaświeciły. Wystarczyło samo “czekolada” by zapragnęła spróbować tego tworu ich nowego nabytku.
- Uwielbiam słodycze - zdradziła, oblizując wargi. Ruda właśnie zyskała u niej dodatkowe punkty.
- Rose… cóż… Vis ma pewne problemy z garderobą. I pomyślałem, że mogłabyś jej w tym pomóc.- zapytał Bullit siadając i przyglądając się Darakance na zmianę z Rose.-Brakuje jej spódniczek i sukienek. Dotąd ich nie nosiła.
- Zgubiłaś bagaż? Albo Ci ukradli? Też mi się raz zdarzyło… podłe fiuty z obsługi naziemnej - Rudowłosa pokiwała do Vis głową - Spoko, mam tego sporo, jest w czym wybierać - Mrugnęła do niej.
Mhmm - mruknęła Vis, nie widząc powodu dla którego miałaby przerywać degustację pyszności. Skoro ruda chce wierzyć, że straciła bagaż to… Widać nie idzie jej zbyt dobrze słuchanie co kompletnie Darakance nie przeszkadzało. Pokiwała więc tylko głową, dalej pałaszując łamańca.
-Jeśli będą pasować.- Doc wędrował spojrzeniem po ich nowej kucharce, oceniając jej ciało. Nogi… były mniej więcej tego samego wzrostu, tyłeczek… tu też obie wydawały się takie same, pomijając oczywiście ogon, biust… tu Vis miała rację, natura albo zdolny chirurg plastyczny byli hojni dla Rose. Bullit zaczerwienił się na twarzy wyobrażając sobie obie dziewczyny nago. To była stanowczo za silnie stymulująca myśl.
Więc zabrał się za jedzenie.- Ponoć już się urządziłaś na statku? A ta broń z którą przybyłaś tooo?
Zmienił temat starając się zapanować nad mimowolnymi reakcjami swojego organizmu.
- No jak to co? Rekwizyty - Zdziwiła się panienka North, przyglądając się pałaszującej deser Vis - Powinny pasować… najwyżej użyjesz paseczka… to będziemy miały wspólną scenę? - Ucieszyła się, przyklaskując w dłonie.
- Wspólną co…? - Vis spojrzała na rudą ze zdziwieniem, odrywając na chwilę uwagę od pałaszowania. Jakoś nie brała do tej pory pod uwagę żadnych “scen” ze swoim udziałem. Miała być niby tą od spraw technicznych, prawda? Takie osoby zwykle trzymały się gdzieś w cieniu czyli tam gdzie akurat Vis było najlepiej. Sceny…? Nie, nie wydawało się jej żeby do jakichkolwiek doszło ale…
- Będziemy? - rzuciła drugie pytanie, tym razem kierując je ku doktorkowi.
- Eeee nieee… Jeśli nie chcesz, to nie.- zapewnił szybko Doc, po czym zwrócił się do Rose.- Vis nie jest aktorką. No i… choć może to wydawać się dziwne po tym co widziałaś przed chwilą, to Vis jest nieśmiała i… niekoniecznie gotowa, na nowe… doświadczenia.
- Ahaaa... - Zaczęła jakoś tak markotnie Rose - W korytarzu to wyglądało nieco inaczej - Dodała z odrobinkę wrednym uśmieszkiem - Wiesz szefie, czasem takie naturalne talenty znajduje się przez przypadek i w obsłudze. Słyszałam kiedyś o techniku, co zastąpił aktora, bo ten miał kaca, i się okazało, że ten technik ma taaakiego - Tu Rose pokazała dłońmi tak ze 30cm - No i go odkryli, i stał się sławny, i zarobił kupę kasy - Uśmiechnęła się już bardziej pogodnie - Bo Vis jest ładna, to myślałam... - Stanęła nagle obok Darakanki, po czym pogłaskała ją dłonią po ramieniu z wesołą miną - W końcu zarobki są niezłe, mogę się podzielić
- Cóż… Vis potrafi się odprężyć ze mną i przy mnie. - mruknął Doc zajadając się przekąską i przyglądając obu kobietom.-Nie każdy jest tak otwarty jak ty Rose.-
Choć wiedział, że Darakanka była taka... wcześniej i ten fakt bolał go trochę z powodu poczucia winy.
Jakby na potwierdzenie jego myśli, Vis spięła się gdy tylko dłoń kobiety musnęła jej skórę. Nie żeby miała coś przeciwko takim zabawom bo lubiła poznawać nowe rzeczy i uczyć się nowych doznań jakie oferował świat, jednak… Jednak wolała wpierw wyrazić na to zgodę.
- Zobaczymy jak wyjdzie ze scenariuszem - mruknęła, odsuwając się nieco od rudej i przysuwając bliżej doktorka.
- Vis nie lubi być zaskakiwana.- dłoń doktorka ujęła dłoń Vis w sposób czuły i delikatny. Zupełnie pozbawiony erotycznego podtekstu. - Może później się przekona do takich pomysłów, jeśli zechce się przekonać… bo ja naciskać na nią nie zamierzam. A ty… cóż… z pewnością nie będziesz się nudziła w oczekiwaniu na scenariusz. Tu jest całkiem rozrywkowa ekipa.
- To jakaś niezależna produkcja? Takich dziwów to jeszcze nigdy nie miałam - Uśmiechnęła się Rose, wzruszając ramionami - No dobra, to ja idę do swojej kajuty, no chyba, że jeszcze jest coś do obgadania? Aha, a kiedy w końcu startujemy?
- Na razie… mamy trochę spraw do załatwienia na miejscu. W tym kwestii finansowych. - podrapał się po karku Doc.- Spieszy ci się gdzieś? Masz jakieś inne zakontraktowane produkcje?

- Mooooooment! - Rose zatrzymała się nagle w pół kroku, po czym wbiła spojrzenie w Bullita - Jakie kwestie finansowe?? Jesteście wypłacalni, czy nie? Ja się nie dam tak po raz kolejny oszukiwać! - Zaczęła machać palcem w kierunku mężczyzny.
- Zapewniam, że nie opuścisz statku dopóki się nie rozliczymy finansowo. -... no chyba że dobrowolnie, ale o tym doktorek nie wspomniał. Poza tym liczył się z możliwością zapłacenia jakiejś gratyfikacji finansowej Rose po wykonaniu planu ze szpitalem. Ale nie wcześniej.
- No okej - Powiedziała panienka North, a na jej twarz wrócił uśmiech - To na razie! - Machnęła im dłonią, po czym opuściła kantynę.
Odprowadzona wzrokiem Vis, która na powrót zajęła się słodkościami, kończąc je w tempie stosunkowo szybkim.
- Chciałbyś żebym się przekonała do takich pomysłów? - zadała pytanie doktorkowi, to samo, które nie dawało jej spokoju od chwili w której taka sytuacja została zasugerowana. Nie była co do całej sprawy przekonana, ale Doc zrobił dla niej naprawdę wiele więc chciała się mu jakoś odwdzięczyć. No i lubiła gdy był zadowolony, a sądząc po jego spojrzeniach, którymi omiatał zarówno ją jak i rudą, to… Ale wolała zapytać, na wypadek gdyby źle zrozumiała jego zachowanie co przecież często się jej zdarzało z innymi.
- Vis nie podsuwaj mi takich wizji. Jestem tylko prostym człowiekiem. - jęknął zaczerwieniony Bullit. Uśmiechając się do Darakanki dodał. - Nie chcę byś zmuszała się do czegokolwiek. Pewne rzeczy najlepiej wychodzą bez zaplanowania. Tak jak to na korytarzu…
Dziewczyna w odpowiedzi wyszczerzyła radośnie ząbki.
- Czyli byś chciał - podsumowała, a jej oczy błyszczały niczym dwa rubiny. Drażnienie się z doktorkiem było zajęciem bardzo przyjemnym, a i… No cóż, na wspomnienie o zabawie w korytarzu od razu w myślach pojawiła się wersja, w której ruda dołączyła do nich. Bo i takie doświadczenie było jej nowe ale nie znaczyło, że nigdy takich zabaw nie widziała. - Najpierw zobaczmy czy te jej sukienki pasować będą na mnie. No bo… Muszą być też zdatne do noszenia w pracy bo nie lubię marnować czasu na przebieranie się. To takie… nielogiczne i zbędne zajęcie. I myślałam też… - tu urwała, między innymi po to by zaczerpnąć powietrza. - Myślałam że mogłabym wybrać się i poszukać tutejszego złomowiska. To nie powinno mi zająć dużo czasu, a nigdy nie wiadomo co się wyłapie. Może udałoby się dorwać części lub nawet całego tylko zepsutego drona z kamerą lub bez nawet… No wiesz, tak co by nie wzbudzał podejrzeń fakt, że nikt tu nic właściwie nie nagrywa. No i w klubie zwykle wykorzystywano też dodatkowe oświetlenie przy odgrywanych scenkach, chociaż jak to ma być produkcja improwizowana to pewnie tego nie będziemy musieli mieć no ale jakby coś takiego się znalazło i jakby też udało się zdobyć jakieś części do Archona i w ogóle, tooo - Urwała, wtłoczyła powietrze do płuc po czym wzruszyła ramionami i spojrzała na doktorka wyczekująco.
- Weźmiemy Bixa do dźwigania i pójdziemy we trójkę. Po drodze zajrzymy do paru miejsc i popytamy o te złomowisko.- Doc wpatrywał się intensywnie w Vis wyobrażając sobie ją w owych spódniczkach (kusych sądząc po guście Rose), a także…- Bikini… mogłabyś pracować w bikini przy naprawach i mnie…- wyrwało się z ust Dave’a, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Super - ucieszyła się, bo Młoteczek z pewnością był w stanie zabrać więcej części niż ona sama. No i towarzystwo wiązało się z obstawą, a ta niekiedy bywała bardzo przydatna, szczególnie w sytuacjach gdy na złomowisku panował ścisk i duża konkurencja. Kolejne słowa doktorka całkiem wybiły ją z tych rozmyślań i planów.
- Bikini? Ale to takie… niepraktyczne… - nie bardzo wyobrażała sobie taki strój do pracy. - No ale jak będziesz chciał to mogę spróbować. Trzeba próbować nowych rzeczy, prawda? - puściła do niego oczko, oblizując palec, którym zebrała resztki deseru.
- Trzeba…- mruknął Doc obserwując ten palec jakby był zahipnotyzowany. Otrząsnął się z tego stanu i uśmiechając się lekko rzekł do Darakanki.-Ty mnie specjalnie… prowokujesz, co?
Pokręciła przecząco głową bowiem wciąż była zajęta oczyszczaniem palca z pokrywających go, słodkich resztek.
- To po prostu dobre było, szkoda żeby coś się zmarnowało - odparła w końcu, wycierając dłoń w kombinezon. - Po co miałabym cię prowokować? - Zapytała szczerząc przy tym ząbki.
- Vis… przy tobie ciężko mi utrzymać ręce przy sobie.- stwierdził ironicznie Doc przyglądając się dziewczynie. Po czym na dowód swych słów sięgnął do zapięcia jej kombinezonu powiększając jego dekolt.-No… i teraz możesz być pewna, że nawet ta Rose zwróci na nie uwagę.
- To źle? - chciała wiedzieć, jednocześnie spoglądając w dół, na piersi które wyłaniały się z powstałej szczeliny w sposób znacznie większy niż zazwyczaj. No, chyba że było gorąco, ale… - Tylko dlaczego miałaby na nie zwracać uwagę. Znaczy… Nie zależy mi na tym żeby zwracała - poprawiła się, chociaż suwaka nie ruszała by ponownie zakryć półkule.
-No… ale nie będziesz się już przejmowała że ma większe.- przypomniał jej doktorek i sięgnął palcem do odkrytych skarbów, by musnąć jej skórę opuszkami.
- Już mi przeszło - stwierdziła, wzruszając ramionami bo sprawa wielkości piersi Rose nie była na tyle istotna by utrzymać się w jej umyśle dłużej niż do chwili, w której temat przestał być poruszany.
- Poza tym ty je lubisz, więc mi to wystarcza - dodała, prostując się i dumnie wypinając wspomnianą część swojego ciała, po której sunęły palce Doc’a.
Rozsunął zamek bardziej zaczepiając palcem o niego i dłońmi rozchylił kostium w pełni uwalniając owe skarby Vis. Przyglądał im się z zachwytem i pożądaniem.- Jak tu ich nie lubić. Są śliczne.
Vis nie miała zwyczaju zachwycania się nad swoim ciałem więc tylko przytaknęła opinii doktorka, nie dorzucając w tej kwestii nic od siebie.
- No to postanowione - stwierdziła wesoło. - Trzeba będzie załatwić to bikini, tylko nie wiem co reszta na to powie. W sumie jednak to nawet nie bardzo mnie to chyba interesuje, no o ile nie będzie im to jakoś strasznie przeszkadzało. Tak, żeby mi nie truli nad głowami w trakcie pracy. - Było to nader istotne, bo jakby tak każdy co chwilę przychodził ze swoimi ale gdy ona dłubała by w takim Archonie czy tym dronie, którego chciała załatwić to chyba by oszalała.
-Tak szczerze… to by ci było potrzebne, tylko przy mnie… gdy ja cię bym pilnował, bo wiesz…- położył dłoń na jej piersi delikatnie masował i ugniatał.-Nie daję ci długo pracować, rozpraszam i próbuję… sprawić ochotę, byś zdjęła kombinezon. Taki ze mnie łobuz.
- No tak… Ciężko coś przy tobie naprawić - potwierdziła sięgając do suwaka wspomnianego kombinezonu. - Nie powinieneś czasem nawiązać kontaktu z resztą żeby im wytłumaczyć o co chodzi z tą ruda? - zapytała, chociaż schodząca powoli w dół dłoń i idący za nią suwak, przeczyły nieco dobrym intencjom przekazywanym przez słowa.
-Zrobię zebranie jak wrócą… zamiast napastować pojedynczo każdego przez Uni.- wymruczał Doc wodząc dłońmi po krągłych piersiach Vis i zerkając na jej działania. Ona też mogła dostrzec właściwą reakcję u Bullita poniżej pasa. Dave znowu był gotów sprawić jej przyjemność i czuć przyjemność jaką zamierzała sama mu dać.
- Ma to sens - poparła, powoli, żeby nie przerwać kontaktu, który dłonie doktorka nawiązały z jej piersiami, zsuwając kombinezon z ciała. Pewnie, w każdej chwili mogła wrócić ruda albo ktoś z załogi, ale to jak zwykle gdy Vis się na czymś skupiała, schodziło na dalszy plan. Nieistotne, dopóki nie stanie się istotne. W tej zaś chwili, znacznie pasjonującym tematem był jej towarzysz, który zdawał się nigdy nie tracić na nią ochoty co, nie dało się tego ukryć, było dla niej raczej nowym doświadczeniem mimo iż liczącym już parę dni. Testowanie limitów doktorka, było z kolei równie fascynujące co testowanie świeżo naprawionego robota. Jednemu i drugiemu zajęciu lubiła się oddawać z niemal tą samą przyjemnością.
- Czy ty czasem masz dość? - zapytała, jak zwykle wprost i bez zbędnych ozdobników, przy okazji sięgając dłonią w stronę wybrzuszenia w doktorkowych spodniach.
- Cóż… tak jakby nie. Wyższy poziom testosteronu niż normalny.- jęknął cicho Bullit czując dotyk palców Vis i delikatnie ścisnął piersi dziewczyny. - Jesteśmy bardzo twardzi na Axionie. To planeta… hodowców wielkiego bydła. Nie dla mięczaków.
- Ciekawa… planeta - zabawa przez materiał szybko się Vis znudziła więc zabrała się za jego pozbywanie. - Zdecydowanie ciekawsza od Darak, chociaż nie znam jej za dobrze - mówiła dalej, nie przerywając zajęcia i przybliżając się do doktorka by mieć większe pole działania. - Zbyt szybko musiałam zwiewać, a i w czasie pobytu głównie siedziałam na złomowiskach. te z kolei były fascynujące. Tak… bardzo fascynujące - powtórzyła, chociaż biorąc pod uwagę że akurat udało się jej dostać do skarbu który do tej pory skryty był pod ubraniem, mogło chodzić zarówno o wspomniane złomowiska, jak i o część doktorka, którą Vis właśnie na powrót zaczęła się zajmować.
-Nooo… a ja pomyślałem, co byś… nie wiem czy byś…- teraz Doc miał trudności z wyartykułowaniem czegokolwiek czując palce dziewczyny na tej twardej części swojego ciała, sam ciągle głaszcząc Darakankę po piersiach.
Piersiach, które przysunęły się bliżej, wraz z całym ciałem Darakanki, które zanurkowało pod stół by zająć wygodniejszą pozycję do czynności, której po chwili oddawały się nie tylko jej ręce, ale i usta. Z tego to powodu dalsza rozmowa została na pewien czas uniemożliwiona, chyba żeby doktorek miał ochotę prowadzić monolog, co po prawdzie dziewczynie znajdującej się przed nim na kolanach, wcale by nie przeszkadzało. Jak zwykle gdy znajdowała coś, co było w stanie skupić pełnię jej uwagi, Vis odcięła się od innych, przeszkadzających jej w zajęciu się pracą, bodźcach. Praca zaś, w tym konkretnym przypadku polegała na równomiernym przesuwaniu wargami po sztywnej, twardej powierzchni. Należało przy tym odpowiednio ową powierzchnię nawilżyć, którym to zajęciem zajmował się jej długi, cienki, rozdwojony języczek, jakby stworzony właśnie w takim celu przez przewrotną naturę. Języczek pracował nader sprawnie, podobnie jak i dłonie Darakanki, które z pomrukiem przyjemności jaki okazjonalnie wyrywał się na wolność, zaczęły dokładnie badać okolice ciała doktorka, które sąsiadowały z ową twardą powierzchnią. Aby określić, czy działanie te podobają się właścicielowi części, którą tak troskliwie się zajmowała, uniosła spojrzenie w górę, spojrzenie w którym bez wątpienia igrały psotne, wesołe ogniki, nadając jej szkarłatnym oczom iście diabelskiego wyrazu.
Doc starał się nad sobą panować zerkając z zakłopotaniem na Darakankę i z trudem ukrywanym pożądaniem. To co jednak muskała językiem nie próbowało udawać braku zainteresowania i prężyło się stanowczo pod jej pieszczotą, niczym wartownik na warcie.
-Vis… wygodnie ci… tam?- jęknął cicho Doc starając się stoicko wytrzymać jej pieszczoty, ale każdy kolejny ruch języka kochanki wyraźnie mu w tym przeszkadzał.
W odpowiedzi nastąpiło chwilowe przerwanie pieszczot, które zastąpił figlarny uśmieszek, jednak była to jedyna reakcja dziewczyny, która zaraz powróciła do swych działań. Za jej plecami ogon poruszał się żywo i wesoło, uderzając raz po raz to w blat stołu to w jego nogi, to znowu muskając uda doktorka, jakby nie mógł się zdecydować co ze sobą zrobić. W przeciwieństwie do Vis, która najwyraźniej wiedziała dokładnie co chce robić i robiła to z oddaniem oraz werwą. Dłonie poszerzyły zakres swych badań przechodząc na tors Doc’a, na którym zostawiały wyraźne, szybko podbiegające krwią ślady swej obecności. Tak, najwyraźniej Darakance było całkiem wygodnie tam gdzie się znajdowała i nie przejawiała ochoty na zmianę swej pozycji, za to przejawiała inną ochotę. Ochotę do tego by doprowadzić doktorka do utraty panowania nad sobą i zawiedzenia go na sam szczyt rozkoszy. Co się jej niewątpliwie udawało, pochwycił ją dłońmi za głowę i zaczął nadawać tempo pieszczotom. Drżąc narzucał coraz szybsze tempo, a sama dziewczyna czuła poprzez muśnięcia języka, zbliżającą się eksplozję i… w końcu jej posmakowała. Efektu swych działań.
Zadowolona odsunęła twarz i oblizując wargi spojrzała w górę.
- O czym pomyślałeś? - zapytała, jakby nigdy nic nawiązując do wcześniejszej rozmowy i wypowiedzi, której doktorkowi nie udało się dokończyć. Opadła przy tym tyłkiem na pięty, bo tak się jej wygodniej klęczało a jakoś nie miała szczególnej ochoty wypełzać spod stołu. Nie widziała też ku temu powodu, przynajmniej na obecną chwilę.
- O czym?- Doc zamyślił się jednocześnie głaszcząc dziewczynę po głowie, wodząc kciukiem po rogu. Oczywiście wiedział, że nie są wrażliwe na dotyk, ale jakoś lubił pieścić ją tak niczym ulubioną kotkę.-Wyleciało mi z głowy.
Zaśmiał się głośno dodając. -Umiesz przyciągać moją uwagę.- a konkretnie do odsłoniętych piersi dziewczyny, które kusiły jego wzrok. Zamyślił się po chwili dodając.-Jeśli ci to nie przeszkadza, możesz opowiedzieć o swoim domu, to znaczy o rodzinnej planecie.
Vis to oczywiście nie przeszkadzało. Ułożyła się wygodnie z głową na jego udzie, ustawiając ją tak by nie musiał przerywać głaskania, które się jej bardzo podobało, a jednocześnie by mogła na niego spoglądać.
- Nie bardzo wiem co by tu o niej opowiedzieć. W porównaniu do niektórych, które odwiedziłam, to jest mała, górzysta i raczej nieistotna. No ale to moja planeta, więc chyba nie może być taka znowu zła i nijaka - wyszczerzyła ząbki. - Nie mamy tam dnia i nocy bo oba słońca zawsze nieźle przyświecają. Większość miast znajduje się we wnętrzu gór lub w ich bezpośrednim otoczeniu bo jednak kopalnie są głównym źródłem bogactwa. Jakoś diamenty i złoto wciąż są popularne, a złoża na Darak są całkiem obfite. Ja jednak zawsze wolałam Krwiste Lasy bo tam zawsze jest cicho i spokojnie, w przeciwieństwie do miast. No ale najbardziej zawsze kochałam złomowiska. To na jednym z nich znalazł mnie Tas i się mną zaopiekował. To taki mój ojciec, chociaż oczywiście nim nie jest ale zawsze rozumiał mnie bardziej niż rodzina. No i to on namówił mnie na wyrobienie papierów i nawet pomógł finansowo. Chciałabym go kiedyś odwiedzić ale to pewnie nigdy się nie wydarzy bo raczej nie uda mi się przemknąć na planetę niezauważalnie. Chociaż z drugiej strony kłopotów narobiłam w stolicy, a nie na Myst, która jest dość oddalona od Turus, więc może by się udało - na chwilę na jej twarzy pojawił się wyraz tęsknoty. - Ale to takie tam plany, niezbyt ważne - zaraz dorzuciła, uśmiechając się. - Tas pewnie by się ucieszył, chociaż rodzinka raczej nie ale z nimi w sumie nigdy nie miałam jakiegoś dobrego kontaktu. Wiesz, niezbyt udany ze mnie twór. Nie narzekam jednak, nie nadaję się ani do kopalni ani do nauczania ani w sumie do żadnego z zajęć, które byłyby przez nich mile widziane. Nawet mechanik ze mnie marny na dłuższą metę, przez te moje problemy ze skupianiem uwagi na więcej niż jednej rzeczy. Dopiero tu, na Fenixie czuję się dobrze i nie sprawiam problemów, ale to nie moja zasługa tylko twoja, więc… - Wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się ponownie i wsunęła sobie dłoń pod głowę, w najlepsze moszcząc między jego nogami. - Chyba jednak potrzebowałam kogoś organicznego, kto by korygował błędy mojego oprogramowania i dbał o właściwe funkcjonowanie systemu. Dzięki temu mogę funkcjonować w sposób pozwalający na współpracę z innymi i zachowanie kontroli nad przebiegiem procesów myślowych. Bez ciebie pewnie już bym się wpakowała w kłopoty.
- Obawiam się że ja też kiepsko sprawuję się jako twój piorunochron, ale cieszę że już czujesz się lepiej.- Doc spoglądał w dół Darakankę głaszcząc ją powoli i leniwymi ruchami. Starał się być… spokojny na dole, ale odsłonięte piersi dziewczyny, wcale w tym nie pomagały.- A co ze statkiem? W co powinniśmy zainwestować? Może w lepszą kuchnię, bo ruda kucharką jest całkiem całkiem… dobrą.- niestety wspomnienie Rose bardziej podniosło entuzjazm doktorka, choć efekt łatwiej było przypisać krągłościom Vis.
- Nie narzekam - stwierdziła pogodnie, myśląc od razu nad odpowiedzią na pytanie doktorka. - Kuchnia chyba wystarcza, do tej pory chyba nikt na nią nie narzekał, a jak ruda zacznie… No przecież nie będzie z nami latała na stałe, prawda? - W jej głosie zabrzmiała nutka nadziei, że tak się nie stanie. Nie żeby była nadal o tamtą zazdrosna ale jakoś początkowa animozja nie chciała przeminąć i tkwiła w jej głowie, nie pozwalając polubić intruza. - Chyba lepiej by było zainwestować w obronę statku, biorąc pod uwagę dotychczasowe przygody. No i może w lepszy system komunikacji? Usprawnić ambulatorium? Z pewnością jest więcej miejsc, które wymagają włożenia w nich pieniędzy niż kuchnia. Bez znaczenia jakie pyszności można w niej przygotować - dorzuciła w ramach argumentacji, oblizując przy tym usta.
- Masz rację…- zgodził się z nią Doc spoglądając na nią z wyraźnym apetytem.-A co planujesz robić… teraz? W najbliższej przyszłości. Zanim Bix przyjdzie i pójdziemy załatwiać sprawy w mieście i na złomowisku?
- Najpierw trzeba by się jakoś zebrać z podłogi i ogarnąć - poinformowała go o najbliższych planach, do których chyba jednak nie spieszyło się jej bardzo, sądząc po tym, że nawet nie drgnęła. - Później planuję poszukać tej rudej w sprawie garderoby, a następnie zerknąć na TRX’a, a później… Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Jeżeli mi starczy czasu to poszukam sobie jakiegoś zajęcia w ładowni lub warsztacie. Pasowałoby zrobić dokładną listę części które mamy i które by się nam koniecznie przydały. Tak na zaś i na wypadek gdyby się na któreś trafiło na złomowisku. Lepiej wiedzieć na początku czego się szuka, a później cieszyć z tego co się zgarnie przy okazji. - Plan wydawał się jej dobry bo uwzględniał przynajmniej w niewielkim stopniu spełnianie obowiązków do których spełniania została w końcu zatrudniona. To że ostatnio obijała się jak nigdy w życiu powoli zaczynało ciążyć umysłowi, który przyzwyczajony był do kontaktu głównie z materią nieożywioną. Jeszcze trochę i całkiem się przestawi, co wydawało się jej nienaturalne i nieco przerażało.
- Wychodź spod stołu i usiądź na nim…- uśmiechnął się łobuzersko Doc sięgając po jeden z deserów, który nie uległ jeszcze konsumpcji i przysuwając go sobie bliżej.
- Na nim? - brwi Vis powędrowały nieco w górę, a usta ułożyły się w figlarny uśmieszek gdy obrzuciła spojrzeniem nieco bliżej niż blat stołu znajdującą się rzecz, na której przecież też można było usiąść. Zaraz jednak, skuszona wizją deseru, spełniła życzenie doktorka, sadowiąc tyłek na stole. Poprawiła przy tym ubranie przez co sprzed oczu doktorka zniknęły obie półkule, chociaż nie całkiem, bowiem pomna na jego nauki nie zasunęła suwaka w pełni a jedynie częściowo.
- A ty jakie masz plany, kapitanie? - zapytała, wesoło machając nie tylko nogami ale i ogonem.
- Na początek… ciebie na deser.- Dave wstał i wpierw dał odrobinę deseru na łyżce do spróbowania. A potem… rozsunął szybko jej suwak i zaczął uwalniać od kombinezonu nie tylko jej piersi, ale całą górną część ciała Darakanki. Dopiero mając tak odsłonięte piersi dziewczyny, przyozdobił je słodką brązową masą na szczytach piersi i w ich okolicach.-Potem… szukanie jednego typka… z którym mam porachunki i szpitala na nasze przedstawienie. Wszystko w sieci. Czeka mnie więc dużo nudnego siedzenia przed monitorem.
- Nie jestem pewna czy tak powinno się jeść ten deser - skomentowała jego słowa ze śmiechem, odchylając się nieco do tyłu i podpierając na rękach. Nie miała nic przeciwko takiej zabawie, chociaż zżerała czas, który można było przeznaczyć na pracę. No ale wola kapitana statku to świętość… Czy jakoś tak.
- I chcesz się do tego nudnego zajęcia porządnie przygotować? Wiesz, zawsze mogę wpaść po wizycie u rudej żebyś ocenił efekty jej konsultacji - zaproponowała, wiedząc doskonale, że wtedy żadne z nich szybko do pracy nie powróci, ale… Ale jej to jakoś specjalnie nie ruszało. Tylko gdzieś tam, z tyłu głowy uwierała myśl, że przecież to nie w jej stylu odstawiać robotę na drugie tory. Ba! Na trzecie i dalej.
-To doskonały pomysł.- rzekł Doc biorąc się za konsumpcję i wiedząc że w sumie to nieprawda. To był zły pomysł. Wiedział że nie utrzyma rąk przy sobie gdy zobaczy Vis w kusym wdzianku i ona też wiedziała. Wiedzieli jak się to skończy… ale Bullit wodząc językiem i ustami po krągłych piersiach Darakanki nie był w stanie na tych myślach się skupić. Zamiast tego jego dłoń przejechała po brzuchu dziewczyny, wślizgnęła się pod kombinezon i dotarła między uda. Niczym złodziej używał swych palcy niczym wytrychów w bramie rozkoszy Vis.
Której owe włamanie jak najbardziej do gustu przypadło i która nie zamierzała złodzieja wstrzymywać w jego działaniach. Wręcz przeciwnie. Korzystając ze stołu niczym z łóżka, położyła się na nim by dać dłonią swobodę w poruszaniu się, z której to zaraz skorzystały wędrując po ciele kochanka. Uniesione stopy oparła o brzeg stołu rozsuwając uda na tyle, na ile pozwalał kombinezon, którego obecność była w tej chwili jak najbardziej kłopotliwa. Tak, zdecydowanie trzeba było popracować nad garderoba i to w tempie przyspieszonym. Póki co jednak, jej uwaga na powrót powróciła do przyjemniejszych spraw, które przyspieszały jej oddech i sprawiały że spomiędzy warg wyrywały się urywane jęki i ciche okrzyki, będące wyrazami doznawanej przez nią przyjemności.
Doc nachylił się bardziej i łapczywie wodził ustami po prężących się piersiach Darakanki, dłoń mężczyzny pod jej kombinezonem poruszała się gwałtownie i władczo, by jak najbardziej rozpalić ciało Vis. Delikatnie kąsał jej biust zębami, nagle przerywając zabawę bo zlizał już wszystko.
-Pomóc ci zdjąć ten.. kombinezon czy dokończyć dzieła… palcami?- wymruczał.
Jedna i druga opcja się jej podobała i nie bardzo radziła sobie z wyborem. Może gdyby była w stanie skupić myśli na tyle długo by się zastanowić? Te jednak ani myślały się słuchać, szalejąc w głowie pod wpływem kolejnych bodźców.
- Jak wolisz - udało się jej jęknąć w miarę zrozumiale, czym wyczerpała swoje możliwości artykułowania słów i jedynie spoglądała na niego z wyczekiwaniem na decyzję i ponagleniem w oczach.
Doc też się nad tym zastanawiał przez chwilę, po czym wrócił do drapieżnych pieszczot jej biustu i dłonią zabrał się za dalsze pieszczoty w jej intymnym zakątku. Bądź co bądź Vis sprawiła mu przyjemność… więc wypadało się odwdzięczyć. Przymknął nieco oczy, by skupić się na ruchach palców pod jej kombinezonem i wymacaniu tych obszarów jej ciała, które były szczególnie wrażliwe na dotyk. Chciał usłyszeć jak dociera na szczyt ekstazy.
Który to odgłos wydobył się z jej gardła w jakąś chwilę później, gdy rozpalone ciało osiągnęło punkt, z którego jedyna droga wiodła już tylko w dół. Rozkoszne rozleniwienie objęło w posiadanie jej ciało przez co sama myśl o tym by się poruszyć, wstać czy chociaż okryć zdawała się niezwykle odległa. Było jej dobrze i chciała w owym stanie pozostać jak najdłużej, ignorując jakiekolwiek szanse na to, że zostaną ponownie nakryci. Spod na wpół przymkniętych powiek obserwowała doktorka, uśmiechając się lekko, leniwie. W takim tempie żadne z ich planów nie wejdzie w życie ani nie ujrzy swej realizacji. To jednak, podobnie jak i ryzyko bycia nakrytym, wcale jej nie interesowało.
- Wyglądasz uroczo…- mruknął Bullit starając się ignorować swój maszt, który był efektem widoków jakie przed nim się rozpościerały. Przesunął obiema dłońmi po jej brzuchu i docierając do piersi delikatnie za nie chwycił masując je powoli palcami.-... niewinnie mimo swojej nagości. I kusisz… więc może trzeba będzie cię ubrać.
Spojrzał w dół.-Ale najpierw chyba sam się ubiorę.
- Mi twój strój nie przeszkadza - stwierdziła pogodnie, nadal niechętna do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Przecież się nie paliło, prawda? To po co się spieszyć…
- No ale skoro musisz to musisz - dodała, szczerząc ząbki bezczelnie, zadowolona z efektu jaki na doktorku wywierała.
- Mogę cię jeszcze bardziej rozebrać i wykorzystać twoje rozleniwienie do własnych egoistycznych celów.- odparł Doc siląc się na przesadnie złowieszczy i komiczny niemal śmiech. A sama Vis potrafiła się domyśleć owych celów zerkając poniżej pasa doktorka.
Które to zerknięcie posłała, po czym przeniosła wyżej, by spojrzeć wprost w oczy Doc’a. W jej głowie chęć powrotu do pracy walczyła z rozleniwieniem i byłą to walka nie lada, na śmierć i życie wręcz zakrawająca.
- Szkoda czasu - oświadczyła, unosząc nogi i zakładając je na barki kochanka. - Na rozbieranie - dodała, śmiejąc się wesoło i zachęcająco poruszając biodrami i ogonem, który próbował owinąć się wokół uda mężczyzny i przyciągnąć go bliżej.
Doc podciągnął wyżej kostium odsłaniając dolne partie ciała dziewczyny, co jedynie zwiększyło apetyt mężczyzna. Głaszcząc dziewczynę po ogonku, umieścił swój własny w jej norce rozkoszy między udami i delektując się doznaniami jakie mu miękkie ciało Vis dostarczało począł poruszać biodrami w leniwym kołysaniu.
Kołysaniu, które zostało przywitane z westchnieniem. Drakanka przesunęła się nieco w stronę doktorka, tak by ich połączenie z każdym kolejnym ruchem zyskiwało na głębi, a następnie oddała swoje ciało w pełnie we władanie kochanka. Jej dłonie wodziły leniwie do jej własnej skórze, pieszcząc piersi, brzuch i sunąc po bokach. Sama czuła się zaspokojona, jednak nie przeszkadzało jej to w dostarczaniu sobie kolejnych, przyjemnych bodźców w czasie, w którym doktorek zaspokajał swoje nie mające granic potrzeby. Było jej przy tym dobrze, leniwie. Śmiało też mogła rzec iż czuła się szczęśliwa, o którym to szczęściu świadczył chociażby roziskrzony wzrok którym wodziła po twarzy doktorka i uśmiech, w który układały się jej wargi.
A i Doc był szczęśliwy chłonąc kuszące widoki i jak i doznania które dostarczało mu miękkie ciało Vis. W tej chwili nie liczyło się nic poza tym, co się działo między nimi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-07-2017, 15:06   #197
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Fenn niedowierzał, jak to się mogło stać. No po prostu dał się tak podejść.
- Dzięki za grę, było miło. - Moriana uśmiechnęła się do Fenna chowając kredstic w dekolt.
- Masz mnie. Przyznaję masz mnie. W nagrodę stawiam drinka. - pokazał dłonią na bar.
- Chyba nic mi nie dosypiesz? - zaśmiała się.
- Na pierwszej randcę nic nie dosypuję. - zażartował.
Usiedli przy barzę i chwilę rozmawiali, dopóki nie odezwał się Doc w uni.
- Przepraszam na chwilę - Fenn przyłożył palec do ucha drugim pokazując Moriannie by poczekała - No co jest? Trochę zajęty jestem.
-Mamy naradę. Staw się na statku szybko i dyskretnie.- rzekł Bullit szybko.
- Nie może poczekać? Jak bardzo obowiązkowe?
- Bardzo obowiązkowe i bardzo krótkie. Kilka.. kilkanaście minut.- wyjaśnił doktorek.
- No dobra, zaraz będę. - vyr Keetar odpowiedział lekko zawiedzionym tonem.
- Wybacz kochana. Obowiązki wzywają. - wstał od baru i przystawiając metalową dłoń do małej płytki w ladzie, zrobił przelew za drinki - Pa
Wyszedł z baru zakładając kaptur na głowę, zaczęło padać. Szedł spowrotem w dobrym humorze, nie gniewał się na laskę, przegrał i to była jego wina że nie docenił przeciwnika, że dał się podejść.

****

Zebranie miało być krótkie w swych założeniach. Doc przesłał krótkie info Bixowi, Nightowi, Vis i Fennowi. Stawić się szybko i dyskretnie. Żadnych szczegółów.
- Sprawa jest prosta. Szukam jakiegoś szpitala prywatnego na peryferiach miasta Unii, jednej z tych bogatych placówek uroczo otoczonych lasami. To będzie nasz cel. Wpadamy tam, zabieramy nowe serce dla Isabell, jakiś sprzęt medyczny, plus kilku specjalistów dla niej i Leeny.- zaczął mówić Doc wzruszając ramionami.-Nie możemy tam wlecieć statkiem strzelając na lewo i prawo, więc pomyślałem o wyślizgnięciu się pod płaszczykiem bogatej klientki mającej chęć poprawienia sobie urody. I tak się zabawnie złożyło, że właśnie niedawno pojawiła się na okręcie Rose. Jedni już się z nią zapoznali dogłębnie.- tu doktorek spojrzał na Bixa.-Inni będą pewnie mieli okazję. Sęk w tym że to aktorka… niezbyt bystra aktorka, bo pomyliła statki. Ale nie potrzebujemy geniusza do tej akcji. Rose odegra rolę klientki, bo się nadaje idealnie do ściągania uwagi, a reszta z nas prześlizgnie się z nią do kliniki jako jej świta. Rose nie jest nam niezbędna, ale skoro już jest to można ten fakt wykorzystać. W sumie zagra rolę i dostanie za nią swój udział, a że nie będzie to rola w filma to już inna para butów.
Spojrzał po zgromadzonych.-Jednym słowem nie należy wyprowadzać jej z błędu. Jak się skapuje sama, to trudno. Jeśli nie to… cóż…- wzruszył ramionami Doc uśmiechając się.-W sumie będzie miała okazję wykazać się swoimi talentami, więc… wszystko jasne?

Night odebrał pipkającą przeszkadzajkę z komunikatem. Dyskrecja to było jego drugie imię. Jednak w porównaniu z dyskrecją Doc'a wypadała blado. Musiał zgadywać miejsce i termin zebrania. Chyba statek, chyba kajuta Leeny, a może mostek, albo kantyna? Takie tam mało istotne szczegóły. Podpunkt pierwszy już odhaczył, to i nie będzie miał daleko. Właśnie się ładował po trapie. W czarnym płaszczu, równie czarnym golfie i z bardzo nieogolonym ryjem. W ręku trzymał pluszowego misia. Takiego w pirackiej czapce, cygarem doczepionym do pyszczka i trzydziestoparocentymetrowym nożem w łapce. Prezent dla Iss, żeby się jej lepiej zdrowiało. W końcu strzelec był romantykiem. Po krótkiej selekcji wszedł do właściwego pomieszczenia mniej więcej w połowie przemowy Doc'a i teraz starał się załapać o co chodzi. Jaka Rose? O czym oni bredzą? Nie wypadało się obnosić ze słabym kojarzeniem, więc mężczyzna tylko pokiwał głową, przybierając mądrą minę nr 5.

Vis, która usadowiła się niedaleko doktorka z zaciekawieniem obserwowała miny załogi, gdy Doc wyjawił im swój plan. Jako że sama znała go już od jakiegoś czasu, a także znała swoje w nim miejsce, nie miała zamiaru brać czynnego udziału w naradzie chyba że zostałaby do tego zmuszona bezpośrednim pytaniem lub pojawiłaby się kwestia, co do której chciałaby się wypowiedzieć. Nie było to w jej przypadku nic nowego bo zazwyczaj takie postępowanie wolała stosować gdy zbierało się nieco więcej osób.

- Jesteście tego pewni? W takim obiekcie będzie pełno okamerowania, skanów. Chcecie dziewczynie życie zniszczyć? - Fenn zadał pytanie bardziej z ciekawości niż z troski, nie było słychać w jego głosie zdziwienia, tylko ciekawość.
-Tym też musimy się zająć, by zatrzeć za sobą ślady. Poza tym…- wzruszył ramionami Doc.-... skoro trafiła tutaj, to cóż… grzeczne dziewczynki tu nie trafiają. Więc nie wiadomo, czy to rzeczywiście zniszczy jej życie.
- Statek fatum? No dobra. Ja jestem od szturmowania, nie od planowania. Dostawałem rozkaz “Idź na okopy” i szedłem. - Fenn także beznamiętnie wzruszył ramionami.
-W zasadzie jeszcze nie ma konkretnych planów. Najpierw musimy wszystko dopracować. To nie może być wejście na rympał, bo szczerze powiedziawszy wolałbym uniknąć zbędnego przelewania krwi.To ma być koronkowa robota, a taka wymaga trochę planowania.- wyjaśnił Bullit splatając dłonie razem.
- Łuuu, to z taką finezją to nie do mnie. Nie mój język. - Fenn podniósł ręce w obronnym geście - Karzesz strzelać, będę strzelał, nie ma problemu, karzesz wysadzać, mogą być komplikacje, ale załatwić sprawę po cichu - pokręcił głową - Do tego mnie nie szkolili.
- Nie lepiej zwyczajnie wykupić zabieg przeszczepu w jakiejś przyjemnej klinice? Mniej roboty - Nightfall się ustosunkował. Choć wciąż nie wiedział co za Rose, ale niech tam, jakaś Rose i już, rzecz oczywista jak słońce na niebie. Leń mu się załączył, a i tak nie miał czym strzelać jak dojdzie do zadymy. Broń z seryjnej produkcji to był shit. Jakby przerzucić się z wykwintnych dań na tradycyjną kuchnię dzikich plemion, zamieszkujących dżunglę planety Mambo.
- Też można. Nie próbowaliście nic takiego? - Valarianin poparł starego kumpla.
 
Raist2 jest offline  
Stary 10-07-2017, 17:13   #198
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
- Po pierwsze nas ścigają w Unii. Po drugie… dobra klinika kosztuje… sporo. Serce kosztuje sporo. Specjalista kosztuje sporo. Serce zaś to nie kończyna, którą byle duchołap może dołączyć, a w razie problemów zawsze można znaleźć kolejnego lekarza i nową kończynę. - wyjaśnił spokojnie Doc sięgając po skręta. Spojrzał na Nighta. - Jeśli chcesz Night to… znajdź taką klinikę. Przyjemną i dyskretną… tyle że jedno i drugie kosztuje w cholerę. No i pozostaje problem Leeny i specjalisty dla niej.
Wzruszył ramionami zapalając skręta. - Ale to rozmowa na później. Na razie po prostu przytakujcie tej Rose i nie wyprowadzajcie jej z błędu. Jest póki co zadowolona, po co psuć jej humor?

- Ale ta planeta nie należy do Unii. Zresztą. Spoko, jak chcecie, mi to rybka. - odpowiedział Fenn.

- Przecież, że próbowaliśmy. Tylko doktorek się popsuł - Night spojrzał na Fenna porozumiewawczo, uśmiechając się półgębkiem. - Oni bardzo łatwo się psują. Trzeba obchodzić się z nimi delikatnie. Porywanie może być trudne, a kasa jest, choć sporo zamrożonej w towarze. Rozejrzę się, może coś znajdę.

- Taaa… planeta może i nie należy do Unii, ale nawet czyraków u miejscowych znachorów bym nie leczył nie wspominając o czymś tak skomplikowanym jak transplantacja serca, ale… - wzruszył ramionami Doc. - ...ty Night robisz tu za jej rodzinę. Ty decydujesz w sprawie Isabell. Ja dla Leeny wolę znaleźć kogoś, kogo kompetencje budzą zaufanie.

- Z porcelany robieni to się łatwo psują, nie to co nasz tutaj pokładowy Doktor, byk nie porcelana. - Fenn odpowiedział uśmieszkiem Nightowi - Przynajmniej jak serce i jedna operacja odejdzie będzie łatwiej. To co? - zatarł ręcę - Laske zostawić w błogiej nieświadomości i czekać na dalsze rozkazy? Da się zrobić.

- No i przydałby się załogowy fundusz zdrowotny na drogie operacje. Tak żeby część łupów go zasilała. W razie konieczności, sięgać po niego, gdy zajdzie potrzeba. Ręka Becky, serce Iss... kto wie co w następnej kolejności. Z resztą Isabell najlepiej byłoby odstawić na Bellateer - Night nie okazywał żadnych wielkich emocji. - Bo mimo, że jest oficjalnym członkiem załogi, z podejściem który prezentuje, i z resztą nie ona jedna, choć jej jest mi najbardziej szkoda, prędzej czy później tutaj zginie.

- Fundusz… pewnie jeszcze ubezpieczenie i emeryturka, może nawet dopłaty do wyjazdów, co? - odparł sarkastycznie Bulli ćmiąc skręta. - To statek piracki, a nie firma unijna. Fundusz składa się z tego co jest akurat pod ręką, nie ma inwestowania w przeszłość. A z załogi którą ja znałem… nikt nie poszedł na emeryturę. Piracka robota bezpieczna nie jest.

- Jak przechlali wszystko to ich wina. Trzeba myśleć o tym że jest szansa na dożycie jutra. Ale rozumiem że zginęli. A wojsko myślisz bezpieczne? Ale większość jednak odkłada na zaś. Fundusz da się załatwić, to nie problem a kwestia czasu. A piraci piratami ale nawet zapasowych baterii za przeproszeniem nie mieliście, nie mówiąc o broni. Tak na pewno daleko zajść jest ciężko. Ale nie to miało być tematem naszego tajnego zebrania. Czy coś mi jednak umknęło? - Suzh popatrzył się po wszystkich.

- Zebrania są po to, by omawiać ważne kwestię. W wojsku była renta inwalidzka, a mi wystarczy tylko, by delikwent mógł odejść z załogi mniej więcej w stanie, w którym do niej dołączył, może nieco bardziej wrażliwy na magnesy i korozję. Jak rak zacznie ci zżerać płuca Dave, od tych fajek, a ostatnie kredyty przegrasz w kasynie, myśląc że się odegrasz, czy tam pod wpływem chwili, wspomnisz mój fundusz zdrowotny. Tylko nie myśl wtedy, że jakkolwiek dołożę ci się do operacji przeszczepu - Night wyraził swoją dezaprobatę.

- Renta rentą, ale oszczędności można odkładać. A jak dobrze pomyślisz to nawet coś więcej odłożysz niż powinieneś. - “Fundusz załogowy…. coś trzeba będzie pomyśleć. Zawsze się przyda kasa w razie wypadku.” pomyślał Fenn.

- Po pierwsze to nie jest wojsko, a wy nie podpisaliście z nikim żadnych umów o pracę. Ot dołączyliście do załogi. Tak to wygląda na pirackich okrętach. Podoba się czy nie… taka jest rzeczywistość. A na odkładanie oszczędności… cóż… najpierw zacznijmy zarabiać. - stwierdził ironicznie Bullit. -A potem możemy wzorem dawnych piratów zakopać nadwyżki na jakiejś asteroidzie, bo pakować tego do banku raczej nie polecam.

- Wiem jak to wygląda. Nie jestem ciemny. I dlatego mam konto na inne nazwisko niż swoje prawdzię. - Fenn uśmiechnął się, a Doc słysząc to zrobił facepalma - Jak się chce, to można. No co?

- Nic. Nic. Ot zastanawiam się kiedy ci konto zablokują geniuszu. - stwierdził krótko Bullit.

- Dopiero w momencie kiedy dowiedzą się na jakie nazwisko. Wiem, skany, skany też się da oszukać, potrzeba tylko włożyć w to trochę wysiłku i kasy. Potem jeszcze muszą się dogadać z właścicielami banku który nie należy do Unii. Od ponad 5 lat uciekam przed Unią, wiem co nieco. - Fenn uniósł obronnie ręcę - Sorry Doc, ale jak na mój gust to niezły z Ciebie paranoik. Bez obrazy.

- Ale tym razem jest pewna różnica. Tym razem Unii może zacząć zależeć by cię złapać. Tak jakoś się na Feniksa uwzięli. - odparł sceptycznie Doc. - Więc tym razem możesz przestać być jednym z wielu dezerterów, których biurokraci mają w dupie… i ścigani są tylko z poczucia obowiązku.

Night miał już wcześniej podejrzenia dlaczego Fenn tak palił się do roboty kwatermistrza. Teraz był pewien. Skubany chciał se dorobić na boku, że też sam wcześniej na to nie wpadł.
- Zarabianie to bardzo dobry pomysł - pirat przyklasnął i wskazał palcem Dave'a, popierając jego koncept, mimo zawartej w nim oczywistej kpiny. - Dawno nie mieliśmy dobrego zlecenia. Chociaż obecnie zostaje nam już tylko robota indywidualna, nikomu nie można ufać. Zwłaszcza tym, z którymi wcześniej łączyły nas interesy. Ich Unia prześwietli w pierwszej kolejności. To co? Napaści na statki handlowe, porwania dla okupu, groźba detonacji atomu w środku miasta? - podrzucił parę niewinnych pomysłów.

- Szpital. Isabell możemy odesłać do rodzinki, ale dla Leeny potrzebny jest specjalista i to w dość rzadkiej specjalizacji. - przypomniał Bullit.

Fenn wzruszył ramionami - Dezerterom tak łatwo się nie odpuszcza. Już wcześniej jakby mnie złapali czekała by mnie plazma w łeb, w najlepszym wypadku po ustawionym procesie. Kwestia taka by dobrze się chować i maskować, ale nie bać się każdego cienia. Fałszywa tożsamość, dobra fałszywa tożsamość w tym pomaga. - odwrócił twarz w stronę Nighta - Jestem jak najbardziej za zarabianiem. Łupienie statków mi nie przeszkadza. - temat ukrywania się i ścigania przez Unię uznał za nie wart ciągnięcia, widać jak bardzo ich poglądy się różnią.

- A mnie szubienica i co z tego… - wzruszył ramionami Bullit. - Tak czy siak… łupienia statków nie będzie, bo do tego trzeba załogi, a tej bez obrazy… na razie nie ma zbyt wiele. Temat Rose zakończony. Bix i Vis pójdą ze mną, bo trzeba opylić tą broń w ładowni i to w sposób skuteczny dla odmiany.

- To jak Wy wcześniej zarabialiście? - teraz Fenn dla odmiany by zdziwiony.

- Przewożeniem legalnych i półlegalnych ładunków głównie. Czasem piraceniem na boku, ale to były takie sobie skoki na jednostki przewożące takie tam mało cenne towary, a te nie są bronione zbyt energicznie. Ani też nie jest to duży zarobek. Ot przypadkowy dopływ gotówki. - wzruszył ramionami Doc. - W tamtych dobrych czasach Unia ścigała nas jak wojsko ciebie… tak jakby przy okazji.

- Chyba że dobrze się kitrałem. - Suzh mruknął pod nosem tak by ci co dalej od niego siedzą tego nie słyszeli.

- Szkoda, parę takich z cennym ładunkiem i bylibyśmy ustawieni - Nightfall skinął Fennowi. - Bardzo chętnie unijnych, byleby tylko nie dać się skusić tajemniczym wpisom na listach przewozowych, jak "eksperymentalne eksploratory czarnych dziur". Na dziewięćdziesiąt procent, to nie żadna prototypowa technologia, tylko kolekcja dildosów Wilburna Shailsa, które wpycha sobie w tyłek, gdy nikt nie patrzy, albo i patrzy.

- Na razie liżemy rany. Na ładunki przyjdzie czas, gdy już Leena stanie na nogi. I Isabell. - zadecydował Bullit. - To już chyba wszystko, możecie wrócić do tego co tam robiliście.

Jak wszystko, to wszystko. Night odczekał, czy ktoś będzie miał coś jeszcze do dodania. Przeleciał wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Z tych w formie nie dostrzegł tylko Becky. Możliwości zbyt wiele by się przejmować, choć jej wcześniejszy pomysł z piciem i rozdzielaniem się uznał za nieszczególnie perspektywiczny. Uniósł misia i poprawił mu przepaskę zasłaniającą grube szwy, robiące za utracone ślipko. Gdy zobaczył go na jednym ze straganów nie potrafił się oprzeć. Major, kurwa, renegat, Iss będzie miała teraz osobistego ochroniarza. Pochylił łepek pluszaka, materiał pyszczka się zmarszczył i przybrał groźny wyraz. Major łypał teraz na świat swoim jedynym okiem, ale nie to było najlepsze. Strzelec odszukał palcem niewielki guzik na plecach i z ukrytego w brzuszku głośnika wydobyło się.
- Poderżnę ci gardło - mężczyzna uśmiechnął się radośnie, zabawka go rozbrajała. Udał się do wyjścia, odsłuchując kolejne sekwencje. - Yarrr, gdzie moje złoto?

Fenn zaczynał się niecierpliwić, spojrzał na zegarek w mechanicznej ręce, za chwilę powinna zacząć się ceremonia otwarcia meczu, a on siedział tu i czekał na nie wiadomo co, skoro plan jakiś przedstawiony był. Wstał od stołu.
- To jak koniec to idę obejrzeć Blitzball. Dzisiaj grają Zanarkand Abes z Kilika Beast. Mamy jeszcze jakieś przekąski na składzie? - rzucił pytanie i nie czekając za długo na odpowiedź wyszedł do kuchni szukać piwa i jakiegoś żarcia.

- Jaranie się piłką to pedalstwo, a wszystkie kluby blitzballa to ciota i chuj - Major miś miał odmienne zdanie na temat tego pseudo sportu i nie wahał się nim podzielić całkiem donośnym głosikiem dobiegającym z głębi korytarza.

- Tak tak misiek. Idź wpierdzielać swój miód oglądając balet. - Suzh jakoś zbytnio się nie przejął tą uwagą i odgryzł się od niechcenia.

-Faceci w trykotach są bardziej męscy niż panienki z Zanarkand Abes! - tym razem Night już się nie bawił z funkcją głosową "repeat" pluszaka.

- Night, szukasz guza czy jak? Nie chcesz to nie oglądaj, nikt cię nie zmusza. Wolisz balet, quidich czy Blood Bowl, twoja brocha, mi się blitzball podoba. - Fenn odpowiedział wciąż beznamiętnie wzruszając przy tym ramionami, czego oczywiście plecy Nighta nie widziały.

Wtedy właśnie wpadł spóźniony Bix i wydyszał - Już jestem! Co mnie ominęło?
Cały Bix. Zero procent orientacji, sto procent entuzjazmu. Wytłumaczono mu po krótce o co chodzi, omijając bardziej zawiłe kwestie i wątpliwości, a Młotek podrapał się po irokezie, zmarszczył brwi tak, że widać było niemal zwoje mózgowe obracające plan niczym prehistoryczne kamienie młyńskie ziarno. W końcu uśmiechnął się.
- W Dechę! Wyjebisty plan! Kim będę? Ochroniarzem laluni? Albo nie, takim nie rzucającym się w oczy sprzątaczem, a w decydującym momencie wyciągnę z wózka wyjebaną spluwę i zacznę rozwałkę! Kurcze, ale będzie zabawa! Widziałem nawet taki film, nazywał się jakoś Cosmos Eleven, od tego Cosmosa, co był ich szefem, no i jedenastu ich było i wogóle w dechę, na pewno widzieliście. To może my będziemy Bix-Six?

- Coś w tym rodzaju… przydzielę role jak już będziemy mieli konkretny plan. Ale tak, ochroniarz będzie idealną rolą dla ciebie. - potwierdził Doc.

- Blood jest dobry - strzelec nie potrafił odpuścić dyskusji o *prawdziwym* sporcie. Odwrócił się i spojrzał na starego kompana, z którym często się nie zgadzał i na tym polegała cała zabawa. - Ci z Blitza nie wytrzymaliby na boisku Blooda pierwszych trzech minut. Weź takiego Rash'aka z Żal-arkand. Gość to paralityk, potyka się o własne nogi.

- Na szczęście w sferze nie musi biegać. Wpadł by taki The Stone do niej i medycy by musieli go ratować bo by się chłopina utopił. A co dopiero rozróżnienie gdzie góra, dół a tu jeszcze dochodzą boki, przód i tył. Oczopląsu by dostał i by się zgubił. - Suzh uśmiechnął się wrednie do kumpla.

- Stone by się utopił z podniesionym czołem, Blood gardzi medykami. Co to za przyjemność patrzeć, gdy stawia się na nogi typa, który został finezyjnie powalony i wielokrotnie zdeptany. Eliminacja zawodników drużyny przeciwnej to podstawowa taktyka. Medycy na meczu to wymysł mięczaków - Night parsknął z pogardą. - Sfera mówisz? Voidland Reapers zrobiliby sobie piękną ucztę. Mackowate maszkary uwielbiają płynne otoczenie, nie zostałyby nawet kości. Na ich nieszczęście zwykle muszą walczyć na lądzie. Może i dobrze, bo ośmiornice z pustki miałyby za łatwo.

[MEDIA]http://i.imgur.com/UXOZeRP.jpg[/MEDIA]

- No tak, bo przyjemnie się leży ze złamanym kręgosłupem na murawie czekając aż medycy ze szpitala się zjawią. Jak żeś plazmą w piszczel dostał na polu bitwy to byłeś wdzięczny że medyk był obok. A jak chcę zobaczyć krew to mogę pierwszy lepszy horror klasy B obejrzeć. - vyr Keetar nie dał się sprowokować.

- Próbowano to zmienić, ale pojawił się silny opór ze strony wiernych kibiców, że niezgodne z tradycją - Night wyjaśnił z miną jakby tłumaczył najbardziej oczywistą rzecz na świecie. - Blood Bowl jest starożytnym sportem, o korzeniach świątynno-rytualnych. Wypracowano kompromis, że można użyć lekarza kilka razy na mecz, zazwyczaj i tak nie więcej niż raz czy dwa. Wciąż traktowane jest to jako niehonorowe. Można więc próbować ratować co cenniejszych zawodników, choć nie zawsze się udaje.

- No widzisz. Tylko jacyś fanatycy religijni w to grają. Tak ryzykować życie? My przynajmniej mieliśmy szanse że nas wykurują. Ale nie mi mówić innym jak mają żyć. Valarianin rozłożył ręce wzruszając przy tym ramionami.

- Fanatycy nie, wątpię, by ktokolwiek jeszcze pamiętał o co pierwotnie chodziło, choć podejrzewam igrzyska ku czci pradawnych bogów Chaosu, nazwa pucharu najważniejszych rozgrywek by za tym mówiła. Największe skurwysyny, pojeby i przechuje galaktyki owszem. Wiedzą na co się piszą i nie chciałbym spotkać w ciemnej alei takiej Roxane of Love and Hate z Adepta Sororitas. Dużo ryzykują, dużo mogą zyskać. Wielkie pieniądze, oddani fani, wieczna chwała - strzelec uzasadniał wyższość swojej dyscypliny.


- Jakbyś ich wysłał na Helliański front, pała by im zmiękła i by chcieli wrócić na to swoje boisko. - Fenn spojrzał się na czas na nadgarstku - No dobra, my tu gadu gadu, a tu za pięć minut mecz. Chcesz obejrzeć dobry sport? Zapraszam. Chcesz pooglądać jatkę? Czekaj na BB, albo włącz sobie jakiś film gore. Albo wróć na jakiś front. - ruszył do mesy pogwizdująć pod nosem.

- Na arenach część zespołów spędza urlop. Z obu frontów helliańskiego. Miłego oglądania - Night odwrócił się w swoją stronę. Blitzball potrafił być *tylko* milutki, z tymi całymi zasadami fair play, nieprzekupnym sędzią, video powtórkami i kibicami ograniczającymi się jedynie do przyśpiewek, zamiast porządnie, jak należy wtargnąć na boisko i wspomóc drużynę w okładaniu tej drugiej. Co to on miał jeszcze zrobić? Ahh odwiedzić Isabell i rozejrzeć się za dyskretną kliniką do transplantacji... a potem może faktycznie obejrzy nagranie finału BB sprzed dwóch lat. Widok obijanej hordy nigdy mu się nie nudził.

Suzh uniósł dłoń w geście podziękowania, czy pożegnania. Szczerze powiedziawszy faktycznie wolał Blitza od BB, ale i ten drugi sport mógł spokojnie oglądać przy piwku, nawet ze starym kumplem obok. Tutaj raczej chodziło o tradycyjne drażnienie się nawzajem z Nightem niż o fanboystwo Fenna, chociaż Night naprawdę mocno wkręcił się w kibicowanie.

[media]http://i2.ruliweb.com/img/16/08/18/1569ba1edbe46c91a.jpg[/media]

A Bix, posłuchał chwilę mijając ich na korytarzu, o żadnym z tych sportów nie słyszał, bo akurat w jego części galaktyki nie grano ani w jedno, ani w drugie. Dlatego podrapał się po głowie i machnął łapą na kłótnie obu strzelców. Choć ten Blood Bowl brzmiał ciekawie. Póki kapitan nie będzie sprawna, nie ma co się rozbijać po knajpach i boiskach. No i Becky, którą gdzieś wcięło. Siedział na tyłku w kajucie, w końcu nie wytrzymał i postanowił się poradzić kogoś o lepszej głowie od swojej. Myślał i myślał, aż w końcu Vis zaczepił - Vi, ja się o Becky martwię. Może ją jakoś znaleźć, no namierzyć czy coś? Zrób techniczne czarymary. Bo pytałem i po dobroci i mniej po dobroci, nikt nic nie słyszał.

- Taaa… no i kończymy zebranie. - rzekł głośno Bullit bardziej stwierdzając stan faktyczny, niż zarządzając koniec zebrania. Przeciągnął się na krześle i mruknął do siebie. - Chyba poszło dobrze.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 12-07-2017 o 00:11.
Cai jest offline  
Stary 16-07-2017, 20:13   #199
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bullit ćmiąc nowego skręta udał się do gabinetu Leeny, by zająć sprawami związanymi z szukaniem celów dla załogi. Nadal miał ochotę na czaszkę pewnego Blorelina i pomysł jak go poszukać.W tym celu zamierzał skorzystać z kompa pani kapitan, bo a nuż… ma w swoim komputerze coś przydatnego. Informacje które mogłyby im się tu przydać. Wszak nie znał Leeny aż tak dobrze. Nie wiedział gdzie latała, zanim stał się pasażerem na gapę jej statku, a potem załogantem.

Komputer Leeny był jednak chroniony hasłem, którego Doc nie znał włączył go więc “do połowy”, po czym podrapał się po głowie. Jakieś umiejętności odnośnie samych komputerów miał, może by tak więc spróbować… i zaczął hakerskie czary-mary, chwilowo nie chcąc wzywać do tego zajęcia Vis. Po kilku chwilach, aż przyklasnął w dłonie, nie mogąc się nadziwić, iż jednak również też coś załapał z tych technicznych dupereli. Złamał hasło, udało się!

Rozpoczął więc poszukiwania przydatnych rzeczy w obecnej sytuacji. I ledwie po minucie, nacisnął coś, co nie powinien na klawiaturze, i wyłączył wszystko. Ups… Odpalił całość na nowo, śmiejąc się z własnych poczynań, a że już wiedział co i jak, tym razem poszło szybciej. Znów zagłębił się więc w pliki pani kapitan, natrafiając w końcu na coś wyjątkowo zdumiewającego, lecz absolutnie nie mającego powiązania z obecnymi problemami, jakie trapiły załogę Fenixa.
Doc zamknął plik i zabrał się za wchodzenie na fora łowców nagród. Po pierwsze by sprawdzić jak tam stoją ceny za jego głowę, po drugie by znaleźć Nosaaha Rhieffa. Może i typek zrobił robotę dla Unii, ale Doc nie wątpił że miał też na karku jakieś zbrodnie i był poszukiwany. W końcu Unia nie musiała mu dawać abolicji wraz ze zleceniem. A to oznacza, że pewnie byli łowcy którzy szukali go w nadziei na nagrodę i wymieniali się plotkami co do miejsc jego pobytu.

Informacje, które Bullit wyczytał online, były często wyjątkowo sprzeczne. A to widziano Rhieffa w jednym krańcu wszechświata, a to w drugim, tydzień temu, dwa, miesiąc… to chyba jednak nie było dobre źródło, zupełnie, jakby jeden łowca próbował drugiego wyprowadzić kompletnie w pole, co i chyba właśnie miało na celu.
Doc zmienił więc metody działania poszukując szpitala, który nadawałby się na cel ich działań wybierając najbliższe im planety i przeszukując znajdujące się tam lecznice pod względem swoich potrzeb. Mrówcza robota ale ktoś, z pomocą odpowiednich filtrów i programów, musiał ją wykonać.
Odpowiedni szpital znajdował się na głównej planecie Torganas i… z tego powodu należało go sobie odpuścić.
Kolejny na Planeta Cardaleon zamieszkanej przez Piradians. Wysoko rozwinięta cybernetycznie rasa niby nadawała takiej akcji dodatkowego smaczku w postaci cennej technologii do złupienia. Niestety także zaawansowani militarnie i uparci w ściganiu przestępców. Fenix zaś miał dość kłopotów i bez watahy wzmocnionych implantami “wilkołaków” siedzących na ogonie. Cardaleon więc odpadał.
Został trzeci ze znalezionych światów: Planeta Gacha, rasy V'vooans. Pokojowa nastawiona rasa niebieskich ludków oddających się nauce i kulturze. Idealne miejsce na mały przekręt i porwanie. W każdym lepsze niż pozostałe dwa.
Poszukiwanie “ulubionego” Blorelina zajęło również Docowi trochę czasu i zaowocowało dwiema informacjami:
- pierwszą był list gończy, wystawiony przez Unię, datowany na 2 lata wstecz. “Poszukiwany w 38 systemach za…” lista była naprawdę długa, i było na niej wszystko, co tylko można nazwać przestępstwem, również te bardzo, bardzo ochydne przestępstwa.... nagroda za żywego lub martwego wynosiła milion kredytów
- drugi wpisem była informacja, iż złapano go 6 miesięcy temu i został stracony w publicznej egzekucji poprzez rozstrzelanie, wykonane przez samą Unię.
Najwyraźniej jednak nie… skoro żył. Oznaczało to jednak elektronicznych kajdany na szyi i pełne podporządkowanie rozkazom szefów. I osłonę Unii. Rhieff był “duchem”. To nie była dobra wiadomość. Postanowił się więc skontaktować z Yueko Pavelic i dowiedzieć co się w sercu Unii dzieje.

Maksymalne ustawienie szyfrowania, przeskakiwanie z jednego serwera na drugi, kilka fałszywych masek i… mając te wszystkie zabezpieczenia Bullit połączył się z Yueko poprzez transfer danych wideo. Ku jego zdziwieniu połączenie było tylko audio.
- Heeej… co tam słychać w wielkim świecie?- zaczął wesoło, choć nie było mu do śmiechu.
- Hej - Odezwał się jakiś kobiecy głos, dosyć cichy, nieznany Docowi - Nie ma jej, nie wiem kiedy będzie, ale będzie. Bo to się tak nie może skończyć. Została aresztowana - Szept był emocjonalny, niemal bliski płaczu.
- Co się stało?- zapytał Doc starając się panować nad swoimi emocjami.
- Wpadli tu, z dokumentami, i ją zabrali. Oskarżona o szpiegostwo, o działanie na szkodę Unii... - Rozmówczyni zaczęła płakać - ...ale Azari-chan wróci, prawda? Prawda?
- Prawdopodobnie… w zasadzie to nie jestem na czasie jeśli chodzi o wydarzenia w Unii. Co tam się porobiło?- zapytał ostrożnie Dave.
- Nie rżnij... głupa... to... Twoja wina... - Wydukała rozmówczyni przez szloch.
- Nie rżnę… mogę co najwyżej zgadywać, że moja… ale jak wspomniałem… nie mam pojęcia co się dzieje w Unii.- odparł spokojnie Doc.
- Za kontakty z Tobą… jak wróci, to się odezwie.... muszę kończyć, ktoś idzie.

Bip. koniec połączenia.

To nie były dobre wieści. Ani trochę… właściwie to były bardzo niepokojące wieści. Bardzo niepokojące. Na tyle że Doc potrzebował pocieszenia w postaci płynnego złota.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-07-2017 o 21:13.
abishai jest offline  
Stary 17-07-2017, 20:42   #200
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Po mini “naradzie” z doktorkiem Vis postanowiła zacząć realizować plan, który sobie ustaliła, chociaż realizacja ta rozpoczęta została ze zdecydowanym opóźnieniem. Trzeba było zająć się Arhonem i przepatrzyć warsztat w celu ustalenia części, których brakuje i tych, których mieli pod dostatkiem żeby nie znosić na statek niepotrzebnych rzeczy. Trzeba też było poszukać Rose, najlepiej zanim ta trafi na kogoś z załogi. Jakby na to nie spojrzeć Doc miał ich dopiero poinformować o planie więc dobrze by było by ktoś, kto już się w szczegółach rozeznał, zajął czymś rudą. Zajęcie to akurat odpowiadało Darakance więc zaraz po opuszczeniu doktorka, a jeszcze przed zaszyciem się w warsztacie postanowiła załatwić sprawę garderoby. Co prawda wątpiła by Rose miała w swoich rzeczach cokolwiek co by się nadawało także do roboty, ale przecież nie tylko po to były ciuchy, co Vis dopiero zaczynała odkrywać. Sprawy ubrań i tego co z czym oraz kiedy powinno się nosić, nigdy specjalnie jej nie interesowały. Często zdarzało się jej narzucić na siebie coś nieodpowiedniego, przodem do tyłu czy na złą stronę. Odkąd w jej życiu pojawił się doktorek ten zwyczaj uległ pewnej zmianie. Częściej niż normalnie nosiła swój kombinezon, który można było zdjąć o wiele szybciej niż kolejne warstwy ubrań. Ot, suwak i po krzyku. Teraz jednak zaistniała potrzeba znalezienia czegoś, co byłoby jeszcze szybsze, lub zwyczajnie nie wymagało zdejmowania. Vis nie lubiła marnować czasu, szczególnie marnować czasu gdy zamiast tego można się było oddawać przyjemnościom. Jakoś wcześniej nie podejrzewała siebie, ani nawet nie zauważała u siebie takich skłonności. Odkąd jednak znalazła się na pokładzie Fenixa, sporo spraw uległo zmianie. Większość za sprawą Doc’a więc chyba można było na niego zrzucić całą winę. No, przynajmniej większą część. Jego wina przywoływała jednak uśmiech na jej twarz więc Vis ani myślała narzekać. Wręcz przeciwnie, nie mogła się doczekać kolejnych odkryć które na nią czekały u jego boku.

A Bix, posłuchał chwilę mijając ich na korytarzu, o żadnym z tych sportów nie słyszał, bo akurat w jego części galaktyki nie grano ani w jedno, ani w drugie. Dlatego podrapał się po głowie i machnął łapą na kłótnie obu strzelców. Choć ten Blood Bowl brzmiał ciekawie. Póki kapitan nie będzie sprawna, nie ma co się rozbijać po knajpach i boiskach. No i Becky, którą gdzieś wcięło. Siedział na tyłku w kajucie, w końcu nie wytrzymał i postanowił się poradzić kogoś o lepszej głowie od swojej. Myślał i myślał, aż w końcu Vis zaczepił - Vi, ja się o Becky martwię. Może ją jakoś znaleźć, no namierzyć czy coś? Zrób techniczne czarymary. Bo pytałem i po dobroci i mniej po dobroci, nikt nic nie słyszał.

Vis, która myślami była w zupełnie innym miejscu i przy zupełnie innych osobach przystanęła zdziwiona.
- Nie wydaje mi się - oświadczyła gdy Młoteczek przedstawił jej swoją prośbę. - Jeżeli nie chce być znaleziona to nic tu chyba się nie poradzi. Namierzyć jej nie namierzę bo nie mam jak. To by musiała mieć przy sobie jakikolwiek nadajnik, a my ustawiony na jego częstotliwość odbiornik. No a z tego co mi wiadomo to ona nic takiego nie ma. Ale na pewno się w końcu odezwie, gdy uzna że ma na to ochotę albo wpadnie w kłopoty - dodała, klepiąc Młoteczka pocieszająco po ręce. Zaraz też ruszyła w swoją drogę bo nie wiedziała ile jej to wszystko co miała w planach zajmie, a czas przecież nie cofał się tylko płynął do przodu.

***


Koniec końców, Vis znalazła Rose… w kajucie tej ostatniej. Darakanka odetchnęła więc głęboko, po czym nacisnęła przycisk obok drzwi. Zamiast odpowiedzi, drzwi od razu stanęły otworem, a w nich pojawiła się ruda. Ubrana jedynie w same majteczki, i absolutnie nic więcej. Na widok Vis uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Czeeeeść skarbie, o co chodzi? No wejdź, wejdź, co tam stoisz? - Odezwała się wesołym tonem, i niemal ją wciągnęła do kajuty.

Vis przez krótką chwilę stawiała lekki opór niezbyt przyzwyczajona do takiego traktowania, jednak w końcu dała się wciągnąć do środka. Entuzjazm dziewczyny, chociaż niekoniecznie przypadający Darakance do gustu to jednak okazał się zaraźliwy. Na twarzy Vis wykwitł wesoły uśmiech gdy bez pytania klapnęła na łóżku.
- Mówiłaś że możesz mieć jakieś spódniczki dla mnie - zaczęła bez owijania w bawełnę, wcale nie sprawiając wrażenia zażenowanej strojem rudej. Wręcz przeciwnie, obejrzała ją sobie dokładnie, korzystając z okazji do ponownej oceny nie tylko jej piersi ale też reszty ciała.
- Och, no tak, to dobrze trafiłaś! - Rose roześmiała się, po czym zgarnęła górę ciuszków i… rzuciła je na Vis - Wybieraj, wybieraj! - Powiedziała wesołym tonem, a Vis zauważyła jakieś 2 małe robociki pełzające po ścianach…
Robociki, które zaraz przyciągnęły uwagę Darakanki, odciągając ją od ciuchów, które zaczęła odkładać na bok, ówcześnie je z siebie zdejmując. Co to w ogóle były za pomysły żeby w drugą istotę ubraniami rzucać?
- To twoje? - zapytała, wskazując na roboty. - Zawsze je ze sobą zabierasz? - dodała zaraz drugie pytanie po czym przeskoczyła uwagą do ciuchów, wyciągając na chybił trafił jedną ze spódnic. - Ta chyba ujdzie - oceniła pi razy oko.


- Tak, moje małe niedojdy, pomocnicy - Wzruszyła ramionami Rose, wciąż paradując przed Vis niemal całkiem nago - O, znalazłaś już coś? To zakładaj! - Uśmiechnęła się od ucha do ucha, przy okazji, grzebiąc w kolejnej stercie ubrań, za czymś… o czym Darakanka nie miała pojęcia - A wiesz Vis, fajna jesteś - Puściła do niej oczko - Cieszę się na współpracę - Ruda uśmiechnęła się jakoś tak… perfidnie.
- Wydaje się być w porządku - mruknęła Vis, tłumacząc swój wybór po czym wzruszyła ramionami i zabrała się za zdejmowanie kombinezonu. Pewnie że przymierzyć trzeba było, chociaż w sumie nie bardzo ją interesowało jak w tej całej spódnicy wygląda byle ta była wygodna i się doktorkowi podobała, a sądząc po długości podobać się powinna.
- Powinno być wesoło, tu zawsze coś się dzieje - odparła na jej ostatnie słowa, nie wchodząc oczywiście zbyt głęboko w temat. Jakby nie było istniało ryzyko że coś jej się wymksnie więc lepiej było omijać temat ich współpracy, o ile się dało.
- Masz ich więcej czy tylko te dwa? - dopytywała dalej, pospiesznie pozbywając się odzienia, które to po chwili wylądowało na podłodze. Temat robocików niezwykle ją interesował z wielu względów, nie tylko technicznych.
- Tylko 2 a co? No przecież 2 starczą nie? - Uśmiechnęła się Rose, podając Vis dziwaczną koszulkę z siateczki - To powinno pasować do spódniczki... - Usiadła obok niej na łóżku, wyjątkowo blisko.
- Pytam z ciekawości - wyjaśniła Vis, niepewnie zerkając na podany twór. - Lubię roboty. Każdy rodzaj i rozmiar. Są takie fascynujące i… i nie jestem pewna czy to będzie pasowało. Chyba wolałabym coś takiego - sięgnęła po coś czerwonego, co okazało się być krótką bluzką z suwakiem z przodu. - Doc lubi suwaki, spodoba mu się - wyjaśniła wesoło, szczęśliwa że znalazła coś co powinno się doktorkowi spodobać. Zaraz jednak jej myśli wróciły do robotów. Ich obecność na statku mogła mieć wiele nieprzewidzianych komplikacji. Były małe, łatwo mogły się wślizgnąć nie tam gdzie powinny. Jak nic będzie musiała porozmawiać o tym z doktorkiem gdy wróci do niego by pochwalić się nową garderobą.

Siedząca na łóżku obok Vis Rose, przesunęła się jeszcze nieco w stronę Darakanki, po czym będąc obok niej na kolankach, przyjrzała się z góry do dołu Vis.
- No wyglądasz nieźle, tylko wiesz, musisz uważać... - Uśmiechnęła się do niej, po czym pogładziła ramię dziewczyny dłonią.

- Na co? - zapytała zdziwiona spoglądając na rudą. - No, poza tym że na początku mogę mieć problemy z przyzwyczajeniem się do tych ciuchów. Normalnie czegoś takiego nie noszę ale ostatnio zaszła niespodziewana potrzeba i… - wzruszyła ramionami. - Na co jednak miałabym uważać? No, poza możliwością ubrudzenia bluzki bo ze skóry to chyba smar powinien łatwo zejść, co nie?
Coraz bardziej przyjazne zachowanie Rose utrudniało nieco zbieranie myśli. Vis nie była do czegoś takiego przyzwyczajona, no chyba że chodziło o doktorka. Najchętniej by się odsunęła ale nie pozwalały jej na to dwie rzeczy. Przede wszystkim Doc wspomniał coś o niej, rudej i nim, a sądząc po jego reakcji na luźno rzucone słowa coś takiego by mu się spodobało. Może w ten sposób mogłaby się mu odwdzięczyć za jego troskę. No i nie chciała też zniechęcić tej dziewczyny, która była niezwykle istotna dla planu doktorka.
- Musisz uważać na sam strój, bo... - Zachichotała Rose, po czym tą dłonią, którą przed chwilą gładziła ramię Vis, lekko popchnęła ją w tył, na łóżko. Zdziwiona Darakanka postanowiła zaryzykować na moment sytuację, by dowiedzieć się, o co też mogło rudej chodzić, odchyliła się więc nieco w tył, podpierając na łokciu - ... jak się wyginasz, to... - Dłoń Rose znalazła się nagle między nogami(!) Vis, gdzie palce prześliznęły się perfidnie po środeczku majteczek, wystawionych szybko na widok, przez kusą spódniczkę.
- Widzisz? - Rose tym razem już zaśmiała się dosyć głośno.
Vis aż sapnęła zaskoczona zachowaniem Rose.
- Ale… Ale o to właśnie chodzi - poinformowała rudą, wcale nie sprawiając wrażenia zażenowanej tym,że widać jej bieliznę. Nie spodziewała się jednak tego, że tamta posunie się do tak obrazowego wyjaśnienia jej problemu spódniczki.
- Ma być krótka żeby był łatwy dostęp - poinformowała, prostując się z powrotem do pozycji siedzącej i nieco cofając, żeby wyjść z zasięgu dłoni aktorki. Nie była pewna czy ów dotyk się jej podobał czy nie. Była za to pewna tego, że wolała by to doktorek jej dotykał.
- Och, no to nie ma sprawy! - Rose przyklasnęła w dłonie - Bo myślałam, że jesteś nieco nieśmiała... - Ruda wzruszyła niewinnie ramionami, po czym zaczęła przebierać w ciuchach, leżących na łóżku - To chcesz coś jeszcze? - Spytała z uśmiechem.
- Raczej nieprzyzwyczajona do częstych kontaktów z innymi jednostkami organicznymi - Vis mruknęła w odpowiedzi, przyglądając się ciuchom Rose. Ta jedna spódniczka była w porządku gdy w pobliżu był tylko doktorek, ale przecież nie zawsze tak było. Darakanka nie bardzo miała ochotę na podobne akcje jak ta z Rose.
- Wiesz… Może jakby się znalazło coś nieco dłuższego niż ta spódniczka… Tak wiesz, nie za długiego ale też bez ryzyka że jak się pochylę żeby podnieść coś z podłogi to zaraz się ktoś chętny znajdzie żeby z tego skorzystać. Ale też żeby był łatwy dostęp - Ostatnie kryterium było oczywiście nakierowane na wygodę jej i doktorka, a zatem było niezwykle ważne. W sumie Vis nie sądziła żeby jej paradowanie w tej krótkiej aż tak przeszkadzało ale też nie chciała kusić losu. Nie po ostatnich wydarzeniach, a przecież nie mogła prosić Doc’a żeby jej stale w pracy towarzyszył, to by było samolubne. No i wtedy pewnie żadna robota nie zostałaby zrobiona.
- Hmmm... - Zastanowiła się wielce nad czymś Rose, stojąc już 2 kroki od Vis siedzącej na łóżku, i rozglądając się po swojej kabinie. Nagle zsunęła własne majteczki w dół, a te wylądowały na podłodze. Spojrzała na Darakankę, kompletnie już golutka, kładąc własne dłonie na biodrach.
- A może byś chciała poćwiczyć te kontakty? - Spytała słodziutkim głosem.
Vis zaś wpatrywałą się w nią nie bardzo wiedząc co ma odpowiedzieć. Takich propozycji zwykle nie dostawała a nawet jeżeli to je ignorowała zbytnio zajęta naprawami lub jednym ze swoich projektów. Przy Doc’u było oczywiście inaczej ale też on wiele zmienił w jej życiu więc to się chyba nie liczyło. Czy chciała poćwiczyć? W sumie powinna skoro zamierzała zrobić doktorkowi niespodziankę, a który to pomysł coraz mocniej swoje korzenie w jej głowie zapuszczał.
- Nooo… nie wiem - odpowiedziała w końcu, machając nieco nerwowo ogonem. - W sumie to mam taki jeden plan i jakbyś nie miała nic przeciwko to… No bo Bullitowi spodobały się twoje piersi i tak jakoś wyszło w rozmowie że chyba by mu się spodobało gdybyśmy my obie i on… no wiesz, tak razem - dukała w najlepsze próbując w miarę sensownie opisać o co jej chodziło. - Więc pomyślałam sobie że fajnie by było zrobić mu taką niespodziankę w ramach prezentu. Takiego żeby mu podziękować za opiekę i w ogóle za wszystko… No i do tego chyba by trzeba było poćwiczyć bo nie bardzo mam doświadczenie w tych sprawach. Znaczy wiem co i do czego tylko z praktyką krucho - wyjaśniła w końcu i spojrzała na aktorkę wyczekująco.

Rose wysłuchała Vis, po czym przyłożyła obie dłonie do ust, skrywając chyba za nimi śmiech. Kilka razy pokręciła głową, wciąż nie odsłaniając usteczek. W końcu odchrząknęła, opuściła ręce, po czym usiadła na łóżku, wpatrując się w Darakankę.
- Jakbyś chciała… chcieliście… no nie ma sprawy - Uśmiechnęła się słodko do dziewczyny, lekko wzruszając ramionami - Nie musisz się tak denerwować Vis, spoko, pomogę - Pogładziła dziewczynę po kolanie, wpatrując się w jej twarz.
- Naprawdę? - zapytała uszczęśliwiona Vis, szczerząc ząbki do rudej. Zaraz jednak jej uśmiech nieco przygasł, gdy poczuła dłoń na swoim kolanie. - Tylko nie jestem pewna czy to się uda. I to nie chodzi o to że cię nie lubię czy coś, tylko no… - tym razem ona wzruszyła ramionami. - To by było coś kompletnie nowego, a ostatnio nie mam zbyt dobrych doświadczeń z poznawaniem nowych rzeczy, przynajmniej z tego zakresu, nie licząc oczywiście Doc’a - wyjaśniła na wydechu po czym szybko uzupełniła braki powietrza. - Ale spróbować możemy - postanowiła nagle, z nową pewnością siebie i siłą na to by podjąć wyzwanie. Zaraz też jej dłoń wystrzeliła w stronę Rose by spocząć delikatnie na jej obojczyku. Wątpliwości wciąż jeszcze gdzieś tam się plątały ale przecież robiła to dla doktorka więc musiała sobie poradzić.
Rose znów się uśmiechnęła, a druga jej dłoń spoczęła na biodrze Vis. Powoli przesunęła ją w górę, wodząc po ciele Vis w kierunku piersi dziewczyny. Lekko ją musnęła, prześliznęła jednak dłoń na ramię Darakanki, a następnie na jej szyję.
- Będę delikatna... - Szepnęła, po czym pochwyciła podbródek dziewczyny, przybliżając swoją twarz do jej twarzy. Najwyraźniej chciała ją pocałować…

Vis słyszała kiedyś rozmowę dwóch kobiet, z których jedna rzuciła tekstem “czegóż to się nie robi dla faceta”, czy jakoś tak. Wtedy nie bardzo rozumiała o co tamtej chodziło bo mężczyźni byli jej równie obcy jak moda, gabinety kosmetyczne i związki wszelakie. Teraz te same słowa pojawiły się w jej głowie wywołując lekki uśmiech. Przymknęła oczy i nie marnując więcej czasu na zwlekanie, przysunęła swoją twarz bliżej, delikatnie muskając wargami usta rudej. Wrażenie zdecydowanie nie było takie samo jak w przypadku doktorka, nie było też jednak nieprzyjemne. Podobnie jak dotyk, który po pierwszej niechęci zaczął sprawiać przyjemność. Co prawda jej dłonie nie były ani szorstkie, ani też tak silne jak dłonie Doc’a, to jednak miały inne walory, których nie można było nie dostrzec. Były delikatne, jedwabiste i wiedziały dokładnie które rejony odwiedzić. Chociaż nie, nie dokładnie bo tą wiedzę wszak tylko doktorek posiadał, a Vis uparła się że nie zdradzi jej nikomu.
Dłonie Darakanki także jakby zbudziły się z letargu wędrując po ciele Rose, poznając je i pieszcząc tak, jak Vis lubiła być pieszczona.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172