Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2009, 16:48   #81
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Duncan miał wielką ochotę pokłócić się wreszcie z Valentine. Na nieszczęście, nie było już czasu. Trzeba było jak najszybciej uciekać ze stacji. W tym momencie szlachcic mocno żałował, że nie zdecydował się zabić tego przeklętego.

(zarządcy)

Ani tej przeklętej dziwki - telepatki.

Wychylił się razem z Sunne, trzymając w dłoni karabin szturmowy. Nie do końca zgadzał się z Amx-Rotem. Skoro ich zatrzymano, podejrzewając o coś, to już bez znaczenia był fakt, kogo zabiją podczas próby ucieczki. Na lennach Decadosów takie drobiazgi się nie liczyły. Sam fakt próby ucieczki przed aresztowaniem zagwarantował im karę śmierci. Ród Modliszki wierzył w odstraszający przykład.

Puścił długą serię, tuż ponad głowami żołnierzy. Nie po to, żeby ich trafić, a jedynie zmusić do padnięcia na ziemię i poszukiwania osłony. To sprawiło, że musieli wybierać pomiędzy chmarą kul, a nadlatującym właśnie granatem ogłuszającym. Jedynie ci, którzy znajdowali się już za jakąś przeszkodą, mogli liczyć na uniknięcie obu.

Póki klapa się nie zamknęła, Duncan zasypywał żołnierzy ogniem zaporowym. Karabin szturmowy doskonale nadawał się do tego zadania, przynajmniej dopóki nie brakło w nim amunicji. Miał nadzieję, że załoga statku zdąży rozwalić drzwi na tyle szybko, aby wylecieć. Jeśli nie, to trudno. Mieli przesrane już w momencie, kiedy Decadosi ogłosili alarm.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 16-05-2009, 00:30   #82
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Jedynego nieludzkiego członka załogi nie interesowały żadne komunikaty, ale dla świętego spokoju poszedł posłusznie na mostek. Kiedy tylko dowiedział się o planie z granatami ogłuszającymi poczuł się nieswojo.

"Żadnej walki? Uczciwego pojedynku czterech na jednego? Przynajmniej trzymają się zasady, by ich nie pozabijać. Nie będę miał wyrzutów sumienia."

Przez chwilę przyglądał się towarzyszom szykującym cały fortel, kiedy zdał sobie sprawę z ich głupoty. "Przecież ogłuszenie ich i otwarcie wrót to wyrok śmierci!" - pomyślał z przerażeniem. Wiedział, że to wywołałoby o wiele więcej złego niżeli pożytku. Musiał coś zrobić.

- Jak otworzycie wrota, a oni zostaną w środku to i tak będą nas ścigać za morderstwo! - Wrzasnął. - Nie mam zamiaru na to patrzeć.

To powiedziawszy wybiegł na zewnątrz i rzucił się pędem w kierunku żołnierzy. Grad pocisków niestety nie ominął voroksa i jedna z kul trafiła go w górne lewe ramię zostawiając nieprzyjemnie wyglądającą ranę wlotową i troszkę gorszą ranę wylotową. Bru pchany poczuciem moralności nie zwrócił na to jednak uwagi. Złapał wciąż jeszcze ogłuszonych leżących za ubrania ładując dla pewności na poprawkę mocne uderzenie pięścią w twarz. Kiedy miał pewność, że są całkiem bezwładni pchnął ich z całej siły wgłąb korytarza wiodącego do hangaru. Miał nadzieję, że to wystarczy - w końcu była tu przecież gródź.

Zanim wrzucił ostatniego oderwał od jego munduru emblemat modliszki i naszywkę z małym napisem 'Siły Zbrojne Atshen'. Zebrał z ziemi leżącą broń i jakby nigdy nic wrócił biegiem do statku. Nie zwracał uwagi na miny towarzyszy, nie chciał też nawet wiedzieć czego będzie się musiał nasłuchać jak już wróci do środka.

"Trzeba to będzie zaszyć." - Pomyślał, ale starał się nie dawać po sobie poznać bólu, jaki go teraz przeszywał. Na Ungavorox z resztą i tak zdarzały mu się gorsze rany, a na wojnie przecież też nie siedział bezczynnie.

- Hej, ktoś potrzebuje broni? - Uśmiechnął się szelmowsko. - Dajcie mi lepiej trochę tej wódki z planety, jeśli jeszcze coś nam zostało.

Miał nadzieję, że dzieciaki nie zobaczą go zanim nie zmyje tej całej krwi z futra. Spojrzał na oderwany kawałek munduru. Przynajmniej miał teraz jakąś pamiątkę z wycieczki. Na tą myśl uśmiechnął się.
 
QuartZ jest offline  
Stary 18-05-2009, 12:54   #83
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Mesto udał się, za resztą na górę, zastanawiał się jak będą walczyć, jeśli coś ich zaatakuje, te skafandry się do tego nie nadawały. Obejrzał napisy, na ścianach i przeszukał pomieszczenia. Gdy Amx polecił mu rozszyfrować napisy, podszedł do jeden ze ścian i zaczął dokładnie się jej przyglądać, nie bardzo kojarzył taki rodzaj pisma. Właściwie to poza tym, że był to rodzaj pisma, nie umiał nic o tym powiedzieć. Właśnie zamierzał przekazać to inżynierowi, gdy dostali komunikat od pani kapitan.
Pośpiesznie udali się do kokpitu, tam dowiedzieli się o ostrzeżeniu. Mesto zastanawiał się ile powinien wyjawiać, ale doszedł do wniosku, że jak już dojdzie do rozmów, to będzie miał atut, który być może ocali ich życie. Niestety w tym momencie, gdy on jeszcze rozważał ich położenie reszta już zaczęła działać. Zabrał szybko swój karabin i ruszył za resztą do wyjścia. Nie zamierzał strzelać, zresztą jego broń nie nadawała się do prowadzenia ognia zaporowego, to była raczej precyzyjna strzelba do zdejmowania celów. Uznał, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to jedynym wyjściem, już teraz, będzie strzelanie żołnierzom po nogach, to nie powinno ich zabić, a wystarczy żeby zatrzymać. Obserwował wejście do hangaru i czekał aż wróci Amx.
 
deMaus jest offline  
Stary 18-05-2009, 14:48   #84
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że wszystko wymyka jej się spod kontroli. Nikt nie spytał o zdanie. Nie zastanowili się co robić dalej. Kiedy usłyszeli o tym co było w komunikacie, pobiegli sobie na zewnątrz jak mali chłopcy zadowoleni, że wreszcie mają możliwość doskonałej zabawy. Dzieci przebywające na statku były bardziej zdyscyplinowane od nich.
Westchnęła teraz nie pozostawało jej nic innego jak w momencie, gdy otworzy się drzwi hangaru, a Amx powróci bezpiecznie na statek zwiewać stąd czym prędzej.
Nie było już szans na jakiekolwiek negocjacje. Nie było tez kolejnego przekazu od zleceniodawcy, a więc dalszy cel stanowił niewiadomą.
Andiomene wiedziała jednak, ze nie może uciekać bez celu. Statek był w kiepskim stanie i wymagał dalszych napraw. Nie miała szans wydostać się także bez gwiezdnego klucza po za obszar wpływu Dekadosów. Zresztą w stanie w jakim był frachtowiec przechodzenie nim przez wrota byłoby samobójstwem. Musiała znaleźć jakieś w miarę bezpieczne miejsce, w którym można będzie się ukryć.

Skan powierzchni Julki wskazywał na istnienie licznych rozpadlin. Niektórych całkiem głębokich, w jednej z nich można by się ukryć. Valentine doszła do wniosku, że wejście w nią, ze względu na wiatr będzie dość trudne, ale powinno zapewnić statkowi choć przez jakiś czas "niewidzialność na sensorach".
Według mapy gwiezdnej w odległości czterech godzin lotu od księżyca znajdowało się też małe pole materii skalnej. Schowanie się tam wymagało świetnego pilota ale chyba była w stanie sprostać temu wyzwaniu,
Szczerze mówiąc, choć bardziej ryzykowne, to drugie rozwiązanie wydało jej się znacznie sensowniejsze.
Uruchomiła podzespoły w oczekiwaniu na powrót załogi. W każdej chwili była gotowa do startu.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 18-05-2009 o 22:34.
Eleanor jest offline  
Stary 18-05-2009, 16:43   #85
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Cytat:
-Spokojnie, chciałem tylko pogadać.
Cztery lufy karabinów zgodnym ruchem opadły i skierowały się w stronę głowy, wychodzącego z frachtowca, Amxa. Porucznik, dowodzący żołnierzami, uniósł brwi w zdziwieniu, otworzył usta... i wtedy zauważył nadlatujący z nad ramienia inżyniera granat.


Ściśnięte kurczowo na spustach palce, potrzebowały zaledwie milisekund, by zareagować. Lufy rozbłysły jasnym ogniem, wypluwając zabójczą chmurę pocisków. Tarcza ochronna inżyniera, objęła go bursztynową poświatą, lecz nie była w stanie powstrzymać zmasowanego ostrzału. Drobne pęknięcia w polu przerodziły się w ogromne wyrwy, gdy kule dosłownie rozerwały energię tarczy na strzępy. Potężne trafienie w ramię zwaliło Amxa z nóg, rzucając go z ogromną siłą o podwozie Roriana. Karminowa smuga rozlała się po ramieniu, wsiąkając w materiał kurtki.

Sekundę później, potężny, sześcioręki kształt, przeskoczył nad mechanikiem i pognał w stronę, wycofujących się z pola rażenia granatu, żołnierzy. Wokół niego pędziły już pociski, wystrzelone z karabinów Duncana i Mesta. Przez moment wszystko zniknęło w chaosie gazu, rozbłysków i metalicznego terkotu broni. Po chwili, do kakofonii dołączył też gniewny ryk zranionego Voroksa i wrzaski przerażenia jego ciskanych po ścianach ofiar.

Na korytarzu rozbrzmiała syrena alarmowa. Zabrzmiał równy stukot podkutych butów, uderzających o metaliczną podłogę.

Amx otrząsnął się. Dwie kulę tkwiły wbite w pasma wzmocnionego, tytanowego szkieletu jego ręki. Z trudem poniósł się na nogi i ruszył w kierunku panelu, unikając słabo wycelowanych, świszczących w powietrzu pocisków. Interfejs wydawał się prymitywny i dziecinnie prosty ale zabezpieczony był hasłem, które w tej sytuacji mogło oznaczać ich zgubę.

(brak dostępu)

Pot wystąpił na czoło mechanika, gdy trzeci raz z rzędu skrypt deszyfrujący okazał się niewystarczający, a lepiej wycelowana seria zaiskrzyła na ścianie, dziesięć centymetrów od jego głowy.

(brak dostępu)

Tymczasem posiłki, w liczbie sześciu wyposażonych w maski żołnierzy, wpadły na, ogłuszającego właśnie ostatniego z przeciwników, Bruggbuhra. Ten widząc sytuacje, odskoczył na potężnych łapach w bok, unikając gradu pocisków. Do hangaru wpadły dwa granaty, lądując pod Rorianem i wybuchając chmurami znanego wam gazu. Wymiana ognia stała się intensywniejsza. Kule raz po raz trafiały w statek, zaledwie centymetry od Duncana i Mesta. Fragmenty lakieru i odłamki poszycia strzelały na wszystkie strony, mieszając z iskrami rykoszetów. Dzięki determinacji tej dwójki, prowadzącej nieprzerwanie ostrzał, mimo pierwszych objawów zatrucia gazem, żołnierze musieli wycofać się jednak poza obszar hangaru.

I wtedy skrypt zaskoczył. Ostatni z atakujących cudem uniknął zamykających się z trzaskiem drzwi. Lecz i gaz już wtedy zadziałał. Obrońcom Roriana świat wirował przed oczami, a żołądek niebezpiecznie zbliżał się do gardła. Bruggbuhr, który najdłużej przebywał w toksycznej chmurze, tylko ostatkiem sił doczołgał się do rampy statku. Podwozie wsunęło się i Rorian zawirował w powietrzu, ustawiając się przodem do drzwi hangaru.

(Weryfikacja dostępu pozytywna)

Masywne odrzwia otworzyły się i drużyna, częściowo dzięki pomocy zdrowej reszty, wróciła na statek. Ani sekundy za wcześnie, bo w tym momencie, drzwi prowadzące do korytarza przestały istnieć w potężnej eksplozji. Do hangaru wylał się tuzin żołnierzy. Lecz było już za późno. Rorian, z głośnym wizgiem silników antygrawitacyjnych, wyrwał się z hangaru. Gdy na jedno uderzenie serca wszystko ucichło, na pokładach rozbrzmiał alarm bojowy. Kamery automatycznie przybliżyły źródło zagrożenia. Na granicy hangaru stała postać w pomiętym mundurze sierżanta. Na ramieniu trzymała, iskrzącą właśnie wyrzutnie przeciwlotnicza. Pocisk pognał z sykiem w waszą stronę. Andiomene poderwała mocno stery, zmuszając statek, by leciał równolegle do ścian klifu. Pocisk zbliżał się z każdą chwilą, trzymając się nieustępliwie waszego ogona. Gdy był już na wyciągnięcie ręki, pilotka zapikowała szaleńczo między ostre skały, wypełniające dno rozpadliny. Chwilę potem nastąpił potężny wybuch. Statek niekontrolowanie wyrwał się do przodu, kosząc, zgrzytające upiornie o kadłub, skaliste przeszkody. Rorian, niczym zranione zwierzę, uniósł się w przestworza księżyca, opuszczając z trudem jego atmosferę. Czujniki wykazały echo gromady statków, zebranych wokół miejsca poprzedniej bitwy. Odczyt był jednak słaby i mieliście nadzieję, że wy jako pojedynczy mały frachtowiec, z tej odległości będziecie dla nich prawie niewidoczni. Po paru godzinach, zagłębiliście się w polu asteroid wzdychając z ulgą.

Gratuluje wykonanego zadania!
Wasz następny cel wymagać od was będzie
podróży na planetę Severus.
Odbudujecie tam stosunki dyplomatyczne z
rasą Askorbitów. Wcześniej będziecie mieli możliwość
zakupu potrzebnego wyposażenia na największym
targu Znanych Światów w Istakhr.
By to było jednak możliwe, potrzebne
wam będą odpowiednie gwiezdne klucze.
Znajdziecie je na Anadyrze, drugiej planecie
układu Malignatiusa. Znajduje się tam stara,
tajna baza wojskowa, której zamknięcie miałem
sam zaszczyt nadzorować. Zostawiłem tam
też mały prezent. Panie Rot, proszę poszukać
w bazie danych placówki polecenia CX-67.
Baza wyjawi wam swoją lokację, gdy z orbity
wyślecie na wysokich częstotliwościach
kod C456X789G. Powodzenia!

"Ślepcem jest ten, kto ufa jedynie swym zmysłom"

********
12d 00h 00m
********
Nagrywaj/Przerwij
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 21-05-2009 o 15:39.
Tadeus jest offline  
Stary 18-05-2009, 18:38   #86
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Wszystko działo się tak szybko. Przez chwilę szlachcic zastanawiał się po co tak wiele osób rzuciło się do walki. Przecież nie mieli nikogo zabijać, więc chyba jeden rzut granatem powinien wystarczyć na czwórkę żołnierzy.

Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko. Sunne widział, jak Bru wpada między żołnierzy i zaczyna ich obijać. Nie wiedział po co Vorox to zrobił, ale uważał jego wypad za skrajnie głupi pomysł.
Odwrócił się i spojrzał na Mesta i Duncana strzelających do wsparcia, które własnie wpadało do hangaru. Chwilę później pod statkiem wylądowały dwa granaty. Takie same jak ten, którym przed chwilą rzucił w poprzednich żołnierzy.
Zorientował się, kiedy było już za późno. Dym wdarł mu się przez gardło do płuc. Po chwili wszystko zaczęło wirować. Hawkwood cofnął się wgłąb statku. Po chwili upadł na ziemię, starając się głęboko oddychać.

Nie wiedział, co działo się na zewnątrz statku. Oparł się o scianę Roriana i zamknął oczy. Miał problemy z oddychaniem. Nie mógł nabrać powietrza, jak gdyby gaz, który wciągnął zajmował całą przestrzeń w jego płucach.
Otworzył na chwilę oczy. Świat nie przestawał się kręcić, więc Sunne pospiesznie zamknął je z powrotem. Nie chciał zwymiotować na statku. Jakos nie bardzo mu się to usmiechało. Poza tym, nic nie jadł od dłuższego czasu, więc nie chciał się pozbywać resztek energii, która mu została.

Po dłuższym czasie wstał i ruszył na mostek chwiejnym krokiem. Dodatkowo utrudniał wszystko fakt, że oczy miał mocno przymrużone. Nadal kręciło mu się w głowie. "Przeklęty gaz. Oby ten, który we mnie tym rzucił dostał jakiejs paskudnej choroby wenerycznej" złorzeczył w myslach.

W końcu udało mu się trafić do kokpitu. Usiadł na jednym z niezajętych foteli i oparł głowę o dłoń.
- Przypomnijcie mi następnym razem, żebym nie ćpał gazów znajdujących się w byle granatach - rzucił w przestrzeń.

Parę godzin później, kiedy znaleźli się już dosć daleko poza kolonią karną, a Sunne przestał tak bolesnie odczuwać wszystkie następstwa wdychania gazu z granatów, na bransoletach pojawiła się kolejna wiadomosć.
Hawkwood patrzył przez chwilę na tekst.
Zadania były nieco poplątane, ale pierwsza częsć bardzo do niego przemawiała. Dyplomacja! Wreszcie cos, do czego był szkolony.
Szlachcic rozsiadł się w fotelu, starając się przypomnieć sobie wszystko, czego nauczył go wuj.

Po chwili wstał i poszedł w głąb statku. Własnie uswiadomił sobie cos, co nie mogło czekać. Najpierw zszedł do ładowni i wziął dwie butelki wódki z małego składzika Bru. "Mam nadzieję, że się nie obrazi. W końcu to dla jego dobra" pomyslał.
Następnie udał się do jednej z pustych kajut z piętrowymi łóżkami i w pospiechu zrzucił z siebie wszystko od pasa w górę. Wziął cienką, bawełnianą koszulę, którą nosił pod resztą ubrań. Resztę założył na siebie, oprócz grubego płaszcza, który zostawił na łóżku.
Szlachcic ruszył na wycieczkę po statku, trzymając obie butelki wódki zawinięte w koszulę.
Następnie udał się do maszynowni i zaczął szukać skrzynki z narzędziami. Kiedy w końcu udało mu się ją znaleźć, wygrzebał ze sterty różnorodnych narzędzi pensetę i udał się w pospiechu do jednej z łazienek. Wyczyscił ją dokładnie ciepłą wodą z mydłem, po czym polał całosć alkoholem podprowadzonym voroxowi.

Szukał Bru i Amxa. Z tego, co sobie przypominał, tuż przed wybuchem granatu obaj oberwali.
Sunne pamiętał, że kiedys dosć dużo czasu spędzał na nauce opatrywania ran, gdyż była to umiejętnosć potrzebna każdemu wojskowemu.

Pierwszym, na którego się natknął, był przyjaciel Valentine. Sunne spojrzał na ranę Rota i skrzywł się. Nie wyglądała dobrze i mechanik tracił dosć dużo krwi. Hawkwood przyjrzał się także tytanowi wewnątrz ciała Amxa. Nie miał bladego pojęcia, czemu ranny miał tytanowy szkielet, ale narazie nie to było najważniejsze.

- Pozwól, że się tym zajmę - powiedział zabierając się za jego ranę. - Zaufaj mi, mam doswiadczenie. Ostrzegam, może trochę boleć.
Najpierw zamierzał wyciągnąć kule z rany za pomocą pensety. Następnie przemyć ranę alkoholem, a potem obwiązać ją szczelnie kawałkiem materiału, oderwanym ze swojej koszuli.
Nie chciało mu się szukać innych szmat na statku, a poza tym uważał, że jego ciuch nada się do opatrywania ran najlepiej.
- Na pierwszej planecie, na której się znajdziemy, trzeba kupić apteczkę. Może nawet kilka. To jest absolutny priorytet - stwierdził, zajmując się Amxem. - Tu nawet nici nie ma do cholery.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 18-05-2009 o 22:05.
NHunter jest offline  
Stary 20-05-2009, 14:44   #87
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wypuściła z płuc powietrze, gdy pocisk roztrzaskał się za nimi na skale. Tym razem udało się o milimetry. Rozpadlina nie była zbyt szeroka i frachtowiec ledwie się w niej mieścił. Szybko wzbiła się w górę by uniknąć otarć w miejscach gdzie zwężała się niebezpiecznie. Z taką prędkością tylko dzięki perfekcyjnym umiejętnością uniknęła zderzenia. Skierowała się na wykryte wcześniej pole skalnej materii.
Kolejna wiadomość wyznaczyła im nowy cel. Zaczynało być coraz bardziej interesująco. Włączyła automatyczny napęd. Miała chwilkę, by zapoznać się ze stanem załogi. Akcja na księżycu ujawniła wyraźnie, że są po prostu beznadziejni.
Najbardziej martwiło ją ramię Rota, nie wyglądało to dobrze, zwłaszcza, że nie mieli żadnego wyposażenia medycznego. Nie mogła sobie wybaczyć takiego niedopatrzenia! Do jej obowiązków należało zadbanie o to. Nie miała usprawiedliwienia. Zawaliła na całej linii, a jej przyjaciel mógł to przypłacić życiem.
- Widzę, że znasz się trochę na opatrywaniu, ale to nie wystarczy - Powiedziała do Hawkwooda widząc jego wysiłki - Musimy zaszyć tę ranę, bo się wykrwawi, a ponieważ nie mamy medycznego wyposażenia trzeba improwizować. Proszę sprowadź kogoś do pomocy. Wezmę od ciebie tę koszulę i wódkę, będą jeszcze potrzebne.
- Dasz radę iść? - Zwróciła się z kolei do Amx-a - jesteś w stanie pomóc mi przy uruchomieniu kilku urządzeń? Potrzebuję przegotowanej wody, jakiegoś ostrego sztyletu i czegoś do pozszywania rany.
Pokiwał głową najwyraźniej nie mając siły na nic więcej. Pomogła mu przedostać się do pomieszczenia, które zajął na warsztat i posadziła go na krześle z oparciem. Zagotowała wodę za pomocą palnika zagotowała wodę w metalowej górnej pokrywie Dinksa. Wrzuciła do niej mały, ostro zakończony sztylet i cienki kawałek drutu zawinięty w pętelkę. Podała butelkę trunku chłopakowi z radą by pociągnął solidnie kilka razy. Wyszorowała dokładnie dłonie i polała alkoholem. Z jedwabnej koszuli szlachcica wyjęła kilka nitek. Po skręceniu były wystarczająco wytrzymałe.
Gdy zjawili się inni, kazała im dobrze przytrzymać inżyniera, by się przypadkiem nie poruszył, gdy będzie grzebała mu w ranie. Wyjęła sztylet i nachyliła się nad przyjacielem.
- Trzymaj się.
Podała mu kawałek drewna, by miał na czym zacisnąć zęby.
Grzebanie komuś w ciele, zwłaszcza gdy jest to ktoś bliski nie jest miłym zajęciem, ale Andiomeme wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Na szczęście kula była już wyjęta przez szlachcica, więc najgorsze miała z głowy.
Sztyletem zrobiła kilka otworów po bokach rany o przełożyła przez nie zgięty drut, włożyła do zagięcia nitkę i przeciągnęła przez otwór. To samo powtórzyła z drugiej strony i zaciągnęła ściągając boki rany. Powtórzyła czynność. Po czole spływały jej krople potu, otarła je rękawem. Powtórzyła poprzednią operację jeszcze dwukrotnie.
- Myślę, że trzy szwy wystarczą - Uśmiechnęła się do przyjaciela - Nie będę cię więcej katować. Wypij do końca butelkę i idź spać. W tym stanie i tak nic nie zrobisz. Za trzydzieści godzin dolecimy na wyznaczone miejsce. Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej, a skoro to stara baza wojskowa, z pewnością znajdziemy tam jakieś leki.
Wolała nie myśleć, że będzie inaczej i Rotowi coś się stanie z powodu braku jej kompetencji!
 
Eleanor jest offline  
Stary 20-05-2009, 21:35   #88
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Kiedy w końcu udało się zaszyć Amxa, wyciągniętą z koszuli Hawkwooda nicią, Valentine podeszła do szlachcica. Mówiła cicho, była wyraźnie zdenerwowana i spięta.
- Panie Hawkwood – Przez chwile zastanawiała się jakby szukając właściwych słów – chciałabym, żeby zajrzał pan do dzieci. Trzeba upewnić się, że nie będą się nudziły, bo mogą zacząć rozrabiać i zrobić sobie krzywdę.
Sunne spojrzał „pani komandor” w oczy. Wydawało mu się, że nagle straciły całą zaciętość. Wyraźnie fakt zranienia Amxa bardzo ją przygnębił, wyglądało na to, że bardzo martwi się jego stanem. Nie chciał bardziej psuć jej nastroju, uśmiechnął się tylko i powiedział:
- W porządku, zajrzę do nich. Możesz być o to spokojna.
Odwrócił się i ruszył do kajuty dzieciaków.
- Jeszcze jedno – zatrzymała go, gdy odchodził. – Ważne jest, żebyśmy wiedzieli, czy dzieci kiedykolwiek uczyły się pisać, czytać i liczyć. Jeśli mógłby się pan tego dowiedzieć…
- Dobrze, sprawdzę – rzucił przez ramię i odszedł.

Cokolwiek robiła cała trójka, przestała natychmiast, gdy tylko Sunne wszedł do ich pokoju.
- Czołem młodzieży! – zawołał jak gdyby nigdy nic i usiadł na brzegu jednego z łóżek. – Nasza wspaniała pani kapitan poprosiła mnie, żeby do was zajrzał i upewnił się, że się nie nudzicie. Można spytać, co robiliście do tej pory?
Dzieci patrzyły na niego dziwnie. Sprawiały wrażenie, jakby nie zrozumiały nawet słowa z tego, co przed chwilą do nich powiedział. W końcu, przeciągające się milczenie przerwała Viviana:
- N-nic takiego – zająknęła się – Tak tylko sobie siedzieliśmy i rozmawialiśmy… Naprawdę…
- Spokojnie, o nic was nie oskarżam – uspokoił ją Hawkwood. – A powiedzcie mi dzieci, jak tam u was z wykształceniem?
Teraz dzieci naprawdę nie zrozumiały nic. Grath i Siergiej popatrzyli na siebie, potem na Alexandra i znów na siebie.
- No… Pytam jak wasza nauka? Pisanie, czytanie, arytmet… znaczy liczenie. Umiecie coś?
- Ja umiem trochę liczyć proszę pana – wyznała po chwili Viviana. – Ale pisać i czytać nas nie uczyli.
Sunne westchnął. Trzeba było nauczyć ich wszystkiego od podstaw. Wstał i zaczął przeszukiwać szafki pobliskich koi, szukając czegoś, po czym można pisać. Przeglądając starą zawartość szafek, natknął się na coś bardzo dziwnego – małą pozytywkę w kształcie aniołka.


Niestety jedno z jego skrzydeł było częściowo ułamane. Hawkwood pospiesznie schował pozytywkę do kieszeni. Miał teraz haka na dzieciaki.
Westchnął po raz kolejny, na widok starego, nieco podgniłego zeszytu, leżącego na dnie szuflady. Usiadł z powrotem na łóżku, wyciągnął pióro z wygrawerowanym herbem rodu Hawkwoodów i otworzył kajet.
- Podejdźcie tu proszę wszyscy. Usiądźcie wokół mnie.
Dzieci, choć niechętnie, usłuchały go. Rozsiadły się na łóżku wokół niego tak, aby widzieć, co pisze w zeszycie.
Sunne przyłożył pióro do starego papieru i narysował na nim dziwny, niezrozumiały dla żadnego z dzieci, znak.
- To jest duże A – powiedział, pisząc kolejny znak. – A to jest małe a.

Przez następne dwie godziny uczył Siergieja, Gratha i Vivianę alfabetu i składania z niego prostych zdań. Było to jednak o tyle męczące, że dzieci często nie rozumiały słów, które Sunne zlecał im napisać. Musiał więc tłumaczyć im rzeczy, które były oczywiste dla ich rówieśników z innych planet.
W końcu dzieci zaczęły się rozpraszać i przestały słuchać tego, co do nich mówi. Chłopak doszedł do wniosku, że powinny odpocząć. Wstał, schował pióro, które dawał po kolei każdemu z dzieci do pisania i odłożył zeszyt z powrotem do szuflady, z której go wyciągnął.
- W nagrodę, że tak pilnie się uczyliście, mam dla was prezent – oznajmił, stawiając tajemniczą pozytywkę na stoliku.


Przez chwilę stał wsłuchując się w granie spokojnej muzyki.
A teraz powinniście się nieco przespać. Zajrzę do was potem - Uśmiechnął się do nich i wyszedł z kajuty.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 22-05-2009 o 01:00.
NHunter jest offline  
Stary 21-05-2009, 20:19   #89
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Już zbliżał się do włazu, gdy zobaczył jak Hawkwood rzuca granat. Zaraz potem wszystko oszalało, strażnicy odruchowo pociągnęli za spusty. Bru poleciał jak oszalały, a Duncan zaczął strzelać, przez Bru seriami. Jako, że chyba on jeden miał jeszcze karabin, szybko zszedł kawałek niżej Duncana, położył się na trapie do statku i także rozpoczął ostrzał. Jego karabin nie nadawał się do strzelania seriami, ale jako precyzyjne zdejmowanie celów był o wiele lepszy, od broni szlachcica. Mesto nie zamierzał zabijać strażników, strzelał więc nogi, i ręce. Niestety Amx dalej nie wracał, a z korytarza nadbiegło więcej strażników, w ich stronę poleciały granaty, takie same jak Hawkwood posłał na powitanie strażnikom.
Gaz zaczął dusić, a oczy łzawić, ale na szczęście połączenie ognia zaporowego i precyzyjnego zdejmowania celów dała efekt. Strażnicy wycofywali się w stronę wyjścia. Zaraz też opadła grodź i otworzyły się drzwi hangaru, Amx wrócił, ale był ranny, tak samo jak i Bru. Mesto wszedł za resztą na pokład i wystartowali.

Lot to istne szaleństwo, zwłaszcza, że Mesto nie siedział w fotelu zapięty pasami. Usiał zaraz za włazem i oddychał głęboko. Pamięć wróciła, przed oczami zaczęły pojawiać się mu migawki ze szkoleń i treningów. Nawdychał się wtedy tyle gazu, że aż dziw iż dotąd nie wyrobił sobie odporności. Wróciło coś jeszcze, przypomniał sobie, że aby osłabić działanie gazu, dobrze robi człowiekowi, jeśli zwymiotuje, przemycie oczy zimną wodą też pomaga, i okłady na kark. Już zamierzał znaleźć jakąś wodę, gdy statkiem szarpnęło i rozległ się głośny wybuch. Zastanawiał się czy nie oberwali, ale zaraz potem statek poderwał się i zaczął lecieć spokojniej, choć nadal szybko.

Mesto po przemyciu twarzy uznał, że zobaczy co z resztą, a choć sam nie czuł się najlepiej to odbył szkolenia w pierwszej pomocy i znał podstawy medycyny. Pierwsze znalazł Amx'a ale przy nim był już i młody Hawkwood i pani Kapitan. Ruszył odnaleźć Bru. Znalazł go w ładowni popijającego wódkę i czyszczącego futro z krwi.
- Potrzebujesz pomocy, może nie jestem wykwalifikowanym medykiem, ale potrafię ci przemyć i porządnie zabandażować to ramie. - zapytał Voroxa siadając na przeciw.
 
deMaus jest offline  
Stary 21-05-2009, 23:53   #90
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Duncan powoli i ostrożnie zabezpieczył broń, po czym odetchnął. Nagły wypad voroxa zadziałał mu na nerwy. Za takie numery członek oddziału Pośredników zarobiłby co najmniej porządny opierdol i kilka ciosów po ryju od dowódcy. Szlachcic nie poczuwał się jednak zbytnio do policzkowania istoty, która mogła jednym kłapnięciem szczęk odgryźć mu rękę.

- Ty cholerny idioto - oświadczył w końcu, spoglądając na voroxa - Następnym razem wpakuję ci pocisk prosto w ten głupi, futrzasty łeb.

Splunął i odszedł, wściekły. Służba u Kajdaniarzy nauczyła go dyscypliny. Tylko tak członkowie oddziału mogli ufać sobie wzajemnie. Jeżeli nie można było liczyć nawet na własnego towarzysza broni, wtedy walka była już przegrana. Nic, tylko sobie strzelić w łeb. Przynajmniej pilot był kompetentny, skoro udało im się wydostać z tej przeklętej kolonii karnej. Sądząc jednak z okoliczności, w jakich ją opuszczali, pojawią się kolejne kłopoty.

Pojawił się w warsztacie Amxa w chwilę po odebraniu kolejnej wiadomości od wspólnego przyjaciela. Miał nadzieję, że przynajmniej szybko uda im się opuścić włości Decadosów. Niestety, tekst ukazujący się na bransoletce szybko wyprowadził go z błędu.

- Będzie problem, pani kapitan - ostatnie dwa słowa bardziej wycedził, niż wypowiedział - Jeżeli mamy się dostać na Severusa, to musimy wykombinować sposób, w jaki przedostaniemy się potem przez gwiezdne wrota. Nawet gwiezdny klucz gówno nam da, bo Decadosi najprawdopodobniej już powiadomili statki patrolowe. Jeśli wy, Przewoźnicy, macie jakieś sprytne sposoby na przemknięcie się przez blokadę, to będzie świetna okazja, żeby je zastosować.

Przerwał na moment, bo strasznie go suszyło. W zasięg jego wzroku wpadła niewielka butelka, stojąca na krawędzi blatu. Wprawdzie Andiomene dopiero co polała nim ranę inżyniera, ale w tym momencie nie zamierzał rozmyślać nad tak mało istotnymi szczegółami. Wziął kilka łyków.

- Druga sprawa. Co robimy z dzieciakami? Nasz "przyjaciel" najwyraźniej ma gdzieś, co się z nimi stanie, bo zaliczył nam misję zaraz po opuszczeniu kolonii. Ten statek nie jest dobrym miejscem dla zgrai bachorów, zwłaszcza kiedy ścigają nas Decadosi. Zostawić ich byle gdzie też nie możemy, bo dorwą się do nich handlarze niewolników, a ja jeszcze tak nisko nie upadłem, żeby je sprzedawać. Jak macie jakieś pomysły, to mówcie śmiało.
 
Gantolandon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172