Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-12-2010, 23:41   #61
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=y0J2teM6d_A&feature=fvst[/MEDIA]

Powoli. Krok za krokiem. Mężczyzna schodził z trapu Rybki. Ciężka broń obijała się o jego biodra. Akolita wojennego bractwa. Aspazja nie ukrywała uśmiechu.
- Nie boli? – zapytała zamiast powitania.
Była dzisiaj na tyle znieczulona żeby zaspokoić starą ciekawość. Bo przecież każdy kto widział tak uzbrojonych żołnierzy o tym myślał. Spodnie, których szeroki pasek opadał na biodra, naciskał na skórę, niby lekko, nie dawały się nosić więcej niż pół dnia. Blokowały nerwy i przepływ krwi. Jak ci ludzie broni znosili nacisk ciężkiego żelaza? Upierdliwości dnia codziennego.
-Nie boli? – po pytaniu wskazała na ciężki pistolet.
W odpowiedzi szeroka lufa rewolweru odbiła się kość mężczyzny. Aspazja zaniosła się śmiechem.
-Witam - patrzyła na Evrosa- rozumiem, że ufasz temu człowiekowi. Omiotła spojrzeniem splecione w dredy włosy- Tak?
- Tak – mina Evrosa przypominała o wiekach wyuczonej etykiety, o zasadach w myśl których dyga się grzecznie na powitanie nieznajomych. Aspazja jednak nie dygnęła.
- Dobrze. – zamiast tego uśmiechnęła się złośliwie - Środki insektobójcze mamy. Ale jeśli będę musiała ich użyć policzę się z wami osobiście.
Skoro musimy mieć jakiegoś boga, niech będzie nimi higiena osobista.
Dredy! Wzdrygnęła się raz. A potem drugi.

Apage! Apage, nieprawdziwa siostro! Rozróżnię nas. Za wszelką cenę.

-Wprowadź naszego gościa w najbliższe wydarzenia. Leciał na mój koszt będzie miał szansę się odwdzięczyć – powiedziała do Evrosa. A wściekłość narasta z każdym słowem. Pocałowała go przecież. Pocałowała. To zapewne nic nie znaczy. Albo zupełnie mało. Bo co to jest? Biologia. Czyste nic. Jak u Sorena. Całuję więc jestem. Cogito. Credo. Kreska płci. Nic.
Pocałowała. A on nie zareagował. Pięcioletni chłopiec następnego dnia pokazałby język. Cudowna szczerość odruchów.
Nic.
Och. Co tam.
To ja. Aspazja Mercouri. Jedyna, niepowtarzalna. Co najwyżej w dwóch kopiach.
Pięciu, dziesięciu. Stu. Wszytko możliwe.
Co tam.
Po prostu biologia.
- Dobrze być w domu – powiedziała jakby do wszystkich.
I poszła się wykąpać.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 04-01-2011, 22:24   #62
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
post by Hellian & merill

Evros uzgodnił parę szczegółów z akolitą Bractwa i ruszył do swojej kajuty. Zrzucił przepocone łachy i wziął szybki prysznic. Postanowił od razu ubrać się w czarny kombinezon bojowy z syntjedwabiu, żeby nie zajmować się tym już przed bitwą. W ostatnich kilkunastu godzinach wydarzyło się bardzo wiele.

Musiał wyjaśnić coś ze swoja szefową. Początkowo, po incydencie na statku podwodnym zgłupiał, nie bardzo wiedząc jak się miał zachować Nie wiedział czy zachowanie baronówny mógł zrzucić na karb stresu, upojenia alkoholowego, czy rzeczywiście między nimi coś zaistniało.

Sam sobie nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Dawno już się tak nie czuł, młoda szlachcianka sprawiła, że przypomniał sobie co to znaczy szybsze bicie serca. Jej głos, jej zapach, jej cała osoba były dla niego silnymi bodźcami. Ostatni raz czuł sie tak na Santa Cruz... ale to było dawno. Przeklinał sam siebie, za to, że nie wiedział co ma z tym zrobić Odpowiadał przecież za jej bezpieczeństwo, zburzenie pewnego dystansu miedzy ich osobami, mogło sprawić że przestałby być obiektywny, to mogło się źle skończyć.

Z drugiej strony jego ciało i zmysły kusiły... podsuwając obrazy mające odbicie w przeszłości. Skierował swe kroki w kierunku kajuty baronówny de Mercouri. Już miał zapukać do drzwi, kiedy otwarły się dość szeroko, a Aspazja prawie na niego wpadła. Przez chwilę zapomniał jeżyka w gębie, czując jej ciało i świeży zapach jej skóry.

Nie zdążył odzyskać rezonu, kiedy baronówna powiedziała:
- Ruch jak na cesarskim dworze – uśmiechnęła się krzywo – przepraszam nie chciałam cię taranować. Ile zostało nam czasu?

Odpowiedział. Miał ponurą minę, choć może po prostu taką jak zwykle. Aspazja która w kąpieli skupiła się na dokładnym odtworzeniu w wyobraźni tablicy Mendelejewa czuła się trochę lepiej.
Trochę.

Wiedziała po co przyszedł. Wyperswadować jej bezpośredni udział w akcji.
- Nie martw się – patrzyła na kombinezon Evrosa – nie mam zamiaru się przy niczym upierać. To znaczy chciałabym walczyć. Dobrze by mi to zrobiło. Ale najważniejsze jest powodzenie akcji. Dostosuję się do twoich poleceń.

Dopiero teraz odsunęła się dwa kroki od Hazata.
- Nie chcę żeby ktoś przeze mnie zginął – powiedziała bardzo cicho – To po prostu… Nie można odbierać istotom myślącym wolności … tożsamości.
Evros przez chwilę nie wiedział co ma powiedzieć. W zasadzie ucieszyły go jej słowa, jeden problem miał juz z głowy.

- O tym też chciałem porozmawiać, ale chciałem też inną sprawę wyjaśnić. Zamilkł przez chwilę szukając odpowiednich słów.
- Nie wiem co się między nami dzieje - jego głos ścichł, jakby się obawiał, żeby ktoś postronny ich nie usłyszał. - Tam wtedy na statku, kiedy... - poczuł chyba, że się czerwieni, dawno już nie rozmawiał z kobietą w ten sposób - ... szukałaś zapomnienia.

Znowu się zająknął, cholera zachowywał się jak niedoświadczony młodzik. - Tylko przez szacunek dla Ciebie, nie skorzystałem z okazji... a wierz mi, że dusza ze mnie wychodziła. Jesteś piękną kobietą i sprawiasz, że odczuwam wszystkimi zmysłami, emocje o których myślałem, że są już dla mnie niedostępne. Nie wiem, czy to dobrze... Nie wiem czy chcę wiedzieć, czy to dobrze... Nie wiem, co Cię dręczy... że winem i prochami zagłuszasz demony... ale...

Głos utkwił mu w gardle, mimowolnie przysunął się do niej. Znowu przyjemna woń jej zapachu pobudziła jego wyobraźnię. Ognista krew jego rodu, przypomniała mu o jego pochodzeniu, nie dbał o to, czy zaraz go spoliczkuje... Pocałował ją, z zaskoczenia, jak ona zrobiła to na łodzi...
Aspazja nie broniła się. Coś zatrzeszczało w trzewiach Rybki. Drzwi od kajuty baronówny poruszyły się lekko. Starczyłyby dwa kroki w odpowiednim kierunku…

Odepchnęła mężczyznę. Lekko.
- Cholera. Cholera, cholera. – też szeptała. Jej pięść wciąż zaciskała się na kombinezonie Hazata.

- Ależ to wszystko popieprzone. – po policzkach Aspazji płynęły pojedyncze łzy. Nie umiała ich powstrzymać. Potarła twarz dłonią.
- Cieszę się –powiedziała bez sensu – Evros. – Popatrzyła mu w oczy - Nie daj się zabić. Chciałabym dokończyć… tę rozmowę.

Zarumieniła się.

- Cholera – powiedziała po raz czwarty.

Poczuł miękkość jej ust i chciał się w tym zatracić. Przyciągnął ją bliżej do siebie, po chwili oboje patrzyli na siebie, a on poczuł, że jego oddech niebezpiecznie przyśpieszył. Tak dużej dawki adrenaliny nie odczuwał od dawna.

Mała piąstka ściskała czarny kombinezon na jego piersi. Otarł łzy z jej policzków: - Nie dam... obiecuję - po czum nieśmiało się uśmiechnął. W zasadzie nie wiedział co miał teraz zrobić, musieli udać się na naradę, ale drzwi do jej kajuty, były tak kusząco otwarte jakby zapraszały.
- Dokończymy rozmowę... jak wrócę. Obiecuję.

Pocałował ją po raz kolejny. tym razem już śmielej, można powiedzieć zachłannie.

Z trudem oderwał się od niej i ruszył ku mesie, by naradzić się z resztą załogi.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 04-01-2011 o 22:30.
merill jest offline  
Stary 06-01-2011, 15:46   #63
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy tylko wszyscy załoganci i akolita weszli na pokład Soren zamknął luk i podrwał Rybkę do lotu. Szybko osiągnął wysoki pułap. Chmury dawały co prawda niewystarczającą osłonę, ale dla obserwatorów naziemnych i tak byli tylko niewielkim punktem na niebie, dość łatwym do przeoczenia. Poza tym wydostali się poza zasięg słabszych eteroskopów. Na lepsze ukrycie się nie mieli co liczyć, chyba że by znaleźli Gwiezdne Wrota prowadzące bezpośrednio pod kryjówkę Beliaha.

Powrót do sterów okrętu kosmicznego Soren przyjął niemal jak wybawienie. Batyskaf też był w porządku, ale jednak nie dawał takiej wolności i pełnej swobody, a przy tym takiego poczucia władzy w przestworzach jak Rybka (choć i ona oczywiście nie mogła się równać z porządnym cesarskim krążownikiem, ale na to w najbliższej przyszłości nie było co liczyć). Towarzystwo Deana w tej chwili tylko przeszkadzało w delektowaniu się lotem, ale na szczęście wkrótce kapitan udał się na naradę w mesie i pilot został sam na sam ze swoimi sterami. Odszedł od nich tylko na moment, żeby znowu założyć mundur. Jeśli będzie miał przyjemność przesłuchiwać jakichś piratów, epolety mogą okazać się cennym argumentem.

Podróż nie trwała długo. Rybka wielokrotnie przewyższała prędkością jednostki nawodne, a tym bardziej podwodne. Już po około półgodzinie zawiśli wysoko nad wyspą piratów i odebrali raport sytuacyjny od Kano. Soren uruchomił interkom i skrzekotkę i nadał do wszystkich:
- Jesteśmy na miejscu. Wszyscy na stanowiska bojowe. Powtarzam: wszyscy na stanowiska bojowe.
Zaczął się powoli obniżać, rozglądając za dogodnym miejscem do przeprowadzenia natarcia, na podstawie wskazówek komandora. Gdy je wybrał oddalił się nieco od wyspy i zniżył się tuż nad samą powierzchnię wody, pozwalając wysiąść grupie uderzeniowej. Pozostawało mieć nadzieję, że z tej strony nie znajdowała się żadna łódź przeoczona przez golema, albo płetwonurkowie, z którymi by mogło dojść do starcia.
Gdy atakujący odpłynęli okręt znów wzniósł się trochę wyżej i czekał na sygnał do ataku.
- Wszyscy pozostający na pokładzie proszę zapiąć pasy. Powtarzam: zapiąć pasy - nadał ponownie pilot. Skoro cały ich dobytek był unieruchomiony, na okoliczność podróży w stanie nieważkości, to pozostało zabezpieczyć ludzi, żeby bezkarnie móc wykonywać dowolne ewolucje.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 06-01-2011, 19:42   #64
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
W momencie pierwszego strzału, już miał nadzieję, na wielkie wejście, jednak człowiek z motaczem obrócił się dokładnie w najgorszej chwili, także pocisk z lancy minął butle zawieszone na jego plecach i efektownie uderzył w wodę za pomostem. Niestety nie pozostało to bez reakcji pozostałych, część padła na ziemię szukając wroga, część rzuciła się do biegu w kierunku domku, człowiek z mechaniczną ręką ruszył biegiem w stronę karaweli, a ognisty w kierunku domku.
Kano oddał kolejny strzał, tym razem trafił tak jak planował, a eksplozja jaka powstała oderwała kończyny od ciała nieszczęśnika, który był wyposażony w miotacz. Wybuch zmusił także kilku marynarzy do skoku do wody, oraz wyrwał sporą dziurę w pomoście, tak, że nie dało się teraz przejść, bezpośrednio na karawelę.

Kilku marynarzy odkryło lokację Kano i zaczęła się wymiana ognia. Golem trafił jeszcze jednego, na tyle skutecznie, że padł nieruchomo, choć wydawało mu się, że trafienie nie powinno być śmiertelne. Trafił jeszcze dwóch, jednak te trafienia zważywszy na to iż teraz wszyscy już biegali po plaży próbując znaleźć zasłonę nie były precyzyjne i raczej należały do ran powierzchownych. Oddał jeszcze jeden strzał do człowieka, którego system bojowy zlokalizował jako największe zagrożenie, jednak chybił, ów człowiek zamierzał rzucić granat, ale chyba z powodu ostrzały wycelowanego w niego, dostał jakiegoś zaćmienia umysły, bo rzucił zawleczkę, samemu po chwili eksplodując i raniąc odłamkami towarzysza, który przykucnął za skrzynką dostatecznie blisko.
Wywołał jednak jeden nieprzyjazny efekt, jego lanca się zacięła, wskaźnik pokazywał pełna baterię, jednak czy to przez długie nie używanie, czy też przez jakieś zabrudzenie soczewek, system informował o niemożności oddania strzału. Nie było czasu sprawdzać co się stało, złożył ją i zamienił miejscem z tą z schowka w nodze.

Wrócił do wymiany ognia z plażowiczami. Wedle jego zegara, Rybka powinna już nadlecieć, co za kilka chwili się potwierdziło, bo usłyszał silniki, oraz ostrzał z pokładowych dział, w tym samym momencie po drugiej stronie plaży pojawił się Evros, Dean i jakiś obcy człowiek.
Nie było czasu do stracenia, Kano wykorzystał zamieszanie na plaży, aby wyskoczyć zza osłony skał, i ruszył biegiem na plażę. Reszta obsady plaży, która nie zdążyła uciec, padła martwa pod ostrzałem z Rybki, oraz zza pleców.

Kano musiał przyznać, że jego towarzysze, zaplanowali dość dokładnie desant, biegnąc w stronę domku, nadał skrzekotką do Evrosa, na ustalonej częstotliwości.
- Niewolnicy są w tym domku, za pewne jest tak wejście do podziemi, ale uciekło tak dość dużo żołnierzy. Proponuję wpaść za nimi z rozpędu zanim się przygotują. Idę przodem, chyba że masz lepszy plan? -
-Gdzie jest Beliah? - Odpowiedział mu nieznany, głos, zapewne należący do nieznanego mu członka grupy uderzeniowej. Beliah miał dużo wrogów.
- Jak dobrze pójdzie to w łodzi podwodnej, która zaraz wybuchnie, a jak pójdzie gorzej, to nie zdąży przed wybuchem, i wtedy spotkamy go w korytarzach, w jego drodze na karawele. - Kano uznał, że można odpowiedzieć. W tym czasie dopadł już chatki, reszta także, ustawili się samoistnie i wzorcowo. Kano na czele, za nim i Evros i nowy, a na końcu Dean osłaniający tyły.

Golem przeszedł w tryb szybki, podczas pływania zregenerował nieco baterii, a dokładniej mówiąc ostudził wszystkie siłowniki, i najważniejsze układy motoryczne, więc mógł ponownie skorzystać z przyspieszenia. Był gotowy, do uników, oraz walki wręcz. Nie wysuwał jednak ostrzy, uznał, że może to zrobić w ułamku sekundy, a po co ostrzegać wroga, że ma taką możliwość. Lepiej niech się dowie, kiedy będzie już za późno, jednak jeśli ktoś sam wejdzie mu pod ostrze, to Kano zamierzał skorzystać.

Będąc już w aktywnym trybie szybkim, wpadł na drzwi otwierając je kopniakiem i od razu wskakując do środka. Termowizja uruchomiona w jednym tylko oku, od zapewniła mu brak reakcji na różnicę oświetlenia pomiędzy środkiem, a plażą, a normalny wzrok pozwoli mu odróżnić niewolników. Miał wrażenie, że Aspazja nie była by zadowolona z tego, gdyby przypadkiem jakiegoś zastrzelili.

Po zabezpieczeniu pierwszego pomieszczenia wyłączył swoją golemiczną szybkość, i powrócił do normalnego trybu. Nie wiadomo czy mu się jeszcze nie przyda.
Razem z resztą ruszył podziemnymi tunelami w kierunku doków z łodziami podwodnymi. Po chwili w tunelach rozległo się echo wybuchu.
- Jedna łódź z głowy, druga jest unieruchomiona, ale jak ściągną nurków, to tylko na jakieś 10min. -
 
deMaus jest offline  
Stary 09-01-2011, 00:09   #65
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Zbliżała się bitwa, znów po raz kolejny w swoim życiu Jack miał walczyć i zabijać. Popatrzył na dwójkę towarzyszących mu ludzi, którzy podobnie jak on czekali na znak, aby opuścić "Rybkę", jak nosił nazwę statek i przedostać się na plażę, na której już znajdował się jeden z nowych towarzyszy broni.

Nerwy, zawsze gdzieś czaiły się nim rozpoczynała się bitwa. To był ten moment, w którym człowiek najbardziej się martwił, jeszcze raz wszystko kalkulował, sprawdzał, modlił się czy zastanawiał się, co się stanie jeżeli dzisiaj zginie. Wilde zbyt wiele razy to widział, zbyt wiele razy ogarniało go to uczucie, żeby zbyt bardzo się tym przejmować. Zamiast tego, sprawdził cały swój sprzęt i broń. Poprawił tarczę i mundur zrobiony z syntjedwabiu. Po raz kolejny sprawdził słuchawki i mikrofon do skrzekotki. Mieli mieć cały czas kontakt, gdyby miał raz po raz sięgać po nią ... cóż nie skończyłoby się to dobrze.

W końcu po czasie, który mógł wydawać się wiecznością właz otworzył się i trójka "szturmowców" zeskoczyła z platformy lądując po kolana w wodzie. Znajdowali się w dobrym miejscu, poza głównymi pozycjami obronnymi piratów. Nie mogli pozostać w miejscu, ich przeciwnicy wiedzieli już, że są atakowani w krótkim czasie musieli zareagować, a wtedy stojąc w wodzie mogliby mieć duże kłopoty.

-Idziemy - powiedział głosem nawykłym do wydawania rozkazów i zaczął biec w stronę plaży. Wydawał się zupełnie inny niż jeszcze przed chwilą, był całkowicie skupiony na swoim zadaniu. Jego zmysły działały na najwyższych obrotach.

Gdy znaleźli się na plaży, tylko chwilę zajęło mu ogarnięcie całej sytuacji. Wyglądało na to, że domek, w którym mieli znajdować się niewolnicy stanowił pewne miejsce obrony. Ich przeciwnicy skupili się na ich koledze. Trzeba było zakończyć tą zabawę, najstarsza taktyka nakazywała zajście ich od boku, albo od tyłu i Albert wiedział już, którą ścieżką podąży, aby tego dokonać. Odwrócił się do Evrosa

-Daj mi granat błyskowo hukowy - jego towarzysz bez słowa podał mu żądaną broń, a gdy tylko Akolita przypiął ją sobie do oporządzenia pokazał im miejsce, za molem, w którym znajdował się jeden z piratów.

-Dajcie mi ogień osłonowy, a ja go zajdę - poczekał, aż tamci zaczęli strzelać i ruszył biegiem na flankę tego przeciwnika. Ruch musiał zostać dostrzeżony na statku. Jack kątem oka zauważył krzątaninę piratów przy dziale przeciwlotniczym. Na całe szczęście jego instynkt zadział szybciej niż podświadomość, nagle skręcił z obranej ścieżki, a wybuch pocisku potężnego kalibru posłał w górę strugi piasku i kamieni.

-Zdejmijcie działo Przeciwlotnicze na tym okręcie, akurat wali do nas! - wykrzyknął do mikrofonu mając nadzieję, że zwróci to uwagę ich wsparcia powietrznego. Tymczasem udało mu się dopaść względnie bezpiecznej kryjówki. Teraz pozostawała sprawa ich przeciwnika. Jak najciszej podszedł do jego pozycji. Ten był bardzo zajęty ostrzeliwaniem pozostałej dwójki nadal znajdującej się na wcześniejszych pozycjach. W końcu jednak zauważył ruch przy sobie i zaczął się odwracać. Był jednak za wolny. W kilku susach Jack znalazł się przy nim i potężnym ciosem posłał go na piasek. Pirat próbował jeszcze wstać, ale był to błąd. Albert był specjalistą od walki wręcz i nie dał mu żadnych szans. Uderzenie podeszwą buta w kolano spowodowało głośny chrupot i krzyk przeciwnika, a następny szybki cios pozbawił go przytomności. Cóż powinien się cieszyć, że przeżyje.

Zajęcie tej pozycji pozwoliło im na podciągnięcie swoich sił bliżej chatki, ale również zwróciło na nich uwagę. Obrońcy zaczęli sporadycznie ich ostrzeliwać. Po chwili jednak zapadła cisza. Jack ostrożnie ruszył do krzaków znajdujących się najbliżej chatki. Odpiął, i odbezpieczył granat, uklęknął na jedno kolano i wrzucił go do środka. Gdy tylko ten wybuchł dopadł tego samego okna i trzymając karabin gotowy do strzału, zlustrował pomieszczenie.

-Czysto!- powiedział natychmiast -Jest zejście, wchodzimy!- wykorzystując jako punkt wejścia to okno wszedł do chaty. Pozostawione jedzenie, porozwalane meble ... i rampa prowadząca do podziemi. Ostrożnie podszedł do jej wejścia. Niestety nie był w stanie nic dostrzec. Gdy tylko pierwszy z jego kompanów pojawił się w chacie uruchomił latarkę i oświetlił metalowe drzwi. Nie wyglądały na nadzwyczaj solidne, ale z pewnością mogły ich na pewien czas zatrzymać.

Popatrzył na Evrosa -Masz ładunki wybuchowe? Jeżeli tak mogę je wysadzić z zawiasów, w innym przypadku trzeba spróbować je wyłamać -

Wydawało się, że osiągnęli jeden z krytycznych momentów w natarciu. Zostali spowolnieni. Każda sekunda była cenna, gdyż szybki atak nie pozwalał przeciwnikowi na rozeznanie się w sytuacji. Piraci mieli przewagę liczebną, z tego powodu nie mogli pozwolić im się zreorganizować. Niszczenie małych, odizolowanych oddziałów było prostsze niż jednego wielkiego ... cóż trzeba było mieć nadzieję, że ich morale właśnie spadało na łeb na szyję i większość postanowi ratować się ucieczką, a nie walczyć ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 10-01-2011, 23:50   #66
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Deklaracje za zgodą Hellian i brakiem sprzeciwu Lhianann
Oddział szturmowy, jak szumnie nazywano czwórkę przeróżnie uzbrojonych ludzi, rozpoczął natarcie, Nicodemus siedział tuż za Sorenem obsługując radio i starając się zrozumieć coś z pozostałej aparatury, a Nadia i Aspazja siedziały przy działach. Po chwili się zaczęło. Pierwsze błyski eksplozji pojawiły się nad wyspą. Rybka na pełnym gazie wspięła się na odpowiedni pułap i zawisła nad centrum wyspy. Był to świetny punkt do obserwowania sytuacji i wybierania celów ataku. Na pierwszy ogień poszła karawela. Jej załoga, której najwidoczniej nie wystarczał karabin maszynowy, wywlokła spod pokładu jakieś inne działo i ostrzeliwało plażę. Rybka skierowała się dziobem w tamtą stronę i położyła na boku, pozwalając strzelić obu działom. Jeden pocisk wyrwał tylko kawałek pokładu i osmaliwszy burtę wpadł do wody. Drugi natomiast trafił dokładnie na linii wody, zostawiając po sobie sporą dziurę. Okręt zaczął się przechylać i tonąć. Piraci oddali jeszcze dwa niecelne strzały i w końcu zdecydowali się salwować ucieczką.

W oku młodego chorążego błysnęła złowieszcza iskierka.
- Wielebny, dajcie mi mikrofon od radia - poprosił, wyciągając rękę w stronę Nicodemusa.
Po chwili na wszystkich częstotliwościach rozległ się głos:
- Tu kapitan Salome al-Malik. W imieniu szejka Adila al-Malik nakazuję się Wam poddać. Rzućcie broń i wyjdzie z podniesionymi rękoma, a oszczędzimy Wam życie. Powtarzam, tu kapitan Salome al-Malik, w imieniu szejka Adila al-Malik. Wyjdźcie z rękoma w górze, a zostaniecie oszczędzeni. To jest ostatnie ostrzeżenie.
Po wygłoszeniu tej przemowy oddał mikrofon księdzu. Miał nadzieję, że nie słyszał tego żaden szlachcic. ... Żaden szlachcic zaprzyjaźniony z al-Malikami, który mógłby mieć Sorenowi za złe podszywanie się pod jednego z nich. Potem zaczął krążyć nad wyspą w losowych kierunkach, robiąc gwałtowne zwroty, żeby utrudnić piratom celowanie. Gdy tylko nadarzał się odpowiedni cel, znowu kładł Rybkę na bok i pozwalał miłym paniom dokonać reszty.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 11-01-2011, 23:11   #67
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Rybka z zawrotną prędkością zanurkowała ku miejscu desantu. Cała ich trója stała gotowa i skupiona, podtrzymując się na siatkach wiszących na ścianach luku ładowniczego. Evros machinalnie sprawdzał i poprawiał broń, sprawdził czy rękojeść monomiecza jest na swoim miejscu.

Gdy luk opuszczał się ku dołowi, odciągnął zamek komory nabojowej lekkiego karabinu maszynowego, pięknej roboty rodu Jahnisaków. Uznał, że przyda się im nieco cięższe wsparcie. Ruszył biegiem za akolitą Bractwa.

Początkowo przywitał ich spokój, wynikający głównie z zaskoczenia piratów. Nie trwało to długo i wkrótce nad ich głowami rozpętało się pandemonium ognia prowadzonego z pokładu Rybki. Piraci zaczęli się odgryzać. Szybko przemierzyli plażę, na chwilę zatrzymali się przyduszenie do ziemi ogniem działa większego kalibru.

Ich celem była drewniana chatka, będąca według raportu Kano, kluczem do więzień niewolników. Najprawdopodobniej tam było miejsce gdzie, przetrzymywali jeńców. Były żołnierz cesarskiej Gwardii, ogniem ciągłym z karabinu zasypywał dobrze okopanego pirata, który odcinał im drogę ku celowi.

Albert w tym czasie zaszedł go z boku i zneutralizował. Z góry z pokładu ich statku, Soren wykańczał zapewne większe gniazda oporu . Kilkanaście metrów terenu i huku wystrzałów i znaleźli się pod ścianą chatki. Podał braciakowi granat i sam zatkał uszy. To był jego wyrób i wiedział czego się spodziewać. Kiedy nastąpiła eksplozja wstał i wycelował karabin w okno, z drugiej strony Albert zrobił to samo. Pomieszczenie było czyste.

- Masz ładunki wybuchowe? – zapytał mnich.
- Mam coś lepszego – wyciągnął rękojeść monomiecza i ostrze zamigotało w półmroku domku.

Trzy precyzyjne cięcia i drzwi, które do tej pory ich zatrzymywały były otwarte. Evors wyjął pistolet maszynowy i ruszył pierwszy w ciemność korytarza. Trzymał się przy ścianie, starając się iść cicho. Stanął dając znak reszcie.

Przed nimi w małym okienku, stał wycelowany w korytarz ciężki karabin maszynowy. Komandos zadziała szybko, granat burzący poszybował przez korytarz, wpadając przez otwór bunkra obsługi ckm – u. Celowo odliczył do trzech, zanim rzucił, po to by wrogowie, gdyby któryś miał na tyle odwagi, nie odrzucili granatu na zewnątrz.

Przed wyłączonym już z gry, gniazdem karabinu, korytarz zakręcał pod kątem prostym w prawo. Słabe oświetlenie, nie pozwalało ocenić , za bardzo co jest dalej. Kilka metrów przed nimi, korytarz rozchodził się w prawo i w lewo. Co było na wprost nie potrafili dojrzeć.
Pomieszczenie na lewo wyglądało na coś w rodzaju magazynu, po prawej zarejestrował jakiś ruch. „Wróg”. Gestami nakazał Deanowi iść w stronę magazynu. Sam z Albertem ruszyli za uciekającym. Posuwali się ostrożnie, nie chcąc wpaść w zasadzkę. Korytarz kończył się wejściem do małej kanciapy.

Widocznie było to jakieś pomieszczenie wypoczynkowe dla straży albo coś w tym stylu. Ruszyli dalej, niczym dwie czarne pantery, doskonałe maszyny do zabijania, wykute w setkach godzin treningów i misji.
Pomieszczenie było puste… szli więc dalej. Przed nimi na końcu korytarza zamajaczyły drzwi. Evros zbliżył się ostrożnie i wychylił się. Strzał przerwał ciszę, a on uchylając się ocalił życie. Kula odłupała kawał tynku kilka centymetrów wyżej.

Zdążył tylko zauważyć wywrócone stoły na środku obszernej stołówki. Piraci byli tam dobrze osłonięci. – Osłaniaj mnie ogniem. Spróbuję dorzucić tam granatem.

Mnich tylko skinął głową i przeładował karabin. Komandos wychylił się i rzucił granat, ale jak mówiło stare, żołnierskie przysłowie: „Nie poszło mu jak kurwie w deszcz”. Pocisk odbił się od barykady i poturlał się w stronę drzwi. Evros, który był bliżej drzwi został rzucony podmuchem eksplozji. Z trudem wstał, ale był cały. Solidna drzazga z framugi wbijała mu się w przedramię. Z sykiem wyrwał zadrę, rana piekielnie piekła, ale po chwili w jego oczach zabłysły ognie gniewu. Jednocześnie oboje w swoich skrzekotkach usłyszeli wołanie Deana. Był pod ciężkim ostrzałem.

Zabarykadowali drzwi do stołówki. Skoro nie mogli wyczyścić tego pomieszczenia postanowili je tymczasowo odciąć. Hazat dodatkowo podłożył pod drzwi odbezpieczony granat. Gdyby ktoś próbował wyjść, łyżka wypięła by się z zawiasu, forsujący barykadę wrogowie będą mieli niemiłą niespodziankę.

Kiedy dotarli do Deana, przywitał ich ciężki ostrzał karabinowy… a ich towarzysz leżał za stertą beczek i odstrzeliwał się piratom.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 19-01-2011, 21:34   #68
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Pył z kruszonych strzałami ścian przesłonił im wizję, pod nogami zawadzały resztki rozszarpanych pociskami skrzyń, oraz lepiła się do podeszw zakrzepła kałuża oleju, zaś ponad głowami świszczały kule, w nozdrza uderzał zapach prochu, mokrego kamienia nasiąkniętego oparami diesla zmieszany z smrodem przeleżałej żywności, a wszystko to chłonęli w piekielnych barwach czerwonej awaryjnej lampy oświetlającej magazyn.

Światło, zapach, grube ściany - wszystko to zacieśniało się na śmiałkach, ale gorszy był pierścień piratów, okopanych w stołówce, w magazynie, a gdy ostatnia osoba przeskakiwała do Deana w ślad za nią przez korytarz poszła seria z kolejnego stanowiska ognia, tym razem rozstawionego w przyległej hali hangaru łodzi podwodnych.

Za pierwszym gniazdem KM korytarz rozchodził się w skrzyżowaniu, lewa odnoga kończyła się niewielką komórką, z której kolejne drzwi wiodły do stołówki, obecnie odgrodzonej śluzą, w której zabarykadowała się trójka piratów. Po drugiej stronie, znacznie szersza droga prowadziła do magazynu, skrzynie nie były jeszcze pokryte kurzem i obecny układ ładunku wydawał się być świeży. Tu utknęli razem z Deanem, mierząc się z dwójką złoczyńców uzbrojonych w półautomatyczne strzelby, za wypełnioną pakunkami salą i za drewnianą zasłoną rabusiów były dwa wyjścia, jedne wiodły do hangaru, drugie pięło się schodami wzwyż.

Strzały na chwilę zamilkły, zabrzmiał stuk metalu o beton i syk. Gdzieś za ich plecami z wyrzuconego od strony okrętów podwodnych granatu wydobywały się kłęby zielonego dymu. W zapachu ostry, niemal pobudzający potęgujący organiczne zmysły, pozwalając dostrzec i dojrzeć to co ukryte między cieniami, ponure cienie kłębiące się na ścianach, symbiotyczne macki wijące się i pełzające w stronę nóg, by wspiąć się po ciele i opleść wokół gardeł...

***

Na wezwanie Sorena nikt nie odpowiedział, nawet ostrzału zaprzestano gdy karawela zaczęła iść na dno, a z głębi wyspy wzniosły się kłęby dymu z zasabotowanego działa. Przez chwilę osiągnęli dominację na niebie, niebie które dość szybko zasnuwało się ciemnymi chmurami, wiatr się wzmagał, a falę pod nimi piętrzyły. Statkiem wstrząsnęły turbulencje, nie za silne, bo też wielotonowy okręt niewiele rzeczy mogło poruszyć. Wiatr zresztą był taką samą przeszkodą dla nich, jak i dla piratów.
- Mam złe przeczucia... - powiedział Nikodemus.
- Spokojnie, nie w takich warunkach latałem.
- Nie to mnie martwi, ta burza, nie jest naturalna, obawiam się, że ktoś może manipulować węzłami geomancji.
- Zaraz, chyba nie powiesz, że zaraz zestrzeli nas grom.
- Nie wiem, niewielu mędrców zna tajniki terraformujących maszyn. Wątpię by ktokolwiek z nich zechciał użyć ich przeciw nam, ale to jeszcze gorsze. Bo oznacza, że osoba igrająca z żywiołami, sama nie wie na co się porywa i jakie mogą być tego konsekwencje.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 20-01-2011, 13:58   #69
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Dean, Jack i Evros opuścili pokład. Życzyła im powodzenia, pozornie zupełnie spokojna.

Bez słowa zajęła miejsca za działem, górnym. Zapięła pasy. Zmówiłaby modlitwę, tylko że nie miała do kogo. Zagubiła swego Boga w pokręconych wizjach. Skupiła się na ustawieniu celownika. Mężczyźni zniknęli z jej pola widzenia. Cały czas uważała, że jej miejsce jest z nimi, tam na dole. Może dzięki innym zdolnościom niż wyszkoleni żołnierze, ale radziła sobie w sytuacjach niebezpiecznych całkiem dobrze. No i była jeszcze kwestia odpowiedzialności. Skoro to ona zdecydowała się na tę pogoń i małą wojnę, nie powinna się chować za pancerna osłoną.

Ustąpiła ze względu na Evrosa. Zdawała sobie z tego sprawę. Wkurzało ją to.

Ciało nadal czuło dotyk ust mężczyzny.

Pierwsza część planu szła znakomicie, najpierw Kano zniszczył wielkie działo, zlokalizował miejsce przetrzymywania niewolników, zniszczył łodzie podwodne Beliaha, potem Rybka zatopiła karawelę i „desant” wszedł do bunkra.
Nie widziała ani Nadii ani Sorena, każde z nich tkwiło na swoim stanowisku, porozumiewali się przez słuchawki. Nicodemus , jedyny bez konkretnego zadania został na mostku. Pilot znowu w swoim żywiole manewrował Rybką z precyzją baletmistrza. Fouette! jete! pas de chat! arabesque … Trafiony! I od nowa.

A Aspazja strzelała do ludzi. Na żaglowcu byli niewielkimi kukiełkami, spadającymi do wody, bezwładnymi marionetkami, którym nagle obcięto sznurki. Potem Soren zszedł niżej, huk silników tłumił myśli. Ludzie z ziemi zadzierali głowy, widziała jak padają w soczystą zieleń tropiku, wszystko nadal nierealne, nie widać krwi, oni w górze, w ciężkiej stali statku, właściwie bezpieczni, wzrok przebija się przez niezniszczalne szyby, żadnych krzyków, jedynie hałas wnętrzności Rybki –Lewiatana i działa, z którego sama strzela, można udawać, że to nic takiego, śmierć za zasłoną, oswojona.

Przy boku jatagan, szlachetna broń biała, co nie pozwala uciec przed grymasem konającego.

To ona rozpętała bitwę.

Nawet nie mogła mieć pewności, że to dlatego, że chciała uwolnić zniewolonych, równie możliwe, że do działania zmuszał ją strach przed tajemnicami przeszłości.

Przestali słyszeć cała czwórkę mniej więcej w jednym momencie. Nadia wywoływała ich uparcie, po kolei. Nie odpowiadali. Przekleństwa nie przechodziły Aspazji przez gardło. Odpięła pasy i opuściła stanowisko. Przytrzymując się ścian dobiegła na mostek.
- Lądujemy - zarządziła.
Nicodemus rozprawiał o geomancji.
-Maszyny? – zapytała i nagle roześmiała się, nieprzyjemnie i chrapliwie – Dzięki ci, Proroku! Jeśli są tu jakieś geomantyczne maszyny musimy je mieć. Przynajmniej ta cholerna wojenka się nam opłaci. Po to się przecież rozpętuje wojny, prawda ojcze? , dla zysku.
-Ktoś musi zostać na Rybce. Ciągniemy słomki?
Kapłan zgłosił się na ochotnika.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 21-01-2011 o 13:37. Powód: ichtiologia :)
Hellian jest offline  
Stary 30-01-2011, 13:43   #70
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Wejście do podziemi było tragiczne, widać tu doskonale ich niezgranie, początek szedł dobrze, ale z każdym korytarzem było gorzej. Każdy łaził jak chciał, wzajemne ubezpieczanie miało miejsce dopiero jak zapędzili ich w miejsce, skąd nie mieli wyjścia.
Kano doszedł do wniosku, że jak to przeżyją, to będzie trzeba urządzać, manewry, i ćwiczenia, wspólnego działania.

Po tym, jak zostali odcięci od tyłu, przez nowe stanowisko z ckm'em, a z przodu mieli tylko ludzi z karabinami, nie pozostało zbyt wiele możliwości.

- Dajcie na chwilę ogień zaporowy w ich stronę. - Zawołał do towarzyszy, po czym, przeszedł ponownie w tryb szybki, i ruszył biegiem, chowając się za skrzynkami przed ostrzałem, w stronę dwóch piratów ostrzeliwujących ich z przodu.

Kiedy był dostatecznie jedną skrzyknę od wrogów, wyskoczył z jej prawej strony, aby wziąć ich po kolei. Pierwszy był zajęty strzelaniem, więc uaktywnił ostrze w nadgarstkach i zaatakował.
Cel był prosty, nabić pierwszego, zasłonić się nim, i strzelić do drugiego.
Za sukcesem przemawiało, niejakie zaskoczenie na widok człowieka z ostrzami w nadgarstku, szybkość golema, oraz pewnie zaskoczenie, spowodowane tym niemal samobójczym atakiem.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 30-01-2011 o 13:45.
deMaus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172