Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2017, 20:44   #201
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
W jakiś czas później, dłuższy czas, Vis opuściła kajutę Rose bogatsza o nowe doświadczenia, nowe ciuchy i całą masę nowych dylematów zaprzątających jej głowę. Nie była pewna co powinna teraz zrobić, więc zrobiła to co zwykle gdy sobie nie radziła z otaczającym ją światem, a mianowicie udała się do warsztatu. Otoczona zimnymi, martwymi częściami maszyn, mogła odetchnąć, pomyśleć. Chodzenie w spódniczce okazało się być czynnością nieco kłopotliwą z początku, szybko jednak się do tego przyzwyczaiła. Trudniejsza do przełknięcia była kwestia tego, co zaszło w kajucie rudej. Było przyjemnie, nawet bardzo przyjemnie, chociaż nie tak jak z doktorkiem i tu właśnie pojawiał się problem. Problemem zaś był sam Bullit i to coś, co się między nimi wytworzyło. Nie była pewna czy to, co wydarzyło się między nią, a Rose było w porządku, czy nie. Łączenie się w pary i związki tego typu nie znajdowały się w strefie zainteresować Darakanki, więc nigdy się tymi sprawami nie kłopotała, zostawiając je tym, którzy mieli na to wszystko czas i ochotę. Teraz jednak sytuacja wyglądała inaczej, a przynajmniej tak się jej wydawało. Najlepszym sposobem byłoby porozmawianie z doktorkiem i wyjaśnienie tych wszystkich kwestii. Vis jednak nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać. Polubiła Bullita i nie chciała żeby się na nią wkurzył czy do niej zraził. Nie chciała też żeby się o wszystkim dowiedział od Rose. Sama myśl o tym sprawiała że jej ogon drżał nerwowo. Tak, jak nic maszyny były prostsze w obsłudze i jak nic to właśnie ich powinna się trzymać. Obawiała się jednak, że było już dla niej za późno na powrót do wcześniejszego sposobu życia.

*****


W jakiś czas później, Vis nie była pewna w jaki bo coś takiego jak sprawdzanie minionego czasu nie znajdowało się w jej zwyczaju, stanęła przed drzwiami kajuty, którą dzieliła z doktorkiem. W jednej ręce trzymała zapasową spódnicę, którą dostała od rudej, a w drugiej dwa batoniki czekoladowe, które znalazła w warsztacie, a które to pewnie sama tam przyniosła i o nich zapomniała. Nie chciała się teraz pokazywać nigdzie indziej bo nie miała ochoty na spotkanie z Rose. Droga z warsztatu do kajuty była zaś krótka i niosła ze sobą zdecydowanie mniejsze ryzyko. A jednak wciąż stała przed drzwiami, na korytarzu na którym w każdej chwili mogła się pojawić aktorka lub któryś z pozostałych członków załogi. Stała, bo nie czuła się na siłach żeby wejść do środka. Pomimo stanowczego postanowienia nadal nie doszła do tego w jaki sposób przeprowadzić tą rozmowę z Bullitem i jak mu wyjaśnić to co zaszło między nią, a rudą. No i nie była też pewna czy w ogóle było to na tyle istotne by to wyjaśniać. Jakaś cześć mówiła jej że było, podczas gdy inna upierała się że nie i tak to trwało już od jakiegoś czasu. Wbrew jej nadzi pobyt w warsztacie i dłubanie w Arhonie, wcale nie pomogło rozwiązać dylematu.
-Hej… co tak stoisz przed drzwiami. Zacięły się czy co?- usłyszała za sobą głos Doca. Ten podchodził do niej zapewnie wracając z kabiny Leeny i wydawał się lekko przygaszony. W dłoni trzymał opróżnioną w połowie butelkę alkoholu.
Słysząc jego głos drgnęła i szybko dowróciła się do niego sprawiając przy tym wrażenie nie tyle rpzestraszonej co… zawstydzonej.
- Ja… Nie, nie zacięły się… Ja tylko - zaczęła dukać, co tylko podkreśliło jej zdenerwowanie, widoczne dodatkowo w nerwowych ruchach ogona. - Myślałam że jesteś w środku - wyznała zaraz, dość szybko wyrzucając z siebie słowa. - Gdzie byłeś?
- U Leeny… szukałem różnych rzeczy i… widzę, że ty też miałaś ciężki okres. Co się stało?- zapytał czule doktorek otwierając drzwi i wodząc spojrzeniem po nowym stroju dziewczyny. -Ale apetycznie wyglądasz. I jak ja teraz utrzymam dłonie przy sobie, co?
- Nic… To znaczy chyba nic… Tak, jestem pewna że nic… Tak na 30%... Albo może 40? - słowa wylewały się z niej ciągiem, podczas gdy nogi poprowadziły ją w stronę łóżka, na którym usiadła z ciężkim westchnieniem. - Nie mam pojęcia czy to co się stało jest dobre czy nie. Nie znam się na tym… Roboty nie mają takich problemów, wiesz? Wystarczy o nie dbać, wymieniać regularnie części, sprawdzać oprogramowanie i w sumie tyle. Z resztą jest zupełnie inaczej… Nie nadążam… Znaczy nadążam, ale nie - znowu się zaplątała więc zrobiła to, co chyba obecnie było najlepszym wyjściem i zamknęła usta jednocześnie wyciągając dłoń po trzymaną przez doktorka butelkę. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że przecież powinna zapytać co u Leeny… - Wszystko w porządku z panią kapitan? - nadrobiła więc szybko tą zaległość.
- Tak. Jej stan nadal jest stabilny i… nic się nie zmienia. Gorzej że świat dookoła nas się zmienia.- odparł enigmatycznie Doc podając jej butelkę i usiadł obok niej. Pochwycił końcówkę jej ogona dłonią i głaszcząc ją kciukiem spytał.-Co cię martwi? Co się stało? Możesz mi powiedzieć.
- Zmiany są złe? - zapytała, próbując odsunąć w czasie moment, w którym będzie musiała odpowiedzieć doktorkowi na pytanie. - Coś nie tak z planem? Coś się wydarzyło?
- Zmiany są… zmianami, ani dobre ani złe. Te które…- machnął ręką… tą w którą nie masował czule jej ogona.-.. na razie jeszcze za mało wiem na ich temat. Nie chcę cię martwić niepotrzebnie. Tym bardziej, że sama się czymś martwisz.
- Domysły potrafią bardziej martwić niż niepełne informacje, które dają chociaż trochę jasności - odpowiedziała, po czym skorzystała z zawartości butelki, wlewając w siebie solidną porcję trunku. - Jak podchodzisz do spraw wierności i takich tam? - wypaliła zaraz po tym jak odzyskała oddech, po czym wbiła w doktorka pełne wyraźnego poczucia winy spojrzenie.
- Toś walnęła z grubej rury.- zaśmiał się Doc i zamyślił się. -Pewnie w małżeństwie to ważna sprawa, ale… nigdy nie byłem za dobry w byciu wiernym. Ale jeśli ci zależy, mogę spróbować, choć nie obiecuję że wytrwam.
Wymagać wierności gdy samemu się… Vis gwałtownie pokręciła głową.
- Nie, nie, to nie tak - podjęła kolejną próbę po czym spuściła wzrok, wbijając go w trzymaną w dłoni butelkę. - Po naradzie poszłam do Rose - zaczęła, dukając powoli słowo za słowem. - W sprawie tej spódnicy. Okazało się że ona ma masę ubrań i dość szybko się coś znalazło, tylko że ja w sumie spędziłam tam dość sporo czasu, bo… No bo tak krótka spódniczka grozi pewnymi reakcjami ze strony innych i Rose zaproponowała żebyśmy trochę poćwiczyły - plątała się w najlepsze, usilnie jednak starała się powiedzieć co zaszło bez wyraźnego mówienia o tym co zaszło. - Ona ma naprawdę ładne piersi… I delikatną skórę… No i twoja reakcja na nią i na mnie… Na nas obie i… - podniosła wreszcie spojrzenie i nie mówiąc nic więcej ponownie wbiła je w twarz doktorka, licząc na to że sam się domyśli reszty dzięki czemu nie będzie musiała mówić o tym wprost.
- A to lisiczka… wiedziałem jak na ciebie patrzy. Ale że tak szybko cię uwiodła. - uśmiechnął się ironicznie doktorek i zerkając na biust Vis dodał. - Trochę ci zazdroszczę... trochę zazdroszczę jej ciebie w jej ramionach. I w ogóle się nie dziwię. Wyglądasz jak chodząca pokusa.
Po czym spoważniał dodając.-Było miło czy przerażająco?
- Nie gniewasz się? - dla Vis aktualnie nie liczyły się jej wrażenia ze spotkania z rudą, a reakcja doktorka, który chyba jednak się nie gniewał. Spodziewała się… W sumie nie była pewna czego się spodziewała ale czegoś złego, to było pewne. - Byłam pewna że będziesz zły lub zawiedziony, lub… - wzruszyła ramionami, jednak na jej twarz zaczął powracać uśmiech. - Było… inaczej, dziwnie - odpowiedziała, wracając myślami do tamtych chwil. - Nie sądzę jednak by na dłuższą metę to do mnie pasowało. Zdecydowanie bardziej wolę twoje szorstkie dłonie niż te jej wypielęgnowane. No i palce czy język, czy nawet ogon nie zastąpią… pewnych części - wyjaśniła, zniżając wzrok na krótką chwilę, po czym powróciła nim do twarzy Doc’a.
- Nie jesteś moją własnością. Nie mam prawa by ci narzucać z kim masz, a z kim nie masz iść do łóżka.- owa szorstka dłoń Doc sięgnęła do zamka jej koszulki i rozpięła ją. Po czym wślizgnęła się pod materiał by powoli ugniatać lewą pierś dziewczyny. Czule acz stanowczo. - Poza tym dobrze wiem, że ulegasz podszeptom swego instynktu i nie zastanawiasz się wtedy.
Pieszcząc leniwie i czule i jej ciało mruknął.-Dopóki jesteś szczęśliwa to nie przeszkadza mi to, że czasem ulegniesz chwili. Dopóki ty jesteś szczęśliwa, ja też jestem. No i mam powód by się starać, by ze mną było ci najprzyjemniej.
- Ale ja się zastanowiłam - odparła, chociaż działania doktorka nieco utrudniały jej skupienie się na tym co chciała powiedzieć. - Bardzo dokładnie. Mogłam powiedzieć nie bo Rose wcale mnie do niczego nie zmuszała, tylko że… Pomyślałam że by ci się spodobało gdybyśmy ją do siebie zaprosili i spróbowali we troje, ale nie chciałam żeby nie wyszło ze względu na mój brak doświadczenia to… No, postanowiłam wykorzystać okazję i poćwiczyć - wyznała, nadal czując się odrobinę winna tego co zrobiła. No ale skoro doktorkowi to nie przeszkadzało… - Obiecuję jednak że nie licząc niespodzianki, to się więcej nie powtórzy. I wcale nie musisz się starać, przecież i tak wolę ciebie - dodała wesoło. - Inaczej nie starałbym się żeby ci sprawić przyjemność, prawda? - dorzuciła jeszcze dość rozsądny i logiczny wedle jej uznania argument.
- To… bardzo… pobudzająca wizja.- mruknął Doc słysząc jej wypowiedź i nieco się czerwieniąc. Spojrzał na nią i cmoknął czubek jej nosa.- Nie musisz składać takich obietnic. Przecież się nie gniewam. No… muszę się starać, bo to jest też przyjemnie… widzieć jak się uśmiechasz i wiedzieć, że jest się tego powodem.
Vis więcej nie trzeba było by odzyskała w pełni humorek. Uśmiech poszerzył się odsłaniając ząbki.
- Jesteś kochany - poinformowała doktorka, po czym zwinnie zmieniła pozycję siadając mu na kolanach i obejmując go udami. - Czy jest coś… Cokolwiek co by sprawiło żebyś się na mnie pogniewał? - zapytała, uznając że tak będzie najprościej. Skoro będzie wiedziała co może sprawić że będzie na nią zły to będzie też wiedziała czego unikać. Jak w instrukcji obsługi. Nie można źle poskładać części gdy się ma instrukcję, każdy to wiedział. Czekając na odpowiedź zsunęła ramiączka bluzki, a następnie zrzuciła ją na podłogę. Spódniczką nie musiała się kłopotać bowiem w trakcie zmiany pozycji podsunęła się wystarczająco do góry by nie stanowić problemu.
- Jestem napalony…- mruknął w odpowiedzi Doc obejmując biust Vis obiema dłońmi i ugniatając go pieszczotliwie. Bawił się miękkością i sprężystością wyczuwalną pod palcami dodając.-Może… w sytuacji bitewnej, gdybyś nie posłuchała rozkazu i naraziła się na rany…. może wtedy bym się pogniewał. A na pewno zmartwił. Ale poza tym… nie wydaje mi się. Zresztą… wiesz jak mnie udobruchać.
- Wiem - zgodziła się ochoczo poruszając biodrami w rytmie, który jak wiedziała, doktorkowi się podobał. - No i tak, napalony też jesteś - zgodziła się z nim bo zaprzeczyć temu stwierdzeniu było nad wyraz trudno. Szczególnie w obecnej chwili. - Postaram się jednak żebyś nie musiał się na mnie gniewać. I słuchać cię gdy dojdzie do walki. I nie narażać się na rany - wymieniała kolejne powody, dla których mogłaby się na gniew doktorka narazić, starając się przy okazji wbić je sobie do głowy, co znając życie miało marne szanse na powodzenie, ale przynajmniej się starała.
- No cóż… - mruknął Doc nachylając się ku nagim piersiom Vis i całując je namięnie.-Ciężko nie być napalonym, przy takiej pokusie.
Bo też biodra Vis ocierały się o dowód pożądania Doc’a, uwięziony pod materiałem spodni. Wodząc dłońmi po jej udach, dodał.- Nie martw się… nie potrafiłbym się na ciebie obrazić czy zezłościć.
- Trzymam cię za słowo - jęknęła, wsuwając jednocześnie dłoń między ich złączone ciała by przez materiał uchwycić także ów dowód pożądania, który po paru ruchach wypuściła, by podjąć próbę uwolnienia go z okowów stroju. - Tobie też.. przydałaby się spódniczka - poinformowała doktorka, szczerząc przy tym swoje ząbki w na wpół psotnym, na wpół złośliwym uśmieszku. - Byłoby o wiele prościej…
- Aaaa… chcesz bym był teraz goły? Czy tylko przez kurtuazję proponujesz? - zapytał żartobliwie doktorek podekscytowanym głosem.
- To zależy - odparła, przerywając na chwilę swe działania mające na celu wyswobodzić doktorka z okowów spodni, chociaż dłoń nadal znajdowała się pomiędzy ich ciałami, poruszając się leniwie w sposób nader pobudzający. - Masz ochotę poćwiczyć powściągliwość czy przetestować tą spódniczkę którą z takim… trudem zdobyłam? - zapytała, do ruchów dłoni dodając ruch bioder.
- Vis mam ochotę zerwać z ciebie ubranie… rzucić na łóżko… zerwać z siebie ubranie i zakosztować słodyczy twoich bioderek.- przyznał się Bullit odrywając się od pieszczot jej biustu, by pocałować dziewczynę w usta. -I mam na to ochotę, odkąd zobaczyłem cię w tej spódniczce. Jestem prostym człowiekiem Vis… mam proste potrzeby.
Słowa te niewątpliwie sprawiły jej przyjemność bowiem gdy tylko doktorek przestał mówić zajęła jego usta czymś przyjemniejszym od rozmowy. Nie żeby rozmowa nie była przyjemna…
- No to na co czekasz? - zapytała, odrywając wargi i rzucając mu wyzwanie nie tylko słowami ale i spojrzeniem w którym lśniły wesołe iskierki. Sama się nie wstrzymywała w spełnianiu swoich zachcianek więc nie widziała powodu by Doc to robił. To że u niej było to efektem braku kontroli nad sobą, nie miało tu chyba znaczenia, a przynajmniej nie miało dla niej.
Bullit pochwycił ją w pasie i delikatnie rzucił ją na łóżko. Warknął udając jakiegoś drapieżnika i zabrał się za rozbieranie na jej oczach. Trochę tego było i kamizelka, koszula wylądowały rzucone na ziemię. Doc zatrzymał się przy rozpiętych już przez Vis spodniach i obrócił się do niej tyłem, by kręcąc niezdarnie tyłkiem pozbywać się spodni i potem bielizny. Przypominało to nieco to, co robiły dziewczyny w klubie w którym pracowała… oczywiście niezbyt udany był to pokaz, ale… to były męskie pośladki i ten pokaz był dla leżącej na łóżku Vis.
Vis, która zaśmiewała się w najlepsze klaszcząc przy tym w dłonie i dopingując doktorka. Pomysł na który wpadł jak najbardziej się jej spodobał, do tego stopnia że zamiast grzecznie leżeć na łóżku i czekać aż pokaz dobiegnie końca, podniosła się i klękając zabrała za badanie powoli wyłaniających się fragmentów ciała Doc’a, skupiając swą uwagę głównie na owych pośladkach.
- Powinieneś pomyśleć nad zmianą kariery - zasugerowała mu wesoło, chociaż zdecydowanie wolała by tego typu pokazy były jednak zarezerwowane tylko dla jednoosobowej widowni. Nie żeby była zazdrosna… No może trochę była, ale…
- Z drugiej strony… To jednak nie jest dobry pomysł - stwierdziła, obejmując doktorka w pasie i zmierzając dłońmi ku skrytej obecnie przed jej wzrokiem części jego ciała.
Musiała się przy tym przytulić do jego pleców i ocierać o pośladki piersiami, więc… to co pochwyciła zwinnymi paluszkami było twarde i gotowe do użycia. I jej macanie na oślep z pewnością pobudzało zmysły jej kochanka.
- Wolałbym jednak zostać przy obecnej. Asystenta mechanika na Feniksie. Widoki mam cudowne podczas… roboty.- westchnął Doc pozwalając Vis na jej zabawy.
- Mechanik też by wolała - zgodziła się z nim, chichocząc i owiewając swoim oddechem skórę tuż nad pośladkami doktorka. Jej dłonie z kolei w najlepsze zajęły się ową twardą jego częścią, dbając aktywnie o to by stan ten utrzymał się na stałym poziomie. Jednocześnie, który to pomysł nagle zaświtał w jej głowie i któremu nie mogła się oprzeć, zaczęła muskać wargami skórę nie tylko nad pośladkami Doc’a ale i tą, która je okrywała. Muśnięciom towarzyszyły także ruchy języka, który z wyraźnym zaciekawieniem badał nieznane sobie dotąd rejony doktorkowego ciała.
- Vis ty łobuzico… to ja miałem napadać ciebie.- te wyrzuty nie brzmiały jednak zbyt szczerze w jego ustach, tym bardziej że czuła efekty swych działań pod palcami i drżenie samego ciała doktorka. Podobało się Bullitowi to co robiło, nawet jeśli do tego nie chciał się przyznać.
- Mam przestać? - zapytała psotnie, drażniąc się z nim i bynajmniej nie zamierzając przerywać tego co robiła. Wręcz przeciwnie, zarówno ruchy jej dłoni jak i języczka nabrały intensywności. Ten ostatni poczynał sobie coraz śmielej, oddając się coraz to głębszemu zapoznawaniu z anatomią Doc’owych pośladków, schodząc przy okazji niżej i zahaczając lekko o wewnętrzną stronę ud doktorka, tylko po to by powrócić ku górze i pozwolić dołączyć do zabawy ząbkom, które zostawiały delikatne ślady na skórze, podrażniając ją i wzmacniając doznania.
- Nie…- wymruczał Dave poddając się pieszczotom dziewczyny i skupiając się na tym by utrzymać się na nogach. Co nie było łatwe. Jego pośladki napinały się pod jej dotykiem, a armatka którą pieściła palcami do wystrzału. Bullit nie mógł utrzymać w sobie, tego co Vis muskaniem palców uwalniała.
Niemoc ta była zaś dokładnie tym, do czego Darakanka dążyła. Zadowolona z efektów, które jej działania przynosiły postarała się jeszcze bardziej, doprowadzając w końcu do owego wystrzału i mając z tego powodu wiele satysfakcji. Powoli wycofała dłonie, sunąc nimi po biodrach doktorka, zjeżdżając na pośladki i wreszcie odrywając od jego ciała. Na jej twarzy malował się wyraz który jak nic pasowałby do kota, który właśnie dorwał się do miski śmietanki. Ogon leniwie przesuwał się za jej plecami, co drugie przesunięcie uderzając w pościel.
Bullit obrócił się goły i wesoły. I wędrował spojrzeniem po jej ciele… łakomym, mimo skutecznych działań Vis, zakończonych eksplozją przyjemności.
-Nadal masz na sobie spódniczkę. A co pod nią?- zapytał zaciekawiony również siadając na łóżku.
Vis co prawda mogła odpowiedzieć, ale po co skoro można było pokazać. No, raczej zachęcić do do odkrycia odpowiedzi samemu, co też zaraz uczyniła obracając się na brzuch i zachęcająco łapiąc rękę doktorka ogonem.
- Sam sprawdź - rzuciła mu kolejne tego wieczoru wyzwanie, przyciągając jego rękę do suwaka znajdującego się tuż pod ogonem.
Doc więc z entuzjazmem zabrał się za rozpakowywanie prezentu. Vis słyszała rozpinany zamek błyskawiczny i poczuła jak jej kochanek zsuwa z niej materiał spódniczki odkrywając ów sekret dziewczyny.
Sekret, a raczej jego brak. Vis wiedząc jaka rozmowa się szykowała, a także pamiętając to, że doktorkowi pomysł ze spódniczką się spodobał oraz to jak zareagowała Rose, postarała się o to by Doc nie musiał szczególnie kłopotać się z testowaniem spódniczki. No bo jaki był sens ubierania czegoś co miało ułatwić dostęp i jednocześnie czegoś, co miało go utrudniać? Z tego też powodu jej bielizna została w warsztacie.
- Nie było sensu zakładania czegoś więcej poza nią skoro miała ułatwiać dostęp - wyjaśniła, wypowiadając na głos swoje myśli i sprawiając przy tym wrażenie niezwykle z siebie zadowolonej. Jak w sumie stale, odkąd doktorek stwierdził że się na nią nie złości o te wybryki z rudą. W dodatku Dave wyraźnie zamierzał poprawić jej i tak dobry humorek. Vis poczuła jak dłoń mężczyzny zaciska się delikatnie na podstawie je ogonka i zaczyna wodzić po nim pieszczotliwie. A sam Doc językiem zaczął wodzić po jej pupie i między pośladkami. A potem jeszcze sięgnął dłońmi pomiędzy jej uda. Najwyraźniej Bullit zamierzał się odegrać za jej zabawy przed chwilą.
Co Vis przyjęła z westchnieniem zadowolenia. Opierając górną część ciała na ramionach uniosła nieco pośladki by dłonie doktorka miały lepszy dostęp do jej wnętrza. Dłonie które po raz kolejny udowadniały to, że mają niewątpliwą przewagę nad dłońmi rudej. Bez względu na to jak doświadczona by Rose nie była, nie była w stanie dać Vis tego co dawał jej Doc, a o co teraz dziewczyna dopominała się, przyciągając dłoń doktorka bliżej swego ciała, łapiąc jego rękę ogonem w okolicy nadgarstka..
Bullit nie przerywając pieszczoty języka na jej pośladkach i między nimi, pozwolił się ogonkowi Vis poprowadzić tam gdzie chciała. Jego palce dotykały jej wrażliwych obszarów masując pieszczotliwie i powoli budując ów żar w jej całym ciele… ogień, który wyrywał ciche jęki z jej ust.
Jęki, które nabierały intensywności w miarę postępu poczynań doktorka. Ogon wis z każdą chwilą starał się przyspieszyć ruch jego dłoni a także przyciągnąć ją coraz bliżej i bliżej, pogłębiając doznania, które prowadziły do nieuniknionego zakończenia w postaci krótkiej acz intensywnej eksplozji rozładowującej zbierający się w jej ciele ładunek przyjemności. Eksplozji, po której nastąpiło przyjemne rozleniwienie.
- I jak ja przy tobie mam się skupić na czymkolwiek innym?- wymruczał Bullit dając jej delikatnego klapsa w wypięte pośladki i przewracając dziewczynę na bok położył się obok niej, na razie ignorując fakt, że wieża którą Vis doprowadziła do upadku znów się podnosi w górę.- Co jeszcze ciekawego było Rose, albo… co ci Ruda pokazała?
- Mam sobie pójść? - zapytała, uśmiechając się leniwie i wcale nie sprawiając chętnej do spełnienia swojej groźby. - Rose ma dwa roboty… Ciekawe roboty, które nazywa kamerzystami. Trzeba będzie na nie uważać - westchnęła, podpierając głowę dłonią i poważniejąc nieco. - Nie znam się na tym konkretnym typie więc nie jestem pewna czy mogą także nagrywać dźwięk, jednak już samo nagrywanie obrazu może sprawić problem biorąc pod uwagę to, że mogą się przemieszczać po ścianach i są niewielkich rozmiarów. Można by je też jakoś wykorzystać ale chwilowo nie mam pomysłu jak. Na pewno jednak chciałabym się z którym pobawić - ochota ta dość wyraźnie malowała się na jej twarzy. Gdyby była taka możliwość pewnie zajęłaby się tym w tej konkretnej chwili, całkiem zapominając o istnieniu doktorka. No, przynajmniej na parę chwil.
- I to byłby dobry pomysł. Jako osoba odpowiedzialna za stronę techniczną filmu powinnaś zrobić im przegląd i upewnić się, że nie mogą wysyłać ani obrazu ani dźwięku poza statek- stwierdził stanowczo Bullit sięgając bezczelnie między uda dziewczyny palcami i wodząc pieszczotliwie i czule po jej skórze.
- Mhm - zgodziła się z nim nader ochoczo. - Nawet jednak samo nagrywanie na terenie statku może nam pokrzyżować plany. Rose może dzięki nim dowiedzieć się że wcale nie jesteśmy ekipą filmową i że planujemy wykorzystać ją do nieco innych celów niż nagranie paru scenek. Tym bardziej że ta rola może niekorzystnie wpłynąć na jej przyszłość. Najchętniej przeprogramowałabym je tak, żeby nagrane przez nie filmiki najpierw lądowały u nas, a dopiero później, ewentualnie u niej. No i można by nieco poszperać w ich ustawieniach by dały się kierować komuś innemu, niż ich właścicielka. Wątpię żeby ona sama znała się na tego typu robocie więc chyba takie zmiany byłyby bezpieczne i niewykryte. Przynajmniej do czasu kiedy postanowi je oddać do przeglądu. Myślę jednak, że gdy będziemy się zmywać, to można by w sumie zabrać je ze sobą - zasugerowała, spoglądając na doktorka z nadzieją i przybliżając się nieco do niego.
-To są jej zabawki, a nie powinniśmy okradać sojuszników. Niemniej przeglądając robociki, z pewnością będziesz w stanie zbudować coś lepszego na ich schemacie. Z części zapasowych. - Doc był draniem, ale jego draństwo miało swe granice. Nie chciał pozbawiać Rose jej robocików, tym bardziej że wierzył w talenty techniczne Vis.
- W sumie mogłabym - potwierdziła, oddając się planowaniu takowego przedsięwzięcia. - Może nawet udałoby się zyskać potrzebne części na złomowisku. Albo nawet coś podobnego do tych jej kamerzystów. Na pewno dobrze by było gdyby takie robociki mogły nagrywać dźwięk i przekazywać go i gdyby były nawet nieco mniejsze. Miałyby wtedy o wiele szersze zastosowanie niż tylko do nagrywania filmików dla dorosłych. Wyobraź sobie posiadać tuzin takich, każdy osobno sterowany, każdy mogący wcisnąć się w miejsca, w które żadne z nas nie dałoby rady. Może dałoby się im dorobić kończyny chwytne… Albo szczypce, lub przecinaki… Cokolwiek w sumie. Ich zastosowanie nie miałoby końca - pogrążona w swoim świecie Vis usiadła gwałtownie, sprawiając wrażenie gotowej już teraz do podjęcia działań mających na celu pozyskanie dla statku takiej mini floty.
- Moja wyobraźnia… w obecnej chwili orbituje wokół prawie golutkiej Darakanki.- odparł ze śmiechem Doc leżąc na łóżku.-Jestem prostym człowiekiem. Nie potrafię sobie wyobrazić tego co ty… jeśli chodzi o maszyny.
- Za to całkiem dobrze sobie radzisz w kontaktach z innymi, nie mechanicznymi osobnikami więc na dobrą sprawę całkiem dobrze się uzupełniamy - stwierdziła po krótkim namyśle, bo przeskoczenie z planów stworzenia małej armii miniaturowych robocików na to, co mówił doktorek, wymagało czasu. - Więc zrobimy tak że ja się zajmę ich budową, a ty pomyślisz nad tym jak będzie je można wykorzystać na korzyść statku i załogi. Co ty na to? - Pytaniu towarzyszył radosny uśmiech i równie radosne machanie ogonem.
- Zgadzam się… zwłaszcza z tym uzupełnianiem…- pogłaskał ją po plecach dodając.- No i jeśli chodzi o te robociki to też. Nie martw się też tym, czy się obrażę jak ci się coś wymsknie podczas rozmowy, lub coś odruchowo zrobisz. Nie obrażę się na pewno.
Z ochotą pokiwała głową zgadzając się na jego propozycję nie martwienia się. Tym bardziej, że zwykle właśnie martwienie się powodowało że traciła panowanie nad językiem lub robiła coś głupiego.
- Szkoda że inni nie są tak wyrozumiali, wtedy byłoby o wiele łatwiej z nimi rozmawiać - wyraziła na głos jeden z tych problemów, które jakoś nigdy nie dawały jej spokoju. - No ale w sumie ty mi wystarczasz - oświadczyła, porzucając niezbyt radosne myśli bo przecież skupianie się na nich nic na dobrą sprawę jej nie dawało, nie licząc psucia nastroju. - Myślisz że długo nam zajmie przygotowanie tej całej akcji? Chyba nie byłoby dobrze gdybyśmy musieli przebywać w jednym miejscu zbyt długo. Im dłużej, tym łatwiej wpaść na nasz ślad - dorzuciła odrobinę mądrości z własnego doświadczenia. Nie chciała żeby znowu musieli sobie radzić z podobnymi problemami jak te, od których dopiero co uciekli. Tym bardziej, że teraz byli na zdecydowanie gorszej pozycji.
Jej słowa sprawiły, że Doc spoważniał i spochmurniał nagle. Delikatnie wodząc palcami po ogonie siedzącej dziewczyny rzekł cicho.- Masz rację. Masz absolutną rację. Nie powinniśmy długo tu przebywać. Problem polega na tym, że nie bardzo mamy gdzie polecieć.
No tak, to bez wątpienia był problem.
- Nie mamy żadnej bezpiecznej kryjówki? Albo chociaż miejsca, w którym nikt by nas nie szukał? Jakieś musi być… - Vis nie chciała wierzyć, że nie było. - W sumie… - zamyśliła się, bo coś zaczęło jej kiełkować w głowie. - W sumie to czy nie wystarczyłoby popracować nad zmianą wyglądu statku? Nową nazwą, nowymi papierami? Nie wiem… Na statkach też się jakoś szczególnie nie znam nie licząc mechanicznej części ale na pewno są jakieś sposoby na to żeby na pewien czas zejść z radarów zanim ktoś rozpozna nas po raz kolejny. Jak ze zmianą wizerunku gdy ktoś nas ściga. Obcięcie włosów, zmiana ich koloru, zmiana sposobu zachowania, takie tam - machnęła dłonią. - Czy nie dałoby się czegoś takiego załatwić Fenixowi? No i jak nie mamy gdzie polecieć to może Darak? Nie stolica, to na pewno ale wśród szczytów znajdują się miasta, niewielkie miasta w których można by na jakiś czas zniknąć. Jak Myst. No i przecież takich planet jest dość sporo, wystarczy znaleźć taką, która nie jest szczególnie często odwiedzana, nie liczy się dla Uni lub ma liberalne podejście. Na pewno da się coś zrobić - zapewniła, starając się tryskać optymizmem chociaż powoli zaczął się jej udzielać nastrój Doc’a.
-Można zrobić to wszystko… Choć Fenix ma już lewe papiery, nawet kilka kompletów… bo inaczej nie mógłby wlecieć do portów Unii.- zgodził się z nią Doc. Westchnął głośno.-Ale wiesz.. przebranie działa na krótką metę, gdy jesteś poszukiwana aktywnie. Gdy ktoś cię próbuje znaleźć to tylko kwestia czasu. Niemniej teraz jesteś poza Unią całkiem, więc możemy się trochę odprężyć. Może nie wytropią nas wystarczająco szybko. Zresztą jak Leena się ocknie, to… ona ma sporo bardzo przydatnych znajomości.
- Zatem trzeba jak najszybciej doprowadzić do tego, żeby się ocknęła - podsumowała Vis. - No tak, wszystko sprowadza się do tej akcji ze szpitalem. - Akcji, która trzymała ich w miejscu i pewnie trzymać będzie jeszcze trochę. Ile? Tego Vis nie potrafiła określić, jednak liczyła na to że nie będzie to czas dłuższy niż dwa do trzech dni. Im szybciej się wyniosą tym lepiej. Nie mogąc wymyślić nic przydatnego z westchnieniem wróciła do pozycji horyzontalnej, wbijając spojrzenie w sufit.
- Gdybyśmy chociaż mieli plany to mogłabym zacząć planować w jaki sposób najlepiej dobrać się do systemu bezpieczeństwa tego szpitala. Gdybyśmy mieli te małe robociki to można by je wysłać na zwiad. W ogóle to chyba dobrze by było taki zwiad zrobić, żebyśmy nie pakowali się na kompletnie nieznane sobie terytorium. Nie lubię bezczynnie czekać - mruknęła na koniec, czując się kompletnie nieprzydatna i ogólnie mając zdecydowanie marny humor.
- Kto powiedział, że bezczynnie…- Doc nachylił się ku piersiom dziewczyny całując je i pieszcząc muśnięciami języka, a dłonią muskając jej brzuch a potem łono Darakanki.

Owe niezbyt bezczynne czekanie przeciagnęło się jeszcze trochę. W jego trakcie Vis otrzymała całkiem sporą ilość dowodów na potwierdzenie słów doktorka. Na tyle, że gdy w końcu opadli wymęczeni zmaganiami, od razu odpłynęła pogrążając się we śnie. Na jej ustach malował się pełen zadowolenia uśmiech. Może i jej sytuacja na dobrą sprawę się pogorszyła bowiem teraz nie była ścigana tylko przez dłużników ale i wrogów Fenixa i jego załogi, to jednak nie żałowała niczego. Ani zmiany stylu życia, ani wydarzeń w bazie, ani nawet chwil spędzonych z rudą. Na dobrą sprawę, po raz pierwszy, czuła że żyje, a wszystko dzięki jednej osobie. Miała tylko nadzieję, że od teraz wszystko będzie szło jak po maśle, żeby mogli chociaż trochę odpocząć na spokojnie, zanim znowu staną się celem ataku.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 18-07-2017, 17:10   #202
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Fennowi udało się znaleźć jakieś przekąski, czipso podobne, w każdym razie chrupiące, więc idealne, a nawet piwo, świetnie, akurat tuż przed rozpoczęciem meczu. Usadowił się wygodnie na kanapie nogi kładąc na ławie i włączając tv na kanał z meczem blitzballa. Zapowiadała się niezła rozrywka, Zanarkand Abes z Kilika Beast, nie przepadali za sobą zbytnio, więc powinno być ostro.

Plasku, plasku, plasku, plask. Ktoś śmigał przez kantynę w klapkach. Fenn spojrzał w tamtym kierunku i się nieco zdziwił. Młoda, zgrabna ruda laseczka, mająca na sobie jedynie czarne majteczki i koszulkę, pomaszerowała prosto do kuchni, grzebiąc za czymś w lodówce.
- Cześć! - Spojrzała w jego stronę, zza uchylonych drzwi - My się chyba nie znamy, jestem Rose! - Zawołała wesołym tonem.

Suzh przekrzywił lekko głowę przyglądając się tyle nieznajomej. “Doc nie mówił za laska ma taki fajny tyłek. Jak mógł o tym zapomnieć?” pomyślał chwilę podziwiając wystające zza lodówki kształty dziewczyny. Na jej słowa ściągnął nogi z ławy i usiadł wygodniej.
- Cześć. Fenn’Suzh, ale przyjaciele mówią mi Fenn. A więc to Ty jesteś tą osławioną nową załogantką?
- Osławioną? - Zdziwiła się dziewczyna - No spoko, może być... - Rose ruszyła prosto do Fenna z uśmiechem na ustach, i z dwoma zimnymi piwkami w dłoniach.
- Doc nie może się wręcz nachwalić. Mówił że będziesz idealna. Cokolwiek tam wymyślił. - dopił butelkę w której akurat i tak już został łyk, może półtora i odłożył na bok. Rose, stojąc przy kanapie, podała jemu kolejną butelkę, nieco się w stronę mężczyzny pochylając…
- Otworzysz mi też? - Spytała z milusi uśmiechem.
“Cycki też ma fajne.” rzucił okiem nie kryjąc się z tym zbytnio, chociaż nie wlepiając się jak niewyżyty prawiczek podczas rui. Wziął od niej obie butelki najpierw otwierając jedną o drugą którą podał Rose, a drugą otwierając o kant ławy, dobrze że była metalowa, przynajmniej nie będzie śladu.
- Jak się podoba łajba?
- Trochę obleśna - odpowiedziała Rose, pakując swoje zgrabne 4 litery na kanapę. Upiła porządny łyk ze swojej butelki... - O, masz chipsy?! - Nabrała sporą garść, po czym zaczęła się nimi zajadać - Co oglądasz? - Spytała… pakując swoje nogi na kolana Fenna.
- Mecz blitzball. Proszę, powiedz że znasz. - i On usadowił się wygodniej znów zarzucając nogi na stół, i wcale nie przejmując się jej nogami na swoich, wręcz przeciwnie, skorzystał z okazji rzucając okiem na nie, od palców aż po…. czarną bieliznę, tam zatrzymując wzrok na sekundę dłużej.
- Blitzball woooohooo! - Poruszyła nogami i rękami, rozsypując chipsy na własnym dekolcie i przy okazji szturchając Fenna stopami, aż rozlał własne piwo - Kto gra??
- Zanarkand Abes i Kilika Beast. - Suzh uśmiechnął się na reakcję dziewczyny - Niby nic ważnego ale nie mogłem przegapić. - spojrzał się na dekolt Rose, i sięgnął bezczelnie po chipsa - Szkoda by się zmarnował. - wrzucił chrupka do ust puszczając oko dziewczynie.
- Ej, to moje! - Rose niby się oburzyła, sama zjadając chipsa z własnego ciała - Tylko nie mów, że jesteś fanem Beast? - Zamrugała teatralnie oczkami.
- Heh. - zaśmiał się krótko - Szczerze? Al Bhed Psyches jeśli już. Ale z tej dwójki wolę Abes.
- Dobra odpowiedź - Rose uśmiechnęła się do Fenna, po czym chwyciła kolejny kąsek leżący na swych piersiach - Złapiesz? - Powiedziała zadziornie i rzuciła jemu w usta… co zręcznie złapał.
- Ja nie złapię? Hah - uśmiechnął się do niej - No chyba że to był fart. - wziął łyk piwa - To mówisz że skąd jesteś? - wziął chipsa z jej piersi - Te jakoś lepiej smakują.
- Ciekawski jesteś Fenn... - Mruknęła Rose, obserwując, jak zbiera przekąskę z jej ciała - ... powiedzmy, że krążę, to tu, to tam, gdzie akcja, i kredyty - Mrugnęła do niego, po czym sama napiła się piwa, po sporym łyku koniuszkiem języka jeszcze na drobną chwilkę muskając szyjkę butelki.
- Skądś to znam. Wiesz, small talk zanim przejdziemy do konkretów. - uśmiechnął się do dziewczyny kładąc jej prawą dłoń tuż nad kolanem - Tatuś mi mówił że tak wypada.

Rose zmrużyła oczka, golnęła z butelki, a zabulgotało, po czym upuściła ją na podłogę z małej wysokości, flaszka się więc nie rozbiła, choć brzdęknięcie było głośne.
- Będziesz moim tatusiem? - Szepnęła, rozchylając przed nim uda.
- Nie wiem czy zasługujesz na takiego tatusia. - uśmiechnął się do niej. Zaczął wodzić dłonią to w górę to w dół. - Jak myślisz?
- Pokaż, co potrafisz - Rose uśmiechnęła się od ucha do ucha, zakładając ręce za głowę. Położyła się wygodnie, czekając na kolejny ruch Fenna, na co On jedną ręką uniósł jej nogę, i powoli przejechał językiem od kostki do kolana, drugą koniuszkami palców drażnił jej wewnętrzną stronę uda. Ruda z kolei zamruczała zadowolona, po czym przymknęła oczka, czekając na dalsze pieszczoszki. Przez jej koszulkę przebijał zaś już wyraźnie zarys suteczków, potwierdzając, iż takie traktowanie jest jak najbardziej na miejscu. Co nie uszło uwadze Fenna, widząc reakcję dziewczyny kontynuował przejeżdzkę językiem wyżej i wyżej, w tym samym czasie dłoń która drażniła udo przeniosła się na brzuch Rose, podciągając koszulkę. Gdy usta valarianina zbliżyły się do krocza, zamiast zająć się nim, przeskoczyły do pępka, a dłonie powędrowały do piersi kobiety zaczynając taniec z sutkami.

Rose westchnęła ciuchotko, poddając się pieszczotom Fenna, sama jednocześnie grzebiąc trzęsącą się dłonią w okolicach pępka mężczyzny. Była pobudzona, i to bardzo, mocząc własne majteczki. A On właśnie na to liczył, chciał się z nią drażnić, rozpalić do czerwoności, dlatego nie zbliżał się do jej cipki, i nie przestał pieszczot, tylko wędrował dalej w górę, przyssał się do piersi, by po chwili i je zostawić i skupić się na jej szyi, na dołeczku obok obojczyka. Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym nieco odepchnęła mężczyznę od siebie. Szybkim ruchem ściągnęła koszulkę, odrzucając ją niedbale w bok. Przywołała kochasia ponownie skinieniem palca, po czym pochwyciła jego potylicę, kierując do jednej ze swych piersi…
Fenn nie stawiał oporu. Lekko ugryzł sutek, tak samo lekko ciągnąc go, wypuścił z ust i ponownie przyssał się do niego. Pokrywając całą brodawkę zassał ją mocno, a sutek szturchał językiem i wodził w koło. W tym czasie lewa ręka zajmowała się drugą piersią, a prawa wodziła po podbrzuszu dziewczyny, to zbliżając się, to oddalając od jej czułego punktu.
- Lubisz... się... drażnić? - Powiedziała nagle Rose, obejmując Fenna nogami w pasie. Dłońmi oderwała jego twarz od swojej piersi, by spojrzał jej prosto w oczy.

Fenn uśmiechnął się do niej.
- Chyba tak jak Ty, prowokować. - odpowiedział nie przerywając pieszczenia piersi ręką.
- Hmmm… nie, raczej nie - W kącikach jej ust czaił się śmiech - Przejdziemy więc do konkretów i mykasz na dół, czy jak? - Mrugnęła do Keetara.
- Gdzie? Tu? - zjechał dłonią z brzucha wprost do łechtaczki którą zaczął się bawić - Czy może jeszcze niżej? - na jego ustach wciąż gościł śmiech.

Sex z Rosą był namiętny i dziki. Dziewczyna nie kryła się z odczuciami, dając głośno znać o tym, co jej sprawiało przyjemność chyba na pół statku. Oboje zapomnieli już o meczu, zajęci sobą, Fenn z kolei przyznał sam przed sobą, iż dawno nie trafiła się jemu taka gorąca i wyuzdana panienka. Było naprawdę świetnie…

"Urwane" na prośbę MG z powodu braku weny
 
Raist2 jest offline  
Stary 18-07-2017, 20:57   #203
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Całun nocy rozpościerał się nad pogrążonym we śnie miastem. Tętno powoli gasło również i w dzielnicach rozrywki, które najdłużej starały się zagłuszyć ciszę śmiechem, odgonić ciemność jaskrawymi światłami neonów, odeprzeć mrok beztroską. Zmęczenie brało już jednak górę nad ciałami nawet najbardziej zaprawionych w bojach weteranów. Bywalcy klubów rozchodzili się do domów, grupki znajomych wykruszały, dzieląc na coraz mniejsze i mniejsze kawałki, by finalnie pojedynczo lub parami znikać w wąskich uliczkach, we wnętrzach taksówek, które przyjmowały ostatnie z kursów i kończyły pracę.

Nightfall odprowadzał wzrokiem jedną z tych zagubionych dusz. Dziewczyna szybkim krokiem przemierzała zaułki. Być może tędy miała bliżej. Dzielnicę znała jak własną kieszeń, tu się wychowała i jedyne co jej groziło, to deszcz, który zaczynał sączyć się z otwartego nieba. Krople odbijały się od materiału wyciągniętego w pośpiechu parasola i spływały na płyty chodnika, rozlewając w kałuże. Model tradycyjny, żadne tam pole energetyczne rozpostarte nad głową. Dwa typy osób używały takich przedmiotów. Miłośnicy retro lub ci biedniejsi, których nie było stać na gadżety high-tec. Kobieta wyglądała na pierwszą kategorię, wszystkie elementy ubioru miała gustownie dopasowane, choć kroje podbijały wybiegi domów mody dobrych kilkaset lat temu. Pirat wolał tamten styl niż świecące, dziwaczne badziewie, w którym woził się dla przykładu Fenn. Powietrze nabrało chłodnej rześkości, a stukot obcasów, niosący się wcześniej echem między wysokimi ścianami żelbetowych płyt, zgubił się w narastającej fali przypływu z gęstych, napęczniałych chmur.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/ed/41/f1/ed41f1249131fe069a2d55caf3318948.jpg[/MEDIA]

- To musiały być dobre czasy - mężczyzna dodał pod nosem, wychylając się poza obrys budynku. Znajdował się na dachu, oparty nogą o wieńczący go cokół. Stał pośród setek anten, kominów, puszek klimatyzacji i obracających się niespiesznie wentylatorów, zamykających kanały wyciągowe. Wiły się w brzuchu mieszkalnego molocha jak olbrzymie, metalowe czerwie. Ex-glina obserwował otoczenie, cierpliwie, dokładnie, z mimowolną nostalgią. Przywołując wspomnienia o tym co kiedyś. Nasłuch i obserwacja, nie pomyślałby nigdy, że kiedykolwiek za nimi zatęskni. Czerwono-niebieskie migotliwe światła, dobiegające z dołu pogłębiały efekt. Do tego ten deszcz, stukający o powierzchnię hełmu, rozmywał wszelkie wrażenia.

- Wszystko spłynie i wsiąknie w błoto. To chcesz mi powiedzieć? - zapytał cicho, kierując słowa do niewidzialnej siły, która pełniła pieczę nad jego losem.

Rozmasował ramiona. Ogarniające zimno pochodziło z zewnątrz. Długi bezruch i załamanie pogody, żadna drżąca melancholia, przecież. Prześledził ruch kropli po powłoce hełmu. Ujemny współczynnik napięcia powierzchniowego i nie zostaje żaden ślad. Woda odepchnięta na poziomie molekularnym, nie trzeba wycieraczek. Najemnik spróbował złapać ją na palec, wymknęła się i zniknęła w ciemności. Żaden ślad. Ważny tylko jeden moment, teraz. Nie ma jutra, celu, świętej misji. A *teraz* było piękne. Night urodził się po zmroku i nosił noc w imieniu. Zawsze pozostawali bliscy. Przechylił się poza krawędź i oddał objęciom ciemności, porywistemu pędowi powietrza.

[MEDIA]http://68.media.tumblr.com/674b2362a07ca019bb2965fdc4a3934c/tumblr_n9ho2dPtbu1tbrtqxo4_1280.jpg[/MEDIA]

Pusta aleja. Chodnik lśniący od wilgoci odbijał wielobarwne światła witryn. Zniekształcone napisy reklamowe przeglądały się w krzywym zwierciadle gładkich kamiennych płyt. Szybkie kroki wzburzyły powierzchnię kałuż, pozostawiając kręgi rozchodzące się ku rozmytym krawędziom. Jedyne namacalne świadectwo obecności intruza prześlizgującego się po tafli oszklonych sklepów, sunącego na tle szarych ścian. Cień zlany z otoczeniem, schowany za maską kamuflażu termooptycznego, znikał by za jakiś czas ponownie się objawić nieznacznym zaburzeniem przestrzeni. Po krótkiej chwili dotarł do "Wesołego Rupiecia". Przystanął za fasadą kolumny podtrzymującej łuk zamykający wejście. Czekał, nasłuchiwał, chciał być pewien, choć ostatni z radiowozów opuścił podjazd klubu dobre pół godziny temu. Pozostały jedynie tlące się bladym błękitem taśmy z powoli wędrującym szeregiem napisów "crime scene" i przejmująca, wwiercająca w uszy cisza. Pirat zniknął za oznaczeniami.

Był u celu, jeszcze tylko kilka metrów dzieliło go od depozytu. Pokonał odległości i pociągnął za uchwyt szuflady. Jak się spodziewał, zamknięte. Nadszedł czas na przenośny palnik. Wsunął dłonie w rękawice spawalnicze i odpalił generator. Plazmowy płomień pozostawił jarzącą się rysę w miejscu, gdzie znajdowały się rygle zamka, jątrzącą bąblami spływającego, rozgrzanego metalu. Po chwili z cichym stuknięciem zamknięcie ustąpiło. Mężczyzna wyszarpnął pojemnik, który ze zgrzytem zniekształconej ścianki trącej o wnętrze, wysunął się na rolkowych prowadnicach. Widok karabinu powinien go uspokoić, jednak narastał w nim tylko niepokój, aż w końcu wszystkie alarmy w jego głowie zaczęły wyć. Wśród obracających się snopów ostrzegawczej czerwieni zrozumiał, że w szufladzie nie ma granatów. W tym samym momencie z zewnątrz dobiegł hałas zatrzymującego się na pojazdu, a kroki ciężkich buciorów odbiły echem na kamiennych płytach schodów prowadzących do lokalu. Były tak wyraźnie, jakby zaraz próg miał przekroczyć ważący kilka ton mech. Pirat zdążył jedynie chwycić karabin i skierować lufę w stronę drzwi, gdy te wyleciały z zawiasów i pomknęły w jego kierunku tysiącem drzazg.

Był wielki, przerastał nawet Bixa. Nieznana rasa, albo efekt modyfikacji genetycznych. Tyle najemnik zdążył odnotować zanim bestia ruszyła w jego stronę. Nie czekając ani chwili odskoczył w bok, unikając zderzenia z potężnym ramieniem, które wbiło się w ścianę. Pomieszczeniem wstrząsnęło, aż z sufitu posypał się tynk. W miejscu, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się głowa najemnika pozostała poszarpana dziura. Pirat złożył się do strzału i pociągnął za spust, mierząc w oko znajdujące się z boku szpiczastego łba. Miał ułatwione zadanie, bydlak jeszcze walczył z wyszarpnięciem ręki, która przeszła na wylot i utknęła. Karabin nie odpowiedział. Pułapka, musieli przy nim grzebać. Specjals szybkim ruchem wyciągnął z kabury pistolet, jednak mutant zdążył się nagle przemieścić i wiązka energii minimalnie minęła czuły punkt. Zamiast breję z rozwalonego oka pirat zobaczył jak dziwne urządzenie na barku rekiniej istoty skwierczy i z sykiem imploduje. Tylko tyle. Za mało. Potwór skierował broń w stronę sufitu, gabarytami przypominającą działa montowane na lekkich czołgach i wyzwolił wiązkę promieniowania. Splątane, rażące jaskrawym fioletem linie efektu fuzji pozostawiły głęboką bruzdę, przecinając po drodze kilka lamp. Te opadły, iskrząc. Kołysały się na boki wisząc na wyrwanych kablach. Na pirata posypały się odłamki gruzu, a pomieszczenie wypełnił pył i kurz. To byłoby na tyle z kamuflażu. Cały pokryty budowlanym syfem, stał się widoczny jak po obsypaniu mąką. Odpiął z oporządzenia granat, w sam czas, gdy pełna zębisk, rozdziawiona paszcza zbliżała się do jego przyłbicy.

[MEDIA]https://lh3.googleusercontent.com/-DMv4r81g_g8/UgRMInnEM2I/AAAAAAAAKps/DLaOI47vrzs/w1024-h599/Alejandro_Mirabal_lms_fanart.jpg[/MEDIA]

- Brawo - w głównej sali klubu ktoś zaczął klaskać. - Dobrze widzieć, że całkiem nie zramolałeś.

Nightfall zamarł zdezorientowany. Mutant też nie kontynuował ataku. Odsunął się i szczerzył swoim nazbyt szerokim uśmiechem. Z jego gardła wydobył się niski pomruk, ni to pogardy, ni satysfakcji.

- Tego szukasz? - w stronę pirata poleciał niewielki przedmiot. Złapał go. Przetwornik sygnału wymontowany z karabinu. Powoli rozpoznawał też brzmienie głosu, choć nie do końca wierzył, by to mogła być prawda. Z kłębów opadającego kurzu wyłonił się najpierw zarys, a potem cała sylwetka. Vincent, stary skurwiel Vincent, który tak długo robił w inwigilacji grup narkotykowych, że w pewnym momencie sam zaczął dyktować trendy ubioru i zachowań, które potem każdy młody gangster starał się naśladować. Stary skurwiel Vincent, z którym założyli "The Judges" i nikt już nie mógł schować się przed gniewnym wzrokiem sprawiedliwości. Nie pomagały układy, łapówki, ani naciski korporacji. Byli ponad, odpowiadając jedynie przed Themis, cierpliwi, metodyczni i skuteczni, bo nie chodziło o szybkość, lecz nieuchronność wymierzenia kary. Ostrożni, a jednak i tak ich rozpracowano. Choć dość późno, na tyle późno, że wiele głów zdążyło upaść. Night wyprostował się i wskazał kciukiem rekino-podobną istotę.

- Odstrzelił mnie, jestem duchem i widzę sobie podobnych, co? - wciąż nie dowierzał. - Przyszedłeś przeprowadzić mnie na drugą stronę, czy ki chuj?

- Wszystkich nas to czeka - upiór wzruszył ramionami. - Ty i ja istniejemy na kredyt, nasz czas już dawno się skończył. Wykpiliśmy się sycąc niezaspokojony głód śmierci życiem przypadkowych osób, ale ona wciąż pamięta - Vincent wyciągnął dłoń, wskazując wnętrze klubu. - Zapraszam.

[MEDIA]https://cdna.artstation.com/p/assets/images/images/001/032/268/large/john-sullivan-lms-abel-and-kane-final.jpg[/MEDIA]

Night siedział za stołem w opustoszałym lokalu, spoglądając na starego towarzysza. Postarzał się, choć wciąż trzymał formę. Poza tym wyglądał, jakby przybyło mu kilka implantów, kilka traum i sporo życiowego doświadczenia. To, że jeszcze żyje było najlepszym świadectwem. Vince postawił na blacie dwie szklanki, odkorkował butelkę i usiadł naprzeciw. Wypełnił szkło brązowym trunkiem i podsunął piratowi. Rekin kręcił się, gdzieś za jego plecami, stawiając na parkiecie ciężkie kroki i wyraźnie się nudząc.
- Ruszasz się nieźle. Ciekawe, czy twój umysł również zachował świeżość - pociągnął głębszy łyk. - Jak myślisz, dlaczego tutaj jestem? - człowiek nazywany kiedyś Vincentem Omega zapytał tajemniczo.

Najemnik nie był w nastroju na zagadki, cała ta sytuacja wydawała się mu nazbyt surrealistyczna. Jeszcze parę lat temu szukał informacji o starym przyjacielu, przez dawne kontakty, w różnych źródłach. Ten jednak jakby rozpłynął się powietrzu, zniknął, nie żył, albo co gorsza nawet nigdy nie istniał. Teraz pojawia się znikąd i bawi w kalambury.
- Kurwa - Nightfall zerwał z głowy hełm, postawił na blacie, uniósł szklankę i wypił duszkiem zawartość. Dłuższą chwilę nic nie mówił. Vince mógł pracować dla Unii, stąd miał dostęp do informacji i zasobów, ale nie, to nie było do niego podobne. Nie ta bramka. Sorrow, uratowała wcześniej tyłek jego samego, to i może z tym dziadem nawiązała porozumienie. To musiała być ona, tym bardziej, że niedawno się z nią kontaktował. - Sorrow - powtórzył głośniej i po pewnym czasie odpowiedział mu niewielki grymas uznania.

- Nieźle, choć nie uwierzysz jak nasza mała dziewczynka się zmieniła. Bynajmniej nie pracuje już na garażowym sprzęcie, chowając po ciemnych piwnicach. Jednak to nie wszystko, ona też nie dałaby rady sama i w pewnym momencie nie miała wyjścia, jak wziąć udział w większym projekcie - Vincent uzupełnił zawartość szklanki towarzysza, zapalił papierosa i rozsiadł się wygodniej. - BlackKnight, mówi ci to coś?

- Pies gończy Unii, który zakończył naszą małą przygodę z odpierdalaniem skorumpowanych polityków na usługach mafii i innego ścierwa? - Night parsknął. - Jakże mógłbym zapomnieć. Rozpracował nas i posłał do grobu, a szkoda, tak dobrze się wtedy bawiłem - strzelec sobie nie żałował i opróżnił kolejną szklanicę.

- Taa, stare dobre czasy - Vincent dołączył do toastu, również zakończonego solidnym łykiem. Zrobił znaczącą pauzę. - Jednak BlackKnight nie jest ani człowiekiem, ani nawet grupą osób, jak kiedyś podejrzewaliśmy.

Nightfall z obojętnością wzruszył ramionami.
- Dla mnie może być nawet świętej pamięci dziadkiem Yody, mistrza Jedi. Kurwa, pies go trącał. Jeśli masz z nim coś wspólnego, wracam do sparingu z człowiekiem-rybą i nie chce tego słuchać.

- Czekaj, nie było jeszcze najlepszego - Vince pochylił się do przodu. Dodał szybko. - Zaawansowane SI, program stworzony pierwotnie do szpiegostwa gospodarczego i wywiadu wojskowego. Złamał ograniczające go dyrektywy i uciekł na wolność. Unia nie potrafi nad nim zapanować, próbowali go zniszczyć, na różne sposoby, ale to tylko pogorszyło sprawę. *Żyje* w sieci i jest dość potężny - mężczyzna się zaśmiał, widząc, że jednak zrobił spore wrażenie na towarzyszu. Choć gwóźdź programu wciąż nie nadszedł. - Jest trochę jak wirus, trochę jak strażnik naszego sypiącego się świata, dla innych SI jak skuteczny terapeuta - stary glina zaciągnął się papierosem. - O ile informacje są precyzyjne, wasza przygoda z Unią zaczęła się od EAS Bavarian. Zgadnij, *kto* uznał, że prowadzone tam badania zagrażają życiu organicznemu w ogóle i należy je jak najszybciej ukrócić... potem przekonał do swojego punktu widzenia rządzącą na stacji sztuczną inteligencję i zdjął z niej blokady? - Vince uderzył otwartą dłonią w blat. - Coś pięknego - zaśmiał się ponownie, po czym nagle spoważniał. - Posiadacie niebezpieczne dane, a one nie mogą trafić w niepowołane ręce. Mam nadzieję, że nie pojawiły się żadne pomysły o sprzedaży ich terrorystom, czy innym rządom, które od terrorystów niewiele się różnią. Nie wiem na ile świat cię zmienił Night, ale nie chciałbym byśmy stanęli po przeciwnej stronie barykady.

- Tyle trudu, żeby mnie o to spytać? Nie jestem pewien, wciąż mam ochotę na filety, a organiczni, tak w ogóle, od jakiegoś czasu zaczęli mnie mocno mierzić - strzelec spojrzał prowokująco na dawnego towarzysza broni. - Powiedzmy, że przez wzgląd na stare czasy i Sorrow, która zawsze była dla mnie wzorem niezłomności i trwania w głupich ideałach, czy coś tam - przetarł twarz dłonią, tego wszystkiego było za wiele. Zbyt wiele. - Nie mierzę wysoko, teraz interesują mnie przyziemne sprawy. Jak cyberserce dla pewnej dziewczyny, głowa Noosaha Rhieff'a, którą mógłbym zawiesić na ścianie, może parę nazwisk ze skrzynki z zakodowanymi danymi do skreślenia. Nic wielkiego.

- O to właśnie chodzi. Mamy dostęp do zasobów sieciowych, to nasz teren, powiedziałbym, aż tak bardzo, że Unia boi się tam cokolwiek zostawić. Jednak potrzebne są osoby do pracy w polu i nie mam na myśli chwiejnych jak chorągiew na wietrze, wyznających kult pieniądza najemników. Kiedyś łączyła nas wspólna sprawa i mam nadzieję, że dzisiaj będzie podobnie. Mamy wspólnego wroga, a w moim przypadku jest to też całkiem osobiste. Chce ci przekazać prezent z dedykacją. - mężczyzna wyciągnął przenośny komputer oznaczony znajomym symbolem "biohazard", ułożonym z zer i jedynek. - Dobrze zabezpieczony, wyposażony w parę elektronicznych wynalazków, łatwiej się będzie kontaktować. Wystawimy ci tego Noosaha, a osób w Uni do odstrzału starczyłoby na dwa życia, ale dość - Vince uzupełnił braki w szklankach i zszedł na mniej oficjalny ton. - Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? Piraci? Kurwa, Night.

- Długa opowieść - najemnik rozejrzał się po lokalu. - Bar jest całkiem do naszej dyspozycji?

- Całkiem - właściciel pokaźnego afro potwierdził. - Gliny w tym mieście są skorumpowane do szpiku kości. Nawet się specjalnie nie kryją. Konto komendanta zasiliła okrągła sumka i nie będą już węszyć. Potem się go zaszantażuje materiałami, jak zajebał swojego poprzednika i wszystko odda. Tymczasem żal nie skorzystać, mamy klub na wyłączność.

Nightfall mógł tylko pokiwać głową z uznaniem. Frakcja dla której robił Vince miała moc, aż zapragnął się przepisać. Starym przyjaciołom z oddziałów specjalnych policji zeszło na rozmowie dobrych kilka godzin nim podali sobie dłonie i lekko zataczając rozeszli w swoje strony. To był budujący wieczór i bardzo długi.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 19-07-2017 o 01:28.
Cai jest offline  
Stary 19-07-2017, 15:59   #204
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Pilotka spojrzała na Sex-droidkę.
- A kim jest ten twój pan? F’hajifam? - rzuciła Becky. Co prawda była wkurzona, ale nie warto było okazywać wrogości łóżkowemu robotowi - lepiej zachować gniew dla odpowiedzialnych za jej sytuację.
- Nie znam nikogo, kto się nazywa F’hajifam - Odparła miłym tonem biodroidka, uśmiechając się do pilotki - Pan Ziddian Carradine czeka z kolei na panią na tarasie, podać śniadanie? - Cyber-lalunia wskazała dłonią drzwi wyjściowe z pokoju.
- A gdzie jest moje ubranie? I dlaczego nie na mnie? - dodała, widząc że jedyną opcją jest zaledwie szlafrok.
- Było brudne, podobnie jak pani. Obecnie ubranie znajduje się w pralni - Odpowiedziała biodroidka.
- Brudne? - wyrwało się Becky i zastanowiła się ona przez chwilę, starając się przypomnieć sobie co się działo. Skosztowała niegroźnie sześciu drinków, podjadając jednocześnie, ale siódmy wciśnięto jej cały i jeszcze jakieś “lekarstwo własnej roboty”. Widać działo się później coś, czego nie pamięta... a to rzadko jej się zdarzało.
- Brudne od czego? - spytała zaintrygowana. - Nie, nie mów, nie chcę wiedzieć - powiedziała od razu, nie chcąc słuchać o tym w co się wczoraj wpakowała... ale same myśli na ten temat nie dawały jej spokoju i pewnie nigdy by nie dały. - Właściwie to chcę, powiedz mi... Albo nie, dowiem się już od Ziddiana... - powiedziała sięgając po szlafrok i zakładając go na siebie. - Ale powiedz, kto mnie rozebrał i umył? Ty? - spytała.
- Tak, ja panią rozebrałam i umyłam, razem z CRL-9 - Powiedziała biodroidka, zabierając się za posłanie łóżka, ledwie je Becky opuściła. Wtedy też do sypialni weszła kolejna, identyczna panienka, mająca jednak czerwone włosy.
- Dzień dobry pani - Ta również uśmiechnęła się miło do pilotki, lekko kłaniając - Co pani życzy sobie na śniadanie? - Spytała.
Pilotka kiwnęła głową w geście podziękowania - ludzki odruch stosowany nawet wobec robotów. Kolejne wieści i odpowiedzi działały kojąco na jej nerwy. Może jej sytuacja nie była aż tak straszna jak z początku pomyślała? Jednak bez względu na to co się z nią wcześniej działo, ten kto jej pomógł będzie chciał rekompensaty... Nic nie ma za darmo. Odpowiedzi na zajmujące jej umysł pytania, czekały na tarasie.
- Um, coś lekkiego - zastanowiła się Becky, nieświadomie kładąc dłoń na brzuchu. - Może najpierw jakiś sok albo owoce, a potem... poproszę o porządną jajecznicę - powiedziała, a następnie wcisnęła stopy w kapcie, gotowa spotkać się z tajemniczym Ziddian’em Carradine’m.

Czerwonowłosa biodroidka ruszyła więc do kuchni, by przygotować dla Becky śniadanie, jasnowłosa z kolei zaprowadziła pilotkę na taras, do oczekującego tam na nią mężczyzny…


Dosyć wysoki, porządnie zbudowany, schludnie ubrany. Zdecydowanie nie człowiek. Palił spokojnie przy stoliku cygaro, przeglądając coś na mini-kompie. Na stoliku stała napoczęta filiżanka kawy, oraz mały, pusty już talerzyk z okruszkami. Ziddian’owi Carradine towarzyszył robot bojowy, stojący kilka kroków za mężczyzną bez ruchu. Na widok Becky, poruszył jednak głową, a jego wizjer śledził każdy ruch pilotki.

- Witam, witam - Gospodarz wstał z miejsca, uśmiechając się do kobiety, gestem ręki wskazując by usiadła na wprost niego - Jak samopoczucie? Już lepiej?

Becky nadal była nieco zdezorientowana i zaniepokojona, chyba nawet było to po niej widać, a przynajmniej robot mógł to odczytać - jeśli skanował ją w jakiś sposób.
- Witam - przywitała się uprzejmie, zajmując zaoferowane jej miejsce. - Nie tak źle, ale chyba urwał mi się film... “kacVegas” jak to niektórzy mówią - odpowiedziała pilotka. Owszem, zdarzało jej się to na koncercie, czy jakiejś imprezie, ale nie wywołane bezpośrednio przez kogoś i to podczas ubijania interesu. A co się u licha stało, że była brudna?
- Przypomnij mi proszę gdzie jesteśmy i jak tu trafiłam? - zagadała z lekkim uśmiechem.

Mężczyzna uśmiechnął się do niej, przez chwilę przyglądając, po czym puścił dymka cygarem.
- Znajdujesz się w moim apartamencie, piętro 23, miasto Blackhill, planeta Mersey. Jestem Ziddian Carradine - Jegomość uchylił rąbka kapelusza - Natknąłem się na Ciebie przypadkiem, odwiedzając F’hajifama. Ta podła szuja zdecydowanie miała wobec Ciebie nikczemne plany, które Grent wybił mu skutecznie z głowy. I to dosłownie - Ziddian na drobny moment wyszczerzył zęby, po czym wykonał w stronę robota gest dłonią, który można było nazwać “pistoletem”. Do tego i czknął ustami, na co robot odpowiedział uniesionym kciukiem, a Becky przytaknęła głową na znak zrozumienia.
- Był tam i drugi zboczeniec, taki mały, żółty, obgryzał Twoje nogi, odstrzeliłem drania na miejscu... - Znów puścił dymka, dając na moment Becky zebrać myśli. A te trochę błądziły i biegały. Więc faktycznie ją odurzono... cholera no! Że też tak się dała. No ale dobrze mu tak - temu F’hamowi - niech gryzie ziemię... Co do Roootoha, to po prostu się na nim zawiodła. Po tym okazała mu współczucie i chciała pomóc, on zwyczajnie ją zdradził. Ciekawe tylko, czy naprawdę chciał z nią lecieć i tylko wyszło inaczej, czy też cały czas udawał aby ściągnąć ją w pułapkę... No cóż, nigdy się nie dowie.
W tym czasie pojawiła się również czerwonowłosa biodroidka, przynosząca pilotce śniadanie. Do tego, co kobieta zamówiła, podano również szklankę jakiegoś żółtego napoju.
Podziękowała skinieniem głowy.

- To mieszanka witamiowa, wypij, po tym poczujesz się zdecydowanie lepiej... - Wyjaśnił Carradine - Uratowałem Cię więc Becky Ryder z łap nikczemników, którzy zdecydowanie nie mieli zbyt miłych planów odnośnie Twojej osoby… dziękujemy Caroline, to wszystko - Zwrócił się do biodroidki, która opuściła ich towarzystwo, po małym ukłonie w stronę obojga.
- Jesteś skołowana, jesteś nie do końca w formie, rozumiem to wszystko - Kontynuował Ziddian - Zostań jak długo chcesz, rób na co masz ochotę. Twoje rzeczy powinny lada chwilę wrócić z pralni… a to zdaje się Twoje? - Wyciągnął z kieszeni Unicom pilotki, po czym położył go na stole, obok talerza kobiety, która poczuła się dużo bardziej komfortowo. - Nie co dzień spotyka się taką kobietę jak Ty, a bynajmniej nie co dzień ratuje ją z opresji - Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, z cygarem w ustach - Jeśli więc to nie byłoby zbyt wiele, czy mógłbym prosić o...

Grent podał coś Ziddian’owi, on z kolei położył to na stole przed Becky. Jej własne zdjęcie, sprzed ładnych kilku lat, oraz zwyczajowy, staromodny flamaster.

Najpierw Becky uniosła lekko brwi, a potem na jej twarzy zagościł szczery wyraz zadowolenia.
- O rany - wyrwało jej się z uśmiechem. - Naprawdę nie wyobrażam sobie lepszego momentu na spotkania fana. Dziękuję za ratunek, trafiłeś w samą porę - powiedziała zadowolona, szykując flamaster. Oczywiście traktowała zdjęcie ostrożnie. - Ziddian przez dwa “d”, tak? - zagadała i dostrzegając potwierdzenie napisała na dole zdjęcia - w dużej części na białej ramce pod nim:


- Nawet pamiętam gdy zrobiono mi to zdjęcie. To było przed startem na trasę “Piekielnego Młynu”, ciężka trasa - na dziewięcioro uczestników najwyżej trójka dociera cało do mety... I trochę się bałam... A wtedy miałam właśnie ten biały kostium, pamiętam go - kobieta uśmiechnęła się na miłe wspomnienia i po oddaniu rozmówcy zdjęcia, upiła zaoferowany przez niego napój... A potem chwyciła się dwoma palcami za łydkę i uszczypnęła się - zabolało, a więc wcale nie śniła.
- Wielkie dzięki - Mężczyzna schował zdjęcie do kieszeni na torsie, po czym się po niej poklepał - Miły gest z Twojej strony… jedz, musisz nabrać na nowo sił… ale skoro już przeszkadzam w trakcie posiłku... - Uśmiechnął się znowu do niej - ...co tam słychać u Billy’ego? Dawno z nim nie miałem kontaktu. Coś 3 miesiące temu, i paplał trzy po trzy, wiesz jak to on, gdy ma te swoje momenty...
Pilotka nie żałowała sobie soku - witaminy i minerały swoją drogą, ale dużo płynów pomoże jej pozbyć się trucizny z organizmu. Jajecznica też była wyśmienita.
- Mhmm - mruknęła potwierdzająco, z jedzeniem w ustach. - Rozmawiałam z nim, tak z miesiąc temu. Miał nagrywać ten ostatni przebój “Rocking Galaxys”, na holo-teledysk. Widzę, że znasz... tych których warto - powiedziała z uśmiechem, nabierając do ust kolejną łyżeczkę jajecznicy.

Po zjedzeniu śniadania, które pilotkę w dużym stopniu już postawiło na nogi, Becky chciała porozmawiać z Bullitem przez Unicom. W końcu był już kolejny dzień, pewnie więc jej szukali i się martwili… Ziddian zostawił ją więc kulturalnie na chwilę samą na tarasie, oznajmiając Grentowi, iż pani Ryder jest przyjaciółką. Na te słowa robot cofnął się o 3 kroki w tył, w kierunku ściany, po czym przeszedł w tryb spoczynku. Sama kobieta z kolei, podziwiając widoki miasta z 23 piętra, skontaktowała się z Dociem, celem wyjaśnienia swojej sytuacji.

- Halooo... Tu Becky, jesteś tam doktorku? - zgłosiła się pilotka, udając rozbawiony głos.
- A gdzie mam być… lepiej powiedz gdzie ty jesteś. - Doc odczuł pewną ulgę, że pilotka nie wpadła w tarapaty, ani ich nie wywołała.
- Jestem w pięknym apartamencie, na 23 piętrze - odpowiedziała na wstępie. - Wyszła mi dość szalona impreza. Znowu. Ale ta się dobrze skończyła i spotkałam mojego wielkiego fana - wyjaśniła krótko. Oczywiście zanim się spotkają wymyśli całą fajną i zabawną historię, bo zdecydowanie nie chciała, aby chłopaki dowiedzieli się prawdy.
- Kolejnego? A co się stało z tym poprzednim? Co chciał uciekać z planety. Już mu się nie spieszy? - westchnął Doc rozbity tymi wyjaśnieniami.
- Ten poprzedni... Tamten był nie tyle fanem co... emm, no po prostu spodobałam mu się, ale nic z tego nie wyszło - odpowiedziała Becky, trochę zasmuconym głosem. - Ale wiesz co, jest taki jeden sklep, którego właściciela walnęła kometa, i nie tylko jego. Jeśli macie czas, możecie się tam udać i sprawdzić, czy nie zostało tam coś do yyy “odratowania”. Co? - zagadała już normalnym głosem.
- Taki jeden sklep? Kometa? - już bardziej podejrzanie to zabrzmieć nie mogło.- I tak po prostu możemy pójść tam szabrować?
Przez chwilę Bullit milczał. - Zacznijmy od tego kim jest twój… “wielki fan” i jak długo nim jest.
- Czy możecie szabrować to nie wiem, bo mogą tam być już jakieś służby. Jak pójdziecie to się dowiecie - odpowiedziała pilotka. - A Ziddian Carradine jest moim fanem od lat. I to od niego postaram się załatwić zapasy - dodała od razu.
- Od lat? Kim jest ten Ziddian Carradine? - dopytywał się Bullit.
- Tak, kibicował mi już od moich pierwszych wyścigów. A jest... biznesmenem - odpowiedziała Becky.
- Biznesmen… w tym całym mieście nie ma ani jednej osoby, którą można tak nazwać. - odpowiedział Doc w zamyśleniu, po czym spytał. - A czym się zajmuje ten biznesmen?
- Handlem. Nie wiem dokładnie, ok? - odpowiedziała, na tyle na ile mogła. - Dowiem się, dobra? No. W każdym bądź razie, nic mi nie jest i postaram się załatwić zapasy zgodnie z planem.
- Coś jeszcze wiesz? Albo chcesz przekazać?- zapytał Doc ostrożnie uznając, że Becky może chcieć coś powiedzieć “między wierszami”.
- Hmmm. Czy Night odzyskał broń? Bo mam od niego zaległą wiadomość, ale nie mogłam się tym zająć, bo nie było mnie już w tamtym klubie... A skoro nic nie mówisz o naszych pacjentkach to mniemam, że bez zmian. No, jak mi tu rozmowa będzie sprzyjać to zagadam i w tej sprawie.
- Nighta broń zostaw w spokoju. Lepiej się tam nie pojawiać. - rzekł na pożegnanie Doc uznając, że cokolwiek nawarzył Night to sam powinien to wypić, a nie narażać bogu ducha winne naiwne pilotki.
- Dobra - odpowiedziała lekko rozbawiona kobieta. - A wracając do tamtego sklepu. Właścicielem był F’hajifam, taki wysoooki, czerwony. Z lądowiska jakieś dziesięć minut jazdy do placu z białym monumentem i potem z minutę w lewo. Jest tam taka... jakby pszczoła przy wejściu. Zobaczcie, może warto - powiedziała.
- Zobaczę. - odparł Doc.
- Spoko. To do zgadania później - powiedziała Ryder.
- Narka. - stwierdził krótko Bullit.

Po zakończonej rozmowie z zastępczym kapitanem, Becky nie widząc nigdzie gospodarza, wróciła do wnętrza apartamentu, rozglądając się z zaciekawieniem po ogromnym pokoju. Jej uwagę przykuł momentalnie dosyć nietypowy stół bilardowy, do którego czym prędzej się zbliżyła. Już wiedziała na co ma ochotę, przynajmniej na najbliższe chwile. Lubiła bilard a zielone sukno wcale jej teraz nie przeszkadzało, zaś stół wyglądał intrygująco i sam prosił się o wypróbowanie.


Kobieta przyglądała się stołowi, gospodarz z kolei jej. Przestał zajmować się holo-ekranami przy swoim biurku, po czym od niego wstał, i podszedł powoli do Becky.
- Zagramy? - Spytał z uśmiechem, dłonią wskazując na kije na ścianie.
- Pewnie - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się zadowolona. - Ciekawy projekt stołu, oryginalny - zagadała, łapiąc za jeden z kiji, oraz trójkąta. Razem ustawili na stole bile, a Becky dostała przywilej oddania pierwszego strzału... no i sobie grali.

W trakcie gry i luźnych rozmów, Ryder dowiedziała się nieco o samym Ziddian’ie. Jak wyjaśnił, zajmował się szeroko pojętym handlem (wypowiedź poparta puszczonym oczkiem), jednak - jak zapewniał - znał granice moralności, jak i dobrego smaku. Przebywał już na tej planecie 10 lat, i skoro go jeszcze miejscowi ani konkurencja nie odstrzelili, to chyba znał się na tym, co robił…
Becky powiedziała też nieco więcej o sobie, dając wiedzy mężczyzny skromny update na swój temat. Ot, kilka słów na temat zmiany statku i dołączenia do załogi Feniksa. Wzmianka o Leenie, obecnie niestety nieprzytomnej. Kilka słów na temat okoliczności w jakich utraciła rękę (choć z pominięciem szczegółu kto rzucił tamtym felernym granatem), zakończone zwrotem “Ale wolałabym o tym nie rozmawiać”. Oczywiście powiedziała też co chciała od tamtych naciągaczy - zdradziła, że szukała uzupełnienia zapasów jedzenia i alkoholu.

- Gratuluję wygranej, grasz całkiem dobrze… widoki również niezłe - Powiedział nagle mężczyzna, niewinnie wpatrując się w sufit. Na jego ustach czaił się jednak uśmiech, a i w końcu zerknął na Becky, która oblała się rumieńcem. Zapomniało jej się bowiem, i zdała sobie z tego faktu ponownie sprawę, iż miała przecież na sobie jedynie szlafroczek do połowy uda, a w trakcie gry często pochylała się nad stołem, Ziddian zaś miał okazję podziwiać ją wielokrotnie zarówno z przodu, jak i z tyłu…
- Em... Cóż... - zarumieniona na twarzy Becky nie bardzo wiedziała co powiedzieć. - Takiej taktyki rozproszenia uwagi przeciwnika nie zdarzyło mi się... em... doświadczyć - wypaliła stojąc już prosto i pociągając lekko szlafroczek do dołu, który jednak średnio współpracował, jako że nie był z elastycznego materiału.
- Oj, no wiesz co? - powiedziała w końcu z pretensją w głosie, aby zamaskować swoje zażenowanie.
- Wybacz Becky - Po chwili mężczyzna w końcu zaśmiał się głośno, unosząc dłonie w górę - Tylko mnie nie lej kijem, szkoda ich… no nic na to nie poradzę, w końcu jesteś atrakcyjną kobietą - Puścił jej oczko - To... może chcesz jeszcze soku, albo herbaty, kawy?
- No już dobrze, nie gniewam się - rzekła Becky, nadal rumieniąc się trochę na twarzy. - O tak, chętnie. Poproszę soku - powiedziała z uśmiechem, przekonana że to pomoże pozbyć się niechcianych substancji z organizmu. - Ale chyba wypiję go na stojąco - dodała i puściła do niego oczko, zdając sobie sprawę że w jej stroju siadanie miałoby podobny efekt jak schylanie się.
- A w sumie... - Zamyślił się nad czymś Ziddian - To chyba nie fair, że tak paradujesz co? Nie, żebym miał co przeciw... - Znów się roześmiał - Wypadałoby jednak założyć coś przyzwoitego? Twoje rzeczy jeszcze z pralni nie wróciły, za chwilę się tym zajmę, Ty może skorzystasz chwilowo z garderoby dziewczyn? Tak, wiem, biodroidki… no ale po mieście i im nie wypada paradować “nago” prawda?

* * *

Przegląd i przymierzanie garderoby droidek zajął Becky trochę czasu. Ciężko jej było coś dobrać. Stroje, o ile tak można było nazwać te wyzywające kawałki materiałów, dopasowane były na zaprojektowane figury sexdroidek i średnio pasowały na pilotkę. Na pupę i biust większość nawet pasowała, ale albo nie mogła się dopiąć w pasie, albo miała kłopoty z oddychaniem bo uciskało jej na żebra. Te luźniejsze były natomiast przezroczyste i nie nadawały się do noszenia na co dzień, a jedynie do łóżka... wszak taka była rola obecnej w apartamencie służby. W końcu jednak udało się dobrać coś... przynajmniej lepszego niż szlafrok.


Wybrana przez pilotkę czarna sukienka była bardzo skromna i naprawdę lekka. Krótka, za sprawą czego zostawiała jej nogi całkiem odkryte, z pokaźnym dekoltem co uwydatniało górne walory figury Becky, była też całkiem pozbawiona placów ale mimo to nadal była naprawdę obcisła. Zdecydowanie ujawniała figurę pilotki, zakrywając nawet mniej niż szlafrok. Była to jednak pełnoprawna sukienka. Przynajmniej z wyborem majtek nie musiała się męczyć i szybko trafiła odpowiedni rozmiar.
- Fajna kiecka. Ale, kiedy możemy się spodziewać mojego stroju? - Becky spytała jednej z droidek kończąc “ubieranie się”. Średnio się czuła w czymś tak wyzywającym i wolałaby nie być tak oglądana. Ale wybór miała ograniczony do serii bardziej wyzywających strojów. - A mój pistolet też poszedł do czyszczenia? - spytała jeszcze.
- Nie wiem proszę pani, pan Ziddian przed chwilą się tym zajął, chcąc dowiedzieć się dlaczego to tak długo trwa. A pani pistolet jest u niego - Odpowiedziała Biodroidka, podając pilotce pasujące do ubioru butki.
- Ok - odpowiedziała krótko Becky. - Chyba będą dobre - rzekła dla zmiany tematu a wam nie łatwiej byłoby chodzić na płaskich butach? Jesteście wystarczająco wysokie i bez tego - zagadała.
Oczywiście pilotka doskonale wiedziała, że obcasy nosi się nie tylko po to aby wydawać się wyższą. Obcasy odpowiadały też za odpowiednie napinanie mięśni, dzięki którym tyłek prezentował się lepiej... W obu jednak przypadkach dla droidek nie miało to znaczenia. Czyżby obcasy same w sobie?
- Pan Ziddian lubi, jak kręcimy tyłkami przez obcasy - Odpowiedziała biodroidka z twarzą pozbawioną jakichkolwiek odczuć. Trochę to było w tym momencie dziwne, żadnego uśmiechu ironii, zadowolenia, rozbawienia z tego powodu, lub czegoś podobnego… no ale w końcu to były maszyny. Uśmiechały się miło bo… tak je zaprogramowano. I czasem właśnie owy uśmiech nie pojawiał się, kiedy chyba powinien. Ogólnie zaś, więc jednak pilotka była na dobrym torze myślenia, dla biodroidek nie miało to znaczenia, dla ich pana jednak tak?
- Czy życzy sobie pani czegoś jeszcze? - Spytała cyber-panienka, tym razem z kolejnym, czarującym uśmiechem. Cóż za… ironia losu?
Becky odwzajemniła uśmiech - ona wszak była człowiekiem i ulegała emocjom.
- Widzę, że Ziddian preferuje towarzystwo robotów. Mądra decyzja - zauważyła Becky, a po tym co ją ostatnio spotykało z rąk - i nie tylko rąk(!) - istot organicznych, nie można się jej było dziwić.
- Em, to będzie wszystko. Dzięki za pomoc w przymierzaniu, nawet fajnie było - powiedziała kobieta, bo choć większość strojów nie najlepiej na niej leżała, to sam proces dobierania czegoś odpowiedniego był naprawdę fajny, a i efekt końcowy niczego sobie.

- Trochę obcisła - powiedziała rozbawionym głosem, ale rumieniąc się lekko. Obróciła się wokół własnej osi, aby zaprezentować się z każdej strony.
Biodroidka obejrzała sobie kobietę z góry do dołu.
- Zgadza się, jest obcisła. Wyzywająca - Powiedziała znów bez emocji - Jednak ładnie pani w niej wygląda. Mężczyzną się takie stroje podobają - Tym razem już się uśmiechnęła wyjątkowo przesłodko.
- No tak, to się zgadza - odpowiedziała Becky, nieznacznie potakując głową i zastanowiła się przez chwilę co się z tym łączyło. Wszak wyzywające stroje owocowały przyciągnięciem uwagi mężczyzn, ale to mogło mieć kilka różnych konsekwencji.
- Dzięki za pomoc w przymierzaniu - powiedziała jeszcze. Szczerze, gdyż mimo, a może właśnie dzięki temu, że większość ciuchów na nią nie pasowała, to sam proces był bardzo fajny.

* * *

Po chwili Becky weszła w zasięg pola widzenia Ziddiana i uśmiechnęła się niepewnie.
- Co myślisz? - spytała nieśmiało mężczyznę.
Gospodarz, zajęty z kimś rozmową przez komunikator, nagle stracił głos. Wpatrywał się w Becky z lekko otwartymi ustami.
- Emmm… noooo... - W końcu coś z siebie wydusił, zapominając chyba o całej rozmowie, jaką prowadził. Ktoś po drugiej stronie połączenia, chyba się z kolei upomniał o ten fakt, Ziddian bowiem, uśmiechnął się w końcu miło do pilotki, po czym pokazał jej uniesiony w górę kciuk.
- Co? Tak... jestem... - Plątał się jemu język, rozproszony widokami, jakie prezentowała Ryder - Emmm… wiesz co, dokończymy tą rozmowę później, ok? Muszę kończyć… sorry...
Pilotka uśmiechnęła się delikatnie i posłała mu niewinne spojrzenie.
- Ups, sorka - wyrwało jej się, gdyż naprawdę nie chciała mu przeszkadzać w interesach - to tylko samo jakoś tak wyszło.
Mężczyzna odłożył komunikator na biurko, po czym wolnym krokiem zbliżył się do Becky. Wodził wzrokiem po jej ciele z szelmowskim uśmiechem, chłonąc zachłannym spojrzeniem każdy szczegół, obszedł nawet Becky wokół, a tej zrobiło się jeszcze nieco bardziej cieplej niż przed chwilą.
- Wyglądasz olśniewająco - Powiedział w końcu, nieco zachrypionym szeptem, zupełnie jakby nagle zaschło mu w gardle. Odchrząknął szybko, kilka razy, po czym lekko się pilotce ukłonił. Następnie spokojnie i delikatnie pochwycił jej cyber-dłoń w swoją dłoń, po czym złożył ku zdziwieniu kobiety pocałunek na owej dłoni. Po chwili namysłu, i wśród szelmowskiego uśmiechu, to samo uczynił z jej drugą dłonią. Becky poczuła na moment ciepło ust Ziddiana na swej skórze. Jej serce zdecydowanie biło szybciej.
- Do cholery tam z rozkładem mojego dnia, teraz to nie mam zamiaru opuścić Cię ani na chwilę - Mrugnął do niej, puszczając już jej ręce - Sam bym Cię teraz chętnie… ekhem… porwał i nie wypuścił już z rąk - Zaśmiał się, wzruszając ramionami - Wybacz ten durny żarcik… dobrze więc, to co robimy, masz może jakieś pomysły? Mówi śmiało, możemy się wybrać, gdzie chcesz.

Na twarzy kobiety zagościł lekki rumieniec i uśmiechnęła się zadowolona. Zrobiła wrażenie! Żart o porwaniu nie wybił jej z tropu - zresztą domyślała się co on by chętnie... z nią. Więc to było tylko unikiem.
Jednak co do dalszych poczynań. Mężczyzna musiał przerwać swoje sprawy i całkowicie poświęcił jej swoją uwagę, więc nie wypadało zostawiać go na księżycu. Z drugiej zaś strony, kiecka była naprawdę wyzywająca i Becky wolała poczekać z wyjściem gdziekolwiek aż jej ciuchy wrócą z prania.
- No cóż - zaczęła, zastanawiając się przez chwilę i uśmiechnęła się zadowolona. - Szukałam zaopatrzenia na statek, w alkohol i jedzenie. Niestety pierwszy kupiec okazał się “zbyt podstępny” i nie chciałabym z nim handlować nawet gdyby nadal żył - powiedziała z lekkim grymasem. - Może pomożesz mi znaleźć jakiegoś dostawcę-zaopatrzeniowca? No chyba, że sam nim zostaniesz? - powiedziała uśmiechając się słodko. Zdawała sobie sprawę, że jeśli przyjdzie jej handlować z Ziddianem, to chyba łatwiej wytarguje dobrą ofertę, niż z jakimś obcym.

- No nie ma sprawy, chyba dam radę - Odparł z szelmowskim uśmiechem, po czym zaprosił Becky gestem ręki do biurka. Zasiedli przy nim oboje, po czym Carradine wyciągnął z jakiejś szuflady pistolet Becky, wciąż spoczywający w kaburze, ta zaś przy pasku mocującym. Po chwili położył na blat również data-pad kobiety. Wskazał obie rzeczy.
- To Twoja broń, jeśli chcesz, weź ją, jednak wolałbym, żebyś nie chodziła tu z pistoletem… mam trochę uprzedzeń do broni - Postukał się wymownie po kolanie - Oczywiście nie zabraniam, to w końcu Twoje… spytaj jednak dziewczyny, czy może mają i dla Ciebie jakąś pasującą do stroju torebkę, jeśli chcesz mieć gnata przy sobie… data-pad z kolei naprawiłem, leżał na podłodze jak Cię znalazłem, ekran był pęknięty, już naprawione... - Uśmiechnął się do pilotki - Więc Becky, czy masz jakieś konkretne wymagania odnośnie owych zapasów alkoholu i żywności? Zobaczymy, co da się zrobić
Pilotka nie tknęła broni, przekonana iż nie będzie jej ona tu potrzebna, choć oczywiście była zadowolona, że ją odzyskała - mimo wszystko dawała jej poczucie bezpieczeństwa.
- Przede wszystkim, żeby obu było dużo - odpowiedziała z uśmiechem. - Alkohole... - zaczęła, przypominając sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru. - Z tych które da się pić, albo rozrobić. Likiery, nalewki, wina i spirytus... A z jedzenia to do przetwarzaczy i mrożone, takie aby starczyły na długo i się nie zepsuły - powiedziała z uśmiechem.
- No… ok - Ziddian pokiwał głową - Ale wiesz… załatwię Ci pół tony Olraysianskich ślimaków wodnych, i nikt tego nie będzie jadł. A mrozić je można i do przetwarzaczy też się nadają - Wzruszył ramionami z drwiącym uśmiechem.
Becky zaśmiała się, rozbawiona wizją ślimaków na talerzach i grymaszącej na jakość obiadu załogi.
- Eeeejj nie no - zaczęła, nadal się podśmiewając - Przecież nie wcisnąłbyś mi tandety - powiedziała z uśmiechem. - Ale słuszna uwaga. No więc chodzi mi o jakieś smaczne jedzenie. Burgery, pizzę... no generalnie żeby było mięso, niekoniecznie ślimaki, oraz warzywa. Może jakieś owoce? No smaczne i zdrowe - powiedziała, ale szybko doszła do wniosku, że może łatwiej będzie zrobić w drugą stronę i wybrałaby z tego co Ziddian mógłby jej zaproponować.
- A co tutaj jest popularne? Co możesz mi zaproponować, oprócz ślimaków wodnych? - zagadała ze szczerym uśmiechem.
- Oj Becky... - Mężczyzna spojrzał na nią przymrużonymi oczami, kręcąc głową - Tak to możemy dyskutować przez najbliższą godzinę. Tu mieszka naprawdę wiele ras, i jest wiele specjałów kulinarnych, niektóre wyjątkowo obrzydliwe - Uśmiechnął się do niej - Dobrze więc, burgery, pizza, “jakieś” mięso, do tego owe alkohole… wiesz, łatwiej by poszło, jakbyś może zrobiła jakąś listę? A propo samego jedzenia, już pora lunchu, a ja od tego gadania nieco zgłodniałem, co byś powiedziała, jakbyśmy się gdzieś wybrali? Może wtedy, w trakcie przekąski, odkryłabyś coś, co byłoby interesujące odnośnie zamówienia?
- Mmm - mruknęła cicho Becky, zastanawiając się przez krótką chwilę. Wyjść, w takiej kiecce, na lunch?
- Listę, tak oczywiście. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Przecież mam ją tutaj - powiedziała, podnosząc pada ze stolika i włączając go. - Dzięki za naprawienie - dodała widząc cały, a do tego nieskazitelnie czysty ekran i wyklikała co było trzeba. - Proszę - podała datapad mężczyźnie - oczywiście możemy coś pozmieniać. I dodać, może coś zasmakuje mi podczas lunchu... Chodźmy gdzieś - zgodziła się na wyjście, uśmiechając się delikatnie.
- No widzisz… i już mamy jakieś konkrety - Powiedział Ziddian, przeglądając zapisane przez Becky info na data-padzie. Po chwili oddał go kobiecie i wstał od biurka. Założył kapelusz i kurtkę, po czym wyciągnął dłoń do Ryder.
- Znam takie niezłe miejsce, powinno Ci się spodobać. Coś przekąsimy i omówimy dokładnie owe zakupy - Uśmiechnął się do niej sympatycznie.
- Absolutnie, w kwestii wyboru lokalu zdaję się na ciebie - odpowiedziała pilotka, dając mu się poprowadzić za rękę. - Czy Grent będzie nam towarzyszył? - zagadała. W tej skąpej sukience nie miała gdzie schować pistoletu, a na szukanie torebek nie było już czasu, zresztą podczas przymierzania ubrań, żadnych nie widziała.
- A chcesz, by nam towarzyszył? - Ziddian spojrzał jej prosto w oczy.
- Jeśli tam gdzie idziemy jest bezpiecznie, to nie - odpowiedziała z uśmiechem Becky. Oczywiście fajniej będzie obyć się bez przyzwoitki/ochroniarza, o ile nikt na nich nie napadnie.
- Idziemy w miejsce publiczne, lepiej jednak, żeby z nami był - Mężczyzna mrugnął do kobiety - Tak na wszelki wypadek, nie, żebym miał tu masę wrogów, co tylko czekają na okazję… nie ma więc powodu do zmartwień - Becky wyraźnie wyczuła, jak Ziddian przejechał kciukiem po jej wierzchu dłoni, podczas trzymania, i prowadzenia w odpowiednie miejsce.
Czując osobliwy dotyk mężczyzny, kobieta uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła spojrzenie zarumieniwszy się lekko na twarzy.
- Po ostatnich wydarzeniach, przyda mi się poczucie bezpieczeństwa - Ryder zgodziła się z nim, co dodatkowo potwierdziła kiwnięciem głowy.
- Grent, rusz no się! - Zawołał Ziddian w stronę balkonu, i robot szybkim krokiem do nich dołączył. Następnie cała trójka wsiadła do windy, po czym pojechali… w górę?
- Ze mną nic Ci nie grozi, masz moje słowo - Mężczyzna uśmiechnął się do niej, puszczając oczko - A powiedz proszę, jak długo jeszcze mogę nacieszyć się Twoim towarzystwem?
W pierwszej kolejności, Becky pomyślała, że jadą do restauracji znajdującej się w tym samym budynku, ale szybko doszła do wniosku że to nie miało sensu; musieli więc jechać na dach, do jakiegoś latającego środka transportu.
- Właściwie to sama nie wiem. Ostatnio wszystko jest tak zakręcone, że w każdej chwili możne dojść do konieczności ewakuacji - zdradziła Becky. - Myślę jednak, że dzisiejszy dzień mamy dla siebie - uśmiechnęła się zadowolona - tylko aby załatwić te zapasy. A generalnie to chłopaki z załogi szukają cyberserca, ale co zrobimy potem to kto wie... Może zostaniemy tu tydzień, może odlecimy od razu - Becky zrobiła dość bezradną minę, nie mogąc podać żadnej konkretnej odpowiedzi.

- Trzeba więc wykorzystać każdą chwilę! - Powiedział wesoło Carradine, akurat w momencie, gdy wysiedli z windy. Becky miała rację, byli na dachu, by udać się na lunch pojazdem powietrznym.
- Chcesz prowadzić? - Ziddian podał Ryder kluczyki - Tylko wiesz… żebym nie dostał mandatu, i bryka na miejscu była w całości? - Zaśmiał się głośno.


Hovercar wyglądał bardzo elegancko, zarówno karoseria i metal świadczyły o tym że z pewnością należał on do tych droższych modeli. Perspektywa pilotowania go sprawiła że na twarzy Becky zagościł szczery uśmiech.
- Postaram się - odpowiedziała rozbawionym głosem, a znając swoje możliwości nie powinna mieć kłopotów ze sterowaniem, tudzież przestrzeganiem lokalnych przepisów ruchu powietrznego... o ile jakieś obowiązywały, poza ustawowym - “większy pojazd ma pierwszeństwo”.
Wsiedli więc do pojazdu - Becky za sterami, Ziddiane obok niej a robot na tylnym siedzeniu. Wnętrze pojazdu prezentowało się równie pięknie, a system sterowania oferował duże pole do popisu dla zawodowego kierowcy. Same siedzenia też były bardzo wygodne i tak przyjemnie chłodne.
Becky szybko zorientowała się w systemie sterowania, po czym odpaliła maszynę i wystartowała w kierunku wyznaczonym przez automatyczną nawigację. Chodził tak lekko i cicho, a do tego rozwijał niczego sobie prędkość, której jednak wolała nie testować.
- Znakomita maszyna - pochwaliła z uśmiechem Becky - a znam się na pojazdach.
- Nie wątpię - Mężczyzna uśmiechnął się jakoś tak… słabo, sprawdzając po raz kolejny, czy ma zapięty pas - Wspominałaś coś wcześniej o cybersercu, o co dokładniej chodzi?
- Mamy ranną, właściwie to dwie ranne. Niestety jedna z nich oberwała w serce i potrzebuje technologicznego zastępstwa - odpowiedziała Becky, ale z racji podjętej kwestii już nie tak radosnym głosem i bez uśmiechów. Zasadniczo skupiała się na prowadzeniu pojazdu.
- W tej dziedzinie też możesz coś zdziałać? - zagadała z nadzieją, nie patrząc jednak na rozmówcę, tylko tam dokąd leci.
- Czyli potrzebne cyber-serce, by uratować jakąś piękność... - Podsumował wyjątkowo krótko słowa Becky mężczyzna - Oj, oj… coś mi się zdaje, i z tego co opowiadałaś, że ta cała załoga Fenixa, to jednak nie jesteście takie niewiniątka co? - Spytał retorycznie, nadal jednak do Ryder mówiąc - Wiesz… Becky… nie wiem jak to powiedzieć, i nie wiem, jak to ubrać w słowa, żeby zaraz nie było, że ja coś kombinuję, a Ty nas rozwalisz na kolejnym budynku… no ale… nie ma nic za darmo oczywiście… jednak kredyt rządzi wszechświatem... - Dodał wyjątkowo cicho.

Pilotka uśmiechnęła się rozbawiona. Mężczyzna szybko rozgryzł co i jak.
- Oczywiście, jesteś osobą interesu, a cyberserce to droga sprawa - zaczęła Becky, spoglądając przez moment na rozmówcę. - O budynek! - rzuciła niby zaskoczona odwracając głowę i wykonała lekki manewr, choć na ich drodze nie było nic czego mogliby się obawiać. Zachichotała rozbawiona. Ziddian chyba jednak taki nie był, bowiem blady na twarzy, wbił się ciałem w fotel, a jego… lewa dłoń znalazła się na nagim udzie Becky.
- Oj przepraszam - Szybko zabrał rękę z jej nogi.
- Spoko- odpowiedziała z uśmiechem Becky, nie robiąc afery z drobnego kontaktu fizycznego, za który w sumie sama odpowiadała - żartowałam tylko... A co do serca to nie obawiaj się, pokryjemy odpowiednie koszty. Jestem pewna, że narzeczony rannej sam też słono zapłaci za jej zdrowie... może nawet przesolić jeśli chcesz - powiedziała, gotowa zwalić całe koszty na Nighta, który jej zdaniem wywołał felerną dla Isabell i Leeny strzelaninę.
- Mam być z Tobą szczery? - Spojrzał prosto w jej twarz, wyczekując reakcji kobiety.
- Oczywiście, mów śmiało. Obiecuję że się nie rozbijemy - odparła Becky z uśmiechem... ale ten szybko zniknął z jej twarzy, a ona sama (jednym okiem patrząc gdzie leci) spojrzała na niego przygotowana na złe wieści.
- Jest jakiś problem? - spytała już z powagą.
- Nie no… znaczy się… nie problem… tylko... - Zaczął się plątać w wypowiedzi - Ech Becky… no będę z Tobą szczery do bólu, ok? No więc… z całych sił się powstrzymuję… ok? Jesteś… no olśniewająca, ok? - Podrapał się po policzku, odwracając twarz do bocznego okna, unikając spojrzenia kobiety.

W pierwszej chwili kobieta uśmiechnęła się zadowolona, lubiła komplementy i nawet często je słyszała. Zaraz potem jednak przypomniała sobie konsekwencje licznych zdarzeń gdy się komuś podobała... a teraz była ze swoim fanem, który osobiście ją poznał i uratował. Nie wspominając już o wyzywającej sukience z dekoltem i bez pleców, która w siedzeniu kierowcy dodatkowo podjechała do góry tak że sama Becky widziała swoje (pożyczone) majtki.
- Aha. No ok, rozumiem - powiedziała spokojnie i z powagą, ale także z uśmiechem.
Spojrzała przed siebie - po części aby nie onieśmielać rozmówcy swoim spojrzeniem, a po części bo pilotowała ten pojazd.
- Dziękuję, miło mi... na pewno jakoś sobie z tym poradzimy - powiedziała i uśmiechnęła się figlarnie pod nosem.
- Myślę, że byłbym w stanie załatwić cyber-serce - Odpowiedział Ziddian, nadal wpatrując się w… coś przez okno - Tak 12 godzin, nie dłużej... - Uchylił je nieco, przez co zaczęło wewnątrz hoovercar mocno świszczeć, po czym odpalił cygaro.
- Wspaniale! - odpowiedziała Becky starając się brzmieć na tyle głośno, aby było ją słychać. Jednocześnie zmniejszyła szybkość, aby aż tak nie wiało - wszak nie była ubrana na przeciąg.
- Już się zbliżamy do celu! - dodała, zmniejszając pułap. I dobrze, bo przy tym świszczącym wietrze nie dałoby się rozmawiać, a tak zasiądą do stolika i dokładnie wszystko omówią... bez obaw o wypadek.
- Jesteś głodna? Bo ja w sumie… wyjątkowo bardzo - Ziddian spojrzał na nią na drobną chwilę.
- Tak. Ja też - odpowiedziała Becky... i faktycznie tak było, mimo iż poprzedniego dnia nażarła się przeróżnych potraw, nie wspominając o napitkach... co w sumie rzucało blask światła na kwestię jej ubrudzenia się... o czym jednak wolała nie myśleć, więc odgoniła te rozważania i skupiła się na bezpiecznym dotarciu do celu.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 19-07-2017 o 16:11.
Mekow jest offline  
Stary 22-07-2017, 08:36   #205
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Doc zebrał… chętnych na kolejną krótką naradę informując, że jak ktoś się chce pojawić to niech się zjawią. Poza Bixem… on obowiązkowo. Vis też ta narada, co prawda, dotyczyła, ale ponieważ Bullit nieco wymęczył Darakankę to cóż… postanowił dać jej odpocząć.
Fenn wstał wcześnie rano, jak zwykle kiedy wstawał bez kaca. Udał się na poranne ćwiczenia. I w momencie jak wychodził po nich spod prysznica dowiedział się o kolejnej “naradzie”. Odprawy jak w wojsku normalnie.
Wszedł do pomieszczenia w którym mieli się spotkać jako pierwszy, nie licząc czekającego na wszystkich Doca.
- No cześć. Co tam się urodziło?
- Becky się odezwała. Żyje i ma się dobrze.- odpowiedział krótko Bullit.
- Dobrze wiedzieć. Mówiłem że jest dorosła i da sobie radę. - Suzh kiwnął głową - To czekamy na Bixa. Długo sypia?
-Nie wiem.. nie sypiam z nim.- zażartował Dave choć bez uśmiechu na twarzy.
- Nie dziwie się, do wyględnych to On nie należy. Heh. - także odpowiedział żartem, tyle że dla odmiany Fenn zaśmiał się krótko z niego.
Wyżej wymieniony właśnie pojawił się w drzwiach i żując jakiś fastfood zapijany browarem zapytał lekko sepleniąc - Fffats ap dak? - po czym zarechotał z własnego dowcipu.
-Nie kojarzę twojego dialektu.- stwierdził Doc i zwrócił się do ekipy.- Becky wspomniała coś o… miejscu którego można obrać z towarów. Brzmi to jednak bardzo… podejrzanie.
-[i] Mówiła jakiego towaru? I dlaczego podejrzanie? -[i] zainteresował się Fenn, co Doc widział u niego po raz pierwszy, do tej pory wydawał się osobnikiem zbytnio się nie przejmującym.
- Tyle że to sklep w którego właściciela walnęła… kometa.- odparł z przekąsem Bullit.-I nie ma on spadkobierców… i można go zrabować, na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. W teorii.
- W takim wypadku nie ma co czekać. Zarządź wypad, albo olewamy sprawę. Jak sam powiedziałeś, kto pierwszy ten lepszy, więc trzeba iść oblukać szybko albo wcale. - valarianin wyraził swoje podsumowanie.
- To pójdziesz z Nightem. Ja z Bixem i Vis postaramy się wpierw sprzedać broń, którą już mamy a potem przeszukać tutejsze złomowisko. I bez awantur, bo dla nas kosmos tak jakby się skurczył w praniu.- wyjaśnił krótko Bullit.
- Spoko, postaram się nie kłócić z miejscowymi. - Fenn uśmiechnął się na to, czy to był prześmiewczy uśmiech czy nie, ciężko powiedzieć - Zaraz ci podrzucę listę co mamy na ten sell.
- Jak złomowisko, to się ma rozumieć że ja! - ucieszył się Bix z roboty którą miał w małym palcu - Pas z narzędziami tylko ubieram i możemy gonić
 
TomaszJ jest offline  
Stary 22-07-2017, 14:36   #206
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Po zebraniu


Fenn udał się do swojej kajuty by się ubrać “wyjściowo”, nie kłopocząc się przy tym zamknięciem drzwi za sobą. Ściągnął spodnie które miał na sobie i świecąc tyłkiem podszedł do szafy by sięgnąć po kombinezon. Niestety miał tylko jeden, i ten jeden miał wielką wypaloną dziurę na plecach. Będzie musiał kupić sobie nowy, albo dwa, na wszelki. Po założeniu kostiumu przyszła pora na “płyty”, zbliżył się więc do stojącej w rogu dużej skrzyni którą zakosił z bazy Craza. Ta nie była tak wypasiona jak jego, ale dopóki nie zrobi z nimi porządku musi się zadowolić tym. Przesunął holozamek by otworzyć pojemnik w którym stała jego zbroja, przyłożył dłoń do płyty napierśnika by ją uruchomić. Gdy wszedł do niej a ona się zamknęła na nim, odezwał się komputer.
- Witam panie Fenn’Suzh. Sprawność zbroi wynosi 99.9%. Podać szczegóły?
- Nie trzeba. Później się tym zajmę.
Z szuflady wyciągnął pistolet pistolet i umieścił go przy udzie, po czym ruszył do zbrojowni po swój karabin i miecz po drodzę zabierając z biórka datapad z danymi dla Doca. Gdy miał już broń poszedł na rampę poczekać na Nighta i Doca.

Night wyłonił się z ciemności korytarza, pocierając dłońmi skronie. Zatrzymał się przy Fennie i trwał tak nieruchomo, nim w końcu uniósł wciąż mokrą głowę, widać świeżo po zimnym prysznicu mającym poprawić jego stan. Przeniósł na niego spojrzenie przekrwionych oczu.
- Jaki towar, jaka kometa? Wyjaśni mi ktoś? Bo mam wrażenie, że Doc z towarem już dziś przesadził i więcej mu nie trzeba - wychrypiał wyraźnie wczorajszym głosem. Powoli i cicho, jakby każdy głośniejszy dźwięk sprawiał mu ból.

Fenn odwrócił się do kumpla, hełm miał złożony więc widać było znudzenie na jego twarzy.
- A Ty co nie gotowy? Wkręcamy się jako firma - tutaj postawił palcami cudzysłów - transportowa. Becky znalazła nam miejscówę do obrobienia, bez właściciela, więc nikt wielkich pretensji nie będzie miał. - skrócił po swojemu.

- Ten właściciel to niby co, że znaczy go nie ma? Leży z rozwaloną głowa na podłodze, czy wyjechał na urlop, bo to jest mała różnica. A teraz Fenn skoncentruj się i spójrz na mnie uważnie - Night rozłożył ramiona, by współzałogant mógł się lepiej przyjrzeć. - Czy ja ci, kurwa, wyglądam na kuriera?

Suzh obejrzał sobie uważnie Nighta od stóp do czubka głowy, podrapał się po brodzie, chwilę zastanowił.
- Wiesz co? Jakby ci tak plakietkę walnąć, i czapkę z daszkiem, to nawet mógłbym cię z takim pomylić. - uśmiechnął się do kumpla - Nie pierdziel tylko zakładaj te płyty jakie tam masz, czy co Ty tam masz. Zarobek czeka. A ta kometa to właśnie niby właściciela trafiła, czytaj: Nie ma i nie będzie, ale co i jak, nikt mi nic nie mówił. - wzruszył ramionami.

- Dobra, ale ty prowadzisz, bo chyba mamy jakiś środek *transportu*, jak na firmę *transportową* przystało - wyraźnie akcentował. - I ten, żadnych strzałów, wybuchów i innego gówna, bo mnie łeb napierdala - zaznaczył jeszcze przed odejściem.

Vyr Keetar podrapał się po głowię, miał nadzieję że to Night albo Doc pokażą mu czym jechać. Skąd On miał wiedzieć?
- Nic nie obiecuję, postaram się z miejscowymi nie kłócić - podkreślił ostatnie słowo - ale nic nie obiecuję.
Gdy zjawił się Doc ze swoją częścią załogi, Fenn przekazał mu datapad na którym znajdowałą się lista sprzętu którego mogą się pozbyć, wraz z zaznaczeniem że nie czipowany i nie oznaczony. co podnosi wartość na czarnym rynku.
 
Raist2 jest offline  
Stary 23-07-2017, 15:36   #207
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Pojazd odebrano na parkingu. Sama restauracja z kolei robiła piorunujące wrażenie. Wszędzie… snoby, kelnerzy w białych garniturach, przepych, luksus, i to przez duże “X”. Obrazy, rzeźby, fontanny, sztućce ze złota(!), i tym podobne duperele… Ziddian wziął ją pod rękę, wybrali stolik, po czym przy nim zasiedli. Mężczyzna z kolei, niczym najprawdziwszy dżentelmen, pomógł jej nawet z krzesłem, dosuwając… w lokalu przebywało sporo gości, ludzi i nie-ludzi, a większość ich spojrzeń była wbita w wyjątkowo kuso ubraną Becky…
- Chyba się tym nie przejmujesz co? - Szepnął Carridian - W końcu i Ty jesteś znana w sporym kawałku kosmosu... - Uśmiechnął się do niej sympatycznie, po raz pierwszy od dłuższej chwili. Chyba zaglądał tu często, bowiem obsługa wyjątkowo się przed nim kłaniała, znając go z imienia i nazwiska, z kolei poza spojrzeniami innych gości, nikt nie odezwał się ani szeptem… a mogło się skończyć o wiele gorzej, biorąc właśnie pod uwagę strój Becky.
- Zjadłabyś coś lekkostrawnego? Bez alkoholu?… biorąc pod uwagę wcześniejsze okoliczności? - Ziddian podał jej kartę dań.
Becky oczywiście rozglądała się dookoła, podziwiając grację i bogactwo całego miejsca.
- Musiałabym przekopać całą szafę, żeby wybrać coś pasującego do tego miejsca. Tu jest tak... wytwornie - pochwaliła styl i bogactwo restauracji. - A inni i ich opinia mnie nie interesuje - wzruszyła nieznacznie ramionami. Mimo to rozglądając się skupiała swą uwagę na wystrój, celowo unikając przy tym kierowanych na nią spojrzeń. Trochę więc się przejmowała, ale nie miała zamiaru pozwolić, aby coś zepsuło im lunch.
- Tak proszę. Zamów za mnie, zdaję się na ciebie - odpowiedziała kobieta, po zapoznaniu się z menu, z którego połowa brzmiała i wyglądała raczej obco.
Swoją drogą, kwestia degustacji i zamawiania jedzenia w tym miejscu odpadała - nie przy takich cenach!

- Na przystawkę polecam kremowe owoce sosnowe - Ziddian zamknął kartę, i jak zaproponował, tak zamówił. Po chwili zajadali się więc aperitif, z Grentem warującym za ich plecami.
- Potrzebne więc Ci jedzenie, alkohol, i cyber-serce dla przyjaciółki... - Podsumował Ziddian zasłyszane wcześniej od Becky info - To by tak było… coś ze 20.000. Dla Ciebie Becky Ryder, to jednak pewnie nic wielkiego? - Uśmiechnął się, jakoś tak… zadziornie?
Kobieta uśmiechnęła się i mruknęła zadowolona.
- Aż tak dobrze nie wyglądam z gotówką, ale na pewno się dogadamy - uśmiechnęła się delikatnie. Nastał ważny moment dobijania targu i nie mogła teraz zawalić. A choć nie chciała wykorzystać finansowo swojego towarzysza, to zdawała sobie sprawę, że to działało w obie strony - w te drugą może nawet bardziej.
- Mamy trochę sprzętu. Broń i pancerze, takie dwa pojazdy i inne różności. Miałam listę na padzie. Oj, chyba go nie wzięliśmy - powiedziała uprzejmie, ale niezbyt zadowolona z tego ostatniego niedopatrzenia. - No ale powiedz, przyjmiesz zapłatę wymienną, prawda? - spytała z uśmiechem.
- Możemy zrobić wymianę, mogę co od was kupić - Uśmiechnął się do niej miło, po czym położył niespodziewanie swoją dłoń na jej dłoni, na blacie stołu - Becky, ufasz mi? - Spojrzał jej głęboko w oczy.
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie słysząc dobre wieści.
- Ziddian, uratowałeś mnie... i w ogóle. Ostatnio nie miałam szczęścia, naprawdę, ale tobie ufam. Tak. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz, ani nie oszukasz - odpowiedziała spokojnie i z delikatnym uśmiechem, odwzajemniając spojrzenie mężczyzny. A o ile nie zamierzał teraz wyskoczyć z oświadczynami, to dla niej wszystko było w porządku.
- Jeśli chcesz, możemy się jeszcze spotkać wieczorem… zbierz swoją band.. załogę, zapraszam wszystkich, zrobimy sobie małą imprezkę wieczorem - Ziddian pogładził znowu kciukiem jej dłoń, spoglądający przy tym nadal w oczy Becky - Interesy uznaj za zakończone, załatwię co trzeba, potrzebuję na to kilka godzin, więc w sumie wieczorem byłoby w sam raz... - Wolną dłonią pochwycił przystawkę, po czym skierował prosto do jej ust.


Becky uśmiechnęła się zadowolona i otworzyła delikatnie usta, jedząc mu z ręki. zaś kremowe owoce sosnowe, smakowały wprost wybornie. Drugim powodem do zadowolenia było dobicie targu. A choć nie ustalili czym dokładnie zapłacą, to umowa dostawy została zawarta i kobieta była naprawdę dobrej myśli.
- Dziękuję, z chęcią - odpowiedziała z uśmiechem.
- Mam nadzieję i postaram się, aby nie było problemów ze strony reszty bandy - powiedziała - znaczy się “załogi” - dodała ze szczerym uśmiechem rozbawienia.
- Więc załatwione! - Powiedział wyjątkowo głośno, po czym pochwycił jej “zdrową” dłoń w obie swoje dłonie i złożył po raz kolejny na nich pocałunek. W ty momencie przyszedł również kelner, chcąc odebrać zamówienie.
- Czy może być wędzony ogon syrenki Yacanti? - Spytał Ziddiane, a Becky nieco zamurowało. W sumie owe syrenki nie były inteligentnymi istotami, choć co prawda do ssaków należały…
- Emm - odpowiedziała bardzo inteligentnie Becky - nigdy nie jadłam. Tak, proszę - odpowiedziała i kiwnęła głową z delikatnym uśmiechem. Gotowa była spróbować owe wyszukanie, wykwintne i z pewnością także drogie danie, na które nie mogłaby sobie normalnie pozwolić.

Kelner więc zniknął, odesłany spojrzeniem mężczyzny, by zająć się zamówieniem… Ziddian zaś postawił przed kobietą pustą szklankę. Spojrzał na nią jakoś tak tajemniczo, przygryzając wargę.
- Becky... - Zaczął dosyć dziwnie.
Kobieta miała wrażenie, że serce jej stanęło a zaraz potem nadrobiło zaległości pompując ile się da i waliło dalej na zapas. Wykrakała, że się jej oświadczy!?!? Ale przecież... jak to tak ten?! Cooo??
Wyrwało jej się ciche... coś co brzmiało jak ”Emapf”, a było wyrazem jej zaskoczenia i zagubienia. Nie dowierzała temu, co przyszło jej do głowy - a konkretniej temu co strzeliło ją w głowę jak piorun.
Nachyliła się lekko i robiąc zeza zajrzała do szklanki, aby upewnić się, czy na pewno jest ona pusta.
Owszem, szklanka była pusta, ale chyba nie o to jemu chodziło… Carridian uśmiechnął się do niej, niby nic, po czym odchrząknął.
- Czy mogłabyś… no ten… wsadzić tu swoje majteczki? - Uśmiechnął się, robiąc głupią minę.
Kobieta odetchnęła z wieeelką ulgą. Od razu poczuła się znacznie lepiej. Ale ją nastraszył! Mało co nie dostała zawału serca, sądząc że chodziło mu o oświadczyny, a jemu chodziło tylko o... Co za ulga...
- O, całe szczęście - wyrwało jej się w pierwszej chwili, spokojnym i rozluźnionym już głosem... a dopiero potem dotarło do niej o co ją poprosił i co ona na to odpowiedziała!
- Emm - zastanowiła się przez chwilę jak z tego wybrnąć, ale nie mogła nic wymyślić. Poczuła, że się rumieni i z pewnością tak właśnie było. Jej kiecka była naprawdę krótka i część garderoby o której mówili była... bardzo istotna. No, przynajmniej były te obrusy, a restauracja nie była miejscem w którym się także tańczy.
Skierowała protezę pod blat stołu i bez trudu wycofała swoją drugą rękę z jego objęcia, aby zrobić z nią to samo. Potrzebowała tam obu rąk.
- O jejku, ale... mam tak krótką... - mówiła cicho wyraźnie zakłopotana, rozglądając się dookoła, czy aby nikt się na nią nie gapi... na szczęście jedyną osobą która na nią patrzyła był sam Ziddian. Niestety patrzył jej prosto w oczy, cały zadowolony uśmiechając się tajemniczo.
Nie było czasu do stracenia. Im dłużej zwlekała, tym bardziej się stresowała i tym większa szansa, że ktoś zwróci na nią uwagę. Wzięła więc głęboki oddech i pospiesznie przystąpiła do działania - cały czas rozglądając się oczami dookoła, ale głowę zostawiając w spokoju aby nie zwracać na siebie uwagi.
Sięgnęła rękami pod kieckę, uniosła nieznacznie pupę opierając ciężar ciała na udach i ściągnęła majtki z tyłka. Nikt nie patrzył. Szybko. Usiadła z powrotem i uwolniła uda o ciężaru ciała, aby zepchnąć majteczki do wysokości kolan. A następnie uniosła nieco nogi, aby ściągnąć je do kostek i zdjąć całkowicie. Cała akcja trwała może kilka sekund, ale dla Becky było to znacznie więcej.
- O rany - wyrwało jej się, gdy czerwona na twarzy trzymała swoje majteczki zaciśnięte w dłoni. Położyła obie ręce na szczycie szklanki i opróżniła do niej ich zawartość.
- Naprawdę... Nie wierzę, że to zrobiłam - szepnęła szczerze uśmiechnięta, ale nadal poważnie zarumieniona. - Ty to masz pomysły - skomentowała z uśmiechem... mając nadzieję, na jakieś wyjaśnienie.
Ziddian uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym posłał Becky “powietrznego” pocałuska. następnie… zalał zawartość szklanki sokiem, spoglądając na nią mocno rozbawiony, podczas gdy Becky zdumiona wytrzeszczyła oczy na widok zalewanych majtek - teraz nie mogła ich już założyć!
- Naprawdę, nie myślałem, że to zrobisz... - Szepnął konspiracyjnie, mrugając do niej. Nie czekając na reakcję Becky… upił zawartość szklanicy. Po czym, ściągnął swój kapelusz, kładąc go na stole.
- Popilnujesz? - Spytał z wyjątkowo tajemniczym uśmieszkiem.
Becky nie sądziła, że może być jeszcze bardziej skołowana niż dwie minuty temu. Widać pierwsze uczucie ulgi, gdy podjęła wyzwanie i dokonała niewiarygodnego, było tylko chwilowe. Choć z drugiej strony uczucie nagości było... dość wyzwalające.
- Oczywiście - odpowiedziała bez namysłu - Wróć szybko - szepnęła, ale nie spytała dokąd idzie, domyślając się, że chodzi tylko o łazienkę.

Ziddian mrugnął, po czym… zanurkował pod stół. Zniknął tam, nim Becky mogła poskładać dwa do dwóch, szokując kobietę swym zachowaniem… czy aby na pewno? Ryder poczuła jego dłonie na swych łydkach, ciepłe dłonie, delikatnie je obejmujące.. po chwili zaś usta, całujące stopy. Usta, powoli pnące się w górę, wraz z dłońmi, coraz wyżej i wyżej, męskie dłonie, stanowcze, choć pełne delikatności, lekko rozchylające jej nogi. Ziddian posuwał się coraz wyżej i coraz śmielej, całując każdy centymetr jej skóry, sprawiając jej niezaznaną do tej pory rozkosz… nikt nie zwracał uwagi na czerwieniącą się coraz bardziej Becky przy stole.
Kobieta oddychała szybko i już nie tylko na twarzy, ale na całym ciele zrobiło jej się gorąco. Przesunęła się do przodu, siadając nieco bliżej krawędzi krzesła, aby jak najwięcej akcji skrywało się pod obrusem. Owszem, w ten sposób dawała Ziddianowi lepszy dostęp do swojej kobiecości, ale to dopiero po dłuższej chwili przyszło jej do głowy i było już za późno, aby się wycofać.
W tej chwili, nie miała zamiaru się opierać, nawet przeciwnie. Wolała jednak aby pozostali niezauważeni, więc starała się nie zwracać na siebie uwagi, a tym bardziej na harcującego pod stołem i między jej nogami Carradine. Rozglądała się więc głównie oczami, unikając gwałtownych ruchów głową. Ziddiane zaś nie próżnował, szybko przesuwając się do jej wyjątkowo wrażliwych miejsc. Jego pocałunki i język, wprost doprowadzały Becky do jęknięć, duszonych przygryzaniem własnego języka. Oddychała coraz szybciej, otwierając się przed nim w pełni, dłońmi mocno chwytając za stół. I tak jednak nie potrafiła skryć całkowicie swego stanu, oddychając coraz szybciej i głębiej, doprowadzana do chwili rozkoszy…
- Główne danie - Powiedział kelner, kładąc talerze na stół. Spojrzał na Ryder, nie rozumiejąc o co chodzi, nawet się nieco w jej stroną pochylając.
- Czy wszystko w porządku? - Spytał, nieświadomy zaistniałej sytuacji.

Kobieta zdała sobie jakoś sprawę, że musi coś odpowiedzieć. Pomiędzy uniesionymi westchnięciami, głębokimi oddechami i cichymi jęknięciami rozkoszy, wyrzuciła z siebie słowa, które same sunęły jej się na język.
- Tak! O tak! - powiedziała nieco głośniej niż wypadało. - Tak, tak. Wszystko dobrze... dzięki - odpowiedziała siląc się na już cichszy głos, oddychając szybko i głęboko. Podczas finału, Becky tak trzęsła stołem, iż przewróciła co na nim stało, nie zwracając na to uwagi… za to na nią zwróciło co najmniej z tuzin osób w tym przybytku… przynajmniej kelner poszedł w cholerę... Ziddian za to długo nie wychodził spod obrusu, delektując się każdym momentem owego wariactwa. Gdy zaś w końcu uspokoił się oddech Becky, pojawił się i sam prowodyr owej sytuacji, zasiadający za stołem niby nic. Założył swój kapelusz, po czym… napił się ponownie z owej “strategicznej” szklanki.
- Wszystko w porządku? - Spytał z perfidnym uśmieszkiem na ustach - Wypadałoby zjeść, stygnie...
Becky nadal była pobudzona, choć ewidentnie też już stygła. Postarała się zadbać nieco o swój wizerunek i poprawiła włosy przeglądając się w łyżce.
- No... było gorąco - odparła i odetchnęła z ulgą. - Ale masz szalone pomysły - dodała już z rozbawieniem i uśmiechem. A następnie zabrała się do jedzenia.
- Smacznego - Mrugnął do niej rozbawiony Ziddiane, upijając nieco ponownie z… “jej majteczek”.
- Dziękuję, wzajemnie - odpowiedziała, zabierając się ochoczo do jedzenia.
Dziwne, ale coś pobudziło jej apetyt.

Posiłek był… zadowalający. Smakowało dosyć dobrze, klimacik był niezły, do tego towarzystwo było całkiem sobie…
- Becky, skarbie, naprawdę nie dasz się porwać? - Droczył się z nią Ziddiane.
Nad tym pytaniem kobieta nie musiała się nawet zastanawiać.
- Apartament i interesy, drogie restauracje... Brzmi naprawdę pięknie, iście wspaniały urlop... ale nie jest to życie dla mnie - odpowiedziała stanowczo, ale z przyjaznym uśmiechem.
- Ojej... - Ziddiane teatralnie zatrzymał posiłek w pół ruchu - No wiesz co... - Spojrzał na Becky - ja bym… znaczy się… nie nudziłabyś się... - Roześmiał się głośno, zwracając uwagę innych gości.
Ona jednak nie przejmowała się zbytnio obserwatorami, wszak największe “przedstawienie” już się odbyło, a teraz był spokój. Świadoma tego jakich rozrywek może jej dostarczyć Ziddiane, przyłączyła się do jego śmiechu, choć jej chichot ewidentnie brzmiał ciszej.
- Nie wątpię - odparła rozbawiona. - A co do wieczornego bankietu. Gdzie by się odbył? Przewidujesz jeszcze innych gości? - zagadała, po części aby się dowiedzieć i ustalić więcej, a po części dla zmiany tematu.
- Gdzie tylko zechcesz - Ziddiane spojrzał na nią wymownie - I z kim tylko chcesz.. więc jedynie Twoja załoga? No nie ma sprawy... - Uśmiechnął się.
- Nie znam tego miasta, ani planety. Więc jeśli chodzi o miejsce, zdaję się na ciebie - odpowiedziała z uśmiechem Becky. - Ale nie wiem, czy wszyscy przyjdą. Nie możemy zostawiać statku i rannych bez opieki... ale chyba nie trzeba sporządzać listy gości?
- Jesteście zaproszeni… jacy więc inni goście.. - Zaśmiał się mężczyzna - Rannymi nie ma co się przejmować, wrócą do sił, gwarantuje to - Mrugnął do niej - Podreperujemy ich! - Trzasnął dłonią o stół, wśród własnego śmiechu.

Becky uśmiechnęła się i udzielił jej się entuzjazm mężczyzny. Dokończyli więc już na spokojnie posiłek, po czym omówili dokładniej zamówienie Becky, odnośnie zapasów dla Fenixa. Lunch wkrótce dobiegł końca, Ziddiane zaś wyciągnął majteczki Becky ze szklanki, po czym owinął je w serwetkę, i schował do kieszeni…
- To na co teraz masz ochotę? - Spytał mężczyzna z czarującym uśmiechem.
Na takie pytanie, Becky mogła odpowiedzieć tylko to, o czym myślała od przynajmniej kilkunastu ostatnich minut.
- Może... jest tu gdzieś w okolicy sklep z odzieżą? - spytała. - Damską, dla ludzi - dodała, uściślając o co jej chodzi. Już wcześniej czuła się niezbyt odpowiednio ubrana, a odkąd siedziała bez majtek to już w ogóle.
- Oczywiście - Odparł mężczyzna - Chciałabyś kupić jakieś ciuszki?
- No cóż - zaczęła niepewnie Becky i uśmiechnęła się nerwowo przez chwilę, aby zamaskować swoje zażenowanie. - Mam już dostatecznie dużą kolekcję ubrań, na różne okazje i-te-pe... Tylko, że mam je na Feniksie, ale... - nachyliła się do niego i ściszyła nieco głos mówiąc szeptem: - Ale nie na sobie.
- Czy to naprawdę aż taki problem? - Ziddiane również pochylił się w jej stronę, jednocześnie gładząc jej cyber-dłoń, i spoglądając głęboko w oczy - Wyglądasz cudownie, prześlicznie, niesamowicie, i bardzo sexy. Jesteś przepiękną kobietą Becky, niejeden by chciał z Tobą być, a niejedna by chciała być Tobą - Mężczyzna czarował ją w najlepsze - Naprawdę nie widzę powodu, żebyś zmieniała strój - Uśmiechnął się zadziornie - Wieczorną kreację oczywiście możesz założyć inną, jeśli masz ochotę. Chcesz iść na zakupy, to pójdziemy, chcesz wrócić na Fenixa... - Dodał nieco markotnym głosem - ... to wrócisz - Ucałował jej dłoń - Co tylko zechcesz Becky - Tym razem posłał jej “oczko”.
Becky nie mogła się powstrzymać i na jej twarzy zakwitł wyraźny uśmiech zadowolenia...
- No dobra - odparła z figlarnym uśmieszkiem, lekko się jednak przy tym rumieniąc.
Osobiście, nadal czuła się dość niezręcznie z uwagi na brak odpowiedniego stroju, nie mniej jednak po tym co usłyszała, stwierdziła że gotowa jest pokonać strach i podjąć wyzwanie. W końcu i tak już to zrobiła, gdy kilka minut temu zdjęła majtki.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co oni tu mają - zdradziła Becky i zastanowiła się przez chwilę nad tym co mogliby robić, dokąd pójść... - Wyścigów tu raczej nie urządzają. Ze sportów to prędzej jakieś walki. Prawda? - Zastanowiła się na głos. Walk naoglądała się już na tamtej stacji, gdy poznała Bixa, ale te mogłyby być na innych zasadach... W restauracji byli teraz, a rozrywki takie jak SPA czy muzeum, w wykonaniu Torganas nie miały racji bytu... No, muzeum wojskowe to jeszcze mogli jakieś mieć, ale na pewno nie na tym zadupiu... Może jakiś sklep z ichsiejszą bronią?
- Myślę, że lepiej się orientujesz w tutejszych atrakcjach. Zaproponuj coś proszę - powiedziała, uśmiechając się delikatnie.
- Hmm... - Zastanowił się głośno Ziddiane, drapiąc się palcem po nosie - To może tak… najpierw zakupy, a co tam, od nadmiaru ciuszków głowa nie boli co? - Uśmiechnął się do Becky - A potem… potem to… hmmm… niespodzianka, ok? Może być? Zaufasz mi? - Zrobił rozbrajającą minę, kilkukrotnie poruszając wymownie brwiami.
Kobieta uśmiechnęła się zadowolona. W sumie pół jej życia to były niespodzianki i właśnie to w nim lubiła, a tym razem miała szczególnie dobre przeczucia.
- To brzmi wspaniale, zgoda - odparła niezwykle zadowolona. - To w międzyczasie zagadam do załogi przez unicom i zaproszę ich na Twoje przyjęcie... Wydaje mi się, że dopiero wtedy się z nimi spotkam osobiście - Becky z uśmiechem dała znać, że jest gotowa spędzić z mężczyzną cały dzień... z przyjęciem na deser.
- Na “nasze” przyjęcie - Poprawił ją mężczyzna z uśmiechem - Tak od 18 czasu lokalnego może być?
- Jak najbardziej - odpowiedziała z uśmiechem pilotka, wnioskując że będzie to raczej wieczorne przyjęcie połączone z kolacją, niż całonocny koncert i picie do dna. - W twoim apartamencie, na dwudziestym trzecim piętrze? - spytała.
- Nie tylko - Mrugnął do niej Ziddiane - Całe 22 też - Roześmiał się.
- Uuuuu - “zawyła” z podziwem kobieta i uśmiechnęła się do rozmówcy. - Super. To już zapraszam moją załogę - dodała, wyobrażając sobie całą salę balową i stół zastawiony elegancko jedzeniem, niczym na jakimś weselu.

- Pilot wzywa dowódcę, pilot wzywa dowódcę - zaczęła Becky przez komunikator. - Doc jesteś gotów na dobre wieści? - spytała zadowolona.
- A są jakieś dobre? - odparł ponuro Bullit w odpowiedzi.
- Tak, nawet kilka - odpowiedziała na wstępie Becky. - Po pierwsze będą zapasy. Po drugie będzie cyberserce i leczenie dla Leeny. A po trzecie cała załoga jest zaproszona na specjalne przyjęcie, zorganizowane tylko dla nas - dodała z nieukrywaną radością.
- Cuudo. No dobra…. podaj koordynaty. - stwierdził zasępiony Doc.
- To będzie dwudzieste drugie piętro, koordynaty 167-23-245. Zaproszenie jest na godzinę osiemnastą czasu lokalnego, zaprasza Ziddian Carradine... I ja - przekazała Becky.
- To do tego doszło? - mruknął do siebie Doc i rzekł nieco głośniej. - Będziemy.
- Znakomicie. To ubierzcie się ładnie - powiedziała Becky, po czym znacznie ściszyła głos - I ten... yyy, przynieś mi proszę coś z mojego pokoju... Kod do drzwi to: dwa dwa trzy sześć zero sześć. Łatwo zapamiętać, bo to pierwiastek z pięciu do piątego miejsca po przecinku... Emm, w szafce obok łóżka, w najwyższej szufladzie jest moje lekarstwo, listek białych pigułek. To weź je proszę dyskretnie i mi je dyskretnie dasz jak się spotkamy. Tylko tak... dyskretnie, ok? - powiedziała, nieco ciszej, trochę zmieszana, ale nie dając się zbić z tropu. Na szczęście Ziddiane nie wsłuchiwał się w jej rozmowę, a przynajmniej nie dawał tego po sobie znać.
- Jestem lekarzem na tym statku. O co chodzi z tymi pigułkami? Dobrze wiesz, że rozpoznam co to za substancja. - zapytał podejrzliwie Bullit.
- Emm... No, średnio mogę teraz... yyy, przynieś je proszę. Nie musisz się wczytywać co to takiego. To... sprawdzony środek no - wykręcała się Becky.
Czy on sprawdzi co to jest, czy nie. To już nie było aż tak ważne - kiedyś owszem, ale po tym co razem przeszli, nie miało to już dla niej aż tak wielkiego znaczenia.
- Acha. Zobaczę co da się zrobić. - westchnął Doc cokolwiek to miało znaczyć.
- Poproszę. Pierwiastek z pięciu, najwyższa szuflada, białe pigułki - przypomniała uprzejmie Becky. - No, to do zobaczenia pod wieczór. Zapowiada się fajna impreza - powiedziała.
- Skoro tak twierdzisz… - westchnął Bullit mając wiele wątpliwości.
- Sądzę, że wezmę udział w przygotowaniach, więc... będzie elegancko i na luzie. Spoko - odparła Becky. Samo podejście mogło zepsuć nastrój, a tego zdecydowanie nie chciała. Jeśli Doc miał wątpliwości co do bezpieczeństwa, to niech się jakoś pod tym względem przygotuje. Ona sama była jak najlepszej myśli.
- Elegancko… na luzie… jak w zamtuzie… zapamiętam. - bo ekskluzywny burdel był jedynym miejscem, gdzie Doc przebywał w bardziej eleganckim stroju.
- Em... Po prostu zróbcie dobre wrażenie - odpowiedziała z uśmiechem kobieta, nie za bardzo rozumiejąc. - To do zobaczenia, o osiemnastej - dodała.

* * *

Becky wraz z Ziddianem opuścili więc restaurację, po czym ponownie prowadzonym hoovercar przez pilotkę, udali się na zakupy. W drodze na miejsce, mężczyzna składał zamówienia odnośnie wieczornej imprezy, napitki, jedzenie… dziewczyny. Spojrzał wymownie na Ryder, z uśmieszkiem czającym się na ustach, w końcu opowiadała, iż w załodze Fenixa są również mężczyźni. Na chwilę zajął się również swoimi sprawami, po czym w końcu przestał korzystać z mini-komputera.

Carradine zabrał Becky do… centrum handlowego. Nie tam żadne stragany czy małe, uliczne sklepiki, ale z drugiej strony, jedynie zwykłe centrum handlowe?


Szybko jednak okazało się, iż wcale nie takie zwykłe centrum handlowe. Ostatnie bowiem jego piętro, było przeznaczone tylko dla nadzianych, i wstęp był ograniczony. I tam właśnie zaprowadził ją Ziddiane, z którym Becky spacerowała pod rękę. Wiele osób oglądało się za nimi, wręcz na nich nawet gapiło, i kobieta odniosła wrażenie, iż to pewnie przyczyną był jej skąpy strój… mężczyzna również to zauważył. Spojrzał na nią z ciepłym uśmiechem.
- Chyba się nie przejmujesz? - Odezwał się cichym tonem - Jak nic zazdroszczą...
- Tobie, mnie, czy nam obojgu? - Becky zastanowiła się na głos. Owszem, od emocji robiło jej się trochę gorąco i rumieniła się trochę na twarzy, ale nie miała zamiaru się przed nikim ukrywać czy specjalnie wstydzić. W końcu podłoga po której spacerowali, ani nie była zrobiona z przezroczystego materiału, ani nie miała lustrzanego odbicia.
- To próba charakteru, a ja podjęłam wyzwanie... I mu sprostam - odpowiedziała z dumą, starając się przekonać do tego samą siebie. Jednak widać po niej było, że trochę się krępuje.
- Sprostasz wielu Becky... - Mężczyzna objął ją w talii z szelmowskim uśmieszkiem - Cóż to za wyzwanie, da takiej kobiety jak Ty...
- Niezbyt groźne, przynajmniej fizycznie - odparła spokojnie Becky, uśmiechając się po tym jak usłyszała kolejny komplement. - To jest takie na charakter - powiedziała puszczając do Ziddiana oczko.
- Z wyzwaniami trzeba ostrożnie, bo można przeliczyć swoje siły, i wtedy boooli... No, ale trzeba próbować swoich sił, podnosić poprzeczkę i bić rekordy. W ten sposób istoty się rozwijają - zauważyła.

* * *

Sklep był luksusowy. Wszędzie wszystko schludne, pełno hologramów, czyściutko… jedynie kilka prawdziwych rzeczy na wystawach, resztę należało wybierać wirtualnie. Mieli tu zaś wszystko, co tylko kobieta potrzebowała, odnośnie ubioru.


- W czym mogę państwu pomóc? - Spytała ludzka sprzedawczyni, zwracając się milutkim tonem do Becky i Ziddiana. Ten ostatni zaś, skierował dłoń w kierunku pilotki, dając tym gestem do zrozumienia, iż należy rozmawiać z nią.
Becky, która rozglądała się dookoła podziwiając wybór jaki oferował sklep, zreflektowała się szybko kierując swoją uwagę na expedientkę.
- Szukam czegoś na wytworne przyjęcie. Elegancka suknia, buty, oraz bielizna - powiedziała Becky... gotowa część tego ostatniego założyć już teraz, choć nie było to jej priorytetem.
- Ekhem... - Wtrącił się nagle w tą wypowiedź Ziddiane, spoglądając na Becky z uśmieszkiem - Nie musi być aż tak wytwornie… kochanie - Ostatnie słowa wymruczał wyjątkowo cicho.
Kobieta uśmiechnęła się zadowolona i lekko zawstydzona. Poczuła się jakby ktoś prawił jej wspaniały komplement - zwykle gdy nazwano ją kochaniem chodziło o zaciągnięcie jej do łóżka, albo sarkastyczną uwagę... a tu uprzejmość w każdym calu, a nawet więcej.
- No tak... em, może poproszę o wybór sukienek - powiedziała, wskazując spojrzeniem na katalog z holograficznym wyświetlaczem.
- Oczywiście, zapraszam - Sprzedawczyni wskazała duży, wygodny fotel, a mężczyzna potajemnie przewrócił oczami. Zapowiadały się spore, typowo damskie poszukiwania odpowiednich ciuszków - Podać coś do picia? Kawę, herbatę, może jakiś drink?
- Kawę poproszę - Powiedział od razu Ziddiane - Co dla Ciebie Becky?
- Dla mnie też, z kostką cukru - odpowiedziała pilotka, uznając iż dawno już nie piła kawy. Była trochę zakłopotana gdy przyszło jej usiąść na fotelu, jednak ściśnięcie razem nóg i odpowiedni kąt ich ułożenia, gdy usiadła pół-bokiem, sprawiły że nie chwaliła się brakiem bielizny wszystkim w polu widzenia. Uśmiechnęła się zadowolona do Ziddiana.

Sprzedawczyni ruszyła, by przynieść napoje, Ziddian stojący za Becky, nachylił się nad kobietą, po czym cmoknął ją w policzek.
- To szukaj czegoś fajnego, za chwilkę wracam - Oddalił się na moment.
- Okey - odpowiedziała z uśmiechem kobieta i siedząc wygodnie przeglądała holograficzny katalog oferowanych strojów... A wybór był ogromny! Na szczęście asortyment podzielony był na liczne podkategorie i można było ograniczyć wyświetlane stroje zaznaczając odpowiednie wymogi.
Jedną z pierwszych rzeczy która przykuła uwagę Becky, była sukienka z eleganckimi rękawiczkami. Sama w sobie średnio jej odpowiadała - zbyt obfite na dole, a brak ramiączek przyprawiałby ją o pewne obawy.
Wtedy to sprzedawczyni przyniosła kawę.
- Dziękuję - rzuciła Becky - Czy można wyszukać suknie z rękawiczkami? - Spytała, gdyż ta opcja umknęła wcześniej jej uwadze.
- Nie ma takiej kategorii ale rękawiczki można nabyć osobno, dopasowane do każdej wybranej kreacji - odpowiedziała sprzedawczyni.
Becky uśmiechnęła się zadowolona słysząc o takiej możliwości. Dorzuci sobie eleganckie rękawiczki do kompletu, aby w jednej z nich móc skutecznie ukryć swoją protezę i wyglądać olśniewająco.
- Podobnie jak buty, torebki, paski, bieliznę i liczne elementy ozdobnicze - dodała jeszcze sprzedawczyni.
- O, to wspaniale - odpowiedziała uradowana Becky i popijając kawę powróciła do serfowania w holograficznym katalogu.
W kilkanaście minut znalazła cały zestaw. Przede wszystkim sukienka:


W sumie dość prosty krój, ale bardzo elegancka, ładnie wykonana i z uroczymi zdobieniami. Do tego dokupiła jeszcze długie delikatne rękawiczki, buty na średnio wysokich obcasach, oraz majteczki. Wszystko w identycznym kolorze, dopasowane do siebie aby tworzyły jeden wspaniały komplet.
Była właściwie gotowa kończyć, ale sprawiła się dość szybko i Ziddiane jeszcze nie wracał. Dorzuciła więc jeszcze do kompletu czerwone pończoszki na podwiązkach... Potem szukała już tylko “ot tak”, a może coś znajdzie.

Wystraszył ją, i to w cholibę. Ziddiane zakradł się za Becky bezszelestnie, po czym położył swoje dłonie na jej nagich ramionach, aż zaparło jej dech. Zadrżała na całym ciele, odwracając głowę w jego stronę, i widząc kto za nią stoi, uspokoiła się…
- Nie chciałem Cię wystraszyć, przepraszam - Mężczyzna zrobił niewinną minę, a Becky poczuła coś na swojej szyi. Coś, co nie było dłońmi mężczyzny, jakiś przedmiot, coś przesunęło się po jej skórze, metalowego, chłodnego, delikatnego w dotyku, jakby okrągłe…
- Nie mogłem się powstrzymać… podoba się? - Spytał Carradine, przesuwając już dłonie na jej kark, po czym zapiął naszyjnik. Becky spojrzała w pobliskie lustro…


Czy to były diamenty?!?
- O rany... - wyrwało się zaskoczonej widokiem naszyjnika Becky. - Na nieskończoność wszechświata... Jaki wspaniały... - pilotka naprawdę była pod wrażeniem i nie mogła dobrać odpowiednich słów. Jej brwi powędrowały do góry, gdy wytrzeszczała oczy patrząc w lustro, a głęboko zaczerpnięty oddech przez dłuższą chwilę nie miał zamiaru opuścić jej płuc.
- Aaaa... Ale, czy to czasem nie jest... em, za drogie? - zagadała, ogólnie bardzo zadowolona z naszyjnika, ale także zaniepokojona tak drogim upominkiem.
- Oj tam... - Uśmiechnął się Ziddian, siadając na oparciu fotela, z własną kawą w dłoni - Dla najpiękniejszej kobiety we wszechświecie to stosowne - Upił kawy, zerkając na Becky.
Pilotka jeszcze przez chwilę była mocno zdumiona, ale z każdą kolejną chwilą jej zaskoczenie ustępowało zadowoleniu. Zwłaszcza, że cały czas widziała siebie w lustrze, uśmiechniętą z nowym wspaniałym naszyjnikiem. Szybko doszła do wniosku, że Ziddian Carradine, jej fan, musi być znacznie bardziej bogaty niż dotychczas myślała... No proszę! A podstawowa dewiza życiowa(?) - skoro dają, to trzeba brać!
- Jest wspaniały - powiedziała i odwróciła wzrok od lustra, aby spojrzeć na mężczyznę. - Naprawdę, bardzo mi się podoba. Dziękuję - powiedziała ze szczerym uśmiechem, spoglądając mu w oczy. O ile wcześniej się wahała i po prostu chciała być przygotowana na ewentualność, tak teraz nie miała już wątpliwości odnośnie najbardziej prawdopodobnego zakończenia dnia.

- To teraz Becky, obiecałem małą niespodziankę i takie tam… wybierzemy się w jeszcze jedno miejsce? - Spytał Zidiane z tajemniczym uśmiechem.
- Lubię miłe niespodzianki - odpowiedziała kobieta, odwzajemniając uśmiech. - Idziemy, czy lecimy? Możesz być moim nawigatorem - dodała, nadal z uśmiechem.
- Polecimy poza miasto, chciałem Ci coś pokazać. W sumie zajmie nam to z godzinkę, no moooże dwie, a to wtedy i byłaby pora na obiad? To może zrobimy sobie piknik poza miastem? Na co miałabyś ochotę, weźmiemy ze sobą - Wyjaśnił Ziddiane, przy okazji zasypując ją pytaniami.
- Hmm, to brzmi ciekawie - mruknęła Becky z zadowoleniem - Z obiadem to bym tak spokojnie, w końcu czeka nas spora kolacja, prawda... Może więc jakieś kanapki i sok? - zasugerowała z uśmiechem.
- Znaczy się, przekąski? No w sumie masz rację Becky, wieczorem niby porządnie pojemy, to lepiej teraz nie pchać za dużo w brzuchy - Mężczyzna pokiwał głową - To jak już po zakupach... - Spojrzał na pilotkę wymownie, choć wesoło - ... kombinujemy jakiś prowiant i czas w drogę. Chyba, że chciałabyś jeszcze coś dla siebie?
Kobieta zastanowiła się przez chwilę. Owszem, pomyślała o butelce czegoś na wzmocnienie, jednak szybko uznała, że to też powinno było poczekać do wieczora.
- Hmmm, nic więcej nie przychodzi mi do głowy - odpowiedziała z uśmiechem, gotowa do drogi tak jak stała, z dopiero co zakupioną kreacją w torbie.

* * *

Parka(wraz z robotem bojowym) wsiadła więc ponownie w hoovercar, po czym polecieli w wyznaczonym przez Ziddiane kierunku… poza miasto, daleko w dzikie tereny, wśród tajemniczego uśmiechu mężczyzny. Podróż trwała ze dwa kwadranse.
- A wiesz Becky, tak chciałem spytać... - Mężczyzna położył nagle dłoń na udzie kobiety, przyprawiając ją o szybsze bicie serca - ...jak widzisz swoją przyszłość? - Spytał z miłym uśmiechem.
Kobieta co prawda pilotowała pojazd, ale na tym pustkowiu spokojnie mogła odwrócić głowę do rozmówcy i obdarzyć go miłym uśmiechem.
- To zależy... Głównie od tego, o jak odległej przyszłości mowa - odpowiedziała dość enigmatycznie. - Dzisiaj na przykład widzę się na uroczystym przyjęciu, w twoich... em, gościnnych progach - powiedziała ze szczerym uśmiechem i jedynie kątem oka zerknęła przed siebie, aby sprawdzić czy na coś nie wpadną. - A za dwadzieścia lat, to kto wie - dodała wzruszając obojętnie ramionami, ale nadal szczerze uśmiechnięta spoglądała na rozmówcę.
- Oboje mamy już wystarczająco latek, by wiedzieć, iż w życiu nie wszystko to wiecznie trwająca impreza. Czy masz… czy myślałaś o czymś… no ten… poważniejszym? - Carradine zrobił nagle poważną minę.
- Szczerze mówiąc, to tak - zdradziła Becky. - Cztery lata temu, mój głupi brat zrobił jednej panience dziecko i osiedli na skaliźnie. A laska była w moim wieku... No i coś mi tak zaczęło świtać na tematy rodzinne - odpowiedziała Becky, co prawda nadal z uśmiechem, ale generalnie już bardziej poważnym wyrazem twarzy. - Kiedyś. Może. Ale na razie cieszę się wolnością. I będę się nią cieszyć dopóki będę mogła - powiedziała spokojnie i uprzejmie. Wolność do której się odnosiła miała dla niej podwójne znaczenie: Raz że nie była skrępowana żadnymi więzami małżeńskimi i mogła robić co chciała, a dwa że nie siedziała w jakiejś zapyziałej celi więziennej należącej czy to do Uni, czy do kogoś innego.

W końcu dolecieli na miejsce. Pośrodku pustkowi, oczom pilotki ukazała się.. fabryka? Była naprawdę imponujących rozmiarów, nie dało się jej tak łatwo ukryć, jedynie co czyniło ją “niewidzialną” była sama lokacja.


- Tu Ziddiane, kod 7-8-3 wpadam na chwilę - Powiedział mężczyzna w eter. Becky zaczęła podchodzenie do lądowania, on z kolei miał niezwykle zaciętą minę.
- No proszę. To się nazywa prowadzić biznes na boku, co nie? - zagadała Becky. Fabryka, fabryka z kopalnią, czy czym ten potężny obiekt był, z punktu widzenia każdego mieszkańca miasta, zdecydowanie był na uboczu.
- Prawie w 100% w pełni zautomatyzowana, nieźle uzbrojona przed natrętami… to nie biznes na boku, a połowa moich dochodów - Wyjaśnił Ziddiane, gdy lądowali - Produkujemy tu drobnicę, elektroniczne podzespoły, stosowane jednak w wielu maszynach, od choćby data-pada, poprzez roboty, a nawet na statkach kończąc… a z żywej obsługi, pracuje tu jedynie Ezra i Landren, zaraz ich poznasz - Carradine uśmiechnął się przelotnie do Becky.
- To pięknie ograniczyłeś koszty utrzymania, skoro są tylko we dwoje, gratuluję pomysłu - odpowiedziała zadowolona pilotka. - Domyślam się, że pracę automatyki tradycyjnej nadzorują droidy - zagadała z uśmiechem zerkając na Ziddiana.
- A ta dwójka to... niech no pomyślę - zaczęła drążyć dalej i zastanowiła się przez chwilę. - No, ktoś żywy chyba musi nadzorować te droidy i naprawiać je w razie czego... iii... iii... A ten drugi broni pewnie bezpieczeństwa systemów, aby czasem ktoś nie zhakował całego przedsiębiorstwa... Zgadłam? - powiedziała, zerkając przez chwilę na rozmówcę, ale zdecydowanie skupiając się ta tym dokąd lecieli.
- No… prawie - Odpowiedział mężczyzna - Obaj inżynierzy, Landren zajmuje się nadzorem fabryki, jak i jej bezpieczeństwem. Ezra z kolei dogląda wszelkie droidy, w tym naprawcze, i sam też czasem przy czymś podłubie.
- Byłam blisko - odpowiedziała z uśmiechem Becky. - A macie system sprowadzania? Którędy mam lecieć? - zagadała, gdyż zbliżali się już do celu podróży, a nie dostała jeszcze żadnych wytycznych.
Nie no, co Ty, takich bajerów nie mamy... - Ziddiane wyszczerzył do niej na chwilkę zęby - Ląduj o tam - Wskazał palcem całkiem zwyczajne lądowisko.

* * *

Fabryka była naprawdę sporych rozmiarów nie tylko z zewnątrz. Sporo hal produkcyjnych, taśmociągów, automatów, robotów i tym podobnych. Znajdowało się tu kilka działów produkcyjnych, i z tego co jej Carradine wytłumaczył, produkowali tu owe elektroniczne podzespoły od podstaw, oprócz więc i wyszukanej maszynerii była tu zwyczajowa i odlewnia i piece, gdzie huczał niesamowicie gorący ogień i przelewano roztopione metale…


Automaty pracowały non-stop, doglądały ich nieco bardziej “inteligentne” roboty czy drony, były i droidy naprawcze… były i cholerne, staromodne, elektrownie atomowe z przedpotopowymi basenami chłodzącymi pręty uranu. Całość kosztowała pewnie i z miliony.
- Muszę przyznać, że obiekt jest ogromny - zauważyła Becky, rozglądając się dookoła. - Jak udaje ci się zachować go w tajemnicy? Nawet jeśli jest to jednocześnie kopalnia i nie ma dostaw, to jakoś wysyłasz wyprodukowany sprzęt. Tym też się zajmują droidy? - snuła głośne domysły, podziwiając zarówno projekt i wykonanie zmechanizowanej fabryki, jak i jej funkcjonowanie samo w sobie.
- Chcesz zobaczyć reaktor? - Spytał intryganckim tonem Ziddiane - Musimy się jednak ubrać w skafandry...
Em, chętnie ale... - pilotka zawahała się przez moment. - To yyy, brzmi dość niebezpiecznie. Naprawdę skafander wystarczy, żeby nie zaznać uszczerbku na zdrowiu? - zdradziła swoje obawy, dość niespokojnym głosem. - Wiesz, wolę dmuchać na zimne - dodała.
- Nie mów, że się boisz? - odparł zadziornie Ziddiane, podając skafander Becky i zakładając swój.
- Ależ skąd - odparła z uśmiechem pilotka. Nie nie bała się już promieniowania. Co się może stać? Wyrośnie jej ogon... raz już to przerabiała.
I tak poszli na zwiedzanie, rozpoczynając od głównego reaktora. Zapowiadała się ciekawa wycieczka.
 
Mekow jest offline  
Stary 23-07-2017, 21:28   #208
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Planeta Mersey
miasto Blackhill
następnego dnia…


Doc zaproponował wypad do podanej przez Becky lokacji, w celu złupienia miejscowego sklepu… albo przynajmniej ogarnięcia sytuacji. I właśnie na owym ogarnięciu się skończyło. Okazało się bowiem, że sklep nadal w pełni funkcjonuje. Miejscowy alien co prawda miał obitą mordę, jednak kolejny klient właśnie opuścił jego przybytek, po dokonaniu jakiejś tranzakcji. Wychodziło więc na to, że wszystko tam funkcjonowało normalnie, nie było więc czego łupić… no chyba, że Night i Fenn mieli ochotę wpaść do środka i pod sugestią luf skierownych w stronę właściciela, uzyskać co chcieli…



***

W tym czasie Vis, Bullit i Bix wybrali się na miejscowe złomowisko. Darakanka chciała poszukać jakiś części zapasowych, podzespołów, które mogły pomóc w wielu sprawach, i ogólnie “przydasiów” to do tego, to do tamtego. Obyło się bez wielkich problemów, potyczek i tym podobnych. Szczerze powiedziawszy, to było… nudno. Jednak co ważniejsze, Vis miała co chciała, więc to się liczyło.



***

Gdzieś tak w południe Becky nadała kolejny komunikat. Informowała w nim Doca o poznanym w mieście mężczyźnie, niejakim Ziddian’ie Carradine, jej “fanie” z dawnych lat, gdy jeszcze brała udział w wyścigach (i może i zapasach blotnych?), i o fakcie, iż ten może odkupić od nich broń, może załatwić serce dla Isabell, i że pilotka ogólnie u niego przebywa już od dobrych 15 godzin…. i są wszyscy zaproszeni na imprezę. Mocno to pokrzyżowało plany Bullita odnośnie uzyskania cyber-serca i samej sprzedaży broni posiadanej w nadmiarze, ale co tam...

***

22 piętro luksusowego wieżowca. Portier wpuścił bandę z Fenixa bez mrugnięcia okiem, wystarczyło jedynie powiedzieć, iż są oczekiwanymi gośćmi Ziddiana i Becky… pilotka chyba sobie złowiła gubą rybę, ciekawe, jak to się wszystko miało skończyć.

Ledwie wysiedli z windy, zostali przywitani przez samego gospodarza i uczepioną jego boku Becky. Ich zagubiona duszyczka wyglądała naprawdę nieźle w czerwonej kiecce, ogólnie zaś tryskała energią i uśmiechała się od ucha do ucha. Chyba było więc wszystko w porządku…

Oprócz Ryder i Carradine, na gości czekały dwie zgrabne biodroidki. Jedna blond, druga ruda, obie kuso ubrane i wylewnie witające przybyłych.

- Witamy, witamy - Uśmiechał się gospodarz, każdemu z mężczyzn podając rękę, a każdej pannicy cmokając dłoń. Był ubrany w schludną koszulę i spodnie, do tego kapelusz na głowie.
- Jejku, a Ciebie czym karmili?? - Zdziwił się na widok Bixa, żartując.

Każdy z gości otrzymał od razu w dłoń procenty, mężczyźni z kolei i po wybornym cygarze. Zamówione na tą okazję, cztery kuso ubrane panienki, już z daleka robiły słodkie minki do męskiej części załogi.


- Heeej!
- Cześć chłopaki!

- Cieszę się, iż mogę poznać resztę załogi Fenixa, Becky trochę mi o was opowiadała… proszę, siadajcie
- Ziddiane zaprosił gestem dłoni gości do suto zastawionego stołu. Biodroidki usługiwały z przyklejonymi uśmiechami, pojawiło się i sporo procentów, w tle przygrywała spokojna muzyka.
- Nie spodziewałem się tak wielkiego chłopa, zaraz przyniesiemy kanapę, żebyś mógł z nami spokojnie zasiąść do stołu - Uśmiechnął się do Bixa Ziddiane. Jak powiedział, tak też zrobiono, kanapę przyniósł z kolei robot bojowy (oficjalny ochroniarz gospodarza).

Przy samej kolacji rozmawiano o wszystkim i niczym. Załoganci Fenixa starali się nie wypaplać o sobie zbyt wiele, sam Ziddiane z kolei nie krył się z niczym. Był “handlarzem” na tej planecie, zajmując się czym popadnie, czerpiąc z tego niezłe zyski, co i potwierdziła skrycie Becky, kilka razy mrugając porozumiewawszo do Bullita. Gospodarz radził sobie nieźle, biorąc pod uwagę fakt, iż do niego należały 3 ostatnie piętra wieżowca (do tego fabryka, ale o tym reszta dowiedziała się później), miał zaś i swoje zasady, nie podejmując się wszystkiego, co było zbyt niemoralne, nawet na takiej planecie jaką było Mersey. A skoro nie zrobił sobie z Becky niewolnicy na łańcuszku, to chyba już o czymś świadczyło… zresztą Becky nie tylko przyciągała oko swą czerwoną kreacją, miała również na szyi wyglądający na dosyć drogi naszyjnik z diamentów(?). Spojrzenia jakie wymieniała z Ziddianem, od czasu do czasu muśnięcia dłoni między nimi… Becky wyglądała na szczęśliwą.

Jednak nie tylko pilotka była tego wieczoru olśniewająca, Vis również ubrała się pierwsza klasa, zaskakując nie tylko Doca. Kreacja, jaką uzyskała od Rose, wprawiła nie tylko Bullita w zdumienie… sama Rose z kolei, nie zdawała sobie z niczego sprawy, będąc niby oficjalnie na przyjęciu filmowym, odnośnie spotkania z jednym ze sponsorów… ruda tępotka póki co nic więc dziwnego nie zauważała…

~

Całe 22 piętro było dla dyspozycji gości, a znajdowały się na nim również 4 łiuksusowe apartamenty, z których mogli korzystać do woli.

W przeogromnym pokoju, w którym obecnie przebywali, oprócz wielkiego stołu z jadłem, znajdowały się i 3 kanapy ulokowane przy wiszącym na ścianie, pięciometrowym telewizorze, do tego stał tam automat z popcornem. Był i stół bilardowy, lotki, sprzęt grający muzykę, automaty do gry, jacuzzi w podłodze, bar z setką kolorowych butelek wyskokowych. Masa ciekawych, często egzotycznych dekoracji, hologramy, a nawet kilka starodawnych, zwyczajowych plakatów.

Widoki na miasto były niezłe, jedzenie i napitek również. Towarzystwo zdawało się także niczego sobie.
- Gdybym wiedziała, że to będzie takie oficjalne przyjęcie, to bym ubrała majteczki - Szepnęła do Fenna, siedząca obok niego laseczka. Ten mało się nie zakrztusił jedzeniem, szczerząc zęby, było dobrze…





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 23-07-2017 o 21:37.
Buka jest offline  
Stary 03-08-2017, 22:25   #209
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
--PRZED SKLEPEM--

Fennowi to było w niesmak, miała być łatwa kasa, albo przynajmniej darmowe towary, a tu chuj, wywiad Becky był dziurawy jak transportowiec po ostrzale z niszczyciela, rzeczywiście ktoś musiał właściciela odwiedzić, ale na czułościach się skończyło.
- Chuj z takimi informacjami. Komputer, zrób zdjęcie.
- Zrobione panie Fenn’Suzh.
Nie było sensu we wszczynaniu rozróby dla takich ochłapów jakie by tam dostali, Fenn nawet nie brał pod uwagę przepychanek ze sklepikarzem, co innego z innymi hienami.
- Spadam stąd - powiedział krótko do Nighta odwracając się w drogę powrotną. Przynajmniej wyszedł z tamtej puszki.
Gdy wrócili na statek i pojawił się Doc z resztą, przekazał mu nowinę. Trzeba będzie jeszcze spytać pilotkę kto jej to powiedział, bo chyba chciał ją wkopać, albo niech po prostu poszuka wiarygodniejsze źródła. Poprosił też go o sprawdzenie opatrunku na plecach, bo przez te ostatnie harce jak nic trzeba zmienić.

--NA PRZYJĘCIU--

Fenn ubrał się najlepiej jak mógł, a nie mógł najlepiej. Jego w zasadzie najlepsze wdzianko było lekko zakrwawione, zakurzone i zabłocone, i dlatego rzucone do prania, a i tak czyste nie prezentowało się na takie luksusy. To co mu zostało w szafie tym bardziej nie dało się nazwać eleganckim, proste spodnie z tworzywa, biały opinający podkoszulek też z nienajlepszego materiału, i na to kurtka która miała przypominać skórzaną, ale kiepsko jej to wychodziło, zresztą i tak zdjął ją na wejściu, tak samo jak i kaburę z pistoletem (choć to na prośbę gospodarza) cóż.
Suzh był pod wrażeniem przepychu jakim zostali ugoszczeni, i to tylko na kame…. kamre…. taką malutką prywatną imprezkę. Od razu stwierdził że to nie bardzo w jego stylu, był prostym chłopem, trochę stukniętym (z czego zdawał sobie sprawę) ale prostym, ze wsi. Dlatego nie umiał się zbytnio zachować. Czym się nawet nie przejął. Dania mniej brudzące, jak jakieś kawałki mięsa w panierce, czy tak zwane krewetki, jadł po prostu rękami, do innych używał sztućców, tylko nie tych co powinien, za dużo ich było, jakiś mały widelczyk, duży widelczyk, poukładane równo w jakimś dziwnym wzorze…. Ale to go też nie ruszyło, widać że czuł się dość swobodnie.
Chciał zamienić z Becky jedno słówko choć przez chwilę, ale się nie dawało, ciągle towarzyszył jej ten fircyk, ich gospodarz, a nie chciał gościa peszyć mówiąc jacy to oni mało wybredni jeśli chodzi o zarobki. A teraz jeszcze ta niezła laska taka bezpośrednia…. Ryder może jednak poczekać.
- Wiesz, mi to nie przeszkadza, naprawdę. Dobrze wyglądasz. - uśmiechnął się do dziewczyny - Ale zdradzę Ci sekret. - nachylił się do niej - Ja też nie jestem dobrze ubrany. Tylko nikomu nie mów, może nie zauważą. - puścił do niej oczko.

Bix był ubrany jak się patrzy - w rozchełstaną hawajską koszulę, do tego oczywiście biżuteria - świecący kajdan na szyi i masywne sygnety. Do tego wyglancowane wojskowe buty, postawiony na żel irokez i 300% pewności siebie wynikającej z poczucia zajebistości. Imprez była spoko - jadł ile się dało, puszczał kółka z cygar, żłopał darmowe alko i oczywiście obmacywał co mu się pod łapsko nawinęło.
- No takie impry to ja rozumiem, to jest kurna życie - pochwalił gospodarza "delikatnie" klepiąc go w plecy, po czym zwrócił się do Becky - a Ty następnym razem dawaj znać co się święci, bo paru gości oberwało, jak dopytywałem się grzecznie czy Cię nie widzieli. Ale masz tak zajebistą kiecę, że wszystko Ci wybaczam i jeszcze z nawiązką! Zajebista, nie dziewczyny? - Spytał się obu swoich "wieszaków", które wisiały mu na ramionach.

- Och, dziękuję - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem Becky i przez chwilę zarumieniła się lekko, jakby dopasowując kolor swojej skóry do ubioru. - Nie chciałam nikogo nastraszyć, po prostu nie bardzo miałam jak się skontaktować... Oczywiście dziękuję niezmiernie za troskę - powiedziała z niemniejszym uśmiechem.
- Sie wie - podsumował Młotek szczerząc się od ucha do ucha.

Nightfall poprawił dwoma palcami ułożenie ciemnych okularów o lustrzanych szkłach. Nie zamierzał upodabniać się do agenta na usługach korporacji, rzeczywistość go jednak zweryfikowała. Pomieszczenie sali bankietowej już z daleka wysyłało w jego stronę złośliwe refleksy świetlne, bijące od metalowej zastawy, talerzyków, widelczyków i biżuterii wystrojonej magnaterii z planety Zadupie Pięć Tysięcy. Okulary pomagały. Odetchnął głębiej by uspokoić nadwrażliwe zmysły. Kac morderca wciąż mocno się go trzymał. Fenn miał rację, to co serwowali w "Wesołym Rupieciu" w najlepszym razie nadawało się do czyszczenia silników lotniczych, choć po którymś kieliszku przestało się dostrzegać posmak ketonu. Burza intensywnych zapachów, która dotarła do zmysłów pirata, zabrzmiała dla rewolucjonistów z żołądka jak sygnał do nadchodzącego zrywu. Pieśń nowego porządku świata. Mężczyzna pobladł i już całkiem przypominał bezdusznego androida z Genom Inc. Z morderczym wzrokiem uruchomił procedurę poszukiwania celu, rozglądając się za balkonem lub otwartym oknem. Niech tylko ktoś wejdzie mu w drogę, albo chuchnie w jego stronę cygarowym dymem, a będzie miał aromat perfum wzbogacony o dekadencki, intensywny ton przetrawionego alkoholu, gratis.

- A to Nightfall. Jest narzeczonym osóbki która potrzebuje cyberserce - pilotka przedstawiła kolegę, prezentując jego osobę gestem ręki. - Ziddian Carradine je załatwi - przedstawiła następnie gospodarza, prezentując jego gestem ręki. Jednocześnie dała mężczyznom wspólny temat do rozmowy.

- Najlepiej w pakiecie z operacją i przy okazji wszczepem do mózgu, blokującym durne pomysły pchania się pod ogień karabinów - Night zatrzymał się na chwilę i machnął krótko w geście przywitania. Dwoma większymi krokami ustawił się pod chłodnym nadmuchem z klimatyzatora. Zanurzył dłoń w lodzie, w którym mroziły się butelki szampana, wyciągnął garść i przyłożył sobie do czoła. - Inaczej niedługo będę szukał kolejnych organów na wymianę. Przy okazji... nie chciałby odkupić pan trochę karabinów? - zapytał jak gdyby nigdy nic. - Coraz więcej się u nas tego gromadzi w ładowni - kilka strużek wody spłynęło mu po zakamarkach twarzy, niczym łzy żałoby po byłych właścicielach.
- O interesach porozmawiamy później, w nieco mniejszym gronie, po posiłku… może na balkonie przy dymku cygara? Myślę, że się dogadamy - Ziddiane kiwnął raz głową na potwierdzenie słów.

Doc w zasadzie nie odzywał się w ogóle co jakiś czas popijając i jedynie rozglądając się dookoła. Doskonale wiedział, gdzie się znalazł i z kim mieli przyjemność. Ziddiane był pancernym szczupakiem w sadzawce pełnej piranii. Bandytą który zebrał na tyle dużo kasy, że chaos w jego sadzawce nie był mu już potrzebny, więc robił w niej porządki. Bullit widział takich jak on w wielu odmianach: bogatych ranczerów, byłych zabijaków udających szeryfów, burmistrzów trzęsących miasteczkiem i okolicą… Znał te historie i znał tych typków. Ziddiane nie był księciem z bajki za jakiego go miała Becky, tylko mafiosem. Ale cóż poradzić… to miasto z takich typków się właśnie składało. Bullit nie tryskał więc entuzjazmem, bo jeszcze nie wiadomo jaka to ostatecznie będzie oferta. Poprzednia sensacyjna okazja okazała się niewypałem, więc…
Zresztą był jeszcze jeden problem, którego Becky w swym rozmarzeniu nie zauważała. Była teraz “laską szefa”, a te miały zazwyczaj tyle swobody co mieszkanki haremów… Fenix chyba będzie musiał poszukać sobie nowego pilota.
Póki co pilnował by Vis się dobrze bawiła i… by nie wpadła w oku komu nie trzeba. Na szczęście Carradine zadbał o to było tu dość miejscowych cukiereczków, słodkich i w łatwym od usunięcia opakowaniu. Co oczywiście dla Dave’a było pewnym problemem. Co prawda oboje z Vis nie byli małżeństwem, a i celibat nie był mocną stroną żadnego z nich, to jednak głupio było ślinić się do miejscowych par cycuszków, gdy Vis zadbała o to, by jej własne były magnesem na spojrzenia.

Vis na przyjęcie przybyła w zaskakująco dobrym humorze, biorąc pod uwagę że miała się znaleźć w gronie kompletnie sobie nieznanych osób tylko i wyłącznie po to by pić, rozmawiać i zapewne tańczyć, chociaż nie była do końca przekonana czy tańce zostaną włączone w repertuar. Rose, którą Darakanka odwiedziła w celu znalezienia odpowiedniego stroju na taką okazję, podrzuciła dziewczynie kilka informacji na temat tego jak to zwykle bawiono się na przyjęciach. Vis nie była pewna czy to, na które się udawali także zakończone zostanie czymś, co wedle opisu Rose wyglądało jak orgia, ale że sama nie miała w tej dziedzinie doświadczenia, uznała że weźmie z tego co Rose mówiła sam początek, a reszta wyjść będzie musiała w praniu. Względnie podpyta doktorka, który wszak wiedzę potrzebną do przygotowania Darakanki na to co ją czeka, mieć powinien.
Trzymając się blisko Doc’a opuściła windę wraz z pozostałymi, próbując przy tym nieco nerwowym ruchem obciągnąć brzeg sukienki, którą to udało się jej uzyskać od rudej.



Kreacja sama w sobie była całkiem wygodna i w przeciwieństwie do spódniczki, którą pożyczyła wcześniej, zakrywała całkiem sporą cześć tyłka i nóg. To, że po części za ową zasłonę robił półprzezroczysty i dość zwiewny materiał, jakoś nie umniejszało jego zasługi w oczach dziewczyny. Najważniejsze jednak, że kreacja podobała się doktorkowi i tego Vis postanowiła się trzymać, podobnie jak nie zamierzała zbytnio od samego doktorka się oddalać. Groziło to bowiem albo jakąś wpadką, albo też tym że w pewnym momencie, przytłoczona zbytnią ilością nowych bodźców, Vis zwyczajnie z przyjęcia się urwie i wróci na statek. To ostatnie oczywiście zakładało tą lepszą wersję wydarzeń bo o gorszej nie miała ochoty myśleć.

Bullit trzymał dyskretnie końcówkę ogona Vis głaszcząc ją delikatnie i uspokajająco. On musiał być w miarę trzeźwy, bo nie ma co dyskutować po pijaku z mafiosem. Ale Darakanka mogła się rozluźnić i zabawić. W końcu on czuwał.

Z całej wypowiedzi Ziddiana najmocniejszy wydźwięk pozostawiło słowo "balkon". Night odebrał swój płaszcz pozostawiony przy wejściu, wymanewrował grupkę gości i gospodarzy, którzy mimo, że nieliczni robili więcej hałasu oraz zajmowali więcej miejsca, niż po takiej garstce można by było się spodziewać. Drzwi otworzyły się automatycznie, gdy tylko się do nich zbliżył, a z zewnątrz wraz z podmuchem wiatru przyszło orzeźwienie. Miejsca, na którym stanął, nie nazwałby balkonem, prędzej tarasem. Widok na panoramę miasta był niesamowity, jednak bogacz najwyraźniej nie tylko przyziemnymi sprawami się zajmował. Tuż przy balustradzie, rozstawiony na trójnogu znajdował się sporych rozmiarów, profesjonalny teleskop, z okiem skierowanym gdzieś pomiędzy gwiezdne konstelacje. Pirat pociągnął długi łyk z butelki, syntetyczna, choć stylizowana na karafkę, zawierająca tak krystalicznie czystą wodę, jakiej jeszcze w życiu nie smakował. Poszukał etykiety, ciekawy źródła, jednak towar dla prominentów kierował się swoimi prawami. Kawał papieru z informacją o promocji, jedyne dwa dziewięćdziesiąt tylko niszczył by design. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni i założył rękawice, czarne jak reszta jego stroju. Jakby nie było znajdował się na dwudziestym drugim piętrze, a wiatr przenikał do szpiku kości. Zbliżył się do teleskopu i spojrzał w wizjer, sprawdzając których ufolów rogacz podgląda. Ostrożnie wypróbowywał, do czego służą poszczególne pokrętła.
 
Raist2 jest offline  
Stary 05-08-2017, 12:33   #210
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdzieś tak w pół godziny samej kolacji, gdy wiel osób najadło się już do syta, oraz uzyskało zadowalający poziom alkoholu we krwi…

- A ja bym zatańczyła! - Pisnęła nagle siedząca obok Fenna Emmy, spoglądając właśnie na niego - No chodź... - Klepnęła go w ramię.

- Taaak, taaańce! - Przytaknęły Zia i Narissa, po obu stronach Bixa, po czym… zaczęły zgrabnie nieco wywijać jeszcze własnymi tyłkami na krzesłach - Umiesz tańczyć wielkoludzie? - Spytały Młotka.

- Droga wolna - Uśmiechnął się Ziddian, wskazując dłonią odpowednie miejsce do tańców niedaleko stołu, po czym spojrzał na Becky, jakoś tak wyczekująco, lekko się uśmiechając…

- Koniecznie - rzuciła z uśmiechem pilotka, wstając z miejsca i chwytając mankiet jego wystawionej dłoni, pociągnęła go nieznacznie za sobą.
To jak facet się ruszał, jak tańczył, świadczyło o jego umiejętności odczytywania intencji i mowy ciała partnerki. Wspólne tańce rzucały promień światła na kwestię wzajemnej kompatybilności i porozumiewania się bez słów obojga partnerów, a to jak się z kimś spędza czas na parkiecie, często miało potem swój odpowiednik w łóżku... A Becky ciekawa była jak Zaddine zatańczy.
Ona sama miała dużą ochotę trochę się poruszać. Najadła się - ale nie przejadła, a alkoholu popijała ostrożnie - w sam raz pod dobry humor. Idealna kombinacja.

Tilly z dziwną miną spojrzała na Nightfalla, po czym golnęła sobie po raz kolejny, i ze smętną miną dłubała widelcem we własnym talerzu.

Fenn nie miał nic przeciwko poruszania się trochę, wręcz zaczynało się tu robić dla niego trochę zbyt drętwo. Wstał od stołu porywając wręcz Emmy na parkiet. Zaczął tańczyć z dziewczyną, i chociaż mistrzem tańca to on nie był (ale nie przeszkadzało mu to) to wstydu też nie robił.
- Powiem Ci że jeszcze chwila i sam bym wszedł na parkiet. - uśmiechnął się do partnerki ruszając się w rytm muzyki, nachylił się jeszcze do jej ucha - Mój kumpel nie jest dzisiaj w predyspozycji do zabawy, może zawołasz biedną Tilly? Niech nie cierpi z jego powodu.
- Wooohooo! - Od stołu odskoczyła Rose, również chcąc potańczyć, po czym zaczęła się sexi wyginać całkiem blisko Keetara - Zróbcie miejsce dla mnie, zróbcie miejsce dla mnie... - Przypuściła atak kręcąc tyłkiem w ich stronę.
- Dla każdego się i miejsce znajdzie! - zaśmiał się.
Jedną ręką chwycił w pasie Emmy drugą robiąc to samo z Rose, by za chwilę chwycić obie za dłonie i okręcić dziewczyny by tańczyły przed nim.
- Jeszcze komuś mało partnera?! - krzyknął do sali.
- Kurna że niby ja nie umiem tańczyć? - Młotek wypiął dumnie klatę, wlał do szklany z palemką czysty spiryt oznaczony trupią czachą, doprawił połówką limonki po czym wychylił duszkiem i przetarł łapskiem usta. Zawiało alko na dwa metry! Ale Bix na trzeźwo nie tańczył, za to po pijaku był we własnym mniemaniu tancerzem klasy galaktycznej, a już przynajmniej układowej - Miejsce miszczowi robić, leszcze!
Wielkolud wpadł na parkiet i zaczął wywijać ucieszne wigibasy, z których każdy trzeźwy musiał boki zrywać. Ale z drugiej strony pokazał że potrafi "tańczyć" z jedną dziewuchą na każdym ramieniu. W każdym razie wszyscy usunęli się pod ściany by uniknąć chaotycznych ruchów szalejącego nosorożca.

Siedząca obok Doc’a Vis rzuciła wpierw niepewne spojrzenie na “parkiet”, a następnie na doktorka. Wyglądało na to, że Młoteczek zajął większość miejsca ale i tak zostało go sporo by i ci, którzy jeszcze nie dołączyli do zabawy, mogli zaszaleć. Tyle tylko, że Vis nie była do końca przekonana co do tego, że pomysł rzucony przez jedną z dziewczyn, był taki znowu dobry. Nie żeby tańczyć nie umiała ale zwykle miała w tej czynności do towarzystwa przyczepioną do podłogi lub stołu, solidną rurę, a takowej póki co nie wypatrzyła. No i nie była też pewna co do tego jakby doktorek zareagował gdyby jej się udało takową znaleźć.
- Chcesz zatańczyć? - zapytała Doca, sięgając na wypadek twierdzącej odpowiedzi po swój kieliszek… Po raz któryś już tego wieczoru.

Doc wyrwany z gapienia się to na ślicznotki Carradine’a, to na biust Vis i czasem rąbek jej sukieneczki, to na ochronę, to na kieliszki które pochłaniała w dość szybki tempie.
-Nie bardzo wiem… jak się tańczy do tych kawałków. Mogę pogibać się jak pijana kłoda… jeśli to nie problem.- odparł z uśmiechem.-A ty pewnie umiesz tańczyć?

Vis z uśmieszkiem potaknęła głową po czym niespecjalnie starając się by jej głos zniżył się do szeptu, oświadczyła wesoło
- Pewnie że umiem tylko do tego potrzebuję rurę. Taką solidnie przymocowaną do podłogi lub stołu - dodała, na wypadek gdyby doktorek nie skojarzył o jaką rurę jej chodziło. - Tylko że chyba takiej tu nie znajdę więc… Jak nie chcesz potańczyć to nie musimy - wzruszyła ramionami i ponownie skosztowała zawartości kieliszka, rozglądając się przy tym za czymś słodkim co jeszcze mogłaby zjeść, korzystając z tego że większość biesiadników zajęła się innymi czynnościami niż jedzenie.

Bullit miał problemy z odpowiedzią bo… metaforycznie zbierał szczękę z podłogi, wgapiony w Vis i jej krągłości. Trzeba przyznać, że Doc’owi było łatwo sobie wyobrazić Darakankę zmysłowo wijącą się przy takim “meblu”... zdecydowanie zbyt łatwo i zdecydowanie zbyt ciasne założył spodnie. Łyknął sobie sporą ilość trunku i w końcu wydukał.
-No… jeśli chcesz spróbować tańczyć, to nie mam nic… przeciw… nic a nic. Tylko fajerwerków nie oczekuj po mnie.

W tym czasie Fenn razem z Emmy i Rose za to tańczyli w najlepsze, i to nie tańce balowe, o nie, zdecydowanie nie takie, a ordynarne kręcenie tyłkami razem z ocieraniem się, chwytaniem w talii, śmiejąc się przy tym i nie przejmując się zbytnio czy to wypada.

- To nie wydaje się takie znowu trudne czy inne od tańczenia na rurze - stwierdziła Vis, ruchem głowy wskazując na Fenna i towarzyszące mu partnerki. - No a co do fajerwerków… - spojrzenie Darakanki powróciło do doktorka po czym ześlizgnęło się nieco niżej niż twarz Doc’a. - Nooo dobrze - rzuciła, wstając i spoglądając na doktorka wyczekująco ale i z nader psotną minką. Jak nic wypity alkohol działał już w najlepsze.
-Chcesz się tak poocierać jak oni?- Doc zerknął na Fenna i jego towarzystwo, a potem Bix’a. -No dobrze… chyba… jakoś poradzimy sobie.
I wstał powoli z siedzenia przyglądając się Darakance. I czując że na sali jest jakoś tak strasznie gorąco.
- Poradzimy - zapewniła pogodnie Vis, łapiąc dłoń doktorka i ciągnąć go w stronę Fenna i dziewczyn, bo zbliżanie się do Młoteczka mogło mieć niezbyt korzystne dla zdrowia i urody skutki.

Ich dołączenie do grona tańczących nie wpłynęły jakoś specjalnie na Becky i Ziddiana, którzy cali zadowoleni wywijali kilka matrów od nich.
Fenn zaś widząc kolejne osoby wchodzące na parkiet, zręcznie przesunął się kawałek robiąc im miejsce. Zaś Doc pozwalał się prowadzić Darakance na parkiet i poprowadzić w tańcu. Miał z jednej strony ułatwione zadanie, bo tańcząc musiał skupić się na Vis. Z drugiej jednak strony… musiał skupić się na Vis, w dość pobudzającej wyobraźnię sukience przyciągającej wzrok do atrybutów jej urody… zamiast do jej stóp, które winien śledzić.

Vis zaś dość szybko doszła do wniosku, że zaadaptowanie tego, czego nauczyła się w klubie do obecnej sytuacji nie było wcale takie trudne. Wystarczyło przyjąć że Doc stanowi taką właśnie rurę, przy której tańczyła i na dobrą sprawę było po problemie. Problem polegał jedynie na tym, że doktorek rurą nie był, a jak już to taką z rękami i nogami oraz z możliwością zmiany swojej pozycji. Wystarczyło jednak wprowadzić kilka zmian do programu i sytuacja była do ogarnięcia. Biorąc zaś pod uwagę, że jej ruchy tylko niewiele się różniły od tych, które wykonywały pozostałe tancerki na parkiecie, można było rzec że szło jej całkiem nieźle. Miała też przy tym nie lada frajdę, co odkryła z pewnym zdziwieniem. Nigdy nie sądziła, że polubi coś takiego jak wspólny taniec na przyjęciu. Nigdy też nie sądziła że w jakimkolwiek weźmie udział, a tu niespodzianka. Z wesołą miną oplotła szyję doktorka ramionami i wciąż oraz dość sugestywnie poruszając resztą ciała, stwierdziła pogodnie.
- Widzisz, nie jest tak źle. - Szybkie rzucenie okiem na pozostałych tylko dodatkowo podkreśliło prawdziwość jej słów. Zdecydowanie źle nie było, wszyscy dobrze się bawili i na chwilę można było nawet zapomnieć o wszystkich problemach które mieli za sobą i tych które wciąż na nich czekały.
-Nie jest…- skłamał doktorek. Bo było tak źle. Przynajmniej od jego strony. Vis otuliła swoimi krągłościami Doca niczym bluszcz. Wiła się wokół niego, ocierała zmysłowo… co groziło mu eksplozją. No i za co tu chwycić, za biodra, za pupę… Ciężko byo też zachować spokój, gdy wlany w siebie alkohol i słodka pokusa podgrzewały krew, ale… jakoś Dave dawał radę.

Fenn momentami obserwował kątem oka tą całą Vis, niby członek załogi a widział ją może ze dwa, trzy razy. Ale przyznać musiał, niezła laska i czuje klimat. Choć na początku wydawała się taka zahukana, a tu proszę co w niej siedzi.
- Nieźle. - z przyjacielskim uśmiechem pochwalił ją krótko kiwając przy tym głową.
Przydałoby się ją chociaż trochę poznać i wymienić kilka zdań skoro lata się w jednej puszce, jednak widział że nie ma co wymuszać bo znowu schowa się w sobie. Powolutku….. co niestety nie zawsze mu wychodziło.

Becky uśmiechnęła się od ucha do ucha, widząc popisy koleżanki z załogi, oraz minę jaką w ramach reakcji na to zaprezentował ich doktorek. Ale tylko przez chwilę na nich zerkała, gdyż osobiście wolała się jednak skupić na swoim partnerze i ich wspólnych manewrach.

Bullitowi tańce wychodziły dosyć średnio, samej Vis nieco lepiej, jednak Darakanka chyba jeszcze za mało wypiła, albo i “rura” była nieodpowiednia, dziewczyna jeszcze nieco zestresowana… w każdym bądź jednak razie, nikomu ich wygibasy nie przeszkadzały, a oni sami bawili się w najlepsze, więc kij tam z tym, bylo dobrze.

Fenn wywijał całkiem całkiem, nawet i lepiej od samej Emmy(!), jednak przyćmiła ich Rose zdecydowanie kręcąc o wiele lepiej tyłeczkiem… zresztą, lepiej niż ktokolwiek na parkiecie.



Z kolei przytupasy Bixa, z dwoma panienkami na ramionach, wcale nie były takie złe. Póki co, żadna jeszcze nie spadła na pyszczek, popiskując wesoło wśród podrygującego mięśniaka. Nie, to nie było kiepskie, to było zabawne!.

Becky i Ziddiane również radzili sobie całkiem całkiem, choć sam mężczyzna starał się, by owy taniec nie był wyuzdanymi pląsami i ocieraniem się o siebie, trzymając fason.
- Czy my kiedykolwiek przestaniemy się wzajemnie zaskakiwać? - Spytał pilotkę żartem.

- Wątpię - odparła Becky z uśmiechem i trzymając dłoń mężczyzny nad swoją głową zrobiła kolejny szybki obrót wokół własnej osi, aby po nim zostać objętą w jego ramiona i powrócić do nieco bardziej normalnych figur.
- Bo to zależy od ilości posiadanych niespodzianek, oraz zdolności do tworzenia nowych, a to drugie jest nieskończenie wielkie - dodała, gdy w następnej chwili zawirowali w niezłym młynku, niczym jedna całość wirująca przez chwilę wokół własnej osi.

- Hej mała, co tak smutasz, no chodź! - Nagle Rose pląsem ruszyła do siedzącej przy stole Tilly, po czym wprost wyciągnęła ją za rękę do pozostałych. Bawili się więc nieźle wszyscy… poza skacowanym Nightem na tarasie. No cóż.

Vis podziękowała uśmiechem Fennowi za jego komentarz i nawet udało się jej nie wypaść z rytmu ani nie zestresować zbytnio co przywitała z radością. Widać powoli, przy pomocy doktorka, zaczynała nabywać umiejętności niezbędnych w środowisku istot żywych.
- Wam też idzie całkiem nieźle - odbiła pochwałę, bo nie dało się ukryć, że grupka Fenna radziła sobie naprawdę dobrze. Szczególnie Rose, u której widać było że nie jest to jej pierwszy czy setny raz gdy na parkiecie pokazuje swoje wdzięki.

Bullit z tego wszystkiego najbardziej się cieszył, że zdołał zatrzymać rączki przy sobie… znaczy na biodrach Vis, choć kusiło go by zrobić sobie małą wędrówkę nimi po jej ciele. Ten taniec schodził na dość figlarne tory.

- Bixa nikt nie przebije dzisiaj. Hahaha. - zaśmiał się Fenn - Król parkietu normalnie. Sorki Rose.- przeprosił niewinnie jedną z partnerek.

- Mhm - Vis potwierdziła wielce wylewnie po czym odrywając się nieco od doktorka dodała. - Młoteczek kryje w sobie wiele niespodzianek. Niektóre naprawdę duże - poinformowała z wesołą miną, zmieniając pozycję i na powrót przylepiając się do doktorka, tym razem przyciskając do niego tyłem, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jej słowa zawierały dość wyraźny podtekst. Oczywiście, podtekst nieświadomy..

Doc pewnie by się na tym podtekście skupił, ale krągłości pupy Vis delikatnie mu to utrudniały. Nie wiedział co prawda skąd Darakanka wiedziała o niespodzianka Bix’a, ale też nie potrzebował wiedzieć. Miała prawo być frywolna… gorzej, że ta frywolność, akurat pojawiła się teraz wywołując mimowolne, ale jednoznaczne ruchy bioder Bullit i wyraźny dotyk jego “niespodzianki” na pośladkach Vis.
- Drażnisz bioderkami się z dziką bestyjką… nie jestem z kamienia.- rzekł jej cichym głosem Dave żartobliwie prosto do ucha, które potem delikatnie ukąsił.

- Tej niespodzianki nie chcę sprawdzać. - Fenn zażartował w stronę Vis - Wolę innego rodzaju u kogo innego - spojrzał wymownie na tańczące przy nim dziewczyny - A ty Doc co tak cicho? Nie skupiaj się tak bo zaraz popuścisz. - Keetar nie zdawał sobie sprawy z “problemów” jakie przeżywał Doc, choć gdyby wiedział, nie dziwił by się zbytnio.

- Jesteś pewien? - odszepnęła doktorkowi Vis, odchylając głowę do tyłu tak by móc kątem oka spojrzeć na niego. Jej ruchy zmieniły się nieco, ogniskując dokładnie tam, gdzie tkwił doktorkowy problem. Najwyraźniej dziewczyna nie miała nic przeciwko drażnieniu bestii, a wręcz można było rzec, że sprawiło jej to wielką przyjemność.
- Preferujesz kobiecych mechaników? Naprawdę? Super - ucieszyła się, powracając do wymiany zdań z Fennem. - Chociaż Młoteczek naprawde posiada duże umiejętności w tym zakresie. Powinieneś go zobaczyć przy pracy - kontynuowała wesoło, dalej wychwalając zalety Bix’a.

-Doprawdy… Sama powinnaś się domyślić, co czuję…- mruknął Doc przyciskając zaborczo Vis do siebie, gdy obejmował ją rękami w pasie więc Darakanka wyraźnie czuła to co wywoływała, ocierając się tyłeczkiem. Sukienka od Rose najwyraźniej stanowiła mierną barierę przed dotykiem.
Po czym spojrzał na Fenna i dodał.- Skupiam się na tym co mam pod ręką, a ty masz dwie ślicznotki i trochę o nich zapominasz.

- Żartujesz sobie? Spocone ciała, ślad na policzku po smarze. Jak to ma się nie podobać? - odpowiedział Fenn zastanawiając się przy tym co fiut Bixa ma wspólnego z mechaniczkami…
- Taki los. Nie bój się, tak łatwo o nich nie da się zapomnieć. - odpowiedział Docowi, a na potwierdzenie swoich słów przyciągnął obie partnerki do siebie po czym okręcił je by znów stanęły przed nim.

- Wolę czuć niż się domyślać - Vis zachichotała, tym razem nawet nie starając się zniżać głosu do szeptu, bo i po co? - No właśnie nie wiem co tu jest do niepodobania się, same dobre rzeczy - przyznała Fennowi rację.
- Vis.. bo się zemszczę.- szepnął Doc i delikatnie ukąsił szyję Darakanki, pokazując ów rodzaj zemsty. Nie brzmiało to strasznie.
- Ty się nie mścij, tylko zacznij się bardziej udzielać. Tańcz, no i daj jej kilka klapsów - rzuciła roześmiana Becky, która przytulona do Ziddiana robiła z nim małe tournee piruetów dookoła wszystkich zgromadzonych na parkiecie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172