Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2021, 19:32   #1
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post [Warsztaty OW] Vivere Militare Est

Link do komentarzy.



W czterdziestym pierwszym milenium istniała jedynie wojna.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=yA7FCCelA4s[/media]
Tip: prawym na odpalony 'film' i kliknąć Loop/Powtórz.

Maksyma, którą znało wielu ówcześnie żyjących ludzi. Nie dziwota. Imperium Ludzkości na każdym kroku było rozszarpywane konfliktami zbrojnymi z mnogością wrogów o ludzkiej, nieludzkiej bądź kiedyś ludzkiej twarzy. Nie inaczej było w skrawku kosmosu pomiędzy pogranicznymi sektorami Segmentum Obscurus – Scarus i Calixis. W istniejącej tamże Dzikiej Przestrzeni, w rejonie znanym w Calixis jako Peryferia, już od ponad osiemdziesięciu lat tlił się wielostronny konflikt pomiędzy reprezentowanymi przez Calixis siłami Imperium, kosmicznymi orkami z Waaagh! Warlorda Ghenghiza Grimtoofa zwanego Git-Slaver, ex-imperialnymi separatystami z Severańskiego Dominatu z Diukiem Severusem Trzynastym na ichnim tronie oraz mnogością pomniejszych band i grup czy to xenos, czy ludzi (albo raczej „ludzi”). Jedną z planet położonych relatywnie blisko Calixis była Skrynne – onegdaj świat uznawany za świat śmierci/świat dziki, ze względu na ciężki tropikalny klimat i rozległe lasy deszczowe po których grasowała niebezpieczna xenofauna. Ponadto „od zawsze” (czyli od setek lat jakie minęły od czasów kolonizacji) była domem dla tak zwanych dzikich orków. Koloniści wielokrotnie się z nimi zmagali, co i rusz odnosząc ciężko wywalczone zwycięstwa. Ostatnie takowe miało miejsce 145 lat wstecz, kiedy to biedna kolonia powiedziała „dość” i w zdeterminowany, xenobójczy sposób unicestwiła północny dżunglowy kontynent, sterylizując go ogniem i radiacją. Zagrożenie ze strony orków zostało zażegnane na półtora wieku. Wreszcie można było skupić się na osiągnięciu agrarnej samowystarczalności, pobudować miasta, rozwinąć handel pozaplanetarny.

Dziesięciolecia później nastała wspominana powyżej międzygwiezdna wojna. Skrynne było wobec Imperium ze wszech miar lojalne i poświęcało ciężko wypracowaną, acz mikrą daninę na rzecz „Frontu Obrotu”, stanowioną głównie przez regimenty żołnierzy rodzonych i szkolonych na tej ziemi. Sytuacja miała się diametralnie odmienić kiedy rząd planetarny wespół z wysłannikami kontrahenta handlowego, Domu RT Gibrahan, odkrył niewyobrażalnie wielkie zasoby promethium (głównego paliwa użytkowanego przez Imperium) pod ziemią Skrynne – wystarczające ilości aby samodzielnie zaspokoić głód światów rdzenia Calixis przez... setki lat. Niestety, celebracja została ucięta przez wytrzebienie ekspedycji w pień przez – jakżeby inaczej – dzikich orków z północnych dżungli, które zdążyły odrosnąć przez te półtorawiecze wraz ze swoimi rezydentami (raz jeszcze dowodząc, że zarazy orkoidów nie szło tak łatwo wytrzebić). Tubylcy i RT Gibrahan zaangażowali się w kolejną kampanię precyzyjnych orbitalnych bombardowań i taktycznych uderzeń oraz ustalili między sobą podział zysków z rychłego wydobycia „czarnego skarbu”. Kontrahenci już cieszyli się z nadchodzącego zwycięstwa. Dzielili skórę na niedźwiedziu – i raz jeszcze dostali za to po łapach od Losu. Do układu gwiezdnego przybyła armada orczych okrętów z Waaagh! Grimtoof pod wodzą Grimmsnikka Tufgoba, prominentnego Warbossa, i jego prawej ręki – Big Meka Gargmeka Zagwizza. Statek Gibrahanów czmychnął, zostawiając Skrynne na pastwę inwazji. Kosmiczni Orkowie wchłonęli swoich dzikich kuzynów i rozpoczęli wojnę totalną, która w kilka miesięcy strzaskała ludzką cywilizację na Skrynne. Przez następne lata orkowie kontynuowali eksterminację tubylczej populacji oraz przywróciły produkcję promethium na rzecz najeźdźców. Szacowano, że z dziesięciomilionowej ludzkiej populacji przetrwało jedynie kilkaset tysięcy survivalistów poukrywanych po dżunglach.

RT Gibrahan użył swoich wpływów w Departmento Munitorum i oddał na rzecz Imperium znaczną część przepisanych mu zasobów w zamian za pomoc w odbiciu planety, niemniej jednak wobec piętrzących się problemów na froncie i zapleczu, naczelnemu dowództwu kilka lat zajęła materializacja odsieczy – i wcale nie była ona wystarczająca. Planetarni lojaliści, poinformowani przez imperialnych agentów, zapłacili wysoką daninę w krwi aby odbić jedno z naczelnych lądowisk do przyjęcia odsieczy. Pełen regiment lekkiej piechoty IG, 4th Brontian Longknives, oraz niewielki szwadron krążowników IN dołączyły do wojny o Skrynne. Siły te wystarczyły do utworzenia patowej sytuacji, gdzie obydwie strony kontrowały poczynania mające na celu przejęcie całkowitej władzy nad planetą i jej zasobami. Być może udałoby się odnieść zwycięstwo już wtedy, ale niezbyt liczne siły odsieczy, wielkie armie orkoidów i zachowawczość tubylców (którzy byli straumatyzowani klęską i ludobójstwem, czuli się też porzuceni przez Imperium) przyczyniały się do impasu. To zaczęło się zmieniać dopiero w roku 813.M41, kiedy to na planetę trafił dodatkowy pełen regiment piechoty liniowej IG - 291st Praetorian Guard, „Redcoats” oraz garść innych, mniejszych jednostek. Dzięki wsparciu tych zaprawionych w bojach wiarusów szczególnie niechętnych orkom udało się rewitalizować obronę odpierając atak orkoidów na główny kosmoport a także zjednać sobie lokalnych Skrynnian, przejąć jeden z głównych kompleksów wydobywczo-rafineryjnych, zbudowanych jeszcze przez Gibrahanów, a potem go jeszcze wybronić przed kontratakami. Wkrótce siły Imperium na Skrynne uzyskały samowystarczalność paliwową i można było zaoszczędzone miejsce na transportach przeznaczyć na inne materiały wojenne. „Redcoats” nawiązali skuteczną współpracę ze Skrynnianami, czyszcząc okolicę z orkoidów i natywnych drapieżców, wzmacniając obronę tubylczych posterunków oraz przeprowadzając szturm na bazę Big Meka Zagwizzy. Atak ten zwieńczono błyskotliwym zwycięstwem – Zagwizza zginął wraz z praktycznie całą swą kadrą Meków, obóz legł w gruzach, a zszabrowane i zbudowane od podstaw pojazdy przerobiono na wraki. W toku dalszych działań wojennych powoli otwierało się okienko do uderzenia na rdzeń sił Tufgoba. Wyparto je aż po pas terenu o promieniu 20 km wokół rozbitego pojazdu-meteorytu zaadoptowanego przez orasów (tzw. Ork Rok) - “desantowca”, którego Tufgob i Zagwizza użyli do inwazji na Skrynne. Pozycje te osiągnięto w ostatnim tygodniu Aprilisa. Niestety, w trakcie przygotowań do oblężenia nadleciały trzy kolejne, nieco mniejsze “skauy” z posiłkami z Avitohol, z samego serca Waaagh! Grimtoof. Pozycje Imperialistów się załamały i rozpoczął się odwrót. Następny tydzień był jednym wielkim burdelem - próbą odparcia orków (szybko przeradzającą się w próbę kontrolowanego odwrotu), zatrzymaniem i stabilizacją frontu (ciężko okupioną w ludzkich żywotach) i nieudanymi próbami przełamania wrażej obrony. 291st “Redcoats”, Skrynne-guard (odtworzona formacja PDF) i 4th Brontian Longknives ledwo dawali radę bronić swoich pozycji i postępujących operacji kopalnianych AdMechu. Wreszcie dowództwo przysłało im pomoc w postaci dwóch zasobów wyciśniętych z rezerw - jakiejś jednostki doświadczonych Łowców Orków oraz całego regimentu Catachańskich Wojowników Dżungli. Dzięki tym oddziałom sytuacja się zaczęła stabilizować i udało się zachować pierwotne zdobycze z czasów, kiedy „Redcoats” odnosili pierwsze sukcesy. Pułkownicy i majorzy mieli nawet nadzieję na nową ofensywę i załatwienie sprawy na Skrynne. Ha. Jak głosiła jedna z imperialnych maksym...

Nadzieja jest pierwszym krokiem na drodze ku rozczarowaniu.

Naczelne Dowództwo Frontu – w swej transcendentalnej mądrości – opracowało plan (kolejnej) inwazji na położony głębiej pośród peryferyjnych gwiazd system oznaczony jako „Strefa Wojenna Epsilon” (vel układ Helena), oddelegowując tam „Redcoats” i tłumacząc to sobie tym, że Brontianie i Skrynnianie byli w stanie już sami sobie poradzić z bandą Tufgoba. Wycofanie 291st zbiegło się z próżnią, której nawet doświadczeni Ork Hunters czy Catachanie nie byli w stanie wypełnić. Doszło nawet do katastrofy, kiedy to Tufgob osobiście zastosował pewien chamski fortel i wespół ze swoimi Nobzami zmasakrował jednostkę Łowców w chytrej zasadzce. Catachanie również ponosili wysokie straty, podobnie inne formacje. Sytuacja znów zaczęła się sypać, choć tym razem HQ zrozumiało swój błąd bardzo szybko. Nie mogąc cofnąć „Redcoats”, sięgnęło do nowej fali calixjańskich rezerw wojskowych. W rzadkim przejawie łaski (albo desperacji), zebrano z całego Frontu pozostałości różnych skrynniańskich regimentów, głównie lekkiej piechoty, komponując je w jedną grupę operacyjną. Nie one jednak stanowiły trzon nowej odsieczy, a regiment znany jako 8th Fensalir Dragoons - ludzie ze wszech miar doświadczeni w walkach z orkoidami. Te świeże siły były w stanie powstrzymać pochód zielonoskórych i zachować dotychczasowy stan posiadania planetarnych obrońców.

A przynajmniej istniała taka nadzieja. Znowu.

Minął już miesiąc od lądowania na Skrynne, nastał miesiąc Iunius według staroterrańskiego kalendarza, roku 813.M41. Ósmy Regiment Fensalirskich Dragonów zdążył się już „zadomowić” na planecie, a nawet poszerzyć terytoria kontrolowane przez ludzi. Znaczna część jednostki była w polu, skoszarowana w szeregu obozów na północno-wschodnim pograniczu. Linia frontu przebiegała tutaj jedynie na papierze, złamana przez pofałdowany teren, cieki wodne, bagna i gęste dżungle. Oprócz ciężkich warunków pogodowych i szybkorosnącej (oraz nierzadko toksycznej) flory, obozowicze musieli stale zmagać się z rajdami orków i działalnością drapieżców (a szczególnie lokalnej, wrednej odmiany drapieżnego kotowatego, tzw. „terror-kota”). W jednym z takich miejsc – Camp Orange w rejonie Tranh Dat, położonym praktycznie na samej szpicy kontestowanych ziem – skoszarowano między innymi ich: Drużynę B z Siódmego Plutonu, Trzecia Kompania. Była to obiecująca grupa, która zdążyła w swym wciąż krótkim życiu przetrwać kilka akcji przeciwko orkom (głównie na macierzystym Fensalirze w ramach służby przygotowawczej w PDF). Stanowili ją między innymi starsi szeregowi: William Chesterfield, szef drużynowej Chimery; Johnny Capahalla, specjalista od granatników i innej broni; oraz Ella Min-Ji, sanitariuszka plutonowa. Była też nadprogramowo duża ilość doradców przydzielonych do pododdziału. A byli to: kapelan Sarvus Erazerius z Eklezjarchatu; tech-kapłan z AdMechu w randze wieszcza napędów oznaczony Epsilon-Theta 92; psyker Vorgen Smith ze Scholastica Psykana; a także młodsza komisarz Marie Léandre, sprawująca nadzór nad tą 'kolorową' grupą. W jej skład weszli także auksyliariusze z ras 'ab-ludzkich': ratlinski snajper, st. szer. Willo Schwarzido oraz ogryn szer. o imieniu Graugr. W skład ekipy wchodziło także siedmiu szeregowych gwardzistów, jeden serwitor, a nawet jeden rejestrowany pies tresowany do walk (należący do Schwarzido).


Ci ludzie (i 'ab-ludzie') nie byli tak do końca typowym pododdziałem tego regimentu - nagromadzenie "osobistości" oraz liczebność over-strength wyróżniały ich równie bardzo jak garść sukcesów w polu, status „okrzesanych”, reputacja solidnych. Mimo to, ostatnie dni były dla nich jak co tydzień – wypełnione znojem pracy na rzecz utrzymania obozu i jego obrony oraz niebezpiecznymi patrolami w dzikiej okolicy.

Wkrótce jednak ta rutyna miała zostać złamana, a oni sami mieli zostać rzuceni w wir wydarzeń, które wstrząsną całym Skrynne...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 09-08-2021 o 21:04. Powód: Rezygnacja graczy Zell i Seachmall.
Micas jest offline  
Stary 29-07-2021, 14:22   #2
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

- No dalej, chodź - w głosie Vorgena było słychać złość.
- Drgnij ty pieprzona pało! - Stał wewnątrz namiotu numer 146. Wysoki i nieco wychudzony. jego pancerz i hełm leżały na jednej ze skrzyń. Obok opierał się jego M36. Mundur miał nieregulaminowo rozpięty, a rękawy podwinięte za łokcie. Wyciągał przed siebie prawą dłoń, a w lewej kurczowo ściskał okrągły przedmiot.
- No dalej! - Nerwy już mu puszczały.
Po drugiej stronie namiotu, jakieś dwa metry od Vorgena stał idealnie wyważony drąg wzmacniany plastalą, z wypaloną inskrypcją w wysokim gotyku i symbolem Adeptus Astra Telepathica.. Opierał się delikatnie o ustawione jedna na drugiej skrzynki. I jak można było się domyślić nie poruszał się.
- Do mnie!
Smith próbował krzyczeć, prosić, grozić. Zamykał oczy i otwierał. Jednak prawda pozostawała prawdą. Drąg ani drgnął.
- Do dupy - powiedział niski damski głos. Przy Vorgenie stała niewysoka ciemnowłosa kobieta. W przeciwieństwie do psykera ona miała na sobie pełen mundur okryty pancerzem. Ba, miała nawet hełm na głowie, a w dłoniach M36 był gotów do użycia. Szeregowa Irena Mayer. “Iris”. “Młot na czarownice” To ona miała mieć na niego oko.
- Powiem ci, że kiepsko to widzę - skomentowała kobieta. Jej pancerz zlewał się ze skrzynkami dzięki warstwie aktywnego kamuflażu.

- Mówiłem ci przecież. Nie jestem telekinetą.
- Jesteś Psykerem. Nasz poprzedni psyker był przydatny. Gdy do nas strzelali otaczał nas takim polem… takim wiesz… -
Vorgen słuchał kobiety z uwagą, choć nie wiedział o jakie pole chodziło.
- I te ich kule, one zwalniały. Uderzały w nas tak, jakby nimi rzucali zamiast strzelać. Ratował życie. - Iris się rozmarzyła.

- No widzisz… a ja nie ratuje życia.
- No właśnie Vorgen… po co tu jesteś? -
drążyła kobieta.

Co miał jej powiedzieć? Był tu z przydziału. Scholastica Psykana pchała co jakiś czas swoich ludzi na front. Tych, którzy byli zbyt słabi, żeby dostąpić spotkania z Imperatorem. I pchała ich w takie zadupia jak to. Cóż… na pewno mogło go spotkać wiele gorszych rzeczy.

- Zastępuję tego waszego telekinetę - powiedział po chwili milczącego wpatrywania się w laskę.
- No to dalej. Jak chcesz spowolnić pociski, skoro kija nie umiesz przewrócić?
- Iris, nie wkurwiaj mnie!


Kobieta uśmiechnęła się wyzywająco.
Stała w pancerzu. Z bronią. W hełmie. Z okropnym uśmiechem na ustach. Vorgen odruchowo złożył ręce i obmacał swoje palce. Cóż, ostatnio Iris złamała mu dwa z nich. Nie… dyskusje oparte na argumentach siłowych nie miały zastosowania wobec Ireny.

- Dobra. Starczy. Daj szluga i powiedz mi jeszcze raz co stało się z tym twoim telekinetą.
- A skąd ja to mam wiedzieć? Nie znam się na tym. Ja tylko miałam mu walić w brzuch jak go tak dziwnie zaczynało telepać. Jak ciebie.
- Yhy. I co? Nie walnęłaś go jak trzeba?
- Walnęłam. A on zrobił puff.
- Jakie puff? -
Vorgn uniósł brwi sięgając swoją laskę. Wcale nie była niczym przyklejona do skrzyń.
- No takie puff - dla podkreślenia swoich słów gwałtownie otworzyła dłoń prostując palce na wysokości twarzy.
- Nie rozumiem - Vorgen widząc, że jego towarzyszka nie kwapi się do poczęstowania swoim przydziałem fajek podszedł do swoich rzeczy.
- No się skupiał, ale tak konkret. Tak, że przez moment myślałam, że się zesrał. I wtedy szlag trafił trzy z czterech ich haubic przeciwpancernych. Tak o - pstryknęła palcami. - A potem poczułam jak nagle robi się zimno. No to już wiedziałam, że coś jest nie tak. Wtedy jebłam mu kolbą w brzuch.
Vorgen wyciągnął Iho i wsunął do ust.
- No a on zrobił puff.
- Iris… -
Vorgen westchnął głeboko - jakie kurwa puff? - powiedział z papierosem w kąciku ust.
- No rozprysł się. Wszystko wkoło było we krwi. Ja. Kapral. Nawet wóz obryzgało, a on był czterdzieścmi metrów za nami, za załomem skalnym. Ba, te trzy haubice też były w jego krwi. Trzy dni szorowałam pancerz, a i tak mam wrażenie, że w upalny dzień czuję jego smród.

Vorgen otworzył usta zapominając o Iho. Fajka jednak przykleiła się do jego dolnej wargi.W końcu się odezwał:
- Jak dobrze, że nie umiem wyłączyć haubic.
- Wolałabym, żebyś nie umiał puff.


Vorgen złapał w końcu papierosa w dłoń i zaciągnął się. Wtedy też na jego końcu zapłonął żar. Zostało im jakieś trzydzieści minut do apelu, a musiał jeszcze odebrać swoją codzienną porcję breji określanej sarkastycznie “obiadem”

Irena w końcu sięgnęła po swoje szlugi.
- Masz ognia?
- Taa -
odpowiedział jej wyciągając do niej dwa palce z płomieniem wielkości płomienia świecy wiszącym centymetr nad jego ciałem.

- Przynajmniej do tego się przydajesz - powiedziała zaciągając się Iris.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Micas : 30-07-2021 o 20:01. Powód: korekta stopnia wojskowego; formatowanie
Mi Raaz jest offline  
Stary 29-07-2021, 17:14   #3
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Marie Léandre. Wybitna absolwentka Schola Progenium i Officio Prefectus, wiecznie wychwalana przez swoich nauczycieli i przełożonych. Ta przykładna młodsza komisarz miała za sobą dopiero kilka operacji razem z 8th Fensalir Dragoons, ale zdążyła w międzyczasie zdobyć jedno odznaczenie i za każdym razem wykazać się sporą odwagą oraz sprawnością w boju. Czym zdobyła sobie szacunek wśród członków regimentu. Jednocześnie odniosła kilka ran, w tym jedną wyjątkowo paskudną na prawym policzku w rezultacie kontaktu z płomieniem orkowej „spalary”. Nabyta blizna sprawiła, że stała się jeszcze bardziej straszna niż do tamtej pory. A to już wiele znaczyło, ponieważ pośród podległych jej żołnierzy określana była jako „Tytanowa”. Z powodu zaciętego wyrazu pobliźnionej twarzy, nieokazywania emocji i utrzymywania bezwzględnej dyscypliny. Kobieta swoje obowiązki wykonywała z absolutną surowością, lecz jednocześnie ciężko było nie odnieść wrażenia, że zdaje się w pewien sposób dbać o podległych jej ludzi. Jak dotąd nie marnotrawiła zasobów ludzkich i egzekucji dokonywała wyłącznie w wypadkach ściśle przewidzianych przez wytyczne Komisariatu.

Minął już miesiąc od lądowania na Skrynne. W międzyczasie jej regiment zdołał zatrzymać ofensywę orków, choć nadal nękali oni co jakiś czas oddziały stacjonujące na niewyraźnej linii frontu. Jak dotychczas praca polegała na umacnianiu Camp Orange i patrolach. Léandre dbała, by obowiązki te wykonywano należycie, a morale nie słabło. Co było pewnym wyzwaniem, bo oprócz działań zaczepnych ze strony orkoidów, we znaki dawała się lokalna fauna i flora, oraz pogoda.

Każdy dzień ta nawet wysoka i nieźle zbudowana brunetka zaczynała podobnie. Budziła się pół godziny przed wszystkimi i po dokonaniu niezbędnej toalety wiązała włosy w sztywny koński ogon, po to by nie przeszkadzały jej w pracy. Następnie ubierała swój mundur komisarza. Najpierw czarne bryczesy, rękawiczki i skórzane buty oraz pas, potem ciemny szamerowany lejbik. Na to narzucała pancerz flakk, by zwieńczyć wszystko długim oficerskim surdutem z okazałymi epoletami i lekko opuszczoną na twarz czapką oficerską z symbolem skrzydlatej czaszki Astra Millitarum. Potem doczepiała pochwę z szablą, dwie kabury z pistoletami: laserowym i boltowym, zmawiała krótką modlitwę do Imperatora i opuszczała namiot oficerski z rękoma splecionymi za plecami, krocząc równym i rześkim krokiem. Przechodząc do pełnienia swych zwyczajowych obowiązków.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 18:24.
Alex Tyler jest offline  
Stary 02-08-2021, 14:49   #4
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Przed apelem Léandre przemaszerowała wolnym krokiem przed szeregiem podległych jej gwardzistów, zerkając kątem oka na każdego z osobna. Mundur w nieładzie, źle zapięty guzik, krzywa postura i inne oznaki luzowania dyscypliny... każda z tych rzeczy mogła sprowokować jej pełne, mrożące krew w żyłach spojrzenie, zdolne spowodować spontaniczne uwolnienie treści jelitowych z dolnego odcinka układu pokarmowego u mniej dziarskich wojaków. A przede wszystkim przydzielenie dodatkowych, nieprzyjemnych obowiązków, takich jak obieranie dziesiątek kilogramów warzyw, nadliczbowe warty, szorowanie baraków czy kopanie lub czyszczenie latryn.

Po inspekcji młodsza komisarz stanęła obok sierżanta. Pozwalając mu wykonywać obowiązki. A gdy je skończył, sama przemówiła do zgromadzonych.
— Gwardziści! Wiem, że minął zaledwie miesiąc od waszego przydziału, więc to nie dziwne, że myślami wciąż jesteście przy rodzinach, balangach, jaraniu, gorzale, ciupcianiu i tak dalej... Ale to się skończyło! Musicie pamiętać, że to nie są jebane letnie kolonie! To jest cholerny obóz wojskowy, a nie ośrodek wypoczynkowy! — Marie rzadko się odzywała, ale gdy już mówiła, to potrafiła tak podnieść głos, iż zdawało się, że ma gdzieś schowany mini megafon. Do tego jej głos był twardy i samym tonem wymuszał posłuszeństwo. — Skończył się czas zabawy i wygód. Przyjemności i ciepłych papuci. Nie przybyliśmy tu by piec kiełbaski nad ogniskiem i śpiewać wesołe piosenki trzymając się radośnie za ręce. Jesteśmy tu by unicestwić wroga! To wasz zasrany obowiązek i wykonacie go co do joty, Bóg-Imperator mi świadkiem!
Postąpiła krok do przodu, w stronę stojących na baczność wojaków. Jeden but podążył za drugim w równym takcie.
— Osobiście nie obchodzi mnie, za kogo się uważacie, co macie w gaciach, z kim sypiacie, ile macie wzrostu, skąd pochodzicie, jakiej jesteście rasy i ile macie pieprzyków na dupie! Interesuje mnie, jak dużo możecie dać waszej ojczyźnie i jak zachowacie się w boju. Jestem tu by dopilnować, aby wasze morale i zachowanie było nienaganne. Zaś zadania wykonane perfekcyjnie. Obiecuję, że wszelkie oznaki niesubordynacji, kradzieży, szabru, nękania autochtonów i inne naruszenia prawa oraz dyscypliny wojskowej... a zwłaszcza zdradę i dezercję będę karać z najwyższą surowością. Z nadania Komisariatu w razie potrzeby będę stanowić dla was doraźny sąd polowy. Pamiętajcie o tym.
Zwróciła się do sierżanta, by podał jej swój karabin laserowy M36. Gdy ten wykonał polecenie, trzymając broń, spojrzała na gwardzistów.
— Oczekuję od was najwyższego oddania i w razie potrzeby: najwyższej ofiary. Kto się zawaha, temu przypomnę gdzie jego miejsce. Jeśli powiem „Ani kroku w tył!”, to nie cofniecie się ani milimetr, choćby przed waszymi oczami otworzyło się drugie cholerne Oko Grozy! Rozumiecie? Pamiętajcie, że walczycie o dobro waszego domu, sektora, segmentu, państwa! Niezliczone miliardy liczą na was! Musicie pokazać co jest warty Ósmy Fensalirskich Dragonów. Nie możecie zawieść! Przynieść hańby swoim barwom. Ta sprawa jest ważniejsza niż każde z nas. Walczymy dla naszej Ojczyzny i naszego Ojca na Złotym Tronie. Dla ludzi, którzy są solą tego państwa. Nie pozwolicie, by bezmózgie xenoskie ścierwa nas stąd wypędziły. Wytępimy tę zieloną zarazę co do jednego zarodnika! Oddamy Skrynne prawowitym właścicielom. Na chwałę Imperium Ludzkości!
Zawiesiła na chwilę głos, by jej słowa zdążyły wybrzmieć w głowach podwładnych, po czym wydała krzepką komendę: „Prezentuj broń!”.
— Pozwolę sobie przywołać kredo gwardzisty, które znajdziecie na stronie 136 waszego „Elementarza Imperialnego Piechura”. Jako że zwrócę się do was, dla własnej wygody użyję liczby mnogiej.
Spojrzała na trzymany M36 i zaczęła recytować:
Cytat:
Oto wasz karabin laserowy. Jest takich wiele, ale ten jest wasz.

Wasz karabin laserowy jest waszym najlepszym przyjacielem. Jest waszym życiem. Musicie nad nim panować, tak jak musicie panować nad waszymi żywotami.

Bez was karabin laserowy jest bezużyteczny. Bez karabinu laserowego wy jesteście bezużyteczni. Musicie szczerze i z oddaniem z niego strzelać. Musicie strzelać celniej niż wróg, który próbuje was zabić. Musicie go zastrzelić, zanim on zastrzeli was. I zrobicie to!

Wasz karabin laserowy i wy dobrze wiecie, że to, co naprawdę się liczy na wojnie, to nie strzały, które oddajecie, ani hałas waszych serii, ani też blask, który nim wytwarzacie. Wiecie, że liczą się tylko i wyłącznie trafienia. I dlatego traficie!

Wasz karabin laserowy jest tak ludzki, jak wy jesteście ludzcy, ponieważ jest waszym życiem. Dlatego poznacie go jak własnego brata. Poznacie jego słabe strony, jego siłę, jego części, akcesoria, przyrządy celownicze i lufę. Utrzymacie wasz karabin laserowy czysty i gotowy, nawet jeśli będzie zdawał być już czysty i gotowy. Staniecie się nawzajem nieodłączną częścią siebie. Staniecie się jednością!

Przed Bogiem-Imperatorem przysięgnijcie to wyznanie wiary! Wasz karabin laserowy i wy jesteście obrońcami naszego kraju. Jesteście panami naszego wroga. Jesteście zbawcami waszego życia.

Niech tak będzie, dopóki zwycięstwo nie będzie zwycięstwem Imperium Człowieka i nie będzie żadnego wroga, tylko pokój!

Po recytacji również zawiesiła na chwilę głos.
— Mam nadzieję, że to rozumiecie.
Odwróciła się powoli, oddała broń sierżantowi i skinęła mu głową, że już skończyła. Tenże pozwolił gwardzistom spocząć i rozejść się, by zajęli się czekającymi ich obowiązkami.
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 13-08-2021, 17:25   #5
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Marie Léandre może była młoda, ale za to bardzo oczytana i zaangażowana w swoją pracę, dlatego też świetnie orientowała się w realiach frontu. Stąd spodziewała się, że Departamento Munitorum jak zwykle coś schrzani. I nie pomyliła się. Dlatego zawczasu zamówiła dokładnie to samo, o co starała się jej drużyna. A miała ku temu solidne powody. Autorytet Komisariatu znaczył dużo więcej, niż garstki zwykłych gwardzistów. I rzeczywiście, dostawa dla niej dotarła zgodnie z zamówieniem, do tego jej stan był właściwy i niczego nie brakowało. Kobieta kiwnęła z uznaniem kwatermistrzowi, zanim poleciła, by ktoś dostarczył zamówione przedmioty do warsztatu jej drużyny. Zrobiła to z przyczyn stricte pragmatycznych. Dostarczone rzeczy mogły zwiększyć szanse na przetrwanie drużyny. A Marie doskonale zdawała sobie sprawę, że ciężko się motywuje, karci, dba o morale i ducha martwych ludzi.


Sprzęt dla ekipy
Modyfikatory:
Time Spent in Front - 6 months (+0)
Front Active - 5+ years (+30)
War Conditions - Violent Impasse (-10)
Logistics Rating - Commissariat (50)
Bonus od MG - (+5)
Bonus od postaci Mag - (+5)
Availability: Multiple Regiments - Camo-netting - Rare (-10)
Bonus za przedmiot ze Standard Kit: (+20)
Razem: 90

Wynik rzutu: 81/90
Efekt: Zwykły sukces

Zamówienie prywatne
Modyfikatory:
Time Spent in Front - 6 months (+0)
Front Active - 5+ years (+30)
War Conditions - Violent Impasse (-10)
Logistics Rating - Commissariat (50)
Bonus od MG - (+5)
Availability: Multiple Regiments - Pełny pancerz karapaksowy - Very Rare (-20)
Razem: 90

Wynik rzutu: 38/55, ale dopiero po spaleniu 2 Fate Points
Efekt:1 poziom sukcesu

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 14-08-2021 o 13:51.
Alex Tyler jest offline  
Stary 14-08-2021, 12:00   #6
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Cała zabawa z logistyką trwała sporą część dnia. Będąc już po odprawie, Drużyna B za pośrednictwem ET przyjęła przypisany jej sprzęt niezbędny do wykonania misji - ciężki pojazd inżynieryjny typu Atlas (będący modyfikacją podwozia czołgu Leman Russ), nieco lżejszy wóz typu Trojan (pochodna ich Chimery). Atlas był wyposażony we wzmacniany pług z dodatkowymi piłami, dostosowany do karczowania i kruszenia zieleniny pod szlak dla mniej "buldożerowatych" pojazdów. Trojan też był wyposażony
w pług, choć bez pił. Podobny zamontowano na ich Chimerze, wraz z dodatkowym cekaemem przy włazie wieżowym wraz z mocnym szperaczem. Takie szperacze trafiły też na stan Atlasa i Trojana. Obydwa pojazdy miały lekkie, przeciwpiechotne uzbrojenie - ciężki miotacz płomieni w Atlasie, cekaem w Trojanie, obydwa w pozycji frontalnej. Było też kilka kilogramów porządnych materiałów wybuchowych, dodatkowe racje żywnościowe (w tym awaryjne), amunicja i paliwo do pojazdów, przyczepa do Trojana do składowania zapasów i sieci maskujące dla wszystkich trzech pojazdów. A przynajmniej na papierze, bo tych ostatnich zbrakło dla Atlasa i Trojana. Munitorum nawaliło. Sprawę zrektyfikowała komisarz z drobną pomocą sanitariuszki, używając autorytetu Officio Prefectus aby "odnaleźć" brakujące siatki i zamontować je tam gdzie być powinny. W wyniku fakapu Munitorum były też pewne plusy - pięćdziesiąt dodatkowych żelaznych racji oraz... cztery grawochrony. Nierejestrowane w papierach, ale po nalepkach można było sądzić, że były (lub powinny być) w innym regimencie z Fensalir, powietrznodesantowym. Były z grubsza nieprzydatne (pomijając wspinanie na drzewa lub góry i skakanie z nich bezpiecznie w dół - ale żaden Dragon nie miał w tej kwestii szkolenia) i można je było oddać odpowiednim osobom - oczywiście w zamian za co inne.

A było co kombinować, o czym ekipa wiedziała. Tandem Graugr i Dasza pozyskał w swoim niebywałym szczęściu ledwo działający i pękaty oraz nieporęczny, ale wciąż potężny bojowy generator pola konwersyjnego. Johnny'emu udało się wycyckać od kwatermistrzostwa drugi bęben z granatami odłamkowymi o zapalniku kontaktowym, w sam raz do jego ręcznej wyrzutni. Inni również działali za swoją prywatą lub pomagali w tym innym.

Skończyli w samą porę - reszta popołudnia i wieczoru upłynęła na ogarnianiu tego szpeju i przygotowaniach do wyprawy. Po odpoczynku (niespokojnym z powodu prób infiltracji przez Kommandosów i ciągłego ognia artyleryjskiego) nastał świt. Gwałtowna poranna pobudka, szybkie ogarnianie siebie i sprzętu. To nie był dryl. Rano mieli ruszać. Miała się rozpocząć ofensywa.

I ta rzeczywiście rozpoczęła się jak tylko byli gotowi, ale pewnie nie tak, jak to sobie wyobrażali.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dLfLM8YlAUY[/MEDIA]

Orkowie znów uderzyli - tym razem w większej liczbie i lepszej organizacji. I mieli niezłe argumenty. Gdzieś za linią drzew, w nieco innej partii obozu gromnęło srodze. Słychać było gardłowy orczy ryk.

- WAAAAGH!

Terkot z wielu luf, pękające granaty, wizg laserów. Warkot silników, okrzyki dowódców. I jeden wybijający się ponad wszystko, a ścinający krew w sercu:

- Squiggoth!

Potężna bestia przewaliła się przez drzewa, brnąc w środek obozu. Z jej "paki" już spuszczali się po linach orkowi "szturmowcy" czy inni "specjalsi", siepiąc ze swojej broni osobistej.

A na ich drodze - jakżeby inaczej - stała Drużyna B, jej członkowie i jej pojazdy. Ale nie tylko - raptem paręnaście metrów na lewo była umocniona pozycja drugiej linii obrony. Nieobsadzona, najwyraźniej warty przesunięto do ofensywy. Dwie jednoosobowe platformy obronne typu Sabre - jedna z parą las-działek, druga z czteroma kaemami. Do tego płytki okop wzmocniony workami z piachem i flak-dyktami. Były też oczywiście ich Chimera, Atlas i Trojan. Szybka kalkulacja mówiła, że nie zdążą im zejść z drogi, wycofać się czy uciec - miałoby to katastrofalne konsekwencje (nawet jakby przeżyli atak; Komisariat nie słynął z litości w takich sytuacjach). Trzeba było walczyć. Zabić bestię i jej pasażerów. Odeprzeć szturm!
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 14-08-2021 o 12:04. Powód: Linki
Micas jest offline  
Stary 17-08-2021, 00:20   #7
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Reszta popołudnia i wieczoru upłynęła młodszej Komisarz na przygotowywaniu nowego pancerza do służby i innych przygotowaniach do wyprawy. Wszystko musiało być jutrzejszego dnia perfekcyjne.

Nastał świt. Dla Marie jednak nie różnił się zbytnio od pozostałych na Skrynne. To gwardzistów czekała tego dnia gwałtowna pobudka, po której mieli dostać niewiele czasu na ogarnięcie siebie i sprzętu. W końcu miała się rozpocząć ofensywa. Zwłoka była niedopuszczalna.

Ofensywa rzeczywiście się rozpoczęła, kiedy tylko wszyscy osiągnęli gotowość. Choć nie do końca zgodnie z planem... Léandre nawet nie drgnęła gdy za linią drzew huknęło donośnie od potężnej eksplozji, a spory fragment horyzontu zasnuła pokaźna kula ognia. Rozwój wypadków od tego momentu był dla niej łatwy do przewidzenia. W tym samym momencie przypuszczeniom członkini komisariatu zawtórował okrzyk z niezlicznych gardzieli zielonoskórych.

Cytat:
WAAAGH!

Potem zaczęło się całe wojenne zamieszanie. Muzyka dla uszu młodszej komisarz. Ogłuszający ostrzał z obu stron bronią wszelkiego autoramentu, eksplodujące granaty, warkot silników, krzepkie komendy dowódców (w tym samej Marie), dźwięk rykoszetujących, rozpłaszczających się i sięgających celu pocisków.
Cytat:
— Squiggoth!
Padło nagle. Potężna zielonoskóra bestia przedarła się do obozu, obalając wszystkie drzewa na swej drodze. Z jej ufortyfikowanych pleców zeskakiwali gotowi do walki orkowie.

Na ich drodze stała tylko ona i jej drużyna. Na szczęście kilkanaście metrów na lewo była umocniona pozycja drugiej linii defensywy. Nieobsadzona. Dwie jednoosobowe platformy obronne typu Sabre i płytki wzmocniony okop. Gdzieś tam stały również Chimera, Atlas i Trojan. Wszystkie przygotowane do misji, która właśnie została opóźniona. Nie było możliwości zejść z drogi gargantuicznej bestii ani orkom, a odwrót był niedopuszczalny. Za wszelką cenę trzeba było odeprzeć wroga.
— Ani kroku w tył! — rozkazała unosząc demonstracyjnie swój pistolet boltowy. Słychać ją było wyraźnie mimo całego wojennego szaleństwa wokoło, na które zdawała się nie zwracać zbytniej uwagi. Stała bowiem niewzruszenie w tym samym miejscu mimo przelatujących w pobliżu pocisków.
— Dziś synowie i córy Fensalir pokażą swoją prawdziwą jakość! Zademonstrują zapiekłą nienawiść do odwiecznego wroga i pokażą miłość do Ojczyzny oraz oddanie dla sprawy! Do boju dzieci Imperatora! Do boju żołnierze Imperium! Na chwałę Astra Militarum i na pohybel zielonoskóremu ścierwu! Utopcie ich w ogniu!
Użycie umiejętności Command - Inspire (full action) = 18/45

 
Alex Tyler jest offline  
Stary 25-08-2021, 20:08   #8
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po bitwie Marie dostojnym i równym krokiem opuściła stanowisko ogniowe, jak zwykle poruszając się z ramionami splecionymi za plecami. Do podległej jej drużyny rzuciła tylko.
— Brawo.
Po czym oszczędnym ruchem głowy skinęła im z uznaniem, przy okazji sprawdzając ich stan liczebny. Nie stwierdziła jednak dalszych dezerterów ani innych ofiar. Poza tchórzliwym ratlingiem i jego kundlem.
— Niech ktoś sprzątnie te ścierwa.
Poleciła sierżantowi, wskazując ruchem głowy ciała wymienionej dwójki. Zdrajcom ojczyzny nie przysługiwały żadne pośmiertne honory, więc rzucone zostało razem z trupami przebrzydłych xenos.


Po bitwie zadbała o to, by opóźnienie spowodowane przez niespodziewane natarcie zielonoskórych było jak najmniejsze. Ofensywa i tak była przesunięta, co mogło zaważyć na jej wyniku, dlatego nie było czasu na opieszałość. Zwłaszcza że warunki nie rozpieszczały. Na szczęście krzepkie słowa oficera politycznego niejeden raz w historii udowodniły, że potrafią zadziałać jak najlepszy smar i doskonałe spoiwo imperialnej machiny wojennej.

Front się przesuwał, choć nie zawsze szło tak dobrze, jakby tego Léandre oczekiwała. Imperator postawił przed swoimi wybranymi regimentami nie lada wyzwanie. Dni mijały, a xenoska zaraza sukcesywnie, acz opornie cofała się przed jego młotem. O ile młodsza komisarz nie mogła dopilnować, by pozostali spisali się dobrze — w tym aspekcie pozostawała jej jedynie modlitwa do Wszechojca — o tyle mogła zadbać o to, by podległa jej drużyna, spełnia swój obowiązek w sposób niebudzący wątpliwości. Wypełniając powierzone rozkazy co do joty. I właśnie na tym, poza walką z zielonym robactwem, skupiały się jej wysiłki w ciągu ostatnich dni. Odpowiedzialność, jaka spoczywała na niej i jej podopiecznych była wielka, dlatego i determinacja Marie, aby wykonać misję, była tytanowa. Jak ona sama.

Rzut na dowodzenie: 64/45

 
Alex Tyler jest offline  
Stary 01-09-2021, 02:08   #9
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Dzień Orkalipsy


Z nie do końca jasnych powodów Marie Léandre została przydzielona do roli gońca przez Komisarza Ósmego Regimentu. Ktoś musiał nosić wiadomości między szpicą a resztą kompanii, ponieważ vox-stacje Siódmego Plutonu wysiadły. Przyczyny usterek dopatrywano się w działaniach przebrzydłych xenos. Nikt jednak nie umiał odpowiedzieć, dlaczego dane zadanie przydzielono akurat młodszej komisarz i medyczce wraz z jej kompanem. Jednak absolwentka Officio Prefectus nie miała w zwyczaju kwestionować rozkazów, dlatego robiła, co jej polecono.

Było już kawałek po zmroku gdy czarnowłosa oficer polityczna dotarła do umocnień kompanii. Wyglądało na to, że trwała właśnie umiarkowana wymiana ognia między gwardzistami a luźnymi zgrupowaniami orkowych chopaków i garstką kommandozuw. Nie do końca świadoma sytuacji kobieta wkroczyła zdecydowanie do okopu.
— Myślisz, że jesteś taki mocny, zielońcu? Masz tu trochę! — zauważyła, jak krzyczał jakiś rozemocjonowany czarnoskóry gwardzista, strzelając z ciężkiego boltera przez otwór strzelniczy umieszczony w umocnieniu z worków z piaskiem.
Stukot karabinu trwał jakiś czas, ale w końcu przycichł.
— Do czego strzelasz, żołnierzu? — zaindagowała formalnie Marie.
— A jak myślisz, do czego kurwa strzelam?! — w pierwszym odruchu odpowiedział wulgarnym pytaniem nabuzowany wojak. Kiedy jednak zorientował się, do kogo mówi, nieco zbladł i przełknąwszy ślinę, odparł. — A, przepraszam sir. Widziałem paru orków, ale chyba udało mi się ich zabić.
— Cholera stary! Zamknij się i słuchaj! — rzucił przytulony do ściany okopu towarzysz operatora boltera.
Jak na zawołanie rozległy się orkowe okrzyki i hałaśliwe serie z szczelaczek.
— Cholera, zbliżają się! Daj flarę stary, flara! — wrzasnął czarnoskóry strzelec.
Gdy rakieta sygnalizacyjna poleciała pośród linię drzew, ponownie odezwał się huczący ciężki bolter. Mimo to Léandre nie do końca była pewna, czy gwardzista dobrze widzi do kogo strzela. Zdawało się, jakby walił na oślep.
— Myślisz, że taki z ciebie kozak, zielońcu? Tak sobie myślisz? — ponownie wygrażał podekscytowany operator ciężkiego karabinu.
Niezliczone świetliste smugi pozostawiane przez pędzące minirakiety rozświetlały atramentowoczarny nocny krajobraz dżungli.
Gdy broń ponownie umilkła, jego kompan odważył się podnieść głowę ponad linię okopu.
— Oni wszyscy nie żyją durniu! Został tylko jeden! — rzucił do ciemnoskórego współzałogant-obserwator.
— Hej, gwardzisto, kto tu dowodzi? — młodsza komisarz zapytała zdecydowanie strzelca, korzystając z chwili spokoju.
— A to nie pani? — odparł zdziwiony członek Astra Militarum.
Kobieta zaczęła powoli uzmysławiać sobie zamęt i dezorganizację panujące w tutejszych szeregach. Sytuacja na froncie wydawała się nieciekawa. Nękani ciągłymi atakami żołnierze tracili orientację, morale, a może nawet zmysły? Léandre na razie nie miała jak skontaktować się z kimś, kto by tu dowodził. Do tego jej przemyślenia raptownie przerwało kilka pokaźnych wybuchów. Nocne niebo rozświetliły grzybopodobne kule ognia, a pobliski ciężki bolter ponownie się zabrał głos.
— Taki z ciebie chojrak xenosie? — wrzeszczał czarnoskóry, prując z potężnej broni, ile fabryka dawała. — Tak! Leżysz zielońcu! I co powiesz teraz?!
Ponownie doszło do kilku eksplozji gdzieś w okolicy. Marie nawet nie pochyliła głowy. Za to próbowała się zorientować w sytuacji. Widoczność sięgała góra sześciu metrów. Skromne oświetlenie zawodziło, nieliczne lampy jedynie migotały niewyraźnie w gęstym mroku. Tutejszy klimat źle działał na elektryczność. Mimo to zdołała dostrzec w pobliżu jeszcze kilku gwardzistów, lecz żaden nie wyglądał jej na oficera. Większość z nich była przytulona do ścian okopu i wydawała się nieco zdezorientowana. Jeden mamrotał do siebie bez sensu. Zdecydowanie brakowało tu dyscypliny. Jeszcze jakby dla podkreślenia groteskowości całej sytuacji w pobliżu grało sobie w najlepsze przenośne mini radio.
— Ruszaj poszukać Karalucha, idź po Karalucha stary! — rzekł strzelec do swojego ładowacza i zarazem obserwatora.
Tamten posłusznie pognał przez okop i zatrzymał się gdzieś niedaleko. W jakiejś odległości za plecami Léandre.
— Karaluch, Karaluch! — zdawał się krzyczeć do innego gwardzisty.
— Słychać go w oddali, proszę pani — w międzyczasie odezwał się do czarnowłosej pobliski blond żołnierz, który niedawno wdrapał się na umocnienie i zaczął obserwować dżunglę przed sobą. Za pazuchą miał schowanego małego białego szczeniaczka.
Mężczyzna miał rację, po chwili dało się słyszeć donośny krzyk orka. Co ciekawe, zdawało się, że mówił coś w niskim gotyku.
— Załatw go! — usłyszała oficer polityczna.
Był to płynący gdzieś z okolicy głos ładowniczego, który rozmawiał z Karaluchem.
— He ludziki, walta siem, ha ha! Nie warte wy zembuff! — wciął się dobiegający z oddali rykliwy skrzek tego samego orka, którego młodsza komisarz słyszała chwilę wcześniej. Xeno nie przerywał swoich wrzasków, tak jakby chciał sprowokować ludzi do ataku. Albo ich zdenerwować.
W międzyczasie zjawił się wcześniej wspomniany Karaluch, dobrze zbudowany gwardzista o niewyraźnym spojrzeniu. Podszedł on do mini radia i je wyciszył. Potem zerknął podejrzanie na Marie. Nie zasalutował jej, ani się do niej nie odezwał. Taki pokaz niesubordynacji poraził ją.
— Słyszysz, jak szczeka? Potrzebujesz flary? — spytał go strzelec ciężkiego boltera.
— Nie, jest blisko stary... naprawdę blisko.
Odparł Karaluch. Potem załadował trzymany granatnik i nadstawił uszu.
— Waaagh! Gork i Mork majom z was pewniem pociechem, tchórze! Co to wogulem za dakka? Ha ha! Nic nie słyszem!
Karaluch nic nie powiedział, tylko powoli wymierzył w powietrze. W kierunku urągającego gwardzistom nieludzkiego głosu o źródle umiejscowionym gdzieś ponad linią umocnień nie tak daleko w tropikalnym lesie. Potem wystrzelił. Granat poleciał hen nad linią okopów. I po dwóch, trzech sekundach wybuchł gdzieś w oddali. Po rozproszeniu się huku eksplozji chwilowo zapadła głucha cisza.
— Skurwysyn — przeklął siarczyście Karaluch.
Nie ulegało wątpliwości, że uciszył ostatniego z napastników.
— Wiesz, kto tu dowodzi? — rzuciła do niego młodsza komisarz.
— Taa.
Odparł niewyraźnie tamten. Następnie powoli ruszył w kierunku swojej pozycji.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 01-09-2021 o 09:56.
Alex Tyler jest offline  
Stary 29-07-2021, 18:38   #10
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
St. szer. Johnny Capahalla z drużyny B z siódmego plutony trzeciej kompani ósmego regimentu fensalirskich dragonów wyuczony dzieciństwem spędzonym w przyświątynnym sierocińcu, którego regulamin bywał niekiedy ostrzejszy niż ten obowiązujący w wojsku, wstawał skoro świt i gotował się do kolejnego dnia służby. Oporządzał siebie, czyścił powierzoną mu broń, ładował bateryjki do latarki w pierwszych promieniach słońca jeśli tego wymagały, oraz co najważniejsze udawał się na poranne nabożeństwo jeśli było to tylko możliwe prosić o błogosławieństwo dla siebie jak i swego uzbrojenia. W końcu człowiek strzela, lecz to Imperator kule nosi.

Wychowanie w atmosferze religijnego ferworu tak jakoś na niego podziałało i trzymał się swych rytuałów. Zaciągnął się również z tego powodu. Widać, że Imperator spostrzegł tak lojalnego i ochoczego do służby sługę swego Johnnego, że aż do tak reprezentatywnej drużyny przydzielił. Dwoje kapłanów, psyker i dwóch wychowanków tych tam szkół wojskowych, których nazw nie pamiętał, ale ich wychowankowie to ważne osoby z łaską nikogo innego jak Imperatora. Martwiło go jeszcze tylko, że z dwoma jakimi podludźmi przyszło mu służyć, lecz sprawność ich w boju była znaczna i przeciw Imperatorowi nie stanęli to postanowił ich akceptować póki co, a w razie czego donos do Pani Komisarz się napisze. Choć dosyć ciężkie to może być. Johnny od najwcześniejszych lat zdradzał bardziej predyspozycje fizyczne niż intelele... te mądrościowe. Cóż nikt nie jest doskonały. Każdy ma swe wady, oprócz Imperatora, bo On jest doskonały.

Dotychczasowa służbę przeminęła dość szybko. Trening, trening specjalistyczny, parę misji, parę granatów wyrąbanych w zielonych i loty międzyplanetarne i dziwne planety z jeszcze dziwniejszymi stworzeniami co tam mieszkały, aż trafił tu gdzie znów mógł się realizować w służbie nikomu innemu jak Imperatorowi i nawalać granatem w orka razem ze swym kompanem Bradem Jeblovsky. Sarkastycznym dupkiem z tej samej placówki co Capahalla, ale zawsze się jakoś trzymali i dobra z niego osoba tylko jego wiara w Imperatora jest nieco przymała stąd te zgryzoty.
 
Lynx Lynx jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172